Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Darwin, Bóg i sens życia. Dlaczego teoria ewolucji zmienia wszystko

Darwin, Bóg i sens życia. Dlaczego teoria ewolucji zmienia wszystko

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-61710-58-5

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Darwin, Bóg i sens życia. Dlaczego teoria ewolucji zmienia wszystko

Dlaczego teoria ewolucji zmienia wszystko,
co (wydawało się nam, że) wiemy

 

Czy religia i nuka są skazane na konflikt? Czy można wierzyć w Boga i w pełni akceptować wszystkie wnioski wypływające z teorii ewolucji (i na odwrót)? Czy w świetle odkryć współczesnej biologii – i innych nauk – człowiek nadal jest „ukoronowaniem stworzenia”, a życiu ludzkiemu przysługuje „przyrodzona świętość”? Czy bez Boga nie ma moralności, a życie ludzkie jest bezcelowe i jałowe? Czy sens życiu nadaje tylko wiara religijna, czy też nauka mówi nam o nim coś ważnego?

Te – i podobne – pytania ludzie zadają sobie od wieków, ale po Darwinie musieliśmy nauczyć się odpowiadać na nie w zupełnie nowy sposób. I wierzący, i niewierzący.

Dlaczego ewolucjonizm – „niebezpieczna idea Darwina” – stał się tak wielkim wyzwaniem dla naszej wizji samych siebie? Jak zmienił nauki o człowieku i jak zmienił religię? W książce Bóg, Darwin i sens życia na te pytania kompetentnie i wyczerpująco, a przy tym z niekłamanym talentem pisarskim i poczuciem humoru, odpowiada dr Steve Stewart-Williams, wykładowca psychologii ewolucyjnej na Swansea University, absolwent biologii i filozofii na Massey University i McMaster University, autor kilku książek i licznych publikacji poświęconych między innymi filozofii biologii i ewolucji altruizmu.

 

 

Polecane książki

W tomie IV Systemu prawa pracy przedstawione zostały zagadnienia dotyczące pozaumownych stosunków pracy. W kolejnych częściach szczegółowo omówiono stosunki pracy nawiązywane na podstawie powołania, wyboru i mianowania. Są to akty prawne kreujące nie tylko zatrudnienie pracownicze, ale również stosu...
Jedno pokolenie. Dwóch braci. Jeden czy dwa punkty widzenia? Jaki wpływ na życie Andrzeja i Mikołaja Grabowskich i ich postrzeganie świata miało miejsce, w którym dorastali? Rodzinne miasto Alwernia ciągle powraca w rozmowie braci. Przewijają się w niej ludzie i wydarzenia, drobiazgi i rzeczy napraw...
Rozpocznij swoją przygodę z kartami Lenormand, a zaczniesz wnikliwiej patrzeć na otaczający cię świat i dostrzegać jego tajemnice! Rana George, opierając się na wieloletnim doświadczeniu, odkrywa przez tobą mądrość płynącą z każdej z 36 kart talii Lenormand, przedstawiających proste ilustracje, któr...
Modny gadżet czy zmiana społeczna? Feminizmu nie sposób dziś pominąć przy jakiejkolwiek debacie. Mimo wywalczenia zasadniczych postulatów, ruch kobiecy pozostaje społecznym wyzwaniem i, wobec stale powielanych stereotypów na temat płci, również wezwaniem do ich ciągłego przepracowywania. Jak femini...
To pierwsza biografia polskiego kabaretu. Jest to historia śmiechu, żartu i ironii, przedstawiona jak opowieść podsłuchana w jednej z zadymionych i ciasnych kawiarni. Rozpoczyna się od ciastek o dźwięcznych imionach Carmen i Flirt, „kompleksu skorupki” i pewnego balonika. Dalej jest tylko ciekawiej,...
Książka odpowiada potrzebie stworzenia nowej definicji roli banków i parabanków w "społeczeństwie kredytowym". Zasady sztuki bankowej nie pozwalają udzielać pożyczek każdemu "na życzenie", co powoduje ogromne konflikty i spory. Dostawcy usług consumer finance, poszerzając swoją działalność na nowe ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Steve Stewart Williams

STE­VE STE­WART-WIL­LIAMS

Dar­win, Bóg i sens życia

Jak teo­ria ewo­lu­cji zmie­nia wszyst­ko, co (myślałeś, że) wiesz

Przełożył Piotr J. Szwaj­cer

Co­py­ri­ght © 2010 by Ste­ve Ste­wart-Wil­liams

Ori­gi­nal­ly pu­bli­shed by Cam­brid­ge Uni­ver­si­ty Press

Tytuł ory­gi­nału: Dar­win, God and the Me­aning of Life.

How Evo­lu­tio­na­ry The­ory Un­der­mi­nes Eve­ry­thing You Tho­ught You Knew

Co­py­ri­ght © 2014 for this edi­tion by Wy­daw­nic­two CiS

Pro­jekt okładki: Stu­dio Gon­zo & Co.

Ko­rek­ta: Grażyna Ma­sta­lerz

Wszel­kie pra­wa za­strzeżone. Re­pro­du­ko­wa­nie, ko­do­wa­nie w urządze­niach do prze­twa­rza­nia da­nych, prze­syłanie drogą elek­tro­niczną (prze­wo­do­wo i bezprze­wo­do­wo), od­twa­rza­nie w ja­kiej­kol­wiek for­mie w wystąpie­niach pu­blicz­nych w całości lub

w części tyl­ko za wyłącznym, pi­sem­nym ze­zwo­le­niemwłaści­cie­la praw au­tor­skich.

Wy­da­nie I

Sta­re Grosz­ki 2014

Ad­res re­dak­cji:

Wy­daw­nic­two CiS

Opo­czyńska 2A/5

02–526 War­sza­wa

e-mail: CiS@CiS.pl

www.cis.pl

ISBN 978–83–61710–12-7 (wer­sja pa­pie­ro­wa)

ISBN 978–83–61710–57–8 (e-book)

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Dla Jane

PODZIĘKO­WA­NIA

Na­pi­sałem tę książkę głównie z tego po­wo­du, że od ja­kichś dzie­sięciu lat właśnie coś ta­kie­go sam chciałem prze­czy­tać.

Oczy­wiście nie po­ra­dziłbym so­bie bez po­mo­cy. Od sa­me­go początku naj­pierw na­ma­wia­li mnie do pra­cy, a później po­ma­ga­li naj­lep­si zna­jo­mi i przy­ja­cie­le, ja­kich mógłbym so­bie wy­ma­rzyć. Pierw­sza na tej liście jest moja żona Jane Ste­wart-Wil­liams, mat­ka mo­ich dzie­ci i miłość mo­je­go życia. Ko­lej­ne miej­sca zaj­mują przy­ja­cie­le, ko­le­dzy i współpra­cow­ni­cy ze wszyst­kich krajów, w których tę książkę pisałem: z No­wej Ze­lan­dii, Ka­na­dy i Wa­lii. Gdy mowa o No­wej Ze­lan­dii, po­dziękować po­wi­nie­nem głównie moim opie­ku­nom na­uko­wym z czasów pi­sa­nia dok­to­ra­tu: Joh­no­wi Pod­do­wi, Ste­phe­no­wi Hil­lo­wi i Ja­me­so­wi Bat­tye. Zwłasz­cza Pod­die­mu wi­nien je­stem wdzięczność, bo gdy­by nie on, nie odważyłbym się za­pew­ne na zmianę te­ma­tu dok­to­ra­tu (na dru­gim roku stu­diów dok­to­ranc­kich!). To była ry­zy­kow­na de­cy­zja, ale opłaciła się. Bez niej moja książka pew­nie nig­dy by nie po­wstała (to długa hi­sto­ria; może kie­dyś ją opo­wiem, przy lep­szej oka­zji). Na post­do­cu zna­lazłem się u Mar­ti­na Daly’ego i Mar­go Wil­son. Bar­dzo dziękuję, że mnie przyjęli (to ko­lej­na długa opo­wieść), że nie przejęli się zbyt­nio, kie­dy pod­pa­liłem im kuch­nię, ale przede wszyst­kim dziękuję im za to, że są tak wspa­niałymi na­ukow­ca­mi. A ra­czej byli, bo Mar­go nie­daw­no od nas odeszła, co było wielką oso­bistą stratą dla mnie i dla wie­lu jej przy­ja­ciół, ale przede wszyst­kim dla na­uki — dziękuję, Mar­go, dziękuję, Mar­ti­nie, i dziękuję wszyst­kim z la­bo­ra­to­rium Daly-Wil­son.

Wspo­mo­gli mnie też bar­dzo licz­ni ko­le­dzy (i koleżanki rzecz ja­sna) ze Swan­sea Uni­ver­si­ty. Gdy po­ja­wiłem się tam obłado­wa­ny no­tat­ka­mi i za­pi­ska­mi, które z cza­sem prze­ro­dzić się miały w książkę, którą właśnie trzy­masz w rękach, stwo­rzy­li mi do­praw­dy świet­ne wa­run­ki do pra­cy

Zupełnie osobną listę osób, którym wi­nien je­stem po­dzięko­wa­nia, tworzą ci, który czy­ta­li i ko­men­to­wa­li ko­lej­ne wer­sje po­wstających roz­działów bądź cały tekst. Otwie­rają ją Gi­les Bo­utel, Ste­phen Hill, Dan­ny Krupp, Rob Lowe, Jane Ste­wart-Wil­liams, An­drew Tho­mas, J.J. To­mash i moja mama Bea Ste­wart. Gi­les Bo­utel zasłużył na to, by być wy­mie­nio­nym dwu­krot­nie — wspie­ra­my się wza­jem w pi­sa­niu od cza­su, gdy obaj mie­liśmy po dzie­więć lat.

An­drew Pe­art z Cam­brid­ge Uni­ver­si­ty Press za­pu­kał do drzwi mo­je­go ga­bi­ne­tu i za­pro­po­no­wał mi pod­pi­sa­nie umo­wy wy­daw­ni­czej. Chwała mu za to. Wdzięczny też je­stem Het­ty Reid, która przejęła w CUP jego obo­wiązki, gdy zna­lazł so­bie nową pracę. Cla­ire Wil­liams z tego sa­me­go wy­daw­nic­twa po­mogła mi wy­brać okładkę.

Na tym li­sta mo­ich zo­bo­wiązań oczy­wiście się nie kończy. Oto po­zo­sta­li, którzy po­win­ni się na niej zna­leźć: Mark Ay­ling, Hi­la­ry Ni­choll Bar­tle, Alan Be­aton, Lau­ra Bell, Dave Ben­ton, Mark Bla­gro­ve, Ste­phen Bo­ul­ter, Paul Bra­in, Brian Ca­inen, Gret­chen Car­roll, Neil Car­ter, Ju­lia Da­vis-Co­ombs, Ge­rald Dre­aver, Da­niel Dun­la­vey, Si­mon Dy­mond, Ja­son Evans, Lau­ra Finn, Nik­ki Fin­ne­mo­re, Iain Ford, Anna Har­rod, Mar­cus Hinds, Da­niel Jef­fa­res, Mi­chel­le Lee, An­drew Lo­ugh­nan, Da­niel Lo­ugh­nan, Lisa Osbor­ne, Phil New­ton, Car­rie Par­kin­son, Andy Par­rott, Ian Pep­per, Ri­chard Por­ter, San­da­na­lak­sh­mi Ra­ma­kri­sh­nan, Jor­dan Ran­dell, Phil Reed, Ian Rus­sell, Tim Ry­der, Jac­kie Scholz, Da­vid Ski­bin­ski, Dan Skip­per, Paul Spen­ce, Jo­lyon Ste­wart, Lyn­sey Tho­mas, Phil Tuc­ker, So­phie Ulbrich-Ford, Bar­ba­ra Wil­liams i Brian Wil­liams.

Odrębne po­dzięko­wa­nia składam Dar­wi­no­wi i In­dii, którzy dziel­nie zno­si­li ma­ru­dze­nie swo­je­go zajętego pracą ta­tu­sia.

Roz­dział pierw­szyDar­win i wiel­kie py­ta­nia

Możliwe, że dla przyszłych po­ko­leń właśnie to na­zwi­sko wy­zna­czać będzie punkt zwrot­ny w in­te­lek­tu­al­nej hi­sto­rii cy­wi­li­za­cji Za­cho­du […] Jeżeli Dar­win miał rację, to rok 1859 po­wi­nien zo­stać uzna­ny za mo­ment na­ro­dzin współcze­snej myśli.

Will Du­rant

Jeżeli wszyst­kie or­ga­ni­zmy po­chodzą od wspólne­go przod­ka, nie jest błędem stwier­dze­nie, że bios­fe­ra zaczęła myśleć w mo­men­cie, gdy na­ro­dziła się ludz­kość. Cała resz­ta życia to ciało — umysłem je­steśmy my.

E.O. Wil­son

Kom­plet­nie obce mi jest spoj­rze­nie ogra­ni­czo­ne wyłącznie do Zie­mi. Życie byłoby tak mało cie­ka­we, gdy­by ogra­ni­czało się wyłącznie do tej pla­ne­ty. Czuję to — głęboko i in­stynk­tow­nie — całym swo­im je­ste­stwem.

Ber­trand Rus­sell

DLA­CZE­GO TU JE­STEŚMY?

Teo­ria ewo­lu­cji od­po­wia­da na jed­no z najgłębszych i naj­bar­dziej fun­da­men­tal­nych pytań, ja­kie kie­dy­kol­wiek po­sta­wi­li so­bie lu­dzie, na py­ta­nie, które nur­to­wało świa­do­me umysły od chwi­li, gdy świa­do­me umysły po­ja­wiły się we Wszechświe­cie: „Dla­cze­go tu je­steśmy, skąd się wzięliśmy na tej pla­ne­cie?”. Prze­cież w su­mie jest całkiem zwy­czaj­na, krąży wokół całkiem zwy­czaj­nej gwiaz­dy w całkiem zwy­czaj­nym układzie słonecz­nym. Ten z ko­lei sta­no­wi część całkiem zwy­czaj­nej ga­lak­ty­ki, jed­nej z mi­liardów, ja­kie składają się na ob­ser­wo­wal­ny Wszechświat.

Z dru­giej jed­nak stro­ny to bar­dzo dziw­na pla­ne­ta, bo pew­na drob­na część jej po­wierzch­ni zdołała jakoś prze­kształcić się w życie. Więcej — jesz­cze dziw­niej — część tej części, część życia, dys­po­nu­je dziś świa­do­mością własne­go ist­nie­nia i jest zdol­na ro­zu­mieć — choć znów w części — ota­czający ją świat. Jak to się stało? Jak drob­ne frag­men­ty Wszechświa­ta mogły zor­ga­ni­zo­wać się w taki sposób, by osiągnąć świa­do­mość własne­go ist­nie­nia i ist­nie­nia tego zakątku Wszechświa­ta, w ja­kim się wyłoniły. Dla­cze­go — in­a­czej mówiąc — tu je­steśmy?!

Od­po­wiedź, którą jako pierw­szy sfor­mułował an­giel­ski uczo­ny Ka­rol Dar­win, brzmi: je­steśmy tu­taj, bo wy­ewo­lu­owa­liśmy. Nie­ste­ty nie wszy­scy tę od­po­wiedź za­ak­cep­to­wa­li. Dar­winowska teo­ria ewo­lu­cji po­przez dobór na­tu­ral­ny od początku wzbu­dzała ol­brzy­mie kon­tro­wer­sje — i jest tak nadal. Z jed­nej stro­ny mnóstwo lu­dzi po pro­stu ją po­ko­chało — ta wi­zja ich eks­cy­tu­je, po­ry­wa, i to dzięki niej ro­zu­mieją świat, w którym żyją, z dru­giej stro­ny całe mnóstwo — na­prawdę mnóstwo — lu­dzi wręcz nie­na­wi­dzi, tak:  n i e n a w i d z i  tej idei. Uznają, że za­tru­wa ludz­kie umysły i nisz­czy społeczeństwa, i na­prawdę nie mogą się z nią po­go­dzić. To dla nich prze­jaw „cy­wi­li­za­cji śmier­ci” lub „do­gmat ciem­ności i śmier­ci”, jak na­pi­sał je­den z przed­sta­wi­cie­li tego gro­na1. Niektórzy uważają, że teo­ria ewo­lu­cji jest częścią wiel­kie­go spi­sku, który ma na celu ode­rwa­nie lu­dzi od Boga — spi­sku ate­istów.

Wy­da­je się jed­nak, że w jed­nym naj­za­cie­klej­si wro­go­wie i naj­za­go­rzal­si zwo­len­ni­cy ewo­lu­cjo­ni­zmu mogą się zgo­dzić: i dla jed­nych, i dla dru­gich teo­ria Dar­wi­na jest jedną z naj­ważniej­szych w na­szej in­te­lek­tu­al­nej hi­sto­rii. Nie brak zresztą ta­kich, którzy twierdzą, że nie jedną z naj­ważniej­szych, tyl­ko po pro­stu  n a j w a ż n i e j s z ą.  Po­wo­dy są dość oczy­wi­ste — jej im­pli­ka­cje wy­kra­czają da­le­ko poza her­me­tycz­ne aka­de­mic­kie dys­pu­ty (które zwy­kle poza aka­de­mi­ka­mi, i to bar­dzo wąskim ich gro­nem, mało kogo w ogóle ob­chodzą). W odróżnie­niu od mo­de­lu stan­dar­do­we­go czy, po­wiedz­my, teo­rii względności, które (po­zor­nie) na na­sze życie mają wpływ nie­wiel­ki, teo­ria ewo­lu­cji wprost od­no­si się kwe­stii za­sad­ni­czych — na­szej wi­zji sa­mych sie­bie i na­szego miej­sca we Wszechświe­cie. Z ewo­lu­cjo­ni­zmu wy­ni­kają ważne wnio­ski. Ważne dla lu­dzi, bo od­noszące się do kwe­stii istot­nych dla każdego człowie­ka, a co więcej ta­kich, w których każdy ma coś do po­wie­dze­nia (albo mu się tak zda­je). W tej książce przyj­rzy­my się bar­dziej szczegółowo ta­kim właśnie kwe­stiom. Dokład­niej — na ko­lej­nych stro­nach prze­ana­li­zu­je­my im­pli­ka­cje teo­rii ewo­lu­cji dla ta­kich oto ważkich fi­lo­zo­ficz­nie pytań:

1. Ewo­lu­cja a ist­nie­nie Boga

2. Ewo­lu­cja a miej­sce człowie­ka w na­tu­rze

3. Ewo­lu­cja a mo­ral­ność (pro­blem do­bra i zła)2.

Mogłoby się wy­da­wać, że teo­ria Dar­wi­na — ani żadna inna teo­ria na­uko­wa, uogólniając — nie ma żad­ne­go od­nie­sie­nia do ta­kich pytań. Prze­cież na­uka ma do­ty­czyć em­pi­rii i faktów, a cała resz­ta, wszyst­ko, z czym ucze­ni so­bie nie radzą, to właśnie do­me­na fi­lo­zo­fii.

Teo­ria ewo­lu­cji, wszędzie tam, gdzie jest sto­so­wa­na, od­no­si bez­dy­sku­syj­ne suk­ce­sy. Ale — można usłyszeć — w żaden sposób nie od­po­wia­da na py­ta­nia i nie roz­wiązuje pro­blemów roztrząsa­nych od wieków przez fi­lo­zofów. Jeśli ktoś nie jest za­de­kla­ro­wa­nym kre­acjo­nistą albo fun­da­men­ta­listą li­te­ral­nie od­czy­tującym swo­je pi­smo święte, może wręcz twier­dzić (ze­tknąłem się z ta­ki­mi opi­nia­mi), że nie ma żad­ne­go związku między ewo­lu­cjo­ni­zmem a ist­nie­niem (lub nieist­nie­niem) Boga — w ta­kim ujęciu ewo­lu­cjo­nizm jest spójny i z ate­izmem (co oczy­wi­ste), ale i z te­izmem. Inni z ko­lei mówią, że teo­ria ewo­lu­cji nie ma żad­ne­go związku z mo­ral­nością, bo prze­cież — znów — bio­lo­gia od­no­si się do faktów, ety­ka zaś do war­tości, a prze­cież „nie da się” wy­pro­wa­dzić war­tości z faktów. Enig­ma­tycz­ny jak zwy­kle Lu­dwig Wit­t­gen­ste­in był naj­wy­raźniej zwo­len­ni­kiem tego sta­no­wi­ska, stwier­dził bo­wiem wprost, że teo­ria Dar­wi­na ma tyle samo wspólne­go z fi­lo­zofią co inne kon­cep­cje z ob­sza­ru nauk ścisłych — czy­li nic3.

Wie­lu lu­dzi nie zga­dza się jed­nak z ta­kim poglądem i ma ku temu do­bre po­wo­dy. Już choćby to — by sięgnąć po ar­gu­ment pierw­szy z brze­gu — że przez ewo­lu­cyj­ne oku­la­ry na­sze tra­dy­cyj­ne prze­ko­na­nia fi­lo­zo­ficz­ne za­czy­nają wyglądać zupełnie in­a­czej. Jak wspa­nia­le ujął to wiel­ki an­giel­ski fi­lo­zof Ber­trand Rus­sell:

Jeżeli człowiek wy­ewo­lu­ował drogą nie­do­strze­gal­nych prze­mian od niższych form życia, wie­le pytań sta­je się na­prawdę trud­nych. W ja­kim mo­men­cie ewo­lu­cji na przykład nasi przod­ko­wie po­sie­dli wolną wolę? Na którym eta­pie tej długiej podróży od ame­by uzy­ska­li nieśmier­telną duszę? Kie­dy po raz pierw­szy sta­li się zdol­ni do popełnia­nia tak nik­czem­nych czynów, że do­bro­tli­wy stwórca mógł już z czy­stym su­mie­niem ska­zać ich na wiecz­ne potępie­nie? Większość lu­dzi zgo­dzi się chy­ba, że byłaby to zbyt sro­ga kara dla małp, na­wet uwzględniw­szy skłonność tych stwo­rzeń do zrzu­ca­nia ko­kosów na głowy podglądających ich Eu­ro­pej­czyków. Ale już taki Pi­the­can­th­ro­pus erec­tus? Czy to on zjadł to nieszczęsne jabłko? A może ra­czej Homo pe­ki­nen­sis?4

To istot­nie nie­wy­god­ne py­ta­nia, a po­dob­nych można zadać jesz­cze wie­le. Skąd cho­ciażby u wszech­moc­ne­go stwórcy (całego Wszechświa­ta!) to za­dzi­wiające przy­wiąza­nie do dwu­nożnych tro­pi­kal­nych małp? Dla­cze­go sam przy­brał cie­lesną po­stać jed­ne­go z tych oso­bli­wych bez­ogo­nia­stych na­czel­nych? Cze­mu tak potężna isto­ta ma­niac­ko cze­pia się ta­kich dro­biazgów, jak sposób ubie­ra­nia się i za­cho­wa­nia sek­su­al­ne jed­ne­go z tysięcy ga­tunków ziem­skich ssaków, a zwłasz­cza jego sa­mic? I kim są anioły — czy one też wy­ewo­lu­owały drogą do­bo­ru na­tu­ral­ne­go? Czy to ko­lej­ne na­czel­ne — nasi ku­zy­ni, tak jak ne­an­der­tal­czy­cy? Jeśli nie, to cze­mu są tak po­dob­ni do Homo sa­piens?

Py­ta­nia tego typu to oczy­wiście tyl­ko przed­smak pro­blemów, ja­kich teo­ria ewo­lu­cji przy­spa­rza na­szej tra­dy­cyj­nej fi­lo­zo­fii. Jej im­pli­ka­cje są jed­nak znacz­nie poważniej­sze. Wie­lu lu­dzi zresztą od sa­me­go początku zda­wało so­bie sprawę, jak wiel­kim i ra­dy­kal­nym wy­zwa­niem jest teo­ria Dar­wi­na dla całej fi­lo­zo­fii. Również sam Dar­win to so­bie uświa­da­miał. W jed­nym z wcze­snych no­tat­ników za­pi­sał (szy­frując prze­zor­nie, jak to miał w zwy­cza­ju): „Po­cho­dze­nie człowie­ka jest już do­wie­dzio­ne. Me­ta­fi­zy­ka roz­kwit­nie. Ten, kto zro­zu­mie szym­pan­sa, uczy­ni dla me­ta­fi­zy­ki więcej niż Loc­ke”5. Dar­win był człowie­kiem ra­czej ostrożnym i nie roz­wi­jał tego wątku swej twórczości zbyt in­ten­syw­nie. Inni jed­nak nie byli aż tak powściągli­wi. Już w dru­giej połowie XIX wie­ku im­pli­ka­cje teo­rii Dar­wina były przed­mio­tem dość ożywio­nej dys­ku­sji i, rzecz ja­sna, licz­nych sporów (co skądinąd trud­no uznać za za­ska­kujące — jak po­wie­dział kie­dyś psy­cho­log Wil­liam Ja­mes, pod jed­nym względem do fi­lo­zofów można mieć za­ufa­nie: na pew­no nie będą się ze sobą zga­dzać). Niektórzy uzna­li za­tem, że ewo­lu­cjo­nizm sta­no­wi śmier­tel­ne za­grożenie dla re­li­gii, inni, prze­ciw­nie, do­strze­gli w nim „znaczący postęp myśli teo­lo­gicz­nej”6. Zda­niem części teo­ria Dar­wi­na ze­pchnęła nas z naj­wyższej grzędy, jaką zawłasz­czy­liśmy so­bie w króle­stwie zwierząt, inni, prze­ciw­nie, uzna­li, że to do­pie­ro Dar­win wyjaśnił, jak zna­leźliśmy się na szczy­cie tej dra­bi­ny. Byli lu­dzie, którzy w teo­rii ewo­lu­cji do­strze­gli dro­go­wskaz po­ka­zujący, czym jest do­bro i jak je osiągnąć. Dla in­nych z teo­rii tej wprost wypływał wnio­sek, że  n i e   m a  do­bra ani zła, czy­li że ewo­lu­cja pod­waża całą mo­ral­ność. Nie minęła de­ka­da od śmier­ci twórcy teo­rii ewo­lu­cji, a Jo­siah Roy­ce tak oce­nił zna­cze­nie jego ar­cy­dzieła, O po­wsta­wa­niu ga­tunków: „Od cza­su New­to­now­skich Prin­ci­pia żadne na­uko­we dzieło nie miało większe­go zna­cze­nia dla fi­lo­zo­fii niż pra­ca Dar­wi­na”7.

Bar­dzo nie­for­tun­ne było to, że w XX wie­ku fi­lo­zo­fo­wie prak­tycz­nie za­po­mnie­li o Dar­wi­nie8. Większość z nich bo­wiem zgo­dziła się z tezą Wit­t­gen­ste­ina, że teo­ria ewo­lu­cji nie ma żad­ne­go zna­cze­nia dla fi­lo­zo­fii. Trwało to aż do ostat­nich de­kad ubiegłego wie­ku, kie­dy to po­ja­wiło się kil­ku wy­bit­nych fi­lo­zofów — choćby Da­niel Den­nett, Mi­cha­el Ruse czy Pe­ter Sin­ger — którzy w swo­jej dzie­dzi­nie zaczęli przy­wra­cać Dar­wi­no­wi należne mu miej­sce. Zwłasz­cza Den­nett uznał to za swoją misję. Jak pisał, dar­wi­nizm jest praw­dzi­wym „uni­wer­sal­nym kwa­sem”, działającym na każdym polu ludz­kiej myśli; fi­lo­zofia, jak do­wo­dził, nie jest tu żad­nym wyjątkiem.

Oczy­wiście fi­lo­zo­fia od daw­na uzna­wa­na jest za tę do­menę ak­tyw­ności in­te­lek­tu­al­nej, która po­tra­fi pod­ważyć i za­kwe­stio­no­wać na­sze na­wet najgłębsze prze­ko­na­nia. Nie­co iry­tujący dzie­więtna­sto­wiecz­ny fi­lo­zof Frie­drich Nie­tz­sche (skądinąd po­zo­stający pod wiel­kim wpływem idei Dar­wi­na) wi­dział w fi­lo­zofii „potężny śro­dek wy­bu­cho­wy, przed którym nic nie jest bez­piecz­ne”. Gdy ope­ru­je­my ta­kim języ­kiem, pro­blem roz­ważany w tej książce sta­je się py­ta­niem o to, co się dzie­je, kie­dy uni­wer­sal­ny kwas zmie­sza­my z potężnym środ­kiem wy­bu­cho­wym. Najkrótsza od­po­wiedź brzmi: ta mie­szan­ka sta­no­wi bar­dzo poważne za­grożenie dla na­szych naj­sil­niej za­ko­rze­nio­nych i najdłużej żywio­nych prze­ko­nań o Bogu, mo­ral­ności i człowie­ku. Pełną od­po­wiedź po­sta­ram się za­wrzeć na ko­lej­nych stro­ni­cach tej książki. Nim jed­nak wda­my się w szczegóły, po­zwolę so­bie pokrótce za­sy­gna­li­zo­wać, po ja­kich ob­sza­rach będzie­my się po­ru­szać, ja­kie kon­kret­ne py­ta­nia będzie­my za­da­wać i z ja­ki­mi poglądami ze­tknie­my się po dro­dze.

CZĘŚĆ I. DAR­WIN A RE­LI­GIA9

Roz­po­czy­nam od py­ta­nia o ist­nie­nie Boga. Czy to Bóg stwo­rzył nas na swój „ob­raz i po­do­bieństwo”, czy ra­czej my jego; lub, sko­ro już powołuje­my się na Nie­tz­sche­go: „Czy człowiek jest jedną z pomyłek Boga? Czy Bóg jest pomyłką człowie­ka?”. A oto kil­ka in­nych pytań, które również za­da­my w tej części książki:

Czy ktoś, kto ak­cep­tu­je teo­rię ewo­lu­cji, może równo­cześnie wie­rzyć w Boga? • Czy to Bóg ste­ru­je prze­bie­giem pro­cesów ewo­lu­cyj­nych? • Czy Bóg wy­brał dobór na­tu­ral­ny jako me­todę two­rze­nia życia? • Czy chcąc wyjaśnić po­cho­dze­nie życia, Wszechświa­ta i świa­do­mości, mu­si­my się odwoływać do Boga? • Czy cier­pie­nie, nie­uchron­nie wpi­sa­ne w dobór na­tu­ral­ny, świad­czy o tym, że Boga nie ma (bądź, jeśli jest, jest Bo­giem złym)?

Nie będzie­my się w ko­lej­nych roz­działach zaj­mo­wać wszyst­ki­mi ar­gu­men­ta­mi na rzecz ist­nie­nia (nieist­nie­nia) Boga, lecz tyl­ko tymi, które mają bez­pośred­ni związek z teo­rią ewo­lu­cji. Poniżej krótkie pod­su­mo­wa­nie ko­lej­nych tworzących ją roz­działów.

ROZ­DZIAŁ 2. WAL­KA TY­TANÓW

Za­czy­na­my od sa­me­go początku: czy wy­ewo­lu­owa­liśmy, czy też Bóg stwo­rzył nas w na­szej obec­nej po­sta­ci? Oczy­wiście nie są to je­dy­ne możliwości, ale te dwie opcje przy­ciągają naj­więcej uwa­gi i dla większości lu­dzi to właśnie między nimi to­czy się klu­czo­wy spór. Szczęśli­wie tak się zda­rzyło, że rze­czy­wiście jed­na z nich jest praw­dzi­wa. Czy­tel­ni­cy, którzy wiedzą już co nie­co o teo­rii ewo­lu­cji i mie­li stycz­ność z de­batą kre­acjo­nizm kon­tra ewo­lu­cjo­nizm, mogą w za­sa­dzie ten roz­dział opuścić i przejść do ko­lej­ne­go, choć mam na­dzieję, że na­wet oni znajdą w nim coś cie­ka­we­go.

Na początku roz­działu oma­wiam pokrótce główne idee kre­acjo­ni­zmu i teo­rii ewo­lu­cji (czy wszy­scy wiedzą na przykład, że to nie Dar­win jest twórcą kon­cep­cji ewo­lu­cji?). Da­lej przed­sta­wiam krótki przegląd naj­bar­dziej fa­scy­nujących świa­dectw em­pi­rycz­nych po­twier­dzających praw­dzi­wość ewo­lu­cjo­ni­zmu. Prze­ko­na­my się, w jaki sposób za po­mocą teo­rii ewo­lu­cji można wyjaśnić różne in­a­czej kom­plet­nie nie­zro­zu­miałe zja­wi­ska ze świa­ta na­tu­ry. Do­wie­my się na przykład, dla­cze­go skrzydła nie­to­pe­rzy bar­dziej przy­po­mi­nają płetwy wie­lo­rybów niż skrzydła ptaków, dla­cze­go pta­ki nie­lo­ty wciąż mają skrzydła, dla­cze­go w roz­wo­ju płodo­wym człowie­ka po­ja­wiają się zawiązki łuków skrze­lo­wych, dla­cze­go wie­lo­ryby cza­sem rodzą się z tyl­ny­mi kończy­na­mi, a lu­dzie z ogo­na­mi. Roz­pa­trzy­my też kil­ka ar­gu­mentów prze­ciw teo­rii ewo­lu­cji. Do najczęściej przy­woływa­nych należy ist­nie­nie struk­tur, które — tak przy­najm­niej twierdzą zwo­len­ni­cy pro­jek­tu — po pro­stu nie mogły wy­ewo­lu­ować w dro­dze do­bo­ru na­tu­ral­ne­go. Naj­pow­szech­niej przy­woływa­ne przykłady ta­kich „nie­wy­jaśnial­nych” bio­lo­gicz­nych fe­no­menów to wić bak­te­ryj­na, układ od­por­nościo­wy i ka­ska­da krzep­nięcia krwi. Na­wet za­li­czający się do gro­na zwo­len­ników na­uki nie­spe­cja­liści mają pro­ble­my z tymi prze­ma­wiającymi do wy­obraźni — po­zor­nie, jak pokażemy — ar­gu­mentami. Jeśli ktoś z was również się z nimi ze­tknął i również zaczął wątpić w dar­wi­nizm, ozna­cza to pro­stu, że zo­stał jedną z wie­lu ofiar spryt­nych za­biegów mar­ke­tin­go­wych ru­chu In­te­li­gent­ne­go Pro­jek­tu, czy­li kre­acjo­nistów po pro­stu. Na szczęście uważna lek­tu­ra Roz­działu 2. po­zwo­li wam już nig­dy więcej nie wpaść w taką pułapkę.

ROZ­DZIAŁ 3. PRO­JEKT PO DAR­WI­NIE

W Roz­dzia­le 3. zaj­mie­my się jed­nym ważniej­szych fi­lo­zo­ficz­nych ar­gu­mentów na rzecz ist­nie­nia Boga, tak zwa­nym do­wo­dem z pro­jek­tu. Pod­stawę tego „do­wo­du” sta­no­wi twier­dze­nie, że pew­ne ele­men­ty świa­ta przy­ro­dy wyglądają tak, jak­by były ide­al­nie za­pro­jek­to­wa­ne do re­ali­za­cji funk­cji, którym służą (na przykład oczy, kły, pa­zu­ry…). A sko­ro coś zo­stało za­pro­jek­to­wa­ne, mu­siał ist­nieć pro­jek­tant. I tym pro­jek­tantem jest Bóg. Jak się prze­ko­na­my, teo­ria ewo­lu­cji oba­la ten dowód i dla­te­go właśnie sta­no­wi tak poważne wy­zwa­nie dla myśle­nia te­istycz­ne­go,  n a w e t   d l a   t y c h   l u d z i,  k t ó r y c h   w i a r a   b a z u j e   n a   i n n y c h   p r z e s ł a n k a c h.  Pokażę też, dla­cze­go w tym aku­rat ob­sza­rze fi­lo­zo­fii do­ro­bek Dar­wi­na ma większe zna­cze­nie niż do­ro­bek jed­ne­go z naj­większych fi­lo­zofów wszech czasów — Da­vi­da Hume’a.

ROZ­DZIAŁ 4. BÓG DAR­WI­NA

W ko­lej­nych roz­działach Części I zaj­mo­wać się będzie­my głównie py­ta­niem, czy ktoś, kto ak­cep­tu­je teo­rię ewo­lu­cji, może równo­cześnie wie­rzyć w Boga. Na pierw­szy rzut oka od­po­wiedź jest oczy­wi­sta — tak, można wie­rzyć i w Boga, i w ewo­lucję. Wie­my o tym choćby stąd, że jest całe mnóstwo lu­dzi, którzy rze­czy­wiście  w i e r z ą  w jed­no i dru­gie. Ten nie­kwe­stio­no­wal­ny fakt często zresztą przy­ta­cza­ny jest na dowód nie­sprzecz­ności obu tych prze­ko­nań. Nie jest to jed­nak dowód zbyt moc­ny — w za­sa­dzie wy­ka­zać w ten sposób można je­dy­nie to, że jeśli między tymi prze­ko­naniami ist­nie­je sprzecz­ność, nie jest ona oczy­wi­sta i można jej nie do­strzec. Roz­ważając ten pro­blem, od­nie­sie­my się między in­ny­mi do naj­bar­dziej wy­ra­fi­no­wa­nych wyjaśnień, ja­kie przy­wołują teiści usiłujący go­dzić Boga z ewo­lu­cjo­ni­zmem. Można się na przykład spo­tkać ze stwier­dze­niem, że właśnie on ste­ru­je prze­bie­giem pro­cesów ewo­lu­cyj­nych; wszyst­kich lub przy­najm­niej tych klu­czo­wych. Inni wierzący głoszą z ko­lei, że to Bóg wy­brał dobór na­tu­ral­ny jako me­todę two­rze­nia życia. Zwo­len­ni­ka­mi po­dob­nych poglądów jest zresztą wie­lu na­prawdę wy­bit­nych na­ukowców i pro­mi­nent­nych in­te­lek­tu­alistów, więc jeśli wy również usiłuje­cie w ra­cjo­nal­ny sposób go­dzić wiarę w Boga z ak­cep­tacją ewo­lu­cji, ma­cie bar­dzo do­bre to­wa­rzy­stwo. Tyle że, nie­ste­ty, je­steście w błędzie. To właśnie chciałbym wy­ka­zać wszyst­kim moim czy­tel­ni­kom w Roz­dzia­le 4.

ROZ­DZIAŁ 5. BÓG LUK

W tym roz­dzia­le zaj­mie­my się ar­gu­men­tem, który za­pew­ne prze­mknął przez głowę przy­najm­niej części czy­tel­ników. Otóż na­wet jeśli teo­ria ewo­lu­cji wyjaśnia, dla­cze­go świat przy­ro­dy wy­da­je się za­pro­jek­to­wa­ny, to i tak po­zo­sta­je wie­le za­ga­dek, których nie roz­wiązuje; za­ga­dek, a ra­czej ta­jem­nic, których wyjaśnia­nie wie­dzie nas wprost do Boga! Ta­jem­ni­ca I — jak zaczęło się życie? Ewo­lu­cja tłuma­czy, co praw­da, jak z wcześniej ist­niejących ga­tunków po­wstają nowe, ale nic nie mówi o tym, jak (z nie-życia) mogło wyłonić się życie; jak po­wstały pierw­sze sa­mo­re­pli­kujące się komórki. Ta­jem­ni­ca II — jak zaczął się Wszechświat i dla­cze­go jest tak do­sko­na­le „do­pa­so­wa­ny” do ewo­lu­cji życia? I wresz­cie ta­jem­nica III — jak w świe­cie ma­te­rii i ru­chu po­wstały umysł i świa­do­mość? Każda z tych ta­jem­nic, a ra­czej każde z tych pytań, wska­zu­je na ewi­dentną lukę w na­uko­wej wi­zji świa­ta, lukę, którą za­pew­ne tyl­ko Bóg może wypełnić. Usto­sun­ko­wując się do ta­kich idei, odwołamy się do (na­uko­wych) ar­gu­mentów, które części czy­tel­ników, przy­znam, mogą się wydać nie­co sza­lo­ne. Będę na przykład pisał o tym, że być może nasz Wszechświat jest tyl­ko jed­nym z wie­lu i że dar­wi­now­skie pra­wa ewo­lu­cji mogą też tłuma­czyć, w jaki sposób ewo­lu­ują różne wszechświa­ty. Pokażę jed­nak, że w świe­tle współcze­snej fi­zy­ki ta­kie na pierw­szy rzut oka zwa­rio­wa­ne idee są co naj­mniej god­ne roz­ważenia. A na zakończe­nie wykażę, dla­cze­go naj­now­sze ba­da­nia nad ewo­lu­ującym umysłem nie dość, że zde­cy­do­wa­nie nie zmu­szają nas do odwoływa­nia się do Boga, to wręcz skłaniają do kon­klu­zji, że ist­nie­nie ta­kiego nad­na­tu­ral­ne­go bytu sta­je się co­raz mniej praw­do­po­dob­ne (a nie prze­ciw­nie). Tym sa­mym prze­cho­dzi­my do jed­ne­go z tak zwa­nych osta­tecz­nych pytań: dla­cze­go ist­nieje ra­czej coś niż nic?

ROZ­DZIAŁ 6. DAR­WIN I PRO­BLEM ZŁA

Teo­ria ewo­lu­cji nie eli­mi­nu­je przy­czyn ludz­kiej wia­ry w Boga; ona tyl­ko do­star­cza uza­sad­nień, by  n i e   w i e r z y ć.  Weźmy cho­ciażby słynny pro­blem zła. Na długo przed Dar­wi­nem pod­no­szo­no ar­gu­ment, że wszech­moc­ny i miłosier­ny ponoć Bóg nie dopuściłby prze­cież do tak wiel­kie­go zła (cier­pie­nia), ja­kim prze­pełnio­ny jest świat. Teo­ria ewo­lu­cji jesz­cze moc­niej ten pro­blem uwy­pu­kla — pro­ce­sy ewo­lu­cyj­ne, które nas ukształtowały, niosły nie­zmie­rzo­ne wręcz cier­pie­nie mi­liar­dom stwo­rzeń przez mi­lio­ny lat. Sam Dar­win opi­sał ewo­lucję jako „po­kraczną, mar­no­trawczą, pełną błędów i nie­wy­obrażal­nie okrutną”10. Dla­cze­go Bóg miałby two­rzyć życie w tak god­ny na­ga­ny sposób? Ar­gu­men­ty, który przy­ta­czam w Roz­dzia­le 6., pro­wadzą do jed­no­znacz­ne­go wnio­sku — jeśli Bóg na­prawdę ist­nie­je, kre­acjo­niści mają trochę ra­cji, ale na­wet wte­dy na pew­no mylą się co do jego na­tu­ry. Przy oka­zji uza­sad­nia­nia tej tezy odwołamy się do bar­dzo różnych kwe­stii, ta­kich jak py­ta­nie o świa­do­mość in­nych zwierząt, o to, czy od­czu­wają one przy­jem­ność i ból, czy też są tyl­ko nieświa­do­my­mi sie­bie bio­lo­gicz­ny­mi au­to­ma­ta­mi. Za­py­ta­my też, czy jeśli już Bóg ist­nie­je, rze­czy­wiście po­win­niśmy mu być posłuszni (sze­rzej za­in­te­re­so­wa­nych tym py­ta­niem odsyłam zwłasz­cza do przy­pisów).

ROZ­DZIAŁ 7. RE­LI­GIA W PRZE­BRA­NIU

W Roz­dzia­le 7. zmie­rzy­my się z bar­dzo częstą re­akcją na ar­gu­men­tację, którą przy­to­czy­liśmy we wcześniej­szych roz­działach. Otóż często można usłyszeć, że naszą kry­tykę za­sto­so­wać można tyl­ko wo­bec tra­dy­cyj­nej, an­tro­po­mor­ficz­nej wi­zji Boga. Tym­cza­sem — to nie­rzad­ka de­kla­ra­cja — „Mój Bóg jest by­tem znacz­nie bar­dziej wy­ra­fi­no­wa­nym”. To może być wia­ra w „osta­teczną rze­czy­wi­stość”, w „Naj­wyższy Byt”, który miałby być pod­stawą i wa­run­kiem eg­zy­sten­cji wszyst­kie­go, co ist­nie­je. Może rze­czy­wiście ta­kie wi­zje Boga są od­por­ne na „uni­wer­sal­ny kwas” dar­wi­ni­zmu. A może jed­nak nie? W każdym ra­zie właśnie tymi kwe­stia­mi zaj­mie­my się w zakończe­niu Części I.

CZĘŚĆ II. ŻYCIE PO DAR­WI­NIE11

W naj­większym skrócie ta część książki oma­wiać będzie kwe­stie tra­dy­cyj­nie za­li­cza­ne do  a n t r o p o l o g i i   f i l o z o f i c z n e j,  sub­dy­scy­pli­ny fi­lo­zo­fii, która zaj­mu­je się ta­ki­mi pro­ble­ma­mi, jak sta­tus człowie­ka w na­tu­rze czy sens i cel życia. A oto niektóre bar­dziej szczegółowe py­ta­nia, ja­kie będzie­my w ko­lej­nych roz­działach (8.–10.) za­da­wać:

Czy umysł może prze­trwać śmierć ciała? • Czy Wszechświat ma świa­do­mość? • Czy sto­imy „wyżej” od in­nych zwierząt? • Czy dobór na­tu­ral­ny nie­uchron­nie pro­wa­dzi do postępu, czy też taka in­ter­pre­ta­cja teo­rii Dar­wi­na jest błędna? • Jaki jest sens życia? • Czy teo­ria ewo­lu­cji od­bie­ra życiu sens?

ROZ­DZIAŁ 8. CZŁOWIEK I JEGO MIEJ­SCE WE WSZECHŚWIE­CIE

W tym roz­dzia­le będzie­my się zaj­mo­wać miej­scem, ja­kie człowiek — i ludz­ki umysł — zaj­mu­je we Wszechświe­cie. Moim zda­niem przy­najm­niej jest to je­den z naj­lep­szych roz­działów w całej książce. Do­wie­my się na przykład, dla­cze­go myśle­nie w ka­te­go­riach ewo­lu­cyj­nych pro­wa­dzi do za­kwe­stio­no­wa­nia wie­lu po­wszech­nie po­dzie­la­nych, „oczy­wi­stych”, z po­zo­ru zdro­wo­rozsądko­wych założeń co do na­tu­ry świa­ta, na przykład idei, że wszyst­ko, co kie­dy­kol­wiek ist­niało w całej hi­sto­rii Wszechświa­ta albo dys­po­no­wało umysłem, albo nie, było istotą ludzką albo nią nie było; ba, na­wet że za­wsze możemy jed­no­znacz­nie stwier­dzić, czy coś jest, czy nie jest życiem. Prze­ko­na­my się również, że przy­najm­niej z ewo­lu­cyj­nej per­spek­ty­wy świa­do­my umysł nie stoi „poza” ani „po­nad” na­turą, ale jest tyl­ko jej drob­nym frag­men­tem. Kon­se­kwen­cje tego fak­tu są bar­dzo poważne. Choćby ta­kie, że w ta­kim ujęciu na­sza świa­do­mość nie jest tyl­ko  ś w i a d o m o ś c i ą   W s z e c h ś w i a t a,  ale jest tego Wszechświa­ta  c z ę ś c i ą,  co, za­uważmy, ozna­cza, że Wszechświat jest (przy­najm­niej w ja­kiejś części) struk­turą świa­domą. Ten pod­roz­dział — za­ty­tułowa­ny Świa­do­my Wszechświat — to chy­ba moja ulu­bio­na część książki. (Gdy­by z ja­kichś po­wodów ktoś z was chciał prze­czy­tać tyl­ko jej frag­ment — po­le­cam właśnie ten). Poza tym pokażę, że jak­kol­wiek i po Dar­wi­nie tra­dy­cyj­ne rozróżnie­nie między ludźmi i zwierzętami nadal można sto­so­wać, to dziś bar­dzo stra­ciło na ostrości, gdy oka­zało się, że jest równie ar­bi­tral­ne i sen­sow­ne jak, po­wiedz­my, rozróżnie­nie między del­fi­na­mi i zwierzętami. Wnio­ski, do których doj­dzie­my, mogą się wydać pa­ra­dok­sal­ne — prze­ko­na­my się na przykład, że jak­kol­wiek lu­dzie (i inne żywe isto­ty) oraz umysły nie ist­nieją „od za­wsze”, to nig­dy nie było „pierw­sze­go człowie­ka”, pierw­szej żywej isto­ty ani pierw­sze­go umysłu. W pew­nym sen­sie, jak się okaże, nasi le­ka­rze są tyl­ko szczególne­go typu (i nie­co wyżej ce­nio­ny­mi) we­te­ry­na­rza­mi, a nasi chi­rur­dzy wy­spe­cja­li­zo­wa­ny­mi me­cha­ni­ka­mi.

ROZ­DZIAŁ 9. MIEJ­SCE ISTOT LUDZ­KICH POŚRÓD IN­NYCH ZWIERZĄT

Ten roz­dział roz­po­czy­na się dokład­nie tam, gdzie kończy się po­przed­ni i — mam przy­najm­niej na­dzieję — sta­no­wi ważny głos w de­ba­cie, której częścią jest moja książka. Dość często można się spo­tkać z prze­ko­na­niem, że tak jak przewrót ko­per­ni­kański ode­brał lu­dziom złudze­nie, że zaj­mują cen­tral­ne miej­sce we Wszechświe­cie, tak re­wo­lu­cja dar­wi­now­ska ode­brała im też szczególną po­zycję w świe­cie na­tu­ry. Jak to ład­nie ujął zoo­log De­smond Mor­ris, po Dar­wi­nie nie je­steśmy już upadłymi aniołami, a co naj­wyżej robiącymi ka­rierę szym­pan­sa­mi. Wie­lu zwo­len­ników poglądów Dar­wi­na wciąż jed­nak szu­ka po­cie­sze­nia w idei, że lu­dzie stoją ewo­lu­cyj­nie „wyżej” od wszel­kich in­nych stwo­rzeń. Jed­nym z uzasad­nień ta­kiej wi­zji jest teza o „postępowości” ewo­lu­cji — założenie, że ewo­lu­cja to nie­uchron­ny marsz ku większej złożoności (i wyższej in­te­li­gen­cji), a my je­steśmy tego mar­szu nie­za­grożonym li­de­rem. Jeśli ktoś z mo­ich czy­tel­ników również żywi po­dob­ne prze­ko­na­nie, mam dla nie­go (lub niej) nie­spo­dziankę — jego po­wszech­ność w ni­czym nie zmie­nia tego, że jest kom­plet­nie fałszy­we. Bar­dzo chciałbym, by po lek­tu­rze Roz­działu 9. każde z was wzdrygnęło się, słysząc, że szym­pan­sy na przykład to zwierzęta niższe (jak­by „pod-lu­dzie”). Wszak tak samo my nie je­steśmy „nad- (ani „pod-) in­dy­ka­mi”. Jak piszę, mu­si­my po pro­stu prze­stać posługi­wać się ka­te­go­ria­mi „bar­dziej” i „mniej” wy­ewo­lu­owa­ny. By tę tezę uza­sad­nić, pokażę między in­ny­mi, dla­cze­go Jim Mor­rison, li­der le­gen­dar­nych The Do­ors, jest przykładem ewo­lu­cyj­ne­go suk­ce­su, mimo że umarł w dwu­dzie­stym siódmym roku życia, a także dla­cze­go przy­najm­niej w pew­nych ka­te­go­riach my, lu­dzie, nie je­steśmy in­te­li­gent­niej­si nie tyl­ko od płetwa­li błękit­nych, ale na­wet od mrówek; i dla­cze­go nie należy mówić, że po­cho­dzi­my od zwierząt niższych. Na ko­niec za­dam py­ta­nie, które chy­ba nie­wie­lu dotąd za­da­wało: „Czy Wszechświat nie byłby lep­szym miej­scem, gdy­byśmy nig­dy nie wy­ewo­lu­owa­li?”.

ROZ­DZIAŁ 10. SENS ŻYCIA — NIECH SPO­CZY­WA W SPO­KO­JU?

W Roz­dzia­le 10. zaj­mie­my się ko­lej­nym z wiel­kich pytań, może na­wet naj­większym — py­ta­niem o sens życia. Teo­ria ewo­lu­cji po­zwa­la uzu­pełnić na­sze od­po­wie­dzi na to py­ta­nie na wie­le spo­sobów. Zgod­nie z czy­sto in­tu­icyj­nym ro­zu­mo­wa­niem na przykład każdy obiekt wy­wo­dzi się z in­ten­cji swo­je­go twórcy. Gdy­bym zro­bił, po­wiedz­my, śru­bokręt, pragnąłbym, by służył on — jak sama na­zwa wska­zu­je — do wkręca­nia śrub. Na tej sa­mej za­sa­dzie jeśli człowiek jest stwo­rze­niem bożym, na­szym ce­lem jest to, co za­pro­jek­to­wał dla nas Stwórca Bóg. Ale co nim jest, jeśli nie zro­bił nas Bóg, tyl­ko dobór na­tu­ral­ny? Na tak sfor­mułowa­ne py­ta­nie można od­po­wie­dzieć na (co naj­mniej) dwa spo­soby. Po pierw­sze za­tem możemy po pro­stu zastąpić Boga do­bo­rem na­tu­ral­nym i uznać, że jeśli je­steśmy pro­duk­tem do­bo­ru na­tu­ral­ne­go, to na­szym ce­lem jest to, cze­go „chce” od nas dobór, czy­li na przykład roz­prze­strze­nia­nie własnych genów. Z dru­giej jed­nak stro­ny chciałbym zwrócić uwagę na to, że jeśli — a tak jest — na­szym „stwórcą” jest ewo­lu­cja, to zna­czy, że tak na­prawdę  n i e   m a m y   s t w ó r c y,  że w na­sze życie  n i e   j e s t  wpi­sa­ny cel. Jed­na z tych od­po­wie­dzi może i po­win­na być praw­dzi­wa. Cie­ka­wych która zachęcam do lek­tu­ry Roz­działu 10.

CZĘŚĆ III. MORAL­NOŚĆ ODAR­TA Z PRZESĄDÓW12

W następnej ko­lej­ności zaj­mie­my się — bez wątpie­nia ważnymi — pro­ble­ma­mi z po­gra­ni­cza ety­ki i mo­ral­ności. Oto niektóre z pytań, na które w tej części (Roz­działy 11.–14.) po­sta­ra­my się zna­leźć od­po­wiedź:

Jeżeli ja­kieś za­cho­wa­nie ma ko­rze­nie ewo­lu­cyj­ne, czy jako na­tu­ral­ne jest też mo­ral­nie ak­cep­to­wal­ne? • Czy psy­cho­lo­gia ewo­lu­cyj­na uza­sad­nia sta­tus quo, na przykład nierówności społecz­ne i woj­ny? • Czy sa­mobójstwo i eu­ta­na­zja są mo­ral­nie do­pusz­czal­ne? • Jak po­win­niśmy trak­to­wać inne zwierzęta? • Czy w ja­kich­kol­wiek oko­licz­nościach można poświęcić życie człowie­ka za życie (in­ne­go) zwierzęcia? • Czy zna­jo­mość teo­rii ewo­lu­cji spra­wia, że lu­dzie prze­stają postępować mo­ral­nie? • Czy z teo­rii ewo­lu­cji wy­ni­ka, że tak na­prawdę nie ma do­bra ani zła?

ROZ­DZIAŁ 11. EWO­LU­CJA DO­BRA

W roz­dzia­le roz­po­czy­nającym Część III za­sta­na­wiać się będzie­my, czy mo­ral­ność jest ad­ap­tacją ufor­mo­waną przez dobór na­tu­ral­ny. To wbrew po­zo­rom wca­le niełatwe py­ta­nie. Z jed­nej stro­ny prak­tycz­nie nie sposób wątpić, że teo­ria ewo­lu­cji bar­dzo po­ma­ga wyjaśnić źródła wie­lu ludz­kich za­cho­wań i po­staw, które bez wątpie­nia mają związek ze sferą mo­ral­ności — choćby al­tru­izmu i po­staw wo­bec sek­su. Z dru­giej stro­ny jed­nak w hi­po­te­zie mo­ral­ności jako ad­ap­tacji jest spo­ro luk. W końcu gdy­by mo­ral­ność istot­nie była pro­duk­tem (ubocz­nym?) ewo­lu­cji, skąd brałyby się nie­ustan­ne spo­ry o to, co to jest do­bro i czym jest zło? I dla­cze­go mu­si­my uczyć dzie­ci, by były do­bre? Dla­cze­go wresz­cie tak często wybór między tym, cze­go pra­gnie­my, a tym, co uzna­je­my za mo­ral­ne, jest dla nas tak trud­ny? Pew­nie ocze­ku­je­cie, że jako psy­cho­log ewo­lu­cyj­ny znam pro­ste od­po­wie­dzi na wszyst­kie te py­ta­nia. Nie­ste­ty nie. To poważne za­rzu­ty i prze­ko­nują one również mnie, dla­te­go nie uważam, że mo­ral­ność jest bez­pośred­nim wy­two­rem ewo­lu­cji. Twierdzę na­to­miast, że jest in­sty­tucją społeczną; choć oczy­wiście do pew­ne­go stop­nia jest od­bi­ciem i efek­tem na­szych wro­dzo­nych skłonności (i w tym sen­sie jest pro­duk­tem ewo­lu­cji). Za­ra­zem jed­nak znacz­na jej część wy­ni­ka z ko­niecz­ności i chęci prze­ciw­sta­wie­nia się ewo­lu­cyj­ne­mu dzie­dzic­twu.

ROZ­DZIAŁ 12. ZMIE­NIA­NIE MO­RAL­NOŚCI

W tym roz­dzia­le weźmie­my na warsz­tat kil­ka pytań z ga­tun­ku tych, ja­kie od wie­lu lat spędzają lu­dziom sen z po­wiek:

Czy ak­cep­ta­cja teo­rii ewo­lu­cji ozna­cza, że prze­trwa­nie naj­le­piej do­sto­so­wa­nych po­win­niśmy uznać za regułę etyczną? • Czy ewo­lu­cja wy­mu­sza ak­cep­tację sta­tus quo i na przykład niższą po­zycję ko­biet w społeczeństwie? • Czy psy­cho­lo­gia ewo­lu­cyj­na uspra­wie­dli­wia gwałty i męską nie­wier­ność? • Czy należy od­rzu­cić ideę spra­wie­dli­wości społecz­nej (i na przykład kon­cepcję re­dy­stry­bu­cji do­chodów i we­lfa­re sta­te) i uznać, że je­dy­nie skraj­ny le­se­fe­ryzm jest ak­cep­to­wal­nym (z ewo­lu­cyj­ne­go punk­tu wi­dze­nia) sys­te­mem eko­no­micz­nym? • Czy po­win­niśmy unie­możli­wiać naj­go­rzej przy­sto­so­wa­nym roz­mnażanie się? A jeśli tak, to może po­win­niśmy uspra­wie­dli­wić również na­zi­stowską eu­ge­nikę? • Re­asu­mując — czy ja­kie­kol­wiek za­cho­wa­nie, które uważamy za złe (agre­sja, sek­sizm, ra­sizm…), może zo­stać uzna­ne za do­bre, jeżeli wskażemy jego ewo­lu­cyj­ne ko­rze­nie?

Nie, proszę ode mnie nie ocze­ki­wać żad­nych sen­sa­cji. Od­po­wiedź na wszyst­kie powyższe py­ta­nia jest oczy­wi­sta i jed­no­znacz­na: nie! Tyle że uza­sad­nie­nie tej od­po­wie­dzi może być nie­co inne, niż się wszy­scy spo­dzie­wają. Każdy, kto już się ze­tknął z oma­wianą w mo­jej książce pro­ble­ma­tyką, słyszał też za­pew­ne o pew­nym dość po­wszech­nym nie­ste­ty in­te­lek­tu­al­nym błędzie zna­nym po­wszech­nie jako błąd na­tu­ra­li­stycz­ny (na­tu­ra­li­stic fal­la­cy). Otóż błąd ów po­le­ga na przyj­mo­wa­niu, że jeśli coś jest „na­tu­ral­ne”, jest też do­bre, lub, sze­rzej, że z tego, że coś jest, wy­ni­ka, że być po­win­no. Tym­cza­sem ta­kie ro­zu­mo­wa­nie na­wet w czy­sto tech­nicz­nych ka­te­go­riach jest błędne: ewo­lu­cyj­ne po­cho­dze­nie ja­kie­goś za­cho­wa­nia czy skłonności w żad­nym wy­pad­ku nie im­pli­ku­je, że jest ono ko­niecz­ne lub choćby tyl­ko mo­ral­nie ak­cep­to­wal­ne. Inna rzecz, o czym również do­wie­my się z tego roz­działu, że nie jest lo­gicz­nym błędem uwzględnia­nie ewo­lu­cyj­nych uwa­run­ko­wań we wnio­sko­wa­niu etycz­nym, o ile tyl­ko za­cho­wu­je­my przy tym należytą lo­giczną dys­cy­plinę i uwzględnia­my wszel­kie lo­giczne niu­an­se ta­kiego ro­zu­mo­wa­nia. W każdym ra­zie jeśli w przed­sta­wio­nych prze­ze mnie w Roz­dzia­le 12. etycz­nych roz­strzy­gnięciach i su­ge­stiach są ja­kieś błędy i uchy­bie­nia, cze­go z pew­nością nie udało mi się uniknąć, to nie dla­te­go, że ule­gam błędowi na­tu­ra­li­stycz­ne­mu.

ROZ­DZIAŁ 13. GOD­NOŚĆ CZŁOWIE­KA?

To mój ko­lej­ny kan­dy­dat na naj­ważniej­szy roz­dział w tej książce. Tym ra­zem roz­ważać będzie­my im­pli­ka­cje teo­rii ewo­lu­cji w dzie­dzi­nie, którą na­zwać by można etyką sto­so­waną, zaj­mie­my się bo­wiem kwe­stia­mi ta­ki­mi jak sa­mobójstwo, eu­ta­na­zja czy sto­su­nek do zwierząt. Wątek, który łączy wszyst­kie oma­wia­ne w tym roz­dziale pro­ble­my, hasłowo ująć można jako pro­blem (szczególnej) god­ności człowie­ka. W jed­nej z częściej spo­ty­ka­nych wer­sji ta dok­try­na „człowiek to brzmi dum­nie” głosi wprost, że każde ludz­kie życie jest po pro­stu bez­cen­ne, na­to­miast życie in­nych stwo­rzeń ma war­tość o wie­le mniejszą lub wręcz nie ma jej wca­le. Jak się prze­ko­na­my, uni­wer­sal­ny kwas dar­wi­ni­zmu ra­dzi so­bie i z tym sta­rożyt­nym przesądem, a posłużenie się nim po­zwa­la dojść do paru bar­dzo in­te­re­sujących kon­klu­zji. Do­wie­my się choćby, dla­cze­go stwier­dze­nie, że ludz­kie życie jest war­tością naj­wyższą, jest tak na­prawdę za­bo­bo­nem — można na przykład wska­zać oko­licz­ności, w których ode­bra­nie życia na­wet naj­bar­dziej nie­win­nej oso­bie jest mo­ral­nie ak­cep­to­wal­ne, a także że w pew­nych oko­licz­nościach po­zo­sta­wia­nie człowie­ka przy życiu jest wręcz nie­mo­ral­ne i nie­etycz­ne.

Od­rzu­ce­nie dok­try­ny god­ności (ludz­kie­go) życia ma też istot­ne kon­se­kwen­cje w sfe­rze na­szych re­la­cji z przed­sta­wi­cie­la­mi in­nych ga­tunków. Nasz własny ma zresztą za sobą bar­dzo długą tra­dycję niewłaści­we­go, łagod­nie mówiąc, trak­to­wa­nia in­nych zwierząt. Niektórzy to na­sze za­cho­wa­nie wo­bec in­nych ga­tunków pod­su­mo­wują jed­nym słowem — Ho­lo­caust. Pro­blem nie­wol­nic­twa, a na­wet sto­sun­ku do ko­biet w ciągu ostat­nich kil­ku­set lat stał się przed­mio­tem mo­ral­nej re­flek­sji, mało kto jed­nak ana­li­zo­wał w tych ka­te­go­riach nasz sto­su­nek do in­nych zwierząt. Ostat­nio na szczęście sy­tu­acja się zmie­niła i na­sza świa­do­mość w tej sfe­rze bar­dzo wzrosła. Po­ja­wiło się na­wet nowe określe­nie tej for­my dys­kry­mi­na­cji: ga­tunkizm. W tym roz­dzia­le wyjaśnię też, dla­cze­go dar­wi­nizm wspie­ra tezę, że ga­tunkizm jest dokład­nie tak samo mo­ral­nie na­gan­ny jak sek­sizm czy ra­sizm. Wy­star­czy zgo­dzić się z tym, że świat, w którym jest mniej cier­pie­nia, jest lep­szy od świa­ta, w którym cier­piących jest więcej, i uświa­do­mić so­bie, że jeśli od­rzu­ci­my tezę o bez­względnym pry­ma­cie człowie­ka, prze­sta­je mieć tak wiel­kie zna­cze­nie, czy owym cier­piącym jest człowiek, czy ja­kieś inne zwierzę. Zna­ny au­stra­lij­ski fi­lo­zof Pe­ter Sin­ger głosi wręcz, że ruch wy­zwo­le­nia zwierząt jest naj­ważniej­szym ru­chem wy­zwo­leńczym współcze­sności, a to­czo­na przez ten ruch kam­pa­nia jest ważniej­sza niż wal­ka z ra­sizmem czy sek­sizmem13. To odważna teza, trze­ba przy­znać. Sin­ger uważa też, że w pew­nych oko­licz­nościach życie szym­pan­sa, a na­wet świni może być war­te więcej niż życie człowie­ka. Sys­tem mo­ral­ny za­ko­rze­nio­ny w teo­rii ewo­lu­cji w za­sa­dzie może pro­wa­dzić do ta­kich po­stu­latów etycz­nych. Ro­zu­miem, że części czy­tel­ników ta­kie sta­no­wi­sko może się w pierw­szej chwi­li wydać zde­cy­do­wa­nie zbyt ra­dy­kal­ne (i nie­uza­sad­nio­ne), ale bar­dzo je­stem cie­kaw, czy lek­tu­ra tego roz­działu nie­co ich pew­nością nie za­chwie­je.

ROZ­DZIAŁ 14. EWO­LU­CJA I ŚMIERĆ DO­BRA I ZŁA

To roz­dział kończący książkę. Będzie­my się w nim zaj­mo­wać głównie dwo­ma kwe­stia­mi. Naj­pierw roz­ważymy, czy istot­nie wie­dza o ewo­lu­cji spro­wa­dza lu­dzi na mo­ral­ne ma­now­ce. Wie­lu kry­tyków teo­rii Dar­wi­na, kre­acjo­nistów wszel­kiej maści głosi, że ewo­lu­cjo­nizm ob­dzie­ra naszą eg­zy­stencję z wszel­kie­go sen­su i re­du­ku­je war­tość ludz­kie­go życia prak­tycz­nie do zera, co w kon­se­kwen­cji pro­wa­dzi do upad­ku mo­ral­ności i czy­ni z lu­dzi ego­istycz­nych i skłon­nych do prze­mo­cy he­do­nistów. Tak przy­najm­niej twierdzą co po­niektórzy teiści, a po­stawę tę świet­nie ilu­stru­je słynna (choć nie­ste­ty za­pew­ne apo­kry­ficz­na) opo­wieść o żonie pew­ne­go an­gli­kańskie­go bi­sku­pa, która, usłyszaw­szy o od­kry­ciach Dar­wi­na, miała po­wie­dzieć: „Módlmy się, by to nie była praw­da, a jeśli to praw­da, módlmy się, by się nie roz­niosła”. To do dziś dość po­wszech­ny pogląd. Czy jed­nak rze­czy­wiście po­win­niśmy ne­go­wać swo­je ewo­lu­cyj­ne ko­rze­nie i ak­cep­to­wać całkiem fałszywą wizję Wszechświa­ta, bo tyl­ko tak możemy po­zo­stać do­brzy, trak­to­wać przy­zwo­icie in­nych i trosz­czyć się o ich do­bro­stan? Czy przy­pad­kiem bez­piecz­niej­szym i po pro­stu lep­szym roz­wiąza­niem nie będzie  r o z d z i e l e n i e  re­li­gii i mo­ral­ności? To pierw­sze z pytań, którymi zaj­mie­my się w Roz­dzia­le 14.

Ko­lej­ne będzie do­ty­czyć tego, czy na­sze prze­ko­na­nia mo­ral­ne  —  j a k i e k o l w i e k  prze­ko­na­nia mo­ral­ne — są obiek­tyw­nie praw­dzi­we. Każdy z nas jest za­pew­ne prze­ko­na­ny co do słuszności — i praw­dzi­wości za­ra­zem — własnych za­sad mo­ral­nych. Wie­my, że mor­do­wa­nie jest złe, a po­ma­ga­nie in­nym lu­dziom — do­bre, a każdy, kto myśli in­a­czej, zwy­czaj­nie się myli. Pomyślmy jed­nak: gdy­byśmy byli ob­da­rzo­ny­mi in­te­li­gencją mrówka­mi, pra­wa jed­nost­ki mu­sie­li­byśmy uznać za coś złego; jako (in­te­li­gent­ne) ter­mi­ty mu­sie­li­byśmy za­ak­cep­to­wać, a wręcz po­chwa­lać roz­mnażanie się z ro­dzeństwem, jako psz­czoły z ko­lei za po­win­ność mo­ralną uzna­li­byśmy po­zba­wia­nie życia part­nerów sek­su­al­nych. Uzna­wa­li­byśmy ta­kie nor­my i po­sta­wy za właściwe, byłyby one bo­wiem wy­ra­zem na­sze­go ewo­lu­cyj­ne­go do­sto­so­wa­nia jako re­pre­zen­tantów tych właśnie ga­tunków. Dokład­nie z tego sa­me­go po­wo­du jako lu­dzie uzna­je­my taką mo­ralność, jaką uzna­je­my — jest ona ewo­lu­cyj­nym do­sto­so­wa­niem do życia ga­tunku Homo sa­piens. Na­sze nor­my mo­ral­ne kształtowały się na ba­zie pra­gnień i emo­cji, które po­mogły na­szym przod­kom prze­trwać i prze­ka­zać da­lej swo­je geny. Na ja­kiej pod­sta­wie za­tem możemy twier­dzić, że na­sze na­ka­zy mo­ral­ne są obiek­tyw­nie słuszne? Może na­wet sze­rzej — jak możemy do­wieść obiek­tyw­nej słuszności   j a k i c h k o l w i e k  norm mo­ral­nych? Otóż, jak sta­ram się po­ka­zać w tym roz­dzia­le,  n i e   m o ż e m y  tego do­wieść. Nie wie­my, czy są słuszne, gdyż po pro­stu ta­kie nie są. W pew­nym sen­sie, na naj­bar­dziej ogólnym po­zio­mie, nie ma cze­goś ta­kiego jak uni­wer­sal­ne do­bro i zło. Czy to jed­nak ozna­cza, że możemy — albo wręcz po­win­niśmy — od­rzu­cić mo­ral­ność? Prze­ciw­nie! Jak pokażę w Roz­dzia­le 14., po­dejście ewo­lu­cyj­ne na­ka­zu­je nam jej szu­kać i sto­so­wać, tyle że odsyła nas do znacz­nie bar­dziej uty­li­tar­ne­go po­dejścia do ety­ki — to, czy jakiś czyn jest do­bry, czy zły, po­win­niśmy oce­niać przez pry­zmat tego, jaki wpływ wy­wie­ra na wszyst­kich tych, którzy od­czu­wają jego kon­se­kwen­cje.

WNIO­SKI

Oto za­tem, czym będzie­my się w tej książce zaj­mo­wać — Bóg, człowiek i mo­ral­ność w świe­tle teo­rii ewo­lu­cji. Te trzy wątki są ze sobą ściśle powiązane, jeśli za­tem w choć jed­nym umie­my wska­zać ważne ewo­lu­cyj­ne kon­klu­zje, au­to­ma­tycz­nie nie­ja­ko ge­ne­ra­li­zują się one na oba po­zo­stałe. Przykład: na­sze ewo­lu­cyj­ne po­cho­dze­nie bar­dzo osłabia szan­se na to, byśmy, jak głoszą teiści, byli (uprzy­wi­le­jo­wa­nym) pro­duk­tem aktu stwo­rze­nia przez ja­ko­wyś nad­na­tu­ral­ny byt. W świe­tle teo­rii ewo­lu­cji in­a­czej też myśleć należy o miej­scu, ja­kie zaj­mu­je człowiek w świe­cie na­tu­ry. Mało praw­do­po­dob­ne wy­da­je się na przykład, by „niższe” zwierzęta ist­niały tyl­ko dla spełnia­nia na­szych po­trzeb, co z ko­lei ma ważne im­pli­ka­cje etycz­ne, bo wy­mu­sza na nas zmianę sto­sun­ku do in­nych ga­tunków.

Powyższy przykład sta­no­wi nie­ja­ko ilu­strację struk­tu­ry całej mo­jej książki. W Części I (w której mówimy o ist­nie­niu — bądź nie — Boga) sfor­mułowa­ne zo­stają pew­ne ogólne wnio­ski, które uszczegóławiam i uzu­pełniam, również o mniej zna­ne i bar­dziej kon­tro­wer­syj­ne idee, w dwóch ko­lej­nych częściach poświęco­nych od­po­wied­nio człowie­ko­wi i ety­ce.

Mam na­dzieję, że ze­chce­cie mi to­wa­rzy­szyć w tej in­te­lek­tu­al­nej podróży. Mnie­mam, iż war­to również i z tego po­wo­du, że po dro­dze po­sta­ram się wam przed­sta­wić całą gamę bar­dzo in­te­re­sujących po­staw — od kre­acjo­nistów i te­istycz­nych ewo­lu­cjo­nistów po zwo­len­ników społecz­ne­go dar­wi­ni­zmu i su­pre­ma­cjo­nistów… Przy oka­zji oba­li­my kil­ka po­wszech­nie zna­nych mitów, jak choćby często po­wta­rza­ne stwier­dze­nie, ja­ko­by Kościół ka­to­lic­ki w oso­bie pa­pieża Jana Pawła II za­ak­cep­to­wał teo­rię ewo­lu­cji, po­dy­sku­tu­je­my o osta­tecz­nym lo­sie Wszechświa­ta, a wresz­cie od­po­wie­my na kil­ka pytań często uzna­wa­nych za nie­roz­strzy­gal­ne (tak — teo­ria ewo­lu­cji do tego też się przy­da­je), jak choćby co było pierw­sze, jaj­ko czy kura, dla­cze­go nie­win­nych lu­dzi spo­ty­ka cier­pie­nie i co się dzie­je po śmier­ci.

Przed nami za­tem długa dro­ga i pora w nią ru­szyć. Przy­sta­nek pierw­szy — Bóg!

1 Bry­an, 1925.

2 Teo­ria ewo­lu­cji ma również istot­ne kon­se­kwen­cje epi­ste­mo­lo­gicz­ne (czy­li z ob­sza­ru fi­lo­zo­fii po­zna­nia), ale tego wątku nie będę w mo­jej książce roz­wi­jał. Porównaj np.: Bo­ul­ter (2007); Bra­die (1986); Camp­bell (1974); Car­ru­thers (1992); Hahl­weg, Ho­oker (1989); Hull (2001); Lo­renz (1941); O’Hear (1997); Plot­kin (1993); Rad­nitz­ky, Bar­tley III (1987); Ruse (1986); Ste­wart-Wil­liams (2005).

3 Wit­t­gen­ste­in (1921), 4.1122.

4 Rus­sell (1950, s. 146). War­to dodać, że dziś Pi­the­can­th­ro­pus erec­tus (człowiek ja­waj­ski) uzna­wa­ny jest już za przed­sta­wi­cie­la ga­tun­ku Homo erec­tus. Homo pe­ki­nen­sis (czy­li człowiek pekiński) to we współcze­snej sys­te­ma­ty­ce inny pod­ga­tu­nek tego sa­me­go ga­tun­ku: Homo erec­tus pe­ki­nen­sis.

5 Cyt. za: Bar­rett et al. (1987, s. 539).

6 Cyt. za: Whi­te (1896, s. 103).

7 Roy­ce (1892, s. 286).

8 Cun­nin­gham (1996).

9 W tej części wy­ko­rzy­stałem frag­men­ty z: Ste­wart-Wil­liams (2004c).

10 Cy­to­wa­ne w: F. Dar­win, Se­ward (1903), s. 94.

11 W tej części wy­ko­rzy­stałem frag­men­ty swo­ich wcześniej­szych opra­co­wań: Ste­wart-Wil­liams (2002, 2004a).

12 Na pod­sta­wie Ste­wart-Wil­liams (2004b).

13 Sin­ger (2002b).