Strona główna » Religia i duchowość » Ekstremalnie wypasione rekolekcje

Ekstremalnie wypasione rekolekcje

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7595-518-7

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Ekstremalnie wypasione rekolekcje

Rekolekcje nie muszą być spotkaniem z gadającą głową w kościele, mogą być ostrą jazdą bez trzymanki. Mogą zaskakiwać, inspirować i dawać do myślenia. Nie wiem, kim jesteś, ale wiem, że trzymasz właśnie w ręku książkę, która jest zapisem takich rekolekcji ekstremalnie wypasionych. Może być ona dla ciebie przewodnikiem po życiu. Odnajdziesz tu klimaty subkultur, koncertów i wszystkiego, czym żyją dzisiaj młodzi ludzie. Jednak przede wszystkim znajdziesz odpowiedź na pytanie, jak w zwariowanym świecie się nie zgubić, a na dodatek znaleźć Boga.

Polecane książki

Gender – najpopularniejsze słowo ostatniego roku. Dla jednych niewinne pojęcie socjologiczne, dla innych ideologia gorsza od nazizmu i komunizmu. Podobno wysadza dzieci z płci biologicznej, rozbija rodziny, niszczy podstawy cywilizacji. Ale czy rzeczywiście? Uważamy, że nie. Płci biologicznej nie da...
„Przygody Jana Chryzostoma Paska” autorstwa Jerzego Laskarysa odwołują się do sławnych pamiętników sarmackich nie mniej sławnego pana Paska. Laskarys opowiedział na nowo dawne, niesamowite historie. Pan Pasek pod koniec życia opisywał najpierw swoje przygody związane z okresem żołnierskim, a następn...
Książka ta stanowi przejrzysty i prosty poradnik dla tych wszystkich, którzy chcieliby uporządkować swoje sprawy związane z małżeństwem kościelnym. Poradnik w prosty i przyjazny sposób opisuje sposób przygotowania skargi powodowej na potrzeby kościelnego procesu o stwierdzenie nieważności małżeństwa...
Zwieńczenie znakomitej „Trylogii grobiańskiej”. To koniec historii o komisarzu Krzyckim, ale nie koniec jego upartej walki o przejrzyste reguły gry. Ta nie kończy się nigdy… Nadzieje krakowskiego komisarza Andrzeja Krzyckiego, że po krwawych wydarzeniach ostatniej wiosny świat wrócił na swoje tory...
Szczepić, nie szczepić? Oto jest pytanie! Fakty, plotki i dylematy dotyczące szczepienia dzieci „Nie ma większego ryzyka niż posiadanie dzieci” – ta stara prawda we współczesnym świecie zyskuje ciągle nowe oblicza. Wszyscy usiłujemy ochronić nasze dzieci przed zagrożeniami, zapewnić im zdrowe, be...
Urokliwe i gorące plaże, parne gwieździste noce, atmosfera relaksu i luzu oraz ich dwoje… Wytrawny pożeracz damskich serc, który zdaniem pięknej kobiety sukcesu, nie przeoczy żadnej okazji do zdobycia kolejnej dziewczyny oraz tajemnica, która zmieni napięcie panujące między nimi w prawdziwą eksplozj...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Rafał Szymkowiak

Strony tytułowe

Strona redakcyjna

Redaktor techniczny:

Ewa Czyżowska

Redakcja:

Karolina Ulman

Korekta:

Magdalena Miryn

Łamanie:

Joanna Łazarów

Okładka:

Andrzej Wełmiński

© Copyright by Wydawnictwo M, Kraków 2006

Nihil obstat

o. Waldemar Korba

Minister Prowincjonalny Krakowskiej Prowincji Zakonu
Braci Mniejszych Kapucynów

l.dz. 004/07, Kraków,13 stycznia 2007

ISBN 978-83-7595-518-7

Wydawnictwo M

ul. Kanonicza 11, 31-002 Kraków

tel. 012-431-25-50; fax 012-431-25-75

e-mail:mwydawnictwo@mwydawnictwo.pl

www.mwydawnictwo.pl

www.ksiegarniakatolicka.pl

Publikację elektroniczną przygotował iFormat

Żagle na maszt!

Żagle na maszt!

Zasada jest prosta: jeżeli do koszyka włożysz jajko,
tylko jajko możesz z niego wyjąć. Chyba że koszyk ma drugie dno. To samo
dotyczy arbuza, wisienki i życia duchowego. Często przychodzą do mnie
młodzi ludzie i mówią, że czują pustkę duchową, która sprawia, że życie
wydaje im się pozbawione sensu. Zapłakani, nierzadko uwikłani w nałogi,
nie potrafią poradzić sobie z bólem niesionym przez życie. Pytam ich
wówczas delikatnie, starając się nie naruszyć ich poczucia wolności
osobistej, czy czytają Pismo Święte, przystępują do sakramentów świętych,
czy się modlą. Odpowiedzi bywają różne. Zdarza mi się widzieć na twarzach
zdziwienie, zaskoczenie, a nawet przerażenie. Niektórzy wyglądają tak,
jakbym im kazał zamiast jajka wyjąć z koszyka granat zaczepny. Choć nie
mówią tego wprost, na ich twarzach widzę wypisaną myśl: „W dzisiejszych
czasach pytać o takie relikty przeszłości?”. Pewna dziewczyna przyznała,
że Pismo Święte w domu ma, ale musiałaby je odkurzyć. Gdy na jednym ze
spotkań młodzieżowych poświęconych życiu duchowemu zaproponowałem
uczestnikom, aby zaznaczyli na diagramie, ile czasu poświęcają na modlitwę
w ciągu dnia, ktoś poprosił o cienkopis.

Kiedy w naszym krakowskim klasztorze przygotowaliśmy
rekolekcje dla zabieganych, przyszło mnóstwo ludzi. Wielu z nich przybyło
oczekując, że podamy im w pigułce panaceum na wszystkie choroby naszych
czasów. Cóż, trudno się dziwić. Dla wielu współczesnych ludzi życie jest
koszmarem, który sami sobie stworzyli. Pewien mężczyzna, podwożąc
mnie kiedyś okazją, zwierzył się, że jego własny syn mówił do niego per
pan. W rozmowie okazało się, że mężczyzna ten wychodzi z domu, kiedy syn
jeszcze śpi i wraca, gdy syn już śpi. Jeśli więc nie mamy czasu dla swoich
najbliższych, jak możemy znaleźć czas na to, by się zatrzymać i pomyśleć o
życiu, o wartościach, o przemijaniu? Oczywiście, możesz powiedzieć, że to
świat dorosłych, a wszystko jest winą systemu. Zanim jednak spalisz na
stosie kilku dorosłych, popatrz na swój plan dnia. Szkoła, basen,
angielski i…

Nie można przecież liczyć na to, że wkładając do
koszyka wisienkę, wyjmie się jabłko lub dynię. Trzeba wysiłku, i to
niemałego, aby odważyć się spojrzeć na swoje życie i spróbować zrobić z
nim coś konstruktywnego. Oczywiście nie chodzi tutaj o wysiłek fizyczny, o
wiele prostszy niż próba zmiany swojego wnętrza. Ta bowiem wymaga przede
wszystkim czasu, a co za tym idzie — cierpliwości. Nie można zmienić całego życia w sekundę. Nie
da się jednym gestem naprawić tego, co było psute przez kilka dobrych lat.
Oczywiście, dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Musimy jednak brać pod
uwagę, że Bóg jest dobrym pedagogiem i działa tak, aby człowiek był
przygotowany na zmianę, która się w nim dokona. Chodzi o stworzenie
możliwości spożytkowania tego, co otrzymujemy, i gotowość na przyjęcie
konkretnych prawd. Cóż z tego bowiem, że otrzymasz książkę, jeśli nie
umiesz czytać? Nawet ta najmądrzejsza nie przyniesie ci żadnego pożytku.
Bóg, który jest Miłością, nie pozwala na zbyt szybkie zmiany, ponieważ
wie, że mogłyby one zniszczyć człowieka. Nie podaje się niemowlęciu
kotleta, ale mleko. Zbyt gwałtowne zmiany mogą wywołać skutek przeciwny do
oczekiwanego. Podobnie jest ze sferą duchową.

Jeżeli nie dotkniemy ważnych obszarów naszego życia i
przez systematyczną pracę nie uporamy się z różnymi problemami, możemy
zniszczyć siebie i innych. Nie można przyjąć do zakonu neofity. Kiedy
wstępowałem do zakonu, razem ze mną było wielu, którzy przymierzali się do
życia w sukience zakonnej. Okazało się, że w miarę upływu czasu nasze
szeregi topniały jak śnieg na wiosnę. W efekcie z pięćdziesięciu trzech
zostało nas jedenastu. Wielu z nich nie było przygotowanych do tak
radykalnych zmian — i chodzenie w kubraczku do kostek z całą pewnością
stanowiło tu najmniejszy problem. Warto zaznaczyć, że nawet wtedy, gdy
nawrócenie przebiega w sposób gwałtowny, ma ono jakiś początek i wpisuje
się w konkretny okres naszego życia. Kiedy jeden z moich podopiecznych
dostał pałką w głowę (był szalikowcem), nawrócił się pod wpływem tego
wstrząsu, ale dopiero po kilku latach tak naprawdę dojrzał do pewnych
spraw. Wydaje mi się, że już do końca życia będzie musiał walczyć o to,
aby jego wybór Boga i Kościoła był dojrzały i pod wpływem różnych pokus
życiowych nie poszedł w odstawkę.

Zawsze istnieje punkt zwrotny stanowiący początek
zmiany. Przecież nie każdy musi dostać kijem w głowę, aby mu się
poukładało pod czaszką. Choć nawrócenie najczęściej dokonuje się na
płaszczyźnie myślenia, a więc właśnie w głowie. Greckie słowo metanoia — nawrócenie — niesie w swej treści myślenie
i działanie płynące z przyjęcia Ewangelii.

Człowiek najpierw przyjmuje pewne poglądy, które leżą
u podstaw wiary, a następnie w oparciu o nie żyje i działa. Można
powiedzieć, że wszystko, co piękne, ale i co szkaradne, rodzi się w naszym
umyśle, później dotyka serca, a na końcu przeradza się w działanie. Nie
byłoby św. Augustyna, gdyby nie jego intelektualne rozważania i wpływ św.
Ambrożego na jego umysłowość. Ale i nie byłoby Hitlera — takiego, jaki odcisnął się
piętnem na historii świata — gdyby nie wymyślona i głoszona przez niego ideologia, która
w efekcie doprowadziła do tragedii na skalę globalną. Co ciekawe, wielu
faszystów żywiło wówczas przekonanie, że to, co robią, jest zgodne z
uprzednio przyjętymi zasadami rozważanymi na płaszczyźnie intelektualnej.
Jeden z moich przyjaciół Niemców pokazywał mi szpital niedaleko Koblencji,
gdzie w piwnicach uśmiercono wiele tysięcy osób niepełnosprawnych
niemieckiego pochodzenia, gdyż — zdaniem faszystów — z racji swej ułomności nie przystawały one do modelu
nadczłowieka. Po wstąpieniu do zakonu spotkałem się z moimi kolegami ze
szkoły średniej, którzy na słowa: Bóg, Kościół dostawali gęsiej skórki.
Jeden z nich powiedział: „Wiesz, Anioł — taką bowiem w latach szkolnych nosiłem ksywkę, i to
bynajmniej nie z racji swojego usposobienia, ale ze względu na włosy — pewnie całkiem inaczej
wyglądałoby moje życie, gdyby ktoś opowiedział mi, gdy miałem 15 lat, o
Bogu, Kościele i życiu tak, jak ty mówisz nam teraz”. A po chwili ciszy
dodał: „Teraz jest już za późno, bo zawędrowałem już za daleko”. I choć na
poprawę nigdy nie jest za późno, to zdarza się, iż człowiek posunie się w
błędach tak daleko, że trudno mu zmienić sposób myślenia i działania.
Zawsze jednak trzeba próbować.

Książka, którą trzymasz w rękach, jest próbą
wypowiedzenia tego, czego być może nikt Ci nigdy nie powie, tak jak nikt
nie powiedział o pewnych rzeczach moim kumplom ze szkoły średniej. Kiedy
rodzice rozmawiają ze swoimi dziećmi, mówią im, że ważne jest zdobycie
wykształcenia, opanowanie języków obcych itd. Nie zawsze jednak wskazują
na to, co najbardziej istotne. Nie mówią o tym, jak przeżyć życie, aby nie
stracić tego, co najważniejsze. Warto czasem usłyszeć, jak ktoś w prosty
sposób mówi o rzeczach istotnych. Kiedyś studenci zaprosili mnie do
jednego z akademików na wieczór świadectw, na którym ludzie mówili o swoim
doświadczeniu Boga. Słuchałem ich i nie do końca chciało mi się wierzyć,
że można tak prosto mówić o tym, co najważniejsze w życiu. Ich słowa
docierały do serca i nie miały nic z teologicznych rozważań, choć, jak się
okazało, w gronie przemawiających byli także i tacy, którzy studiowali
teologię.

Potraktuj tę książkę jako zapis myśli przyjaciela,
który dzieli się z Tobą swoim doświadczeniem. Może zawarte w niej słowa
dadzą ci coś do myślenia, od którego najczęściej zaczyna się zmiana życia.
Weź z tego, co chcesz, pamiętaj jednak, że to tylko moje doświadczenia, a
nie uniwersalne prawidła, które sprawdzają się zawsze i wszędzie. Sam
musisz odkryć własną drogę, gdyż jesteś osobą wolną i nikt do niczego nie
może cię zmusić. Przeczytaj, przemyśl i weź to, co jest ci najbardziej
bliskie. Pewnego dnia odkryłem, że Jezus bardzo często powtarzał słowa:
„Jeśli chcesz”. Ja mogę powiedzieć to samo, pokazać ci dwa oceany: ocean
miłości Boga, którego bezkres jest niewyobrażalny i ocean tego, co nie
pozwala nam wrócić do Jego miłości. Wybór należy do ciebie, ale dokonuj go
mądrze, bo możesz zbyt dużo stracić lub zbyt mało zyskać. Psalmista
napisze: Stawiam
przed tobą błogosławieństwo i przekleństwo, wybieraj. Pamiętaj, że za każdy ze swoich czynów zapłacisz głową.
Jesteś gotów? Jeśli tak, to zaczynamy…

Rozdział I. Horyzonty

Rozdział I

Horyzonty

W moim rodzinnym domu na ścianie nad moim łóżkiem wisi
duże zdjęcie. Przedstawia ono mnie na szczycie góry, ze wzniesionymi
rękoma. Targany wiatrem habit stwarza złudzenie, jakbym za chwilę miał
wzbić się w powietrze. Wspaniała panorama, którą udało się uchwycić,
potęguje szczególny, niemal mistyczny klimat tej fotografii. Jadąc na górę
Kor Alpe i słysząc z ust mojego współbrata powtarzające się co chwilę
słowo: kurwen — wtedy jeszcze nie wiedziałem,
że oznacza ono skręcanie, byliśmy przecież w Austrii — nie przypuszczałem, że jest
tam aż tak pięknie.

Idąc przez życie bardzo często doświadczamy piękna. Po
sam horyzont możemy zobaczyć to, co napawa nas podziwem i radością. Ale
istnieją także inne horyzonty! Bywa i tak, że w naszym życiu roztaczają
się widnokręgi zła. W opartym na słynnym dziele Tolkiena filmie „Władca
Pierścieni” główny bohater zmierza do krainy zła. Reżyser, od czasu do
czasu, pokazuje okrywający dalekie obszary, zwiastujący obecność zła,
mroczny cień. Co więcej, gdy Frodo zakłada na palec pierścień, jakaś
niewyobrażalna siła pociąga go ku sobie, prosto w ciemność. Przed nami
także roztaczają się różne widoki, które zachęcają do pójścia w ich
kierunku. Gdybyśmy wiedzieli, co kryje się za horyzontem, sprawa byłaby w
miarę prosta. Okazuje się jednak, że najczęściej zmierzamy do czegoś,
czego nie znamy. Jesteśmy wolni i nikt nie może powstrzymać nas przed
wyborem drogi. Warto jednak pomyśleć o tym, co kryje się za horyzontem, i
pamiętać, że w miarę zbliżania się do widnokręgu, ten przesuwa się i
zmusza, aby iść dalej. Dobrze jest, gdy pociąga nas dobro, ale co wtedy,
gdy człowiek w swej wolności wybiera zło, a później coraz trudniej jest mu
uwolnić się od niego?

1. Bezkres, czyli czy da się wbijać gwoździe gitarą?

1. Bezkres, czyli czy da się wbijać gwoździe gitarą?

W repertuarze zespołu Chłopcy z Placu Broni jest utwór
zatytułowany: „Kocham wolność”. Cóż, któż z nas jej nie kocha? Nie lubimy,
gdy inni — rodzice
czy nauczyciele —
mówią nam, co robić. Każdy człowiek chce zachować dla siebie własną
przestrzeń wolności. Nawet małe dziecko kręci nosem, gdy ktoś wkracza na
jego terytorium i zabiera mu zabawki. Pamiętam, jak kiedyś na plaży moja
kuzynka zabrała mi ręcznik — miałem wtedy może ze cztery lata — i skończyło się to dla niej tragicznie. Chcąc
uchronić swoją przestrzeń osobistą (ręcznik z całą pewnością do takiej
należy), ugryzłem ją w plecy. Z przymrużeniem oka można powiedzieć, że
ledwo ktoś odrośnie od ziemi, a już domaga się wolności osobistej. O wolność walczą nie tylko więźniowie polityczni,
dziennikarze czy innowiercy, ale także prostytutki i homoseksualiści. I jak się w tym wszystkim połapać?

We wspomnianym utworze Bogdan Łyszkiewicz śpiewa:
„Wolność kocham i rozumiem”. I tutaj zaczynają się schody. Okazuje się, że
nie wystarczy kochać, ale trzeba też w odpowiedni sposób rozumieć to, co
się kocha lub kogo się kocha. Bo jeżeli kocha się coś, czego się nie
rozumie, albo człowieka, którego się nie zna, można się otrzeć o fałsz.
Wystarczy sobie wyobrazić dziewczynę zakochaną w chłopaku, którego
zaledwie kilka razy widziała na dyskotece. Może budować sobie obraz osoby,
która w rzeczywistości nie istnieje. Znam kobiety, które po kilku
miesiącach bycia z mężczyzną zaczynały odkrywać, że ten człowiek jest kimś
zupełnie innym. Na szczęście decydowały się na zerwanie związku, który z
biegiem czasu stawał się coraz bardziej uciążliwy. Cieszyłem się wtedy i
dziękowałem Bogu, że dostrzegły pewne rzeczy jeszcze przed ostateczną
decyzją. Co by się stało, gdyby prawda wyszła na jaw już po ślubie?
Dlatego zanim ktoś zacznie domagać się wolności, musi przede wszystkim
odpowiedzieć sobie na pytanie, czym ona tak naprawdę jest. Bo kochać nie
znaczy zawsze to samo i być wolnym też nie dla wszystkich oznacza to samo.
Może się bowiem okazać, że ktoś, uzurpując sobie prawo do źle pojmowanej
wolności, zamyka się w więzieniu, z którego nie ma wyjścia.

Zwolennicy wychowywania bez ograniczeń szybko
zauważyli, że pozwalanie dzieciom i młodzieży na wszystko, nie prowadzi do
niczego dobrego. Wynika to z faktu, że człowiek, któremu nie stawia się
granic, nie szanuje granic innych ludzi. Inni zaś odpowiadają mu pięknym
za nadobne, naruszają jego granice i zaczyna się kłopot. Ktoś mi kiedyś
opowiadał — nie wiem czy to fakt, czy dowcip — że pewna mamusia, jadąc
pociągiem ze swoim synkiem, pozwalała mu na to, aby w butach chodził po
siedzeniach. Jeden z podróżnych oburzył się i poprosił rozanieloną
zachowaniem pociechy rodzicielkę, aby zabrała dziecko, bo nie dość, że
chodzi po siedzeniu, to jeszcze depcze zwisający z wieszaka płaszcz.
Oburzona kobieta odpowiedziała, że wychowuje dziecko bezstresowo. Pan
przekonał się, że do niektórych ludzi trzeba mówić dużymi literami i
pałaszowanego ze smakiem loda zrzucił na sukienkę pani, a następnie ze
stoickim spokojem oznajmił, że w dzieciństwie również był wychowywany
bezstresowo…

Żart to czy anegdota, wynika z tego jasno, że temat
wolności trzeba przemyśleć na wszystkie sposoby, aby oszczędzić sobie i
innym niemiłych niespodzianek. Mowa o wytyczeniu granic i postawieniu
sobie pytania, czy rzeczywiście wolność polega na tym, że człowiek może
wszystko. Tutaj kryje się pewne bardzo poważne niebezpieczeństwo: jeśli
mogę wszystko, to mogę też zniszczyć wolność. Wiele razy spotykałem ludzi,
którzy, wychodząc z założenia, że wszystko im wolno, niczym buldożery
niszczyli siebie i wszystko wokół. Kiedyś na Przystanku Woodstock
spotkałem chłopaków, którzy wyrwawszy się spod kurateli rodziców, tak się
nawdychali kleju, że nie można się było z nimi dogadać. Gdy jednemu z
nich zaproponowałem, aby się ze mną zamienił — chciałem dać mu talerz bigosu w zamian za worek z klejem — zasugerował mi, abym się,
delikatnie mówiąc, ulotnił. I jak tu z takim rozmawiać?

Człowiek prawdziwie wolny nie niszczy siebie i innych.
Prawdziwa wolność zakłada bowiem odpowiedzialność za życie swoje i za
życie drugiego człowieka. Wszystko, co wybieram, a co czyni mnie gorszym,
jest przyczynkiem do utraty wolności. Tutaj widać, iż wolność jest
wartością, która wybiega poza obszar zewnętrznych ograniczeń. Okazuje się
bowiem, że człowiek prawdziwie wolny potrafi zachować swoją wolność nawet
wtedy, gdy przebywa za kratami więzienia. Jeden z naszych braci — myślę o Serafinie Kaszubie,
który przez długi czas pracował na Wschodzie — był wiele razy więziony i prześladowany przez władze
komunistyczne w Rosji, nigdy jednak nie stracił tego, co czyni człowieka
wolnym. Nie dał się złamać! Do końca pozostał wierny prawdzie o swoim
człowieczeństwie, powołaniu i posłaniu do ludzi, którzy potrzebowali jego
duszpasterskiej posługi.

Nasz Papa Jan Paweł II napisał, że wolność człowieka
jest ograniczoną prawdą o nim samym. Co to właściwie znaczy? Weźmy, na
przykład, gitarę. Gitara służy do grania. Można powiedzieć, że jest to jej
przeznaczenie —
prawda o niej samej. Do tego momentu jesteśmy wolni, do którego używamy
gitary zgodnie z jej przeznaczeniem. Nasza wolność kończy się w chwili, w
której zaczniemy używać tego urządzenia na przykład do przybijania
gwoździ. Wolność nasza kończy się w tym punkcie, ponieważ takie działanie
prowadzi do zniszczenia. Podobnie sprawa ma się z człowiekiem noszącym w
sobie pewną prawdę. Każdy, kto zaczyna krzywdzić drugą osobę lub siebie,
przestaje być wolnym. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że wolność
pozwala nam na palenie papierosów, upijanie się, zażywanie narkotyków.
Kiedy jestem poza domem, nikt mnie nie kontroluje i nic nie ogranicza,
mogę spokojnie napawać się swoją wolnością. I właśnie tutaj tkwi pewien
paradoks: człowiek wolny jest ograniczony. Prawda o człowieku tkwi w tym,
że został stworzony z miłości do miłości. A miłość nie wyrządza zła.
Dlatego nie może być mowy o wolności, która rani drugiego człowieka.
Jesteśmy oburzeni, widząc w telewizji matkę, która zabija swoje dziecko i
ładuje je do beczki, ale znacznie mniej rusza nas manifestacja uliczna,
postulująca, by zalegalizować marihuanę. Często jesteśmy tak dalece
przekonani do ich praw, że sami zaczynamy powtarzać hasła, które się w
takich chwilach krzyczy: wolność, równość, tolerancja… Wystarczy odrobina
historii, aby przekonać się, do czego prowadzą takie sytuacje. Podczas
Wielkiej Rewolucji Francuskiej rewolucjoniści krzyczeli: „Wolność,
równość, braterstwo”, a później ich tolerancja sięgała zenitu, gdy pod
ostrzami gilotyn spadały głowy.

Kategorycznie trzeba stwierdzić, że człowiek wolny
jest ograniczony. Ktoś może powiedzieć: „To ja dziękuję za taką wolność!”.
Oczywiście, nie jest to łatwe, ponieważ wymaga zmiany punktu widzenia.
Dobrym przykładem może tu posłużyć doskonale znany wszystkim kuchenny
lejek. Młodym ludziom wydaje się bardzo często, że wolność to korzystanie
ze wszystkiego, jak się da i ile tylko się da. Uważają, że najlepiej
byłoby, gdyby lejek życia miał wlew szeroki jak równik — aby mógł pomieścić wszystko. I
rzeczywiście, patrząc na życie wielu młodych ludzi, odnosi się wrażenie,
że jak odkurzacz łykają wszystko, co napotykają na swej drodze. Okazuje
się jednak, że taka filozofia prowadzi do wyniszczenia, ponieważ gardziel
lejka zmniejsza się i, w rezultacie, prowadzi to do uduszenia się własną
samowolą. Jeżeli chcemy być prawdziwie wolnymi, musimy obrócić lejek i
spojrzeć na niego od drugiej strony. Oczywiście, na początku będzie
ciasno, ale kiedy zaakceptujemy prawdę o człowieku i uznamy, że nie można
poza nią wychodzić, zauważymy, że perspektywa zacznie się poszerzać — i to w nieskończoność. Kiedy
człowiek zastosuje w życiu zasadę lejka, zaczyna zauważać, że to, czego
może doświadczyć w prawdzie, nie kończy się nigdy. Właściwie doświadcza
bezkresu, który daje poczucie prawdziwej wolności — wolności wnętrza, wolności głębi… Patrząc na
życie w ten sposób nie tylko można zrozumieć wolność, ale także słowa
śpiewane przez Chłopców z Placu Broni:

Tak niewiele żądam

Tak niewiele pragnę

Tak niewiele widziałem

Tak niewiele zobaczę

Tak niewiele myślę

Tak niewiele znaczę

Tak niewiele słyszałem

Tak niewiele potrafię

Ref.:

Wolność kocham i rozumiem

Wolności oddać nie umiem

Tak niewiele miałem

Tak niewiele mam

Mogę stracić wszystko

Mogę zostać sam

Człowiek prawdziwie wolny nie chce brać i nie chce
mieć. Jest wolny od tego, co go może zniewolić i wolny do tego, co może
uczynić go jeszcze bardziej człowiekiem — do miłości względem drugiej
osoby oraz siebie. I w tym punkcie, człowiek dotyka istoty swojej
tożsamości. Ktoś kiedyś powiedział: „Należy czynić wszystko najlepiej, jak
to możliwe; kochać wolność nade wszystko i nigdy nie zdradzać prawdy”.
Jezuita Alfred Delp, więziony przez gestapo, napisał na kartce: „Wolność
staje się udziałem człowieka, kiedy przekroczy on swoje ograniczenia”.
Delp był bliski załamania, tak bardzo go torturowano. To, co przeżył,
spisał i przekazał swoim najbliższym, kierując do nich następujące słowa:
„Trzeba skierować żagle na powiew nie mający końca, wtedy dopiero
poczujemy, do jakiej podróży jesteśmy zdolni”. Jeżeli chcemy wykorzystać w
pełni wiatr i dopłynąć do wysp szczęśliwych, musimy tę zasadę wziąć sobie
głęboko do serca i nie zachowywać się jak małe dzieci, które płaczą, kiedy
matka wydziera im z ręki ostry nóż do krajania chleba lub nie pozwala
odkręcić kurka z gazem.

2. Róża wiatrów, czyli czy tylko żaby miewają dylematy?

2. Róża wiatrów, czyli czy tylko żaby miewają dylematy?

Wchodzę do McDonalda — nie, żebym miał coś zjeść, ale z powodów, o których nie
godzi się pisać w tak dostojnej książce. Widzę tłum dzieciaków kotłujących
się przy ladzie i zamawiających fast foody. Oczywiście nie tylko dlatego,
że są głodne, ale również z powodu rozdawanych do posiłku kolorowych
samochodzików. Idą jak świeże bułeczki… Mój kumpel Camel omija tego typu
miejsca szerokim łukiem. Myślę, że wolałby jeść codziennie ziemniaki z
solą niż żywić się w ekspresowych jadłodajniach. To od nas zależy, co
wybieramy. Znam rodziców, którzy nigdy nie zaprowadziliby dziecka na film
bez wartości, nie kupiliby mu chipsów i nie pozwoliliby, aby żywiło się w
takich miejscach. Jest to ich wybór, który w przyszłości sprawi, że
dorastającemu człowiekowi nie przyjdzie do głowy wybrać rzeczy
bezwartościowe. A przecież Ty także każdego dnia stoisz na rozdrożu i
musisz dokonywać wyborów. Jeden mądry człowiek napisał: „Rodząc się raz
wybrałem i przez całe życie muszę wybierać”.

Pamiętam jak zdezorientowani uczniowie nie wiedzieli,
co się dzieje, kiedy wchodząc do klasy zdejmowałem habit i wskakiwałem na
parapet. Byli zszokowani, gdy otwierałem okno i z uśmiechem na twarzy
mówiłem: „A teraz zapiszcie temat lekcji: «Stoisz na parapecie swojego
życia»”. Każdy z dokonywanych przez nas wyborów pociąga za sobą łańcuch
zdarzeń, które w konsekwencji doprowadzą do szczęścia lub nieszczęścia.
Najczęściej małe na pozór wybory okazują się decydującymi momentami
naszego życia. Na imprezie poznajesz człowieka, który nie jest kimś
wyjątkowym — można
powiedzieć, że jednym z wielu. Ten człowiek proponuje ci wspólne wypicie
soku jabłkowego i… I może jestem naiwny wierząc, że na imprezach pije
się soki jabłkowe, ale nie tak dawno byłem na osiemnastce, gdzie prawie
wszyscy zaproszeni pili gorącą czekoladę. Wracając do tematu: od momentu
wypicia soku jabłkowego na imprezie historia zaczyna się kręcić. Czy
wypicie soku z przypadkowo poznanym człowiekiem jest czymś wyjątkowym?
Oczywiście, że nie, ale później może się okazać, że ów nieznajomy jest
redaktorem gazety studenckiej. Kontynuując tę znajomość poznajesz innych,
ciekawych ludzi. Dzięki nim dostajesz pracę w radiu, zaczynasz studia
dziennikarskie i… Należy pamiętać, że może być też negatywny scenariusz.
Niewinny z pozoru człowiek rozprowadza narkotyki i już po krótkiej
rozmowie proponuje ci prochy… Nie muszę tłumaczyć, co może stać się w
twoim życiu później…

Jeden