Strona główna » Obyczajowe i romanse » Egomaniac

Egomaniac

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66074-20-0

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Egomaniac

Zadziorne love story bestsellerowej autorki Gracza i serii MMA Fighter

Emerie Rose poznaje Drew Jaggera w nietypowych okolicznościach. Bierze go za przestępcę, który włamał się do jej biura. Okazuje się jednak, że przystojniak jest właścicielem lokalu, a Emerie została oszukana przez człowieka, który wynajął go jej bezprawnie.

Po kilku godzinach spędzonych na posterunku Drew lituje się nad dziewczyną i składa ofertę nie do odrzucenia. W zamian za pomoc w biurze pozwala jej zostać w lokalu, dopóki nie znajdzie własnego. Terapeutka małżeńska i cyniczny prawnik rozwodowy zostają skazani na pracę obok siebie.

Pełna temperamentu Emerie powinna być wdzięczna i nie komentować pracy Andrew. Nie może się jednak powstrzymać. Para wdaje się w potyczki słowne i dokucza sobie na każdym kroku. Z każdym dniem przyciąganie między nimi jest coraz większe.

___

Gdybym mogła wybrać jedno życzenie, które miałoby się spełnić to chciałabym, aby Vi Keeland wydawała nową książkę tygodniowo. Egomaniac jest bez wątpienia jedną z najlepszych książek 2017 roku.

– Book Babes Unite

Polecane książki

Startup. Postaw wszystko na jedną firmę to więcej niż opowieść o wyrzekaniu się pokusy i walce o uratowanie firmy. Jest ta książka swoistą liną ratunkową rzuconą przedsiębiorcom, którzy chcą wdrożyć innowacyjny pomysł, ale nie za bardzo wiedzą jak. Zaczęli już coś nowego, ale nie mogą nabrać oczekiw...
Langer wciąga od pierwszej strony i nie chce puścić. Zaczyna się jak w dobrym thrillerze od trzęsienia ziemi, by później zrzucić z fotela. Ogromną zaletą „Wojny hybrydowej” jest znajomość realiów polskiego wojska. Obnaża każdy aspekt, który rządzący po 1989 roku poli...
"Trappani. Pod błękitnym niebem" to relacja z tygodniowej, jesiennej wyprawy na Sycylię. Włodzimierz Krzysztofik zabiera swojego czytelnika w niezwykłą podróż, odsłaniając tajemnice śródziemnomorskiej wyspy....
Czym jest felinoterapia? Skąd pochodzi i co nam daje? A pewnie nic nie daje, tylko drapie, miauczy i żebrze o jedzenie. Tak, głównym bohaterem felinoterapii jak i tej książki jest kot. Zagadkowa i introwertyczna istota. Każdy zna, każdy widział, ale nie każdy pojmuje. Aby pojąć kota należałoby pośw...
Król Casimiro na skutek wypadku utracił częściowo pamięć. Choć nikt w państwie o tym nie wie, Casimiro czuje, że nie jest zdolny do dalszego sprawowania władzy. Postanawia abdykować i oddać rządy w ręce swego młodszego brata. Wówczas jednak niespodziewanie przybywa do pałacu pewna tajemnicza Angielk...
Autorka publikacji, posługując się metodą badawczą bazującą na obserwacji uczestniczącej i wywiadach informacyjnych, rekonstruuje działania pracowników socjalnych z osobami zaburzonymi psychicznie. Odtworzenie takiego katalogu postaw pracowników socjalnych może być z jednej strony praktycznym wsparc...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Vi Keeland

Czasami to, czego szukamy, przychodzi, gdy przestajemy szukać.

– Autor nieznany

Rozdział 1

Drew

Nienawidzę sylwestra.

Stałem dwie godziny w korku i nie przejechałem nawet piętnastu kilometrów z lotniska LaGuadria do domu. Było już po dwudziestej drugiej. Dlaczego ci wszyscy ludzie nie bawią się w tej chwili na imprezach? W czasie dwutygodniowego pobytu na Hawajach udało mi się rozluźnić i zrelaksować, ale teraz napięcie narastało we mnie z każdą minutą, gdy w ślimaczym tempie jechałem samochodem w stronę domu.

Próbowałem nie myśleć o pracy, która mnie czekała w najbliższym czasie; o niekończącej się litanii problemów innych ludzi, mających przysłonić moje.

Ona mnie zdradziła.

On mnie zdradził.

Niech mi pan załatwi pełną opiekę nad dziećmi.

Ona nie może dostać domu w Vail.

Ona chce tylko moich pieniędzy.

Nie zrobiła mi loda od trzech lat. Posłuchaj, dupku. Jesteś stary, łysy, nadęty i w dodatku gruby. A ona ma dwadzieścia trzy lata, jest seksowna i ma tak sterczące sutki, że niemal sięgają jej podbródka. Chcesz naprawić to małżeństwo? Wróć do domu z tysiącem dolarów w banknotach wyjętych prosto z bankomatu i każ jej klęknąć. Wtedy dostaniesz swojego loda. A ona dostanie kasę na swoje wydatki. Nie udawajmy, że w waszym związku chodzi o coś więcej. Nie pasuje ci taki układ? W przeciwieństwie do twojej przyszłej eksżony ja poproszę o czek. Proszę go wypisać na Drew M. Jaggera, adwokata.

Potarłem kark ręką, próbując odegnać ogarniające mnie klaustrofobiczne uczucie. Siedziałem w ciasnym uberze i wyglądałem przez okno. Jakaś starsza kobieta z pieskiem właśnie nas minęła.

– Wysiądę tutaj – warknąłem do kierowcy.

– A pański bagaż?

Już zdążyłem opuścić samochód.

– Proszę otworzyć bagażnik. Przecież i tak niemal stoimy w miejscu.

Korek był okropny i nic się nie ruszało, a znajdowaliśmy się zaledwie dwie przecznice od mojego mieszkania. Rzuciłem kierowcy banknot studolarowy, zabrałem walizkę z bagażnika i odetchnąłem manhattańskim powietrzem.

Kochałem to miasto równie mocno, jak go nienawidziłem.

Mieszkanie 575 przy Park Avenue było odrestaurowanym, przedwojennym budynkiem znajdującym się blisko rogu Sześćdziesiątej Trzeciej Ulicy – ten adres sprawiał, że ludzie z góry zakładali, kim jesteś i jaki jesteś. Ktoś noszący to samo nazwisko co ja zajmował kiedyś tę kamienicę, jeszcze zanim została przerobiona na drogie przestrzenie coworkingowe. I to dlatego dostałem pozwolenie, by zachować biuro na parterze, podczas gdy inni wynajmujący zostali wyrzuceni na bruk. Poza tym mieszkałem na najwyższym piętrze tego budynku.

– Witamy z powrotem, panie Jagger – powitał mnie odźwierny i otworzył mi drzwi do holu.

– Dzięki, Ed. Coś mnie ominęło podczas nieobecności?

– Nie. Wszystko po staremu. Ale proszę zajrzeć któregoś dnia i zerknąć na postęp prac remontowych. Wygląda to dobrze.

– Czy robotnicy używają wejścia dla pracowników od strony Sześćdziesiątej Trzeciej Ulicy, tak jak powinni?

Ed pokiwał głową.

– Oczywiście. Nawet ich nie słyszałem w ciągu ostatnich kilku dni.

Odstawiłem walizkę na podłogę w moim mieszkaniu, a potem udałem się do windy, by zjechać na dół i ocenić stan remontu. Ostatnie dwa tygodnie spędziłem brzuchem do góry w Honolulu, a moje biuro przeszło totalną metamorfozę. Zniknęły pęknięcia na suficie, pomalowano ściany, położono nowe podłogi, bo poprzedni parkiet był już podniszczony.

Gdy wszedłem do środka, zauważyłem, że wszystko oklejono folią, zarówno framugi drzwi, jak i nieliczne meble, które tu zostawiłem, bo nie włożyłem ich do schowka. Cholera. Jeszcze nie skończyli. Wykonawca zapewnił mnie, że prace zostaną zakończone przed moim powrotem. Oczywiście wiedziałem, że im się to nie uda.

Zapaliłem światło i z ulgą zauważyłem, że przynajmniej odnowili już hol. Sylwester zakończy się jednak bez większych niespodzianek.

Rozejrzałem się szybko po pomieszczeniach i byłem zadowolony z pracy firmy remontowej. Już miałem stamtąd wyjść, gdy zauważyłem światło w szczelnie między drzwiami a podłogą niewielkiego składziku znajdującego się na końcu korytarza.

Pomyślałem, że ktoś zapomniał je zgasić, więc ruszyłem w stronę magazynku, by to zrobić.

Okej. Mam metr dziewięćdziesiąt wzrostu i ważę dziewięćdziesiąt dwa kilogramy, ale gdy otworzyłem drzwi do tego pomieszczenia, naprawdę się przestraszyłem.

Jakaś kobieta krzyknęła nagle, jakby ją zażynano.

Cóż, mogłem się przestraszyć, bo nie spodziewałem się nikogo tam zobaczyć.

Cofnąłem się gwałtownie, a ona wstała, wskoczyła na krzesło i zaczęła krzyczeć, wymachując telefonem, który trzymała w ręce.

– Zadzwonię na policję! – Drżącymi palcami wybrała dziewiątkę, potem jedynkę i zawahała się, zanim nacisnęła drugą jedynkę. – Wynoś się stąd albo naprawdę zadzwonię!

Mógłbym rzucić się w jej stronę i odebrać jej ten telefon, zanim by zdążyła wybrać ostatnią cyfrę. Ale wyglądała na przerażoną, więc cofnąłem się jeszcze o krok i uniosłem ręce w poddańczym geście.

– Nie skrzywdzę cię. – Użyłem łagodnego tonu głosu, by ją uspokoić. – Nie musisz dzwonić na policję. To jest moje biuro.

– Czy ja wyglądam na idiotkę? Właśnie włamałeś się do mojego biura.

– Twojego? Chyba postradałaś zmysły.

Zachwiała się na krześle, wyciągając ramiona po obu stronach ciała, by zachować równowagę, i wtedy… spadła jej spódnica.

– Wynoś się! – Przykucnęła, złapała spódnicę i podciągnęła ją do talii, a potem spojrzała na mnie.

– Czy bierzesz swoje lekarstwa?

– Lekarstwa? Chyba cię pogięło.

– Wiesz co? – Wskazałem na telefon, który trzymała w dłoni, i powiedziałem: – Może jednak zadzwoń na policję. Jak przyjadą, to odwiozą cię do szpitala, z którego uciekłaś.

Kobieta wytrzeszczyła oczy.

Jak na wariatkę – nie żebym jej się specjalnie przyglądał – wyglądała całkiem uroczo. Ogniście rude włosy zebrane na czubku głowy wydawały się pasować do jej równie ognistego temperamentu. Chociaż patrząc w jej płonące niebieskie oczy, cieszyłem się, że nie powiedziałem tego na głos.

Nacisnęła jedynkę i zaczęła rozmowę z kobietą po drugiej stronie.

– Chciałabym zgłosić kradzież.

– Kradzież? – Uniosłem brew i rozejrzałem się. Składane krzesło i równie kiepskiej jakości składany metalowy stół były tu jedynymi meblami. – A co miałbym stąd ukraść? Twoją zachwycającą osobowość?

W tej chwili kobieta dodała do słuchawki:

– Włamanie i naruszenie. Chciałam zgłosić włamanie i naruszenie mienia przy 575 Park Avenue. – Zamilkła i wsłuchała się w odpowiedź. – Nie, chyba nie jest uzbrojony. Ale jest duży. Naprawdę wysoki. Około metra dziewięćdziesięciu.

Prychnąłem.

– Nie zapomnij dodać, że jestem silny. Mam napiąć mięśnie? I może wspomnij jeszcze, że mam zielone oczy. Nie chcielibyśmy, żeby policja pomyliła mnie z innymi naprawdę dużymi złodziejami znajdującymi się w moim biurze.

Rozłączyła się, wciąż stojąc na krześle, i spiorunowała mnie wzrokiem.

– A była tu też mysz? – zapytałem.

– Mysz?

– Wskoczyłaś na krzesło, jakbyś zobaczyła biegnącą po podłodze mysz. – Zaśmiałem się.

– Uważasz, że to zabawne?

– O dziwo, tak. I nie mam bladego pojęcia dlaczego. Powinienem być cholernie wkurzony tym, że wracam po dwutygodniowym urlopie i znajduję w moim biurze dzikiego lokatora.

– Dzikiego lokatora? Nie jestem nikim takim. To moje biuro. Przeniosłam się tu tydzień temu.

Znowu się zachwiała na tym dziwnym krześle.

– Lepiej zejdź na dół, bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę.

– A skąd mam wiedzieć, że ty nie zrobisz mi krzywdy, gdy zejdę na dół?

Pokręciłem głową ze śmiechem.

– Złotko, spójrz na mnie, a potem na siebie. Stanie na krześle nie zapewni ci bezpieczeństwa. Gdybym chciał cię skrzywdzić, już dawno leżałabyś na podłodze.

– Trenuję krav magę dwa razy w tygodniu.

– Dwa razy w tygodniu? Naprawdę? Dobrze, że mnie ostrzegłaś.

– Nie musisz ze mnie kpić. Może jednak naprawdę potrafiłabym cię skrzywdzić. A jak na włamywacza, jesteś dość niegrzeczny, wiesz?

– Złaź na dół.

Gapiła się na mnie przez dłuższą chwilę, aż w końcu stanęła na podłodze.

– No widzisz? Stojąc na ziemi, jesteś równie bezpieczna, co tam na górze.

– Czego tu szukasz?

– Nie zadzwoniłaś na policję, prawda? Niemal mnie nabrałaś.

– Nie zadzwoniłam. Ale wciąż mogę to zrobić.

– A po co miałabyś to robić? Żeby aresztowali cię za włamanie i naruszenie mienia?

Wskazała na swoje prowizoryczne biurko. Dopiero teraz zauważyłem leżące wszędzie papiery.

– Mówiłam ci. To moje biuro. Pracuję późno w nocy, bo ekipa remontowa była dzisiaj tak głośna, że nie mogłam skończyć tego, co musiałam zrobić. Dlaczego ktokolwiek miałby się włamywać do biura, by pracować o 22.30 podczas sylwestra?

Ekipa remontowa? Moja ekipa remontowa? Coś mi tu nie grało.

– Byłaś tu dziś z ekipą remontową?

– Tak.

Podrapałem się po brodzie, ale nie uwierzyłem jej do końca.

– A jak ma na imię majster?

– Tommy.

Cholera. Mówiła prawdę. Przynajmniej częściowo.

– I wprowadziłaś się tu tydzień temu?

– Dokładnie tak.

– Od kogo wynajęłaś to miejsce?

– Od Johna Cougara.

Uniosłem brwi wysoko.

– Od Johna Cougara? A czy w nazwisku miał jeszcze przypadkiem Mellencamp?

– A skąd miałabym wiedzieć?

To nie brzmiało dobrze.

– I zapłaciłaś temu Johnowi Cougarowi?

– Oczywiście, przecież na tym polega wynajem. Zapłata za pierwszy i ostatni miesiąc z góry, a do tego kaucja za dwa miesiące.

Zamknąłem oczy i pokręciłem głową.

– Cholera.

– Co?

– Wrobiono cię. Ile cię to wszystko kosztowało? Dwa miesiące kaucji, a do tego jeszcze czynsz za pierwszy i ostatni miesiąc. Łącznie wychodzą cztery miesiące, tak?

– Dziesięć tysięcy dolarów.

– Proszę cię, tylko mi nie mów, że zapłaciłaś w gotówce.

Coś musiało w końcu do niej dotrzeć, bo krew odpłynęła z jej twarzy.

– Powiedział, że jego bank jest wieczorem zamknięty i nie mógłby dać mi kluczy, dopóki nie wpłynęłyby pieniądze. Powiedział, że jeśli zapłaciłabym z góry w gotówce, to mogłabym zacząć pracę od razu.

– Zapłaciłaś Johnowi Cougarowi aż czterdzieści tysięcy dolarów w gotówce?

– Nie!

– Dzięki Bogu.

– Zapłaciłam dziesięć tysięcy w gotówce.

– Wspominałaś o czterech miesiącach.

– No tak. Czynsz za miesiąc wynosi dwa i pół tysiąca.

Nie mogłem w to uwierzyć. To najbardziej zwariowana rzecz, jaką w życiu słyszałem. Jak ona mogła pomyśleć, że wynajęcie przestrzeni biurowej w tej lokalizacji kosztuje dwa i pół tysiąca za miesiąc? Wybuchnąłem śmiechem.

– Co cię tak śmieszy?

– Nie jesteś z Nowego Jorku, prawda?

– Nie. Dopiero co się przeniosłam z Oklahomy. Ale co to ma do rzeczy?

Zrobiłem krok w jej stronę.

– Przepraszam, ale muszę ci to powiedzieć. Zostałaś oszukana, Oklahoma. To jest moje biuro. Pracuję tu od trzech lat. A mój ojciec pracował tu wcześniej przez trzy dekady. Przez ostatnie dwa tygodnie byłem na urlopie, bo w budynku przeprowadzano remont. Ktoś, kto nazwał się jak popularny piosenkarz, oszukał cię i naciągnął na kasę w zamian za wynajem biura, do którego nie ma żadnego prawa. Odźwierny ma na imię Ed. Idź do niego i zapytaj – potwierdzi wszystko, co powiedziałem.

– To niemożliwe.

– A czym się zajmujesz w tym biurze?

– Jestem psychologiem.

Wyciągnąłem rękę.

– A ja prawnikiem. Pokaż mi umowę najmu.

Mina jej zrzedła.

– Jeszcze jej nie przyniósł. Powiedział, że właściciel jest na wakacjach w Brazylii i że mogę zacząć tu pracować, a on wróci pierwszego po resztę czynszu i przyniesie kontrakt do podpisania.

– No właśnie. Oszukał cię.

– Ale ja mu zapłaciłam dziesięć tysięcy!

– To kolejna rzecz, która powinna była cię zaniepokoić. Przy Park Avenue za dwa i pół tysiąca miesięcznie nie wynajmiesz nawet szafy. Nie wydawało ci się dziwne, że cena tego miejsca jest taka niska?

– Uznałam to za świetną okazję.

Pokręciłem głową.

– Taaak. Prawdziwa z ciebie łowczyni okazji.

Kobieta zakryła usta dłonią.

– Chyba zaraz zwymiotuję.

Rozdział 2

Emerie

Czułam się jak idiotka.

Rozległo się ciche pukanie do drzwi łazienki.

– Wszystko w porządku?

– Tak. – Upokorzono mnie. Byłam głupia. Naiwna. Zupełnie spłukana. Ale wszystko było w porządku. Jasne.

Przemyłam twarz wodą i popatrzyłam na odbicie w lustrze. I co ja teraz zrobię? Cholera. W tym tygodniu w końcu mieli mi podłączyć telefon i dostarczyć artykuły biurowe. Moje piękne artykuły biurowe. Z logo i nowym adresem przy Park Avenue. Ugh. Zmarnowałam na to dwieście pięćdziesiąt dolarów. Zwiesiłam głowę i wgapiałam się w zlew, bo nie mogłam już dłużej patrzeć na swoją głupią twarz.

W końcu wyszłam z łazienki. Prawowity właściciel opierał się o ścianę, czekając na mnie. Oczywiście był boski. Przecież nie mogłabym się upokorzyć przed jakimś przeciętniakiem. Co to, to nie.

– Jesteś pewna, że wszystko okej?

Unikałam kontaktu wzrokowego.

– Nie. Ale będzie. – Zawahałam się i dopiero po chwili dodałam: – Jeśli nie masz nic przeciwko, to wrócę teraz do mojego biura… to znaczy… do twojego biura… i posprzątam swoje rzeczy, okej?

– Oczywiście. Nie śpiesz się.

Nie miałam zbyt wiele do spakowania. Meble miały zostać przywiezione w tym tygodniu. Podobnie jak stosy dokumentów. Będę musiała wszystko odwołać. I gdzie ja umieszczę te graty? Moje mieszkanie nie było wiele większe od gabinetu, w którym siedziałam.

Gdy pakowałam rzeczy do pudła, z którym tu pierwotnie przyjechałam, prawowity właściciel pojawił się w drzwiach i oparł o framugę. Zanim się odezwał, uprzedziłam go.

– Przepraszam cię… Za to, że dałam się nabrać, i za to, że groziłam ci policją.

– Nie zapomnij o tym, że groziłaś mi też swoimi niesamowitymi umiejętnościami krav magi.

Uniosłam głowę i zauważyłam, że się uśmiechał. Pasował mu taki wygląd. Właściwie to wyglądał aż za dobrze. Jego przystojna twarz sprawiała, że czułam się nieco zdenerwowana, chociaż nie tak bardzo, jak wtedy, gdy stałam na krześle i wykręcałam numer na policję. Nie. Jego uśmiech był seksowny – na ten widok miękły mi kolana i czułam jego oddziaływanie również na inne miejsca ciała.

– Naprawdę trenuję krav magę.

– Super. Przestraszyłaś mnie trochę, gdy tu wszedłem. Założę się, że skopałabyś dupę niejednej dziewczynie.

Zamarłam, zdziwiona.

– Dziewczynie? Mój instruktor jest facetem, stać mnie na więcej.

Założył ręce na piersi. Szerokiej, umięśnionej piersi.

– Od jak dawna trenujesz?

– Od trzech miesięcy.

– W takim razie nie powalisz faceta o moich gabarytach, to zdecydowanie za krótko.

Może to kwestia tego, że było już późno, a może dotarło do mnie, że straciłam oszczędności swojego życia i nie miałam gdzie przyjmować pacjentów, ale mój zdrowy rozsądek zniknął. Rzuciłam się na tego człowieka. Dosłownie zerwałam się z krzesła, stanęłam na nim, przeskoczyłam na stolik, a potem rzuciłam się na Bogu ducha winnego faceta.

Mimo że go zaskoczyłam, udało mu się mnie rozbroić w jednej chwili. Nawet nie wiedziałam, z jakiej techniki skorzystał. Obrócił mnie plecami do siebie, a ramiona unieruchomił mi z tyłu.

Wkurzyło mnie to, że gdy się odezwał, nawet nie miał zadyszki. Poczułam jego oddech na szyi, jego głos był spokojny i opanowany.

– Co to miało być?

– Chciałam ci pokazać moje ruchy.

Jego ciało zadrżało, chociaż nie słyszałam, by się śmiał.

– Śmiejesz się ze mnie? Znowu?

– Nie – odparł wyraźnie rozbawiony.

– Znam kilka sztuczek. Serio. Ale teraz jestem w kiepskiej kondycji z powodu tego wszystkiego, co się stało.

On ciągle mnie przytrzymywał. Pochylił się i wyszeptał mi do ucha:

– Jeśli pokazujemy sobie sztuczki, to ja też mogę ci kilka pokazać.

Moje ciało pokryło się gęsią skórką, a każdy włosek stanął dęba.

– Eee… Ja…

W końcu mnie wypuścił, ale dopiero po chwili udało mi się odzyskać równowagę. Nie odwróciłam się, bo czułam na twarzy gorący rumieniec. Postanowiłam więc zacząć zbierać swoje rzeczy, stojąc plecami do niego. Wyciągnęłam ładowarkę ze ściany i odezwałam się:

– W ciągu tygodnia przyjadą moje zamówienia, a we wtorek podłączą telefon. – Westchnęłam ciężko. – Zapłaciłam firmie przewozowej podwójnie, by przywieźli moje dokumenty w tym tygodniu. Odwołam wszystko z samego rana, ale w razie gdyby przyjechali… Jeśli tu będziesz, to proszę, wyjaśnij im sytuację.

– Oczywiście.

– Dziękuję. – Wzięłam pudło i już nie miałam wyboru – musiałam stanąć z nim twarzą w twarz.

Podszedł do mnie i wyjął pudło z moich rąk, a następnie poprowadził mnie w kierunku recepcji. W całym budynku było ciemno – poza „moim” gabinetem, w którym paliło się światło. Dzięki temu dobrze go widziałam. Zatrzymaliśmy się przed wyjściem pracowniczym. Teraz dotarło do mnie, że człowiek podszywający się pod agenta nieruchomości kazał mi używać tych drzwi, a nie głównych, od strony Park Avenue, żebym za szybko nie została przyłapana. Tłumaczył to tym, że trwa remont i nie chciał, bym roznosiła pył. Uwierzyłam we wszystko, co mi wmówił.

– Jak masz na imię, Oklahoma? Czy może powinienem nazywać cię dzikim lokatorem?

– Emerie. Emerie Rose.

– Ładne imię. Rose to twoje nazwisko czy drugie imię?

– Nazwisko.

Włożył karton pod ramię, by wyciągnąć do mnie dłoń.

– Drew. Drew Michael.

Zmrużyłam oczy i zapytałam:

– To drugie imię czy nazwisko?

Mimo słabego światła i tak widziałam jego uśmiech i dołeczki w policzkach. Ujęłam jego dłoń, a on odparł:

– Imię. Na nazwisko mam Jagger.

– Miło mi cię poznać, Drew Jaggerze.

Wciąż nie puszczał mojej dłoni.

– Poważnie? Miło ci mnie poznać? Jesteś o wiele milsza, niż ja byłbym na twoim miejscu.

– Masz rację. W tej sytuacji powinnam marzyć o tym, żebyś jednak okazał się zwykłym włamywaczem.

– Masz samochód? Jest już późno, a to pudło jest dość ciężkie.

– Nie szkodzi. Po prostu zamówię taksówkę.

Pokiwał głową.

– Lepiej być ostrożnym o tej porze. Poza tym ta spódnica ma chyba własny rozum.

W tej chwili chyba nawet półmrok nie potrafił ukryć mojego rumieńca.

– Biorąc pod uwagę te wszystkie upokarzające sytuacje, które dzisiaj przeżyłam, nie mogłeś mi chociaż podarować tej jednej? Nie mogłeś udawać, że do tego nie doszło?

Drew prychnął kpiąco.

– Nie mogę udawać, że nie widziałem takiego tyłka.

Byłam szczupła, ale mój tyłek nie należał do najmniejszych. Zawsze miałam na jego punkcie kompleksy.

– Co to niby miało znaczyć?

– To był komplement.

– Och.

– A tak w ogóle, dlaczego spódnica ci spadła? Schudłaś ostatnio czy coś?

W tej chwili już nic nie mogło mnie bardziej upokorzyć, więc postanowiłam być szczera i obrócić wszystko w żart.

– Zjadłam na kolację tłustego burgera i spódnica zrobiła się odrobinę za ciasna, więc ją odpięłam. Nie myślałam, że ktoś wejdzie do mojego rzekomego biura i to zobaczy.

– Kobieta, która je burgery i wygląda tak jak ty? Wow. Lepiej nie mów tego dziewczynom z Nowego Jorku, bo wsiądą w pierwszy autobus do Oklahomy. – Puścił do mnie oczko.

O Boże, byłam tak żałosna, że moje serce fiknęło koziołka.

Wyszliśmy na zewnątrz, a Drew poczekał ze mną na taksówkę, trzymając karton pod ramieniem. Gdy podjechała, usiadłam na tylnym siedzeniu, a on jeszcze na chwilę zajrzał do środka.

– Sylwester zawsze jest do dupy. Jutro będzie lepiej. Może zostań w łóżku, zamów kolejnego burgera i spróbuj odpocząć. Spotkajmy się pojutrze na posterunku policji, okej? Przy Sześćdziesiątej Siódmej Ulicy. Pasuje ci ósma? Jutro na posterunku będzie istne szaleństwo – będą się zajmować pijanymi idiotami z poprzedniego wieczoru.

Nawet nie pomyślałam, by iść na policję. Chyba rzeczywiście powinnam złożyć doniesienie.

– Nie musisz iść tam ze mną. Narobiłam ci już wystarczająco dużo problemów.

Drew wzruszył ramionami.

– I tak będzie im potrzebne mojej zeznanie. Poza tym znam kilku policjantów. Dzięki temu pójdzie sprawniej.

– Okej.

Poklepał dach samochodu i pochylił się raz jeszcze, by polecić kierowcy:

– Proszę na nią uważać. Miała dzisiaj kiepski wieczór.

Gdy tylko ruszyliśmy, dotarło do mnie wszystko, co się stało. Poziom adrenaliny w moim ciele podniósł się gwałtownie i chyba przeżyłam lekkie załamanie nerwowe.

Oszukano mnie i straciłam oszczędności życia.

Nie mam już biura.

Podałam wszystkim pacjentom nowy adres.

Zaczęło mi się kręcić w głowie.

Gdzie ja się teraz podzieję?

Nawet jeśli szybko znajdę nowe miejsce, to skąd wezmę pieniądze na kaucję?

Znowu mnie zemdliło, więc oparłam się o wezgłowie i zamknęłam oczy, biorąc kilka głębokich oddechów. O dziwo, pierwszą rzeczą, jaka przyszła mi w tej chwili do głowy, był obraz przystojnego, ciemnowłosego mężczyzny o pełnych ustach, opierającego się o drzwi mojego gabinetu. Poprawka, jego gabinetu. Mając ten obraz w myślach – pomimo strachu i załamania – nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu, który rozkwitł na moich ustach.

Rozdział 3

Drew

Spojrzałem na tarczę zegarka. Aż dwadzieścia minut spóźnienia. To seksowna kobieta, a poza tym została przecież oszukana i trochę było mi jej żal. Ale dwadzieścia minut? W godzinę zarabiałem sześćset siedemdziesiąt pięć dolarów. Właśnie straciłem dwieście dwadzieścia pięć, stojąc przed tym przeklętym posterunkiem policji. Jeszcze raz zerknąłem na ulicę i już miałem odejść i wrócić do biura, gdy nagle jakaś barwna plama mignęła mi przed oczami.

Zielony. Zawsze lubiłem ten kolor. Jak można go nie lubić? Kojarzył się z dolarami, trawą, z zielonymi żabami o wyłupiastych oczach, które jako dziecko uwielbiałem gonić… Jednak dopiero dzisiaj ten kolor stał się moim ulubionym. Gdy zobaczyłem piersi Emerie podskakujące pod swetrem w tej właśnie barwie. Jak na taką drobną osobę miała niezłe zderzaki – idealnie pasowały do jej kształtnego tyłka.

– Przepraszam za spóźnienie. – Płaszcz miała rozpięty, a policzki zaróżowione od szybkiego marszu. Wyglądała inaczej niż tamtego wieczoru. Teraz jej długie falujące włosy opadały na ramiona, a słońce podkreślało ich złoty odcień. Próbowała przygładzić fryzurę, mówiąc: – Wsiadłam w zły tramwaj.

– Już miałem wracać – odparłem, patrząc na zegarek, a gdy uniosłem głowę, zauważyłem kropelki potu na jej klatce piersiowej. Odchrząknąłem i policzyłem, jak długo czekałem.

– Minęło trzydzieści pięć minut. To będzie trzysta pięćdziesiąt dolarów.

– Co?

Wzruszyłem ramionami ze stoicką miną.

– Biorę sześćset siedemdziesiąt pięć dolarów za godzinę. Straciłem przez ciebie ponad pół godziny. A więc należy mi się trzysta pięćdziesiąt dolarów

– Nie stać mnie na ciebie. Jestem spłukana, pamiętasz? – Machnęła rękami w desperacji. – Zostałam oszukana, gdy wynajmowałam twoje biuro. Nie powinnam ci płacić takiej kasy tylko dlatego, że zaspałam.

– Wyluzuj. Tylko się z tobą droczę. – Zamilkłem na chwilę, a potem dodałem: – Chwila. Powiedziałaś, że wsiadłaś w zły tramwaj.

Zagryzła wargę. Wyglądała na winną. W końcu wskazała na drzwi prowadzące na posterunek i rzekła:

– Powinniśmy wejść do środka. Wystarczająco długo już przeze mnie czekałeś.

Pokręciłem głową i oznajmiłem:

– Okłamałaś mnie.

Emerie westchnęła.

– Przepraszam. Zaspałam. Nie mogłam zasnąć po tamtej nocy. To wszystko nadal jest dla mnie jak zły sen.

Pokiwałem głową i postanowiłem jej odpuścić.

– Okej, chodźmy. Zobaczymy, czy jest szansa na złapanie tego faceta.

Po wejściu do środka zauważyliśmy, że policjant za biurkiem rozmawiał przez telefon. Uśmiechnął się do nas i gestem pokazał, byśmy chwilę poczekali. Gdy skończył tłumaczyć dzwoniącemu, że sprawa ukradzionej poczty to zadanie dla inspektora odpowiedniej placówki, a nie dla departamentu policji w Nowym Jorku, wyciągnął rękę i wychylił się nad biurkiem.

– Drew Jagger. Co cię sprowadza w te strony? Postanowiłeś odwiedzić najbiedniejsze zakątki miasta?

Uśmiechnąłem się i ująłem jego dłoń.

– Coś w tym rodzaju. Jak leci, Frank?

– Nigdy nie byłem szczęśliwszy. Wracam do domu w nocy, nie zdejmuję butów w drzwiach, zostawiam podniesioną klapę w łazience po wysikaniu się i używam papierowych talerzy, żeby nie musieć ich myć. Życie singla jest piękne, mój przyjacielu.

Odwróciłem się w stronę Emerie.

– To sierżant Frank Caruso. Tak często zmienia żony, że dzięki niemu wciąż mam pracę. Frank, to Emerie Rose. Chciała złożyć doniesienie. Czy jest może Mahoney? Może on by jej pomógł.

– Nie ma go. Skręcił kostkę, goniąc podejrzanego. Ale sprawdzę, kto jest na posterunku, i zaproponuję kogoś odpowiedniego. A co się stało? Przemoc domowa? Mąż nie daje jej żyć?

– Nic z tych rzeczy. Emerie nie jest moją klientką. Kilka dni temu wynajęła gabinet w moim budynku.

Frank zagwizdał.

– Lokal przy Park Avenue. A więc piękna i bogata. Jesteś wolna, skarbie?

– Ty się chyba nigdy nie nauczysz, co nie?

– Co? Po prostu zawsze uderzałem do brzydkich i biednych. Może w tym tkwi mój błąd.

– Jestem całkiem pewny, że w czym innym.

Frank machnął na mnie ręką.

– Więc o co chodzi? Wynajmujący jej się narzuca?

– Wynajęła biuro za dwa i pół tysiąca dolarów. Zapłaciła z góry dziesięć tysięcy. Problem w tym, że nie wynajęła go od właściciela. Jakiś oszust podszył się pod agenta nieruchomości i zaprosił ją do obejrzenia mojego biura, podczas gdy ja byłem na urlopie.

– Dwa i pół tysiąca za lokal w twoim budynku?

– Ona jest z Oklahomy.

Spojrzał na dziewczynę.

– W Oklahomie nie macie Monopoly? Nie domyśliłaś się, że w większym mieście wszystko jest droższe niż u was?

Przerwałem Sierżantowi Przemądrzałemu, zanim zdążył sprawić, że Emerie poczułaby się gorzej niż obecnie. Wystarczyło, że ja się z niej naśmiewałem na początku, podczas gdy ona zaskoczyła mnie przyjaznym powitaniem, gdy się sobie przedstawialiśmy. Wszystko ma swoje granice. Frank podał jej jakieś papiery do wypełnienia i wskazał pokój, w którym mogła to w spokoju zrobić. Po drodze spotkałem znajomego, a po krótkiej pogawędce, gdy już się z nim pożegnałem, Emerie prawie uporała się z formularzami.

Zamknąłem za sobą drzwi do pokoju, a ona uniosła głowę i zapytała:

– Zajmujesz się przestępcami?

– Nie. Rozwodami.

– Wygląda na to, że każdy policjant cię zna.

– Mój kolega kiedyś tu pracował. Moimi pierwszymi klientami byli gliniarze. Jeśli się z jednym przyjaźnisz i wykonasz dla niego dobrą robotę, to potem wszyscy się do ciebie zgłaszają. Są lojalni. A przynajmniej wobec siebie. W ich fachu odsetek rozwodów jest najwyższy w mieście.

Po minucie do pokoju wszedł detektyw, którego nie miałem okazji poznać, po czym spisał zeznania Emerie, a następnie moje. Gdy skończył, powiedział, że mogę sobie iść.

Nie miałem pojęcia, dlaczego siedziałem tam jeszcze pół godziny później, kiedy Emerie przeglądała grubą księgę ze zdjęciami oszustów.

Przewróciła kolejną stronę i westchnęła.

– Nie mogę uwierzyć, jak wielu kryminalistów wygląda jak zwyczajni ludzie, których mija się na ulicy.

– Pewnie byłoby ci trochę trudniej dać mu te dziesięć tysiaków, gdyby facet wyglądał jak kryminalista, co?

– Pewnie tak.

Podrapałem się po podbródku.

– A tak poza tym w czym trzymałaś tyle gotówki? W brązowej papierowej torbie z samymi setkami w środku?

– Nie – odparła obronnym tonem, ale nic więcej nie dodała. Patrzyłem na nią wyczekująco. W końcu przewróciła oczami i wyjaśniła: – Dobra, zgadłeś. Ale to nie była brązowa torba, tylko biała z napisem Wendy’s.

Uniosłem brwi.

– Wendy’s? To ta sieć fast foodów? Naprawdę lubisz burgery, co?

– Włożyłam burgera, którego kupiłam na lunch, do swojej torebki, bo nie chciałam trzymać w niej pieniędzy. Stwierdziłam, że w metrze prędzej ukradną mi torebkę niż lunch.

Miała trochę racji.

– Nieźle kombinujesz jak na dziewczynę z Oklahomy.

Przyjrzała mi się, mrużąc oczy.

– Pochodzę z Oklahoma City. Nie mieszkałam na farmie. Myślisz, że jestem naiwna tylko dlatego, że nie urodziłam się w Nowym Jorku?

Nie mogłem się powstrzymać i odparłem:

– Oddałaś naciągaczowi dziesięć patyków w torbie po fast foodzie…

Wyglądała tak, jakby para miała zaraz wylecieć jej uszami. Na szczęście w tej chwili rozległo się pukanie do drzwi i to uratowało mi skórę. Frank zajrzał do środka i zapytał:

– Masz chwilę, prawniku?

– Jasne.

Frank otworzył szeroko drzwi, poczekał, aż wyjdę, i zamknął je za nami.

– Mamy mały problem, Drew.

Jego poważna mina zaniepokoiła mnie, gdy skinął głową w kierunku Emerie.

– Zawsze sprawdzamy osobę, która składa skargę. Taka jest procedura.

– Okej, no i?

– Ta dziewczyna jest w systemie. Postawiono jej zarzuty.

– Żartujesz?

– Niestety nie. Nowy system komputerowy każe podać powód sprawdzenia tej osoby. Detektyw, który przyjął jej zeznania, musiał spisać, że pojawiła się na posterunku. Nie jest już tak, jak kiedyś. Teraz wszystko trzeba udokumentować. Będzie musiała zmierzyć się z tym oskarżeniem. Za godzinę kończę pracę. Zabiorę ją do sądu, by odpowiedziała na zarzuty, dzięki czemu nie będziemy musieli jej aresztować. Oczywiście jeśli tego chcesz. Tak będzie najłatwiej. Dziewczyna na pewno może pójść na ugodę i załatwić to bez problemów.

– A jakie są zarzuty?

Frank prychnął i oznajmił:

– Publiczne obnażanie się.

– Jeszcze raz przedstaw mi całą historię od początku.

Siedzieliśmy na ławce przed salą sądową i czekaliśmy na popołudniową rozprawę.

Emerie zwiesiła głowę i wyjęczała:

– Muszę?

– Będziesz musiała przedstawić tę historię sędziemu, więc jako twój prawnik muszę ją dobrze znać – skłamałem.

Na pewno się wkurzy, gdy odkryje, że podczas wezwania do sądu nie trzeba spowiadać się z wydarzeń, o które zostało się oskarżonym. Wchodzisz tylko na salę, zostają ci postawione zarzuty, płacisz grzywnę, po czym wychodzisz. Ale zmarnowałem dzisiaj cały dzień, więc zasługiwałem na odrobinę zabawy. Poza tym podobała mi się jej ognista osobowość. Emerie była jeszcze seksowniejsza, gdy się wkurzała.

– Okej. Cóż… Przyjechałam na wakacje do Nowego Jorku, by odwiedzić babcię. I poznałam pewnego faceta. Spotkaliśmy się kilkukrotnie, zbliżyliśmy do siebie, aż w końcu nadeszła pamiętna sierpniowa noc. Duszna i gorąca. Właśnie skończyłam liceum i nigdy nie zrobiłam niczego szalonego, gdy mieszkałam w Oklahomie. Więc kiedy chłopak wpadł na pomysł, żeby iść popływać nago w publicznym basenie, pomyślałam: „Czemu nie? I tak nikt nigdy się o tym nie dowie”.

– Kontynuuj.

– Udaliśmy się na Osiemdziesiątą Drugą Ulicę, przy której mieścił się odkryty basen miejski, i przeskoczyliśmy przez ogrodzenie. Było tak ciemno, że gdy się rozebrałam, chłopak chyba nawet tego nie widział.

– A więc naprawdę się rozebrałaś? Jakiego koloru miałaś wtedy bieliznę? – Poważnie, Drew? Byłem chorym dupkiem, bo zadawałem jej takie pytania. Ale w mojej pokręconej wyobraźni widziałem ją w białych stringach i pasującym do nich koronkowym staniku.

Emerie wyglądała teraz na spanikowaną.

– Naprawdę musisz to wiedzieć? Przecież to było dziesięć lat temu.

– Powinienem. Im więcej szczegółów podasz, tym lepiej. W ten sposób sędzia pomyśli, że doskonale pamiętasz tę noc i że tego żałujesz.

Emerie zaczęła skubać paznokieć, zamyślona.

– Biała! Miałam białą bieliznę.

Nieźle.

– Stringi czy figi?

Jej policzki zaczerwieniły się i zakryła twarz dłońmi.

– Stringi. Boże, ale to jest upokarzające.

– Teraz już pójdzie z górki.

– Okej.

– Rozebrałaś się sama czy ten chłopak ci w tym pomógł?

– Sama.

– Okej. I co było dalej? Powiedz mi wszystko za szczegółami. Niczego nie pomijaj. Możesz myśleć, że coś jest nieważne, ale w rzeczywistości jest inaczej.

Pokiwała głową.

– Gdy się już rozebrałam, zostawiłam złożone ubrania koło ogrodzenia, przez które weszliśmy. Jared – bo tak miał na imię chłopak, z którym wtedy byłam – zdjął swoje ciuchy i zostawił je obok moich, a potem podszedł do trampoliny nad basenem, odbił się od niej i zanurkował.

– I co się stało potem?

– Zjawiła się policja.

– Ale ty jeszcze nie weszłaś do wody, tak? Nie pluskałaś się w basenie ani nic z tych rzeczy?

– Nie. Nawet do niego nie dotarłam. Syreny rozległy się tuż po tym, jak Jared zanurzył się w wodzie.

Poczułem się oszukany. Miałem już swoje wyobrażenia, napięcie się budowało, a tu nic? Nawet się nie obściskiwali? Zanim zadałem jej więcej pytań, z sali wyszedł strażnik sądowy i wyczytał listę nazwisk. Gdy usłyszałem nazwisko Rose, poprowadziłem ją do miejsca, w którym stał ten mężczyzna.

– Pokój numer sto trzydzieści dwa, proszę iść korytarzem prosto, a potem skręcić w prawo. Spotka się pani z asystentką prokuratora, by omówić sprawę przed spotkaniem z sędzią. Proszę poczekać przed wejściem. Asystentka wywoła pani nazwisko.

Wiedziałem, gdzie znajdował się ten pokój, więc poprowadziłem Emerie korytarzem, a następnie usiedliśmy na ławce przed wejściem. Dziewczyna milczała przez chwilę, po czym rzekła:

– Przepraszam cię za to wszystko, Drew. – Jej głos drżał, jakby powstrzymywała się od płaczu. – Pewnie będę ci winna z pięć tysięcy dolarów za czas, który mi poświęciłeś. A mnie nawet nie stać, żeby zapłacić ci pięć setek.

– Nie martw się tym.

Wyciągnęła rękę, by dotknąć mojej dłoni. Ja trzymałem rękę w dole jej pleców, gdy szliśmy korytarzem, a wcześniej pomogłem jej wysiąść z samochodu sierżanta Caruso, który nas tu przywiózł. Jednak to był pierwszy raz, gdy ona mnie dotknęła. Spodobało mi się to. Cholera. Nie znałem jej zbyt dobrze, ale wiedziałem, że Oklahoma nie była typem kobiety, którą można przelecieć i zostawić. Musiałem dać sobie z nią spokój i uciec jak najszybciej.

– Mówię poważnie. Naprawdę mi przykro. Nie wiem, jak ci dziękować za to, że przyszedłeś tu ze mną. Gdyby nie ty, chyba bym się załamała. Jutro jakoś ci się odwdzięczę.

Miałem na myśli kilka sposobów, jak mogłaby to zrobić.

– W porządku. Naprawdę. Nie musisz się tym zamartwiać, to nic takiego. Jeśli wszystko pójdzie gładko, to wyjdziemy stąd za dwadzieścia minut.

Wtedy odezwał się głos z pokoju obok:

– Rose. Numer sprawy 18493094. Obrońca pani Rose?

Założyłem, że właśnie to była asystentka prokuratora. Na ogół nie zajmowałem się przestępstwami, tylko okazjonalnie pomagałem stałemu klientowi z pozwem o przemoc domową lub mandatem. Jednak głos tej kobiety wydawał mi się dziwnie znajomy, choć nie potrafiłem go rozpoznać.

Do momentu, gdy otworzyłem drzwi.

Nagle stało się dla mnie jasne, dlaczego miałem wrażenie, że znam ten głos.

Bo już go wcześniej słyszałem.

Ostatnim razem wykrzykiwał moje imię, gdy pieprzyłem tę kobietę od tyłu w łazience biura konkurującej ze mną firmy.

Spośród wszystkich prawników w Nowym Jorku naszą asystentką prokuratora musiała być akurat Kierra Albright.

Może jednak nie pójdzie tak gładko, jak mi się wydawało.

Rozdział 4

Drew

Kurwa.

– Nie rozumiem. Co tu się dzieje? – Emerie brzmiała na spanikowaną.

Nie winiłem jej. Wszyscy wiedzą, że kobry, tygrysy i rekiny są niebezpieczne. Ale delfiny butlonose? Są takie słodkie i urocze, a gdy klepiesz je po głowie, wydają z siebie piękne dźwięki. Ale skrzywdź któregoś przez przypadek i wtedy cię zaatakują. Taka jest prawda. Wiem o tym, bo moim hobby – poza seksem i pracą – jest oglądanie National Geographic.

Kierra Albright jest właśnie jak taki delfin butlonosy. Przed chwilą zasugerowała sędziemu trzydzieści dni w areszcie zamiast grzywny, o której wspominała jeszcze pół godziny wcześniej.

– Daj nam minutę. Usiądź na korytarzu, a ja wrócę za chwilę. Muszę zamienić słówko z asystentką prokuratora. Sam na sam.

Emerie pokiwała głową, mimo że wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać, a ja dałem jej chwilę, by się pozbierała. Następnie otworzyłem bramkę, która oddzielała część dla widowni od części, gdzie siedziały osoby aktywnie biorące udział w rozprawie. Zaprowadziłem ją do pustego rzędu na samym końcu sali.

Już miałem odejść, gdy zobaczyłem łzę spływającą po jej policzku. Zatrzymałem się nagle i niewiele myśląc, ująłem jej podbródek, by móc spojrzeć Emerie w oczy.

– Zaufaj mi, wrócisz dzisiaj do domu. Jasne? Po prostu mi zaufaj.

Gdy wszedłem do damskiej łazienki znajdującej się po drugiej stronie sali, krzyknąłem, zaskakując Kierrę:

– Co to, do cholery, miało znaczyć? – Zamknąłem za sobą drzwi, a ona odwróciła się twarzą do mnie.

– Nie masz tu wstępu.

– Jeśli ktoś mnie zapyta, powiem, że dzisiaj identyfikuję się z kobiecą stroną mojej natury.

– Jesteś dupkiem.

– Ja jestem dupkiem? A jak ty się zachowałaś? Najpierw witasz się ze mną przyjaźnie, mówisz: „Zaproponuję grzywnę w wysokości pięćdziesięciu dolarów, a potem będziesz mógł sobie pograć w golfa”, a teraz co?

Odwróciła się plecami do mnie i podeszła do lustra. Wyjęła pomadkę z kieszeni marynarki i pochyliła się, by poprawić krwistoczerwony makijaż ust. Nie odpowiedziała, dopóki nie skończyła. Uśmiechnęła się szeroko i promiennie.

– Doszłam do wniosku, że twoja nowa zabaweczka już przywykła do tego, że mówi się jej jedno, a później zmienia zdanie, gdy najmniej się tego spodziewa.

– Ona nie jest moją zabaweczką. To… znajoma, której pomagam.

– Widziałam, jak na nią patrzysz. Jak dotykasz dłonią jej pleców. Jeśli jeszcze jej nie przeleciałeś, to z pewnością zrobisz to niedługo. Może ona potrzebuje spędzić noc w więzieniu, bo ty nie radzisz sobie na sali sądowej. Może dzięki temu zniechęcę ją do ciebie. Jak się nad tym zastanowić, to wyświadczam jej przysługę. Powinna mi dziękować.

– Chyba postradałaś zmysły, jeśli myślisz, że pozwolę, by uszło ci to na sucho. Emerie nie ma nic wspólnego z tym, co zaszło między nami. Sam poproszę sędziego Hawkinsa o wycofanie, jeśli będę musiał.

– Wycofanie? Na jakiej podstawie?

– Na takiej, że twój ojciec gra z nim w golfa w każdy piątek, a ty sama powiedziałaś mi kiedyś, że tatuś daje ci wszystko, czego zapragniesz. Już zapomniałaś, jak bardzo lubiłaś gadać po tym, jak cię rżnąłem?

– Nie odważyłbyś się.

Zachowywałem między nami dystans – mniej więcej trzy metry – ale teraz zacząłem powoli iść w jej stronę.

– Chcesz się przekonać?

Przyglądała mi się przez chwilę, aż w końcu parsknęła:

– Dobra, ale zróbmy to tak, jak godni siebie przeciwnicy. Nie będziemy sobie grozić i zadawać ciosów poniżej pasa. Pójdźmy na ugodę.

Pokręciłem głową i spytałem:

– Czego chcesz, Kierro?

Przesunęła językiem po górnej wardze, patrząc na mnie jak na soczysty kawał mięsa.

– Ciebie. I nie w łazience czy na tylnym siedzeniu ubera. Chcę iść z tobą na prawdziwą randkę, na której będziesz poił mnie winem i karmił, zanim mnie przelecisz.

– O mój Boże. Nie wiem, jak mam ci dziękować.

– Po prostu zapłaćmy tę grzywnę i wynośmy się stąd.

Wygoniłem ją z sali sądowej, a ona mylnie zinterpretowała mój pośpiech, sądząc, że zajęła mi już za dużo czasu. Tymczasem w ogóle nie chodziło o to. Niemal udało mi się wyjść, gdy nagle Kierra zawołała za nami:

– Drew, masz chwilkę?

– Nie teraz. Mam spotkanie.

Gdziekolwiek, byle nie tutaj.

Trzymając dłoń w dole pleców Emerie, szedłem dalej, ale moja klientka miała inne plany, bo zatrzymała się nagle.

– Musimy iść – powiedziałem.

– Pozwól mi chociaż podziękować asystentce prokuratora.

– To nie jest konieczne. Miasto Nowy Jork dziękuje jej za każdym razem, gdy dostaje pensję.

Emerie przyjrzała mi się karcącym wzrokiem.

– Nie będę nieuprzejma tylko dlatego, że ty taki jesteś.

Z tymi słowy odwróciła się i poczekała, aż Kierra nas dogoni.

Wyciągnęła do niej rękę, mówiąc:

– Bardzo pani za wszystko dziękuję. Dzisiaj rano byłam załamana, bo myślałam, że trafię do aresztu.

Kierra spojrzała na dłoń Emerie i zignorowała ją. Odwróciła się w moją stronę i odpowiadając jej, patrzyła na mnie:

– Proszę nie dziękować mnie, tylko swojemu prawnikowi.

– Dobrze, tak właśnie zrobię.

– Tylko proszę nie dziękować mu za bardzo. Nie chciałabym, żeby się zmęczył. – Kierra odwróciła się na pięcie, rzucając słowa pożegnania przez ramię: – Drew, zadzwonię, żeby umówić się na nasze spotkanie.

Emerie spojrzała na mnie zdezorientowana.

– To było dziwne.

– Ta kobieta chyba zapomniała wziąć swoich leków. Lepiej już chodźmy.

Gdy zapłaciliśmy grzywnę i odebraliśmy dokument potwierdzający oczyszczenie Emerie z zarzutów, była już niemal czwarta po południu.

Znaleźliśmy się na schodach przed sądem i wtedy Emerie odwróciła się w moją stronę, mówiąc:

– Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko publicznemu okazywaniu uczuć, bo muszę cię przytulić.

Właściwie to nie przepadałem za publicznym okazywaniem uczuć, ale skoro już zmarnowałem cały dzień i nie dostanę za to zapłaty, mogłem chociaż zostać przytulony. Te cycki, które miały się do mnie przycisnąć, były zdecydowanie lepsze niż nic – mogły być nawet lepsze niż sześćset siedemdziesiąt pięć dolarów zapłaty.

– Skoro nalegasz.

Uśmiech, który mi posłała, był jednym z najdoskonalszych, jakie w życiu widziałem. Wtedy mnie przytuliła. Jej piersi przycisnęły się do mnie, a jej drobne ciało owinęło się wokół mojego na dłużej, niż wymagała tego przyzwoitość. Poza tym pachniała bosko.

Kiedy się odsunęła, złapała mnie za ramiona.

– Zapłacę ci za dzisiejszy dzień. Nawet jeśli miałabym zbierać na to latami.

– Nie przesadzaj, nie musisz.

– Nie, mówię poważnie.

Rozmawialiśmy jeszcze przez kilka minut, wymieniliśmy się numerami telefonów, na wypadek gdyby do biura przyszły jej przesyłki, i pożegnaliśmy się. Ona jechała na przedmieścia, a ja do centrum, więc w zupełnie przeciwnych kierunkach. Po kilku krokach odwróciłem się jeszcze i spojrzałem na jej kołyszący się przy każdym ruchu tyłek. Odchodząc, wyglądała równie dobrze, jak wtedy, gdy podchodziła do mnie rano.

A skoro już o tym mowa… Założę się, że wyglądałaby jeszcze lepiej, gdyby dochodziła. Już miałem iść w swoją stronę, gdy Emerie odwróciła się i zauważyła, że się na nią gapię. Uśmiechnęła się szeroko i pomachała mi raz jeszcze, a potem zniknęła za rogiem.

Chciałem, by któregoś dnia mi się odwdzięczyła.

Jak już wspomniałem – miałem kilka pomysłów na to, jak mogła to zrobić.

Rozdział 5

Emerie

Uniosłam dzwoniącą komórkę do ucha, zerknąwszy najpierw na zegarek. Dochodziła jedenasta wieczorem. Dość późno jak na rozmowy.

– Halo?

– Emerie?

Ten głos. Nie musiałam pytać, kto to był. W rzeczywistości jego głos brzmiał na głęboki i zachrypnięty, ale przez telefon aż ciarki mnie przechodziły – taki był seksowny.

– Drew? Wszystko w porządku?

– Tak, dlaczego pytasz?

– Jest trochę późno…

Słyszałam, że odsuwa słuchawkę od ucha i rzuca:

– Cholera. Przepraszam. Nie wiedziałem. Sądziłem, że jest koło dziewiątej. Dopiero spojrzałem na zegarek.

– Czas szybko płynie, gdy większość dnia spędza się na sali sądowej z kryminalistami, prawda?

– Zdecydowanie. Wróciłem do domu, zacząłem nadrabiać zaległości w pracy, a potem wpadłem jeszcze do biura. Musiałem stracić poczucie czasu.

– Ja wróciłam do domu, wypiłam kilka kieliszków wina i zrobiło mi się siebie żal. Twoje wieczory sprawiają wrażenie bardziej produktywnych. Nadal jesteś w biurze?

– Tak. Właśnie dlatego do ciebie dzwonię. Siedzę tu i myślę o tym, że twoje nowe biuro będzie wyglądać bardzo gustownie.

Cóż za dziwne słowa.

– Dziękuję. Ale dlaczego tak sądzisz?

– Szkło i ciemne drewno. Podoba mi się. Chociaż myślałem, że wybierzesz coś w bardziej kobiecym stylu.

– O czym ty… Och. Przyjechały moje meble, tak?

– Zgadza się.

– Ale jak to możliwe? Przecież cały dzień byłeś ze mną.

– Mój wykonawca był na miejscu i kończył remont, a jeszcze nie miałem okazji powiedzieć mu, co się wczoraj stało. Myślał, że wyświadcza mi przysługę, wpuszczając dostawców.

Uderzyłam głową o blat w kuchni, a potem przycisnęłam rękę do czoła, bo to jednak zabolało. Nie powstrzymałam się od żałosnego jęknięcia.

– Wybacz. Zajmę się tym z samego rana.

– Nie spiesz się. Moje rzeczy wciąż są w schowku. Mogę przetrzymać je tam przez chwilę.

– Dziękuję. I przepraszam cię najmocniej. Zadzwonię do nich rano i każę wrócić i zabrać wszystko. A potem zaczekam u ciebie w biurze, żebyś nie musiał się z nimi męczyć.

– Jasne.

– Przepraszam.

– Przestań już przepraszać, Emerie. Byli przestępcy są twardzi. Nie przepraszają. Do zobaczenia rano.

Zaśmiałam się, bo tylko to mogło powstrzymać mnie od wybuchnięcia płaczem.

– Halo? – Zapukałam do uchylonych drzwi i usłyszałam echo własnego głosu. Popchnęłam drzwi i z zaskoczeniem zauważyłam, że hol wciąż świecił pustkami. Myślałam, że to tutaj zastanę moje meble.

W oddali słyszałam głos, ale nie potrafiłam wyłapać żadnych słów.

Weszłam do środka i zawołałam trochę głośniej:

– Halo? Drew?

Na korytarzu rozległy się głośne, szybkie kroki i po chwili ujrzałam Drew. Trzymał komórkę przy uchu i rozmawiał z kimś. Uniósł palec, bym poczekała, i wrócił do rozmowy.

– Nie chcemy domu w Breckenridge. Mój klient nie znosi zimna. Żona może go zatrzymać, ale to będzie jedyna rzecz, którą dostanie po rozwodzie. – Milczał przez chwilę, a potem dodał: – Nie, nie odbiło mi. Gdy się rozłączę, wyślę ci kilka zdjęć z posiadłości w Breckenridge. Myślę, że przekonają cię o tym, jak bardzo ten dom podoba się pani Hollister.

W tej właśnie chwili kurier pojawił się z wózkiem pełnym kartonów. Drew odsunął telefon od ucha i oznajmił:

– Proszę dać mi chwilę.

Postanowiłam, że mu z tym pomogę i podpisałam odbiór przesyłki, prosząc kuriera, by ustawił paczki na biurku recepcji, które wciąż było pokryte folią. Drew wymamrotał „dziękuję” w moją stronę i kontynuował rozmowę.

Podczas kiedy on prowadził telefoniczną kłótnię, ja poświęciłam chwilę, by się mu przyjrzeć. Miał na sobie chyba bardzo drogi i dobrze dopasowany garnitur. Jeden rękaw podciągnął, odsłaniając masywny zegarek. On również musiał kosztować majątek. Buty Drew błyszczały, jakby dopiero ktoś je wypolerował, a koszula wyglądała na idealnie wyprasowaną. Włosy były trochę zbyt długie jak dla faceta, który nosił tak wyglancowane buty, a jego skóra pociemniała od ostatniego urlopu, co jeszcze bardziej podkreśliło jego jasnozielone oczy.

Ale tak naprawdę nie mogłam przestać się gapić na jego usta – były takie pełne i doskonałe. On naprawdę jest piękny. Chyba jeszcze nigdy nie określiłam w ten sposób żadnego mężczyzny. Niektórzy faceci byli przystojni czy seksowni, ale nigdy piękni. Jednak zdecydowanie można użyć tego słowa do opisania Drew Jaggera, bo żadne inne tak dobrze do niego nie pasowało.

– Poważnie, Max, jak wiele spraw przerobiłeś, siedząc po drugiej stronie i gapiąc się na moją śliczną buźkę? Jeszcze nie potrafisz rozpoznać, kiedy nie blefuję? Spójrz na te zdjęcia, a potem daj mi znać w kwestii oferty. Myślę, że gdy spojrzysz na sytuację z odpowiedniej perspektywy, to uznasz moją propozycję za wyjątkowo sprawiedliwą. Jej dwudziestoletni instruktor narciarstwa uczył ją nowych technik. Tyle że chyba Kamasutry. Ugoda obowiązuje przez czterdzieści osiem godzin. Potem będę musiał wykonać do ciebie kolejny telefon, co będzie oznaczało, że mój klient jeszcze na tym zarobi, a ty dużo stracisz.

Drew nacisnął przycisk kończący rozmowę i spojrzał na mnie. Już miał coś powiedzieć, gdy nagle telefon znowu zaczął wibrować w jego dłoni.

– Cholera. – Westchnął, zerknął na komórkę, a potem na mnie. – Przepraszam. Muszę odebrać.

Do drzwi zapukał dostawca wody mineralnej, prowadzący wózek z dużymi baniakami wody. Spojrzałam na Drew i rzuciłam:

– Zajmę się tym. Odbierz telefon.

Przez kilkanaście następnych minut, podczas których Drew prowadził rozmowę telefoniczną, spławiłam akwizytora, odebrałam telefon, który leżał ukryty pod folią, a także podpisałam odbiór jakichś dokumentów wysłanych do Biura Prawnika Drew M. Jaggera. Właśnie bajerowałam potencjalnego, bogatego klienta, gdy pojawił się Drew.