Strona główna » Obyczajowe i romanse » Bo moje siostry

Bo moje siostry

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7859-909-8

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Bo moje siostry

„Bo moje siostry“ opowiada historię młodego mężczyzny, przekreślonego przez los jeszcze... przed urodzeniem. Przyszedł na świat w ludzkim bagnie, w nim się wychowywał i nigdy tak naprawdę nie udało mu się z niego wygrzebać. Czy to z powodu rodzinnego naznaczenia, braku miłości, czy też wrodzonego zła, które tylko czeka, by podnieść łeb i ugryźć, staje się człowiekiem odrzuconym i samotnym. To opowieść mężczyzny wychowanego w rodzinie alkoholików, poniewieranego przez pięć starszych sióstr, które wini za swoje wszystkie nieszczęścia i złe wybory. Ale to on, własnymi rękami, niszczył miłość i rodzinę, które mogły stać się jego ratunkiem. Historia inspirowana zdarzeniami prawdziwymi, która nadal trwa i czeka na swoje zakończenie.

Polecane książki

Lena jest uczennicą siódmej klasy. To zdystansowana do ludzi i świata nastolatka. Z pozoru dzika i samotna. Nigdy nie miała chłopaka, nigdy nie była zakochana. Twierdzi, że miłość nie jest jej do niczego potrzebna. – Czy pojawienie się w klasie nowego kolegi – Antka – coś zmieni w jej życiu? – Czy z...
  Uwolnienie się od życiowych neuroz, przezwyciężenie doświadczeń związanych z porażkami i odważne zwrócenie się ku przyszłości, miłość i sens życia „innego”, tego duchowego, które daje nadzieję wykraczającą poza doczesność – to tematy poruszane w tej książce. Autor wspomina swoją pisarską drogę...
Obecnie przedsiębiorstwa stawiają duży nacisk na wewnętrzne szkolenia pracowników, by zapewnić zastępowalność pracowników oraz niezbędny poziom wiedzy swojej kadry. Szkolenia można podzielić na dwie kategorie. Pierwsza to szkolenia związane z utrzymaniem w firmie istniejącego stanu wiedzy i umiejętn...
Książka ta powstała jako rezultat kilkunastu lat pomagania osobom, które zgłaszały się na psychoterapię.   Byli wśród nich tacy, którzy leczyli się łatwiej, byli tacy, którzy leczyli się trudniej, a byli też i tacy, którzy nie leczyli się wcale. Na ponad 200 stronach autor usiłuje opowiedzieć o tym,...
Jak jeszcze może zaskoczyć nas życie? Trzydziestoletnia Maja mieszka ze swoim synkiem Krzysiem w apartamencie kupionym za namową ojca dziecka, prezesa dobrze prosperującej firmy. Spełnia się zawodowo, od lat jest w trwałym związku, czy może zatem chcieć czegoś więcej? Może tylko tego, by ta sielanka...
Po dziesięciu latach nieobecności Rafe MacKade niespodziewanie wraca do rodzinnego Antietam. Zawsze miał opinię awanturnika, dlatego jego przyjazd elektryzuje całą społeczność sennego miasteczka. Rafe kupuje dziewiętnastowieczny dom, który zamierza odnowić, by otworzyć w nim przytulny pensjonat. Pom...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Andrzej F. Paczkowski

Andrzej F. Paczkowski

Bo moje siostry

© Copyright by Andrzej F. Paczkowski & e-bookowo

Projekt okładki: Andrzej F. Paczkowski

ISBN e-book 978-83-7859-909-8

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: wydawnictwo@e-bookowo.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie II uzupełnione, 2018

Konwersja do epub

Złe przyzwyczajenia są jedynymi

przyzwyczajeniami, których ludzie

nie potrafią się wyrzec bezboleśnie.

John Galsworthy

Urodziłem się w małej mieścinie. Jej nazwę przemilczę, nie jest bowiem godna pamiętania.

Moja rodzina była bardzo liczna. Wyglądało na to, że każdy jej członek parzył się jak królik w rui. I nie miało znaczenia, że bieda chytrze wdzierała się do zimnego wnętrza domu, przez każdą najmniejszą nawet szparkę. Po ścianach, na których osiadł czarny grzyb, niemalże wchodzący nam do łóżek, lała się woda. Z okiennych ram płatami odłaziła stara farba, ukazując zmurszałe, gnijące drzewo. Ze ścian odpadał tynk, sufit przeciekał. Kiedy padało, musieliśmy zamykać okna – starych rynien nie naprawiano od wieków, więc woda ściekała po murach. Trafiała wszędzie, tylko nie do kanału.

Dwupokojowe mieszkanie było pogrążone w nieustającej ciemności. Właściwie nic nie działało. Kiedy był prąd, to wyłącznie kradziony, bo przez zadłużenie mieszkania zostaliśmy „odcięci”. Gdy prądu brakowało, musiały wystarczać świeczki kradzione wieczorem z grobów. Od kopcących knotów w domu śmierdziało, a ściany wyraźnie pociemniały. O malowaniu nikt nie myślał. Nawet gdy pojawiały się pieniądze, które można by przeznaczyć na farbę, matka od razu dosłownie je upłynniała.

Byłem jedynym męskim potomkiem rodziców. Miałem pięć starszych sióstr.

– To i tak dziwne, że ten stary knur potrafił tego chłopaka zmajstrować – powtarzała matka.

Gdy tylko podrosłem, zrozumiałem, że moje siostry to prawdziwe potwory. Nie wiedziały, co to miłość i dobre wychowanie. Gardziły mną i moim penisem, zwisającym między nogami. Pewnego dnia postanowiły mi go odciąć ostrym nożem. Biegały za mną z gołym ostrzem i śmiały się jak wariatki z czarno-białych filmów grozy.

– Po co ci on? Wisi tylko, do niczego niepotrzebny!

– Będziesz miał między nogami to samo co my!

– Dawaj go tutaj, zaraz się nim odpowiednio zajmiemy!

– Nie piszcz jak dziewczyna i tak nic ci to nie pomoże.

– Anielka, łap go za jaja, to nigdzie nie ucieknie. – Anielka była z sióstr najsilniejsza i największa, więc najbardziej się jej bałem.

Zsikałem się na podłogę, uciekając przed siostrami; wcześniej pozbawiły mnie już spodni i majtek. Zawsze kiedy matka wychodziła, dom zamieniał się w pobojowisko. Siostry znęcały się nade mną. Miały to we krwi.

– Ale fujara, zlał się ze strachu! – śmiała się Kornelka, wytykając mnie palcem.

– I jeszcze beczy jak panienka! – dorzucała Ewusia.

– Zostawicie mnie wszystkie, wy kurwy jedne! – krzyczałem na nie, uciekając slalomem po całym pokoju. Choć, muszę przyznać, trudno było manewrować tak, by wymknąć im się z rąk. Słownik, jak na parolatka, miałem bardzo soczysty, więc wyzywałem siostry od najgorszych. Odnosiłem zresztą dziwne wrażenie, że podobało się im, kiedy obrzucałem je obelgami. Niektóre z nich faktycznie zostały kurwami, więc może nie ma się czemu aż tak dziwić.

W pewnym momencie poślizgnąłem się na własnych sikach i wyrżnąłem jak długi. Dopadła mnie Anielka i z całych sił ścisnęła mnie za jaja. Krzyczałem, jakby mnie obdzierali ze skóry. Chcąc przeżyć i zachować penisa jak najdłużej, kopnąłem ją z całej siły w głupkowato uśmiechniętą gębę. Udało mi się uciec na szafę, na którą wchodzenie dość dobrze wytrenowałem przez te wszystkie lata. Anielka płakała, trzymając się za krwawiącą wargę. Siostry od razu ją otoczyły.

– Zabijemy cię za to, ty gnoju! – groziła mi pięścią Ewka.

– Jeszcze popamiętasz, kurduplu jeden! – dołączyła się Kornelka.

– Masz kompletnie przejebane! – wyła Elwirka.

– Ty… ty skurwysynu! – chlipała Anielka.

Tylko Lusia była cicho. Zawsze wydawała się jakaś taka gapowata i nierozgarnięta. Wtedy stała i przyglądała się jak krowa, co tylko miele gębą i porusza ogonem, nic nie mówiąc.

– Powiedz coś! – potrząsnęła na nią Elwirka. – Nie stój jak kupa gówna!

– Masz wpiejdol – zawołała Lusia. Była z nich najmłodsza i miała problem z wymawianiem „er”. Siostry wybuchnęły śmiechem. Śmiała się nawet Anielka, więc zacząłem liczyć, że może chociaż na chwilę zapomną o mnie.

– Ty to jesteś półgłówek jednak! – zwróciła się do niej Anielka. – Lepiej się nie odzywaj, Lusia, bo jak ty już coś powiesz…

– Albo naucz się mówić, święty czas – dodała Elwirka.

– To po co chciałaś, żebym coś powiedziała? – oburzyła się Lusia.

– Powiedziała, a nie robiła z siebie połamańca! – wydarła się i zdzieliła ją po twarzy. Lusia płacząc odeszła do kąta.

– Mam was w dupie! – dodała na odchodnym.

Godne podziwu jest to, że pomimo wszystkich przeszkód i czyhających na mnie sióstr, zdołałem zachować jaja aż do teraz. Zresztą siostry, zrezygnowawszy później z tego pomysłu, znalazły inne sposoby na maltretowanie mnie. Nigdy nie dawały mi spokoju, chyba że walczyły między sobą, co nie zdarzało się często.

Matka pochodziła z owego wypaczonego miasta, w którym przyszło mi dorastać.

– Tu psy dupami szczekają – mawiała często. – Kiedyś się stąd wyprowadzę i zacznę żyć normalnie, jak na człowieka przystało.

Ojciec przybył z daleka, z jakiegoś zakichanego miejsca Polski, gdzie diabeł mówi dobranoc. Był niezwykle miękki psychicznie i łatwo poddawał się kontroli, którą sprawowała nad nim matka. Słuchał jej rozkazów jak pies. To mu widocznie odpowiadało. Przecież ludzie są różni.

– Żaden z niego mężczyzna! Siedzi codziennie jak ta kłoda na balkonie i obrasta tłuszczem. Ja ręce urabiam, a on tylko siedzi i myśli, jak tu się zwalić na mnie. A dzieci to jakby w ogóle nie miał. Wszystko na mojej głowie.

Czasami mówiła:

– Jest do niczego. Lelum polelum.

A jeszcze innym razem:

– Załatwię go kiedyś, jak Boga kocham. Prawdziwego faceta z jajami znajdę, nie takie, ot, takie coś.

Czasami też:

– Co też ja w nim widziałam? Przecież to prawdziwy nieudacznik, życie mi marnuje, a lata lecą. Pić nie potrafi, w łóżku też jest do niczego, cholera go tam wie…

Ojciec siedział i kiwał głową, jakby jej nie słyszał. Podziwiałem go za cierpliwość, choć ta niestety nie przydała mu się na nic. Co było dziwne, ojciec nigdy matce nie odpowiadał, choć nieustannie obrzucała go epitetami, ciągle go poniżała, obwiniając za całe zło i wszystkie nieszczęścia świata.

Matka piła. Często słyszałem, jak mówiła po pijaku do siebie, a może do kogoś, kto ją tam wie, psia mać, z nią to nigdy nie było wiadomo:

– Spakuję manatki i mnie nie ma… i niech mnie w dupę pocałuje…

Albo:

– Jego spakuję. Raz się zdziwi, ja mu jeszcze pokażę…

Czy też:

– Już ja coś wymyślę… nie będzie mi krwi pił…

W domu już od małego przyzwyczajony byłem do libacji alkoholowych; odbywały się u nas na okrągło i toczyły nieprzerwanie. Pamiętam je bardzo wyraźnie. Zmieniające się pijane męskie twarze o pustych, przekrwionych oczach, obwisłe policzki poznaczone popękanymi naczyniami krwionośnymi, smród papierosów i fermentującego w brzuchach alkoholu…

– Polej, Rysiu! Niech nie stygnie.

– Nalewaj, cholera jasna, bo sucho!

– Franek! Gdzie ta gorzała, do cholery?!

Ci ludzie nie zaprzątali sobie głowy higieną. Nieraz byłem świadkiem ich zwierzęcego zachowania i upadku moralnego, kiedy niezdolni utrzymać moczu, oddawali go na siedząco, kiedy bili się na noże, wymiotowali, czy nie reagowali na bodźce zewnętrzne, znajdując się w stanie całkowitego upojenia, zaćmienia umysłu.

Naoglądałem się tylu przepitych i okropnie zmienionych przez alkohol twarzy, że wkrótce stały się one dla mnie czymś normalnym.

Takie zapamiętałem dzieciństwo. Nie wiedziałem, że zaważy ono na całym moim późniejszym życiu…

***

Moja rodzina, jak już wspomniałem, liczyła się w dziesiątkach. Nie potrafiłbym powiedzieć, ilu dokładnie miała członków.

Przyzwyczaiłem się do hulaszczego trybu życia. Zasypiałem utulany do snu oparami alkoholu. Często nie we własnej pościeli, ponieważ zajmował ją ktoś obcy.

Kuzyni oraz znajomi rodziców wpoili we mnie zasadę: żeby przeżyć, trzeba kraść i pić. Inaczej to zasrane życie nie miałoby sensu.

– Okradają nas wszyscy, całe życie, więc i my musimy ich okradać!

– Na nic więcej nie zasługują!

Kim byli ci, którzy „nie zasługiwali”, nie miałem zielonego pojęcia. Jednak musiało to być prawdą. Inni pławili się w luksusie, kiedy my musieliśmy żyć w nędzy i brudzie.

Więc nauczyłem się pić.

Nauczyłem się też kraść.

Weszło mi to w krew znacznie szybciej, niż się spodziewałem. Wkrótce nie istniała rzecz, której bym nie potrafił ukraść. Ponieważ byliśmy biedni, a wszystkie pieniądze szły na alkohol, sam musiałem zaopatrywać się w różne artykuły potrzebne w domu czy szkole.

Jakże się to okazało łatwe! Najpierw wypatrujesz rzecz, którą chcesz mieć. Potem rozglądasz się w pobliżu, ważysz wszystkie za i przeciw. Wreszcie czekasz na odpowiedni moment, a kiedy ten nadchodzi, osiągasz cel, stając się szczęśliwym posiadaczem upragnionego przedmiotu. Proste jak drut.

– Ten mały ma długie palce, jest do tego stworzony – mówili znajomi mamy, potakując głowami.

Z początku kradłem małe przedmioty i jedzenie. Potem, kiedy zaczął mi smakować alkohol, kradłem wódkę, wino; cokolwiek, byleby tylko zawierało te tajemnicze procenty mające moc czynienia prawdziwych cudów z moim młodym organizmem.

Wierzcie mi albo nie, ale byłem w tym naprawdę dobry!

I byłem z siebie dumny, a wraz ze mną puchli z dumy wszyscy pijacy i złodzieje w okolicy. Z początku gratulowali mi szybkiej i zwinnej ręki. Potem kazali kraść dla nich. Co też robiłem, bo inaczej mogłem odczuć skutki sprzeciwu na sobie.

– Będzie z ciebie jeszcze porządny chłop, dzieciaku – powiadali, klepiąc mnie po plecach tak mocno, że mało nie wypluwałem płuc. Dzielnie znosiłem te silne ciosy, bo oznaczały uznanie.

Matka, zdawało się, nie zauważała kradzionych przedmiotów, przynoszonych przeze mnie do domu. Sama czasami mawiała:

– Załatw mamusi wino, tak jej się pić chce…

Więc synek załatwiał z pobliskiego sklepu monopolowego, bo jakżeby inaczej. Potrafiłem zaczaić się jak sęp i po chwili już biegłem z butelką wina do domu. Podawałem ją matce, ta otwierała butelkę drżącymi rękami, wypijała trochę, a potem wypuszczała z płuc powietrze, sapiąc:

– Oj, jak dobrze tak gardło przepłukać… tak paliło… Ty jednak dobrym synem jesteś, a matka taka czasami dla ciebie niedobra…

Raz nie chciałem się podzielić winem z Anielką. Podpatrzyła, jak chowałem je pod łóżkiem. Myślałem, że dobrze się kryłem z pociąganiem raz po raz z butelki, ale moja siostra miała sokoli wzrok. Jej uwadze nic nie umykało.

– Daj się napić, cwelu jeden – wyciągnęła brudną rękę.

– Nie ma szans, sama sobie załatw, ręce masz – warknąłem.

Anielce nigdy się nie podobało, gdy się stawiałem. Od razu na jej usta występowała piana. Wygięła wargi w dół, groźnie, jak to tylko ona potrafiła i już szykowała się do ataku.

– Próbujesz zgrywać głupa? Dawaj, kurwa! POWIEDZIAŁAM!

– Pocałuj mnie w dupę! – ściągnąłem majtki, pokazując jej tyłek.

Anielka wyglądała, jakby ją koń kopnął. Zaryczała jak lew i skoczyła na mnie z zaciśniętymi pięściami. Biła jak facet, miała wiele siły, była też starsza ode mnie, więc rzadko kiedy potrafiłem z nią wygrać. Przysięgałem sobie, że kiedy tylko dorosnę, jeszcze tej szmacie pokażę. Poczuje moją pięść i nie będzie dla niej litości. Oj, nie będzie!

W tym samym momencie do pokoju weszła Kornelka. A kiedy ta wyczuła wino, była jak pies, gorsza nawet od Anielki. Patrzyłem na jej przebiegły niczym u lisa wzrok, rozbiegane na wszystkie strony oczy. Nie zatrzymały się, dopóki nie spoczęły na flaszce wina.

– Łap gnoja, Kornelka! Wino chowa pod łóżkiem, dać nie chce!

Obie siostry zwaliły się na mnie i zaczęły okładać pięściami. Walczyłem jak dzikie zwierzę, jednak Anielka usiadła na mnie okrakiem, przytrzymując mi ręce.

– Kornelka, bij w jaja! – wydała rozkaz.

Kornelce nie trzeba było dwa razy powtarzać, podniosła rękę w górę i z całej siły walnęła pięścią między moje nogi. Zaryczałem z bólu. Tym jednym ciosem zostałem pokonany i dobrze o tym wiedziały.

– A teraz wino – komenderowała Anielka. – Jest pod łóżkiem, wyciągaj.

Kornelka zrobiła, co jej kazano, i dopiero wtedy Anielka zeszła ze mnie. Po policzkach spływały mi łzy. Jedynie facet zrozumie faceta, jaki to ból, gdy ktoś miażdży mu jaja.

– Chciałyśmy ci je kiedyś obciąć, pamiętasz? – powiedziała Anielka, pociągając z gwinta. – Trzeba było nam pozwolić, nie musiałbyś dzisiaj tak cierpieć. – I zamachnąwszy się jeszcze raz, na dobitkę, walnęła mnie pięścią w pulsujące miejsce.

Wyszły, a ja się porzygałem. Było mi źle jak cholera. Ze złości doczołgałem się tam, gdzie sypiała Anielka i narzygałem w jej posłanie, wszystko przykrywając ubrudzoną kołdrą, połataną i postrzępioną.

Dopiero po jakiejś godzinie doszedłem do siebie. Musiałem się napić. Po winie pozostała już tylko pusta butelka, patrzyłem na nią z goryczą i rozsadzającą mnie wściekłością.

Zaczaiłem się na Anielkę, gdy wróciła wieczorem do domu. Skoczyłem i powaliłem ją na podłogę. Nieźle rąbnęła, przynajmniej to mi się udało. Cieszyłem się, że jutro będzie miała niezłego sińca. Ale ona szybko wstała, ze zdziwieniem i zaskoczeniem otrzepując się jak pies.

– Tego miałeś nie robić, gówniarzu jeden. Już po tobie!

Ogarnięta furią rozejrzała się po pokoju. Przed oczyma błysnęła jej pusta butelka po winie. Złapała ją i z całych sił rzuciła w moją stronę. Uchyliłem się, jednak zbyt wolno. Butelka trzasnęła mnie w głowę, a ja osunąłem się w ciemność.

Obudził mnie krzyk Anielki. Byłem jeszcze cały otępiały, w głowie łupało, jakby ktoś trzaskał w nią młotkiem. W głębi pokoju paliła się świeca, panował półmrok.

– Ten skurczybyk narzygał mi do łóżka! Zabiję go jak psa!

Zadowolony zapadłem w sen, budząc się dopiero nad ranem. Wiedziałem, że tego dnia, jak i każdego kolejnego, czeka mnie walka o przetrwanie. Siostry były niestrudzone w znęcaniu się nade mną. Czerpały z tego nieograniczoną przyjemność. Lubiły widzieć mnie wijącego się z bólu, lubiły zadawać mi cierpienie i udowadniać, że jestem od nich słabszy. Ale ja już wiedziałem, że przecież nie będę słaby przez całe życie. I to podtrzymywało mnie na duchu.

Czasami odwiedzała nas babcia – kobieta po sześćdziesiątce, otyła jak diabli. Poruszała się z wielkim trudem, dlatego odwiedzała nas tak rzadko.

– Tu u was taki burdel zawsze, że aż posprzątać nie idzie – wzdychała w progu, rozglądając się dookoła. Odkładała swoją wielką torbę, pełną gum do żucia Donald, którymi nas potem obdzielała, i zabierała się za porządki.

Patrzyliśmy na babcię, jakby spadła z księżyca. Sprzątała za każdym razem, gdy nas odwiedzała.

– Ja na to wszystko patrzeć nie mogę – powtarzała. – Dlatego tu nie przyjeżdżam, żeby tylko tego nie oglądać.

A my dziwiliśmy się jej słowom, nie rozumiejąc, co się babci nie podoba w naszym mieszkaniu. Jeżeli człowiek do czegoś przywyknie, to nie widzi tego, co innym od razu rzuca się w oczy.

– Jak wy tu możecie mieszkać? Przecież to istny chlew!

Szorowała podłogę na kolanach. Potem z torby wyciągała mięso i gotowała obiad. Matka zwykle spała lub leżała nieprzytomna; budziła się wtedy, gdy babci już nie było.

– Romeczku, pomóż babuni wstać – wyciągała do mnie rękę. Więc jej pomagałem, nie tylko w podnoszeniu się z kolan, również w sprzątaniu. Pomagałem jej we wszystkim, wystarczyło, że mnie poprosiła. Nie miało znaczenia, że siostry śmiały się ze mnie.

Babcia miała nie tylko wielką tuszę, ale również wielkie serce. Okazywała mi często, że jestem dla niej kimś wyjątkowym, za co kochałem ją z całych sił.

– One wszystkie, te tam – zawsze na moje siostry mówiła „te tam” – do niczego się nie nadają. Cała matka, wypisz wymaluj, widać od razu. Boże, nie wiem, gdzie ja błąd zrobiłam, przebacz mi. Może nie powinnam ją karcić? Może za bardzo jej pobłażałam? Bo skąd by ona teraz taka była? Przecież to z domu wynieść musiała.

Przytulała mnie do swoich miękkich piersi i głaskała po głowie.