Ekonomia dobra i zła
- Wydawca:
- Studio Emka
- Kategoria:
- Biznes, rozwój, prawo
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-62304-92-9
- Rok wydania:
- 2012
- Słowa kluczowe:
- czeskiej
- człowiek
- dobrą
- ekonomia
- książka
- ludzkich
- odpowiedzi
- przebojem
- sprowadza
- wzięła
- wzrastania
- mobi
- kindle
- azw3
- epub
Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).
Kilka słów o książce pt. “Ekonomia dobra i zła”
Czy da się opowiedzieć historię myśli ekonomicznej poprzez książkę, która przebija sprzedażą Kod da Vinci i Harry’ego Pottera, a później zrobić z tego sztukę teatralną? Tomáš Sedláček udowadnia, że tak.W fascynującej książce „Ekonomia dobra i zła”, która przebojem podbiła czeski i słowacki rynek wydawniczy autor prowadzi czytelnika od eposu o Gilgameszu do myśli, które współcześnie napędzają światowe rynki. W jasny i przystępny sposób, a jednocześnie erudycyjny i angażujący czytelnika tłumaczy najważniejsze zjawiska światowej ekonomii i stawia tezę: wszystko sprowadza się do ludzkich motywacji, do ekonomii dobra i zła. Książka została wydana przez Oxford University Press, a swoje wydania przygotowują również wydawnictwa m.in. w Chinach, Niemczech i Rosji.
Po sukcesie wydawniczym i entuzjastycznych recenzjach nie tylko w krajowych mediach, ale także w Financial Times, The New York Times i Washington Post, książka została adaptowana jako sztuka teatralna i wystawiona ponad 100 razy, głównie w Czechach i na Słowacji i w Wielkiej Brytanii (wszystkie bilety na przedstawienia w Teatrze Narodowym w Pradze, ale też m.in. londyńskim Soho Theatre zostały sprzedane).
Książkę Tomáša Sedláčka miałem okazję czytać jeszcze przed publikacją i od razu zrozumiałem, że zawiera niekonwencjonalne podejście do dziedziny uchodzącej powszechnie za nadzwyczaj nudną. Lektura pochłonęła mnie i cały czas zadawałem sobie pytanie, jakie zainteresowanie wzbudzi u innych czytelników. Autor nie udziela przemądrzałych i stanowczych odpowiedzi, lecz skromnie zadaje fundamentalne pytania: Czym jest ekonomia? Co stanowi jej treść? Skąd się wzięła ta nowa religia, jak czasami jest określana? Dlaczego jesteśmy tak bardzo uzależnieni od ciągłego wzrastania wzrostu i wzrostu wzrastania wzrostu? Skąd się wzięła i dokąd nas prowadzi koncepcja postępu? Dlaczego w tak wielu dyskusjach ekonomicznych pojawiają się obsesje i fanatyzm? Człowiek myślący musi zadawać sobie te wszystkie pytania, ale ekonomiści rzadko udzielają na nie odpowiedzi.
Vaclav Havel, prezydent Czechosłowacji (1989-1992) i Republiki Czeskiej (1993-2003)
Polecane książki
Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Tomaś Sedlaćek
Tytuł oryginału: Ekonomie dobra a zła
Tytuł wydania amerykańskiego: Economics of Good and Evil
Przekład: Dariusz Bakalarz
Projekt polskiej wersji okładki:
Magdalena Muszyńska, Izabela Surdykowska-Jurek
Redaktor: Anna Ratuś
Redaktor techniczny: Paweł Żuk
Copyright © 2011 Tomáš Sedláček
Published by Oxford University Press, Inc.
First published in Czech as Ekonomie dobra a zla, 2009 by 65, pole Publishing.
Copyright © for the Polish edition
by Studio EMKA, Warszawa 2012
Wszelkie prawa, włącznie z prawem
do reprodukcji tekstów w całości lub w części,
w jakiejkolwiek formie – zastrzeżone.
Wszelkich informacji udziela:
Wydawnictwo Studio EMKA
ul. Królowej Aldony 6,03-928 Warszawa
tel./fax 22 628 08 38,616 00 67
wydawnictwo@studioemka.com.pl
www.studioemka.com.pl
ISBN 978-83-62304-44-8
Skład i łamanie: www.anter.waw.pl
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
Mojemu synkowi Chrisowi, który – jak przeczuwam – rozumie więcej,
niż mnie się kiedykolwiek uda i zapewne niż sam dawno temu
rozumiałem. W każdym razie – oby pewnego dnia napisał lepszą książkę.
Poznawaj więc siebie, nie zajmuj myśli Bogiem,
Przedmiotem ludzkiego badania jest sam człowiek.
W stanu pośredniego cieśninie porzucony,
Zuchwały wielkością, mądrością zamroczony
Za wiele ma wiedzy, by stronę wziąć sceptyka,
Za dużo słabości, by w dumę wpaść stoika.
Rozpięty pomiędzy; wątpi – spocząć czy działać;
Niepewny – za Boga czy zwierzę się uznawać.
Niepewny, co dusza jego i ciało sądzi,
Zrodzon po śmierć tylko, rozumem jeno błądzi.
Tak czy owak, umysł swój w niewiedzy zostawia,
Gdy myśli za mało lub zbyt wiele rozprawia.
W chaosie myśli i namiętności zgubiony,
Raz pochłaniany przez nie, raz znów odrzucony.
Stworzony, by na pół wzlatać, na pół upadać,
Wielki pan wszechrzeczy, ofiarą wszystkich pada.
Prawdy sam szukając, ulega wciąż pułapkom,
Dla świata jest chwałą, drwiną oraz zagadką.
Alexander Pope Zagadka świata
tłum. Dariusz Bakalarz
Václav HavelPrzedmowa
Książkę Tomáša Sedláčka, która w Czechach wyszła pod tym samym tytułem w 2009 roku, miałem okazję czytać jeszcze przed publikacją i od razu zrozumiałem, że zawiera niekonwencjonalne podejście do dziedziny uchodzącej powszechnie za nadzwyczaj nudną. Lektura mnie pochłonęła i cały czas zadawałem sobie pytanie, jakie zainteresowanie wzbudzi u innych czytelników. Ku zdumieniu zarówno autora, jak i wydawcy od razu osiągnęła w Czechach takie powodzenie, że po kilku tygodniach stała się bestsellerem i tematem rozmów zarówno specjalistów, jak i ogółu odbiorców. Przypadkowo Tomáš Sedláček należał w tym czasie do istniejącej przy czeskim rządzie Krajowej Rady Gospodarczej, której działalność i perspektywiczne poglądy ostro kontrastują z kłótliwym środowiskiem politycznym, zwykle nie sięgającym myślami dalej niż do terminu kolejnych wyborów.
Autor nie udziela przemądrzałych i stanowczych odpowiedzi, lecz skromnie zadaje fundamentalne pytania: Czym jest ekonomia? Co stanowi jej treść? Skąd się wzięła ta nowa religia, jak czasami jest określana? Dlaczego jesteśmy tak bardzo uzależnieni od ciągłego wzrastania wzrostu i wzrostu wzrastania wzrostu? Skąd się wzięła i dokąd nas prowadzi koncepcja postępu? Dlaczego w tak wielu dyskusjach ekonomicznych pojawiają się obsesje i fanatyzm? Człowiek myślący musi zadawać sobie te wszystkie pytania, ale ekonomiści rzadko udzielają na nie odpowiedzi.
Większość naszych partii prezentuje bardzo zawężone, materialistyczne podejście i w programach politycznych na pierwszym miejscu stawia gospodarkę oraz finanse, a gdzieś na szarym końcu lokuje kulturę, traktowaną jak piąte koło u wozu lub ekstrawagancję garstki świrów. Większość tych partii, zarówno prawicowych, jak i lewicowych, świadomie lub nieświadomie przyjmuje i upowszechnia marksistowską tezę o ekonomicznej bazie i duchowej nadbudowie.
Wszystko to być może wynika stąd, że dziedzina naukowa, jaką jest ekonomia, często bywa mylona ze zwykłą rachunkowością. Ale co nam po rachunkowości, jeśli to, co kształtuje nasze życie, jest trudne lub całkiem niemożliwe do policzenia? Ciekawe, co by zrobił taki ekonomista-księgowy, gdyby dostał zadanie optymalizacji pracy orkiestry symfonicznej. Najprawdopodobniej wyeliminowałby wszystkie pauzy z koncertów Beethovena. W końcu do niczego nie są przydatne i tylko wszystko spowalniają. A przecież nie można płacić muzykom za to, że nie grają.
Swoimi pytaniami autor podważa stereotypy. Stara się wychodzić poza wąską specjalizację i przekraczać granice dyscyplin. W XXI wieku pokonywanie granic ekonomii i łączenie jej z historią, filozofią, psychologią i mitologią nie tylko działa ożywczo, lecz jest wręcz niezbędne do zrozumienia świata. Jednocześnie książkę tę czyta się tak łatwo, że nawet amator podchodzi do ekonomii jak do przygody intelektualnej. Nie zawsze znajdujemy odpowiedź na stawiane pytania, za to częściej pojawiają się inspiracje do głębszych rozważań o świecie i roli, jaką odgrywa w nim człowiek.
Gdy pełniłem urząd prezydencki, Tomáš Sedláček należał do grona moich kolegów z młodego pokolenia, które do problemów współczesnego świata prezentowało podejście nowe i nieobciążone czterdziestoma latami totalitarnego reżimu komunistycznego. Mam poczucie, iż ta książka spełniła moje oczekiwania, i wierzę, że wy także ją docenicie.
Václav Havel,
były prezydent Czeskiej Republiki,
wcześniej Czechosłowacji
Podziękowania
W czeskim wydaniu tej książki napisałem bardzo krótkie podziękowania. To był niedobry pomysł i teraz będę bardziej wylewny. Ta książka dojrzewała kilka lat, wymagała niezliczonych rozmów, setek wykładów i długich nocy poświęconych na przeczytanie mnóstwa lektur.
Zawdzięczam ją moim dwóch wspaniałym nauczycielom, profesorowi Milanowi Sojce (który wprowadził mnie w swoją pracę) i H.E. Milanowi Miskovskiemu „Mikeowi” (który wiele lat temu zainspirował mnie do zainteresowania się tym tematem). Dedykuję tę książkę ich pamięci. Żadnego z nich nie ma już wśród nas.
Podziękowania winien jestem mojemu wspaniałemu nauczycielowi, profesorowi Lubomirowi Mlčochowi, któremu miałem zaszczyt asystować na jego zajęciach z etyki biznesu. Dziękuję także profesorowi Karelowi Koubie, profesorowi Michałowi Mejstříkowi i profesorowi Milanowi Żakowi. Za uwagi i przemyślenia dziękuję moim studentom filozofii ekonomii z 2010 roku.
Chcę podziękować także profesor Catherine Langlois i Stanleyowi Nollenowi z Georgetown University za to, że nauczyli mnie pisać, a także profesorowi Howardowi Husockowi z Harvard University. Chciałbym wyrazić także wdzięczność Yale University za przyznanie mi stypendium, dzięki któremu napisałem znaczną część tej książki. Dziękuję Yale World Fellows i wszystkim z Betts House.
Dziękuję wspaniałemu Jerry’emu Rootowi za to, że przyjął nas na miesiąc do swojej sutereny, abyśmy mogli pracować nad tą książką w ciszy, także za fajkę i dym. Davidowi Sweenowi za to, że wszystko się udało, a także Jamesowi Haltemanowi za wszystkie książki. Dziękuję Ci Dušan Drabina za wsparcie w najtrudniejszych chwilach.
Jest jeszcze wielu innych filozofów, ekonomistów i myślicieli, którym mam zaszczyt podziękować: profesor Jan Švejnar, profesor Tomáš Halik, profesor Jan Sokol, profesor Erazim Kohák, profesor Milan Machovec, profesor Zdeněk Neubauer, David Bartoń, Mirek Zámečník i mój młodszy brat, wielki myśliciel Lukáš. Dziękuję Wam i podziwiam Was. Dziękuję także mojej rodzinie, zwłaszcza mamie i tacie.
A największe podziękowania za specyficzną pomoc przy tej książce kieruję do zespołu, który współpracował nad czeską i angielską wersją. Tomasowi Brandejsowi za pomysły, wiarę i odwagę. Jiřemu Nádobie za redakcję i kierownictwo. Betce Sočůvkovej za cierpliwość i wytrwałość. Milanowi Starý za rysunki, kreatywność i życzliwość. Dougowi Arellanesowi za staranny przekład, a także Jeffreyowi Osterrothowi za rzetelną i drobiazgową redakcję angielską.
I jeszcze dwaj ludzie wielkich umysłów, którzy pomagali i pisać, edytować tę książkę, moi partnerzy intelektualni: Martin Pospíšil i Lukáš Tóth. Nie zdołam wyrazić podziękowań za ich błyskotliwe myśli, pełne pasji dyskusje i zdobywanie materiałów, a także za ciężką pracę przy rozdziałach, których są współautorami. Chciałbym także podziękować moim kolegom z ČSOB, a.s. za wsparcie i kreatywne środowisko pracy.
Moja żona Markéta wytrzymywała ze mną w chwilach, w których nie wytrzymałaby żadna inna osoba. Dziękuję Ci za wszystkie uśmiechy i myśli (jest socjolożką, możecie sobie wyobrazić, o czym rozmawiamy przy kolacji). Ta książka w dużej mierze należy do niej.
A największe podziękowania dla tego, którego imienia nawet nie znam…
WprowadzenieHistoria ekonomii – od poezji do nauki
Rzeczywistość składa się z opowieści, a nie z materii.
Zdeněk Neubauer
Każda idea, choćby najstarsza i najbardziej absurdalna,
jest w stanie poszerzyć naszą wiedzę…
Wszystko się kręci…
Paul Feyerabend
Człowiek zawsze dążył do zrozumienia otaczającego go świata. Pomagały w tym opowieści, które nadawały sens jego rzeczywistości. Z naszego punktu widzenia brzmią one dziwacznie – podobnie jak nasze będą brzmiały dla przyszłych pokoleń. Niemniej jednak zawierają głęboko utajoną siłę.
Jest wśród nich rozpoczęta bardzo dawno temu opowieść o ekonomii. Około czterystu lat przed naszą erą Ksenofont pisał, że nawet jeśli człowiek ma niewiele bogactwa, to nauka o ekonomii i tak istnieje1. W dawnych czasach była to nauka o prowadzeniu gospodarstwa domowego2. Później stała się częścią takich dziedzin, jak religia, teologia, etyka i filozofia. Stopniowo jednak zaczynała się wyodrębniać. Niekiedy odnosimy wrażenie, że w technokratycznym świecie, w którym wszystko ma być albo czarne, albo białe, z czasem traciła wszystkie swoje odcienie szarości. Ale historia ekonomii ma znacznie więcej barw.
Ekonomia w dzisiejszym kształcie stanowi zjawisko kulturowe, produkt naszej cywilizacji. Ale nie produkt w tym sensie, że została celowo wyprodukowana, tak jak zegarek albo silnik odrzutowy. Różnica polega na tym, że zegarek i silnik odrzutowy są dla nas zrozumiałe – wiemy, skąd się wzięły. Potrafimy (prawie) rozłożyć je na poszczególne części, a później złożyć z powrotem. Wiemy, jak działają i jak się zatrzymują3. Inaczej w przypadku ekonomii. Rozwijała się nieświadomie, spontanicznie, bez kontroli, bez planu, bez dyrygenckiej batuty. Zanim stała się osobną dyscypliną, całkiem dobrze jej się wiodło w roli jednej z poddziedzin filozofii – takiej jak na przykład etyka – z dala od współczesnej koncepcji ekonomii pojmowanej jako kierowana matematyką nauka, która szydzi z „nauk miękkich” z typowo pozytywistyczną arogancją. Ale nasza tysiącletnia „edukacja” ma głębsze, szersze i często znacznie solidniejsze postawy. Warto o tym wiedzieć.
MITY, OPOWIEŚCI I DUMNA NAUKA
Niemądrze byłoby wychodzić z założenia, że dociekania ekonomiczne pojawiły się dopiero w epoce nauki. Początkowo ludziom, którzy zadawali sobie mniej więcej takie same pytania jak dzisiaj, świat wyjaśniały mity i religie. Obecnie ich rolę przejęła nauka. Żeby dostrzec powiązania między jednym a drugim, musimy sięgnąć głęboko do starożytnych mitów i filozofii. I właśnie po to ta książka powstała – aby przyjrzeć się myśli ekonomicznej w starożytnych mitach i – odwrotnie – mitom we współczesnej ekonomii.
Początek nowożytnej ekonomii datuje się na rok 1776, w którym ukazało się Bogactwo narodów Adama Smitha4. Jednak nasza postmodernistyczna epoka (która wykazuje się znacznie większą pokorą niż jej poprzedniczka, era nowożytnej nauki)5 sięga dalej wstecz i w większym stopniu uświadamia sobie znaczenie historii (samowarunkująca się ścieżka rozwoju), mitologii, religii i baśni. „Rozdźwięk pomiędzy historią nauki, jej filozofią a samą nauką zanika, podobnie jak rozgraniczanie między czymś, co jest nauką i co nią nie jest”6. Dlatego sięgniemy tak głęboko, jak tylko pozwala nam pisane dziedzictwo naszej cywilizacji. Pierwszych śladów dociekań ekonomicznych będziemy szukać w eposie o sumeryjskim władcy Gilgameszu, zbadamy, jak sprawy ekonomiczne rozpatrywali myśliciele żydowscy, chrześcijańscy, klasyczni i średniowieczni. Poza tym postaramy się starannie przeanalizować teorie głoszone przez tych, którzy kładli fundamenty pod współczesną ekonomię.
Historyczne ujęcia różnych dziedzin naukowych nie są – jak się powszechnie uważa – bezużyteczną prezentacją ślepych uliczek ani zbiorem relacji z prób i błędów robionych w jakiejś dyscyplinie (dopiero my wykonaliśmy to dobrze), lecz najpełniejszą analizą wszystkich pozycji z menu, jakie dziedzina ma do zaoferowania. Poza historią nie mamy niczego. Historia myśli pomaga unikać intelektualnego prania mózgu typowego dla jakiejś epoki, wznosić się ponad aktualne mody i zrobić kilka kroków do tyłu.
Badanie starych opowieści nie służy tylko historykom i nie chodzi w nich jedynie o zrozumienie sposobu myślenia naszych przodków. One zawierają pewną własną siłę nawet wówczas, gdy na ich miejscu pojawiły się nowe, czasem sprzecznie z nimi. Weźmy przykład najsłynniejszej historycznej dysputy – pomiędzy geocentryzmem a heliocentryzmem. Jak wiadomo, w sporze tym wygrał heliocentryzm, chociaż w mowie potocznej nadal geocentryzm przejawia się w powiedzeniach: słońce „wschodzi” lub „zachodzi”. Ono nie porusza się w górę ani w dół – jeśli już, to Ziemia (wokół Słońca), a nie Słońce (wokół Ziemi). Dowiedzieliśmy się, że to Ziemia krąży wokół Słońca, ale w powiedzeniach potocznych zachował się jeszcze geocentryzm, czyli, „słońce zachodzi”.
Poza tym, jak pokażemy w pierwszej części tej książki, te starożytne opowieści, obrazy i archetypy trwają do dzisiaj i wywierają wpływ na nasze podejście zarówno do świata, jak i siebie samych. Jak to ujął C.G. Jung: „Prawdziwa historia ducha nie zawiera się w uczonych księgach, lecz w żywym organizmie psychicznym każdego człowieka”7.
PRAGNIENIE PRZEKONYWANIA
Ekonomiści powinni wierzyć, że opowieści mają silną moc oddziaływania. Adam Smith wierzył. W Teorii uczuć moralnych napisał: „Pragnienie, by być wiarygodnym, pragnienie przekonywania, przewodzenia i kierowania innymi zdaje się jednym z najsilniejszych z wszystkich naszych naturalnych pragnień”8. Warto zwrócić uwagę, że słowa te wyszły spod pióra patrona twierdzenia, że naszym najsilniejszym instynktem jest egoizm. Inni dwaj znakomici ekonomiści, Robert J. Shiller i George A. Akerlof, pisali niedawno: „umysł ludzki zbudowany jest w taki sposób, że myśli narracyjnie, (…) Wiele przyczyn ludzkiego działania z kolei pochodzi z doświadczania historii naszego życia, którą sobie opowiadamy i która stanowi szkielet naszej motywacji i wiary w siebie. Życie mogłoby być przecież serią „jednej rzeczy po drugiej”, gdyby nie było talach historii. To samo dotyczy przekonania o wartości swojego kraju, firmy czy instytucji. Wielcy przywódcy są pierwszymi i najważniejszymi mitotwórcami tych historii”9.
Autorzy odwołują się tam do cytatu: „Życie to nie jedna cholerna rzecz po drugiej. To ta sama cholerna rzecz stale i na nowo”. Dobrze ujęte, a mity (nasze wielkie historie i opowieści) to „objawienia tu i teraz dotyczącego tego, co zawsze było i będzie wiecznie”10. Innymi słowy, nasze mity „nigdy się nie zdarzyły w jakimkolwiek momencie, ale zawsze są”11. Nasze nowożytne teorie ekonomiczne, oparte na ścisłych modelach, są niczym innym jak tymi samymi metanarracjami tylko opowiadanymi innym językiem (matematyki?). Trzeba więc poznać te opowieści od początku – i w szerszym kontekście – ponieważ „dobrym ekonomistą nigdy nie będzie ktoś, kto jest tylko ekonomistą”12.
A ponieważ ekonomia chce rozumieć wszystko, musimy wykraczać poza granice naszej dziedziny i próbować zrozumieć wszystko. I jeśli choć częściowo prawdą jest, że „zbawienie polega teraz na skończeniu z niedostatkiem materialnym i prowadzeniu ludzkości do nowej ery gospodarki obfitości, zatem logicznie rzecz biorąc, do nowej klasy kapłanów powinni należeć też ekonomiści”13, musimy być świadomi, jak ważną odgrywamy rolę i brać na siebie większą odpowiedzialność za społeczeństwo.
DOBRO I ZŁO W EKONOMII
W ekonomii chodzi w gruncie rzeczy o dobro i zło i ekonomię panujących między nimi relacji. Ekonomia polega na tym, że ludzie ludziom opowiadają o ludziach. Nawet najbardziej skomplikowane modele matematyczne stanowią de facto przypowieść o naszych dążeniach do racjonalnego zrozumienia otaczającego świata. Postaram się pokazać, że do dziś dnia opowieści zawarte w mechanizmach ekonomicznych dotyczą w swej istocie „dobrego życia” i są zrodzone z tradycji starożytnych Greków i Hebrajczyków. Spróbuję wykazać, że matematyczne kalkulacje, modele, równania i statystyki to zaledwie wierzchołek góry lodowej, jaką jest ekonomia, a dyskusje ekonomiczne to nic innego tylko bitwy na opowieści i metanarracje. Współcześni ludzie oczekują – jak zawsze – że ekonomiści im powiedzą, co jest dobre, a co – złe.
My, ekonomiści, jesteśmy uczeni unikania normatywnych ocen i opinii sugerujących, że coś jest dobre, a coś złe. Jednak wbrew temu, co głoszą nasze teksty naukowe, ekonomia jest dziedziną w lwiej części normatywną. Nie tylko opisuje świat, ale często mówi także, jak on powinien wyglądać (powinien być efektywny, mamy ideał doskonałej konkurencji, ideał wysokiego wzrostu PKB przy niskiej inflacji, dążenie do osiągania wysokiej konkurencyjności…). W tym celu tworzymy modele – takie nowoczesne przypowieści – które są jednak nierealistyczne (często celowo) i mają niewiele wspólnego z prawdziwym światem. Oto przykład z codziennego życia: gdy ekonomista w telewizji ma odpowiedzieć na pozornie niewinne pytanie o poziom inflacji, to natychmiast pada drugie pytanie (często on sam je sobie zadaje) o to, czy ten poziom jest dobry czyzły oraz czy inflacja powinna być wyższa czy niższa. Nawet w takich czysto technicznych kwestiach specjaliści natychmiast poruszają kwestię dobra i zła i przedstawiają normatywną ocenę: inflacja powinna być niższa (albo wyższa).
Mimo to starają się – czasem nawet panicznie – unikać takich słów jak „dobro” i „zło”. Ale to niewykonalne, ponieważ „gdyby ekonomia naprawdę nie wartościowała, zapewne przedstawiciele tej dziedziny zgromadziliby już ogół myśli ekonomicznej”14. A do tego nie doszło. Moim zdaniem to dobrze, ale musimy w końcu przyznać, że ekonomia jest w dużej mierze dziedziną normatywną. Według Miltona Friedmana (Essays in Positive Economics) ekonomia powinna być nauką pozytywną, nie wartościującą, lecz opisującą świat taki, jaki jest, a nie jaki być powinien. Ale już samo stwierdzenie, że „ekonomia powinna być nauką pozytywną”, jest twierdzeniem normatywnym. Nie opisuje świata takiego, jaki jest, lecz – jaki powinien być. W realnym życiu ekonomia nie jest nauką pozytywną. Gdyby była, nie musielibyśmy starać się o to. „Oczywiście większość ludzi nauki i filozofów unika konieczności rozważania kłopotliwych, fundamentalnych pytań – zatem, mówiąc krótko, unika metafizyki”15. Nawiasem mówiąc, niewartościowanie samo w sobie stanowi wartość, a w ekonomii wielką wartość. Paradoksalnie dziedzina, która zajmuje się badaniem wartości, chce być niewartościująca. A kolejny paradoks polega na tym, że dziedzina wierząca w niewidzialną rękę rynku obawia się kontaktu z metafizyką.
Dlatego zadaję w tej książce następujące pytanie: Czy istnieje ekonomia w relacjach między dobrem a złem? Czy opłaca się być dobrym, czy też dobro nie ma nic wspólnego z rachunkiem ekonomicznym? Czy egoizm jest wrodzoną cechą człowieka? Czy można go usprawiedliwiać, jeśli w jego wyniku powstaje dobro wspólne? Warto o to pytać, bo inaczej ekonomia może zamienić się w jedynie mechaniczno-alokacyjny model ekonometryczny, pozbawiony głębszych treści (oraz możliwości zastosowania).
Nawiasem mówiąc, ani słowa „dobro”, ani słowa „zło” nie trzeba się bać. Ich stosowanie nie oznacza moralizowania. Każdy kieruje się jakąś swoją etyką. Na tej samej zasadzie każdy wyznaje jakąś wiarę (ateizm to taka sama wiara jak każda inna). Podobnie z ekonomią, jak napisał John Maynard Keynes: „Praktycy przekonani, że nie podlegają żadnym wpływom intelektualnym, są zazwyczaj niewolnikami idei jakiegoś dawno zmarłego ekonomisty. (…) Prędzej czy później właśnie idee, a nie interesy i przywileje, stają się groźnym orężem dobrej lub złej sławy”16.
O CZYM JEST TA KSIĄŻKA: METAEKONOMIA
Książka ta składa się z dwóch części. W pierwszej szukamy ekonomii w mitach, religii, teologii, filozofii i nauce. W drugiej szukamy mitów, religii, teologii, filozofii i nauki w ekonomii. Szukamy odpowiedzi na przestrzeni całych dziejów – od zarania naszej kultury, po współczesne czasy postmodernizmu. Naszym celem nie jest poddanie analizie każdego momentu, który pomógł wprowadzić zmiany w ekonomicznej percepcji świata kolejnych pokoleń (także naszego), lecz przyjrzeć się przestojom w rozwoju; zarówno w różnych epokach historycznych (czasy Gilgamesza, hebrajczyków, chrześcijan itd.), jak i pod wpływem ważnych osobowości (Kartezjusz, Mandeville, Smith, Hume, Mill i inni), które wpływały na rozwój ekonomicznego pojmowania świata przez człowieka. Naszym celem jest przedstawienie opowieści o ekonomii.
Innymi słowy, staramy się nakreślić wykres rozwoju ekonomicznej etyki. Zadajemy pytania, które wyprzedzają wszelkie ekonomiczne myślenie – zarówno pytania filozoficzne, jak i do pewnego stopnia historyczne. Omawiana tutaj problematyka leży na rubieżach ekonomii, a często wykracza poza jej granice. Określamy ją mianem protoekonomii (na wzór protosocjologii) albo – chyba bardziej precyzyjnie – metaekonomii (w nawiązaniu do metafizyki)17. W tym sensie „Przedmiot nauk ekonomicznych jest zbyt wąski, zbyt fragmentaryczny, by mogły one odpowiedzieć na pytania rzeczy wiście ważne. Dlatego ekonomia musi być uzupełniona i wzbogacona meta-ekonomią”18. Ważniejsze elementy kultury i badanej dziedziny można znaleźć w fundamentalnych założeniach, które odzwierciedlają różne systemy myślenia, nieświadomie przyjmowane w danej epoce. Takie założenia wydają się tak oczywiste, że właściwie ich sobie nie uświadamiają, bo inny sposób pojmowania rzeczy w ogóle nie przychodzi im do głowy, jak zauważył Alfred Whitehead w Adventures of Ideas.
Co dokładnie robimy? I dlaczego? I czy z etycznego punktu widzenia możemy robić wszystko to, co jesteśmy w stanie zrobić pod względem technicznym?19. I co stanowi istotę ekonomii? Po co te wszystkie starania? W co tak naprawdę wierzymy i skąd się te nasze wierzenia (często nieuświadamiane) biorą? Jeśli nauka to „system wierzeń, którym hołdujemy”, to czym te wierzenia są?20. Ponieważ we współczesnym świecie ekonomia stała się najważniejszą dziedziną wyjaśniającą i zmieniającą świat, trzeba sobie zadać te wszystkie pytania.
Na nieco postmodernistyczną modłę próbujemy stosować do metaekonomii podejście filozoficzne, historyczne, antropologiczne, kulturowe i psychologiczne. Ta książka chce ukazać, w jaki sposób u człowieka rozwijała się percepcja aspektu ekonomicznego i co z tego wynika. Prawie wszystkie koncepcje przyjmowane przez ekonomię – świadomie i nieświadomie – mają długą historię, a ich korzenie wykraczają poza zakres ekonomii, a często także zupełnie poza granice nauki.
Spróbujmy teraz przeanalizować początki wierzeń ekonomicznych; ich pochodzenie i wpływ na całą dziedzinę.
WSZYSTKIE BARWY EKONOMII
Twierdzę, że wiele głównych nurtów ekonomii pozbawia tę dziedzinę wielobarwności i obsesyjnie oddaje cześć czarno-białemu homo economicus, który ignoruje kwestie dobra i zła. Sami sobie zasłoniliśmy oczy i nie widzimy najważniejszych sił napędzających ludzkie działania.
Twierdzę, że z mitów i religii i od poetów, i od filozofów możemy czerpać nie mniej mądrości niż z dokładnych i sztywnych matematycznych modeli zachowań gospodarczych. Twierdzę, że ekonomia powinna poszukiwać, odkrywać i omawiać swoje systemy wartości, chociaż uczono nas, że jest nauką niewartościującą. Twierdzę, że to nieprawda, a w ekonomii jest więcej mitologii, religii i archetypów niż matematyki. Twierdzę, że współczesna ekonomia zbyt duży nacisk kładzie na metodę, a za mały – na treść. Twierdzę i postaram się wykazać, że zarówno ekonomiści, jak i ogół społeczeństwa skorzysta na czerpaniu wiedzy z szerokiego zakresu źródeł – z eposu o Gilgameszu, Starego Testamentu, nauk Jezusa, a także Kartezjusza. Kiedy sięgamy do historycznych początków, gdy sposoby myślenia były – rzec można – bardziej odsłonięte, lepiej rozumiemy mechanizmy własnego myślenia i łatwiej dostrzegamy ich źródła. Tylko w ten sposób możemy dotrzeć do naszych zasadniczych wierzeń (ekonomicznych), które w zagmatwanej sieci współczesnego społeczeństwa nadal pozostają bardzo silne, chociaż są niedostrzegane.
Twierdzę, że aby zostać dobrym ekonomistą, trzeba być albo dobrym matematykiem, albo dobrym filozofem, albo i jednym, i drugim. Twierdzę, że przeceniamy podejście matematyczne i nie doceniamy humanistycznego. To prowadzi do tworzenia sztucznych, wypaczonych modeli, które często w jedynie niewielkim stopniu można wykorzystać do zrozumienia rzeczywistości.
Twierdzę, że badanie metaekonomii jest rzeczą ważną. Powinniśmy wykraczać poza granice ekonomii i badać „zakulisowe” wierzenia i idee, które często stają się dominującymi, choć nieujawnianymi założeniami naszych teorii. W ekonomii jest zaskakująco dużo tautologii, których ekonomiści przeważnie sobie nie uświadamiają. Twierdzę, że pomijanie perspektywy historycznej, które zdominowało współczesną ekonomię, to błąd. Twierdzę, że do lepszego zrozumienia ludzkich zachowań ważniejsze jest badanie ewolucji idei, które kształtowały nas na przestrzeni dziejów.
Książka ta wpisuje się w trwający od dawna spór pomiędzy ekonomią pozytywną a normatywną. Twierdzę, że taką samą rolę, jaką w starożytności odgrywały normatywne mity i przypowieści, teraz grają modele naukowe. Nic w tym złego, ale powinniśmy mówić o tym otwarcie.
Twierdzę, że pytania o kwestie ekonomiczne człowiek zadawał sobie długo przed Adamem Smithem. Twierdzę, że od niego nie zaczęło się poszukiwanie wartości w ekonomii, lecz osiągnęło ono pewien punkt kulminacyjny. Współcześnie główne nurty ekonomii rzekomo kontynuują klasyczne podejście Smitha, ale zupełnie pomijają etykę. W klasycznych sporach dominowały kwestie dobra i zła, a dzisiaj mówienie o nich zakrawa na herezję. Twierdzę także, że upowszechniony sposób odczytywania Smitha to nieporozumienie. Twierdzę, że wniósł do ekonomii znacznie więcej niż koncepcję niewidzialnej ręki rynku i homo economicus kierującego się egoistycznymi pobudkami – zwłaszcza że sam Smith nie używał takich określeń. Twierdzę, że jego najważniejszy wpływ na ekonomię dotyczy spraw etycznych. Inne jego koncepcje – łącznie ze specjalizacją i niewidzialną ręką rynku – były wyraźnie przedstawiane dużo wcześniej. Postaram się wykazać,że zasadę niewidzialnej ręki rynku zauważono już w starożytności i rozwinięto długo przed Smithem. Jej ślady widać nawet w eposie o Gilgameszu, myśli hebrajskiej i chrześcijańskiej, natomiast przez Arystotelesa i Tomasza z Akwinu została wyrażona expressis verbis.
Twierdzę, że mamy obecnie dobry czas na zweryfikowanie swojego podejścia do ekonomii, bo teraz, w epoce kryzysu i zadłużenia, ludzie chętniej posłuchają. Twierdzę, że nie nauczyliśmy się czerpać wiedzy ekonomicznej z najprostszych przypowieści, przedstawianych w niedzielnych szkółkach – na przykład o Józefie i faraonie – a dysponujemy skomplikowanymi modelami matematycznymi. Twierdzę, że powinniśmy zweryfikować swoje poglądy na temat nieprzerwanego wzrostu. Twierdzę, że ekonomia to piękna dziedzina, która może być atrakcyjna dla szerokiej rzeszy odbiorców.
Książka ta w pewnym sensie stanowi studium ewolucji zarówno homo economicus, jak i – co ważniejsze – drzemiących w nim zwierzęcych instynktów. Podejmuje próbę analizy ewolucji zarówno racjonalnego, jak i emocjonalnego oraz irracjonalnego aspektu istoty ludzkiej.
GRANICE CIEKAWOŚCI I WYJAŚNIENIE
Skoro ekspansjonistyczna ekonomia ośmieliła się narzucić swoje systemy myślenia domenom podlegającym tradycyjnie badaniom religioznawczym, socjologicznym i politologicznym, to dlaczego nie odwrócić ról i nie przyjrzeć się ekonomii z punktu widzenia religioznawstwa, socjologii i politologii? Skoro nowożytna ekonomia pozwala sobie na tłumaczenie działalności kościołów i prowadzi ekonomiczne analizy więzi rodzinnych (często wysuwając nowe i interesujące spostrzeżenia), to dlaczego nie przeanalizować teorii ekonomii tak jak systemów religijnych czy więzi rodzinnych? Innymi słowy, dlaczego nie spojrzeć na ekonomię z antropologicznego punktu widzenia?
Aby to zrobić, najpierw musimy nabrać do niej pewnego dystansu. Musimy zapuścić się na jej obrzeża, a jeszcze lepiej poza jej granice. W myśl metafory Ludwiga Wittgensteina o oku, które obserwuje otoczenie, ale nigdy nie widzi siebie (Wittgenstein, Tractatus Logico-Philosophicus, sekcja 5.6), aby obejrzeć jakiś przedmiot, trzeba popatrzeć na niego z boku, a jeśli jest to niemożliwe, to w ostateczności popatrzeć w lustro. W tej książce zastosujemy zwierciadło antropologiczne, mitologiczne, religijne, filozoficzne, socjologiczne i psychologiczne – i każde inne, które umożliwia refleksję.
W tym momencie należy przeprosić za przynajmniej dwie rzeczy. Po pierwsze, jeśli przyglądamy się otoczeniu w odbiciu, to często uzyskujemy obraz poszatkowany i niespójny. Ta książka nie przedstawia jednolitego, misternie uplecionego systemu (z tego prostego powodu, że taki system nie istnieje). Ważną rzeczą jest dodanie, że korzystamy tutaj wyłącznie z zachodniego dziedzictwa kulturowego i cywilizacyjnego, a pomijamy inne (na przykład konfucjanizm, islam, buddyzm, hinduizm i pozostałe, chociaż z pewnością znaleźlibyśmy tam wiele inspirujących idei). Poza tym nie analizujemy na przykład całego piśmiennictwa sumeryjskiego. Omawiamy hebrajskie i chrześcijańskie myśli dotyczące ekonomii, ale nie poddajemy studiom całej starożytnej i średniowiecznej teologii. Naszym celem będzie wydobycie najbardziej wpływowych elementów i rewolucyjnych koncepcji składających się na dzisiejszy ekonomiczny modus vivendi. Takie szerokie i nieco bezładne podejście usprawiedliwia myśl Paula Feyerabenda, który dawno temu tłumaczył, że „anything goes”21. Nigdy nie da się przewidzieć, skąd nauka zaczerpnie inspirację do dalszego rozwoju.
Kolejne przeprosiny dotyczą ewentualnych uproszczeń i wypaczeń względem dziedzin, które autor uznał za ważne, chociaż stanowią zupełnie odrębną dyscyplinę. Dzisiejsza nauka kryje się za murami z kości słoniowej wzniesionymi tu przez matematykę, tam przez łacinę i grekę, jeszcze gdzie indziej przez historię, aksjomaty i inne pobożne rytuały, aby naukowcy mieli niezasłużony azyl przed krytyką opinii publicznej i przedstawicieli innych dziedzin. Ale nauka musi się otworzyć, bo w przeciwnym razie – jak słusznie zauważył Feyerabend – stanie się elitarną religią dla wtajemniczonych, emanując totalitarnym blaskiem na społeczeństwo. Odwołując się do słów urodzonego w Czechach amerykańskiego ekonomisty Jaroslava Vaňka: „štěty lub niestety, ciekawość człowieka nie ogranicza się tylko do jego własnej dziedziny zawodowej”22. Jeśli książka ta zainspiruje do szukania nowych powiązań pomiędzy ekonomią i innymi dziedzinami, to spełni swoje zadanie.
Nie zawiera ona jednak historii myśli ekonomicznej. Autor stawia sobie za cel uzupełnić niektóre rozdziały w dziejach ekonomii o szerszą perspektywę i o analizy wpływów, które uszły uwadze ekonomistów i ogółowi odbiorców.
Zapewne trzeba też dodać, że w tekście znalazło się wiele cytatów. Mają one przybliżać cenne idee z odległych stuleci za pomocą oryginalnych słów autorów. Gdybyśmy poprzestali jedynie na nawiązaniach do starożytnych tekstów, umknąłby duch ich autentyczności, co stanowiłoby niepowetowaną stratę. Przypisy umożliwiają głębsze przeanalizowanie przedstawianych problemów.
TREŚĆ: SIEDEM EPOK, SIEDEM TEMATÓW
Książka ta dzieli się na dwie części. Pierwsza obejmuje całe dzieje, zatrzymując się w siedmiu miejscach i poruszając siedem tematów, które potem są podsumowane w części drugiej. Druga integruje tematy opisane w części historycznej. Pod tym względem książka przypomina trochę macierz. Można podążyć wątkiem historycznym, można tematycznym, a można i jednym, i drugim. Oto siedem poruszanych tematów.
Potrzeba chciwości. Historia konsumpcji i pracy
Zaczynamy od najstarszych mitów, w których praca stanowi pierwotne powołanie człowieka, jest przyjemnością, a później – przekleństwem. Bóg lub bogowie rzucają przekleństwo w postaci pracy (Księga Rodzaju, mity greckie) albo jej nadmiaru (Gilgamesz). Przeanalizujemy narodziny pragnień i żądzy, czyli popytu. Potem przyjrzymy się różnym koncepcjom ascetyzmu. W późniejszym czasie świat zdominowały idee Augustyna, gdy jednak ster przejął Tomasz z Akwinu, większą uwagę zaczęto poświęcać światu materialnemu. Wcześniej pragnienia i potrzeby były zdominowane przez duszę, a potrzeby cielesne odsuwano na margines. Dalej wahadło znów zmieniło pozycję i świat skłonił się ku indywidualistycznemu, praktycznemu konsumpcjonizmowi. Tak czy inaczej, człowiek od samego początku był istotą odbiegającą od natury i przejawiającą skłonność do otaczania się majątkiem pochodzącym z zewnętrznego świata. Nienasycenie materialne i duchowe jest więc podstawową, charakterystyczną dla człowieka metacechą, która przejawia się już w najstarszych mitach i przypowieściach.
Postęp (naturalny i cywilizacyjny)
W dzisiejszych czasach odurzamy się ideą postępu, lecz u zarania dziejów ona zupełnie nie istniała23. Czas był cykliczny, a od człowieka nikt nie oczekiwał żadnego historycznego postępu. Później hebrajczycy wprowadzili czas linearny, a chrześcijanie przekazali go (pogłębiając koncepcję hebrajczyków) nam. Później postęp zlaicyzowali klasyczni ekonomiści. Ale jakim cudem doszliśmy do dzisiejszego postępu i wzrostu dla samego wzrostu?
Dobro i zło w ekonomii
Rozpatrzymy tutaj sprawę zasadniczą: czy dobro się opłaca pod względem ekonomicznym. Zaczniemy od Eposu o Gilgameszu, w którym kwestia moralności oraz kwestie dobra i zła są poruszane, ale nie wiążą się ze sobą. Natomiast później, w filozofii hebrajskiej, etyka stanowiła czynnik tłumaczący rozwój dziejów. Starożytni stoicy nie pozwalali liczyć na korzyści, jakie można wynieść z dobra, natomiast hedoniści uważali, że cokolwiek się opłaca, jest z zasady dobre. Filozofia chrześcijańska rozbiła jasny układ przyczynowo-skutkowy dotyczący dobra i zła, wprowadzając łaskę boską, a nagrodę oraz karę za dobro i zło przeniosła do życia przyszłego. Kulminacja tego wątku znajduje się w słynnym sporze Bernarda de Mandevillea i Adama Smitha na temat indywidualnych wad prowadzących do publicznych korzyści. Później na zasadzie podobnej do hedonistycznej oparli swój utylitaryzm John Stuart Mill i Jeremy Bentham. Cała historia etyki to dążenie do stworzenia zasad etycznego zachowania. W ostatnim rozdziale pokazujemy tautologię w wyrażeniu „maksymalizacja użyteczności” i omawiamy termin „maksymalizacja dobra”.
Historia niewidzialnej ręki rynku i homo economicus
Jak stara jest koncepcja niewidzialnej ręki rynku? Jak dawno przed Adamem Smithem towarzyszyła ludzkości? Postaram się wykazać, że wczesne ślady niewidzialnej ręki rynku można znaleźć prawie wszędzie. Koncepcja wykorzystywania wrodzonego egoizmu oraz możliwość zastosowania tego zła w zbożnych celach pojawia się już w starożytnej filozofii i mitologii. Przyjrzymy się także rozwojowi etosu homo economicus i narodzinom „człowieka ekonomicznego”.
Historia zwierzęcych instynktów – marzenia nigdy nie gasną
Tutaj omówimy drugą stronę homo sapiens – nieprzewidywalną, często aracjonalną i archetypiczną. Nasze zwierzęce instynkty (czyli przeciwieństwo racjonalności) ulegają wpływom archetypu bohatera i koncepcji dobra.
Matematyka
W jaki sposób ekonomia doszła do przekonania, że podstawę świata stanowią liczby? Chcemy tu pokazać, jak i dlaczego ekonomia stała się dziedziną mechanistyczno-alokacyjną. Dlaczego uważamy, że najlepszym sposobem na opisanie świata (nawet interakcji społecznych) jest matematyka? Czy matematyka stanowi istotę ekonomii, czy też opisuje tylko jej powierzchnię i jest zaledwie wierzchołkiem góry lodowej problematyki całej dziedziny?
Władcy prawdy
W co wierzy ekonomia? Co jest religią ekonomistów? Jaki charakter ma prawda? Starania o oddzielenie nauki od mitu towarzyszą nam od czasów Platona. Czy ekonomia to dyscyplina normatywna czy pozytywna? Dawniej prawdą zajmowała się poezja i przypowieści, dzisiaj postrzegamy prawdę bardziej matematycznie jako coś bardziej naukowego. Dokąd udaje się człowiek chcący poznać prawdę? I kto w naszych czasach „zna prawdę”?
DEFINICJE I SPRAWY PRAKTYCZNE
Gdy używamy w tej książce słowa ekonomia, mamy na myśli jej główne nurty, których najlepszym uosobieniem jest chyba Paul Samuelson. Pod pojęciem homo economicus rozumiemy główną koncepcję ekonomii antropologicznej. Dotyczy ona racjonalnej jednostki, która, kierując się wąskimi pobudkami ekonomicznymi, dąży do maksymalizacji swoich korzyści. Będziemy tu unikać roztrząsania, czy ekonomia jest czy nie jest nauką. Dlatego chociaż czasem mówimy, że jest nauką o społeczeństwie, jednak najczęściej mamy na myśli ekonomię jako szerzej rozumianą dziedzinę. W pojęciu „ekonomia” dostrzegamy coś więcej niż tylko produkcję, dystrybucję i konsumpcję towarów oraz usług. Rozumiemy ją jako naukę o relacjach międzyludzkich, które jedynie czasami można przedstawić za pomocą liczb; naukę zajmującą się nie tylko dobrami zbywalnymi, lecz i niezbywalnymi (przyjaźń, wolność, skuteczność, wzrost).
Miałem szczęście zdobyć trzy rodzaje doświadczeń. Wiele lat pracowałem dla licznych uczelni, poznając i badając teorię ekonomii, a także nauczając jej (zmagając się z dylematami metaekonomicznymi). Przez wiele lat byłem też doradcą ekonomicznym: byłego prezydenta Czech Václava Havla, ministra finansów, a także premiera (zajmując się ekonomią od strony praktycznej). Do moich obowiązków (a często i przyjemności) należy także regularne komentowanie naszej codziennej ekonomii – piszę zarówno o praktycznych, jak i filozoficznych aspektach ekonomii dla szerokiej rzeszy odbiorców (w uproszczeniu próbuję dokonywać połączeń między różnymi dziedzinami badawczymi). Dzięki tym doświadczeniom poznałem słabe i mocne strony każdego aspektu ekonomii. Taka potrójna schizofrenia (Co jest treścią ekonomii? Jak wykorzystywać ją w praktyce? Jak w zrozumiały sposób łączyć ją z innymi dziedzinami?) towarzyszy mi przez cały czas. Jej efektem – dobrym czy złym – jest prezentowana tu książka.
Część pierwszaEKONOMIA STAROŻYTNA I PÓŹNIEJSZARozdział 1.Epos o GilgameszuO skuteczności, nieśmiertelności i ekonomii przyjaźni
Gilgameszu! Na co ty się porywasz? Życia, co go szukasz, nigdy nie znajdziesz! (…) dniem i nocą obyś wciąż był wesół, codziennie sprawiaj sobie święto, dnie i noce spędzaj na grach i pląsach!
Gilgamesz24
EposGilgamesz pochodzi sprzed ponad czterech tysięcy lat25 i jest najstarszym znanym człowiekowi dziełem literackim. Pierwsze zapiski, podobnie jak najstarsze ślady człowieka, pochodzą z Mezopotamii. Nie tylko człowieka cywilizowanego, ale także ogólnie rodzaju ludzkiego26. Epos ten stanowił inspirację dla wielu późniejszych przypowieści, które w tej czy innej formie do dziś dnia są obecne w mitach – na przykład motyw potopu albo poszukiwania nieśmiertelności. Jednak nawet w tym najstarszym dziele człowieka ważną rolę odgrywają pytania, które dzisiaj uznajemy za ekonomiczne. W poszukiwaniu śladów myśli ekonomicznych głębiej do historii nie jesteśmy w stanie sięgnąć. To najniższa warstwa stratygraficzna.
Z okresu poprzedzającego powstanie tego eposu pozostały zaledwie szczątkowe artefakty materialne i jedynie fragmenty zapisków dotyczących głównie ekonomii, dyplomacji, wojny, magii i religii27. Historyk ekonomii Niall Ferguson stwierdził (nieco cynicznie), że „są to dowody, że gdy człowiek zaczął opisywać swoją działalność, nie robił tego, aby spisywać historię, poezję lub filozofię, lecz aby robić biznes”28. Jednak Gilgamesz świadczy o czymś przeciwnym – wprawdzie pierwsze zapisane fragmenty glinianych tabliczek (notatki i zapiski księgowe) naszych przodków dotyczą biznesu i wojny, ale pierwsza zapisana opowieść mówi o przygodach i przyjaźni.
O dziwo nie wspomina ani o pieniądzach, ani o wojnie. Na przykład w całym eposie nikt niczego nie kupuje ani nie sprzedaje29. Żaden kraj nie dokonuje najazdu na inny, nie ma nawet słowa o zagrożeniu przemocą. To opowieść o naturze, cywilizacji, bohaterstwie, nieposłuszeństwie, złu, walce z bogami, jak również o mądrości, nieśmiertelności i daremności działań.
Chociaż jest to tekst ogromnie ważny, najwyraźniej zupełnie umknął uwadze ekonomistów. Nie ma ekonomicznego piśmiennictwa poświęconego Gilgameszowi. A tu właśnie napotykamy pierwsze w naszej cywilizacji myśli ekonomiczne, początki takich koncepcji jak rynek i niewidzialna ręka, a także problem wykorzystywania bogactw naturalnych w celu maksymalizacji wydajności. Pojawia się dylemat dotyczący roli uczuć, termin „postęp”, stan naturalny oraz temat podziału pracy podczas budowania dawnych miast. To pierwsza próba zrozumienia tego eposu z punktu widzenia ekonomii30.
Na początek zarysujmy krótko historię eposu o Gilgameszu (wkrótce zajmiemy się tym bardziej szczegółowo). Gilgamesz to władca miasta Uruk, posiada nadludzkie, półboskie właściwości: „w dwóch trzecich bogiem będący”31. Opowieść zaczyna się od opisu imponujących, doskonałych, nieśmiertelnych murów otaczających miasto zbudowane przez Gilgamesza. W ramach kary za bezlitosne traktowanie robotników i podwładnych bogowie stwarzają dzikiego Enkidu, aby powstrzymał Gilgamesza. Oni jednak zaprzyjaźniają się, stają się niezwyciężoną parą i wspólnie dokonują bohaterskich czynów. Później Enkidu umiera, a Gilgamesz wyrusza na poszukiwanie nieśmiertelności. Omija wiele przeszkód i pułapek, ale nieśmiertelność mu umyka – choćby o włos. Opowieść kończy się tam, gdzie miała swój początek: pieśnią wychwalającą mury Uruk.
BEZPRODUKTYWNA MIŁOŚĆ
Główny wątek opowieści dotyczy tego, że Gilgamesz buduje mur, jakiego nie udało się zbudować jeszcze nikomu. Stara się wydobyć ze swoich podwładnych jak najwięcej i chcąc za wszelką cenę podnosić wydajność, zakazuje im nawet kontaktów z żonami i dziećmi. Lud skarży się więc bogom:
Rodzicom Gilgamesz synów odbiera! (…) Dziewice od ich matek bierze Gilgamesz, poczęte z wojowników, przeznaczone dla męża32.
Powstające miasto ma bezpośredni wpływ na otaczające je okolice. „Teraz sąsiadów z wioski dzielił dystans, nie byli znajomymi ani równymi sobie. Zostali zredukowani do podmiotów, które żyją pod nadzorem i kierunkiem żołnierzy, urzędników, rządców, wezyrów i skarbników, bezpośrednio podległych królowi”33.
Reguła niby tak odległa, a jednocześnie tak bliska. Do dzisiaj relacje międzyludzkie – a więc i sama ludzkość – przypominają wizję z Gilgamesza. Nawet dzisiaj zgadzamy się z poglądem Gilgamesza, że relacje międzyludzkie – a zatem samo człowieczeństwo – przeszkadzają w pracy i osiąganiu skuteczności. Że ludzie osiągaliby lepsze wyniki, gdyby nie „marnowali” czasu i energii na bezproduktywne rzeczy. Nawet dzisiaj cały aspekt człowieczeństwa (relacje międzyludzkie, miłość, przyjaźń, zamiłowanie do piękna i sztuki itp.) uważamy za rzeczy nieproduktywne – z wyjątkiem jedynie sprawy reprodukcji, która jako jedyna i to w sensie dosłownym jest produktywna.
Maksymalizacja efektywności za wszelką cenę przedkłada ekonomiczny aspekt człowieka ponad humanistyczny i redukuje go do produktywnej jednostki. Idealnie wyraża to piękne, pochodzące z języka czeskiego określenie „robot”Jako pierwszy terminu tego użył w 1920 roku czeski pisarz Karel Čapek w dramacie science-fiction R. U.R. (Rossum’s Universal Robots) o buncie sztucznych istot zbudowanych do wykonywania pracy za ludzi. Początkowo Čapek chciał je nazwać labori, lecz jego brat Joseph (wybitny artysta) uznał, że bardziej pasuje „robot”.: wywodzi się ono ze starego czeskiego i słowiańskiego słowa „robota”, czyli praca. Człowiek traktowany jedynie jako pracownik to „robot”. Epos mógłby świetnie posłużyć Karolowi Marksowi za przykład prehistorycznego wyzysku i alienowania jednostki od rodziny i siebie samego34.
Tyrani od niepamiętnych czasów marzyli o rządzeniu ludźmi zredukowanymi do funkcji robotów. Każdy despota uważa, że relacje człowieka z przyjaciółmi i rodziną szkodzą jego wydajności. Próby redukowania go do jednostki produkcyjno-konsumpcyjnej widać wyraźnie również w społecznych utopiach – czy raczej dystopiach. Ekonomii jako takiej wystarcza tylko człowiek-robot, co pięknie – i boleśnie – pokazuje model homo economicus, który jest jedynie jednostką produkcyjno-konsumpcyjną35. Oto kilka przykładów takiej utopii albo dystopii: Platon w wyobrażeniu idealnego państwa nie pozwalał rodzinom wychowywać własnych dzieci, które, jego zdaniem, zaraz po urodzeniu powinny trafiać do specjalnej instytucji36. Przypomina to dystopię z Nowego wspaniałego świata Aldousa Huxleya oraz Roku 1984 George’a Orwella. W obydwu powieściach uczucie i relacje międzyludzkie (podobnie jak wszelkie przejawy osobowości) są zakazane i podlegają surowym karom. Miłość i przyjaźń są „niepotrzebne”, bo bezproduktywne, a dla ustroju totalitarnego mogą być destrukcyjne (co szczególnie widać w Roku 1984). Przyjaźń jest niepotrzebna, bo zarówno jednostka, jak i społeczeństwo mogą się bez nich obywać37. Tak to ujął Clive Staples Lewis: „Przyjaźń jest tak samo niepotrzebna jak filozofia albo sztuka (…) Nie jest to wartość, która sprzyjałaby walce o przetrwanie, lecz raczej należy do tych rzeczy, które nadają tej walce wartość”38.
Koncepcja ta jest w dużym stopniu bardzo bliska współczesnym głównym nurtom ekonomii. W neoklasycznych modelach gospodarki praca uchodzi za wkład do produkcji. Jednak teorie ekonomiczne nie potrafią wpasować do tego modelu człowieka (jakież to ludzkie!), lecz znakomicie pasuje do nich robot. Joseph Stiglitz mówi:
Jedna z największych „sztuczek” (niektórzy twierdzą, że to „spostrzeżenie”) neoklasycznych teorii ekonomicznych polega na traktowaniu pracy jak każdego innego elementu produkcji. Wynik jest zapisywany jako funkcja wkładu w postaci: stali, maszyn i pracy. Matematycy traktują pracę jak każdy inny towar, bo dali się zwieść przekonaniu, że jest ona tym samym co plastik albo stal. Ale praca to dobro zupełnie innego rodzaju. Stal nie wymaga specjalnych warunków pracy. Nie troszczymy się o zadowolenie stali39.
CEDRY POD TOPÓR
Istnieje jednak coś, co często jest mylone z przyjaźnią, a czego społeczeństwo i gospodarka bardzo potrzebuje. Nawet najstarsze kultury zdawały sobie sprawę z wartości znajomości na roboczym poziomie. Obecnie mówi się o znajomościach, solidarności, koleżeństwie, kolektywności; albo jeśli ktoś woli określenie bardziej techniczne – „relacje mniejsze”. Są one dla społeczeństwa i firm ważne, bo gdy ludzie znają się prywatnie i są wobec siebie bardziej otwarci, praca może być wykonywana szybciej i skuteczniej. Praca zespołowa daje nadzieje na lepsze wyniki i powstały nawet specjalne firmy świadczące usługi w zakresie team-building40.
Jednak prawdziwa przyjaźń, która jest głównym wątkiem Gilgamesza, to coś zupełnie innego niż „praca zespołowa”. Przyjaźń, jak trafnie zauważył C.S. Lewis, to relacja nieekonomiczna, niebiologiczna, niepotrzebna cywilizacji (w odróżnieniu od stosunków seksualnych lub miłości macierzyńskiej, które są konieczne z punktu widzenia reprodukcji)41. Jednak to w relacjach przyjacielskich powstają pomysły i koncepcje – często jako przypadkowy produkt uboczny – które potrafią zmienić oblicze całego społeczeństwa42. Przyjaciele mogą występować wspólnie przeciwko jakiemuś zakorzenionemu systemowi nawet wówczas, gdy każdy z nich osobno nie miałby odwagi tego dokonać.
Początkowo Gilgamesz uważa przyjaźń za coś zbędnego i bezproduktywnego. Odkrywa jednak w niej niespodziewane rzeczy, gdy sam zaprzyjaźnia się z Enkidu. Mamy tu wspaniały przykład relacji, która potrafi przekształcić (lub rozbić) system i zmienić człowieka. Enkidu został wysłany do Gilgamesza przez bogów w ramach kary, lecz w końcu staje się jego wiernym przyjacielem i wspólnie występują przeciwko bogom. Sam Gilgamesz nigdy nie zebrałby się na odwagę, aby coś takiego uczynić, podobnie jak Enkidu. Przyjaźń pomagała im przechodzić przez sytuacje, w których osobno żaden z nich nie dałby sobie rady. W mitycznych dramatach często mamy do czynienia z silnymi więzami przyjaźni. Religioznawcy tak to opisują: przyjaciele „boją się i zachęcają nawzajem do boju, szukają pociech w swoich marzeniach i paraliżuje ich nieuchronność śmierci”43.
Więzy przyjaźni i wspólne dążenia powodują, że Gilgamesz zapomina o budowaniu muru obronnego (porzuca w ten sposób swój największy cel) i, wyruszając z miasta, opuszcza bezpieczne schronienie, swoją cywilizację, znany grunt (który sam stworzył). Wyrusza do dzikich lasów, w których chce poprawiać ład świata – zabić Chumbabę, uosobienie zła.
Góry Labnanu cedrami porosłe, gdzie okrutny przebywa Chumbaba (…) Chodź, ubijmy go, przyjacielu, wypędźmy ze świata wszelakie zło! (…) Wybiorę się w góry, narąbię cedru, imię swe utwierdzę po wsze czasy44.
Zatrzymajmy się chwilę przy wycinaniu cedrów. W starożytnej Mezopotamii drewno cedru było wysoko cenione. Wyprawy po nie wiązały się z niebezpieczeństwem i wyruszali na nie tylko najdzielniejsi. W eposie niebezpieczeństwo to symbolizuje mieszkający w lesie Chumbaba. „Strażnikiem Cedrowego Boru był Chumbaba, którego Ellil wyznaczył do obrony cennego Drewna przed intruzami”45. W eposie odwagę Gilgamesza wzmacnia zamiar wycięcia całego lasu (i zdobycia w ten sposób ogromnego bogactwa, do którego bohaterowie mają prawo).
Oprócz tego cedry uchodziły za drzewa święte, a cedrowe lasy za świątynię boga Szamasza. Dzięki przyjaźni Gilgamesz i Enkidu odważyli się stawić czoło bogom i zamienić święte drzewa w zwyczajny, pozyskany niemal darmo, budulec służący do budowy miasta będącego częścią cywilizacji materialnej, a zatem „zapanowali” nad czymś, co było elementem dzikiej natury. To piękny przykład przesuwania granic pomiędzy sacrum i profanum, a do pewnego stopnia także starożytna ilustracja koncepcji, że natura istnieje, aby dostarczać surowców i środków produkcji ludziom i miastom46. „Ścięcie cedrów uchodzi zazwyczaj za «cywilizacyjny sukces», ponieważ w Uruk brakowało drewna na budowę. Gilgamesz uchodzi za tego, który zapewnił miastu ten materiał. Czyn ten zapowiada także nasze «sukcesy cywilizacji» które zamieniają w surowce, półprodukty i towary nie tylko drzewa, ale i organizmy żywe. (…) Przekształcając kosmiczne drzewo w materiał budowlany, Gilgamesz dał nam przykład, który gorliwie naśladujemy”47.
Tutaj jesteśmy świadkiem ważnej zmiany dziejowej: ludzie zaczynają bardziej naturalnie czuć się w nienaturalnym środowisku – czyli w mieście. W Mezopotamii ludzie mieszkali w miastach, Hebrajczycy (jak zobaczymy później) nadal żyli bliżej natury, bo początkowo prowadzili koczowniczy tryb życia. Zaczęło się od Babilończyków, dla których tereny zamiejskie stały się źródłem zasobów naturalnych (a ludzie – źródłem zasobów ludzkich). Natura nie była ogrodem, w którym człowiek został stworzony, o który powinien dbać i w którym powinien mieszkać, a stała się zwykłym magazynem surowców.
Opowieść o wyprawie Gilgamesza i Enkidu do Chumbaby ma jeszcze jeden aspekt, który przysparzał Gilgameszowi chwały. Legendy przypisywały mu odkrycie kilku pustynnych oaz, które ułatwiały kupcom podróżowanie po starożytnej Mezopotamii. „Odkrycie różnych źródeł i oaz, które umożliwiały przemierzanie pustyni ze środkowego Eufratu do Libanu musiało zrewolucjonizować podróżowanie w Mezopotamii na dalekie odległości. Skoro zgodnie z tradycją Gilgamesz jako pierwszy wyruszył w podróż do Cedrowego Boru, to zgodnie z logiką jemu należało przypisać odkrycie technik przetrwania umożliwiających podróżowanie po pustyni”48. Gilgamesz został bohaterem nie tylko ze względu na swą siłę, ale także dzięki czynom i odkryciom, które były ważne dla znacznej części gospodarki – wycięciu cedrowego boru pozwalającego na bezpośrednie pozyskanie surowca budowlanego, powstrzymaniu Enkidu przed zrujnowaniem gospodarki Uruk i odkryciu podczas wypraw nowych szlaków przez pustynię.
POMIĘDZY ZWIERZĘCIEM I ROBOTEM: CZŁOWIEK
Podporządkowanie sobie dzikiej natury było czynem, na który Gilgamesz zdobył się dzięki przyjaźni z Enkidu. Generalnie jednak bunt przeciwko bogom paradoksalnie pomógł w realizacji ich pierwotnego planu: dzięki przyjaźni z dzikim Enkidu Gilgamesz zrezygnował z budowy muru. Jednocześnie na własnym przykładzie udowodnił swoją teorię, że związki z ludźmi przeszkadzają w budowie słynnego muru. Gilgamesz zostawił mur niedokończony i wraz z przyjacielem wyruszył „za mur”. Zamiast dążyć do uzyskania nieśmiertelności dzięki murowi, chciał dokonać tego bohaterskimi czynami.
Przyjaźń zmieniła zarówno Gilgamesza, jak i Enkidu. Gilgamesz z zimnego i znienawidzonego tyrana, który traktuje ludzi jak roboty, zmienił się w człowieka uczuciowego. Zostawił swą pychę za murami Uruk i, słuchając swoich zwierzęcych instynktów, udał się na poszukiwanie przygód w dziczy49. Wprawdzie J.M. Keynes rozumiał pod tym określeniem spontaniczny impuls do działania; niekoniecznie chodziło mu o myślenie kategoriami zwierzęcymi. Jednak w takim kontekście powinniśmy zapewne zastanowić się nad zwierzęcym aspektem naszej (rzekomo racjonalno-ekonomicznej) osobowości. Zwierzęcość Enkidu przeniosła się na Gilgamesza (odpowiedzieli na zew przygody i wyruszyli z miasta do dzikiej natury).
A na czym polegała zmiana Enkidu? O ile Gilgamesz był symbolem niemal boskiej doskonałości, cywilizacji i tyrana, który zamiast poddanych widzi maszyny, o tyle Enkidu na początku reprezentował zupełnie przeciwny biegun. Był uosobieniem zwierzęcości, nieprzewidywalności, nieujarzmienia i dzikości. Jego animalistyczny charakter przejawiał się także w wyglądzie: „Na całym ciele swoim sierścią porosły (…) Włosy mu sterczą jak pszenica”50. W przypadku Enkidu przyjaźń z Gilgameszem oznaczała kulminację procesu stawania się człowiekiem. Obydwaj – choć z zupełnie innych pozycji – stali się bardziej ludzcy.
Tutaj warto spojrzeć na tę opowieść z psychologicznego punktu widzenia: „Enkidu jest alter ego Gilgamesza, ciemnym, zwierzęcym aspektem jego duszy, niespokojnym uzupełnieniem serca. Spotykając Enkidu, Gilgamesz zmienia się ze znienawidzonego tyrana w obrońcę miasta. (…) Przyjaźń uczłowiecza każdego z nich i zarówno półbóg, jak i półzwierz stają się bardziej podobni do nas”51. Najwyraźniej istnieją w człowieku dwie skłonności – ekonomiczna, racjonalna skłonność do kontroli, optymalizacji, poprawy wydajności itd., a druga dzika, zwierzęca, nieprzewidywalna i brutalna. Być człowiekiem oznacza być gdzieś pomiędzy albo być i jednym, i drugim. Wrócimy do tego tematu w drugiej części książki.
PIĆ PIWO ZGODNIE ZE ZWYCZAJEM KRAJU
W jaki sposób Enkidu stawał się człowiekiem cywilizowanym? Na początku Gilgamesz zastawił na niego pułapkę. Nierządnica Szamchat dostała polecenie: „uczyń mu, dzikiemu, sprawę kobiecą”52, a gdy po sześciu dniach i siedmiu nocach uprawiania seksu Enkidu wstał, nic już nie było takie jak dawniej.
Aż miłością się nasyciwszy, na zwierzęta swoje zwrócił oblicze. Zobaczywszy Enkidu, w skok pierzchły gazele. Od ciała jego w trwodze pierzchła zwierzyna stepu53.
Ciało ma słabe! Nogi mu w ziemię wrosły54.
Obłaskawił się Enkidu, już nie będzie biegał jak niegdyś, zyskał za to rozum i słyszenie swoje rozszerzył55.
W końcu Enkidu traci swą zwierzęcą naturę, bo „od jego ciała w trwodze pierzchła zwierzyna stepu”56. Został sprowadzony do miasta i odziany, dostał chleba i piwa.
Jedz chleb, Enkidu, tak to jest w życiu!
Pij napitek chmielony, taki jest świat!57.
Co takiego zaszło, że „do ludzi stał się podobny”?58. Został przyjęty do społeczeństwa (wyspecjalizowanego), które dało mu coś, czego nie była w stanie zapewnić dzika natura. Odsunął się od niej i wkroczył za mury miasta. W ten sposób stał się człowiekiem. I była to zmiana bezpowrotna. Nie mógł wrócić do poprzedniego życia, bo „od ciała jego w trwodze pierzcha zwierzyna stepu”59. Natura nie pozwala wrócić do siebie komuś, kto opuścił jej łono. „Natura, od której dawno temu człowiek się odsunął, pozostała na zewnątrz, poza miejskimi murami. Pozostaje obca i raczej nieprzyjazna”60.
Tym momentem przejścia ze stanu zwierzęcego do ludzkiego najstarszy zachowany epos świata przekazuje nam coś bardzo ważnego. Widzimy tam, jak wczesne kultury postrzegały początek cywilizacji. Epos pokazuje także różnicę pomiędzy ludźmi i zwierzętami – lub raczej ludźmi cywilizowanymi a dzikimi. Opisuje narodziny świadomości cywilizowanego człowieka. Jesteśmy świadkami wyzwolenia człowieczeństwa ze zwierzęcości, które przypomina ociosywanie rzeźby z kamienia. Ze stanu, w którym Enkidu zaspokaja swoje potrzeby za pomocą natury, jednak bez dążenia do jej przekształcania, przenosi się do miasta – prototypu cywilizacji i życia w sztucznym środowisku poza naturą. „Dalej będzie żył w mieście, w świecie stworzonym przez człowieka, będzie wiódł życie bogate, bezpieczne i wygodne, będzie miał chleb i piwo, nieznane strawy pracowicie przygotowywane ludzką ręką”61.
W całej historii kultury dominują dążenia do uniezależnienia się od kaprysów natury62. Im bardziej rozwinięta cywilizacja, tym bardziej człowiek jest chroniony przed naturą i jej wpływami; i tym lepiej wie, jak stworzyć wokół siebie stabilne i możliwe do opanowania środowisko, które będzie mu się podobać. Nasze menu nie zależy już od zbiorów, pór roku ani polowania. W domach udaje nam się utrzymywać stałą temperaturę niezależnie od tego, czy na dworze mamy przenikliwy chłód czy nieznośny skwar.
Pierwsze próby stabilizacji warunków życia dostrzegamy już w Gilgameszu. Najlepszym przykładem jest sam mur okalający Uruk, dzięki któremu miasto to mogło stać się kolebką cywilizacji63. Stabilizacja dotyczy także działalności człowieka i jego pracy. Człowiek osiąga lepsze wyniki, jeśli wyspecjalizuje się w jednej dziedzinie, a jeżeli może polegać, że dzięki pracy innych ludzi zaspokoi swoje pozostałe potrzeby, społeczeństwo się bogaci. Dawno minęły czasy, w których każdy sam musiał szyć sobie ubrania i buty, sam polować, uprawiać rolę, przygotowywać jedzenie, znajdować źródło pitnej wody i budować dach nad głową64. Role te przejęła specjalizacja rynkowa (funkcjonująca długo przed Adamem Smithem, który uważał ją za główne źródło bogactwa narodów65). Tak więc każdy specjalizuje się w tym, co, jego zdaniem, będzie dla społeczeństwa najcenniejsze, a zaspokojenie reszty swoich potrzeb pozostawia innym.
Epos o Gilgameszu pokazuje jeden z większych skoków w postępie podziału pracy. Samo Uruk należy do najstarszych miast, a historia opisana w eposie przedstawia dziejowy krok na drodze do nowej organizacji społecznej w mieście. Dzięki murom miejskim ludzie mogą poświęcać się rzeczom innym niż obawy o swoje bezpieczeństwo, mogą też jeszcze bardziej zawężać swoją specjalizację. Widać również, o ile trwalsze jest miasto otoczone murami. Za nimi życie ludzkie osiąga inny wymiar i naturalne staje się podejmowanie rzeczy, które wykraczają poza długość życia pojedynczej jednostki. „Miejskie mury nie tylko symbolizowały, ale faktycznie zapewniały trwałość miasta jako instytucji, która będzie istnieć zawsze i daje swoim mieszkańcom poczucie bezpieczeństwa, a jednocześnie pozwala im inwestować z myślą znacznie wykraczającą poza granice życia indywidualnego człowieka. Mury wspierały powodzenie i bogactwo Uruk. Ludzie z prowincji będą ich podziwiać, a na pewno będą im zazdrościć”66.
Z punktu widzenia ekonomii budowa fortyfikacji miejskich wprowadza istotne zmiany. Oprócz zawężania specjalizacji mieszkańców pojawia się także „możliwość uprawiania rzemiosł i handlu, dzięki którym człowiek może się bogacić – i oczywiście może popadać w biedę. Możliwość zarabiania na życie tych, którzy nie mają ziemi, młodszych synów, wyrzutków, spekulantów i poszukiwaczy przygód z całego świata”67.
Wszystko ma jednak swoją cenę. Darmowych obiadów nie ma, nawet w czasach prosperity, które zapewnia specjalizacja. Za uniezależnienie od kaprysów natury zapłaciliśmy uzależnieniem od społeczeństwa i cywilizacji. Im bardziej zaawansowane społeczeństwo jako całość, tym słabsze zdolności jego przedstawicieli do przeżycia indywidualnego. Im dalej posunięta specjalizacja w społeczeństwie, tym od większej liczby osób jesteśmy zależni68.
Enkidu był w stanie przeżyć w naturze niezależnie, bez niczyjej pomocy, swobodnie, ponieważ:
O ludziach i świecie nie wiedział (…) Z gazelami pospołu karmi się trawą, wodę chłeptać się tłoczy ze zwierzętami, z dzikim bydłem wodą cieszy swe serce69.
Przypominał zwierzę. Nie należał do żadnego narodu, nie był przypisany do żadnej ziemi. Własnymi czynami zaspakajał wszystkie swoje potrzeby. Był bez cywilizacji. Niecywilizowany. I znów dostrzegamy zasadę „coś za coś”. Enkidu jest samowystarczalny (jak wiele zwierząt), ale w zamian (i dokładnie z tego powodu), jego potrzeby ograniczają się do minimum. Potrzeby zwierząt w porównaniu z ludzkimi są znikome. Natomiast ludzie nie są w stanie zaspokoić swoich potrzeb nawet dzięki bogactwu i technologii dwudziestego pierwszego wieku. Można zatem powiedzieć, że Enkidu w swoim naturalnym stanie był szczęśliwy, bo miał zaspokojone wszystkie potrzeby. Z kolei w przypadku ludzi, im ktoś bogatszy i bardziej zaawansowany w rozwoju, tym więcej ma potrzeb (w tym tych nienasyconych). Teoretycznie jeśli konsument coś kupuje, to powinien zaspokoić jedną ze swoich potrzeb i suma rzeczy potrzebnych powinna zmniejszyć się o jedną. W rzeczywistości suma „chcę mieć” rośnie równocześnie z sumą wszystkich „mam”. Warto tu zacytować ekonomistę Georgea Stiglera, który zdawał sobie sprawę z tego nienasycenia człowieka. „Przeciętny człowiek pragnie nie zaspokojenia posiadanych pragnień, lecz pragnień lepszych i większych”70.
Przedstawiona w Gilgameszu zmiana warunków zewnętrznych (przejście z dzikiej natury do miasta) ściśle wiąże się ze zmianami wewnętrznymi – z dzikusa w osobę cywilizowaną. Mury wokół miasta Uruk symbolizują między innymi wewnętrzne dystansowanie się od natury, bunt przeciwko podleganiu prawom, nad którymi człowiek nie panuje, lecz może je najwyżej odkrywać i wykorzystać z korzyścią dla siebie.
„Praktyczny cel istnienia muru ma swoje odzwierciedlenie we wnętrzu człowieka: formowanie się świadomości swojego ego również służy w pewnym sensie oddzieleniu się od psychiki innych. Ważną cechą charakterystyczną ego jest jego defensywność. Gilgamesz pokazuje także izolację człowieka od środowiska naturalnego, zarówno zewnętrzną jak wewnętrzną”71. Natomiast izolacja umożliwia rozwijanie się nowych, nieznanych dotąd form relacji z miejskim społeczeństwem. „Wzmocnienie energii człowieka, rozrost jego ego (…) oraz dyferencjacja w wielu punktach struktury miejskiej, to aspekty tej samej transformacji: rozwoju cywilizacji”72.
NATURALNA NATURA
Gdy rozmawiamy o mieście i naturze, nasze skojarzenia mogą podążyć w jeszcze jednym kierunku, który okazuje się bardzo przydatny; zwłaszcza przy późniejszych porównaniach myśli hebrajskiej i chrześcijańskiej. Naturę symbolizuje nam pewien naturalny stan, w którym się rodzimy, a miasto stanowi symbol kompletnego przeciwieństwa – cywilizacji, rozwoju, postępu i wypaczania natury.
W całym eposie pojawia się niewypowiedziane przesłanie, że postęp i rozwój cywilizacji zachodzi w mieście, które stanowi prawdziwe „naturalne” miejsce zamieszkania człowieka. Z tej perspektywy natura nie jest dla nas środowiskiem naturalnym. Domem nie tylko ludzi, ale i bogów jest miasto.
Rzekł Utnapisztim,do Gilgamesza: (…) Miasto Szuruppak, gród tobie znajomy, na brzegu Purattu położony, to stare miasto, blisko tam do bogów. (…) serce ich pragnęło potop uczynić73.
W naturze żyją zwierzęta i dzikus Enkidu. W naturalnym środowisku człowiek chodzi na polowanie, zbiera dary natury albo zbiera plony. Natura ma zaspokajać potrzeby i nic więcej. Potem człowiek wraca do miasta spać i być „człowiekiem”. W naturze mieszka zło. Chumbaba rezyduje w cedrowym borze, który z tego powodu należy całkowicie wyciąć. Na łonie natury mieszka dziki Enkidu, który wygląda jak człowiek, lecz ze względu na swoje powiązania z naturą jest zwierzęciem – nie mieszka w mieście, nie można nad nim panować74 i powoduje szkody. Miasto symbolizujące ludzi, cywilizację i zerwanie z naturą trzeba odseparować od otoczenia za pomocą potężnego muru. Wprowadzając się do miasta, Enkidu staje się człowiekiem.
W eposie naturalny stan rzeczy, taki jak przy narodzeniu, jest więc niedoskonały i zły. Naszą naturę trzeba poddać transformacji, ucywilizować, ukulturalnić i walczyć z nią. Zatem z punktu widzenia symboliki prezentowanej w eposie możemy wnioskować, że nasza natura jest niewystarczająca i zła, a dobro (człowieczeństwo) pojawia się dopiero wówczas, gdy odcinamy się od natury poprzez wykształcenie i ukulturalnienie. Człowieczeństwo jest utożsamiane z cywilizacją.
Aby jeszcze pełniej przedstawić kontrast, porównajmy dualizm miasto-natura z późniejszą filozofią hebrajczyków. W Starym Testamencie te relacje wyglądają zupełnie inaczej. Człowiek (ludzkość) został stworzony przez naturę w ogrodzie. Powinien dbać o Ogród Edenu i żyć w harmonii z naturą oraz zwierzętami. Zaraz po stworzeniu człowiek bez wstydu chodził nagi, czyli de facto jak zwierzęta. Charakterystyczne, że człowiek ubiera się (stan naturalny mu nie wystarcza) i po upadku ze wstydu się okrywa75 (dosłownie i w przenośni)76. Zakładanie ubioru ze wstydu za nasz stan naturalny, za stan przyrodzony, za nagość, oddziela człowieka od zwierząt i swojego przyrodzonego stanu. Gdy później prorocy Starego Testamentu mówią o powrocie do raju, również przedstawiają życie w harmonii z naturą:
Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie je poganiał. Krowa i niedźwiedzica przestawać będą przyjaźnie, młode ich razem będą legały. Lew też jak wół będzie jadał słomę. Niemowlę igrać będzie w norze kobry, dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii77.
I GRZESZNA CYWILIZACJA?
Natomiast spomiędzy wersetów Starego Testamentu można wyczytać niechęć do cywilizacji miejskiej i osiadłego trybu życia. To „zły” rolnik Kain (uprawa roli wymagała osiadłego, miejskiego stylu życia) zabija pasterza Abla (łowiectwo i wypasanie zwierząt to zajęcia związane z życiem wędrownym, niewymagające zakładania miast, natomiast polegające na ciągłym przemieszczaniu od jednych terenów łowieckich i pasterskich do drugich). Podobny wydźwięk ma opowieść o żyjącym w stabilizacji Jakubie, który wywodzi w pole78 brata Ezawa79, pozbawiając go przywilejów pierworództwa.
Często miasto było (zwłaszcza w starych tekstach żydowskich) symbolem zła, degeneracji i dekadencji – rzeczy nieludzkich. Hebrajczycy byli narodem nomadów unikających miast. Nie przypadkiem pierwsze ważne miasto80 wymienione w Biblii to Babilon81, który wkrótce Bóg zamienia w pył. Gdy dla Abrahama i Lota pastwiska okazały się za małe, Abraham wyruszył dalej na pustynię, aby wieść życie wędrowne, a Lot postanowił związać swoją przyszłość z miastem (Sodoma i Gomora). Zepsucia panującego w tych miastach nie trzeba nikomu przypominać.
Stary Testament uwzniośla naturę za pomocą poezji. W Gilgameszu to rzecz niespotykana. Starotestamentowa Pieśń Salomona opisuje stan zakochanych za pomocą symboli nawiązujących do świata natury. Nie przypadkiem wszystkie piękne chwile zakochani przeżywają na łonie natury, za miastem, w winnicy albo ogrodzie. W miastach zaś dochodzi do nieprzyjemnych zdarzeń: strażnik bije i poniża swoją kochankę, zakochani nie mogą odnaleźć się w mieście. Natomiast na łonie natury, w winnicy, ogrodzie (przypominającym chwile stworzenia) jest bezpiecznie; kochankowie mogą być sam na sam ze sobą i nikt im nie przeszkadza.
Krótko mówiąc, dla Hebrajczyków natura i naturalność mają pozytywny wydźwięk, a cywilizacja miejska – negatywny. Pierwszy ołtarz dla Boga ciągle wędrował, a był ustawiany tylko w namiocie (stąd nazwa tabernakulum). Zupełnie jakby cywilizacja wyłącznie psuła człowieka – im bliżej natury, tym więcej człowieczeństwa. Człowiek w swym naturalnym stanie nie potrzebuje cywilizacji, aby być dobry. Najwyraźniej dla Hebrajczyków, inaczej niż w Gilgameszu, zło znajduje się w obrębie miejskich murów i w cywilizacji.
Ten pogląd na naturalność oraz cywilizację miał, i nadal ma, skomplikowany wpływ na rozwój kultury nie tylko żydowskiej, ale i naszej. Później Hebrajczycy również wybierali króla (wbrew jednomyślnemu sprzeciwowi wszystkich Bożych proroków) i zakładali miasta, w których ustawiali tabernakula i budowali Bogu świątynie. Jerozolima zyskała ważne miejsce we wszystkich religiach. Ponadto miasto to (w którym znajdowała się Świątynia) było również ważne dla filozofii hebrajskiej, która w dalszym rozwoju coraz bardziej zbliżała się do modelu miejskiego, co widać już u pierwszych chrześcijan. Wystarczy na przykład przeczytać Księgę Apokalipsy, aby zobaczyć, jak wizja raju bardzo zmieniła się od czasów starotestamentowych, gdy był on ogrodem. W opisie Jana niebem jest miasto – Nowe Jeruzalem, które ma złote ulice i perłowe bramy, a wymiary murów zostały podane bardzo szczegółowo. Wprawdzie rośnie w nim drzewo życia i wypływają z niego rzeki, ale oprócz tego ostatnia księga Biblii nie wspomina o świecie natury.
Ten obrazek idealnie ukazuje transformację percepcji człowieka i roli, jaką w jego życiu odgrywa natura. Trzeba dodać, że w tym samym czasie chrześcijaństwo (podobnie jak greckie wpływy) nie uważało naturalności człowieka za coś tak jednoznacznie dobrego i nie miało tak idyllicznych relacji z naturą jak prorocy starotestamentowi.
Jak to wszystko ma się do ekonomii? Bardziej niż nam się wydaje. Jeśli przyjmiemy naturę ludzką za z gruntu dobrą, wtedy wszelkie zbiorowe działania podejmowane przez społeczeństwo wymagają słabszego nadzoru. Skoro natura skłania ludzi do czynienia dobra, to nie musi tego robić państwo, władca czy też – jeśli ktoś chce – lewiatan82. Jeśli jednak przyjmiemy wizję Thomasa Hobbesa, według której ludzka natura stale zachęca do stosowania przemocy i wojny wszystkich ze wszystkimi, homo homini lupus, a człowiek rzuca się człowiekowi do gardła, to ludzkość trzeba cywilizować (zamienić wilki w ludzi) przy użyciu silnej ręki władcy. Skoro naturalne skłonności nie popychają człowieka do czynienia dobra, to trzeba mu to narzucić siłą, a przynajmniej groźbą użycia siły. W takim stanie „nie ma wiedzy na powierzchni ziemi”, a życie jest „samotne, biedne, bez słońca, zwierzęce i krótkie”83. Jeśli natomiast władca wierzy, że ludzka natura sama z siebie dąży do dobra, a to dążenie wymaga jedynie koordynacji i wsparcia, wówczas polityka gospodarcza może być znacznie swobodniejsza.
Z punktu widzenia rozwoju myśli ekonomicznej warto zwrócić uwagę na dodatkowe różnice pomiędzy Starym Testamentem a Gilgameszem, chociaż występują one w nieco podobnych przypowieściach. Na przykład w eposie kilka razy pojawia się nawiązanie do powodzi, która w uderzający sposób przypomina biblijny potop.
Burza idzie sześć dni, siedem nocy, burza południowa ziemię równa potopem.
Kiedy siódmy dzień się uczynił, poniechała burza południowa potopu, zmagań, co srożyły się jakoby wojska, co miotały się jak żona rodząca. Morze się uspokoiło, ucichła burza, potop walić przestał.
Otwarłem dymnik: na oblicze światło mi padło. Na morze spojrzałem: cisza nastała i zaprawdę cała ludzkość gliną się stała. Ziemia płodna była jak dach płaska84.
W Gilgameszu powódź nastąpiła znacznie wcześniej niż czas, w którym toczy się opowieść. Przetrwał jedynie Utnapisztim, ponieważ zbudował korab, który uratował wszystkie żywe istoty.
Co tylko miałem, włożyłem nań srebra, co tylko miałem, włożyłem nań złota, co tylko miałem, włożyłem nań zwierząt. Podniosłem na korab rodzinę, krewnych, dzikie bydło i zwierzynę oraz wszelakiego synów rzemiosła85.
W odróżnieniu od Noego Utnapisziti najpierw załadował złoto i srebro, o których przypowieść biblijna nie wspomina. Skoro w Gilgameszu miasto stanowi miejsce chroniące „przed wszelkim złem za murami”, pozytywne nastawienie do bogactwa i stawianie go na pierwszym miejscu jest logiczne. W miastach dochodzi do koncentracji bogactwa. W końcu Gilgameszowi chwałę przynosi między innymi pokonanie Chumbaba, dzięki czemu uzyskał bogactwo w postaci drewna ze ściętych cedrów.
UJARZMIANIE DZIKIEGO ZŁA I NIEWIDZIALNA RĘKA RYNKU
Wróćmy jeszcze raz do uczłowieczania dzikiego Enkidu, a więc procesu, który przy odrobinie wyobraźni możemy uznać za zalążek niewidzialnej ręki rynku i porównanie do jednego z osiowych schematów myśli ekonomicznej.
Dawniej Enkidu siał postrach wśród wszystkich myśliwych. Krzyżował ich plany, przeszkadzał w łowach i wykorzystywaniu natury. Według słów pewnego przerażonego myśliwego:
Straszny mi jest, nie śmiem do niego podejść! Ja wykopię jamę, on ją zasypie, ja paści zastawiam, on je poniszczy! Z rąk mych wyprowadza dziką zwierzynę! Miesza moje zajęcia na stepie86.
Jednak po jego uczłowieczeniu i cywilizowaniu nastąpił zwrot o sto osiemdziesiąt stopni:
Lwy szedł wojować, pasterze po nocy spali w spokoju. Wilki poskramiał, lwy zwyciężał, spoczywali błogo starsi z pastuchów: Enkidu stał na straży, mąż wciąż bezsenny87.
Ukulturalnianie i „oswajanie” Enkidu spowodowało powstrzymanie dzikiego i chaotycznego zła, które wcześniej stale powodowało szkody i działało na niekorzyść miasta. Enkidu niszczył wytwory miasta (powstające poza obrębem murów). Później jednak został poskromiony i walczył po stronie cywilizacji przeciwko naturze, naturalności i naturalnemu stanowi rzeczy. Interpretacja tego zjawiska może być bardzo ważna z punktu widzenia ekonomii. Enkidu czynił szkody i nie dało się z nim walczyć. Jednak dzięki podstępowi zło przekształciło się w coś niezwykle korzystnego dla cywilizacji.
Łatwo możemy tutaj dostrzec obraz ludzkich wrodzonych złych cech (na przykład egoizmu i przedkładania własnego interesu ponad interesy bliźnich). Enkidu nie dało się pokonać, ale można było wykorzystać go do pozytywnych rzeczy. Tysiąc lat po tej przemianie pojawia się podobny motyw, o którym nawet nieekonomiści wiedzą, że jest osiową koncepcją ekonomii – niewidzialna ręka rynku. Czasami lepiej „zaprząc diabła do orki”, zamiast z nim walczyć. Zamiast tracić ogromną energię na walkę ze złem, lepiej wykorzystać jego siłę do realizacji swoich celów. Zamiast zmieniać nurt rzeki, lepiej postawić na niej młyn. W podobny sposób postąpił święty Prokop w jednej z najstarszych czeskich legend88