Strona główna » Obyczajowe i romanse » Bo trzeba żyć. Apolonia

Bo trzeba żyć. Apolonia

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66201-63-7

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Bo trzeba żyć. Apolonia

Szlachcianka – Apolonia Niemyjska wychodzi za mąż za bogatego chłopa – Franciszka Bąka. Ich małżeństwo budzi wiele kontrowersji w lokalnym środowisku.
Wkrótce wybucha pierwsza wojna światowa. Apolonia rodzi córkę, Gabrynię, która jest oczkiem w głowie rodziców. Mijają lata. Rodzą się kolejne dzieci, a przez kraj i najbliższą okolicę przetacza się historia: epidemia ,,hiszpanki”, odzyskanie niepodległości przez Polskę, wojna z bolszewikami, lokalny pogrom Żydów.
Pewnego dnia rodzinę Bąków spotyka tragedia. Los boleśnie doświadcza Apolonię, a w jej sercu coraz częściej pojawia się rozgoryczenie. Na szczęście, dzięki najbliższym, kobieta dochodzi do siebie. Rozpoczyna się nowy etap w jej życiu. Dzieci dorastają, Gabrynia, najbardziej pracowita z rodzeństwa, ma swoje marzenia…
Bo trzeba żyć jest trylogią o rodzinie, tożsamości i prawdziwej miłości. Fabuła tej sagi rodzinnej dzieje się na Podlasiu, a jej tło stanowią wielkie wydarzenia pierwszej połowy XX wieku – od wybuchu pierwszej wojny światowej aż po śmierć Stalina.
W przygotowaniu drugi tom Gabrynia.

Polecane książki

W tej prowokującej do myślenia książce Tobias Leenaert wskazuje, że dotychczasowe strategie działania na rzecz praw zwierząt się nie sprawdziły. Pomimo działalności tysięcy zaangażowanych aktywistów i coraz bardziej błyskotliwych, a nie rzadko szokujących kampanii, spożycie mięsa i produktów odzwier...
Publikacja zawiera zbiór najważniejszych interpretacji ogólnych z ostatnich lat. Wszystkie opatrzone są komentarzem ekspertów, którzy wskazują na praktyczne skutki interpretacji. Skorzystaj z interpretacji ogólnych, aby zyskać ochronę w razie ewentualnych sporów z urzędnikami. Sięgnij po publikację,...
Trzy morderstwa. Trzy ofiary. Co je łączy, poza rachunkiem na 250 tysięcy funtów z dopiskiem „zapłacone”?Prasa nazwała go Lampartem, bo atakuje z ukrycia, szybko i brutalnie.Komisarz Robyn Carter musi go powstrzymać. Lecz w swojej karierze nie spotkała jeszcze mordercy o tak wynaturzonym umyśle…Śmie...
Osoby prowadzące działalność gospodarczą mają do wypełnienia wiele obowiązków związanych z czynnościami kontrolnymi, które nakładają na nich regulacje zawarte w kilkunastu ustawach. Najważniejsze dotyczą spraw związanych z przestrzeganiem przepisów podatkowych, sanitarnych, prawa pracy i bhp....
W książce w sposób syntetyczny zaprezentowano podstawowe cechy prawa administracyjnego, przesądzające o swoistości i odrębności tej dziedziny prawa. Zostały one zebrane i przedstawione zarówno w świetle poglądów klasycznych, jak i współczesnych. Autor podkreśla wartość dotychczasowych ujęć nauki pra...
Pracownicy powracający z podróży służbowej często przedstawiają faktury, paragony lub bilety dokumentujące poniesione koszty. W wielu przypadkach takie dokumenty dają możliwość odliczenia VAT przez pracodawcę. Gdy podróż odbywa się za granicą, pracodawca może być zobowiązany do rozliczenia V...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Ewa Szymańska

Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej książki nie może być reprodukowana w×jakiejkolwiek formie i×w×jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody×wydawcy.

Projekt okładki i×stron tytułowych

Anna Damasiewicz

Zdjęcia na okładce

© Ysbrand Cosijn | Depositphotos.com

© Matthew Gibson | Depositphotos.com

Redakcja

Bookman

Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej

Grzegorz Bociek

Korekta

Barbara Kaszubowska

Niniejsza powieść to fikcja literacka. Wszelkie podobieństwo do osób i×zdarzeń rzeczywistych jest w×tej książce niezamierzone i×przypadkowe.

Wydanie I,×Katowice 2019

Wydawnictwo Szara Godzina s.c.

biuro@szaragodzina.pl

www.szaragodzina.pl

Dystrybucja wersji drukowanej: DICTUM Sp. z×o.o.

ul. Kabaretowa 21, 01-942 Warszawa

tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12

dystrybucja@dictum.pl

www.dictum.pl

© Copyright by Wydawnictwo Szara Godzina s.c., 2019

ISBN 978-83-66201-63-7

Moim córkom

Ślub

Apolonia Niemyjska popełniła mezalians. Szlachcianka z×dziada pradziada, dziedziczka, było nie było, jakiegoś tam majątku i×znanego w×okolicy nazwiska zakochała się w×chłopie. Może i×zamożnym, ale w×końcu tylko chłopie, zwykłym wozaku. Bo×nawet nazwisko, które nosił, jakoś krótko i×nędznie brzmiało. Zwyczajny Bąk×– gdzież mu startować do Niemyjskich? A×mimo to panna Apolonia upatrzyła go sobie, pokochała i×nijak nie dała się odwieść od raz podjętej decyzji, żeby się za niego wydać.

Inna sprawa, że kandydatów znowu tak wielu nie miała, a×w×latach już była, bo coś na dwudziesty siódmy rok jej szło. Zważywszy na jej sytuację, nie dziwiło to jednak za bardzo. Posag, jaki by nie był, choć nie był znów taki znaczny, jak powszechnie sądzono, pewnie by i×zachęcił kogo spośród okolicznego ziemiaństwa, które więcej herbowych pretensji niż majątków posiadało, ale problem tkwił w×czym innym. Otóż Apolonia, jak to się na wsi mówiło, była kuternogą. Urodziła się z×prawą nogą krótszą prawie o×półtora centymetra i×nieco szpotawą stopą. Ukryć się tego nie dało, bo choć poza tym dziewczyna była słusznego wzrostu i×w×sumie niebrzydka, to trochę krzywo się trzymała i×dość mocno kuśtykała, podpierając się tylko palcami skrzywionej stopy. Nic dziwnego, że inne panny, o×podobnych posagach, ale za to proste, bardziej niż Apolonia skupiały na sobie uwagę młodych mężczyzn. Zresztą z×powodu swej ułomności już w×dzieciństwie miała ona niewiele okazji do zawierania znajomości, przez większość czasu przebywając w×domu. Kręciła się przy gospodarstwie, trochę szyła, ale zazwyczaj spędzała czas na czytaniu, które od małego było jej ulubionym zajęciem. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że pomimo wielkiej miłości do książek, nie miała ona żadnego konkretnego wykształcenia. Trochę może z×powodu kalectwa, bardziej chyba jednak ze zwykłego zaniedbania. Matka Apolonii zmarła bowiem, gdy dziewczynka miała zaledwie cztery lata. Ojciec, choć najął niańkę do opieki nad dzieckiem, nigdy jakoś nie pomyślał, aby zatrudnić dla niej nauczyciela. Sam nauczył córkę czytać i×liczyć, a×reszta jej wiedzy tak naprawdę była sprawą przypadku i×to, że dziewczyna nie była kompletnym nieukiem, wynikało bardziej z×jej wrodzonej inteligencji i×ciekawości niż systematycznej nauki. Apolonia czytała wszystko, co wpadło jej w×ręce×– od klasyki, której całkiem pokaźny zbiór pozostawiła w×spadku matka, po podręczniki braci i×gazety prenumerowane przez ojca. Tak naprawdę nikt nie wiedział, a×może nawet i×się nad tym nie zastanawiał, czy to kalectwo miało decydujący wpływ na usposobienie dziewczynki, czy też taka się po prostu urodziła. Wychowywana właściwie bez kobiet, kochana, ale nigdy nadmiernie nie pieszczona, od dziecka była poważna, spokojna i×raczej zamknięta w×sobie. Do×ludzi się specjalnie nie garnęła, choć nie można powiedzieć, żeby była ponura czy dzika. Ot,×wydawało się, taka chłodna natura, która żyje w×kręgu własnych spraw i×nie potrzebuje specjalnie innych ludzi, by być, jeśli nie w×pełni szczęśliwą, to przynajmniej zadowoloną.

Nic więc dziwnego, że stary pan Niemyjski, rozważywszy całą sytuację jeszcze na parę lat przed śmiercią, zdecydował, że córce stan małżeński raczej nie jest sądzony, lecz że mając zapewnioną przyzwoitą rentę po rodzicach, co da jej poczucie niezależności, będzie żyła przy starszych braciach×– Tadeuszu i×Andrzeju. Sporządziwszy stosowny zapis w×testamencie, o×los jedynaczki będąc spokojnym, pan Niemyjski zmarł jakiś czas potem.

Apolonia miała wtedy prawie dwadzieścia cztery lata i×przez kolejne dwa żyła zgodnie z×wolą ojca. Prowadziła dom, uprawiała z×pomocą starej Agaty przydomowy ogródek, trochę pomagała braciom, którzy nawet chętnie ją w×interesy gospodarskie włączali. Nigdy się na nic nie skarżyła, nie narzekała. Wydawało się więc, że cała trójka będzie tak sobie żyła spokojnie i×bez zbędnych ekscesów, zwłaszcza że żadne z×rodzeństwa temperamentem wielkim się nie odznaczało. Obaj bracia, mimo że już dobrze po trzydziestce, do żeniaczki nie dążyli. Byli to spokojni mężczyźni, pracowici i×skromni, choć niepozbawieni dumy. Siostrę obaj bardzo kochali i×choć była sporo od nich młodsza, traktowali z×szacunkiem, licząc się z×jej opinią we wszystkich niemal sprawach.

Jakież więc było ich zdumienie, gdy pewnego wieczoru Apolonia, odczekawszy, aż Agata sprzątnie po kolacji, niespodziewanie oświadczyła, że wychodzi za mąż. Tadeusz na chwilę zamarł w×bezruchu ze swoim cowieczornym kieliszkiem orzechówki w×ręce. Młodszy Andrzej zaczął się śmiać, sądząc, że Apolonia żartuje. Ochota do śmiechu prędko mu jednak minęła, gdy siostra nieco drżącym głosem powtórzyła drugi raz to samo. Zaczęli ją wtedy obaj zasypywać pytaniami, nadal nie bardzo wierząc w×jej słowa, bo skąd niby i×jakim sposobem ona, która prawie nigdy nie wyściubia nosa z×domu, miałaby zapoznać kogoś nadającego się na męża? Powoli jednak do nich dotarło, że Apolonia nie żartuje, a×gniew już zupełny ich ogarnął, gdy prawdę do końca im wyjawiła.

Franciszek Bąk znany był braciom dobrze i×nawet przez nich poważany, mimo iż wywodził się z×chłopskiej rodziny. Był człowiekiem rozsądnym i×generalnie cieszącym się w×okolicy dobrą opinią. Chociaż nie ma co kryć, że byli i×tacy, którzy krzywo na niego patrzyli. Zarówno chłopów, jak i×właścicieli okolicznych majątków kłuło bowiem w×oczy to, że się, jak to mówiono, wysferzył. Zresztą nie od Franciszka się to zaczęło, bo już jego stryj, który był proboszczem w×Radzyniu, chłopską tradycję porzucił. On×też umyślił chłopaka na drogę duchowną pociągnąć i×przez kilka lat łożył na jego naukę. Franciszek jednak powołania nie miał i×choć stryj nie był tym zachwycony, do seminarium nie wstąpił. Gospodarował na ojcowskim gruncie, jednak tych kilka lat spędzonych w×szkole miały na niego widoczny wpływ, wyrabiając w×nim potrzeby i×nawyki×– dziwne i×niezrozumiałe zdaniem jednych, śmieszne, bo „pańskie”, według innych. Cenił sobie nowoczesność i×bez oporów porzucał dawne zwyczaje, co i×rusz wprowadzając w×gospodarstwie jakieś nowinki. Jako jeden z×pierwszych w×okolicy zaczął na przykład stosować płodozmian i×za pośrednictwem kółka rolniczego wףukowie sprowadzał aż z×Lublina nawozy sztuczne. Niektórzy mieli mu to za złe, zwłaszcza że gospodarstwo, choć stosunkowo nieduże, całkiem nieźle prosperowało. W×dodatku, jakby mu tego było mało, parę lat wcześniej najął się do świeżo powstałego tartaku i×drewno na kolej woził, a×interes ten też okazał się intratny, tak że zatrudnił już parobka do pomocy, a×leśnictwo podpisało z×nim stałą umowę.

Apolonia poznała Bąka trzy lata wcześniej, jeszcze za życia ojca, który najął go do zwózki dębiny×– tej, co suszy się w×składzie za stodołą. Od×razu jej się spodobał. Poważny, nie żaden młokos, bo starszy od niej o×prawie osiem lat, budził zaufanie. No×i×przystojny, nawet złośliwy musi przyznać, że z×figury i×postawy z×młodszymi od siebie mógł się równać. Zresztą nie to najważniejsze. W×rozmowie od razu dostrzegła jego inteligencję i×już wtedy poczuła, że taki mężczyzna mógłby w×jej życiu na stałe zaistnieć. Nie znaczy to wcale, że w×jakikolwiek sposób dawała mu wtedy do zrozumienia, że się jej podoba. To×by było do niej niepodobne. Ale widać tak jej sądzone było, by Franciszek Bąk w×jej życiu się pojawił, bo od tamtego momentu co pewien czas ich drogi się przecinały. To×na szosie do Ulana, gdy szła z×Agatą sprawy załatwić, zatrzymał się i×zaproponował, że je podwiezie. To×pod kościołem, gdy na Świętą Małgorzatę przy straganie odpustowym stała, zamienili ze sobą parę zdań. To×w×końcu bracia sami go przecież zapraszali, gdy interesy tego wymagały. I×nie wyglądało na to, żeby im przeszkadzało, gdy do rozmowy ją wciągał. W×każdym razie tak się stało, że obydwoje się ku sobie mają, a׿e ona, Apolonia, młódką już nie jest, z×zamęściem nie ma zamiaru czekać i×wolę swą dzisiaj braciom obwieścić postanowiła. Reakcję ich przewidziała i×dlatego wpierw sama z×nimi rozmawia, żeby niepotrzebnie w×złości nie obrazili Franciszka, który jest człowiekiem honorowym i×też mógłby się gniewem unieść.

Długo jeszcze mówiła Apolonia, nie bardzo dając sobie przerwać najwyraźniej przygotowaną wcześniej przemowę. Przekonywała, wyliczała argumenty broniące słuszności jej decyzji, odwoływała się do uczuć braci, którzy nie mogą przecież zabronić jej szczęścia. A×wykazywała przy tym taką pewność siebie i×determinację, że w×końcu Tadeusz, który odznaczał się w×rodzinie najłagodniejszym charakterem, machnął ręką i×jakby zawstydzony, burknął, że przecież on nic nie mówi i×niech Apolonia w×końcu przestanie. Andrzej, bardziej porywczy od brata, coś jeszcze próbował dodać o×rodzinie, nazwisku i×majątku, że wstyd i×co ludzie powiedzą. Na×to Apolonia nową tyradę zaczęła, tym razem o×tym, co myśli o×ludziach i×ich opinii. Dyskusja, którą tu w×skrócie relacjonujemy, ciągnęła się jeszcze długo, a×i×w×kolejnych dniach temat zamążpójścia Apolonii na nowo powracał w×rozmowach. Zwłaszcza Andrzej nie mógł pozbyć się wątpliwości, czy związek taki może dać siostrze szczęście.

– Ryba i×ptak gniazda wspólnego zakładać nie mogą×– próbował ją przekonywać. –×W×Olendach będziesz obca. To×włościańska wioska i×krzywym okiem na ziemian tam patrzą. Nie mówię, że Bąk to zły człowiek. Nie, sama wiesz, że go nawet szanuję. Ale na miłość boską, Pola, przecież to chłop. Jego ojciec na trzech czy czterech morgach siedział i×tylko dzięki temu, że brat księdzem został, mógł się czegoś dorobić. Wiadomo, kto ma księdza w×rodzie, tego bieda nie ubodzie. Stary przez te dwadzieścia lat, jak brat na probostwie siedzi, niezły kawałek gruntów dokupił i×teraz Franciszek może kogo lepszego udawać. No×fakt, że nawet trochę wykształcenia liznął, ale to nic nie zmienia. Chłopem się urodził i×chłopem umrze. Duszę ma chłopską, twoich potrzeb nie zrozumie.

– Jakich potrzeb?×– prychnęła na to. –×Albo to ja mam jakieś szczególne potrzeby? No×chyba rzeczywiście jedną: chcę być szczęśliwa. Kocham Franciszka i×on mnie kocha. Taką kulawą, czy to się komu podoba, czy nie. I×nikt nie może nam tego zabronić. A×z×tą duszą… Co×ty możesz wiedzieć o×jego duszy? Śmiech mnie bierze, jak słucham tych wszystkich gadek. Wielka mi szlachta×– „z×czego worek, z×tego płachta”. Na×zagonkach wielkości chustki siedzi i×pary porządnych butów nie ma, ale dumy, oho, aż w×nadmiarze. W×nosie mam, co sobie państwo szlachta myślą. A×jak chłopi mnie przyjmą, to się zobaczy.

To×powiedziawszy, Apolonia jakby ogłuchła i×wszystkie kolejne uwagi brata albo puszczała mimo uszu, albo wręcz wyśmiewała. I×tak stopniowo opory i×obiekcje Niemyjskich się zmniejszały, chociaż nie można powiedzieć, że całkowicie przekonali się oni do planów siostry. W×każdym razie trochę z×powodu niezłomnego uporu Apolonii, trochę z×wrodzonej łagodności, a×trochę i×ze zmęczenia tematem bracia w×końcu wyrazili zgodę na ten mariaż.

Dwa tygodnie później Franciszek Bąk oficjalnie poprosił ich o×rękę Apolonii.

Trzeba przyznać, że gdy proboszcz Śmiałowski ogłosił na sumie pierwsze zapowiedzi, sprawdziło się to, co przewidywał Andrzej. Cała parafia aż huczała od plotek. Przez trzy tygodnie nie było chyba w×okolicy takiego domu, w×którym nie komentowano by tego wydarzenia. Snuto domysły, spekulowano. Bo×też i×prawda, że rzadko się zdarzało, by panna z×ziemiańskiego domu, choćby i×nie najświetniejszego, szła za chłopa. Nawet jeśli ten równy jej majątek posiada i×za kogoś lepszego niż sąsiedzi się uważa. „Najgorzej, jak dwie krwie na jednej poduszce leżą”, „Dwie wiary pod jedną pierzyną nie mogą być”×– przytaczano stare powiedzenia. Co×ciekawe×– podobne komentarze usłyszeć można było zarówno w×zaściankach, jak i×w×wielu chłopskich domach, gdzie dezaprobatę dla mieszanych związków wyrażano jeszcze dosadniej, uznając je za „spaskudzone”.

Wydawało się, że Apolonia nic sobie z×tych wszystkich komentarzy nie robiła, choć wszystkie za sprawą Agaty dobrze znała. Spokojnie jak zawsze kuśtykała po domu i×gospodarstwie, wykonując zwykłe obowiązki. Osiągnąwszy swój cel, na powrót stała się łagodną i×małomówną siostrą, tyle że na jej poważnej twarzy częściej można było dostrzec coś jakby skrywany uśmiech, a×czasem nawet usłyszeć, jak sobie nuci przy pracy.

Narzeczeństwo służyło jej wyraźnie. Na×jedynym zdjęciu, jakie zachowało się z×tego okresu, widać, że uroda panny Niemyjskiej osiągnęła pełnię rozkwitu. Wysoka kobieta, dość mocno zbudowana, o×szerokich ramionach i×bujnych piersiach, stoi wyprostowana z×prawą ręką opartą o×niby to antyczną kolumnę. Na×zdjęciu nie widać jej ułomności. Pewnie robiąc je, założyła szyte na zamówienie trzewiki, z×których jeden miał specjalną wysoką wkładkę wyrównującą prawie półtoracentymetrową różnicę w×długości nóg. Zresztą buty te i×tak są prawie niewidoczne spod długiej, prostej, lekko rozszerzającej się ku dołowi spódnicy. Poza tym ma na sobie jasną×– pewnie białą (na pożółkłej fotografii nie można jednak być tego pewnym)×– bluzkę z×długimi mankietami i×dość wysoką stójką przybraną jedynie drobnym marszczeniem przy samej szyi. Oprócz małych kulistych kolczyków Apolonia nie ma żadnych ozdób. Włosy, ciemne i×gęste, są gładko zaczesane do tyłu. Skromność, by nie powiedzieć surowość, jej wyglądu łagodzi jednak trochę niepewny, wyraźnie skrępowany sztucznością sytuacji półuśmiech i×coś w×wyrazie jej ciemnych, dość głęboko osadzonych oczu patrzących prosto w×obiektyw.

*

Ślub Apolonii z×Franciszkiem Bąkiem odbył się w×lutym, tuż przed końcem karnawału. Trzeba przyznać, że pomimo iż dzień był raczej mroźny, kościół parafialny w×Ulanie pękał niemal w×szwach. Nie dziwota. Wielu było takich, którzy chcieli zobaczyć, jak to kulawa dziedziczka z×Niemyj wydaje się za mąż. Nie rozczarowali się zresztą, bo ślub był wyjątkowo uroczysty, jako że dwóch księży prowadziło ceremonię. Oprócz proboszcza Śmiałowskiego zjechał bowiem z×Radzynia i×stryj Franciszka, który pogodziwszy się z×wolą Boga, wyraźnie wzruszony, związał stułą ręce bratanka i×jego wybranki. Ku×lekkiemu zgorszeniu, zwłaszcza żeńskiej części publiczności, panna młoda nie miała mirtu przy welonie, co niektórzy uznali za niezbity dowód na to, że panna Niemyjska nie była znów taka święta i׿e niekoniecznie przez te dwadzieścia siedem lat tak bardzo chroniła swój wianek. Plotkarze skrytykowali i×to, że Apolonia, stojąc przed ołtarzem, nie uroniła ani jednej łzy, co przecież przytrafia się każdej pannie młodej. No×i×głową tak kręciła na wszystkie strony, jakby chciała sprawdzić, czy na pewno wszyscy widzą, jak ona ślub bierze. Nie uszło też uwagi co znaczniejszych gospodyń, które zajmowały najbliższe ławki, że po ceremonii, odwracając się od ołtarza w×stronę chóru, to właśnie ona pokierowała świeżo poślubionym małżonkiem, okręcając go wokół siebie. Fakt ten, zdaniem wielu, miał świadczyć niezbicie o×tym, że to Apolonia będzie rządzić w×tym stadle, co zresztą wkrótce miało poniekąd okazać się prawdą.

W×trakcie ceremonii zdarzył się też drobny, przez Apolonię na szczęście niezauważony, incydent, który wywołał szmerek wśród co bardziej zabobonnych. Otóż w×pewnym momencie ktoś uchylił drzwi do kruchty i×powiew wiatru zdmuchnął świecę z×lewej strony ołtarza. Co×prawda kościelny szybko ponownie ją zapalił, ale niektórzy uznali to za niepomyślną wróżbę dla nowo zawartego małżeństwa.

Zresztą nie tylko ślub Franciszka i×Apolonii wywołał poruszenie wśród miejscowych plotkarzy. Podobną, a×może jeszcze większą ciekawość wzbudziło też wesele, które bracia wyprawili siostrze. Trzeba przy tym wspomnieć, że początkowo i×ta sprawa była powodem pewnych zgrzytów w×rodzinie, gdyż Apolonia zdecydowanie nie życzyła sobie żadnej imprezy. Wszystko miało się ograniczyć do cichego ślubu. Tutaj jednak bracia się uparli. Wesele musi być. Zgodzili się przecież na ślub, więc w×tej kwestii nie ustąpią. Ludzie i×tak gadają, ale jeśli ona wyjdzie za mąż tak cichaczem, wszyscy uznają, że Niemyjscy wstydzą się tego mariażu albo, co gorsza, że pożałowali siostrze pieniędzy. O×nie, oni swojej reputacji na szwank narażać nie będą. Zresztą Franciszek też tak uważa, więc niech Apolonia fochów nie stroi. Tańczyć ostatecznie nie musi, każdy wie dlaczego. Ale inni na jej weselu bawić się mają do rana i×długo je wspominać.

Cóż było robić? Niechętnie, ale w×końcu ustąpiła×– wesele się odbyło. Nie było ono jakoś specjalnie huczne, bo tak się złożyło, że obie rodziny do licznych nie należały. Widać jednak było, że Niemyjscy chcą trochę utrzeć nosa sąsiadom, bo wbrew zwyczajowi nie wyprawili go w×domu w×rodzinnej wsi, ale „po miejsku” wynajęli salę w×Domu Ludowym w×Ulanie, a×muzyków sprowadzili aż z×Radzynia. Sprowokowało to oczywiście kolejną lawinę plotek i×pomówień, ale obaj bracia, raz poparłszy wybór siostry, zrobili, co do nich należało×– stanęli za nią murem i×uznali, że nie warto przejmować się ludzkim gadaniem, skoro i×tak nie da się go uniknąć. W×gruncie rzeczy wiedzieli zresztą, że tak naprawdę powodem wszystkich krytycznych komentarzy była w×dużej mierze zazdrość. Małżeństwo Bąków, choć w×lokalnej opinii co najmniej niewłaściwie dobrane, zapowiadało się bowiem dobrze. I×to nie tylko dlatego, że pobierali się z×miłości, a×nie, jak zazwyczaj bywało, z×woli i×upodobania rodziców, ale jeszcze w×dodatku oboje wnieśli w×nie całkiem spory wkład materialny. Franciszek był jedynakiem, dwaj jego bracia zmarli w×dzieciństwie. Po×rodzicach odziedziczył, jak to już było wspomniane, nieduże gospodarstwo, które samo dawało przyzwoite utrzymanie. Do×tego jeszcze dochodził niezły dochód z×umowy zawartej z×tartakiem, a×jakby tego było mało, stryj dał im w×prezencie ślubnym pokaźny plik rubli. Apolonia też sroce spod ogona nie wyskoczyła, bo bracia rentę po rodzicach na posag dziewczyny zamieniwszy (mieli go spłacić w×ciągu dziesięciu lat), dołożyli jej jeszcze od siebie sporą kwotę w׿ywej gotówce.

Wesele, jak na okolicę, w×której czasem bawiono się i×trzy dni, nie było długie. Wszystko rozpoczęło się od odśpiewania trzech pieśni religijnych. Najpierw ksiądz Śmiałowski, którego przybycie uznano za wielkie wyróżnienie, zaintonowałPod Twoją obronę. Później zaśpiewanoBłogosławieństwo młodej parzei×Boży cyganie. Dopiero gdy skończyły się pieśni, na środek wystąpił Józef Wasak×– sąsiad i×przyjaciel Franciszka pełniący funkcję starszego drużby×– i×wygłosił orację. Przygotowywał ją cały tydzień, nikomu nie pozwalając nawet zerknąć na zabazgrolone kopiowym ołówkiem karteluszki. Józef×– zamożny trzydziestoletni chłop z×Olend×– choć niezbyt gadatliwy, język miał cięty i×oczekiwano, że tradycyjna weselna przemowa na tym, co by nie mówić, nietypowym weselu, w×jego wykonaniu nudna nie będzie. Szczególnie że Wasak znany był i×z×tego, iż niezbyt lubił zaściankowych panków i×często podśmiewał się publicznie z×dumnych pózdwu-,trzymorgowych „dziedziców”, których w×okolicy było zatrzęsienie.

Józef rzeczywiście nie zawiódł. Jego oracja zaczęła się zgodnie ze zwyczajem w×duchu religijnym, lecz w×miarę jej trwania tekst stawał się coraz bardziej żartobliwy, a×nawet dwuznaczny. Gdy rozochocony aplauzem publiczności drużba wykrzyknął: „Wiwat! Wiwat młoda para! O×resztę niech się bocian stara”, na twarzach kilku zniesmaczonych chłopskim „prostactwem” szlachcianek wykwitły rumieńce. Generalnie jednak mowa się podobała i×gdy drużba zakończył ją słowami: „Na×zakończenie tej oracji krótkiej należy mi się taaaki kielich wódki”, pokazując równocześnie dłońmi, o×jaki kielich mu chodzi, większość gości wybuchnęła śmiechem. Zadowolonemu mówcy podano zasłużony kieliszek i×wkrótce zabawa zaczęła się na całego.

Starosta ze starościną weselną aż spotnieli, uwijając się między stołami i×przypijając do gości, których wcześniejsze usadzenie przysporzyło im nie lada kłopotu. No×bo po prawdzie żadne z×zasad stosowanych na „normalnych” chłopskich lub ziemiańskich weselach nie dały się tu do końca zastosować. Oczywiście młoda para siedziała na wprost wejścia przy ścianie obitej dywanem, pod obrazem Matki Bożej Kodeńskiej. Księdza dobrodzieja i×stryja Franciszka posadzono obok nich, ale poza tym nieźle się trzeba było nagłowić, żeby nikt ze znaczniejszych gości nie poczuł się urażony. W×końcu po długich naradach stanęło na tym, że szlachta reprezentująca familię Niemyjskich zasiadła po prawej stronie, po lewej zaś usadzono wedle ważności i×starszeństwa chłopów. Z×początku wydawało się zresztą, że nie był to najlepszy pomysł. Goście trzymali się bowiem każdy „swojej” strony i×zanosiło się na to, że będą to dwa odrębne wesela. Na×szczęście wódka zrobiła swoje i×w×miarę wznoszonych toastów dystans pomiędzy weselnikami zaczął się zmniejszać, by niemal całkowicie zniknąć, gdy zaczęły się tańce. Przed oczepinami niektórzy tak się już zbratali, że sami zaczynali się dziwić swoim wcześniejszym obiekcjom.

Zabawa skończyła się nad ranem. Większość pomęczonych biesiadników zaczęła się w×końcu zbierać do domów, gdy na dworze już dobrze szarzało. Rodzinę przybyłą z×dalszych okolic bracia Niemyjscy zaprosili do siebie na śniadanie. Apolonia, choć ledwie trzymała się na nogach ze zmęczenia, nie pozwoliła nikomu wyręczyć się w×ostatnim weselnym obowiązku i×osobiście obdarowywała ciastem wszystkie żegnające młodych ciotki i×kuzynki. Wreszcie gdy w×sali pozostali już tylko oni, nie licząc drużbów i×paru zmęczonych gości pochrapujących pod kożuchami, opadła z×westchnieniem na ławę.

– Zmęczona jesteś?×– szepnął Franciszek, przysiadając obok.

Uśmiechnęła się twierdząco i×wsparła głowę na ramieniu męża. Objął ją jedną ręką, drugą zaś podciągnął jej nogi na swoje kolana i×rozsznurowawszy wysokie trzewiki, ściągnął jeden po drugim, a×potem odstawił na ławę. W×pierwszym odruchu Apolonia podciągnęła prawą nogę, chcąc ukryć skrzywioną stopę. Jednak Franciszek przytrzymał ją, a×po chwili zaczął delikatnie masować, zaczynając od podbicia, poprzez śródstopie, aż do pięty.

– Kocham cię×– szepnął ponownie wprost do ucha dziewczyny. –×Całą, od czubka głowy aż po czubek każdego palca u×stóp.

Ciche westchnienie było jedyną reakcją, jaką usłyszał, ale wtulona w×niego głowa Apolonii i×obejmująca go w×pasie ręka powiedziały mu więcej, niż potrafiłaby ona wyrazić słowami.

Przeprowadzka

Przenosiny Apolonii na nowe gospodarstwo odbyły się stopniowo, nie×– jak zazwyczaj bywało×– z×hałasem i×na oczach całej wsi, która mogła ocenić zasobność posagu po liczbie skrzyń na wozie. Jeszcze przed ślubem Andrzej z×Tadeuszem przewieźli do oddalonych o×siedem kilometrów Olend co większe sprzęty, które Apolonia chciała wziąć z×domu. Raz czy drugi, wracając z×wizyty u×narzeczonej, Franciszek zabierał ze sobą przygotowane przez nią paczki z×książkami i×niemiecką maszynę do szycia, którą kupił jej ojciec. Gdy więc młodzi po śniadaniu w×Niemyjach, które przeciągnęło się aż do popołudnia, zajechali wreszcie przed swój dom, Michał powożący bryczką wyniósł z×niej jedynie dwa sakwojaże i×wielki kosz, do którego Agata pieczołowicie zapakowała fajansowy, malowany w×róże komplet do herbaty×– pamiątkę po zmarłej matce Apolonii. Franciszek pomógł żonie zejść z×bryczki i×trochę dumny, trochę zaś onieśmielony otworzył furtkę wiodącą na podwórko.

Liczące blisko trzysta dusz Olendy były typową ulicówką ciągnącą się przez ponad pół kilometra wzdłuż piaszczystej, latem niemiłosiernie kurzącej się drogi. Położone niecałe dwa kilometry od szosy, otoczone były polami i׳ąkami gdzieniegdzie poprzecinanymi rzadkimi zagajnikami. Teren był tu zupełnie płaski, ziemia zaś średniej i×słabej klasy, pylista, żytnio-ziemniaczana, podzielona na mnóstwo niewielkich poletek i×pastewników. W×samej wsi stało coś koło czterdziestu domostw.

Dom Bąka, usytuowany prawie w×samym środku wsi, był jednym z×najładniejszych. Stosunkowo nowy i×dość przestronny, choć sporo mniejszy niż ten w×Niemyjach, wyróżniał się wśród krytych strzechą zabudowań blachą na dachu, dużymi oknami i×gankiem, podpatrzonym we wsiach szlacheckich. Jak większość domów w×tych stronach ustawiony został szczytem do ulicy, od której oddzielał go maleńki, chyba dość zaniedbany×– jak zauważyła Apolonia×– ogrodzony płotem ogródek. Solidna podmurówka z×kamieni sprawiała, że wychodzące na niego okno zaczynało się wysoko, a×nie jak w×wielu starszych chałupach metr nad ziemią. Od×strony wybrukowanego kamieniami podwórza prowadził do wejścia niewielki, ale solidny ganek z×drewnianą podłogą i×czterema dębowymi schodkami. Po×obu jego stronach znajdowały się drewniane ławki. Na×dwóch słupach wspierających daszek ganku widoczne były suche teraz pędy dzikiego wina, które dawały jednak wyobrażenie o×tym, jak przyjemnie było tu posiedzieć latem. Z×ganku wchodziło się do sieni×– dość ciemnej, ponieważ światło dochodziło do niej tylko przez maleńką szybkę u×góry drzwi wejściowych. Oprócz nich znajdowało się tu jeszcze dwoje innych drzwi. Z×lewej strony główne×– wiodące do mieszkania. W×głębi, na wprost, ukryte za szczebelkowymi schodami prowadzącymi na strych, widoczne były drzwi do dużej komory pełniącej podwójną rolę: spiżarni i×podręcznego składziku. Podłogę w×sieni stanowiła gliniana polepa, jednak w×kuchni i×pokojach położone zostały drewniane deski wyraźnie świadczące o×zamożności gospodarza.

Samo mieszkanie składało się z×trzech pomieszczeń rozlokowanych wokół ogromnego pieca będącego sercem domu. Wprost z×sieni Franciszek wprowadził Apolonię do dużej kuchni. Oprócz nowoczesnej kaflowej angielki z×wysokim drewnianym okapem i׿eliwnym blatem na cztery fajerki od razu rzucił się jej w×oczy duży stół z×dwiema rzeźbionymi ławami i×wielki kredens zakupiony, o×czym wiedziała, przez Franciszka wףukowie niedługo przed ślubem. Z×prawej strony pomieszczenia, w×kącie przy drzwiach, za malowanym w×kwiaty drewnianym parawanem, urządzone zostało coś w×rodzaju umywalni. Na×specjalnym metalowym stojaku umocowana była duża emaliowana miska, obok na niskiej ławeczce stały wiadro i×biały dzbanek z×długim, mocno wygiętym uchem. Pod nią drugie wiadro na brudną wodę. Spore lustro w×pomalowanej na biało, prostej ramie wisiało lekko przechylone do dołu w×rogu między ścianami. W×komplecie nie zabrakło nawet półeczki na przybory toaletowe i×dwóch metalowych wieszaczków na ręczniki.

W×kuchni były dwa okna. Jedno×– od wschodu×– wychodziło na ulicę, drugie×– od południa×– na podwórze. Na×wprost okna od podwórza znajdowało się wejście do pokoju. Był on nieco mniejszy i×ciemniejszy od słonecznej i×przestronnej kuchni. W×pomieszczeniu znajdowały się co prawda również dwa okna, ale obydwa umieszczono w×północnej ścianie domu, a×w×dodatku wychodziły one na mały sad, a×to sprawiało, że w×pokoju zawsze panował lekki półmrok. Jako kawaler Franciszek rzadko przebywał w×tym pomieszczeniu i×wyraźnie było widać, że potrzeba tu kobiecej ręki, aby stało się ono przytulne.

Wchodząc do alkierza, który znajdował się z×prawej strony, Apolonia lekko zarumieniła się na widok wielkiego podwójnego łóżka stojącego pod zachodnim oknem. Franciszek oczywiście nic jej nie wspomniał, że zostało ono zakupione zaledwie kilka tygodni wcześniej razem z×kredensem i×dużą trzydrzwiową szafą, którą także ustawił w×alkierzu. Wcześniej sypiał na starym, wąskim łóżku po rodzicach, które teraz zostało wyniesione do komory.

W×całym zresztą domu, co bez trudu zauważyłby każdy, kto bywał w×nim wcześniej, zaszło sporo zmian. Franciszek skąpcem nie był, więc nie żałował pieniędzy, by przygotować gniazdko dla Apolonii. Bywał u×Niemyjskich i×choć kompleksów związanych ze swym chłopskim stanem nie miał, widział, w×jakich warunkach żyli. Ich dom nie był oczywiście żadnym dworem×– takich w×okolicy było niewiele. Jednak w×porównaniu z×chłopskimi chatami, a×nawet wieloma domami w×innych zaściankach, wyróżniał się wielkością i×wygodami. Takich samych on oczywiście zapewnić żonie nie mógł, ale postarał się, by mogła czuć się dobrze w×nowym otoczeniu. Oprócz wspomnianych mebli dokupił sporo drobniejszych sprzętów użytkowych, a×nawet pokusił się o×pewne zbytki, które podpatrzył w×Niemyjach albo do których nabycia namówił go stary Rotbaum, u×którego robił zakupy.

Najbliżsi sąsiedzi, którzy zaglądali do Franciszka w×trakcie tych przygotowań, na przemian to podziwiali jego poczynania, to je wykpiwali. O×ile zakup mebli był czymś zrozumiałym, nawet budzącym zazdrość, to niektóre rzeczy×– jak chociażby wyklejenie alkierza tapetą w×bukieciki konwalii i×róż×– wydawały się śmieszne lub wręcz dziwaczne. Apolonia jednak w×pełni doceniła te starania.

– Ślicznie tu wszystko urządziłeś, ach, jak ślicznie×– powtarzała co i×rusz.

Naprawdę wszystko jej się podobało, chociaż oczywiście po kobiecemu od razu zaczęła w×głowie planować zmiany, ciesząc się jak dziecko, któremu dano nową, wspaniałą zabawkę. Tu×postawi się komodę, a×tu będą pasowały te chodniczki, co jej utkała Agata. A×w×oknach koniecznie trzeba będzie postawić geranium, bo ona tak lubi jego zapach. I×siatkowe firanki w×pokoju. W×kuchni mogą zostać te perkalowe, ale w×pokoju musi być elegancko.

Słuchając żony i×patrząc na jej uśmiechniętą twarz, Franciszek odczuwał ogromne zadowolenie i×coś w×rodzaju ulgi. W×głębi duszy obawiał się trochę jej reakcji na to gospodarstwo, które z×taką troską i×miłością przez kilka tygodni szykował. Uszczęśliwiony objął Apolonię, a×potem podniósłszy ją lekko do góry, zawołał:

– To×wszystko dla ciebie, serce moje! Wszystko dla ciebie. A×jeśli czegoś ci brakuje, mów, nie bój się, tylko mów. Ja×do tej pory niewiele o×takie rzeczy dbałem, bo nie było po co i×dla kogo. Ale teraz tak mnie raduje, żeś ty zadowolona. Kochaj mnie, Poleńka, kochaj, bo ja kocham cię jak nikt i×gotów żem nieba ci przychylić.

Zasypał żonę pocałunkami, aż zarumieniona, ze śmiechem z×ramion mu się wykręciła, bo jeszcze ją nieco krępował. Szczerze powiedziawszy, całą jej radość z×małżeństwa i×nowego życia, które miała rozpocząć, przyćmiewała ta jedna myśl. Miała w×końcu swoje lata i×swoje potrzeby, młodziutką dziewuszką nie była. A×jednak dręczyła ją niepewność, jak to będzie, gdy w×końcu pójdą razem z×Franciszkiem do łóżka. Kochała go przecież, miło jej było, gdy tak o×nią zabiegał. Uwielbiała jego wyznania i×pocałunki, którymi ją w×czasie narzeczeństwa obdarzał. Aż×drżała i×nogi jej miękły, gdy kilka razy dotknął ustami jej karku i×szyi, ale tego, co dalej, trochę się bała. To×dziwne pogmatwanie sprzecznych ze sobą uczuć wywoływało w×niej zmieszanie, które starała się z×całej siły ukryć. Teraz też nieco sztuczną wesołością odsunęła na jakiś czas tę chwilę, na którą czekała i×która w×końcu nadejść musiała. Franciszek nie naciskał, zwłaszcza że dzień był jeszcze jasny.

– A×może chcesz, żebym i×obejście ci dzisiaj pokazał?×– spytał.

Apolonia, zadowolona z×takiego obrotu sprawy, skwapliwie się zgodziła i×po chwili znów znaleźli się na ganku. Stamtąd zeszli na podwórze×– długie i×dość wąskie, jak wszystkie podwórza w×Olendach. Naprzeciwko ganku, pod płotem oddzielającym je od ogrodu Wasaków, rosło kilka młodych drzew wiśniowych. Z×drugiej strony, za domem, znajdował się sadek z×kilkunastoma jabłoniami i×wysoką gruszą, która, jak zapewniał Franciszek, rodziła najsmaczniejsze owoce w×całej wsi. Podwórze oddzielała od gumna brama i×mała furtka. Nie było ono brukowane, lecz stanowiło sporej wielkości żwirowy majdan gdzieniegdzie poprzerastany zmarzniętą teraz trawą. Z×lewej jego strony, tuż za furtką, Apolonia dostrzegła wspólną dla dwóch sąsiadujących ze sobą gospodarstw studnię z×korbą i×dwa koryta do pojenia zwierząt, a×dalej tylne ściany sąsiedzkich zabudowań. Z×prawej ciągnęły się budynki gospodarcze×– najpierw szpichlorek i×drewutnia, potem chlewik, stara drewniana obora i×murowana stajnia, którą Franciszek postawił parę lat wcześniej, a×na końcu kurnik. Stajnia, a×zwłaszcza dwa wałachy i×kobyła, które tam stały, były największą dumą gospodarza. Zarówno samo pomieszczenie, jak i×zwierzęta były świetnie utrzymane. Teraz również Michał oporządzał tam dwa konie, które niedawno wyprzągł z×bryczki. Całe obejście zamykała stojąca prostopadle do innych budynków stodoła, za którą znajdowało się wąskie przejście wiodące do ogrodu. Ku×miłemu zaskoczeniu Apolonii na końcu zabudowań, skromnie ukryty przy bocznej ścianie stodoły, znajdował się też drewniany wychodek×– widok jeszcze niezwykle rzadki w×większości wsi nie tylko chłopskich, ale i×szlacheckich.

Obszedłszy wszystkie kąty gospodarstwa, młodzi małżonkowie wrócili do domu. Franciszek zapalił dwie lampy naftowe, bo zbliżała się piąta i×powoli zapadał lutowy zmierzch. Apolonia pokręciła się trochę po kuchni, dołożyła kilka drew do pieca, pozaglądała w×zakamarki, to i×owo komentując, chwaląc lub zadając pytania. Wreszcie zamilkła i×niepewna przysiadła na ławie na wprost uśmiechającego się do niej męża. Co×teraz? Nieco spłoszona szukała w×myśli tematu czy zajęcia, które pozwoliłyby jej przełamać onieśmielenie.

– Może jesteś głodny? W×końcu od dziś jestem tu gospodynią i×powinnam coś ci naszykować. A×może herbaty się napijesz?

– Nic nie chcę, chyba że ty×– odpowiedział, po czym wziął ją za rękę i׳agodnie, ale stanowczo zmusił, by przeniosła się na jego stronę stołu.

Gdy usiadła obok, sięgnął rękoma do jej głowy i×wyciągnął kilka szpilek, którymi miała upięte włosy. Gęste i×ciemne opadły prostymi pasmami na ramiona. Pogładził je, potem delikatnie zaczął ją całować. Najpierw dłonie, potem przedramiona. Wreszcie nie spiesząc się, rozpiął na plecach kilka haftek jej świątecznej sukni, na którą przed wyjazdem zamieniła ślubny strój. Gładząc jedną ręką jej kark, muskając ustami szyję, drugą przytrzymywał ją w×pasie, wyczuwając, że inaczej mogłaby się mu wymknąć.

I×rzeczywiście początkowo lekko zesztywniała, a×gdy przez cienkie płótno halki poczuła jego dłoń na swych plecach, odruchowo szarpnęła się, jakby chcąc się uwolnić. W×końcu jednak odprężyła się, objęła męża i×nieśmiało sama zaczęła pieścić jego plecy i×głowę.

Franciszek we wsi uważany był już za starego kawalera, miał jednak doświadczenie z×kobietami. Przystojny, barczysty, noszący się ze swoistą, podpatrzoną w×mieście elegancją, podobał się wielu pannom, a×i×mężatki bywały mu przychylne. Zwłaszcza że przy tym był dyskretny i×nigdy nie przechwalał się swoimi erotycznymi przygodami. Nie szukał okazji na siłę, ale gdy się trafiła, chętnie z×niej korzystał. Lubił kobiety i×miał w×sobie jakąś wrażliwość, która je do niego ciągnęła. Nigdy jednak się nie zakochał, a×wszelkie sugestie dotyczące ożenku zbywał śmiechem lub wzruszeniem ramion.

Gdy poznał Apolonię, od razu mu się spodobała. Była inna od wiejskich dziewczyn, z×którymi najczęściej miał do czynienia. Nie przypominała też znanych mu szlachcianek, które choć próbowały zazwyczaj okazywać mu swoją wyższość, jednocześnie strzelały za nim oczami i×kokietowały go. Apolonia wydała mu się naturalna, nie było w×niej tej sztucznej zalotności, którą często dostrzegał u×panien na wydaniu. Emanował z×niej spokój. Jednak Franciszek wyczuwał, że są w×niej siła i×zdecydowanie, które mu imponowały. Oczywiście początkowo nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłoby ich łączyć coś więcej. Z×czasem jednak złapał się na tym, że szuka pretekstów, by móc z×nią porozmawiać lub chociaż ją zobaczyć. Uświadomił sobie, że przestał w×ogóle zwracać uwagę na inne kobiety, choć niejedna z×tych, które obdarzały go zainteresowaniem, była nawet ładniejsza od Apolonii. Niemal nie dostrzegał jej kalectwa. Dla niego była piękna i×tylko ona się teraz liczyła. W×końcu gdy poczuł, że nie da rady już dłużej się męczyć, zebrał się na odwagę i×wyznał jej wszystko.

I×oto teraz trzymał ją w×ramionach, czując, jak z×każdą chwilą wzmaga się tak długo trzymane na wodzy pożądanie. Wiedział, że Apolonia też go pragnie, choć dostrzegał jej lęk. Powoli zsunął jej z×ramion sukienkę, jedną po drugiej uwolnił ręce z×wąskich rękawów. Objęła go i×nawet zaczęła oddawać pocałunki, lecz znów lekko się spłoszyła, gdy pochylił się i×zsunąwszy ramiączka halki, delikatnie zaczął muskać językiem jej sutki. Zaskoczyła go ich delikatna różowość przy raczej ciemnej karnacji skóry i×sporym rozmiarze miękkich, okrągłych jak jabłka piersi. Objął je dłońmi, a×jeden z×sutków otoczył ustami i×zaczął delikatnie ssać, nie przestając jednocześnie pieścić go kolistymi ruchami języka. Czuł, że podniecenie go rozpiera, jednak wiedział, że musi jeszcze nad nim panować. Oddech Apolonii stawał się coraz szybszy, a×palce jej lewej dłoni coraz mocniej wciskały się w×jego bark. W×pewnym momencie głośno jęknęła. Podniósł głowę. Miała zamknięte oczy, a×powieki drgały jej jakby w×lekkim tiku. Podniósł ją z׳awy, na której siedzieli, i×przeniósł do alkierza. Było tu dość ciemno, lecz nie odważył się wrócić po lampę, aby jej nie spłoszyć. Położył żonę na łóżku i×pochyliwszy się, powoli dalej ją rozbierał. Zdjął jej buty, potem podsunąwszy delikatnie do góry spódnicę, zrolował pończochy wraz z×podtrzymującymi je gumowymi podwiązkami. Pocałował jej uda w×miejscach, gdzie się odcisnęły, potem zaczął gładzić brzuch, równocześnie centymetr po centymetrze zsuwając w×dół perkalowe majtki. Leżąc z×boku, widział, że jednym z×ramion zasłoniła twarz. Sięgnął po jej drugą rękę i×wsunął sobie pod rozpiętą na piersiach koszulę, po czym przełożył nogę nad jej udami. Wiedział, że poczuła twardy ucisk jego penisa. Cały czas gładząc i×całując jej ciało, zaczął gmerać przy rozporku, po czym pomagając sobie stopami, trochę niezdarnie ściągnął buty i×spodnie. Ukląkł nad nią i×jedną ręką uniósł do góry jej pośladki. Jęknęła, jakby protestując, i×gwałtownie cofnęła biodra. Nie pozwolił jej jednak na to. Przytrzymał je i×powoli, lecz zdecydowanie w×nią wszedł. Krzyknęła. Przestraszony, na chwilę zamarł w×bezruchu. Później bardzo wolno zaczął się w×niej poruszać. Próbował nie myśleć o×tym, co robi, ale z×każdym ruchem narastały w×nim fale podniecenia, które tak długo powstrzymywał. Wreszcie przerwały tamę. Na×moment zapomniał, że może sprawiać jej ból. Gwałtownie, niemal z×wściekłością poruszał biodrami, aż wzbierające nasienie trysnęło z×jego członka równocześnie z×chrapliwym jękiem, który wydobył się z×jego gardła. Jeszcze przez chwilę pochylał się nad żoną, w×końcu opadł bokiem na łóżko, tuląc ją gwałtownie do siebie. Odwzajemniła uścisk. Wtedy, przestraszony, pojął nagle, że Apolonia płacze. Ogarnięty straszliwymi wyrzutami sumienia zaczął całować jej mokre policzki i×szeptać słowa przeprosin. Zdumiał się jeszcze bardziej, gdy zdusiła mu je w×ustach gwałtownym, gorączkowym pocałunkiem.

*

Apolonia zbudziła się nagle i×w×szarawej ciemności zbliżającego się dnia przez chwilę nie mogła uświadomić sobie, gdzie się znajduje. Delikatny pulsujący ból i×wilgotna lepkość na udach przypomniały jej o×tym, co się stało. A×więc to już. Odwróciwszy głowę, wpatrzyła się wלpiącego obok niej męża. Leżał na boku, zwrócony twarzą w×jej stronę. Prawą rękę również miał wyciągniętą w×jej kierunku, jakby bał się, że może mu zniknąć lub uciec. Oddychał równo i×spokojnie, leciuteńko poświstując przez nos.

Ogarnęła ją fala tkliwości, jakiej nigdy dotąd nie doświadczyła. Jest jej, tylko do niej teraz należy ten dorodny mężczyzna o×dużych, a×tak niewiarygodnie czułych dłoniach. Zanim zasnęli, Franciszek przykrył ich kołdrą, na której wcześniej leżeli. Teraz jednak większa jej część otulała grubym kokonem Apolonię, on zaś leżał niemal całkowicie odkryty. Przyglądała się mu chciwie przez dłuższy czas, po raz pierwszy z×tak bliska mogąc nasycić wzrok męską nagością.

W×końcu jednak powoli wysunęła się spod ciepłego okrycia, przynaglona tępym kłuciem w×przepełnionym do granic możliwości pęcherzu. Podniosła z×podłogi halkę i×narzuciwszy ją szybko przez głowę, pochyliła się nad śpiącym i×bardzo ostrożnie przykryła go kołdrą. Poruszył się lekko, lecz nie obudził. Wtedy zebrała pozostałe części garderoby i×bezszelestnie wyszła, przymykając za sobą drzwi.

W×kuchni dopalały się lampy, których wczoraj nie zgasili. Podniosła klosze i×zdmuchnęła oba lekko już kopcące się płomienie. Robiło się widno, musiało więc już być po szóstej. W×piecu prawie wygasło, ale woda w×stojącym na płycie wielkim saganie ciągle była ciepła. Ostrożnie nalała jej do miski, którą postawiła na podłodze za parawanem. Szczelnie domknęła jego skrzydła i×wystawiwszy spod ławki wiadro, wysikała się, przerywając co chwilę, bo wydawało się jej, że w×miękkiej ciszy zimowego ranka odgłos pluskającego moczu brzmi przeraźliwie głośno.

Gdy skończyła, pochyliła się nad miską. Najpierw obmyła twarz i×pachy. Później weszła do miski i×namydliła krocze. Woda bardzo delikatnie podbarwiła się, ale tak naprawdę Apolonię zaskoczyło, że tak niewiele krwawiła. Z×krótkich i×niewyraźnych napomknień Agaty, a×zwłaszcza z×lektury pewnej książki potajemnie kupionej w×małym żydowskim sklepiku wףukowie, wynikało, że defloracja to bolesne i×krwawe przeżycie, które kochająca kobieta musi ścierpieć z×miłości do mężczyzny. No×cóż, miał rację Andrzej, podśmiewając się czasem z×jej upodobania do romantycznych powieści.

Skończywszy toaletę, wylała brudną wodę do wiadra i×włożyła bieliznę oraz pończochy. Lekko zafrasowana przewiesiła przez oparcie ławy straszliwie zmiętą sukienkę. Fakt, zdjęła ją, a×właściwie zrobił to Franciszek, dość późno×– już po wszystkim×– odrzucając wraz z×nią resztki wstydu, który wcześniej czuła. No×nic, odprasuje ją później. Z×jednej z×toreb, które ciągle stały nierozpakowane na podłodze, wyjęła bluzkę, spódnicę i×rozpinany sweter. Ubrawszy się, zaczęła szukać butów. W×tym momencie w×drzwiach pokoju stanął Franciszek. Był w×spodniach i×koszuli, ale nogi tak jak i×ona miał bose. Ich spojrzenia spotkały się. W×pierwszej chwili Apolonia poczuła, że się rumieni, jednak uśmiech męża i×jego ramiona czule wyciągnięte w×jej stronę przypomniały, że przecież nie ma już między nimi żadnej przeszkody, że są jedną duszą i×jednym ciałem. Szczególnie ciałem. Podeszła więc i×wtuliła się w×niego biodrami, biustem i×twarzą.

– Poleńka, śliczna ty moja×– wymruczał jej do ucha i×znacznie pewniejszymi ruchami niż poprzedniego wieczoru zaczął pieścić przez bluzkę jej piersi, ustami muskając szyję i×wgłębienie obojczyka. Najwyraźniej gotów był wszystko powtórzyć, ona jednak ciągle odczuwała pewien dyskomfort spowodowany lekkim pieczeniem w×kroczu. Odsunęła się więc nieco i×ze śmiechem zawołała:

– Nie zimno ci w×nogi? Nie wiem, gdzie podziałam trzewiki.

Stropił się lekko, ale spojrzawszy w×dół, roześmiał się i×wrócił do alkierza, skąd po chwili przyniósł w×jednej ręce jej, w×drugiej swoje buty.

– Chodź, mój kopciuszku, przymierzę ci pantofelki.

Gdy się wreszcie całkowicie ubrali, w×kuchni zrobiło się jasno od jaskrawych promieni, którymi poranne słońce rozświetliło mroźny lutowy dzień. Dochodziła siódma i×z×zewnątrz zaczęły docierać do nich zwykłe wiejskie odgłosy: szczekanie psów, zgrzyt korby obracanej przy studni u×sąsiadów i×niewiarygodnie głośne, radosne ćwierkanie wróbli, których całe stadko przysiadło na płocie i×uschłych badylach w×ogródku od strony ulicy.

W×oknie od strony podwórza mignęła głowa Michała, który×– trochę później niż zwykle×– przyszedł do porannego obrządku. Parobek Franciszka miał dziewiętnaście lat i×był najstarszym synem Puzychów mieszkających dwa domy dalej. Była to jedna z×najbiedniejszych rodzin w×Olendach, z×tych, którym Pan Bóg pobłogosławił licznym i×zdrowym potomstwem, ale poskąpił majątku. Cztery morgi słabych gruntów, w×dodatku poszatkowanych na kilkanaście bodajże kawałków, z×trudem żywiły jedenaście osób. Propozycję Franciszka, by chłopak pomagał mu w×gospodarce, przyjęto więc tam z×zadowoleniem×– oznaczało to bowiem parę dodatkowych groszy, bo Michał z×tego, co zarobił, znaczną część oddawał matce na utrzymanie. Franciszek również był usatysfakcjonowany. Parobek×– uczciwy i×od małego przyuczony do pracy×– był naprawdę pomocny i×teraz, po prawie dwóch latach, stał się właściwie prawą ręką gospodarza. Trochę robił w×polu, zajmował się obrządkiem. Jednak jego ulubionym zajęciem, zwłaszcza w×zimie, była robota przy koniach i×zwózce drewna. Rosły i×zwinny, świetnie powoził i×nigdy jeszcze się nie zdarzyło, by wyładowany wóz ugrzązł mu gdzieś w×rozmiękłych koleinach, co przytrafiało się dużo starszym od niego wozakom. Franciszek lubił go i×dobrze mu płacił żywą gotówką, a×nie×– jak bywało u×innych×– w×naturze.

Dostrzegłszy chłopaka przez okno, Bąk narzucił na siebie krótki kożuszek wiszący na gwoździu przy drzwiach i×wyszedł na chwilę, żeby wydać mu dyspozycje.

Apolonia przyglądała mu się przez szybę. Patrząc na męża rozmawiającego z×chłopcem, czuła, jak przepełnia ją szczęście i×coś w×rodzaju dumy. Postawiła na swoim. Jest mężatką, gospodynią, a×ten przystojny mężczyzna należy do niej i×nikt jej go nie odbierze. Dobrze wiedziała, że jej małżeństwo niektórym było nie w×smak. Zdawała też sobie sprawę z×tego, że Andrzej i×Tadeusz mieli sporo racji, martwiąc się o×nią. Przyszła tu obca i×wcale się nie łudzi, że będzie jej łatwo pokonać ludzką niechęć. Ale to nic, ludzie jej nie obchodzą, niech gadają. Z×czasem przywykną, a×ona Franciszka kocha i×udowodni, że nie jest żadną paniusią, tylko normalną kobietą, która stworzy mu dom, a×z×czasem×– uśmiechnęła się bezwiednie×– może rodzinę. Z×zamyślenia wyrwał ją Franciszek, który zastukał w×okno.

– Zaraz wracam, pójdę jeszcze po drewno do palenia×– zawołał głośno, by mogła go usłyszeć przez dubeltowe szyby.

Uśmiechnięta kiwnęła głową, a×gdy odszedł, energicznie zabrała się do pracy. Najpierw zajęła się piecem. Rozgrzebawszy pogrzebaczem przyduszony już mocno żar, położyła na nim kilka sosnowych szczapek, suszących się w×tym celu pod kaflową ścianą. Gdy się zajęły, odsunęła trochę szyber i×ostrożnie dołożyła parę polan. Zajrzała do popielnika. Był prawie pełny, więc szufelką wybrała popiół do wiadra. Zanim wrócił Franciszek, zdążyła jeszcze nalać wodę do wielkiego czajnika i×odsunąwszy dwie fajerki, ustawić go nad dobrze już buzującym ogniem.

–Oho, widzę, że już zaczęłaś się rządzić×– zawołał wesoło, ostukując w×progu podeszwy butów. Zrzucił polana pod piecem i×nie zdejmując kożucha, znów objął ją wpół. Pachniał mrozem, drewutnią i×oborą, a×jego dwudniowy już zarost drapał jej policzki, gdy ją całował. –×Moja gosposia×– mruczał jej do ucha, a×ona szczęśliwa gładziła go po krótko ostrzyżonych, ciemnych włosach.

Niemal nie mogła uwierzyć, że może być tak dobrze, tak błogo. Nieprzyzwyczajona do fizycznej bliskości×– każdej, nie tylko tak intymnej, ze zdumieniem odkrywała teraz, jak bardzo były jej potrzebne czułość i×to poczucie jedności, które narastało w×niej od wczorajszego wieczoru. Nie było to nawet do końca odczucie erotyczne, chociaż dotyk rąk męża wywoływał w×niej przyjemne drżenie i×pulsujące ciepło w×podbrzuszu. Podobne podniecające doznania miewała już w×czasie lektury niektórych powieści i×w×snach, które ją czasem nawiedzały, a×po przebudzeniu zostawiały przykry niedosyt, co z×kolei wywoływało pewien rodzaj zażenowania. Teraz jednak przepełniały ją radość i×niesamowite poczucie spełnienia, jakiego nigdy dotąd nie zaznała. Nie opierała się więc, kiedy Franciszek pożądliwie wsunął zimne dłonie pod jej spódnicę i×objąwszy nimi jej pośladki, przylgnął do niej ciasno biodrami. Obejrzała się nieco spłoszona na okno, ale bez oporów dała się pociągnąć do alkierza, gdzie czekało na nich ciągle jeszcze skotłowane po ostatniej nocy łóżko.

Sąsiedzi

Powoli wszystko wracało do normy. Rozgardiasz i×podekscytowanie wywołane ślubem, weselem i×wszystkimi zmianami, jakie się z×tym wiązały, stopniowo mijały, chociaż dla Apolonii cała wiosna była okresem aklimatyzacji do nowych warunków. Jeśli chodzi o×nowy dom, od razu poczuła się w×nim u×siebie, może nawet bardziej niż w×rodzinnym. Podobnie było z×rolą mężatki, w×którą weszła niemalże równocześnie z×przekroczeniem jego progu. Najtrudniejsze okazały się stosunki z×sąsiadami. Oczywiście nikt, przynajmniej jawnie, nie okazywał jej niechęci, wręcz przeciwnie×– spotykała się raczej z׿yczliwością. Czuła jednak, że potrzeba czasu, aby ją w×pełni zaakceptowano i×aby ona odnalazła się w×nowym środowisku. Oba światy×– chłopski i×drobnoszlachecki×– funkcjonowały obok siebie w×zasadzie bezkolizyjnie. Tolerowano się wzajemnie i×generalnie nie wchodzono sobie w×drogę, zwłaszcza że relacje bardziej dotyczyły strefy interesów gospodarskich niż towarzyskich. Jednak koligacenie się ze sobą było czymś niezwyczajnym i×choć nie dało się tego do końca racjonalnie wytłumaczyć×– jakby niestosownym. Instynktownie wyczuwano, że pomiędzy mieszkańcami zaścianków i×wsi chłopskich istnieją spore różnice, chociaż dla kogoś z×zewnątrz były one trudne do zauważenia. Stan majątkowy nie zawsze był tu właściwym kryterium podziału. Bardziej chodziło o×różnice w×mentalności, sposobie bycia, obyczajowości. Apolonia dość szybko zdała sobie sprawę z×tego, że będzie jednak miała pewien problem, zanim nauczy się żyć z×tymi ludźmi. Przed ślubem uważała, że każdy, kto wskazywał jej jakieś przeszkody w×planowanym małżeństwie, robił to jedynie po to, by ją do niego zniechęcić. Teraz jednak zdała sobie sprawę, że było w×tym sporo racji. Uświadomiła to sobie wyraźnie już kilka dni po ślubie. Akurat wypadały ostatki i×Józef Wasak, który im świadkował, zaprosił ich do siebie.

– Przyjdźcie wieczorem po obrządku. Będzie paru znajomków. Magda z×matką pączków nasmażyły. Wypijemy, pogadamy×– zachęcał. –×Akurat dobra okazja się trafiła, żeby sąsiedzi się z×nową gospodynią zaznajomili.

Oczywiście poszli, nie wypadało odmówić, choć Apolonia wolałaby spędzić wieczór tylko z×mężem. Franciszek wziął flaszkę wódki, ona naszykowała miskę faworków. Zamiast kilku „znajomków” u×Wasaków zastali chyba ze dwanaście osób. Oprócz starej Wasakowej i×siedemnastoletniej siostry Józefa Apolonia nie znała właściwie nikogo i×od pierwszej chwili czuła się trochę nieswojo. Nie przywykła skupiać na sobie uwagi innych, a×tu właściwie nikt nie ukrywał, że przyszedł zobaczyć, jaką to żonkę Franciszek sobie wybrał. Zupełnie jawnie taksowano ją wzrokiem. No×cóż, w×zasadzie nie było w×tej ciekawości niczego złego. Zdawała sobie sprawę, że nawet nieco dwuznaczne żarciki, które padały przy stole, mieściły się w×konwencji rozmów oלwieżo poślubionych małżonkach. Nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że dla większości zebranych była swego rodzaju dziwolągiem. Patrząc na nich, uśmiechając się, wyobrażała sobie równocześnie, co mogą myśleć. Nie dość, że szlachcianka, to w×dodatku kaleka. Zaślepiło Bąka jak nic. Ciekawe, jak taka paniusia poradzi sobie w×chłopskim domu. Pewnie w׿yciu rączek żadną prawdziwą robotą nie ubrudziła.

Do×rozmowy przy stole rzadko się wtrącała. Dla kogoś, kto ją znał, nie było w×tym nic dziwnego, nie należała wszak do nadmiernie gadatliwych kobiet. Wyczuwała jednak, że jej milczenie nie jest dobrze odbierane, aלwiadomość ta powodowała jeszcze większe onieśmielenie. Czuła się niezręcznie, zwłaszcza że wkrótce alkohol rozluźnił atmosferę i×sprawił, że w×miarę powściągliwi na początku biesiadnicy zaczęli zachowywać się coraz swobodniej. Gwar narastał, dyskusje przy stole stawały się chwilami dość zażarte. Apolonia nie pijała alkoholu i×w×ogóle nie lubiła wstawionego towarzystwa. W×jej domu rodzinnym piło się umiarkowanie, a×w×gościach rzadko bywała, nie przywykła więc do takich sytuacji. Raziły ją zaczerwienione twarze mężczyzn, męczyły podniesione głosy i×coraz większy zaduch w×zatłoczonej izbie. Coraz trudniej było też udawać, że bawią ją sypiące się jak z×rękawa dowcipy. Starała się oczywiście zachowywać swobodnie, ale po pewnym czasie zaczęła rzucać niespokojne spojrzenia na męża. Franciszek nie pił dużo. Raz, że w×ogóle był raczej z×tych niepijących, dwa×– ze względu na żonę. Zorientował się, że nie czuje się dobrze, nie mogli jednak zbyt szybko wyjść, żeby gospodarze nie poczuli się urażeni. Zaczęli się zbierać dopiero przed jedenastą, odprowadzani trochę niewybrednymi żarcikami o×napalonych małżonkach.

Szykując się do snu, Apolonia próbowała się jakoś wytłumaczyć Franciszkowi, on jednak zbagatelizował całą sprawę.

– Nie przejmuj się, przecież nic się nie stało. To×porządni ludzie, życzliwi, na pewno zrozumieją, że poczułaś się zmęczona. A׿e trochę pożartowali? Podpili sobie, to i×na żarty im zeszło, ale jestem pewien, że nie mieli nic złego na myśli.

– A×mnie się zdaje, że oni uważają mnie za dziwaczkę. Widziałeś, jak na mnie patrzyli? Na×pewno teraz tam o×tym gadają, mówię ci×– przekonywała.

– Może i×gadają, ale Pola, na litość boską, to normalne, że są ciebie ciekawi. Pogadają, pogadają, aż w×końcu przestaną. Jesteś tu nowa, sama wiesz, że nasz ślub to dla niektórych była mała sensacja. Chłop i×szlachcianka×– tego jeszcze w×Olendach nie było. Muszą się przekonać, że jesteś jak inne kobiety. No×na przykład, że nie masz trzech nóg albo ogona×– zażartował.

– Tak, ale kuternoga jestem, to wszyscy widzą. Zauważyłeś, jak te dwie młodsze, nie pamiętam, jak się nazywały, szeptały do siebie, jak wychodziliśmy? Myślały, że nie patrzę, ale wiem, że o×mnie plotkowały×– odpowiedziała trochę rozżalona. –×Na×pewno uważają, że cię zaślepiło albo jeszcze lepiej, że ci coś zadałam.

– A×zadałaś?×– mruknął, całując ją w×szyję, a×potem pociągnął na łóżko, szepcząc: –×Może i×zadałaś, bo oszalałem na twoim punkcie, ty moja czarownico.

Tak zresztą w×większości kończyły się tego typu rozmowy, bo Franciszek po prawdzie nie do końca rozumiał, o×co jej chodzi. Sam w×pewnym sensie przekroczył granice swego świata już dawno i×nie patrzył na niektóre sprawy tak ostro jak ona. Do×tego był bez pamięci zakochany i×w×ogóle niewiele w×tym okresie poza własnym szczęściem zauważał.

W×końcu Apolonia doszła do wniosku, że może rzeczywiście jest trochę przewrażliwiona, i×postanowiła po prostu dać sobie więcej czasu. Zresztą życie toczyło się normalnie. W×dzień domowa krzątanina i×książki, w×nocy zachłanna miłość sprawiały, że nie pozostawało jej wiele czasu na zbędne rozmyślania. Post, który właśnie się rozpoczął, nie sprzyjał kontaktom towarzyskim, rzadko więc musiała przeżywać sytuacje podobne do tej w×ostatki. Jedynie czasem w×kościele zauważyła czyjeś zaciekawione spojrzenie. Z×wiosną trzeba było jednak wyjść do ludzi i×w×tym okresie znów odżyły jej niepokoje z×pierwszych dni po ślubie.

W×czasach panieńskich Apolonia zajmowała się domem i×ogródkiem kwiatowym, jednak miała tam do pomocy niezastąpioną Agatę, a×gospodarstwem rządzili bracia. Teraz musiała podejmować decyzje sama i×nagle okazało się, że nie wszystko było takie oczywiste, jak się jej wydawało. Franciszek przez wiele lat prowadził kawalerskie gospodarstwo, nie był więc nazbyt wymagający, a×do pewnych rzeczy niemal zupełnie nie przywiązywał wagi. Jednak Apolonia ambicjonalnie podeszła do swej nowej roli, nie chcąc okazać się niezaradna w×jego oczach i×może jeszcze bardziej w×oczach sąsiadów. Z×wieloma sprawami radziła sobie doskonale, ale okazało się, że niektóre gospodarskie czynności po prostu ją przerastają. Ot,×choćby kwestia kur. W×Niemyjach drób po prostu był, nigdy nawet jej nie przyszło do głowy, że tyle koło niego zachodu. Franciszek nie zawracał sobie tym głowy, jajka kupował u×sąsiadów. Apolonia uznała jednak, że muszą mieć własne. Przełamała się więc i×po raz pierwszy od przyjazdu postanowiła poprosić kogoś o×radę.