Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Aru Shah i pieśń śmierci

Aru Shah i pieśń śmierci

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66173-22-4

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Aru Shah i pieśń śmierci

Aru dopiero zaczyna rozumieć, na czym polega cała ta historia z Pandawami, kiedy Innoświat wpada w panikę. Zaginął łuk i strzała boga miłości, a złodziej nie bawi się w Amora, lecz zamienia ludzi w pozbawionych serca zombi – maszyny do zabijania. Jakby tego było mało, o kradzież zostaje posądzona Aru. Jeśli do następnej pełni Księżyca nie znajdzie strzały, zostanie wygnana z Innoświata. Na zawsze. Ale szczęście w nieszczęściu, że nie będzie musiała jej szukać sama. Aru i jej duchowa siostra Mini stworzą drużynę z Brynne – niezwykle silną dziewczyną, która wie więcej, niż się wydaje, oraz Aidenem – chłopcem z naprzeciwka, który skrywa wiele sekretów… Wspólnie będą walczyć z demonami, podróżować przez migotliwą i niebezpieczną krainę węży, by odkryć, że ich nieprzyjacielem jest zupełnie ktoś innym, niż się spodziewali.

Polecane książki

Lily Dawson, nazwana Hrabiną Uroku, bezbłędnie gra rolę kurtyzany i nikt nie domyśla się, kim jest naprawdę. Teraz ma uwieść księcia Ravenscroft podejrzanego o szpiegostwo. Lily podejmuje się tego zadania, choć mężczyzną, którego naprawdę pragnie, jest Andrew Booth-Payne – syn księcia…...
Podręcznik prezentuje podstawowe standardy międzynarodowego obrotu gospodarczego. Książka koncentruje się na analizie regulacji układów handlowych: globalnych i regionalnych, polityce handlowej superpotęg ekonomicznych, takich jak Stany Zjednoczone, Unia Europejska, Japonia czy Chiny, oraz szczegóło...
Superherosi a rynek książkiOd zarania wieków człowiek szukał odpowiedzi na pytania egzystencjalne, dotyczące sensu życia i śmierci. Dziś pytania najistotniejsze są wypychane na margines kultury, bo są niewygodne, wymagają dojrzałej refleksji, na którą w codziennej gonitwie nie mamy czasu i odwagi....
Wszystkie wojny faszystowskich Włoch Mussoliniego w syntezie opracowanej przez najbardziej znanego włoskiego historyka wojskowości. Opowieść o mocarstwowej polityce dyktatury Duce i roli, jaką odegrały w tym siły zbrojne aż do katastrofy wojny światowej. Osiem lat nieprzerwanych walk. Etiopia, kr...
„The Art of Cross-Examination" wraz z polskim tłumaczeniem najważniejszych jedenastu rozdziałów. „The Art of Cross-Examination" Francisa L. Wellmana jest kultową pozycją amerykańskiej literatury prawniczej na temat sztuki przesłuchania świadka w realiach amerykańskiego przesłuchania krzyżowego (cros...
Daleka przyszłość. Nasz dobrze znany Internet rozwinął się w system o wiele bardziej zaawansowany, zwany Interem. To on zarządza teraz całą Ziemią. Rozbudowana sieć połączeń w mgnieniu oka zaspokaja wszelkie potrzeby ludzi i dba o ich bezpieczeństwo, nie zapominając jednocześnie o konieczności pełne...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Roshani Chokshi

Tytuł oryginału

Aru Shah and the Song of Death. A Pandava Novel, Book Two

Copyright © 2019 by Roshani Chokshi.  By arrangement with the author. All rights reserved.

Jacket illustration © by Abigail Dela Cruz c/o Lemonade Illustration Agency

Designed by Mary Claire Cruz

Copyright © for the Polish translation by Marta Duda-Gryc, 2019

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Galeria Książki, 2019

Konsultacja indologiczna

prof. dr hab. Lidia Sudyka

Opracowanie redakcyjne i DTP

Pracownia Edytorska „Od A do Z” (oda-doz.pl)

Redakcja

Magdalena Tytuła

Korekta

Teresa Zielińska

Opracowanie okładki i DTP

Stefan Łaskawiec

Opracowanie wersji elektronicznej

Wydanie I, Kraków 2019

ISBN EPUB 978-83-66173-22-4

ISBN MOBI 978-83-66173-23-1

Wydawnictwo Galeria Książki

www.galeriaksiazki.pl

biuro@galeriaksiazki.pl

Dla moich dziadków – Vijyi, Ramesha, Apolonii i Antonia – którzy tak wiele przynieśli ze sobą zza oceanów. Kocham was.

Rozdział 1Nowy demon, hmm, a kto to taki?

Aru Shah miała wielki piorun i naprawdę wielką ochotę go użyć.

Ale gdyby to zrobiła, mogłoby to zwrócić uwagę rzesz zombie, od których właśnie roił się Nocny Bazar.

– To najgorsza sobota wszech czasów – jęknęła Mini, przyciskając do siebie swoją niebiańską broń jak pluszowego misia.

Duchowy ojciec Aru – bóg piorunów – podarował jej piorun zwany wadźrą, duchowy ojciec Mini – bóg śmierci – dał jej zaczarowaną dandę, którą Mini nazywała D.D.

Obie przykucnęły pod stołem przy stoisku Mrożonych Jogurtów i Snów, obserwując przez szpary w deskach, jak obywatele Innoświata uciekają z wrzaskiem, upuszczając torby z zakupami lub – jak to zrobił jeden uparty rakszas – waląc zombie po głowie torbą z pomidorami.

Nad bazarem rozbrzmiał głośny komunikat:

– UWAGA, UWAGA! NA TYM TERENIE WYKRYTO NIEPOŻĄDANĄ OBECNOŚĆ DEMONICZNĄ. PROSIMY O OPUSZCZENIE NOCNEGO BAZARU. UWAGA, UWAGA…

Aru nie znosiła siedzieć bez ruchu. Ale ich obecne zadanie nie polegało na walce – miały coś odnaleźć… Bo gdzieś na Nocnym Bazarze znajdował się złodziej, który wywołał alarm w Innoświecie i prawdopodobnie wpuścił tu wszystkie te zombie.

Niestety złodziej okazał się także jej najnowszą siostrą, Pandawą.

Co oznaczało, że tak jak Aru i Mini dziewczyna ta była wcieleniem jednego z pięciu legendarnych braci-półbogów z hinduskiej mitologii. Zobaczyły ją kilka godzin temu – niosła olbrzymi łuk i strzałę, a Bu, ich gołębi mentor, powiedział: „To wasza siostra”.

– Aru! – szepnęła Mini.

– Cii! Bo znajdzie nas jakiś zombie…

– Chyba… Chyba już nas jeden znalazł… – szepnęła Mini.

Aru odwróciła się w samą porę, by zobaczyć, jak para bladych dłoni chwyta za stół, pod którym się chowają, i go wywraca. Zalało je jasne światło słońca i poświata księżyca z pół dziennego, pół nocnego nieba. Aru zamrugała, oślepiona nagłym blaskiem. Nie widziała dobrze twarzy zombie, nawet gdy potwór urwał nogę stołu (stoisko zawyło: „JAK ŚMIESZ!”) i wzniósł ją nad nimi.

Aru zapewne powinna się trząść ze strachu, ale przecież miała przy sobie groźną broń i wiedziała, jak jej użyć.

Rzuciła wadźrę jak oszczep. Piorun wyrwał nogę od stołu z dłoni zombie, który gwałtownie cofnął sparzoną rękę. Całe stoisko z jogurtem przewróciło się na niego.

– Zwiewajmy! – wrzasnęła Mini.

Wadźra zawróciła i wpadła do ręki Aru, która natychmiast wzięła nogi za pas.

Na Nocnym Bazarze panował chaos. Stoiska przed wejściami do sklepów zostały przewrócone. Większość sprzedawców uciekła, ale przedmioty z wystaw sklepowych walczyły zawzięcie. W zaczarowanej kwiaciarni pnącza dyni zmieniły się w rząd eksplodujących dyń hallowee­nowych, a dział urządzeń kuchennych przywołał armię drewnianych łyżek, które zajęły się biciem po głowach grupki zombie. Kiedy intruzi przewrócili misę ze szklanymi koralikami i zaczęli się na nich ślizgać i potykać, właściciel sklepu – jaksza – wrzasnął:

– ZAPŁACICIE ZA TO! I NIE DOSTANIECIE ŻADNYCH ZNIŻEK W SOBOTĘ!

– Ten zombie nas goni! – krzyknęła Mini do Aru.

Aru spojrzała za siebie. Rzeczywiście – podążał za nimi wciąż ten sam zombie, odpychając na bok dzikie wózki spożywcze, które w panice rozjeżdżały się po Nocnym Bazarze we wszystkie strony.

– Dlaczego zombie zawsze chodzą w jednakowy sposób? – zastanowiła się Aru. – Czy to jakaś ich uniwersalna cecha?

Zarzuciła wadźrę, tym razem przemienioną w sieć, w nadziei że to powstrzyma ich prześladowcę, jednak utkana z elektryczności siatka zsunęła się z zombie i ten po prostu nad nią przeszedł. Aru zmarszczyła brwi. Może nie potrafiła tak dobrze celować podczas biegu… Ale wadźra jako sieć nigdy wcześniej nie zawodziła. Teraz broń wróciła do niej, owijając się wokół jej nadgarstka i zmieniając się w bransoletkę.

Mini zatrzymała się gwałtownie przed wejściem do działu mrożonej pizzy i zaklęć. Drogę blokowało im stado wózków sklepowych, przestraszonych i ciasno przytulonych do siebie.

– Tam jest! – zawołała Mini.

Na drugim końcu alejki Aru ujrzała tamtą dziewczynę – Pandawę. Złodziejkę. Biegła, przemieniona w niebieskiego wilka, a w pysku niosła swoją zdobycz: duży łuk i strzałę.

– Hej! Stój! – wrzasnęła Mini.

Ale nie mogły pobiec za nią. Przed nimi wózki sklepowe syczały i jeździły w tę i we w tę, jak stado wściek­łych kotów. Wlokący się za siostrami zombie coraz bardziej się zbliżał.

– Możesz sprawić, żebyśmy się stały niewidzialne? – spytała nerwowo Aru. – Może zdołamy się koło niego prześliznąć?

Stawianie tarczy niewidzialności za pomocą D.D. to jedna z nowych zdolności, których Mini nauczyła się podczas treningu Pandawów. Tyle że nie była w tym jeszcze zbyt dobra. Machnęła dandą, rysując nią łuk w powietrzu i tworząc wokół siebie i Aru pole siłowe, które momentalnie zamigotało i zgasło.

Pandawa-złodziejka przemknęła za barierą wózków sklepowych, zanim Aru zdążyła zarzucić na nią sieć.

Za nimi rozległo się niskie warczenie. Aru odwróciła się powoli, przemieniając wadźrę z powrotem w piorun. Po raz pierwszy mogła przyjrzeć się dobrze zombie. Był wysoki, pod jego rozpiętym białym fartuchem zobaczyła nagi tors z dziwną bladą blizną tuż nad sercem. Wyglądało to nie tyle jak blizna po ranie, ile jak środek pajęczyny, która – niczym szron na szybie – rozszerzała się na skórze. A potem zauważyła coś jeszcze dziwniejszego. Szkliwione guziki płaszcza miały kształt zębów. Przy lewej klapie wyhaftowano napis:

DR ERNST WARRENDOKTOR CHIRURGII STOMATOLOGICZNEJ

OTWÓRZ SZEROKO!

– Zombie to dentysta? – zdziwiła się Aru.

– Moja ciocia jest dentystką – powiedziała Mini. – Mówiła, że to wyrywa duszę.

– Coś w tym jest.

Zombie, zupełnie jakby te słowa go oburzyły, wydał gardłowy okrzyk i rzucił się na dziewczyny.

Tygodnie treningów momentalnie dały o sobie znać. W ułamku sekundy Aru i Mini stanęły plecami do siebie z gotową do użycia bronią. Zombie ryknął i podniósł ręce. Mini zamachnęła się D.D. i walnęła go w kostki, wywracając go na ziemię. Aru zakręciła wadźrą w rękach, aż ta przemieniła się w sznur. Zarzuciła go na zombie – sznur zawiązał się wokół jego nadgarstków i nóg w kostkach.

Mini obdarzyła Aru uśmiechem, który jednak po chwili przybladł.

– Nie panikuj – rzekła Aru. – Dwie kontra jeden zadziałało świetnie!

– A dwie kontra dwudziestu?

Aru spojrzała tam, gdzie Mini. Panika ścisnęła jej serce – zza rozwalonych witryn sklepowych wychodziła właśnie grupa dwudziestu zombie. Każdy z nich miał pozbawioną wyrazu twarz, a przez dziury w ich koszulach wyzierały identyczne blizny tuż nad sercem, rozchodzące się jak szron po skórze. Zombie z Mrożonego Jogurtu zrzucił z siebie sznur z pioruna i wadźra wróciła do rąk Aru. Mini wytworzyła kolejne pole siłowe, które jednak zamigotało i zgasło.

– Nasza broń nie działa… – jęknęła.

Aru bardzo nie chciała tego przyznać, ale Mini miała rację. A przecież to powinno być niemożliwe! Niebiańska broń zwykle pokonywała wszystko oprócz… No, oprócz innej niebiańskiej broni.

I właśnie wtedy przeleciał nad nimi cień. Aru i Mini spojrzały do góry – co sił w skrzydłach zdążał do nich Bu. W szponach niósł małą szarą fiolkę.

– To moi Pandawowie! – zaskrzeczał do zombie.

Zanurkował tuż przed dziewczętami i rozbił fiolkę o ziemię. Z resztek naczynia uniosły się smugi dymu, zasłaniając widok zombie. Trzepocząc szybko skrzydłami, Bu zrobił zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i powiedział:

– Nie ma czasu do stracenia, dziewczyny. Lećcie za siostrą!

„Też mi siostra” – pomyślała Aru. To przecież ta właśnie Pandawa, kimkolwiek była, wpakowała je w te tarapaty.

– Ale co z tobą? – martwiła się Mini.

– Jestem gołębiem masowego drażnienia. – Bu wypiął pierś. – Nie martwcie się o mnie. Znajdźcie ją!

Aru i Mini odwróciły się, by stawić czoła tłumowi gniewnych wózków sklepowych. Najbliższy zgrzytnął drutami obudowy, a potem stanął na tylnych kółkach.

Aru wywinęła wadźrą nad głową i zarzuciła ją jak lasso na wózek. Szarpnął się wściekle, ale piorunowe lasso trzymało go mocno. Aru wdrapała się do wózka i wciąg­nęła za sobą Mini.

– Wio! – wrzasnęła Aru, potrząsając lejcami z wadźry.

Wózek parsknął, cofnął się, a potem ruszył gwałtownie naprzód, przejeżdżając przez resztę stada do działu z mrożonkami. Mini wychyliła się i zaczęła zrzucać pudełka z jedzeniem na podłogę – setki – aby utrudnić zombie pościg.

– Będę płacić za to z kieszonkowego całe lata! – krzyknęła.

Aru pociągnęła lejce w prawo, kierując wózek tam, gdzie widziały wcześniej trzecią Pandawę. Na końcu alejki zaczynała się ścieżka prowadząca na stadion, na którym – jak wiedziała – trenowali niektórzy uczniowie. Aru i Mini nigdy do tej pory nie spotkały żadnego z dzieciaków, które z powodu swojego pochodzenia szkoliły się w Innoświecie. Aru wolała założyć, że ją i Mini trzymano z dala od pozostałych, bo jako Pandawowiepotrzebowały wyjątkowej ścieżki kształcenia. Przy czym Mini podejrzewała, że tak naprawdę to obie chodziły na zajęcia dydaktyczno-wyrównawcze.

Gdy dotarły na stadion, Aru zwróciła uwagę na dwie dziewczyny walczące o złoty łuk i strzałę. Jedną z nich była Pandawa, którą widziały wcześniej – ich zmiennokształtna siostra. Miała brązowozłocistą skórę i brązowe włosy ze złotymi refleksami. Pomimo jej absurdalnie wysokiego wzrostu jej długie ręce i nogi nie wyglądały tak patykowato jak u Aru, ale sprawiały wrażenie masywnych i mocnych. Nosiła na nich pełno metalowych bransoletek.

A druga dziewczyna? Aru poczuła się, jakby ktoś uderzył ją w klatkę piersiową, odbierając jej oddech.

– Jak to możliwe? – wyszeptała Mini.

Bo Pandawa walczyła z…

Aru.

Rozdział 2Dorównać kroku Pandawom

Czy to nie… ty? – szepnęła Mini. W jej głosie pobrzmiewała niemal niedostrzegalna niepewność.

Prawdziwa Aru wskazała na fałszywą Aru, która właśnie przywaliła potężnym hakiem trzeciej z sióstr Pandawów. Łuk i strzała leżały na ziemi.

– Czy ja bym kiedykolwiek ubrała się cała w dżins?! – oburzyła się Aru.

– Fakt – przyznała Mini. Poprawiła sobie okulary na nosie.

Ich siostra Pandawa, jak Aru uświadomiła sobie z niechęcią, naprawdę umiała się bić. Reagowała niewiarygodnie szybko, unikając ciosów, kopiąc piasek i wzbijając go w powietrze. W pewnej chwili przemieniła się w ogromnego niebieskiego jaguara (co za niesprawiedliwość!) i zaatakowała fałszywą Aru. Ale ta nie była gorsza. Zadała jaguarowi jeden potężny cios, który posłał go prosto na ścianę – jaguar uderzył w nią i nieprzytomny osunął się na ziemię. Zabłysło niebieskie światło i wielki kot zmienił się z powrotem w dziewczynę.

Fałszywa Aru otarła przedramieniem usta, oddychając ciężko, i podniosła łuk i strzałę. A potem pstryknęła palcami. Zombie, które ciągle terroryzowały Nocny Bazar, w jednej chwili znieruchomiały.

Aru wytrzeszczyła oczy. Zombie znajdowały się pod kontrolą fałszywej Aru. Ale jak?

– To na pewno jest rakszasi – wyszeptała Mini.

Aru przypomniała sobie z zajęć dla Pandawów, że niektórzy rakszasowie – i żeńskie rakszasi – istoty z głowami zwierząt, mogły przybierać postacie bogów, demonów i ludzi. W tym – jak wszystko na to wskazywało – również postać Aru. Tylko dlaczego ta rakszasi chciała wyglądać tak jak ona?

– Z pewnością to zła rakszasi – powiedziała Aru, wznosząc wadźrę. – Te ciuchy mówią same za siebie.

Rozbłysł piorun. D.D. przemieniła się w fioletową włócznię. Aru i Mini ruszyły w stronę fałszywej Aru – wtem zabłysło białe światło i odrzuciło je do tyłu. Fałszywa Aru odwróciła się do prawdziwej Aru i Mini.

Rakszasi pomachała palcami na powitanie – było to nie tylko naprawdę niegrzeczne, ale w dodatku sprawiło, że zombie zaczęły się podnosić i znów przechodzić – sztywno – w tryb ataku. Nagle fałszywa Aru rozpłynęła się w powietrzu wraz z łukiem i strzałą… Coś jednak za sobą zostawiła: ogień.

Wokół Mini i Aru podniosły się nagle płomienie, otaczając je ognistym kręgiem. Czarny dym zasłonił zombie.

– Bu! – krzyknęła Mini. – Pomocy!

Aru uniosła głowę. Niebo było puste. Ich gołębi mentor zniknął. Dziewczyna Pandawa wciąż leżała na ziemi.

Nagle, tuż nad sobą, Aru usłyszała świst wiatru i poczuła, jak w powietrze uderzają ogromne skrzydła. Zmrużyła oczy i osłoniła je. Z nieba spływali strażnicy – niebiańskie istoty, które chroniły Pandawów każdego pokolenia. Aru poczuła jednocześnie ulgę i rozdrażnienie. Dlaczego nie mogli się zjawić trzydzieści sekund wcześniej?

Przybył Hanuman, półbóg w postaci małpy – zjawił się jako gigantyczna wersja samego siebie. Miał dziwnie nadęte policzki. Obok niego leciała Urwaśi, przepiękna apsara w czarnym topie z napisem „Taniec to moja supermoc”. Za nimi widać było dwóch innych członków Rady Strażników: ogromnego niedźwiedzia w koronie i starą, nachmurzoną kobietę, która od pasa w dół miała postać węża.

Miała w sobie coś, co budziło większy lęk niż zombie.

– OSŁOŃCIE SIĘ NAWZAJEM – krzyknął Bu, przelatując im nad głowami.

Aru zarzuciła wielką sieć na siebie, Mini i – choć tamta zapewne na to nie zasługiwała – na nieprzytomną trzecią siostrę Pandawę. A potem Mini wytworzyła wokół nich pole siłowe z fioletowego światła – tym razem z powodzeniem. Magiczne osłony ledwie się zmaterializowały, gdy w płomienie uderzyły strumienie wody, jakby spuszczone z węży strażackich. Aru podniosła głowę i ujrzała, jak Hanuman wypluwa z ust potoki wody. Pewnie wychłeptał wcześniej całe jezioro. Ogień zgasł, w powietrzu unosiła się para.

Gdy dym się rozwiał, Aru spodziewała się, że przed nimi stać będzie armia przemoczonych zombie. Zamiast tego zobaczyła tylko pobojowisko, w które przeobraził się Nocny Bazar: powywracane stoły, poszarpane na strzępy nocne niebo służące za sklepienie, sklepikarzy wrzeszczących coś o ubezpieczeniu… Nie poświęciła temu jednak większej uwagi.

Zombie zniknęły. Bez śladu.

Mini zakasłała.

– To było okropne!

– O tak – zgodziła się Aru. – Wszystkie te zombie…

– I ten dym! – Mini sięgnęła do plecaka i wyjęła inhalator. – O mało nie dostałam ataku astmy.

– Jak to się stało? – spytała Aru.

– No bo w płucach są takie małe rurki służące do oddychania, nazywają się oskrzeliki. A jeśli ma się astmę, to dochodzi do skurczu tych oskrzelików, co…

– Nie! Nie chodzi o astmę! Tylko o zombie! Gdzie się podziały?! Widziałyśmy ich setki! Czy zombie mogą tak po prostu zniknąć?!

Mini wciągnęła świszczący oddech.

– Mogą, jeśli są kontrolowane przez coś innego. Na przykład coś takiego jak ten łuk i strzała.

Wskazała głową na trzecią Pandawę – pozbawioną już broni. Mini podeszła do niej, wciąż ściskając w ręce inhalator. Aru poszła w jej ślady.

Strażnicy wylądowali na ziemi za nimi.

Aru przykucnęła koło dziewczyny.

– Hej – odezwała się szorstko. Potrząsnęła ramieniem Pandawy.

Mini ujęła jej nadgarstek i spojrzała na zegarek.

– Jej puls wynosi siedemdziesiąt uderzeń na minutę i jest mocny. To dobrze.

Powieki Pandawy zadrgały, uchylając się… Wreszcie spojrzała prosto na nie. Otworzyła szeroko oczy.

– Usiądź, ale powoli – zachęciła ją Mini swoim najlepszym rodzajem głosu z kategorii: „Pewnego dnia będę lekarką”. – To był brutalny cios. Dobrze widzisz?

Trzeba być Mini, aby okazywać sympatię osobie, która zniszczyła im sobotę. Aru spochmurniała i skrzyżowała ramiona.

Dziewczyna znowu zamrugała i rozejrzała się. A potem jej wzrok skupił się na Aru. Oparła się o ziemię i wstała, odpychając Mini na bok.

– Widzę bardzo dobrze – warknęła. – Widzę przed sobą złodziejkę. Oddawaj.

– To nie ja jestem złodziejką, tylko ty! – zawołała Aru, podnosząc ręce w obronnym geście. – A łuk i strzałę zabrała ta rakszasi – ta, która wyglądała tak jak ja. Dla jasności: to ja jestem prawdziwą Aru. – Pokazała rękami na swoje ubranie. – Zwróć uwagę na brak dżinsu od stóp do głów.

Dziewczyna uderzyła ją w dłonie, zmuszając do ich opuszczenia. W chwili, gdy jej dotknęła, Aru poczuła wstrząs, jakby połączył je drut pod napięciem.

Wiatr wzbił w powietrze piasek. A potem zawirował jak małe tornado wokół nieznanej dziewczyny, unosząc ją w powietrze.

Gdyby to spotkało Aru, wrzasnęłaby wniebogłosy. Jednak ta dziewczyna po prostu uśmiechnęła się i podniosła ramiona. Aru naprawdę miała nadzieję, że powie teraz: „Wszyscy będą mnie kochać i rozpaczać!”. Ale ta Pandawa tak nie zrobiła. Może nie widziała Władcy Pierścieni.

Wokół dziewczyny rozjarzyło się bladoniebieskie świat­ło. Nad jej głową zawirowała flaga – symbol Waju, boga wiatru. Była to, Aru musiała przyznać, widowiskowa scena. A dziewczyna nawet nie wydawała się zaskoczona, że właśnie została uznana! Nawet nie zamrugała oczami, gdy wylądowała z powrotem na twardym podłożu, a obok niej huknęła w ziemię świecąca niebieska broń, która wyglądała jak maczuga jaskiniowca. Po prostu podniosła tę pałkę, oparła ją sobie na ramieniu i ruszyła ku Aru.

„Łał – pomyślała Aru. – Jakim cudem ona dostała od razu niebiańską broń?” Aru i Mini musiały przedzierać się przez całe Królestwo Śmierci, zanim ich broń zmieniła się z piłeczki pingpongowej i zamykanego lusterka w coś więcej.

To… To absolutnie niesprawiedliwe!

Dopiero teraz Aru zauważyła, że mają publiczność. Klienci i właściciele sklepików tłoczący się na skraju Nocnego Bazaru podeszli bliżej, ciekawi rozgrywającego się dramatu.

Mini podskoczyła przed Aru i uniosła ręce.

– Słuchaj, czasami ludzie popełniają błędy, co ci się najwyraźniej właśnie zdarzyło… Ale my uratowałyśmy ci życie! Nie powinnaś się na nas wściekać!

– Wściekam się – powiedziała dziewczyna, nie zwalniając. – Ukradłaś łuk i strzałę. Gdzie one są? – W tej chwili zaburczało jej głośno w brzuchu. Przystanęła i burknęła: – I jestem głodna.

– Może masz hipoglikemię? To bardzo częsta przypad­łość i pewnie przez to jesteś taka drażliwa – powiedziała szybko Mini. – Chcesz snickersa? – Wyciągnęła z plecaka duży batonik i podała go Pandawie.

Aru była naprawdę zadowolona, że bóg Waju postawił swoją duchową córkę na ziemi tak daleko od nich. Gdy jednak dziewczyna zamachnęła się pałką jak kijem baseballowym, wokół Mini i Aru wybuchła zawierucha. Zaparły się, ale podmuch i tak porwał Mini w powietrze. Batonik upadł na ziemię. Wiatr unosił w górę dziewczynę krzyczącą:

– Przecież chciałam ci dać coś słodkieeegooo!

Aru poczekała, aż Mini zostanie bezpiecznie, choć bezceremonialnie opuszczona na ziemię parę metrów dalej, i zawołała gniewnie:

– Mogłaś ją skrzywdzić!

– No i? I co mi zrobisz? – wykrzywiła się córka Waju.

Wadźra zamieniła się w miecz. Wzdłuż klingi przebieg­ły, trzaskając, wyładowania elektryczne.

– Więc tak chcesz to załatwić, złodziejko?

– To ty jesteś złodziejką!

Hanuman i Urwaśi podbiegli do nich, wołając:

– Dobrze już, dziewczęta, nie ma powodu do walki!

Ktoś z boku krzyknął:

– Babska rozróba! Babska rozróba!

Ktoś inny podjudzał:

– Złap ją za rogi!

Jeszcze inny prostował:

– Ale ona nie ma rogów!

– PRZESTAŃ, BRYNNE! – krzyknął Hanuman. – Ojcu się to nie spodoba.

– ARU, ODŁÓŻ TEN MIECZ! – wrzasnął Bu.

A potem podmuch wiatru porwał Aru prosto w niebo. Jej ręce zawiosłowały bezładnie w powietrzu. Spojrzała w dół – oj, popełniła błąd… Z tej wysokości wszyscy wyglądali jak naprawdę rozwścieczone mrówki.

Kiedy spadała, ostatnim, co zobaczyła, nim straciła przytomność, była para olbrzymich rąk sięgających po nią, by ściągnąć ją z nieba.

Rozdział 3Aru Shah: półbogini w roli chomika

Aru ocknęła się, dryfując wśród chmur w czymś na kształt wodnej kuli. Pod nią otworzyła się dziura i na ten widok żołądek podskoczył dziewczynie do gardła. Setki metrów niżej widziała kolorowe (choć podarte) namioty Nocnego Bazaru i ostatnie kłęby dymu po tym niesamowitym pożarze. Cofnęła się gwałtownie, a potem spojrzała w górę. Zobaczyła tylko czyste niebo. Hanuman wrzucił ją do kuli, jakby była niegrzecznym chomikiem.

„W porządku – pomyślała Aru. – Będę chomikiem”.

Zaczęła biec, próbując poruszyć kulę z miejsca, zupełnie jak chomik w kołowrotku. W oddali rozległ się cichy pomruk burzy. Aru nie mogła oprzeć się myśli, że to najsubtelniejsza z możliwych bura ze strony jej boskiego ojca.

– To ona zaczęła! – zaprotestowała.

Znów rozległ się grzmot. Brzmiało to tak, jakby ktoś powiedział: „Naprawdę?”.

Ciemna chmura rozwinęła się pod wpływem wiatru – parę metrów od Aru unosiły się w powietrzu dwie inne gigantyczne kule. W jednej siedziała po turecku Mini, czytając książkę. Kiedy się zorientowała, że Aru na nią patrzy, zamachała do niej krótko smutnym gestem. W kuli obok znajdowała się Brynne.

– Wypuśćcie mnie! – krzyczała przytłumionym głosem. Uderzyła pięścią w szkło i na jego powierzchni rozkwitła pajęczyna pęknięć.

„No, jeśli ona to potrafi, to ja zdecydowanie też” – pomyślała Aru. I walnęła pięścią w kulę. Ból przeszył jej ramię.

– Au, au, au, au! – wrzasnęła, ściskając się za dłoń.

Mini uniosła brwi.

Aru przeszła na telepatyczny kanał komunikacyjny Pandawów. Zwykle wyczuwała jedynie połączenie z umysłem Mini. Tym razem jednak dotknęła myślami jeszcze jednej ścieżki. Połączenie z Mini przypominało jej aksamit, druga ścieżka zdawała się zaś pełna cierni. Na pewno prowadziła do tamtej dziewczyny i mowy nie było, żeby Aru skorzystała z tego połączenia.

Widziałaś to?

Czy widziałam, że o mało nie złamałaś sobie ręki? Taaa.

JAK ONA TO ZROBIŁA?

Myślę, że jest wcieleniem Bhimy Mocnego…Prawdopodobnie mogłaby przegryźć stalową belkę. Ale nie powinna tego próbować. Bo to może być niebezpieczne, jeśli się nie zostało szczepionym na tężec…

Aru odpłynęła myślami gdzie indziej. Bhima Mocny to drugi w kolejności Pandawa, syn boga Waju. A to oznaczało, że Brynne jest przyrodnią siostrą Hanumana. A to z kolei wyjaśniało, dlaczego Hanuman powiedział: „Ojcu się to nie spodoba”.

Aru przypomniała też sobie, że Brynne w ogóle się nie zdziwiła, kiedy jej duchowy tata uniósł ją w powietrze. Była za to… pełna wdzięku. Jak prawdziwy Pandawa. Aru nie zapomniała także, jak walczyła. Jak w pełni wyszkolony bohater.

Poczuła ukłucie zazdrości, a potem przemknęło jej przez głowę dziwne wspomnienie. Tuż przed utratą przytomności poczuła zimną, gładką dłoń na czole i miała niepokojące wrażenie, że ktoś szpera w jej wspomnieniach jak w dokumentach w szufladzie biurka.

Kto to mógł być?

Klapnęła na środek kuli. To nie mogła być Mini. Chociaż między nimi istniało typowe dla Pandawów telepatyczne połączenie, jeśli Aru chciała, mogła zablokować przyjaciółkę. A tamten ktoś wtargnął po prostu nieuprzejmie do jej umysłu i rozgościł się w nim jak u siebie w domu – Aru czuła się wobec tego kogoś bezsilna. „Może to Brynne” – pomyślała w przypływie wściekłości.

Zerknęła na Mini i zobaczyła, że ta akurat gwałtownie gestykuluje i układa usta w słowa: „Spójrz w dół!”.

Kilkanaście metrów pod nimi Rada Strażników zebrała się w wytwornym Niebiańskim Dworze, dryfującej w niezwykłym blasku przestrzeni z podłogą ze smug z obłoków, na której wznosił się półokrąg złotych tronów i okrągły stół. Aru pouprawiała przez chwilę chomiczy jogging, aż jej kula przedryfowała bliżej rady – na tyle blisko, żeby mogła usłyszeć mniej więcej, co mówią.

Jak zwykle nie wszyscy strażnicy stawili się na zebraniu. Była piękna Urwaśi – z rozzłoszczoną miną pociągnęła łyk z butelki; przez półprzezroczysty plastik naczynia dało się dostrzec, że nie zawiera wody, ale blask słońca. Obok Urwaśi przycupnął na szczycie swego tronu Bu, pokrzykując głośno. Zjawił się też Hanuman, ubrany w nieskazitelnie biały smoking. Czwarte miejsce zajmował król Dźambawan, ogromny niedźwiedź, na którego głowie korona – Aru dobrze to widziała – wyglądała jak małe, zszyte ze sobą konstelacje.

Wszyscy się kłócili z osobą zasiadającą na piątym tronie. Aru nie mogła jej dojrzeć – obłok zasłaniał jej widok. Naparła na szklaną kulę w jednym miejscu, próbując nią sterować, aż wreszcie ujrzała nieznajomego członka rady: starą wężową kobietę.

Większość istot z Innoświata pozostawała wiecznie młoda lub przynajmniej starzała się niesłychanie powoli. Brązowa skóra nagini była jednak pomarszczona. Usta miała twardo zaciśnięte, jakby zapomniała, jak się uśmiechać. Dolną połowę jej ciała zasłaniał stół, ale Aru wiedziała, że gdzieś w połowie tułowia ciało kobiety przemienia się w ciało węża. Głowę kobiety zdobiła tiara z kamieni księżycowych i akwamarynów. To, że przystroiła się w tyle biżuterii, miało sens. Nagowie byli w końcu strażnikami skarbów. Ale dziwne wydawało się, że nie miała na środku czoła klejnotu – zwykłej ozdoby nagów.

– …ssstraszliiiwe przessstępssstwo! – mówiła nagini. – Ukradły łuk i strzałę ze skarbca nagów! Może to zrobić tylko ktoś o niezwykłej mocy. Ktoś taki jak Pandawa. Nikt inny nie mógłby przejść obok Takszaki. Wierzcie mi. Takszaka nie potrzebuje wzroku, żeby wiedzieć, co się dzieje wszędzie wokół niego.

Wężowa kobieta wskazała na stojącego u jej boku nagę. Wyglądał nieśmiertelnie młodzieńczo, ale emanował starożytną, potężną aurą. Na jego brązowym torsie i twarzy widniały rozległe blizny po oparzeniach. Oczy miał mlecznobiałe, ślepe. Pośrodku czoła nagi lśnił ciemnoniebieski klejnot. Klejnot każdego nagi był powiązany z jego sercem czy coś takiego. To, że nagini takiego klejnotu nie miała, pomyślała Aru, zdawało się jeszcze dziwniejsze. Na jej czole znajdowało się jedynie puste wgłębienie z białą blizną.

– Dziewczyna trzymała łuk i strzałę Kamadewy – kontynuowała wężowa kobieta. – Musi zostać pociągnięta do odpowiedzialności.

Kamadewa. Aru wiedziała, że słowo dewa znaczy bóg. A to oznaczało, że łuk i strzała to niebiańska broń. Nic dziwnego, że wadźra i D.D. nie zadziałały. Niebiańska broń nie może walczyć z inną taką bronią. Aru zdusiła w sobie nagłą chęć wskazania na Brynne i powiedzenia: „Masz poważne kłopoty. HA!”.

– Aru nie miała z tym nic wspólnego! – zawołał Bu.

Chwila, co takiego? JA?

Aru zerknęła na kulę Brynne. Brynne właśnie odgryzała łapczywie kęs z batonika. Uśmiechnęła się złośliwie do Aru, ale uśmiech zniknął z jej twarzy po kolejnych słowach, które padły w radzie.

– Aru jest winna, podobnie jak Brynne – oświadczyła nagini. – Obie widziano w Innoświecie z łukiem i strzałą.

– Ale co tam w ogóle dało się zobaczyć? – żachnął się Bu. – Magiczna mgła spowijała cały Nocny Bazar. Założę się, że kryje się za tym jakaś rakszasi. W końcu złodziej był zmiennokształtny. Bo to z pewnością zauważyłaś, królowo Ulupi?

Ulupi? Aru znała to imię z opowieści. W Mahabharacie, starożytnym eposie w sanskrycie o wojnie między Pandawami i ich kuzynami, Ulupi to nie tylko sławna królowa nagów, lecz także jedna z żon Ardźuny. Podobno przywróciła go do życia po tym, jak zginął na polu bitwy. Aru nie wiedziała jednak, co się z nią działo później.

„Byłaś jego ulubioną królową! Wierz mi, ja to wiem. Mam jego duszę! – chciała powiedzieć. – Proszę, nie zabijaj mnie!”

Najwyraźniej miłość Ulupi do Ardźuny nie obejmowała jego kolejnych wcieleń.

– Och, wiem, co zauważyłam – rzekła groźnie. – I nie ufam nikomu, zwłaszcza tobie, Subalo. Przezywano cię niegdyś Wielkim Zwodzicielem, prawda? Być może teraz, gdy Śpiący się obudził i buduje armię, powinniśmy się zastanowić, czy rzeczywiście jesteś lojalny wobec dewów…

Bu zaskrzeczał i oburzony potargał sobie piórka. Aru i Mini jednocześnie zerwały się na nogi w identycznym odruchu wściekłości. Ulupi rzuciła naprawdę niesprawiedliwe oskarżenie. Bu zmienił się od czasu, gdy znano go jako przebiegłego Śakuniego, króla Subalę. Dowiódł tego, pomagając Aru i Mini jak wierny przyjaciel.

Hanuman pochylił się na tronie. Jak z bicza strzelił ogonem.

– Ta uwaga była nie na miejscu, królowo Ulupi. Poza tym kiedy włączył się alarm Innoświata, ja akurat miałem zajęcia z tymi młodymi Pandawami. Nie mogły ukraść łuku i strzały.

– Alarm się włączył, kiedy odkryliśmy włamanie – powiedział naga stojący obok królowej. – A nie w chwili kradzieży. Ich zajęcia treningowe z tobą równie dobrze mog­ły być zaplanowane jako alibi dla nich.

Hanuman spiorunował go wzrokiem i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwała mu Ulupi.

– Takszaka zwrócił uwagę na ważny problem – zaczęła. – Wszystko się zmienia. Nikt z nas nie mógł wykryć, gdzie znajduje się Śpiący, choć niewątpliwie to on jest winien niedawnego wzrostu aktywności demonów. Być może to jego wspólnik ukradł łuk i strzałę Kamadewy. Ci Pandawowie mogą wcale nie być naszymi prawdziwymi sojusznikami! Jak zostało przepowiedziane, nic nie będzie takie, jak się wydaje, gdy wybuchnie nieunikniona wojna.

– Zawsze wiedzieliśmy, że Pandawowie budzą się tylko wtedy, gdy nadchodzi jakieś zagrożenie – przypomniał Hanuman swoim głębokim, donośnym głosem. – Ale one są po naszej stronie.

– Doprawdy? – rozmyślał głośno Takszaka. Jego ślepe oczy zwróciły się w stronę Aru. Przepełniło ją poczucie winy. Przez chwilę wydawało jej się, że Takszaka zrzuci na nią odpowiedzialność za to, że Śpiący zaczyna siać zamęt. Problem polegał na tym, że… byłaby to prawda. To ona wypuściła go z lampy w muzeum. To ona zawahała się podczas ich ostatniego starcia i niechcący ułatwiła mu ucieczkę. A teraz demon pozostawał na wolności, nie wiadomo gdzie, i wciąż zajadle dążył do swojego celu – zniszczenia bogów.

Zawiodła wszystkich.

Ale nawet po tym, co zaszło… Jak rada mogła sądzić, że ona i Mini to jej wrogowie?! Miały bardzo prosty plan na sobotę: zabawić się w lenia na tapczanie. Zamiast tego musiały walczyć z dentystami zombie, a potem jeszcze tak im się za to dziękuje? Nieładnie.

Urwaśi podniosła rękę i wykonała ruch dłonią. Aru pochyliła się gwałtownie do przodu – jej szklana kula opad­ła w dół.

– Mówiłaś wystarczająco długo, Ulupi – rzekła Urwaśi. – Słyszałaś świadectwa wszystkich stron. Widziałaś sama wspomnienia dziewcząt…

– Próbowałam – przerwała jej Ulupi. – Ale są Pandawami, więc do ich umysłów trudniej się dostać. Są w nich luki! To wystarczy, by trudno mi było uwierzyć w ich niewinność.

Po plecach Aru przeszedł zimny dreszcz. Więc to Ulupi grzebała w jej umyśle. Poczuła gorąco na policzkach. Czy to znaczyło, że Ulupi widziała, jak Aru śpiewała piosenkę Thriller i tańczyła przed lustrem w łazience, poruszając ramionami jak Michael Jackson?

– Wysłuchałam naprawdę sporo rzeczy od wszystkich – powiedziała Ulupi.

Urwaśi wyglądała na oburzoną, lecz nawet ona musiała ustąpić wielkiej królowej nagów.

– W tym od innego świadka… – dodała Ulupi.

Naga obok niej – Takszaka – drgnął. Przez jego twarz przemknął grymas, ale zniknął tak szybko, że Aru zastanawiała się, czy sobie tego nie wyobraziła. Podczas gdy jej chomicza kula opadała, Aru rozglądała się po Niebiańskim Dworze (sprawdzając też kątem oka, czy nie ma tam gdzieś magicznego zdjęcia przedstawiającego ją śpiewającą przed lustrem), ale nigdzie nie widziała innych świadków.

Szklana kula delikatnie odbiła się od dywanu z mgieł, po czym rozpłynęła się wokół niej. W magiczny sposób na stopach Aru pojawiły się pantofle chroniące ją przed runięciem w dół przez białe kłęby obłoków. Na wysokości, na której unosił się Niebiański Dwór, powietrze zawierało mało tlenu i było zimne; płuca Aru płonęły. Po obu jej stronach wylądowały dwie pozostałe kule i również się rozpuściły, zostawiając Mini po jej prawej, a Brynne po lewej stronie.

Brynne nie wyglądała już na taką zadowoloną z siebie. Zamiast tego patrzyła na Aru, jakby tej nagle wyros­ła druga głowa i przedstawiła się imieniem: „Kathy, pisze się przez K”.

– To wy jesteście tymi innymi Pandawami?

Aru rozłożyła szeroko ręce.

– Ta-daaaaam!

Brynne spojrzała na nią, a potem na Mini, ze zmarszczonymi brwiami.

– Ale ja widziałam, jak kradniesz…

– A ja widziałam, jak biegniesz przez mój rejon z łukiem i strzałą, które, jestem prawie pewna, nie należały do ciebie.

– Nazywasz mnie złodziejką? – warknęła Brynne.

– No cóż, wiem na sto procent, że ja ich nie ukradłam!

Brynne obrzuciła ją spojrzeniem od stóp do głów i uśmiechnęła się.

– Akurat w to uwierzę bez problemu. Złodziejka, z którą walczyłam, zachowywała się jak Pandawa. A ty wyglądasz tak, jakbyś nawet nie przeszła szkolenia.

O nie…

– Przeszłyśmy szkolenie! – zaprotestowała Mini.

– I jesteśmy naprawdę śmiertelnie niebezpieczne – oświadczyła Aru.

– Tak właśnie! – zawtórowała Mini, robiąc krok w kierunku Brynne.

I potknęła się. Bez zaczarowanych pantofli upadłaby na twarz prosto w chmurę, ale zamiast tego po prostu zawibrowała w miejscu jak szarpnięta palcami struna gitary.

Brynne przewróciła oczami i powiedziała beznamiętnym głosem:

– Aż piszczę z przerażenia.

– Wiesz co?!…

– Dziewczęta! – syknął Bu.

Wszystkie trzy oderwały wzrok od siebie. Okrągły stół zniknął; trony strażników przemieściły się, otaczając je. Z jednej strony Aru cieszyła się, że tym razem ma na sobie coś innego niż piżama. Z drugiej naprawdę wolałaby, żeby jej plecak nie był jasnofioletowy i żeby nie znajdował się na nim wielki napis „­HAKUNA MATATA!”.

– Zostałyście wszystkie osądzone – rzekła Ulupi.

– Ale chwileczkę… – powiedziała Aru.

Takszaka machnął ogonem, wzbijając mgłę z chmur, i syknął:

– Nie odzywaj sssię, kiedy przemawiają ssstarsssi!

Nawet Bu spojrzał na nią z dezaprobatą. Po całym ciele Aru rozchodziło się okropne, piekące uczucie. Zaczerwieniła się, skuliła ramiona i spojrzała na królową nagów. Z bliska Ulupi wyglądała jeszcze bardziej przerażająco. Siedziała wysoko na tronie, a jej zwinięty w spiralę szmaragdowy ogon służył jej za poduszkę.

– Kradzież i niedozwolony użytek łuku i strzały Kamadewy będą miały poważne konsekwencje w świecie śmiertelników – oświadczyła królowa.

„Coś takiego” – pomyślała ze złością Aru. Ludzie zaczną krzyczeć: „Apokalipsa zombie!” i wpadną w panikę, zapewne zawiesi się internet, a wtedy to już naprawdę będzie apokalipsa.

– Złodziej porywa ludzi w niepokojącym tempie… I zamienia ich w te istoty o twarzach bez wyrazu, które widziałyście w Innoświecie.

Czegoś takiego Aru się nie spodziewała. Znaczyło to, że ci wszyscy zombie wcale nie byli zombie… ale porwanymi ofiarami. Ścisnęło ją w żołądku.

– Jeśli łuk i strzała nie zostaną szybko odzyskane, stan tych ludzi się utrwali. Zostaną bezsercowymi już na całą wieczność.

Bezsercowymi? Aru przełknęła ślinę, przypominając sobie dziwne blizny na torsach zombie. Czy ktoś rzeczywiście?…

Ulupi przerwała jej rozmyślania oświadczeniem.

– Pandawowie muszą udowodnić swoją niewinność. – Pochyliła się do przodu; jej korona lśniła tak jasno, że Aru nie mogła na nią patrzeć. – Niniejszym otrzymujecie zadanie odzyskania łuku i strzały w ciągu dziesięciu ziemskich dni. Jeśli zawiedziecie, będziecie musiały za to zapłacić. Wasze wspomnienia z Innoświata zostaną wymazane. Nie będziecie już pamiętały, że kiedykolwiek byłyście Pandawami, i wasze dusze Pandawów zostaną uśpione. Ponadto zostaniecie wygnane z Innoświata. Na zawsze.

Rozdział 4Ale my już byłyśmy na wyprawie!

Aru nie mogła złapać tchu.

„Wspomnienia – wymazane… Nie będziecie już Pandawami… Wygnane na zawsze…”

Gdyby zawiodły, wszyscy ci ludzie zamienieni w bezsercowych pozostaną na zawsze zombie! Wydawało się to losem gorszym niż śmierć. Poza tym jeśli to pokolenie Pandawów zostanie wygnane, kto powstrzyma Śpiącego?

Spojrzała na Mini, która wyglądała tak, jak czuła się Aru: zdruzgotana. A potem dotarło do niej, że jeśli im się nie uda, to ona, Aru, nie będzie nawet pamiętała o istnieniu Mini. Wszystkie ich wspólne przeżycia zostaną wymazane. Ten mały dostęp do magii, to poczucie, że po raz pierwszy może oddychać swobodnie, bo znalazła swój dom… To wszystko zostanie jej zabrane. Tylko dlatego, że królowa Ulupi nie chciała uwierzyć w prawdę.

Aru nie mogła pozwolić, by do tego doszło.

Wadźra, wyglądająca teraz jak skromna bransoletka, strzeliła iskierkami elektryczności na jej nadgarstku. Aru czuła, jak wzbiera w jej piersi gniew niczym gorący nacisk na płuca, utrudniający jej oddychanie. Bu, którego tron wyglądał jak złota gałąź wisząca w powietrzu, potrząsał przecząco, niemal niewidocznie, całym swoim ciałem, jakby mówił: „Nie rób tego!”. Aru zlekceważyła go i otworzyła usta, żeby oznajmić, co o tym wszystkim myśli. Ktoś był jednak od niej szybszy.

– Czy ty mówisz poważnie?! – wykrztusiła Brynne.

Aru spojrzała na nią. Oczy Brynne szkliły się od łez. Cała jej twarz pobladła.

– Jako że moim zadaniem jest dbałość o przestrzeganie prawa i o porządek w Innoświecie, nie widzę powodu do żartów na ten temat – rzekła chłodno Ulupi.

Reszta rady patrzyła na nie ponurym, uroczystym wzrokiem. Aru, pomimo przepełniającej ją wściekłości, wyczuwała, że Ulupi nie czerpie z tej sytuacji żadnej przyjemności. Wyglądało jednak na to, że siedzący obok nagini Takszaka przyjął z zadowoleniem jej zarządzenie. Kącik jego ust drgnął.

– Czyżby Pandawowie sądzili, że królowa Ulupi nie ma litości? – spytał drwiąco. – To jej głosss był decydujący, gdy rozssstrzygano, że będziecie mogły dowieśśść ssswojej niewinności. Zdjęcie śśświadka mnie nie zwiodło. – Wysunął język w kierunku Brynne. – Wiem z własssnego dośśświadczenia, jak potrafi oszukiwać każdy, kto ma w sssobie krew asssury, nawet jeśśśli jessst Pandawą.

Dolna warga Brynne zadrżała przez ułamek sekundy, ale dziewczyna zacisnęła zęby i popatrzyła gniewnie na wężowego króla.

Czyli Brynne to w części asura. To wyjaśniało jej zdolność zmiany kształtu – tylko asurowie i rakszasowie mieli tę umiejętność. Chociaż asurowie czy rakszasowie nie byli automatycznie demonami, rzadko im ufano. Aru miała okazję widzieć nie raz, jak podejrzliwie – a nawet okrutnie – zachowywali się wobec nich mieszkańcy Innoświata.

Jeśli jednak Brynne naprawdę dokonałaby tej kradzieży, nie wyglądałaby na tak zdenerwowaną. I Aru musiała przyznać, że fałszywa Aru odegrała przekonujące przedstawienie. Wydawało się… możliwe… że Brynne naprawdę próbowała złapać prawdziwego winowajcę.

Aru szybko podzieliła się swoimi przemyśleniami z Mini, która krótko odpowiedziała: Moim zdaniem nie jest złodziejką.

– Nie martwcie się, Pandawowie. Jeśli się wam nie uda, zjawią się inni wojownicy – powiedział Takszaka. – To nie takie ważne.

„To nie takie ważne” – te słowa wstrząsnęły Aru. To ona nie była „taka ważna”.

– Mylisz się – powiedziała cicho.

Mini pociągnęła nosem.

– Udowodnimy to – rzekła, kiwając gwałtownie głową.

Ulupi spojrzała na Aru, Brynne i Mini, jakby widziała je po raz pierwszy. W końcu rzekła, mierząc wzrokiem Aru:

– Cóż za dziwne naczynie dla takiej duszy. – Westchnienie, które z siebie wydała, brzmiało tak, jakby nie spała od pięciu tysięcy lat. – Mam prawnuka w twoim wieku.

Brwi Aru powędrowały w górę. Co?

Tego się zupełnie nie spodziewała.

Uniesienie brwi okazało się jednak chyba czymś absolutnie niewłaściwym, ponieważ twarz Ulupi pociemniała.

– Co? – warknęła ze złością. – Sądziłaś może, że skoro mój syn, którego dałam Ardźunie, zginął w bitwie, miałam pozostać w żałobie przez resztę moich dni? Nie! Miałam królestwo, którym musiałam rządzić! Miałam ludzi, którzy na mnie polegali! Nie byłam tylko czyjąś żoną.

Aru popatrzyła na Brynne i Mini. Mini potrząsnęła głową, jakby chciała powiedzieć: „Nie mam pojęcia, o co jej chodzi”.

– Eee, nigdy nie mówiłam, że ty…

– Miałam tylu małżonków – Aru zajęło sekundę, aby sobie przypomnieć, że małżonek to po prostu inne okreś­lenie męża – ile jest dni w roku. I tyle dzieci, ile kwiatów na świecie!

– To… dużo? – powiedziała niepewnie Aru.

– Znosisz jaja? – zaciekawiła się Mini. – Po prostu się zastanawiam, jak by to, statystycznie rzecz biorąc, działało. Czerwce, te małe owady, potrafią znosić za jednym posiedzeniem ponad dziesięć tysięcy jaj! Au! Aru, czemu mnie szturchasz?

Coś rysującego się na twarzy Ulupi mówiło Aru, że królowej nagów nie spodobało się pytanie o to, czy potrafi znosić jaja.

Bu podleciał na wysokość ich twarzy, machając gwałtownie skrzydłami.

– Dziewczęta nie chciały obrazić Waszej Wysokości. Są bardzo, bardzo, bardzo młode. Całe tysiąclecia młodsze od ciebie…

Ulupi uniosła brwi.

– Tysiąclecia?

Bu, zakłopotany, napuszył piórka.

– Co nie znaczy, że jesteś stara, tyle że jesteś… Ale nie w taki sposób!…

– Zaczyna mnie to nużyć – powiedziała Ulupi, podnosząc się na ogonie. – Wydałam oświadczenie. Macie dziesięć dni, Pandawowie. Zwróćcie to, co zostało skradzione, aby bezsercowi odzyskali swoją osobowość. Albo zostaniecie wygnane.

Stojący obok niej Takszaka zrobił w powierzchni z chmur szczelinę. Powstał w ten sposób otwór, który prawdopodobnie był portalem prowadzącym do Królestwa Nagów. Ulupi bez słowa, nie obrzucając ich już ani jednym spojrzeniem, prześlizgnęła się przez szczelinę i zniknęła. Takszaka jednak się nie spieszył. Odwrócił do nich głowę. I chociaż Aru wiedziała, że jej nie widzi, wręcz poczuła na sobie ciężar jego uwagi. Wzdrygnęła się i instynktownie przyzwała wadźrę – pojawiła się w jej dłoni jako piorun.

– Powodzenia – rzekł.

Nie zabrzmiało to szczerze.

A potem oboje zniknęli, zostawiając Aru i Mini same z nową misją… i nową siostrą.

Pozostali członkowie rady pochylili głowy, rozmawiając szeptem.

Brynne zarzuciła swoją wietrzną pałkę na ramię.

– Dobra – powiedziała rzeczowym tonem. – Ależ jestem zaszczycona, że mamy okazję oczyszczenia naszych imion. Wy tu zostańcie…

– Nie ma mowy! – oburzyła się Aru. – Ja i Mini już robiłyśmy takie rzeczy. – Ścisnęła w dłoni wadźrę. – Jesteśmy profesjonalistkami. To ty tu zostań.

– „Profesjonalistki” to trochę przesada – wymamrotała Mini.

Siedząca na tronie Urwaśi strzeliła palcami i wskazała na Brynne.

– Sama nigdzie nie pójdziesz.

– Dlaczego? Tylko dlatego, że nie znalazłam się na jakiejś tam wyprawie, na której te dwie akurat miały szczęście? – spytała Brynne. – Ja bym to zrobiła szybciej. Trenuję w Innoświecie od lat. A wy?

Aru postanowiła nie zdradzać faktu, że ona i Mini chodziły na zajęcia wyrównawcze.

– I co z tego, że przeszłaś szkolenie? – odpowiedziała. – O ile pamiętam, nie towarzyszyłaś nam.

Brynne zaczerwieniła się.

– Towarzyszyłabym, gdyby nie… – Przerwała, a jej dłoń zacisnęła się w pięść. – Nieważne.

– A może byśmy tak zaczęły od początku – powiedziała Mini, stając między Aru i Brynne. – Trzy głowy to lepiej niż dwie! Chyba że to craniopagus parasiticus, czyli rodzeństwo syjamskie zrośnięte czaszkami, co nie jest fajne, ale zdarza się to zwykle tylko w czterech przypadkach na milion…

Bu przerwał jej, opadając z trzepotem skrzydeł na ramię Aru. Aru wyciągnęła rękę, żeby pogłaskać go po głowie, a gołąb dziobnął ją w dłoń.

– Więcej niż trzy – powiedział.

Aru uderzyła się w czoło.

– Och, pewnie! Ty też, oczywiście. Co byśmy bez ciebie zrobiły, Bu?

– Obawiam się, że moja obecność nie będzie dozwolona – powiedział ponuro. Spojrzał na pozostałych członków Rady Strażników. W oczach Urwaśi widniały łzy. Hanuman miał kamienną twarz. – Wygląda na to, że mam pozostać w areszcie do czasu, aż zostanie udowodniona moja lojalność wobec przeciwników Śpiącego.

Aru poczuła gorąco na policzkach. Gniew pulsował w jej żyłach.

– Nie mogą tak postąpić! – zaprotestowała głośno. – Nie zrobiłeś nic złego!

Bu, osowiały, przeczesał swoje pióra.

– Nie martwcie się – powiedział. – Mam prawo wysłać kogoś zamiast siebie. Wybrałem świadka Rady Strażników, kogoś, kto dowiódł, że jest oddany prawdzie. To dzięki niemu niektórzy członkowie rady nabrali wątpliwości co do tego, że to wy ukradłyście łuk i strzałę.

– No i bomba, świadek odwalił dobrą robotę, ale my go nie chcemy – oświadczyła Aru. – Chcemy ciebie.

– Nie wiemy nawet, o kogo chodzi – zauważyła Mini.

Bu podniósł skrzydło.

– Zmierzam do tego. Jest fenomenalnym uczniem: wyjątkowym szermierzem znającym Innoświat dzięki swojemu półboskiemu pochodzeniu i mającym sporą wiedzę. Jego obowiązkiem, jako naszego ucznia, jest walczyć w imieniu dewów u boku Pandawów tego pokolenia. Dlatego też tymczasowo przydzielono go do ochrony osobistej Pandawów.

W tej chwili w niebie rozstąpiły się chmury i otworzyły się drzwi. Promienie słoneczne oświetliły Dwór.

Aru uważała się za zapaloną kinomaniaczkę (dopiero niedawno dotarło do niej, że to wyrażenie nie oznacza kogoś, komu zawsze się coś przypala na kuchence podczas seansu filmowego). Wiedziała bardzo dużo zwłaszcza o filmach bollywoodzkich. Były oparte na stałym schemacie. Ktoś zawsze zostawał w nich spoliczkowany. Zawsze ktoś wybuchał płaczem. Niemal wszystkie kończyły się weselem. No i – oczywiście – od razu wiadomo, kiedy pojawia się główny obiekt westchnień miłosnych, ponieważ zaczyna wtedy wiać wiatr i magicznie rozwiewa tej postaci włosy.

Teraz też zaczął wiać wiatr… Ale dlatego, że Brynne upuściła swoją pałkę. Aru dosłownie zakrztusiła się powietrzem. Mini wpadła w panikę i walnęła ją w plecy, co w niczym nie pomogło. Zanosząc się kaszlem, Aru wypuściła wadźrę.

– Oho – powiedziała Brynne.

Aru spojrzała w górę, a wtedy wadźra spadła jej na głowę, przewracając dziewczynę na ziemię.

– Uchhhhh – wymamrotała, rozcierając sobie guz. – To zdecydowanie nie mój dzień.

Wśród całego tego zamieszania podszedł do nich chłopak. Wysoki, o jasnobrązowej skórze; na czoło opadał mu pukiel czarnych włosów. Miał na sobie ciemnozieloną bluzę z kapturem z długimi rękawami, wyblakłe dżinsy i jaskrawoczerwone trampki. Z jego ramienia zwisała imponująca torba na aparat fotograficzny.

– Dziewczęta – powiedział Bu – pozwólcie, że przedstawię wam waszego towarzysza, Aidena Acharyę.

Aidena? Tego nowego chłopaka ze szkoły, z dołkami w policzkach i kręconymi włosami? Tego faceta, do którego najpierw nie potrafiła wykrztusić słowa, a potem powiedziała mu, że wie, gdzie mieszka? Patrzył Aru w oczy przez ułamek sekundy, po czym szybko odwrócił wzrok.

Aru uszczypnęła wadźrę; wyładowanie elektryczne ukłuło ją w skórę. No cóż, zdecydowanie jej się to nie śniło. Dzisiaj nie był jej dzień? Żeby tylko.

„O nie – pomyślała. – Dzisiejsza data zostaje całkowicie skreślona”.

Rozdział 5Wszystko w porządku. Naprawdę

Aru nie była zauroczona. Na pewno nie. Bardzo jednak nie chciała wyglądać jak ktoś, kto uczesał się widelcem i myśli, że jaja rosną na drzewach albo coś równie niedorzecznego. I tyle. A przede wszystkim ani śniło jej się tak wyglądać przed kimś, kto tak ładnie pachnie i ma ciemne oczy, i kto chodzi do ich szkoły w zasadzie od sekundy, a już cieszy się taką popularnością, że Aru mogłaby tylko pomarzyć o podobnej dla siebie, nawet gdyby przyprowadziła do klasy prawdziwego słonia czy przynosiła do końca roku ciasto do świetlicy.

– Wiedziałam! – wrzasnęła radośnie Brynne, uderzając Aidena pięścią w ramię. – Wiedziałam, że przyjdziesz.

Chłopak skrzywił się, a potem uśmiechnął.

– Zawsze. – Pokazał na telefonie zdjęcie. – Udało mi się zrobić zdjęcie tobie i złodziejowi, który przemienił się w Aru, i jeszcze prawdziwej Aru w tle.

Na zdjęciu Brynne i fałszywa Aru wyglądały, jakby właśnie były w trakcie dramatycznego pojedynku. Z tyłu widać było prawdziwą Aru – wyglądała, jakby właśnie była w trakcie dramatycznego kichnięcia. Po prostu bosko.

– Myślałem, że to wystarczy jako dowód, lecz rada mi nie uwierzyła – powiedział przygnębionym głosem. – Ale i tak dostanę w nagrodę lazanię, prawda?

Brynne parsknęła śmiechem.

– Zależy, czy u Gluta jeszcze coś zostało.

Aru i Mini popatrzyły na siebie i wzruszyły ramionami. Wszystko wskazywało na to, że Brynne i Aiden są znajomymi. I to tak dobrymi, że jedzą razem lazanię oraz znają kogoś, kto się nazywa Glut. O co tu w ogóle chodzi?

Brynne zamilkła na chwilę i popatrzyła najpierw na Aru, a potem na Aidena.

– Ale… Skąd wiesz, jak ona się nazywa?

Aiden rzucił Brynne spojrzenie. Miał trochę dziwny wyraz twarzy.

– Bo ona, eee, chodzi ze mną do szkoły i mieszka naprzeciwko mojego domu.

– Chwila. – Brynne aż się zatchnęła. Na jej twarz powoli wypłynął uśmiech; obróciła jedną z dziesiątek złotych bransoletek na ręce. – Dziewczyna z naprzeciwka? – Popatrzyła na Aru błyszczącymi oczami. – To ty powiedziałaś: „Wiem, gdzie mieszkasz”? To ta podejrzana stalkerka? – I wybuchnęła śmiechem.

Aru zapragnęła, by jej pantofle nagle się popsuły – wtedy mogłaby zapaść się pod chmury. Na policzki Aidena wystąpiły jasnoczerwone rumieńce. Ale nie zaprzeczył, że rozmawiał o niej z Brynne. W tej jednej sekundzie iskierka czegoś, co może – prawie – do niego poczuła, zgasła na amen.

Aiden Acharya został oficjalnie skreślony. Tak samo jak cały ten dzień.

– Byłam zmęczona – powiedziała Aru. – Wyrwało mi się coś dziwnego. Dajcie spokój.

– Właśnie! – wtrąciła Mini. – To nic takiego! Aru mówi masę dziwnych rzeczy. Można się do tego przyzwyczaić.

– Super. Dzięki, Mini.

Mini uśmiechnęła się szeroko.

Bu popatrzył na Aru, Aidena, Brynne i Mini i wymamrotał coś, co brzmiało jak: „Dlaczego mnie to spotyka?”.

– Już pora – powiedziała Urwaśi, stając obok Bu.

Pojawił się też Hanuman.

– Pożegnajcie się – rzekł.

– Skoro przeżyliśmy już nawiązanie znajomości – zwrócił się do nich Bu – muszę lecieć.

Aru zadrżało serce. Musiała odzyskać ten łuk i strzałę. Nie mogła utracić statusu Pandawy i nie pozwoli, by Bu zapłacił za przestępstwo, którego nie popełnił. Bu może i robił złe rzeczy w przeszłości, ale to działo się dawniej… Teraz należał do rodziny. Kiedy miał dobry nastrój, czasami opowiadał jej bajki na dobranoc – tyle że nazywał je wieczornymi wykładami i odmawiał zdecydowanie używania wyrażenia „dawno, dawno temu”.

Urwaśi skinęła dłonią. W powietrzu zawisł cienki złoty pręt.

– Co to? – spytała nieufnie Mini.

Urwaśi zdjęła delikatnie Bu z ramienia Aru. Złoty pręt podfrunął do gołębia i usadowił się na jego karku. Bu spuścił głowę. A potem oba końce pręta zgięły się i zacisnęły na jego skrzydłach.

– Nie możecie mu tego zrobić! – zawołały razem Aru i Mini.

Urwaśi odwróciła wzrok.

– Nie mamy wyboru. Prawo mówi, że wszyscy ewentualni wspólnicy muszą być trzymani pod strażą, dopóki nie udowodni się, że są bez winy.

– A co z zasadą domniemania niewinności? – wykrzyknęła Aru. – Nawet mu nie odczytaliście jego praw!

Bu szepnął do Mini:

– Na czym polega to manie do mnie?

Aru poczuła przypływ dumy – wreszcie się jej przydały wszystkie te maratony kryminalnych seriali proceduralnych! – ale Hanuman i Urwaśi nie wyglądali, jakby ich to obeszło.

– We czworo możecie odmienić jego los – powiedział Hanuman, kładąc dużą dłoń na ramieniu Aru. – Znajdźcie łuk i strzałę, aby przywrócić bezsercowych do normalnego stanu. Jako że jesteście podejrzanymi, niewiele możemy dla was zrobić. Prawo jest prawem.

Aru czuła się tak, jakby ktoś kopnął ją w brzuch.

– Czekajcie – powiedziała Mini, grzebiąc w plecaku. – Na drogę.

Wyjęła z plecaka ciastko.

– Oreo! – zawołał Bu, rozpogadzając się. – Kochana jesteś. Dziękuję.

Mini włożyła mu ciastko do dzioba.

Urwaśi wyszeptała kilka słów i Bu rozpłynął się w eterze.

– Gdzie go wysłałaś? – spytała Aru.

– Nie martw się. Będzie mu tam wygodnie – zapewnił Hanuman.

Aru nie odpowiedziała. Mini przycisnęła plecak mocno do piersi. Aiden bawił się paskiem aparatu. Aru niemal nigdy nie widziała go w szkole bez niego. Chociaż Aiden był zaledwie rok wyżej, w siódmej klasie, jego zdjęcia najwyraźniej oceniano jako tak dobre, że gazeta szkolna, „Worpalny Brzeszczot”[*], często je publikowała. Aru skrzywiła się. Jeżeli to tak ważny świadek, to mógł zrobić lepsze zdjęcia walki pomiędzy Brynne a fałszywą Aru. Bo wtedy Bu nie zostałby uwięziony, a jej i Mini nie groziłaby banicja z Innoświata.

Hanuman odetchnął głęboko, odwracając wzrok ku Brynne. W chwili, gdy na nią spojrzał, na twarzy Brynne powaga zastąpiła wesołość. Zsunęła pałkę z ramienia i przytrzymała ją przy boku w pełnym szacunku geście.

– Brynne.

– Bhai – powiedziała cicho Brynne.

Bhai znaczyło „bracie”.

– Macie przed sobą wielkie zadanie – powiedział Hanuman.

Brynne ścisnęła mocniej pałkę.

– Wiem.

Mini skinęła głową.

– Wszystkie wiemy.

– Pamiętaj – ciągnął Hanuman tonem, który Aru rozpoznała jako typowy ton „zaufaj mi, jestem supermądry”. – Nikt nie wygrywa, gdy rodzina ze sobą walczy.

Aru zmarszczyła brwi.

– Czy ty właśnie zacytowałeś piosenkę, którą śpiewa Jay-Z?

Aiden zachichotał, ale przerwał, bo Brynne spiorunowała go wzrokiem.

Hanuman machnął ogonem i wykrzywił się.

– Co? Nie. No dobra, może. Słuchaj, sam nie wiem, gdzie coś usłyszałem. Jestem tu już całkiem długo, mała. A teraz… Moja rada to: idźcie do domu i spakujcie to, co wam się przyda. Następnie zgłoście się natychmiast do Urwaśi w Składzie Sprzętu na Wyprawy.

Skład Sprzętu? Aru nigdy do tej pory nie słyszała o takim miejscu…

Urwaśi skinęła ręką i na niebie pojawił się portal.

– Aiden, już rozmawiałam z twoją matką. Przesłała trochę rzeczy do domu Brynne. Łatwiej ci będzie wyruszyć na wyprawę stamtąd.

– To tak naprawdę penthouse – poprawiła Brynne.

Aru przewróciła oczami.

– Dziękuję, masi – powiedział Aiden do Urwaśi.

No dobra, teraz to Aru miała wiele pytań. Po pierwsze, wyglądało na to, że Aidena nie zaskoczył pomysł udania się do penthouse’u Brynne (spokojnie, Brynne), więc pewnie często tam bywał. Po drugie, Urwaśi była jego ciotką? Nazwał ją masi – ludzie tak się zwracają do siostry swojej mamy, ale Aiden przecież nie mógł być jej siostrzeńcem. Urwaśi i jej trzy siostry to megaelitarne apsary i nie mog­ły poślubiać śmiertelników. Jednak Bu wspomniał, że Aiden to tylko półbóg.

– Chodźmy – powiedziała podekscytowana Brynne. – Jeśli się szybko spakujemy, może moi wujkowie zdążą nas poczęstować lazanią. Umieram z głodu.

Nie żegnając się z Aru i Mini, zniknęła w portalu.

Aiden się zawahał. A potem powiedział do Urwaśi:

– Czy moja mama nie mówiła nic poza tym? Mogę wstąpić najpierw do domu, jeśli mnie potrzebuje…

Twarz Urwaśi złagodniała.

– Lepiej nie, dziecko. Sam wiesz, jak ciężko jest jej teraz. Po prostu pamiętaj, że przesyła ci uściski.

– W porządku – powiedział Aiden, ale chyba zacis­nął zęby. Rzucił szybkie spojrzenie Aru i Mini. – Do zobaczenia.

Aru wyszła z pyska kamiennego słonia na podłogę Muzeum Starożytnej Sztuki i Kultury Indyjskiej. Wybiła siódma wieczorem, więc wszyscy zwiedzający już poszli. Aru mogła zamknąć na chwilę oczy i głęboko odetchnąć. Czuła zapach wypolerowanego brązu posągów, tuszu, którym szefowa ochrony muzeum, Sherrilyn, pieczętowała ręce wchodzących, a nawet kandyzowanych nasion kopru w mosiężnych miseczkach, które mama zostawiała dla zwiedzających. Pachniało domem.

Ale ostatnio nie czuła się tu zbytnio jak w domu.

Kiedy otworzyła oczy, przypomniała jej się walka ze Śpiącym, jej… tatą. Nadal to dla niej zbyt dziwne – nie potrafiła tego zrozumieć. Czasami gdy spała, przeżywała znowu ten niesamowity pojedynek, który stoczyli. A jednak najgorszym koszmarem nie było to, jaki się wówczas okazał straszny, ale to, jaki potrafił być miły dawno temu. W Królestwie Śmierci ujrzała go w wizji – w szpitalu, kiedy się urodziła, nosił koszulkę z napisem „JESTEM TATĄ!”. Kiedy była niemowlęciem, musiał ją trzymać na rękach. Musiał ją kiedyś, choć przez sekundę, kochać.

– Nic ci nie jest?

Aru otrząsnęła się z myśli. O mało nie zapomniała, że Mini chciała pójść z nią.

– Wszystko w porządku! – powiedziała, udając wesołość.

– Pomóc ci w pakowaniu?

– Chyba nie…

– No dobra, a może spakuję apteczkę? Albo pomogę twojej mamie w domu? Albo…

Aru skrzyżowała ramiona.

– Dlaczego nie chcesz pójść do swojego domu?

– Wcale nie!

– Oj tak, tak!

– Bałwankowej brak… – Mini przerwała, prychając. – Nie znoszę, kiedy to robisz.

– Po prostu mi powiedz, dlaczego – powiedziała Aru.

Mini westchnęła.

– Kocham rodziców i wiem, że oni mnie kochają, ale…

– Wywierają na ciebie ogromną presję? – spytała Aru.

– Trochę tak.

Aru odwiedzała Mini w domu już wielokrotnie i wiedziała, że określenie „trochę” to niedopowiedzenie. Rodzice Mini ustalili dla niej pełny program szkolenia Pandawów – Przebiegnij trzy kilometry dziennie! Wszystkie witaminy! Żadnego internetu po dwudziestej!