Strona główna » Humanistyka » Apacze

Apacze

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-06-03434-9

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Apacze

 

 

„Najpiękniejszy Indianin, jakiego kiedykolwiek widziano, mierzył metr osiemdziesiąt, był prosty jak strzała, zbudowany tak doskonale, jak to jest tylko możliwe”. Opis ten nie jest wytworem fantazji powieściopisarza, lecz jednym z licznych świadectw zostawionych przez Amerykanów, którzy zetknęli się z Cochise’em, wodzem Apaczów Chiricahua, zaliczanym do grona najważniejszych przywódców indiańskich.

Edwin Sweeney, opierając się na niezwykle bogatej palecie amerykańskich i meksykańskich materiałów archiwalnych, wspomnień i relacji, ukazuje dramatyczną walkę Apaczów pod wodzą Cochise’a − człowieka ujmującego, o nieprzeciętnej inteligencji i charyzmie, który przez kilka dziesięcioleci odpierał ataki nowoczesnych armii, ścierał się z ochotnikami i łowcami skalpów, próbując obronić tradycyjny tryb życia Indian. Gdy nierówna wojna zaczęła grozić eksterminacją jego ludu, zgodził się na zawarcie pokoju i założył rezerwat na własnych warunkach − prawdziwą enklawę na terytorium Stanów Zjednoczonych, wyjętą spod wojskowego nadzoru.

Książka napisana z werwą, ze szczyptą humoru, daleka od łatwych osądów, obala liczne mity i przekłamania narosłe wokół Apaczów i ich wodzów − Cochise’a, Mangasa Coloradas czy Geronima. Oprócz nich autor ze znawstwem i starannością kreśli sylwetki pionierów Arizony, wojskowych, handlarzy, łowców nagród, opisuje starcia i potyczki godne westernów, ani na moment jednak nie wychodząc poza ramy warsztatu naukowego. Apacze to tragiczna historia ludu, który musiał się ugiąć, lecz jego opór przeszedł do historii.

Edwin R. Sweeney (ur. 1950), niezależny naukowiec, jeden z najwybitniejszych badaczy dziejów Apaczów. Jest także autorem tytułów From Cochise to Geronimo: The Chiricahua Apaches, 1874-1886 oraz Mangas Coloradas: Chief of the Chiricahua Apaches, opublikowanych przez University of Oklahoma Press.

Polecane książki

Co zrobiliście tamtego lata? Mateusz to utalentowany gitarzysta i autor pięknych piosenek. Razem z matką i siostrą mieszka w niewielkiej Rokietnicy. Kiedy otrzymuje szansę na zrobienie kariery rockowej, nie waha się ani chwili, aby wyrwać się z dusznego, przeoranego podziałami miasteczka i zapewn...
Nie wszystko złoto, co się świeci z góry, / Ani ten śmiały, co się zwierzchnie sroży: / Zewnętrzna postać nie czyni natury, / Serce, nie odzież, ośmiela lub trwoży. / Dzierżały miejsca szyszaków kaptury, / Nieraz rycerzem bywał sługa boży; / Wkrada się zjadłość i w kąty spokojne - / Taką ja śpiewać ...
Julian Sutor doktor habilitowany nauk prawnych, ambasador tytularny, ponad pół wieku przepracował w polskiej dyplomacji, z tego połowę czasu na placówkach dyplomatycznych. Z ramienia MSZ uczestniczył w wielu negocjacjach i konferencjach międzynarodowych. Łączył pracę zawodową z dydaktyczną i pub...
Każda jednostka prowadząca księgi rachunkowe musi przeprowadzić na koniec roku inwentaryzację. Powinna również zwrócić uwagę na rozliczenie jej skutków. Najwięcej trudności może przysporzyć ujęcie w księgach rachunkowych rozliczenia różnic inwentaryzacyjnych....
Belle Langtry i Santiago Velazquez poznali się na ślubie przyjaciół. Romantyczna i pełna ideałów Belle od razu zapałała niechęcią do cynicznego arystokraty, który zarabia miliony i nie wierzy w miłość. Nie chce mieć z nim nic wspólnego, lecz gdy znowu się spotykają, ku je...
Nowa książka autora bestsellera „Był sobie pies” – film w kinach! Zabawna i wzruszająca opowieść o czworonogu, który odbył niezwykłą podróż aby wrócić do swojego najlepszego przyjaciela Kiedy Lucas Ray przygarnia małą Bellę, od razu wie, że ten uroczy szczeniaczek odmieni jego życie na lepsze. Pies...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Edwin Sweeney

Tytuł oryginału:

COCHISE: CHIRICAHUA APACHE CHIEF

Redakcja i indeksy:

HANNA WACHNOWSKA

Korekta:

TERESA JEKIEL

Wybór ilustracji

MONIKA CORNELL, ZOFIA KOZIMOR

Projekt graficzny serii:

RYSZARD ŚWIĘTOCHOWSKI

Opracowanie okładki i stron tytułowych:

TERESA KAWIŃSKA

Copyright © as in the original AND sentence: originally published by the University Oklahoma Press. Polish edition published by arrangement.

© Copyright for the Polish edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, 2017

Księgarnia internetowawww.piw.pl

www.fb.com/panstwowyinstytutwydawniczy

Polub PIW na Facebooku

www.fb.com/panstwowyinstytuwydawniczy

Państwowy Instytut Wydawniczy

ul. Foksal 17, 00-372 Warszawa

tel. 22 826 02 01

e-mail:piw@piw.plwww.piw.pl

Wydanie pierwsze

ISBN 978-83-06-03434-9

Skład wersji elektronicznej: Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl

Mojej żonie Joanne i moim trzem córkom,Tiffani, Caitlin i Courtney, z wyrazamimiłości oraz Danowi Thrappowi, któryprzetarł drogę

SPIS ILUSTRACJI

ILUSTRACJE KOLOROWE:

Autor: André Kozimor

1. Przełęcz Apaczów.

2. Siphon Canyon na Przełęczy Apaczów, miejsce pierwszego obozu Bascoma.

3. Przełęcz Apaczów, miejsce zajścia z Bascomem.

4. Przełęcz Apaczów, ruiny zajazdu dyliżansów.

5. Przełęcz Apaczów, miejsce masakry meksykańskiego konwoju. Tutaj też powieszono sześciu zatrzymanych Indian.

6. Pinos Altos, osada założona przez poszukiwaczy złota. Widok dzisiejszy.

7. Miejsce bitwy na Przełęczy Apaczów. Widok ze wzgórza, z którego zaatakowali Apacze. Ochotnicy kalifornijscy szli widoczną w dole drogą. W głębi po prawej góra Helen, której granitowy szczyt służył podróżnym za drogowskaz.

8. Fort Bowie, widok dzisiejszy.

9. Widok z gór Dragoon na Dolinę Sulphur Springs i Przełęcz Apaczów.

10. Dolina Sulphur Springs, widok na góry Dos Cabezas (z lewej) i Chiricahua (z prawej). Obniżenie między górami to Przełęcz Apaczów.

11. Forteca zachodnia w górach Dragoon.

12. Góry Dragoon.

13. Treaty Peak, widok ze skały, na której wódz lubił odpoczywać. Na tym wzgórzu położonym na wschód od gór Dragoon w dolinie San Pedro Cochise kazał zatknąć białą flagę na znak zawartego pokoju.

14. Forteca Cochise’a wysoko w górach Dragoon.

15. Płyta nagrobna poświęcona Cochise’owi wzniesiona w fortecy wschodniej w górach Dragoon, z napisem: „Wódz Cochise, największy wojownik Apaczów, zmarł 8 czerwca 1874 roku w swej ulubionej fortecy i został sekretnie pochowany przez współplemieńców. Dokładne położenie grobu wodza znał tylko jeden biały człowiek, jego brat krwi, Thomas, J. Jeffords”.

16. Góry Chiricahua.

ILUSTRACJE CZARNO-BIAŁE:

17. Pomnik gubernatora Ignacia Pesqueiry (autor: Jorge. A. Ramos, licencja CC).

18. Richard Stoddert Ewell {{PD-US}}

19. Mickey Free (Felix Ward). To o jego porwanie został oskarżony Cochise {{PD-US}}

20. Fort Bowie, 1893 (źródło: James E. Sherman, Barbara H. Sherman, Ghost Towns of Arizona, University of Oklahoma Press,1969); {{PD-US}}

21. Pułkownik Thomas Devin (źródło: Library of Congress Prints and Photographs Division. Brady-Handy Photograph Collection. Call Number: LC-BH831-913[P&P]); {{PD-US}}

22. Thomas Jonathan Jeffords {{PD-US}}

23. Generał Oliver Otis Howard (źródło: United States Library of Congress’s Prints and Photographs division, cph.3c00785);{{PD-US}}

24. Reuben F. Bernard (źródło: National Archives, „111-SC-82529”)

25. Pułkownik Gordon Granger (źródło: United States Library of Congress’s Prints and Photographs division, cwpbh.03170); {{PD-US}}

26. Generał George Crook (źródło: Library of Congress Prints and Photographs Division. Brady-Handy Photograph Collection. Call Number: LC-BH826-30695 [P&P]); {{PD-US}}

27. Porucznik John Gregory Bourke (źródło: American Anthropologist, 1896); {{PD-US}}

28. George N. Bascom, (źródło: National Archives, „111-BA-563”)

29. Naiche, młodszy syn Cochise’a, ostatni wódz wolnych Chokonenów (źródło: amertribes); {{PD-US}}

ILUSTRACJE NA OKŁADCE:

John Mix Stanley (1814–1872), Black Knife, an Apache Warrior, olej na płótnie (źródło: Smithsonian American Art Museum, Gift of the Misses Henry); {{PD-US}}

Betty Butts, Cochise, brąz. Fort Bowie National Historic Site. Fot. André Kozimor.

PODZIĘKOWANIA

Pragnę wyrazić gorące podziękowania wszystkim osobom, których pomoc przyczyniła się do powstania niniejszej książki.

Dziękuję Towarzystwu Historycznemu Arizony, gdzie prowadziłem moje pierwsze badania, oraz Pani Lori Davisson, badaczce historii, która służyła mi swoją niewyczerpaną wiedzą. Podziękowania dla Joe Parka, byłego pracownika działu mikrofilmów w bibliotece Uniwersytetu Arizony, który zwrócił moją uwagę na materiały o Apaczach zebrane w archiwach Stanu Sonora w Towarzystwie Historycznym Arizony; dla Simeona „Buda” Newmana z biblioteki zbiorów specjalnych Uniwersytetu Teksańskiego w El Paso za pomoc przy konsultacji materiałów z Janos; podziękowania specjalne dla Cynthii Radding z Hermosillo w Sonorze, która ułatwiła mi dostęp do ważnych dokumentów z archiwów Stanu Sonora.

Allan Radbourne z English Westerners’ Society służył mi wielką pomocą, dzieląc się swoją szeroką wiedzą na temat Apaczów Chiricahua i Apaczów Zachodnich. Pragnę podziękować dobremu przyjacielowi Danowi Aranda z Las Cruces w Nowym Meksyku za oprowadzenie mnie po wielu miejscach, oraz jego żonie Joyce za gościnę okazaną mojej rodzinie.

Wiele moich podróży w terenie uprzyjemnili mi: mój brat Kevin Sweeney ze Stoughton w Massachusetts; Rick Collins z Tucson; Ron i Rebecca (Becky) Orozco, którzy mieszkali wówczas w Cochise w Arizonie; Alicia Delgadillo, dyrektorka Centrum Badawczego i Dokumentacyjnego Apaczów Chiricahua i Warm Springs z Fortu Sill, usytuowanego w fortecy Cochise’a, która służyła mi za przewodnika po hrabstwie Cochise; w końcu jedna z najmilszych osób, jakie spotkałem, Bill Hoy z Bowie w Arizonie, były strażnik w Fort Bowie National Historic Site, którego drzwi zawsze stały dla mnie otworem.

Wyrazy wdzięczności dla Susie Sato z Fundacji Historycznej Arizony na Uniwersytecie Stanowym Arizony w Tempe; dla Susan Ravdin z Bowdoin College, która pomogła mi przy konsultacji dokumentów dotyczących generała Olivera Otisa Howarda; dla Vivian Fisher z biblioteki Bancroft na Kalifornijskim Uniwersytecie w Berkeley oraz dla Roberta B. Matchette’a, Dale’a E. Floyda i Michaela E. Pilgrima z działu archiwów wojskowych w Archiwum Narodowym.

Inne jeszcze osoby służyły mi pomocą, za którą jestem bardzo wdzięczny: Bill i Joyce Griffen z Flagstaff; Leland Sonnichsen z Tucson; Harwood Hinton z Uniwersytetu Arizony w Tucson; Lynda Sanchez z Lincoln w Nowym Meksyku i Morris Opler z Norman w Oklahomie. Moje podziękowania dla Herba Hyde’a, wydawcy, oraz Sarah Nestor, redaktor naczelnej Wydawnictwa University of Oklahoma Press; dla Dona Bufkina za przygotowanie map i Karen Hayes z Portal w Arizonie za dostarczenie fotografii.

Podziękowania za pomoc i wsparcie dla Billa Schaefera z Saint Charles w Missouri; dla Ruth McGarry z Malden w Massachusetts oraz dla mojej matki, Mary L. Sweeney, w Massachusetts.

Dwaj autorzy szczególnie zainspirowali mnie do pracy badawczej nad Cochise’em i oboje miałem szczęście i honor spotkać. Nieodżałowana Eve Ball, badaczka ustnej tradycji Chiricahuów, dostarczyła mi wiele informacji, sugestii oraz nieocenionej zachęty. Jestem dozgonnie wdzięczny Danowi L. Thrappowi, wyjątkowemu znawcy wojen apackich, za jego niewyczerpane wsparcie oraz konstruktywne rady i komentarze, które w dużym stopniu zaważyły na jakości tej pracy.

Dziękuję wreszcie mojej żonie Joanne, która nigdy nie wątpiła w celowość moich wysiłków.

Edwin R. SWEENEY

Saint Charles, Missouri

WSTĘP

Cochise, największy wódz Apaczów Chiricahua czasów nowożytnych, odegrał w burzliwej historii południowego zachodu drugiej połowy dziewiętnastego wieku rolę pierwszoplanową. Zaliczany do największych indiańskich wodzów Ameryki, był człowiekiem budzącym strach i podziw jednocześnie. Przez całe dziesięciolecia wywierał decydujący wpływ na stosunki między Białymi i Indianami na niespokojnych terytoriach pogranicza. Choć rozgłos zdobył dzięki wojnie, zmarł zawarłszy pokój po latach zmagań z wojskami dwóch potężnych nacji. Jest rzeczą zdumiewającą, że nie powstała dotąd żadna poważna, pogłębiona praca na temat jego życia, jego osobowości i wpływu, jaki wywarł na swą epokę.

Cochise był postacią złożoną, ujmującą, o wyostrzonej inteligencji, wspaniałym wyglądzie i nieprzeciętnych zdolnościach. Był utalentowanym mówcą, wiernym stylowi i wyobraźni Apaczów, wojownikiem o silnym charakterze i człowiekiem honoru, żyjącym według zasad społeczności plemiennej, różnych od norm naszej przemysłowej cywilizacji. Jego wyjątkowe zdolności rozwinięte do maksimum pozwalały mu swobodnie rozmawiać zarówno z generałami i gubernatorami, jak i z prostym człowiekiem. Większość Białych, którzy zetknęli się z nim w okresie pokoju czy rozejmów, była przynajmniej tak samo zafascynowana jego spokojną godnością i żywą inteligencją, jak władzą, jaką miał nad swym ludem oraz wpływem, jaki nań wywierał – zjawiskiem wyjątkowym w kulturze i tradycji Apaczów.

Od stu lat informacje dotyczące Cochise’a i jego działań, a także czasów, w których żył, zostały tak zdeformowane i upiększone przez legendy i mity, że mają niekiedy niewiele wspólnego z rzeczywistością. Z perspektywy złagodzonych obyczajów naszej epoki nawet najbardziej powszednie zdarzenia z jego życia mogą nam się wydać naznaczone surowością i brutalnością. Musimy jednak zrozumieć, że Cochise’a nie można sądzić według naszych wartości, lecz według norm świata, w którym żył, świata brutalnego, okrutnego i bezlitosnego. W tym kontekście, zważywszy na sposób, w jaki ów świat pojmował i na reguły, jakimi się w swym postępowaniu kierował, Cochise jawi się jako człowiek nieposzlakowany, wierny swym zasadom, jako autentyczny, skończenie doskonały wódz ludu wojowników.

Według kryteriów Białych Cochise z całą pewnością nie był świętym (żaden apacki wojownik nim nie był), ale iluż Białych żyjących w Apaczerii w czasach Cochise’a zasługiwało na to określenie? Śmiały napastnik i skuteczny strateg, dość wpływowy, żeby skupić wokół siebie dużą liczbę zwolenników zarówno z własnej grupy, jak i z całego plemienia, Cochise ucieleśnił ideał wojennego wodza Apaczów Chiricahua. W owych czasach cieszył się sławą na całym kontynencie amerykańskim. Dzisiaj bardziej znane jest jedynie imię Geronima, lecz Geronimo, człowiek formatu znacznie mniejszego, nie może równać się z Cochise’em pod żadnym względem, ani pod względem ówczesnych dokonań, ani pod względem śladu, jaki zostawił w historii.

Wśród współczesnych Cochise’a istnieli oczywiście inni wielcy wodzowie. Cochise nie mógł się poszczycić aliansami politycznymi na miarę sojuszów tworzonych przez swojego teścia, Mangasa Coloradas, który przez niemal dwadzieścia lat aż do swej śmierci (czy też egzekucji) z rąk białych żołnierzy w 1863 roku, był bezsprzecznym liderem Chiricahuów Wschodnich. Nie wykazał zręczności Victoria w sztuce walki podjazdowej. Nie zawdzięczał swej sławy błyskawicznym wypadom, które były specjalnością Nany, kapitana Victoria, nie posiadał też wojskowego geniuszu Juha[1]. Niemniej jednak wszyscy ci wodzowie dołączali do niego w różnych okresach i choć nie należeli do jego grupy, walczyli z własnej woli u jego boku i pod jego rozkazami. Wszyscy podziwiali i szanowali jego sztukę dowodzenia, jego nieprzejednaną nienawiść do wrogów, a nade wszystko jego odwagę w walkach oraz mądrość okazywaną podczas narad.

Wielu Białych, którzy zetknęli się z Cochise’em, opisywało go jako „szlachetnego czerwonoskórego”, odwołując się do obrazu stworzonego przez Jamesa Fenimore’a Coopera. Jak na Apacza Cochise był wysoki, zbudowany jak jego młodszy syn Naiche, o którym mówiono, że był bardzo do ojca podobny. Nie zachowała się żadna fotografia Cochise’a, choć wódz musiał być choć raz sfotografowany, niemniej liczne opisy zostawione przez ludzi, którzy go widzieli, czy to podczas negocjacji pokojowych, czy też w wirze walki, pozwalają nam dość dokładnie wyobrazić sobie jego wygląd. Miał około pięciu stóp i dziesięciu cali (1,78 m) wzrostu, a według jednego z oficerów „wydawał się wyższy ze względu na lekkość budowy kostnej i bardzo zgrabną sylwetkę”1. Inny uważał, że „był prosty jak strzała, od stóp do głów zbudowany tak doskonale, jak to jest tylko możliwe”2. Według innych jeszcze odznaczał się „wielką siłą i niezwykle piękną budową”3, był „bardzo męski i marsowy, wyglądał tak, jak wyobrażamy sobie rzymskiego żołnierza”4. Według jednego ze świadków5 ważył około 175 do 180 funtów (79 do 80 kg), czyli jak na dziewiętnastowieczne standardy był człowiekiem mocnej postury. Jego kruczoczarne włosy, rozjaśnione w późniejszych latach srebrnymi nitkami, opadały zwyczajem Apaczów na ramiona. Miał regularne rysy twarzy, wysokie czoło, wydatny orli nos i wystające kości policzkowe. Jeden z obserwatorów obecnych podczas negocjacji w Nowym Meksyku zanotował, że „jego powściągliwość odzwierciedlała wielką siłę charakteru, choć niekiedy robił wrażenie smutnego czy zamyślonego”6. Alexander Duncan (Al) Williamson, handlarz w Forcie Bowie w latach 1873–1874, którego klientem był również Cochise, twierdził, że wódz „nigdy się nie uśmiechał. Miał zawsze wygląd surowy i poważny”7. Inny Biały uważał, że Cochise „w niczym nie przypominał strasznego, wojowniczego i dzikiego barbarzyńcy”8. Tego samego zdania był generał Oliver Otis Howard, który prowadził z Cochise’em negocjacje pokojowe zwieńczone sukcesem: „Miał przyjemny wygląd i wydało mi się nieprawdopodobne, żeby taki człowiek mógł być notorycznym złodziejem i zimnej krwi mordercą”9.

Choć Cochise słynął z tego, że przywiązywał dużą wagę do prawdy i szczerości, zdarzało się, że nie dotrzymywał słowa danego wrogowi, szczególnie, gdy sądził, że sam został oszukany bądź padł ofiarą perfidii. Często podkreślał, że bardzo ceni prawdomówność, co wyraził w rozmowie z agentem zajmującym się sprawami Indian w 1870 roku: „Chcę mówić prawdę. Człowiek ma jedne usta i jeśli nie mówi prawdy, powinien być odsunięty”10. Innym razem powiedział jednemu z oficerów: „Pragnę mówić szczerze… Nie mam podwójnego języka”11. Podczas rozmowy ze swym przyjacielem, Thomasem J. Jeffordsem, agentem rezerwatu Chiricahua w południowo-wschodniej Arizonie, zauważył: „Człowiek nigdy nie powinien kłamać… Jeśli ktoś zada tobie lub mnie pytanie, na które wolimy nie odpowiadać, wystarczy wyjaśnić: nie mam ochoty o tym rozmawiać”12. Cochise często stosował tę metodę podczas rozmów z Amerykanami, odmawiając udzielenia odpowiedzi lub zmieniając temat. Wykazywał w szczególności niechęć do dyskusji wokół niektórych swoich poczynań, które nadmiernie ciekawiły Białych.

Wagę, jaką przywiązywał do prawości, wykazał podczas wielkiej narady Chiricahuów z Amerykanami w Cañada Alamosa. Wypytywano Victoria i Loca o kradzież bydła na południu Nowego Meksyku, dokonaną przez ich ludzi, do której jednak woleli się nie przyznawać. Właśnie mieli wszystkiemu zaprzeczyć, gdy nagle – według słów jednego z oficerów obecnych podczas rozmowy – Cochise „brutalnie nakazał im powiedzieć prawdę. Wydawało się, iż poczuli ogromną ulgę, gdy dowiedzieli się z jego ust, jak chciał, by odpowiedzieli”13.

Również inni Biali podkreślali uczciwość Cochise’a i przestrzeganie przez niego prawdy bądź tego, co uważał za prawdę. Fred Hughes, pomocnik Jeffordsa w rezerwacie, zanotował, że wódz, zapewniwszy go raz o przyjaźni, „dotrzymał słowa do śmierci”14. Porucznik Joseph Alton Sladen, który jako pomocnik obozowy towarzyszył generałowi Howardowi podczas misji pokojowej u Chiricahuów, napisał, że nie tylko Cochise, ale i jego współplemieńcy wydawali się ludźmi prawymi. Spędziwszy dziesięć dni w obozie Apaczów, zanotował: „We wszystkich kontaktach z nami byli do gruntu uczciwi. […] Podczas mojego tam pobytu nie doszło do kradzieży”15.

Bywało, że Cochise potrafił wykazać wspaniałą bezstronność. W 1860 roku pewien Amerykanin o nazwisku John Wilson zabił w pojedynku cenionego przez Cochise’a wojownika, co wywołało wielkie poruszenie wśród Apaczów. Wódz położył mu kres, orzekając, iż „walka była uczciwa i nikogo nie można winić”16.

Według słów żyjącego w rezerwacie świadka zarówno dla swej bliskiej, jak i dalszej rodziny Cochise „był bardziej czuły i uważny niż przeciętny biały mężczyzna. Nie okazywał wobec nich brutalnego charakteru, jaki zazwyczaj mu przypisywano”17. Podobnie jak Victorio, który do swych najlepszych doradców zaliczył siostrę Lozen, Cochise przywiązywał dużą wagę do opinii siostry młodszej o piętnaście lat, która „swoją niezależnością i siłą charakteru dowiodła, iż godna jest pokładanego w niej zaufania”. Życie codzienne Apaczów obozujących w górach Dragoon upływało w atmosferze życzliwości i ciepła, co mocno zaskoczyło Białych, którzy mieli szczęście z nimi przebywać. Sladen zanotował, że żyjący w obozie Cochise’a Indianie byli „zawsze pogodni, rozmowni i spontanicznie okazywali zadowolenie […] skłonni byli do dowcipów i śmiechu z najbłahszych przyczyn. Lubili robić sobie nawzajem niewinne żarty”18.

Dopóki w obozie było jedzenie, żaden Indianin nie chodził głodny. Szczodrość była cechą szczególnie cenioną przez Apaczów. Cochise, jako przywódca, zobowiązany był do niej w dwójnasób, tym bardziej że polowanie i zdobywanie jedzenia przychodziło mu z łatwością. Wspominając swój pobyt w obozie Chiricahuów, Sladen zanotował, że któregoś dnia pewien młody wojownik wrócił z polowania z pustymi rękoma. Widząc to, wódz kazał natychmiast przyprowadzić swojego konia, zabrał strzelbę i odjechał. Po kilku godzinach powrócił z ustrzeloną antylopą, którą natychmiast „oprawiono i podzielono między obecnych”19.

Świadectwa ocalałych z bitew ludzi wskazują dobitnie, że wobec Białych, którzy wpadli w ręce Apaczów, Cochise nie okazywał żadnej litości. Nie znaczy to, że nie był do niej zdolny. Amelia Naiche, jego wnuczka, opowiadała mi o masakrze grupy Białych, z której ocalał jeden mały chłopiec. Większość Apaczów, łącznie z Geronimem, chciała go zabić, Cochise jednak wciągnął chłopca na konia i wziął go pod swoją opiekę. Legenda głosi, że zajął się jego wychowaniem i zwrócił mu później wolność20.

Jak każdy człowiek wódz Chiricahua nie był wolny od wad. Dobry i szlachetny z natury, wrażliwy na los swoich ludzi, wpadał czasami w gwałtowny gniew, szczególnie wtedy, gdy był świadkiem niesprawiedliwości czynionej Indianom. Niemniej sami Indianie też nie pozostawali poza zasięgiem jego gniewu, o czym dobrze wiedzieli i woleli go nie prowokować. Strach Indian przed Cochise’em zabarwiony był zresztą zawsze głębokim respektem. Asa (Ace) Daklugie, syn Juha, wspominał, że kiedy był dzieckiem, często mu powtarzano, żeby nigdy nie patrzył na szałas wodza, gdyż mogło to być odebrane jako brak szacunku21. Jak wielu Apaczów Cochise nie stronił od mocnych trunków i pod wpływem alkoholu bywał brutalny wobec swojej rodziny, jak i wszystkich, którzy weszli mu w drogę. Sladen był świadkiem, jak któregoś wieczoru zwymyślał i uderzył żonę i siostrę, które, przerażone, z krzykiem wybiegły z szałasu. Podczas tego zajścia „Indianie byli wyraźnie zaniepokojeni, wkrótce potem zapanował spokój, lecz ciągle było słychać jego głos”. To prawdopodobnie podczas podobnej sceny jego zuchwała najmłodsza żona ugryzła go w obie ręce, zostawiając mu na długo dwie blizny22.

Pomimo swych słabości Cochise był przedmiotem prawdziwego uwielbienia ze strony Chokonenów, dla których jego słowo miało moc prawa. Fred Hughes nie mógł się nadziwić autorytetowi, jakim się cieszył:

Ze zdumieniem obserwowaliśmy, jaką władzę ma nad tym brutalnym plemieniem: uwielbiając go jak bożka, bali się go bardziej niż kogokolwiek; wystarczyło jedno jego spojrzenie, żeby usadzić na miejscu najbardziej bezczelnego z Apaczów swojego plemienia23.

Również Sladen był pod wrażeniem wyjątkowego posłuszeństwa okazywanego Cochise’owi. Antropolodzy, którzy dogłębnie zbadali kulturę Apaczów, podkreślają, że wodzowie nie mieli „całkowitej władzy” nad swoim ludem, że „autorytet przywódcy daleki był od absolutnego”24. W przypadku jednak największych wodzów – Mangasa Coloradas, Victoria, a przede wszystkim Cochise’a – ów autorytet był niemal absolutny. Sladen opisał powrót kapitanów Cochise’a z wyprawy. Wojownicy zdawali wodzowi raporty, a ten „zadawał niekiedy pytania bądź mamrotał pochwałę”. Któregoś razu, wyraźnie niezadowolony z rezultatów jednego z nich, „podniósł głos i wpadł w gniew. Zerwał się na równe nogi […], a ponieważ wojownik poderwał się również, […] wymierzył mu mocny cios w głowę”, czym zakończył sprawę25. Według słów innego świadka Cochise posiadał to, czym żaden inny wódz nie mógł się poszczycić, mianowicie całkowitą władzę nad swoimi grupami: „szeregowiec szybciej odmówiłby wykonania bezpośredniego rozkazu prezydenta niż Apacz Chiricahua rozkazu Cochise’a”26.

Podobnie jak w przypadku Mangasa Coloradas władza Cochise’a rozciągała się również na inne grupy27. Świadczy o tym scena zaobserwowana przez amerykańskiego oficera w rezerwacie Cañada Alamosa: Apacze Chihenne, których wodzami byli Victorio i Loco, znaleźli gdzieś whisky, może wymieniając na nią swoje przydziały żywności, i mocno się wstawili. Dwóm wodzom udało się zaprowadzić porządek, usuwając pijanych na ubocze, niemniej jeden podchmielony wojownik wrócił z karabinem w ręku, szukając wyraźnie okazji do bójki. Wtedy zjawił się Cochise i zapanował nad sytuacją. „Wydał krótki, ostry okrzyk. Rezultat był natychmiastowy, sześćdziesięciu czy osiemdziesięciu wojowników z jego grupy rzuciło się na szukającego zwady Indianina i wyprowadziło go z obozu”. Cochise, który był w zasadzie wodzem Chokonenów, rozkazał wodzom Chihenne’ów, żeby zabrali swoich ludzi, aż ci wytrzeźwieją. I Victorio, i Loco posłuchali28. Kapitan Frederick W. Coleman, oficer dobrze znający Apaczów, zauważył, że inni wodzowie Apaczów Chiricahua „śmiertelnie bali się Cochise’a; wydawali się drobnymi płotkami w jego obecności”29. Z kolei lekarz wojskowy twierdził, że z tego, co mu wiadomo, „Cochise był jedynym wodzem indiańskim, którego rozkazy wykonywane były natychmiast”30.

Fred Hughes podkreślał wpływ Cochise’a na wszystkie grupy Chiricahua: „Chociaż Indianie z Tularosy [Chihenne] nie należeli do jego grupy, mógł bez wahania zwrócić się do nich, gdy tylko uznał to za konieczne, i wziąć ich pod swoje dowództwo”. Hughes uważał, że również „Nednhi bali się Cochise’a”. I nie bez powodu: gdy w listopadzie 1872 roku Cochise usłyszał – co okazało się później nieprawdą – że Nednhi zranili jego przyjaciela Toma Jeffordsa, zapewnił gubernatora Arizony, Ansona Safforda, że jeśli wiadomość ta się potwierdzi, „pozabija wszystkich co do jednego”31.

Wpływ Cochise’a na Apaczów, którzy nie należeli do odłamu Chiricahua, był oczywiście mniejszy, ale jako że był dobrym wodzem wojennym i odnosił zwycięstwa, członkowie grup Apaczów Zachodnich towarzyszyli mu w wyprawach aż do połowy lat sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku. Cochise miał ścisłe kontakty z grupą Coyotero Apaczów Białogórskich (White Mountain), szczególnie z jej częścią wschodnią. Choć nie wydaje się, aby utrzymywał stosunki z Apaczami Mescalero ze wschodniego brzegu Río Grande, wiele małych grup Mescalerów z zachodniego brzegu dostarczało mu rekrutów na wyprawy. Cremony napisał, że Apacze „wierzyli, iż Cochise’a nie można zwyciężyć i tym chętniej dołączali do niego”32. Z kolei doktor John White, który badał Apaczów Zachodnich w 1874 roku, uważał Cochise’a za jedynego wodza „mającego rzeczywistą władzę nad wszystkim Apaczami”33.

Tę przewagę nad innymi przywódcami Apaczów Cochise zawdzięczał niewątpliwie swojej sławie wodza wojennego. Przyszedłszy na świat około 1810 roku, Cochise dorastał w okresie względnego spokoju w stosunkach między Apaczami i Meksykanami. Niedługo po tym, jak skończył dwadzieścia lat, odprężenie dobiegło końca, nastały lata zmagań, zdrad i wojny. Masakra popełniona przez Johnsona w 1837 roku, a dziewięć lat później rzeź, jakiej dopuścił się Kirker, pozostawiły w pamięci Cochise’a niezatarty ślad: jest bardzo prawdopodobne, że w masakrach tych postradało życie kilku członków jego rodziny.

Asa Daklugie uważał, że Cochise został wodzem „w bardzo młodym wieku, co znaczy, że szybko uznano jego zdolności wojownika i wysoko je ceniono”34. Przez jakiś czas pozostawał jednak w cieniu wodzów cieszących się większym znaczeniem i prestiżem. Około 1857 roku Cochise stanął na czele swojej grupy, a wodzem wszystkich Chokonenów został prawdopodobnie rok później, w czasach, gdy Anglosasi zaczęli się osiedlać na południowym wschodzie Arizony. Choć był bardzo nieufny wobec nowych przybyszów, docenił sposobność otrzymywania z ich rąk żywności i prezentów, nie wyrzekając się starego zwyczaju zdobywania łupów podczas wypraw do Meksyku. Na przełomie lat 1859/1860 niepewne stosunki między Apaczami i Amerykanami stały się mocno napięte i od tego czasu nie przestawały się pogarszać. Do zerwania doszło w lutym 1861 roku na Przełęczy Apaczów, gdy porucznik George N. Bascom, oskarżywszy niesłusznie Cochise’a o uprowadzenie dziecka, próbował go uwięzić i kazał doń strzelać, gdy ten ratował się ucieczką.

Po zajściu z Bascomem, podczas gdy bladła gwiazda starzejącego się Mangasa Coloradas, Cochise objął dowództwo nad całym plemieniem Chiricahua, by stać się najsłynniejszym Apaczem nadchodzącego dziesięciolecia. W 1863 roku Mangas Coloradas został zdradziecko zamordowany. Zajście na Przełęczy Apaczów oraz podstępna śmierć Mangasa wzbudziły w Cochisie głęboką nieufność i nieprzejednaną wrogość do Amerykanów. Przez ponad dziesięć lat prowadził z nimi zaciętą wojnę, aż zrozumiał, że dawne życie wolnych Apaczów należało bezpowrotnie do przeszłości. Swoją sytuację po zajściu z Bascomem, nieco może upraszczając, określił słowami: „Żyłem z Białymi w zgodzie do chwili, gdy próbowali mnie zabić za to, co zrobili inni Indianie; teraz żyję i umrę walcząc z nimi”35. Nie były to słowa rzucone na wiatr: w latach 1861–1872, z wyjątkiem kilku krótkich pobytów w rezerwacie po 1870 roku, Cochise walczył z Białymi jak żaden inny Apacz. Nienawiść Apaczów do Meksykanów była legendarna, lecz w latach sześćdziesiątych została w dużej mierze przyćmiona przez wrogość, jaką Cochise i Apacze żywili do Amerykanów, odrzucając przez dziesięć lat ich oferty pokoju.

Wojny Cochise’a z lat sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku w niczym nie przypominały wojen dużo głośniejszych, prowadzonych przez Victoria i Geronima w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Przez pierwsze pięć lat, a szczególnie dopóki trwała wojna secesyjna, działania Cochise’a miały charakter ofensywny. Apacze napadali na nielicznych Białych zamieszkałych w Arizonie, śmiało atakowali rancza i podróżnych. W owym okresie ludzie Cochise’a mogli się przemieszczać i obozować z równą swobodą jak ich przodkowie. Armia wznosiła forty, farmerzy trzymali się swojej ziemi, niemniej Chiricahuowie panowali niemal niepodzielnie nad południowo-wschodnią Arizoną. Grupa Cochise’a żyła wtedy na ogół w górach Chiricahua, w ranczeriach oddalonych o niecały dzień jazdy od Fortu Bowie, bądź w swej fortecy w górach Dragoon, około pięćdziesięciu mil na południowy wschód od Tucson. Gdy działania amerykańskich oddziałów nękały Apaczów zbyt mocno, Cochise szukał schronienia w Meksyku. W pewnych okresach przebywał po południowej stronie granicy równie często, jak po stronie północnej. Pod koniec lat sześćdziesiątych wojna stała się siłą rzeczy defensywna. Kampanie prowadzone przeciwko jego ludziom przez armie meksykańską i amerykańską mocno ograniczyły jego pole manewru, skazując go na organizowanie brutalnych kontrataków i represji.

Cochise, wojownik o wyjątkowych zdolnościach, słynął ze swej zręczności w posługiwaniu się wszelką bronią. James Tevis uważał, że „nie miał równego sobie w walce włócznią”. Według Johna C. Cremony’ego „żaden apacki wojownik nie wyciągnął strzały z kołczanu i nie wystrzelił jej szybciej, dalej i z większą łatwością niż Cochise”36. Będąc w kwiecie wieku posiadł w sposób niedościgniony sztukę wojenną Apaczów. Apacki wojownik, jeśli nie został zaatakowany z zaskoczenia i jeśli jego rodzina nie znalazła się w niebezpieczeństwie, bił się tylko wtedy, gdy miał pewność, że zwycięży. Wyjątkiem od tej reguły była chęć pomszczenia śmierci bliskich; walczący odrzucał wtedy wszelką ostrożność i godził się na ryzyko, którego w innym wypadku by nie podjął.

Obok wyjątkowych predyspozycji naturalnych cechowała Cochise’a odwaga i silna osobowość. Nawet jeśli nie był geniuszem wojskowym ani „czerwonym Napoleonem”, żaden apacki wojownik nie prześcignął go w owym czasie w sztuce wojennej. Jak większość apackich wodzów Cochise nie pozostawał w tyle za walczącymi wojownikami. Prowadził ich do walki słowem i przykładem. Wszystkie bez wyjątku świadectwa zgodne są co do tego, że w bitwach i potyczkach stał zawsze na czele swych ludzi. Może to znaczyć, że podobnie jak Geronimo, doznał wizji i wiedział, że nie zginie w walce. Opinię tę podzielał jeden przynajmniej Amerykanin, który spotkał wodza w latach siedemdziesiątych37.

Brawura Cochise’a nie miała nic wspólnego z lekkomyślnością. Zuchwałe ataki na wozy ustawione w kręgu, rozsławione przez hollywoodzkie kino, czy też na zabarykadowany fort (żaden posterunek wojskowy w Arizonie nie był całkowicie otoczony murami) zdarzały się niezwykle rzadko, jeśli w ogóle się zdarzały, gdyż niosły ze sobą zbyt duże ryzyko. Apacze stronili od niepotrzebnej brawury, zależało im na życiu przynajmniej tak samo jak Amerykanom. W przeciwieństwie do Indian Równin, dla których ważna była liczba uderzeń zadanych przez wojownika podczas walki, Apacze cenili przebiegłość: ich celem było odniesienie możliwie szybkiego zwycięstwa, nie narażając się samemu na niepotrzebne zagrożenie. Dochodziło, rzecz jasna, do zaciętych walk, lecz w bitwach straty w ludziach były na ogół niewielkie, co łatwo zrozumieć, gdy weźmie się pod uwagę ich sposób prowadzenia wojny. Sposób ów celnie określił generał George Crook: podczas walk z Apaczami najczęściej widać było dymy unoszące się nad skałami, a rzadko można było dostrzec postać przeciwnika. Tak właśnie wyglądały liczne bitwy prowadzone przez Cochise’a, choć pod wieloma względami wódz odchodził od tradycji Apaczów, szczególnie w pierwszych latach wojny, gdy prowadził walki napastnicze lub odwetowe. Wobec wrogów Cochise nie okazywał żadnej litości, ujęci byli torturowani i umierali po długiej i strasznej agonii.

Zdolność Cochise’a do umykania kulom była legendarna. Przez dwanaście lat skutecznie uchodził zarówno regularnym wojskom, jak i ochotnikom dwóch krajów i czterech stanów. Jego najlepszymi sprzymierzeńcami były rodzime góry oraz granica między Stanami Zjednoczonymi i Meksykiem, którą potrafił zręcznie wykorzystywać, chroniąc się, gdy sytuacja tego wymagała, po jednej lub po drugiej stronie. Było rzeczą praktycznie niemożliwą zaatakować z zaskoczenia jego ranczerie (co jednak kilka razy się zdarzyło). Jego obozowiska rozbijane były w miejscach łatwych do obrony, z których można się było szybko wycofać na bezpieczne pozycje. Obóz na zachodnich stokach gór Dragoon, z widokiem na dolinę San Pedro, był pod tym względem modelowy. W razie zagrożenia Indianie łatwo mogli ratować się ucieczką, wspinając się wysoko w góry. Mówi o tym z podziwem porucznik Sladen:

[W razie ataku] żołnierze musieliby pokonać kilka mil w terenie całkowicie odkrytym, a gdyby zechcieli wspiąć się po stromej ścianie poniżej obozu, odparci zostaliby bez trudu: Indianie tymczasem mogli się swobodnie ukryć między blokami skalnymi.

Ścieżka biegnąca ponad nami […] pozwalała kobietom i dzieciom uciec na przeciwległy stok góry, a w razie potrzeby również cała nasza grupa mogłaby się wycofać przez grzbiet górski na drugi stok38.

Cochise nie zaniechał tych ostrożności nawet po ostatecznym zawarciu pokoju, co znaczyło, że nie zapomniał gorzkiej lekcji udzielonej mu przez Bascoma i nigdy nie wyzbył się nieufności wobec Amerykanów.

Innym sprzymierzeńcem Cochise’a w jego walce o przeżycie było niewątpliwie szczęście. Może tu chodzić o czynnik zwany przez Apaczów „mocą”[2], której dużą część Cochise umiał przejąć. Asa Daklugie często powoływał się na nią, lecz rola tego czynnika w życiu wielkiego wodza trudna jest do określenia. Nie będąc Apaczem, wyznaję szczerze, że nie rozumiem tego pojęcia w sposób dostateczny. Dla mnie nadzwyczajne w życiu Cochise’a jest to, że człowiek ten prowadził przez ponad czterdzieści lat wojnę zarówno ze Stanami Zjednoczonymi, jak i z Meksykiem, brał aktywny udział w niezliczonych wyprawach, potyczkach, zasadzkach i regularnych bitwach, zaatakowany został we własnym obozie, kilka razy był ranny, dziesiątki razy uznano go za zabitego, a jednak przeżył wszystko i ze wszystkiego wyszedł cało, co można uznać za krańcową formę jego zaciętego oporu wobec dominacji Białych. W końcu, gdy uznał to za konieczne, zgodził się na zawarcie pokoju, doprowadził do utworzenia na własnej ziemi rezerwatu, w którym się osiedlił ze swym ludem i gdzie zmarł śmiercią naturalną. Czy było to przeznaczenie, szczęście czy też moc? Któż to wie?

W drugiej połowie dziewiętnastego wieku zdania mieszkańców południowego zachodu na temat Apaczów były bardzo podzielone. Niemal każdy z nich miał bliskiego bądź przyjaciela, który zginął od apackiej kuli czy strzały. Wyniki rządowej ankiety przeprowadzonej przez dwóch pionierów Arizony, dobrze znających lud Cochise’a, wykazują ową przepaść w postrzeganiu Apaczów. Sidney Delong, handlarz przy Forcie Bowie, jeden z tych, dla których najlepszym rozwiązaniem apackiego problemu była eksterminacja, opisał Chiricahuów słowami: „Dzicy posiadający wszystkie wady, uparci, zdradliwi, kłamliwi, nieuczciwi, niegościnni i tchórzliwi”. Z kolei Tom Jeffords, agent w rezerwacie Chiricahua i jedyny biały przyjaciel Cochise’a, napisał, że byli „życzliwi, karni, niezawodni, uczciwi, gościnni, skromni i odważni”39. Według kryteriów Apaczów słuszny był punkt widzenia Jeffordsa. Większość Białych jednak nie znała ludu Cochise’a i podzieliłaby z pewnością zdanie Delonga.

Dokładałem starań, aby pokazać w tej pracy Cochise’a jako wodza o nieprzeciętnym talencie i wyjątkowym autorytecie, który w burzliwej historii Apaczów Chiricahua lat 1830–1874 odegrał rolę kluczową. Starałem się pokazać apackiego wodza, któremu pod względem dokonań, nie dorównał żaden inny Apacz.

Rozdział pierwszyPIERWSZE LATA

Apacze byli ludem nomadów i wojowników zamieszkujących ziemie rozciągające się na południowym zachodzie Ameryki Północnej. Upodobali sobie surowe, niedostępne góry, lecz czuli się równie dobrze na jałowych pustyniach. Istnieją dwie teorie co do etymologii słowa „Apacze”. Według pierwszej nazwa ta pochodzi od słowa e-patch, co w języku yuman znaczy „człowiek”. Według drugiej, bardziej prawdopodobnej, nazwa wywodzi się od słowa zuni apachu, czyli „wróg”. Sami Apacze nazywali siebie inneh, inde, tinde[3], co znaczy „ludzie”1. Ludy, które przybyły na południowe tereny dzisiejszych Stanów Zjednoczonych z doliny rzeki Mackenzie w Kanadzie zachodniej, należą do atapaskańskiej grupy językowej. Grupa ta podzielona jest na trzy regiony geograficzne: północny, wybrzeża Pacyfiku i południowy. Apacze zamieszkują region południowy. Antropologowie i historycy nie są zgodni co do okresu, w którym Apacze pojawili się na południowym zachodzie: według jednych nastąpiło to w szesnastym wieku, inni sądzą, a wśród nich Jack D. Forbes, że zamieszkiwali tereny Nowego Meksyku i Arizony już na początku wieku piętnastego2.

Atapaskowie południowi, znani jako Apacze, dzielą się na siedem odłamów: Jicarilla, Lipan i Apacze Kiowa stanowią odłamy wschodnie, Nawaho, Mescalero, Apacze Zachodni i Chiricahua odłamy zachodnie.

W centrum naszej uwagi znajdują się Apacze Chiricahua. Nazwa Chiricahua wywodzi się prawdopodobnie od słowa chiguicagui, co w języku Indian Opata znaczy „góra dzikich indyków”3.

Apacze Chiricahua skupieni byli w czterech grupach. Ci, których Morris E. Opler nazwał Chiricahuami Wschodnimi, znani byli Meksykanom i Amerykanom jako Apacze Mimbres, Copper Mines, Warm Springs i Mogollon, ogólnie zaś jako Apacze Gila; nazwy te zapożyczone zostały od nazw miejsc, zamieszkanych przez te grupy. Ziemie ich, poprzecinane łańcuchami gór Cuchillo, Black, Mimbres, Mogollon, Pinos Altos, Victoria i Florida, rozciągały się na zachód od Río Grande w dzisiejszym stanie Nowy Meksyk4. Od 1820 do 1880 roku na ich czele stali: Mano Mocha, Fuerte, Cuchillo Negro, Itán, Mangas Coloradas, Delgadito, Victorio, Nana i Loco. Rdzenna nazwa tej grupy to Chihenne, czyli „Ludzie pomalowani na czerwono”.

Druga grupa, ochrzczona przez Oplera mianem Chiricahuów Południowych, znana była Meksykanom i Amerykanom pod nazwami Janero, Carrizaleño i Apacze Pinery. Również te terminy wywodzą się od ich miejsca zamieszkania. Chiricahuowie Południowi osiedlili się w górach na granicy między Stanami Zjednoczonymi i Meksykiem, co nie przeszkadzało im zapuszczać się w głąb gór Sierra Madre w meksykańskich stanach Chihuahua i Sonora5, a także na południowe obszary dzisiejszej Arizony i Nowego Meksyku. Apacze Janero zawdzięczali swoją nazwę dobrym stosunkom, jakie utrzymywali z miasteczkiem Janos na północnym zachodzie stanu Chihuahua. W latach 1820–1870 wodzami ich byli Juan Diego Compá, Juan José Compá, Coleto Amarillo, Arvizu, Láceris, Galindo, Natiza i Juh. Carrizaleño żyli na południe od Janero, nieopodal miasteczka Carrizal w stanie Chihuahua. W latach 1820–1830 ich wodzami byli Jasquedegá i Cristóbal, w latach czterdziestych Francisquillo, Francisco i Cigarrito, a od 1850 roku Cojinillín i Felipe. W latach 1830–1860, w wyniku kampanii prowadzonej przez Meksykanów, Carrizaleño zostali tak bardzo zdziesiątkowani, że przestali niemal istnieć jako niezależna grupa. Apacze nazywali ich Nednhi, co znaczy „Wrogi Lud”.

Trzeciej grupie Opler nadał nazwę Chiricahuów Środkowych. Do niej właśnie należał Cochise. Apacze ci zamieszkiwali góry Dragoon, Dos Cabesas i Chiricahua w południowo-wschodniej Arizonie6. Podczas swych wędrówek zapuszczali się na północ ku rzece Gili, na wschód aż po Río Grande w Nowym Meksyku i na południe w głąb masywu Sierra Madre. Góry na granicy między Stanami Zjednoczonymi i Meksykiem służyły im za schronienie przed oddziałami obu nacji. W latach 1820–1870 wodzami ich byli kolejno Pisago Cobezón, Relles, Matías, Tapilá, Yrigóllen, Miguel Narbona, Posito Moraga, Esquinaline i w końcu Cochise, który w połowie lat pięćdziesiątych został ich głównym przywódcą. Dla Amerykanów dziewiętnastego wieku (i dla dzisiejszych Indian) nazwa Chiricahua oznaczała tę właśnie grupę. Dla Apaczów była to grupa Chokonen.

W okresie największej świetności Chiricahuowie liczyli jedną jeszcze grupę, Bedonkohe, której ziemie rozciągały się na północny wschód od Chokonenów i północny zachód od Chihenne’ów, w sąsiedztwie rzeki Gili i gór Mogollon. Z tej grupy wywodził się słynny Geronimo. Mniej liczni niż inne grupy Chiricahua, Bedonkohe wchłonięci zostali na początku lat sześćdziesiątych przez sąsiednie grupy: po śmierci Mangasa Coloradas większość Bedonkohe’ów poszła za Cochise’em7.

Grupy te czuły się spokrewnione między sobą, łączyły je „więzy kulturowe i językowe, które pozwalały im określić się jako jeden i ten sam lud”. Związki plemienne przybierały różne formy; grupy żyły ze sobą na ogół w pokoju i utrzymywały ścisłe kontakty. Okazji do spotkań dostarczały ceremonie organizowane dla dojrzewających dziewcząt[4], śluby, wspólne tańce. Grupa była podstawową jednostką strukturalną plemienia. Każdy Apacz należał przez całe życie do grupy, z której się wywodził, z wyjątkiem tych mężczyzn, którzy brali za żony kobiety spoza grupy. Zgodnie z chiricahuańskim zwyczajem przechodzili wtedy do grupy żony, do niej też należały ich dzieci8.

Każda grupa składała się z trzech do pięciu klanów lokalnych, te z kolei liczyły po kilka rodzin żyjących w sąsiedztwie, noszących nazwę miejsca, z którym były związane. I tak w czasach Cochise’a ich obozowiska, czy też ranczerie, rozsiane były po całej krainie Chokonenów, w górach Dragoon, Chiricahua, Peloncillo. W przeciwieństwie do grupy, klan lokalny nie był jednostką stałą. Jego jedność wynikała z miejsca zamieszkania i mogła się rozpaść, gdy brakowało żywności, a także z powodu epidemii, konfliktów wewnętrznych czy śmierci przywódcy9.

Przewaga Cochise’a nad innymi wodzami polegała na tym, że w okresie wojny jego autorytet uznany został przez wszystkie grupy lokalne Chokonenów. Było to zjawisko wyjątkowe w kulturze Chiricahuów. W tym samym czasie na czele Chihenne’ów stało trzech wodzów: Loco, Victorio i Nana, na czele Nednhi zaś dwóch: Juh i Natiza. Grupy lokalne Chiricahuów liczyły na ogół po kilka ranczerii rozrzuconych z dala jedna od drugiej w dolinach górskich. Ogniwem łączącym owe skupiska, zwane również rodzinami rozszerzonymi, były kobiety. Jeden z informatorów Chiricahua opisał w ten sposób rodzinę rozszerzoną: „To krąg złożony z krewnych. W swym najmniejszym wydaniu rodzina rozszerzona składała się z ojca, matki, dzieci niebędących w związkach małżeńskich oraz rodzin ich zamężnych córek”. Podgrupy te przybierały imię głowy rodziny10.

Cochise przyszedł na świat w jednej z grup lokalnych Chokonenów. Nie wiemy dokładnie gdzie i kiedy, choć pisarz Frank C. Lockwood uważa, iż wielki wódz urodził się w górach Chiricahua około 1815 roku11. Samuel Woodworth Cozzens, prawnik z Mesilli, oraz Bernard John Dowling Irwin, chirurg wojskowy, którzy mieli spotkać Cochise’a ok. 1860 roku, sugerują dwie inne daty. Cozzens dał wodzowi w owym czasie około czterdziestu siedmiu lat12, Irwin zaś około trzydziestu13. Ten ostatni szacunek jest o wiele za niski, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Apacz imieniem Chis lub Chees, którym był z całą pewnością Cochise, wymieniony został w 1835 roku jako wódz grupy odpowiedzialnej za napady w Meksyku. Imię Cochise’a widnieje również na listach przydziałów żywnościowych w Janos w latach 1842–1843, z których wynika, że miał już wtedy żonę i być może dziecko. W latach sześćdziesiątych – gdy unikał kontaktów z Amerykanami – określany bywał jako „stary” Cochise, lecz termin ten mógł być wyrazem szacunku raczej niż aluzją do wieku. Dokumenty z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych obfitują w opisy dotyczące jego wzrostu, budowy i wieku. Według jednego z naocznych świadków w 1869 roku mógł mieć pięćdziesiąt lat14, natomiast chirurg wojskowy (ci często mieli dobre oko) dał mu w 1871 roku około pięćdziesięciu ośmiu lat15. Trzeci wiarygodny świadek, gubernator Arizony Anson P. Safford, który spotkał Cochise’a w 1872 roku, ocenił go na lat sześćdziesiąt16.

Szacunki Apaczów są nieliczne, lecz zgodne. Asa Daklugie utrzymuje, że Cochise zmarł w 1874 roku w wieku około siedemdziesięciu lat17. Gillet Griswold, w studium na temat Apaczów Chiricahua, przychyla się do tej opinii, pisząc, że Cochise urodził się około 1800 roku18. Data ta jednak wydaje mi się zbyt wczesna i sądzę na podstawie osobistych obliczeń, że Cochise urodził się około 1810 roku, prawdopodobnie na północy Meksyku bądź w południowo-wschodniej Arizonie. Bardzo możliwe, że przyszedł na świat w górach Chiricahua, jak to utrzymuje Robert Humphrey Forbes na podstawie informacji przekazanych mu przez Thomasa J. Jeffordsa, słynnego białego przyjaciela Cochise’a19.

Rodzice Cochise’a należeli do grupy Chiricahuów Środkowych, czyli Chokonenów. Jego ojciec odgrywał w niej istotną rolę. Według legendy głoszonej przez Anglo-Amerykanów – tradycja ustna Apaczów rzadko przekazywała indywidualne historie i zdarzenia dłużej niż przez jedno pokolenie – Cochise pochodził z długiej linii wodzów. Brakuje źródeł apackich, żeby potwierdzić bądź obalić tę legendę20. Sam Cochise powiadał, że jego dziadek był wodzem wszystkich Apaczów, mając niewątpliwie na myśli Chiricahuów21. Według Asy Daklugie, którego zdania nie można lekceważyć, Cochise był spokrewniony z Juanem José Compą, chiricahuańskim wodzem z lat trzydziestych dziewiętnastego wieku. Ponieważ jednak Juan José nie był Chokonenem, chodziło prawdopodobnie o powinowactwo, nie zaś o więzy krwi22.

Najlepszym źródłem informacji na temat ojca Cochise’a jest James Henry Tevis23, który pod koniec lat pięćdziesiątych kierował zajazdem dyliżansów na Przełęczy Apaczów i dobrze znał wodza. Jego wersję faktów potwierdza biografia Cochise’a wydrukowana w 1875 r. w tygodniku „Arizona Citizen”24. Według Tevisa ojciec Cochise’a był wielkim wodzem Apaczów (należy przez to rozumieć Chokonenów), który zginął z rąk meksykańskich zdrajców. „Meksykanie – pisał – zaprosili ojca Cochise’a i jego najlepszych wojowników na ucztę. Uraczyli ich wódką, a pijanych podstępnie zgładzili”25. Był to wypróbowany scenariusz w historii stosunków meksykańsko-apackich26. Podobny incydent miał miejsce latem 1846 roku, gdy niesławnej pamięci łowca skalpów James Kirker27 z pomocą płatnych najemników wymordował stu czterdziestu ośmiu Chiricahuów niedaleko Galeany w stanie Chihuahua. Wśród zabitych znajdował się wódz Chokonenów Relles28 i prawdopodobnie Pisago Cobezón, najznamienitszy Chiricahua pierwszych czterech dziesięcioleci dziewiętnastego wieku. Potwierdził to, choć świadectwo jego jest mniej pewne, James Hobbs, uczestnik ekspedycji Kirkera. Kilka lat po zajściu Hobbs opisał wydarzenie, wymieniając ojca Cochise’a wśród wodzów wybitej przez Kirkera grupy29.

Nigdy prawdopodobnie nie odkryjemy prawdy na temat pochodzenia Cochise’a30. Możliwe, że jego ojcem był Relles, prawdopodobniej jednak Pisago Cobezón. Wiemy jednak, że ojciec Cochise’a odgrywał w grupie pierwszoplanową rolę, dzięki czemu syn nabierał doświadczenia potrzebnego do takiej roli. Władza u Chiricahuów nie była dziedziczna, nabywało się ją dzięki wybitnym czynom. Jeśli towarzyszyły im mądrze podejmowane decyzje, osobnik mógł być uznany za wodza. Niemniej jednak syn wybitnego przywódcy miał przewagę nad innymi: dostawał doskonałe przygotowanie, które pozwalało mu pójść w ślady ojca31.

Cochise urodził się w czasach pokojowej przerwy w burzliwych stosunkach między Chiricahuami i Meksykiem. Ponad połowa osiemnastego wieku upłynęła Apaczom na wojnie z Hiszpanami, którzy przerzucali się na przemian od polityki eksterminacji do polityki kolonizacji, próbując spacyfikować wojowniczych Indian32. Konflikt zaognił się w latach osiemdziesiątych. Jak podają źródła hiszpańskie, 1 maja 1782 roku Apacze, w tym Chiricahuowie, w sile sześciuset wojowników zaatakowali Tucson i osaczyli umocnione presidio, czyli fort. Siły garnizonowe odparły napastników, zabijając trzydziestu z nich. Dwa lata później Hiszpanie zaskoczyli w górach Dos Cabesas grupę Chokonenów, zabili dziewięciu mężczyzn, trzy kobiety i czworo dzieci, odebrali przy tym kobietę Pima porwaną podczas ataku na Tucson33. Wobec niepowodzenia kolejnych strategii korona hiszpańska sięgnęła po inny sposób: w 1786 roku wydała serię dyrektyw pod nazwą Instrucción.

Hiszpanie wyciągnęli wnioski z trwającej ćwierć wieku polityki eksterminacji, która prowadziła donikąd. Mieli nadzieję, że bardziej skuteczna będzie polityka pokoju polegająca na zachęceniu wrogich Indian do osiedlania się w pobliżu presidio. Instrucción słusznie oceniła, że gospodarka Indian zasadzała się na myślistwie, zbieractwie i łupieżczych wyprawach, przy czym ten ostatni czynnik odgrywał ważną rolę społeczną. Aby spacyfikować Indian, należało odwieść ich od własnych zwyczajów, osłabiwszy ich uprzednio bezkompromisową wojną tak, by zrozumieli, że „lepszy jest zły pokój od dobrej wojny”. Instrucción po raz pierwszy podjęła próbę zrozumienia Apaczów i zaproponowała trzeźwe, pragmatyczne podejście do problemu Indian. Gdy nowe dyrektywy wprowadzono w życie, między dwoma nacjami nastały stosunki napięte, lecz pokojowe, które trwały przez czterdzieści lat34.

Na początku ostatniej dekady osiemnastego wieku większość Chiricahuów opowiedziała się za pokojem. Grupa za grupą Apacze zawierali traktaty, godząc się żyć spokojnie w wyznaczonych miejscach. Na mocy tych umów osiedlili się wokół presidio Janos35 w stanie Chihuahua, a także w sąsiedztwie innych fortów wzdłuż granicy. Hiszpanie przeszli bardzo szybko do drugiej części planu, mianowicie do systematycznego niszczenia tkanki społecznej Apaczów. Jedną ręką rozdawali ludności liczącej sześć tysięcy osób przydziały kukurydzy, zboża, mięsa, brunatnego cukru, soli i tytoniu za roczną sumę dwudziestu trzech tysięcy pesos. Drugą zaś obdarowywali Indian strzelbami, alkoholem, odzieżą i innymi dobrami z ukrytym zamiarem podporządkowania ich sobie i całkowitego uzależnienia od swoich usług. Rozdając im strzelby, Hiszpanie liczyli, że Apacze porzucą łuki i strzały, którymi władali lepiej niż bronią palną. Z uwagi na fakt, iż strzelby były marnej jakości i często uszkodzone, Apacze zmuszeni byli do korzystania z pomocy hiszpańskich rusznikarzy. Alkohol rozdawano Apaczom do woli w nadziei, że w nim zagustują. „Od początku – pisze Max L. Moorhead – była to starannie opracowana, brutalna polityka podziału i podboju, obłudna polityka pokoju przez demoralizację, zakładająca celowe otępianie tych, którzy się na nią godzili, i eksterminację tych, którzy ją odrzucali”. Podkreślając jej okrucieństwo i niemoralność, konkluduje: „była to […] polityka pragmatyczna zapewniająca dwóm rasom szansę przeżycia”36.

Przyzwyczajeni do swobodnych wędrówek Apacze z dnia na dzień znaleźli się w zamknięciu. Z czasem pozwolono im opuszczać owe „osiedla pokoju” pod warunkiem otrzymania przepustki. Większość historyków sądzi, że pokojowe stosunki utrzymywały się przez ostatnie lata hiszpańskiego panowania, którego kres nastąpił w 1821 roku, i trwały do roku 1830. William B. Griffen przypuszcza, że dwie trzecie populacji Chiricahuów zapoznało się z systemem presidio.

Uważa ów system za sukces, jako że koszty nadzoru Apaczów były nieskończenie mniejsze od ewentualnych szkód spowodowanych indiańskimi wojnami i od kolosalnych wydatków związanych z wojskowymi kampaniami odwetowymi37. W czasie, gdy Cochise przyszedł na świat, Chiricahuowie żyli w pokoju od około piętnastu-dwudziestu lat. Frank C. Lockwood uważa ten okres za „bardziej zbliżony do pokoju niż jakikolwiek wcześniej. Podczas tych lat wytchnienia obywatele otwierali i z zyskiem eksploatowali kopalnie, budowali i dekorowali kościoły, gospodarowali na prosperujących ranczach”38.

Cochise urodził się zatem pod znakiem zgody. Wśród jego najbliższego rodzeństwa znani są nam dwaj młodsi bracia, Juan i Coyuntura (Kin-o-tera) oraz młodsza siostra. Przyszły wódz miał prawdopodobnie inne siostry i innych braci, imiona ich jednak nie zachowały się. Miesiąc lub dwa po urodzeniu chłopca, gdy rodzice nabrali pewności, że będzie żył, nadali mu imię, którego nie znamy, wybrane przez akuszerkę, bądź zainspirowane niezwykłym wydarzeniem mającym miejsce podczas porodu. To z pewnością dopiero w wieku dorosłym otrzymał apackie imię Goci – co znaczy „jego nos” – jako że odznaczał się wydatnym orlim nosem39. Hipoteza ta, wysunięta przez Morrisa E. Oplera, wydaje się bardziej wiarygodna od często przytaczanej tezy, według której imię Cochise znaczyłoby „drzewo” czy też „twarde drzewo”. Niektórzy twierdzą, że Cochise nazwany tak został, gdyż przez pewien czas dostarczał drewna opałowego do zajazdu dyliżansów na Przełęczy Apaczów. Wersja ta jest mało przekonująca, jako że wzmianki o Cochisie pojawiają się w dokumentach meksykańskich przynajmniej dwadzieścia lat przed wybudowaniem zajazdu.

Rytm życia Apaczów regulowany był rytuałami, których ściśle przestrzegano. Organizowano ceremonie i zanoszono prośby przy okazji wszystkich czynności codziennych40. Każdego Apacza łączyły silne więzy uczuciowe z miejscem narodzin i nierzadko się zdarzało, że nawet dorosły Chiricahua, powracając w okolice, w których ujrzał światło dzienne, kładł się na ziemi i tarzał na cztery strony świata. Gdy niemowlę miało kilka tygodni matka bądź babka przekłuwała mu płatki uszne, aby mogło „lepiej słyszeć” i szybciej okazywać posłuszeństwo. W społeczności Chiricahuów w stosunkach między rodzicami i dziećmi panowała duża dyscyplina i od najwcześniejszych lat wpajano potomstwu posłuch wobec starszych.

Dziecko spędzało sześć do siedmiu miesięcy w specjalnie dlań zrobionej kołysce, która cztery dni po jego urodzeniu była przedmiotem ceremonii odprawianej przez szamana. Kołyskę robiono z drewna dębowego, jesionowego bądź orzechowego, jej spód wzmacniano drewnem z łodyg sotola lub juki, a całość pokrywano jelenią skórą. Kolejnym etapom jej wyrobu towarzyszyły modły szamana proszącego o długie i pomyślne życie dla dziecka. Szaman przyczepiał do kołyski amulety ochronne w postaci turkusów bądź torebek ze świętym pyłkiem[5]. Matka dorzucała własne talizmany, prawą łapkę borsuka lub pazurki kolibra, które oddalały złe moce. Podczas ceremonii kołyski, odprawianej wczesnym rankiem w obecności całej grupy lokalnej, kołyskę zwracano na cztery strony świata, zaczynając od wschodu i przemieszczając się po kręgu zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Zatrzymywano się przy każdej stronie, wkładano dziecko do kołyski, którą zwracano kolejno na wschód, południe, zachód i północ. Po ceremonii następował festyn i wspólne tańce.

W miarę jak dziecko rosło, organizowano liczne rytuały, aby mogło podążać śladami mitycznych bohaterów apackiej kultury. Gdy osiągnęło siedem miesięcy, czasami nieco później do dwóch lat, urządzano ceremonię mokasynów. Jak wszystkie chiricahuańskie ceremonie, ta również celebrowana była przez szamana bądź osobę obeznaną z jej zasadami, i jak każda inna stawała się okazją do towarzyskich spotkań. Dziecko, które na czas ceremonii utożsamiano z Dzieckiem Wody[6] stawiało cztery rytualne kroki przy modlitwach szamana. Po czym wszyscy zebrani świętowali.

Kolejną ceremonią były wiosenne postrzyżyny organizowane na ogół pierwszej wiosny po ceremonii mokasynów. Policzki i głowę dziecka posypywano pyłkiem, następnie „obcinano mu krótko włosy, zostawiając jeden bądź kilka kosmyków”. Włosy następnie szybko odrastały. Warto podkreślić, że większość Chiricahuów bardzo dbała o włosy, Cochise w szczególności pielęgnował je przez całe życie.

Będąc dzieckiem, Cochise przyswoił wierzenia swojego ludu, religię zogniskowaną wokół sił nadnaturalnych, „sławiącą cnotę pokory i wdzięczności”. Gdy dziecko dorosło na tyle, żeby rozumieć dorosłych, rodzice zaczynali uczyć je pobożności, zapoznawali z językiem religii, wyjaśniali mu, kim jest Dawca Życia[7], Dziecko Wody i Kobieta Pomalowana na Biało[8]. Zapoznawali je z postaciami mitycznymi apackiej kultury, takimi jak Duchy Gór[9], istoty nadprzyrodzone, żyjące wśród świętych gór, czuwające nad całym plemieniem i stanowiące „potencjalne źródło nadnaturalnej mocy”. Przygotowując dziecko do wyzwań wieku męskiego opowiadano mu również historie moralne o przygodach przebiegłego kojota[10], który w każdej sytuacji okazywał się wyjątkowym spryciarzem.

Do edukacji młodych Chiricahuów należało wpojenie im właściwego zachowania. Cochise, jako syn wodza otrzymał wychowanie staranniejsze od innych. Według słów jednego z Chiricahuów: „Dzieciom tym poświęca się więcej uwagi, nie pozwala się im na głupstwa. Powinni być lepiej wychowani. Nie powinni się łatwo obrażać ani o byle co kłócić. A przede wszystkim naucza się ich szacunku. Powtarza się im, nie okradaj przyjaciół, nie bądź niedobry dla kolegów. Jeśli nauczysz się życzliwości teraz, będziesz kochał swych bliźnich w wieku dorosłym”. Niegrzeczne dziecko przywoływano do porządku groźbą, jeśli to nie starczało, rodzice mogli uciec się do razów, choć kary cielesne stosowano niezwykle rzadko. Charakter i cnoty Cochise’a były wynikiem starannego wychowania. Przy czym nad każdym jego krokiem czuwały siły nadnaturalne. Pragnąc ochronić dziecko, rodzice nie przestawali odwoływać się do ceremonii, rytuałów i talizmanów.

To prawdopodobnie w wieku sześciu bądź siedmiu lat rozpoczął się pierwszy stopień szkolenia Cochise’a. Któryś z krewnych płci męskiej, ojciec, dziadek czy też stryj, dał mu łuk i strzały, aby chłopiec mógł polować wraz z rówieśnikami na ptaki i drobną zwierzynę. Chłopcy w tym wieku oddzieleni byli od dziewcząt i zaczynali uprawiać gry rozwijające szybkość, zręczność i siłę: zabawę w chowanego, bieganie, walki wręcz czy przeciąganie liny. Wprawiali się również w jeździe konnej. „Począwszy od siedmiu lat dzieci uczyły się jeździć same, bez najmniejszej pomocy starszych. Zawsze znalazły się pod ręką łagodne konie, których mogły dosiadać”. Podobnie jak we wszystkich innych okresach życia chiricahuańskim dzieciom towarzyszyły ceremonie szamanów, modlitwy, pieśni i talizmany.

W przededniu wieku dojrzewania chłopiec osiągał dobrą formę fizyczną, samodyscyplinę i niezależność. Starsi zachęcali młodszych do dbania o własne ciało. „Nikt ci nie pomoże na tym świecie… Twoimi przyjaciółmi są twoje nogi”. Chłopiec polował coraz częściej, głównie na ptaki i wiewiórki, nabywał umiejętności koniecznych przy zdobywaniu łupu: maskowania się, cierpliwości i uporu. Dla zagwarantowania sukcesów w przyszłych łowach zalecano mu „zjedzenie surowego serca pierwszej zdobyczy”. Chłopiec stawał się w tym wieku doskonałym jeźdźcem i uczył się dbać o konia. Dostawał bardziej odpowiedzialne zadania jako zwiadowca bądź strażnik. Sprawność fizyczna i wytrzymałość były wysoko cenione i nie ulega wątpliwości, że Cochise przeszedł z sukcesem wszystkie etapy zaprawy, jako że „syn wodza, który od dziecka po wiek męski pobiera dobre nauki i rady, celuje we wszystkim”.

W wieku czternastu lat chłopiec był gotów do rozpoczęcia przysposobienia bojowego, wchodził wtedy w okres apackiego nowicjatu i stawał się dikohe. Uprzedzony przez rodzinę o czekających go ćwiczeniach i niebezpieczeństwach, czując się dostatecznie dojrzały, chłopiec sam zgłaszał gotowość do rozpoczęcia musztry. Szkolenie stawało się teraz intensywniejsze i bardziej rygorystyczne. Odpowiedzialna za nie była już nie tylko rodzina rozszerzona, lecz cała grupa lokalna. Często kilku młodych chłopców w tym samym wieku powierzano opiece obeznanego ze sztuką wojenną szamana. Trening stawał się fizycznie bardziej forsowny: organizowano walki zapaśnicze, konkursy na strzelanie z łuku bądź z procy, biegi. Dyscyplina i posłuszeństwo wymagane były bezwzględnie.

Nauka młodych ludzi szła w wielu kierunkach. Ćwiczenia miały na celu przyuczenie ich do subordynacji i przygotowywały do podołania trudnym zadaniom wojownika. Na przykład późną jesienią bądź zimą kazano im się rozbierać i skakać do pokrytego lodem jeziora. Zdolnością, którą rozwijano bodaj najbardziej, było bieganie. Chłopcom kazano wbiegać na pagórki i zbiegać z nich jak najszybciej, organizowano gry i konkursy mające wyrobić ducha współzawodnictwa. Podczas tych konkursów ujawniali się najwaleczniejsi wojownicy i przyszli wodzowie. W ten właśnie sposób z grupy przyszłych wyłonił się Cochise, zdyscyplinowany, przysposobiony fizycznie, gotowy do wzięcia udziału w czterech wyprawach, które wprowadzić go miały w wiek męski.

Zaczynała się ostatnia faza okresu dikohe. Przygotowany przez szamana, wyrażał chęć uczestnictwa w wypadzie łupieżczym bądź wojennym, gdy tylko usłyszał, że taki się szykuje. Podczas wyprawy oceniano przede wszystkim jego zachowanie i posłuszeństwo wobec wodzów. Dikohe, który w czasie jednej z czterech prób prowadził się źle, okazał się nieuczciwy lub tchórzliwy, pozwolił sobie na stosunek płciowy bądź łakomstwo, tracił zaufanie na resztę swoich dni. Towarzysząc doświadczonym wojownikom, dikohe uczył się. Do jego obowiązków należały wszelkie prace obozowe: gotowanie, przygotowywanie posłań dla wojowników, trzymanie straży. Nowicjuszy nie narażano na niebezpieczeństwo, gdyż w razie wyrządzonej im krzywdy wina spadała na wodza wyprawy.

Podczas czterech wypraw dikohe stawał się dla wojowników Dzieckiem Wody. Nosił dla ochrony ceremonialną czapkę i posługiwał się kilkudziesięcioma specyficznymi słowami, których go na tę okazję uczono41. Przestrzegać musiał kilku zakazów: jeść mógł tylko zimne potrawy, pić miał prawo wyłącznie przez słomkę. Po czwartej wyprawie, jeśli jego postępowanie nie wzbudziło krytyki, wchodził do grona wojowników. Cochise osiągnął ów status w wieku około piętnastu lat i wszystkie cztery próby przeszedł z pewnością po mistrzowsku. Miał teraz prawo palić, mógł się ożenić i cieszyć się wszystkimi przywilejami wojownika. Miał też wiele okazji, aby wykazać się żołnierskim talentem, gdyż długi okres pokoju między Apaczami Chiricahua i Meksykiem dobiegł końca.

Rozdział drugiMAŁE WOJNY

W okresie, gdy Cochise osiągnął wiek męski, stosunki między Chiricahuami i Meksykanami uległy poważnej zmianie. Rewolucja meksykańska, która wybuchła w 1810 roku, zmusiła Hiszpanię do odebrania północnym presidio i przekazania środków, funduszy i wojska na stłumienie wewnętrznej rebelii. Garnizony przygraniczne znalazły się szybko w opłakanym stanie, wojsko było źle umundurowane, źle odżywione i nieregularnie opłacane. Sytuacja pogorszyła się w 1821 roku, gdy Meksyk ogłosił niepodległość. Rewolucja opróżniła kasy państwa i wyczerpała fundusze przeznaczone na utrzymanie presidio i pomoc dla Apaczów1. Oczywiście, sytuacja nie załamała się z dnia na dzień. Apacze żyjący w pobliżu Janos w Chihuahua, we Fronteras2 w północno-wschodniej Sonorze oraz w Santa Rita del Cobre3 na południowym zachodzie dzisiejszego Nowego Meksyku otrzymywali jeszcze przez jakiś czas przydziały żywności.

Niemniej od samego początku rząd federalny w Meksyku skazał system presidio na powolny upadek. Rozluźniła się dyscyplina oddziałów, żołnierzy opłacano coraz gorzej, brakowało pieniędzy4. Siłą rzeczy zmniejszyła się również pomoc dla Apaczów i zanotowano kilka pomniejszych wypraw grabieżczych. Zaapelowano wręcz do obywateli, aby przekazywali na rzecz niezadowolonych Indian nieco bydła i zboża, co spotęgowało jedynie wzajemną wrogość5. W owym czasie władzę nad Apaczami w Janos sprawowali Juan Diego Compá6 i Pisago Cobezón; na czele grup żyjących w pobliżu kopalń miedzi (Santa Rita del Cobre) stali Fuerte7 i Mano Mocha8. W grudniu 1821 roku 1423 Apaczów otrzymało przydziały w stanie Chihuahua: 442 w Janos (Chokoneni i Nednhi), 210 w San Buenaventura (Nednhi), 347 w Carrizal (Nednhi), 424 w San Elizario (Mescalero). Rozdano też różnym grupom tysiąc sztuk bydła, co było bardzo niewystarczające w stosunku do potrzeb, i Indianie poczęli głodować9.

W 1824 roku, wobec coraz skromniejszych racji, Chiricahuowie zaczęli opuszczać „osiedla pokoju” i podejmować sporadyczne wypady. Grupy Chokonenów i Nednhi uciekły z Janos, z Fronteras odeszli Chokoneni pod Matíasem10 i Tebocą11. Nie mamy pewności, czy Cochise był wśród nich, pewne jest jednak, że większość Chokonenów wszczęła wrogie działania.

Latem tego roku zasygnalizowano obecność grupy zbiegłej z Fronteras w górach Dos Cabesas, kilka mil na północ od Przełęczy Apaczów, w jednym z ulubionych miejsc obozowania grupy Cochise’a. Jesienią wodzowie Chiricahua zorganizowali kilka wypraw w strefie przygranicznej, nieopodal Fronteras, Bavispe i Tubac, obawiając się z pewnością zagłębiać w bogatsze, lecz ludniejsze regiony stanu. Wyprawy te zakończyły się miernym sukcesem: Indianie zabrali niewielką liczbę bydła, zginęło kilku Meksykanów. Przypomniały one jednak wszystkim, czym były rozboje Apaczów.

Władze Fronteras chcąc nie chcąc przyznały, iż grabieży dokonali Apacze żyjący dotąd w pokoju. Sytuacja mogła łatwo przerodzić się w otwartą wojnę, co według Meksykanów było intencją Indian. Jeden z Apaczów osiadłych pod Janos powiedział, że Chokoneni Teboki sprzymierzyli się z Chihenne’ami Fuerte i Mano Mochy na południowym zachodzie Nowego Meksyku i planują najazd na Meksyk. Wrogo nastawieni Chiricahuowie urządzali w górach Enmedio zasadzki na podróżujących między Janos i Fronteras12.

Sonora próbowała stłumić te bunty, wystawiając armię złożoną z wojska stacjonującego we Fronteras i z milicji z Santa Cruz, Bavispe i Bacoachi. Do Fronteras przybyły posiłki z Arispe, lecz brak koni, amunicji i broni położył kres kampanii, zanim ta się zaczęła13. W listopadzie sonorańskim żołnierzom udało się pokonać grupę Chiricahuów. W tym samym czasie niewielki oddział z Fronteras zaskoczył niedaleko Agua Prieta grupę wracającą z napadu na Cuquiarachi14 i zranił kilku wojowników. Klęska ta w połączeniu ze zbliżającą się zimą ostudziła wojenne zapały Indian. Miesiąc później, w Santa Rita del Cobre, Juan José Compá wraz z trzema innymi wodzami zaproponowali rozejm, co położyło kres większości wypraw wojennych15. W roku 1825 Chiricahuowie powrócili do „osiedli pokoju” przy Santa Rita del Cobre, Janos i Fronteras. Rola Cochise’a w tych potyczkach nie jest znana. Możemy jedynie przypuszczać, iż brał w nich udział jako dikohe.

Przez kilka lat panował względny spokój. Rok 1828 przyniósł nowe ograniczenia w przydziale żywności, co znowu pchnęło Indian do ucieczek i szukania żywności na własną rękę. Zbiegli wędrowali w góry Chiricahua, Enmedio i Animas, gdzie mogli siać, polować, gotować mescal[11]. Grupa Pisago Cobezóna zebrała niewielkie plony w Alamo Hueco. Choć niezadowolenie wśród Indian pozbawionych żywności wzrastało, przez cały rok 1829 Apacze pozostawali na ogół w osiedlach; Pisago i Juan Diego Compá przebywali ze swymi grupami pod Janos, Fuerte i jego ludzie pod Santa Rita del Cobre, a Chokoneni z wodzami Matíasem i Tebocą nieopodal Fronteras16.

Meksykańscy przedstawiciele zlekceważyli narastające niezadowolenie Indian. Na początku stycznia 1830 roku Pisago Cobezón, Juan Diego Compá z kilkoma innymi wodzami spotkali się z komendantem wojskowym Janos, któremu przedstawili swoje żądania. Domagali się, żeby racje żywnościowe, zredukowane wyłącznie do kukurydzy, wzbogacone zostały o mięso, apelowali o przydzielenie im tłumacza oraz rozdanie narzędzi rolniczych. Ich roszczenia przekazano do władz miasta Chihuahua, stolicy stanu, które przychyliły się do prośby o narzędzia i tłumacza, lecz nie zgodziły się na zwiększenie przydziałów żywności, te bowiem zarezerwowane były przede wszystkim dla meksykańskiego wojska17. Niefrasobliwość przedstawicieli władz urzędujących bezpiecznie w Chihuahua wypływała niewątpliwie z przekonania, iż Apacze nie stanowią już siły, której należy się lękać. Powinni byli tymczasem zachować czujność. Wieloletni pokój pozwolił Apaczom nabrać siły, dzięki której stali się groźniejsi niż kiedykolwiek przedtem. Wodzowie zapoznali się z wojskową taktyką Meksykanów, wielu Apaczów władało hiszpańskim, umiało czytać i pisać, a broń palna nie miała dla nich żadnych tajemnic. Choć nie dysponujemy statystykami, możemy przypuszczać, że byli teraz liczniejsi, gdyż walki nie zdziesiątkowały wojowników.

Apacze bardzo szybko wyprowadzili Meksykanów z błędu. Pozbawieni żywności, a nie mając zamiaru przymierać głodem, zaczęli zaopatrywać się sami. Zimą 1830 roku najaktywniejsze grupy, w tym prawdopodobnie grupa Cochise’a, organizowały wypady w Sonorze, zaciekle atakując okręgi Altar, Arispe i San Ignacio18. Pod koniec lutego zanotowano przybycie do Alamo Hueco, miejsca zgrupowania trzech frakcji Chiricahuów, długiej kolumny Apaczów eskortującej bydło zrabowane w Sonorze. Wobec tych faktów komendant Janos otrzymał rozkaz „surowego karania wszystkich Indian, którzy opuścili osiedle bez zezwolenia”19.

Tymczasem, choć ani Meksykanie, ani Apacze nie zdawali sobie z tego sprawy, system presidio, który przez czterdzieści lat pozwolił trzymać Chiricahuów w karbach, dogorywał. Pod koniec 1830 roku, wobec braku żywności, wobec szerzącej się w regionie epidemii, która w San Buenaventura powaliła cały garnizon20, wielu Apaczów (Nednhi i Chokonenów) uciekło w góry Sierra Madre. Bojowo nastawieni Indianie rozproszyli się w Sonorze i Chihuahua, plądrując farmy i napadając na podróżnych. Ich zwycięstwa musiały zachęcić pozostałych do zerwania stosunków z Meksykiem. Indianie Pisago Cobezóna i Juana Diego Compy odebrali ostatnie racje 31 stycznia 1831 roku i niedługo później uciekli, ratując się przed szalejącą w Janos ospą. Chokoneni pod Tebocą i Matíasem opuścili Fronteras w ostatnich dniach czerwca, skarżąc się na brak żywności. Sam Cochise podsumował ten okres słowami: „Po wielu latach żołnierze hiszpańscy zostali wygnani i krajem rządzili Meksykanie. Zaczął się okres małych wojen, ale byliśmy wtedy silni i nie baliśmy się ich wcale”21.

Walki wzmogły się wiosną 1831 roku. W przeciwieństwie do poprzednich buntów wzięły w nich udział wszystkie grupy Apaczów żyjące na terytorium Meksyku. Meksykanie przekonali się na własnej skórze, jaką siłę stanowią głodni Apacze, lepiej uzbrojeni niż podczas rewolty w 1824 roku. Długi pobyt w presidio nie zniszczył ani ich organizacji plemiennej, ani ich wojowniczych tradycji. Cochise, w dwudziestym roku życia, był mężczyzną wysokim i pięknie zbudowanym. Wzrostem przewyższał swoich pobratymców; mierząc pięć stóp i dziesięć cali (1,78 m), wyższy był o 5 cali (13 cm) od przeciętnego Chiricahuy. Przez całe życie związany był z najbardziej wojowniczymi grupami, możemy więc przypuszczać, że i w 1831 roku znajdował się na czele walczących, kosztując smaku pierwszych zwycięstw, zgarniając pierwsze łupy.

Zgodnie z oczekiwaniami Chiricahuów, Sonora i Chihuahua przystąpiły do kontrataku. Pod koniec czerwca władze Sonory wystawiły armię w sile czterystu mężczyzn. Kłopoty z wyposażeniem opóźniły jednak rozpoczęcie kampanii, przesuwając ją z września na październik, potem na listopad, i choć ekspedycja w końcu wyruszyła, osiągnęła mierne rezultaty22. W połowie października spustoszenia osiągnęły takie rozmiary, że naczelny komendant Chihuahua, José Joaquín Calvo, zwolennik twardej polityki, wypowiedział Apaczom wojnę i rozpoczął przygotowania do ofensywy na wzór tych z lat osiemdziesiątych poprzedniego stulecia23.

Najazdy, równie zaciekłe jak poprzedniego lata, trwały przez pięć pierwszych miesięcy 1832 roku. Władze Chihuahua zaapelowały do Sonory o pomoc w postaci setki Indian Opata, tłumacząc, że stan nie posiada „wystarczających środków do stłumienia rebelii Apaczów, którzy utrzymując, że żyją w pokoju, każdego dnia popełniają nowe morderstwa”. W Chihuahua planowano użyć Opatów do wsparcia oddziałów szybkiego uderzenia, którymi dowodził kapitan Mariano Ponce de León. Ramón Morales jednak, bojowo nastawiony komendant wojsk Sonory, do prośby odniósł się bardzo niechętnie, motywując to „krytyczną sytuacją, w jakiej znajdują się tereny przygraniczne tego stanu”. Podkreślał, że siły, jakimi dysponuje, nie wystarczają nawet do obrony Sonory, w żadnym więc wypadku nie może się pozbyć na rzecz Chihuahua setki Indian Opata. Głuchy na argumenty Moralesa gubernator nakazał mu jednak wysłać konieczne wsparcie, jako że „projekt ów korzystny jest nie tylko dla tamtego stanu, ale i dla naszego”24.

W owym czasie Apacze pustoszyli obszar w trójkącie między miastami Fronteras, Bavispe i Janos. 26 marca 1832 roku zagarnęli stado koni we Fronteras, co zmusiło Moralesa do wysłania tam w sukurs swoich ludzi. Następnego tygodnia przechwycili pocztę między Bavispe i Janos, a że wielu z nich, na czele z Juanem José Compą25, umiało czytać, ważne informacje wojskowe wpadły w ich ręce. Miesiąc później zabili człowieka podczas najazdu na Turicachi. Po tej serii zajść Morales zwrócił się do gubernatora o przydzielenie mu czterystu ludzi. Planował operację w samej Apaczerii: stu żołnierzy stanęłoby obozem w San Simon, na południowym wschodzie dzisiejszej Arizony, pozostali poszliby na północ po góry Mogollon i do Nowego Meksyku, gdzie, jak sądził, znajdowały się bazy rebeliantów26.