Strona główna » Sensacja, thriller, horror » Dago

Dago

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-945591-0-6

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Dago

Czy pomyłka sprzedającego na jednym z portali aukcyjnych może okazać się początkiem wciągającej, ale i niebezpiecznej przygody?

Przeciętny czterdziestolatek dokonuje zakupu repliki białej broni, która okazuje się być średniowiecznym oryginałem. Na pozór zwykły splot następujących potem zdarzeń prowadzi do uwikłania głównych bohaterów w przygodę, która może zmienić niektóre fakty historyczne.

Nie tylko główni bohaterowie wciągnięci w rozwijający się wir zdarzeń za wszelką cenę chcą rozwikłać pojawiające się zagadki. Na odkryciu prawdy zależy również innym, przez co przygoda staję się coraz bardziej ryzykowna.

Polecane książki

Angielska arystokratka Helena Shaw potrzebuje pomocy Leonarda Vincentiego. Ma nadzieję, że choć niegdyś odrzuciła jego miłość, teraz on uratuje firmę jej ojca. Leonardo godzi się pod warunkiem, że Helena pojedzie z nim na tydzień do Rzymu i będzie udawać jego narzeczoną przed ważnym kontrahentem. Ni...
Amerykańska powieść z polskim akcentem Jako właścicielka cieszącej się renomą fabryki zegarów, Mollie Knox wydaje się mieć przed sobą świetlaną przyszłość. Wszystko zmienia się w ciągu jednej nocy, podczas której wielki pożar niemal doszczętnie trawi jej ukochane miasto. Mollie podejmie każde ryzyko...
Tegoroczne wspomnienie o wielkim dziele narodowym – odzyskaniu niepodległości i postaciach na miarę II Rzeczpospolitej, powinny budzić dumę z bycia Polakiem. Dumę konieczną i dobrą, która nie ulega mirażom fałszywych „wspólnot” i nie boi antypolskiej retoryki. Ale ten czas winien też wzbudzić reflek...
Małe miasteczko nad rzeką zasypane śniegiem, spokojne i urokliwe. Sceneria jak z sielankowego serialu. Czy w takim miejscu mogą dziać się rzeczy, od których włosy jeżą się na głowie, a dusza zaczyna wątpić w istotę człowieczeństwa?   Młoda kobieta, Tamara, przyjeżdża do Grzmotów w nadziei odnal...
Język angielski Poziom B1 Lubisz czytać dobre powieści a jednocześnie chcesz doskonalić swój angielski? Mamy dla Ciebie idealne połączenie! Klasyka literatury światowej w wersji do nauki języka angielskiego. CZYTAJ – SŁUCHAJ - ĆWICZ CZYTAJ – dzięki oryginalnemu angielskiemu tekstowi powieści Alice ...
Tym razem James Ellroy prowadzi śledztwo w sprawie morderstwa własnej matki, udu­szonej latem 1958 roku. Zabójcy nigdy nie znaleziono. Ta śmierć wywarła na pisarza ogromny wpływ – jako nastolatek mieszkał na ulicy, dopuszczał się drobnych włamań i nie stronił od alkoholu. Zabójstwo matki sprawiło...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Piotr Adamek

Projekt i wykonanie okładki: Piotr Adamek

Korekta tekstu: Agnieszka Kamińska, Piotr Adamek

Przygotowanie wersji elektronicznej: Piotr Adamek

Warszawa 29 Czerwca 2016 rok.

ISBN:978-83-945591-1-3

Dziękuję wszystkim osobom, które we mnie wierzyły i dzięki ich wsparciu udało mi się odnaleźć wiarę w siebie i napisać niniejszą książkę.

Piotr Adamek

Droga z pracy do domu dobiegała końca. Wyjechałem już z Warszawy i kierowałem się do jednej z podwarszawskich miejscowości. Ruch o tej porze był niewielki – to jeden z powodów dla których lubię jeździć wieczorem. Spokój, jedyne światło dają reflektory samochodu i żarówki LED na tablicy rozdzielczej. Przed sobą widziałem ciężkie chmury ciemniejące na tle blasku odchodzącego dnia. Zapowiadało się na to, że znów będzie lało, oby nie przez całą noc. Postanowiłem uprzyjemnić sobie podróż i korzystając z wybierania głosowego zadzwoniłem do przyjaciółki, z którą znałem się od lat.

– Cześć Iza, już po pracy?- Właśnie się zbieram i zaraz będę wychodzić, już się stęskniłeś?- Wariatka, mogłabyś wpaść do mnie dziś po pracy, chciałbym pogadać?- Tylko pod warunkiem, że zjemy coś dobrego.- No tak, jak zwykle ciebie łatwiej ubrać niż wyżywić. Nie ma sprawy, ale jadąc kup coś na sałatkę.- Mam nadzieję, że na sałatce się nie skończy.- Nie marudź, czekam w domu.

Cenię sobie towarzystwo Izy. Jestem przeciętnym czterdziestolatkiem nie wyróżniającym się właściwie niczym szczególnym. Do małżeństwa nigdy mi się nie spieszyło, szczególnie po ostatnim rozstaniu z partnerką, z którą byłem dość długo. Mając życie w miarę ustabilizowane, także pod względem finansowym, staram się po prostu nim cieszyć i robić to, co lubię. Mieszkam w domu pod Warszawą i jak większość ludzi w mojej sytuacji, zbyt dużo czasu zajmują mi dojazdy do pracy i powroty. Wieczór zbliżał się coraz szybciej. Skręciłem na podjazd i zaparkowałem przed garażem. Właśnie zaczęło padać. Westchnąłem spoglądając na niebo i zatrzymałem się na chwilę. W sumie lubiłem deszcz, a najbardziej siedząc w suchym, ciepłym pomieszczeniu. Jako dziecko czasem siedziałem i długo patrzyłem na krople spływające po szybach.

Dom nie był wielki, ale z pomocą między innymi Izy udało mi się go urządzić funkcjonalnie i nowocześnie. Po powrocie zająłem się przygotowaniem kolacji. Podszykowałem posiłek na tyle, że przed przyjazdem gościa mogłem spokojnie wziąć szybki prysznic. Ledwo zdążyłem przebrać się w luźne spodnie i bluzę, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi.

Zbiegłem na dół i otworzyłem nawet nie sprawdzając, kto stoi po drugiej stronie. W oczy od razu rzucił mi się rozbrajający uśmiech Izy.

– Miło cię widzieć Pawełku, wpuścisz mnie, czy będziemy tak stali w progu?- Cześć ślicznotko, to zależy. Jeśli zrobiłaś zakupy, to czuj się zaproszona.

Kiedy przechodziła pochyliłem się lekko i dotykając jej ramienia pocałowałem w policzek. Uśmiechnęła się tylko i mijając mnie dała mi klapsa w tyłek, zanim weszła do środka. Dokończyliśmy przygotowywać kolację już wspólnie i po chwili usiedliśmy jedząc i popijając wino. Z Izą znaliśmy się parę ładnych lat. Była zgrabną i szczupłą trzydziestopięciolatką z niesłychanie czarującymi, pełnymi blasku oczami i lekko falującymi włosami opadającymi na ramiona. Ubierając się elegancko potrafiła jednocześnie podkreślić swój seksapil. Była przykładem dobrze ubranej, kreatywnej i zdyscyplinowanej pracownicy jednej z dużych korporacji. Mimo, że nie pracowaliśmy razem, od zawsze mieliśmy bardzo dobry i częsty kontakt. Izka, odkąd pamiętam, była osobą otwartą i nie miała żadnych problemów z nawiązywaniem kontaktów, zresztą może między innymi to podobieństwo w jakiś sposób nas do siebie zbliżało.

Siedząc przy kolacji opowiadała o pracy, a mając na uwadze to, że lubiła mówić i często radziła się mnie w różnych kwestiach nie przerywałem wiedząc, że i tak nie dojdę do głosu zanim nie skończy. Oboje ceniliśmy w tej relacji to, że mogliśmy ze sobą bez problemu rozmawiać o wszystkim, nie raz pomagając sobie nawzajem. Kiedy skończyliśmy omawiać służbowe sprawy zacząłem temat, który absorbował mnie od pewnego czasu.

Wiesz, że od dawna chciałem kupić sobie białą broń. Ostatnio wypatrzyłem coś szczególnego na portalu aukcyjnym i kupiłem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że zaraz po zakupie sprzedający zaczął pisać do mnie maile i dzwonić z pytaniem, czy byłbym skłonny zrezygnować z dokonanego zakupu albo odsprzedać mu za dodatkowe pieniądze kupione przedmioty. Tłumaczył, że wystawił przez pomyłkę pamiątkę rodzinną i bardzo mu zależy na odzyskaniu jej z powrotem. Iza spojrzała na mnie pytająco dodając.

– No pochwal się wreszcie zakupem i opowiadaj dalej, bo mam wrażenie, że to jeszcze nie koniec.- Bardzo dobre masz wrażenie – powiedziałem wstając.

Poszedłem do pokoju na górze, po chwili przynosząc podłużne pudełko postawiłem przed Izą na stole prosząc, aby otworzyła. Gdy podniosła wieko, naszym oczom ukazało się zniszczone, czerwone sukno. Kiedy rozchyliła materiał spojrzała na mnie pytająco. W środku znajdowały się dwa średniowieczne miecze krzyżackie o złoconych rękojeściach, ozdobione niedużymi tarczami. Na jednej znajdował się biały orzeł, a na drugiej pogoń litewska.

– Teraz posłuchaj uważnie, kupiłem je jako repliki dwóch mieczy grunwaldzkich, ale kiedy sprzedawca tak usilnie starał się mnie przekonać do ich zwrotu, oferując znacznie większą cenę przy odkupieniu, coś mnie tknęło i zwróciłem się do rzeczoznawcy. Dziś rano dzwonili do mnie z opinią, potwierdzili że według ich wiedzy to oryginały. Oczywiście, na wszelki wypadek, poprosiłem o opinie anonimowo i na razie nie mam zamiaru po nią jechać osobiście.

Podniosła wzrok, bardziej chyba przerażony, niż zdziwiony.

– Jezu, Paweł przez przypadek kupiłeś kawałek dziedzictwa narodowego, które w dodatku jest absolutnie bezcenne.- Wiem do cholery i wiem też co powinienem zrobić, ale nie mogę się zebrać.  Chcę się jeszcze choć chwilę nacieszyć ich widokiem i tym, że je posiadam.- Wiesz, biorąc pod uwagę, że kupiłeś je na legalnej i prawidłowo przeprowadzonej aukcji są chyba twoje.

Wyjąłem jeden delikatnie i podałem Izie, żeby się przyjrzała. W końcu to jedyna okazja trzymać coś takiego w rękach.

– Ale zaczekaj, przecież chyba nie powinny mieć tych tarcz z herbami Litwy i Polski, przynajmniej nigdy o tym nie słyszałam. Nie powinny mieć też chyba złoconych rękojeści. Z tego co pamiętam były zwykłymi mieczami nie wyróżniającymi się niczym szczególnym.- Masz całkowitą rację, ale od końca XV wieku ze względu na to, iż stały się oznaką tamtego zwycięstwa zaczęto traktować je jako symbol narodowy, pozłocono i dodano tarcze z herbami. Mało tego, od tamtej pory były niesione podczas koronacji przed królem elektem jako symbol Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Przyznam szczerze i trochę ze wstydem, że też o tym nie wiedziałem. Już po bitwie trafiły do Skarbca Koronnego na Wawelu. Co najlepsze, w 1795 roku żołnierze pruscy, plądrując Skarbiec, nie zabrali ich nawet nie zdając sobie sprawy z tego, co przeoczyli. Tadeusz Czacki, starając się ratować to co zostało, potajemnie wywiózł miecze do Puław przekazując je do kolekcji Czartoryskich. Księżna Izabela Czartoryska już od jakiegoś czasu starała się zbierać pamiątki historyczne. W 1793 roku w trakcie II rozbioru Polski i grabieniu wszystkiego, co miało jakąkolwiek wartość Tadeusz Czartoryski potajemnie przeniósł to, co udało się uratować ze Skarbca Koronnego właśnie do Puław. Tam Księżna chciała stworzyć muzeum, wiesz biorąc pod uwagę czasy i tak dobrze, że część zbiorów i pamiątek udało się uratować. Co ciekawe, jak sama napisała w swoich wspomnieniach, znalazły się tam pamiątki po Bolesławie Chrobrym, Kazimierzu Wielkim, Stefanie Batorym, Zamoyskim, Żółkiewskim czy Czarnieckim. Niestety, po upadku Powstania Listopadowego i zlikwidowaniu początków muzeum, część najcenniejszych zbiorów w tym i miecze trafiły do Włostowic, do miejscowej parafii, gdzie były ukrywane do 1850 roku. W tym roku zostały zarekwirowane, przez patrol armii carskiej, jako nielegalna broń i wywiezione do Zamościa, gdzie ślad po nich zaginął. – zakończyłem opowieść.- Co chcesz teraz zrobić?- Jak to co? Oddać tam, gdzie ich miejsce – do Skarbca na Wawelu, ale daj mi się nimi jeszcze trochę nacieszyć.- Jak chcesz to zrobić?- Może po prostu odwieźć, nie wiem.- A nie wpadłeś na to, że skoro zarówno sprzedawca jak i rzeczoznawca, który dokonywał oględzin wiedzą o nich to może coś ci grozić?- Wpadłem, dlatego żartowałem z tym nacieszeniem się, mam zamiar jak najszybciej przekazać je do Krakowa.

W pokoju paliła się tylko nieduża, stojąca lampa, która dawała przyjemnie ciepły blask. Wieczór, wciąż padający deszcz i wzmagający się wiatr oraz delikatny blask lampy sprzyjały poczuciu bezpieczeństwa i ciepła domu. Rozmawialiśmy jeszcze trochę, ale zrobiło się późno i sennie, poza tym byliśmy zmęczeni po pracy.

– Dobra jest czwartek, umówmy się, że śpisz dziś u mnie, a na jutro weźmiemy urlopy na żądanie i zastanowimy się jak je oddać, pomożesz mi?- No chyba nie mam innego wyjścia wobec skali tego, co tu mamy.

Przygotowałem Izie łóżko w mojej sypialni, a sam położyłem się na dole na kanapie. Nie mogłem zasnąć, leżałem patrząc na tańczące na ścianach cienie poruszane podmuchami wiatru. W sypialni na górze nie słyszałem najmniejszego szmeru, więc pewnie Iza spała spokojnie. Kręcąc się w łóżku, starałem się poukładać myśli kłębiące się w moje głowie, jednak im dłużej myślałem, tym bardziej zagmatwane stały się pomysły, które się w niej pojawiały.

Następnego dnia obudziły mnie jasne promienie słońca, wpadające przez okna. Wstałem i otwierając jedno z nich poczułem fantastyczny zapach wilgotnej trawy. Odruchowo pomyślałem o urlopie, gdzieś z dala od pracy i od wszystkich obowiązków, gdzieś, gdzie praktycznie jedynym problemem byłoby wymyślanie co będę robił danego dnia. Usłyszałem, że Iza już wstała i poszła do łazienki wziąć prysznic. Jest świetną kobietą pomyślałem i naprawdę nie wiem, dlaczego nie byliśmy razem. W moim towarzystwie czuła się dobrze i swobodnie, dogadywaliśmy się świetnie, wiedziałem też, że jej się podobam. Zresztą jej uroda, również nie była dla mnie obojętna. Nie rozmawialiśmy jednak nigdy o naszych relacjach w kontekście pary, może przyczyną był strach przed zepsuciem tej przyjaźni. Nigdy nie wierzyłem, że taka przyjaźń jest możliwa, ale w naszym przypadku tak właśnie było.

Schodząc do mnie na dół, wyglądała niezwykle apetycznie z opadającymi na ramiona, jeszcze lekko mokrymi włosami. Były chwile, kiedy lubiłem patrzeć jak się porusza i uwielbiałem te niesforne kosmyki jej włosów, opadające na czoło i policzek, które z taką gracją poprawiała. Otrząsnąłem się i skierowałem w stronę łazienki.

– Cześć, masz bardzo wygodne łóżko, spało mi się znakomicie, może powinnam się tu przeprowadzić – powiedziała kiedy mijałem ją na schodach.- Hej, wiesz, że możesz zrobić to w każdej chwili, tylko kto by ze mną wytrzymał – zażartowałem.- Lubię wyzwania, więc może kiedyś spróbuję – uśmiechnęła się łobuzersko.- Ja też lubię wyzwania, ale nie aż takie – powiedziałem wchodząc do łazienki. Wychyliłem na chwilę głowę i puściłem do niej oko.

Uśmiechnęła się i patrząc na mnie popukała się w czoło. Kiedy wróciłem zacząłem przygotowywać śniadanie. Nie pozwoliłem sobie pomóc, więc siedziała patrząc w okno z broda wspartą na dłoni. Popijaliśmy jeszcze kawę i załatwialiśmy sobie w pracy urlopy, a po krótkich wyjaśnieniach odnośnie służbowych spraw mogliśmy spokojnie wrócić do kwestii mojego zakupu.

Zaraz po śniadaniu z rozmowy wyrwał nas dzwonek do drzwi. Kiedy otworzyłem, zobaczyłem atrakcyjną na oko trzydziestolatkę, która ku mojemu zdziwieniu przedstawiła się jako pracownik Muzeum Narodowego w Warszawie i zapytała, czy może ze mną porozmawiać. Zgodziłem się i po krótkim przywitaniu usiedliśmy w pokoju. Wizyta nie dość, że była zaskoczeniem, to wydała mi się co najmniej dziwna, dlatego na wszelki wypadek nie uznałem za stosowne, aby Iza się przedstawiała. Po przywitaniu obu kobiet poprosiłem, abyśmy przeszli do rzeczy i celu wizyty kobiety, która przestawiła się jako Katarzyna Skalska.

– Przepraszam, czy nie moglibyśmy porozmawiać w cztery oczy? – zaczęła po chwili przedstawicielka muzeum, spoglądając na Izę.- Nie ma takiej potrzeby – odparłem patrząc wyczekująco na gościa.

Trzeba przyznać, że była niesamowicie atrakcyjną kobietą i miałem wrażenie, że każdy jej ruch był dokładnie wyważony i zaplanowany. Po jej mimice i sposobie bycia było widać, że doskonale zdawała sobie sprawę ze swojej atrakcyjności i świetnie umiała ją wykorzystać. Jednak w tej sytuacji, siedząc obok równie atrakcyjnej kobiety, pilnowała się, co było widać. Zapewne wolała zachować ostrożność, nie wiedząc jakie relacje łączą mnie z Izą.

– Panie Krzyżanowski, zapewne domyśla się pan jaki jest cel moje wizyty. Chodzi oczywiście o zakup dwóch mieczy, które zostały kupione jako repliki, a okazały się oryginałami. Oczywiście, zdaje pan sobie sprawę z wartości tych przedmiotów, przede wszystkim historycznej – powiedziała przechodząc od razu do sedna sprawy.- Tak, nawet otrzymałem już wyniki wstępnej ekspertyzy.- Sądzę, że rozumie pan gdzie powinny się znaleźć i mam nadzieję, że zgodzi się pan z moją propozycją odkupienia ich przez Muzeum Narodowe w Warszawie.- Tego jeszcze nie wiem – zacząłem z namysłem ważąc słowa. Podczas tej rozmowy automatycznie w głowie zapaliła mi się tak zwana „czerwona lampka” i chciałem jak najszybciej zakończyć zarówno tą konwersację, jak i wizytę dziwnego gościa.- Oczywiście będziemy w stanie zaproponować panu cenę, która będzie zadowalająca – powiedziała stanowczo, pewna że zaczynam się targować.- Zdaje pani sobie sprawę, że w tym przypadku każda cena może okazać się niezadowalająca? – odparowałem z uśmiechem, utwierdzając ją w błędnym przekonaniu, że zależy mi na odpowiedniej ilości gotówki.

Uśmiechnęła się, ale praktycznie od razu wyraz jej twarzy spoważniał i zapytała.

– Mogę liczyć przynajmniej, na poważne rozważenie mojej propozycji?- Nie jestem w stanie w tej chwili powiedzieć niczego wiążącego, ale oczywiście przemyślę pani ofertę.- Proponujemy panu kwotę pięciuset tysięcy złotych – powiedziała, wstając i obserwując moją reakcję.

Zerknąłem na Izę, która w skupieniu obserwowała nieznajomą. Znałem Izę dobrze i wiedziałem, że jeśli dopuszczę do wymiany zdań między obiema kobietami, dyskusja może wymknąć się spod kontroli. Był to kolejny argument, aby wizytę zakończyć jak najszybciej. Na szczęście, jak do tej pory Iza milczała i chyba nie miała ochoty włączać się w tą dyskusję.

– Tak? A myślałem, że ich wartość jest bezcenna – mruknąłem, nie chcąc dłużej ciągnąć rozmowy.

Pani Katarzyna patrząc mi w oczy powiedziała.

– Dobrze, w takim razie mam nadzieję na szybkie przemyślenie sprawy, nie będę już więcej przeszkadzać. Zostawię panu moją wizytówkę – położyła biały kartonik na blacie stołu i zaczęła się kierować w stronę drzwi.

Kobieta okazała się rozsądna i widząc, że w tej chwili nie osiągnie niczego postanowiła się wycofać. Odprowadziłem ją do drzwi, pożegnałem i wróciłem do pokoju.

– Iza może nie znam się na ludziach, ale nie sądzę, żeby pani Katarzyna była przedstawicielką muzeum. Po pierwsze dowiedzieli się o tym zbyt szybko, po drugie jestem pewien, że takich spraw nie załatwia się w ten sposób. Nie mam co prawda doświadczenia jak, ale na pewno inaczej. Po trzecie było w niej coś dziwnego, czego nie potrafię określić, na pewno nie wzbudziła mojego zaufania. Nie wiem, nie dość że miałem wrażenie, że kłamie to jeszcze była zbyt dobrze ubrana i możesz się śmiać, ale stanowczo zbyt atrakcyjna. Jeszcze dodatkowo dziwi mnie, dlaczego akurat Muzeum Narodowe w Warszawie, a nie Kraków i Skarbiec.- To powiem ci, jakie ja mam spostrzeżenia i co myślę. Przede wszystkim kobieta była stanowczo za dobrze ubrana, jak na pracownice Muzeum. Na takie ubrania z pewnością, nie może sobie pozwolić pracownik administracji państwowej, a przynajmniej nie niższych szczebli. Poza tym masz rację, moim zdaniem z tą uroda modelki miała tu przyjść i przekonać cię do transakcji. Na pewno zakładała, że będziesz sam i będzie miała pełne pole do popisu. Dodatkowo również sądzę, że tego typu sprawy załatwia się inaczej.- No dobra podsumujmy, krótko mówiąc kobieta nie jest tym, za kogo się podaje i miała mnie oczarować, żeby przekonać do sprzedaży. Kwotę, też pewnie byłaby skłonna zaproponować większą – po moim słowach na chwilę zapanowała cisza. – Niepokojące jest to, że ktoś tak szybko zorientował się, co kupiłem i jak widać jest zdeterminowany żeby to zdobyć. Musimy jak najszybciej oddać miecze i musimy być ostrożni. Iza przepraszam, jestem głupszy niż myślałem, mogłem to przewidzieć, a na pewno nie powinienem cię w to wciągać – dodałem po chwili przepraszająco.- Przestań, działałeś pod wpływem impulsu i byłam jedyną osobą, z którą zwyczajnie chciałeś się tym podzielić – machnęła ręką.

Widziałem, że jest zamyślona nad całą sytuacją.

– Guzik prawda, nie trudno było się domyśleć, że to może się stać dla nas niebezpieczne.- Przestań już, teraz musimy się zastanowić co robimy dalej.- Nie chcę popadać w paranoję, ale ta kobieta może być związana albo ze sprzedawcą, albo kimś kto dowiedział się o mieczach od eksperta, który wydał opinię. Obawiam się, że ze względu na stawkę i wagę możemy się spodziewać wszystkiego, a to był dopiero początek.

Nagle wstałem, jakby olśniony i chwytając Izę za rękę pociągnąłem ją w kierunku łazienki. Odwracając się, położyłem wskazujący palec na ustach i weszliśmy do pomieszczenia. Włączyłem stojące tam radio, przekręcając mocniej gałkę głośności. Następnie, bardziej na wszelki wypadek, włączyłem mocny strumień wody nad wanną. Izę posadziłem na zamkniętej toalecie, a sam usiadłem na brzegu wanny.

– Iza, jeśli komuś tak bardzo zależy na odzyskaniu tych mieczy to od wizyty pani Katarzyny z Muzeum, możemy mieć tu podsłuch. Może już głupieje i przesadzam, ale wolę dmuchać na zimne. Jeśli mam rację, podsłuch najprawdopodobniej mamy w salonie.- Faktycznie możesz mieć rację, w takim razie chodźmy sprawdzić.

Poszliśmy w milczeniu do pokoju i na klęczkach sprawdzaliśmy miejsce, przy którym siedziała przedstawicielka Muzeum. Pod blatem stołu zauważyłem malutki, czarny punkcik. Trąciłem Izę łokciem i pokazałem, co znalazłem. Znów kładąc palec na ustach, wskazałem jej gestem łazienkę. Wstała i wróciliśmy do pomieszczenia, w którym nadal włączone radio i lejąca się woda zagłuszały prawie wszystko.

– Moim zdaniem powinniśmy to zostawić i odegrać małe przedstawienie. Przypomni ci się, że umówiłaś się z koleżanką na plotki i wrócisz do domu. Ja powiem ci, że muszę to wszystko przemyśleć i idę na przykład popływać na basen. Wróć do domu, zastanowię się szybko co robić i zadzwonię do ciebie. Nie będę dzwonił ze swojego numeru, kupię jakąś kartę prepaid, więc odbierz.- Paweł, w co myśmy się wpakowali? – westchnęła. Objąłem ją i patrząc w oczy szepnąłem.- Nie bój się damy radę, najważniejsze żeby oddać miecze. Nie pozwolę, żeby coś ci się stało.

Po odegraniu swoich ról Iza wyszła, a ja usiadłem zastanawiając się co zrobić dalej. Wyszedłem na taras i w zamyśleniu patrzyłem na soczystą zieleń drzew i ich korony, poruszające się na lekkim wietrze. Biały żwir, na alejce prowadzącej do domu, był jeszcze wilgotny po wczorajszym deszczu. Lubiłem to miejsce i zieleń wokół, czułem się tu dobrze, dlatego weekendy często spędzałem w domu po prostu odpoczywając. Patrząc, zastanawiałem się co zrobić dalej. Wróciłem do środka, przebrałem się i biorąc ze sobą pudełko z zakupionymi skarbami poszedłem do samochodu. Postanowiłem na początek kontynuować przedstawienie stworzone na potrzeby podsłuchu i pojechałem na basen. Wkrótce zatrzymałem samochód na parkingu podziemnym, na terenie basenu. Siedząc w samochodzie odczekałem około dziesięciu minut i wyjechałem. Tuż obok basenu zatrzymałem się przy niedużym sklepie, w którym kupiłem kartę prepaid do telefonu. Po zamontowaniu jej w aparacie wybrałem z pamięci numer Izy.

– Jeśli możesz zaufaj mi i o nic nie pytaj. Mogłabyś pożyczyć samochód od tej twojej sąsiadki? Macie parking podziemny, więc nikt nie powinien zauważyć zamiany. Spotkamy się na parkingu podziemnym galerii handlowej, tej w pobliżu twojego bloku. Wjedź na najniższy poziom. Znajdę cię, a przy okazji zwiększymy szansę zdezorientowania kogoś, kto ewentualnie może mnie śledzić – przyznaję, że nawet w mojej głowie ten monolog brzmiał nieco paranoicznie, ale wspomnienie niepokojącej porannej wizyty mówiło mi, że robię dobrze.- Dobra, o której?- Jeśli możesz za trzydzieści minut, byłoby świetnie.- OK. Do zobaczenia. – rozłączyła się, ta kobieta jest niesamowita – pomyślałem.

Wjeżdżając na parking galerii zadzwoniłem do Izy.

– Dojechałaś?- Właśnie dojeżdżam.- Ja też, wjedź na dolny poziom i stań za tym dużym filarem w prawym górnym rogu, gdzie ostatnio zaparkowałaś i potem nie mogłaś znaleźć swojego samochodu, pamiętasz?- Niestety tak, zaraz będę.

Cała drogę starałem się obserwować czy jestem śledzony, ale nie spostrzegłem niczego podejrzanego. Zaparkowałem, sprawnie wyjąłem pakunek z bagażnika i wsiadłem na tylne siedzenie samochodu, którym przyjechała Iza.

– Dzięki, spisałaś się świetnie. Ruszamy, kieruj się na autostradę do Krakowa, niedaleko masz skręt z głównej ulicy.- Paweł, co ty kombinujesz?- Nic, jedziemy oddać miecze, zadzwonię po drodze do Krakowa do Muzeum i postaram się umówić. Jak dobrze pójdzie wieczorem wrócimy z powrotem.

W trakcie drogi sprawdziłem w przeglądarce internetowej telefonu numer do Zamku Królewskiego na Wawelu i po krótkiej rozmowie z uprzejmą panią z centrali zostałem przekierowany do osoby, z którą mogłem porozmawiać o tym, co chciałbym im przekazać. Przedstawiłem pokrótce historię, w wyniku której stałem się posiadaczem bezcennych mieczy, uprzedziłem o zainteresowaniu kogoś kto podszywał się za pracownika Muzeum i poprosiłem o dyskrecję. Po przyjeździe na miejsce miałem zadzwonić ponownie i umówić się konkretnie na spotkanie. Wkrótce wjechaliśmy na autostradę, poprosiłem Izę żeby zatrzymała się na chwilę w najbliższej zatoczce i zaproponowałem, że zmienię ją za kierownicą.  Przesiadłem się na miejsce kierowcy i postanowiłem nadgonić trochę czasu, zwiększając prędkość. Jechałem niewiele powyżej przepisowych 140 km/h, kiedy niespodziewanie zaczął zbliżać się do nas radiowóz zrównując się z samochodem, którym jechaliśmy.

Mężczyzna kierujący radiowozem rzucił szybko do siedzącego obok kolegi.

– Teraz wystarczy ich tylko zatrzymać, wszystko powinno pójść zgodnie z planem.- Spokojnie, nawet się nie zorientują.

Policjant, jadący na siedzeniu pasażera gestem, kazał mi zjechać na prawy pas awaryjny autostrady. Wyprzedzili nas i zjechali na bok. Kiedy zatrzymałem się za radiowozem policjant jadący jako pasażer wysiadł i niespiesznie kierował się w stronę naszego samochodu. W tym czasie drugi podszedł do bagażnika radiowozu i otworzył go. Pierwszy z nich podszedł do mnie i przez opuszczoną szybę podał imię, nazwisko i rangę oraz poprosił o dokumenty i otwarcie klapy bagażnika.

Kiedy zacząłem szukać papierów, zerknąłem kątem oka czy mundurowy patrzy na mnie, przestawiłem automatyczną skrzynię biegów na bieg do jazdy i mocno wcisnąłem gaz. Samochód skoczył do przodu, omijając stojącego obok policjanta wystrzeliłem na prawy pas, a siedząca obok Iza krzyknęła.

– Paweł, co Ty do cholery wyprawiasz?!- Uciekam! to nie była policja – rzuciłem zerkając w lusterka.- Ale… – zaczęła Izka i wyraźnie pobladła.

Policjant stojący przy naszym samochodzie zawahał się tylko przez chwilę, następnie odruchowo sięgnął dłonią do przypiętej przy pasku kabury z pistoletem.

– Zgłupiałeś do reszty z tą bronią?, wracaj musimy ich dogonić i zatrzymać – krzyknął mężczyzna czekający przy bagażniku radiowozu.

Stojący na poboczu, wciąż lekko zaskoczony drugi mężczyzna wrócił pospiesznie do pojazdu i ruszyli za nami z piskiem opon.

Odruchowo, mocniej zaciskając palce na kierownicy, odezwałem się do Izy.

– Słuchaj, po pierwsze normalny radiowóz w pełnych barwach nie miałby czarnej wewnętrznej klapy bagażnika, klapa powinna być takiego samego koloru jak reszta samochodu, więc myślę, że po prostu został oklejony żeby z zewnątrz nie odróżniał się od radiowozu. – Poza tym ten policjant, który do nas podszedł mówił zbyt szybko zwracając uwagę, aby imię i nazwisko brzmiało niewyraźnie i za bardzo interesował się, czy nie mamy czegoś na tylnych siedzeniach. Chcieli sprawdzić też bagażnik wiem, że takie kontrole się zdarzają, ale coś w głowie mówiło mi, że to maskarada.- Tylko, jak teraz wybrniemy z tej sytuacji – zapytała odwracając się do tyłu.

Poruszający się za nami radiowóz zbliżał się jadąc z włączonymi sygnałami alarmowymi. Starałem się sukcesywnie zwiększać prędkość i jednocześnie manewrować pomiędzy samochodami jadącymi wokół nas.

– Zaraz powinniśmy ich dogonić – rzucił policjant, patrząc jak radiowóz coraz szybciej zmniejsza odległość do naszego samochodu.

Chcąc jak najszybciej skrócić dystans pomiędzy pojazdami, kierujący policjant wcisnął pedał przyspieszenia zbyt gwałtownie. Radiowóz zatańczył w lekkim poślizgu mijając kolejny samochód.

– Masz ich dogonić, a nie nas zabić – krzyknął kolega prowadzącego.

Po raz kolejny spojrzałem w lusterko wsteczne z przerażeniem widząc, jak radiowóz nas dogania. Skupiając się na prowadzeniu poleciłem Izie.

– Sprawdź szybko na mapie w telefonie gdzie jest najbliższy zjazd z autostrady. Iza sprawnie przesuwała palcami patrząc w ekran.- Za jakieś trzy kilometry mamy zjazd na Grójec.

Cały czas przyspieszając, jadąc lewym pasem, udawało mi się trzymać radiowóz w pewnej odległości. W końcu zauważyłem tablicę informacyjną o zjeździe, skupiłem się maksymalnie. Dojeżdżając do skrętu z autostrady obserwowałem ruch na obu pasach, po mojej prawej stronie. Praktycznie w ostatniej chwili, z piskiem opon, przecinając dwa pasy ruchu wpadliśmy na kręty zjazd przy akompaniamencie klaksonów samochodów, jadących za nami. Poczułem, jak podczas ostrego zakrętu tylne koła samochodu zaczynają uślizg, udało mi się szybko skontrować i nie dopuścić do większego poślizgu. Skupiłem się na pokonaniu zakrętu i zjechaniu na prostą drogę. Całe szczęście asfalt był już suchy i przyczepność była dobra, gdybym zrobił to na mokrej nawierzchni lub w padającym deszczu najprawdopodobniej nie wyprowadziłbym samochodu z poślizgu i uderzylibyśmy w barierę. Jadący środkowym pasem mężczyźni w radiowozie nie zdążyli powtórzyć manewru. Zbliżając się do nas jechali środkowym pasem, chcąc zajechać nam drogę.

– Szlag