Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Było piekło teraz będzie niebo

Było piekło teraz będzie niebo

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-938112-4-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Było piekło teraz będzie niebo

Co to jest ten słuch reporterski? Ja wyobrażam to sobie w ten sposób – jest to zdolność do wyjścia z własnej skóry, do utożsamienia się z rozmówcami i do wtopienia w ich sytuację.

Tak właśnie Irena Morawska poznaje i przekazuje nam historię ojca i syna – zabójcy i ofiary z wioski Wólka Duża, bunt rzeźbiarki Katarzyny Kozyry, autorki słynnej Piramidy zwierząt, strach chłopców z Radomska, warunki, w jakich w gminie pod Ciechanowem żyli murarze z oberwanej windy, frustracje młodzieży z Narodowego Odrodzenia Polski.

Reportaże Ireny Morawskiej zaświadczają o tym, że ma ona słuch absolutny.

Polecane książki

Brudne intrygi polityczne, wielkie spektakle propagandowe, zawiła walka wywiadów i perfidne kampanie prowadzone na łamach prasy. To książka o kulisach uprawiania polityki. Autor przedstawia w niej modelowy przypadek sytuacji, gdy w imię ratowania pokoju Europa uczyniła milowy krok w kierunku katastr...
Konkretna wiedza, inspiracje kreowane na bazie doświadczeń oraz 21 dni praktycznych ćwiczeń zebrane w jednym ebook’u.Masz ochotę na rozwój życiowy? Chcesz aby wzrosła Twoja energia życiowa?Dopadł Cię spadek energii?Brak Ci pewności siebie?Masz niskie poczucie własnej wartości?Nie możesz znaleźć mobi...
Dania z ryb to jedne z najbardziej zdrowych i wartościowych posiłków. Są przeważnie lekkostrawne, niskokaloryczne i bardzo pożywne. Ryby są bogate w białko, witaminy (m.in. A, D i z grupy B) oraz składniki mineralne (żelazo, jod, cynk, magnez, wapń, potas), zawierają niewiele tłuszczów nasyconych i ...
Nieoficjalny poradnik do Assassin's Creed: Origins zawiera komplet informacji pomocnych w ukończeniu gry oraz w odkryciu jej wszystkich sekretów. Poradnik ten podzielony został na kilka dużych rozdziałów koncentrujących się na różnych tematach. W tym poradniku znajdziesz: papirusy, grobowce, gwiazdy...
Obszerną prezentację mistrza dwudziestowiecznego dramatu i niepokojącego prozaika – w przekładach i z komentarzem Antoniego Libery – dzielimy na dwie części. Tom pierwszy zawiera dwadzieścia utworów dramatycznych, z klasycznymi już sztukami scenicznymi, jak: Czekając na Godota, Końcówka, Szczęśliwe ...
Tomik wierszy składa się z 21 utworów o zmiennej tematyce. Tytuł odnosi się do pierwszego wiersza. Wszystkie wiersze są dla autora bardzo ważne. W znacznym stopniu powstały w oparciu o sytuacje życiowe, które z pewnością wiele osób napotkało na swojej drodze....

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Irena Morawska

Irena Morawska

BYŁO PIEKŁO, TERAZ BĘDZIE NIEBO

Wstęp

Małgorzata Szejnert

Słuch absolutny

Co to jest słuch reporterski?

Na pewno – zdolność słuchania innych. Ale to za mało. Zdolność słuchania ma wielu reporterów. Nawet najwięksi egocentrycy potrafią sobie powiedzieć: teraz milcz, słuchaj cierpliwie. Natomiast to, co nazywamy słuchem, to rzadki dar. Albo się go ma, albo się go nie ma.

Prawdopodobnie nie jest to w ogóle cecha reporterska. To pewien ludzki talent, który się posiada od urodzenia i który sprawia, że jakiś reporter albo aktor, albo psycholog może także lekarz intuicyjnie rozumie i czuje coś więcej niż jego zawodowi koledzy, którzy urodzili się bez tego daru.

Mówimy, że reporter ma słuch albo że ma ucho. To są słowa mylące, ograniczające, ponieważ reporter, który ma ucho i oko, to taki, który także czy przede wszystkim – widzi i czuje.

No więc co to jest ten słuch reporterski? Ja wyobrażam to sobie w ten sposób – jest to zdolność do wyjścia z własnej skóry, do utożsamienia się z rozmówcami i do wtopienia w ich sytuację. Zdolność do tego, by przy tym utożsamieniu zachować instynkt samozachowawczy – nie dać się nikomu oszukać. A na koniec – zdolność wrócenia do siebie i przekazania innym tego, co się poznało, kiedy się żyło tym innym życiem.

Tak właśnie Irena Morawska poznaje i przekazuje nam historię ojca i syna – zabójcy i ofiary z wioski Wólka Duża, warunki, w jakich w gminie pod Ciechanowem żyli murarze z oberwanej windy, frustracje młodzieży z Narodowego Odrodzenia Polski.

Reportaże Ireny Morawskiej zaświadczają o tym, że ma ona słuch absolutny. Rzadko się zdarza, by reportaż tak wyraźnie przenosił nas w świat opisywany. Reporter o słuchu absolutnym dzieli się nim z nami. Czytelnicy jego tekstów, przynajmniej przez jakiś czas, lepiej słyszą i widzą.

Małgorzata Szejnert

JAK EMILIĘ Z KALABRII OD ZŁEJ PANI WYKRADŁAM

Do redakcji „Gazety” zadzwoniła Jolanta G. Jej brat, Roman, wysłał do pracy we Włoszech sąsiadkę Emilię. Listy od Emilii są dziwne, coraz bardziej obce. Rodzina podejrzewa, że dziewczyna trafiła do sekty albo jest maltretowana psychicznie przez pracodawczynię.

Drzazga dziękuje, lamentuje i obiecuje

Spotkałam się z Jolantą. Opowiedziała, że pracodawczynią Emilii jest Regina Drzazga, od lat mieszkająca we Włoszech. Jakiś czas temu Drzazga napisała list do matki Jolanty. Wspominała w nim, że kiedy w dzieciństwie ciężko zachorowała, lekarzem, który jej pomógł, był nieżyjący już ojciec Jolanty. Teraz Regina prosi wdowę o inną pomoc. Potrzebuje odpowiedniej osoby nadającej się do niej i do jej smutnej sytuacji życiowej. „Taka osoba ma możliwość usystematyzowania się przy mnie, dzięki mnie, na resztę życia. Błagam o łaskawe wyszukanie odpowiedniej osoby”.

Drzazga dała w liście do zrozumienia, że prosząc o taką pomoc, rewanżuje się równocześnie za opiekę, jakiej doznała od doktora G., z którym, jak dodała, „jest bardzo podobna charakterialnie”. „Odpowiednia osoba” wiele u niej zyska.

Jolanta G. jest przekonana, że włoska historia Emilii będzie ciekawa dla reportera. Proponuje: rodzeństwo G. daje ten temat „Gazecie”, „Gazeta” zaś płaci za detektywa, który pojedzie do Włoch, wydobędzie Emilię z opresji i przywiezie do Polski.

Zastanawiam się. Nie odpowiadam na propozycję. Na razie będę szukać informacji w Polsce.

Truskawkowy domek

Emilia urodziła się jako drugie dziecko Ireny K. Wówczas mieszkała na Pomorzu. W tym samym miesiącu i roku „jej pani” – Regina Drzazga – poślubiła Antonia P., bogatego Włocha z Kalabrii.

Ojca nie wzruszyły narodziny Emilki. Pił jak co dzień. Kilka lat później odszedł. Irena procesowała się o alimenty. Dzieci – Andrzej, Emilka i Asia – nawlekały tytoń i doglądały, czy dobrze się suszy.

Pojawił się ojczym. Bił matkę. Andrzej uciekł do ojca (który za kobietą osiadł w innym województwie). Emilia i Joanna płakały i pielęgnowały przyrodniego brata, Adasia. Gdy podrosły, przepędziły ojczyma. Pozostały po nim rozwalone siekierą drzwi i przekraczające wyobraźnię długi. Trzeba było sprzedać ciągnik i dom.

Wynajęły mieszkanie w innym województwie. W W. Irena sprzątała w szkole. Córki posłała do internatu: Joanna wybrała technikum ekonomiczne, Emilia – rolnicze. Planowała studia w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, ale do studiowania są potrzebne pieniądze.

Na wakacjach Emilia i Joanna zbierały w Niemczech truskawki.

Za truskawkowe pieniądze kupiły kawałek ziemi, a na niej sypiący się domek z trzema izbami i wychodkiem pod niebem. Starczyło jeszcze na kolorowy telewizor z pilotem i sukienkę dla Ireny, bo rzadko kiedy sama sobie coś kupiła.

Joanna i Emilia zostały kierowniczkami pobliskich sklepów. Zarabiały po sześć milionów złotych. Większość wchłaniał zakupiony dom.

Emilka łapie okazję życia, nie bacząc na „punkty”

List Reginy Drzazgi był kuszący. Osoba, która miała się przy niej „usystematyzować”, korzystałaby z doskonałych warunków. „Mieszkanie jest duże, trzysta pięćdziesiąt metrów, bardzo czyste i przyjemne. Praca byłaby przyjemna i bieżąca: dla osoby szczerze zainteresowanej, chętnej i pracowitej nie byłaby ta praca żadnym problemem […]. To jest okazja życia!”.

Regina gwarantowała pokój z łazienką i sto dolarów tygodniowo. Do listu załączyła „punkty” – spisane na dwóch kartkach maszynopisu obowiązki „osoby”.

„Punkty” mówiły o tym, jak „osoba” ma wyglądać: zaczesane do tyłu włosy, krótko obcięte, niemalowane paznokcie, „osoba” ma być czysta, schludna, skromna. „Osobie” nie wolno się malować, chodzić w szlafroku ani wygłaszać własnych opinii. „Osobie” nie wolno też mieć związków emocjonalnych z rodziną.

Roman G. uznał, że idealna „osoba” znajdzie się w rodzinie jego sąsiadki Ireny.

Irena zwołała naradę z córkami. W podnieceniu przeliczały przyszłe dolary na złotówki. Wychodziło bardzo dużo. Do tego wyżywienie, dach nad głową. Zadecydowały: do Włoch pojedzie Emilka.

Chciała rzucić okiem na „punkty”, z którymi miała się zapoznać przed podjęciem decyzji o wyjeździe. Gdy upomniała się o nie, Roman G. powiedział: „Jesteś dorosła, jedziesz na własne ryzyko”.

„Będziesz moim kawałkiem Ojczyzny” – pisze Regina

Po pierwszej rozmowie telefonicznej z Emilią Regina napisała: „Jestem szczęśliwa z poznania i usłyszenia Ciebie. Jesteś już, mimo iż Cię jeszcze osobiście nie znam, bliska mojemu sercu, tym bliższa, że pochodzisz z moich stron: z Pomorza. Jestem pewna, że będzie nam dobrze razem i że przy Tobie znajdę wreszcie tę pogodę i spokój ducha, którego tak mi brakuje. Będziesz moją rodziną i moim kawałkiem Ojczyzny…”.

Emilia zaciągnęła pożyczki w banku i u przyjaciół (Drzazga nie pokrywała kosztów podróży). Kupiła prezenty dla pracodawczyni. Na konto włoskiego zarobku założyły w domu centralne, bo zimno i wilgoć nie dawały żyć. Emilia współczuła przyszłej pracodawczyni, którą (jak się dowiedziała) „opuścił okrutny mąż”. Chciała wesprzeć cierpiącą.

Rozwiązała umowę z właścicielem sklepu, zapakowała trochę rzeczy, książeczkę do nabożeństwa, różaniec i wsiadła do pociągu. Rodzina pomachała jej i powierzyła opiece Matki Bożej Licheńskiej.

Emilia posłusznie unika wścibskich spojrzeń

„Kawałek Ojczyzny” jechał do Kalabrii blisko czterdzieści godzin. Regina Drzazga odebrała Emilię 7 października 1996 roku na stacji Lamezia Terme. Samochodem Panda powiozła ją do Serra San Domenico, miasteczka położonego wysoko w górach. („Drogi są tu tak kręte, że żołądek latał mi w brzuchu, jakby był na karuzeli. Coś okropnego” – pisała potem Emilia). Przed wjazdem do miasta Regina kazała Emilii położyć się na tylnym siedzeniu. Tłumaczyła, że nie ma jeszcze pozwolenia na pracę i lepiej uniknąć wścibskich spojrzeń.

Regina jest mądra, inteligentna i czuła

Po kilku dniach Irena, Joanna i Adaś stłoczyli się nad pierwszym listem od Emilii. „Moi kochani! Minęły trzy dni, gdy jestem pod jednym dachem z p. Reginą. Jestem wciąż w szoku po przebytej drodze. Musiałam dopłacać do każdego biletu tzw. suplemento. Całe szczęście miałam te 50 000 lirów”.

Opisała dom Drzazgi: „Mieszka w kamienicy trzypiętrowej i zajmuje mieszkanie na ostatnim piętrze. Jest ogromne i jeszcze teraz w nim błądzę. Są cztery łazienki i multum pokoi, które trzeba każdego dnia sprzątać. Za sprzątanie zabieram się o godz. 8.00, kończę ok. 18. Do tego dochodzi palenie całą zimę w kominku. Wszystko musi być zrobione pedantycznie, gdyż p. Regina jest osobą pedantyczną pod każdym względem…”.

I opisała pracodawczynię: „Wyższa ode mnie, blond włosy, chodzi w dżinsach i bluzie sportowej. Jest bardzo spokojna, mądra, inteligentna i czuła”.

Emilia pisze, że brak jej wolności

Emilia powiadomiła, że pieniądze za pracę wyśle dopiero w listopadzie, bo Regina będzie płacić jej co miesiąc, a nie co tydzień. Przeprosiła za to i skomentowała, że jej pracodawczyni nie rozumie, co to są długi i pożyczki. Martwiła się: „Jak będziecie żyć? Musicie sobie jakoś poradzić. Później regularnie wysyłane przeze mnie pieniądze będą dla Was pomocą…”. I dodała, że brak jej wolności. „Ale do tego można się przyzwyczaić, zwłaszcza że mam dużo pracy, która pozwala zapomnieć o wszystkim”.

Pytała: „Co słychać w domu? Jak nasz nowy piec w kuchni, czy zdaje egzamin? Czy w domu jest ciepło? Jak zapłaciliście za centralne? Jak nasz Adaś się uczy? Co w Polsce? Co w pracy? Czy oddałaś pieniądze i książkę p. Jadzi? Czy Beata urodziła?”.

Widocznie Regina zakazała Emilii przyjmowania listów od koleżanek, bo Emilia pisała: „Powiedz dziewczynom, aby do mnie nie pisały. P. Regina jest fajna, ale muszę stosować się do jej zasad. Trudno, żyje się dalej”.

Matka Emilii wzdycha:

– „Brakuje mi wolności”, co to znaczy?

Zapytała o to w liście.

Dziewczyna wyjaśniła, że nie wychodzi z domu, bo nie ma pozwolenia na pracę i pracodawczyni grozi, że „jak złapie ją policja, to wsadzi do więzienia”. Emilia „słońce ogląda tylko przez szybę”, sprząta i czeka na listy, bo „one są najważniejsze”.

Kolejny list z Kalabrii, pisany pośpiesznie, trochę cha­otycznie, niemal w całości poświęcony jest trosce o rodzinę: „Jak mamusia? Czy jest zdrowa? Co z rentą? Niech mamusia się oszczędza i mniej pracuje! Później wszystko się ułoży. Ubezpiecz dom! Nie, nie krzycz na Adasia! Adaś, słuchaj się Asi i mamusi i ucz się, bo wówczas coś w życiu osiągniesz.

Cieszy mnie, że mam Was i zawsze mogę na Was liczyć. To mnie podnosi na duchu. Ufam, że Bóg czuwa nad nami wszystkimi…”.

Następny list Emilii odkrywa szczegóły pobytu: „…wszys­tko musi być złożone w kostkę tak jak w wojsku. Łóżko musi być posłane w taki sposób, że nie mieściłoby się to Wam w głowie.

Okazało się, że moja poprzedniczka zachowywała się źle i później zniknęła, tak że p. Regina ma złe doświadczenia. Mam nadzieję, że Wasze listy nie będą namawiały mnie do powrotu, gdyż moja poprzedniczka ciągle otrzymywała listy, w których matka była zawsze umierająca, i ta dziewczyna strasznie rozpaczała, a potem zniknęła…”.

W listach Emilii narasta przerażenie i poczucie winy, że nie wysyła pieniędzy: „Nie mogę przez to spać. Teraz Wszystkich Świętych, znowu wydatek. Tak mi ciężko, że jestem taka bezradna.

Wie mamusia, że zawdzięczam mamusi bardzo, bardzo dużo. Tego po prostu nie da się opisać, dlatego musi mamusia o siebie dbać, żebyśmy mogły jeszcze porozmawiać.

Asia, szanuj mamusię i nie krzycz tyle. Życie jest jedno i trzeba je przeżyć w spokoju”.

Mimochodem pisze: „Pani Regina patrzy na listy i myśli, że ja (jak poprzedniczka) opisuję ją w złym świetle…”.

Upragnione pieniądze nie przychodzą

Rodzina nie rozumiała tych listów. Co znaczy, że „Regina patrzy na listy”?

Kolejne wiadomości od Emilii przyszły dopiero w połowie grudnia. Napisała, że pieniędzy nie przyśle, bo pracodawczyni płaci co kilka miesięcy.

„Pierwszy miesiąc był dla mnie bardzo trudny. Musiałam dużo rzeczy się nauczyć u Pani Reginy, która jest jedyna w swoim rodzaju. Jest dla mnie bardzo dobra i wyrozumiała, ale żyjemy pod jednym dachem jak rodzina i jej kłopoty są moimi, i odwrotnie. Na początku bardzo trudno było mi to zrozumieć. Byłam zapatrzona tylko w siebie, ale teraz jest inaczej”.

Dalej Emilia pisze: „Zdrowie i spokój są najważniejsze. To, co zdążycie zrobić przy domu, to dobrze, a co nie – mówi się trudno. Nie musicie szaleć z tynkowaniem i zmianami. Ważne, że macie własny kąt i dach nad głową. Odpocznijcie sobie. Trzeba żyć życiem codziennym, bo inaczej można dostać kota. Każdy z nas niesie krzyż, który otrzymał od Pana Boga. Wy tam, ja tu. Jak mi Roman opowiadał o p. Reginie, to wszystko wyglądało inaczej. Gdybym przeczytała list, który przysłała p. Regina, to na pewno bym się nad tym wyjazdem głęboko zastanowiła. List ten zawierał »punkty«, które powinnam była osobiście przeczytać, a oni mi powiedzieli to, co chcieli.

Adam, pamiętaj, nauka jest potęgą. Twoja wiedza otworzy ci wszystkie drzwi: i pracę znajdziesz lepszą, i ludzie będą cię cenić. Dla mnie jest to szkoła życia, która jest twarda jak beton”.

„Pani jest osobą silną charakterialnie”

Irena podupadła na zdrowiu. Joannie przyśniła się Emilia. „Jest mi tu dobrze” – mówiła przez łzy.

O trzeciej rano Joanna wstała mokra od łez i potu. Chodziła wte i wewte po pokoju. I spostrzegła, że w kuchni tak samo chodzi Irena.

Na Gwiazdkę Emilia napisała: „Chcę, żebyście zrozumieli, że pomyliliśmy się co do tego wyjazdu i do Pani Reginy. Pani jest osobą bardzo silną charakterialnie, wymagającą wobec siebie i innych. Jest, jeśli można tak powiedzieć, generałem, który wie, czego chce. Z Panią nie ma żartów. Pani jest tutaj osobą bardzo znaną, szanowaną i podziwianą. Ma bardzo duże znajomości na policji, w sądach i u adwokatów, dlatego Pani wie, z jakimi zamiarami ja tutaj przyjechałam. Na początku zachowywałam się bardzo źle, listy, które do Was pisałam, to same pierdoły. Teraz zrozumiałam, jakie błędy popełniłam, i chcę je naprawić, i odzyskać w oczach Pani zaufanie.

Nadepnąć Pani na odcisk to znaczy mieć będziemy przez nas boleści, możemy wszystko stracić. Pracę, dom i całe nasze życie.

Pani powiadomiła policję, że ja przebywam u niej, i cokolwiek by się stało, to ja odpowiadam za wszystko.

Listów nie będę do Was pisała, bo nie mam chęci ani czasu, bo plotkujecie na temat Pani, co jest niewybaczalne. Jeszcze nie urodził się taki, kto zrobiłby Pani krzywdę.

Nie liczcie na pieniądze, które kiedyś tutaj otrzymam. Wy żyjecie swoim życiem, a ja swoim, które chcę ułożyć przy Pani, jeżeli Pani mi pozwoli…”.

Irena stanęła przed Romanem G.

– Gdzieżeście posłali moją córkę?!

N. pamięta Reginę

Kim jest Regina Drzazga? Dowiedziałam się, że w N. mieszka jej dawna koleżanka, Bożena Witkowska.

N. – niewielkie miasteczko nieopodal Bydgoszczy. Starsi mieszkańcy pamiętają rodzinę Drzazgi: Reginę, jej matkę Irenę i ciotkę Cecylię, które samotnie wychowywały Reginę.

Wiele osób nie chce o Reginie rozmawiać. Starsza kobieta:

– Ta gestapówa panią na nas nasłała? Pewnie i Włochy mają jej dość! Ona chce tu wrócić i bada, co o niej sądzimy?

Bożena radzi, bym ostrożnie zbierała materiał o Reginie, bo ktoś może ją o tym powiadomić. Wówczas Emilia będzie miała jeszcze większe kłopoty.

I nie z przyjaźni ją zawiadomią, ale żeby jej dołożyć. Regina jest w N. znienawidzona.

Fragment listu Reginy sprzed lat do Bożeny: „Dostałam wiadomość, że moja Ciotka miała wylew do mózgu i jest sparaliżowana. Możesz sobie wyobrazić, jak to przeżyłam! Dziś okazało się, że to nieprawda! Ktoś napisał, żeby zrobić mi »niespodziankę«! Tacy są dziś ludzie! Taki świat!”.

Bożena i Regina poznały się w N. w końcu lat sześćdziesiątych. Regina była tam farmaceutką. Bożena, wówczas urzędniczka w Centrali Produktów Naftowych, wpadła po jakiś lek. Pogadały sobie.

Poza tym, że Regina jako jedyna w mieście miała wtedy dżinsy, Bożena niewiele o niej wiedziała. Ledwie sprowadziła się do N. za mężem. Regina skarżyła się „na ten motłoch i hołotę w N.”, opowiadała o fantastycznych wojażach zagranicznych. Nigdy nie zdradziła, dlaczego tak łatwo dostawała paszport.

– Nauczyła mnie, że jeśli sama o czymś nie mówi, lepiej nie pytać.

Bożena zbiera siły, by opowiedzieć o swoim pobycie „w piekle”, czyli u Drzazgi. Nie może postawić kawy na stole. Tak drżą jej ręce.

– Gdyby pani spotkała diabła, zapomniałaby pani o tym?

Regina łączy się z Bożeną w cierpieniu

Kiedy Bożena wróciła od Reginy z Włoch, miała tak stargane nerwy, że spadła z krzesła, gdy kukułka wyskoczyła z zegara.

W połowie lat osiemdziesiątych Bożena miała wypadek samochodowy. Córka przyjaciół, którą wiozła, zginęła. Ona ledwie przeżyła. W szpitalach składano ją przez kilka miesięcy, wtedy porzucił ją mąż. Regina pisała z Włoch: „Los Cię tak samo prześladuje jak mnie! Jakże jesteś mi bliska! Jest mi smutno, bardzo smutno, bo wiem, co znaczy być w potrzebie i nie mieć nikogo przy boku. Samotność jest najgorszą rzeczą, jaka może przytrafić się człowie­kowi! Poznałam to na własnej skórze, bo zawsze byłam sama…”.

I namawiała Bożenę na przyjazd: „Byłoby nam dobrze razem, bo obydwie jesteśmy pobite przez życie i ludzi, dlatego znamy cierpienie. Gdybyś mogła i zechciała przyjechać do mnie na cztery lata? Potrzebuję Twojej serdeczności, Twego uśmiechu, Twego optymizmu w życiu. Jesteś mi bardzo potrzebna, bo jestem na dnie”.

Bożena nie chciała tam jechać. W jej listach Regina wyczuła wahanie. Napisała: „Miałabyś okazję dorobić się u mnie przez te lata, odłożyć sporo i byłoby ci spokojnie i dostatnio po powrocie do Kraju. Osoba, którą wspólnie znamy, pomogłaby ci wyrobić paszport…”.

Bożenę, która nagle znalazła się na łasce skromnej renty, skusiła taką zachętą.

Pojawia się argument o wyspie skazańców

– Przywitała mnie różami, ale bez uśmiechu – wspomina Witkowska. – Ona nigdy się nie uśmiechała. Idąc przez Stazione Termini w Rzymie, powiedziała: „Jedną dziwkę zostawiłam na tym dworcu w upał, bez paszportu, bez pieniędzy i bez podpasek. A bardzo by się jej wtedy przydały”.

Bożena pamiętała, że Regina nie lubi zbędnych pytań, więc nie będzie pytać, czym podpadła „ta dziwka”.

Zamieszkały w rzymskim mieszkaniu Reginy.

– Gdy tylko wzięła ode mnie paszport, zaczął się koszmar – ciągnie opowieść Bożena. – Krzyknęła: „Wpadłaś w paszczę lwa!”.

Zaczęły się pretensje o źle położoną łyżeczkę, nie tak wyprasowaną poszwę. Gdy Bożena upominała się o wypłatę, dawna koleżanka szydziła: „Ciesz się, że masz mnie i dach nad głową”.

Syn Reginy, Massimiliano (wówczas piętnastolatek), nic nie mówił, nie uśmiechał się, nie płakał.

– Maska! – tak go określa Witkowska. – Żal mi było tego chłopca. Miał przykazane traktować nas jak powietrze.

Drzazga lubiła otaczać się kilkoma Polkami jednocześnie. Razem z Bożeną przebywały u niej dwie inne kobiety.

– Miałyśmy zakaz rozmawiania ze sobą – wspomina. – Regina śledziła nas. Napuszczała na siebie i mawiała: „I tak wiem, o czym rozmawiacie, bo w domu są podsłuchy”. Podsuwała nam donosy do podpisania; gdy nie chciałyśmy tego zrobić, głodziła nas i wyzywała dodatkowo.

Donosiła między innymi na kobiety, które kiedyś zatrudniała, że handlują dolarami, źle się prowadzą, nielegalnie przebywają we Włoszech, pracują na czarno. Wysyłała donosy do polskiego MSZ, do ambasady.

Szantażowała, że jeśli nie będą uległe, czeka je to samo. Podczas jednego ze sporów z sąsiadem Regina zapytała Bożenę, kto miał rację: ona czy sąsiad. Bożena odpowiedziała, że sąsiad.

– Tak mnie palnęła w twarz, że jedynkę mi wybiła – wspomina. – A potem mówiła: „Ciesz się, że nie wracasz do tej chamskiej Polski w worku foliowym”.

– Żądała, byśmy mówiły, że jest piękniejsza od księżnej Diany. Jak mówiłam coś nie po jej myśli, straszyła: „Poślę cię na wyspę skazańców, jak jedną dziwkę!”.

Regina urządza Bożenie Wigilię

Kiedy Bożena po raz kolejny upomniała się o paszport, Regina oddała go, zapłaciła za pracę i powiedziała: „Na Boże Narodzenie jedziemy do Serra San Domenico, wspólnie spędzimy Wigilię, a potem sobie wyjedziesz”.

– Tam zaprowadziła mnie do opuszczonego domku na terenie tartaku (własności jej męża) i kazała mi się rozebrać do naga.

Było to krótko po tym, gdy Drzazga postraszyła Bożenę, że „pośle ją do kraju w foliowym worku”.

– Tak strasznie się jej wtedy bałam. Stałam tam jak sparaliżowana. Krew ze mnie odpłynęła. Byłam przekonana, że ona mnie zabije. Więc się rozebrałam. A ona zabrała moje rzeczy, torebkę z dokumentami, pieniądze, notes i zamknęła na święta. Bruna Zaffino, która przyszła sprzątać po świętach, znalazła mnie wycieńczoną z głodu i zimna.

Bożena płacze.

– Takiego upokorzenia nigdy w życiu nie doznałam.

Po wizycie u Drzazgi Bożena leczy się u kilku specjalistów. Łyka leki na uspokojenie.

Szukam kobiet, które były u Reginy we Włoszech

Bożena wylicza nazwiska kobiet, o których wie, że były u Drzazgi: Teresa O. z Poznania, Barbara K. z Łodzi, Janina O. z Lądka-Zdroju, Barbara W. z Kalisza, Eleonora S. z N., Maryla B. z N., Zofia O. z okolic Warszawy.

Próbuję odszukać pokrzywdzone przez Drzazgę osoby. U Teresy O. z Poznania nigdy nie odpowiada telefon. Barbara K. z Łodzi zmarła w marcu tego roku. Kilka lat temu pojechał po nią do Drzazgi mąż, Mirosław. Mówi tylko jedno zdanie:

– Jeśli istnieje piekło, to żona przeżyła je u Drzazgi.

Adresu i telefonu Janiny O. z Lądka-Zdroju nie udaje mi się ustalić. Barbara W. z Kalisza po wyjściu za mąż we Włoszech zamieszkała w Niemczech.

Eleonora S., kobieta zostawiona przez Drzazgę na rzymskim dworcu bez pieniędzy, paszportu i podpasek, wyjechała za ocean.

Marylę B. Drzazga wyrzuciła na ulicę, gdy dowiedziała się, że zachorowała na płuca. Przygarnął ją zakon sióstr antoninek w Rzymie. Potem zamieszkała sama.

Zofia O. spod Warszawy niechętnie wraca do „horroru sprzed lat”.

Z Drzazgą wytrzymała dwa dni.

– Gdy przyjechałam do jej mieszkania w Rzymie, były u niej dwie Polki – wspomina. – Porozumiewały się między sobą jakimiś dziwnymi gestami i spojrzeniami. Pomyślałam: „Boże, co się tu dzieje?”.

Któraś z kobiet zdołała wyjaśnić Zofii, że w tym domu Polkom nie wolno ze sobą rozmawiać.

Jedna z nich skorzystała z tego, że do domu przybył jeden żołądek, i zjadła śledzia. Drzazga wykryła ten brak i wpadła w furię. Przy okazji pobiła Zofię parasolką. Zofia uciekła.

Detektyw M. planuje akcję „porwanie”

Na drugie spotkanie w „sprawie uprowadzenia Emilii” Jolanta G. przyprowadziła detektywa Wiesława M. wynajętego przez Romana G., brata Jolanty, do przeprowadzenia „akcji” – wyrwania Emilii z Serra San Domenico w Kalabrii. Detektyw przyszedł z teczką dyplomatką i telefonem komórkowym.

– Lecimy do Mediolanu, a tam chłopaki czekają z samochodami. I mkniemy do tej Kalabrii.

– Po co do Mediolanu? – zapytałam. – Z Rzymu jest znacznie bliżej.

– No to skoczy się do Rzymu.

– A jak pan sobie wyobraża porwanie?

– Trzeba się liczyć z tym, że ta Regina Drzazga ma konszachty z policją. Zmienimy tablice rejestracyjne i nas nie namierzą.

Jolanta G. pyta mnie o pieniądze. Nic nie obiecuję.

Regina pomija imię ojca

Drzazga skończyła farmację w Poznaniu w połowie lat sześćdziesiątych. Znalazła pracę w bydgoskiej aptece.

Była wówczas wysoką blondynką. Włosy ścięte na zapałkę. Nosiła spodnie, drewniaki. Ręce w kieszeniach. Prowadziła pamiętnik. Notowała w nim zachowanie i wypowiedzi pracowników.

– Cierpiała, gdy ludzie wokół niej żyli zgodnie. Wyobrażała sobie, że knują spisek przeciw niej – mówi Jadwiga C., farmaceutka. – Intrygi to jej żywioł.

Po pół roku tak skłóciła personel, że interweniowała Centrala Farmaceutyczna „Cefarm”. Żadna apteka w Byd­goszczy nie chciała kłótliwej, apodyktycznej pracownicy. Cefarm wysłał ją do N., do apteki, którą kierowała Eleonora Chojnacka.

– W środowisku szumiało o sposobie, w jaki Drzazga skończyła studia: gdy jej nie szło, zjawiali się faceci w garniturach i mawiali do profesorów: „Ta pani musi zdać”. I „ta pani” miała wkrótce u mnie pracować. Pot mnie oblał – wspomina Eleonora Chojnacka.

Postanowiono „kupić” Chojnacką. Ambicją każdej apteki jest robienie leków na recepty.

– I dobiliśmy targu: Cefarm dał mi zezwolenie na robienie leków, ja zatrudniłam Drzazgę jako zastępczynię.

Pierwszy zgrzyt pojawił się już podczas przyjęcia do pracy. Regina niedokładnie wypełniła kwestionariusz osobowy. Brakowało w nim imienia ojca. Gdy kadrowa naciskała, Regina krzyknęła: „No, niech pani pisze! Imię ojca: Brunon”. Przychodziła do pracy, kiedy miała ochotę. Czasem przysyłała matkę albo ciotkę. Mówiły: „Pani magister zachorowała”.

Regina postanowiła wygryźć kierowniczkę.

– Leki, które powinny stać w cieniu, wystawiała na słońce. Potem słała anonimy, że Chojnacka się nie nadaje, bo leki są zepsute.

Przed świętami każda farmaceutka miała wolny dzień, tak zwane babkowe. W tym dniu kolejno się zastępowały.

– Regina wzięła „babkowe”, ale na zastępstwo nie przyszła. Tak skłóciła personel, że wszystkie przez nią płakałyśmy.

Dwóch panów ustawia kierowniczkę apteki

Kierowniczka napisała do centrali wojewódzkiej, że nie chce dłużej pracować z Drzazgą. Dyrektor zbladł nad podaniem: „Czy pani wie, co pani robi?! Przecież ona panią wykończy!”.

– Ale ja i tak byłam prawie nieżywa, a personel na tabletkach uspokajających. Powiedziałam to.

Kilka dni po złożeniu pisma w dyrekcji do apteki zadzwoniła milicja.

– Nogi się pode mną ugięły – wspomina Eleonora Chojnacka. – Narkotyki jakieś czy co?

Milicja wezwała kierowniczkę na posterunek.

– Wprowadzono mnie do jakiegoś pokoju, a tam dwóch facetów w garniturach, krawatach i z legitymacjami MSW (do dziś żałuję, że nie spisałam tych nazwisk). „Jak się pani pracuje?”. Odpowiedziałam, że źle z Drzazgą, bo się nie nadaje. A jeden z nich, ten bardziej chamowaty, z krzykiem: „A czy ona zawsze musi mówić: »tak jest«?!”. Nogi znów mi się ugięły, ale odpaliłam odważnie. „Tak! Póki ja za wszystko odpowiadam materialnie”. Na to ten chamowaty: „Zachowuje się pani, jakby była na własnym zagonie!”.

Eleonora Chojnacka się popłakała.

– Ten drugi próbował mnie uspokoić. Powiedział: „Niech pani wycofa to pismo, ona jest nam potrzebna”. Nie miałam wątpliwości, że to kablówka.

Kierowniczka pismo wycofała.

Wkrótce zdjęto kierownika miejscowego sanepidu. Jego miejsce zajęła Regina Drzazga.

Roman G. pomija oficjalne drogi

Jolanta G. powiadomiła mnie, że jej brat, Roman G., chce się ze mną spotkać. Przyniesie kasetę z rozmowami: z Emilią i Reginą. Rozmowy nagrano 16 i 18 stycznia tego roku, wieczorem.

Roman G. ponawia propozycję – czy „Gazeta” wyłoży dwadzieścia tysięcy złotych na „akcję” porwania Emilki?

– Dlaczego nie spróbuje pan walczyć o Emilię oficjalną drogą? Z pomocą ambasady, policji?

– To jest niemożliwe. A jeśli nawet, to trwałoby to bardzo długo.

Roman G. udostępnia mi kasetę.

Emilia prosi, by do niej nie dzwonić

Pierwsza rozmowa. Po dwóch sygnałach w słuchawce odzywa się niski, szorstki głos:

– Pronto!

– Dzień dobry, pani Regino. Roman G. się kłania.

– Aaa, dobry wieczór.

– Dzwonię, żeby dowiedzieć się, co tam u Emilki słychać. Bo pisaliśmy, a nie mamy informacji…

– Nie rozumiem.

– Jak się sprawuje?

– Dobrze, dobrze…

– Jest pani zadowolona?

– Tak, powiedziałabym, że tak.

– A jak ona się miewa?

– Eee, dobrze. Czuje się dobrze.

– Mogę z nią porozmawiać? Jest może gdzieś w pobliżu?

– Tak, oczywiście.

Emilia zimno:

– Halo.

– Cześć, Emilia. Jak sobie dajesz radę?

– Dobrze.

– Zadowolona jesteś?

– Tak. Bardzo. Pani, u której pracuję, okazała się bardzo, bardzo dla mnie wyrozumiała. Bardzo dobra, bardzo… no naprawdę, pod każdym względem.

– No to świetnie, cieszę się. Pani cię słyszy, jak mówisz?

– Tak.

– I to, co ja mówię, też słyszy?

– Tak. Posłuchaj, Roman, ja mam do ciebie prośbę: powiedz w moim domu, żeby oni tu więcej nie dzwonili ani wy. Ja nie chcę tu przyjmować żadnych telefonów. Ja tu przyjechałam do pracy, nie mogę wisieć na telefonie.

– Jasne, jasne…

– Posłuchaj, Roman! Pani chce mieć spokojne życie. Wasze telefony… czy mojej siostry, czy od was… wprowadzają mnie w stan… Ja tu chcę nowe życie rozpocząć, mi tu jest bardzo, bardzo dobrze. Ja do Polski nie chcę wracać. A jeżeli te telefony będą i będą listy z mojego domu, które mnie denerwują… Powiedz w domu moim, że ja napisałam trzy listy i każdy z nich zawiera prawdę: ja chcę tu zostać, chcę rozpocząć nowe życie. Tu jest w ogóle, w ogóle inaczej niż w Polsce. Ja nie chcę mieć kontaktów z Polską! Rozumiesz?!

– Emilka, pamiętasz, gdzie się urodziłaś?

– Hm… no pewnie. (Śmiech).

– No to powiedz, gdzie się urodziłaś?

– Dlaczego wy ciągle mnie sprawdzacie?! Ja nie wiem… co wy myślicie… tu jest tak porządny dom, tak porządna osoba, że ja przy tej pani to – wiesz co? – nawet nie mogłabym jej butów czyścić, rozumiesz?

Regina nie życzy sobie intruzji

Druga rozmowa.

– Dobry wieczór, pani Regino. Roman G. się kłania ponownie.

– Słucham.

– Dzwonię w delikatnej sprawie: otóż była tu przed chwilą mama Emilii, u nas, no i ma obawy, że Emilia nie przysyła do domu pieniędzy na spłacenie długu, który zaciągnęła w banku. I to jest wbrew umowie zawartej między Emilią a panią…

– Proszę pana, ja panu mogę powiedzieć tylko jedno: ja zostałam bardzo oszukana. Bo przyjechała tu osoba, która okazała się zupełnie inna, niż mi było powiedziane…

– No, ale…

Regina nie dopuszcza Romana do głosu.

– Ja te sprawy załatwiam bezpośrednio z zainteresowaną, która u mnie pracuje, która u mnie jest. I to jest kwestia między nią i mną. Nie ma absolutnie żadnych… intruzji z zewnątrz. Nie zgadzam się absolutnie, bo w tych „punktach” sławnych, o których się tak źle wyrażono, było wyraźnie napisane, że nie ma żadnych intruzji z zewnątrz: żadnych spraw rodzinnych, żadnego wtrącania się, nikogo. Nie mam nic więcej do dodania na ten temat.

Odkłada słuchawkę.

Emilia i Regina mówią jak siostry

Uderzyło mnie podobieństwo głosu obu kobiet – szorstki, chropowaty, stanowczy.

Następnego dnia pojechałam do domu Emilii. Padał deszcz, Irena piekła ciasto drożdżowe. Opowiadała i płakała.

– Niech pani nas tak nie zostawi – szepnęła na końcu.

Krystyna G. opowiada o Wioletcie

Odnajduję Krystynę G. spod N., szkolną koleżankę Reginy Drzazgi. Kiedy zmarł mąż Krystyny, rodzina znalazła się w kłopotach. Córka Krystyny, Wiola, zdała maturę, syn jeszcze się uczył. Drzazga skądś się o tym dowiedziała. Zaproponowała Wioletcie pracę.

Regina i jej mąż mieli we Włoszech trzy mieszkania. Jedno z nich w Rzymie. Wioletta G. przeszła przez każdy z trzech domów. Umówiły się, że Krystyna będzie do niej dzwoniła w każdy ostatni poniedziałek miesiąca.

– Ale telefony odbierała Regina – wspomina Krystyna. – Wychwalała córkę pod niebiosa. Za każdym razem córka „gdzieś wyszła”. Z listów nic złego nie wynikało. Czułam jednak, że coś tam jest nie w porządku. Jednak uspokajałam się: jak będzie źle, to po prostu wróci.

Krystyna nie wiedziała, że Regina zabiera pracownicom paszporty. A gdy się upominają, straszy policją. Nie wyobrażała sobie, że jej dorosła córka, silna i samodzielna, pozwala się bić.

Regina pisała donosy na ojca Konrada Hejmę z zakonu sióstr antoninek w Rzymie, który przygarnął kilka jej ofiar. Wiozła tam Wiolettę albo inną ze swych służących i – pod groźbą – kazała oddać anonim w sekretariacie. Potem rewidowała, czy dziewczyna nie ukryła w ubraniu kartki z donosem.

U Drzazgi Wioletta pracowała z dwiema Polkami. Drzazga zabierała im listy, a te do domu – dyktowała. Kiedyś Wioletta nie chciała oddać Reginie listu od matki i zjadła go na oczach pracodawczyni. Wspomina Krystyna:

– Drzazga złapała córkę za włosy, biła ją i wrzeszczała: „Kim ty jesteś!? Polską kurwą! A ja mam pochodzenie! Jestem córką niemieckiego oficera! Nikt jeszcze ze mną nie wygrał!”.

Wioletta i dwie pozostałe dziewczyny (Bogusia i Krysia) postanowiły uciec. Przygotowywały się do tego parę miesięcy. Któraś podpatrzyła, że Drzazga trzyma paszporty w torebce. Bogusia wykradła klucz od drzwi (bo ciągle były zamykane), a Wiolka – paszporty. I tak jak stały – uciekły.

Krystyna nie wie, co stało się z koleżankami Wioletty. Jej córka została w Rzymie. Po jakimś czasie Krystyna do niej przyjechała.

– To już nie było moje dziecko – wspomina. – Ręce jej się trzęsły, niespokojnie wodziła oczami.

W Rzymie Wiolka związała się z Polakiem. Zostawił ją z dzieckiem.

– Może nie mógł z nią wytrzymać? – zastanawia się Krystyna.

Kilka miesięcy po ucieczce Wioletty od Drzazgi zmarł syn Krystyny, brat Wioli. Lekarze źle zoperowali wyrostek. Krystyna pojechała z pielgrzymką do papieża. W Rzymie spotkała się z córką. Potem z wycieczką pojechały na Monte Cassino.

Pod Monte Cassino na Krystynę czekał list. Ktoś chciałby się spotkać, porozmawiać. Poniżej podpis „Włoszka” i numer telefonu. Wioletta wpadła w histerię. To był numer Reginy.

Krystyna list zignorowała.

Gdy wróciła do kraju, co tydzień przychodziły do niej anonimy. Krystyna wiedziała od kogo. Nadawczyni pisała, że syn Krystyny zmarł, bo „ta polska dziwka” uciekła od niej i zostawiła ją w potrzebie, że ona widzi w szklanej kuli, że córka zginie, a Krystyna na starość oślepnie.

Odwiedzam biuro detektywa M.

Ponownie