Strona główna » Obyczajowe i romanse » Dogonić szczęście

Dogonić szczęście

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-238-9995-2

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Dogonić szczęście

Trzej bracia Rinucci nie mają szczęścia w miłości…

Ruggiero nie może zapomnieć o dziewczynie, która przed laty zniknęła bez śladu z jego życia. Carlo już planował ślub, ale jego ukochana nagle podjęła decyzję o rozstaniu. Francesco niedawno zakończył burzliwy związek. Wszyscy rzucają się w wir życia, by zapomnieć o smutkach i porażkach.

Nie wiedzą, że prawdziwe kłopoty są dopiero przed nimi...

Polecane książki

Dla milionów Polaków wyjazdy nad Morze Adriatyckie stanowiły pierwszy kontakt z południem Europy. Włoskie czy chorwackie plaże były wymarzonymi miejscami na wakacyjny wypoczynek. Adriatyk to jednak nie tylko plażowanie na słońcu. Nad morzem, gdzie już w starożytności Wschód spotykał się z Zachodem, ...
Chyba każdy zastanawiał się, jak by wyglądało jego życie, gdyby ożenił się z Baśką, najładniejszą dziewczyną z placu. Chyba każda zastanawiała się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby wyszła za mąż za Witka, najbogatszego chłopaka w szkole. Chyba każdy zastanawiał się nad tym, co by zrobił, gdyby wygra...
Pokazujemy, jak wykorzystywać narzędzia Excela i właściwości arkusza, aby osiągnąć bardzo ciekawe efekty na wykresach. Czytelnik dowie się m.in., jak manipulować linią trendu, aby opracować różne scenariusze działań (optymistyczny, pesymistyczny) lub aby wskazywała przyszłe trendy zgodnie z oczekiwa...
W majątku Bełczączka w Puszczy Kozienickiej w ziemi radomskiej zamieszkuje pan Gedeon Pągowski z wychowanką, sierotą – panną Anna Sienińska, osiedleni tam jako przybyli z kresów wschodnich po zniszczeniu ich majątków podczas rebelii Chmielnickiego. W dziewczynie od dawna kocha si...
? Komentarz w sposób kompleksowy omawia fragment kodeksu postępowania cywilnego poświęcony księgom wieczystym. Publikacja zawiera bogaty zbiór orzeczeń i tez piśmiennictwa, które pomogą Czytelnikowi rozwiązać wszelkie wątpliwości pojawiające się w praktyce dokonywania wpisów do ksiąg wieczystych. ? ...
Nie zawsze były piękniejsze od innych. Nie zawsze były bardzo młode. I rzadko odznaczały się szczególnymi zaletami serca i umysłu. Mimo to zajęły ważne lub nawet bardzo ważne miejsce w historii. Czasem to właśnie one odgrywały w naszych dziejach większą rolę niż mężczyźni, którzy je kochali i którzy...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Lucy Gordon

Lucy GordonDogonić szczęście

Tłumaczenie:Bogusław Stawski
Halina Kilińska

CZĘŚĆ PIERWSZAROZDZIAŁ PIERWSZY

Obraz na monitorze komputera wypełniał pokój pozytywnymi wibracjami i niezwykłym nastrojem. Na ekranie widniało zdjęcie młodego mężczyzny o wyjątkowo atrakcyjnym wyglądzie, kręconych włosach, niebieskich oczach i figlarnym uśmiechu.

– Ojej! – westchnęła Jackie. – Spójrz na niego!

Della zachichotała. Jej sekretarka była młoda i łatwo ulegała męskiej urodzie. Ona sama była bardziej ostrożna.

– Nie najgorszy – przyznała.

– Nie najgorszy? – powtórzyła za nią zaskoczona Jackie. – Jest anielsko piękny.

– Dla mnie liczy się coś więcej niż tylko ładna twarz. Szukam zdolnego mężczyzny, który już coś osiągnął w życiu.

– Della, przecież jesteś producentką serialu telewizyjnego, a tu wygląd ma znaczenie.

– Zgadzam się, ale szukam poważnego specjalisty, a nie chłopca. Carlo Rinucci ma najwyżej dwadzieścia pięć lat.

– W życiorysie napisał trzydzieści – powiedziała Jackie, przerzucając papiery – i dobrze zna się na zabytkach.

– Ale jest Włochem. Nie mogę zaangażować go do serialu dla angielskich telewidzów.

– Niektóre odcinki będą nagrywane we Włoszech, a poza tym on mówi świetnie po angielsku. Sama powiedziałaś, że dobrze byłoby sprzedać serial za granicę, żeby wyjść na prostą.

W świecie telewizji Della była grubą rybą. Miała własną firmę produkcyjną i doskonałą reputację. Jej programy zyskały dużą popularność. Mimo to musiała być realistką, dlatego jeszcze raz przyjrzała się twarzy Carla Rinucciego. Nie był tak zwyczajnie przystojny. Miał szelmowski uśmiech, tak jakby właśnie odkrył sekrety ukryte przed resztą świata.

Instynkt samozachowawczy ostrzegał ją, żeby nie przesadzać z zachwytami nad młodym facetem z powodu urody. Jednak lista jego doświadczeń zawodowych też robiła wrażenie. George Franklin, jej asystent, który pomagał przy produkcji serialu, przysłał jej e-mail:

„Nie daj się zmylić młodym wiekiem. Carlo Rinucci jest czołowym specjalistą w swojej dziedzinie. Ma spore osiągnięcia i napisał kilka poczytnych książek. Jego opinie są często obrazoburcze, ale efekty pracy – imponujące”.

Dodał jeszcze kilka uwag o aktualnych działaniach Carla Rinucciego w Pompejach, miasteczku na południe od Neapolu, które wieki temu zostało zalane lawą po wybuchu Wezuwiusza. E-mail zakończył słowami: „Warto go sprawdzić”.

– Warto go sprawdzić – mruknęła Della.

– Ja chętnie się tym zajmę – zaoferowała się Jackie. – Złapię następny samolot do Neapolu, obejrzę go sobie i złożę ci sprawozdanie.

– Nieźle to sobie wykombinowałaś – odparła rozbawiona Della.

– To znaczy, że zarezerwowałaś go już tylko dla siebie?

– To znaczy, że rozważę wszystkie opcje, nie kierując się impulsem, dokonam oceny i podejmę decyzję, która będzie najlepsza dla mojego programu – odparła poważnym tonem Della.

– No właśnie, zatem zarezerwowałaś go dla siebie.

Della uśmiechnęła się i porzuciła oficjalny ton głosu.

– No cóż, bycie szefem daje jakieś przywileje, nieprawdaż?

– Jasne! Jeśli go weźmiesz, to poziom oglądalności sięgnie nieba. Każdy kraj będzie chciał kupić ten program. Zyskasz wielkie uznanie.

– Niektórzy uważają, że już je zyskałam – odparła Della, udając oburzenie.

– Jednak jeśli go zatrudnisz, zyskasz jeszcze większe.

– Więc myślisz, że powinnam go zatrudnić, bo na tym skorzystam? Dzięki, ale nie potrzebuję pomocy żadnego ładnego chłopca, który buduje karierę na uroku osobistym.

– Przecież nie wiesz, czy jest uroczy.

– Spójrz na zegar! Nie powinnaś już iść do domu?

Zanim wyszła, Jackie tęsknie spojrzała na monitor komputera.

– Bądź grzeczna! – poradziła jej Della. – Nie jest wcale taki niezwykły.

– Właśnie że jest – westchnęła Jackie i zamknęła za sobą drzwi.

Della nie musiała wychodzić z pracy, żeby znaleźć się w domu, ponieważ prowadziła firmę na barce mieszkalnej przycumowanej na Tamizie, niedaleko Chelsea. Lubiła swoją barkę, bo stanowiła dla niej symbol osiągnięć i kariery, którą zaczynała od zera.

Uważała, że prezenterem jej serii programów o słynnych historycznych miejscach powinna być osoba z dorobkiem naukowym. Często powtarzała, że nie chce przystojniaka, który może okazać się zerem intelektualnym, gdy tylko zabraknie mu tekstu. Oczekiwała, że komentator sam napisze znaczną część scenariusza.

Przyjrzała się wielu osobom, zarówno mężczyznom jak i kobietom, którzy mieli odpowiednią reputację w swojej branży. Jedna z kobiet wzbudziła wielkie nadzieje, ale podczas nagrania próbnego okazała się zbyt pompatyczna. Inny mężczyzna świetnie się prezentował – po czterdziestce, elegancki, poważny, miły wygląd. Ale gdy stanął przed kamerą, zjadła go trema.

– Założę się, że tobie nigdy nie zabrakło słów – powiedziała do zdjęcia na monitorze. – To widać. – Zamilkła na moment, bo wydało jej się, że postać z monitora mrugnęła do niej.

– Dosyć tego – burknęła ostro. – Znam się na takich typkach. Mój drugi mąż był dokładnie taki jak ty. Prawdziwy czaruś! Problem w tym, że Garry miał nie tylko mnóstwo uroku, ale też umiejętność wydawania cudzych pieniędzy. Teraz jestem już odporna na męskie wdzięki, no przynajmniej częściowo. I wcale tego nie zmienisz.

Ale on jej nie uwierzył. Dostrzegła to w jego twarzy.

– Myślę – powiedziała powoli – że powinniśmy umówić się na spotkanie.

– To miejsce wygląda, jakby wybuchła tu bomba – stwierdziła Hope Rinucci.

Robiła obchód domu: najpierw salon, potem jadalnia i taras z widokiem na Zatokę Neapolitańską z Wezuwiuszem na horyzoncie.

– Dwie bomby – uzupełniła, widząc nieporządek.

Jednak nie mówiła tego z niezadowoleniem, a raczej z satysfakcją w głosie. Poprzedniego wieczoru zorganizowała przyjęcie, a Hope uważała, że jeśli po imprezie nie zostanie bałagan, to tak jakby wcale się nie odbyła.

Ruggiero, jeden z jej młodszych synów, wszedł do pokoju i natychmiast usiadł.

– To było świetne party – oświadczył cichym głosem.

– Też tak myślę. Mieliśmy mnóstwo powodów do świętowania. Nowa praca Francesca, małżeństwo Prima i Olimpii, przyjazd jej rodziców, no i ciąża Olimpii. Luke i Minnie pochwalili się, że też spodziewają się dziecka.

– Jest jeszcze Carlo – zadumał się Ruggiero, mówiąc o bracie bliźniaku. – Mamo, która z tych trzech młodych kobiet, które przyprowadził, jest jego dziewczyną?

– Nie mam pojęcia – odparła, podając mu kawę. – Szkoda, że Justin i Evie nie mogli przyjechać, ale ona jest w zaawansowanej ciąży z bliźniakami. Obiecała, że pokaże je nam, jak tylko przyjdą na świat.

– Więc będzie powód do kolejnej imprezy – przyznał Ruggiero. – Może do tego czasu Carlo podzieli się na trzy części.

– A wiesz, z którą z nich poszedł do domu?

– Nie widziałem, ale wychodzili razem – stwierdził zazdrośnie. – Ależ on jest odważny!

– Dlaczego odważny? – zapytał Francesco, wchodząc po cichu do pokoju.

Hope uśmiechnęła się i nalała mu filiżankę kawy.

– Carlo przyprowadził trzy młode dziewczyny. Nie zauważyłeś?

– On nie widział nic poza tą egzotyczną rudowłosą – stwierdził Ruggiero. – Gdzie ją znalazłeś?

– To chyba ona mnie znalazła.

– Zastanawialiśmy się, którą z tych dziewczyn Carlo zabrał do siebie – oświadczył Ruggiero.

– On nie wrócił do swojego mieszkania.

– Skąd wiesz? – dopytywała się Hope.

– Bo jest tutaj. – Francesco wskazał na wielką sofę stojącą przodem do okna.

Gdy przechylili się przez oparcie, zobaczyli młodego mężczyznę pogrążonego w błogim śnie. Był w ubraniu z zeszłego wieczoru. Rozpięta pod szyją koszula ukazywała gładkie, opalone ciało.

– Hej! – Ruggiero trącił go.

– Mmm?

Bliźniak trącił go powtórnie i Carlo otworzył oczy.

Bracia byli poirytowani, widząc, że nie obudził się z zapuchniętymi powiekami i kacem. Nawet po nieprzespanej nocy wypełnionej zabawą był pełen wigoru.

– Cześć – przywitał się, ziewając.

– Co tu robisz? – domagał się odpowiedzi rozdrażniony Ruggiero.

– A co w tym złego, że tu jestem? O, kawa! Wspaniale! Wielkie dzięki, mamo.

– Nie zwracaj uwagi na tych dwóch. Są po prostu zazdrośni.

– Trzy – jęczał Ruggiero. – Miał trzy dziewczyny, a spał sam na sofie.

– Problem w tym, że trzy to za dużo – wyznał Carlo filozoficznie. – Jedna – to sytuacja idealna, z dwoma można sobie poradzić, ale więcej… Poza tym wczoraj nie czułem się najlepiej, więc wezwałem taksówkę dla dziewczyn, a sam poszedłem spać.

– Mam nadzieję, że zapłaciłeś za tę taksówkę – powiedziała Hope.

– Oczywiście – odparł Carlo lekko zdziwiony. – Przecież tak mnie wychowałaś.

– O ty bezkręgowy, miękki… – szepnął osłupiały Francesco.

– Wiem, wiem – westchnął Carlo. – Mnie też jest wstyd.

– I ty śmiesz się nazywać Rinucci? – odezwał się Ruggiero.

– Wystarczy już – upomniała ich Hope. – Carlo zachował się jak dżentelmen.

– Zachował się jak mięczak – warknął Francesco.

– To prawda – przyznał Carlo. – Ale takie zachowanie ma swoje dobre strony. Kobiety myślą, że jesteś dżentelmenem, więc następnym razem…

Dokończył kawę, pocałował matkę w policzek i uciekł, zanim bracia zdążyli dać upust oburzeniu.

Hotel Vallini w Neapolu, usytuowany na zboczu wzgórza z widokiem na panoramę miasta, był najlepszy w mieście. Stojąc na balkonie, Della podziwiała górującego nad miastem Wezuwiusza wynurzającego się z rozedrganego powietrza. Dwa tysiące lat temu potężna eksplozja wulkanu w ciągu jednego dnia zniszczyła Pompeje i to właśnie wydarzenie Della wybrała jako temat pierwszego odcinka swojego historycznego serialu.

Po trzygodzinnym locie czuła się zmęczona, lecz zimny prysznic przyniósł jej ulgę. Włożyła świeże ubranie: czarne lniane spodnie i białą bluzkę o wyszukanym kroju.

Muszę wyglądać jak kobieta interesu, pomyślała. Ubranie podkreślało jej wzrost, szczupłą sylwetkę, niewielkie, lecz jędrne piersi. Pełne usta zdradzały zmysłowość, a gęste, jasnokasztanowe włosy, zwykle zebrane do tyłu, były dziś rozpuszczone.

Planowała zaskoczyć swoją zdobycz. Nie była pewna, czy zastanie dzisiaj Carla Rinucciego w Pompejach, ale wiedziała, że analizuje teraz nowe teorie dotyczące zniszczenia miasta.

Zbiegła w pośpiechu po schodach. Dotarła taksówką na dworzec kolejowy i po półgodzinie jazdy kolejką Circumvesuviana dotarła do Pompejów.

Ze stacji przeszła pieszo do Porta Marina, kupiła bilet wstępu i wkroczyła do zrujnowanego miasta. Po minięciu bram zaskoczył ją panujący tu spokój. Choć po ulicach martwego miasta spacerowały tłumy turystów, wszyscy mówili przyciszonymi głosami. Gdy weszła na puste podwórko, otoczyła ją całkowita cisza, którą po chwili zmąciły nagłe krzyki.

– Wracaj! Słyszysz mnie? Chodź tu natychmiast!

Chwilę później Della zrozumiała, co się stało. Wśród ruin, skacząc lekko z kamienia na kamień, biegł wyglądający na dwanaście lat chłopiec. Goniła go kobieta w średnim wieku.

– Wracaj! – wołała po angielsku.

Odwracając się, chłopiec popełnił błąd i wpadł prosto w ramiona Delli.

– Puść mnie! – wrzeszczał i wyrywał się.

– Przykro mi, ale nic z tego – oświadczyła przyjaźnie, lecz stanowczo.

– Dziękuję pani – powiedziała zasapana nauczycielka. – Mickey, przestań! I wracaj do grupy!

– Ale to takie nudne – marudził chłopiec. – Nienawidzę historii.

– Jesteśmy na wycieczce klasowej – wyjaśniła kobieta. – W dzieciństwie marzyłam o wyjeździe do Włoch, ale te dzieciaki są jakieś inne i takie niewdzięczne! Szkoda mówić.

– To nuda – powtarzał chłopiec.

Kobiety spojrzały po sobie ze zrozumieniem. Chłopiec skorzystał z chwili nieuwagi, wyrwał się im i zniknął za rogiem. Pobiegły za nim, ale zdążył zniknąć za kolejnym rogiem.

– O Boże! Moja klasa! – jęknęła kobieta.

– Niech pani do nich wraca, a ja spróbuję go znaleźć – zaproponowała Della.

Łatwiej to było powiedzieć, niż wykonać. Chłopiec zniknął między ruinami, Della nigdzie go nie widziała.

W końcu dostrzegła dwóch mężczyzn stojących na krawędzi wielkiego wykopu. Młodszy oddychał ciężko, a na jego silnych ramionach błyszczał pot.

Zdesperowana Della zdecydowała się ich zaczepić.

– Nie widzieliście przebiegającego tędy chłopca w czerwonej koszulce? To uczeń, który uciekł z wycieczki klasowej. Jego wychowawczyni jest przerażona.

– Nie widziałem nikogo – odparł starszy mężczyzna. – A ty, Carlo?

Zanim zdążyła zareagować na dźwięk tego imienia, młody mężczyzna odwrócił się i uśmiechnął. To była twarz, którą widziała na fotografii – piękna i pogodna.

– Nie zauważyłem… – zaczął mówić, ale przerwał i krzyknął: – Tam jest!

Za łukiem pojawił się chłopiec, Carlo Rinucci pobiegł za nim. Nachmurzone oblicze chłopca rozjaśniło się w uśmiechu. Carlo też się uśmiechnął i zaczęła się zabawa w pogoń. Po chwili do gry radośnie dołączyły pozostałe dzieci, które pojawiły się na ulicy.

– Mój Boże – westchnęła nauczycielka.

– Niech pani się nie martwi – poradziła Della. – A tak przy okazji, nazywam się Della Hadley.

– Miło mi, Hilda Preston. To co mam teraz robić?

– Chyba nic – wyjaśniła rozbawiona Della. – On się tym zajmie.

Faktycznie. Dzieci otoczyły młodego mężczyznę, który zdołał je uspokoić i prowadził z powrotem do wychowawczyni.

– OK, wystarczy już, dzieciaki!

– Jak wy się zachowujecie? – upominała dzieci Hilda. – Prosiłam was, żebyście się same nie oddalały.

– Ale nam się nudzi – narzekał chłopiec, który jako pierwszy odłączył się od grupy.

– Nie obchodzi mnie twoje zdanie – rzuciła gniewnie Hilda i oświadczyła: – Przyjechaliśmy tutaj, żeby poznać starożytną kulturę.

Della usłyszała obok cichy chichot Carla, który próbował powstrzymać śmiech. Della robiła to samo, nawet w tym samym momencie zasłonili usta dłońmi.

Jak można było przewidzieć, słowo „kultura” wzbudziło niechęć u dzieci. Niektóre jęczały, inne łapały się za brzuchy.

– Teraz przegięła – powiedział Carlo do Delli. – Użyła zakazanego słowa.

– Jakie to słowo? – spytała.

– Kultura.

– No tak.

– Co z niej za nauczycielka. Czy ona robi to często?

– Nie mam pojęcia. Nie jestem… – zaczęła wyjaśniać, zdając sobie sprawę, że Carlo wziął ją za opiekunkę grupy.

– Mniejsza o to. Czas na akcję ratunkową – powiedział i podniósł głos. – Możecie się już uspokoić, dzieciaki, bo to miasteczko nie ma nic wspólnego z kulturą. To było miejsce śmierci. – I dla spotęgowania wrażenia dodał: – W ogromnych cierpieniach!

Hilda była zniesmaczona.

– Nie powinno się mówić takich rzeczy przy dzieciach – oświadczyła.

– Ależ dzieci uwielbiają krew i horrory – argumentowała Della.

– To było jak koszmar senny – rozpoczął opowieść Carlo. – Tysiące ludzi w jednej chwili straciło życie po wybuchu wulkanu, który lawą i pyłami pokrył całe miasto. Ludzie umierali podczas sprzeczek, kolacji, odpoczynku. Zginęli wszyscy i zastygli na prawie dwa tysiące lat.

Dzieci słuchały Carla z przejęciem.

– Czy to prawda, że w muzeum można zobaczyć te zastygłe ciała? – zapytało jakieś dziecko.

– To nie są ciała – wyjaśnił Carlo, co wzbudziło jęk zawodu u dzieci. – Ciała, pokryte lawą, uległy rozkładowi, natomiast lawa utworzyła coś w rodzaju formy. Na tej podstawie zrobiliśmy gipsowe odlewy, które można zobaczyć w muzeum.

Dzieci słuchały go z najwyższą uwagą. Carlo zaczął rozwijać temat, opowiadając barwnie o tragedii Pompei. Mówił płynnym angielskim z prawie niedostrzegalnym obcym akcentem. Niczym aktor teatralny opisywał życie w starożytnym mieście i dzień wybuchu wulkanu.

Della wykorzystała sytuację, by dokładnie mu się przyjrzeć. Choć była nastawiona krytycznie, przyznała mu najwyższe noty. Niestety nie wyglądał na poważnego naukowca, autora kilku cenionych publikacji.

– Historia to nie to samo, co kultura – zapewnił dzieci. – Historia opowiada o życiu i śmierci, o miłości i nienawiści, o takich samych ludziach jak my. A teraz idźcie grzecznie ze swoją wychowawczynią, bo inaczej utopię was w lawie.

Dzieci przyjęły tę propozycję z radosnym okrzykiem.

– Dziękuję panu – powiedziała Hilda. – Naprawdę ma pan talent do uczenia dzieci.

– Jestem urodzonym gawędziarzem – uśmiechnął się Carlo, ukazując białe zęby.

To prawda, pomyślała Della. No i właśnie kogoś takiego potrzebowała.

Hilda podziękowała także jej i ruszyła dalej z dziećmi. Carlo spojrzał na Dellę ze zdziwieniem.

– To pani nie jest z nimi?

– Nie.

– I nagle znalazła się pani w środku zamieszania?

– Biedna kobieta. Dziwne, że powierzono jej opiekę nad dziećmi.

Carlo wyciągnął rękę.

– Nazywam się Carlo Rinucci.

– Tak, ja… – Już miała mu wyznać prawdę, ale w ostatnim momencie się powstrzymała. – Jestem Della Hadley.

– Miło panią poznać, signorina. A może signora?

– Raczej to drugie, bo jestem rozwódką.

Carlo uśmiechnął się rozbrajająco, nadal ściskając jej dłoń.

– Bardzo mi miło.

Uważaj na siebie, ostrzegł ją głos w myślach. On wie, jak zauroczyć kobietę.

– Hej, Carlo! – zawołał jego współpracownik. – Oddasz tej pani jej rękę czy przekażemy ją do muzeum jako eksponat?

Della oswobodziła wreszcie dłoń z uścisku. Czuła się trochę niezręcznie, w przeciwieństwie do Carla, który uśmiechał się promiennie.

– Zupełnie zapomniałem o Antoniu – przyznał.

– Nie przejmuj się mną – odparł Antonio dobrodusznie. – Ja pracowałem, gdy ty czarowałeś wszystkich wokół.

– Może skończmy już na dziś? – zaproponował Carlo. – Robi się późno, a signora Hadley chce się napić kawy.

– Tak. I to koniecznie – przyznała ochoczo.

– No to chodźmy. – Spojrzał jej prosto w oczy i dodał: – I tak już straciliśmy mnóstwo czasu.

ROZDZIAŁ DRUGI

Della czekała na Carla, który brał błyskawiczny prysznic. Gdy wyszedł, miał na sobie białą koszulę z krótkimi rękawami i jasnobrązowe spodnie. Nawet w tak prostym ubraniu wyglądał, jakby mógł kupić cały świat. Della doszła do wniosku, że musiał pochodzić z zamożnej rodziny.

– Chodźmy na tę kawę.

Gdy weszli do samoobsługowej kawiarenki, zatrzymali się w progu ze zdziwienia. Była wypełniona po brzegi turystami.

– To nie jest dobry pomysł – stwierdził Carlo. Nie czekając na zgodę, po prostu wziął Dellę za rękę i wyciągnął na zewnątrz. – Znam mnóstwo lepszych miejsc. – Nagle zatrzymał się w pół kroku. – Gdzie się podziały moje dobre maniery? – zastanowił się głośno. – Nie zapytałem cię o zdanie. Może powinniśmy tam wrócić?

– Nawet nie próbuj.

Carlo uśmiechnął się, skinął głową.

Miał czerwony sportowy samochód, co okazało się zgodne z oczekiwaniami Delli. Szarmancko otworzył przed nią drzwi. Poruszał się zwinnie i z gracją. Ręce lekko spoczywały na kierownicy, prawie jej nie dotykając, jednak doskonale kontrolowały ruch samochodu z silnikiem o potężnej mocy.

Umysł Delli pracował na najwyższych obrotach.

Właśnie kogoś takiego potrzebowała do programu. Przystojny, czarujący, elokwentny, kamera od razu go pokocha.

– Mieszkasz w okolicy? – zapytał.

– Nie. Jestem turystką. Zatrzymałam się w hotelu Vallini w Neapolu.

– Na długo przyjechałaś?

– Sama jeszcze nie wiem – odpowiedziała ostrożnie.

Carlo zjechał na drogę prowadzącą wzdłuż wybrzeża. Przed nimi rozciągał się Neapol, lecz w połowie drogi skręcili do malutkiej nadmorskiej wioski. Della dostrzegła zacumowane łodzie rybackie i brukowane uliczki. Carlo zaparkował samochód i weszli do małej restauracji.

– Carlo! – powitał ich barman, gdy stanęli na progu.

– Cześć, Berto! – odpowiedział na powitanie Carlo i zaprowadził Dellę do stolika koło małego okienka.

Berto natychmiast przybiegł z kawą, ledwie radząc sobie z jej nalaniem, bo cały czas wesoło paplał i zerkał ciekawie na Dellę.

Założę się, że widują go tutaj co tydzień z inną dziewczyną, pomyślała.

Kawa była wyśmienita i po raz pierwszy od rana Della poczuła się zrelaksowana.

– Jesteś Angielką, prawda? – zapytał Carlo.

– Poznałeś to po moim akcencie?

– Nie tylko. Moja matka jest Angielką, a w twojej wymowie jest coś, co brzmi zupełnie jak jej angielski.

– To wiele wyjaśnia.

– Co takiego?

– Mówisz po angielsku z prawie niedostrzegalnym obcym akcentem.

– To zasługa matki. Wszyscy musieliśmy mówić biegle po angielsku.

– Wszyscy? Masz dużo rodzeństwa?

– Tylko braci. Ale za to pięciu i to w różny sposób spokrewnionych.

– W różny sposób? – Zmarszczyła brwi ze zdziwienia.

– Niektórzy są braćmi rodzonymi, a niektórzy przyrodnimi. Gdy mama wychodziła za tatę, miała już dwóch synów, pasierba i adoptowanego syna. I potem jeszcze urodziła dwójkę dzieci.

– Sześciu braci Rinuccich?

– Aż trudno to sobie wyobrazić, prawda? Nawet ci z nas, którzy mają najwięcej krwi włoskiej, są po części Anglikami, ale niektórzy są bardziej angielscy niż pozostali. Tata i tak mówi, że jesteśmy pomiotem szatana.

– Wygląda na to, że razem tworzycie jedną wielką, szczęśliwą rodzinkę – westchnęła zazdrośnie.

– Chyba tak – przyznał. – Kłócimy się cały czas, ale równie chętnie się godzimy i przepraszamy.

– I zawsze będziecie mogli na sobie polegać, a to jest najważniejsze.

– Powiedziałaś to, jakbyś była jedynaczką – zauważył, przyglądając się jej z zainteresowaniem.

– Czy to takie oczywiste?

– Szczególnie dla kogoś, kto ma wiele rodzeństwa.

– Muszę przyznać, że bardzo ci zazdroszczę. Opowiedz mi więcej o swoich braciach. Chyba nie kłócicie się cały czas?

– Z przerwami. Pierwszy mąż mamy był Anglikiem, ale z kolei jego pierwsza żona była Włoszką. Primo, jej pierwszy syn z tego małżeństwa, jest w połowie Włochem, w połowie Anglikiem. Luke, ich adoptowany syn, jest Anglikiem. Nie pogubiłaś się?

– Jeszcze nie. Opowiadaj dalej.

– Primo i Luke często się kłócili, a potem jeszcze zakochali się w tej samej kobiecie.

– Och!

– Primo się z nią ożenił, a Luke znalazł inną wybrankę i od tego czasu żony trzymają ich krótko, tak jak powinno być.

– Naprawdę? – zapytała ironicznie.

– Tak. Każdy mężczyzna, który wychował się we Włoszech, wie, że gdy żona mówi, to trzeba uważnie słuchać. Przynajmniej mój tato tak postępuje.

– A kiedy przyjdzie kolej na ciebie, to wybierzesz kobietę, która będzie wiedziała, jak cię okiełznać?

– Nie. Moja matka ją wybierze – odparł. – Nastawiła się na sześć synowych, a ma dopiero trzy. Za każdym razem, gdy w domu pojawia się jakaś kobieta, mama bacznie ją obserwuje. Jeśli trafi na właściwą, powie mi o tym.

– I co, posłuchasz mamy? – droczyła się Della.

– Mam jeszcze trochę czasu. Nie spieszy mi się.

– Życie jest piękne, więc po co je psuć małżeństwem?

– Tak bym tego nie ujął – odparł zakłopotany.

– Jednak do tego to się sprowadza, chociaż nie powiedziałeś tego głośno.

– Nie postawiłbym jednego euro na to, że potrafisz czytać w moich myślach. – Carlo uśmiechnął się lekko, trochę skrępowany własną śmiałością.

Do stolika podszedł Berto, informując ich, że dzisiejszy połów małży był bardzo udany i spaghetti alle vongole może być gotowe już za moment.

– Zjem chętnie – oświadczyła Della.

– Podać wino? – dopytywał się Berto.

– Zdaję się na ciebie, Carlo – odparła.

Carlo wymienił szybko kilka różnych nazw po włosku i Berto pobiegł do kuchni.

– Pozwoliłem sobie zamówić kilka przekąsek – wyjaśnił Carlo.

– To świetnie. Sama zupełnie nie wiedziałabym, co wybrać.

– Bardzo dyplomatyczna odpowiedź.

– Jestem tu obca, więc zdaję się na opinię eksperta.

Berto pojawił się z białym winem, rozlał je do kieliszków i wrócił do kuchni.

– Zatem uważasz, że potrafisz czytać w moich myślach?

– Nic takiego nie powiedziałam.

– Muszę jednak przyznać, że kilka rzeczy już udało ci się zgadnąć.

– No to zobaczmy, jak poradzę sobie z resztą. Wiem, że młodzi Włosi dłużej mieszkają z rodzicami niż przedstawiciele innych narodowości, ale myślę, że ty mieszkasz osobno, ponieważ obecność matki mogłaby przeszkadzać ci w używaniu wolności.

– To dobre spostrzeżenie – przyznał.

– Masz przytulną garsonierę, do której zapraszasz dziewczyny… Nie możesz ich przyprowadzać do domu, ponieważ nie spełniłyby wielu warunków stawianych przyszłej synowej przez twoją matkę.

– Basta! – Carlo powstrzymał ją proszącym głosem. – Dosyć! Dosyć! Skąd to wszystko wiesz?

– To łatwe. Wystarczy tylko dobrze ci się przyjrzeć.

– Czyli nie mogę nic przed nikim ukryć – stwierdził ponuro.

– No wiesz, może byłam trochę nazbyt surowa i złośliwa.

– Nie, nie byłaś. Zasłużyłem sobie na to. Tak naprawdę to jestem jeszcze gorszy. Przynajmniej moja matka tak by powiedziała.

Della zachichotała.

– To myśl o mnie jak o swojej drugiej matce.

– Nigdy w życiu – odpowiedział.

Jego wzrok prześlizgiwał się po jej sylwetce, wyrażając więcej niż słowa. Della uświadomiła sobie, że musi wyglądać na młodszą, niż była w rzeczywistości. Dzięki godzinom spędzanym w siłowni zachowała szczupłą sylwetkę, jej oczy zachowały blask, a skóra była pozbawiona zmarszczek.

Berto podał spaghetti z małżami, a oni na chwilę zamilkli. To dobrze, pomyślała Della, bo nasza rozmowa zmierzała w niewłaściwym kierunku.

Carlo obserwował jej twarz. Della jadła z wielkim apetytem.

– Smakuje?

– Bardzo. Uwielbiam włoską kuchnię, ale nieczęsto mam okazję zjeść coś włoskiego.

– Byłaś już kiedyś we Włoszech?

– Tylko raz na wakacjach. Zwykle jem coś włoskiego w restauracjach koło mojego domu.

– A gdzie mieszkasz?

– W Londynie, na barce mieszkalnej na Tamizie.

– Mieszkasz na wodzie? To musi być cudowne. Opowiedz mi o tym.

W tym momencie powinna opowiadać o codziennych obowiązkach i sporadycznych wizytach dorosłego syna. Ale zamiast tego opisała rzekę o wschodzie słońca, gdy pierwsze promienie odbijały się na zmarszczonych falach, a brzegi rzeki powoli wynurzały się z mgły.

– Czasem czuję się tam naprawdę niezwykle. Jestem w środku wielkiego miasta, ale zanim miasto się obudzi, nad rzeką jest tak spokojnie. Jakby świat należał tylko do mnie. Potem robi się coraz jaśniej i magia znika.

– To musi być urocze – mruknął Carlo.

– Byłeś w Londynie?

– Nie, miałem na myśli coś innego. Później wyjaśnię. Powiedz mi coś więcej o sobie. Czym się zajmujesz zawodowo?

– Pracuję w telewizji – odpowiedziała ogólnikowo. – Z drugiej strony kamer.

– Aha, czyli jesteś jedną z tych okropnie skutecznych asystentek producenta, które wszystkich popędzają?

– Faktycznie, mówiono mi, że potrafię być okropna – przyznała Della. – A ludzie muszą się spieszyć, gdy ich o to proszę.

– Może właśnie dlatego wziąłem cię za nauczycielkę?

– Sam przecież doskonale sobie radzisz z dziećmi.

– Byłbym okropnym nauczycielem. Nie potrafiłbym utrzymać dyscypliny. Dzieciaki szybko by mnie przejrzały i zobaczyły, że sam w środku jestem dzieckiem.

– Przecież słuchały cię jak zaczarowane.

– To dlatego, że mam absolutnego bzika na punkcie mojej pracy i chcę wszystkim o niej opowiadać. Wiem, że dla niektórych może być to nudne.

– No jasne, siedzę tu i umieram z nudów. Opowiedz mi o swojej pracy.

– Jestem archeologiem. Wiem, że nie wyglądam poważnie, trochę jak hipis…

– Nie żartuj, jesteś specjalistą.

– Po czym poznałaś? Tylko po tym, że udało mi się uspokoić dzieci? Bycie showmanem to najłatwiejsza część. To nie jest to, co naprawdę się liczy.

– A co liczy się naprawdę?

Na to pytanie właśnie czekał. Słowa popłynęły mu z ust. Niektóre myśli były zbyt górnolotne, ale przez wszystkie przebijała nieskończona miłość do starożytności i minionych dziejów.

– W szkole chodziłem na wagary, a moi nauczyciele przewidywali, że źle skończę, bo z pewnością nie zdam egzaminów końcowych. Ale ja ich wystrychnąłem na dudka. Przed egzaminami siedziałem całą noc, wkuwałem wszystko na pamięć i zdałem z wyróżnieniem – westchnął, wspominając dawne czasy. – Boże, jak ja ich wtedy wkurzyłem! Nie byłem w stanie znieść niczego od dziewiątej do piątej. Ani szkoły, ani pracy. Urokiem mojego zajęcia jest to, że można wznosić się ponad ziemię. Dlatego nie mógłbym być nauczycielem ani kustoszem muzeum. Musiałbym wtedy… – zamilkł zawstydzony.

– Musiałbyś… co? – dopytywała się Della, śmiejąc się serdecznie.

– Nosić koszulę z kołnierzykiem i krawat – wyznał i rozparł się w krześle, jakby właśnie wyznał jakiś straszny sekret.

– A twoja praca nie bywa czasem przygnębiająca? Wszędzie jesteś otoczony śmiercią, szczególnie tu, w Pompejach.

– Oni nie są dla mnie martwi – odparł z zapałem. – Oni do mnie mówią, a ja ich słucham, bo mają wiele do powiedzenia.

– Chyba już wszystko zostało na ten temat powiedziane. Przecież wykopaliska rozpoczęły się dawno temu. Co można tu jeszcze znaleźć?

– Wykopaliska nie są wcale ukończone. Ledwie się zaczęły. Ja pracuję na obszarze zupełnie do tej pory niezbadanym… – zamilkł i siłą woli zmusił się do powstrzymania emocji. – Przepraszam cię, jak już zacznę o tym mówić, to nie można mnie powstrzymać. Powiedziałem ci, że jestem nudziarzem.

– Absolutnie nie. To niezmiernie ciekawe. Chcę wiedzieć więcej.

Opowieść Carla była żywiołowa i pełna emocji. Potrafił rozbudzić zainteresowanie i przedstawić swoje wizje tak, by każdy je rozumiał.

– Jedzenie ci wystygło – powiedział na końcu. Faktycznie, zupełnie zapomnieli o drugim daniu, które pojawiło się na stole.

Wewnętrzny głos rozsądku Delli, który zwykle był donośny, tym razem szeptał tylko: To czarujący podrywacz. Powinna jak najszybciej wstać od stołu i uciec, jednak nie potrafiła. Bez względu na to, jak mogło się to skończyć, postanowiła cieszyć się każdą chwilą.

Carlo przyglądał się Delli, próbując przeniknąć jej myśli. Na szczęście mieli dużo czasu, by poznać się lepiej. Kątem oka dostrzegł, że do restauracji wchodzi jego kolega, i zaklął w duchu. Trzeba szybko coś zrobić, bo ten gadatliwy facet zepsuje im wieczór.

– Zaraz wrócę – rzucił pospiesznie i wstał od stolika.

Jego przewidywania prawie się spełniły. Przyjaciel uściskał go i za wszelką cenę chciał się przysiąść, ale Carlowi udało się go zatrzymać. Wrócił do stolika z zamiarem jak najszybszej ucieczki z tego miejsca.

– Pójdziemy już? – zaproponował.

Della skinęła głową. Na zewnątrz Carlo wziął ją za rękę i poprowadził do samochodu. Nagle zatrzymał się, jakby jakaś ciekawa myśl wpadła mu do głowy.

– Nie! Poczekaj! Chyba teraz jest dobry moment!

– Na co?

– Pokażę ci.

Odwrócił się i poprowadził ją w przeciwnym kierunku. Minęli zabudowania wioski i zaczęli schodzić drogą wiodącą do plaży.

– Zobacz!

Był odpływ i łodzie rybackie leżały na mokrym piasku. Resztki wody stały w płytkich kałużach. Zachodzące słońce zmieniło się z żółtego w karmazynowe.

– Magiczny widok – przyznała Della.

– Przyprowadziłem cię tutaj, bo tak zajmująco opowiadałaś o wschodzie słońca nad Tamizą. Dla niektórych ludzi jest to tylko kilka rozrzuconych łodzi na mokrym piasku. W ciągu dnia widać, że łodzie są stare i nędzne. Ale w tym świetle… – Carlo zamilkł, mając nadzieję, że Della dokończy jego myśl.

– To zupełnie inny świat – powiedziała. – Magiczny świat, który pojawia się tylko na kilka chwil.

– Faktycznie, tylko na kilka chwil – zgodził się. – Zaraz zapadnie ciemność i wszystko zniknie.

– By jutro znów powrócić.

– Może już nie, bo nie zawsze jest tak pięknie. Tak jak powiedziałaś, trzeba być gotowym, by pochwycić ten moment, zanim zniknie.

Carlo prowadził Dellę za rękę w stronę brzegu. Zanim weszli na mokry piasek, zdjęli buty i schowali je do pojemnej torby, którą miała przy sobie Della. W milczeniu szli, aż płytka woda okryła ich kostki.

Zachodzące słońce otuliło karmazynowym blaskiem plażę i płytkie, rozległe kałuże. Czuli się, jakby spacerowali w poprzetykanych fioletem płomieniach tajemniczego ognia.

Carlo spojrzał na Dellę, uśmiechnął się, a Della przygotowała się na pocałunek, ponieważ wiedziała, że nadszedł właściwy moment. Jednak w uśmiechu Carla odkryła coś dziwnego, niemalże chłopięcą nieśmiałość. Gdy próbowała rozwiązać tę zagadkę, uniósł jej dłoń i potarł jej wierzch o swój policzek.

Della spoglądała na niego, zbyt zaskoczona, by zareagować. Według wszelkich scenariuszy uwodzenia powinien był ją pocałować i wtedy ona wiedziałaby, gdzie go zaszufladkować. Tymczasem on jedynie przycisnął usta do miejsca, które wcześniej dotykało jego policzka. A gdy ich oczy się spotkały, Della spostrzegła, że był tak samo skrępowany jak ona.

Chwilę później olśniewająco magiczny blask słońca zniknął.

– Koniec cudownego spektaklu – stwierdziła zasmucona.

– Są jeszcze inne piękne rzeczy. Chodźmy.

W zapadającym mroku jechali wzdłuż wybrzeża, aż dotarli do przedmieść Neapolu.

– Zawieźć cię do hotelu? – zapytał Carlo.

– Tak, proszę. Muszę z tobą porozmawiać w spokojnym miejscu.

Wiedziała, że nie może odkładać tego na później. Coś między nimi się zaczęło, a jeśli miało rozkwitnąć, to powinna od samego początku być z nim całkowicie szczera.

Jadąc windą, Della postanowiła wyznać mu całą prawdę. Czuła, że Carlo ją zrozumie i nie będzie się gniewał.

Gdy wchodzili do pokoju, ostatnie promienie słońca chowały się za horyzontem. Zanim zdążyła zapalić światło, objął ją ramionami i przyciągnął do siebie. Pragnęła tego.

Nie obawiała się pułapki. Giętki język i dobre maniery – z tym mogła sobie poradzić. Jednak ta niepewność w jego oczach, gdy krzyżowały się ich spojrzenia, była dla niej całkowitym zaskoczeniem.

Zadzwonił jej telefon komórkowy, w najgorszym momencie. Carlo uwolnił ją z uścisku. Della wyjęła telefon z torebki i dostrzegła, że to tylko SMS.

– Napijemy się szampana? – usłyszała głos Carla za plecami.

Nie zdawała sobie sprawy, że stał tak blisko, przestraszyła się i upuściła telefon.

– Przepraszam. Zaraz go podniosę. Upadł pod fotel.

Carlo ukląkł. Gdy wyciągał telefon, Della zauważyła, że jego uśmiech zamienił się w grymas. Krew odpłynęła jej z twarzy, gdy zobaczyła wiadomość na wyświetlaczu.

Wytropiłaś już Rinucciego?

George

– Przyjechałaś mnie „wytropić”? – zapytał chłodno.

Della westchnęła.

– Tak. Przyjechałam cię odnaleźć.

– Czym sobie na to zasłużyłem?

– Pozwól mi wyjaśnić…

– Zamieniam się w słuch.

– Jesteś idealnym kandydatem do serialu dokumentalnego, który planuję. Jestem producentką telewizyjną, prowadzę własną firmę i chcę wyprodukować serial o miejscach, w których rozegrały się dramatyczne wydarzenia. Potrzebuję głównego prowadzącego i ktoś powiedział mi, że ty byłbyś idealny.

– Więc przyjechałaś mnie sprawdzić?

– To niedokładnie tak – przyznała skrępowana.

– A jak byś to inaczej określiła?

– Chciałam cię poznać i… i…

– I zobaczyć, czy spełniam twoje oczekiwania? I co? Zdałem egzamin?

– Carlo, proszę. Wiem, powinnam ci to powiedzieć na samym początku.

– Teraz to nagle takie oczywiste.

– Nie mogłam przewidzieć, co się stanie. Kiedy zobaczyłam cię wśród tych dzieci, okazałeś się doskonałym kandydatem do mojego programu. I nie mogłam uwierzyć w moje szczęście…

– Doskonałym kandydatem? – powtórzył złośliwie. – Czyli tobie chodziło tylko o doskonałego kandydata do prowadzenia programu telewizyjnego. Pociągałaś za sznureczki, a ja tańczyłem jak marionetka.

– Czy to takie okropne, że rozważałam twoją kandydaturę do programu telewizyjnego?

– Nie, gdybyś była szczera od początku. Przeraża mnie jedynie to, że przyglądałaś mi się zza maski. Gdy byliśmy razem, myślałem… Mniejsza z tym, co myślałem… Powiedz mi jedno, czy zaplanowałaś każdy szczegół?

– Oczywiście, że nie. Niby jak mogłabym to zrobić? Wiesz dobrze, że pewne rzeczy po prostu wydarzają się bez żadnego planowania.

– Tak? Nie wiem, czy cokolwiek z tego rozumiem. Byłaś bardzo sprytna, za sprytna jak dla Włocha. Gratuluję ci. To było mistrzowskie przedstawienie.

– To wcale nie było przedstawienie.

– Ja jednak tak uważam. Dałem się oszukać, ale przynajmniej wszystko się wyjaśniło, zanim ktokolwiek został skrzywdzony.

– Carlo, proszę, wysłuchaj mnie…

– Wystarczająco długo już cię słuchałem. Czas na mnie. Wyślij wiadomość do tego George’a, że mnie wytropiłaś i że ci odmówiłem. Do widzenia.

Delli chciało się krzyczeć. O mało nie rzuciła telefonem o drzwi. Zamiast tego zgasiła światło i wyszła na balkon. Z góry zobaczyła, jak Carlo wsiada do samochodu. Zrobiła krok do tyłu, żeby jej nie dostrzegł, gdyby się odwrócił, ale on tylko siedział z rękami na kierownicy, pogrążony w zadumie. Po dłuższej chwili uruchomił silnik i odjechał. Nawet się nie odwrócił, by spojrzeć w okno Delli.

ROZDZIAŁ TRZECI

Gdyby miała siedemnaście lat, pewnie wypłakałaby się w poduszkę. Jednak miała trzydzieści siedem, dlatego leżała po prostu na łóżku, patrząc w ciemność. Była smutna, ale opanowana. Zasnęła.

Następnego dnia obudziła się wcześnie i od razu zalały ją wspomnienia z poprzedniego dnia i uczucie żalu. Mogło być tak wspaniale, pomyślała. Moglibyśmy przez jakiś czas się spotykać, zanim on znalazłby sobie kogoś młodszego. O rany! Jakiego ja narobiłam bałaganu. Gdyby rozdawano nagrody za dezorganizowanie sobie życia, zdobyłabym złoty medal. Nie powinnam była ukrywać prawdy.

Uśmiechnęła się pogrążona w zadumie.

Wątpiła w to, że jakakolwiek kobieta potrafiłaby jasno myśleć w jego towarzystwie. Co teraz? Powinna wrócić do Pompejów i go odszukać? Mimo wszystko Carlo jest idealnym kandydatem do jej programu.

Chrzanić to! Szukała pretekstu, żeby go jeszcze raz zobaczyć. Był jak światło, które za wcześnie zgasło. Ale co się stało, to się nie odstanie. Dopisze to sobie do rachunku doświadczeń życiowych i jeszcze dziś wyjedzie z Neapolu.

Podjęcie decyzji przyniosło jej ulgę. Wyskoczyła z łóżka i poszła do łazienki, by wziąć zimny prysznic. Wycierała się, gdy usłyszała pukanie do drzwi.

– Kto tam?

– Obsługa hotelowa.

Niczego nie zamawiała, ale może to było w cenie pokoju. Zawinęła się w jedwabny szlafrok i otworzyła drzwi.

Na korytarzu stał wysoki mężczyzna w stroju kelnera. Więcej nie mogła dostrzec, bo bardzo wysoko trzymał tacę, na poziomie swojej twarzy.

– Scusi, signora.

Wsunął się do pokoju i postawił tacę na małym stoliku pod oknem.

Serce Delli zaczęło bić szybciej. Mógł zasłaniać twarz, ale trudno było nie rozpoznać jego włosów. Instynktownie poprawiła poły szlafroka.

– Sok pomarańczowy? – zapytał teatralnym tonem. – Owoce? Płatki śniadaniowe?

– Więc już się na mnie nie gniewasz? – uśmiechnęła się.

– Nie. Szybko uporałem się z dąsami. Wybaczysz mi moje wczorajsze zachowanie?

Tak ucieszyła się z widoku Carla, że zapomniała o wszystkim i szeroko otwarła ramiona, żeby go uściskać. Zrobił dwa kroki i przytulił ją tak mocno, że niemal straciła dech w piersiach.

– Bałem się, że spakujesz walizki i wyjedziesz w nocy – szepnął między pocałunkami.

– A ja bałam się, że już cię nigdy nie zobaczę. Przepraszam za wczoraj. Nie chciałam, żeby to tak się skończyło. Po prostu…

– Nie ma sprawy. To moja wina. Zrobiłem z igły widły.

– Chciałam ci wszystko powiedzieć na początku, ale wydarzenia potoczyły się tak szybko, że zapomniałam o zdrowym rozsądku.

– Tak – przyznał Carlo. – Ja też.

Całując ją, przyciskał mocno do siebie. Jednak taki uścisk był niebezpieczny, bo przecież była prawie naga. Delikatny jak pajęczyna materiał szlafroka nie stanowił żadnej ochrony przed podnieceniem Carla. Nie chciała się dłużej kontrolować.

Przestraszyła się tej ostatniej myśli. Jeszcze dwadzieścia cztery godziny temu nie znała tego mężczyzny. A teraz pogrążała się w namiętności i pożądaniu, które zdawało się nie mieć granic. Należało to zatrzymać. Zmusiła się, by odsunąć się odrobinę i pokręciła głową.

– Nie, Carlo, proszę…

– Della… – Jego głos drżał.

– Proszę… przestań…

– Masz rację – wyszeptał.

– Chodzi o to, że…

– Wiem… wiem… jeszcze nie teraz.

Mówił drżącym głosem, ale odzyskał kontrolę nad sobą. Della też wkrótce zapanowała nad emocjami. Oderwała się od niego, wzięła ubranie i wyszła do łazienki.

Gdy wróciła, już ubrana, Carlo siedział przy stoliku koło okna i nalewał kawę. Był uspokojony, bez śladów niedawnego podniecenia, jedynie lekko drżała mu ręka.

– Śniadanie czeka. – Wskazał na bułeczki i miód. – Ale jeśli chcesz coś bardziej konkretnego, to zapraszam cię na wielki lunch po wizycie w Pompejach.

– Wracamy tam?

– Tylko na godzinę. Muszę rozdzielić zadania moim podwładnym, resztę dnia będę miał wolną.

– Przepraszam jeszcze raz za to wszystko. Wieczorem chciałam ci powiedzieć, ale… – nie dokończyła, robiąc wymowny gest rękami.

– To była moja wina – przyznał, kręcąc głową. – Cały czas mówiłem o sobie, co jest moją przywarą. Mamma często powtarza, że gdybym choć na chwilę się zamknął, to może dowiedziałbym się czegoś o życiu.

– Ale nigdy jej nie posłuchałeś, by się przekonać, czy ma rację – zachichotała Della.

Carlo uśmiechnął się.

– Mówisz zupełnie jak ona. Wiem, że ma rację. Dzisiaj to ty będziesz cały czas mówić, a ja nie powiem ani słowa.

– Hm – westchnęła sceptycznie.

– Widzę, że już za dobrze mnie poznałaś – odparł, udając przerażenie.

– W takim razie nie mamy sobie nic do powiedzenia.

– Dlaczego?

– Po co mężczyźnie kobieta, która przejrzała go na wylot?

– Z każdą chwilą zaczynam się bać ciebie coraz bardziej.

– Więc lepiej trzymaj się ode mnie z daleka. Jeśli teraz zadzwonię na lotnisko, to jeszcze uda mi się zarezerwować bilet na lot do Londynu.

Natychmiast złapał jej dłonie i zamknął w swoich, delikatnie, lecz zdecydowanie.

– Zawsze stawiam czoło niebezpieczeństwom. A ty?

Zawahała się.

– Ja też – odparła.

– To świetnie. W takim wypadku…

– Co w takim wypadku?

– Proponuję się pospieszyć i dokończyć śniadanie.

Uśmiechnęła się szeroko. Lubiła mężczyzn, którzy potrafili ją rozbawić.

W Pompejach ekipa Carla czekała w kantynie. Teraz Della dostrzegła rzeczy, których wcześniej nie była świadoma. Zauważyła, jak jego młode podwładne rozświetlały się, gdy on się pojawiał. Nie mogła ich za to winić.

Gdy Carlo rozmawiał z pracownikami, poszła do muzeum. Znalazła to, czego szukała – gipsowe odlewy ciał, zastygłe w momencie katastrofy prawie dwa tysiące lat temu. Był tam odlew sylwetki mężczyzny, który przewrócił się na schodach i już nigdy nie zdołał wstać. Kolejny odlew przedstawiał matkę osłaniającą dziecko.

Najdłużej patrzyła na odlew kochanków. Kobieta i mężczyzna wyciągali ramiona, pragnąc być blisko siebie w chwili śmierci.

– Prawie im się udało – szepnęła.

– Tak – usłyszała głos Carla obok siebie.

Nie wiedziała, jak długo tam stał i obserwował ją.

– Teraz już nigdy się nie połączą.

– Nie ma nic smutniejszego niż takie niespełnienie – zgodził się.

Poprowadził ją do kolejnego eksponatu. Był to odlew kobiety i mężczyzny w miłosnym uścisku.

– Wiedzieli, że nadchodzi śmierć – tłumaczył Carlo – ale dzięki temu, że byli wtuleni w siebie, niczego się nie bali.

– Możliwe – odpowiedziała z rezerwą.

– Nie wierzysz?

– Zastanawiam się, czy nie za bardzo naginasz fakty. Nie można stwierdzić, czy się bali, czy nie.

– Tak sądzisz? Spójrz na nich.

Della przyjrzała się uważniej. Rzeczywiście, ciała kochanków wydawały się odprężone.

– Masz rację – odpowiedziała cicho.

– Idziemy? – zapytał.

Pojechali do tej samej wioski rybackiej, którą odwiedzili poprzedniego dnia. Tym razem nastał przypływ, łodzie rybackie wypłynęły w morze i atmosfera była zupełnie inna. Carlo zabrał ją na rynek. Na przystrojonych straganach sprzedawano świeże mięso i warzywa, sprzedawcy z innych straganów oferowali wyroby z jedwabiu.

– Ten region słynie z jedwabiu – wyjaśnił Carlo. – Tutejszy jedwab jest o wiele lepszej jakości niż ten, który znajdziesz w modnych sklepach w Mediolanie – mówiąc to, przymierzał do jej sylwetki chusty i bluzki.

– Te nie pasują – powiedział i odłożył je z powrotem. – To nie twój kolor.

– Naprawdę? – zapytała lekko zirytowana, bo właśnie te dwie rzeczy jej się spodobały.

– Ta lepiej pasuje. – Podniósł bluzkę z granatowym wzorem i przyłożył do niej. – Wezmę tę – powiedział do kobiety na straganie.

– Hej, może przynajmniej sprawdzimy rozmiar – zaproponowała Della.

– Nie trzeba – zachichotała sprzedawczyni. – On zawsze wybiera odpowiedni rozmiar.

– Dziękuję – powiedział spiesznie Carlo, podając gotówkę i odciągając Dellę.

– Ty to masz tupet. Kupujesz mi ubrania, nawet nie pytając o zgodę.

– Wcale nie musisz mi dziękować.

– Nie dziękuję. Chcę tylko powiedzieć, że jesteś zuchwały jak stado małp.

– To zwykłe pomówienie.

Della odczuła psotną radość, widząc, że Carlo zaczerwienił się.

– Więc zawsze wybierasz dobry rozmiar. Masz dobre oko?

– Chodźmy coś zjeść – zaproponował pospiesznie, biorąc ją pod rękę i kierując się w boczną uliczkę, w której znaleźli kafejkę.

Dla Delli zamówił kawę i kieliszek prosecco, delikatnego, białego wina musującego.

– A teraz zrób to, czego nie pozwoliłem zrobić ci wczoraj i opowiedz mi wszystko o sobie. Wiem już, że jesteś rozwiedziona…

– Wyszłam za mąż, gdy miałam szesnaście lat. Byłam w ciąży. Obydwoje nie wiedzieliśmy, w co się pakujemy i gdy on odszedł po kilku miesiącach, to chyba nawet nie miałam do niego żalu.

– Jesteś zbyt wyrozumiała. Każdy powinien odpowiadać za swoje czyny.

– No tak, przemawia przez ciebie mądrość i rutyna, ale jak bardzo odpowiedzialny byłeś w wieku siedemnastu lat?

– Może lepiej faktycznie nie poruszajmy tego tematu – odparł. – Mimo to uważam, że on nie powinien zostawić cię z dzieckiem.

– Nie musisz się nade mną użalać. Nie zostałam w jednopokojowej norze bez grosza. Mieszkaliśmy u moich rodziców, więc miałam komfortowe lokum i dobrą opiekę. Moi rodzice wcale się nie zmartwili, gdy odszedł.

– Czy to twoi rodzice się go pozbyli?

– On twierdzi, że właśnie tak było. Nie znam szczegółów. Wiem tylko, że i tak byśmy się rozeszli. Wyszło mi to na dobre, bo nie chciałabym być teraz z człowiekiem, jakim się stał.

– Nadal jest nieodpowiedzialny?

– Gorzej. Nudny.

– Boże dopomóż! To nadal utrzymujecie kontakt?

– Tak, mieszka w Szkocji. Odwiedza go nasz syn Sol. To zdrobnienie od imienia Solomon.

– Czy to właśnie z Solem rozmawiałaś wczoraj wieczorem przez telefon?

– Tak.

Czyli nie ma obecnie mężczyzny, pomyślał Carlo, robiąc szybkie obliczenia w głowie. Jej syn mógł mieć dwanaście lat, jeśli była taka młoda, gdy go urodziła.

– A dlaczego zaczęłaś robić programy dla telewizji?

– Przez drugiego męża i jego brata.

– Drugi…? Jesteś mężatką?

– Nie. Moje drugie małżeństwo też nie było udane. Chyba kiepsko dobieram sobie partnerów. Garry uciekł, pozostawiając mnie z długami, które musiałam spłacić. Jedyną dobrą rzeczą, jaką dla mnie zrobił, było przedstawienie mnie swojemu bratu Brianowi, który jest producentem telewizyjnym. Brian dał mi pracę. Byłam jego sekretarką. Nauczył mnie wszystkiego, co sam wiedział o telewizji. Pożyczył mi pieniądze, żebym rozkręciła własny biznes i polecił mnie odpowiednim ludziom.

– I teraz jesteś grubą rybą? – stwierdził beztrosko. – Produkujesz programy, zdobywasz nagrody…

– Daj spokój.

– No chyba nie powiesz mi, że nigdy nie zdobyłaś żadnej nagrody?

– Takie drobiazgi tu i tam – przyznała wymijająco.

– Nie tylko ty umiesz korzystać z internetu. Zdobyłaś Złoty Glob za najlepszy film dokumentalny roku.

– Widzę, że pobawiłeś się w detektywa.

– Oczywiście. Chciałem ci udowodnić, jaki jestem bystry. I umiem posługiwać się telefonem.

– Żartujesz?

– Zadzwoniłem wczoraj wieczorem w kilka miejsc i rozmawiałem z kimś, kto zna i ceni twoją pracę.

Carlo nie dodał, że jego znajomy nie wiedział nic o jej życiu prywatnym. Był tym bardzo sfrustrowany.

– Wspomniał, że przygotowujesz nowy wielki projekt, ale nic więcej nie wiedział. Powiedział tylko, że w przyszłym roku wszyscy pójdą z torbami, bo ty zgarniesz wszystko, co jest do zdobycia.

– Sprawdzałeś mnie w ramach swojej małej zemsty, tak? – zapytała, uśmiechając się do niego.

– Czyli mamy remis.

– Rekomendowało cię tak wiele osób, że aż zaczęłam się na ciebie złościć. Muszę przyznać, że chciałam, by się myliły. Gdy ich opinie się potwierdziły, wpadłam w jeszcze większą wściekłość.

– Więc z pewną dozą niechęci postanowiłaś zaoferować mi pracę? A może ja ci to ułatwię i od razu odmówię? Co ty na to?

– Najpierw wysłuchaj, o co chodzi. Przygotowuję osiem godzinnych filmów o ośmiu różnych miejscach, w których wydarzyło się coś niezwykłego. Nie potrzebuję zwykłego prezentera, ale kogoś z zacięciem archeologicznym i historycznym, kogoś z autorytetem w tych dziedzinach.

– Więc to będą miejsca w stylu Pompejów?

– Jedno z nich znajduje się nawet pod wodą.

– Nic nie mów, niech zgadnę. „Titanic”?

– Nie. „Titanic” jest zgrany na śmierć. Miał dwa siostrzane statki i jeden z nich, „Britannic”, też zatonął. Był wykorzystywany jako statek-szpital podczas pierwszej wojny światowej, ale poszedł na dno już po trzech miesiącach służby. Po tragedii „Titanica”, „Britannic” został częściowo przeprojektowany, ale niestety zatonął jeszcze szybciej. Spoczywa w Morzu Egejskim.

Ku zdziwieniu Delli Carlo pobladł.

– I chciałabyś, żebym zszedł pod wodę i… Przykro mi, ale to niemożliwe.

– Nie martw się tym. Wykorzystam profesjonalnych nurków, choć gdybyś chciał, mógłbyś się raz zanurzyć. Na pewno byłoby wspaniale.

– Nie, dziękuję.

– Z czystej ciekawości.

– Nie da rady.

– Dlaczego?

– Bo jestem tchórzem – przyznał szczerze. – Mogę wspiąć się na każdą wysokość, zejść do każdej jaskini, ale jeśli chodzi o nurkowanie, to zapomnij.

– Odważne wyznanie – odparła Della zauroczona jego szczerością.

Uśmiechnął się lekko.

– Wolę od razu się przyznać, niż czekać, aż sama się o tym przekonasz. Będziesz musiała zaangażować kogoś innego.

– Nie wygłupiaj się. Będziesz komentatorem historycznym z suchego lądu.

– Obiecujesz? Bo jeśli mnie oszukujesz, spadam stąd. – Odsunął się od niej.

– Przestań! – zawołała żartobliwie.

– Po prostu nie chcę żadnych niedomówień. Jestem wodnym tchórzem i tyle.

– Uhu… tchórzem – powtórzyła ze śmiechem.

– Wszyscy się czegoś boimy – oświadczył nagle poważnym tonem.

– To chyba prawda.

– A jaka jest twoja największa słabość?

– Mam ich z tuzin – odparła wymijająco.

– Ale żadną nie chcesz się ze mną podzielić?

– Mam zbyt silny instynkt samozachowawczy.

– To tak właśnie mnie postrzegasz? Jako niebezpieczeństwo, przed którym należy się bronić?

Nagle Della zdała sobie sprawę, że to on jest największym zagrożeniem, jakiemu kiedykolwiek stawiła czoło. Ale nie będzie się przed nim bronić. Nawet gdyby chciała, nie dałaby rady.

– Prędzej piekło zamarznie, niż doczekasz się odpowiedzi – oświadczyła.

– Zatem uzyskanie odpowiedzi byłoby moim sukcesem? – droczył się z nią.

– Mam zasznurowane usta.

– Teraz już tak. – Pochylił się i przycisnął swoje wargi do jej ust.

To był krótki pocałunek, ale bardzo żarliwy. Carlo oderwał się od niej i poszedł do baru po kawę, pozwalając Delli otrząsnąć się z wrażenia.

– A co się stało z trzecim statkiem? – zapytał, gdy wrócił.

– Słucham? – zapytała zbita z tropu.

– Powiedziałaś, że „Titanic” miał dwa siostrzane statki. Co się stało z tym drugim?

– Pływał przez dwadzieścia cztery lata, potem go złomowali. Rozważam jeszcze inne tematy do serialu, jestem prawie pewna, że omówię bitwę pod Waterloo. Mam całą teczkę pomysłów, ale żaden z nich mnie nie przekonuje.

– Nie możesz opierać się wyłącznie na dokumentacji. Powinnaś odwiedzić te miejsca. Sam znam kilka niedaleko stąd. Moglibyśmy na przykład pojechać na południe, na Sycylię. Możemy ruszać od razu.

– Serio? – Spojrzała na niego zdziwiona.

– Zajęłoby to nam tydzień, ale jeśli masz tyle czasu…

– Ale czy ty możesz urwać się z pracy?

– Mój zespół wie, czego od nich oczekuję. Dadzą sobie radę beze mnie, poza tym zawsze mogą zadzwonić.

Della milczała, walcząc z pokusą. Być z nim sam na sam, z dala od realnego świata, rozkoszować się emocjami, które zaczęły ją pochłaniać…

– Mogłabym zadzwonić do biura i powiedzieć sekretarce, że spędzę tu trochę czasu… – myślała głośno.

– Wypij kawę i spadamy stąd.

W drodze do hotelu Della analizowała sytuację. Oczywistym wariactwem było podróżowanie z mężczyzną, którego znała zaledwie jeden dzień, ale coś ją do tego popychało.

Zdawała sobie sprawę, że zgoda na wspólny wyjazd to też odpowiedź na przemilczane pytanie. Pragnęli się wzajemnie. Ich umysły nawiązały porozumienie, a ciała chciały się połączyć. Nie zgodziłaby się na podróż, gdyby nie zdecydowała się, że chce się z nim kochać.

Gdy dojechali do hotelu, Della podświadomie oczekiwała, że Carlo wejdzie z nią na górę i natychmiast weźmie ją w ramiona. Nie zaprotestowałaby, jednak on uprzejmie pożegnał się z nią w holu.

– Wieczorem odwiedzę mamę i powiem, że nie będzie mnie przez kilka dni. Do zobaczenia jutro rano.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Carlo pojawił się, zanim Della skończyła śniadanie. Rozłożył przed nią mapę Włoch.

– Pomyślałem, że najpierw pojedziemy do Kalabrii. Tamtejsze górskie wioski mają bogatą historię, która z pewnością cię zainteresuje.

Pół godziny później byli już na drodze wzdłuż wybrzeża, tej samej, którą jechali poprzedniego dnia. Po chwili jednak znajome krajobrazy zostały za nimi. Im dalej na południe, tym bardziej Della uświadamiała sobie, że Włochy jako zjednoczone państwo istnieją dopiero od stu trzydziestu lat. Wcześniej tworzyły zbiór niepodległych królestw i księstw, a nawet teraz północ i południe więcej dzieliło niż łączyło.

Carlo powiedział, że Kalabria była często nazywana prawdziwą Italią. W porównaniu z rozwiniętymi regionami północy tutaj było swojsko, a nawet prymitywnie. Jechali w górę tak stromą drogą, że Della bała się spojrzeć w dół. W końcu dotarli do starej wioski wybudowanej z kamienia polnego, z jedną tylko gospodą. Gdy się zatrzymali, Carlo spojrzał na Dellę pytająco, a ona odpowiedziała skinieniem głowy.

– Jak się nazywa ta wioska?

– Nie zauważyłem tablicy. Jest tak mała, że może nawet nie mieć nazwy.

Wspaniałe miejsce, nieznane, tak daleko od reszty świata. Gdy weszli do gospody, przywitał ich uśmiechnięty mężczyzna. Miał dwa wolne pokoje, duży i mały.

– Mały dla mnie, duży dla pani – zdecydował Carlo.

Prawdziwy dżentelmen, pomyślała Della.

Drzwi do pokojów były dokładnie naprzeciwko siebie. Pokój Carla miał pojedyncze łóżko, a jej – wielkie, małżeńskie łoże. Byli jedynymi gośćmi. Donato, właściciel zajazdu, powiedział, że jego żona ugotuje dla nich wszystko, na co tylko przyjdzie im ochota.

Na obiad zjedli zupę pomidorową z fasolą i makaronem, jagnięcinę i kiełbaski z rodzynkami. Na deser były cuccidatta, ciasteczka z figami, orzechami i rodzynkami. Wszystko popijali miejscowym winem.

Niewiele rozmawiali, bo ich stolik stał się centrum uwagi. Co kilka minut do sali wpadała któraś z pięknych córek Donata, pytając, czy podać coś jeszcze. Przed wyjściem z sali dziewczęta rzucały Carlowi długie, zalotne spojrzenia.

Della chichotała, a Carlo chował twarz w dłoniach.

– I co mam na to powiedzieć? Jeśli udam, że tego nie zauważam, to wyjdę na przemądrzałego pajaca.

– A jeśli się nie zgodzisz, to skłamiesz.

– Możemy porzucić ten temat?

– Zauważyłam, jak patrzą na ciebie kobiety. Niektóre tylko flirtowały, ale niektóre miały wzrok, jakby chciały ci o czymś przypomnieć.

Carlo zarumienił się. Dopiero po krótkiej chwili odpowiedział po cichu:

– Kiedyś prowadziłem inne życie. Ale to przeszłość. One nie zostawiły żadnego śladu tutaj. – Przyłożył dłoń do serca. Nalał Delli wina i nie patrząc na nią, zapytał: – A twoje życie?

– Dwóch mężów, jedno dziecko i kariera – streściła wcześniejszą opowieść. – Nie miałam czasu na szaleństwa.

Przez chwilę na siebie patrzyli, po czym wstali i powoli ruszyli na górę. Przy drzwiach do swojego pokoju Carlo zatrzymał się i czekał na jej następny ruch. Della wyciągnęła do niego rękę.

– Chodź – wyszeptała.

Podszedł do niej powoli, jakby nie wierzył w to, co się dzieje. Weszli do jej pokoju, nie zapalając światła. Przez rozsunięte zasłony wpadało miękkie światło księżyca.

Opuszki palców Carla dotykały delikatnie jej policzków. Było to najsłodsze uczucie, jakiego kiedykolwiek zaznała.

Della świadomie zapragnęła przeciągnąć chwilę uniesienia, celebrując ją, zanim roztopi się w miłosnym pośpiechu. Carlo czuł to samo. Całował ją delikatnie, jemu też się nie spieszyło. Wtuliła się w niego i przeczesała jego włosy palcami. Głaskała jego ciało, znajdując dokładnie to, czego pragnęła w marzeniach.

Nawzajem rozpinali guziki swoich ubrań. Każdy moment przynosił nowe odkrycia – gładkość skóry, podniecające krągłości. Wszystko działo się powoli, aż wreszcie zaczęli się spieszyć. Pośpiech zmienił się w palącą konieczność. Rzucili się na łóżko, zanim zdążyli się do końca rozebrać.

Gdy nadszedł moment spełnienia, Carlo spojrzał w jej oczy, szukając jedności. Potem zasnął pierwszy, a Della leżała spokojnie, ciesząc się ciężarem jego głowy na swoich piersiach. Delikatnie przeczesywała jego włosy.

Po chwili wysunęła się spod Carla, wstała i podeszła do okna. Patrzyła w ciemność, o niczym nie myśląc, pozwalając uczuciom przejąć kontrolę nad ciałem. W końcu dopuściła do świadomości swoje myśli.

Może jestem stuknięta, no i co z tego? Kocham go i zawsze będę go kochać, choć ta miłość pewnie nie będzie wieczna. Spędzimy ten czas razem, a potem się rozejdziemy, każde w swoją stronę, bo tak musi się stać. Znuży się mną i znajdzie sobie inną kobietę, trudno. Złamie mi serce, ale nie dbam o to.

Gdy Della obudziła się następnego ranka, wszelkie myśli o złamanym sercu odpłynęły daleko. Otworzyła oczy i zobaczyła, że Carlo leży oparty na łokciu i przygląda się jej intensywnie.

Uśmiechał się, ale w jego oczach czaiła się niepewność.

Della powoli podniosła rękę i pogłaskała go po policzku.

– Cześć – powiedziała szeptem i uśmiechnęła się.

– Nie żałujesz?

– Nie żałuję.

– I nie chcesz zawrócić?

Mógł mówić o podróży powrotnej, ale doskonale zrozumiała ukryte znaczenie. Zaczęli wspólną podróż, nie znając punktu docelowego. Della zdecydowała się na nią już wcześniej, ale po nocy w jego ramionach nic nie byłoby w stanie zawrócić jej z tej drogi. Dokądkolwiek prowadziła, była gotowa ją odbyć.

Gdy wychodzili z zajazdu, Carlo dostrzegł, że Della spogląda pożądliwie na jego samochód.

– Gdybyś był dżentelmenem, pozwoliłbyś mi poprowadzić – westchnęła.

To było komiczne, jak szybko żarliwy kochanek zamienił się w upartego mężczyznę broniącego swojego skarbu.

– Włoski samochód na włoskich drogach? – spytał retorycznie.

– Prowadziłam samochód we Francji – tłumaczyła się. – Mam międzynarodowe prawo jazdy i jestem przyzwyczajona do jazdy po niewłaściwej stronie drogi.

– To Anglicy jeżdżą po niewłaściwej stronie. To jest zupełnie nowy samochód. Przykro mi, nic z tego. Widocznie nie jestem aż takim dżentelmenem.

– Tego się właśnie obawiałam – odparła z żalem.

– Wsiadaj… na miejsce pasażera!

– Tak jest.

Carlo uśmiechnął się szeroko, ale nie ustąpił.

Zjechali z gór, po godzinie skręcił w spokojniejszą wiejską drogę i zatrzymał się. Chciał zobaczyć międzynarodowe prawo jazdy Delli. Obejrzał je dokładnie ze skrupulatnością biurokraty.

– Nie miałam wypadku – oświadczyła. – Jestem dobrym kierowcą i mogę prowadzić samochód w całej Europie.

– Nic takiego nie jest tutaj napisane – odburknął. – Za to jest napisane, że jeszcze nie zostałaś złapana.

– Nie jesteś zbyt szarmancki.

– Żaden mężczyzna nie jest szarmancki, gdy chodzi o jego nowy samochód. To prawo jazdy jeszcze o niczym nie świadczy. Anglicy rozrzucają je jak konfetti. Nie mają poczucia odpowiedzialności za bezpieczeństwo ruchu drogowego.

– A może ja je podrobiłam, co?

Spojrzał na nią, marszcząc brwi, ale wysiadł z samochodu.

– Pięć minut – oświadczył. – I to wszystko.

Wytłumaczył jej, gdzie znajdują się podstawowe przełączniki i ruszyli. Pięć minut zmieniło się w dziesięć, a potem w pół godziny. Della miała słabość do szybkich i drogich aut, toteż czuła się dobrze za kierownicą tego wozu.

Carlo zmuszony był przyznać, że ona świetnie sobie radzi. Mógł marudzić, ale Della wyczuwała, że wreszcie się zrelaksował.

– No dobra, nawet nieźle prowadzisz – przyznał w końcu.

– Wielkie dzięki – odparła ironicznie.

– W porządku, jesteś o wiele lepszym kierowcą, niż się spodziewałem i przepraszam, że w ciebie wątpiłem – wyznał w końcu, ale po chwili zepsuł wszystko, mówiąc: – Zatrzymajmy się gdzieś na lunch, żeby moje napięte nerwy doznały ukojenia.

Della zachichotała i zatrzymała się przed zajazdem.

Po posiłku Carlo zasiadł za kierownicą i podczas jazdy opowiadał o następnym celu ich podróży.

– Badolato jest położone niedaleko wybrzeża. Znam to miejsce, bo zajmowałem się zagadką Świętego Graala.

– Tutaj? Ale Święty Graal… – zamilkła zaskoczona.

– O to właśnie chodzi. Nikt nie wie, gdzie naprawdę jest i czy w ogóle istnieje. Niektórzy twierdzą, że właśnie tu został ukryty.

– Wierzysz w to?

– Wierzę, że jest to bardzo interesujące miejsce. Jest tu aż trzynaście kościołów, a tutejsze źródła są słynne w całym kraju. Ludzie przybywają z daleka, by nabrać stąd wody. Miasto leży pod klifem i ma swoją plażę. Zresztą sama zobacz.

Przed nimi rozciągało się średniowieczne miasteczko usadowione na stromym zboczu wzgórza.

– Wcześniej zarezerwowałem dla nas hotel, w którym zawsze się zatrzymuję.

– Mam nadzieję, że tym razem tylko jeden pokój?

– Tym razem tak – odpowiedział i uśmiechnął się szeroko.

Della dojrzała plażę.

– Piękna! – westchnęła. – Nigdy nie widziałam tak białego piasku i tak mocno błękitnego morza. Nie, nie błękitnego, właściwe fioletowego!

– To złudzenie, szczególnie widoczne późnym popołudniem. Zatrzymamy się?

– O tak. Marzę o kąpieli.

Czuła się lepka. Na szczęście na przystani można było wynająć chatkę plażową. Wystarczyło teraz tylko przebiec po piasku, zanurzyć się w wodzie, a fale zmywały z człowieka wszystkie troski i smutki.

Della poznała już ciało Carla w ciemności, ale oglądanie go w pełnym słońcu dostarczało nowych wrażeń. Czuła się jak podglądaczka, obserwując jego sylwetkę wynurzającą się co chwila z wody.

– Co się dzieje? – zapytał.

– Podziwiam widok i myślę o różnych rzeczach.

– Opowiedz mi o tych myślach.

Położyła dłoń na jego torsie i zsunęła ją odrobinę w dół.

– Takie mam myśli – oznajmiła.

– Nie rób tego – poprosił cicho.

Cofnęła rękę i patrzyła na niego wyzywająco.

– Tego też nie rób – błagał. – Nie w miejscu publicznym.

Słońce nagle schowało się za chmurami i w ciągu kilku chwil zrobiło się chłodniej.

– Chodźmy! – zawołał Carlo.

Wziął ją za rękę i ruszyli na brzeg. Niebo nadal ciemniało, zamruczało, aż nagle rozświetliło się błyskawicą. Przebrali się w pośpiechu i popędzili do samochodu. Dobiegła pierwsza i chwyciła za klamkę drzwi kierowcy.

– Lepiej, żebym ja prowadził – zaczął Carlo.

– Wsiadaj – odparła.

Wyjechali z parkingu i ruszyli stromo w górę. Tym razem jazda była trudniejsza, niż Della przewidywała. Droga wiła się niemiłosiernie i wymagała od kierowcy ostrożności i skupienia. Uderzyła w nich ściana deszczu, co sprawiło, że jazda stała się jeszcze trudniejsza.

Na szczęście już po kilku minutach byli w miasteczku.

– Skręć w lewo – powiedział Carlo ponurym głosem. – A teraz w prawo.

Zatrzymali się przed hotelem.

Carlo rzucił jej poirytowane spojrzenie, ale nic nie powiedział, dopóki nie wyłączyła silnika. I wtedy dopiero wybuchł.

– Ty głupia kobieto!

– Przepraszam – odparła.

– Co, do licha, w ciebie wstąpiło? Myślisz, że prowadzenie stromymi serpentynami podczas burzy to… to… – zabrakło mu słów.

– Naprawdę nie wiem, co mi się stało. Zwykle jestem bardziej rozsądna.

– Rozsądna! Ha! Jak pięcioletnie dziecko. Czy ja powiedziałem coś śmiesznego? – dodał ostro, widząc, że usta Delli wykrzywiły się w uśmiechu.

– Mam o wiele więcej niż pięć lat – odparła ironicznie. – Carlo, bardzo przepraszam, ale przecież nic się nie stało. Na samochodzie nie ma żadnej rysy.

– Do diabła z samochodem! – krzyczał. – Czy ty myślisz, że chodziło mi o samochód?

– Przecież nikomu nic się nie stało.

– Mamy szczęście, że nikt nie zjeżdżał z góry.

– Hej, jestem dobrym kierowcą.

– Jesteś skończoną idiotką! – rzucił ostro. – Dzieci mają więcej rozsądku. Ty… ty…

Złapał ją mocno za ramiona, objął i trzymał w żelaznym uścisku. Ledwie oddychała, ale czuła, że to, co nim kierowało, nie było już wściekłością, ale niepokojem.

– Mogłaś się zabić – stwierdził przytłumionym głosem. – I nie karm mnie tymi nonsensami, jakim to jesteś dobrym kierowcą. Nie jesteś wcale taka dobra, rozumiesz?

Odsunął się, ale nadal trzymał jej twarz w dłoniach.

– I nigdy więcej tego nie rób. Byłem po prostu przerażony. Mio dio! Jeśli jeszcze raz coś takiego zrobisz… – zaczął ostro.

– To co?

– Chodź tu!

– Powiedz mi, co się wtedy stanie? – szeptała prowokująco.

– Powiedziałem, chodź tu!

Przysunęła się. Zrobiła wszystko, czego chciał. A w środku jej dusza śmiała się i śpiewała, serce radowało się i tańczyło ze szczęścia.

– Kocham cię. Wiesz o tym, prawda?

– Ciii…

– Dlaczego? Nie wolno mi tego mówić?

– Carlo, bądź rozsądny…

– Nigdy…

– Ale chociaż na trzy dni…

– Trzy dni, trzy godziny, trzy minuty. Co to ma za znaczenie? To było we mnie od samego początku. Od momentu, kiedy zobaczyłem cię w Pompejach, gdy usłyszałem, jak się śmiejesz.

– Gdy zobaczyłam, jak wygłupiasz się z dzieciakami…

– To dlatego mnie kochasz? Bo cię rozśmieszam?

– Hej, cwaniaczku! Nie powiedziałam, że cię kocham.

– Ale kochasz, prawda? No powiedz to!

– Hm…

– Powiedz to, proszę. Nie drocz się ze mną.

– Bądź cierpliwy. Jest o trzy dni za wcześnie.

– Powiedz to.

– Za wcześnie.

Cały dzień spędzili w Badolato. Della robiła notatki, a gdy tylko dostrzegła na wystawie sklepowej jakiś przewodnik, natychmiast go kupowała. Kolację zjedli w swoim pokoju, chcąc ukryć się przed resztą świata. Dziś tylko częściowo emocje Delli pochłaniał Carlo, była bardzo przejęta tym, co zobaczyła i zwiedziła.

– To bardzo obiecujący materiał – oświadczyła, wertując notatki. – Gdybym mogła znaleźć więcej takich miejsc.

– Chodź wziąć prysznic – zachęcał Carlo. – Czas pomyśleć o pójściu do łóżka.

– Nie widzisz, że…

– Możemy porozmawiać pod prysznicem – odparł i zaczął ją rozbierać.

Pod prysznicem jednak pochłonęły ich ważniejsze sprawy niż rozmowa o historii.

– To miała być delegacja służbowa – mruknęła Della, gdy leżeli już nago w łóżku.

– Przecież cały dzień spędziliśmy bardzo pracowicie – stwierdził Carlo, głaszcząc ją po piersiach.

– Ale nie mam jeszcze wystarczająco dużo materiału – wyjaśniła.

– To czego szukasz? Katastrof historycznych jak Pompeje, zatopionych statków czy miejsc owianych tajemnicą?

– A co jeszcze mogę pokazać? – zapytała.

– Wesołe miejsca.

– A są tu jakieś?

– Nie znasz ich z historii własnego kraju? A co powiesz na Field of the Cloth of Gold?

– Czy to nie…? – zdziwiła się Della.

– Owszem, można to nazwać pierwszym mediacyjnym spotkaniem na szczycie, ale tak naprawdę to był tylko teatrzyk na pokaz.

– Teatrzyk? – zachichotała. – Podoba mi się takie określenie.