Strona główna » Poradniki » Boska bez włoska. Jak przetrwać terapię raka piersi, zachować kobiecość i nie zwariować

Boska bez włoska. Jak przetrwać terapię raka piersi, zachować kobiecość i nie zwariować

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-65506-39-9

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Boska bez włoska. Jak przetrwać terapię raka piersi, zachować kobiecość i nie zwariować

KIEDY TO PRZYDARZY SIĘ TOBIE…

PORADY OD KOBIETY, KTÓRA WYGRAŁA Z RAKIEM PIERSI!

Gdy u Andrei zdiagnozowano raka piersi, chciała dowiedzieć się dosłownie wszystkiego o tej chorobie. Pożerała wszystkie możliwe książki i artykuły na ten temat. Internet stał się jej drugim domem – to tam szukała porad i wskazówek, dzięki którym chciała odnaleźć wewnętrzny spokój. Nic jednak nie przygotowało jej na to, czego dopiero miała doświadczyć na skutek przejścia operacji, chemio- oraz radioterapii.

Nie wiedziała, jak radzić sobie z dojmującym bólem i złym samopoczuciem. Nie sądziła, jak ogromne zmęczenie będzie odczuwała – nie miała też pojęcia, jak należy je redukować. Nikt jej nie powiedział, w którym momencie powinna się spodziewać początku wypadania włosów. Andrea potrzebowała wtedy konkretnego, kompleksowego poradnika: takiego, który nie tylko w szczery i empatyczny sposób pokazałby, czego należy oczekiwać w tym trudnym czasie, ale przede wszystkim który pokazałby nadzieję na lepsze jutro.

Boska bez włoska to odpowiedź Andrei Hutton skierowana do kobiet, u których zdiagnozowano raka piersi. To szczery i ciepły poradnik okraszony subtelnym humorem i mnóstwem inspiracji, w którym Andrea dokładnie wyjaśnia, czego należy się spodziewać w trakcie leczenia i po nim, a także pokazuje, jak sobie radzić ze specyficzną emocjonalną karuzelą, na którą mimowolnie wsiadają chore kobiety.

TO KSIĄŻKA, DZIĘKI KTÓREJ W KOŃCU PRZESTANIESZ SIĘ BAĆ…

—–

Andrea Hutton – autorka książek, profesjonalna mówczyni, ekspertka od wellnessu. Wygrała z rakiem. Jej teksty, dotykające tematu raka piersi oraz wellness u kobiet, ukazują się m.in. w „The Washington Post”, „Women’s Health” oraz w „Psychology Today”. Pomaga chorym na raka piersi kobietom zrozumieć, jak radzić sobie z tą straszną chorobą, aby rozwinąć w nich poczucie kontroli nad życiem i własnym zdrowiem.

Polecane książki

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition. „Epipsychidion” to wiersze poświęcone szlachetnej, a nieszczęśliwej Emilii Viviani, zamkniętej w klasztorze św. Anny w Pizie. ...
Najważniejszym obowiązkiem Toma, jako ucznia starego Gregory’ego, jest dbanie o to, by siły zła nie szkodziły mieszkańcom Hrabstwa. Ostatnie wydarzenia i starcie z Złym sprawiły, że stosunki między uczniem a mistrzem nie układają się tak, jak powinny. Nie raz i nie dwa Tom, by ocalić życie, skor...
Autor,  jakiego nie znamy, czyli…. Sakiewicz dzieciom. Czy to możliwe, aby Tomasz Sakiewicz  znany dziennikarz i publicysta, odkrywał razem z dziećmi zaczarowany świat bajek? Niemożliwe?  A jednak niemożliwe stało się możliwe! Zapraszamy do krainy niezwykłych historii, dzieln...
Od redakcji Zwierzę też ma swoje prawa   Pod koniec maja dyżurny międzyrzeckiej policji otrzymał zgłoszenie, że jeden z mieszkańców niewielkiej wsi, najprawdopodobniej zabił swojego psa i zakopał go na posesji. Policjanci skierowani na miejsce dramatu potwierdzili tę informację. 63-latek tłumaczył, ...
Rachunkowość budżetowa uwzględnia szczególne zasady rachunkowości stosowanej w jednostkach zaliczanych do sfery finansów ublicznych: jednostkach budżetowych i samorządowych zakładach budżetowych. Książka powstała głównie z myślą o pracownikach służb księgowych tych jednostek. Ma im pomóc w zrozumie...
„Morderstwo? Powiem ci coś o morderstwie. Jest łatwe, jest przyjemne i za chwilę dowiesz się o nim wszystkiego...” The Crow Kolektywny mord i postać rodem z Chandlera, łowcy duchów i pielęgniarz kanibal, Knecht Ruprecht i mali zabójcy, agent FBI i jego mroczne śledztwo, prawdziwa historia stracha...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Andrea Hutton

A zwłaszcza:

Richardowi, mojemu cudownemu mężowi, który obdarza mnie miłością i wspiera w zdrowiu i w chorobie. Bez niego ta książka by nie powstała.

Jeremy’emu i Marisie, moim niezwykłym dzieciom, które są wprost niewiarygodnymi młodymi dorosłymi i które codziennie napawają mnie dumą.

Alanowi i Carol, moim kochającym rodzicom, którzy zawsze przy mnie byli, otaczając mnie opieką i wsparciem.

Starym przyjaciółkom z Seattle, które przychodziły na chemię, gotowały mi i towarzyszyły.

Nowym przyjaciółkom z Kalifornii, które na szczęście nie muszą korzystać z rad zawartych w tym poradniku, ale mimo to postanowiły mi towarzyszyć.

Tym, które miały tego pecha, że to dla nich jest ta książka – mam nadzieję, że znajdziecie w niej coś, co wam pomoże, pocieszy i da wam nadzieję.

Książka ta ma służyć jedynie jako źródło informacji. Informacje w niej zawarte nie powinny w żadnym wypadku zastępować porad wykwalifikowanego pracownika służby zdrowia, z którym należy się zawsze skonsultować przed rozpoczęciem nowej diety, ćwiczeń czy innego programu zdrowotnego. Dołożono wszelkich starań, by zagwarantować rzetelność informacji zawartych w książce zgodnie ze stanem wiedzy medycznej obowiązującym na dzień publikacji tytułu. Autorka i wydawca zrzekają się odpowiedzialności za wszelkie niekorzystne skutki wynikłe z wykorzystania lub zastosowania informacji zawartych w książce.

Weekend przed Świętem Pracy 2009 roku. Cezura mojego życia. Wtedy przekroczyłam granicę między normalnością a byciem Dziewczyną z Rakiem… A potem na szczęście stałam się tą, która go pokonała. Następny rok był pełen bólu, blizn, lęków, ukłuć igłą, tracenia i odzyskiwania włosów, utraty wagi i jej odzyskiwania, bezsenności, zmęczenia, alergii na leki i interakcji międzylekowych oraz jeszcze miliona innych przeżyć, które stanowiły wyzwanie dla mnie, mojej rodziny i kręgu przyjaciół, i na przemian wykańczały nas i upajały.

Chciałabym, żeby to doświadczenie ograniczało się tylko do mnie, lecz dotyka ono milionów kobiet na całym świecie. Bez względu na to, czy nazwiemy raka piersi epidemią, czy też nie, wpływa on na życie każdej z nas. Jeśli nie chorujesz na raka, to się go boisz. Od mammografii, które mają go wykrywać, aż do wstążek i marszów z kwestowaniem na rzecz zapobiegania tej chorobie – zewsząd napiera na nas świadomość raka piersi.

Sądzę, że nie ma znaczenia, jak dużo o tej chorobie wiesz – diagnoza wrzuca cię w zawrotny korkociąg i nagle nie możesz złapać tchu, tracisz orientację, a czasem pierś albo i dwie.

Jako matka dwojga nastolatków, kobieta, która z niejednego pieca chleb jadła, wyobrażałam sobie, że jestem dobrze przygotowana na wszystko, co może mnie w życiu spotkać. Rany, jak bardzo się myliłam! Nie ma chyba na świecie niczego innego, co tak jak zdiagnozowanie zagrażającej życiu choroby przypominałoby nam, że jesteśmy tylko zbiorem komórek i poruszających się cząstek, które w każdej chwili mogą zwrócić się przeciwko naszemu organizmowi. Myślałam, że zrzucenie tych uprzykrzonych dziesięciu kilogramów i wychowanie dwojga dzieci to było coś. Cóż ja sobie wyobrażałam? Z rakiem piersi utrata wagi przychodziła łatwo – trochę chemii działa jak dieta cud.

Kiedy zdiagnozowano u mnie raka, chciałam wiedzieć o nim wszystko. Zaczęłam intensywnie szukać informacji. Przeczytałam każdą książkę i każdy artykuł, zajrzałam na każdą stronę internetową, jaką udało mi się wyszukać. Rozmawiałam z wszystkimi znajomymi. Nic jednak nie przygotowało mnie na takie doświadczenia jak operacja oraz chemio- i radioterapia. Problem tkwił częściowo w tym, że chciałam wiedzieć, jakie przeżycia się z tym wiążą. Jakich sztuczek mogłabym użyć, by zmniejszyć ból i poczucie dyskomfortu? Czy tylko ja odczuwam pewne stany? Co mam rozumieć przez „znużenie”? Kiedy dokładnie wypadną mi włosy i jak to się stanie? Chciałam mieć przewodnik – praktyczne rady dla Dziewczyny z Rakiem, jaką się stałam.

Tych wartościowych informacji było jednak za mało, przynajmniej dla mnie. Nie obchodziło mnie, jak wygląda zdrowa pierś ani jak są zbudowane ściany komórek rakowych. Tak naprawdę nie interesowała mnie cała ta biologia. Chciałam wiedzieć, jak zacząć się godzić z tą diagnozą i co tak naprawdę oznacza ona dla mnie i dla mojej rodziny. Chciałam wiedzieć, czego mam się spodziewać po operacji, kiedy popatrzę na bliznę po mastektomii… Chciałam wiedzieć, jak silne będą nudności, jak będę się czuła i wyglądała z łysą głową i co mogę zrobić, by poczuć się choć trochę lepiej w tym strasznym okresie życia. Zadawałam więc milion pytań, robiłam notatki i jednocześnie prowadziłam blog. Robiłam to być może po to, by spisać moje doświadczenia dla innych, by zaofiarować choćby drobną pomoc kolejnej Dziewczynie z Rakiem.

To nie jest książka medyczna. Nie ma w niej opisów tkanki piersi ani składu chemicznego leków stosowanych w chemioterapii. Nie znajdziesz tu odpowiedzi na wszystkie pytania ani opisów wszystkich przeżyć. Twój przypadek jest indywidualny. Nie potrafię ci powiedzieć, dlaczego przytrafiło się to akurat tobie ani co cię wkrótce czeka. Napisałam po prostu taką książkę, po jaką sama chciałam sięgnąć, gdy postawiono mi diagnozę. Proste i jasne (a mam nadzieję, że czasem też zabawne i podnoszące na duchu) rady, jak sprostać paru sytuacjom, w których się teraz znajdziesz, skoro już usłyszałaś te przerażające słowa: „Ma pani raka piersi”. To jedno z wielu źródeł wsparcia – ma ci pomóc przekroczyć następną granicę, żebyś mogła dołączyć do mnie.

Jak korzystać z tej książki

Postawiono ci diagnozę i będziesz chciała się dowiedzieć, czego masz się spodziewać. Opowiem ci o badaniach, o chemii, o goleniu głowy i byciu łysą, o radioterapii, o emocjonalnym i fizycznym rollercoasterze, do którego wsiadłaś, mniej więcej w tej kolejności, w jakiej mi się to przydarzyło – diagnoza, badania, operacja, chemia, radioterapia i wszystko, co przychodzi później. Możesz zajrzeć do spisu treści i przeczytać tylko te fragmenty, które są ci teraz potrzebne, na przykład sztuczki pomagające przetrwać chemię, porady na temat ochrony skóry przed wysychaniem podczas radioterapii albo regularnego zażywania leków. Możesz też przeczytać całą książkę od deski do deski. Napisałam ją po to, by była twoim PRP – podręcznikiem raka piersi. Mam nadzieję, że znajdziesz w niej kilka odpowiedzi na pytania, pociechę i może nawet parę razy się uśmiechniesz.

Guzki

W czwartek dwudziestego sierpnia wyczułam w prawej piersi guzek. W ciągu minionych lat znajdowałam tam masę dziwnych rzeczy, które jednak po pewnym okresie same ustępowały, czasem znikały już następnego dnia. Jednak ta grudka wydawała się inna. Zadzwoniłam do lekarza. Zbadał mnie i zapewnił, że to tylko cysta. Miałam czterdzieści jeden lat i nie byłam obciążona czynnikami ryzyka raka piersi, więc nie poświęciliśmy tej sprawie wiele uwagi. Guzek był okrągły i zbity, wielkości nasiona soi. Jedyne, co mnie denerwowało, to to, że nieco mnie bolał. Poszukałam wskazówek w internecie. Rzeczywiście, wszystko wskazywało na cystę. Za parę tygodni miałam wyznaczoną standardową mammografię, lecz mój lekarz postanowił wykonać diagnostyczne badanie mammograficzne wcześniej, czyli w piątek dwudziestego ósmego sierpnia.

Tego dnia nauczyłam się najważniejszego: nigdy nie wybieraj się na mammografię sama. Potrzebny ci dobry kumpel. Powtarzam wszystkim, żeby zawsze szli na badanie z kimś, ponieważ to właśnie może być ta chwila, gdy dowiesz, że masz raka. Poznasz to po sposobie, w jaki pielęgniarka powiadomi cię, że doktor chciałby zrobić więcej zdjęć. Poznasz po zmianie jej nastroju ze żwawej i wesołej na kompetentną, gdy przychodzisz na kolejne zdjęcia.

Po koszmarnej mammografii wróciłam do poczekalni, aby zaczekać, aż sprawdzą wyniki. I wtedy pielęgniarka przybyła z wiadomością, że lekarz musi zrobić więcej zdjęć, co oznaczało więcej nieprzyjemnego ściskania piersi. Potem znów poczekalnia. Pielęgniarka pojawiła się ponownie i szepnęła mi do ucha, że radiolog chce mi zrobić USG.

Wtedy serce staje się ciężkie jak z ołowiu. Wróciłam do pokoju badań i położyłam się. Pielęgniarka i radiolog rozpoczęli badanie USG. Od razu domyśliłam się, że mam raka – poznałam po tym, jak wskazywali na ekran, jak usilnie starali się nic po sobie nie pokazać. Leżałam i rozmyślałam: „O mój Boże, mam raka. Nie wierzę”. Nie mówiłam nic, bo oni milczeli. W końcu nie mogłam już tego wytrzymać i odezwałam się: „Widzę, że nie jest dobrze, więc kiedy mi to powiecie?”.

„Nie spieszmy się zanadto. Musimy sprawdzić jeszcze kilka szczegółów” – odpowiedział radiolog.

No jasne. Czyżbyście nie dostrzegali słonia, który właśnie wkroczył do salki? Wielkiego, przerażającego słonia z napisem RAK na grzbiecie? Jednak pielęgniarka i radiolog nadal przeprowadzali USG, wskazując coś, mierząc i klikając, podczas gdy moje serce tłukło się w piersi jak oszalałe. Udawałam spokój, bo chciałam być twarda, świadoma i nie miałam ochoty zemdleć. Tymczasem tamci skończyli i spytali mnie, czy przyszłam z kimś. Tak jak myślałam: nie jest dobrze.

Powtórzę więc: nigdy nie wybieraj się na mammografię sama. Powiem więcej: począwszy od dziś, gdy idziesz na wizytę do jakiegokolwiek lekarza, staraj się zabrać kogoś ze sobą. Oczywiście nie zawsze jest to możliwe, ale to bardzo pomocne, gdy masz kogoś do towarzystwa. Czasami usłyszysz tyle informacji, że w gabinecie przyda się druga para uszu – szczególnie jeśli ich właściciel czy właścicielka zrobi notatki, na które będziesz mogła później rzucić okiem.

Miałam to szczęście, że mój mąż Richard postanowił mi towarzyszyć, gdy wybrałam się na mammografię. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, dlaczego chce ze mną iść. Później wyznał mi, że martwił się, gdy wyczułam guzek, i pomyślał, że najlepiej zrobi, jak ze mną pójdzie. Gdy wszedł wtedy do gabinetu, siedziałam w samej spódnicy i lekko drżałam. Richard mnie przytulił, a lekarz powiedział, że musi nam przekazać parę rzeczy i że pewnie zaraz zapomnimy wszystko, co usłyszymy. Mój mąż odparł: „Na pewno nie”.

Lekarz popatrzył na nas ze współczuciem i powiedział, że w mojej prawej piersi są dwa guzki i że całą prawdę poznamy dopiero po biopsji, ale jest powód do niepokoju. Drżałam już cała jak listek na wietrze, ale byłam całkowicie świadoma wszystkiego, co mówił lekarz. Odezwałam się zresztą: „To nic, że się trzęsę, rozumiem wszystko, co pan mówi”.

Mąż trzymał mnie za ramiona, patrzyliśmy na siebie i słuchaliśmy, jak lekarz tłumaczył, że mogą zrobić biopsję od razu albo możemy poczekać i umówić się na wizytę z chirurgiem onkologiem i wtedy zlecą to badanie. Uzgodniliśmy, że nie ma czasu do stracenia. W końcu przypuszczaliśmy, że to rak, prawda? Im wcześniej zabiorą się do rzeczy, tym lepiej.

Znieczulili mi więc pierś, najlepiej jak umieli, a potem wbili w nią tę ogromną igłę z czymś w rodzaju ssawki na końcu. Zanurzyli ją głęboko, tam, gdzie były guzki. Bolało jak cholera. Wprawdzie przepraszali, że sprawiają mi ból, ale był on naprawdę silny. Mój mąż czekał na zewnątrz, bo nie było to coś, co powinien oglądać. Kiedy znów zaprosili go do środka, miałam na cycku woreczek z lodem i trzęsłam się jak osika. Dali nam wizytówki dwóch chirurgów onkologów i poprosili o telefon w poniedziałek. A był dopiero piątek wieczorem. Wyszliśmy z gabinetu oszołomieni, nieco odrętwiali, a ja nadal czułam silny ból.

Powtarzaliśmy sobie: „Nie ma się co spieszyć. Dopóki nie dostaliśmy wyników, nic nie wiemy na pewno”, ale sądząc z tonu ich głosu, spodziewaliśmy się raczej złych wieści. Byłam wtedy w szoku. Naprawdę przybita. Przecież miałam czterdzieści jeden lat i nie byłam obciążona czynnikami ryzyka. Moja babcia umarła na raka piersi w wieku sześćdziesięciu sześciu lat, ale wszyscy lekarze twierdzili, że to nie ma znaczenia. Moja mama była zdrowa, a ja miałam tylko czterdzieści jeden lat! Nie paliłam, karmiłam dzieci piersią, nie miałam nadwagi, odżywiałam się zdrowo, ćwiczyłam. Owszem, byłam uzależniona od czekolady i zapewne piłam za dużo dietetycznej coli, ale rak piersi? Nie ma mowy!

Jedna z moich przyjaciółek wiedziała, że idę na mammografię, i zaczęła się denerwować, bo minęło parę godzin od badania, a ja nie dzwoniłam. Spodziewała się najgorszego i zadzwoniła do sąsiadki, która była znakomitym onkologiem. Lekarka powiedziała mojej przyjaciółce, żebym zadzwoniła do niej rano. Okazała się dla mnie prawdziwym wybawieniem – i to dosłownie.

Mieliśmy więc piątkowy wieczór i byliśmy prawie pewni, że mam raka piersi. Pielęgniarka i radiolog mieli tak surowe i poważne miny, że trudno było sobie wyobrazić, by wieści miały być dobre. Nie mówiliśmy nic naszym nastoletnim dzieciom, bo nie wiedzieliśmy, co powiedzieć. Próbowaliśmy sobie wyobrazić, co nas czeka. Kogo znamy? Jak znaleźć dobrego chirurga? Od czego zacząć? Następnego dnia zadzwoniłam do tej pani onkolog i powiedziałam jej, co się stało. Ona odpowiedziała, że wygląda na to, że rokowania są niedobre, ale ta choroba jest uleczalna i trzeba iść krok po kroczku.

Ten wątek będzie powracał. Będziesz słyszeć to wciąż od nowa: „Żyj z dnia na dzień. Nie wybiegaj za daleko. Spróbuj skupić się na teraźniejszości”. To wspaniała rada, ale w pierwszych dniach i tygodniach absolutnie niemożliwa do wypełnienia. Nauczysz się tego z czasem. Zobaczysz, że w miarę jak sprawy będą się posuwały do przodu, będzie łatwiej to wprowadzać w życie. Może nie codziennie, ale w niektóre dni tak.

W tej książce chcę ci opowiedzieć o tym, co znam z własnego doświadczenia oraz z rozmów z innymi kobietami, pielęgniarkami i lekarzami. Chcę ci to wyłożyć możliwie prosto i zaopatrzyć cię w tyle praktycznych informacji i rad, ile zdołam. Pod koniec każdej części zamieszczam 5 najważniejszych rad. To pięć najistotniejszych spraw, dzięki którym zapamiętasz, jakie kolejne kroki masz wykonać. Oto moja pierwsza lista – na teraz, chwilę po tym, gdy usłyszałaś złowróżbną nowinę.

5 NAJWAŻNIEJSZYCH RAD

Po diagnozieNie wpadaj w panikę. No dobrze, możesz trochę popanikować, ale nie aż tak, żebyś nie mogła funkcjonować.Zewrzyj szyki. Pomyśl o znajomych, którzy mogliby ci pomóc przebrnąć przez pierwsze kroki.Oddychaj. To dopiero początek. Niewiele jeszcze wiesz. Czekają cię badania i dalsze badania. Dasz radę to zrobić.Trzymaj się z dala od internetu. To nie pora na przeglądanie wszystkiego, co napisano o raku piersi, i wszystkich tych statystyk. Statystyki są przerażające, ale na tym etapie nie dotyczą jeszcze ciebie. Jeszcze nie wiesz wszystkiego. Zresztą ta rada sprawdzi się w czasie całego leczenia: trzymaj się z dala od przypadkowych czatów związanych z tym tematem. Mogą cię niepotrzebnie nastraszyć.Nie wpadaj w panikę. Taaak, warto to powtórzyć.

Następnym lekarzem, do którego cię skierują, będzie zapewne chirurg lub onkolog. W większości przypadków ten pierwszy. Nie będziesz oponować, bo w końcu teraz pewnie sobie myślisz: „Usuńcie to!”. Dodam, że wizyta u onkologa klinicznego przed uzyskaniem wszystkich danych potrzebnych do operacji (typ i rozmiar guza, pozytywny lub negatywny wynik badania węzłów wartowniczych i tym podobne) może być nieco przytłaczająca, ponieważ bez informacji, które ujawnią się po operacji lub po biopsji, lekarzowi będzie trudno ustalić następny krok w leczeniu.

Czy zaczynasz od onkologa, czy od chirurga (ja zaczęłam od onkologa, bo na tego specjalistę jako pierwszego się natknęłam), po biopsji tkanki przyjdą inne badania, czekanie na wyniki i znaki zapytania, a po nich kolejne badania. Tymczasem myślisz tylko o jednym: „Po prostu to już usuńcie! Mam guza, który zwiększa się każdego dnia. Czyż czekanie nie oznacza dalszych przerzutów?”. Prawda jest taka, że większość typów raka piersi rośnie dość powoli. Przez parę dni lub tygodni potrzebnych na wykonanie testów i wszystkiego, co jest w planie, guz nie będzie miał szans zanadto się rozprzestrzenić, ale ty z pewnością będziesz mieć kłopoty ze snem!

Powiem tak, a potem to powtórzę: badania i czekanie trwają bez końca. I to się nie zmieni. Nigdy. Każda wizyta w Klubie Raka rozpoczyna się od poczekalni. Chociaż to dla ciebie żadna przyjemność tam siedzieć i opuszczasz to miejsce z ulgą, to czas do następnej wizyty, do następnego badania zawsze jest zbyt długi, a jeszcze dłużej czeka się na wyniki. Przynajmniej takie ma się wrażenie.

Sugeruję, żebyś nie przychodziła do poczekalni sama lub chociaż przynosiła coś, co cię zajmie. Niech będzie przy tobie przyjaciółka albo ukochany, z którymi czas szybciej minie, weź książkę, którą lubisz, bo będziesz potrzebowała czegoś, co pomoże ci zapomnieć o wirze myśli w twojej głowie. Nie licz na pisma, które zastaniesz w poczekalni. Zwykle leży tam więcej magazynów „Życie z Rakiem” niż najnowszych numerów „People”.

Jedną z kwestii, które będziesz musiała przemyśleć, jest to, komu powinnaś powiedzieć o chorobie i jak szybko. Omówię to później. Ja i Richard postanowiliśmy nie powiadamiać na razie nikogo. Najpierw chcieliśmy się dowiedzieć, z czym mamy do czynienia.

Rezonans magnetyczny1

Następnym badaniem, na jakie cię skierują po biopsji, będzie zapewne obrazowanie piersi rezonansem magnetycznym. Na ten test czeka się mniej więcej od jednego dnia do tygodnia, w zależności od tego, gdzie mieszkasz i jak rozplanowano badania. Dzięki RM można ustalić, jak duży jest guz, czy w drugiej piersi też doszło do jakichś zmian, a także czy węzły chłonne pod pachami są powiększone, co może wskazywać na przerzuty.

W badaniu RM korzysta się z silnego pola magnetycznego, fal radiowych oraz komputera. Dzięki nim powstają szczegółowe obrazy organów, tkanek miękkich, kości i właściwie wszystkich wewnętrznych struktur. Zdjęcia te obejrzy radiolog, a wyniki wyśle do twojego lekarza. Możesz i powinnaś dostać kopie tych zdjęć na płytce CD i trzymać je w swoim archiwum choroby.

To nie był mój pierwszy RM. Miałam kiedyś problem z kostką i leżałam już w tej rurze, słuchając tego całego szczękania i stukania. Tym razem jednak było inaczej. Przede wszystkim kiedy badali mi kostkę, nie chodziło o sprawę życia i śmierci. Specjalnie się nad tym hałasem wtedy nie zastanawiałam. Ten RM zaczynał się podobnie. Wchodzisz do przebieralni, zdejmujesz z siebie wszystko, co jest zrobione z metalu, nakładasz fartuch, zostawiasz swoje rzeczy w szafce i przechodzisz do pokoju badań, gdzie jest zimno jak w psiarni ze względu na maszynę. Na tym podobieństwa się kończą.

Najdziwniejsze w RM piersi jest to, że leżysz twarzą w dół, z piersiami w specjalnych otworach. To przynajmniej nie boli. Musisz tylko poleżeć przez chwilę z cyckami zwisającymi w dół. Nie mogłam się wtedy opędzić od słów tej piosenki: „Uwolnij piersi, niech zatańczą, niech zatańczą”. Musisz coś robić, by odegnać myśli o wynikach badań. Śpiewaj (cichutko). Tańcz (w swojej głowie). Przypomnij sobie swoje ulubione wiersze lub piosenki. Zrób wszystko, co ci przyjdzie do głowy, byle oderwać się od wszystkich: „Co będzie, jeśli…”. Ta rada sprawdzi się też przy licznych badaniach, które czekają cię w następnych latach.

Radiolodzy przyjrzą się obu piersiom i węzłom chłonnym na zdjęciach, by sprawdzić, czy coś się święci. W oparciu o to, co zobaczyli na RM, mogą zlecić dalsze badania. Jeśli uznają, że mogą być też zajęte węzły chłonne, nakażą jeszcze inne testy. Między innymi kolejne biopsje. Super, więcej kłucia. Ja po RM miałam biopsję węzłów chłonnych. Oznacza to, że lekarze martwili się, że doszło do przerzutów raka (której to nazwy zresztą jeszcze unikali). Przynajmniej nie było to dla mnie tak bolesne jak biopsja guzka, chociaż procedura jest ta sama, tyle że chodzi o pachę. Najpierw wbijają tam igłę i wstrzykują lidokainę w celu znieczulenia. Potem wbijają taką samą jak podczas pierwszej biopsji igłę ze ssawką, a pielęgniarka nakierowuje ich ultradźwiękami. Później mówią coś, co już rozpoznajesz jako szyfr: „Poczuje pani jakby ucisk”.

5 NAJWAŻNIEJSZYCH RAD:

Pierwsze obrazowanie RMPrzy rejestracji poproś o kopię skanu i powiedz, że chciałabyś wziąć ją do domu. Ta rada dotyczy wszystkich zdjęć ze skanowania. To niezwykle ważne, abyś miała własne obszerne archiwum badań. Być może zmienisz lekarza albo szpital, a poza tym nawet w najbardziej godnym zaufania gabinecie coś się może zgubić. Ty zaś (i wszyscy w twoim otoczeniu) o wielu rzeczach zapomnisz. Zawsze, zawsze zachowuj kopie wszystkich swoich badań.Wybierz się na badanie z kimś, komu ufasz, by ci towarzyszył na miejscu i odprowadził do domu. RM może być wyczerpujący emocjonalnie i obciążający fizycznie.Upewnij się, że zdjęłaś z siebie wszystkie metalowe przedmioty. Biżuterię, łańcuszki, rzeczy z suwakami, wszystko. Zdejmij też buty, nawet jeśli ci powiedzą, że nie musisz. Zostałam raz w butach na płaskim obcasie. Kiedy zaczęli wsuwać mnie do maszyny, zaczęło mi przyciągać obute stopy do piersi. Musiałam prawie krzyczeć, by się zatrzymali. Widocznie w niskich obcasach moich butów były metalowe części.Rozluźnij się. Zanim poznasz wyniki, będziesz znów musiała poczekać na wizytę u lekarza.Lód to twój przyjaciel. Użyj go. Igły do biopsji są inwazyjne, mogą uszkodzić tkankę, przez którą przechodzą. Lód zmniejsza opuchliznę. Za każdym razem, gdy wrócisz do domu po biopsji, użyj lodu – dwadzieścia minut nałożenia, dwadzieścia minut przerwy, i tak przez godzinę. Powtórz chłodzenie po paru godzinach, jeśli wciąż będzie cię bolało. Pamiętaj, aby zawsze owinąć czymś woreczek z lodem. Nie kładź go bezpośrednio na skórę. Zażyj ibuprofen, jeśli czujesz ból w miejscu ukłucia.

Oznacza to ból, choć rzeczywiście ma się wrażenie ucisku. I to silnego. Pod pachą. To powtarza się parę razy. Pielęgniarka i lekarz dużo rozmawiają, wszyscy są mili i rzeczowi. A mimo to w salce rozgościł się wielki, różowy, przewiązany kokardą rakowy słoń. Mam na myśli stres!

Skanowanie PET

Nazywam to skanowanie: PRZED, bo wymaga PRZEDtem tylu przygotowań. Jednak oficjalna nazwa brzmi: pozytonowa tomografia emisyjna/tomografia komputerowa (PET/CT). Wykonuje się to badanie, by zlokalizować w ciele miejsca odbiegającej od normy aktywności metabolicznej. Najpierw zapewne poproszą cię, byś przez dzień lub dwa stosowała się do ograniczeń dietetycznych i powstrzymała się przez dobę od spożywania cukru i węglowodanów. Powód jest taki, że komórki rakowe mnożą się szybko i potrzebują dużo glukozy. Ograniczenie przyjmowania glukozy przed badaniem umożliwia wykrycie skanerem wszystkich komórek, emitujących sygnały wzmożonego wchłaniania glukozy, którą podadzą ci podczas testu. Będziesz musiała wypić dwie duże butelki tego płynu, coś w rodzaju „mleka” z barem. Zauważ, że użyłam cudzysłowu. To wygląda jak mleko, ale przypomina raczej kredę. Zwykle wypijasz jedną butelkę w domu, a drugą w ośrodku, gdzie wykonujesz badanie. To nic takiego. I zresztą nie jest takie złe. Można wybrać smak mokki, ale nie daj się nabrać: to nie ta, jaką znasz ze Starbucksa. Mam za sobą sporo skanowań i próbowałam już wszystkich smaków oprócz banana. Mokka jest najlepsza – oczywiście nie jakaś nadzwyczajna. Polecam skorzystać przy piciu ze słomki – wtedy trochę łatwiej to idzie.

Jest to jedyne badanie z udziałem publiczności. Każdy lekarz daje przed nim nieco inne zalecenia, ale wszystkie wiążą się z przejściem na dietę złożoną z wody i pożywienia ubogiego w węglowodany, ponieważ w trakcie badania komórki mają być wystawione na specyficzną stymulację. Bardzo prawdopodobne, że poproszą cię, abyś na dzień przed testem powstrzymała się od forsownych ćwiczeń (niech to szlag!). Potem przychodzi czas na kredowy napój, a następnie na wstrzyknięcie radioaktywnego izotopu glukozy (FDG). Zastrzyk zrobią ci przez wenflon na ramieniu. To tylko wkłucie igłą, nic wielkiego. Lekarze będą sprawdzać, jak komórki metabolizują wstrzyknięty cukier. Podczas skanowania komórki są aktywne, a ta aktywność uwidacznia się na zdjęciach jako jasne punkty. Radiolog szuka tych komórek, które wydają się jasne ponad normę. Skanowanie PET zleca się, by wyszukać oznaki raka, których nie wykrył RM ani mammografia.

Moja ulubiona chwila? Kiedy już przygotują cię do badania, zostawiają cię samą i polecają ci się rozluźnić. Tym razem rozumieją to dosłownie: „Rozluźnij się”. Przyciemniony pokój, żadnych lektur, żadnej telewizji. Tylko ty i twoje myśli. W moim ośrodku wyświetlają na ścianie zdjęcie nadmorskiej plaży. Technik włącza je, gdy wychodzi. Woda na zdjęciu wygląda, jakby falowała. I nagle wśród szumu fal słyszysz wołanie mew. Nie żartuję! Najgorsze było to, że za pierwszym razem, gdy tam byłam, nie wiedziałam, jak to wyłączyć. Niezbyt mnie to uspokajało. To już nie działa. Jaka szkoda (przysięgam, że tego nie zrobiłam!).

5 NAJWAŻNIEJSZYCH RAD

Skanowanie PETWeź ze sobą xanax (albo podobny lek przeciwlękowy) i zażyj go z „mlekiem”, jeśli masz klaustrofobię albo się boisz.Wysikaj się przed rozpoczęciem badania, a po jego zakończeniu wypij dużo wody. Nauczyłam się tej sztuczki, bo po pierwszym PET przez całe dnie odczuwałam suchość w ustach.Jeśli masz wszczepiony port naczyniowy (wszystko, co chciałabyś o nim wiedzieć, znajdziesz nieco dalej), poproś, by korzystano z niego przy zastrzykach. Pierwszy raz będzie go pewnie musiała użyć pielęgniarka na chemii, ale jestem zwolenniczką stosowania go, kiedy tylko się da.Nie zapomnij poprosić przyjaciółki lub kogoś z rodziny, żeby po wszystkim odwiózł cię do domu. W tym badaniu nie ma tak naprawdę nic strasznego i nie ma szans, abyś od razu otrzymała wyniki, ale mimo to będziesz wykończona. Niektórzy lekarze sugerują, byś unikała ludzi, bo jesteś napromieniowana, ale to nigdy nie miało dla mnie sensu. Zacznijmy od tego, że badanie wykonujesz w centrum onkologicznym, otoczona ludźmi. Myślę za to, że nie zaszkodzi, jeśli przez sześć godzin będziesz unikać innych chorych na raka czy kobiet w ciąży.Po badaniu przeważnie możesz skorzystać z jakichś przekąsek – na przykład muesli albo czegoś w tym rodzaju. Zgłoś się po nie. Zjedz. Zasłużyłaś na to. Weź sobie jedną do samochodu.

Następny etap to już salka do PET. Wygląda podobnie jak ta do RM. Kiedy już wszystko będzie ustawione, to personel wyjdzie z pomieszczenia, a ciebie wsuną do tunelu i usłyszysz nagrany głos, który będzie ci mówił, kiedy oddychać, a kiedy wstrzymać oddech. „Wciągnij powietrze. Wstrzymaj oddech…”. Jakąś godzinę później albo i dłużej: „Wypuść powietrze”. No dobrze, tak naprawdę to nie trwa aż godzinę. Nie mam pojęcia, jak długo musiałam wstrzymywać oddech, ale każą ci dać z siebie wszystko. Postanowiłam, że zrobię z tego zabawę. Początkowo nie zawsze mi się to udawało, ale po chwili weszłam w rytm. Cała rzecz polega na tym, by nie zemdleć. Potem nachodzi cię wrażenie, że właśnie zsikałaś się w majtki. Tak, powiedzą ci, że kiedy wstrzykną ci płyn w ramię, poczujesz ciepło w intymnych częściach ciała. To osobliwe uczucie, może nieco zabawne. Jednak poza tym to badanie nie wywiera prawie żadnych szkodliwych skutków. Co innego martwienie się o wyniki. To najprawdopodobniej pierwsze z wielu badań PET/CT w twoim życiu. Po leczeniu wykonuje się regularnie kontrolne skanowanie, żeby sprawdzić, czy nie doszło do wznowy.

Scyntygrafia kości

Scyntygrafia kości, zwana też skanowaniem kości, jest to obrazowanie medyczne, które ma wykazać, czy nie nastąpiły przerzuty raka piersi do kości. Lekarz może zlecić je przy początkowej diagnozie, żeby się upewnić, czy twoje kości są zdrowe. Doktor może też chcieć skompletować zdjęcia na etapie początkowym, by później móc je porównać z wynikami po leczeniu. Badanie to bywa też wykonywane, jeśli bolą cię kości lub stawy albo jeżeli z badań krwi wynika, że mógł nastąpić przerzut nowotworowy do kości. Innymi słowy: jest wiele powodów. Zawsze czuj się upoważniona, żeby spytać lekarza, dlaczego to czy inne obrazowanie zostało zlecone lub nie.

5 NAJWAŻNIEJSZYCH RAD

Scyntygrafia kościWeź ze sobą tic taca albo twardy cukierek, żeby go ssać w trakcie wykonywania zastrzyku. Dzięki temu nie odczujesz metalicznego posmaku.Miej