Strona główna » Obyczajowe i romanse » Diavolina

Diavolina

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-07-03424-9

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Diavolina

Tytułowa Diavolina, posługaczka, a potem lekarka przez lata służąca Gorkiemu, jego żonom, kochankom i otaczającemu go tłumowi literatów, donosicieli, naukowców, rewolucjonistów, wydawców, czekistów, artystów, którzy miesiącami i latami żyli na koszt pisarza, pod koniec życia stała się jego ostatnią miłością. Zapiski Olimpiady Czertkowej, bo tak naprawdę nazywała się Diavolina, to fascynująca opowieść o zmaganiach wielkiego twórcy z autorytarną władzą. Choć sam pamiętnik jest fikcyjny, wszystkie pojawiające się w nim postaci i wydarzenia są autentyczne.

Historia Gorkiego odsłania przerażającą rzeczywistość rewolucji – wszechobecność potwornego terroru, nienawiść, strach i ogromną liczbę ofiar bezlitosnych inżynierów dusz. Opowieść stawia też odwieczne pytanie o cenę, jaką artysta płaci za funkcjonowanie, a czasem wręcz przeżycie w zbrodniczym systemie. 

Erudycja i precyzja  Spiró  w  opisywaniu i analizowaniu  procesów społeczno-politycznych prowadzi do dramatycznego wniosku: bolszewizm trwa i nadal zbiera krwawe żniwo. Zdaniem autora Diavoliny ideologia rewolucyjna nie była wyjątkiem, ale regułą dyktatury XX wieku, a jej wariacje można dostrzec we współczesnych totalitaryzmach.

Polecane książki

Zarówno poemat ten, jak i traktat opisują całą drogę duchową człowieka. Autor oddaje jej dramatyzm i piękno w literackiej opowieści ukazującej miłość pomiędzy oblubienicą-duszą a jej Oblubieńcem-Chrystusem. To dzieło, uznawane za perłę literatury hiszpańskiej, a zarazem cenne świadectwo mistyczne, u...
Czasami trzeba stać się kimś nadzwyczajnym… Cécile i Tristan dokonali już niemożliwego, ale przed nimi jeszcze największe wyzwanie – pokonanie zła, które sami uwolnili. Szukając sposobu na ocalenie mieszkańców Wyspy i wyzwolenie trolli spod władzy tyrana, Cécile i Tristan muszą też walczyć z tym...
Praktyczny poradnik dla wszystkich profilaktyką i leczeniem chorób układu krążenia – m.in. czynniki ryzyka, charakterystyka chorób, zalecenia dotyczące prawidłowego żywienia, informacje o ziołolecznictwie i medycynie alternatywnej, wskazówki, czego unikać przy schorzeniach układu krążenia....
Wydane pośmiertnie w 1586 roku Pieśni stanowią jeden z najważniejszych elementów spuścizny po Janie Kochanowskim. Podzielone na dwie części nawiązują w treści ściśle do jakże często obecnej w renesansowej twórczości filozofii epikurejskiej i horacjańskiej....
• Pierwsza tak szczegółowa, a jednocześnie napisana przystępnym językiem kronika dynastii Wazów • Autor poświęcił badaniom dynastii Wazów ponad 20 lat, a pracując nad książką odwiedził wszystkie ważne miejsca w Europie związane z jej panowaniem • Autor zadaje kłam powszechnemu przekonaniu Szwedów, ż...
Dotychczas fundacje i stowarzyszenia, niebędące jednostkami mikro, najczęściej sporządzały sprawozdanie finansowe z uwzględnieniem art. 50 ust. 2 uor. Prezentowały w nim dane wykazując informacje w zakresie ustalonym w załączniku nr 1 literami i cyframi rzymskimi. Informację dodatkową sporządzano w ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Gyorgy Spiro

György Spiró

Diavolina

Przekład
Irena Makarewicz

Czytelnik

Diavolina

Wczoraj przypadkowo spotkałam moją dawną panią, Marię Fiodorownę, i tak
mnie to wytrąciło z równowagi, że postanowiłam napisać, co za jej sprawą
przeżyłam. Żeby to zrobić, muszę zacząć od samego początku.

Biedacy zwykli dawać swoim dzieciom dziwne imiona, żeby chociaż one
brzmiały pańsko, tak oto ja zostałam Olimpiadą. Nikt tego imienia nie
rozumiał, pieszczotliwie zwano mnie Lipą, co przecież ma też swoje
odrębne znaczenie jako rodzaj drzewa. Nie byłam ładną dziewczyną i nie
stałam się ładną kobietą, do szkoły nie chodziłam. Moi starsi bracia też
nie uczyli się długo, rychło oddano ich do fabryki. Mieliśmy jedną izbę,
słyszałam, jak sylabizują, i tym sposobem w wieku czterech lat i ja
nauczyłam się czytać i pisać. Kiedy miałam lat dziesięć, oddano mnie na
służbę, trafiłam do polskich panów, a potem oni przekazali mnie dalej,
nowym panom, ci nowi zaś kolejnym, zawsze we własnym gronie, ponieważ
uważali mnie za osobę godną zaufania – nie kradłam, nie kłamałam, wpisy
w książeczce służby miałam dobre. W wieku dwudziestu lat trafiłam do
rodziny Andrieja Aleksiejewicza Żelabużskiego. Małżeństwo mojego pana i jego żony popsuło się z czasem, mąż wrócił do rodziców, zabierając ze
sobą córeczkę i synka, ja pozostałam z moją panią. Ze służącej
awansowałam na gospodynię prowadzącą dom, później stałam się wręcz
przyjaciółką – kogoś takiego nazywano damą do towarzystwa.

Moja dobrodziejka, Maria Fiodorowna Andriejewa, to kobieta znana,
gwiazda Moskiewskiego Teatru Artystycznego. Wielu nienawidziło jej przez
zazdrość, inni, dlatego że stała się rewolucjonistką, jeszcze inni –
dlatego że urodziła się do bycia panią, jej ojciec był reżyserem
teatralnym, a ona już jako dziecko występowała na scenie, aktorstwo
miała we krwi. Nienawidzono jej także przez to, że była kobietą twardą,
nieugiętą, upartą, reżyserzy przed nią drżeli. Równie swobodnie
poruszała się w kręgach arystokratycznych, jak i wśród mieszczan. Miała
wytwornych i bogatych wielbicieli, na przykład Sawwę Morozowa, który z jej powodu wydawał majątek na Teatr Artystyczny, a potem na „Iskrę”,
pismo socjaldemokratów. Redakcji tego periodyku moja sławna pani
użyczała własnego nazwiska, dlatego „Iskrę” łagodniej cenzurowano i rzadziej zakazywano. Wtedy żyła już z Gorkim, więc i tego jej
zazdroszczono. Maria Fiodorowna nie była ładna – oczy miała małe, nos
nazbyt wydatny, zęby wystające tak, że górna warga, opadając na dolną, z trudem je przykrywała, i już w młodości zrobił się jej drugi podbródek –
jednak potrafiła być bardzo pociągająca tak na scenie, jak i w życiu,
umiała też po mistrzowsku obchodzić się ze swoim głosem – piszczała,
gruchała, krzyczała, szeptała, a wszystko to niezwykle melodyjnie. Przez
długi czas trzymała się dobrze, Desdemonę grała jeszcze jako
pięćdziesięciolatka, kiedy to sprawowała już funkcję komisarza do spraw
teatrów w obwodzie północnym. Szkoda, że więcej już nie pozwolono jej
stanąć na scenie. Ani nie pozwolono jej nauczać, a przecież wielokrotnie
prosiła o to i Łunaczarskiego, i Stalina. Wojnę przeżyła w Kazachstanie,
dokąd została wysiedlona, także tam zorganizowała Dom Naukowców, jak
wcześniej tutaj, w Moskwie. Spotkałam ją przypadkowo na ulicy Gorkiego,
jest ode mnie starsza o dziesięć lat, czyli ma teraz osiemdziesiąt trzy
lata, dokładnie tyle samo miałby też Gorki.

Gorki posiadał już rodzinę, gdy zeszli się z moją panią, i mieszkał w Jałcie z żoną, Kateriną Pawłowną, synem Maksymem i córką Katią.
Alosza1 ich zostawił, a do nowego gospodarstwa przywiózł tylko
swojego służącego, Zachara Wasiljewicza Seliwierstowa. Nie sądzę, by
moja pani domyśliła się, że zakochałam się w jej lubym, a nawet gdyby
się domyśliła, niewiele by ją to obeszło. Chcieli mieć zabezpieczenie,
żeby służąca nie porzuciła ich po tym, co zaszło, toteż wydali mnie za
mąż za Zachara, którego nie kochałam, jednak znosiłam wszystko z godnością. Rewolucjoniści swatali swoich służących dokładnie tak samo,
jak panowie chłopów pańszczyźnianych i jeszcze byli z siebie dumni, że
tak dobrze ich traktują. Urodziłam Zacharowi dziecko, po kilku latach
oboje zamknęli powieki tego samego dnia. Nigdy nie policzono, ile setek
tysięcy ludzi zabrała u nas hiszpanka. Gdybym była wierząca, mogłabym
pomyśleć, że mąż i syn zmarli z powodu moich grzesznych pragnień, ale ja
nie byłam osobą wierzącą i nie zostałam nią nawet po ich śmierci.

Jeszcze nie miałam okazji spotkać Aloszy, a już ze wszystkich stron
dochodziło mnie, że to talent pobłogosławiony przez Boga. Wreszcie
przychodzi ktoś z ludu. Bardziej obiecujący niż Dostojewski, Tołstoj,
Czechow i Mierieżkowski razem wzięci. W jego osobie to sam lud puka do
drzwi literatury rosyjskiej. Jako uosobienie literatury rosyjskiej – do
drzwi literatury światowej! W rosyjską ociężałość, zastój z impetem
wpada wreszcie XX wiek! To właśnie słyszałam od arystokratów, od
demokratów, od żon przemysłowców, od narodników, od krytyków – wszyscy
byli szczęśliwi, że nadszedł wreszcie ten, którego wyczekiwali.

Pierwsze jego opowiadanie, które przeczytałam, Makar Czudra, to
głupia, wydumana, romantyczna bajka, o czym zresztą powiedziałam Marii
Fiodorownie, na co ona odrzekła: „Nie szkodzi, kiedyś jeszcze napisze
coś lepszego”. Minęło wiele lat, nim wzięłam do ręki jakiś nowy utwór
Gorkiego, ale prawdą jest, że musiałam oglądać jego sztuki, bo wystawiał
je w Teatrze Artystycznym, w którym grała Maria Fiodorowna, moja
dobrodziejka. Druga diwa, Olga Knipper, upatrzyła sobie Czechowa, zaś
moja pani, żeby nie pozostać w tyle, upatrzyła sobie Gorkiego. Czechow
też chorował na gruźlicę, ale był już stary, miał czterdzieści lat, a Gorki tylko trzydzieści.

W Aloszy wszystko było fałszem, i to, co pisał, i to, co mówił, i nawet
to, jak się ubierał. Miał ryże krzaczaste wąsy, włosy z przedziałkiem na
środku, zaczesane na uszy. Nosił kapelusz z szerokim rondem, buty z wysokimi cholewami, w które wpychał szare pantalony, miał też szytą na
zamówienie jedwabną gimnastiorkę2 z wysoką stójką skośnie
zapinaną z boku i kaukaski skórzany pas. W tym przebraniu, które sam
sobie wymyślił, czuł się źle, a wyglądał jak jakiś zamożny chłop
wybierający się do fotografa, żeby zrobić sobie zdjęcie. Ilekroć
przychodziło mu stanąć obok kobiety, zawsze garbił się nieco, jakby ze
wstydu, że jest wysoki, choć przecież wcale nie był wysoki, tylko
wywoływał takie wrażenie właśnie na skutek przygarbienia, i grał
uległego samca. No i samice nabierały się na to, jedna za drugą. Palił
fajkę, machorkę, pił, tańczył, śpiewał, całkiem się podobał
drobnomieszczanom, arystokratom i socjaldemokratom, którzy zawsze
odczuwają wyrzuty sumienia w stosunku do tak zwanego ludu, o którym nikt
nie wie, co to właściwie jest ten lud, ale na pewno przynależą do niego
biedacy. Wyższe sfery uwielbiają rozpieszczać takiego prostaka z ludu, a jeśli ów osobnik jest ostrożny, swoją rolę gra wystarczająco dobrze i nie łamie mieszczańskiej etykiety, to pod płaszczykiem odtwarzania tej
wepchniętej mu kreacji może znaleźć schronienie nawet na całe dziesiątki
lat, niech się dzieje co chce, niechby tymczasem wybuchła wojna
światowa, wojna domowa czy rewolucja. Zwłaszcza Żydzi uwielbiają
plebejuszy, a z Gorkim mieli większe szczęście niż z pozostałymi
rosyjskimi pijakami. Alosza naprawdę ich kochał, powtarzał, że w młodości jedynie od Żydów spotkało go coś dobrego, podczas gdy Rosjanie
go tylko bili. Nigdy nie spotkałam drugiego takiego filosemity.

Kiedy ujrzałam go po raz pierwszy, obwąchał mnie nieufnie, przy tym
powieki rozsunął ledwie na szparkę, tak że nawet nie od razu zauważyłam,
jak bardzo niebieskie są jego oczy. Od dawna wiedział, że mieszczuchów z łatwością owija sobie wokół palca, w służących natomiast podejrzewał
wroga – służący mają dobry węch i potrafią go przejrzeć. Miał rację, lud
rzeczywiście jest podły. Ja byłam służącą, czyli wrogiem. Nigdy nie
znałam nikogo, kto aż do tego stopnia nienawidziłby ludu, z którego
ponoć wyszedł i który ponoć reprezentował. Pierwsze wrażenie, jakie na
mnie zrobił, było takie, że się pcha, stara, ze wszystkich sił prze w górę, rozpycha łokciami, wdzięczy, umizguje; wiercił się i kręcił jak
jakaś kurwa, mówił brednie, wyraz jego twarzy wydał mi się wyzywający, i zakochałam się w nim.

Polował na starsze kobiety, które mogły być mu pomocne w karierze, i żeby je zadowolić, wyczarowywał sobie na twarzy, na tych mięsistych
wargach, pod tymi krzaczastymi brwiami jak u człowieka pierwotnego,
chłopięcy urok i powściągliwą kapryśność. Kiedy rozmawiał z kobietą,
obniżał tembr głosu, gruchał przymilnie, po tym można było poznać, że tę
kobietę chce. A każdą chciał, ten picuś. Przeszło mi przez myśl, żeby
powiedzieć mojej pani, niech ma się na baczności przed tym sztucznym
wieśniakiem, ale w końcu nie powiedziałam, moja dobrodziejka była
doświadczoną niewiastą, cała Moskwa leżała u jej stóp, uwielbiali ją
milionerzy, jej kochankiem był akurat Sawwa Morozow, który potem stał
się dobrym przyjacielem Aloszy. Wiele razy odprowadzałam moją panią do
pałacu Sawwy, przez co żona Morozowa, dopóki żyła, jej wręcz
nienawidziła. Sawwa był we wszystkim przeciwieństwem Aloszy. Nie
znalazłam w nim nawet cienia fałszu, a choć i on pochodził z nizin, był
duszą czystą, prostolinijną – co miał w sercu, to i na języku, nawet
samemu carowi mówił, co myślał, i nie przestawał rzucać w twarz
milionerom, jak bardzo są podli. Niespecjalnie też go oni lubili.
Nienawidził caratu i pogardzał Europą Zachodnią, tak naprawdę powinien
był przyjaźnić się z Czechowem. Wszystko zbierał i gromadził w tej
swojej łysej tatarskiej głowie. Pamięć miał podobnie zdumiewającą jak
Alosza, jednak dużo szybciej od niego myślał i tak trajkotał, że czasem
nie można było za nim nadążyć. Nie bawiło go zarabianie pieniędzy,
uznawał to za zbyt łatwe, zajmował się dobroczynnością, jeśli tylko
dostrzegał, że ma ona sens. Za to właśnie rodzina kazała go zabić – jej
członkowie mieli dość tego, że trwoni ich dziedzictwo, do którego oni
sami niczym się nie przyczynili – a potem rzuciła podejrzenie na
Krasina, który jako ostatni był u Sawwy w Cannes. Oficjalnie zaś Morozow
popełnił samobójstwo.

Moja pani była doświadczoną kobietą, a mimo to wpadła w sidła Aloszy,
albo raczej na odwrót, to ten sztuczny wieśniak nie okazał się
dostatecznie mądry.

Byłam tuż obok, gdy tamtego pierwszego wieczoru Alosza, mężczyzna żonaty
i ojciec dwojga dzieci, opowiadał, o co zapytał go przed kilkoma laty w Niżnym Nowogrodzie Korolenko. Zapytał, czy ma rodzinę. Alosza
odpowiedział, że ma. Błąd, podobno odparł Korolenko, panu potrzebna jest
wolność!

Mnie na tę bezczelność krew nabiegła do twarzy, za to Maria Fiodorowna
nie zdradzała żadnych emocji, doskonale była obeznana z wszelkimi
fortelami pchających się aktorskich miernot.

Alosza uwielbiał czytać na głos, wyrywał się z niego aktor. Nie raz i nie dwa odczytywał fragmenty utworów Czechowa oraz Leonida Andriejewa. Z Andriejewem wówczas jeszcze był w bardzo dobrych stosunkach. W trakcie
czytania niejednokrotnie wybuchał płaczem. W ogóle dużo i często płakał
publicznie, nie było mi łatwo przyzwyczaić się do tego. Kiedy czytał
nowelę Czechowa Wąwóz, szlochało wraz z nim całe towarzystwo.

Nieśpiesznie opowiadał o swoich przygodach, a w jego relacjach mało było
puent, potrafił długo mówić i argumentować w imieniu tej czy innej
postaci, w ogóle poza nią nie wykraczając, jakby improwizował dramat, w którym nie ma ani akcji, ani punktu kulminacyjnego, są jedynie
bohaterowie. Być może byłby lepszym aktorem niż pisarzem, ale i tak całe
swoje życie grał niczym komediant w teatrze.

Pewnego razu odwiedziliśmy Czechowa w Jałcie. Było nas wiele, między
innymi Bunin, Skitalec, Czirikow, a także pewien młody oficer nazwiskiem
Łazarewski, który wszystkich zanudzał na śmierć. Alosza dowodził, że
Tołstoj i Dostojewski to co prawda wielcy pisarze, jednakże szkodliwi,
ponieważ uczą lud pasywności i chcą zatrzymać koło historii. Słuchano go
w milczeniu. Ja pomyślałam sobie, że lud w Rosji nie czyta takich
pisarzy, ba, nawet nie słyszał o nich, Alosza opowiada bzdury. Ta
prowokacja nie doczekała się reakcji. Alosza się obraził i wybiegł, a pozostali zaczęli na niego pomstować, że to nieokrzesany, zadufany w sobie typ, co on sobie wyobraża. Czechow zapytał wtedy: „Dlaczego teraz
się burzycie, panowie, dlaczego nie powiedzieliście mu tego prosto w oczy?”.

Dramat Na dnie Alosza odczytał w wielkiej i brzydkiej tymczasowej
siedzibie teatru, ponieważ tę stałą akurat remontowano. Zjawiło się
mnóstwo ludzi. Od Sawwy Morozowa po fryzjerów, dlatego też i ja mogłam
tam być. Kiedy Alosza doszedł do sceny, w której bohaterka imieniem Anna
umiera, wybuchnął płaczem i zawołał: „Ależ ja to dobrze napisałem, a niech mnie, to naprawdę dobrze jest napisane!”. Na co Szalapin poklepał
go po ramieniu i powiedział: „Dobrze jest napisane, Alosza”.

Stanisławski, walcząc ze łzami, prosił, żeby kontynuował czytanie.
Wszyscy oni byli marnymi aktorami, a najgorszym Alosza.

Sztukę przyjęto z entuzjazmem, mnie jedną ona nudziła, bo nic w niej się
nie działo, nędza bohaterów mnie nie wzruszała, widziałam już i gorszą.
Każda z postaci przemawiała długo i sztucznie, wszyscy byli przepojeni
emocjami na modłę romantyczną. Z pewnością dlatego odniosła taki sukces
na świecie. Ale mnie było wszystko jedno, jaka jest ta sztuka, dobrze
było patrzeć na Aloszę i słuchać, jak nadaje swojemu głosowi vibrato.

Alosza nie pojawił się na próbach, przez ten cały czas przebywał w Jałcie, starał się ułożyć z żoną, która źle znosiła to, że ją zdradza.
Stanisławski wymyślił, żeby aktorzy wybrali się na Chitrowkę, bo dzięki
temu ich gra będzie bardziej wiarygodna. To targowisko było ulubionym
miejscem zbiegłych więźniów i bezdomnych, jak mówiono o nich z hipokryzją, w istocie zaś nigdzie indziej w Moskwie nie tolerowano tych
ludzi. Było światem kurew i alfonsów, w którym stale przeprowadzano
obławy, w którym w domach nie było prądu ani wody, jedynie krany na
ulicy. Znajdowały się tam szpital, kościół, noclegownia, darmowa
kuchnia. Maria Fiodorowna poprosiła, żebym jej towarzyszyła, a nuż trafi
się u paserów coś cennego, służąca kupi taniej niż dama. Udało mi się
korzystnie zdobyć piękne chińskie wazy. Alosza, który już wtedy był
namiętnym zbieraczem bibelotów, orzekł później, że są podrabiane, ale
nieważne, bo i te wytwarzają Chińczycy.

Stanisławski zabrał całe towarzystwo do pałacu Buturlina. Niegdyś był to
zbytkowny, luksusowy budynek, lecz teraz całkowicie już podupadł,
opanowany przez bezdomnych. W tym to miejscu nędzarze, starannie dobrani
wcześniej przez Stanisławskiego, opowiadali o swoim życiu. Kłamali bez
ładu i składu, jak mieli w zwyczaju – biedacy okłamują siebie nawzajem,
a i samych siebie, tak czy owak więcej kłamią niż ludzie lepiej
sytuowani, na dodatek tym razem jeszcze nawet zapłacono im za to.
Stanisławki z dumą wysłuchiwał tych strasznych historii, no proszę, co
za losy, co za nędza, jakież piekielne tobołki, proszę, oto, do czego
winni państwo, panie artystki i panowie artyści, dorosnąć. Smród,
szczury, wilgoć, godzinami sterczeliśmy tam, dżentelmeni i damy, w pustej, pozbawionej wszelkich oznak życia, nieogrzewanej sali, ścierpły
nam nogi, ale nie było wskazane, byśmy usiedli, żeby przypadkiem nie
złapać wszy czy pluskiew. A ci nędzarze opowiadali tak rozwlekle, jakby
wyszli wprost z jakiejś sztuki wyreżyserowanej przez Stanisławskiego.
Aktorzy więc wyczarowali sobie na twarzach zainteresowanie,
Niemirowicz-Danczenko, drugi reżyser, zrobił minę świadczącą o entuzjazmie, zaś Simow, autor scenografii, spał z otwartymi oczami. On
już wcześniej wiedział, jakie będą dekoracje, jednakże z ostrożności nie
przedstawiał swojego projektu – niech Stanisławski wierzy, że natchnęła
go Chitrowka. Kaczałow zalał się łzami, pozostali rżeli bezgłośnie,
chowając się za plecami innych przed wzrokiem Stanisławskiego, który
śledził wszystkich niczym wychowawca klasy. Potem miesiącami wspominali
tę wizytę, a jeśli coś nudziło ich niewymownie, mówili: „zupełnie jak na
Chitrowce”.

Przed premierą Maria Fiodorowna z kamienną twarzą zrelacjonowała wyprawę
studyjną na Chitrowkę, Alosza przysłuchiwał się jej w osłupieniu. Nic
nie powiedział, tylko popatrzył na mnie. Nie mrugnął okiem ani się nie
roześmiał, jedynie przesunął wzrokiem ku mnie tak, że nasze oczy się
spotkały. Wiedział, że myślę to samo, co on, bo oboje dorastaliśmy w biedzie. To wtedy po raz pierwszy wymieniliśmy spojrzenia.

Maria Fiodorowna wiarygodnie odegrała Nataszę, prostą, dla mnie
osobiście przesadnie czystą dziewczynę, naturalnym gestem owijała się w długi szal i potrafiła przemówić w sposób niewymuszony, czego po niej
się nie spodziewano, albowiem już ją zaszufladkowano do ról wielkich
bohaterek. W trakcie przedstawienia Alosza szwendał się za kulisami,
cały w nerwach, paląc papierosa, a kiedy został wywołany oklaskami, nie
zgasił tego papierosa i dopiero gdy już stał przed kurtyną,
oprzytomniał, ukrył go w garści i tak trzymał, dymiącego, przez pięć
minut, póki trwały owacje przeznaczone wyłącznie dla niego, autora, i potem za kurtyną dalej go sobie palił. A w oczach aktorów palił się
gniew. Niełatwo trzymać papierosa w garści tak, by nie zgasł, a zarazem
człowieka nie oparzył, coś takiego trzeba ćwiczyć. Owacje należne
aktorom i reżyserowi sprzątnął im sprzed nosa autor. Sukces był ogromny,
czegoś podobnego od tamtej pory nie widziałam.

Całą rewolucję od początku do końca przeszliśmy razem.

Mieszkaliśmy wtedy w wielkiej kamienicy z apartamentami, która nazwała
się Peterhof, na rogu ulic Wozdwiżenki i Mochowej, my to znaczy Maria
Fiodorowna, Alosza i ja z mężem. Nigdy nie mieszkało z nimi żadne z łącznie czworga ich dzieci z wcześniejszych związków. Za gabinetem
Aloszy znajdowała się ptaszarnia, w klatkach było zawsze pięć–sześć
ptaków, a gdy któryś padł, przynosiłam nowego. Trzymaliśmy tam także
ziarno w workach. W tejże ptaszarni przechowywaliśmy również bomby, zaś
szuflada w biurku Aloszy wypełniona była rewolwerami i nabojami.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Prawdziwe nazwisko Gorkiego to Aleksiej Maksimowicz Pieszkow (wszystkie
przypisy pochodzą od tłumaczki). [wróć]

Rosyjska bluza wojskowa, skrojona jak rubaszka, używana ja-ko odzież
wierzchnia. [wróć]

Strona redakcyjna

TYTUŁ ORYGINAŁU: Diavolina

Copyright © Spiró György 2015
Published by agreement with the Sárközy & Co. Literary Agency
sarkozyandco.com

PROJEKT GRAFICZNY OKŁADKI: Piotr Gidlewski

REDAKCJA: Anna Suligowska-Pawełek

Wydanie I elektroniczne

Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer

Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela jest zabronione.

Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik”
ul. Wiejska 12a, 00-490 Warszawawww.czytelnik.pl

© Copyright for the Polish translation by Irena Makarewicz

© Copyright for the Polish edition by Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik”, Warszawa 2017

ISBN 978-83-07-03424-9