Strona główna » Poradniki » Alkoholizm. I grzech i choroba

Alkoholizm. I grzech i choroba

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-244-0223-6

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Alkoholizm. I grzech i choroba

Na początku lat 90. napisałem książkę na temat alkoholizmu, zatytułowaną Grzech czy choroba? Z biegiem lat dochodzę jednak do wniosku, że alkoholizm jest czymś więcej niż chorobą i że o nim można także mówić w kategoriach grzechu. Ale ani pojęcie grzechu, ani koncepcja choroby nie oddają w pełni jego istoty. Doświadczenie uzależnienia i wyzdrowienia sugeruje, by raczej postrzegać alkoholizm w kategoriach braku pewnych ważnych umiejętności życiowych.
Nie oznacza to, że każdy, kto nie ma takich umiejętności, musi się uzależnić. Ale każdy uzależniony umiejętności tych nie ma i musi je nabyć, jeśli chce zachować trzeźwość. Program Dwunastu Kroków AA pomaga to osiągnąć. Uczy takich umiejętności duchowych, myślowych i społecznych, które pozwalają zastąpić destrukcyjne uzależnienie od alkoholu lub innych substancji twórczym poczuciem współzależności wszystkich ludzi oraz zależności od opiekuńczej siły wspólnoty lub jakiejś Siły Wyższej. W szerszej perspektywie cywilizacyjnej program Dwunastu Kroków AA może być pojmowany jako wielopłaszczyznowa odpowiedź na bolączki nowoczesności.
Przedstawiona w niniejszej książce interpretacja kroków jest subiektywna. Ma na celu przybliżenie czytelnikom kroków, a dokładniej – jednego z wielu możliwych sposobów ich rozumienia.
Wiktor Osiatyński

Polecane książki

Połączyła ich namiętność.Kłamstwa mogą ich rozdzielić.Sebastian Stone, frontman i gitarzysta rockowego zespołu, z długą listą zatargów z prawem, ucieka do Savannah w Georgii, żeby przeczekać kolejny skandal. Tam spotyka Sheę Bentley, której nie potrafi się oprzeć. Ale przeczuwa, że dziewczyna nosi w...
Rytmy ultradobowe stanowią dalszą specjalizację każdej ze stron ciała mającą na celu zwiększenie potencjału adaptacyjnego i ewolucyjnego. Z e-booka poznasz ich znaczenie....
Publikacja przedstawia zasady dokonywania rocznej korekty podatku odliczonego w roku ubiegłym przez podatników wykonujących tzw. działalność mieszaną zobowiązani do dokonywania odliczeń częściowych oraz podatnicy zobowiązani do stosowania tzw. „preproporcji” Wynik korekty podatnicy ci powinn...
  Jakie wartości są ważne w waszej rodzinie? Na czym budujecie swój rodzicielski autorytet? Jak cenna jest dla was integralność waszych dzieci? Czy uczycie je przejmować odpowiedzialność za siebie? Oto lektura dla rodziców, którzy nie chcą wychowywać dzieci groźbami i karami, ale wiedzą też, że tak ...
Odpowiedź na pytanie o to, czym jest małżeństwo i rodzina, jaka jest jej natura, jakie ma znaczenie dla rozwoju człowieka, to fundamentalne kwestie filozoficzne i cywilizacyjne. Książka Spór o rodzinę podejmuje się tego wyzwania, budując dyskurs na podstawie prawdy o naturze człowieka oraz person...
Bogowie, miejcie nad nami litość! Druga część opowieści o losach władców Kontynentu, marzących o niezwykłych bogactwach Nowej Ziemi. Znani dobrze z poprzedniego tomu Dziedzica bohaterowie wracają, by dalej toczyć krwawą walkę o władzę nad Kontynentem i prawa do zysków z Nowej Ziemi. Chciwość, żądz...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Wiktor Osiatyński

Pro­jekt gra­ficz­ny

Ja­nusz Ba­rec­ki

Re­dak­cja:

Anna Chyc­kow­ska

Ko­rek­ta:

Jo­lan­ta Spodar

Zdję­cie au­to­ra © Na­ta­lia Osia­tyń­ska

Co­py­ri­ght © by Wik­tor Osia­tyń­ski 2007

Co­py­ri­ght © by Wy­daw­nic­two ISKRY, War­sza­wa 2007

Tek­sty Dwu­na­stu Kro­ków AA

i Dwu­na­stu Tra­dy­cji AA © World Se­rvi­ces Inc.;

prze­dru­ko­wa­no za zgo­dą

ISBN 978-83-244-0223-6

Wy­daw­nic­two Iskry

ul. Smol­na 11

00-375 War­sza­wa

tel./faks (0-22) 827-94-15

e-mail:iskry@iskry.com.pl

www.iskry.com.pl

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Wstęp

Na po­cząt­ku lat dzie­więć­dzie­sią­tych na­pi­sa­łem książ­kę na te­mat al­ko­ho­li­zmu, za­ty­tu­ło­wa­ną Grzech czy cho­ro­ba? W tam­tym cza­sie Po­la­cy wciąż jesz­cze czę­sto mie­li mo­ra­li­za­tor­ski i pu­ni­tyw­ny sto­su­nek do tego na­ło­gu. Trak­to­wa­ny był on przede wszyst­kim jako wada mo­ral­na. Al­ko­ho­li­ka uwa­ża­no za czło­wie­ka grzesz­ne­go, po­zba­wio­ne­go sza­cun­ku i na­dziei. Dzi­siaj co­raz wię­cej lu­dzi zda­je so­bie spra­wę z tego, że al­ko­ho­lizm to nie do­wód sła­bej woli lub upad­ku mo­ral­ne­go, lecz cho­ro­ba. I że na tę cho­ro­bę jest spo­sób.

Mimo to ja sam z bie­giem lat do­cho­dzę do wnio­sku, że al­ko­ho­lizm jest czymś wię­cej niż cho­ro­bą i że moż­na o nim mó­wić tak­że w ka­te­go­riach grze­chu. Ale ani po­ję­cie grze­chu, ani kon­cep­cja cho­ro­by nie od­da­ją w peł­ni jego isto­ty. Do­świad­cze­nie uza­leż­nie­nia i wy­zdro­wie­nia su­ge­ru­je, by ra­czej po­strze­gać al­ko­ho­lizm w ka­te­go­riach bra­ku pew­nych waż­nych umie­jęt­no­ści ży­cio­wych, do­ty­czą­cych sa­mo­po­zna­nia, kon­tro­li za­cho­wań, kształ­to­wa­nia i wy­ra­ża­nia uczuć, a tak­że na­wią­zy­wa­nia wię­zi mię­dzy­ludz­kich. Nie ozna­cza to, że każ­dy, kto nie ma ta­kich umie­jęt­no­ści, musi się uza­leż­nić. Ale każ­dy uza­leż­nio­ny umie­jęt­no­ści tych nie ma i musi je na­być, je­śli chce za­cho­wać trzeź­wość. Sto­so­wa­ny we wspól­no­cie Ano­ni­mo­wych Al­ko­ho­li­ków pro­gram Dwu­na­stu Kro­ków po­ma­ga to osią­gnąć. O tym wła­śnie trak­tu­je ni­niej­sza książ­ka.

ROZDZIAŁ PIERWSZYDoktor Jekyll i pan Hyde

Al­ko­ho­lik jest czło­wie­kiem roz­dar­tym. Lu­dzie z ze­wnątrz, ob­ser­wu­jąc jego za­cho­wa­nie, wi­dzą, jak się zmie­nia. Gdy nie pije, prze­waż­nie moż­na na nie­go li­czyć – jest życz­li­wy i przy­ja­zny. Gdy za­czy­na pić, to jak­by wstą­pił weń ja­kiś de­mon. Z każ­dym kie­lisz­kiem wód­ki lub bu­tel­ką piwa de­mon w co­raz więk­szym stop­niu obej­mu­je we wła­da­nie cia­ło i umysł al­ko­ho­li­ka. Naj­pierw zmie­nia się ję­zyk – pi­ją­cy za­czy­na uży­wać wul­gar­nych słów. Po­tem ru­chy tra­cą for­mę – za­miast li­nio­wych, pro­wa­dzą­cych od za­my­słu do celu, sta­ją się ko­li­ste i roz­la­złe. Pod­no­si się ton gło­su, pi­ja­ny mówi co­raz gło­śniej, ale za to mniej pre­cy­zyj­nie. Wresz­cie krzy­czy i awan­tu­ru­je się. Czę­sto do­cho­dzi do rę­ko­czy­nów. Je­śli te nie skoń­czą się tra­gicz­nie i pije da­lej, na­gle słab­nie. Te­raz mówi ci­szej, ale już nie­mal w ogó­le bez sen­su. Za­czy­na błą­dzić mu wzrok; jesz­cze jed­no piwo i usy­pia. To zna­czy, wy­da­je się, że usy­pia, w isto­cie tra­ci świa­do­mość.

Na­za­jutrz nie wszyst­ko uda­je mu się przy­po­mnieć. Al­ko­hol utrud­nia wy­two­rze­nie się pa­mię­ci krót­ko­trwa­łej, bez któ­rej nie może sfor­mo­wać się che­micz­na pa­mięć trwa­ła. To­też al­ko­ho­lik bu­dzi się z bó­lem gło­wy i doj­mu­ją­cym po­dej­rze­niem, że wczo­raj coś na­wy­wi­jał, ale nie bar­dzo wie co. Do­świad­cze­nie pod – po­wia­da mu, że na kaca do­brze zro­bi klin. Więc albo cze­ka po­iry­to­wa­ny w pra­cy do cza­su, gdy bę­dzie mógł się na­pić, albo pije od razu z rana i wpa­da w ciąg. Wte­dy pije ca­ły­mi dłu­gi­mi okre­sa­mi, aż pad­nie z wy­czer­pa­nia. Prze­sta­je pra­co­wać, wy­peł­niać obo­wiąz­ki ro­dzin­ne. „Sza­ry dzień za­mie­nił się w nie­dzie­lę” – jak brzmi kul­to­wa pio­sen­ka wśród pi­ja­ków. Al­ko­ho­lik prze­cho­dzi do in­ne­go świa­ta, a w nim nie jest tym sa­mym czło­wie­kiem, któ­rym był, za­nim wpadł w ciąg.

W cią­gu al­ko­ho­lik ła­mie wszyst­kie obiet­ni­ce da­wa­ne in­nym i so­bie. Po po­przed­nim pi­jań­stwie przy­rze­kał, że to się nie po­wtó­rzy. Po­sta­na­wiał też zmie­nić wie­le rze­czy w ży­ciu, kon­tro­lo­wać sie­bie. Sta­wiał so­bie bar­dzo wy­so­kie wy­ma­ga­nia, któ­re trud­no było speł­nić. Gdy je ła­mie, do­pa­da go po­czu­cie klę­ski. To pro­wa­dzi z ko­lei do dal­sze­go roz­prę­że­nia mo­ral­ne­go: „Sko­ro i tak je­stem po­tę­pio­ny, to te­raz już mogę zro­bić wszyst­ko”. My­śli: „A co mi tam” (cho­ciaż dużo le­piej od­da­je to ro­syj­skie sło­wo „na­ple­wat’”) i robi wszyst­ko – w celu zdo­by­cia al­ko­ho­lu, wy­ka­za­nia swej siły albo tyl­ko po to, by po­ka­zać, że w ogó­le ist­nie­je. Oso­by uza­leż­nio­ne cha­rak­te­ry­zu­ją oscy­la­cje za­cho­wań mię­dzy kon­tro­lą w okre­sach abs­ty­nen­cji a cał­ko­wi­tym roz­luź­nia­niem kon­tro­li pod wpły­wem al­ko­ho­lu. Do­sko­na­le opi­sał je i wy­ja­śnił John Brad­shaw w książ­ce Tok­sycz­ny wstyd…

Okre­sy pi­jań­stwa nie­kie­dy koń­czą się tra­gicz­nym zda­rze­niem: wy­pad­kiem, wiel­ką awan­tu­rą, kło­po­ta­mi za­wo­do­wy­mi, po któ­rych na­stę­pu­je otrzeź­wie­nie. Cza­sem są to po­waż­ne pro­ble­my zdro­wot­ne, a czę­sto zwy­kłe zmę­cze­nie i wy­cień­cze­nie or­ga­ni­zmu pi­ciem. Pi­jań­stwo po­wo­du­je róż­ne do­le­gli­wo­ści, na­ra­sta­ją­cą sła­bość fi­zycz­ną i po­ja­wia­ją­ce się w koń­co­wej fa­zie pi­cia wra­że­nie, że coś jed­nak nie jest w po­rząd­ku. Po od­sta­wie­niu al­ko­ho­lu wy­stę­pu­ją: mę­czą­ce kace, bez­sen­ność, kosz­ma­ry, de­lir­ki. Trwa to od kil­ku do kil­ku­na­stu dni. Moż­na je prze­trwać w domu, le­piej na od­tru­ciu. W tym cza­sie po­tę­gu­je się po­czu­cie klę­ski i winy. Al­ko­ho­lik naj­pierw chce umrzeć lub się zmie­nić, przy­się­ga, że to już ko­niec, że nig­dy wię­cej w ży­ciu nie wy­pi­je. Po­tem za­czy­na żmud­nie od­bu­do­wy­wać sie­bie i zdru­zgo­ta­ne prze­świad­cze­nie o wła­snej war­to­ści. Prze­po­jo­ny winą sprzą­ta miesz­ka­nie, szo­ru­je pod­ło­gi, cho­dzi po za­ku­py; do­mow­ni­cy ubó­stwia­ją tę fazę cho­ro­by i ma­rzą, by ten stan trwał wiecz­nie. Po­dob­nie pra­co­daw­cy, gdyż al­ko­ho­lik w tym okre­sie za­zwy­czaj pra­cu­je nie­zwy­kle wy­daj­nie.

W tych pierw­szych dniach po za­prze­sta­niu pi­cia al­ko­ho­lik sam głę­bo­ko wie­rzy w to, że to już był ostat­ni raz, gdyż cier­pie­nia pod­czas od­sta­wie­nia są tak ogrom­ne, że nikt przy zdro­wych zmy­słach nie chciał­by tego po­wtó­rzyć. Gdy tyl­ko zdro­wie po­lep­szy się na tyle, że bę­dzie mógł funk­cjo­no­wać, nowo upie­czo­ny abs­ty­nent za­cznie łap­czy­wie od­ra­biać stra­ty, ja­kie spo­wo­do­wa­ło pi­jań­stwo: bę­dzie pra­co­wał do póź­na i brał do­dat­ko­we zle­ce­nia, by móc od­dać dłu­gi, bę­dzie wy­krę­cać się z kło­po­tów z pra­wem, ja­kie zda­rzy­ły mu się pod­czas cią­gu. Żona i zna­jo­mi znów będą my­śleć, jaki on jest wspa­nia­ły, kie­dy nie pije. Ale gdy wszyst­ko już za­cznie się mu ukła­dać, na­gle zno­wu pój­dzie w ciąg. Od­bę­dzie się to rap­tow­nie – ani bli­scy, ani sam al­ko­ho­lik nie są w sta­nie tego mo­men­tu do­kład­nie prze­wi­dzieć. Wy­ko­rzy­sta do tego ja­kiś po­wód albo sam ta­ko­wy spro­wo­ku­je. A naj­czę­ściej pój­dzie w tan­go bez żad­nej przy­czy­ny.

Wszyst­ko to wy­my­ka się nor­mal­nej lo­gi­ce. Nor­mal­ni lu­dzie po­stę­pu­ją w spo­sób prze­wi­dy­wal­ny. Uczą się też na wła­snych do­świad­cze­niach. Gdy do­tkną go­rą­ce­go pie­ca, pa­mię­ta­ją, by wię­cej tego nie ro­bić. Al­ko­ho­lik wciąż na nowo do­ty­ka pie­ca po­mi­mo co­raz bo­le­śniej­szych po­pa­rzeń. Tak jak­by o nich za­po­mi­nał albo jak gdy­by ja­kaś siła więk­sza od nie­go przy­cią­ga­ła go do pie­ca i ka­za­ła po­ło­żyć na nim dłoń. I znów sta­je się in­nym czło­wie­kiem, peł­nym zło­ści, agre­sji, bru­tal­no­ści. Prze­cho­dzi z jed­nej oso­bo­wo­ści w dru­gą. Jak w opo­wia­da­niu Ro­ber­ta Lo­uisa Ste­ven­so­na, któ­re­go bo­ha­ter, spo­koj­ny, rze­tel­ny, po­wszech­nie sza­no­wa­ny dok­tor Je­kyll, pod wpły­wem spo­rzą­dzo­nej prze­zeń sub­stan­cji prze­mie­niał się w be­stię – w pana Hyde’a. Z tym że u Ste­ven­so­na tyl­ko dok­tor Je­kyll wie­dział, że jest rów­nież pa­nem Hyde’em; wszy­scy inni my­śle­li, że to dwie od­mien­ne oso­by. W przy­pad­ku al­ko­ho­li­ka jest od­wrot­nie – każ­dy wi­dzi dwo­istość jego na­tu­ry, każ­dy, oprócz jego sa­me­go. Al­ko­ho­lo­wy dok­tor Je­kyll robi bo­wiem wszyst­ko, żeby jak naj­mniej wie­dzieć o praw­dzi­wym ob­li­czu pana Hyde’a. A na­wet o jego ist­nie­niu.

Isto­tą al­ko­ho­li­zmu oprócz przy­mu­su pi­cia i utra­ty kon­tro­li nad ilo­ścią wy­pi­ja­ne­go al­ko­ho­lu jest rów­nież skom­pli­ko­wa­ny me­cha­nizm in­te­lek­tu­al­ny, któ­ry mówi al­ko­ho­li­ko­wi, że ten nie ma pro­ble­mu z pi­ciem. Ten me­cha­nizm ilu­zji i za­prze­czeń (po an­giel­sku de­nial) w du­żej mie­rze rzą­dzi spo­so­bem my­śle­nia al­ko­ho­li­ka tak­że wów­czas, gdy ten nie pije. Po­le­ga on na mi­ni­ma­li­zo­wa­niu ilo­ści wy­pi­ja­ne­go al­ko­ho­lu oraz kon­se­kwen­cji pi­cia, a tak­że na znaj­do­wa­niu uza­sad­nień oraz wy­szu­ki­wa­niu rze­ko­mych po­wo­dów pi­cia.

ZAKŁAMANIE

Al­ko­ho­lik my­śli, że pije tyle samo co inni. W isto­cie tak jest, bo prze­by­wa prze­cież głów­nie w to­wa­rzy­stwie pi­ją­cych. Co wię­cej, wy­da­je mu się, że pije „le­piej” od in­nych, bo oni upi­ja­ją się wcze­śniej od nie­go. „Moc­na gło­wa”, któ­ra w isto­cie jest re­zul­ta­tem przy­zwy­cza­je­nia or­ga­ni­zmu do al­ko­ho­lu, sta­no­wi dla al­ko­ho­li­ka do­wód, że nie ma on pro­ble­mu. Dru­gim ar­gu­men­tem jest umie­jęt­ność cał­ko­wi­te­go za­prze­sta­nia pi­cia co ja­kiś czas.

Naj­czę­ściej dzie­je się tak po wyj­ściu z cią­gu. Nie­kie­dy w wy­ni­ku da­nej ko­muś obiet­ni­cy. W Pol­sce wie­lu lu­dzi prze­ry­wa pi­cie na cały mie­siąc w sierp­niu, gdy księ­ża wzy­wa­ją do abs­ty­nen­cji. We wrze­śniu, po żni­wach, po­wra­ca­ją do pi­cia, prze­ko­na­ni, że nie mają pro­ble­mu. W isto­cie jed­nak każ­dy al­ko­ho­lik umie prze­stać w ogó­le nie pić na ja­kiś okres. Ża­den al­ko­ho­lik nie po­tra­fi na­to­miast pić co­dzien­nie je­den lub dwa kie­lisz­ki i nie prze­brać tej mia­ry. Nie­al­ko­ho­lik tak wła­śnie pije, al­ko­ho­lik wcze­śniej czy póź­niej wy­pi­je wię­cej, aż do upi­cia się.

Mi­ni­ma­li­zo­wa­nie pi­cia prze­ja­wia się tak­że w prze­ko­na­niu, że pi­ją­cy wy­pił mniej, niż w rze­czy­wi­sto­ści mia­ło to miej­sce. Al­ko­ho­lik rze­czy­wi­ście wie­rzy, że wy­pił mniej i ze zdzi­wie­niem pa­trzy na na­ra­sta­ją­cą la­wi­no­wo licz­bę pu­stych bu­te­lek w domu. Do­pó­ki ma siły, usu­wa je w mia­rę pi­cia, by móc się da­lej okła­my­wać.

Czę­ste przy­kła­dy za­kła­ma­nia to prze­ko­na­nie, że ktoś nie pije przed pią­tą po po­łu­dniu albo nie pije rano lub że pije je­dy­nie piwo, jak­by al­ko­ho­lizm wią­zał się wy­łącz­nie z wód­ką. Inną for­mą mi­ni­ma­li­zo­wa­nia jest nie­do­strze­ga­nie, lek­ce­wa­że­nie lub uspra­wie­dli­wia­nie kon­se­kwen­cji pi­jań­stwa. Przy­sło­wio­wym przy­kła­dem jest prze­świad­cze­nie, że to nie wy­pi­ty litr wód­ki, lecz grzy­bek na za­ką­skę spo­wo­do­wał roz­strój żo­łąd­ka i wy­mio­ty.

Al­ko­ho­lik ra­cjo­na­li­zu­je swo­je pi­jac­kie eks­ce­sy, szu­ka dla nich uza­sad­nień. Pije, bo… Bo szef się na nie­go uwziął. Bo żona go nie ro­zu­mie. Bo prze­żył za­wód mi­ło­sny. Bo ustrój mu się nie po­do­ba. Bo spo­tka­ło go ko­lej­ne nie­szczę­ście. W isto­cie te wszyst­kie nie­przy­jem­no­ści są naj­czę­ściej skut­kiem pi­cia, ale dla al­ko­ho­li­ka są jego przy­czy­ną i uspra­wie­dli­wie­niem. Na­wet brak pa­mię­ci, zwa­ny „urwa­nym fil­mem”, w ja­kimś sen­sie słu­ży al­ko­ho­lo­we­mu za­kła­ma­niu: wszak wy­tar­te z pa­mię­ci zo­sta­ją ostat­nie go­dzi­ny pi­jań­stwa, kie­dy to al­ko­ho­lik tra­ci kon­tro­lę nad swo­im po­stę­po­wa­niem i do­ko­nu­je czy­nów, któ­rych po­wi­nien się wsty­dzić.

Istot­nym ele­men­tem za­kła­ma­nia jest ob­wi­nia­nie in­nych lu­dzi za ne­ga­tyw­ne kon­se­kwen­cje pi­cia. To żona i dzie­ci są win­ne awan­tu­ry w domu, to szef po­no­si od­po­wie­dzial­ność za nie­po­wo­dze­nia w pra­cy, a inni użyt­kow­ni­cy dróg – za wy­pad­ki. Al­ko­ho­lik uwa­ża, że los, Bóg, świat i lu­dzie się na nie­go uwzię­li i do­świad­cza­ją go ko­lej­ny­mi pla­ga­mi. Są­dzi też, że bę­dąc ofia­rą losu i lu­dzi, musi pić, bo in­a­czej nikt by nie zniósł cze­goś po­dob­ne­go.

„Cho­re” my­śli są naj­więk­szym so­jusz­ni­kiem ob­se­sji al­ko­ho­lo­wej. To wła­śnie one pod­su­wa­ją al­ko­ho­li­ko­wi „po­wo­dy” do pi­cia. Za­kła­ma­nie, któ­re nie po­zwa­la do­strzec po­wa­gi pro­ble­mu, ra­cjo­na­li­za­cja, ob­wi­nia­nie in­nych, li­to­wa­nie się nad sobą – wszyst­ko to do­star­cza wy­mó­wek, by się na­pić. Ile lat lu­dzie piją, po­wta­rza­jąc sło­wa: „Jaki ja bied­ny”, „Nikt mnie nie ko­cha”, „Nikt mnie nie ro­zu­mie”, „Jaki kosz­mar­ny jest ten świat”. Uża­la­nie się nad sobą to istot­ny ele­ment spo­so­bu my­śle­nia al­ko­ho­li­ka. Po­dob­nie jak nie­zwy­kła zdol­ność do­strze­ga­nia w świe­cie wszyst­kie­go, co złe, groź­ne, ne­ga­tyw­ne i po­mniej­sza­nie tego, co przy­jem­ne bądź ra­do­sne. W grun­cie rze­czy al­ko­ho­lik musi pod­sy­cać w so­bie ne­ga­tyw­ny ob­raz świa­ta. Gdy­by bo­wiem świat wy­da­wał mu się do­bry, lu­dzie przy­jaź­ni, wów­czas nie miał­by „po­wo­du”, by pić. A je­śli mimo to by pił, mu­siał­by sta­nąć twa­rzą w twarz ze swo­im al­ko­ho­li­zmem. A to jest aku­rat coś, co al­ko­ho­lik pró­bu­je za wszel­ką cenę ukryć – przed sobą i przed in­ny­mi. Oni na ogół wi­dzą to za­kła­ma­nie, ale sa­me­go sie­bie al­ko­ho­lik może oszu­ki­wać przez lata.

Ten sys­tem za­kła­ma­nia jest spój­ny i sil­ny. Sta­no­wi lo­gicz­ny zbiór po­glą­dów na te­mat świa­ta, lu­dzi i sa­me­go sie­bie. Nad jego bu­do­wą i ulep­sza­niem al­ko­ho­lik dłu­go pra­cu­je, wy­ko­rzy­stu­jąc do tego swą wie­dzę i wa­lo­ry umy­sło­we. Nic dziw­ne­go, że opie­ra się on fak­tom, a na­wet su­ge­stiom lu­dzi z oto­cze­nia al­ko­ho­li­ka, któ­rzy zwra­ca­ją uwa­gę na jego za­cho­wa­nie i eks­ce­sy. Al­ko­ho­lik nie do­strze­ga jed­nak po­sta­ci pana Hyde’a. Na­wet gdy do­my­śla się, że cza­sem po­stę­pu­je nie tak, jak by tego chciał, uwa­ża to za jed­no­ra­zo­wy przy­pa­dek.

Tę struk­tu­rę za­kła­ma­nia prze­ła­mać może tyl­ko ja­kaś ka­ta­stro­fa. Ale sama ka­ta­stro­fa nie wy­star­cza. Po­trze­ba rów­nież, by lu­dzie, któ­rym al­ko­ho­lik wciąż jesz­cze ufa, po­ka­za­li mu jego praw­dzi­we ob­li­cze. Ta­kie ze­tknię­cie z praw­dą może przy­brać cha­rak­ter in­ter­wen­cji kry­zy­so­wej.

Wa­run­kiem sku­tecz­nej in­ter­wen­cji jest go­to­wość lu­dzi z naj­bliż­sze­go oto­cze­nia al­ko­ho­li­ka, by ją prze­pro­wa­dzić, oraz umie­jęt­ność, gdyż in­ter­wen­cja wy­ma­ga tak­że od osób ją po­dej­mu­ją­cych prze­ła­ma­nia daw­nych na­wy­ków. Naj­bar­dziej utrwa­lo­nym na­wy­kiem ma­tek, żon, przy­ja­ciół i bli­skich al­ko­ho­li­ka jest chro­nie­nie go przed dra­stycz­ny­mi kon­se­kwen­cja­mi pi­cia. Dzię­ki temu al­ko­ho­lik może da­lej pić w prze­ko­na­niu, że nie jest to tak groź­ne, jak się wszyst­kim wy­da­je. Nic dziw­ne­go, że tak my­śli, sko­ro to inni pła­cą za nie­go ra­chun­ki.

Wśród Ano­ni­mo­wych Al­ko­ho­li­ków krą­ży aneg­do­ta o spon­so­rze, któ­ry za­opie­ko­wał się no­wi­cju­szem. Za­bie­rał go na mi­tyn­gi i przy­go­to­wy­wał do prze­ra­bia­nia pro­gra­mu AA. Po ja­kimś cza­sie do spon­so­ra za­te­le­fo­no­wa­ła mat­ka no­wi­cju­sza z proś­bą, by ten ra­to­wał syna, któ­ry za­pił. Spon­sor przy­je­chał do ele­ganc­kie­go domu z za­dba­nym ogro­dem. Mat­ka za­pro­wa­dzi­ła spon­so­ra do sy­pial­ni, w któ­rej spał scho­ro­wa­ny syn. Le­żał w pół­mro­ku, w czy­stej, pach­ną­cej po­ście­li. Na sto­li­ku obok łóż­ka sta­ła ka­raf­ka z so­kiem, bu­tel­ka z wodą, kom­pot. Obok ta­lerz wi­no­gron oraz po­kro­jo­na po­ma­rań­cza. Na dru­gim sto­li­ku, przy oknie, w wa­zo­nie bu­kiet kwia­tów. „Niech pan go ra­tu­je” – bła­gal­nie zwró­ci­ła się do spon­so­ra mat­ka. „A może ma­muś­ka ma tu jesz­cze jed­no łóż­ko, to ja też chęt­nie so­bie po­pi­ję” – od­po­wie­dział spon­sor.

Aneg­do­ta ta do­brze od­da­je isto­tę tak zwa­ne­go współ­uza­leż­nie­nia. Po­le­ga ono na nad­mier­nej opie­kuń­czo­ści bli­skich wo­bec pi­ją­cych i nie za­wsze świa­do­mym uła­twia­niu im pi­cia. Uła­twie­niem jest przy­no­sze­nie al­ko­ho­li­ko­wi piwa, by wy­le­czył kaca, spła­ca­nie jego dłu­gów, uspra­wie­dli­wia­nie nie­obec­no­ści w pra­cy oraz chro­nie­nie od po­no­sze­nia in­nych kon­se­kwen­cji. Po to, by al­ko­ho­lik do­strzegł, że ma pro­blem, musi sam do­świad­czać skut­ków pi­jań­stwa. Nie zda so­bie z nich spra­wy, gdy mat­ka lub żona ob­my­je go z wy­mio­tów, na któ­re upadł, pod­nie­sie go, wy­ką­pie i po­ło­ży do czy­stej po­ście­li. Nie do­świad­czy ich, gdy jego prze­ło­że­ni uspra­wie­dli­wią pi­jac­ką nie­obec­ność w pra­cy uda­wa­ną cho­ro­bą albo gdy ro­dzi­na i przy­ja­cie­le da­dzą mu pie­nią­dze, by spła­cił dłu­gi.

To­też w prak­ty­ce pierw­szym kro­kiem do prze­ła­ma­nia za­kła­ma­nia jest zmia­na po­staw osób z oto­cze­nia oso­by pi­ją­cej.

Po­win­ny one ro­bić wszyst­ko, by al­ko­ho­lik miał z pi­cia nie tyl­ko ko­rzyść (lep­sze sa­mo­po­czu­cie, uciecz­ka od pro­ble­mów), lecz tak­że aby to on oso­bi­ście po­no­sił stra­ty, ja­kie nie­uchron­nie po­wo­du­je nad­mier­ne uży­wa­nie al­ko­ho­lu. By po­no­sił kon­se­kwen­cje, a na­wet cier­piał, bo tyl­ko wte­dy może do­strzec rze­czy­wi­stą przy­czy­nę swe­go sta­nu i ze­chcieć zmie­nić po­stę­po­wa­nie.

By al­ko­ho­lik po­sta­no­wił się zmie­nić, musi upaść na dno. Jego bli­scy mogą mu „pod­nieść” to dno, tak by się nie roz­bił, spa­da­jąc ze zbyt du­żej wy­so­ko­ści. Mogą po­móc mu bez­piecz­nie upaść, a po­tem się pod­nieść. Temu słu­ży mię­dzy in­ny­mi umie­jęt­nie prze­pro­wa­dzo­na in­ter­wen­cja. Jej ce­lem jest po­ka­za­nie al­ko­ho­li­ko­wi rze­czy­wi­sto­ści przez wzbu­dze­nie u nie­go mo­ty­wa­cji do zmia­ny. Po­win­ni w niej brać udział bli­scy al­ko­ho­li­ka, inni lu­dzie, któ­rych on sza­nu­je, oraz pra­co­daw­ca. Wszy­scy mu­szą być od­po­wied­nio przy­go­to­wa­ni przez za­wo­do­we­go te­ra­peu­tę, któ­ry tak­że uczest­ni­czy w in­ter­wen­cji.

In­ter­wen­cja nie po­win­na prze­kształ­cić się w wy­po­mi­na­nie ze stro­ny obec­nych bądź uspra­wie­dli­wia­nie się al­ko­ho­li­ka. Ten po­wi­nien do­strzec u ze­bra­nych tro­skę, a nie po­tę­pie­nie. To­też pod­czas in­ter­wen­cji na­le­ży uni­kać ocen oraz stwier­dzeń, że al­ko­ho­lik jest taki albo inny lub że za­wsze po­stę­pu­je tak czy in­a­czej. Bo od „za­wsze” ła­two moż­na zna­leźć ja­kiś wy­ją­tek. To­też pod­czas in­ter­wen­cji trze­ba trzy­mać się kon­kret­nych fak­tów, któ­re war­to przed­tem za­pi­sy­wać. Na przy­kład: „Tego a tego dnia (za­wsze na­le­ży po­dać datę) mia­łam umó­wio­ną wi­zy­tę u le­ka­rza, a ty obie­ca­łeś przyjść za­raz po pra­cy do domu i zo­stać z dzieć­mi. Nie przy­sze­dłeś, nie za­dzwo­ni­łeś, tyl­ko wró­ci­łeś pi­ja­ny o pół­no­cy”. „Tego i tego dnia spóź­ni­łeś się dwie go­dzi­ny do pra­cy. In­ne­go dnia wy­sze­dłeś pod­czas prze­rwy obia­do­wej i wró­ci­łeś po dwu go­dzi­nach pi­ja­ny. Kie­dyś w ogó­le nie wró­ci­łeś po obie­dzie. Kil­ka­krot­nie w ogó­le nie przy­sze­dłeś do pra­cy. Cza­sem bez uspra­wie­dli­wie­nia, a kie­dy in­dziej żona za­dzwo­ni­ła, że źle się czu­jesz. A te­raz żona po­twier­dza, że tak na­praw­dę by­łeś pi­ja­ny lub mia­łeś kaca”. „Tego i tego dnia po pi­ja­ku zro­bi­łeś awan­tu­rę w domu; in­ter­we­nio­wa­li są­sie­dzi. Kie­dy in­dziej ude­rzy­łeś po pi­ja­ne­mu syna, a tego a tego dnia – mnie”.

Ta część in­ter­wen­cji ma na celu po­ka­za­nie dok­to­ro­wi Je­kyl­lo­wi pana Hyde’a i jego po­stęp­ków, któ­re Je­kyll za­zwy­czaj wy­pie­ra ze świa­do­mo­ści. To­też ogrom­ne zna­cze­nie ma do­bra­nie od­po­wied­nie­go mo­men­tu do in­ter­wen­cji. Z pi­ja­nym al­ko­ho­li­kiem nie ma co roz­ma­wiać, bo nic do nie­go nie do­trze. Bez­po­śred­nio po od­sta­wie­niu al­ko­ho­lu cier­pie­nia i kac rów­nież unie­moż­li­wia­ją ko­mu­ni­ka­cję, dla­te­go w tym okre­sie al­ko­ho­li­ko­wi po­trzeb­ne jest wy­łącz­nie fi­zjo­lo­gicz­ne od­tru­cie or­ga­ni­zmu. Do­pie­ro pod ko­niec od­tru­wa­nia, gdy pa­cjent za­czy­na roz­sąd­nie my­śleć, po­ja­wia­ją się u nie­go wy­rzu­ty su­mie­nia i wąt­pli­wo­ści co do wła­sne­go po­stę­po­wa­nia. To jest do­bry czas na in­ter­wen­cję. Je­śli się go prze­ga­pi, al­ko­ho­lik zbie­rze się w so­bie i za­kła­ma­nie po­wró­ci z całą mocą. Dla­te­go Ano­ni­mo­wi Al­ko­ho­li­cy cho­dzą na od­dzia­ły de­tok­sy­za­cyj­ne i do izb wy­trzeź­wień, by mó­wić o swo­jej cho­ro­bie i dro­dze do wy­zdro­wie­nia.

In­ter­wen­cja ogra­ni­czo­na do na­wet naj­bar­dziej szcze­gó­ło­wych przy­kła­dów pi­jań­stwa nie by­ła­by sku­tecz­na, gdy­by nie bu­dzi­ła na­dziei na po­pra­wę i nie po­ka­zy­wa­ła dro­gi zmia­ny. Dla­te­go tak waż­ny jest udział w niej te­ra­peu­ty lub trzeź­we­go al­ko­ho­li­ka, a naj­le­piej oby­dwu. Al­ko­ho­lik opo­wia­da o so­bie, o po­dob­nych zda­rze­niach i prze­ży­ciach oraz o swo­ich uczu­ciach, z któ­ry­mi pa­cjent może się utoż­sa­miać. Al­ko­ho­lik i te­ra­peu­ta mó­wią też, do­kąd moż­na pójść po po­moc – po­da­ją ad­re­sy i go­dzi­ny spo­tkań AA lub ad­res ośrod­ka te­ra­pii uza­leż­nień.

Wła­ści­wie prze­pro­wa­dzo­na in­ter­wen­cja jest inna od wszyst­kie­go, co do­tąd spo­ty­ka­ło al­ko­ho­li­ka ze stro­ny bli­skich. Po­przed­nio sły­szał wy­mów­ki i po­na­gle­nia, by miał sil­ną wolę. On ki­wał gło­wą, obie­cy­wał i zno­wu pił. Te­raz usły­szał, że to nie jest kwe­stia sil­nej woli i obiet­nic. Że bli­scy go nie po­tę­pia­ją, tyl­ko się o nie­go mar­twią. Że nie będą dłu­żej to­le­ro­wać jego pi­jań­stwa, ale on sam może coś zro­bić. Że może zmie­nić po­stę­po­wa­nie, i to nie w ogó­le, ale bar­dzo kon­kret­nie. Że może na­śla­do­wać tych, któ­rzy byli w tej sa­mej sy­tu­acji i któ­rym uda­ło się zmie­nić.

Po wła­ści­wej in­ter­wen­cji dok­tor Je­kyll za­czy­na wi­dzieć pana Hyde’a w ca­łej ja­skra­wo­ści. Wi­dzi, że jest bez­sil­ny wo­bec Hyde’a i po­sta­na­wia coś z nim zro­bić, by ten nie rzą­dził jego ży­ciem.

Na po­cząt­ku sta­ra się go zneu­tra­li­zo­wać. Prze­sta­je pić, zmie­nia śro­do­wi­sko, za­miast do baru cho­dzi na spo­tka­nia AA, na­śla­du­je in­nych Ano­ni­mo­wych Al­ko­ho­li­ków, pyta o rady swe­go spon­so­ra. Zmie­nia tryb ży­cia, so­lid­nie pra­cu­je, prze­sta­je kła­mać i awan­tu­ro­wać się. Przy­no­si do domu pen­sję i nie ma już dłu­gów. Prze­ło­że­ni w pra­cy nie mu­szą wciąż mieć do nie­go pre­ten­sji, a on nie po­trze­bu­je ich okła­my­wać. Nie kłó­ci się z ludź­mi, nie wra­ca do domu z pod­bi­ty­mi ocza­mi. Ma co­raz mniej pro­ble­mów ze świa­tem ze­wnętrz­nym. Wy­da­wa­ło mu się, że pił z ich po­wo­du. A te­raz wi­dzi, że miał te pro­ble­my, po­nie­waż pił, a nie od­wrot­nie. Gdy po­lu­bi nowe ży­cie, bę­dzie chciał na sta­łe zneu­tra­li­zo­wać pana Hyde’a, po­zbyć się go albo przy­najm­niej za­hi­ber­no­wać. Zo­ba­czy, że w isto­cie pan Hyde prze­szka­dzał dok­to­ro­wi Je­kyl­lo­wi w ży­ciu, unie­moż­li­wiał mu re­ali­za­cję jego ce­lów i war­to­ści.

Po