Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Bajki z Zielonego Lasu

Bajki z Zielonego Lasu

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7778-824-0

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Bajki z Zielonego Lasu

Czy znacie jakiś dobry sposób na budowanie i wzmocnienie więzi z dziećmi? Najlepsza jest bajka na dobranoc! W swojej książce Piotr Rubik zabierze Was w magiczną, pełną przygód, a jednocześnie kształcącą podróż po Zielonym Lesie. Podążając za Helenką, jej przyjacielem kameleonem Guciem i Alicją, dzieci poznają nie tylko świat zwierząt, ale też nauczą się wrażliwości i zobaczą, jak łatwo jest rozwiązywać problemy, gdy ma się wokół siebie grono oddanych przyjaciół. Śledzenie losów sympatycznych bohaterów, a także spora doza dobrego humoru sprawią, że Wasze pociechy w łatwy i przyjazny sposób przyswoją sobie wiele rodzinnych wartości, takich jak miłość, szacunek, odpowiedzialność i zaufanie.


„Nauka przez zabawę ze sporą dawką humoru towarzyszyła najmłodszym już w dobie oświecenia. Jednak każdą ideę trzeba czasem odświeżyć, żeby trafić do kolejnych pokoleń”.

Polecane książki

Epicka literatura fantasy dla dzieci i młodzieży. Poznaj wypełniony legendami oraz zachwycającymi stworzeniami, przebogaty świat Globu, w którym ścierają się moce dobra i zła, a wielcy bohaterowie przeżywają wspaniałe przygody, mierząc się z potężnymi siłami w imię miłości, godności i przyjaźni....
28-letnia Eliza pracuje jako świetliczanka, prowadząc spokojne, ustabilizowane życie. Nagle na jej drodze pojawia się dwóch mężczyzn: romantyczny skrzypek Bruno i pragmatyczny lekarz Adam. Obydwaj starają się o względy Elizy. Wybór tylko pozornie jest prosty, bo choć serce Elizy pragnie namiętności ...
Kieran Wolff, podróżnik i niespokojny duch, po latach przypadkiem dowiaduje się, że ma córkę. Chce za wszelką cenę naprawić błąd młodości. Zaprasza Olivię, matkę dziecka, do rodzinnej posiadłości. Dawna namiętność wybucha nowym płomieniem… ...
W poradniku do symulatora Silent Hunter 5 znajdziesz garść porad ogólnych dotyczących rozgrywki i szereg wskazówek odnośnie zbierania danych potrzebnych do przeprowadzenia udanego ataku torpedowego, jak i z użyciem 88mm działa pokładowego.Silent Hunter 5: Bitwa o Atlantyk - poradnik do gry zawiera p...
Cassandra Rich po śmierci rodziców, o której głośno było w mediach, szuka ucieczki od paparazzi. Wyjeżdża do Włoch i podejmuje pracę w ogrodach toskańskiej posiadłości. Od razu wpada w oko właścicielowi, bogatemu przemysłowcowi Marcowi di Fivizzano. Na jego prośbę zgadza się towarzyszy...
"Pasja dusz" to zbiór wierszy o miłości, samotności i szaleństwie. Odkryjemy tu nowe poetyckie drogi, przemierzane z refleksją nad uczuciem, emocjami i relacjami. Tworzone okiem wrażliwej, delikatnej kobiety przypadną do gustu każdemu, kto lubi czasem zatrzymać sie nad przemijającym czasem i uczucie...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Piotr Rubik

Od Autora

Nigdy nie przypuszczałem, że kiedykolwiek wydam książkę. Ale też nie przyszłoby mi do głowy, iż los obdarzy mnie tak cudowną rodziną. Jestem szczęściarzem, mam piękną żonę, która jest moim najlepszym przyjacielem, i dwie wspaniałe córeczki. Dzięki nim mój świat stał się niezwykły. Dlatego też książkę tę dedykuję właśnie im – moim wspaniałym kobietom: Agacie, Helence i Alicji.

Kiedy zacząłem opowiadać Helence bajki, okazało się, że czeka mnie nie lada wyzwanie. Codziennie musiało być o czymś innym, codziennie jakieś nowe zwierzątko miało pojawiać się w domku Helenki podczas śniadanka i prosić ją o pomoc. Po pewnym czasie Helenka żywo uczestniczyła w kreowaniu tych historii, co – mam nadzieję – i Wasze dzieci będą czynić. Bajek powstało całe mnóstwo, do tej książeczki wybrałem część. Nie mam ambicji być Sienkiewiczem, te opowiastki powstały tylko po to, aby być rozrywką dla moich dzieci. Po ich reakcjach widziałem, że spełniły swoje zadanie, więc jestem przekonany, że Wasze pociechy też będą się przy nich świetnie bawić.

Często, czytając książki, zazdrościłem autorom ich prawa do pisania dedykacji, podziękowań i wstępów. Na płycie nigdy nie ma tyle miejsca.

W związku z tym chciałbym jeszcze podziękować Jackowi Darowskiemu za wielką pomoc w trakcie całej tej wydawniczej przygody.

Wydawnictwu Burda, a zwłaszcza Idze Rembiszewskiej, Małgorzacie Zemście i Renacie Bogiel-Mikołajczyk, a ponadto Anecie Dmowskiej za śliczne ilustracje i Annie Marii Thor za pomoc w składaniu wszystkiego w całość.

Deskorolka dla konia

Był sobie wielki, piękny Zielony Las, a w nim mnóstwo wspaniałych roślin: drzewa, kwiaty, trawa, owoce, warzywa, truskawki, maliny, pomidory, kalafiory, brokuły…

Dlatego w Zielonym Lesie mieszkało bardzo wiele zwierząt – małych i dużych. Wszystkie te stworzonka ogromnie lubiły swój Zielony Las, ponieważ miały tam dużo jedzenia i świetnie im się żyło.

Mieszkała tam również mała dziewczynka – Helenka. Miała swój domek na pięknej polanie pośrodku lasu. Wszystkie zwierzątka uwielbiały Helenkę, bo pomagała im rozwiązywać przeróżne problemy, dawała dobre rady i nigdy nie odmawiała pomocy.

Helenka miała kolegę, kameleona o imieniuGucio.

Kameleon to taki dziwny zwierzak, który potrafi zmieniać kolor swojej skóry, przez co czasem Gucio bywał zupełnie niewidzialny. I tak, gdy siedział na zielonej trawie, był zielony, na brązowym drzewie był brązowy, a gdy pływał po niebieskiej wodzie, stawał się niebieski. Kameleon pomagał Helence w rozwiązywaniu wielu zagadek, a dzięki swym umiejętnościom potrafił zakraść się w miejsca niedostępne i pozostać niezauważonym.

Helenka miała taki zwyczaj, że po śniadaniu siadała razem z Guciem na tarasie przed domkiem, piła herbatkę i jadła bułeczki z dżemem. Wtedy zawsze przychodziło do nich jakieś zwierzątko.

Pewnego dnia siedzieli tak sobie na tarasie, odpoczywali, pili herbatkę, jedli bułeczki z dżemem i zastanawiali się:

– Ciekawe, jakie zwierzątko do nas przyjdzie…

Siedzieli tak i siedzieli, aż tu nagle z lasu wyszedł piękny biały koń, a za nim brązowa małpka. Podeszli do Helenki.

– Dzień dobry, Helenko – powiedział koń. – Mam na imię Hugo, a to jest małpka Zuzia.

– Dzień dobry! Miło mi was poznać – odpowiedziała dziewczynka. – A ja mam na imię Helenka.

– Wiemy, wiemy! Przecież ciebie znają wszystkie zwierzątka! – zapiszczała małpka. – Dlatego do ciebie przyszliśmy.

– Czy coś się stało? – zapytała Helenka.

– Hmmm, wiesz, mamy pewien problem – zaczął koń, sprawiając wrażenie, że nie wie, co powiedzieć – widzisz, wczoraj zepsuła się moja deskorolka.

– Deskorolka? – Helenka zdziwiła się. – Przecież konie nie jeżdżą na deskorolkach!

– Hugo jeździ – zapewniła małpka – i to bardzo dobrze! To jego ulubione zajęcie.

– Właśnie – rzekł koń. – I co ja mam teraz począć? Nie wiem, jak naprawić swoją deskorolkę. Gdybym był człowiekiem, to co innego, ale co ja mogę zrobić kopytami? Katastrofa – Hugo był coraz smutniejszy.

– Hmmm, no dobrze – odrzekła Helenka – załóżmy, że rzeczywiście jesteśmistrzem deskorolki. W takim razie koniecznie musimy ci pomóc. Prawda, Guciu?

– Oczywiście – poparł Helenkę kameleon, który tymczasem zmieniał kolor raz na biały, raz na brązowy, ćwicząc upodabnianie się do barwy konia i małpki.

– Pokaż mi tę swoją deskorolkę – powiedziała Helenka.

Koń, nadal ogromnie skwaszony, popchnął kopytem deskorolkę w stronę Helenki.

Rzeczywiście była złamana. Akurat na środku. Obie części trzy mały się tylko na kilku małych drewienkach.

– Koniu– Helenka była – wyraźnie zaskoczona – przecież ona jest dla ciebie za mała. Kiedy taki duży koń jak ty wejdzie na taką małą deskorolkę, zawsze ją złamie.

– Masz rację. To już szósta w tym tygodniu. Wiedziałem, po prostu wiedziałem, że coś jest nie tak, Zuziu – zwrócił się rozżalony do małpki. – To, że ty możesz na takiej jeździć, nie znaczy, że ja też. A ja to tak kocham! – był coraz smutniejszy.

– Potrzebujesz specjalnej deskorolki dla koni – zawyrokowała Helenka. – Musimy zrobić koniorolkę!

– Genialne – westchnęli z zachwytem małpka i koń.

– Tylko skąd my weźmiemy taką dużą deskę… – zamyśliła się Helenka.

– I takie duże cztery koła – dodał kameleon.

Nad polaną zaległa pełna napięcia cisza.

– Wiem! – wykrzyknęła Helenka. – Pójdziemy do pana bobra!

– Doskonały pomysł – ożywił się kameleon – on na pewno nam pomoże.

– Pan bóbr? – zapytał koń. – Dlaczego pan bóbr?

– Hugonie – małpka była już w znacznie lepszym humorze – to oczywiste!

Bobry to specjaliści od drewna!Świetny pomysł!Chodźmy!

I poszli. Długo wędrowali, aż dotarli nad rzekę, gdzie mieszkał pan bóbr. Już z daleka było słychać, że jest u siebie. Siedział na brzegu i z zapamiętaniem obgryzał wielki kawał jakiejś ogromnej gałęzi.

– Dzień dobry, panie bobrze! – zawołała Helenka.

– O, Helenka! Dzień dobry. Jak miło cię widzieć! – wykrzyknął pan bóbr i, korzystając z chwili przerwy, wskoczył do wody, aby się trochę ochłodzić. Po chwili wyszedł na brzeg i zapytał:

– Co was do mnie sprowadza?

– To jest małpka Zuzia i jej kolega Hugo – wyjaśniła Helenka. – Hugo jest miłośnikiem deskorolek, ale niestety nie będzie mógł się oddawać swojej pasji, dopóki nie zrobimy dla niego koniorolki, czyli specjalnej deskorolki dla koni.

– Musi być duża – dodał kameleon. – Taka, żeby nie pękła, gdy wskoczy na nią koń.

– Właśnie – potwierdziła Helenka – dlatego pomyślałam, że nam pan pomoże. Na pewno ma pan w magazynie jakąś piękną, dużą deskę.

Bóbr obszedł konia dwa razy. A potem jeszcze dwa, tyle że w drugą stronę.

– Jesteś naprawdę dużym koniem – stwierdził po chwili. – Wydaje mi się, że potrzebna będzie dwumetrowa deska!

– Mówiłam wam, że togeniusz! – zachwyciła się Helenka.

– Eugeniusz – odparł bóbr.

– Proszę? – koń, małpka, Helenka i kameleon zapytali chórem.

– Eugeniusz – powtórzył bóbr. – Tak mam na imię.

– Poważnie? – kameleon był o włos od wybuchnięcia śmiechem, ale Helenka szturchnęła go tak, że przybrał kolor trawy.

– Piękne imię – powiedziała do bobra. – Nie wiedziałam.

– Eugeniusz! – kameleon nie wytrzymał. – Nie mogę!

– Czego nie możesz? – spytał złowrogo bóbr.

– Nie… No… Nie mogę uwierzyć, że znamy się tyle lat, a ja nie wiedziałem – dodał szybko i dyplomatycznie.

– Ekhem – odkaszlnął koń. – A jeśli chodzi o tę deskę.

– No właśnie – ożywił się bóbr – mam taką w sam raz. Leży z tyłu, za moim magazynem. Tylko jest dla mnie za ciężka. Będziesz mi musiał pomóc, Hugonie.

– Z przyjemnością, Gieniu. Mogę tak do ciebie mówić? – zapytał koń.

– Jasne! – bóbr był wyraźnie zadowolony. – Chodźcie za mną.

I rzeczywiście. Za magazynem pana bobra leżała piękna, gładka, dwumetrowa deska. W dodatku biała – zupełnie jak koń.

– Cudowna… – koń nie mógł uwierzyć własnym oczom. – Będzie idealna.

– Teraz potrzebujemy tylko kół – powiedziała Helenka. – Ale skąd je wziąć?

– Musicie dostać się na skraj lasu – rzekł bóbr. – Tam, gdzie mieszkają ludzie. Oni często wyrzucają różne niepotrzebne rzeczy. Na pewno coś znajdziecie. Ja w ten sposób zdobyłem telewizor i wieżę stereo.

– Działają? – zainteresował się kameleon.

– Niestety nie – odparł bóbr – ale wspaniale wyglądają.

– Ale do skraju lasu jest bardzo daleko – zasmuciła się małpka. – Nie dotrzemy tam do wieczora.

– Dla mnie to chwila – powiedział koń. – Wskakujcie!

Helenka, małpka i kameleon wsiedli na konia, a on pogalopował niesiony radosną myślą o najpiękniejszej koniorolce na świecie. Do skraju lasu dotarli w zaledwie dwadzieścia minut. Czego tam nie było! W krzakach walały się sterty śmieci, zużyty sprzęt, butelki, plastikowe torby.

– To straszne – westchnęła małpka.

– Ci ludzie to okropni bałaganiarze.

– Jest mi naprawdę wstyd – Helenka przyznała jej rację.

– Dobrze, że teraz dzieci już od przedszkola uczą się, żebynie zaśmiecać lasów.

– Zobaczcie! – krzyknął kameleon. – Tam!

Wszyscy spojrzeli na miejsce, w które wpatrywał się Gucio.

– Widzę tylko stary, rozklekotany wózek dziecięcy – zdziwił się koń.

– A co widzisz pod wózkiem? – zapytał kameleon.

– Koła! – krzyknęli wszyscy z entuzjazmem.

– Będą w sam raz. Hurra! – Hugo wrzasnął z zachwytem.

Nim minęło dziesięć minut, każdy trzymał po jednym kole. Oczywiście koń swoje dzierżył w zębach.

– Rufamy f pofrotem – wydusił z siebie i pogalopowali do warsztatu pana bobra.

Kiedy dotarli na miejsce, bóbr miał przerwę w pracy i wyobrażał sobie, że z głośników jego wieży stereo sączy się łagodna muzyka.

– Macie koła! – wykrzyknął. – Świetnie! Bierzmy się do roboty.

Po godzinie koniorolka była gotowa. Bóbr nawet namalował literę

H

na jej brzegu, żeby było wiadomo, do kogo należy.

– Nie macie pojęcia, jak bardzo jestem wdzięczny – rzekł wzruszony koń. Po czym rozpędził się i z impetem wskoczył na swoją koniorolkę.

Cała grupa wstrzymała oddech. Ale po chwili wszyscy odetchnęli z ulgą. Deskorolka nie pękła! Nie minęła chwila, jak koń, rozpędzony, pognał po łące w dal. Cały szczęśliwy. Tylko małpka przestraszyła się, że go nie dogoni, i pobiegła co sił w nogach, bo miała nadzieję, że pozwoli się jej przejechać.

– Dziękuję! Bardzo wam dziękuuuuuuuję! – wołał z daleka koń, wykonując przeróżne akrobacje. Był naprawdę szczęśliwy.

– Ach, jak to miło pomóc spełniać marzenia… – powiedziała filozoficznie Helenka. – Na nas już czas. Chodźmy, Guciu. Do widzenia, panie Eugeniuszu, i jeszcze raz dziękujemy za pomoc.

– Ależ nie ma za co, moja droga – odparł bóbr. – Cała przyjemność po mojej stronie.

– Eugeniusz! – parsknął kameleon, ale Helenka szybko szturchnęła go w bok, tyle że teraz zrobił się brązowy jak leżące nad brzegiem gałęzie.

Po pewnym czasie Helenka z kameleonem dotarli na polanę, gdzie stał jej domek. Tam pożegnali się, życząc sobie dobrych snów. Helenka napiła się jeszcze herbatki i zjadła jedną bułeczkę z dżemem na kolację, ale ponieważ była już bardzo zmęczona, szybko poszła do łóżeczka.

– To był naprawdę ciekawy dzień – zdążyła jeszcze powiedzieć i zaraz słodko zasnęła.

Kaczki śpiewaczki

Był sobie wielki, piękny Zielony Las, gdzie na pięknej, słonecznej polanie stał drewniany domek, w którym mieszkała Helenka.

Tego ranka panowała gęsta mgła, a dziewczynka z niecierpliwością wyczekiwała swego przyjaciela Gucia, żeby wspólnie z nim zjeść śniadanko. Wyglądała przez okno, układała na talerzyku bułeczki i parzyła herbatkę. Biegała radośnie po swoim przytulnym drewnianym domku, co chwilę odsuwając firankę, by sprawdzić, czy mgła się rozeszła i czy Gucia nie widać gdzieś na horyzoncie. Dostrzegała jednak tylko biel rozciągającą się między drzewami, a gdzieś w oddali majaczyło słońce. Helenka miała więc nadzieję, że tego dnia będzie piękna pogoda.

Niespodziewanie usłyszała pukanie. Otworzyła drzwi, lecz nie dostrzegła za nimi nic ciekawego, a już na pewno nie Gucia. Zamknęła je zatem lekko już zdenerwowana, że jej przyjacielowi coś się stało. Znów ktoś zastukał. Nacisnęła klamkę.

– Nie wpuścisz mnie? – usłyszała piskliwy głosik Gucia.

– Gucio? Gdzie jesteś?

– Tutaj. Patrzysz na mnie.

Helenka przetarła nieco jeszcze zaspane oczka i zobaczyła białawą sylwetkę kameleona pośród białej mgły.

– Guciu, ale ty jesteś biały! – wykrzyknęła zaskoczona.

– Jest mgła. Mgła jest biała. Mogę już wejść? – niecierpliwił się Gucio, obcierając wilgotny nos.

– Ojej, przepraszam. Oczywiście. Chodź. Zaparzyłam herbatkę i przygotowałam bułeczki z dżemem – powiedziała, przepuszczając przez drzwi kameleona, który, gdy tylko wkroczył na drewnianą podłogę, stał się jakby bardziej brązowy i – co tu kryć – lepiej widoczny.

Wyjrzeli razem przez okno i z przyjemnością stwierdzili, że mgła się przeciera, mogą więc zjeść śniadanko na tarasie. Tak też zrobili. Pili więc herbatkę z sokiem malinowym i przekąszali bułeczkami z dżemem, śmiejąc się przy tym wesoło i zastanawiając, jakie zwierzątko dziś ich odwiedzi.

Nagle spomiędzy otaczających polanę krzaków dało się słyszeć szelest, a wkrótce wyłonił się zza nich kaczy dzióbek, tuż za nim kuperek, a po nich jeszcze kolejne dwa dzióbki i kuperki. Trzy kaczuszki szły powoli jedna za drugą, kołysząc się na boki na swoich krótkich nóżkach, w końcu dotarły do tarasu, na którym Gucio i Helenka jedli bułeczki z dżemem.

– Cześć, Helenko – powiedziała pierwsza z nich. – Jestem Zuzia, to jest Rózia, a to Fruzia.

– Ogromnie miło mi was poznać – odrzekła dziewczynka. – Ja mam na imię Helenka, a ten brązowy… to znaczy obecnie zielony stworek, to mój przyjaciel kameleon Gucio.

– Wiemy! – wykrzyknęły chórem kaczki.

– Co was do nas sprowadza? – zapytała uprzejmie Helenka.

– Problem – powiedziała pierwsza Zuzia.

– Problem – potwierdziła Rózia.

– Problem – dokwakała Fruzia, ale już w innej tonacji.

– Taaaak? – Helenka otworzyła oczy ze zdumienia. – Jaki?

– Chcemy założyć chórek – wyjaśniła Zuzia.

– Chórek – przytaknęła Rózia.

– Chórek – zaskrzeczała Fruzia, nie ukrywajmy, tym razem naprawdę fałszując.

Helenka otwierała oczy coraz szerzej, co jakiś czas spoglądając na Gucia, by zobaczyć jego reakcję. Gestem poprosiła kaczki, by mówiły dalej.

– Jesteśmy doskonale zgraną paczką – kontynuowała Zuzia.

– Zgraną, kwa, zgraną – potwierdziło echo dwóch pozostałych kaczych głosów.

– Przyjaźnimy się od lat – ciągnęła. – Od dawna wszystkie marzymy o śpiewaniu, właśnie dlatego pomyślałyśmy o chórku. Próbowałyśmy ćwiczyć same, ale nie udaje się nam.

– Kwa!

– Kwa! – potwierdziły Rózia i Fruzia.

– A dlaczego? – zapytała Helenka.

– No cóż… – Zuzia zawiesiła głos.

– Cóż.

– Cóż.

Dwie pozostałe kaczki nie przestawały jej wtórować.

– Jesteśmy kaczkami, a kaczki, jak wiadomo, kwaczą. Gdy próbujemy coś zaśpiewać, w końcu rezygnujemy, ponieważ umiemy tylko kwakać. Choć mamy świetne poczucie rytmu, doskonale się zgrywamy i rozumiemy w lot, Fruzia pisze świetne teksty, to ciągle coś nam nie wychodzi, największym problemem jest zaś kwakanie – Zuzia wyłuszczyła wreszcie, na czym polega ich zmartwienie.

– Wiecie, zawsze da się coś zrobić, musimy się tylko zastanowić, jak wam pomóc. Guciu – dziewczynka zwróciła się do kameleona – co o tym sądzisz?

– Chwileczkę… więc macie poczucie rytmu?

– Tak – odparły chórem kaczki.

– Może to kwestia rodzaju muzyki? – Gucio zastanawiał się na głos.

– Co masz na myśli? – podpytała Helenka.

Gucio spojrzał na nią wymownie i zwrócił się do kaczek:

– A próbowałyście rapować?

– Rapować? – zdziwiły się.

– Tak, kwakanie nie powinno w tym przeszkadzać, może nawet pomóc.

– Nigdy tego nie robiłyśmy, ale myśl jest przednia – przyznała Rózia.

– Przednia… – potwierdziły Zuzia z Fruzią.

– Jest jeden problem. Chyba nie wiemy, jak się do tego zabrać – mówiła dalej Rózia.

– Hmmm, gdybym umiała rapować, chętnie bym wam pomogła – powiedziała Helenka – ale mój tatuś nauczył mnie głównie klaskać…

Nagle coś ją olśniło:

– Guciu, pamiętasz kraba?

Gucio drapał się łapką po łepku, jednocześnie przewracając oczami całkiem do przodu i całkiem do tyłu, a w końcu skierował jedno z nich ku dołowi, a drugie ku górze, na znak, że myśli.

– Krab, który kocharap!Tak? O nim mówisz? – wykrzyknął radośnie.

– O kimże by innym – potwierdziła Helenka. – Musimy pójść nad rzekę. To, co prawda, daleko, ale damy radę. Krab na pewno nam pomoże.

– My możemy polecieć – powiedziały kaczki.

Nagle dał się słyszeć szelest gałęzi i dźwięk kółek sunących po leśnym podłożu. Wszyscy zwrócili wzrok ku ścianie lasu, a Gucio nawet wywrócił lewe oko w prawo, a potem prawe w lewo.

– Ijaaahaaahaaa! – z krzaków z prędkością błyskawicy wyłonił się Hugo z rozwianą grzywą na swojej koniorolce, po czym gwałtownie zahamował tuż przed samym tarasem Helenki, wzbudzając tumany kurzu.

Hugonie! Z nieba nam spadłeś – ucieszyła się Helenka.

– Czyżby? – Hugo uniósł wielkie oczy i potrząsnął białą grzywą.

– Bez wątpienia. Powiedz, mógłbyś mnie i Gucia podrzucić swoją koniorolką nad rzekę, tam gdzie mieszka Krab, który kocha rap? Jego dom leży nieopodal domu pana bobra.

– Wskakujcie, jedziemy! – zakrzyknął Hugo, przygotowując się do startu.

Helenka spojrzała na Gucia, a on zakreślił kółko oczami i już przygotowywał się do zmiany koloru z powrotem na biały. Zamierzał bowiem usiąść koniowi na grzbiecie i trzymać się jego grzywy, słusznie się spodziewając, że jazda koniorolką będzie wielką przygodą.