Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Duchy wokół nas

Duchy wokół nas

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7595-711-2

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Duchy wokół nas

Michael Brown na kartach kolejnej publikacji Duchy wokół nas skłania Czytelników do refleksji na temat budzący jednocześnie strach i… ciekawość.

Autor książki prowokuje pytaniami: Czy pamiętamy o takich chwilach w naszym życiu, w których dał o sobie znać otaczający nas niewidzialny świat? Czy nie zdarzyły się momenty, gdy otarliśmy się o coś, co pozostawało niewidoczne dla oka, a czuliśmy tego obecność?  Może to były anioły? A może złe duchy? Albo dusze zmarłych?

Owa niedostrzegalna rzeczywistość jest niewiarygodnie bogata i wymyka się naszym ziemskim kategoriom myślenia. Jednak fakt ten nie umniejsza realności tego wymiaru – wręcz przeciwnie, cechuje go jeszcze większa autentyczność, gdyż zanurzony jest w wieczności.

Autor nie kwestionuje faktu, iż duchy towarzyszą  nam w życiu, a ich wpływ na każdego z nas i nasze otoczenie sięga daleko poza granice wytyczone przez powszechnie przyjęte opinie.

Na tę publikację złożył się materiał zaczerpnięty z wielu książek, prywatnych rozmów, wywiadów, osobistych przeżyć, źródeł internetowych oraz korespondencji elektronicznej.

Proponowana książka jest owocem jego wieloletniej pracy, polegającej na zbieraniu materiałów o niewytłumaczalnych zjawiskach i spotkaniach z istotami duchowymi.

Wielokrotnie przytacza historie konkretnych osób, których spotkania z duchami zmarłych przypominają prawdę wiary o świętych obcowaniu, o potrzebie modlitwy za zmarłych.

W książce Browna przewija się temat miłości, pokory i radości, życia wiecznego.

Stanowi przestrogę przestrzega przed nadmiernym przywiązaniem do czegokolwiek i kieruje nasz wzrok ku niebu i wiecznej miłości Boga.

Polecane książki

Jeśli zastanawiasz się nad wprowadzeniem, zmianą lub ponownym wyliczeniem premii dla handlowców, ta publikacja Ci w tym pomoże. Dowiesz się z niego, jak wyliczać premie, żeby motywowała ona handlowców do zwiększonej sprzedaży. Poznasz zalety i wady każdej z proponowanych metod, co pomoże Ci uniknąć ...
Starożytne ludy słowiańskie należą niezaprzeczalnie do najdawniejszych osadników plemienia aryjskiego w Europie, przybyłych tu z Azji o wiele wcześniej przed narodami germańskimi. Przywędrowali oni do tej części świata prawdopodobnie z plemionami celtyckimi. Badając bezstronnie dzieje różnych ludów,...
Znakomita powieść dla dzieci i młodzieży pióra Antoniny Domańskiej, wydana w 1913 roku. Rzecz osadzona w XV-wiecznym Krakowie, opowiada o perypetiach zdolnego wiejskiego chłopca, który marzy o karierze artysty. Jak łatwo przewidzieć, rzeczywistość nie sprzyja realizacji marzeń biednego dziecka, ale ...
„Meandry natury ludzkiej wiary i dominacji” Tadeusza Zajęckiego to rozważania filozoficzne. W umysłach ludzkich rodzą się pytania, które determinują, by szukać odpowiedzi dotyczących spraw niepojętych. Pytania te towarzyszą naturze ludzkiej od niepamiętnych czasów, na wszy...
Filozofia muzyki, jak i w ogóle filozofia sztuki, nie jest zakorzenioną dyscypliną akademicką. Wyłania się raczej sporadycznie w pewnych historycznych okolicznościach, kiedy dochodzi do decydujących zmian w praktyce muzycznej i konieczne staje się określenie na nowo, czym jest muzyka. Tak był...
W Polsce z jego powodu umiera kilkadziesiąt tysięcy osób rocznie. Na całym świecie zanieczyszczone powietrze zabija siedem milionów ludzi. Więcej niż palenie papierosów. Podwyższa ryzyko wystąpienia udarów, zawałów serca, nowotworów, przyczynia się do przedwczesnych porodów, występowania demencji, a...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Michael H. Brown

Strona redakcyjna

Tytuł oryginału:

The Spirit Around Us

Redaktor:

Maria Wolańczyk

Korekta:

Aneta Tkaczyk

© Copyright by Michael H. Brown 2010

© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo M,
Kraków 2013

ISBN 978-83-7595-711-2

Wydawnictwo M

31-002 Kraków, ul. Kanonicza 11

tel. 12-431-25-50, fax 12-431-25-75

e-mail:wydawnictwom@wydawnictwom.pl

www.wydawnictwom.pl

Publikację elektroniczną przygotował:

Wszystkim, którzy
towarzyszyli mi w życiu, a teraz są już po drugiej stronie, szczególnie
dziadkom i babciom ze strony obojga rodziców, rodzicom chrzestnym, babuni
McVinnie, wujowi Pete’owi, wujowi Samowi, wujowi Tony’emu, Russellowi i
Jonathanowi

ROZDZIAŁ 1

Najwyższy czas uznać istnienie aniołów. Najwyższy czas
zaprzestać negowania istnienia demonów. Najwyższy czas zgodzić się z
wiecznym obcowaniem dusz tych, którzy już odeszli. Wreszcie najwyższy czas
przestać kwestionować fakt, że wszyscy jesteśmy otoczeni przez duchy, jak
i to, że ich wpływ na każdego z nas i nasze otoczenie sięga daleko poza
granice wytyczone przez powszechnie przyjęte opinie.

Przychodzą z podszeptami. Przychodzą ze znakami. A gdy
przyjdą, zwykle odczuwamy ich obecność. Czasem zjawiają się w snach. Tu i
ówdzie przemkną nam przed oczami. Udzielają przestróg. Wpływają na nasze
nastroje. Im zawdzięczamy niejedno z naszych natchnień. Możemy je winić za
przygnębienie. Im należy się zasługa za chwile radosnych uniesień. To one
nie raz pomagały nam wziąć się w garść. Ale i traciliśmy przez nie grunt
pod nogami.

To one wodziły nas za nos. One też — te dobre —
podawały pomocną dłoń, gdy te złe sprzymierzyły się przeciwko nam, siejąc
niepokój i niezgodę.

Obecność dobrych duchów uzdrawiała, zaś obecność złych
mogła nas nawet wpędzić w chorobę.

Niektóre z nich nie odstępują tylko nas. Inne
zadomawiają się na całe pokolenia w naszych rodzinach. Niewykluczone, że
przenikają do naszej sfery racjonalnej, uczuciowej, duchowej czy też
fizycznej.

Oto jak funkcjonuje duchowe koło zamachowe, jedna z
sił nadających bieg ludzkim sprawom. Nie chodzi o to, by popadać w
przesądy, lecz by raczej poznać mechanizm, za sprawą którego duchy usiłują
oddziaływać na nasze życie; by odkryć, gdzie tkwi podatność na ich
podszepty, i uwolnić spod ich władzy zarówno samych siebie, jak i nasze
rodziny.

Nie sposób nie natknąć się na wzmianki o pewnych
aniołach: znamy postać osobistego Anioła Stróża, sprawującego nad
człowiekiem pieczę od momentu jego poczęcia. Dzień w dzień powinniśmy
prosić go o wsparcie, nie zapominając o wyrazach wdzięczności. Gdy po
śmierci spojrzymy „zza zasłony” na własne życie, ogarnie nas zdumienie
wobec ogromu jego zaangażowania w nasze losy.

Czasem ludźmi opiekuje się większa liczba aniołów. Ich
liczba zależy od zmiennych okoliczności życia, jak też i od szczególnych
zadań, do których zostaliśmy wyznaczeni.

Nie sposób zliczyć wszystkich chwil, gdy, bez naszej
wiedzy, doświadczaliśmy ze strony Anioła Stróża pomocy czy wręcz
wybawienia. Niektóre anioły funkcjonują jako jego wsparcie, lub też
czekają w odwodzie na specjalne poruczenia; można je również przywołać, by
stanęły u naszego boku, jak to ma miejsce w wypadku Michała Archanioła.
Czas najwyższy, byśmy bliżej zainteresowali się właśnie tymi mocami
duchowymi.

Po drugiej stronie barykady stoją demony — bo i któż
by inny! — złe lub „mroczne” duchy, które wciąż nas gnębią; dzieje się to
bez naszej świadomości, zaś ich ciosy mogą być dotkliwe. Byłoby błędem,
gdybyśmy świadomie, poprzez nadmierne zainteresowanie ich obecnością,
podsycali ich moc. Natomiast ze wszech miar korzystne będzie dla nas
zdemaskowanie ich siedliska — po to, by je stamtąd wyplenić.

Zdarza się, że życie zmienia się w niekończący się
łańcuch epizodów, okoliczności czy też spotkań, które nie przynoszą nam
nic dobrego. Winą za taką sieć intryg należy obciążyć złe duchy, podobnie
jak wszelki splot pomyślnych zdarzeń należy przypisać aniołom. Demony
stanowią „przeciwległy biegun” w stosunku do światłości i obecnie aż się
od nich roi. Na nas spoczywa obowiązek przegnania ich, jak nauczał Jezus,
przy każdej nadarzającej się sposobności.

Wreszcie są duchy tych, którzy zmarli.

Tu szczególnie należy mieć się na baczności.
Nieodzowny jest głęboki dar rozeznania. Wskazówką niech będą słowa Pisma
Świętego, zaczerpnięte z Ewangelii według świętego Łukasza, kiedy to Jezus
mówi, że „duch nie ma ciała, ani kości” (Łk 24,39)[1], oraz z Księgi
Hioba, gdy bohater mówi: „lekki powiew przeszedł po mojej twarzy, włosy
zjeżyły mi się na głowie” (Hi 4,15) — a pamiętajmy, że mógł to być równie
dobrze duch, demon, jak i anioł. Z kolei Druga Księga Machabejska daje
wymowne świadectwo o tym, że prorok Jeremiasz ukazał się we śnie jednemu z
żydowskich przywódców (2 Mch 15,12-16). Ten wątek rozwinę w dalszej części
książki.

Jak to ujął pewien autor, brat Ignatius Mary,
wskazówki rzucające światło na naturę duchów możemy zaczerpnąć z Pisma Świętego. Wiedzę, że te istoty pozbawione są
fizyczności — ciała i kości — czerpiemy z Łk 24,39. O tym, że mogą
nawiązywać kontakt z żywymi, świadczą ustępy z Mądrości Syracha (Syr
46,20) oraz z Pierwszej Księgi Samuela (1 Sm 28). Wiemy również, że
przynajmniej w niektórych okolicznościach „umarli mogą powstać z martwych”
za przyzwoleniem Bożym (1 Sm 28). Biblia naucza, że nie jest wykluczone,
by „zmarli objawili się ludziom na ziemi” (Mt 27; 1 Sm 28). Idąc tym
tropem rozumowania, trzeba stwierdzić, że zmarli, którzy znów pojawili się
na ziemi, mogą „stanąć w obliczu żywych i rozmawiać z nimi” (Łk 16, 27-31;
1 Sm 28). Jak oświadcza brat Ignatius, nie jest tajemnicą, że „ludzie za
życia posiadają zdolność równoczesnego przebywania w dwóch miejscach (Ap
17,3; 21,10; 2 Kor 12,2). Przecież wiemy, że duchy mogą kontaktować się z
ludźmi poprzez sny, a taka forma nawiedzenia wywołuje w odbiorcy
konkretną, fizyczną reakcję (Hi 4,15)”.

Takie samo przekonanie wyraża ojciec F.X. Schouppe —
autor sławnego dzieła noszącego tytuł Czyściec w świetle legend i żywotów świętych — kiedy pisze, że „duchy zmarłych czasami ukazują się
żywym” oraz że „nie sposób nie zgodzić się z tym faktem. Dusze cierpiące
męki czyśćcowe często ukazują się żywym. Wzmianki o takich zdarzeniach
pojawiają się w żywotach świętych, jednak takie przeżycia mogą również być
udziałem ogółu wiernych”.

Ojciec Schouppe cytuje za świętym Tomaszem z Akwinu,
że „nie bez podstaw jest przekonanie — które nota bene współgra
ze słowami świętych, dostępujących szczególnych, osobistych objawień — że
czyściec podzielony jest na dwa pokutne rejony. Większość dusz czyśćcowych
trafia do części, która leży w bezpośrednim sąsiedztwie piekieł, natomiast
rejon drugi przeznaczony jest dla przypadków wyjątkowych i to z tego
miejsca pochodzą nawiedzające nas dusze”.

Na przestrzeni wieków pojawiały się również
doniesienia o nawiedzeniach przez duchy przybywające wprost z Nieba.

Jednak katolicyzm, podobnie jak inne chrześcijańskie
wyznania, niechętnie angażuje się w dyskusję na temat takich mocy
duchowych, które nie należą ani do zastępów aniołów, ani też do rzeszy
demonów, lecz są duchami zmarłych ludzi. W tych kwestiach należy zachować
szczególną ostrożność, gdyż możemy stać się igraszką iluzji i własnych
wyobrażeń. Chociaż Kościół katolicki nie odcina się w sposób zdecydowany
od dyskusji na temat tak zwanych bezcielesnych duchów, pozbawionych swej
dawnej materialnej powłoki, to jednak brak też z jego strony otwartej
deklaracji uznania tego zjawiska.

Musimy uszanować opinie osób, dla których taki brak
jasnego stanowiska jest równoznaczny z zanegowaniem istnienia wyżej
wspomnianych istot. Należy również zachować sceptycyzm w stosunku do
radykalnie odmiennej postawy, zakrawającej na New Age, czy nawet okultyzm,
i aktywnie propagującej zainteresowanie tą sferą, pomimo ogromnego ryzyka,
które się z tym łączy.

Jako że Szatan może omamić nasze zmysły, a opinię tę
wyraża cytowane już wcześniej dzieło, należy bardzo powściągliwie
wyrokować, czy takie przypadki nawiedzeń mają swoje źródło w Bogu.
Przytoczę tu opinię brata Ignatiusa: „Po pierwsze, należy wziąć pod uwagę
ewentualność zadziałania zbyt bujnej wyobraźni. Umysł ludzki ma niezwykłą
skłonność do fantazji, stąd z własnej winy możemy zagubić się w świecie
wymyślonych przez nas obrazów, bądź też błędnie interpretować rzeczywiste
doświadczenia. Po drugie, dla bezpieczeństwa należy wyjść z założenia, że
Szatan wodzi nas za nos i że albo obraz, który obserwujemy, jest
zamaskowanym demonem, albo Szatan wykorzystuje naszą nad wyraz bujną
wyobraźnię lub wywołuje złudzenia optyczne. Zatem najlepszym świadectwem
bogobojnej natury nawiedzającego nas ducha jest zgodność głoszonego
przezeń przesłania z treścią prawd objawionych ogółowi. Boże zjawy nigdy
nie podżegają do buntu przeciwko starszym rangą czy przełożonym. Nie
przeczą też nauce Kościoła — zatem dobrze jest mieć zdobytą uprzednio
wiedzę na temat jego oficjalnego nauczania, jak też i faktów z jego życia.
Poza tym, nawet jeśli stanięcie twarzą w twarz z duchem początkowo
wywołuje w nas lęk, owocem spotkania bogobojnego posłańca z zaświatów jest
wewnętrzny pokój. Taki duch zawsze bezwarunkowo uzna, że Jezus Chrystus
jest Panem. Stąd w celu ustalenia natury duchowego przybysza należy
skorzystać z formułki zaczerpniętej z Pierwszego Listu świętego Jana
Apostoła (1 J 4,1-3)”.

Jestem przekonany, że gdy duch zmarłej osoby pojawi
się w naszej bliskości, może wywierać bardzo silny, korzystny lub
negatywny, wpływ na bieg naszych losów.

W omawianym rejonie czyśćca znajdują się dusze, które
mimo że znalazły się w zaświatach, to wciąż mogą zjawiać się „na ziemi” w
różnych momentach, i to z wielorakich pobudek. Mogą być już w czyśćcu albo
nawet w Niebie, a jednak wciąż zjawiają się w naszych snach lub za
pośrednictwem „znaków”: poprzez przedmioty, które pojawiają się ni stąd,
ni zowąd albo też nagle znikają, przez dziwny zbieg okoliczności, zaś
niekiedy przez nawiedzające nas duchy. Do tej kategorii należy zaliczyć
świętych i inne bogobojne postaci, a najwyższy status w tej grupie
przysługuje Maryi Dziewicy.

Wśród rzeszy dusz zmarłych wyróżniamy też istoty
duchowe zniewolone doczesnością, które zgodnie z często wyrażaną opinią
wciąż błąkają się po ziemi. Ten obszar zagadnień może być szczególnie
kłopotliwy. Część kapłanów uważa, że choć ta sfera życia duchowego rzadko
kiedy traktowana jest poważnie, to jednak duchy zmarłych mogą oddziaływać
w wieloraki sposób na świat żywych. Z drugiej jednak strony, przesadne
zaabsorbowanie tymi pokładami rzeczywistości jest równie błędne, co
całkowite ich pominięcie.

Rozpoznając ich naturę i przewidując, na podstawie
rozeznania, ewentualne skutki ich działania, możemy przedsięwziąć kroki,
by móc na nowo cieszyć się wolnością.

Duchy te mogą przynależeć do kategorii nazwanej przez
Jezusa „duchami nieczystymi”. Nie służą ani mocom niebieskim, ani
piekielnym, lecz zdają się dryfować w „próżni”, pomiędzy światem doczesnym
a wiecznością. Za życia świętego Ojca Pio uważano, że widział on wokół
siebie więcej dusz zmarłych niż żywych ludzi, a w sytuacji nawiedzenia
przez ducha zanurzał się w modlitwie, by zechciało go przyjąć Niebo, czyli
Światłość Jezusa.

Rzecz w tym, że zewsząd oddziałuje na nas swą potęgą
niewidoczny świat — pełen jasności, ale i mroczny, odstraszający, a
zarazem przyzywający. Ta ukryta przed wzrokiem rzeczywistość ze swej
natury ma za zadanie nauczyć nas pobożności, modlitwy i miłości. W tej
sferze życia nie ma miejsca dla łowców taniego dreszczyku. Nie ma tu
miejsca dla okultystycznych gier planszowych Ouija, dla mediów
spirytystycznych czy dla spektakularnych pogromców duchów. Takie próby
kontaktu narażają nas na poważne niebezpieczeństwo. Przecież właśnie przed
tym ostrzega nas Pismo Święte: „Nie znajdzie się u ciebie nikt, kto by
spalił w ofierze swojego syna lub córkę, kto by praktykował wróżby,
zaklinanie, magię i czary; nikt, kto by wywoływał duchy, pytał o radę
czarowników, szukał rady u zmarłych” (Pwt 18,10-11). Oto defekt,
prześladujący skądinąd wspaniałą rzeczywistość, jaką jest nasza
nieśmiertelność.

Obecnie doświadczamy naszej doczesnej wędrówki. Czas
spędzony na tej planecie jest jak gdyby poligonem lub szkołą, gdzie
pobieramy ważne nauki i doznajemy oczyszczenia. Jeśli nie oczyścimy się
tutaj, to i tak będzie musiało to nastąpić — tyle że potem, w czyśćcu.

Oceniając, bez żadnych wstępnych założeń, relacje
osób, które w wyniku śmierci klinicznej doświadczyły podróży w zaświaty,
dochodzimy do wniosku, że sfera cielesna ustępuje duchowi, który po
śmierci ciała przenika do innego wymiaru.

Mieszkający w Luizjanie doktor Jeffrey Long poddał
wnikliwym badaniom rzeszę pacjentów, którzy swą podróż w zaświaty
zakończyli jednak odzyskaniem świadomości, i stwierdził: „Na całym świecie
zdarzają się miliony przypadków, w których pacjentom dotkniętym utratą
przytomności czy śmiercią kliniczną, której towarzyszą utrata oddechu i
zatrzymanie akcji serca, przydarzają się «wizyty w zaświatach». Niemniej
jednak pomimo ich stanu fizycznego nadal zachowują klarowność percepcji,
zaś ich procesy myślowe są logiczne, przejrzyste i zborne. Zbadawszy
tysiące obfitujących w konkrety opisów «wizyt w zaświatach», uzyskałem
dość materiału dowodowego, by sformułować następujący wniosek, który może
szokować: przeżycia towarzyszące takim wizytom skłaniają zdrowy rozsądek,
by przyjął za pewnik istnienie życia po życiu. Spokojnie, przeczytaliście Państwo dokładnie to, co
mieliście przeczytać. Prześledziłem tysiące relacji osób, które przeżyły
podróż w zaświaty. Oceniłem wiarygodność tak zebranego materiału
dowodowego w celu wykazania istnienia życia po życiu i nie mam cienia
wątpliwości, że po śmierci ciała życie istnieje nadal”.

Nam, jako wyznawcom Jezusa, nie potrzeba takiego
„dowodu”. Dla nas liczy się przede wszystkim przebrnięcie przez trudy
życia, bez uszczerbku na miłości do Boga, pielęgnowanej w naszym sercu.
Taką postawę można nazwać ślepym zawierzeniem. To właśnie jest życie
karmiące się głównie wiarą. Karmiące się miłością — i to bezwarunkową.
Zawsze warto pamiętać o tych dwóch słowach.

Nawet krótkotrwały wgląd w naturę świata „po drugiej
stronie” stanowi cenne źródło informacji o duchowym wymiarze
rzeczywistości, rzucając światło na losy tych, którzy nas opuścili, oraz
na charakter niewidzialnych, otaczających nas nadprzyrodzonych
„krajobrazów”.

Obecność osób bliskich odczuwana nawet po ich śmierci
może być świadectwem ich ciągłego wpływu na nasze życie. Są wśród nich
matki, ojcowie, bracia, siostry, żony, mężowie, córki, synowie. Ktoś z
grona przyjaciół. Stryjenki, które odeszły przed laty. Pokolenia
prapradziadów. Pewna dziewczynka, która w stanie nieprzytomności otarła
się o „wrota śmierci”, namalowała podobiznę dziewczynki, z którą zetknęła
się w zaświatach. Gdy rodzice spojrzeli na rysunek, zbledli jak ściana.
Dziewczynka z portretu wyglądała, wypisz wymaluj, jak ich starsza córka,
którą wcześniej utracili, co więcej, ich młodsza córeczka nic nie
wiedziała o zmarłej siostrze. Komentując przypadki podróży w zaświaty,
doktor Long pisze, że „w przeciwieństwie do filmowej konwencji horrorów,
gdzie osoba nawiedzona przez ducha jest z reguły przerażona, kontakty w
okolicznościach śmierci klinicznej są raczej zawsze radosne. Co więcej,
nawet jeśli przed śmiercią owi bliscy byli w podeszłym wieku bądź nosili
oznaki deformacji ciała, wywołane wyniszczającym zapaleniem stawów lub
innym chronicznym schorzeniem, to ich wcielenia, napotkane w wizjach, są
zawsze okazem zdrowia, ubywa im lat, nawet kilkudziesięciu, w stosunku do
wyglądu w momencie śmierci. A chociażby nawet istniała duża różnica wieku
pomiędzy nieboszczykiem a jego odpowiednikiem z wizji, to i tak jest
rozpoznawalny”.

Rzecz w tym, że chociaż ustają funkcje życiowe ciała,
to duch nie pogrąża się we śnie ani też nie rozpływa się w niebycie.

Ci, którzy tymczasowo „zanurzają się” w śmierć, lecz
wkrótce wracają do życia, wyznają, że właśnie tam, jak nigdzie indziej,
doświadczyli pełni życia i świadomości przekraczającej ich ziemskie
doznania. Charakteryzują zapamiętane obrazy niecodziennej rzeczywistości
za pomocą takich pojęć, jak niespotykana roślinność, żywa woda, emanujące
blaskiem budowle, ulice brukowane kryształem, strumienie wypełnione po
brzegi żarem poświaty, czy kolory, przy których nawet najżywsze ziemskie
barwy wypadają równie blado, co szarość fotograficznej kliszy. W opisach
nigdy nie brak też wzmianki o wspaniałej światłości.

Ale przecież ten sam blask towarzyszy nam także tutaj,
na ziemi. Wszystkie nadzwyczajne aspekty rzeczywistości są w integralnej
jedności z naszym życiem. Problem w tym, że w normalnych okolicznościach
nie potrafimy ich dostrzec. Czasami przelotnie przypominają nam o sobie w
snach, kiedy to uwolniony z ciała umysł wydaje się dryfować, w chwilach
otarcia się o wieczność, czy też za sprawą mistycznych doznań — których
przykładem są wizje doznawane przez świętych. Jednak doświadczenie pełni
Nieba wymyka się ludzkiemu pojmowaniu, bo przecież na to potrzeba by było
całej wieczności.

Po jednym z takich metafizycznych doznań święty Tomasz
z Akwinu zaprzestał pisania teologicznych traktatów, gdyż w kontekście
niezwykłego światła Prawdy, która go oświeciła, wszystkie swoje dzieła
mógł przyrównać jedynie do „słomy”. W innym miejscu święty Paweł opowiada
o człowieku, który opuścił swoje ciało, by doznać namiastki Nieba (2 Kor
12, 2-4). Święty Augustyn przytacza opowieść o nawiedzanym domostwie, w
którym straszy
(Państwo Boże, XXII, 8). Thomas Merton
napotkał ducha swojej zmarłej siostry.

O pojawieniu się duchów pisali biskupi. Pisali też
księża. Niestety, zbyt często współczesna teologia nie uważa tych zdarzeń
za coś godnego uwagi. Jednak niektóre z zamieszczonych tu opisów z
pewnością wywołają zdumienie. Przecież całe nasze życie jest przesycone na
wskroś obecnością czynnika nadprzyrodzonego i każdy, kto choć przez chwilę
zastanowi się nad tym, z pewnością odkryje tę prawdę.

Gdy nabierzemy przekonania, że ludzkie życie sięga
poza grób, to czy cokolwiek zdoła pogrążyć nas w smutku? Cóż zdoła nas
zniechęcić? Czyż nawet najgorsza z „tragedii” nie zblednie w obliczu
rzeczywistości wiecznego istnienia i powtórnego spotkania z tymi, których
kochamy?

Tak czy owak, jesteśmy przede wszystkim stworzeniami
duchowymi. Rdzeniem naszego istnienia jest dusza. Zatem z pewnością
jesteśmy wyposażeni w duchowe czujniki — coś na kształt duchowych anten.

Gdy za sprawą Jezusa, przez modlitwę, ustawimy nasz
odbiornik na właściwą częstotliwość, rejestrowane przez nas doznania
zaowocują spójnym obrazem rzeczywistości, która jest wieczna.

ROZDZIAŁ 2

Gdy ktoś umiera, jego dusza ma trafić wprost przed
oblicze Jezusa. Jednak w opinii mistyków dusze niejednokrotnie mają wybór,
czy odejść od razu, czy też odłożyć to na czas po pogrzebie, by móc
jeszcze służyć wsparciem żałobnikom, pogrążonym w bólu. Wygląda na to, że
właśnie tutaj należy szukać genezy „znaków” pojawiających się w czasie
stypy, mszy żałobnej, bądź też podczas uroczystości pogrzebowych na
cmentarzu. Niewiele osób wie, że gdy papież Paweł VI zmarł 6 sierpnia 1978
roku, zadzwonił jego polski budzik. (A czyż nie właśnie z Polski pochodził
człowiek, który w październiku tego samego roku wstąpił na Stolicę
Piotrową?)

Jeśli chodzi o inne przykłady znaków, to może to być
niespodziewane i niewyjaśnione pojawienie się jakiegoś przedmiotu, czy też
specyficzny snop promieni świetlnych przebijających się przez chmury.

Pewna kobieta, blisko związana z Kościołem katolickim,
przypisująca sobie nadprzyrodzone zdolności postrzegania, wyznaje, że od
dzieciństwa podczas pogrzebów nieustannie jest świadkiem obecności
nieboszczyków, trzymających straż przy swoich grobach — obserwuje, jak
spoglądają na najbliższych idących gęsiego za trumną, jak docierają do
nich wszystkie słowa i obrazy. Gdy zaś zbliżają się kolejne rocznice,
obecność ducha osoby zmarłej podczas uroczystości upamiętniających jej
życie bywa nawet bardziej intensywna.

Nawet po długim okresie dzielącym nas od śmierci kogoś
bliskiego osoba ta może „nawiedzić” nas w trakcie wizji, snu lub
przypomnieć się za sprawą nietypowych wydarzeń. Gdy taka dusza przychodzi
z Nieba, jej obecności towarzyszą jasność, szczęście i pokój. Promienieje
światłem. Może nawet rozsiewać „zapach świętości”, który przypomina olejek
różany czy lilie, jest jednak o wiele bardziej upojny. Częstokroć zmarli
pojawiają się jako wizerunki samych siebie w kwiecie wieku, między 25 a 35
rokiem życia, ich wejrzenie jest pełne blasku, są pełni tężyzny fizycznej,
emanują miłością, poczuciem spełnienia i zadowoleniem, zaś ich ubiór jest
natychmiast rozpoznawalny dla osoby nawiedzanej — może to być garnitur,
sukienka bądź mundur. Jeśli dusza przybywa z Nieba, może być odziana we
wspaniałą szatę, o białej lub też innej, tak promiennej barwie, że
przywodzi na myśl bawełnianą tkaninę przetykaną szklaną nicią.

Jeśli duch jest od Boga, pozostawia po sobie pozytywne
emocje.

Jeśli wkrada się lęk, należy to potraktować jako znak
ostrzegawczy.

Jeśli duch nawiedza nas zbyt często, należy go
modlitwą powierzyć Światłości Jezusa. Prawdę mówiąc, taka modlitwa przyda
się wszystkim nawiedzającym duszom.

Oczywiście każde zetknięcie się z nieznaną
rzeczywistością — dobrą lub złą — nieuchronnie rodzi w nas lęk. Apostołowie
byli przestraszeni, gdy dostrzegli Jezusa kroczącego po wodzie. Bliska
obecność ducha często sprawia, że przechodzą nas ciarki lub też mamy
wrażenie, że ktoś nas obserwuje.

Takie sygnały często mają na celu pomoc, mają nas
przestrzec przed zagrożeniem — szczególnie wtedy, gdy pojawia się ktoś, z
kim łączyła nas silna więź uczuciowa — czy wreszcie mogą być wyrazem
prośby o pomoc.

W innych wypadkach przeciągająca się obecność zmarłych
może wynikać z usidlenia, w jakim trwają — lękają się wkroczenia w Bożą
Światłość, są zdezorientowani swoją śmiercią, nie mogą wybaczyć sobie
samym czegoś albo też porzucić nadmiernego przywiązania do świata
doczesnego.

Nie powinno to dziwić, skoro przez wrota śmierci
wkraczamy w naszą prawdziwą naturę. To wydarzenie odziera nas z masek.
Przenosimy się w rzeczywistość ducha, którą wypracowaliśmy przez całe
życie, albo też w której się „zabagniliśmy”. Osobowość nie pozbywa się
wad. Są przecież Niebo, piekło i czyściec. Ale o tym już była mowa.

Dusze czyśćcowe często garną się do nas, a to dlatego,
że potrzebują modlitwy. Jeśli wierzyć mistykom Kościoła katolickiego,
dusze w czyśćcu tracą zdolność wypraszania łask dla samych siebie, a
niektóre z nich, tkwiąc na głębszych poziomach czyśćca, nawet mają
utrudniony dostęp do pomocy płynącej z modlitw w ich intencji.

Na samym d n i e czyśćca sytuacja dusz może tylko
nieznacznie różnić się od mąk piekielnych — trwają tam w gęstym,
namacalnym mroku. Mogą tam panować na przemian skwar i chłód nie do
zniesienia, nawet żar ognia, tyle tylko, że dusze w tych rejonach wiedzą,
że ich męki się skończą i wtedy dostąpią one wybawienia.

Dusza przybywająca z czyśćca ma na sobie szatę, której
„zbrukanie”, całkowite lub częściowe, zależy od przewin, które trzeba
odpokutować. Taki duch przybywający z czyśćca może zrobić na
śmiertelnikach wrażenie udręczonego, a w najlepszym wypadku wyda się
posępny. Szczegóły wyglądu wyrażają typ i skalę jego cierpień. W Rzymie
jest muzeum, gdzie można obejrzeć eksponaty z wypalonymi znamionami
pozostawionymi przez nawiedzające dusze — wśród nich jest kawałek drewna z
wypalonym odciskiem dłoni.

Nawet jeśli duch nie zjawia się w widzialnej postaci,
to i tak można zarejestrować jęki, jak również hałasy w pomieszczeniach
mieszkalnych.

Niżej niż czyściec jest już tylko piekło. Niektórzy
mniemają, że również stamtąd dusze mogą przenikać do świata żywych — jest
to okoliczność ze wszech miar niepożądana. Należy przypuszczać, że dusza
potępiona jest całkowicie wyzbyta wszelkich gestów dobrej woli czy
miłości, a nic nie sprawia jej większej „uciechy” niż działanie na czyjąś
szkodę. Niektórzy świadkowie mistycznych wizji doświadczyli obrazów
piekła, pochłaniającego ludzi, którzy natychmiast zmieniali się w
szkaradne istoty, podobne do demonów. W jednym z opisów, po tym jak
śliczna kobieta zanurza się w płomienie, po drugiej stronie wynurza się z
nich przemieniona w hybrydę, która jest pół bestią, pół człowiekiem. A
skoro taka postać idealnie odzwierciedla opis typowego demona, to należy
zadać pytanie, czy potępione dusze czasem nie zasilają, jako demony,
szeregów potępionych aniołów.

Pewien, obecnie już nawrócony, ateista, gdy
doświadczył podobnej wizji, nakreślił obraz miejsca spowitego
wszechogarniającą mgłą, pełnego istot „uprzednio” ludzkich, które miały
wygląd ludzi, ze szczęką straszącą ostrymi kłami i z pazurami. Istoty te
rzucały obelgi i naigrawały się z niego, nie przestając szarpać za jego
„duchowe ciało”.

Nie warto się w to zagłębiać.

Skoro już wkroczyliśmy na grząski grunt takich
nawiedzeń, to należy zadać sobie pytanie, jakie musimy podjąć kroki, byśmy
sami uniknęli podobnego losu i dostąpili wyzwolenia przez Boga, by cieszyć
się wolnością na wieki. Otóż zasadniczym celem powinna być bezwarunkowa
miłość do Boga i każdego człowieka. To najpewniejszy sposób dotarcia do
Nieba lub do wyższych poziomów czyśćca.

Nieodzowne jest tu wyrobienie w sobie pokory. To
właśnie ta postawa chroni nas jak tarcza. Osoba pokorna zawsze napotyka w
swoim wnętrzu na mniejszy opór materii. Pozbądźmy się zatem naszych
niezdrowych przywiązań. Popełniamy błąd, jeśli nadmiernie przyzwyczajamy
się do ludzi, pieniędzy, pracy, przedmiotów, domostw, zapiekłych uraz,
gdyż przez nie hamujemy impet w naszym podążaniu ku Bogu. Tylko Jemu
okazujmy swoje przywiązanie. Przez resztę naszych dni żyjmy, obdarzając
miłością wszystkich tych, którym powinniśmy byli już dawno okazać miłość,
i przebaczmy wszelkie doznane urazy, rany czy krzywdy. Jeśli już
przebaczamy, to nie zapomnijmy wybaczyć samym sobie. Jeśli umrzemy z
niewymazaną winą, ona pogna za nami w zaświaty. Tylko do Boga bądźmy
przywiązani.

Opisane poniżej doświadczenia dają obraz typowych
okoliczności towarzyszących momentowi śmierci, jak również dokumentują
ingerencję nawiedzających nas duchów.

Doktor John Lerma, lekarz medycyny pracujący w Centrum
Medycznym w Houston, po serii wywiadów przeprowadzonych z dwoma tysiącami
nieuleczalnie chorych pacjentów napisał: „W moim podejściu do
rzeczywistości prym zawsze wiódł racjonalizm, zatem niemało trudu
kosztowało mnie, by przebić się do rzeczywistości tak odległych jak anioły
czy byty niematerialne. Byłem przekonany, że jeśli nauki ścisłe
zwielokrotnią swoje wysiłki, to w końcu zdołają wyjaśnić ulotne niuanse
natury życia. Zrozumiałe jest więc, że bardzo sceptycznie odnosiłem się do
wszystkich niewytłumaczalnych zdarzeń towarzyszących momentowi śmierci.
Kiedy tylko mogłem, starałem się znaleźć dla nich racjonalne wyjaśnienie i
w efekcie relacjonowane przez pacjentów wizje kładłem na karb ich
postępującej choroby, przyjmowanych leków czy też stopniowej degradacji
kluczowych układów organizmu. Jednakże ogromna liczba tych relacji, ich
nieodparte podobieństwo oraz niewytłumaczalność niektórych zaobserwowanych
zjawisk zaczęły przechylać szalę na korzyść odmiennej postawy. W ostatnich
dniach życia dzielących ich od zgonu nieuleczalnie chorzy pacjenci
zanurzają się w swoje wnętrze, jak gdyby robili remanent przed pożegnaniem
się ze swoją duszą. Bardzo często zdarza się, że ponownie przeżywają
przywołane z głębokiej pamięci wydarzenia, reagując szeroką gamą emocji i
pragnąc w ten sposób zamknąć jakiś rozdział w swoim życiu. Bywa, że w
takich chwilach pacjenci mają wzrok utkwiony w kącie pomieszczenia,
utrzymują krótką, słowną wymianę ze zmarłymi krewnymi lub z rozświetlonymi
anielskim blaskiem zjawami, choć obecność wszystkich tych postaci jest
niewidoczna dla reszty. To właśnie za sprawą tych duchowych istot doznają
pocieszenia i ukojenia, uzyskują wsparcie w rozwiązywaniu zagmatwanych
zaszłości w sferze emocji, relacji międzyludzkich i rozterek życia
duchowego — a to wszystko po to, żeby spokojnie wkroczyć w życie po
życiu”.

Czy jest ktoś, kto nigdy nie spotkał lub nie słyszał o
bliskich, którym zdarzają się dziwne rzeczy, gdy przenoszą się na „drugi
świat”?

Sheila