Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Cień tajnych służb

Cień tajnych służb

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7595-623-8

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Cień tajnych służb

W książce znalazły się  wyniki śledztw w sprawie najgłośniejszych zabójstw i samobójstw, które miały miejsce wciągu minionych dwudziestu trzech lat. Jest ona oparta na dokumentach, które w większości  do tej pory nie były znane, poza wąską grupą badaczy i śledczych. Czytając materiały poszczególnych postępowań prokuratorskich, sądowych oraz archiwalne, historyczne  dokumenty można zauważyć, że niemal w każdym opisanym w książce śledztwie, pojawiają się funkcjonariusze służb specjalnych PRL. Służby, które miały stać się reliktem minionej epoki, w rzeczywistości stały się głównym rozgrywającym w biznesie i polityce po 1989 roku. Czy był to czysty przypadek, że powiązani z nimi ludzie ginęli często w tajemniczych okolicznościach? Autorka próbuje odpowiedzieć na to pytanie.

Polecane książki

[font=verdana, geneva]Bastiat stawia niezwykle ważną kwestię, od rozstrzygnięcia której zależą wybory ideologiczne. Słusznie krytykując mnogość i nieuniknioną w tej sytuacji sprzeczność oczekiwań wobec państwa, wzywa do zastanowienia, czy Państwo, ze względu na to, czym jest naprawdę, jest w ogó...
Czasem miłość każe na siebie długo czekać, po drodze łamiąc nam serce… J.C. Calhoun, ochroniarz i były policjant, prowadzi ranczo w Wyoming, z dala od cywilizacji. Stracił zaufanie do ludzi, kiedy przed laty dowiedział się, że narzeczona zaszła w ciążę z innym. Za rozstaniem J.C. z Colie s...
"Akademia 2-latka" to zeszyt edukacyjny z ćwiczeniami stworzonymi przy współpracy z psychologiem. Zadania, starannie dopasowane do grupy wiekowej, ćwiczą percepcję, pamięć i koncentrację, wzbogacają wiedzę o otaczającym świecie, uczą logicznego myślenia oraz orientacji przestrzennej, przygotowuj...
W poradniku do gry przygodowej Nightmares from the Deep: The Siren’s Call znajdziesz kompletny i niezwykle szczegółowy opis przejścia wszystkich rozdziałów. Poza solucją gry, poradnik zawiera również opisy zagadek i wszystkich znajdziek. Nightmares from the Deep: The Siren’s Call - poradnik do gry z...
Jedna z najgłośniejszych powieści amerykańskich 2014 roku! Przepis na komedię romantyczną a la Notting Hill w książkowym wydaniu! Urokliwa opowieść o właścicielu przytulnej, ale kiepsko prosperującej księgarenki, który po śmierci żony próbuje poskładać życie na nowo. Odnalezienie porzuconej Między k...
Mia to romantyczna dwudziestoparolatka, przed którą świat i dziennikarska kariera stoją otworem. Wszystko zmienia sie jednak, gdy dowiaduje się, że jest chora.William to znany angielski powieściopisarz, który nie może pogodzić sią ze śmiercią ukochanej. Od dawna nie wziął pióra ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Dorota Kania

Strona redakcyjna

Redaktor prowadzący

Piotr Słabek

Korekta

Tomasz Ponikło

Projekt typograficzny

Anita Ponikło

Projekt okładki

Radosław Krawczyk

ISBN 978-83-7595-640-5

© 2013 Copyright by Wydawnictwo M, Kraków 2013

Wydawnictwo M

tel. 12-431-25-50, fax 12-431-25-75

e-mail:mwydawnictwo@mwydawnictwo.pl

www.mwydawnictwo.pl

www.ksiegarniakatolicka.pl

Publikację elektroniczną przygotował:

Wstęp

W książce, którą właśnie trzymacie Państwo w rękach,
znalazły się wyniki śledztw w sprawach najgłośniejszych zabójstw i
samobójstw, które miały miejsce w minionych dwudziestu trzech latach.

Książka bazuje na dokumentach, które w większości do
tej pory nie były znane. Wcześniej wgląd w nie miała tylko wąską grupa
badaczy i śledczych. Czytając materiały poszczególnych postępowań
prokuratorskich i sądowych, dokumenty archiwalne i historyczne,
zobaczyłam, że niemal w każdym opisanym w niniejszej książce śledztwie
pojawiają się funkcjonariusze służb specjalnych PRL. Służby, które miały
pozostać reliktem minionej epoki, w rzeczywistości stały się głównym
rozgrywającym w polskim biznesie i polityce po roku 1989. Czy był to
czysty przypadek, że powiązani z nimi ludzie ginęli często w tajemniczych
okolicznościach?

Mam nadzieję, że ta książka da Państwu odpowiedź na to
pytanie.

Dorota Kania

Dziękuję pracownikom
Prokuratury Okręgowej w Warszawie, Sądu Okręgowego w Warszawie i Sądu
Rejonowego w Białej Podlaskiej oraz Instytutu Pamięci Narodowej za
udostępnienie archiwalnych materiałów.

1. Andrzej Stuglik. Długie ręce KGB

Zabójstwo Andrzeja Stuglika było pierwszą po 1989 roku
sprawą, gdzie ofiarą zbrodni padł były funkcjonariusz służb specjalnych
PRL. Zginął 19 lutego 1991 roku. Nieznani sprawcy zastrzelili go pod jego
własnym domem. Stuglik w tym dniu był po rozmowach z rezydentem KGB w
Polsce, a przed zrealizowaniem dużego kontraktu dotyczącego dostaw broni,
w tym tzw. „czerwonej rtęci” używanej do produkcji broni jądrowej.
Wiadomo, że tuż przed śmiercią chciał kupić na czarnym rynku broń.

Jedyny świadek, który znał kulisy działalności
Andrzeja Stuglika — jego ochroniarz i kierowca, Mieczysław Zapiór, ps.
Pancernik — nie żyje. Utonął w 2001 roku podczas nurkowania w Egipcie. Na
kilka tygodni przed przesłuchaniem w sprawie dotyczącej zabójstwa generała
Marka Papały, Komendanta Głównego Policji.

Śledztwo dotyczące śmierci Stuglika zostało umorzone w
momencie, gdy na światło dziennie zaczęły wychodzić jego związki ze
służbami specjalnymi oraz z firmami zajmującymi się obrotem bronią.
Postępowanie prowadził — i umorzył — prokurator Maciej Białek, który w
latach 80. oskarżał działaczy „Solidarności”. Domagał się dla nich
surowych wyroków, a w przypadku gdy zapadały one w zawieszeniu — wnosił
rewizje nadzwyczajne na niekorzyść osądzonych. Prokurator Białek wchodził
w skład grupy prokurator Wiesławy Bradonowej. Zespół ten został rozwiązany
w 1990 r. Do tamtego czasu jego członkowie zajmowali się procesami
politycznymi. Byli całkowicie dyspozycyjni wobec Ministerstwa Spraw
Wewnętrznych, a w szczególności — wobec Służby Bezpieczeństwa.

Czy ta zależność była powodem umorzenia śledztwa w
sprawie zabójstwa Andrzeja Stuglika z powodu niewykrycia sprawców, którzy
najprawdopodobniej byli związani ze służbami specjalnymi PRL? Wiele
wskazuje na odpowiedź pozytywną. Trzeba przecież wziąć pod uwagę kontekst
tego, co działo się na początku lat 90. I pamiętać, gdzie znaleźli
zatrudnienie funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa oraz II Zarządu Sztabu
Generalnego. Jak grzyby po deszczy powstawały wówczas zakładane przez nich
firmy. Były to głównie agencje ochrony i szemrane spółki, które w swoją
działalność wpisane miały niemal wszystko. Mało precyzyjne prawo, dziurawe
granice (zwłaszcza wschodnie) i likwidacja policyjnych wydziałów ds.
zwalczania przestępczości gospodarczej — wszystko to pozwalało na „wolną
amerykankę” w tzw. prywatnej inicjatywie. Gwarantem powodzenia była
agentura wśród biznesmenów. To do zwerbowanych przez siebie agentów
kierowali pierwsze kroki negatywnie zweryfikowani funkcjonariusze tajnych
służb PRL. I ci, którzy nawet nie chcieli się poddać weryfikacji, bo
wiedzieli, że jej nie przejdą.

Dziś, po otwarciu zgromadzonych w Instytucie Pamięci
Narodowej archiwów, wiadomo, że biznesmeni, którzy zajmują czołowe miejsca
na listach najbogatszych Polaków, zostali zarejestrowani jako tajni
współpracownicy bezpieki. Ich pieniądze, w połączeniu z kontaktami
funkcjonariuszy MSW, dawały szansę na sukces.

Mieczysław Zapiór, ps. Pancernik — kick bokser,
ochroniarz i kierowca Andrzeja Stuglika — w latach 80. pracował w grupie
bojowej wydziału zabezpieczenia Komendy Stołecznej Milicji Obywatelskiej,
którym kierował Edward Misztal. Wydział, który miał się zajmować
operacjami antyterrorystycznymi, w rzeczywistości służył do bandyckich
rajdów na opozycję. Między innymi takich, jak pacyfikacja Komitetu
Prymasowskiego i rozbijanie niepodległościowych demonstracji.

Po roku 1989 Mieczysław Zapiór został wiceprezesem
spółki detektywistycznej „Kontrakt”. Szefem firmy był Roman Kaczmarski,
wieloletni funkcjonariusz MSW. Kaczmarski w 1976 r. pracował w I
Departamencie (wywiad), a później, do 1990 r., w kontrwywiadzie, czyli II
Departamencie. Mężczyzna zajmował się m.in. prowadzeniem pracy
kontrwywiadowczej w polskich przedsiębiorstwach i instytucjach
utrzymujących kontakty z zagranicą. Kaczmarski poznał Andrzeja Stuglika
podczas wspólnej pracy w kontrwywiadzie PRL, gdzie ten ostatni służył do
1980 r., gdyż następnie przeszedł do biznesu.

Ważną postacią w całej sprawie jest ojciec Stuglika.
Pułkownik Marian Stuglik miał bliskie kontakty z II Zarządem Sztabu
Generalnego (wojskowy wywiad komunistyczny), który był pod jurysdykcją
generała Czesława Kiszczaka. W IPN zachowała się korespondencja skierowana
przez Stuglika seniora do Kiszczaka, u którego wojskowy interweniował w
sprawie syna. Jedna z hipotez zakładała, że Andrzej Stuglik został
zastrzelony z powodu zemsty na ojcu. Jednak ta wersja nie została zbadana
przez śledczych.

19 lutego 1991 r. Andrzej Stuglik wyszedł późnym
wieczorem z domu na Ursynowie na spacer z psem, dogiem niemieckim. Ostatni
raz widziano go żywego w towarzystwie nieznanego mężczyzny. Około godziny
23.00 lokator wchodzący do bloku przy ul. Warchałowskiego zauważył
leżącego przed samym wejściem Andrzeja Stuglika z raną w głowie. Mężczyzna
jeszcze żył. Sąsiad natychmiast zawiadomił policję, pogotowie i żonę
Stuglika, która zadzwoniła po teścia, pułkownika Mariana Stuglika, wtedy
szefa Departamentu Kadr Ministerstwa Obrony Narodowej.

Karetka nie przyjechała natychmiast. Sąsiad podjął
próbę reanimacji rannego. A nie było to proste także z tego powodu, że nie
działało światło przy drzwiach wejściowych. Pięć dni wcześniej lampa
została uszkodzona. Pogotowie zjawiło się dopiero po 40 minutach od
wezwania. Lekarz, po zbadaniu w świetle latarki leżącego mężczyzny,
stwierdził zgon. Z powodu braku światła część pozostawianych na miejscu
zbrodni śladów uległa całkowitemu zniszczeniu.

Pies, z którym Andrzej Stuglik wyszedł na spacer,
biegał przestraszony w okolicach bloku. Nie wiadomo, dlaczego pies obronny
nie zaatakował zabójcy. Policjanci zakładali, że mógł znać napastnika i
dlatego nie zareagował. Na znajomość ofiary i sprawcy wskazywał także
fakt, że przed śmiercią Andrzej Stuglik nie bronił się i nie wzywał
pomocy. Przesłuchiwani sąsiedzi stwierdzili, że między 20.40 a 22.00
słyszeli dobiegające z zewnątrz bloku szczekanie psa i głośny trzask, co
wskazywało na to, że broń nie miała tłumika. Jeden z sąsiadów po tych
hałasach wyjrzał przez okno. Zobaczył wysokiego, postawnego, samotnego
mężczyznę, który szedł w kierunku pobliskiej ulicy.

Kilkaset metrów od bloku, gdzie dokonano zabójstwa,
znaleziono podarte wizytówki z napisem: „Andrzej Stuglik — Doradca
Dyrektora Naczelnego ds. finansowych DAL Towarzystwo Handlu
Międzynarodowego S.A.”. W trakcie przeszukania mieszkania zamordowanego
natrafiono na poufne dokumenty, m.in. dotyczące firmy Proxy International,
podpisane przez Włodzimierza Jermanowskiego. Jermanowski to związany z
lewicą biznesmen. Jego nazwisko pojawia się w kontekście kontaktów
biznesowych w śledztwie dotyczącym zabójstwa Marka Papały.

Od samego początku było wiadomo, że motywem zbrodni
dokonanej na Stugliku nie był rabunek. W ubraniu ofiary znaleziono
pieniądze, na szyi miał złoty łańcuszek. Sekcja zwłok wykazała, że zginął
od strzału w głowę, który oddano z bardzo małej odległości. Na podstawie
badań pocisku, który spowodował zgon ofiary, stwierdzono, że broń o takim
właśnie kalibrze znajdowała się wówczas na wyposażeniu Wydziału
Antyterrorystycznego Komendy Stołecznej Policji.

[1]„W dniu 19 lutego 1991 r. żaden tego typu egzemplarz
broni nie został wydany z magazynu uzbrojenia. Sprawdzenie poprzez Komendy
Wojewódzkie Policji w kraju wykazów ewidencji broni oraz przypadków
zgłoszonej utraty broni ewidencjonowanej nie przyniosło informacji
mogących mieć znaczenie w niniejszym postępowaniu. Z tych względów należy
stwierdzić, że w sprawie brak jest takich śladów, które w sposób istotny
mogłyby same przez się doprowadzić do identyfikacji sprawcy zabójstwa” —
napisał prokurator Maciej Białek w uzasadnieniu umorzenia śledztwa w
sprawie zabójstwa Stuglika.

Prowadząca śledztwo prokuratura za motyw zbrodni
przyjęła zemstę lub porachunki. Przesłuchiwani członkowie rodziny zeznali,
że nie byli wprowadzeni w szczegóły działalności zawodowej Andrzeja
Stuglika. Wiedzieli jedynie, że spodziewał się on przypływu większej
gotówki, a po rozmowach, które odbywał w związku z prowadzonymi
interesami, okazywał duże zdenerwowanie. Jedną z pierwszych informacji,
jakie uzyskała policja, był fakt dawnej pracy ofiary w służbach
specjalnych PRL.

Andrzej Stuglik, absolwent Wydziału Nauk Politycznych
Uniwersytetu Warszawskiego, do służby w Departamencie I MSW (wywiad)
został przyjęty w 1974 r. i od razu został skierowany do Ośrodka Kształcenia Kadr Wywiadu w Kiejkutach. Po ukończeniu
kursu uzyskał opinię negatywną. Czytamy w niej, że „nie spełnia wymogów
stawianych pracownikom Departamentu I MSW”. W związku z tym został
przyjęty do Departamentu II (kontrwywiad) na stanowisko inspektora.
Zwolnił się na własną prośbę w 1980 r. Opinie przełożonych z MSW na jego
temat były negatywne. Często pojawia się motyw powoływania się na wpływy i
koneksje ojca, pułkownika Mariana Stuglika.

„Po zwolnieniu ze służby podjął pracę w CHZ [Centrala
Handlu Zagranicznego — red.] Polimex Cekop, gdzie nawiązał szereg bliskich
kontaktów z przedstawicielami firm zagranicznych m.in. angażując się w
pośredniczeniu w zawieraniu transakcji handlowych w zamian za osiągnięcie
korzyści materialnych, lecz ze szkodą dla interesów gospodarki narodowej,
wykorzystywał przy tym wiedzę nabytą podczas pracy w resorcie spraw
wewnętrznych oraz nawiązane kontakty służbowe. […] Ustalono, że wobec
jednego z figurantów Dep. II MSW ujawnił wiadomości dotyczące form i metod
pracy SB w zakresie zainteresowań poszczególnych służb resortu w tym
działalności wywiadu, obserwacji, techniki” — napisał 17 czerwca 1988 r. w
opinii służbowej major Reginald Pallasek, starszy inspektor Wydziału VI
Departamentu II MSW.

Jednym z bardzo bliskich znajomych Andrzeja Stuglika
ze służby w MSW był major Czesław Oks, sekretarz generała Władysława
Pożogi. Po odejściu z pracy w Polimex Cekop, Andrzej Stuglik został
przyjęty do pracy w Komitecie Warszawskim PZPR na stanowisko starszego
inspektora ds. propagandy. Z tego okresu pochodzą jego zażyłe znajomości z
ludźmi aparatu władzy, m.in. z Edwardem Kuczerą (późniejszym wieloletnim
skarbnikiem SLD).

Po odejściu Andrzeja Stuglika z MSW jego przełożeni
zastrzegli mu paszport, od czego złożył odwołanie. W tej sprawie
interweniował także u Czesława Kiszczaka, ówczesnego szefa MSW, pułkownik
Marian Stuglik (ojciec), co przyniosło efekt pozytywny: zakaz wyjazdu za
granicę został uchylony.

Pod koniec lat 80. Andrzej Stuglik kilkakrotnie starał
się o przyjęcie do pracy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, do czego
ostatecznie nie doszło. Jak wynika z dokumentów, decydujący wpływ na to
miała negatywna opinia z MSW, co spotkało się z ostrą reakcją pułkownika
Mariana Stuglika.

„Jako członek PZPR pozwalam sobie zwrócić się ponownie
do tow. Generała jako członka BP KC PZPR w sytuacji dla mnie szczególnej,
dotyczącej mojego syna Andrzeja (czł. PZPR l. 36). […] W związku z tym,
że pracę dyplomową na UW opracował w dziedzinie stosunków międzynarodowych
nt. »Doktryna USA w Indochinach« a także opracowanie pracy doktorskiej pod
kierunkiem L. Pastusiaka n.t »Znaczenie Zatoki Perskiej dla USA«, pragnął,
zgodnie ze swoimi marzeniami dostać się do pracy w MSZ i tutaj spotkał się
z odmową z powodu braku miejsc a faktycznie z uwagi na zajęte stanowisko
MSW »Przyjęcie do MSW uważa się za niewskazane«. […] Dla mnie jako ojca,
długoletniego członka PZPR, oficera LWP zajmującego kierownicze stanowisko
ta sytuacja jest wysoce niepokojąca. Dyskredytuje ona bowiem bez podania
jakiejkolwiek przyczyny młodego człowieka i przekreśla mu wszelkie szanse
życiowe. Można by to uznać za przejaw zemsty i niewłaściwego postępowania
osób kompetentnych w tych sprawach przy zastosowaniu dziś nie do przyjęcia
metod” — tak do generała Kiszczaka pisał w czerwcu 1988 r. pułkownik
Marian Stuglik, który był wówczas jednym z najbliższych współpracowników
generała Floriana Siwickiego, szefa Ministerstwa Obrony Narodowej.

Interwencja nie pomogła. Andrzej Stuglik nie został
przyjęty do MSZ. Trafił natomiast do ministerstwa finansów, a następnie do
Pewexu — Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego, które w PRL miało sieć
sklepów i kiosków walutowych, a które w rzeczywistości było przykrywką
komunistycznego wywiadu. W Pewexie Stuglik poznał dyrektora Marka
Pietkiewicza. W roku 1989 został jego doradcą w czasie prezesury
Pietkiewicza w DAL’u. Andrzej Stuglik w Towarzystwie Handlu
Międzynarodowego DAL S.A. (była to centrala handlu zagranicznego, która
zawierała kontrakty z krajami niemal całego świata) pracował do
października 1990 r. Miał już wówczas szerokie kontakty w biznesie, np.
był doradcą Janusza Stajszczaka w Przedsiębiorstwie Handlu Zagranicznego
Weltinex z Bydgoszczy, które m.in. handlowało ze Wschodem. Prowadził też
rozmowy ze szwedzkim biznesmenem polskiego pochodzenia Wiktorem Kubiakiem,
szefem firmy „Batax”. Stuglik uczestniczył w posiedzeniach rady nadzorczej
Dorchemu — aferzysty Lecha Grobelnego, właściciela Bezpiecznej Kasy
Oszczędności, która oferowała lokaty na wysoki procent, co zakończyło się
totalnym krachem. Do dziś nie wiadomo, skąd Grobelny miał gigantyczne
pieniądze, którymi obracał na początku istnienia Dorchemu. Nie wiadomo
też, co się z nimi stało. Lech Grobelny został zamordowany przez
nieznanych sprawców w niewyjaśnionych okolicznościach w roku 2007.

Pod koniec 1990 r. Andrzej Stuglik nawiązał kontakty z
firmą Polmarck Andrzeja Kuny i Aleksandra Żagla, w której był zatrudniony
Wladimir Ałganow, sowiecki szpieg. W tym samym czasie Stuglik prowadził
intensywne rozmowy dotyczące dostaw broni, m.in. z właścicielem Agencji
Consulta Export-Import, biznesmenem Robertem Poczmanem, który zajmował się
handlem sprzętem wojskowym pochodzącym z terenów dawnego Związku
Radzieckiego. Miał on tak rozległe znajomości, że proponował nawet kupno
łodzi podwodnej z napędem atomowym, na którą jednak w Polsce nie znalazł
chętnych.

Andrzej Stuglik prowadził też rozmowy z
przedstawicielami wojska, z którymi negocjował zakup gąsienic czołgowych.
Kontrahentem miał być Dubi Piekielny, przedstawiciel firmy Dolan Arms z
Izraela. Ostatecznie kontrakt przejął zajmujący się handlem bronią
biznesmen, o co Andrzej Stuglik, który załatwiał zakup gąsienic czołgowych
poprzez swoje znajomości w wojsku, miał do niego olbrzymie pretensje.

Przed śmiercią Stuglik spotykał się z szefami Cenzinu.
Spółka prowadziła działalność eksportową i importową w zakresie obrotu
uzbrojeniem i sprzętem specjalnym. Jej większościowym udziałowcem był
Skarb Państwa; mniejsze udziały posiadały polskie firmy obronne.

Andrzej Stuglik rozmawiał z szefami Cenzinu o
dostawach, m.in. transporterów opancerzonych BTR, Topazów PT-76, samolotów
MIG 29 i czołgów, które miały trafić do Izraela. Partnerem do rozmów ze
Stuglikiem z ramienia Cenzinu był m.in. Tadeusz Koperwas, oficer Zarządu
II Sztabu Generalnego, czyli wywiadu wojskowego PRL. Jak ujawnił Sławomir
Cenckiewicz w książce „Długie ramię Moskwy”: w latach 80. Koperwas, ps.
Derwisz, został ulokowany — jako oficer pod przykryciem — w wiedeńskiej
firmie handlującej bronią i elektroniką Alkastronic Handelsgesellschaft,
której właścicielami byli oficerowie Zarządu II Sztabu Generalnego oraz
syryjscy handlarze bronią Haissam Al. Kassar i Monzer Al. Kassar, którzy
byli powiązani z organizacjami terrorystycznymi. Jego kontakty z wywiadem
wojskowym PRL były kontynuowane po 1989 r.: wspólnie sprzedali broń do
objętych międzynarodowym embargiem Chorwacji oraz Somalii. W transakcji
uczestniczyli również przedstawiciele KGB. Co ciekawe, działania Koperwasa
autoryzował szef MON generał Florian Siwicki, przyjaciel pułkownika
Mariana Stuglika.

W trakcie rozmów z przedstawicielami Cenzinu Andrzej
Stuglik podkreślał, że jest zainteresowany kupnem każdej ilości „czerwonej
rtęci” czy amalgamatu rtęci, niezwykle drogiego, poszukiwanego materiału,
który wykorzystywany był w przemyśle energetycznym i jądrowym, by
uszczelniać reaktory jądrowe. Na początku lat 90. Urząd Ochrony Państwa
prowadził kilka operacji, których celem było przechwycenie nielegalnych
transportów „czerwonej rtęci”. Była ona wówczas szmuglowana z państw
byłego ZSRR, przez Polskę, do krajów Trzeciego Świata.

W tym kontekście szczególnego znaczenia nabiera
spotkanie Andrzeja Stuglika z rezydentem KGB w Polsce, do którego doszło
pod koniec grudnia 1990 r. Stuglik po wyjściu od rezydenta pojechał do
siedziby Urzędu Ochrony Państwa. Do UOP wchodził bez przepustki.

O spotkaniach z rezydentem KGB i wizytach w UOP mówił
podczas przesłuchań w prokuraturze Mieczysław Zapiór, który wskazywał te
miejsca funkcjonariuszom podczas policyjnego rekonesansu. Informacja o
kontaktach z KGB nie znalazła się w uzasadnieniu umorzenia śledztwa w
sprawie zabójstwa Andrzeja Stuglika. Jest tam natomiast mowa o ostatniej
transakcji, w którą był on zaangażowany. Był to zakup znacznej ilości
złota, które pochodziło ze Związku Radzieckiego, dla zagranicznego
kontrahenta.

Pośrednikiem w tej operacji był szef firmy Intermar
Marek Szelążek. Szelążek podczas przesłuchania stwierdził, że szukał osób,
które mogłyby mu załatwić taką transakcję, ale nigdy nie poznał osobiście
Andrzeja Stuglika.

„Jest prawdopodobne, że A. Stuglik liczył na duży zysk
z pośrednictwa w zakupie złota. Żadnemu z ustalonych i przesłuchanych
świadków nie zwierzał się, aby odczuwał w związku z tą lub innymi
transakcjami obawy o własne bezpieczeństwo. W lutym 1991 r. jednakże
zwrócił się do Mieczysława Zapióra o zorientowanie się w możliwości
nabycia za kwotę do 500 dolarów nierejestrowanego pistoletu produkcji
zachodniej” — czytamy w uzasadnieniu umorzenia sprawy, które kończy się
stwierdzeniem, że „brak jest dowodów na wykrycie sprawcy lub sprawców
zabójstwa A. Stuglika”.

POSTANOWIENIE O UMORZENIU ŚLEDZTWA W SPRAWIE ZABÓJSTWA ANDRZEJA STUGLIKA Z 30 SIERPNIA 1991 R. Z POWODU NIEWYKRYCIA SPRAWCÓW.

NOTATKA SŁUŻBOWA MSW WS. ANDRZEJA STUGLIKA Z 17 CZERWCA 1988 R. DEKRETOWANA DO TOW. GEN. ZDZISŁAWA SAREWICZA, ÓWCZESNEGO SZEFA WYWIADU PRL ORAZ
TOW. MJR. GROMOSŁAWA CZEMPIŃSKIEGO, FUNKCJONARIUSZA WYWIADU PRL.

PISMO INTERWENCYJNE W SPRAWIE ANDRZEJA STUGLIKA PISANE PRZEZ JEGO OJCA PŁK. DR. MARIANA STUGLIKA DO GEN. CZESŁAWA KISZCZAKA Z 25 MAJA 1988 R.

2. Alicja i Piotr Jaroszewiczowie. Zabójstwo premiera PRL

W nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r., w domu
jednorodzinnym w Aninie, luksusowej dzielnicy Warszawy, nieznani sprawcy
zamordowali byłego premiera Piotra Jaroszewicza i jego żonę Alicję Solską.
O politycznym motywie tej zbrodni był przekonany Piotr Kostikow, Rosjanin,
w latach 1964-1980 szef sektora Polskiego Wydziału Łączności z Bratnimi
Partiami Krajów Socjalistycznych KC KPZR. Napisał on w swojej książce
„Widziane z Kremla”: sprawców brutalnego mordu nieodnaleziono do dziś.

Zdaniem najbliższych współpracowników Piotra
Jaroszewicza motywu zbrodni należy szukać w przeszłości premiera. To
jednak, jak się okazuje, nie jest takie proste. W Instytucie Pamięci
Narodowej na temat Jaroszewicza zachowało się niewiele dokumentów.
Niewykluczone, że te najważniejsze, które mogłyby rzucić światło na
rzeczywistą działalność byłego premiera w czasie II wojny światowej i w
okresie PRL — zostały zniszczone. Możliwe jest również i to, że trafiły do
czyjegoś nielegalnego archiwum — tak, jak niektóre dokumenty wykradzione z
MSW pod koniec lat 80.

Do dziś nieodnaleziono dokumentów dotyczących
działalności Piotra Jaroszewicza w ZSRR. W aktach IPN zachowała się
jedynie notatka z życiorysem polityka. Wynika z niej, że urodził się 8
października 1909 r. w Nieświeżu. Otrzymał wyższe wykształcenie
pedagogiczne. W latach 1929-1933 był nauczycielem szkoły powszechnej w
powiecie garwolińskim. Należał do ZMW, Legionów Młodych i PPR. W 1939 r.
był dyrektorem szkoły średniej w Bereźnie. Po wybuchu II wojny światowej
znalazł się w sowieckiej strefie okupacyjnej: był robotnikiem leśnym,
pracował w Stalingradzie, był kołchoźnikiem w Kazachstanie. W 1943 r.
trafił do armii Berlinga i błyskawicznie awansował — był zastępcą dowódcy
ds. polityczno-wychowawczych. Od sierpnia do grudnia 1945 r. pełnił
obowiązki szefa Głównego Zarządu Politycznego Wojska Polskiego — formacji
będącej pod szczególną kuratelą najpierw NKWD, a następnie Głównego
Zarządu Informacji Wojskowej, który był odpowiedzialny (obok Ministerstwa
Bezpieczeństwa Publicznego) za masowe represje, tortury i zbrodnie sądowe
wśród żołnierzy Wojska Polskiego, Armii Krajowej (AK),Wolności i
Niezawisłości (WiN), Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ) oraz ludności
cywilnej.

Pod koniec 1945 r. Piotr Jaroszewicz został mianowany
generałem brygady i jednocześnie powołany na stanowisko głównego
kwatermistrza Ludowego Wojska Polskiego. W latach 1945-1950 był
wiceministrem obrony narodowej. Ze skąpych archiwów można wywnioskować, że
od lat 40. przedstawiciele władz PRL, a także ich przełożeni w Moskwie,
otaczali Jaroszewicza szczególną kuratelą.

W sprawie Mariana Spychalskiego (został on oskarżony o
odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne i odsunięty od stanowisk
państwowych, wykluczony z KC PZPR i aresztowany) nazwisko Piotra
Jaroszewicza, przyszłego premiera, pojawia się w kilku miejscach. Sprawa
Spychalskiego zaczęła się w 1947 r., gdy funkcjonariusze Głównego Zarządu
Informacji znaleźli w Gdańsku przedwojenne dokumenty Ministerstwa Spraw
Wojskowych. Opracowywała je współpracownica Spychalskiego, Stanisława
Sowińska, ps. Barbara. Natrafiono na pokwitowania kasowe i życiorysy
różnych ludzi, którzy w 1947 r. zajmowali wysokie stanowiska w
administracji państwowej Polski Ludowej.

Z dokumentów wynikało, że byli oni współpracownikami
przedwojennego kontrwywiadu, „dwójki”, czyli komórki m.in. zwalczającej komunistów. Najważniejsze nazwiska to
Włodzimierz Lechowicz i Alfred Jaroszewicz — przyrodni brat Piotra
Jaroszewicza. Jaroszewicz i Lechowicz byli w tym czasie posłami
Stronnictwa Demokratycznego, współpracownikami Gomułki i od czasu wojny
mieli powiązania ze Spychalskim. Gomułka, gdy dowiedział się o
znalezionych archiwach, zbagatelizował te informacje. Berman i Bierut o
całej sprawie dowiedzieli się w połowie 1948 r. Zapadła decyzja o
rozpracowaniu operacyjnym Lechowicza, Jaroszewicza i reszty. Ale Lechowicz
i Jaroszewicz, mimo że byli pracownikami sanacyjnego kontrwywiadu, to w
rzeczywistości infiltrowali „dwójkę” na rzecz wywiadu sowieckiego. Podczas
wojny, i po niej, zaliczali się do jednych z najwyżej uplasowanych agentów
komunistycznych — najpierw w Delegaturze Rządu RP, a potem w Stronnictwie
Demokratycznym. Podjęcie działań operacyjnych przez bezpiekę, aresztowanie
ponad setki osób powiązanych z Lechowiczem, Jaroszewiczem, a także ze
Spychalskim, miało na celu pozbycie się przeciwników politycznych, a
kilkuletnia praca na rzecz ruchu komunistycznego miała być zamieniona w
zdradę.

Właśnie w dokumentach ze sprawy Spychalskiego można
odnaleźć informacje na temat Piotra Jaroszewicza. W trakcie zeznań jeden
ze świadków stwierdził, że Piotr Jaroszewicz, przyrodni brat Alfreda,
pracuje w Informacji Wojskowej. (Informacja Wojskowa powstała na terenie
Związku Radzieckiego. Ten organ kontrwywiadu wojskowego działał w Polsce w
latach 1944-1957 i był odpowiedzialny, obok Ministerstwa Bezpieczeństwa
Publicznego, za masowe represje wśród żołnierzy Wojska Polskiego, Armii
Krajowej oraz ludności cywilnej).W sprawie Spychalskiego zachowało się
także oświadczenie dotyczące Piotra Jaroszewicza, w którym czytamy:
„Stawiając generała na świadka w procesie, należy się zastanowić, czy gen.
nie zgadzał się z jego [Spychalskiego — red.] polityką personalną, co może
doprowadzić do skompromitowania Generała”. Ostatecznie do przesłuchania i
kompromitacji nie doszło a Piotr Jaroszewicz piął się po szczeblach
partyjnej i wojskowej kariery. Sprawa Spychalskiego, Lechowicza i Alfreda
Jaroszewicza zakończyła się dopiero w 1956 r. Zostali wypuszczeni z
więzienia, zrehabilitowani i przywróceni do partii.

Kolejny trop dotyczący politycznego motywu zabójstwa
Piotra Jaroszewicza pojawia się w kontekście niemieckich archiwów. Według
tygodnika „Wprost” były premier mógł zostać zamordowany z powodu tajemnic,
jakie poznał w 1945 r. przeglądając niemieckie archiwum zdeponowane w
pałacu w Radomierzycach. Dwaj inni wojskowi, którzy również wtedy do
archiwum weszli — także zostali zamordowani w latach 90. (Do dziś nie
wykryto motywów, ani zabójców). Tadeusz Steć zginął w styczniu 1993 r. (po
wojnie był przewodnikiem w Sudetach), a Jerzy Fonkowicz w 1997 r. w
swojej willi w podwarszawskim Konstancinie (w czasach II wojny światowej
był agentem NKWD. Z powodu pochodzenia żydowskiego, po wydarzeniach
marcowych, wydalono go z wojska). Wszystkich przed śmiercią torturowano.
Wszyscy byli wysoko postawionymi funkcjonariuszami służb specjalnych PRL,
które kontrolowali Rosjanie.

Cofnijmy się znów do 1945 r. Jaroszewicz, Fonkowicz
(wówczas był szefem Oddziału III Głównego Zarządu Informacji WP) i Steć
znaleźli w Radomierzycach tysiące teczek zawierających tajne dokumenty
Głównego Urzędu Bezpieczeństwa III Rzeszy. Miały tam być akta personalne,
listy, plany — głównie archiwa wywiadu francuskiego, belgijskiego i
holenderskiego. Miało się tam także znajdować archiwum paryskiego gestapo,
a w nim listy konfidentów. Były to dane o ludziach, ich ciemnych
interesach i kolaboracji z Niemcami. Także o wydarzeniach prowokowanych
przez niemieckie tajne służby, w których uczestniczyły znane osobistości.
Tymi sprawami zajmowała się jedna z grup VI Departamentu RSHA, którym
kierował Walter Schellenberg. Paczki z wybranymi dokumentami pozostały w
samochodzie Piotra Jaroszewicza. Innymi archiwaliami w pałacu zajął się
sowiecki wywiad. Pod koniec lipca 1945 r. radomierzyckie archiwum
wyekspediowano do ZSRR, ale wcześniej miało zostać zmikrofilmowane.

W 2007 r. Biuro Wywiadu Kryminalnego Komendy Głównej
Policji przychyliło się do hipotezy, że zabójstwo Jaroszewiczów miało
związek z hitlerowskim archiwum. Według analityków policji dokumenty,
które trafiły później do prywatnego archiwum Jaroszewicza, zawierały
informacje kompromitujące polityków z różnych krajów.

Znajdujące się w IPN akta dotyczą m.in. internowania
Piotra Jaroszewicza w grudniu 1981 r. Był on w grupie 36 byłych
PZPR-owców, których przewieziono helikopterem do ośrodka Głębokie k.
Drawska, a później do Tromnik w byłym województwie siedleckim.

Internowanie