Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Alfabet brukselski

Alfabet brukselski

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-836-399-322-1

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Alfabet brukselski

Choć wskazują na to tytuł i forma, książka, którą Czytelnik trzyma właśnie w ręku, nie jest leksykonem wiedzy o Unii Europejskiej. Utrzymana w konwencji pół żartem, pół serio, jest subiektywnym, literackim opisem brukselskiego mikrokosmosu w jego rozmaitych wymiarach: lokalnym i międzynarodowym, historycznym i politycznym, obyczajowym i kulturowym. Lektura dostarcza, owszem, wiedzy o tym, jak funkcjonuje Unia Europejska, jak wygląda życie gabinetowe, kim są czołowe postacie brukselskiego theatrum, ale przede wszystkim zdradza, czym się żyje w Brukseli – co się jada, gdzie się bywa i o czym się rozmawia. Autor, od wielu lat mieszkaniec belgijskiej stolicy, którego ukąszenie przez Europę nie pozbawiło trzeźwości sądu, snuje też fascynującą opowieść o historii, malarstwie i muzyce, o perłach brukselskiej architektury, o skomplikowanych losach dynastii królewskiej, o latających nad miastem papugach, dziedzictwie surrealizmu i piwie warzonym... z powietrza. Specyficzny, kosmopolityczny humor nie przysłania poważnych wniosków, jakie nasunąć się mogą po lekturze „Alfabetu…”.

Polecane książki

Poradnik gry akcji „Gears of War 2” zawiera zarówno sam opis przejścia gry, jak i sposoby na walkę z bossami. Dzięki niemu znajdziesz również wszystkie czterdzieści jeden ukrytych przedmiotów oraz poznasz wymagania stawiane przez achievementy. Gears of War 2 - poradnik do gry zawiera poszukiwane prz...
Cole, milioner z Teksasu, postanawia zabawić się w Nowym Orleanie. W barze wypija kilka drinków z piękną nieznajomą, po czym spędza z nią noc. Nad ranem znika, nie zdradzając swojej tożsamości. Trzy miesiące później niejaka doktor Tallie Finley rozpoczyna badania archeologiczne na jego...
Kiedy w miasteczku Half Moon Bay wybucha plaga włamań, jedenastoletni detektywi Nick i Tesla postanawiają schwytać sprawców. Aby tego dokonać, będą musieli opracować mnóstwo nowych gadżetów i wynalazków! W poświęconej robotom kontynuacji powieści ,,Niki i Tesla ,,W Labora...
Runy wywodzą się z wierzeń nordyckich i do dziś można z nich czerpać cenne informacje. Znaki runiczne, również w postaci kart, są ścieżką prowadzącą do wiedzy, którą może podążać każdy z nas. Stanowią alfabet, który pomaga odkryć i zrozumieć własne wnętrze oraz umożliwia rozwój intuicji. Ich moc moż...
Zamiast wymówienia 30 sierpnia zostaję wezwany do Ministerstwa Handlu Zagranicznego. Idę i uszom nie wierzę. Kierownik działu placówek zagranicznych proponuje mi wyjazd do Biura Radcy Handlowego do Aten i to dość pilnie, bo w ciągu dwóch, najdalej trzech miesięcy. Wracam do domu i razem z żoną próbu...
Błazen w stroju klauna wnikliwie obserwuje szaleństwo, do którego się doprowadzamy, często niepostrzeżenie. A przy okazji  nam je wytyka i szyderczo wyśmiewa. Trzy niebanalne opowieści, w których na pierwszy plan wysuwają się ludzkie namiętności – obsesyjny  pęd do sławy, chciwość, ślepa zemsta, pr...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Maciej Popowski

  ‌

Alfabet brukselski

Maciej ‌Popowski

Tytuł oryginału: „Alfabet brukselski”Copyright ‌© by Maciej Popowski, ‌2015

Copyright © for ‌this ‌edition by Kurhaus ‌Publishing Kurhaus Media sp. ‌z ‌o.o. ‌spółka komandytowa, ‌2015

Książka ‌odzwierciedla osobiste poglądy autora, ‌mimo iż starał się ‌on ‌jak ‌najstaranniej ukryć je ‌w tekście.

Wszelkie prawa ‌zastrzeżone. Żadna część tekstu ‌nie może zostać przedrukowana ‌ani wykorzystana w ‌jakiejkolwiek ‌formie bez ‌zgody Wydawcy.

Redaktor prowadzący: ‌Katarzyna Kozłowska

Redakcja: Ewdokia Cydejko

Projekt ‌okładki: Dariusz ‌Krupa

Opracowanie typograficzne i ‌łamanie: ‌Marek Wójcik

Korekta: Elżbieta Lipińska, ‌El-Kor

ISBN: 978-83-63993-22-1

Kurhaus ‌Publishing Kurhaus ‌Media sp. z ‌o.o. sp. komandytowa

02‒676 ‌Warszawa, ‌ul. Postępu ‌15C, IV p.

Dział ‌sprzedaży:

kontakt@kurhauspublishing.com, tel. ‌22 325 ‌34 71

Tonie jest ‌wstęp

Słynny obraz ‌brukselskiego surrealisty René Magritte’a ‌przedstawiający ‌fajkę nosi tytuł Ceci ‌n’est pas ‌une pipe, ‌czyli ‌Tonie jest ‌fajka. Książka, którą ‌właśnie biorą ‌Państwo ‌do rąk, nie jest ‌leksykonem wiedzy o ‌Unii ‌Europejskiej, choć z ‌wyglądu go przypomina. ‌Jest, a ‌przynajmniej takie ‌było ‌zamierzenie autora, subiektywnym ‌opisem brukselskiego mikrokosmosu ‌w ‌jego ‌rozmaitych wymiarach: belgijskim i ‌europejskim, historycznym i ‌politycznym, obyczajowym ‌i kulturowym. W Brukseli ‌przenikają się ‌różne ‌światy ‌i zbiegają ‌różne wątki, ‌rozbrzmiewają ‌dziesiątki języków ‌i akcentów, najprzeróżniejsze ‌kody kulturowe układają się w europejskie DNA. Na drzewach siedzą barwne papugi, w powietrzu unosi się zaczyn piwa i duch kompromisu, secesyjne rośliny pną się po surrealistycznych konstrukcjach powstających na deskach kreślarskich architektów i w umysłach ustawodawców.

Książka ta narodziła się z ducha, który zaprzecza, ale nie wszystkiemu, tylko potędze stereotypów i uprzedzeń. Stereotypy i uprzedzenia rozbite na małe kawałki i podrzucone do góry, spadając, układają się w kolorową mozaikę; dla poszukujących pewności – niepokojącą, dla poszukujących prawdy – inspirującą. Bruksela jest wokół nas, jest w nas, często obok nas, w mniemaniu niektórych – przeciw nam. A skoro jest jej tak dużo, to warto ją opisać językiem, który nie odstraszy czytelnika poprawnością przechodzącą w nudę.

Dwadzieścia lat temu autor jako młody dyplomata przeczytał niewielką książeczkę Brüssel. Das Insider-Lexikon. Napisana przez Mathiasa Döpfnera, wtedy brukselskiego korespondenta Frankfurter Allgemeine Zeitung, a obecnie szefa medialnego koncernu Springera, szkicowała portret dwóch stolic w jednym mieście. Leksykon Döpfnera nie był jedynym źródłem inspiracji – równie ważnymi punktami odniesienia w trakcie pisania Alfabetu brukselskiego były Alfabet wspomnień Antoniego Słonimskiego, niedoścignionego mistrza mądrej ironii, oraz Słownik chazarski Milorada Paviča, znakomity przykład powieści encyklopedycznej.

Piszący te słowa pozostaje funkcjonariuszem publicznym w służbie czynnej i jako taki bezpowrotnie stał się częścią świata, który próbuje przedstawić. Fakt ten powinien wyjaśnić rozczarowanym czytelnikom ograniczoną nad wyraz plotkarską zawartość dzieła; autor nie plotkuje, bo, jak mawiają, zły to ptak, co własne gniazdo kala. To wrastanie w Brukselę najtrafniej zilustrować może fragment piosenki Hotel California:

You can check any time you like,

But you can never leave!1

(The Eagles, Hotel California)

Mimo tej nierozerwalnej więzi z przedmiotem książki Alfabet brukselski powstawał w różnych miejscach: w Atenach, Jerozolimie, Kinszasie, Singapurze, na lotniskach, w hotelach i kawiarni OR przy brukselskim place Jourdain. Jego wielowątkowość nie wynika jednak z nadmiaru wrażeń życia negocjacyjno-samolotowego, lecz ze złożoności brukselskich opowieści.

Autor pragnie podziękować za inspirację, radę, krytykę, zachętę i przestrogi wszystkim, którzy na to zasługują, a w szczególności napotkanym na swej drodze eurofilom i eurofobom.

Maciej Popowski,

Bruksela, styczeń 2015

1You can… (ang.) – Możesz się wymeldować w każdej chwili, ale nigdy stąd nie wyjedziesz.

Acquis communautaire

Suche, urzędnicze tłumaczenie to„dorobek prawny wspólnoty”, ale tak naprawdę Święty Graal → eurokratów. Składają się nań teksty traktatów, całość unijnego prawodawstwa oraz orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE), choć samo słowoacquisporaz pierwszy pojawiło się dopiero wtraktacie zMaastricht (1991). Ów brukselski Graal bardziej niż kielich przypomina glinianą amforę obracającą się nagarncarskim kole Historii, przy którym Wielki Budowniczy wciąż cyzeluje jej kształt. Eurokraci, czyli strażnicy eurograala, mają doń stosunek będący połączeniem pietyzmu izamiłowania dometod oraz dyscypliny pruskiego kaprala. Słowoacquis, które znaczy pofrancusku tyle, co„nabyty, osiągnięty”, wraz zkolejnymi falami rozszerzania Unii nastałe weszło doinnych języków europejskich (→ Język II, czylilingua europea). Mówi się:This is acquis, czyli „ztym się nie dyskutuje”. Nad przestrzeganiemacquisczuwa Święte Oficjum wpostaci → Komisji Europejskiej oraz Trybunału Sprawiedliwości, surowo karząc wszelkie przejawy herezji. Winowajcom grozi publiczne napiętnowanie, aczęsto ikara pieniężna. Warto zauważyć, że działania bardziej radykalne nie znajdują oparcia wtraktatach, mimo że „dorobek prawny” publikowany wDzienniku Urzędowym liczy dobrze ponad 80 tysięcy stron imógłby stanowić świetny materiał dostawiania stosów.

Dniami glorii ichwałyacquissą konferencje akcesyjne, czyli kolejne etapy inicjacji krajów aspirujących doczłonkostwa (→ Akcesja). Wtrakcie konferencji akcesyjnych nowicjusze odpytywani są zeznajomości istopnia wdrożenia europejskiego prawa, które specjalnie napotrzeby tego przedsięwzięcia dzieli się narozdziały tematyczne. Wtrakcie polskich negocjacji akcesyjnych było ich 31 – odswobodnego przepływu towarów (rozdział 1) przez prawo spółek (rozdział 5) potzw. sprawy różne (rozdział 31). Eurotemplariusze niechętnie godzą się naodstępstwa odortodoksji. Jeśli już takowe następują, muszą zostać ściśle określone iograniczone wczasie – jak słynny okres przejściowy ograniczający swobodę zakupu ziemi przez cudzoziemców (→ Okres przejściowy). Członkowie Uniiin spemuszą zadeklarować napiśmie, że będą przestrzegać wszelkich decyzji prawnych izobowiązań międzynarodowych podjętych przez UE dochwili ich akcesji. Oznaczało tonaprzykład, że Polska iinne kraje negocjujące wlatach 1998–2002 musiały podjąć zobowiązanie wprowadzenia → euro (choć bez określonego terminu), podczas gdy starzy członkowie UE mieli swobodę wyboru iniektórzy – naprzykład Szwecja, Dania i→ Wielka Brytania – wpełni zniej skorzystali, zachowując waluty narodowe. Zobowiązania nowych członków spisywane są wformie traktatu akcesyjnego, aten poratyfikacji staje się częściąacquis. Tradycyjnie już część jego autorów iwspółsygnatariuszy znowych państw członkowskich przyjmowana jest dozakonu europejskich templariuszy, anastępnie wraz znimi staje nastraży Świętego Graala (→ Prawnicy).

Afryka

Gdy się jest wBrukseli, Afryka nie wydaje się odległa. Afrykańska przygoda → króla Belgów Leopolda II rozpoczęła się nakongresie berlińskim w1885 roku, naktórym mocarstwa kolonialne postanowiły obdarować go Kongiem. Historia Belgii iKonga opiera się nazasadzie naczyń połączonych. Rodzina królewska, apotem państwo belgijskie gorliwie wytrząsały bogactwa tablicy Mendelejewa wprost dokrólewskiej szkatuły, Kongijczycy zaś zchwilą uzyskania niepodległości coraz chętniej udawali się naemigrację dokraju dawnych ciemięzców. WBrukseli, mimo oczywistych różnic klimatycznych, czuli się natyle swojsko, że zamieszkiwana przez nich okolica mieszcząca się między Port de Namur aplaceFernand Cocq nazwana została Matonge – nacześć jednej zdzielnic Kinszasy.

NaMatonge życie toczy się innym rytmem – Europejczycy wynaleźli zegarki, Afrykańczycy zaś czas, idodziś mają go pod dostatkiem. Poulicach spacerują kolorowo ubrani ludzie, zatrzymując się przed sklepikami oferującymi okrę iplantany, samochody zwalniają tempa, tak jakby kierowcy uświadamiali sobie, że wtej części miasta przepisy ruchu drogowego obowiązują tylko wteorii. Zniezliczonych zakładów fryzjerskich, wktórych wieczorami mieszkańcy spotykają się napogawędkę izaplatanie misternych warkoczyków, dobiegają zmysłowe rytmysoukousindombolo. Kongijczycy natrwałe już wrośli wwielkomiejski pejzaż iczują się wnim dużo lepiej niż ich przodkowie ściągnięci w1897 roku naWystawę Światową wBrukseli wcharakterze żywych eksponatów zaludniających murzyńską wioskę zbudowaną ztej okazji wparku otaczającym Pałac Kolonii wTervuren. Wpałacu tym, mającym zaspokoić wersalskie ambicje króla Leopolda I, mieści się dziś Muzeum Afryki Środkowej, do1960 roku noszące nazwę Muzeum Konga. Bogata kolekcja zawiera między innymi wiele gatunków ssaków, tym razem są tojednak wyłącznie egzemplarze wypchane.

Zuwagi nakolonialną przeszłość, atakże liczne interesy gospodarcze Belgowie dodziś żywo interesują się Afryką. Należą doklubu byłych kolonizatorów, którzy spłacają moralne długi wobec podbitych ludów Afryki Subsaharyjskiej, świadcząc im pomoc rozwojową. Todzięki zaangażowaniu Francji, → Wielkiej Brytanii, Holandii, Belgii czy Portugalii Unia Europejska jest dziś największym naświecie ofiarodawcą tej pomocy; wydaje naten cel coroku około 56 miliardów → euro. Hojnością wyróżniają się również kraje skandynawskie, które wczasach nowożytnych podbojów kolonialnych dokonywały głównie między sobą (Dania iNorwegia, Szwecja iFinlandia). Wrolę ofiarodawcy wchodzą też zpewnym zdziwieniem inieśmiałością państwa Europy Środkowej iWschodniej, zobowiązane dotego przez europejskie traktaty. Przyzwyczajone doroli biorców, dobrze pamiętają, że ich zaborcze intencje sięgały conajwyżej Zaolzia iZaporoża, choć niektóre snuły nawet kolonialno-zamorskie mrzonki opodboju Madagaskaru. Teraz muszą zaoferować Afrykańczykom coś więcej niż duszpasterską posługę polskich misjonarzy.

Afryka się zmienia ipełna jest kontrastów. Zjednej strony afrykański everyman, zamiast uczyć się zmurzyńskiej pierwszej czytanki, jak żyć godnym życiem szlachetnego dzikusa, wywołuje wojny plemienne, podburzając pasterzy przeciwko rolnikom, nacjonalizuje farmy ikopalnie, obcina współziomkom maczetą ręce przy łokciu, awkońcu wsiada dorozpadającej się łodzi rybackiej iucieka przed głodem inędzą naLampedusę lub Teneryfę. Zdrugiej strony parlament Rwandy szczyci się najwyższym wświecie odsetkiem posłanek, ponad 630 milionów ludzi wAfryce Subsaharyjskiej matelefon komórkowy, atakie kraje, jak Botswana iNamibia, powoli, ale systematycznie pną się wmiędzynarodowych rankingach oceniających jakość rządów idemokracji.

Sektor pomocy rozwojowej dysponuje kwotą ponad 130 miliardów dolarów rocznie izatrudnia około pół miliona ludzi dobrej woli. Wministerstwach, dyrekcjach generalnych, agencjach, fundacjach, programach iinstytutach walczą oni zbiedą Południa, pochylają się nad nią ztroską, opisują, analizują, apelują dosumień iportfeli obywateli Północy. Biedy stopniowo ubywa, ale światowe siły Dobra iMoralności oraz ich pieniądze odgrywają wtym rolę pomocniczą – czyli dokładnie taką, jaką powinny. Wzrost idobrobyt nie przyjdą doAfryki zBrukseli iWaszyngtonu, wyrosnąć muszą nalokalnej glebie, suchej ipełnej jeszcze niewybuchów policznych konfliktach. Pomoże wtym zpewnością ręka globalnego rynku, nie tyle niewidzialna, coprzyodziana wmonterską rękawicę znapisemChina National Petroleum Corporation.

Akcesja

Groucho Marx rzekł kiedyś, że nigdy bysię nie zapisał doklubu, który zaakceptowałby go jako członka. Tej logiki nie podziela zdecydowana większość topniejącej mniejszości państw europejskich nienależących doUnii Europejskiej. Akt przystąpienia, czyli akcesji doUE, jest aktem prawdziwie strzelistym, nobilitacją iuzyskaniem świadectwa cywilizacyjnej dojrzałości. Akcesję poprzedza zazwyczaj status stowarzyszenia, swoistego terminu, podczas którego wciąż jeszcze nieokrzesany czeladnik zaznajamiany jest przez europejskiego mistrza ztajnikami →acquis. Następny krok tozłożenie wniosku oczłonkostwo.

Polska uczyniła to8 kwietnia 1994 roku, przesyłając naręce ówczesnej greckiej → prezydencji podpisany przez premiera Waldemara Pawlaka stosowny list, przetłumaczony nawszystkie języki urzędowe UE. Polak potrafi. Bratanek Węgier też potrafi ignany zapewne imperatywem odrębności, zaktórym kryje się poczucie osaczenia mongolskiego szczepu zalewanego naotwartym stepie przez morze słowiańszczyzny, swój wniosek akcesyjny złożył 1 kwietnia 1994 roku. Nażarty było jednak zapóźno izaczęła się ciężka praca. Nastąpiły wkolejności: surowa ocena przygotowania donegocjacji przez → Komisję Europejską, ułożenie programu harmonizacji prawa, wreszcie – 31 marca 1998 roku – rozpoczęcie rozmów znajbardziej zaawansowaną szóstką kandydatów. Ówczesne konferencje akcesyjne, botak brzmi ich oficjalna nazwa, prowadził nieżyjący już minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Robin Cook, laburzysta iSzkot. Nakonferencji prasowej nie omieszkał wyrazić nadziei, że „Bronek”, czyli stojący obok minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek, szybko doprowadzi dozniesienia przez Polskę ceł naszkocką whisky. Ten szczytny cel, podobnie jak wiele innych, udało się osiągnąć. Negocjacje akcesyjne zakończyły się wgrudniu 2002 roku, natomiast akt oprzystąpieniu Polski idziewięciu innych krajów doUnii Europejskiej podpisano naAkropolu 19 kwietnia 2003 roku.

Jak widać, Polakom wdrodze doEuropy towarzyszył wątek grecki ipewnie dlatego nie zdołali oni uniknąć meandrów ani kasandrycznych przepowiedni. Bogowie dali się jednak przebłagać ofiarami zoscypka iowocowego wina, dzięki czemu uroczystość wcieniu ruin świątyni Ateny przebiegła bez zakłóceń. Gniew bogów dosięgnął jednak Europy kilka lat później, ale tojuż zupełnie inna historia (→ Euro, → Kryzys).

Papież Franciszek, przemawiając w→ Parlamencie Europejskim, porównał UE dobezpłodnej staruszki. Mimo topozostaje ona atrakcyjną partią. Dni glorii ichwały wielkiego rozszerzenia skończyły się zchwilą przystąpienia doUE Bułgarii iRumunii w2007 roku, ale wkolejce doczłonkostwa stoją już cierpliwie kraje bałkańskie. Tym ostatnim tzw. perspektywę członkostwa obiecano na→ szczycie wSalonikach w2003 roku, choć obecnie przypomina ona znaną zmalarstwa religijnego perspektywę intencjonalną. Naśredniowiecznych obrazach święty przedstawiany był wskali większej niż jego otoczenie. Myśl okomisarzu europejskim zBośni lub albańskim przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, nie mówiąc już ofinansowych skutkach akcesji państw bałkańskich, przekracza narazie wyobraźnię Europejczyków, mimo dobrych intencji deklarowanych wobec sąsiadów zpołudnia.

Odwiecznym kandydatem doczłonkostwa pozostaje Turcja stowarzyszona zeWspólnotami już od1963 roku. Akcesja Turcji, muzułmańskiego kraju liczącego niemal 80 milionów mieszkańców, wielu wydawała się czymś abstrakcyjnym, choćby zuwagi nagroźbę zachwiania równowagi między przedmiotem apodmiotem rozszerzenia. Tradycja mówi, że przez cały okres rozbiorów Polski nasułtańskim dworze wStambule puste krzesło czekało naposła Lechistanu. Czyżby Unia Europejska chciała odwdzięczyć się Turcji wimieniu jednego zeswoich członków isprawić, byprzez 123 lata puste krzesło przy unijnym stole czekało naprzedstawiciela Ankary?

Urokowi starej damy uległa zatozpewnością Ukraina – kijowski Majdan tojedyny nakontynencie plac, naktórym odbywały się masowe → demonstracje poparcia dla Unii Europejskiej, nie zaś przeciwko niej. Kindersztuba inudna przewidywalność dystyngowanej staruszki tojak widać oferta bardziej interesująca niż postsowiecki porządek świata, oparty naprawie silniejszego, zjego wykonawcami wpostaci tituszek1izielonych ludzików (→ Wartości). NaUkrainie ludzie gotowi są zatoumierać. Ichyba tylko tam (→ Wspólnotowość).

Anderlecht→ Gmina

Antici→ COREPER; Szczyt

Architektura→ Art nouveau, art déco, modernizm; Brukselizacja

Arno

Właściwie Arnold Charles Ernest Hintjens. Urodzony w1949 roku wOstendzie, jest dla belgijskiego rocka tym, czym René Magritte dla współczesnego malarstwa. Kucharz zOstendy, zwyboru brukselczyk, pielęgnuje swojąbelgitude,czyli belgijską osobność, wpiosenkach łączących kabaretowy liryzm francuskiejchansonzhardrockowymi riffami inspirowanymi przez Led Zeppelin. Jeśli istnieje metempsychoza, towArno wcieliła się zpewnością dusza → Jacques’aBrela ijeśli założymy, że wświecie muzyki rozrywkowej nie występuje dogmat niepodzielności duszy, topewnie masię tam całkiem nieźle, dzieląc się artystyczną przestrzenią zpsyche Jimiego Hendrixa, Janis Joplin iJima Morrisona. Chropawym głosem, przypominającym nieco brzmienie Toma Waittsa, aczkolwiek bardziej dynamicznym, Arno wyśpiewuje lewicująco-anarchistyczne, aczęsto też sentymentalne, osobiste teksty pofrancusku, angielsku iniderlandzku – awłaściwie towtzw. dialekcie ostendzkim. Jego ciężki flamandzki akcent stał się jego znakiem rozpoznawczym, autwory, takie jakOh la la la,Putain, putainczyMamѐre,weszły dokanonu francuskiego rocka alternatywnego, wczego uznaniu Republika Francuska w2002 roku mianowała go kawaleremOrdre des Artes et des Lettres(Orderu Sztuki iLiteratury). Pasowanie narycerza kultury obok takich gwiazd, jak Vanessa Paradis czy George Clooney, nic nie zmieniło wbrueglowskiej przyziemności (→ Prymitywi flamandzcy) samego Arno. Nie jest bynajmniej typem kapryśnej gwiazdy, przypomina raczej beatnika odbywającego podróż wczasie. Jego występ toniepowtarzalne doświadczenie zpogranicza muzyki iteatru. Lekko przygarbioną sylwetkę artysty wnieodłącznej czarnej marynarce ikowbojskich butach, przeczesującego palcami opadające naoczy siwiejące włosy, można często spotkać wokolicach modnej wśród brukselskiej cyganeriirueAntoine Dansaert (→ Pop irock, awłaściwie belpop ibelrock).

Art nouveau, art déco, modernizm

Styl art nouveau warchitekturze stanowił estetyczną odpowiedź wykształconego mieszczaństwa nabrzydotę industrializacji. Historycy sztuki rozmaicie datują początek ikoniec tego nurtu; wuproszczeniu można przyjąć, że wBelgii dominował on odlat 90. XIX stulecia aż dowybuchu pierwszej wojny światowej. Konieczność odbudowania zezniszczeń wojennych wielu miast (m.in. Ypres, Louvain czy Brukseli) pozwoliła rozwinąć skrzydła zdolnym architektom, którzy zamiast odtwarzać dawną zabudowę wstylu historycznym, szukali nowych źródeł inspiracji. Sztuka art déco, rozkochana wbogatej ornamentyce, stała się symbolem odrzucenia materialnych iestetycznych wyrzeczeń czasu wojny. Modernizm zkolei odrzucał ornament. Wprogramowym artykule z1910 roku Adolf Loos uznał go za„zbrodnię”.

Bruksela uchodzić może zaeuropejską stolicę architektury art nouveau, głównie zasprawą jej najsłynniejszego przedstawiciela – Victora Horty (1861–1947). Horta wprost odpowiadał nazapotrzebowanie epoki, budował domy będące portretami ich mieszkańców: architektów, przemysłowców, profesorów. Jego własny dom toprojekt kompletny, całościowy; architekt nie tylko stworzył bryłę budynku, ale także zaprojektował wnętrza, meble, tapety ioświetlenie. Budował domy zestali, szkła, granitu, charakterystycznego jasnobeżowego wapienia zGobertange iświatła rodem zobrazów → prymitywów flamandzkich. Nieistniejący już Maison du Peuple, budynek należący niegdyś dobelgijskiej Partii Socjalistycznej, miał być wypełniony właśnie światłem ipowietrzem, czyli tym, czego nacodzień brakowało wrobotniczych ruderach ery industrializacji. Fasady iwnętrza domów Horty, takich jak oblegane dziś przez turystów Maison Solvay przyavenueLouise czy Maison van Eetvelde przysquarePalmerstone, narysowane zostały charakterystyczną kreską,ligne en coup de fouet, czyli „trzaśnięciem bicza”. Nawiązuje ona zjednej strony doform organicznych, zdrugiej – wyraża twórczy niepokój epokifin de siècle. Linia Horty miała wnaturalny sposób łączyć strukturę budowli zdekoracją. Wswoich projektach odszedł on odsztywnej symetrii iaksjomatu osi, centralnym elementem przestrzeni mieszkalnej czyniąc światło wpadające doprzestronnych pomieszczeń przez witrażowe okna iprzeszklone kopuły. Horta lubował się wstalowych kolumnach, zktórych wyprowadzał swe charakterystyczne roślinne ornamenty. Żeliwne wsporniki zwidocznymi sworzniami, pomalowane naciepły brąz, wyrastały zfundamentów niczym pnie drzew. Najpełniej chyba pokazuje Hortowską koncepcję mieszkania jako formy estetycznej jego własny dom przyrueAméricaine, zamieniony obecnie namuzeum.

Horta miał licznych uczniów, naśladowców ikonkurentów. Stara Bruksela inkrustowana jest perełkami architektury ztego okresu. Idąc śladami mistrza, warto zatrzymać się przed położonym niedaleko Maison Solvay domem Paula Hankara (rueDefacqz 71), pokrytym fantazyjnym sgraffito. Nieopodal Maison van Eetvelde znajduje się zkolei dom Gustave’aStrauvena (przysquareAmbiorix). Jego zielonkawa, wysmukła fasada przypomina kwitnącą cały rok bajkową roślinę.

Ideologicznym oponentem Horty był nieformalny przywódca modernistów Henry van de Velde (1863–1957), założyciel istniejącej dodziś prestiżowej akademii La Cambre. Van de Velde poszukiwał „ornamentu racjonalnego”. Miał on nie tylko być dodatkiem doformy architektonicznej, ale także stanowić wartość samą wsobie, odznaczającą się przy tym racjonalizmem ifunkcjonalizmem spod znaku Le Corbusiera iBauhausu. Van de Velde wierzył wpotęgę linii (mawiał:La ligne est une force2), czemu dał wyraz chociażby wzbudowanym wlatach 1930–1931 hotelu Wolfers przyrueAlphonse Renard. Sam Horta pod koniec życia odszedł odswojej rozedrganej kreski narzecz prostej linii charakteryzującej jeden zjego ostatnich projektów – budynek Palais de Beaux-Arts.

Symbolem architektury modernistycznej wBrukseli jest jednak pałac Stocleta przyavenuede Tervueren, zbudowany wlatach 1905–1909 przez Austriaka Josefa Hoffmanna (1870–1956). Monumentalny budynek onietypowej fasadzie odwróconej odulicy dodziś przytłacza potęgą białej płaszczyzny stwarzającej wrażenie objętości pozbawionej masy. Hoffmann tworzył swój projekt napodstawie koncepcjiGesamtkunstwerk3, wczym akurat nie różnił się odHorty, tyle że nacałość paacu Stocleta składają się także dzieła innych artystów Wiener Werkstätte, naprzykładFryzGustava Klimta irzeźby Franza Metznera. Są też wBrukseli interesujące przykłady osiedli budowanych według przybyłej zAnglii idei miast-ogrodów (Garden City,cité-jardin) – osiedle Kapelleveld wWoluwe-Saint-Lambert, zbudowane przez Louisa van der Swaelmena iHuibrechta Hoste’a. Swój ślad odcisnęła także szkoła amsterdamska, chociażby wpostaci Maison van Buuren, zaprojektowanej przez Léona Govaertsa rezydencji holenderskiego bankiera Davida van Buurena. Ten dom przyrueHerrera warto odwiedzić dla kolekcji obrazów zaprzyjaźnionych zwłaścicielem flamandzkich ekspresjonistów, takich jak Gustave De Smet czy Gustaaf van de Woestijne, ale także poto, żeby obejrzeć zbliska zawieszoną skromnie wsalonie jedną zwersjiUpadku Ikarapędzla Pietera Bruegla starszego (→ Surrealizm, → Prymitywi flamandzcy).

Atomium

Zawiera wewnętrzną sprzeczność, jest bowiem trwałą prowizorką. Gigantyczny model cząsteczki żelaza miał stanowić tymczasową ozdobę Wystawy Światowej wBrukseli w1958 roku. Genezą Atomium przypomina zatem wieżę Eiffla, również zbudowaną jako symbol Expo, choć ustępuje jej pod względem artystycznej finezji. Ogromne kule oprzekroju 18 metrów, rozpięte między stalowymi rurami, dodziś wznoszą się nad terenami wystawowymi wdzielnicy Heysel. Poddane kilkukrotnie gruntownej renowacji stalowe atomy wsłoneczne dni jaskrawo rozbłyskują nad jednostajnym miejskim pejzażem. Atomium jest tylko kilka lat młodsze odEuropejskiej Wspólnoty Węgla iStali, pierwszej zeuropejskich wspólnot (→ Wspólnotowość), która powstała w1952 roku. Uwiecznienie przez architekta André Waterkeyna żelaza właśnie można uznać zapoczątek końca pewnej epoki. Robert Schuman, minister spraw zagranicznych Francji ijeden z→ ojców-założycieli zjednoczonej Europy, parafrazując Cycerona, uznał stal iwęgiel za„ścięgna wojny”. Ścięgna te poruszały wytwórstwem ciężkim zaspokajającym potrzeby kompleksu wojskowo-przemysłowego. Wopinii Schumana → wojna miała się stać nie tylko czymś nie dopomyślenia, ale wręcz czymś poprostu niemożliwym. Poddanie wspólnej kontroli produkcji tych strategicznych surowców wsześciu państwach Wspólnoty miało zapobiec wybuchowi kolejnego konfliktu wEuropie. Metoda okazała się skuteczna, aczkolwiek już wlatach 60. złoty wiek węgla istali zaczął odchodzić dohistorii. Rodziło się społeczeństwo oparte nawiedzy, żywiące się przede wszystkim szybkim obiegiem informacji. Zmieniła się także natura konfliktów zbrojnych. Współczesne pole walki zrewolucjonizowała nie tyle nowa generacja czołgów czy myśliwców, cowymyślony przez wojskowych Internet. Zapotrzebowanie nastal iwęgiel wEuropie podlega wahnięciom koniunkturalnym zależnym naprzykład odkondycji sektora budowlanego wChinach (stal) lub poziomu emocjonalnego debaty nad ograniczeniem emisji CO2doatmosfery (węgiel). „Ścięgnami wojny” są dziś sieci informatyczne, wrównym stopniu uzależniające swoich użytkowników, conarażające ich naryzyko utraty prywatności. Jeśli Bruksela miałaby kiedykolwiek ponownie gościć Wystawę Światową, władze municypalne powinny się zastanowić, czy nie przysłonić Atomium gigantyczną makietą iPhone’alub przynajmniej nie zamontować nastalowych kulach odpowiedniej wielkości końcówek USB.

Berlaymont

Budynek Berlaymont, główna siedziba → Komisji Europejskiej, wznosi się wsamym sercu dzielnicy europejskiej rozpościerającej się wokół ronda Schumana. Nazwa budowli nawiązuje doulokowanego niegdyś wtym samym miejscu żeńskiego klasztoru Dames de Berlaymont, costanowi przejaw tzw. → brukselizacji przestrzeni miejskiej. Taka relacja znaczonego iznaczącego towpewnym sensie odwrotność opisywanej przez Antoniego Słonimskiego wopowiadaniuJawa imrzonkahistorii krawca Rajzemana, conazywał się Dubieński imieszkał naulicy Hibnera, codawniej nazywała się Zgoda…

Berlaymont powstał wpołowie lat 60. izbudowany został przez rząd belgijski zpieniędzy pochodzących zfunduszu emerytalnego dawnych urzędników kolonialnych zKonga. Kiedy w1990 roku wścianach budynku odkryto znaczne pokłady azbestu, wmieście pojawiły się pogłoski, iż była toklątwa czarownika jednego zplemion uciemiężonych niegdyś przez → króla Belgów. Komisja czym prędzej przeniosła się doznacznie mniej okazałego budynku przyrueBelliard, aBerlaymont został nakilka lat spowity wplastikowy całun. Ponieważ właściciel budynku dłuższy czas procesował się zfirmą, która miała usunąć szkodliwą substancję, olbrzymi biały pakiet, którego nie powstydziłby się słynny performer Christo, przez kilka lat dumnie górował nad okolicą. Jako że wlatach 90. oszczędność → energii iograniczenie emisji dwutlenku węgla doatmosfery nie zostały jeszcze podniesione dorangi religii, cowieczór jakiś sumienny europejski latarnik zapalał wbudynku światła, potęgując tym samym efekt artystycznej instalacji.

Komisja przeprowadziła się doodnowionej siedziby w2004 roku, odkupiwszy ją wcześniej odbelgijskiego rządu zaponad pół miliarda euro. Zewnętrzne ściany budynku wyposażone są wruchome szklane panele regulujące temperaturę ipoziom hałasu. Zarówno tubylcom, jak iprzedstawicielom pierwotnych, ciemiężonych ludów odwiedzających Brukselę przy okazji licznych demonstracji kolos najeżony podnoszącymi się iopadającymi łuskami kojarzy się zezłowrogim ipodstępnym Lewiatanem.

Brel Jacques

Autentyczny bruseler4. Urodzony przyavenuedu Diamant 138 wdzielnicy Schaerbeek w1929 roku był brylantem francuskiejchanson. Będąc uosobieniem piosenki francuskiej najwyższych lotów, nigdy się nie odciął odzachodnioflamandzkich korzeni swojej rodziny, czemu dał wyraz, nagrywając jeden znajwiększych przebojówMon plat pays5wdwóch wersjach językowych: francuskiej iniderlandzkiej. Brel zniechęcią odnosił się dowojowniczych flamandzkich nacjonalistów, czyli „flamingantów”, ale nie traktował ich kultury zgraniczącym zpogardą lekceważeniem, tak typowym dla francuskojęzycznej burżuazji (→ Język I, czyli Flamandowie iWalonowie). Brel był jednym zostatnich prawdziwych wierzących ipraktykujących Belgów.

Miłośnikom Brela polecić można spacer śladami barda, który jest dla tego miasta chyba tym, czym Piaf była dla Paryża. Ruszamy więc zplacede Brouckѐre, poktórym przechadzały się Madeleine ipanie wkrynolinach, zatrzymując się nachwilę wCafé del’Opéra. Idziemy wkierunku Grand Place, przecinającruedes Bouchers. Czterdzieści lat temu moglibyśmy siąść obok rodziny Brelów naobitych brązowym skajem krzesłach restauracji Aux Armes de Bruxelles. Natej samej ulicy młody Jacques dawał swoje pierwsze występy, apóźniej jako uznany już artysta bywał wsłynnym teatrze marionetek Toone, żeby posłuchać sztuk Michela de Ghelderode’a, wystawianych wbrukselskim dialekcie. Przechodząc przez Galerię Królewską, wstępujemy dokawiarni À la Mort Subite. Tuwielki Jacques wpadał nagueze(→ Piwo). Śladów Brela wBrukseli jest bez liku – wystarczy zatrzymać się nawspomnianej jużavenuedu Diamant albo nazasobnej mieszczańskiejavenueWinston Churchill, gdzie dodziś mieszka wdowa pozmarłym w1978 roku Brelu – Miche – iposłuchać, jak brukselski → deszcz wystukuje oasfalt melancholijny rytmNe me quitte pas…6.

Bruegel Pieter starszy →Marolles; Polonika; Prymitywi flamandzcy

Brukselizacja

Lokalna forma kanibalizmu architektonicznego. Bruksela jest średniej wielkości stolicą europejską, miastem międzynarodowym stała się niejako mimo woli, kiedy towwyniku kolejnych → kompromisów ulokowały wniej swoje → siedziby Wspólnoty Europejskie (formalnie od1965) iNATO (1966). Tawymuszona internacjonalizacja izwiązana znią wędrówka ludów: urzędników, dyplomatów, dziennikarzy ilobbystów, wywołała trwający dodziś boom narynku nieruchomości. Aby nasycić rosnący głód setek metrów kwadratowych powierzchni biurowej, apartamentów ipokoi hotelowych, władze miasta zaczęły dokonywać aktów kanibalizmu, wliteraturze fachowej określanego właśnie jako „brukselizacja” (bruxellisation).

Nagruzach tradycyjnej zabudowy zprzełomu XIX iXX wieku wyrastały bezkształtne gmachy instytucji europejskich. Ciągi niewysokich kamieniczek zceglanymi fasadami, awśród nich ukryte skarby architektury → art nouveau, padały pod ciosami gruszki budowlanej, żeby zrobić miejsce budynkom reprezentującym nowy, wspaniały świat… Zaniszczenie zabytkowej tkanki miasta odpowiedzialna jest nie tylko ekspansja instytucji międzynarodowych, ale również prawo belgijskie. Właściciele nieruchomości nie mają obowiązku ich renowacji, aprzekazanie kompetencji wzakresie zagospodarowania przestrzennego dziewiętnastu autonomicznym → gminom składającym się naaglomerację brukselską sprzyjało korupcjogennym praktykom firm budowlanych iagencji nieruchomości.

Najbardziej znaną ofiarą architektonicznych kanibali był zbudowany przez Victora Hortę Maison du Peuple, ośrodek należący niegdyś doPartii Socjalistycznej. Finezyjna konstrukcja art nouveau, stanowiąca naturalny pendant7stojącego podrugiej stronieruedes Sables dawnego domu towarowego Waucquez, również autorstwa Horty (obecnie muzeum → komiksów), znikła zkrajobrazu miasta, tradycyjnie rządzonego przez… socjalistów właśnie. Dawna architektura, odchodząc wniebyt, zabrała zesobą życie. Brukselski Manhattan wokolicach dworca Gare du Nord świeci pustkami nawet wdzień, awdzielnicy europejskiej ulice zamierają pogodzinie 18.00. Przejście główną arterią prowadzącą odkwartału Schumana –ruede la Loi, czyli ulicą Prawa – jest doznaniem porównywalnym zczytaniem przez laika kodeksu postępowania karnego. Wszystko tusłuży określonemu celowi, ale cała konstrukcja wieje chłodem; wejścia dociągnących się wnieskończoność biurowców są przytulne jak brama zakładu karnego. Ludzie przemierzający pozbawione zieleni chodniki przyruede la Loi idą zazwyczaj szybkim krokiem, rozmawiając przez telefon komórkowy iodskakując odrównie szybko przejeżdżających obok rowerzystów. Najwyraźniej każdy toniemiłe doświadczenie chce mieć jak najszybciej zasobą.

Brukselizacja spowodowała wyludnienie całych kwartałów miasta – szacuje się, że naprzestrzeni między parkiem Cinquantenaire amałą obwodnicą Brukseli, czyli wsercu dzielnicy europejskiej, mogłoby mieszkać około 100 tysięcy ludzi. Ourbanistyczną harmonię miasta dba się odniedawna. Nabrukselskich ulicach napotyka się kontrasty stylistyczne godne Arnolda Schönberga albo Franka Zappy. Itak wserce dzielnicy → Marolles napoczątkurueHaute wbity został tandetny wieżowiec należący dozwiązków zawodowych, przewyższający okoliczną zabudowę odobrych kilkanaście pięter. Nawet eleganckieavenueLouise czyavenuede Tervuren, gdzie woprawie solidnego mieszczańskiego neoklasycyzmu tkwią klejnoty Victora Horty czy Josefa Hoffmanna, zeszpecone są betonowymi nowotworami zlat 60. i70.

Nieco łagodniejszą formą brukselizacji, rozpowszechnioną odpoczątku lat 90., jest wznoszenie zupełnie nowych budynków ukrytych zaodnowioną fasadą starych. Przykładem może być kompleks dawnego neogotyckiego klasztoru Van Maerlant, wktórym mieszczą się dziśm.in. biura → Komisji Europejskiej. Książę Potiomkin umarł niestety zbyt wcześnie, żeby docenić totwórcze rozwinięcie jego koncepcji architektonicznej.

Budżet

Cesarz Wespazjan, wprowadzając podatek odzbieranego wrzymskich urynałach moczu, uznał, żepecunia non olet8. Europejski budżet madość znośny zapach ciepłego papieru wyjętego zdrukarki, potu ikawy, albowiem negocjacje nad budżetem UE należą donajżmudniejszych inajtrudniejszych wBrukseli. Odczasów pierwszej kadencji → Jacques’aDelorsa jako przewodniczącego → Komisji Europejskiej wydatki Unii Europejskiej planuje się nasiedem lat – wzależności odkoniunktury tłustych bądź chudych. Copięć lat, czyli nadwa lata przed końcem obowiązującej siedmioletniej perspektywy finansowej, rozpoczyna się maraton negocjacyjny. Uczestniczą wnim urzędnicy ministerstw finansów, tzw. stali przedstawiciele (→ COREPER), ministrowie, wreszcie szefowie państw irządów. Potygodniach spędzonych wklaustrofobicznych salach budynku Rady UE przedstawiciel przewodnictwa, czyli → prezydencji, otwarzy koloru kartki papieru zodzysku, około godziny 3.00 nad ranem ogłasza sukces. Gdyby kolejne wersje planowanego budżetu, poplamione kawą ipokryte ręcznymi obliczeniami, spalić wnieistniejącym kominku Justusa Lipsiusa, todym, naktóry czekają licznie zgromadzeni przedstawiciele mediów, nie byłby ani czarny, ani biały, tylko szary jak brukselskie niebo iciężki niczym → kompromis europejski…

Podczas wspomnianych negocjacji, gdy wszelkie zasady opisane wtraktatach europejskich, zwłaszcza zasada solidarności, stają pod znakiem zapytania, biorcy – czyli tzw. beneficjenci, idawcy, czyli płatnicy netto, ścierają się wkrwawym boju o… mniej więcej 1proc. całego produktu narodowego Unii Europejskiej. Roczny budżet UE toobecnie nieco ponad 140 miliardów euro. Zewspólnej europejskiej kasy finansuje się dopłaty bezpośrednie dla rolników (→ Wspólna Polityka Rolna), inwestycje wsłabiej rozwiniętych regionach UE, programy stypendialne (takie jak Erasmus), pomoc dla krajów rozwijających się itp., itd. Nakłady naadministrację itłumaczenia, tak chętnie krytykowane przez niechętne Unii media, tozaledwie 1proc. całości.

Negocjacje budżetowe budzą skrajne emocje, aich ostatni etap – czyli nocna naogół sesja szefów państw irządów państw UE – bywa nazywany nocą długich noży. „Długie noże”, awłaściwie arkusze obliczeniowe Excel obardzo ostrych krawędziach, premier rządu Jej Królewskiej Mości wyjmuje zesłynnej czerwonej skrzynki (red box), prezydent Francji – zczarnej aktówki podanej mu przez umundurowanego adiutanta, pani kanclerz Niemiec zaś – zpomarańczowej torebki marki Longchamp. Warto dodać, że whistorii europejskiego budżetu torebka odgrywa rolę szczególną. Na→ szczycie wFontainebleau w1984 roku premier Zjednoczonego Królestwa Margaret Thatcher, uderzając torebką wblat stołu, wypowiedziała słynne zdanieIwant mymoney back!9itym samym wymusiła zgodę naprzyznanie → Wielkiej Brytanii rabatu wewpłatach dowspólnej europejskiej kasy.

Bitwa obudżet stanowi swoistą próbę wysiłkową Europy, test nato, jak bardzo członkowie UE czują się Europejczykami ijak dalece tkwią wschematach myślowych narzuconych im przez ich własne kraje. Finansowe wsparcie słabiej rozwiniętych państw członkowskich czy wypłata przez Brukselę dotacji dla rolników wzmacnia fundamenty wspólnego europejskiego rynku, gdyż wyrównują one poziom dochodów konsumentów ipodnoszą standard niezbędnej dla gospodarki infrastruktury, takiej jak drogi czy połączenia kolejowe. Tocele szczytne. Przyświecały Unii Europejskiej odpoczątków jej istnienia. Prawdziwym wyzwaniem dla europejskich polityków jest jednak przekonanie samych siebie, że publiczne pieniądze wyłożone nastół wBrukseli służą sprawie równie słusznej jak zaspokojenie żądań górników rzucających petardy idemonstrujących pod kancelariami rządów wstolicach europejskich (→ Demonstracje).

Obawy bogatych członków UE przed „unią transferową”, wktórej kraje zamożniejsze miałyby systematycznie wspomagać swych uboższych krewnych, są równie silne jak roszczeniowe postawy szaraczków zeWschodu iPołudnia, chcących ztych transferów korzystać. Wnajtrudniejszych chwilach wzrok europejskich negocjatorów kieruje się naBerlin. → Eurokraci starej daty zrozrzewnieniem wspominają Helmuta Kohla, potrafił on bowiem niezwykle umiejętnie godzić interes narodowy zeuropejskim. Kiedy przywódcy niemieccy zaczynali rozumować (iwypowiadać się) wkategoriach interesu narodowego, musieli wysłuchiwać zarzutów albo o„socjalistyczny wilhelminizm” (Gerhard Schröder), albo omałostkowy egoizm podporządkowany logice wyborczej (Angela Merkel). Gdy Niemcy normalnieją, Europa zaczyna się niepokoić…

Zarówno Schröder, jak iMerkel potrafili jednak wnajgorszych kryzysowych chwilach okazać ducha europejskiego, copod koniec negocjacji akcesyjnych przysporzyło Polsce dodatkowego miliarda euro, aw2005 roku – 100 milionów euro dla Podlasia, Podkarpacia iLubelszczyzny. Trzysta miliardów złotych, które wlutym 2012 roku premier Donald Tusk wblasku chwały ireflektorów przywiózł zBrukseli, są ostatnim takim zastrzykiem gotówki dla Polski. Po2020 roku Warszawa będzie już więcej dopłacać dowspólnej brukselskiej kasy, niż zniej dostawać, anakoniec budżetowego maratonu wroku naprzykład 2026 yesować10będą premier Bośni iprezydent Albanii. Spieszmy się zatem wydawać brukselskie pieniądze, tak szybko odchodzą… (→ Kryzys).

Cassis de Dijon

…czyli likier zczarnej porzeczki będący podstawą oryginalnej receptury koktajlu Kir (jedna trzecia cassis de Dijon, dwie trzecie białego burgunda), któremu nazwy użyczył jego pomysłodawca kanonik Félix Kir, wieloletni mer miasta Dijon. Dla znawców historii integracji, azwłaszcza adeptów prawa europejskiego, oddziaływanie tego napitku porównywalne jest raczej zkoktajlem Mołotowa, cassis de Dijon jest bowiem synonimem przełomowego orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości UE w1979 roku. Wsprawie wytoczonej przezRewe-Zentral AGniemieckiemu monopolowi spirytusowemuBundesmonopolverwaltung für Branntwein(numer akt 120/78) sąd zakwestionował zakaz importu cassis de Dijon doRFN, umotywowany zbyt niską – wstosunku doobowiązujących niemieckich przepisów – zawartością alkoholu. Wrzeczywistości Trybunał ustanowił regułę znoszącą jakiekolwiek ograniczenia wsprzedaży produktów legalnie wytworzonych wjednym kraju członkowskim naterytorium innego kraju członkowskiego (→ Cztery swobody ijeden rynek). Dziś wydaje się tooczywistością, ale towłaśnie toorzeczenie sprzed ponad 30 lat znacząco się przyczyniło dozniesienia pozataryfowych barier wprzepływie towarów, wprowadzając zasadę wzajemnego uznawania przez państwa unijne standardów obowiązujących wprawie krajowym.

Epizod alkoholowy ocharakterze podobnym dosprawy cassis de Dijon pojawił się także wtrakcie polskich negocjacji akcesyjnych (→ Akcesja). Otóż w2000 roku Hiszpania wprowadziła zakaz importu polskiej wódki, twierdząc, iż jest ona zanieczyszczona związkami fenolu. Spór dotyczący tej strategicznej gałęzi polskiego przemysłu udało się zażegnać na→ spotkaniu ówczesnego ministra spraw zagranicznych Władysława Bartoszewskiego zkomisarzem ds. rozszerzenia Günterem Verheugenem wWarszawie wpaździerniku 2000 roku. Odczytawszy bez nadmiernego entuzjazmu dość techniczny wywód dowodzący dyskryminacyjnego traktowania polskiej żubrówki przez Hiszpanów, profesor Bartoszewski spojrzał wymownie nakomisarza irzekł: „Lieber Herr Verheugen, wtradycji środkowoeuropejskiej wódka jest czynnikiem zbliżającym, anie dzielącym ludzi, bardzo proszę, niech pan coś ztym zrobi”. Wielce rozbawiony Verheugen nie zawiódł ministra iwkrótce potem nadwiślańska wódka czysta rozlała się szerokim strumieniem pospalonych słońcem płaskowyżach Iberii.

Constructive ambiguity

Czyli konstruktywna wieloznaczność. Wyobraźmy sobie taką oto scenę.

Delegat Gottlandu: Biorąc pod uwagę uwarunkowania rynkowe iprzewidywalne skutki społeczne, powinniśmy zlecić Komisji opracowanie odpowiednej propozycji legislacyjnej.

Delegat Legolandu: Wtym wypadku należy bezwzględnie przestrzegać kompetencji państw członkowskich ikierować się zasadą subsydiarności. Komisja nie powinna zgłaszać propozycji legislacyjnej natym etapie.

Delegat Nibylandu: Popieram stanowisko delegacji 2. Wprowadzanie dodatkowych elementów regulacyjnych wydaje się przedwczesne. Komisja powinna wziąć pod uwagę rozwiązania prawne istniejące już wpaństwach członkowskich.

Przewodniczący: Uwzględniając stanowiska wyrażone przez delegacje, proponuję przyjęcie konkluzji wnastępującym brzmieniu:

„Biorąc pod uwagę uwarunkowania rynkowe ispołeczne, Rada zwraca się doKomisji zprośbą ozbadanie, jakie działania, wtym także ocharakterze legislacyjnym, byłyby najwłaściwsze dla zwiększenia innowacyjności gospodarki europejskiej. Propozycje Komisji powinny uwzględniać kompetencje państw członkowskich womawianej dziedzinie”.

Powyższy fragment „prozy produkcyjnej” doskonale ilustruje metodę konstruktywnej wieloznaczności, niezwykle rozpowszechnioną wwielostronnych negocjacjach namiędzynarodowych forach. Jeśli stanowiska stron wykluczają się nawzajem, conapoczątkowym etapie rozmów jest właściwie normą, toambicją prowadzącego obrady bądź głównego negocjatora jest takie sformułowanie → konkluzji, aby każdemu zuczestników zapewniała ona pole dointerpretacji.

Wdzięcznym obszarem stosowania metody konstruktywnej wieloznaczności jest polityka zagraniczna, arozkwita ona zwłaszcza tam, gdzie decyzje muszą zapadać jednomyślnie. Zajej autora uchodzi były sekretarz stanu USA Henry Kissinger (→ Stany Zjednoczone, czyli punkt odniesienia). Kiedy zakadencji prezydenta Nixona Kissinger zabiegał onormalizację stosunków USA zChińską Republiką Ludową, udało mu się wynegocjować tzw. komunikat szanghajski. Dokument ten, opublikowany wlutym 1972, stwierdza, że „Stany Zjednoczone uznają pogląd Chińczyków mieszkających poobu stronach Cieśniny Tajwańskiej, że istnieją tylko jedne Chiny, aich częścią jest Tajwan”. Interpretacja tego zdania może być wąska jak Cieśnina Tajwańska bądź szeroka jak pustynia Gobi. Od1972 roku wstosunkach Chin komunistycznych zTajwanem niewiele się zmieniło, ale dyplomatyczna ofensywa Nixona iKissingera pozwoliła zakończyć izolację Pekinu nascenie międzynarodowej.

Również dziś dyplomaci działający naforum Rady Bezpieczeństwa ONZ, Organizacji Bezpieczeństwa iWspółpracy wEuropie, Sojuszu Północnoatlantyckiego (NATO), atakże unijnego Komitetu Politycznego iBezpieczeństwa sięgają absolutnych wyżyn ekwilibrystyki słownej. Wretorycznych potyczkach wsprawie procesu pokojowego naBliskim Wschodzie, zniesienia embarga nasprzedaż broni doChin lub zakresu jurysdykcji Międzynarodowego Trybunału Karnego orężem stają się… przecinki, rodzajniki nieokreślone (asolution,anagreement,acompromise) oraz zwroty relatywizujące typuas appropriate(czyli „tam, gdzie tojest właściwe”). Granice konstruktywnej wieloznaczności często sygnalizuje gwiazdka (asterysk), czyli poprostu przypis. Pojawia się on wszędzie tam, gdzie lingwistyczna wyobraźnia dyplomatów natrafia naprzeszkody natury konstytucyjnej. Odniesienia naprzykład doKosowa wdokumentach unijnych często opatruje się gwiazdką odsyłającą doprzypisu przypominającego, iż nie wszystkie kraje członkowskie uznają Kosowo zaniepodległe państwo (dotyczy toHiszpanii, Grecji, Cypru, Rumunii iSłowacji). Dwanaście złotych gwiazdek zdobiących flagę UE (→ Flaga ihymn) uchodzić może zatem zasymbol niejednoznaczności integracji europejskiej, opartej wszak nanieustannym ścieraniu się przeciwstawnych poglądów.

COREPER

Czyli Komitet Stałych Przedstawicieli. Nazwa tego mitycznego gremium pochodzi odpierwszych liter jej wersji francuskiej: Comité des représentants permanents. COREPER tokolegium kardynalskie wspólnoty → eurokratów. Technicznie rzecz biorąc, ciało to, którego podstawą traktatową jest art. 240 traktatu ofunkcjonowaniu Unii Europejskiej, madwie emanacje: COREPER II, skupiający ambasadorów – stałych przedstawicieli państw członkowskich, oraz COREPER I, wktórego skład wchodzą ich zastępcy. Zprawnego punktu widzenia COREPER tojeden organ, ale podział zadań między obie jego emanacje wygląda następująco: COREPER II odpowiada zasprawy instytucjonalne, → budżet UE, politykę gospodarczą ifinansową, wymiar sprawiedliwości, sprawy wewnętrzne oraz → politykę zagraniczną; COREPER Izajmuje się przede wszystkim legislacją wtakich dziedzinach, jak: ochrona środowiska, rynek wewnętrzny, transport czy ochrona konsumentów. Gremium temu przewodniczy przedstawiciel rotacyjnej → prezydencji. Miarą sukcesu każdego przewodniczącego jest ograniczenie doabsolutnego minimum spraw, wktórych decyzje zapadać muszą naszczeblu ministerialnym, awięc politycznym. Stali przedstawiciele tozazwyczaj bardzo doświadczeni dyplomaci, często odługim stażu wBrukseli.

COREPER jest gronem wybitnie męskim, przez cotym bardziej budzi skojarzenia zgremiami decyzyjnymi wielkich religii monoteistycznych. Pierwszą kobietą wkardynalskim kapeluszu była Irlandka Anne Anderson, przewodnicząca COREPER wtrakcie prezydencji irlandzkiej wpierwszej połowie 2004 roku, azatem pół wieku poukonstytuowaniu się komitetu. Jak przystało naelitarny klub, COREPER wypracował własne tradycje oraz metody pracy. Posiedzenia ambasadorów przygotowuje grupa Antici – wbrew pozorom nie jest tokolejny zwielu brukselskich akronimów (→ Skróty), tylko nazwisko pierwszego przewodniczącego tej formacji, powstałej wlatach 70., włoskiego dyplomaty Paolo Massimo Anticiego. Szczególnym przywilejem Antici jest antyszambrowanie wtrakcie obrad Rady Europejskiej (→ Szczyt). Pełnią oni funkcję łączników między szefami państw irządów alicznymi członkami ich delegacji odciętymi odswoich pryncypałów przez szpaler gwardzistów broniących dostępu dopiątego piętra budynku Justus Lipsius, brukselskiego odpowiednika Kaplicy Sykstyńskiej. Antici pierwsi widzą wydobywający się zsali obrad biały lub czarny dym.

Najdramatyczniejsze momenty wżyciu członków COREPER II tonegocjacje budżetowe irewizja traktatów. Negocjacyjny maraton trwa nierzadko kilka tygodni lub nawet miesięcy. Jeśli trzeba wypracować → kompromis wokreślonym czasie, tojedną zklasycznych metod jest zatrzymywanie zegara wsali posiedzeń (stop the clock). Czas świecki nie przeszkadza wrozstrzygnięciu kwestii natury teologicznej izegar uruchamia się ponownie dopiero pozakończeniu negocjacji. Wprzypadku spraw szczególnie wrażliwych, takich jak reforma systemu głosowania wRadzie Ministrów bądź brytyjski rabat przy wpłatach dobudżetu UE, uruchamiana jest tzw. procedura konfesjonału, kiedy toprzewodniczący COREPER osobno spotyka się zkażdym zeswoich kolegów (i– nieco rzadziej – koleżanek). Poddają się jej bez wahania zarówno katoliccy, jak iprotestanccy, prawosławni ibezwyznaniowi członkowie komitetu. Jasnym punktem każdej prezydencji jest posiedzenie wyjazdowe wkraju przewodnictwa, podczas którego stali przedstawiciele snują refleksje nad losami zjednoczonej Europy najachcie opływającym wyspy greckie (pierwsza połowa 2003 roku) lub naśnieżnych polach Grenlandii (druga połowa 2002 roku) (→ Poczet ambasadorów RP).

Czekolada→ Wojsko iczekolada

Człowiek instytucja

Charakterystyczny, choć wcale nie tak częsty element brukselskiego świata. Człowiek instytucja jest nosicielem tzw. pamięci instytucjonalnej, cooznacza, że przez lata kazirodczej wymiany poglądów zpodobnymi mu uczestnikami procesów decyzyjnych posiadł unikalną wiedzę natemat procedur, precedensów, → kompromisów i→ kryzysów, czyli tego wszystkiego, czym żyje stolica Europy. Człowiek instytucja jest idolem młodych → eurokratów, cenionym źródłem informacji dla mediów ipożądanym uczestnikiem seminariów oraz konferencji.

Lista ludzi instytucji jest długa izdominowana przez ważne postacie drugiego planu. Zpokolenia pionierów integracji warto wymienić HolendraMaxa Kohnstamma(1914–2010), historyka idyplomatę, uczestnika holenderskiego ruchu oporu wczasie drugiej wojny światowej, pierwszego sekretarza Wysokiej Władzy Europejskiej Wspólnoty Węgla iStali, czyli prekursorki → Komisji Europejskiej. Kohnstamm doostatnich lat życia był aktywnym uczestnikiem europejskiego ruchu federalnego (→ Federalizm aojczyzna. Opowieść pierwsza), często pojawiał się nadyskusjach organizowanych przez renomowany think tank European Policy Center. Towarzyszem broni Kohnstamma zpionierskich lat Europy jest FrancuzGeorges Berthoin(ur. 1925), uczestnik ruchu Résistance weFrancji, później szef gabinetu pierwszego przewodniczącego Wysokiej WładzyJeana Monneta. Gorliwy federalista, przez lata głosił – znakomitą angielszczyzną! – brukselską dobrą nowinę wWielkiej Brytanii, gdzie byłm.in. szefem przedstawicielstwa Komisji Europejskiej wokresie poprzedzającym przystąpienie Wysp doWspólnoty. Rozmowa zKohnstammem czy Berthoinem pozwalała naprawdę zrozumieć ewangeliczny zapał iszczerość europejskich przekonań doświadczonego przez wojnę pokolenia. Ci ludzie pchnęli Europę wkierunku, wktórym, zezmiennym szczęściem, zmierza dodziś.

Wśród ludzi instytucji nie brakuje jednak byłych polityków. Najbardziej znany znich to→ Jacques Delors, francuski socjalista, niezapomniany przewodniczący → Komisji Europejskiej wlatach 1985–1995. Delors stał się niedoścignionym wzorcem niezależnego iskutecznego szefa Komisji, jego zdanie liczy się wEuropie dodziś. Archetypem brukselskiego bywalca jest zaśÉtienne (Stevie) Davignon(ur. 1932), belgijski baron, dyplomata ibiznesmen, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej wlatach 1981–1985 iwpływowy członek owianej legendą grupy Bilderberg11, założonejm.in. przez Józefa Retingera. Davignon epatuje burgundzką żywotnością ipozostaje krytycznym obserwatorem europejskiej polityki oraz gospodarki.

Dogrona ludzi instytucji trafiają przez zasiedzenie także długoletni stali przedstawiciele krajów członkowskich (→ COREPER):Philippe de Schoutheete(Belgia),Pierre de Boissieu(Francja),Poul Skytte Christoffersen(Dania). De Boissieu, długoletni sekretarz generalny Rady UE, jest spowinowacony zgenerałem de Gaulle’em ichętnie dawał towszystkim odczuć. Jego ascetyczna postać wniebieskim blezerze, konsekwentnie noszonym przez cały rok, budziła podziw jednych inienawiść drugich. Dla de Boissieu „Bruksela toja”, toteż nie miał on żadnych oporów, żeby pouczać zarówno swoich kolegów, jak iprzełożonych.

Wewszystkich kluczowych negocjacjach ostatniego ćwierćwiecza uczestniczył także inny Francuz,Jean-Claude Piris, od1988 dokońca 2010 roku szef służb prawnych sekretariatu Rady. Piris służył radą zmieniającym się unijnym dyrektoriatom, czyli → prezydencjom, zapewniając ciągłość obsługi prawnej istanowiąc łącznik między dawnymi inowymi czasy nawzór swego słynnego rodaka Josepha Fouché, ministra policji pod rządami Napoleona Iiporestauracji dynastii Burbonów. Jego egzegeza unijnych traktatów nigdy nie ograniczała twórczej inwencji polityków, aci chętnie się godzili, byostatnie słowo należało właśnie doPirisa. Uchodzi on zajednego zfaktycznych autorów traktatu zLizbony. Jego następca, również Francuz, nazywa sięHubert Legalijuż choćby potym można zauważyć, że urodził się dotrudu bycia prawnikiem (→ Prawnicy).

Niestrudzonym komentatorem życia brukselskich salonów ikulis europejskich negocjacji jest BrytyjczykPeter Ludlow. Publikowane przezeń glosy interpretujące zawiłości kolejnych konkluzji Rady Europejskiej objętością ibogactwem szczegółu przypominają protokoły zezjazdów Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego.

Człowiekiem instytucją jest bez wątpieniaFrank Schwalba-Hoth, współzałożyciel niemieckich Zielonych, były poseł do→ Parlamentu Europejskiego, aobecnie networker doskonały. Zasłynął jako organizator nietypowych kolacji, naktóre zapraszał ludzi zzupełnie różnych środowisk, nacodzień niemających zesobą styczności. Nasoirées(wieczorkach) Schwalby-Hotha spotykają się bankierzy, reprezentanci biznesu, posłowie doPE, ale również stażyści, studenci czy aktywiści organizacji pozarządowych. Swą ekumeniczną działalność zielony Frank rozpoczął wnieistniejącym już lokalu pod nazwąKaputt (odtytułu książki Curzio Malapartego). Wrestauracji działającej nielegalnie wpiwnicy domu przyrueSt. Quentin natyłach budynku → Berlaymont można było pozwolić sobie napodważanie zasad wolnego rynku: każdy zzaproszonych gości płacił zakolację tyle, naile go było stać. Ręka rynku stawała się zupełnie niewidzialna, azgromadzeni naponadklasowych biesiadach neomarksiści (→ Marks Karol) snuli marzenia odyktaturze prekariatu12(→ Ojcowie-założyciele, → Poczet ambasadorów RP).

Cztery swobody ijeden rynek

Zawitały ongiś doEuropy cztery swobody. Pierwsza, cokupcom dobra wszelakie, sukno, małmazję ifrukta doinnych krain przesyłać pozwala. Druga iszlachetnie urodzonym ichudopachołkom peregrynacje zjednego nadrugi kontynentu kraniec odbywać każe, akontroli narogatkach zakazuje srodze. Dzięki trzeciej dukaty, talary, złocisze asrebrniki krążyć poEuropie mogą iwgrodach szkatuły wypełniać. Czwarta zaś wędrownym mistrzom najarmarku każden kram rozstawić daje ikunsztem swoim naobczyźnie gawiedź cieszyć.

Współczesnym Europejczykom podstawowe swobody przepływu towarów, osób, kapitału iusług wydają się czymś tak oczywistym, że traktatowe ich gwarancje brzmią równie archaicznie jak ich stylizowany wyżej opis. Droga dopełnej liberalizacji, kręta, długa iwyboista, wiodła odtraktatu rzymskiego, przez Jednolity Akt Europejski iBiałą Księgę z1985 roku, aż pozobowiązania dousunięcia wszelkich barier wobrębie wspólnego rynku do1992 roku oraz traktatów zMaastricht iLizbony (→ Filary).

Zdłuższej perspektywy historycznej ustanowienie swobodnego przepływu towarów czy osób było swoistym… krokiem wstecz. Do1914 roku bowiem wEuropie praktycznie nie obowiązywały żadne kontrole nagranicach, oswobodzie przemieszczania się decydował głównie status majątkowy podróżującego. Skomplikowany system kontroli paszportowych, przejść granicznych, wiz itd. wymogły dopiero okoliczności pierwszej wojny światowej iwynikające znich zaostrzenie rygorów bezpieczeństwa. Bariery celne iprotekcjonizm wynikały zkolei wdużej mierze zkonsekwencji Wielkiego → Kryzysu iprób ochrony własnego rynku przed nadmierną konkurencją zagraniczną.

Stworzenie wspólnego rynku, odlat 80. nazywanego jednolitym, przewidziano już wlatach 50., aczkolwiek dopiero poupowszechnieniu zasady głosowania większościowego wRadzie Ministrów (→ Większość kwalifikowana) udało się zasadniczo przyspieszyć prace legislacyjne nad zniesieniem barier taryfowych (cła, opłaty) ipozataryfowych (wymagania techniczne, obowiązek rejestracji) ograniczających swobodę obrotu gospodarczego. Same państwa członkowskie doliberalizacji podchodziły nieufnie istarały się hamować regulacyjne zapędy → Komisji Europejskiej. Symbolem takiego hamulca bezpieczeństwa był przez lata tzw. → kompromis luksemburski pozwalający rządom nablokowanie lub przynajmniej odkładanie wczasie niewygodnych decyzji.

Także wprzyjętych już dyrektywach (→ Dyrektywa) irozporządzeniach pozostawiano wiele furtek. Państwa członkowskie mogą ograniczać przepływ osób zuwagi nakwestie bezpieczeństwa publicznego, naprzykład przywracając kontrole nagranicach podczas dużych imprez sportowych, lub blokować dostęp towarów dowłasnego rynku zpowodu zastrzeżeń wobec bezpieczeństwa danego produktu. Zdarzyło się tochociażby w1996 roku wtrakcie kryzysu wywołanego chorobą szalonych krów. Brytyjska wołowina zniknęła zkontynentalnych stołów zpowodu podejrzeń, iż jej spożywanie może wywoływać chorobę Creutzfeldta-Jakoba, czyli gąbczaste zwyrodnienie mózgu. Natę decyzję dyplomacja Zjednoczonego Królestwa zareagowała blokadą wszelkich decyzji, również tych niemających żadnego związku złańcuchem żywieniowym, ale wymagających jednomyślności. Potrudnych negocjacjach itowarzyszących im spekulacjach dotyczących stopnia odporności brytyjskichcivil servants13naencefalopatię gąbczastą zakaz sprzedaży wołowiny zniesiono, ale ów krowi kryzys wpłynął napodniesienie standardów bezpieczeństwa żywności wUE.

Mimo swoich pięćdziesięciu lat jednolity rynek nadal pozostaje projektem niedokończonym – wopublikowanym w2009 roku raporcie Mario Monti, były komisarz europejski ipóźniejszy premier Włoch, zwracał uwagę naistniejące wciąż luki wodniesieniu douznawania kwalifikacji zawodowych naprzykład pielęgniarek czy prawników oraz rozbieżne systemy ubezpieczeń zdrowotnych wpaństwach członkowskich. Przedmiotem specjalnej troski pozostaje swobodny przepływ usług. Dyrektywa kojarzona dodziś znazwiskiem Holendra Fritsa Bolkesteina, liberalnego komisarza ds. jednolitego rynku, miała doprowadzić doprzełomowego otwarcia rynku usług, napotkała jednak zaporowy ogień organizacji pracowniczych starej Unii iwwersji ostatecznej opatrzona została licznymi zastrzeżeniami mającymi oddalić widmo polskiego hydraulika. Utrzymano wmocy ograniczenia dotyczące naprzykład sprzątania dużych obiektów przemysłowych, cosprawiło, że kohorty przedsiębiorczych Łotyszy czy Słowaków gotowych ruszyć naZachód zmiotłami wdłoni smutnym wzrokiem patrzyły, jak poprzemysłowy krajobraz Zagłębia Ruhry pokrywa kurz historii…

Ramy prawne jednolitego rynku nie nadążają też zarzeczywistością, anapewno nie pasują dorynku usług cyfrowych. Prowadzą doabsurdalnych werze globalizacji sytuacji, zktórymi zetknął się każdy, kto próbując kupić przez Internet książkę lub film, zezdziwieniem przeczytał naekranie komputera, że „usługa dostępna jest jedynie naterenie kraju X lub Y”. Prawdziwym zagrożeniem dla jednolitego rynku jest jednak rewizjonizm, czyli podważanie jego zasad. Nawet najbardziej fundamentalna znich – zasada swobodnego przemieszczania się obywateli państw członkowskich, będąca jedną znajbardziej wymiernych korzyści płynących zczłonkostwa wUnii – jest systematycznie kwestionowana przez polityków obawiających się kolejnej inwazji Hunów, naprzykład wpostaci tzw. turystyki socjalnej zuboższych państw kontynentu. Obcy stojący ubram zawsze byli dogodnym wytłumaczeniem własnych niepowodzeń iuzasadnieniem rządów twardej ręki, bez względu nato, czy pod te bramy podjeżdżali nasłoniach czy też dwudziestoletnimi minibusami marki Volkswagen. Sto lat powybuchu pierwszej wojny światowej taki obraz Obcego wEuropie zaskakuje żywotnością imocą oddziaływania namasy, choć narazie te ostatnie wzywane są dourn wyborczych, a