Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)

Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-65369-28-4

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)

Młodzi są przeciw. Powiedzieli „nie” regulacjom ACTA, prezydentowi, partiom starego establishmentu. Dlaczego głosują na Kukiza, Korwina, nie chodzą na demonstracje KOD-u?

Komentatorzy i badacze społeczni przyglądają się tym zagadkom niczym etnografowie zgłębiający tajemnice obcego plemienia.

Może zamiast robić badania terenowe z młodymi lepiej zwyczajnie porozmawiać? O konkretach? Co w naszej transformacji poszło nie tak, co trzeba naprawić i kto ma to zrobić?

Dość gry pozorów to zaproszenie do rozmowy o przyszłości. Adam Cymer i Piotr Kuczyński nikogo nie pouczają – szkicują portret  naszego ćwierćwiecza, od „klęski Solidarności” do klęski wyborczej III RP, i rzucają wyzwanie pokoleniu, które będzie musiało wziąć odpowiedzialność za Polskę.

Polecane książki

To książka dla wszystkich, którzy szukają „popchnięcia”. Szukają motywacji, by zrobić ten pierwszy krok i szukają miejsca, które zainspiruje ich do własnej twórczości. Nie znajdziecie tu gotowych rozwiązań. Znajdziecie tu wyłącznie wskazówki i podpowiedzi. To szablon, na którym każdy będzie w stanie...
Kuba Rozpruwacz, Ted Bundy, wampir z Bytowa – co łączy te postaci? Każdy z nich był seryjnym mordercą. Jakie były motywy ich zbrodni? Co siedziało w głowie tych mężczyzn w trakcie popełniania tak okrutnego czynu? Czy przyczyna tkwi w chorobie psychicznej, czy może był to akt wykonywany w pełn...
Autorka w oryginalny sposób i z humorem opowiada o jednej ze swoich pasji. Pasja ta to historia militarna, a zwłaszcza technika wojskowa. ...
Mistrzyni świata w jeździe figurowej na lodzie Carla Nardozzi miała przelotny romans z hiszpańskim biznesmenem Javierem Santinem. Trzy lata później rodzina Carli ma problemy finansowe. Javier pod pozorem udzielenia pomocy, zatrudnia mistrzynię do sesji reklamowej swoich produktów. Myśl...
Prawo uzyskuje swój ostateczny kształt w procesie stosowania. Ustalenie, czy i w jakim stopniu dany stan faktyczny może być powiązany z obowiązującym prawem, wymaga niejednokrotnie nie tylko posługiwania się wykładnią prawa w ścisłym tego słowa znaczeniu, lecz także stosowania określonych rozumowań ...
W Szkocji trwa wojna domowa między Bruce’ami i Comynami. Jedynie aranżowane małżeństwo Margaret Comyn z angielskim lordem może zakończyć wieloletni konflikt. Zanim jednak dochodzi do ślubu, Margaret trafia do niewoli Aleksandra Bruce’a, osławionego Wilka z Lochaber. Wkrótce staje ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Adam Cymer i Piotr Kuczyński

Polityka bynajmniej nie musi już na zawsze pozostać sprawą zawodowców od techniki władzy.

VACLAV HAVEL

SZOK

W wyborach prezydenckich 24 maja 2015 roku Polacy dali czerwoną kartkę obozowi władzy i poparli bliżej nieznanego jeszcze parę miesięcy wcześniej polityka, który dzięki dobremu marketingowi i skutecznemu PR, głosami nieco ponad 25 procent uprawnionych do głosowania został szóstym prezydentem III RP.

Co ciekawsze, wyborcy znacząco poparli w tym głosowaniu także muzyka, człowieka spoza polityki – za jego „antysystemowość”, bunt przeciw partiokracji. W pierwszej turze wyborów prezydenckich uzyskał on dobry, ponaddwudziestoprocentowy rezultat, przede wszystkim dzięki młodemu pokoleniu.

Pokolenie słusznie oburzonych, aktywne w sieci, wreszcie zabrało głos w realu. Sygnały tej wielkiej zmiany pojawiły się jesienią 2014 roku podczas wyborów samorządowych. Po raz pierwszy w istotnej skali ruchy miejskie, różnorakie wspólnoty i organizacje, szczególnie ludzi młodych, zawalczyły o głosy swoich społeczności lokalnych w wielu miejscach odniosły znaczące sukcesy. To prawdziwa nadzieja dla, wydawało się, „straconego” pokolenia, jak liczni obserwatorzy określają pokolenie trzydziesto-, czterdziestolatków. Na skalę lokalną pokazali, że zmiany są możliwe, że można przełamać samorządowe partyjniactwo, pokonać lokalne układy, przebić się z własnym pomysłem na rozwój ich „małych ojczyzn”.

Dostrzegli potrzebę wspólnoty. Aktywność społeczna młodych to nowa jakość w życiu publicznym. Do tej pory wydawało się, że są tak bardzo zajęci własnymi karierami, tak bardzo prą do sukcesu, zawodowego i finansowego, że poza wyścigiem szczurów nie widzą miejsca dla własnej aktywności. Ich nieobecność w polityce była widoczna. Coś się zmieniło. Nikt zapewne nie odpowie na pytanie, czy to zasługa lemingów, czy prekariuszy, ale to nieistotne. Ważna jest zmiana pokoleniowa, głos nowej generacji. Głos stanowczej niezgody na grę pozorów, jaką od lat obserwuje ona w polskiej polityce.

Przypomnijmy. „Szok” po klęsce w wyborach prezydenckich był dramatyczny. „System” nieustannie epatował propagandą sukcesu, rządzący wykazywali samozadowolenie, media przeżywały „wzmożenie społeczne”, odkrywając raptem, że gospodarka to nie tylko zyski, ale także kwestie społeczne. Wiodącą narracją i polityków i mediów było pokazywanie sukcesów w reakcji na hasło oponentów „Polska w ruinie”. I chaotyczne, źle przygotowane oferty wyborcze w kwestiach płac, rynku pracy, nieujawniane wcześniej przez rządzących przez ostatnie osiem lat.

Po wyborach prezydenckich nie do końca było jasne, czy to już zdecydowanie powiedziane „dość”, czy tylko „prztyczek” wymierzony władzy za jej arogancję, partyjniactwo, brak kontaktu ze społeczeństwem.

Rezultat październikowych wyborów parlamentarnych dowodzi trwałej zmiany postaw w młodym pokoleniu. Co prawda zwyciężyło ugrupowanie od dwudziestu pięciu lat współtworzące „system”, z którym młodzi obeszli się dość bezwzględnie, ale ta nowa generacja wyborców zdecydowanie bardziej poparła ugrupowania „antysystemowe”, powstałe w okresie ostatnich kilku miesięcy, wkraczające na scenę polityczną z dość rozbieżnymi programami, ale z atutem młodości, nieobciążone udziałem w budowaniu „systemu”.

Młodzi wybrali „zmianę”, ale zasiedziałe od ćwierćwiecza elity nie są w stanie im jej zapewnić. Zwycięskie ugrupowanie skusiło głosujących ogromem obietnic, bez próby wyjaśnienia, jak zamierzają je spełnić, nie rujnując finansów państwa. Oczekiwania i autentyczne potrzeby społeczne są wystarczająco duże, by przełożyły się na głosy wyborców w liczbie pozwalającej na zwycięstwo. Wystarczyło ich tylko odpowiednio „podejść”. „Ale jedziemy w to, bo ciemny lud to kupi” – mówił znany polityk związany ze zwycięską partią. Prezydent George W. Bush w drodze do prezydentury miał podobno powiedzieć (trochę jednak subtelniej): „Są ludzie, których można mamić w nieskończoność. I na nich właśnie zamierzam się skoncentrować”.

Kilka miesięcy po wyborach, gdy zaklęcia speców od politycznego marketingu przestały mieć znaczenie, euforyczni zwycięzcy i mocno oszołomieni przegrani bardzo szybko okopali się w swoich partyjnych matecznikach, podobnie jak obfite rzeki z wiosennych rozlewisk wracają do swoich starych koryt. Zwycięska opcja – podobnie jak przed dziesięciu laty – stara się błyskawicznie zawładnąć tymi instytucjami państwa, które dają poczucie władzy, i mediami publicznymi umożliwiającymi „rząd dusz”. Wykreowane w kampanii wyborczej postacie „dobrej zmiany” zachowały wyznaczone role, ale rządy przejął twardy trzon partyjny. Swoje zwycięstwo wyborcze – 37,58 procent poparcia (co przy uwzględnieniu, że głosowała połowa uprawnionych, oznacza niespełna 19 procent zwolenników w społeczeństwie) – uznają za równoznaczne z prawem do pełni władzy z woli suwerena i bez najmniejszych oporów szermują tym hasłem. Poturbowane w wyborach ugrupowania niedawnej koalicji rządzącej zupełnie nie potrafią wyjść ze wstrząsu po klęsce i nawet nie usiłują na nowo zaistnieć w debacie publicznej. Nowe ugrupowania, które przekroczyły próg wyborczy, starają się pokazać, że są nowe, choć niekoniecznie pokazują, że wiedzą, co chcą zrobić.

Krajobraz po bitwie nie napawa optymizmem. Jeśli młodzi liczyli na zmiany, muszą się rozczarować. Gdy opadł bitewny kurz, okazało się, że gdzieś znikły wszystkie kwestie ekonomiczno-społeczne, gdzieś zapodziały się zapowiadane zmiany w prawie pracy, w podatkach czy systemie płac. Nawet sztandarowe zapowiedzi emerytalne, frankowiczowe, „śmieciówkowe” są nicowane na wszystkie strony i stają się mglistymi obietnicami rozłożonymi w czasie bądź odłożonymi na lepszą przyszłość. Wyborcze zaklęcia, że po „dobrej zmianie” poprawi się życie Polaków, dość szybko okazały się politycznym pustosłowiem, a prawdziwa zmiana to przejmowanie pełni władzy z wielką determinacją, w ideowej, patriotyczno-populistycznej i wyznaniowej otoczce. Scena polityczna pozostała polem bitwy, a końca tej polsko-polskiej wojenki nie widać. Gorzej – z salonów politycznych wylała się na ulice. Młodzi chcieli zmiany… Czy o to chodziło? Ktoś spuentował sytuację: mieliście ciepłą wodę w kranie, a teraz macie zimny prysznic.

Rej wodzą w tej wojence politycy „systemowi”, w podeszłym wieku, bo dla nich ten żywioł jest naturalnym środowiskiem. Tak jak dla mediów, które trwają na swoich pozycjach z sympatiami politycznymi i z zapałem godnym lepszej sprawy przekonują przekonanych, wciąż wierni opcjom politycznym, a nie słuchaczom i czytelnikom. Co prawda wicher politycznych zmian poprzestawiał figury na politycznej i medialnej scenie i dotychczasowy mainstream przejął pozycje niepokornych, a ci – przeciwnie, wspierają z zacięciem ekipę „dobrej zmiany”, ale misja mediów jako „czwartej władzy” wciąż jest czysto iluzoryczna.

Zdumiewa bezradność elit wobec polskiej polityki. Co prawda wodzowskie ugrupowania skutecznie wycięły ze swojego otoczenia wszystkich o większym rozmiarze kapelusza, ale to nie oznacza, że oni znikli. Oni są, pracują, myślą, publikują. Kto sięgnie po ten kapitał intelektualny, zanim będzie za późno? Być może ma rację Agata Bielik-Robson, stawiając w wywiadzie prasowym przerażającą tezę, że „następuje eliminacja z życia publicznego bardziej refleksyjnych jednostek na rzecz gruboskórnych pieniaczy. Tych nic nie obrusza, potrafią się tym napędzać. Jeśli mamy wejść głębiej w psychologię kryzysu elit, to wydaje mi się, że to jeden z ważniejszych powodów: widzę masowy exodus ze sfery publicznej ludzi, powiedzmy, bardziej delikatnych – a więc bardziej refleksyjnych, krytycznych wobec siebie, zdolnych do wątpliwości, chętnych do realnej dyskusji, a nie tylko do skandowania niezmiennych tez”.

Staramy się podejść do wyborczych decyzji młodych z przychylnym zrozumieniem. Chcemy mieć nadzieję, że nie były sprzeciwem dla samego sprzeciwu, a poważnym sygnałem, że konieczna jest zmiana stylu uprawiania polityki. Jeśli z dystansem patrzą na to, co stało się po ostatnich wyborach, to widzą, że nie ma mowy o żadnej zmianie. Ale jeśli nadal uważają, że jest to konieczne, to przekonali się, że na właśnie po raz kolejny wybrane elity polityczne nie mają co liczyć. Wszystko dopiero przed nimi. I tylko od nich zależy, czy zdołają do tego doprowadzić.

Jest jednak pewien warunek – muszą pozostać aktywni, muszą chcieć poważnie zainteresować się życiem publicznym i polityką. Jak pokazał bowiem raport Instytutu Spraw Publicznych Wyborca 2.0, frekwencja wyborcza wśród najmłodszych wyborców jest od lat najniższa pośród wszystkich grup wiekowych, ich wiedza na temat wyborów jest niewielka, a udziału w głosowaniu wcale nie uznają za obowiązek. Dobrym przykładem i inspiracją są działania partii Razem, prawdziwej gwiazdy kampanii wyborczej 2015, która nie poprzestała na sukcesie i wykonuje wielką pracę organiczną w Polsce powiatowej, budując struktury partii i aktywizując młodych.

Pisząc tę książkę, chcemy przekazać młodym: nie buntujcie się na złość władzy. Dokonujcie racjonalnych wyborów, bo zmiany są konieczne, ale muszą być odpowiedzialne. Chcemy młodym wskazać różnorakie uwarunkowania oczekiwanych zmian, które muszą brać pod uwagę. Przyszło nam żyć w czasach swojego rodzaju „zawieszenia”. Jakaś wersja światowego ładu społeczno-gospodarczego i politycznego zdaje się przeżywać głęboki kryzys, czy wręcz dobiega końca, a nowego wspaniałego świata nie widać.

Jesteśmy pokoleniem rodziców i dziadków oburzonej dzisiaj młodzieży, która dwukrotnie w ostatnich miesiącach dała wyborczy sygnał, że chce zmian. Oczekujemy, że młodzi powiedzą, o jakie zmiany chodzi. My możemy tylko podpowiedzieć, co brać pod uwagę i czego unikać. Ale odpowiedzialność ponosić będziecie wy, nie tylko wobec nas, rodziców i dziadków, ale też własnych dzieci. Olbrzymią odpowiedzialność.

Wyczekiwana zmiana zaczyna się od waszego głosu. Ale tylko zaczyna. Nie ma co liczyć, że dokona się po prostu, gdy odrzucicie stare elity. Mądrym wyborem można wykreować nowe, ale to jest proces, to wymaga aktywności obywatelskiej, organizacji, współpracy i zaufania. Zważcie, że wyboru dokonała niewiele ponad połowa z uprawnionych. Legitymizacja wybranych jest słaba, a dla zmian – musi być silna. To już jest wielkie wyzwanie: przełamać społeczną bierność. To od was zależy, czy to się uda. Bez was – na pewno nie.

A nie będzie łatwo. Wystarczy przypomnieć frekwencję podczas referendów krajowych, a nawet lokalnych, gdzie wymagany próg jest znacznie niższy, a i tak nie osiągnięto go w większości przypadków. Po latach starań organizacji miejskich władze samorządowe dopuściły wreszcie – choć wciąż w mikroskali – do opracowywania budżetów partycypacyjnych. Efekty zachęcające nie są, chętnych do opracowania projektów i biorących udział w ich głosowaniu nie było wielu. Władza i partie polityczne też nie podchodzą do zmiany postaw zbyt entuzjastycznie. Tam funkcjonuje inny model: adaptacji „miernych, ale wiernych”. Jeśli jednak wykorzystaliście swoje głosy, by zamanifestować wolę zmian, musicie być konsekwentni. Nie odrzucajcie „systemu”, a zmieniajcie go, wyłuskajcie z niego wszystko, co sprzyja aktywności obywatelskiej, bo jest zapisane w konstytucji, w wielu już przyjętych, choć często „martwych” ustawach. Wystarczy te zapisy „ożywić”, jak obywatelskie prawo do inicjatywy ustawodawczej czy prawo do petycji. Kuba Wygnański, guru organizacji pozarządowych w Polsce, jest optymistą: „Trzeba mieć nadzieję, że teraz zmiana zachodzić będzie od dołu do góry. Od tego, co sąsiedzkie, do tego, co systemowe. Nam pozostaje praca pozytywistyczna. Długi marsz nie tylko przez instytucje, ale także postawy i przyzwyczajenia”.

Profesor Hanna Świda-Ziemba, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, autorka książki Młodzież PRL. Portrety pokoleń w kontekście historii, w wywiadzie prasowym