Strona główna » Poezja i dramat » 89 wierszy

89 wierszy

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-61298-46-5

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “89 wierszy

Ostatni, osobisty wybór u wierszy Zbigniewa Herberta, który można odczytywać jako jego testament poetycki. Zbigniew Herbert ułożył je nie chronologicznie, jak poprzednio, lecz tematycznie. Taki układ pozwala odczytywać na nowo to wspaniałe i jedyne w swoim rodzaju zjawisko, jakim jest poezja. Nie waham się określić 89 wierszy Zbigniewa Herberta mianem wydawniczej rewelacji. A to z tego względu, że nie jest to zwykły wybór wierszy: zwykły, czyli chronologiczny, według następstwa ukazujących się tomów. Otóż, nie bacząc na chronologię, utwory zamieszczone w tej książce autor podzielił – według sobie tylko znanej zasady – na pięć części oznaczonych rzymskimi cyframi. Co łączy zamieszczone w tej samej części wiersze pochodzące z różnych zbiorów – oto pytanie dla krytyka, dla miłośnika poezji Herberta, dla każdego, kto sięgnie po tę książkę. Tak więc "89 wierszy" to nie tylko nowy wybór poezji jednego z najświetniejszych poetów współczesnych, ale także – przede wszystkim! – dokonana przez tego twórcę fascynująca autointerpretacja własnego dorobku.

Polecane książki

Obie nowele to zjadliwa satyra na radziecką biurokrację. Michał Bułhakow – twórca genialnego Mistrza i Małgorzaty – jak mało kto potrafił podchwycić i literacko przetworzyć przejawy sowieckiej rzeczywistości, prowadząc niekiedy swoich bohaterów na skraj obłędu. Pisarz dob...
Dobrze rokująca dziennikarka, aby ratować trudną sytuację redakcji, podejmuje się nakręcenia reportażu o seryjnym mordercy. W tajemnicy wyrusza wraz ze swoim partnerem w podróż do nieznanego miasta, która ogromnie zmienia jej życie. W tym demonicznym miejscu powracają dawne leki i koszmary, a rzeczy...
„Odcienie miłości” to zbiór dziesięciu opowiadań nagrodzonych w Konkursie Walentynkowym zorganizowanym przez Wydawnictwo Psychoskok wraz z portalem Autorzy365.pl. Podsumowanie konkursu pozwoliło na wyłonienie dziesięciu najlepszych prac, z którymi możemy zapoznać się wszy...
W poradniku do Blair Witch Projekt część III zawarty jest kompletny opis przejścia gry – uratowania mieszkańców i odkrycia tajemnicy wiedźmy z Blair. Blair Witch, część trzecia: Historia Elly Kedward - poradnik do gry zawiera poszukiwane przez graczy tematy i lokacje jak m.in. Opis przejścia cz.2 Op...
Ruszyć z miejsca! Z jakiego powodu to uczynić? Droga człowieka powinna mieć cel, dla którego warto ją podjąć. Inaczej, wcześniej lub później, pojawią się wątpliwości, które podważą wszystko, łącznie z sensem istnienia. W najgorszym razie dojdzie do porzucenia wszelkich pytań o życie i nastąpi uciecz...
„Nigdy cię nie zapomniałam” Marty W. Staniszewskiej jest lekko opowiedzianą historią trudnego, pełnego meandrów, związku kobiety z mężczyzną. Na zapleczu tej gorącej miłości czai się śmiertelne niebezpieczeństwo. Życie Aleksa jest poważnie zagrożone, a przez związek z Sophie, również ona nie może cz...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Zbigniew Herbert

OkładkaKarta tytułowa

25 VI 1988

IPostój

Stanęliśmy w miasteczku gospodarz

kazał stół wynieść do ogrodu pierwsza gwiazda

zapłonęła i zgasła łamaliśmy chleb

słychać było świerszcze w lebiodach wieczoru

płacz ale płacz dziecka poza tym krzątanina

owadów ludzi tłusty zapach ziemi

ci którzy siedzieli tyłem do muru

widzieli – liliowy teraz – pagórek szubienic

na murze gęste bluszcze egzekucji

jedliśmy dużo

jak zawsze wtedy kiedy nikt nie płaci

Posłaniec

Posłaniec na którego czekano rozpaczliwie długo

upragniony zwiastun zwycięstwa lub zagłady

ociągał się z przybyciem – tragedia była bez dna

W głębi chór skandował ciemne proroctwa i klątwy

król – dynastyczna ryba – miotał się w niepojętej sieci

brak było drugiej koniecznej osoby – losu

Epilog pewnie znał orzeł dąb wiatr morska fala

widzowie na poły martwi oddychali płytko jak kamień

Bogowie spali Noc cicha bez błyskawic

Na koniec przybył ów goniec w masce z krwi błota lamentu

wydawał niezrozumiałe okrzyki pokazywał ręką na Wschód

to było gorsze niż śmierć bo ani litości ni trwogi

a każdy w ostatniej chwili pragnie oczyszczenia

17 IX

Józefowi Czapskiemu

Moja bezbronna ojczyzna przyjmie cię najeźdźco

a droga którą Jaś Małgosia dreptali do szkoły

nie rozstąpi się w przepaść

Rzeki nazbyt leniwe nieskore do potopów

rycerze śpiący w górach będą spali dalej

więc łatwo wejdziesz nieproszony gościu

Ale synowie ziemi nocą się zgromadzą

śmieszni karbonariusze spiskowcy wolności

będą czyścili swoje muzealne bronie

przysięgali na ptaka i na dwa kolory

A potem tak jak zawsze – łuny i wybuchy

malowani chłopcy bezsenni dowódcy

plecaki pełne klęski rude pola chwały

krzepiąca wiedza że jesteśmy – sami

Moja bezbronna ojczyzna przyjmie cię najeźdźco

i da ci sążeń ziemi pod wierzbą – i spokój

by ci co po nas przyjdą uczyli się znowu

najtrudniejszego kunsztu – odpuszczania win

Raport z oblężonego Miasta

Zbyt stary żeby nosić broń i walczyć jak inni –

wyznaczono mi z łaski losu poślednią rolę kronikarza

zapisuję – nie wiadomo dla kogo – dzieje oblężenia

mam być dokładny lecz nie wiem kiedy zaczął się najazd

przed dwustu laty w grudniu wrześniu może wczoraj o świcie

wszyscy chorują tutaj na zanik poczucia czasu

pozostało nam tylko miejsce przywiązanie do miejsca

jeszcze dzierżymy ruiny świątyń widma ogrodów i domów

jeśli stracimy ruiny nie pozostanie nic

piszę tak jak potrafię w rytmie nieskończonych tygodni

poniedziałek: magazyny puste jednostką obiegową stał się szczur

wtorek: burmistrz zamordowany przez niewiadomych sprawców

środa: rozmowy o zawieszeniu broni nieprzyjaciel internował posłów

nie znamy ich miejsca pobytu to znaczy miejsca kaźni

czwartek: po burzliwym zebraniu odrzucono większością głosów

wniosek kupców korzennych o bezwarunkowej kapitulacji

piątek: początek dżumy sobota: popełnił samobójstwo

N. N. niezłomny obrońca niedziela: nie ma wody odparliśmy

szturm przy bramie wschodniej zwanej Bramą Przymierza

wiem monotonne to wszystko nikogo nie zdoła poruszyć

unikam komentarzy emocje trzymam w karbach piszę o faktach

podobno tylko one cenione są na obcych rynkach

ale z niejaką dumą pragnę donieść światu

że wyhodowaliśmy dzięki wojnie nową odmianę dzieci

nasze dzieci nie lubią bajek bawią się w zabijanie

na jawie i we śnie marzą o zupie chlebie i kości

zupełnie jak psy i koty

wieczorem lubię wędrować po rubieżach Miasta

wzdłuż granic naszej niepewnej wolności

patrzę z góry na mrowie wojsk ich światła

słucham hałasu bębnów barbarzyńskich wrzasków

doprawdy niepojęte że Miasto jeszcze się broni

oblężenie trwa długo wrogowie muszą się zmieniać

nic ich nie łączy poza pragnieniem naszej zagłady

Goci Tatarzy Szwedzi hufce Cesarza pułki Przemienienia Pańskiego

kto ich policzy

kolory sztandarów zmieniają się jak las na horyzoncie

od delikatnej ptasiej żółci na wiosnę przez zieleń czerwień do zimowej czerni

tedy wieczorem uwolniony od faktów mogę pomyśleć

o sprawach dawnych dalekich na przykład o naszych

sprzymierzeńcach za morzem wiem współczują szczerze

ślą mąkę worki otuchy tłuszcz i dobre rady

nie wiedzą nawet że nas zdradzili ich ojcowie

nasi byli alianci z czasów drugiej Apokalipsy

synowie są bez winy zasługują na wdzięczność więc jesteśmy wdzięczni

nie przeżyli długiego jak wieczność oblężenia

ci których dotknęło nieszczęście są zawsze samotni

obrońcy Dalajlamy Kurdowie afgańscy górale

teraz kiedy piszę te słowa zwolennicy ugody

zdobyli pewną przewagę nad stronnictwem niezłomnych

zwykłe wahanie nastrojów losy jeszcze się ważą

cmentarze rosną maleje liczba obrońców

ale obrona trwa i będzie trwała do końca

i jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden

on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania

on będzie Miasto

patrzymy w twarz głodu twarz ognia twarz śmierci

najgorszą ze wszystkich – twarz zdrady

i tylko sny nasze nie zostały upokorzone

1982

Fotografia

Z tym chłopcem nieruchomym jak strzała Eleaty

chłopcem wśród traw wysokich nie mam nic wspólnego

poza datą narodzin linią papilarną

to zdjęcie robił mój ojciec przed drugą wojną perską

z listowia i obłoków wnioskuję że był sierpień

ptaki dzwoniły świerszcze zapach zbóż zapach pełni

w dole rzeka na rzymskich mapach nazwana Hipanis

dział wód i bliski grom doradzał by schronić się u Greków

ich nadmorskie kolonie nie były zbyt daleko

chłopiec uśmiecha się ufnie jedyny cień jaki zna

to cień słomkowego kapelusza cień sosny cień domu

a jeśli łuna to łuna zachodu

mój mały mój Izaaku pochyl głowę

to tylko chwila bólu a potem będziesz

czym tylko chcesz – jaskółką lilią polną

więc muszę przelać twoją krew mój mały

abyś pozostał niewinny w letniej błyskawicy

już na zawsze bezpieczny jak owad w bursztynie

piękny jak ocalała w węglu katedra paproci

Przebudzenie

Kiedy opadła groza pogasły reflektory

odkryliśmy że jesteśmy na śmietniku w bardzo dziwnych pozach

jedni z wyciągniętą szyją

drudzy z otwartymi ustami z których sączyła się jeszcze ojczyzna

inni z pięścią przyciśniętą do oczu

skurczeni emfatycznie patetycznie wyprężeni

w rękach mieliśmy kawałki blachy i kości

(światło reflektorów przemieniało je w symbole)

ale teraz to były tylko kości i blacha

Nie mieliśmy dokąd odejść zostaliśmy na śmietniku

zrobiliśmy porządek

kości i blachę oddaliśmy do archiwum

Słuchaliśmy szczebiotania tramwajów jaskółczego głosu fabryk

i nowe życie słało się nam pod nogi

Mona Liza

przez siedem gór granicznych

kolczaste druty rzek

i rozstrzelane lasy

i powieszone mosty

szedłem –

przez wodospady schodów

wiry morskich skrzydeł

i barokowe niebo

całe w bąblach aniołów

– do ciebie

Jeruzalem w ramach

stoję

w gęstej pokrzywie

wycieczki

na brzegu purpurowego sznura

i oczu

no i jestem

widzisz jestem

nie miałem nadziei

ale jestem

pracowicie uśmiechnięta

smolista niema i wypukła

jakby z soczewek zbudowana

na tle wklęsłego krajobrazu

między czarnymi jej plecami

które są jakby księżyc w chmurze

a pierwszym drzewem okolicy

jest wielka próżnia piany światła

no i jestem

czasem było

czasem wydawało się

nie warto wspominać

tyka jej regularny uśmiech

głowa wahadło nieruchome

oczy jej marzą nieskończoność

ale w spojrzeniach śpią ślimaki

no i jestem

mieli przyjść wszyscy

jestem sam

kiedy już

nie mógł głową ruszać

powiedział

jak to się skończy

pojadę do Paryża

między drugim a trzecim palcem

prawej ręki

przerwa

wkładam w tę bruzdę

puste łuski losów

no i jestem

to ja jestem

wparty w posadzkę

żywymi piętami

tłusta i niezbyt ładna Włoszka

na suche skały włos rozpuszcza

od mięsa życia odrąbana

porwana z domu i historii

o przeraźliwych uszach

z wosku szarfą żywicy uduszona

jej puste ciała woluminy

są osadzone na diamentach

między czarnymi jej plecami

a pierwszym drzewem mego życia

miecz leży

wytopiona przepaść

Nasz strach

nasz strach

nie nosi nocnej koszuli

nie ma oczu sowy

nie podnosi wieka

nie gasi świecy

nie ma także twarzy umarłego

nasz strach

to znaleziona w kieszeni

kartka

„ostrzec Wójcika

lokum na Długiej spalone”

nasz strach

nie polatuje na skrzydłach wichury

nie siada na wieży kościelnej

jest przyziemny

ma kształt pośpiesznie

związanego tobołu

z ciepłą odzieżą

suchym prowiantem

i bronią

nasz strach

nie ma twarzy umarłego

umarli są dla nas łagodni

niesiemy ich na plecach

śpimy pod jednym kocem

zamykamy oczy

poprawiamy usta

wybieramy suche miejsce

i zakopujemy

nie za głęboko

nie za płytko

Dwie krople

Lasy płonęły –

a oni

na szyjach splatali ręce

jak bukiety róż

ludzie zbiegali do schronów –

on mówił że żona ma włosy

w których się można ukryć

okryci jednym kocem

szeptali słowa bezwstydne

litanię zakochanych

Gdy było bardzo źle

skakali w oczy naprzeciw

i zamykali je mocno

tak mocno że nie poczuli ognia

który dochodził do rzęs

do końca byli mężni

do końca byli wierni

do końca byli podobni

jak dwie krople

zatrzymane na skraju twarzy

Węgrom

Stoimy na granicy

wyciągamy ręce

i wielki sznur z powietrza

wiążemy bracia dla was

z krzyku załamanego

z zaciśniętych pięści

odlewa się dzwon i serce

milczące na trwogę

proszą ranne kamienie

prosi woda zabita

stoimy na granicy

stoimy na granicy

stoimy na granicy

nazwanej rozsądkiem

i w pożar się patrzymy

i śmierć podziwiamy

1956

Przemiany Liwiusza

Jak rozumieli Liwiusza mój dziadek mój pradziadek

bo na pewno czytali go w klasycznym gimnazjum

o mało stosownej porze

gdy w oknie staje kasztan – żarliwe kandelabry kwiatów –

a wszystkie myśli dziadka i pradziadka biegły zdyszane do Mizi

która śpiewa w ogródku pokazuje dekolt oraz boskie nogi do samych kolan

albo Gabi z wiedeńskiej opery w lokach jak cherubin

Gabi z zadartym noskiem i Mozartem w gardle

czy w końcu do poczciwej Józi ucieczki strapionych

bez urody talentu i większych wymagań

a więc czytali Liwiusza – poro kwiatostanów –

w zapachu kredy nudy nafty którą zmywano podłogę

pod portretem cesarza

bo był wówczas cesarz