Strona główna » Obyczajowe i romanse » Co dalej, co potem… część II

Co dalej, co potem… część II

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-272-3787-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Co dalej, co potem… część II

co dalej, co potem.....

 

czyli zupełnie nieprzydatne sposoby na poznanie interesującego mężczyzny.

Szuka Anne, rozwódka, pomocą służy Lena, mężatka.

 

 

 

 

 

„- Mężczyźni zresztą unikają jak ognia intelektualistek.

Tadeusz pojawił się na tarasie z drinkami.

- Nie przerywajcie tej ciekawej dyskusji, nareszcie dowiem się czegoś o mężczyznach.

- Ale powiedz Tadeusz, czy kobieta zasłonięta kobiecym czasopismem może się wydać interesująca mężczyźnie? – chciała koniecznie wiedzieć Anne.

- Zależy, co mężczyzna zobaczy na okładce tego czasopisma – wyjaśnił jej Tadeusz”.

Polecane książki

Podręcznik ,,Prawo w medycynie" zawiera omówienie regulacji prawnych obowiązujących w polskich przepisach w odniesieniu do wykonywania zawodów medycznych. W opracowaniu zawarto m.in.: formy wykonywania zawodów medycznych, prawa i obowiązki pracowników służby zdrowia, klasyfikację błędów medycznych. ...
Siena zakochała się w Nicholasie. Nigdy nie zapomniała ich wspólnej nocy i tego, jak cierpiała, gdy potem porzucił ją i wyjechał bez słowa. Zaręczyła się z godnym zaufania człowiekiem i zaplanowała przyszłość. Niestety, pewnego dnia ten poukładany, bezpieczny świat rozsypuje się jak domek z kart. I...
Dzieło nie jest traktatem filozoficznym w zwykłym rozumieniu tego słowa, czy nawet w tym znaczeniu, w jakim traktatami filozoficznymi są inne dialogi Platona (np. Uczta). Ani sam Sokrates, ani Platon ustami Sokratesa nie roztrząsają tu żadnych szczegółowych kwestii ontologicznych lub kosmologicznych...
Autor zauważa, że I wojna światowa wpłynęła na rozwój trzech zagadnień, które miały mieć decydujące znaczenie przy prowadzeniu przyszłych wojen. Zdaniem von Eimannsbergera są to: zagadnienie mechanizacji, lotnictwa i mobilizacji gospodarczej. W niniejszej publikacji podjął pierwszy z tych temató...
W monografii poddano analizie zjawiska prawne występujące w rozpoczynającej swą karierę miejską, ale jeszcze feudalnej Łodzi oraz umożliwiające rozwój własności i społeczeństwa kapitalistycznego. Autorka zaprezentowała zarówno instytucje prawne tworzone przez struktury władzy w Królestwie Polskim, j...
Publikacja ukazuje kompleksowo sprawozdawczość finansową i niefinansową (statystyczną, medyczną i niemedyczną) różnych podmiotów leczniczych, zarówno niebędących przedsiębiorcami (SPZOZ, jednostki budżetowe, jednostki non profit), jak i przedsiębiorców (spółki prawa handlowego, spółki prawa cywilneg...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Magda Cel

Magda CelCo dalej, co potem…część II

Copyright © by Magda Cel 2012

Virtualo Self-publishing 2012

ISBN 978-83-272-3787-3

Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji zabronione bez pisemnej zgody autora.

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Angielski gentleman

Anne była zrozpaczona. To po prostu nigdy nie powinno się zdarzyć. Jak mogła tak się minąć z przeznaczeniem. I wszystko przez to, że w Paryżu jest o jedno lotnisko za dużo. Nawet nie przyszło jej do głowy, że taki drobiazg może mieć aż tak negatywny wpływ na jej życie i zniszczyć jej najskrytsze i najpiękniejsze marzenia.

–  Lena, nawet nie przypuszczałam, że przez taką głupotę, wszystkie moje plany, na lato i na po lecie, legną w gruzach – płakała w słuchawkę. – Odległość między tymi cholernymi lotniskami jest tak duża, że nigdy, ale to przenigdy bym nie zdążyła na samolot, którym miałam odlecieć do Polski. Na moje wymarzone wakacje, do mojego wymarzonego mężczyzny.

Już miała rezerwować bilet na następny dzień, ale Tadeusz stanowczo odmówił czekania na nią w Warszawie, chciał jak najszybciej znaleźć się na Mazurach.

–  Pod koniec tygodnia będę musiał wrócić do Warszawy w sprawach służbowych. Dlatego najlepiej będzie jeśli Anne zmieni rezerwację na przyszły piątek – powiedział. – Jeżeli oczywiście jest to możliwe – dorzucił.

–  Możliwe, możliwe – powtarzała zdenerwowana Anne. – To jest konieczne, przecież czeka na mnie Marek, mój mężczyzna. Lena, proszę cię, powiedz Markowi, że będę w następny weekend.

Niestety jeszcze tego samego dnia Berta zaczęła rodzić, zdenerwowana Anne natychmiast poinformowała mnie o tym wielkim nieszczęściu.

–  Po co mi to było! – krzyczała do słuchawki.

–  Ale co?

–  Ta niezależność! Muszę teraz tu siedzieć i pilnować biznesu. U wszystkich się tyle dzieje, Berta rodzi, ty na wakacjach, Sara uczy się angielskiego! A ja jak niewolnica nie mogę nigdzie się ruszyć, tylko praca i praca.

Pocieszyłam ją mówiąc, że Tadeusz również będzie pracował, chociaż są wakacje i ja też jeszcze nie skończyłam pisać mojego przewodnika po Paryżu.

Dojechaliśmy na Mazury wieczorem. Michał z Martą urządzili na nasz przyjazd mini przyjęcie. I zaprosili kogo się dało. W ogrodzie, przy rozstawionych na trawie stolikach, siedzieli już sąsiedzi, nasi oraz Michała i Marty, jak również paru bliskich i dalszych znajomych. Marek, niedoszły mężczyzna Anne, przyjechał z siostrami Olą i Jadzią. Ola z rodziną, Jadzia bez.

Kasia i Ewa bardzo się ucieszyły na nasz widok.

–  Ciociu, będziemy mogły z wami zamieszkać? – spytała Ewa.

–  Dopiero od jutra – powiedział Tadeusz.

–  A dlaczego od jutra? – chciała wiedzieć Kasia.

–  Dajcie im spokój, dopiero przyjechali i już im głowę zawracacie – Marta ucięła rozmowę.

Przed nami rozciągał się widok na jeziero, w oddali sunęły żaglówki, roznosił się zapach smażonej ryby. Pierwszy dzień wakacji, nareszcie. Anne, ze swoimi problemami, była bardzo daleko.

–  W sumie to może lepiej, że nie przyjechała. Zamiast bawić się w swatkę będę miała wreszcie czas dla ciebie – szepnęłam do Tadeusza.

Siostra Marka, Ola, była niepocieszona tym, że Anne nie przyjedzie. Marek dużo mniej. Podrywał jakąś piękną blondynę.

–  Zrozum Lenka – tłumaczyła go Ola, – ten biedak nie mógł już dłużej czekać. Ale szkoda, szkoda – powiedziała zmartwiona i pobiegła w stronę swoich dzieci, które do niej machały z daleka.

Blondynka na chwilę poszła w stronę domu.

–  Lenka, powiedz Anne, że nie mogłem już dłużej na nią czekać. Zrozum, lato, zapach smażonych ryb, świerszcze. Musisz wiedzieć, że takie sprzyjające warunki szybko się nie powtórzą.

–  Oczywiście, rozumiem – byłam oburzona. – A tak na nią czekałeś, nawet schabowe jej chciałeś robić.

Nie wiedziałam jaki argument będzie wystarczająco mocny by podkreślić jego chwiejność.

–  Ale nie przyjechała – bronił się Marek.

–  A w ogóle to co to za blondyna, czy ty ją znasz? Czy to jest bezpieczne? Lena to chociaż dawała gwarancję na Anne – wtrąciła się jego druga siostra.

–  To Ela, koleżanka Marty z pracy – odpowiedział szybko Marek i ruszył w stronę pięknej Eli, która ponownie pojawiła się w ogrodzie.

Druga siostra Marka i ja utkwiłyśmy wzrok w Marcie. Wzrok pełen niezrozumienia i wyrzutów. Zapadła cisza. Przynajmniej przy naszym stoliku.

Lena, skoro Anne nie może, to niech jej chłopcy przyjadą do nas na wakacje – zaproponowała cicho Marta.

–  A ile oni mają lat? – zainteresowała się siostra Marka.

–  W sumie, czy każdy z osobna? – spytał Tadeusz.

–  No to ile oni mają lat? – powtórzyła siostra Marka.

–  Piętnaście i szesnaście. – Tadeusz spojrzał na nią zdziwiony, potem spytał podjerzliwie: – A kto będzie sią nimi zajmował?

–  Twój rodzony brat – oznajmiła Marta.

–  Ale – zaczął Michał.

Jednak Marta nie dała mu dokończyć.

–  Nie mówił ci, że zawsze marzył o synach? – dorzuciła z pretensją. – Dobrze się składa, będzie ich miał, na całe dwa tygodnie. Na ryby ich weźmie, ognisko rozpali i nawet nie musi się wysilać i cokolwiek mówić, bo i tak się nie dogadają. Zupełnie jak prawdziwi synowie ze swoim ojcem. – zakończyła z nutką triumfalizmu w głosie.

–  Szkoda tylko, że tacy młodzi – powiedziała rozczarowana siostra Marka.

–  Na synów w sam raz – podsumowała Marta.

–  Oj tak, tatuś, zgódź się – Ewa i Kasia entuzjastycznie wsparły Martę, chociaż Marta nie szukała żadnych sojuszników.

–  Właściwie czemu nie, dziewczynki będą szlifować francuski. Korzyść będzie ogromna – Michał uśmiechnął się.

–  Czy on zawsze tak miał?! Czy zawsze był taki praktyczny i wyliczony? – Marta zwróciła się do Tadeusza, ale nie dała mu czasu na odpowiedź. – Dobrze Lena, że nie wyszłaś za jego bliźniaka.

–  Tato ma bliźniaka? – zdziwiła się młodsza Kasia.

–  Może nie urodziłam mu synów, ale te córki też bardzo do niego podobne. Występuje u nich tak zwany praktyczny polot, zero przenośni, a mnie się tylko tak powiedziało. Ale w tym domu to nic ci się nie może tak powiedzieć, wszystko musi się zgadzać i do czegoś przydać. Zwariować można.

–  Oj, niedobrze – mruknął Michał.

Atmosfera psuła się z minuty na minutę. Tak zdenerwowanej Marty już dawno nikt nie widział. Jedynie Marek nie zwracał na nią uwagi całkowicie zajęty swoją blondyną.

–  To jest małżeństwo na rozwód – oznajmiła siostra Marka i z zainteresowaniem zaczęła przyglądać się Michałowi.

–  Chcesz wiedzieć ile on ma lat? – zwrócił się do niej Tadeusz.

–  Właściwie to o co ci chodzi z tym wiekiem? – Marta skierowała swoją złość na siostrę Marka. – Lena, a ty skąd znasz tą drugą siostrę Marka?

–  Nie pamiątam dokładnie, właściwie to ja znam Marka i Olę. Razem chodziliśmy do szkoły. Nic nie wiedziałam, że oni mają jeszcze jedną siostrę – odparłam po głębkim zastanowieniu.

–  Co się tak uczepiliście biednej Jadzi? – Michał stanął w jej obronie.

–  A, to ta druga siostra Marka ma na imię Jadzia? Ciekawe skąd ty to wiesz? – Marta w dalszym ciągu była podenerwowana i szukała jakiegoś słabego punktu u Michała.

–  Tadeusz, co ty dolałeś do tej nalewki? – zaśmiał się Michał i dorzucił – wiem, bo z Jadzią, to ja, chodziłem do szkoły.

Tadeusz był zmęczony i chciał już iść do domu.

–  Tak jak było umówione, dzisiaj wszyscy goście nocują u was – powiedział.

Marta przytaknęła z kwaśną miną. Zrobiło mi się jej szkoda. Zapewniłam, że dzisiaj nie, ale od jutra pomogę jej we wszytkim. Tadeusz też zwrócił uwagę na jej przygnębienie i też zaoferował, że musimy koniecznie jej pomóc, byle nie dzisiaj.

–  Dzisiaj już nie dam rady – powiedział.

Ewa i Kasia bardzo, ale to bardzo chciały zamieszkać w naszym domu. Tadeusz stanowczo potwierdził, że zgadza się na wszystko, ale od jutra. Ruszyliśmy w stronę domu. Im dalej byliśmy od całego towarzystwa, Tadeusz ożywiał się coraz bardziej. Objąwszy mnie ramieniem zapewniał, że jest bardzo towarzyskim człowiekiem i nie mógłby żyć bez towarzystwa. Najlepszym na to dowodem miał być fakt, że nawet teraz gdy był tak zmęczony i nie miał siły na żadne spotkania, ktoś się jednak koło niego plątał. Tym kimś byłam ja.

Przyspieszyliśmy kroku, wydawało nam się, że słyszymy czyjś oddech, i że osoba, do której należy, próbuje nas dogonić.

–  Oooooo jaki jestem zmęczony! – krzyknął Tadeusz tak głośno, że chyba cała okolica go słyszała, chociaż było to skierowane do tego oddechu, który próbował nas dogonić.

–  Wujku! – a jednak ten oddech chciał czegoś od nas, – ale jutro to na pewno?!

–  Na pewno, na pewno! – odkrzyknął, a potem już szeptem – Lena, nie wiem czy na pewno to my słusznie zrobiliśmy budując się tak blisko rodziny.

Wreszcie dotarliśmy do domu.

–  Zamykaj wszystko! Zamykaj! – Tadeusz latał od okna do okna i zaciągał zasłony. – Chcę być sam, tylko z tobą, znaczy sam na sam. Wyłącz te komórki, wyrzuć je. Zasłoń wszystkie firany. Och, że też ja nie pomyślałem o tarasie na dachu albo patio. O tak, patio to byłoby świetne rozwiązanie. Udawalibyśmy wtedy, że nas nie ma. To by były wakacje! To by były wakacje – powtórzył rozmarzony. – Tylko ty i ja.

–  Tadeusz, ja cię nie poznaję. Chyba rzeczywiście coś było w tej nalewce.

Popchnęłam go jednym palcem, od razu się przewrócił, ale nie zapomniał o mnie i pociągnął mnie w tę otchłań za sobą.

Siedzieliśmy na tarasie spoglądając na bezchmurne niebo usiane gwiazdami i radziliśmy jak pomóc Marcie.

–  Lenko, a może.. Pamiętasz, że we wrześniu mieliśmy jechać do Nicei na dwa dni? Może zaprosimy Martę i zostaniecie tam na dwa tygodnie.

–  Dobry pomysł. Mam nadzieję, że uda się ją namówić.

Następnego dnia Marta zaczęła marudzić.

–  No, nie wiem. A jak sobie dziewczynki poradzą beze mnie?

–  To