Strona główna » Humanistyka » Duśka

Duśka

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7386-380-4

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Duśka

Książka Hanny Karolak nie jest przyczynkiem do biografii, a raczej hagiografii – jak w wypadku Matki Boskiej Trafankowskiej można by powiedzieć. Nie jest także wywiadem rzeką ani historią zmagań z chorobą. Czym więc jest opowieść Hanny Karolak? To szczególny portret aktorki, próbujący wyjaśnić fenomen Darii Trafankowskiej, powszechnie znanej siostry oddziałowej z serialu na „Dobre i na złe”, pocieszycielki strapionych i charyzmatycznej kobiety. Hanna Karolak odwołuje się do słów ks. Jana Twardowskiego, które w pełni oddają istotę Duśki: „tak złota/że niepozorna/tak słowna, że cicha/tak cudowna, że zwyczajna”. Autorce udała się rzecz niebywała, stworzyła intrygujący obraz osoby niezwykłej unikając przy tym banalnej laurkowatości. Za sprawą licznych anegdot, zaskakujących przygód i fantastycznego poczucia humoru głównej bohaterki książkę czyta się z zapartym tchem jak najlepszą powieść. Ze wstępu do drugiego wydania czytelnik dowie się także, co działo się przez pięć lat wokół Darii Trafankowskiej od czasu jej odejścia. OD AUTORKI Wybitnych, utalentowanych aktorów spotykamy w życiu i na scenie często. Pamięć o nich jest ulotna, jednak niezwykłych ludzi, którzy jak Duśka świecą szlachetnym blaskiem spotyka się bardzo rzadko. Są jak talizman, którym chcemy się nawzajem obdarowywać. Książkę o kimś tak niezwykłym, a może tylko zwyczajnie dobrym, chciałoby się trzymać pod poduszką i kiedy już nam życie zbrzydnie otworzyć pierwszą lepszą stronę, przeczytać parę zdań i zasnąć z krzepiącym uczuciem, że może być inaczej. Hanna Karolak – autorka esejów, wywiadów, felietonów i reportaży literackich. Publikowała m.in. na łamach „Nowych Książek”, „Tygodnika Kulturalnego”, „Przeglądu Kulturalnego” i „Zwierciadła”. Zainicjowała cykl wywiadów zatytułowany List otwarty do aktora. Owocem jej podróży do Skandynawii stał się cykl korespondencji oraz napisana z mężem książka o Bornholmie. Opublikowała rozmowy JESZCZE JEST CZAS... (2005), których kontynuacją stał się cykl spotkań „na żywo” pt. Idąc. Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy, czynny uczestnik Sekcji Krytyków Teatralnych w Związku Artystów Scen Polskich. Za swoją działalność otrzymała w 2009 r. medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.

Polecane książki

Anglia, pierwsza połowa XIX wieku. Devlin O`Neill podporządkowuje swoje życie zemście. Wstępuje do królewskiej marynarki, by zdobyć sławę i bogactwo. Mają mu pomóc zniszczyć Harolda Hughesa, earla Eastleigh, który, pacyfikując przed laty bunt szlachty irlandzkiej, zabił mu ojca. Kapitan O`Neill jest...
Maciuś po śmierci swego ojca, króla, chcąc nie chcąc dziedziczy koronę. Ponieważ jest dzieckiem, sąsiednie państwa szybko wypowiadają mu wojnę, spodziewając się łatwego zwycięstwa. Maciuś wojnę wygrywa, ale nie spoczywa na laurach. Zostaje władcą reformatorem. Uczy się rządzić mądrze i sprawiedliwie...
Powieść łącząca gatunki fantastyki oraz psychologii. Opowiada ona historię młodej dziewczyny, która na co dzień boryka się z licznymi problemami. Udaje jej się je rozwiązać dopiero po poznaniu pewnego tajemniczego mężczyzny. Również dzięki niemu dziewczyna odkrywa, że chyba jednak nie jest zwyczajną...
Pies Poli w trakcie spaceru odnajduje coś niesamowitego – miot kociąt. Kociaki są samotne, zmarznięte, malutkie i bardzo się boją! Bez swojej mamy nie mają szansy na przetrwanie nocy w lesie. W okolicznym schronisku brakuje wolnych miejsc, więc rodzina Poli postanawia zabrać kociaki do domu. Dziewcz...
Poruszająca opowieść o tym, jak trudną sztuką jest pogodzenie się z losem, którego czasami nie sposób zmienić. Każdy dzień Samanthy Friedman jest taki sam. Kiedyś niezależna i odnosząca sukcesy, dziś jest przede wszystkim mamą trójki dzieci. Zajęta wypełnianiem nudnych domowych obowiązków, musi wcią...
W tym nowoczesnym poradniku znajdziesz narzędzia, których stosowanie, połączone z konsekwencją treningową, pomoże nadać twojemu brzuchowi kształt, o jakim marzysz. Obok zdjęć przedstawiających ćwiczenie w poszczególnych fazach znajdą tu panie wiele cennych wskazówek oraz uwag doświadczonej instrukto...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Hanna Karolak

Hanna Karolak

DUŚKA

opowieść o Darii Trafankowskiej

WYDAWNICTWO NOWY ŚWIAT WARSZAWA 2010

Konwersja do formatu EPUB: Virtualo Sp. z o.o.virtualo.eu

Wprowadzenie

W ciągu tych pięciu lat jakie minęły od pierwszego wydania „Duśki,” od czasu do czasu słyszę trzepot skrzydeł. Rozglądam się wtedy bacznie bo wiem, że to Anioł przysłany od Dusi. Z kim mnie dziś skojarzy?

Bo zgodnie z Dusiną teorią na ramieniu każdego z nas przysiada od czasu do czasu Anioł Kojarzący i prowadzi nas do miejsc, w których właśnie powinniśmy się znaleźć. Pewnego dnia przysiadł na ramieniu Pana Kamila, szefa wydawnictwa „Nowy Świat”. Przypomniał on sobie wtedy ukłucie żalu, gdy czytał głęboko poruszony świeżo wydaną „Duśkę” i z typowym odruchem zawodowej zazdrości westchnął: Dlaczego ta książka nie trafiła do mojej oficyny? Anioł wyrażnie żachnął się na te żale i spytał: – No i? Co zamierzasz? Wtedy Pan Kamil bezwiednie szepnął: – Nowe wydanie „Duśki” ukaże się na naszych łamach. Co obiecał skrzydlatemu posłańcowi, to uczynił.

Anioł odetchnął z ulgą i odleciał dalej pełnić swoją powinność. Zadumała się natomiast autorka stojąc wobec napisania nowego wstępu. – Co mogę dodać do tego, co tyle razy powtarzałam? Że ta książka nie jest portretem aktorki, że nie jest to także wywiad rzeka ani przyczynek do biografii, a tym bardziej nie jest to historia heroicznej walki o życie, bo Duśka wyrok losu kwitowała pogodnym stwierdzeniem: – Skoro spotyka to tylu innych ludzi, dlaczego nie miałoby spotkać mnie. Czym więc jest? Próbą dotarcia do istoty zjawiska jakim była Duśka, z jej dobrocią, czułością dla świata, zjawiska które łatwiej wyrazić w poezji niż w banalnych słowach wstępu. Czy nie wystarczyłoby więc powtórzyć motta do pierwszego wydania, autorstwa księdza Twardowskiego? „tak złota, że niepozorna/ tak niebieska, że szara/ tak słowna, że cicha/ tak pierwsza, że ostatnia/ tak cudowna, że zwyczajna (…)

Nie, bo kiedy rodziła się ta książka, kiedy wybierałam motto, które miało być niespodzianką dla Duśki, Daria jeszcze z nami była.

Ale czy naprawdę jej nie ma? W mieszkaniu Filipa, kierowcy który woził Duśkę na plan serialu „Na dobre i na złe” leży wśród pamiątek, materialny znak jej obecności: poduszka, którą Daria podkładała sobie pod głowę w przerwach między zdjęciami, gdy już naprawdę żle się czuła, a którą Filip po jej odejściu zabrał nikogo nie pytając o zgodę.

Na biurku w gabinecie doktora Trettera stoi zdjęcie Duśki w pielęgniarskim czepku, co dzisiaj wypatrzyłam oglądając kolejny odcinek.

Na hasło Duśka ożywiają się fryzjerki w zakładzie na Orlej, gdzie Daria przychodziła się czesać. Bo wraz z nią wsród ręczników i suszarek pojawiał się kawałek słońca.

Każdy miał swoją Duśkę. A Duśka miała swoją Orlą.

I na tej Orlej została.

Z inicjatywy mieszkańców skwer koło domu Dusi, gdzie chodziła na spacery z małym Witem, gdzie rzucała patyki psu, gdzie martwiła się i cieszyła z kimś, kto przysiadając się do niej na ławce opowiadał, o swoich kłopotach i radościach, ten skwer, gdzie wybrzmiały już wszystkie Dusine rozmowy, w pięć lat od chwili gdy przeniosła się na wiecznie zielone łąki, z namaszczenia władz Rady Miasta nosi jej imię.

To nie przypadek, że Duśka jest patronką tego miejsca.

Mieszkanie na Orlej zawsze było przytuliskiem dla tych, którzy stracili dach nad głową. Duśka brała ich za rękę, otwierała drzwi i serce, rozkładała materac i smażyła naleśniki.

Daria była wspaniałą, nie do końca docenioną, nie do końca wykorzystaną aktorką. Ale była przede wszystkim człowiekiem.

Pamięć o artystach jest ulotna, ale pamięć o kimś, kto jako człowiek lśnił czystym światłem jest jak talizman, którym chcemy się dzielić.

Ta świadomość przełamuje smutek, zawarty w słowach motta do drugiego wydania, również autorstwa księdza Jana, którego tytuł brzmi nieodwołalnie „BYŁAŚ”

Byłaś taka zwyczajna

rozbawione włosy

w ogrodzie nad porzeczką

z jednym listkiem twarz

nic o tym nie wiedziałaś i ja nie wiedziałem

że można się tak widzieć już ostatni raz

Jak powiedziała Anka, przyjaciółka Darii, Duśka jest po prostu prezentem od Pana Boga. Telegramem dla nas, że warto być dobrym aż do naiwności. Ona po prostu spadła nam z nieba.

Może dlatego tęsknota za Duśką jest z roku na rok większa. Tej tęsknocie wychodzi naprzeciw nasza książka, wydanie drugie, niepoprawione.

Joanna Szczepkowska po odejściu Duśki pisała: „(…) Może trzeba zacząć myśleć o umieraniu tak, jak się myśli o rodzeniu? Jaka to różnica w gruncie rzeczy? Dwa najważniejsze święta w życiu. Dwie granice, za którymi jest tajemnica. Umierający z godziny na godzinę stają się mądrzejsi. Czas dla nich jest długi jak dla motyla. Jeden dzień jak całe życie. Każdy oddech cenny. Może od umierających należy uczyć się życia. Niech Daria będzie pierwsza.”

Wiedząc, że koledzy organizują charytatywny koncert, by zdobyć fundusze na ratowanie jej życia, w jednej z ostatnich rozmów powiedziała trzeźwo i pogodnie: Bardzo bym chciała, żeby te pieniądze, których ja już pewnie nie zdążę wykorzystać posłużyły innym. Może uda się nawet założyć fundację. Nikt nie chciał wtedy wierzyć, że to rodzaj ostatniej woli Dusi Po jej odejściu koledzy wrócili do tej rozmowy. I tak po trzech latach zgodnie z wolą Duśki Fundacja powstała.

A że Duśka nieustannie nam coś podpowiada, gdy Dorota Landowska, dziś prezes fundacji, robiła porządki w szafie, nagle spadła jej na głowę koronkowa sukienka, którą kiedyś dostała od Darii. Wystarczyło pójść wyznaczonym tropem. Na pokazie charytatywnym „Sukienka”, inicjującym działalność fundacji czternaście gwiazd filmu i estrady zaprezentowało na wybiegu czternaście swoich najbardziej ulubionych kreacji, które przeznaczyły na aukcję mającą na celu zasilenie fundacji. – Dla Duśki – mówią rozjaśniając się całe w uśmiechu. I tak można by długo.

A wystarczy sięgnąć po nowe wydanie „Duśki”, by zobaczyć na jej stronach osobę z niezwykłym poczuciem humoru, dystansem do siebie, zdolną dzielić się najbardziej osobistymi przeżyciami. Nic z tych anegdot, niewiarygodnych opowieści nie straciło atrakcyjności. Przeciwnie, zwierzenia z udanych i nieudanych romansów, z porażek, które można było przewidzieć, z nieoczekiwanych spotkań, które owocowały sukcesami i z takich z których nic nie wynikało, z pomyłek, z przyjażni dozgonnych i przelotnych, wszystko to dziś czyta się z równie zapartym tchem. Jest to lektura pozwalająca się wzruszyć, zadumać, spojrzeć z optymizmem na życie, nawet w najbardziej pochmurny dzień, kiedy świat wydaje się beznadziejny.

Wszystkie nitki prowadziły mnie do spotkania z Duśką, wszystkie ścieżki, choć oddalone w czasie, splatały się bez naszej wiedzy. Dlatego w bardzo osobistym posłowiu do pierwszego wydania „Duśki” pisałam: kiedy w czerwcu 2003 roku wyrzuciłam z siebie pomysł napisania tej książki, czułam się jakbym wreszcie po przenoszonej ciąży miała urodzić długo oczekiwane dziecko.

Mimo to, gdy dziś zaglądam do swojej książeczki, zadaję sobie pytanie: Czy ja na pewno znałam bohaterkę” Duśki”, czy ja ją sobie po prostu wymyśliłam?

Z tą dedykacją oddaję drugie wydanie „Duśki” w Państwa ręce. Niech ją sobie każdy z czytelników wymyśli.

HANNA KAROLAK

KOGO BARDZIEJ KOCHASZ?

Wiedziała, że nie może się do tego przyznać. Nikomu. To była jej tajemnica. Tym staranniej jej strzegła, im częściej powtarzały się pytania: „Kogo bardziej kochasz, mamę czy tatę?” Mała dziewczynka odpowiadała grzecznie: „Tak samo”. Od początku wiedziała, że tatę kocha bardzo, a mamę tak sobie. I że nie może się do tego przyznać nikomu. Nawet samej sobie.

Mama była piękna. Miała wielkie błyszczące oczy, czarne włosy, duży biust, szczupłą talię. Duśka słyszała, jak dorośli mówili: „Wypisz, wymaluj Claudia Cardinale! I taki sam włoski, nieokiełznany temperament”.

Gdy tata wychodził do pracy, mama otwierała okno i krzyczała na całe osiedle: „A szalik? Znów zapomniałeś!” Litania żalów i utyskiwań odbijała się echem w otwartych oknach sąsiadów. Duśka zawsze wtedy zatykała uszy. Tata przyśpieszał kroku i szybko znikał za rogiem kamienicy. Z czasem wychodził do pracowni coraz wcześniej. Nastawiał budzik na piątą rano, kiedy Duśka jeszcze spała. „Wszystko przez ten temperament mamy” – myślała często i powtarzała swoją ulubioną wyliczankę: mama kocha tatę, tata kocha mamę, mama i tata kochają Duśkę.

To była prawda.

W głębi szuflady ze starymi listami leży szkic na pożółkłym kartonie. Zanim Duśka przyszła na świat, mama narysowała sobie córeczkę. Spod burzy loczków wyłania się twarz dziewczynki uśmiechniętej jak aniołki na pocztówkach. Miała być podobna do Shirley Temple. Wszystkie mamy chciały, żeby ich córeczki były podobne do Shirley Temple. Kiedy Duśka była mała, jej kręcone loczki wprawiały w zachwyt sąsiadki. Ale nagle włosy przestały się kręcić. Odtąd mama poświęcała godziny, by główkę Duśki otaczała aureola loków. Kręciła proste włosy córki na niezliczone ilości wałków, rozczesywała i układała misternie, aż spod maminego grzebienia wyłaniała się fryzura małej gwiazdki. Duśka cierpliwie poddawała się tym zabiegom. Aż kiedyś zdarzył się dramat. Wielki dramat małej dziewczynki.

*

Duśka milknie. Znów wraca uczucie bezradności. Drzazgi, która utkwiła w pamięci dziewczynki, Siostra Oddziałowa ze szpitala w Leśnej Górze nie jest w stanie wyjąć.

Duśka starannie miesza sałatkę z kalafiora, sieka czosnek, rozciera rokfor, dodaje majonez. Jeszcze tylko koperek, po który Jasiek biegał do Hali Mirowskiej. „Czujesz, jak pachnie?” -pyta. Ale w pokoju unosi się zapach bezdennego żalu.

*

Jest uczennicą II c. Dziś wieczorem idzie z klasą pierwszy raz do teatru. Od rana myśli tylko o tym. I tylko o tym myśli mama Duśki. Co znów szykuje – w najlepszej wierze? Wyjmuje odświętne sukienki, wyciąga wyjściowe lakierki. Ale najważniejsze są włosy.

Zaczyna się nieustający rytuał. Mama jest niezadowolona. „Ten przedziałek z boku jest bez sensu. Zrobimy na środku” – mówi. „Nie, też niedobrze. Zaczeszemy do góry i zwiążemy wstążką”. – „Wstążka jest nieuprasowana? Nie szkodzi, włącz żelazko” – mówi mama. Duśce robi się słabo. Za dziesięć minut dzieci wychodzą spod szkoły. Nie mogą czekać. Dlaczego nie tupie nogą, nie ucieka? Zaczarowana przez wróżkę Grzeczna Dziewczynka. Nagle tata, nieoceniony tata, łapie Duśkę za rękę. Niezawiązana wstążka wlecze się po podłodze. „Może jeszcze zdążymy, nie płacz, có-reczko”. Pod szkołą nie ma nikogo. Tata zatrzymuje taksówkę. Jeżdżą od teatru do teatru. Portierzy rozkładają ręce. „Wycieczka? Do nas przychodzi dużo wycieczek. Zresztą spektakl już się zaczął”. W końcu tata na otarcie łez wybiera jakąś sztukę. Chyba dla dorosłych?Nic nie rozumiałam, nic nie widziałam, tylko chlipałam i chlipałam. Co mnie obchodziła sztuka! Chciałam być z dziećmi, z panią, czekać z zapartym tchem, ściskając z emocji rękę przyjaciółki, aż podniesie się kurtyna, wejść razem w świat, w którym wszystko jest możliwe.Żadna chusteczka nie mogła otrzeć Dusinych łez. Nic nie mogło zastąpić rozognionych policzków koleżanek, wspólnych chichotów, bicia brawa na wyprzódki, kto głośniej.

Chyba od tego wieczoru na pytanie, kogo kocha bardziej, Duśka coraz mniej pewnie odpowiadała: „Tak samo”. A że bardzo chciała „tak samo”, odtąd tym nadmiarem uczucia zaczęła obdzielać cały świat. I może tej nocy postanowiła też, że jej miejscem na ziemi będzie teatr. Miejsce, w którym jest się zawsze razem, razem przeżywa premierową tremę, razem dzieli sukces, nawet jeśli w trzecim akcie wypowiadało się tylko jedno zdanie. Odtąd zespół, grupa, przyjaciele to był jej żywioł, jej aura, jej tlen.

Ale ta niespełniona historia o nieudanej wyprawie – dziś już to wie – jest także opowieścią o tym, jak kochała ją mama, choć własną miarą mierzyła tę miłość. Dla niej nieważna była wycieczka, teatr, klasa. Dla niej ważne było, żeby Duśka wyglądała jak królewna, jej mała królewna.

Jest rok 95. Królewna jest za gruba. Zaczyna każdy dzień od otwarcia zeszytu w kratkę. „Ach, jaka jestem fantastyczna!” – wpisuje dużymi literami, bo bez wpisania się nie liczy. „Schudłam pięć kilo” – pisze dalej, choć waga od tygodnia ani drgnie. Ale na tym polega trening afirmatywny. Duśka wierzy, bo myśli pozytywnie. Duśka – Polyanna, która gra w zadowolenie, Duśka Amelia, która ulepsza świat. Duśka, która zamienia ciemność w jasność.

Mija kolejnych osiem lat. Duśka jest gwiazdą serialu. Udziela tylko trzech wywiadów na tydzień dlatego, że opędza się od dziennikarzy. Siostra Danuta z Leśnej Góry jest szczupła i pełna uroku. Doktor Tretter wie, że z tą kobietą zwiąże swoje losy. Na dobre i na złe. Siostra Oddziałowa godzi się na ślub. Ślub nie bez komplikacji. Jak wszystko w życiu Duśki. Ale przecież Duśka wierzy, że wszystkie ścieżki da się wyprostować. Więc spokojnie parzy herbatę. I prostuje. Sobie i innym.

ANGAŻ W BARZE MLECZNYM

Na MDM-ie, obok restauracji Szanghaj, jest bar mleczny. Tam, na pięterko Duśka chodzi czasem z mamą na śniadanie. Idzie jak na ścięcie. Z góry wyobraża sobie nienawistny smak zupy mlecznej. Mama zamawia jakąś białą kleistą papkę, więc Duśka, choć jest grzeczną dziewczynką, wierzga i płacze. Żadną miarą nie może przełknąć choćby łyżki. Łzy lecą do talerza, łyżka ląduje na podłodze. Towarzystwo przy stoliku obok zerka z zaciekawieniem na dziewczynkę. Duśka ma sześć lat i nie interesuje jej zamieszanie, jakie wzbudza wokół. Broni się przed kolejną porcją kleistej brei. „Chyba znaleźliśmy naszą bohaterkę!” – wykrzykuje jakaś obca pani. Duśka nie wie, że w tym momencie reżyser, Jadwiga Żukowska, angażuje ją do jednej z głównych ról w filmieDziatki Niejadki.Tak spełnia się hollywoodzki sen mamy dziewczynki, ciąganej bezlitośnie na wszystkie możliwe zdjęcia próbne, dziś zwane castingiem. Ku satysfakcji Duśki – bez rezultatu.

Duśka ma osiem lat. Idzie ulicą Chłodną, gdy zatrzymuje się obok niej jakiś duży samochód. „Kino, kino objazdowe!” – krzyczą dzieci. Tłumek ciekawskich gęstnieje. Na jednej ze ścian starej kamienicy Duśka ogląda siebie po raz pierwszy. Dzieci śmieją się, gdy mała dziewczynka stroi dziwaczne miny, nie chcąc przełknąć ani kęsa. Na Duśce nie robi to żadnego wrażenia. Zapamiętała tylko, że pan, który grał razem z nią, nazywał się Mieczysław Pawlikowski.

Rok 75. Duśka ma dwadzieścia jeden lat. Jest studentką Wyższej Szkoły Teatralnej w Łodzi. Mówią na nią „nasza Jane Fonda”. Przed chwilą skończyła filmWłaśnie o miłościJuliusza Janickiego. Kręcony metodą paradokumentalną opartą na improwizacji, co Duśka uwielbia, w fantastycznym klimacie kina czeskiego, ze świetną ekipą. Z głową w chmurach jedzie na wakacje. Ktoś coś mówi o zdjęciach do filmu Agnieszki Holland, ktoś proponuje próbne zdjęcia. Duśka woli bezkresne włóczęgi po zielonych łąkach, jest szczęśliwa, trochę zakochana i ani myśli przerywać sobie wakacyjny sen.

Ale zaczynają przychodzić telegramy. „Wracaj. Zdjęcia próbne”. Co jest? Nie chce jechać na żadne zdjęcia próbne! Wreszcie łapie ją telefon od rodziców: „Zostałaś wybrana przez Agnieszkę Holland do głównej roli w jej filmieZdjęcia próbne.Przyjeżdżaj natychmiast”. Gdyby nie upór rodziców, ten ważny debiut filmowy przeszedłby Duśce koło nosa. Na planie jest super. Agnieszka ma 24 lata. Tylko trzy lata więcej niż Duśka. Może dlatego tak im się świetnie pracuje. Krytyka przyjmuje film znakomicie. Po latach Agnieszka Holland w wywiadzie-rzece poświęconym jej twórczości powie o Duśce parę ciepłych słów.

Ale bywa, że rewelacyjne propozycje przechodzą mimo. Schloendorff kręci głośną powieść Guntera GrassaBlaszany bębenek.Ta wiadomość elektryzuje całe polskie środowisko. Daniel Olbrychski jest wybrany do jednej z głównych ról. Nie jest jeszcze obsadzona rola matki małego Oskara, bodaj najważniejsza w filmie. Propozycję zagrania tej roli, na którą z zapartym tchem czekają najlepsze polskie aktorki, otrzymuje Daria Trafankowska. Zawrót głowy? Pewnie tak, ale jak zawsze z dystansem.

Duśka nie jedzie na zdjęcia. Powód banalny. Typowy w PRL-u: nie dostaje na czas paszportu. Jak to przyjmuje?„Normalnie. Jestem chyba impregnowana na takie sytuacje” – mówi. To nie jest tak, że mi się nic nie należy, nie, ale dlaczego akurat miałoby się tylko mnie należeć?Gdy przychodzi choroba, nie mówi z pretensją do Pana Boga: Dlaczego właśnie mnie musiało to spotkać, dlaczego właśnie ja? -A dlaczego nie ja? -odpowiada sobie. Poczucia własnej wartości nie buduje na sukcesie ani na klęsce.

Przeżycia z dzieciństwa wzbudziły w niej ostrożność. Gdzieś na dnie kiełkowała świadomość, jak wiele rzeczy jest względnych, jak łatwo przekroczyć granice, gdy się czegoś zanadto chce. I nauczyła się nie chcieć „zanadto”.

TRAUMA U CIOCI DANY

Jeszcze dziś słyszy swój szloch. Czuje ciepłe usta mamy na swoich małych rączkach, wilgotnych od maminych łez. Mama klęczy przed Duśką. Płaczą obie. Dobrym, oczyszczającym płaczem.

W mieszkaniu wujka i cioci Dany, w pięknej poznańskiej kamienicy, jest długi korytarz. Duśka stoi z mamą tuż za drzwiami. Jeszcze nie zdjęła płaszczyka. Wracają prosto z radia, gdzie mama, Krystyna Trafankowska, pracuje jako spikerka. To ona zorganizowała udział Duśki i jej małych kuzynów w konkursie recytatorskim wierszy Jana Brzechwy. Ewa i Kasia, Maciek i Jureczek razem z Duśką zaśmiewali się przyPchle Szachrajcei martwili, że Pan Indyk z ulicy Wolskiej nie ma własnych kaloszy. Ale teraz Duśka myśli już tylko o tym, że za chwilę zajrzy do tajemniczych pokoi cioci Dany, które noszą ekscytujące nazwy, a nade wszystko do Czarnego Pokoju, który kiedyś należał do ojca dziewczynki. Jednak mama, zdyszana, pyta z marszu ciocię Danę: „Słuchałaś relacji z konkursu?” „Tak – odpowiada ciocia Dana machinalnie – ale wydaje mi się, że twoja Darunia nie zdobyła żadnego miejsca”.

Nie wie, w jaki sposób znalazła się nagle na końcu długiego korytarza. Pamięta tylko mocne uderzenie. Nie chce uwierzyć, że była to dłoń matki. Po chwili mama jest przy niej. Łapie ją na ręce. Wie, że uderzyła swoje małe dziecko. „Dusieńko, moja mała córeczko, przebacz mi.” Duśka wie, że mama nie chciała sprawić jej bólu. Więc dlaczego? Podświadomie czuje, że mama czekała na sukces swojej Małej Królewny. Że była go pewna. I wie, że to niedobra pewność.„Po godzinie okazało się, że wygrałam ten konkurs – dodaje Duśka – ale nie pamiętam, żebym się cieszyła”.

Więc z mamą, szaloną, nieobliczalną, kochającą bezrozumnie mamą były kłopoty. Może to odtąd Duśka nie przepada za konkursami. Jest to coś, co ją zawstydza. Jeśli ona wygra, ktoś przegra. „Dziewczyno, przecież to taki zawód” – mówią koleżanki.

Gdy świadomi jej wyczucia reżyserzy pytali o radę, jaką aktorkę z jej rocznika wybrałaby do roli w filmie, który mają w planach, Duśka rzetelnie odpowiadała: „Może Ewę Błaszczyk, może Joasię Żółkowską”.

Mało któremu przeszło wówczas przez myśl, że równie świetnie zagrałaby to sama Duśka. Ale zdarzały się na szczęście wyjątki.

Dwa razy zagrała u swego męża, Waldemara Dzikiego. Ale ani razu nie był to jego wybór. Pierwszy raz w filmie obsypanym potem nagrodami -Cudowne dziecko.Dziki szukał aktorki do roli matki młodziutkiego bohatera. Był już zdecydowany, bodaj na Joasię Żółkowską.Wtedy wkroczył producent kanadyjski filmu, Rock Demers, który powiedział, że zupełnie nie rozumie, dlaczego Waldek nie zaproponował mnie tej roli. Sam widział mnie kilka razy na scenie i wydałam mu się najodpowiedniejsza.

Drugim razem, gdy Waldek miał zrealizować dla Teatru Telewizji legendarny spektaklDwoje na huśtawce,ani mu w głowie było obsadzić mnie w głównej roli. I wtedy wymógł na nim tę decyzję Romek Wilhelmi, który chciał, żebym mu partnerowała. Nie myślę, żeby Waldek mnie nie cenił, ale jakoś oboje nie lubiliśmy wprowadzania klimatów rodzinnych do działań zawodowych.

Jako temat pracy dyplomowej Daria Trafankowska wybrała teatr Andrzeja Wajdy. Praca została bardzo dobrze oceniona, jedyne zastrzeżenie dotyczyło braku wywiadu z Mistrzem. „Ale przecież gdybym poprosiła go o spotkanie – odpowiedziała Duśka – pomyślałby niechybnie, że w ten sposób chcęzałapaćsię na jakąś rolę!” – „A nie chciałaby pani?” – spytała zdziwiona komisja. Duśka oblała się pąsem, jednak sytuacja, w której reżyser mógłby powziąć cień podejrzenia co do jej intencji, wydawała jej się niestosowna.

Nie chcieć niczego zanadto. Tak w życiu, jak w zawodzie. Bo przecież życie i tak obdarzy ją tym, co najlepsze. Duśka w to wierzy. I to jej wystarcza. I powolutku się sprawdza. Jako studentka szkoły filmowej otrzymała ufundowaną specjalnie dla niej przez dziekana Jana Rybkowskiego nagrodę Srebrnej Ryby dla najzdolniejszej studentki wydziału aktorskiego. Tym milszą, że przyznawaną przy udziale studentów reżyserii, choć bardziej prestiżowa była oczywiście nagroda I stopnia Prezesa Radiokomitetu zaPolskie drogi,którą Duśka jeszcze jako studentka III roku otrzymała razem z Bardinim, Fronczewskim, Zapasiewiczem, Jankowską-Cieślak. Nie odebrała jej osobiście tylko dlatego, że miała właśnie „najważniejsze” na uczelni artystycznej zajęcia z wojska i nie było mowy, żeby je opuścić. Każdy by się wściekł, Duśka to przełknęła.

Ale po latach tłustych przyszły lata chude, mało kto już pamiętał o studenckich sukcesach Duśki, o znakomitych rolach dyplomowych, o teatralnych kreacjach młodej aktorki Darii Trafankowskiej w Teatrze Narodowym, o przechowywanej do dziś w szufladzie depeszy z gratulacjami od Adama Hanuszkiewicza, jej pierwszego dyrektora, za rolę Marysi wWeselu,zagraną już pod inną batutą w Teatrze Powszechnym. Nie procentowała też zagrana niebanalnie w tym teatrze, znakomicie przyjęta przez recenzentów i publiczność pamiętna rola Iwony, księżniczki Burgunda, w której obsadził ją Zygmunt Hubner. Przyszedł czas na granie szarych myszek. „Gdzie jest powiedziane, że muszę być gwiazdą” – powtarzała. I bez cienia goryczy grała to, co jej przypadło w udziale. Tyle że wciąż wyjmowała mały zeszyt w kratkę, zapisując projekcję innego wariantu losu, kariery. Zwłaszcza, gdy nagle załamało się także życie osobiste.

KTO TO JEST? TA DZIEWCZYNA BĘDZIE MOJĄ

ŻONĄ!

„Stop! Zatrzymaj klatkę. Jeszcze raz!” – student wydziału reżyserii pochyla się z uwagą nad stołem montażowym. Z kadru patrzy dziewczyna. „Paweł, chodź bliżej – woła kolegę. -Widzisz tę dziewczynę? Ona zostanie moją żoną!” – „Cha, cha, cha! – ryczy Paweł. – Uważaj! Nic z tego nie będzie! To jest Duśka, pożeraczka serc. Chłopaków to ona wsysa i wypluwa – Paweł Danielewski drwi wyraźnie z przyjaciela. – „Ty ją znasz?” – „Nie tylko ją znam, nie tylko się z nią przyjaźnię, ale jeszcze studiuje ze mną na równoległym roku!”

Ten jeden dzień zajęć zmienił życie Dzikiego. Ściślej, dwadzieścia minut zajęć. Chłopcy z pierwszego roku reżyserii oglądali i analizowali absolutoryjne filmy swoich starszych kolegów. Jednym z nich był film Jerzego Ridana, który trwał owe dwadzieścia minut, a który dostał już parę nagród na festiwalach i był pokazywany studentom jako tak zwany wzorzec z Sevres. Film, w którym zagrała Duśka nie podejrzewając brzemiennych skutków tego wydarzenia, nosił tytułAnioły pod choinką. Wtedy to Waldemar Dziki postanowił, że ten Anioł zasiądzie przy jego stole. Więc Dziki chodził za Duśką przez dwa tygodnie i obserwował, czy ów żywy „wzorzec z Sevres” mieści się istotnie w spektrum jego marzeń, czy to, co zobaczył na ekranie, sprawdza się w rzeczywistości. Żyła tym cała filmówka, tylko jedna Duśka nie miała o niczym zielonego pojęcia. Po dwóch tygodniach podszedł. „Chciałem ci powiedzieć, że zostaniesz moją żoną, najlepiej więc, jeśli od razu się do mnie wprowadzisz.” -„Jakiś idiota” – pomyślała i odwróciła się na pięcie. Był październik, rok akademicki dopiero się zaczynał, Duśka nie znała Dzikiego, tak jak nie znała wielu innych studentów. Po dwóch tygodniach podszedł znów i powiedział: „Dostałem paczkę od babci. Przyjdź dzisiaj do mnie na kolację”. Jak się okazało, paczki od babci z Gdańska były słynne w całej szkole. Na Wybrzeżu można było kupić od marynarzy rzeczy, o których w Łodzi się nie śniło: suchą krakowską, słoiczki z rybami, cudowny wiejski chleb, który babcia przysyłała zawinięty w wilgotną szmatkę. Ta wspaniała staruszka, prababcia Wita, żyje do dziś, ciesząc się zdrowiem i miłością! Owoce babcia wysyłała ekspresem albo „podawała” przez znajomych, żeby dotarły świeże i żeby jej wnuk miał fantastyczną wyżerkę!

Przez kolejne trzy tygodnie Dziki codziennie mówił: „Przyjdź wreszcie na tę kolację”, ja mówiłam: „Dobrze, dobrze” i nie przychodziłam. Dziki zapadł się w sobie, zapuścił brodę, miał coraz większy zarost. „Cholera – pomyślałam – może on rzeczywiście czeka na mnie z tą kolacją?” Zaczęłam w końcu wypytywać Danielewskiego, jaki jest ten Dziki. – „Fajny facet, starosta roku, super!”

Duśka z przyjaciółką Jolą Buszko (zwaną Buszką), która niedługo potem została żoną Danielewskiego, mieszkały w akademiku, Dziki – w wynajętym na Piotrkowskiej mieszkaniu. Któregoś dnia przyjechała do Łodzi Ewa Demarczyk. „Idziemy” – zdecydowały jednomyślnie. Koncert z bisami skończył się dobrze po północy. W drodze powrotnej do akademika Buszka zobaczyła światła w oknach Dzikiego. – „Spójrz na ostatnie piętro – powiedziała. – Może on na ciebie rzeczywiście czeka z tą kolacją. Co ci szkodzi sprawdzić?” – „Nie wygłupiaj się, jest pierwsza w nocy.” – „No to co? Poczekam tu na ciebie 10 minut. Jak nie zejdziesz, znaczy, że zostałaś na kolacji”.

Idę na tę górę, stukam, drzwi się otwierają natychmiast. „No – mówi Dziki – już herbatę trzy razy podgrzewałem. Ściągaj buty. Wstawiam wodę.” Dla niego było oczywiste, że ja tu przecież mieszkam. Wchodzę do pokoju, a tam rzeczywiście stoi kolacja. Wszystko nakryte na dwie osoby, dwa talerzyki, dwie filiżanki, pokrojona kiełbasa, pomidorki, pieczywo nakryte serwetą. Zdębiałam! Zrozumiałam, że tak musiało być co wieczór. Szykował kolację na dwie osoby, rano sprzątał, i tak na okrągło. To mi zaimponowało. Aliści nie zostałam na noc! Obiecywał wprawdzie, że mnie nie tknie, że ma duże łóżko, że nie ma sensu, żebym wracała tak późno. „Wykluczone. Jutro rano mam szermierkę, muszę zabrać kostium z akademika.” – „To pojedziemy teraz po ten kostium taksówką”. – „Nie ma mowy.”

Potem mi powiedział, że ten mój opór potraktował jako swoją straszną klęskę! Nie wiedziałam wtedy, że Dziki miał dopiero 19 lat. Był najmłodszy z roku, ale wyglądał poważnie i zachowywał się poważnie. I tak parę tygodni chodziliśmy na spacery, oglądaliśmy filmy, uczestniczyliśmy w obchodach Dni Szkoły, na których dostałam Srebrną Rybę. Aż któregoś dnia wzięłam z akademika swoją poduszkę i wprowadziłam się do Dzikiego. Na całe 15 lat. Potem było huczne wesele, które przeszło do kroniki szkolnych imprez. A potem?

*

Jasiek, partner Duśki, podaje pierogi ze szpinakiem. „Jedzcie, póki gorące. Są pyszne”. Wyznaje ze wstydem, że nie robił ich sam, chociaż dla Duśki jest gotów zrobić wszystko. „Polubiłem nawet szpinak”.

Duśka nie od razu dojrzała do nowego związku. Długo bolała utrata czegoś, co miało być na całe życie. Na dobre i na złe. Przecież nizała koraliki wspólnych godzin, dni i miesięcy z coraz większą wprawą. Ale sznurek pękł. Wszystko się rozsypało. Jaką byli parą? Fantastyczną – mówili przyjaciele. „Jak dwa golomby” – dopowiadał ich kolega Peter Wajda, pasierb Marty Meszaros.

SYNDROM MARCHEWKI

Na szczęście kolejka jest mała. W dziale kosmetycznym Galerii Centrum zapach dobrych perfum daje Duśce przyjemne uczucie rozluźnienia po całym dniu zdjęciowym. „Podaruj sobie odrobinę luksusu” – szepcze do siebie, zdecydowana na jakieś małe szaleństwo. Ale na razie szaleństwo widzi w oczach panienki za ladą. Od czasu serialuNa dobre i na złeprzyzwyczaiła się do różnych reakcji, najczęściej sympatycznych. To miły aspekt popularności, którego doświadcza coraz częściej. Ale twarz dziewczyny tężeje jakimś dziwnym napięciem. Duśka już otwiera usta, by poprosić o make-up Diora, gdy słyszy wypowiedziane rwącym się głosem nieoczekiwane wyznanie: „Pani uratowała mi życie”. Duśka nie zwykła bagatelizować takich wyznań, ale ani w ząb nie może sobie przypomnieć twarzy dziewczyny czy choćby miejsca, w którym los mógł je zetknąć. – To pani słowa pozwoliły mi przetrwać najtrudniejsze chwile – ciągnie szczupła blondynka z nieco dziecinną afektacją. Duśka zastanawia się, gdzie i kiedy powiedziała coś, co miało tak wielkie znaczenie dla tej kobiety. Dziewczyna przychodzi jej z pomocą. Z bezładnie wypowiadanych zdań wynika, że to udział Darii w emitowanym przed laty programie Wojciecha EichelbergeraOknatak znacząco wpłynął na jej życie. Udział, który w samej Duśce wzbudził tyle wątpliwości. TytułRozstaniaw odniesieniu do rozpadu związku dwojga ludzi zapowiadał jakąś głębszą refleksję, zmieniony w ostatniej chwili naRozwódwydał się jej zbyt trywialny, zbyt dosłowny. Ale, co wstyd przyznać, nie bez znaczenia była wysokość honorarium. Przy finansowej mizerii, jakiej wówczas doświadczała aktorka, kwota 400 złotych wydała się Duśce niebagatelna. Tak więc nie wycofała się, jak postanowiła w pierwszym odruchu. Dziś okazało się, jak wielkie znaczenie miała jej decyzja, jak zbawienne stały się dla innej kobiety jej zwierzenia, choć przez moment ich żałowała. Mimo wrodzonej empatii jakoś wstyd jej było, że nieoczekiwanie dla siebie „pękła”. Że te kameralne, delikatne pytania tak silnie poruszyły bolesne wspomnienia.

Ekspedientka w dziale kosmetycznym nie tylko nagrała program, ale, jak mówi, odtwarzała go setki razy. „Moja kaseta jest kompletnie zjechana, może mogłaby mi pani pożyczyć to nagranie?” – pyta nieśmiało. Ale Duśka audycji nie nagrała. Była nawet zdziwiona, że tak wiele osób dzwoniło do niej po tym nocnym programie.

I nagle dziś te spontaniczne i bez wątpienia szczere wynurzenia. „Ja się strasznie dużo od pani nauczyłam, bardzo dużo zrozumiałam. Byłam wtedy w kompletnej depresji. Pani słowa, wciąż na nowo odtwarzane, stały się dla mnie rodzajem terapii”. Bo gdy Duśka mówi z ekranu, każdy z widzów czuje się tak, jakby mówiła wprost do niego.

Dwie kobiety patrzą sobie w oczy. W spojrzeniu dziewczyny daje się wyczytać wszystko, co było ich wspólnym losem, wspólnym doznaniem. Jakby na moment zamieniły się rolami. To są te nieliczne chwile, gdy odczuwa się radość współistnienia, nieważne po której stronie ekranu.

Dla Eichelbergera natomiast znamienna stała się opowieść Duśki o marchewce. „Syndrom marchewki”, jak potem go nazwał, wprowadził jako stały element wykładów dla swoich studentów.

Duśka nie pamięta już, w jakim momencie programu przestała mówić o swoim związku z Dzikim, a przeszła do relacji między rodzicami. Czy miała świadomość, że na małżeństwie jej i Waldka zaciążyły długo pielęgnowane stereotypy? Jednym z nich było przekonanie, że wszyscy mężczyźni są tacy jak jej ojciec.

Znacznie później zrozumiała, że są różni. I długo lękała się, żeby nie popełniać błędów mamy. I wylewała dziecko razem z kąpielą. Ale o marchewce zaczęła mówić bezwiednie, nieoczekiwanie dla samej siebie. Jakby chciała podzielić się zdumieniem, że czegoś nie rozumie. Bezradnością wobec własnej niewiedzy. Bo jak wytłumaczyć historię z marchewką?

Mimo przeprowadzki rodziców na Ursynów, tata odwiedzał nas codziennie. W drodze z pracy przyjeżdżał na Orlą i wyręczał mnie, w czym mógł. Chodził na spacer z Witem, zostawał, gdy miałam próbę, a Dziki siedział na planie, pilnował szczepień małego. Gotowałam mu więc przynajmniej zupę, do której wkładałam mnóstwo marchewki, wiedząc, że marchew uwielbia. Któregoś dnia przeprosiłam go, że dziś nie zdążyłam kupić marchewki i zupa nie będzie mu pewnie smakować. „To cudownie, Dusieńko – powiedział tata z entuzjazmem. – Nienawidzę marchwi, jadłem ją przez całe życie, bo mama uwielbiała marchewkę!” Złapałam się za głowę. „Trzydzieści lat nie powiedziałeś, że nie znosisz marchwi?” Tata zamilkł, a mnie to pytanie wydało się nagle niestosowne.

Już gdy taty nie było na świecie, jeździłam do mamy z obiadami. I starałam się niemal do każdej zupy dodać dużo marchewki. Któregoś dnia mama powiedziała: „Córeczko, czy musisz dodawać do każdej zupy tę marchew? Mam już jej serdecznie dość. Jadłam ją całe życie tylko dlatego, że tata uwielbiał marchew”. Nie powiedziałam ani słowa. Zostałam do końca strażnikiem tej tajemnicy, nie mogąc jednak wyjść ze zdumienia. No bo jak? Czy oni się kochali, czy nie kochali? Przecież to bez sensu nie umieć sobie powiedzieć tak prostych rzeczy. Z jednej strony w tym śmiesznym bezsensownym poświęceniu musiała być miłość, ale z drugiej – jak wielka bariera dzieliła tych dwoje kochających się ludzi! Już nigdy się nie dowiem, dlaczego z taką pokorą, samozaparciem i obrzydzeniem przełykali dzień w dzień tę nienawistną marchewkę?

Moi Rodzice. Wiem, jakie drogi przywiodły ich do siebie. Wiem, z jakich korzeni wyrośli. Pielęgnuję ważne i mniej ważne rodzinne sagi i anegdoty. Pielęgnuję je także dla Wita. Ale czy na pewno wiem o nich wszystko?Duśka wyjmuje stare zdjęcia, albumy, listy, małe karteczki kreślone czule w pośpiechu. Zwłaszcza tę ostatnią od ojca, wysłaną do nich w czasie wakacji: „Pomalowałem wam mieszkanie. Jadę do Poznania odwieźć wujka do szpitala. Kocham was. Janusz”. Ale już nie dojechał.

MADAME BOVARY

Duśka pamięta, że każdego dnia, gdy wracała ze szkoły, mieszkanie było przemeblowane. W panice szukała położonej parę godzin wcześniej książki, która, jak się okazało, wyparowała z biurka, by znaleźć się na najwyższej półce regału. W dodatku mama nie mogła zrozumieć, dlaczego jej kolejna fantastyczna roszada nie wzbudza entuzjazmu rodziny. To prawda, miała niezwykle rozwinięte poczucie estetyki, tyle że w Duśce rosło nieustające poczucie destabilizacji i zagrożenia.

Gdy mama zaczynała parzyć herbatę, trwało to mniej więcej dwie godziny. Gdy wreszcie nakryła do stołu, wylewała herbatę do zlewu, bo była już zimna i bez aromatu. Jeśli udało jej się zrobić zakupy, to już nie zdążyła zrobić obiadu. W ten sposób kładła się spać najwcześniej koło czwartej rano. Kiedy ktoś z mamą Duśki chciał się spotkać koło piątej po południu, najbezpieczniej było wyznaczyć spotkanie na dwunastą w południe.

Takich historii można opowiadać setki. Dziś Duśka wie, że to wszystko zaczęło się z chwilą przeprowadzki do Warszawy.