Strona główna » Poradniki » Być jak Rich DeVos

Być jak Rich DeVos

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-64437-61-8

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Być jak Rich DeVos

Rich DeVos, współzałożyciel firmy Amway i właściciel klubu NBA Orlando Magic, posiada cechy rzadko spotykane wśród dzisiejszych liderów biznesu: mądrość, oddanie innym, filantropię, patriotyzm, nieustanne podkreślanie roli rodziny jako rzeczy najcenniejszej i najważniejszej w życiu.

Każdy rozdział tej książki wypełniają historie ludzi, którzy mieli okazję przyglądać się życiu Richa DeVosa z bliska.

„Podczas dosłownie setek rozmów, które przeprowadziłem, nie usłyszałem o Richu DeVosie ani jednej negatywnej opinii! Każdy, z kim rozmawiałem – od kelnerki, boya hotelowego i dozorcy aż po byłego prezydenta USA – mówił o Richu jedynie z podziwem i wdzięcznością” pisał w posłowiu do książki jej coautor, Pat Williams.

 

Rich DeVos z pewnością zostanie zapamiętany jako jeden z największych współczesnych przedsiębiorców. On i jego partner, Jay Van Andel, zaczęli praktycznie od zera, budując firmę, która umożliwia prowadzenie działalności gospodarczej dosłownie milionom ludzi na całym świecie. Stworzyli korporację, która dała początek zupełnie nowej formie indywidualnego przedsiębiorstwa, i wciąż jest jednym z najbardziej niezwykłych, społecznych i kulturowych fenomenów naszych czasów.

Polecane książki

Rodzina Mai właśnie przeprowadziła się do nowego mieszkania. Dziewczynka martwi się, czy spotka tu jakieś koleżanki. Na szczęście już pierwszego dnia poznaje Kamilę i Marysię. Okazuje się, że dziewczynki mają wspólne zainteresowania – wszystkie trzy lubią tańczyć. Zakładają więc własny zespół…W pier...
"Wojna i pokój" to 9-tomowa klasyka uznana za rosyjską epopeje narodową. Niezwykła opowieść o Rosji z czasów wojen napoleońskich. Zawiera szczegółowy obraz społeczeństwa tamtych lat, wyższe sfery i ich majątki, tradycyjny model rodziny oraz przedstawienie motywu wojny i pokoju o...
Krzysztof Ziemiec, gwiazda telewizji, jeden z najpopularniejszych i najbardziej lubianych prezenterów (aktualnie „Wiadomości” TVP1), a równocześnie człowiek niezwykle doświadczony przez los. Ogromna popularność, wielkie emocje i duże kontrowersje, jakie towarzyszyły jego autorskiemu programowi „Nie...
"Pomaluj kotka, który zlazł z płotka" to cykl limeryków - wierszyków geograficznych - dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Mały czytelnik towarzyszy kotkowi w podróży przez Polskę, przeżywa wraz z nim przygody i zabawne perypetie, jednocześnie obserwując jego drogę na mapie i poznając...
Zestaw przysłów używanych w języku angielskim. W pierwszej części ebooka znajdują się polskie przysłowia z tłumaczeniami na język angielski oraz Angielskie przysłowia i ich odpowiedniki w języku polskim. W drugiej części ebooka znajdują się ćwiczenia w formie Mobile Flashcards pozwalające na utrwala...
Syn wiceszefa policji znika w podejrzanych okolicznościach, a na miejscu domniemanej zbrodni technicy znajdują ślady jego krwi. Rozpoczyna się pozornie typowe śledztwo, które szybko spowija mgła niejasności, gdy na jaw wychodzą dziwne zachowania Erica McAleera oraz tożsamość mężczyzny, z kt&o...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Jim Denney i Pat Williams

Tytuł ory­gi­nal­ny:

How To Be Like Rich De­Vos

Przekład:

Do­ro­ta Pio­trow­ska

Re­dak­cja:

Da­wid Skra­bek

Ko­rek­ta:

Li­dia Ści­bek

Pro­jekt pol­skiej wer­sji okładki:

Łukasz Paw­lak

Co­py­ri­ght © 2004 Pat Wil­liams

Pu­bli­shed un­der ar­ran­ge­ment with HE­ALTH COM­MU­NI­CA­TIONS, INC.

De­er­field Be­ach FL, U.S.A.

All ri­ghts re­se­rved.

Co­py­ri­ght © for the po­lish edi­tion by Stu­dio EMKA

War­sza­wa 2014

Wszel­kie pra­wa, włącznie z pra­wem do re­pro­duk­cji tekstów w całości lub w części, w ja­kiej­kol­wiek for­mie – za­strzeżone.

Wszel­kich in­for­ma­cji udzie­la:

Wy­daw­nic­two Stu­dio EMKA

ul. Królo­wej Al­do­ny 6, 03-928 War­sza­wa

tel./fax 22 628 08 38, 616 00 67

wy­daw­nic­two@stu­dio­em­ka.com.pl

www.stu­dio­em­ka.com.pl

ISBN 978-83-64437-61-8

Skład i łama­nie:

Page Graph, www.pa­ge­graph.pl

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Mo­jej córce Ca­ro­li­ne i jej mężowi, ka­pe­la­no­wi ma­ry­nar­ki wo­jen­nej, Di­mi­tro­wi Gi­van­so­wi. Modlę się, aby przed­sta­wio­ne w tej książce za­sa­dy były dro­go­wska­za­mi na wa­szej dro­dze życia.

Przed­mo­wa

Bar­dzo ucie­szyła mnie in­for­ma­cja, że Pat Wil­liams pra­cu­je nad książką o Ri­chu De­Vo­sie. Rich to je­den z naj­zna­mie­nit­szych i naj­bar­dziej po­dzi­wia­nych lu­dzi, ja­kich w życiu spo­tkałem. Po­znałem go w 1975 roku, pod­czas ban­kie­tu Go­spel Com­mu­ni­ca­tions In­ter­na­tio­nal w Mi­chi­gan, na który zo­stałem za­pro­szo­ny jako mówca – w tam­tym cza­sie nie wie­działem jesz­cze zbyt wie­le o Am­wayu (cho­ciaż gdy pew­ne­go razu gościłem w Białym Domu, szo­fer, odwożący mnie wie­czo­rem do domu, oka­zał się nie­za­leżnym dys­try­bu­to­rem tej mar­ki i kupiłem wte­dy od nie­go kil­ka pro­duktów).

Jako chrześci­ja­nin, Ame­ry­ka­nin i przed­siębior­ca, Rich De­Vos to wyjątko­wa oso­bo­wość.

WIL­LIAM F. BUCKLEY Jr.,ZAŁOŻYCIEL „NATIO­NAL REVIEW”

Przez lata utrzy­my­wałem z Ri­chem kon­takt, spo­ty­kając się z nim przy różnych oka­zjach i ko­re­spon­dując od cza­su do cza­su. Kie­dyś prze­czy­tałem w ga­ze­cie, że Rich trzy­ma na łodzi – na tej sa­mej, którą pływał po rze­ce Po­to­mak i na której gościło wie­lu po­li­tyków – moją książkę Na­ro­dzo­ny na nowo1. Wysłałem mu list z po­dzięko­wa­niem i od tam­tej pory dość często do sie­bie pi­sa­liśmy.

Gdy z cza­sem co­raz le­piej po­zna­wałem Ri­cha De­Vo­sa, byłem pod co­raz większym wrażeniem jego po­ko­ry i szczo­drości, którym to­wa­rzy­szyła nie­zwykła, oso­bi­sta cha­ry­zma. W naj­mniej­szym stop­niu nie od­po­wia­dał moim wy­obrażeniom na te­mat ty­po­we­go przywódcy ob­ra­cającej mi­liar­da­mi do­larów kor­po­ra­cji. A gdy usłyszałem, jak prze­ma­wia, na­brałem prze­ko­na­nia, że to je­den z naj­lep­szych mówców na­szych czasów.

Gdy któregoś razu byłem w West Mi­chi­gan, po­sta­no­wiłem zaj­rzeć do sie­dzi­by fir­my. Pod­czas tam­tej wi­zy­ty do­wie­działem się o Ri­chu cze­goś nie­sa­mo­wi­te­go. Gdy roz­ma­wia­liśmy, aku­rat przy­je­chała gru­pa dys­try­bu­torów i cze­kała w holu na odbiór pro­duktów. Rich prze­rwał na­sze spo­tka­nie, żeby się z nimi przy­wi­tać. Zszedłem z nim na dół i pa­trzyłem, jak pod­cho­dzi do każdego z osob­na i wita się jak z naj­lep­szym przy­ja­cie­lem. Chwi­le, które im poświęcił, wca­le go nie zmęczyły, wręcz prze­ciw­nie – napełniły ener­gią i za­in­spi­ro­wały! Z ogrom­nym po­dzi­wem ob­ser­wo­wałem, jak przez cały czas ema­nu­je szcze­rością, en­tu­zja­zmem i miłością.

Rich już od daw­na hoj­nie wspie­ra naszą or­ga­ni­zację Pri­son Fel­low­ship. W 1996 roku on i jego żona He­len za­pro­si­li mnie do sie­bie do Ma­na­la­pan na Flo­ry­dzie. Gdy we­szliśmy do sa­lo­nu, ude­rzyła mnie skrom­ność i pro­sto­ta wy­stro­ju, związana z ich ho­len­der­skim po­cho­dze­niem. Obok całego swe­go en­tu­zja­zmu i na­tchnie­nia, i po­mi­mo całego majątku i suk­ce­su, jaki stał się jego udziałem, Rich wciąż jest tym sa­mym człowie­kiem, którym był na początku swo­jej ka­rie­ry – osobą o chłopięcym ser­cu, pełną zapału i ma­rzeń, a także miłości do Boga i lu­dzi. Ciężko pra­co­wał na wszyst­ko, co w życiu osiągnął, dla­te­go ma mnóstwo sza­cun­ku i życz­li­wości dla każdego, kto również nie boi się ciężkiej pra­cy.

Rich i He­len ofia­ro­wa­li wte­dy sporą sumę na po­trze­by Pri­son Fel­low­ship, za co szcze­rze im po­dziękowałem. Obo­je na­tych­miast za­pro­te­sto­wa­li.

– O nie! Nie dziękuj nam! To my dzięku­je­my to­bie za to, co ro­bisz! Poświęcasz się cze­muś bar­dzo ważnemu. My tyl­ko wy­pi­sa­liśmy czek i je­dy­nie spełniliśmy w ten sposób naszą po­win­ność.

He­len wspo­mniała, że już jako na­sto­lat­ka na­uczyła się od­da­wać „dzie­sięcinę”.

– U nas w domu za­wsze od­da­wa­liśmy dzie­sięcinę – przy­znała. – Pierw­sze dzie­sięć pro­cent wszyst­kich przy­chodów prze­zna­cza­liśmy na wspar­cie pra­cy czy­nio­nej w imię Pana.

He­len, uro­cza i pełna życz­li­wości była na­uczy­ciel­ka, chce tyl­ko od­da­wać Bogu część tego, co sama otrzy­mu­je. A gdy przyj­mu­jesz od niej czek, czu­jesz się tak, jak­byś sam robił jej przysługę, dając jej spo­sob­ność prak­ty­ko­wa­nia wia­ry! To na­prawdę nie­sa­mo­wi­te.

Bo­ga­ci, wpływo­wi lu­dzie często wy­ko­rzy­stują po­sia­da­ny majątek, by osiągnąć jakąś oso­bistą ko­rzyść – na­wet gdy wspie­rają pożytecz­ny cel. Ale nie Rich i He­len. Nig­dy nie posługują się pie­niędzmi w celu zdo­by­cia władzy nad in­ny­mi. Sięgają po nie po pro­stu po to, by służyć Bogu i lu­dziom.

Na­sza or­ga­ni­za­cja pro­wa­dzi pro­gram o na­zwie An­gel Tree, w ra­mach którego trosz­czy­my się o po­trze­by dzie­ci osób osa­dzo­nych. Kie­dy oznaj­miłem Ri­cho­wi, że fun­dusz An­gel Tree, prze­zna­czo­ny na let­nie obo­zy wa­ka­cyj­ne, na­zwiemy „Sty­pen­dium Ri­cha i He­len De­Vosów”, przy­ja­ciel wzru­szył się do łez.

– Na­prawdę, nie zasługuję na ten za­szczyt – po­wie­dział z au­ten­tyczną po­korą.

I wciąż nie może się na­dzi­wić, że Bóg tak ob­fi­cie mu błogosławi, że ciągle może po­ma­gać in­nym.

W 1997 roku za­te­le­fo­no­wałem do Ri­cha, by złożyć mu życze­nia no­wo­rocz­ne. Po­wie­dział, że wyjeżdża do An­glii, gdzie pod­da się ope­ra­cji prze­szcze­pu ser­ca. W jego głosie usłyszałem smu­tek – chy­ba bał się, że nie wróci z tej podróży. Ja też za­sta­na­wiałem się, czy dane mi go będzie jesz­cze zo­ba­czyć na tym świe­cie. Za­nim się rozłączyłem, przy­po­mniałem mu:

– Chrześci­ja­nie nig­dy nie mówią – „Żegnaj!”, dla­te­go -Au re­vo­ir!, Rich. Do zo­ba­cze­nia.

Naj­lep­sze w mo­jej pra­cy jest to, że dzięki niej po­znałem Ri­cha De­Vo­sa. To ab­so­lut­nie naj­ważniej­sza oso­ba, którą w życiu spo­tkałem. Człowiek wiel­kie­go for­ma­tu, który wy­warł na mnie ogrom­ny wpływ. Na­zy­wam go „ko­metą Hal­leya”, bo tacy jak on po­ja­wiają się na tym świe­cie raz na sie­dem­dzie­siąt pięć lat. Lu­dzie mnie py­tają: „Jaki on jest? Na­prawdę jest tak wspa­niały?”. Owszem, na­prawdę.

JOE TOMA­SEL­LI, WI­CE­PRE­ZES I DY­REK­TOR GE­NE­RAL­NY AMWAY GRAND PLAZA HOTEL

Sie­dem mie­sięcy później z radością od­wie­dziłem Ri­cha w jego lon­dyńskim apar­ta­men­cie. Był już po ope­ra­cji. Bar­dzo się ra­zem cie­szy­liśmy, że Bóg po­zwo­lił mu wyjść z tego cało i przedłużył jego ziem­skie by­to­wa­nie. Rich był jak nowy – jak Łazarz, którego sam Je­zus we­zwał, aby po­wstał z gro­bu. W pełni od­zy­skał całą swoją siłę, de­ter­mi­nację i opty­mizm. Zdo­był też nowe, głębsze pojęcie sen­su życia.

– Bóg nie za­trzy­mał mnie tu bez po­wo­du – po­wie­dział. – Resztę życia za­mie­rzam poświęcić temu, co jest dla Nie­go na­prawdę ważne.

Rich De­Vos z pew­nością zo­sta­nie za­pa­miętany jako je­den z naj­większych współcze­snych przed­siębiorców. On i jego part­ner, Jay Van An­del, zaczęli prak­tycz­nie od zera, bu­dując firmę, która umożli­wia pro­wa­dze­nie działalności go­spo­dar­czej dosłownie mi­lio­nom lu­dzi na całym świe­cie. Stwo­rzy­li kor­po­rację, która dała początek zupełnie no­wej for­mie in­dy­wi­du­al­ne­go przed­siębior­stwa, i wciąż jest jed­nym z naj­bar­dziej nie­zwykłych, społecz­nych i kul­tu­ro­wych fe­no­menów na­szych czasów.

I choć Rich osiągnął już tak wie­le, to je­stem prze­ko­na­ny, że w kwe­stii czy­nie­nia do­bra nie po­wie­dział jesz­cze ostat­nie­go słowa. Wy­da­nie tej książki bez wątpie­nia po­działa na nie­go mo­bi­li­zująco. Dziękuję Pa­to­wi Wil­liam­so­wi, że po­sta­no­wił przy­bliżyć nam jego syl­wetkę, a także sa­me­mu Ri­cho­wi – za to, że jest tak hoj­nym, po­kor­nym i pra­wym człowie­kiem, ale też przy­ja­cie­lem i li­de­rem.

Char­les W. Col­son

Roz­dział pierw­szyMój przy­ja­ciel Rich De­Vos

Nig­dy nie za­pomnę chwi­li, gdy po raz pierw­szy spo­tkałem Ri­cha De­Vo­sa. Prze­le­ciałem pół kra­ju tyl­ko po to, żeby spędzić z tym człowie­kiem czter­dzieści pięć mi­nut. Wyciągnąłem rękę, mówiąc:

– Pa­nie De­Vos, ogrom­nie mi miło pana po­znać.

Moc­no uścisnął moją dłoń, sze­ro­ko się uśmiechnął i po­wie­dział:

– Pomińmy „pa­nie De­Vos”. Mów mi „Rich”. Pomyślałem: Tak, wiem, że jest pan bo­ga­ty!2 Właśnie

dla­te­go się spo­ty­ka­my. I była to naj­szczer­sza praw­da. Przy­le­ciałem z Or­lan­do na Flo­ry­dzie do West Mi­chi­gan, żeby po­roz­ma­wiać z jed­nym z naj­bo­gat­szych lu­dzi na świe­cie. Ale w tam­tej chwi­li nie miałem pojęcia, jak bar­dzo ten pierw­szy uścisk dłoni, to pierw­sze spo­tka­nie, od­mie­ni moje życie. Przy­jaźń z Ri­chem oka­zała się dla mnie czymś tak bar­dzo ważnym, że aż trud­no mi to so­bie wy­obra­zić. Ale za­cznij­my od sa­me­go początku, czy­li od tego, jak w ogóle do­wie­działem się o ist­nie­niu „pana De­Vo­sa”.

Był rok 1990 i drużyna ko­szy­kar­ska Or­lan­do Ma­gic, zrze­szo­na w Na­tio­nal Ba­sket­ball As­so­cia­tion, właśnie zakończyła swój pierw­szy se­zon pierw­szo­li­go­wych roz­gry­wek, ja zaś byłem jej pierw­szym pre­ze­sem. Wkro­czyw­szy w świat spor­tu za­wo­do­we­go, pomyślałem: A może by tak założyć w Or­lan­do pierw­szo­li­gową drużynę bejs­bo­lową? Właści­cie­le Or­lan­do Ma­gic (naj­ważniej­szym z nich był wówczas Bill Du­Pont z Wil­ming­ton w De­la­wa­re) wy­ka­za­li za­in­te­re­so­wa­nie tym po­mysłem, dla­te­go przystąpiliśmy do działania.

Stwo­rze­nie pierw­szo­li­go­wej drużyny to przed­sięwzięcie nie­wy­obrażal­nie kosz­tow­ne. Sama opłata wstępna wy­no­siła wte­dy dzie­więćdzie­siąt pięć mi­lionów do­larów – co i tak nie obej­mo­wało wszyst­kich kosztów początko­wych. Wnio­sek o przystąpie­nie do ligi mu­sie­liśmy złożyć do wtor­ku, 4 września 1990 roku, dzień po Święcie Pra­cy. W lip­cu, za­le­d­wie sześć ty­go­dni przed osta­tecz­nym ter­mi­nem, Bill Du­Pont przy­szedł do mnie do biu­ra.

– Po­sta­no­wi­liśmy wy­co­fać się z two­rze­nia drużyny bejs­bo­lo­wej – za­ko­mu­ni­ko­wał.

Ser­ce mi za­marło.

– Ale dla­cze­go? – wy­krztu­siłem.

Bill wyjaśnił, że jego fir­ma han­dlująca nie­ru­cho­mościa­mi po­czy­niła pew­ne in­we­sty­cje, które oka­zały się nie­wy­pałem. Dla­te­go obec­nie nie jest w sta­nie za­an­gażować się w żaden nowy pro­jekt – a szczególnie w coś tak kosz­tow­ne­go, jak two­rze­nie pierw­szo­li­go­wej drużyny bejs­bo­lo­wej.

Zacząłem szu­kać no­we­go główne­go in­we­sto­ra – nie­ste­ty, nikt nie był za­in­te­re­so­wa­ny. Była już połowa sierp­nia i osta­tecz­ny ter­min złożenia wnio­sku zbliżał się wiel­ki­mi kro­ka­mi. Po głowie cho­dziło mi jesz­cze jed­no na­zwi­sko – Rich De­Vos, współzałożyciel Am­waya i je­den z naj­bo­gat­szych lu­dzi na świe­cie. Znałem go tyl­ko ze słysze­nia i nie miałem pojęcia, jak do nie­go do­trzeć.

Po­sta­no­wiłem spo­tkać się z moim przy­ja­cie­lem Bob­bym Ri­chard­so­nem, byłym za­wod­ni­kiem Yan­ke­es, i opo­wie­dzieć mu o moim pro­ble­mie.

– Bob­by – po­wie­działem – muszę się skon­tak­to­wać z Ri­chem De­Vo­sem.

– Och, to bar­dzo pro­ste – usłyszałem. – Skon­tak­tuj się z Bil­lym Ze­olim.

Bil­ly Ze­oli! Od lat znam Bil­ly’ego – to mówca, au­tor książek i w owym cza­sie pre­zes Go­spel Com­mu­ni­ca­tions In­ter­na­tio­nal. Oka­zało się, że Rich De­Vos pełnił wte­dy funkcję prze­wod­niczącego zarządu tej or­ga­ni­za­cji, a Bil­ly – zwa­ny „Zi” – był jego za­ufa­nym po­wier­ni­kiem.

Za­te­le­fo­no­wałem do Bil­ly’ego i wyjaśniłem całą sprawę.

– Jak sądzisz, Zi – za­py­tałem – czy Rich De­Vos byłby za­in­te­re­so­wa­ny po­sia­da­niem drużyny bejs­bo­lo­wej?

Zi to człowiek bar­dzo poważny i nig­dy nie rzu­ca słów na wiatr.

– No nie wiem… – za­wa­hał się. – Wiesz co, od­dzwo­nię do cie­bie.

Przez ty­dzień ob­gry­załem pa­znok­cie, umie­rając z nie­cier­pli­wości. W końcu Bil­ly się ode­zwał.

– Rich jest za­in­te­re­so­wa­ny – oznaj­mił. – Umówię was na spo­tka­nie.

Zor­ga­ni­zo­wa­nie spo­tka­nia zajęło ko­lej­ne kil­ka dni. Znów te­le­fon od Zi.

– Wszyst­ko załatwio­ne – po­wie­dział. – Wi­dzisz się z Ri­chem 30 sierp­nia w Grand Ra­pids w Mi­chi­gan.

Trzy­dzie­ste­go sierp­nia! To nie­mal w ostat­niej chwi­li…!

– Za­trzy­masz się w Am­way Grand Pla­za Ho­tel w cen­trum Grand Ra­pids.

– Świet­nie, Zi – ode­tchnąłem. – Tyl­ko po­wiedz mi, co da­lej.

De­cy­zja war­ta dzie­więćdzie­siąt pięć mi­lionów do­larów

Rzu­ciłem wszyst­ko i po­le­ciałem do Grand Ra­pids. Bil­ly Ze­oli ode­brał mnie z lot­ni­ska i zawiózł do ho­te­lu. Wcze­snym ran­kiem następne­go dnia po­je­cha­liśmy do sie­dzi­by Am­waya w Ada w Mi­chi­gan. Spo­tkałem się tam z Bil­lem Ni­chol­so­nem, dy­rek­to­rem ope­ra­cyj­nym kor­po­ra­cji i wiel­kim fa­nem spor­tu. Przez około go­dzinę opo­wia­dałem mu o mo­ich za­mia­rach i wszyst­ko wy­da­wało się być w porządku. W pew­nym mo­men­cie do po­ko­ju wszedł Bil­ly Ze­oli. Był bar­dzo bla­dy.

– Mamy pro­blem – po­wie­dział. – Rich jest te­raz w swo­im let­nim domu w Hol­land i dzi­siaj już ra­czej nie przy­je­dzie.

– W Ho­lan­dii? – za­py­tałem zdu­mio­ny.

– Hol­land w Mi­chi­gan – wyjaśnił Zi.

– Aha.

Zi zaczął gorączko­wo działać. Chwy­cił za te­le­fon, za­dzwo­nił do Ri­cha De­Vo­sa i dosłownie go zru­gał! Pomyślałem, że chy­ba jed­nak prze­sa­dził. Czy nie po­win­niśmy ob­cho­dzić się z nim bar­dziej de­li­kat­nie? – pomyślałem.

– Rich – na­le­gał Zi – mu­sisz przy­je­chać! Ten fa­cet po­fa­ty­go­wał się tu­taj aż z Or­lan­do!

Bil­ly Ze­oli odłożył słuchawkę i ode­tchnął z ulgą.

– Przy­je­dzie – po­wie­dział. – Tyl­ko słuchaj. Kie­dy już tu będzie, trzy­maj się na ubo­czu. I gdy wej­dzie do holu, po­sta­raj się, by cię nie za­uważył.

– Dla­cze­go? – zdzi­wiłem się.

– Bo Rich De­Vos ko­cha lu­dzi i uwiel­bia z nimi roz­ma­wiać – po­in­for­mo­wał mnie Zi. – I jeśli cię za­uważy, od razu za­cznie cię za­ga­dy­wać, a wte­dy nig­dy nie do­trze­my na górę na spo­tka­nie.

Około pierw­szej po południu Zi za­pro­wa­dził mnie do holu i kazał stanąć w rogu, za pokaźnych roz­miarów rośliną do­nicz­kową. Kil­ka chwil później usłyszałem cha­rak­te­ry­stycz­ny war­kot. Wyj­rzałem zza liści – na traw­ni­ku przed ho­te­lem właśnie lądował he­li­kop­ter. Na­gle po­wstało spo­re po­ru­sze­nie – wszy­scy ze­rwa­li się z miejsc, chcąc zo­ba­czyć, kto z nie­go wysiądzie.

Około tu­zi­na japońskich dys­try­bu­torów Am­waya, którzy po długiej podróży właśnie przy­by­li do sie­dzi­by kor­po­ra­cji, stłoczyło się w po­bliżu he­li­kop­te­ra, gdy tyl­ko drzwi się otwo­rzyły i stanął w nich sam Rich De­Vos – ich bo­ha­ter. Zaczęły błyskać fle­sze apa­ratów, a sze­ro­ko uśmiech­nięty Rich witał wszyst­kich uści­skiem dłoni.

Postępując zgod­nie ze wskazówka­mi Bil­ly­ego, ukryłem się za rośliną, cze­kając, aż słynny li­der Am­waya przej­dzie przez hol, po­ko­na scho­dy i znik­nie w swo­im biu­rze na dru­gim piętrze. Kil­ka mi­nut później Zi przed­sta­wiał mnie już pre­ze­so­wi.

Usie­dliśmy przy sto­le kon­fe­ren­cyj­nym i prze­szliśmy do in­te­resów. Nor­mal­nie, gdy roz­mo­wa do­ty­czy in­we­sty­cji war­tej dzie­siątki mi­lionów do­larów, wy­ko­nu­je się mul­ti­me­dialną pre­zen­tację i prze­ka­zu­je do­ku­men­ty pełne wy­czer­pujących da­nych mar­ke­tin­go­wych i badań de­mo­gra­ficz­nych. Ja tym­cza­sem przy­niosłem ze sobą tyl­ko jed­no – no­tat­nik z na­ry­so­wa­nym odręcznie kołowym dia­gra­mem, przed­sta­wiającym struk­turę pro­po­no­wa­nych udziałów własnościo­wych w przyszłej drużynie. I to była moja cała wi­zu­al­na po­moc. Wciąż mam ten ry­su­nek – opra­wiłem go i po­wie­siłem u sie­bie w biu­rze. Wisi tam do dzi­siaj.

Tam­ta roz­mo­wa trwała naj­wyżej czter­dzieści pięć mi­nut. Wte­dy jesz­cze tego nie wie­działem, ale był to początek długiej i ser­decz­nej przy­jaźni. Rich uważnie mnie wysłuchał, po czym powie­dział:

– Może zróbmy tak: wyjdź na chwilę na ko­ry­tarz, a ja po­roz­ma­wiam z mo­imi wspólni­ka­mi i po­tem dam ci od­po­wiedź.

Zo­sta­wiłem ich sa­mych, jed­nak nie mu­siałem długo cze­kać. Ja­kieś dzie­sięć mi­nut później Rich, Zi i Bill Ni­chol­son wy­szli z po­ko­ju.

– Po­in­for­muj ligę, że w to wchodzę – zwrócił się do mnie Rich. – Miłego week­en­du.

I tyle. Przez kil­ka se­kund stałem kom­plet­nie osłupiały. W końcu wy­krztu­siłem:

– Zi, o co cho­dzi? Co się dzie­je?

– Słyszałeś – od­parł mój przy­ja­ciel. – Rich po­wie­dział, że w to wcho­dzi.

– To zna­czy, że Rich De­Vos właśnie podjął de­cyzję wartą nie­mal sto mi­lionów do­larów? Tak po pro­stu? – nie mogłem wyjść ze zdu­mie­nia.

– Zga­dza się, tak po pro­stu – po­twier­dził Zi. – Masz jego pełne po­par­cie.

– Nie­praw­do­po­dob­ne! – wy­krzyknąłem. I tak oto po­znałem Ri­cha De­Vo­sa.

Cała drużyna, łącznie ze mną, wszy­scy lu­bi­my Ri­cha De­Vo­sa. Or­ga­ni­za­cja Or­lan­do Ma­gic to ro­dzi­na, a Rich jest dla nas jak dzia­dek. I kie­dy do nas mówi, słucha­my, bo w jego słowach jest mądrość.

PAT GAR­RI­TY,ZA­WOD­NIK ORLAN­DO MAGIC

Od pre­zy­dentów po par­kin­go­wych

Zi zawiózł mnie na lot­ni­sko. Roz­pie­rała mnie taka ener­gia i radość, że całą po­wrotną drogę mógłbym po­ko­nać pie­szo! Jak się jed­nak oka­zało, na­sze pla­ny do­tyczące utwo­rze­nia pierw­szo­li­go­wej drużyny bejs­bo­lo­wej z Or­lan­do nig­dy nie zo­stały zre­ali­zo­wa­ne. Liga po­minęła nasz okręg na rzecz De­nver i Mia­mi.

Moje wysiłki nie spełzły jed­nak na ni­czym. Rich De­Vos i jego ro­dzi­na byli tak za­chwy­ce­ni Or­lan­do na Flo­ry­dzie – i samą drużyną – że w sierp­niu 1991 roku sta­li się pełno­praw­ny­mi właści­cie­la­mi Or­lan­do Ma­gic, a Rich zo­stał moim pra­co­dawcą i przy­ja­cie­lem. Kie­dy te­raz piszę te słowa, właśnie mija trzy­naście lat, odkąd mogę z bli­ska przyglądać się życiu tego nie­sa­mo­wi­te­go człowie­ka.

Za­nim przy­je­chałem do Or­lan­do, pra­co­wałem dla NBA jako dy­rek­tor ge­ne­ral­ny drużyn z Fi­la­del­fii, Chi­ca­go i Atlan­ty. Wśród mo­ich pra­co­dawców, czy­li właści­cie­li tych drużyn, było wie­lu wspa­niałych, mądrych lu­dzi, których szcze­rze po­dzi­wiałem i sza­no­wałem. Ale muszę przy­znać, że Rich De­Vos to kla­sa sama w so­bie. Nie tyl­ko wy­warł ogrom­ny wpływ na sport za­wo­do­wy, ale przede wszyst­kim głęboko wpłynął na moje życie. Je­stem dum­ny, że mogę na­zy­wać go moim przy­ja­cie­lem.

Je­sie­nią 2001 roku wydałem książkę How to Be Like Mike. Przed­sta­wiłem w niej syl­wetkę Mi­cha­ela Jor­da­na, jego ce­chy cha­rak­te­ru i ta­jem­nicę suk­ce­su. Książka sprze­dała się tak świet­nie, że mój wy­daw­ca Pe­ter Veg­so pod­sunął mi po­mysł kon­ty­nu­owa­nia se­rii How to Be Like i po­pro­sił o za­sta­no­wie­nie się, o kim jesz­cze chciałbym na­pi­sać po­dobną książkę. Spo­tkałem się z Pe­te­rem i po­ka­załem mu listę osiem­dzie­sięciu sław­nych lu­dzi, którzy pro­wa­dzi­li nie­zwykłe, god­ne naśla­do­wa­nia życie. Pe­ter przyj­rzał się moim pro­po­zy­cjom i wy­brał kil­ka na­zwisk – po czym wska­zał szczególnie na jed­no.

– Ten. Chcę wydać książkę o tym człowie­ku – oznaj­mił. – Dasz radę?

Osobą, którą wska­zał, był Ri­chard M. De­Vos.

Pomyślałem: Czy dam radę przed­sta­wić syl­wetkę Ri­cha De­Vo­sa? Czy dam radę na­pi­sać książkę o kimś, kto jest nie tyl­ko moim pra­co­dawcą, ale też men­to­rem i przy­ja­cie­lem?

– Pe­ter – po­wie­działem – jeśli Rich po­prze ten po­mysł, będę wręcz za­szczy­co­ny.

Rich był wte­dy świeżo po prze­szcze­pie i właśnie wydał Na­dzieję z głębi ser­ca3 Po­je­chałem do nie­go, by za­py­tać, czy nie ma nic prze­ciw­ko temu, bym na­pi­sał o nim książkę. Zgo­dził się bar­dzo chętnie, a na­wet zro­bił coś więcej – dał mi pełen dostęp do swo­je­go świa­ta. Wska­zał oso­by, które do­brze go znają – zarówno byłych pre­zy­dentów USA, pre­zesów naj­większych firm, fi­gu­rujących w ran­kin­gu For­tu­ne 500, przywódców chrześcijańskich, gwiaz­dy NBA, jak i do­zorców i par­kin­go­wych. Li­sta przy­ja­ciół Ri­cha jest na­prawdę długa i od­zwier­cie­dla naj­bar­dziej szczegółowy przekrój społecz­ny, jaki można so­bie wy­obra­zić.

Rich De­Vos to człowiek je­dy­ny w swo­im ro­dza­ju, szcze­ry i au­ten­tycz­ny. Jest dokład­nie tym, na kogo wygląda. Ni­cze­go nie uda­je i za­wsze postępuje etycz­nie. Jego cha­rak­ter i war­tości są nie­wzru­szo­ne, dla­te­go jego przesłanie jest za­wsze ak­tu­al­ne.

DONALD BUSKE,LI­DER BIZ­NE­SU Z GRAND RAPIDS

Spędziłem wie­le mie­sięcy na do­cie­ra­niu do se­tek lu­dzi mających bli­ski kon­takt z Ri­chem De­Vo­sem i wszy­scy chętnie dzie­li­li się ze mną opo­wieścia­mi o na­szym wspólnym przy­ja­cie­lu. W efek­cie po­wstała książka, która bez wątpie­nia wy­wrze ogrom­ny wpływ na każdego, kto ją prze­czy­ta – po­dob­nie jak przy­jaźń z Ri­chem wpłynęła na mnie. Dzięki jej lek­tu­rze czy­tel­nik po­zna syl­wetkę nie­zwykłego Ame­ry­ka­ni­na, jed­ne­go z naj­bar­dziej sza­no­wa­nych i wyjątko­wych lu­dzi wszech czasów.

Dla­cze­go Rich De­Vos jest tak wyjątko­wy? Za­czy­nał od zera i sam do­szedł do wszyst­kie­go. Od nie­mal sześćdzie­sięciu lat przy­jaźni się i współpra­cu­je z tym sa­mym part­ne­rem biz­ne­so­wym Jay­em Van An­de­lem. Już od po­nad pół wie­ku jest wier­ny swo­jej żonie He­len. Swoją działalność go­spo­darczą zbu­do­wał na fun­da­men­cie po­mo­cy in­nym lu­dziom. Mimo wie­lu przeszkód i prze­ciw­ności losu nig­dy nie zwątpił w Boga i wciąż głęboko w Nie­go wie­rzy. Wspi­nając się na szczyt suk­ce­su, po­zo­stał wier­ny war­tościom i za­sa­dom, które przy­swoił w młodości. Na cele do­bro­czyn­ne prze­ka­zał już mi­lio­ny do­larów i nadal jest hoj­nym dar­czyńcą. On i Jay od­da­li przywództwo w kor­po­ra­cji swo­im dzie­ciom – po czym mądrze usunęli się na bok, po­zwa­lając, by młode po­ko­le­nie zaczęło bu­do­wać nową, własną spuściznę.

Są biz­nes­me­ni, którzy do­ro­bi­li się większe­go majątku niż Rich De­Vos. Inni sta­li się bar­dziej sławni od nie­go. Ale ilu spośród tych, którzy cieszą się po­dob­nym do­stat­kiem i po­sia­dają po­dob­ne wpływy, może szcze­rze przy­znać, że od lat utrzy­mu­je równie wspa­niałe więzi z mężami czy żona­mi, z dziećmi, wnu­ka­mi, współpra­cow­ni­ka­mi i podwład­ny­mi? Ilu z nich jest tak po­wszech­nie ko­cha­nych i po­dzi­wia­nych za swoją wiarę, hoj­ność, współczu­cie, od­wagę i niezłomny cha­rak­ter? Ilu osiągnęło w życiu taki spokój du­cha i za­do­wo­le­nie? Większość sław­nych lu­dzi nie za­wsze żyje zgod­nie z za­sa­da­mi etycz­ny­mi – re­pu­ta­cja Ri­cha od lat po­zo­sta­je do­sko­nała i nie­nad­szarp­nięta.

Gdy­by za­sto­so­wać wszyst­kie możliwe kry­te­ria oce­ny ludz­kie­go życia, oka­załoby się, że Rich mieści się w ścisłej czołówce naj­większych życio­wych zwy­cięzców wszech czasów. Jego cha­rak­ter, po­sta­wa i postępo­wa­nie uczy­niły go osobą, której war­to się bliżej przyj­rzeć i którą war­to naśla­do­wać. Właśnie dla­te­go na­pi­sałem tę książkę.

Wyjątko­wość Ri­cha De­Vo­sa nie ma nic wspólne­go z jego majątkiem i władzą. To jego miłość do Boga i lu­dzi czy­ni go wyjątko­wym. Rich jest wspa­niałym człowie­kiem o wiel­kim ser­cu.

JOYCE HECHT,DZIAŁACZ­KA SPOŁECZ­NA Z GRAND RAPIDS

W każdym roz­dzia­le przed­sta­wiam jedną cechę jego cha­rak­te­ru, określoną zdol­ność, która po­zwo­liła mu po­ko­nać naj­większe prze­szko­dy i osiągnąć suk­ces. Do­bra wia­do­mość jest taka, że każdy z nas może te zdol­ności w so­bie roz­winąć. Każdy może być jak Rich De­Vos – i dzięki temu również doświad­czyć po­dob­nie wspa­niałego życio­we­go spełnie­nia.

Przyj­rzyj­my się za­tem temu nie­zwykłemu człowie­ko­wi. Pozwólcie, że przed­sta­wię – oto mój do­bry przy­ja­ciel Rich De­Vos.

Roz­dział dru­giBądź li­de­rem!

„Po­sia­daj własny biz­nes, synu. To je­dy­ny sposób, żeby kon­tro­lo­wać swoją przyszłość. Bądź jego właści­cie­lem, ciężko pra­cuj, wy­znacz so­bie am­bit­ne cele i nig­dy się nie pod­da­waj, bez względu na prze­szko­dy, ja­kie na­po­tkasz na swo­jej dro­dze”. Od mo­men­tu gdy w cza­sie trwa­nia wiel­kie­go kry­zy­su stra­cił pracę, aż do ata­ku ser­ca i śmier­ci w wie­ku pięćdzie­sięciu dzie­więciu lat, Si­mon De­Vos wie­lo­krot­nie po­wta­rzał te słowa swo­je­mu sy­no­wi Ri­cho­wi. I Rich De­Vos na­prawdę wziął je so­bie do ser­ca, nie tyl­ko zakładając własną firmę, ale bu­dując całe im­pe­rium.

Ri­chard Ma­rvin De­Vos uro­dził się 4 mar­ca 1916 roku w Grand Ra­pids w sta­nie Mi­chi­gan – trzy lata przed giełdo­wym kra­chem, który za­początko­wał wiel­ki kry­zys. Gdy jego oj­ciec stra­cił wte­dy za­trud­nie­nie, cała ro­dzi­na za­miesz­kała na pod­da­szu u dziadków Ri­cha. Miesz­ka­li tam za dar­mo, a własny dom wy­naj­mo­wa­li, dla­te­go wciąż byli w sta­nie spłacać raty kre­dy­tu hi­po­tecz­ne­go – dwa­dzieścia pięć do­larów mie­sięcznie.

Ro­dzi­ce Ri­cha, Si­mon i Ethel De­Vo­so­wie, wy­cho­wy­wa­li syna w at­mos­fe­rze miłości, ro­dzin­nej zażyłości i po­zy­tyw­ne­go na­sta­wie­nia do życia. „Byliśmy bied­ni – wspo­mi­na Rich – ale z pew­nością nie bar­dziej niż większość Ame­ry­kanów w cza­sie kry­zy­su. Od po­nie­działku do piątku oj­ciec pa­ko­wał mąkę na za­ple­czu skle­pu spożyw­cze­go, a w so­bo­ty sprze­da­wał skar­pet­ki i bie­liznę w skle­pie dla mężczyzn”.

Gdy Rich ukończył gim­na­zjum, jego ro­dzi­na le­d­wo wiązała ko­niec z końcem, jed­nak dzięki wie­lu wy­rze­cze­niom ro­dzi­ce zdołali posłać go do pry­wat­nej szkoły re­li­gij­nej Grand Ra­pids Chri­stian High Scho­ol. Uczył się tam prze­ciętnie i nic nie wska­zy­wało na to, że w przyszłości zo­sta­nie zna­ko­mi­tym biz­nes­me­nem.

Rich opo­wia­da hi­sto­rię o człowie­ku, który miał własną farmę. I żeby móc pra­co­wać po zmro­ku, wy­po­sażył trak­tor w re­flek­to­ry. Py­ta­nie brzmi: czy zro­biłby to, gdy­by far­ma nie była jego własnością?

PETER SEC­CHIA,BIZ­NES­MEN I DZIAŁACZ SPOŁECZ­NY Z GRAND RAPIDS

„W pierw­szej kla­sie li­ceum – wspo­mi­na Rich – wie­le cza­su spędzałem na pod­ry­wa­niu dziew­czyn i wygłupia­niu się. Należę do osób, które muszą się porządnie przyłożyć, żeby coś osiągnąć – a wte­dy ra­czej się nie przykładałem! I cho­ciaż zda­wałem wszyst­kie eg­za­mi­ny, niektóre przed­mio­ty le­d­wo za­li­czałem. Tak było na przykład z łaciną. Mój na­uczy­ciel obie­cał, że da mi za­li­cze­nie, jeśli już więcej nie pokażę mu się na oczy.

Oj­ciec był bar­dzo nie­za­do­wo­lo­ny z mo­ich stop­ni. Po­wie­dział: »Synu, jeśli tyl­ko na to cię stać, to nie będę so­bie więcej wy­pru­wać flaków, żeby za to płacić. Równie do­brze możesz się obi­jać w szko­le pu­blicz­nej, i to za dar­mo«. I tak oto tra­fiłem do pu­blicz­ne­go tech­ni­kum za­wo­do­we­go, ucząc się na elek­try­ka. I od razu zy­skałem opi­nię »tego, który nie wy­bie­ra się na stu­dia«. Czułem się tam okrop­nie i przez cały rok byłem nieszczęśliwy. Po raz pierw­szy zdałem so­bie sprawę z tego, jak wie­le stra­ciłem przez swój lek­ce­ważący sto­su­nek do na­uki.

Dla­te­go po­sta­no­wiłem, że wrócę do Chri­stian High i tam dokończę edu­kację. Wte­dy też po raz pierw­szy podjąłem de­cyzję, która wiązała się dla mnie z określo­ny­mi skut­ka­mi. Bo kie­dy po­wie­działem o tym ojcu, ten za­py­tał: »A kto za to zapłaci?«. Po­wie­działem: »Ja. Najmę się gdzieś do­ryw­czo i za­ro­bię«. Moje dru­gie po­dejście do pry­wat­nej na­uki nie było już tak nie­fra­so­bli­we i tym ra­zem do­sta­wałem lep­sze oce­ny”.

Do dzi­siaj Rich jest wdzięczny za przy­wi­lej cho­dze­nia do szkoły, która ugrun­to­wała w nim wy­nie­sioną z domu wiarę, opty­mizm i etos ciężkiej pra­cy – przy­wi­lej, na który sam za­pra­co­wał. Jest za to wdzięczny także dla­te­go, że właśnie tam, w Chri­stian High, po­znał Jaya Van Ande-la, który zo­stał jego pierw­szym, naj­lep­szym przy­ja­cie­lem i wie­lo­let­nim part­ne­rem w in­te­re­sach.

Wszy­scy je­steśmy stwo­rze­ni przez Boga i w Jego oczach je­steśmy so­bie równi. I na tym fun­da­men­cie opie­ra się moja fir­ma.

RICH DEVOS

Jay miał już wte­dy swój własny sa­mochód; Rich, dwa lata od nie­go młod­szy, jesz­cze nie. Za­war­li za­tem układ, że za dwa­dzieścia pięć centów ty­go­dnio­wo Jay będzie co­dzien­nie woził Ri­cha do szkoły i z po­wro­tem. I gdy tak ra­zem jeździ­li, oka­zało się, że łączy ich wie­le wspólnych za­in­te­re­so­wań i że obo­je marzą o pro­wa­dze­niu własnej działalności go­spo­dar­czej. Ro­dzi­ce wpo­ili Jay­owi te same, po­zy­tyw­ne war­tości i głęboką etykę pra­cy, która za­in­spi­ro­wała młode­go Ri­cha De­Vo­sa. I żad­ne­mu z nich nig­dy nie przyszło na myśl, żeby pra­co­wać in­a­czej, jak tyl­ko na własny ra­chu­nek. Obo­je wi­dzie­li sie­bie jako li­derów, a nie tych, którzy za kimś podążają – jako zwierzch­ników, nie podwład­nych.

Rich i Jay kon­ty­nu­owa­li naukę w Ca­lvin Col­le­ge w Grand Ra­pids. W cza­sie woj­ny zo­sta­li wcie­le­ni do ame­ry­kańskich sił po­wietrz­nych i od­de­le­go­wa­ni do służby w różnych częściach świa­ta. Kon­tak­to­wa­li się wte­dy przez v-mail, pla­nując założenie w przyszłości wspólnej fir­my. I to właśnie lot­nic­two pod­dało im po­mysł na ich pierw­szy biz­nes – szko­le­nie pi­lotów i usługi czar­te­ro­we.

Po woj­nie Rich i Jay wrócili do USA prze­ko­na­ni, że lot­nic­two cy­wil­ne to przyszłościo­wy in­te­res. Wie­rzy­li, że już wkrótce każdy Ame­ry­ka­nin będzie trzy­mał w garażu swój własny sa­mo­lot, a mi­lio­ny lu­dzi będą sztur­mo­wać szkoły pi­lo­tażu. Wrócili za­tem do domu, do Mi­chi­gan, i otwo­rzy­li firmę usługową Wo­lve­ri­ne Air Se­rvi­ce.

Cho­ciaż obaj byli we­te­ra­na­mi sił po­wietrz­nych, żaden z nich nie po­sia­dał li­cen­cji pi­lo­ta. „Nie po­zwa­la­liśmy, by co­kol­wiek zga­siło nasz en­tu­zjazm – wspo­mi­na Rich. – Na­wet tak drob­ny szczegół, jak brak umiejętności pi­lo­to­wa­nia sa­mo­lo­tu”. Za­trud­ni­li paru kum­pli z woj­ska i kil­ku in­nych doświad­czo­nych pi­lotów, by pra­co­wa­li w po­wie­trzu, sami zaś zajęli się obsługą na­ziemną i sprze­dażą.

Fir­ma oka­zała się strzałem w dzie­siątkę, a jej działalność przy­padła na czas wzmożone­go za­in­te­re­so­wa­nia lot­nic­twem cy­wil­nym. Przy­ja­cie­le pro­mo­wa­li swo­je usługi slo­ga­nem: „Jeśli możesz pro­wa­dzić sa­mochód, możesz też pi­lo­to­wać sa­mo­lot”. Za własne oszczędności ku­pi­li używa­ny sa­mo­lot Pi­per Cub i za­bra­li się do pra­cy. Już od początku ich klu­czem do suk­ce­su oka­zała się wy­trwałość i umiejętność twórcze­go roz­wiązy­wa­nia pro­blemów. Kie­dy wy­najęta przez nich fir­ma bu­dow­la­na za­wa­liła ter­min od­da­nia pasów star­to­wych i stało się ja­sne, że nie dokończy prac przed dniem wiel­kie­go otwar­cia Wo­lve­ri­ne Air Se­rvi­ce, Rich i Jay wy­po­sażyli Pi­per Cub w pon­to­ny i po­sta­no­wi­li star­to­wać z rze­ki Grand Ri­ver. Otwar­cie nastąpiło zgod­nie z pla­nem.

Rich i Jay zbu­do­wa­li swoją firmę od pod­staw. Zro­bi­li to dzięki pra­cy własnych rąk. Wiedzą, co to zna­czy być bied­nym. Nic nie zastąpi tego doświad­cze­nia.

DEXTER YAGER,NIE­ZA­LEŻNY PRZED­SIĘBIOR­CA

W oko­li­cy Grand Ra­pids próbowały wybić się jesz­cze inne fir­my czar­te­ro­we, ale Rich i Jay po­ja­wi­li się tam pierw­si i żaden ry­wal nie mógł im dorównać. In­te­res kwitł i po kil­ku mie­siącach za­miast jed­nej ma­szy­ny, wy­naj­mo­wa­li już flotę dwu­na­stu. Wo­lve­ri­ne od­niosła wspa­niały suk­ces, który dał początek ko­lej­ne­mu uda­ne­mu przed­sięwzięciu.

Rich i Jay za­uważyli, że lu­dzie lubią przy­cho­dzić na lot­ni­sko i ob­ser­wo­wać lądujące i star­tujące sa­mo­lo­ty. Świad­czo­ne przez nich usługi lot­ni­cze stały się pu­bliczną atrakcją i zaczęły przy­ciągać tłumy! Dla­cze­go tego nie wy­ko­rzy­stać? Po­sta­no­wi­li otwo­rzyć re­stau­rację. A brak ja­kie­go­kol­wiek doświad­cze­nia czy wie­dzy na ten te­mat nie sta­no­wił dla nich naj­mniej­sze­go pro­ble­mu.

Pod­czas wy­ciecz­ki do Ka­li­for­nii tra­fi­li na zupełnie nowy ro­dzaj re­stau­ra­cji – dri­ve-in. Klient par­ko­wał, składał zamówie­nie kel­ner­ce, po czym cze­kał w sa­mo­cho­dzie na odbiór. Po­mysł przy­padł im do gu­stu i już wkrótce otwo­rzy­li Ri­ver­si­de Dri­ve Inn, przy­sto­so­waną do po­trzeb lot­ni­ska, pierwszą w tam­tej części Mi­chi­gan re­stau­rację tego typu.

O mały włos, a nie doszłoby do otwar­cia, gdyż za­wie­dli umówie­ni wcześniej elek­try­cy, którzy mie­li podłączyć prąd. Większość or­ga­ni­za­torów na ich miej­scu pew­nie odwołałaby całą im­prezę, ale nie Rich i Jay. Za­po­wie­dzie­li i roz­re­kla­mo­wa­li hucz­ne otwar­cie i za­mie­rza­li prze­pro­wa­dzić wszyst­ko zgod­nie z pla­nem. Po­gna­li do mia­sta, wy­najęli agre­gat prądotwórczy i otwo­rzy­li re­stau­rację tak jak pla­no­wa­li, tyle że ko­rzy­stając z „własne­go” za­si­la­nia.

Za­baw­nie było ob­ser­wo­wać tatę i Ri­cha w działaniu. Gdy prze­by­wa­li w jed­nym po­miesz­cze­niu, w po­wie­trzu czuć było kre­atyw­ne napięcie.

DAVE VAN ANDEL, NAJMŁOD­SZY SYN JAYA

Rich De­Vos i Jay Van An­del za­wsze myśleli przyszłościo­wo. I choć ich biz­nes kwitł, po­tra­fi­li do­strzec mo­ment, gdy za­in­te­re­so­wa­nie lot­nic­twem zaczęło przy­ga­sać. Prze­wi­dując, że po­pyt na usługi lot­ni­cze nie będzie trwał wiecz­nie, po­sta­no­wi­li sprze­dać Wo­lve­ri­ne Air wraz z Ri­ver­si­de Dri­ve Inn.

Uzna­li, że nad­szedł czas, by ro­zej­rzeć się za no­wym zajęciem. Wie­dzie­li tyl­ko, że musi to być biz­nes, który za­pew­niłby im długo­ter­mi­no­wy suk­ces. Ich po­szu­ki­wa­nia nie trwały długo.

Hi­sto­ria Am­waya

W 1948 roku Rich De­Vos i Jay Van An­del sprze­da­li Wo­lve­ri­ne Air Se­rvi­ce. Następnie ku­pi­li szku­ner o długości nie­co po­nad je­de­na­stu metrów i popłynęli na Ka­ra­iby. Po rocz­nej podróży (o której jesz­cze wspomnę), zaczęli roz­pro­wa­dzać su­ple­men­ty die­ty, dołączając do gro­na dys­try­bu­torów ka­li­for­nij­skiej fir­my Nu­tri­li­te. Ku­po­wa­li od niej wi­ta­mi­ny i pro­duk­ty odżyw­cze, po czym sprze­da­wa­li je w wol­nym cza­sie. Na początku lat pięćdzie­siątych wzięli udział w or­ga­ni­zo­wa­nych przez Nu­tri­li­te se­mi­na­riach biz­ne­so­wych i zwie­dzi­li jej fa­brykę w Bu­ena Park w Ka­li­for­nii.

Pod ko­niec de­ka­dy w fir­mie po­ja­wiły się pro­ble­my or­ga­ni­za­cyj­ne – działy pro­duk­cji i mar­ke­tin­gu, funk­cjo­nujące jako dwie odrębne jed­nost­ki kor­po­ra­cyj­ne, zaczęły mieć trud­ności we wza­jem­nej współpra­cy.

Rich i Jay oraz inni dys­try­bu­to­rzy Nu­tri­li­te sta­li się ofia­ra­mi tego wewnętrzne­go kon­flik­tu. Sprze­daż i zy­ski zaczęły gwałto­wa­nie spa­dać.

Dla­te­go już w 1959 roku para przy­ja­ciół wy­ko­nała pe­wien lo­gicz­ny, przed­siębior­czy krok – po­sta­no­wi­li, że założą własną firmę. Na­zwa­li ją Am­way, co było skrótem od Ame­ri­can way of life – czy­li cze­goś, co obaj bar­dzo ce­ni­li. Bu­dując na wie­dzy i doświad­cze­niu, które zdo­by­li jako dys­try­bu­to­rzy Nu­tri­li­te, Rich De­Vos i Jay Van An­del zmo­dy­fi­ko­wa­li i udo­sko­na­li­li kla­sycz­ny plan mar­ke­tin­go­wy tej kor­po­ra­cji, tworząc tym sa­mym własny, uni­kal­ny mo­del funk­cjo­no­wa­nia przed­siębior­stwa.

Jeśli za­da­jesz się z tymi, którzy idą na dno, a do tego przyj­mu­jesz ich me­to­dy i po­sta­wy, skończysz tak samo jak oni. Jeśli na­to­miast wzo­ru­jesz się na lu­dziach suk­ce­su, jeśli słuchasz tego, co mówią, a przy tym ciężko pra­cu­jesz i nie­ustan­nie trwasz przy swo­im, wte­dy i to­bie się po­wie­dzie.

RICH DEVOS

Rich objął funkcję pre­ze­sa fir­my, a Jay zo­stał prze­wod­niczącym zarządu. Choć łączyły ich wspólne cele i za­in­te­re­so­wa­nia, mie­li różne oso­bo­wości i zdol­ności. Było to świet­nie zrówno­ważone part­ner­stwo, po­nie­waż wza­jem­nie uzu­pełnia­li swo­je przywódcze umiejętności i kom­pen­so­wa­li bra­ki. Od­po­wie­dzial­nością za po­dej­mo­wa­ne de­cy­zje dzie­li­li się po równo.

„Po­wo­dem, dla którego tak do­sko­na­le się do­ga­dy­wa­liśmy – wspo­mi­na Jay Van An­del – było na­sze wza­jem­ne, ab­so­lut­ne za­ufa­nie. Rich i ja za­wsze myśleliśmy o tym, co jest dla dru­gie­go naj­lep­sze. Cza­sem mo­gliśmy się ze sobą nie zga­dzać, ale bez względu na to, jak bar­dzo się w czymś różniliśmy, obaj wie­dzie­liśmy, że możemy li­czyć na wza­jemną, całko­witą lo­jal­ność. Byliśmy naj­lep­szy­mi współpra­cow­ni­ka­mi i przy­ja­ciółmi, i wie­le się od sie­bie uczy­liśmy. Mie­liśmy wspólne doświad­cze­nia w życiu za­wo­do­wym i ro­dzin­nym, ale łączyła nas też wspólna wia­ra. A przy­jaźń sta­no­wiła fun­da­ment na­szego uda­ne­go part­ner­stwa w biz­ne­sie.

Ile­kroć mie­liśmy jakiś nowy po­mysł, nig­dy nie było do końca wia­do­mo, czy wy­szedł on od Ri­cha, czy ode mnie. Tak jak­by nowe po­mysły ro­dziły się w nas jed­no­cześnie. Zna­liśmy się tak do­brze, że prak­tycz­nie mo­gliśmy czy­tać so­bie w myślach. Sia­da­liśmy i roz­ma­wia­liśmy, prze­rzu­cając się po­mysłami, i wy­da­wało się, że każda nowa kon­cep­cja bie­rze początek właśnie z tej sy­ner­gii między nami. Tak głęboko so­bie ufa­liśmy, że co­kol­wiek każdy z nas po­wie­dział, jed­no­cześnie mówił też w imie­niu dru­gie­go. Nikt nie mógł nas prze­ciw­ko so­bie na­sta­wić, bo świet­nie się zna­liśmy i da­rzy­liśmy się pełnym za­ufa­niem”.

Choć nadal sprze­da­wa­li pro­duk­ty Nu­tri­li­te, po­sta­no­wi­li po­sze­rzyć ofertę i dodać do nich swo­je własne. Pierw­szym ta­kim no­wym pro­duk­tem był skon­cen­tro­wa­ny, bio-de­gra­do­wal­ny śro­dek czyszczący Frisk, później zna­ny pod nazwą Li­qu­id Or­ga­nic Cle­aner – w skrócie L.O.C.

Rich i Jay zaczęli bu­do­wać sieć dys­try­bu­torów, którzy roz­pro­wa­dza­li ich pro­duk­ty przez or­ga­ni­zo­wa­ne u klientów po­ka­zy. W 1960 roku, czy­li w pierw­szym pełnym roku funk­cjo­no­wa­nia fir­my, sprze­da­li pro­duk­ty za łączną kwotę po­nad pół mi­lio­na do­larów. A już w ko­lej­nym otwo­rzy­li w po­bliżu Grand Ra­pids swoją pierwszą fa­brykę. Rich i Jay uczy­li się na błędach Nu­tri­li­te i już od początku spra­wo­wa­li pełną kon­trolę nad całą or­ga­ni­zacją, trzy­mając dział pro­duk­cji i mar­ke­tin­gu pod jed­nym da­chem. Dzięki temu Am­way­em nig­dy nie wstrząsały żadne wewnętrzne kon­flik­ty, po­dob­ne do tego, który nie­mal znisz­czył Nu­tri­li­te.

Ca­sey Won­der­gem, były członek ka­dry kie­row­ni­czej Am­waya, przez po­nad dwa­dzieścia lat ob­ser­wo­wał przywódczy tan­dem Ri­cha i Jaya. „Ist­niała między nimi nie­sa­mo­wi­ta har­mo­nia – mówi. – Od­by­liśmy ra­zem set­ki spo­tkań i nig­dy nie wi­działem, żeby je­den na dru­gie­go kie­dy­kol­wiek się zezłościł. Może nie za­wsze się ze sobą zga­dza­li, ale za­wsze byli wo­bec sie­bie życz­li­wi.

Któregoś razu Rich udzie­lał wy­wia­du i w pew­nym mo­men­cie padło py­ta­nie, czy wziąłby pod uwagę możliwość kan­dy­do­wa­nia na gu­ber­na­to­ra sta­nu Mi­chi­gan albo na pre­zy­den­ta USA. »Wziąłbym, gdy­by Jay wszyst­kim się zajął« – od­parł Rich. Ta od­po­wiedź do­sko­na­le po­ka­zu­je, jak po­strze­ga­li swo­je role i kie­ro­wa­nie firmą. Rich świet­nie się spraw­dzał w roli front­ma­na, tego, który sprze­da­je i za­grze­wa do boju. Jay na­to­miast był jego prawą ręką, me­nadżerem – działał za ku­li­sa­mi, dbając o spraw­ne funk­cjo­no­wa­nie fir­my. Był to do­sko­nały związek ta­len­tu i umiejętności”.

Wyjątko­wa „che­mia przywódcza”, ist­niejąca między tymi dwo­ma wie­lo­let­ni­mi przy­ja­ciółmi, zdu­mie­wa również ame­ry­kańskie­go kon­gres­me­na Ver­na Eh­ler­sa. „Rich i Jay od za­wsze darzą się głębo­kim, wza­jem­nym sza­cun­kiem – wspo­mi­na. – Łączą ich też wy­zna­wa­ne war­tości. Obaj są od­da­ny­mi chrześci­ja­na­mi i ak­tyw­nie działają na rzecz kościoła. Jay był tym ci­chym fa­ce­tem, który trosz­czył się o tech­nicz­ne szczegóły sku­tecz­ne­go pro­wa­dze­nia biz­ne­su, na­to­miast Rich to ma­rzy­ciel i mówca, ten, który przez lata in­spi­ro­wał i po­ry­wał słucha­czy, sprze­dając kon­cepcję Am­waya mi­lio­nom lu­dzi. Obaj są do­sko­nałymi biz­nes­me­na­mi, bo bar­dzo do­brze po­dzie­li­li się za­da­nia­mi i obo­wiązka­mi”.

Pra­cująca dla Am­waya Joan Wil­liam­son do­brze po­znała Ri­cha i Jaya. „Jako przywódcy i zarządzający – stwier­dza – Rich i Jay świet­nie za­wsze się uzu­pełnia­li. Poza wza­jemną współpracą w biz­ne­sie, za­wszy byli też do­bry­mi przy­ja­ciółmi. Są do sie­bie nie­sa­mo­wi­cie po­dob­ni pod względem za­an­gażowa­nia, wy­zna­wa­nych war­tości i wia­ry chrześcijańskiej, a z dru­giej stro­ny, tak bar­dzo różni, jeśli cho­dzi o oso­bo­wość i zdol­ności. Stwo­rzy­li do­sko­nały duet – je­den uzu­pełniał bra­ki dru­gie­go, i to chy­ba główny se­kret tak wiel­kie­go suk­ce­su ich kor­po­ra­cji”.

Part­ner­stwo Ri­cha i Jaya było możliwe dzięki ich cha­rak­te­rom. Obaj są wyjątko­wo nie­sa­mo­lub­ni i za­wsze pra­cują dla do­bra ogółu.

ALE­XAN­DER M. HAIG Jr.,BYŁY SE­KRE­TARZ STA­NU USA

A oto, co na te­mat mie­sza­ne­go przywództwa Ri­cha i Jaya sądzi Jer­ry Me­adows, współpra­cujący z Am­way­em nie­za­leżny przed­siębior­ca: „Rich i Jay wkro­czy­li w świat biz­ne­su, gdy byli już do­bry­mi przy­ja­ciółmi i na­wza­jem o sie­bie dba­li. Sza­no­wa­li swo­je ta­len­ty i zdol­ności. Gdy któryś zgłaszał sprze­ciw, dys­ku­to­wa­ny po­mysł był od­rzu­ca­ny. Za­wsze pre­zen­to­wa­li wspólny front i dys­try­bu­to­rzy mu­sie­li być tego świa­do­mi. Jako nie­za­leżni przed­siębior­cy nie za­wsze zga­dza­liśmy się z ich de­cy­zja­mi, ale za to za­wsze wie­dzie­liśmy, że współdziałają ze sobą dla do­bra nas wszyst­kich”.

W la­tach sześćdzie­siątych Am­way wciąż się roz­wi­jała, do­dając do swo­jej ofer­ty nowe pro­duk­ty – wy­po­sażenie ku­chen­ne i ko­sme­ty­ki. Po­sze­rzała też te­ry­to­rial­ny za­kres swo­jej działalności, do­cie­rając do ko­lej­nych stanów USA, a także do Ka­na­dy. W 1972 roku fir­ma przejęła Nu­tri­li­te, a jej asor­ty­ment su­ple­mentów die­ty – tych sa­mych, które Rich i Jay sprze­da­wa­li wcześniej, gdy w opar­ciu o za­sadę mar­ke­tin­gu wie­lo­po­zio­mo­we­go bu­do­wa­li swój własny biz­nes – stał się jedną z naj­ważniej­szych li­nii pro­duktów fir­my.

Wy­ni­ki sprze­daży po­szy­bo­wały w górę i już w roku 1980 roku ich war­tość sięgnęła mi­liar­da do­larów. W la­tach osiem­dzie­siątych kor­po­ra­cja roz­bu­do­wała swoją sie­dzibę w Ada i otwo­rzyła nową fa­brykę ko­sme­tyków. W ko­lej­nych la­tach na scenę wkro­czyło młode po­ko­le­nie – Ri­cha na sta­no­wi­sku pre­ze­sa zastąpił jego syn Dick De­Vos, a funkcję prze­wod­niczącego zarządu Jay prze­ka­zał swo­je­mu sy­no­wi Ste­ve’owi Van An­de­lo­wi. Obec­nie pre­ze­sem Am­waya jest najmłod­szy syn Ri­cha – Doug.

Fir­ma, którą Rich i Jay stwo­rzy­li od pod­staw, wciąż się roz­wi­ja i z po­wo­dze­niem wkra­cza w nowe tysiącle­cie. W paździer­ni­ku 2000 roku Am­way stała się jedną z trzech firm-córek kor­po­ra­cji Al­ti­cor. Po­zo­stałe to Qu­ixtar oraz Ac­cess Bu­si­ness Gro­up, zaj­mująca się obsługą pro­duk­cji i lo­gi­sty­ki Am­waya, Qu­ixtara i in­nych pod­miotów. Działając na ryn­ku su­ple­mentów die­ty, pro­duktów do pielęgna­cji ciała, środków czy­stości, ak­ce­so­riów ku­chen­nych i in­nych, roz­pro­wa­dza­nych przez nie­mal czte­ry mi­lio­ny nie­za­leżnych przed­siębiorców w po­nad osiem­dzie­sięciu kra­jach, w 2003 roku gru­pa Al­ti­cor osiągnęła sprze­daż na po­zio­mie pięciu mi­liardów do­larów.

Przez po­nad dwa­dzieścia lat ob­ser­wo­wałem, z ja­kim en­tu­zja­zmem lu­dzie re­ago­wa­li, spo­ty­kając Ri­cha.

I nie cho­dzi tu o pie­niądze czy władzę. Ich en­tu­zja­stycz­ne za­cho­wa­nie było od­po­wie­dzią na jego ener­gię i cha­ryzmę.

BOB KERK­STRA,EME­RY­TO­WA­NY DY­REK­TOR AMWAYA

Rich De­Vos uważa, że za fe­no­me­nal­ny rozwój Am­waya od­po­wia­da me­to­da dys­try­bu­cji pro­duktów opar­ta na sie­ci nie­za­leżnych przed­siębiorców, których za­rob­ki zależą je­dy­nie od ich własne­go za­an­gażowa­nia i nakładu pra­cy. Wie­lu z nich, sto­sując pro­mo­wa­ne przez firmę za­sa­dy, osiąga na­wet sześcio­cy­fro­we przy­cho­dy. (Dla lep­sze­go od­da­nia cha­rak­te­ru pra­cy mi­lionów lu­dzi z całego świa­ta, którzy bu­dują swoją działalność na kon­cep­cji stwo­rzo­nej przez Ri­cha i Jaya, sto­so­wa­ny wcześniej ter­min „dys­try­bu­tor” zastąpio­no określe­niem „nie­za­leżny przed­siębior­ca”). Al­ti­cor i jej trzy fir­my-córki za­trud­niają na całym świe­cie pra­wie je­de­naście tysięcy pra­cow­ników.

W or­ga­ni­zo­wa­nych przez Am­waya spo­tka­niach biz­ne­so­wych uczest­ni­czy­li niektórzy spośród najsłyn­niej­szych ame­ry­kańskich mówców, spe­cja­li­zujących się w sztu­ce mo­ty­wa­cji i przywództwa – w tym byli pre­zy­den­ci USA: Ge­rald Ford, Ro­nald Re­agan i Geo­r­ge Bush.

Jed­nak wśród naj­ważniej­szych przy­ja­ciół Ri­cha DeVo-sa nie zna­lazły się naj­większe oso­bi­stości świa­ta roz­ryw­ki i po­li­ty­ki, lecz sze­ro­kie gro­no zwykłych lu­dzi, którzy przez lata do­brze go po­zna­li i po­ko­cha­li. Hi­sto­ria jego suk­ce­su zbu­do­wa­na jest na hi­sto­riach suk­ce­su tysięcy nie­za­leżnych przed­siębiorców i pra­cow­ników z najróżniej­szych zakątków glo­bu.

Po ośmiu la­tach pra­cy dla pana De­Vo­sa jako ste­war­de­sa mogę szcze­rze przy­znać, że to naj­wspa­nial­szy pra­co­daw­ca na świe­cie.

MISSY CON­ROY,STE­WAR­DE­SA MAGIC CAR­PET AVIA­TION

Jako pra­co­daw­ca Rich De­Vos nig­dy nie był apo­dyk­tycz­ny. Za­wsze był przede wszyst­kim li­de­rem i przy­ja­cie­lem. Ile­kroć przy­jeżdżał do fa­bry­ki Am­waya w Ada, tam­tej­si pra­cow­ni­cy z uśmie­chem wołali do nie­go: „Cześć, Rich!”. Wi­ta­li się z nim po imie­niu, a on od­po­wia­dał w ten sam sposób. Lu­dzie, którzy z nim współpra­co­wa­li, myśleli o so­bie jako o człon­kach jego ze­społu, part­ne­rach w mi­sji, przy­ja­ciołach i ko­le­gach z pra­cy. To wie­le mówi o sty­lu przywództwa Ri­cha – i jed­no­cześnie sta­no­wi ważny klucz do jego nie­zwykłego suk­ce­su.

Przykład śmiałego przywództwa

We wrześniu 1991 roku De­Vo­so­wie ku­pi­li ko­szy­karską drużynę Or­lan­do Ma­gic. Kosz­to­wało ich to osiem­dzie­siąt mi­lionów do­larów. Dla­cze­go Rich po­sta­no­wił wziąć na sie­bie tak wielką od­po­wie­dzial­ność? Bo miał w so­bie du­cha przywództwa. Wie­dział, że świat spor­tu za­wo­do­we­go otwo­rzy przed nim drzwi do no­we­go świa­ta. Dzięki nie­mu mógł zy­skać jesz­cze większy wpływ na społeczeństwo i do­sko­na­lić umiejętności przywódcze. Wie­dział, że po­sia­da­nie drużyny NBA umożliwi mu do­tar­cie do o wie­le szer­sze­go gro­na słucha­czy, wśród których będzie mógł głosić dobrą no­winę suk­ce­su, a ten można osiągnąć wyłącznie dzięki wie­rze, opty­mi­zmo­wi, wy­trwałości i ciężkiej pra­cy.

„Jed­nym z po­wodów, dla których ku­pi­liśmy Or­lan­do Ma­gic – wspo­mi­na Rich – była jesz­cze większa możliwość dzie­le­nia się na­szy­mi war­tościa­mi z oto­cze­niem – za­wod­ni­ka­mi, społecz­nością Or­lan­do i resztą świa­ta. Chcie­liśmy mieć po­zy­tyw­ny wpływ na tych wszyst­kich lu­dzi.

W stycz­niu 2002 roku, około czte­ry i pół roku po moim prze­szcze­pie ser­ca, po­sta­no­wiłem wy­co­fać się z branży spor­to­wej i zacząć żyć nie­co spo­koj­niej. Po­da­liśmy do pu­blicz­nej wia­do­mości, że ro­dzi­na De­Vos sprze­da­je Or­lan­do Ma­gic. Jed­nak po kil­ku ty­go­dniach zacząłem się wahać.

Wkrótce po ogłosze­niu de­cy­zji o sprze­daży wziąłem udział w pew­nym przyjęciu w Palm Be­ach. Wpadłem tam na ko­men­ta­to­ra spor­to­we­go Cur­ta Gow­dy’ego, który po­wie­dział: »Słyszałem, że sprze­dajesz drużynę. To praw­da?«. Chciałem od­po­wie­dzieć, że tak, ale nie mogło mi to przejść przez gardło – jak­bym za­krztu­sił się tym jed­nym, krótkim »Tak!«. Wte­dy uświa­do­miłem so­bie, że nie je­stem w sta­nie roz­stać się z Or­lan­do. Wróciłem do domu i oznaj­miłem żonie: »Zmie­niłem zda­nie. Nie sprze­daję drużyny. Zo­sta­je z nami«.

W mar­cu ogłosiłem, że ro­dzi­na De­Vos po­sta­no­wiła nie sprze­da­wać Or­lan­do Ma­gic. Niedługo po­tem byłem aku­rat na pew­nym me­czu, gdy spo­tkałem Bil­la Wal­to­na. Bill pod­szedł do mnie i po­wie­dział: »Na­wet nie próbuj wy­co­fy­wać się z tego biz­ne­su. Po­trze­bu­je­my cię. Po­trze­bu­je­my w NBA two­ich war­tości«”.

Rich lubi za­cho­dzić do szat­ni i spo­ty­kać się z za­wod­ni­ka­mi. Są dla nie­go jed­nością, drużyną, i tak też ich trak­tu­je, kie­dy do nich prze­ma­wia. Ma też za­wsze czas na in­dy­wi­du­al­ne roz­mo­wy. Jest bar­dzo otwar­ty w kwe­stii dzie­le­nia się swoją chrześcijańską wiarą i war­tościa­mi. Z jed­nej stro­ny, to on jest tym, który każdemu z tych ko­szy­ka­rzy płaci gru­be mi­lio­ny, a z dru­giej, przy­cho­dzi do nich z po­korą i mówi: „Je­stem tyl­ko grzesz­ni­kiem zba­wio­nym przez Boga”.

A oni go słuchają.

JOHN GABRIEL,DY­REK­TOR GE­NE­RAL­NY ORLAN­DO MAGIC

W świe­cie NBA Rich De­Vos jest kimś na­prawdę wyjątko­wym. Nie ma dru­gie­go ta­kie­go właści­cie­la drużyny. Brian Hill, były główny tre­ner Or­lan­do Ma­gic, uj­mu­je to w ten sposób: „Kie­dy Rich prze­ma­wia do za­wod­ników, ci fak­tycz­nie go słuchają. Dla­cze­go? Bo spra­wia, że czują się naj­ważniej­si na świe­cie. Gdy wcho­dzi do szat­ni, żeby coś im po­wie­dzieć, nie myślą: »O, przy­szedł szef, żeby pra­wić nam ka­za­nia«. Jest zupełnie in­a­czej. Na ich twa­rzach można wy­czy­tać stwier­dze­nie: »Uwiel­bia­my tego fa­ce­ta za to, jak nas trak­tu­je. Na­prawdę lu­bi­my z nim prze­by­wać«”.

Rich De­Vos ma w ser­cu spe­cjal­ne miej­sce dla młodych lu­dzi i chce, by dzi­siej­sza młodzież zro­zu­miała i przy­swoiła te same war­tości, które i jemu wpo­jo­no wie­le lat temu. Szczególnie zaś tę, że w kra­ju nie­ogra­ni­czo­nych możliwości – ja­kim są USA – każdy, kto jest gotów ciężko pra­co­wać i spełniać swo­je po­win­ności, może osiągnąć suk­ces. „Możesz być właści­cie­lem wiel­kiej kor­po­ra­cji – po­wie­dział kie­dyś Rich – a na większości młodych lu­dzi nie zro­bi to naj­mniej­sze­go wrażenia. Ale gdy po­sia­dasz drużynę Or­lan­do Ma­gic i ro­bisz so­bie zdjęcia z Sha­qu­il­lem O’Ne­alem, dzie­cia­ki cię słuchają”.

Roz­wiązuj pro­ble­my tak jak Rich

Rich De­Vos jest tak świet­nym przywódcą, po­nie­waż ra­dzi so­bie do­sko­na­le na­wet z naj­większy­mi pro­ble­ma­mi. Jego zda­niem naj­prost­sze roz­wiąza­nia są za­wsze naj­lep­sze. Paul Conn, przy­ja­ciel Ri­cha, au­tor wie­lu książek i rek­tor Lee Uni­ver­si­ty, wspo­mi­na sy­tu­ację, która ilu­stru­je tę rzadką umiejętność: „Pew­ne­go razu Rich był gościem ho­no­ro­wym na­szej uczel­ni. Wy­da­liśmy na jego cześć przyjęcie, za­pra­szając wszyst­kich wykładowców, pra­cow­ników, stu­dentów i in­nych gości. Gdy wszy­scy ro­ze­szli się po sali, częstując się przekąska­mi i roz­ma­wiając, je­den z na­uczy­cie­li zaczął głośno na­rze­kać: »Ale tu nie ma wi­delców! Jak ja mam jeść te małe frank­fur­ter­ki?«. I tak gadał i jęczał, aż wszyst­kim zaczęło się robić nie­przy­jem­nie.

Rich usłyszał jego bia­do­le­nie i po­wie­dział: »Za­raz go panu przy­niosę«. Pod­szedł do kel­ne­ra, po­pro­sił o wi­de­lec, po czym podał go na­uczy­cie­lo­wi. Ten po pro­stu wziął i jak gdy­by nig­dy nic zaczął jeść. Na swój ci­chy, sub­tel­ny sposób Rich próbował go cze­goś na­uczyć, ale nie sądzę, żeby fa­cet co­kol­wiek zro­zu­miał.

Je­stem pew­ny, że w tam­tej chwi­li Rich myślał to samo, co ja: »Niech ten gość się po pro­stu za­mknie«. A jako eks­pert w ra­dze­niu so­bie z wszel­ki­mi prze­szko­da­mi od razu do­strzegł naj­prost­sze roz­wiąza­nie – trze­ba de­li­kwen­to­wi ten wi­de­lec podać. Ta krótka aneg­do­ta daje nam pew­ne pojęcie o tym, w jaki sposób Rich sta­wia czoło trud­nościom. Jego po­stawę bar­dzo do­brze cha­rak­te­ry­zu­je następujące stwier­dze­nie: »Pozbądźmy się pro­ble­mu, znaj­dując naj­prost­sze wyjście z sy­tu­acji«. Wte­dy nie miało dla nie­go zna­cze­nia, że jest gościem ho­no­ro­wym, VIP-em, który przy­le­ciał swo­im pry­wat­nym od­rzu­tow­cem. Był pro­blem, a on wie­dział, jak go roz­wiązać. Nie uważał się za kogoś zbyt ważnego, by po­dejść do kel­ne­ra i po­pro­sić o wi­de­lec”.

Jak re­agu­jesz, gdy masz do czy­nie­nia z ja­kimś pro­ble­mem? Jeśli cho­dzi o postępo­wa­nie w sy­tu­acji kry­zy­so­wej, lu­dzie dzielą się na dwie ka­te­go­rie – na tych, którzy la­men­tują, i na tych, którzy działają. Do której gru­py należysz? Na pod­sta­wie rozmów prze­pro­wa­dzo­nych z oso­ba­mi z naj­bliższe­go oto­cze­nia Ri­cha stwo­rzyłem listę sied­miu punktów, które bar­dzo do­brze cha­rak­te­ry­zują jego po­stawę i sposób działania.

1. Bądź pro­ak­tyw­ny

Rich De­Vos nie cze­ka, aż spra­wy przy­biorą nie­ko­rzyst­ny obrót. Jest pro­ak­tyw­ny i sam wy­cho­dzi pro­ble­mom na­prze­ciw. Pil­nu­je, by do­strze­gać trud­ności, kie­dy jesz­cze są nie­wiel­kie i nie­groźne, i za­nim sy­tu­acja za­cznie wy­my­kać się spod kon­tro­li. Były pra­cow­nik fir­my Ste­ve Hia­eshut­ter wspo­mi­na pew­ne zajście, które ilu­stru­je tę po­stawę: „Rich pro­wa­dził w Am­wayu se­sje »szcze­rych rozmów«. Przy­cho­dziłeś i mogłeś głośno po­wie­dzieć o wszyst­kim, co ci leżało na wątro­bie. Dzie­liłeś się swo­imi uczu­cia­mi, skarżyłeś się, zgłaszałeś su­ge­stie, a Rich słuchał i od­po­wia­dał. Gdy po raz pierw­szy zo­stałem za­pro­szo­ny na ta­kie spo­tka­nie, miałem dzie­więtnaście lat i pra­co­wałem w na­szej fa­bry­ce. Przy sto­le sie­działo około dwu­dzie­stu pięciu osób. Moje miej­sce przy­padło tuż obok Ri­cha.

Rich otwo­rzył sesję, po czym każdy po ko­lei zaczął za­bie­rać głos, zgłaszając różne pro­ble­my i mówiąc, co mu się nie po­do­ba. Ktoś się po­skarżył: »W au­to­ma­tach z na­po­ja­mi nie ma 7-Up«. Inny za­uważył: »Ko­lor uni­formów nie pa­su­je do ko­lo­ru ścian«. Słuchałem i nie mogłem uwie­rzyć, że lu­dzie mówią o ta­kich głupo­tach – każda skar­ga do­ty­czyła cze­goś ab­so­lut­nie try­wial­ne­go.

Zro­biłem jakąś złośliwą uwagę, a wte­dy Rich odwrócił się do mnie i za­py­tał: »Mogę wie­dzieć, co ci się nie po­do­ba?«. »Och, bo te wszyst­kie spra­wy są tak błahe, że na­wet nie war­to o nich wspo­mi­nać – stwier­dziłem. – Jed­na wiel­ka stra­ta cza­su«. Na co Rich: »Nie­ważne, czy coś jest błahe, czy nie. Jeśli dla kogoś to coś sta­no­wi pro­blem, to chcę o tym wie­dzieć«.

Później Rich przy­szedł do mnie i po­pro­sił na słówko. »Pozwól, Ste­ve, że coś ci wyjaśnię – po­wie­dział. – Te spo­tka­nia to mój pa­pie­rek lak­mu­so­wy. Po­zwa­lają trzy­mać rękę na pul­sie. Dzięki nim wyłapuję pro­ble­my i mam na­dzieję, że każdy z nich okaże się tak try­wial­ny, jak brak 7-Up w au­to­ma­cie z na­po­ja­mi. Jeśli ni­ko­go nic poważniej­sze­go nie tra­pi, mogę spać spo­koj­nie. Bo to zna­czy, że w fir­mie wszyst­ko w porządku«.

Wcześniej nie przyszło mi to do głowy. To było tak pro­ste – czy­sty ge­niusz. I nig­dy nie za­po­mniałem tam­tej lek­cji – bądź pro­ak­tyw­ny. Idź i od­naj­duj pro­ble­my, za­nim staną się zbyt wiel­kie”.

2. Zde­fi­niuj pro­blem

Gdy już się do­wiesz, że coś jest nie tak, mu­sisz do­trzeć do isto­ty pro­ble­mu, żeby zna­leźć naj­lep­sze roz­wiąza­nie. Dla­te­go zbierz wszyst­kie fak­ty i dokład­nie przyj­rzyj się wszyst­kim skład­ni­kom za­ist­niałej sy­tu­acji, gdyż tyl­ko wte­dy będziesz mieć przed ocza­mi jej pełny, wyraźny ob­raz. Córka Ri­cha Che­ri do­ra­stała przy sa­mym mi­strzu w tej dzie­dzi­nie. Wspo­mi­na: „Oj­ciec za­wsze po­wta­rzał: »Zde­fi­nio­wa­nie pro­ble­mu to dzie­więćdzie­siąt pro­cent suk­ce­su. Bo gdy już dokład­nie określisz, o co cho­dzi, roz­wiąza­nie samo się na­su­nie«. Oj­ciec re­ali­zo­wał tę za­sadę w ten sposób, że za­pra­szał wszyst­kich na wspólne spo­tka­nie, gro­ma­dził fak­ty i po­zna­wał punkt wi­dze­nia każdej oso­by. Cza­sem wy­star­czyło ze­brać fak­ty i sta­wało się ja­sne, że wszy­scy za­in­te­re­so­wa­ni myślą tak samo. Wte­dy tata pro­po­no­wał pro­ste roz­wiąza­nie i uczest­ni­cy spo­tka­nia jed­nogłośnie je przyj­mo­wa­li. Wszyst­ko za­czy­na się za­tem od dokład­ne­go zde­fi­nio­wa­nia pro­ble­mu. Jeśli chcesz być li­de­rem, który po­tra­fi po­ra­dzić so­bie z każdą prze­szkodą, mu­sisz byś skłonny wysłuchać wszyst­kich swo­ich lu­dzi”.

3. Nie kom­pli­kuj

Złożoność pa­ra­liżuje myśle­nie. Pro­sto­ta jest klu­czem do suk­ce­su. Często wy­star­czy usunąć powłokę złożoności, żeby pro­ste roz­wiąza­nie stało się oczy­wi­ste. Bob Schier-beek, do­rad­ca biz­ne­so­wy Ri­cha De­Vo­sa, mówi: „Jeśli cho­dzi o spra­wy za­wo­do­we, Rich szyb­ko chwy­ta istotę pro­ble­mu, uprasz­cza sy­tu­ację, upew­nia się, że wszyst­ko ja­sne, po czym po­dej­mu­je ko­niecz­ne de­cy­zje i idzie da­lej”.

Brian Hill przy­zna­je mu rację: „Rich De­Vos po­tra­fi błyska­wicz­nie roz­gryźć skom­pli­ko­waną sy­tu­ację, zre­du­ko­wać ją do tego, co naj­bar­dziej istot­ne, i podać pro­ste roz­wiąza­nie, które po­zwo­li spraw­nie z niej wy­brnąć”.

Rick Bre­on, dy­rek­tor fir­my z Grand Ra­pids, działającej w branży opie­ki zdro­wot­nej, do­da­je: „Rich De­Vos za­sia­da w na­szym zarządzie, gdzie działa jak ka­ta­li­za­tor – ktoś od roz­wiązy­wa­nia pro­blemów oraz po­dej­mo­wa­nia de­cy­zji. Nie do­mi­nu­je dys­ku­sji, prze­ważnie się przysłuchu­je. Lecz gdy za­bie­ra głos, wszy­scy uważnie słuchają, po­nie­waż po­sia­da wyjątkową zdol­ność ma­new­ro­wa­nia między szczegółami, do­cie­ra­nia do sed­na spra­wy i pro­po­no­wa­nia pro­ste­go, prak­tycz­ne­go wyjścia z sy­tu­acji”.

4. Działaj krok po kro­ku

Gdy już wy­bie­rzesz pro­ste i prak­tycz­ne roz­wiąza­nie, po­sta­raj się re­ali­zo­wać je ostrożnie, krok po kro­ku. „Tata ra­dzi – mówi syn Ri­cha Dan – by nig­dy nie tra­cić z oczu tego, co w da­nej sy­tu­acji naj­ważniej­sze, ni­cze­go nie kom­pli­ko­wać i działać we właści­wej ko­lej­ności. Za­czy­naj od A, po­tem idź do B, następnie do C. Każdy, na­wet naj­większy pro­blem może zo­stać roz­wiązany, jeśli roz­bi­je się go na mniej skom­pli­ko­wane ele­men­ty”.

5. Nie spiesz się

Brzmi ba­nal­nie, ale to praw­da – pośpiech na­prawdę ni­cze­mu nie służy. Rzad­ko się zda­rza, by trze­ba było działać na­tych­miast, w pa­nicz­nym pośpie­chu – a pa­nicz­ne roz­wiąza­nia najczęściej tyl­ko po­gar­szają sy­tu­ację. Bob Van­der We­ide, zięć Ri­cha i dy­rek­tor ge­ne­ral­ny Or­lan­do Ma­gic, za­uważa: „Cho­ciaż Rich ma wyjątko­wo silną, zde­cy­do­waną oso­bo­wość, po­tra­fi być jed­no­cześnie bar­dzo cier­pli­wy. I gdy wi­dzi, że ktoś usiłuje czym prędzej lub za wszelką cenę prze­for­so­wać jakąś de­cyzję czy roz­wiąza­nie da­ne­go pro­ble­mu, mówi: »Spo­koj­nie, nie tak szyb­ko. Prześpij się z tym. Po­trze­bu­je­my więcej in­for­ma­cji na ten te­mat«. W sy­tu­acjach kry­zy­so­wych Rich nig­dy nie tra­ci zim­nej krwi. Ani razu nie wi­działem, żeby wpadł w pa­nikę. Za­wsze jest spo­koj­ny i roz­ważny, co wypływa z jego wewnętrznej dys­cy­pli­ny, kon­se­kwen­cji i siły, którą czer­pie ze swo­ich za­sad­ni­czych war­tości”.

6. Słuchaj swo­jej in­tu­icji

Gdy już zde­fi­nio­wałeś pro­blem, uprościłeś go i spro­wa­dziłeś do tego, co naj­ważniej­sze, a także roz­biłeś przyjęte roz­wiąza­nie na serię prak­tycz­nych kroków, za­daj so­bie py­ta­nie: Co mi pod­po­wia­da in­tu­icja? Czy może jest we mnie jakiś ci­chy, sub­tel­ny głos, który próbuje zwrócić na coś moją uwagę i ostrzec mnie przed czymś?, albo: Czy moja in­tu­icja i ro­zum mówią to samo?

Jer­ry Tu­ber­gen, główny do­rad­ca biz­ne­so­wy Ri­cha, mówi: „Rich ma świetną in­tu­icję i często kie­ru­je się nią w po­dej­mo­wa­niu właści­wych de­cy­zji. Gdy o czymś de­cy­du­je, w dużej mie­rze opie­ra się właśnie na niej. Po­tra­fi ana­li­zo­wać i uprasz­czać. Lubi ja­sne, wyraźne sy­tu­acje – żeby nie trze­ba było prze­dzie­rać się przez sto­sy in­for­ma­cji i grzęznąć w da­nych. Jego styl to szyb­ko od­dzie­lić to, co ważne, od tego, co nie­ważne, posłuchać, co pod­po­wia­da in­tu­icja, podjąć de­cyzję i pójść da­lej. Rich nie roz­pa­miętuje pro­blemów, ani nie ogląda się wstecz. Ufa swo­je­mu in­stynk­to­wi”.

7. Gdy robi się gorąco, za­cho­waj spokój

Jedną z naj­ważniej­szych cech cha­rak­te­ry­zujących eks­per­ta od roz­wiązy­wa­nia pro­blemów jest umiejętność za­cho­wa­nia spo­ko­ju w cza­sie kry­zy­su. Pa­ni­ka za­ciem­nia umysł i pa­ra­liżuje wolę, unie­możli­wiając sku­tecz­ne wy­brnięcie z trud­nej sy­tu­acji. Gdy roz­ma­wiałem z oso­ba­mi, które do­brze znają Ri­cha De­Vo­sa, wie­lo­krot­nie słyszałem, że ma on nie­sa­mo­witą zdol­ność pa­no­wa­nia nad emo­cja­mi i trzeźwego myśle­nia w nagłych, kry­zy­so­wych oko­licz­nościach.

Był let­ni wieczór 1996 roku. Rich i He­len De­Vo­so­wie spędza­li urlop pod żagla­mi, w Nan­tuc­ket. „Na­sza łódź była przy­cu­mo­wa­na od stro­ny rufy – wspo­mi­na He­len – więc żeby się na nią do­stać, mu­sie­liśmy przejść po tra­pie. Tam­te­go wie­czo­ra byliśmy w por­cie na przyjęciu, a że było dość chłodno, obo­je mie­liśmy na so­bie kurt­ki – Rich taką pu­chową. Mąż miał wte­dy poważne pro­ble­my z ser­cem i szyb­ko się męczył, dla­te­go wy­szliśmy z przyjęcia wcześnie i wróciliśmy na łódź.

Tuż przed wejściem na trap Rich po­wie­dział: »Pa­nie przo­dem«, więc poszłam pierw­sza. Gdy zna­lazłam się na pokładzie, na trap we­szli pa­no­wie, czy­li mąż i to­wa­rzyszący mu Jim Shan­graw, za­ufa­ny pra­cow­nik ochro­ny. Na­gle roz­legł się trzask i trap po pro­stu załamał się pod ich ciężarem. Obaj wpa­dli do wody”.

Opo­wieść kon­ty­nu­uje Jim. „Woda była lo­do­wa­ta! – wzdry­ga się na samo wspo­mnie­nie. – Dla pana De­Vo­sa sy­tu­acja stała się bar­dzo nie­bez­piecz­na, bo od kie­dy w 1992 roku prze­szedł zawał ser­ca, jego stan zdro­wia znacz­nie się po­gor­szył. Był wieczór, kom­plet­nie ciem­no, więc gdy się po chwi­li wy­nu­rzyłem, krztusząc się i kaszląc, nig­dzie go nie wi­działem. Ciągle był pod wodą”.

„Rich miał na so­bie wspo­mnianą pu­chową kurtkę – do­da­je He­len – i ona błyska­wicz­nie nasiąkła, a jej ciężar ciągnął go w dół. W końcu Jim zdołał go chwy­cić i wyciągnąć na po­wierzch­nię… ale nic więcej nie był w sta­nie zro­bić. A między łodzią a brze­giem było tak mało miej­sca, że trud­no było się do nich do­stać i w ja­ki­kol­wiek sposób im pomóc”.

„Ma­cha­liśmy rękami, żeby utrzy­mać głowy na po­wierzch­ni, a przy tym zna­leźć coś, cze­go mo­gli­byśmy się chwy­cić – mówi Jim. – Pamiętam, że w pew­nej chwi­li spoj­rzałem na Ri­cha. Był zupełnie spo­koj­ny. Ani śladu pa­ni­ki. »He­len będzie wściekła! – zmar­twił się. – Ciągle mi po­wta­rza, żebym tyl­ko uważał i się nie za­mo­czył«.

I choć prze­marzłem do kości, byłem prze­mo­czo­ny i gorączko­wo szu­kałem ja­kie­goś spo­so­bu, żebyśmy obaj nie utonęli, nie mogłem po­wstrzy­mać śmie­chu”.

„To cały Rich – pod­su­mo­wu­je He­len. – Ser­ce mało mu nie wysiądzie, le­d­wo żywy ma­cha rękami w lo­do­wa­tej wo­dzie i jesz­cze z tego żar­tu­je! Jego po­czu­cie hu­mo­ru po­mogło złago­dzić napięcie, aż na­deszła po­moc i ktoś ich wyciągnął”.

Bill Ni­chol­son, były dy­rek­tor ope­ra­cyj­ny Am­waya, po­wie­dział mi: „Rich jest kimś, kogo chcesz mieć przy so­bie w nagłych wy­pad­kach. W każdym kry­zy­sie za­cho­wu­je spokój. Po­tra­fi sku­pić się na tym, co trze­ba zro­bić, i za­cho­wu­je po­zy­tyw­ne na­sta­wie­nie. Iden­ty­fi­ku­je pro­blem i go roz­wiązuje”.

Jeśli chcesz być ta­kim przywódcą, jak Rich, bierz z nie­go przykład – zo­stań eks­per­tem w dzie­dzi­nie roz­wiązy­wa­nia pro­blemów.

Już od kil­ku de­kad Rich jest kra­jo­wym li­de­rem i nie­stru­dzo­nym orędo­wni­kiem ame­ry­kańskich war­tości. Jako pu­blicz­ny mówca zwra­cał się do słucha­czy z całego świa­ta, dzieląc się swo­im przesłaniem o suk­ce­sie, na­dziei i „na­ce­cho­wa­nym współczu­ciem ka­pi­ta­li­zmie”. Jed­no z jego za­re­je­stro­wa­nych przemówień, „Sprze­dając Ame­rykę”, zo­stało uho­no­ro­wa­ne przez Fre­edom Fo­un­da­tion na­grodą Ale­xan­dra Ha­mil­to­na w dzie­dzi­nie edu­ka­cji eko­no­micz­nej.

Rich jest także ważną oso­bi­stością w świe­cie biz­ne­su. Za­sia­dał w zarządach wie­lu kor­po­ra­cji, w tym Go­spel Com­mu­ni­ca­tions In­ter­na­tio­nal i But­ter­worth He­alth Cor­po­ra­tion.

Od lat oka­zu­je też społeczną wrażliwość i współczu­cie, hoj­nie służąc swo­im cza­sem i pie­niędzmi, wspie­rając działalność hu­ma­ni­tarną ta­kich or­ga­ni­za­cji, jak Na­tio­nal Or­ga­ni­za­tion on Di­sa­bi­li­ty, Pre­si­den­tial Com­mis­sion on AIDS czy Ar­mia Zba­wie­nia. Jego pra­ca przy­niosła mu tu­zi­ny pre­stiżowych nagród, w tym Adam Smith Free En­ter­pri­se Award (na­gro­da dla przed­siębiorców im. Ada­ma Smi­tha, przy­zna­wa­na przez Ame­ri­can Le­gi­sla­ti­ve Exchan­ge Co­un­cil), Wil­liam Bo­oth Award (na­gro­da im. Wil­liama Bo­otha, przy­zna­wa­na przez Armię Zba­wie­nia), Hu­ma­ni­ta­rian Award (na­gro­da za działalność hu­ma­ni­tarną, przy­zna­wa­na przez Ho­use of Hope) i wie­le in­nych. Rich po­sia­da też licz­ne tytuły dok­to­ra ho­no­ris cau­sa, nada­ne przez ame­ry­kańskie uczel­nie.

Rich De­Vos to również przywódca du­cho­wy. Jego pasją jest opo­wia­da­nie lu­dziom o swo­im przy­ja­cie­lu Je­zu­sie Chry­stu­sie. Swo­je chrześcijańskie prze­ko­na­nia odważnie wy­ra­ził w trzech po­czyt­nych książkach: Uwierz!4 – kla­sy­ka w dzie­dzi­nie mo­ty­wa­cji i du­cho­wości, Przy­ja­zny ka­pi­ta­lizm5 – opu­bli­ko­wa­na rok po dru­giej ope­ra­cji ser­ca, oraz wspo­mnia­na już Na­dzie­ja z głębi ser­ca – książka za­in­spi­ro­wa­na mającą wy­miar cudu udaną ope­racją prze­szcze­pu ser­ca, za­wie­rająca wie­le życio­wych rad i prze­myśleń.

Przez wie­le lat za­sta­na­wiałem się nad za­gad­nie­niem przywództwa, nad ce­cha­mi, które czy­nią cię świet­nym li­de­rem, i do­szedłem do wnio­sku, że naj­ważniej­szy jest tu­taj sza­cu­nek do in­nych. Jeśli nie sza­nu­jesz tych, którym prze­wo­dzisz, nig­dy nie będziesz sku­tecz­nym przywódcą.

RICH DEVOS