Strona główna » Poradniki » Dotyk serca. Droga do poznania siebie

Dotyk serca. Droga do poznania siebie

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-65601-92-6

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Dotyk serca. Droga do poznania siebie

Przepiękna książka Małgorzaty Przygońskiej, autorki inspirującej publikacji o rozwoju duchowym i odkrywaniu siebie – Cuda są naturalne. Niebo jest w nas.

Zanim zaczęłam odkrywać niebo, musiałam odkryć serce i poznać jego moc. Dotykałam z największą czułością i akceptacją tego, co w nim ukryłam, by móc zmierzyć się z prawdą, która, jak się okazało, uzdrawia wszystko bez potrzeby wprowadzania zmian.

To opowieść o najdalszej podróży, jaką w życiu możesz odbyć, o podróży, która czasem Cię zaskoczy, wzruszy lub przerazi, aby w końcu doprowadzić Cię do prawdziwie pięknego miejsca w głębi siebie. Stanie się Twoim kryształowym zwierciadłem, gdy będziesz ze sobą szczery.

Zapraszam Cię w drogę do odkrywania pokory i mocy w sobie, budowania prze­konania, że wszystko jest możliwe. Czytając kolejne rozdziały, dostrzeżesz, jak wiele nas łączy i zrozumiesz, że razem znaczy więcej niż samodzielnie. Gdy poczujesz, że je­steśmy Jednym przemiana dokona się w Tobie. Witam Cię z miłością na trasie życia z kierunkowskazem ustawionym na cuda.

__

Książka Dotyk Serca jest dla każdego, kto zechce wejrzeć w głąb siebie z pełną szczerością. Rozpoznanie i uświadomienie sobie tego, co blokuje Miłość jest pierwszym krokiem do przebudzenia i życia w pokoju i radości. Odkrycie tajników życia autorki czyni książkę unikalnym drogowskazem dla wszystkich, którzy poczują rezonans prawdy w sobie, jako że wszyscy jesteśmy Jednym.

- Halina Łucka

Niezwykle emocjonalnie napisana lektura... Autorka dotyka najważniejszych osobistych przeżyć na najgłębszych poziomach samopoznania. Pokazując swoją drogę, ułatwia nam przejście naszej własnej w zrozumieniu, akceptacji i miłości. Plus mistrzowskie dialogi z Mistrzem! Polecam z całego serca.

- Marta Kolarz

__

O autorze:

Małgorzata Przygońska - uzdrowicielka relacji partnerskich, rodowych, rodzicielskich i zawodowych. Prowadzi klientów do realizacji celów życiowych i spełnienia w miłości, obfitości i zdrowia. Z czytelnikami dzieli się doświadczeniem niekonwencjonalnego terapeuty, inspirując i motywując ludzi do osobistej przemiany.

Polecane książki

Siedemnasta edycja sztandarowej publikacji Biblioteki Analiz. W pięciu tomach omówione zostały zmiany, jakie zaszły na rynku książki w Polsce. Tom „Targi i instytucje” Nowy tom zawierający zestawienie najważniejszych instytucji i organizacji związanych z książką, a także wykaz mediów branżowych. ...
Zbliża się ostateczna walka ze Złym, który nie przebiera w środkach, by zawładnąć ziemią. Uczeń stracharza Tom Ward wydaje się być gotów do śmiertelnego starcia. Ale czy na pewno? Tom nigdy nie spodziewał się, jak wiele będzie musiał poświęcić w imię szlachetnych celów......
Z tego e-booka dowiesz się m.in. jakie masz obowiązki w zakresie rozliczania mediów, jak poprawnie sporządzić regulamin do rozliczania mediów....
Książka odpowiada na bardzo konkretne i praktyczne pytania dotyczące prowadzenia działalności kulturalnej w formie instytucji kultury. Lektura obowiązkowa dla dyrektorów domów, ośrodków i centrów kultury, ale również dla urzędników odpowiedzialnych za nadzór nad instytucjami kultury i realizację lok...
Poradnik do gry Pirates of the Caribbean: The Legend of Jack Sparrow to dokładny opis przejścia wszystkich misji, zarówno tych głównych jak i pobocznych, w których kapitan Jack Sparrow oraz Will Turner kontynuują swoją filmową przygodę.Pirates of the Caribbean: The Legend of Jack Sparrow - poradnik ...
„Aktualności kadrowe” stawiają sobie za cel, aby z szumu informacji wyłowić tylko takie, które naprawdę w danym czasie mają znaczenie praktyczne dla pracodawcy, kadrowego czy specjalisty ds. HR oraz aby informacje te zapakować w krótką, zwięzłą formę. Stąd liczne wzory, przykłady i schematy, które u...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Małgorzata Przygońska

PODZIĘKOWANIA

Z całego serca dziękuję wszystkim Istotom, które prowadziły mnie podczas pisania tej książki. Mam pełną świadomość, że pisałam ją z Bogiem, moimi Aniołami i ukochanym Mistrzem, który pojawił się w moim życiu przed laty.

Dziękuję wszystkim Bohaterom, którzy rozmawiając ze mną, wnieśli w moje życie i książkę swoją głęboką mądrość płynącą z doświadczenia i przeżyć.

Dziękuję mojemu synowi Mateuszowi, który był jej inspiracją i cały czas jest dla mnie wyzwaniem do zmian i Źródłem miłości.

Dziękuję mojemu starszemu synowi Michałowi i jego nowej rodzinie za wsparcie, życzliwą uwagę i radość, która płynie z obcowania z nimi.

Dziękuję Jackowi, który jest Aniołem mojego życia i który stał się dla mnie i moich dzieci najbliższą rodziną.

Dziękuję mojej wielkiej przyjaciółce i psycholog, dr Marii Gordon, która jako pierwsza wyraziła swoją surową opinię o tej książce i dzięki której nabrała ona innego wyrazu.

Dziękuję niezwykle życzliwej istocie, Annie Nozderce, która wniosła swoje nieocenione uwagi do tej książki i pracowała nad jej redakcją.

Dziękuję za wnikliwą korektę Majce Grabowskiej, która wyeliminowała błędy poprzedników.

Dziękuję mojemu kuzynowi Ryszardowi Suty za cenne uwagi stylistyczne, dzięki którym tekst jest bardziej zrozumiały.

Dziękuję Marcie Kolarz za piękną okładkę i grafikę, zwiewną, delikatną i czułą.

Dziękuję mojemu wspaniałemu Wydawcy, że zechciał ponownie tę książkę wydać w nowej szacie graficznej i z wszystkimi udoskonaleniami.

Dziękuję wszystkim Czytelnikom, którzy tak jak ja wybierają najszybszy pas na autostradzie do Nieba.

Zapytałam Mistrza – kiedy człowiek

staje się wielkim? Odpowiedział:

Kiedy idzie przez życie z miłością,

Kiedy pochyla się nad biednym,

chorym i potrzebującym,

Kiedy wybacza i darowuje,

Kiedy odpuszcza i nie rozdrapuje ran,

Kiedy słucha i jest wdzięczny,

Kiedy z radością rozpoczyna nowy dzień,

Kiedy widzi Boga w każdym człowieku i wielbi go, Kiedy żyje godnie, kocha bez zastrzeżeń i warunków,

Kiedy idzie drogą prawdy i bezkompromisowości,

Kiedy pozwala się kochać, okazując swą słabość i niedoskonałość,

Wtedy staje się wielki.

ZAMIAST WSTĘPU

Od czasu napisania listu do syna do czasu pierwszego wydania książki minęły ponad 2 lata. To był dla mnie bardzo aktywny czas pracy nad sobą i nad naszymi relacjami. Mateusz miał wtedy 19 lat i szukał swojej drogi, a ja – o trzydzieści więcej i też stałam na rozdrożu. Nawet mieszkałam wtedy na skrzyżowaniu ulic. Przede mną wyrósł nowy most Siekierkowski i już od tego momentu wiedziałam, że muszę go przekroczyć. Tak rzeczywiście się stało, i miało to dla mnie bardzo symboliczne znaczenie.

Nie pisałam książki, nie miałam takiego zamiaru. Pisałam to, co leżało mi na sercu i duszy podczas porządkowania swojej przeszłości. Pisanie pomagało mi nabierać właściwego dystansu i dawało możliwość powrotu do wcześniej wyrażonych myśli. Pozwalało to na dokonywanie poprawek i zmian. Początkowo nie chodziło wcale o poprawki stylistyczne do książki, ale o zmianę destrukcyjnych przekonań i szukanie dla siebie jak najlepszych rozwiązań. Polecam każdemu, kto stoi na zakręcie – pisanie, malowanie, tworzenie, wyrażanie i przejawianie siebie, bo ten proces pozwala się do siebie zbliżyć i pokochać siebie.

Potem ktoś, komu pokazałam jakieś fragmenty, zachęcił mnie do złożenia tego w książkę. Wtedy zobaczyłam w tym głębszy sens, ponieważ opisywałam mój proces uzdrawiania siebie i relacji ze wszechświatem. Pokazywałam sposób, w jaki dokonywałam zmian w budowaniu akceptacji w sobie i w relacjach z innymi. Pojawiła się droga mojej wewnętrznej mądrości i zrozumienia. Odrzuciłam świat iluzji, który nie był prawdziwy. Rozpuściła się krzywda, która była brakiem akceptacji i zrozumienia. Wykonałam dużą pracę, żeby znaleźć się w miejscu, w którym chciałam być.

Jestem zaszczycona tym, że trzymasz w ręku mą książkę i chcesz ze mną spędzić jakiś czas. Życzę Ci, żeby to był czas przemyśleń nad własnym życiem i swoją drogą, żebyś wraz z moimi bohaterami zatrzymał się na chwilę w zadumie, otworzył oczy i dostrzegł, co dla Ciebie jest naprawdę ważne, i tą drogą – krystalicznej i bezbarwnej przestrzeni, bezwarunkowej miłości – szedł.

Małgorzata Przygońska

PS Dla ułatwienia podam, że książka napisana jest w formie dialogów. Tam, gdzie są oznaczenia myślnikiem (–), wypowiadają się moi kolejni rozmówcy, a tam, gdzie pojawia się falka (~), wypowiadam się ja.

Bez konfesjonałuBez konfesjonału*

Powiedz, Mistrzu,

Co mam zrobić, skoro nie radzę sobie w życiu?

A co takiego robisz, że sobie nie radzisz?

Nic nie robię.

Czemu więc się dziwisz?

Jest noc. Czuję swoją bezradność i bezsilność. To stan, który doprowadza mnie do rozpaczy, bo czyni mnie bezwolną i nie pozwala mi zrobić czegokolwiek. To marazm, który nie pozwala rozpocząć żadnego działania. To ustawiczne użalanie się nad sobą, litowanie i oczekiwanie na pomoc i cud, chociaż prośba nigdzie nie została skierowana.

Nie czuję, że oddycham, a jednak żyję. Myśli kręcą się w kółko jak oszalałe. Co zrobiłam nie tak? Gdzie popełniłam błąd? Co robić, gdy jest, jak jest? Te pytania nie różnią mnie od setek tysięcy matek.

Od kilku tygodni po własnym domu chodzę jak lew po klatce i czuję, jak narasta we mnie złość, jak wściekłość ogarnia moje komórki i krew zaczyna szybciej płynąć. Znów pytania: co robić? Jak konstruktywnie wykorzystać tę energię? Jak pomóc sobie i synowi? Jak uwolnić się od tej przeklętej winy? Jak zacząć działać?

Decyduję się na rozmowę z nim. To odważna decyzja. Muszę przecież rozprawić się najpierw z sobą, zrozumieć, dowiedzieć się i dopiero zacząć działać. Zmienić postawę z biernej i oczekującej na aktywną.

Ta retrospekcja zajmuje mi cały tydzień. W końcu biorę głęboki oddech i choć wiem, że pewnie śpi, zapraszam go na rozmowę. Mój ton i determinacja są tak wielkie, że zjawia się bez dyskusji. Zakłada nogę na nogę i czeka. Ma jednak świadomość powagi sytuacji i zmiany, która właśnie się dzieje.

~ Zapytam cię wprost. Co jest takiego w tobie, że nie pozwalasz sobie na szczęście i realizację siebie?

− Nie wiem.

Widzę, jak otwiera usta, ale nie pozwalam mu nic powiedzieć, jakbym się bała, że później zrezygnuję lub ta myśl gdzieś ucieknie, więc ciągnę dalej.

~ Kiedyś zadałam sobie to samo pytanie i odpowiedź przyszła do mnie natychmiast: „Oszukujesz siebie, nie kochasz siebie, wierzysz, że jesteś zła. Myślisz, że nie potrafisz, że tobie się nie należy. Nie ufasz mi, więc nie ufasz sobie… Bo ja i ty to jedno”. Mocna odpowiedź, prawda? Dla mnie był to moment przełomowy…

− Kiedy zrozumiałaś, że tak naprawdę to wyłącznie ty decydujesz o jakości swojego życia? – zapytał przestraszony tym, co mówię.

~ To było niedawno. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to ja sama doprowadziłam się do takiej ruiny. Dech mi w piersiach zaparło… Ja sama sprowadziłam na siebie te wszystkie nieszczęścia? Sama wykreowałam te sytuacje, ludzi i otoczenie…? Nie mogłam uwierzyć, że sama sobie zafundowałam takie katusze. Przecież chciałam jak najlepiej. A tak naprawdę to zamykałam oczy. Zamykałam oczy, żeby niczego nie widzieć, nie czuć – tak się bałam. Trzęsłam się ze strachu jak galareta, a udawałam, że wszystko jest dobrze, że jestem silna, mądra i dam sobie radę. Nie dawałam. Do dziś mam minus półtora dioptrii.

− Nie mogłaś poprosić kogoś o pomoc?

~ Nie prosiłam o pomoc, bo nie było mnie na to stać. Ciągle udawałam kogoś lepszego, niż byłam. Zagrałam najlepszą rolę, jaką znałam. Dobrze grałam.

− Ależ mamo, przestań tak obwiniać siebie!

~ Tak było i muszę zaakceptować ten fakt. Już dość oszustw w moim życiu. Spełniły się moje marzenia o aktorstwie. Pan Bóg zaspokoił moje chciejstwo kosztem tego, że nie byłam sobą… Traciłam wiele energii, żeby nie dać się przyłapać na kłamstwie i nie wypaść z roli. Ciągle udowadniałam coś sobie i światu, zamiast stawić czoła prawdzie. Miałam nawet takie powiedzenie – im gorzej, tym lepiej. Wtedy wkładałam nowy ciuch i nowy uśmiech, robiłam staranny makijaż, żeby ukryć ślady płaczu, i szłam w życie, zastanawiając się, dlaczego ono tak boli. Myślałam: wszystko się jakoś ułoży, zmieni. Zasłaniałam uszy, żeby nie słyszeć krzyku rozpaczy, który próbował wydostać się z głębi mojego jestestwa. Nie mogłam przecież pozwolić sobie na to, żeby go ktoś usłyszał, więc grzązł w krtani, aż objawił się guzkami na tarczycy.

− Mamo, przestań….

~ Proszę cię, Mateusz, wysłuchaj mnie. W końcu muszę spojrzeć prawdzie w oczy i głośno ją wyartykułować, właśnie tobie, bo z tego, co widzę, to tak bardzo się nie różnimy. Teraz jestem twoim lustrem. Wiem, że nie chcesz tego widzieć, ale patrz. Patrz i wyciągaj wnioski, żebyś nie zmarnował tyle lat, co ja, żeby cię tak życie nie bolało, żebyś przestał się bać życia i tego, że nie dasz sobie rady.

W pracy podejmowałam setki decyzji, również takich, które miały zaważyć na życiu i losach innych ludzi. Mówię ci, to ogromna odpowiedzialność. To było prawdziwe więzienie, z trzaskającymi drzwiami i odgłosem zamykania metalowych zasuw celi. Z kratami, smutkiem i cierpieniem. Przygnębienie, ludzkie tragedie i niskie wibracje towarzyszyły mi ponad dwadzieścia lat.

– Przecież jesteś silna, dawałaś sobie ze wszystkim radę.

~ Udawałam, kłamałam, że byłam silna i dzielna po śmierci twojego ojca. Nie byłam. Ustawicznie towarzyszyło mi poczucie winy, jakbym to ja była odpowiedzialna za jego śmierć. Jakbym nie była dość dobra. Ciągle słyszałam jego słowa: ty to dasz sobie radę, ale co będzie z Mateuszem? Przejęłam lęk twojego ojca i dodałam własny. Obciążyłam tym ciebie, a tobie i tak było wystarczająco trudno. Wraz z całą martwiącą się o ciebie rodziną uprawiałam czarną magię, odbierając ci energię i chęć do życia. Powierzałam kolejnym partnerom odpowiedzialność za twoje wychowanie. Byłam kompletnie bezradna. Nikt z nas tak naprawdę nie mógł ci pomóc, ponieważ sami nie umieliśmy się kochać. Część z nas żyje w dalszym ciągu w zakłamaniu i obłudzie. Pomyliliśmy martwienie się z miłością… Tak dogłębnie zrozumiałam to dopiero przed kilkoma dniami. Wybacz mi, proszę, wybacz nam…

Spuściłam głowę i zakryłam dłońmi twarz. Czułam niesamowite wyczerpanie, ale kontynuowałam.

− Mamo, mamo, przecież wiesz, że ja…

~ Proszę, pozwól mi to powiedzieć do końca, obnażyć całą złożoność, a zarazem prostotę tej sytuacji. Aż trudno uwierzyć, ale jednak przyszło kompletne osłabienie i wyczerpanie, brak sił do życia i ta chora potrzeba, żeby pokazać się z jak najlepszej strony. Ta potrzeba akceptacji za wszelką cenę. Myślałam o sobie jak najgorzej, a nie chciałam, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział, robiłam wszystko, co należało zrobić, a nawet więcej, żeby mówiono o mnie jak najlepiej. Ponosiliśmy, ja i ty, określone tego konsekwencje. Spragniona tej prawdziwej, bezwarunkowej miłości, której nigdy nie dostałam, łykałam erzac w postaci pochwał. Ta pusta wartość pochodząca z zewnątrz nie dawała mocy, a jedynie złudzenie. Nawet pierwszą firmę nazwałam „Wspaniała”. Długo nie mogłam uwierzyć w to, co działo się ze mną i wokół mnie. W to, jakich ludzi przyciągałam, co kreowałam i jak pogrążałam się coraz bardziej. A jednak tak było.

– Mamo…

~ Jeszcze chwila, już kończę. Mówią, że prawda boli, a prawda uzdrawia i daje nam coś naprawdę nieocenionego – szacunek do samego siebie, godność, siłę, którą czujesz każdego dnia, po obudzeniu i kiedy idziesz spać. Kiedy tak mówię do ciebie, to czuję wreszcie oddech w piersi i lekkość. Tak, dzięki szczerości zyskasz moc, która pozwoli ci być bardziej łagodnym dla siebie i innych. Zachować potrzebny dystans do samego siebie i rzeczywistości. Nie być tak bardzo poważnym i surowym. Możesz dostrzec własne błędy i ograniczenia, możesz być bardziej radosny i szczęśliwy. Możesz wreszcie przestać się bać, bo i tak stanie się tylko to, co wcześniej sobie zaplanowałeś i co jest zgodne z Boskim planem.

– No i co z tego, że popełniłaś jakiś błąd? Mnie też może się zdarzyć…

~ Wiem, synu, wiem. Im większy błąd, tym większa nauka. „Błędy to wielkie chwile” – ot, wszystko. Ważne, żeby nie popełniać ciągle tych samych lub zgodnych z rodzinnymi wzorcami. Jeśli odkryjesz, że są szkodliwe, to uwolnij się od nich, żeby nie nieść tego ciężaru tragedii i cierpienia z poprzednich pokoleń. Bierz to, co warto wziąć, żeby się wzmocnić, czerp z tego jak ze źródła, ale żyj swoim życiem i twórz własny los.

– Tak, ale jak mam to zrobić?

~ Możesz przecież zachwycić się sobą w niewiedzy i przestać odgrywać rolę ciamajdy z dziecięcego serialu o smurfach. Możesz rozkochać się się w prawdzie, nie dziwiąc się swojemu postępowaniu. Możesz zacząć rozumieć i wreszcie wyjść z ignorancji. Możesz podjąć decyzję i zmienić swój sposób myślenia o sobie i patrzenia na świat.

Ja skupiam się teraz na swoim wnętrzu i świadomie obserwuję, co dzieje się ze mną. Jak się czuję? Jaki jest poziom wibracji moich oraz ludzi, z którymi przebywam? Jestem jednocześnie świadoma tego, kto i co mnie otacza oraz jakie sytuacje przyciągam. To zawsze pokazuje mi, w jakim miejscu jestem.

Zdecydowałam się żyć w prawdzie i szczerości wobec siebie, tak jak potrafię najlepiej. Zdecydowałam się akceptować ten świat taki, jaki jest, by dzięki swojemu osobistemu wpływowi zmieniać go na lepsze. Zdecydowałam się być wdzięczną za to, co dostaję, i cieszyć się tym, co mam. Zdecydowałam się doceniać siebie, innych ludzi i cały wszechświat… Zdecydowałam się podziwiać siebie, innych ludzi i cały wszechświat. Zdecydowałam się kochać siebie i być dla siebie najlepszą, jak tylko potrafię.

Zrezygnowałam z lęku, który jest przeciwieństwem miłości. Zrezygnowałam z ustawicznego krytykowania siebie i innych. Zrezygnowałam ze stawiania sobie i innym jakichkolwiek wymagań, bo przecież wiem, że każdy robi to, co najlepiej potrafi.

Zrezygnowałam z oceniania siebie i innych. Zrezygnowałam z porównywania siebie z innymi, żeby się nie deprecjonować. Zrezygnowałam z osądzania siebie i innych – to kiedyś chciałam być sędzią. Zrezygnowałam z podobania się innym. Zawsze przecież są nobliści i ci, co pierwsi weszli na najwyższy szczyt. Zobacz, ile więcej energii będę mogła przeznaczyć dla siebie…

Dziś wiem, że tylko życie bez lęku, w miłości, z pełną akceptacją i głębokim szacunkiem do siebie, swoich rodziców i rodzinnego losu prowadzi do uzdrowienia, szczęścia i bogactwa…

Mateusz, co jest takiego w tobie, co nie pozwala ci na szczęście i realizację siebie?

Kiedy zechcesz zmienić swoje życie? Kiedy pokochasz siebie takim, jakim jesteś? Kiedy zaczniesz dbać o siebie? Kiedy przestaniesz oskarżać i obwiniać siebie? Kiedy przestaniesz się karać i uciekać? Kiedy to zmienisz? Kiedy zdecydujesz? Kiedy staniesz w prawdzie i powiesz… JAM JEST?

Kiedy, proszę, odpowiedz, kiedy? Przywołajmy teraz nasze Anioły Mądrości i Otwartego Serca, Anioły Odpowiedzialności i Rozwagi, Anioły Miłości i Wysokiej Samooceny, Anioły Światła…

– Mamo, a ja przywołuję teraz Anioła Wolności. Powietrze wypełniło moje płuca po brzegi. Zaległa cisza.

Mistrz powiedział:

Można się uczyć na własnych błędach,

Przyglądając się sobie w lustrze lub twarzom innych ludzi. Można na cudzych błędach

lub na uniwersytecie,

Można też uczyć się od własnych dzieci.

Bez konfesjonału**

Mistrzu, chcesz powiedzieć,

że znajduję przyjemność w cierpieniu?

Tak, zawsze, gdy coś ci nie wychodzi,

Gdy się użalasz, smucisz, płaczesz,

Kiedy się złościsz i krzyczysz,

Kiedy popełniasz te same błędy…

Mistrzu, wystarczy.

Więc, co mam teraz robić?

Przestań zaspokajać swoje przyjemności,

A zacznij realizować potrzeby.

~ Mateusz, napisałam do ciebie list.

− Po co? Przecież nie wyjechałem.

~ No niby tak, ale ty ciągle gdzieś gonisz, nie masz czasu, żeby mnie wysłuchać, więc napisałam. Zależy mi, żebyś dobrze mnie zrozumiał. Spójrz na tę sytuację. Wystarczająco długo i ślepo cię kochałam, łudząc się, że się zmienisz. I choć nie okazywałam tego, ciągle żyłam z tym potwornym poczuciem winy, że nie potrafię być matką i ojcem jednocześnie. Starałam się dawać ci wsparcie, ale już samo to sformułowanie świadczy o tym, że nie robiłam tego, co należało. Nie było we mnie tej siły i determinacji, które potrzebne były mądrej matce.

− Co ty opowiadasz? Ciągle się obwiniasz i obwiniasz!

~ To prawda, ale teraz to zmieniam i puszczam cię. Jestem już silna i gotowa, żeby to zrobić. Chcę, żeby tym razem było to owocne i radosne wydarzenie. Ty sam musisz odkryć w zakamarkach swej duszy swoje potrzeby, byś mógł świadomie, w oparciu o tę najwyższą mądrość, podejmować decyzje. Żyć, słuchając komunikatów z Góry, i poddawać się nim. Ja tego za ciebie nie zrobię. Ja wreszcie zajmuję się sobą.

Nie nauczyłam cię zarządzać pieniędzmi ani własnym czasem. Nie wzbudziłam motywacji do podboju świata. Nie pokazałam ci, jak można miło spędzać czas z rodziną i dobrze się bawić, bo sama tego nie umiałam.

Nie przyszedłeś z programem na łatwe życie, tylko na lekkie, a to nie jest to samo.

Próbowałam ci to uświadomić, pokazać, ale uciekałeś, bojąc się prawdy. Chciałam podpowiadać ci, co jest dobre, a co nie. Chciałam, żebyś nie popełniał tych samych błędów, co ja, i chciałam, żeby żyło ci się łatwiej. Chciałam, żebyś zaczął mówić prawdę, ale sama uczyłam cię nieuczciwości, ukrywając prawdę przed bratem lub płacąc twoje długi. Chciałam, żebyś ograniczył swoje wydatki lub zaczął na nie zarabiać, a tak naprawdę „pomagając” ci – uczyłam braku odpowiedzialności.

Jak widać, strategia chcenia nie przyniosła spodziewanych rezultatów, więc ją zmieniam na strategię konsekwencji, która uczy odpowiedzialności za swoje wybory.

Podałam list. Wyjął z koperty ostrożnie, zastanawiając się zapewne nad jego zawartością. Zaczął uważnie czytać.

Warszawa, 25 sierpnia 2003 r.

Kochany synu!

Przerywam to błędne koło i skupiam się wreszcie na swoim życiu, pozwalając Ci jednocześnie realizować własne życie, według własnego scenariusza.

Każdy z nas dąży do tego, żeby usłyszeć pieśń swojej duszy, odkryć własne wnętrze, bez względu na to, czy jesteśmy tego świadomi, czy nie. Świadome spotkanie ze swoją duszą, zrozumienie jej potrzeb i pragnień pozwala nam żyć pełnią życia i realizować siebie. Aby to się mogło zdarzyć, musimy odpuścić, tzn. poczuć się wolni i niczym nieograniczeni.

Wolni od przekonań, które nam wpojono, a które tak naprawdę nie są nasze. Wolni od myślenia naszych rodziców i otoczenia. Wolni od oczekiwań. Wolni od nałogów i destrukcyjnych zachowań, od tego, co nas rujnuje, a nie buduje. Wolni od emocjonalnych potrzeb swoich matek i ojców. Każdy z nas, chcąc żyć pełnią, musi poszukać swej wewnętrznej mocy w sobie.

Odkryłam, że pragnieniem mojej duszy jest samo życie. Życie z sobą w roli głównej.

Pierwszym krokiem, jaki robię w tej chwili, jest zaprzestanie dofinansowywania Ciebie, w związku i bez związku. To, co dotychczas robiliśmy oboje, nie miało nic wspólnego z miłością, a jedynie z lękiem i zaprzeczaniem prawdzie. Ja ustawicznie dawałam, a Ty brałeś. Nie było w tym szacunku do siebie, ani równowagi, ani większej mądrości.

Przychodzi taki moment, że dzieci trzeba uwolnić, by mogły oddychać własnym powietrzem i by żyły w osobistej przestrzeni; by odkryły, kim są, po co przyszły na ten świat i jaką mają tożsamość.

Wiele mówiłam o tym na szkoleniach i w trakcie terapii, widząc, ile cierpienia, szkód i ograniczeń wprowadzają w życie swoich dzieci nadopiekuńczy rodzice. Widziałam, jak odbierają im ich własną moc i czynią z nich bezradne, zagubione, często wręcz chore istoty. Jak wiesz, podjęłam wiele świadomych decyzji. Niektóre samodzielnie, inne pod wpływem zewnętrznych okoliczności i osób. Jednak tak naprawdę dotychczas nie byłam na nie wszystkie gotowa. Nie byłam pewna, czy dobrze zrobiłam, pozwalając Ci na samodzielne zamieszkanie, zarządzanie pieniędzmi, oddzielenie emocjonalne. Patrzyłam, jak sobie radzisz i nie radzisz. Ciągle byłam pełna obaw i wątpliwości. Czułam wyrzuty sumienia, kiedy wpadałeś w dołek lub widziałam, że nie jesteś szczęśliwy. Przypominałeś mi o bólu, który towarzyszył mi po śmierci mojej matki, i obawiałam się, że możesz czuć się opuszczony, tak jak ja kiedyś. Było mi z tym bardzo źle. Tobie również, bo czułeś z mojej strony presję i wieczne oczekiwanie.

Przykro mi to stwierdzić, ale ten brak akceptacji z mojej strony i ze strony rodziny utrwalał w Tobie nawyk kłamstwa i strategie ucieczki. Szło Ci to gładko, a i telefony gubiłeś w odpowiednich momentach. Zauważyłeś, że nie było w tym względzie przypadków?

Moje zachowanie wpłynęło w pewnym stopniu na to, że mając doskonałe warunki i możliwości, nie jesteś jeszcze w pełni samodzielny. Gdybym dalej kontynuowała to, co robiłam dotychczas, i podsuwała Ci rozwiązania, zanim Ty znalazłeś własne, mogłoby to doprowadzić do tego, że na swoją przyszłą partnerkę życiową wybrałbyś kolejną mamuśkę, która mówiłaby Ci, co robić i jak żyć.

To tyle wykładu. Dla mnie ważne jest, żebyś zrozumiał moją decyzję i jej motywy. Matka, która wyrzuca z gniazda swoje małe, czuje, że są gotowe, ale nie wie, czy zaczną fruwać czy rozbiją się o ziemię. Jeśli ptaki mają wiarę, to ufają w instynkt samozachowawczy swoich dzieci i w ich moc. Choć ja praktycznie wypchnęłam Cię z gniazda już dwa lata temu, to nie nauczyłam, a może wręcz nie pozwoliłam Ci fruwać.

Na razie chodzisz sobie jak ten kogut po obejściu i gdaczesz, tak jak wszyscy. Cieszą Cię byle piórka, dziobiesz, co popadnie, a nie zauważyłeś, że masz skrzydła i że możesz latać. Wierzę dziś, że jesteś gotowy, by odbić się od tego „podwórka” i sprawdzić, gdzie jest Twoje miejsce i kim jesteś. Teraz, Synu, uczymy się razem. Ja od Ciebie, a Ty ode mnie. Przyszedł czas na lekcje szacunku. Szacunku dla siebie samego i otoczenia.

Pamiętam, jak moja mama wielokrotnie powtarzała mi: szanuj siebie, bo jeśli Ty tego nie zrobisz, inni też nie będą Cię szanowali. I tymi słowami, Twojej mądrej babki, kończę dzisiejszą rozmowę.

Kocham Cię i uśmiecham się do Ciebie całym sercem.

Mama

Odłożył kartki na stół. Podniósł głowę i spojrzał mi głęboko w oczy.

~ Rozumiesz? – zapytałam.

− Tak – objął mnie mocno i staliśmy tak, w milczeniu, czując dotyk naszych serc.

− To ja już polecę, mamo.

~ Leć.

Mistrz uśmiechnął się i powiedział:

To było potrzebne.