Strona główna » Obyczajowe i romanse » Elita. Eagle Elite. Tom 1

Elita. Eagle Elite. Tom 1

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66436-00-8

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Elita. Eagle Elite. Tom 1

Początek gorącej serii pełnej tajemnic i niebezpiecznych mężczyzn!

Tracey Rooks wygrywa stypendialną loterię, dzięki czemu może rozpocząć naukę w prestiżowej prywatnej szkole. W Eagle Elite trafia na wszystko, czego nie znała: przepych, luksus oraz nienawiść. Dlaczego ta zwykła dziewczyna z farmy przyciąga same kłopoty?

Nixon to przywódca najpotężniejszej grupy w szkole. Na Elektów nie wolno patrzeć, nie wolno do nich mówić, nie wolno nawet oddychać w ich towarzystwie. Chyba że na to pozwolą.

Pomiędzy Tracey i Nixonem zaczyna iskrzyć, chociaż ciężko im się ze sobą dogadać. Są jednak osoby, którym się to nie podoba i zrobią wszystko, aby dziewczyna nie poznała prawdy. Czy Eagle Elite jest miejscem dla niej?

Polecane książki

Napoleon Bonaparte był najpotężniejszym człowiekiem swoich czasów. Udało mu się podbić prawie całą Europę. Wcześniej zaś stanął na czele niemalże nieznanej wyprawy militarno-badawczej do Egiptu, która zupełnie odmieniła jego umysł. Pewnej nocy całkiem sam wszedł do Wielkiej Piramidy. Co się tam wyda...
W baśni wkraczamy w prastary, słowiański świat. Specjalne miejsce w opowiadaniu pierwszym zajmuje bór, który zdumiewa różnorodnością form. W drugim akcja przenosi się do słowiańskiej wioski. Wszystko tu żyje i odczuwa. Zarówno drzewa,  jak również zwierzęta i postacie ze świata dawnych słowiańsk...
Kto zamordował Italię? Kto zamordował Włochy? Libia, 31 sierpnia 1970 roku. Tej samej nocy, kiedy Muammar al-Kaddafi obala monarchię i przejmuje władzę w kraju, matka Mike’a, Italia Balistreri, spada z wysokiego urwiska. Samobójstwo czy morderstwo? Przez ponad czterdzieści lat odpowiedź na to pyta...
Irlandzkie opowieści to dwa opowiadania i jeden szkic literacki. Łączy je luźno temat Irlandii. Szkic opisuje historię poszukiwania idealnej miłości. Pierwsze opowiadanie to apokaliptyczna opowieść o tragedii, bólu, śmierci, ale także nadziei i walce. Ostatnie opowiadanie dotyka problemu Irlandii Pó...
Książka zawiera zarówno informacje teoretyczne o kategoriach niepełnosprawności, jak również informacje praktyczne dotyczące sposobów komunikowania się z osobami niepełnosprawnymi, metod przekazywania wiadomości o zagrożeniu oraz sposobów wsparcia (udzielenia pomocy) w warunkach zagrożenia. Prze...
Opowiadanie oparte na motywach scenariusza serialu „07 zgłoś się”. Z pewnością przypomni przygody przystojnego porucznika Borewicza, przed którym drżał świat przestępczy PRL-u....

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Rachel Dyken

Elita

„To jak na razie najlepsza książka tej autorki”. 

– Book-Whisperer.blogspot.com

„Dobrze się zapowiada, więc na razie 4 gwiazdki!

To bardzo świeża, szalona i zabawna książka, po prostu inna. Nie mogę się doczekać, by przeczytać następną część

pod tytułem Elect… Sądząc po pierwszej części,

kolejne będą fantastyczne”. 

– NewAdultAddiction.com

Elect

„Sekrety, poświęcenia, krew, strach, oddanie…

Ta książka ma wszystko, co kocham! Rachel Van Dyken

to wspaniała autorka!” 

– GirlBookLove.com

„Ta książka zabierze cię na przejażdżkę emocjonalnym

rollercoasterem. Opowiada o jednej z najlepszych

historii miłosnych. Nixon oczywiście trafił na moją listę

książkowych chłopaków”. 

– SoManyReads.com

The Bet

„Już dawno nie śmiałam się tak bardzo przy książce.

The Bet to ciepła, czasami komiczna historia.

Tak naprawdę przeczytałam ją dwukrotnie”. 

– RecommendedRomance.com

The Wager

„Rachel Van Dyken szybko stała się jedną

z moich ulubionych autorek i nie mogę się doczekać,

by zobaczyć, co szykuje dla nas w przyszłości.

The Wager to książka, którą muszą poznać wszyscy ci,

którzy kochają historie miłosne z humorem.

Po przeczytaniu tej pozycji jeszcze długo będziecie pod wrażeniem, a uśmiech nie zejdzie Wam z twarzy”. 

– LiteratiBookReviews.com

Prolog

Nie wiem, kto mi powiedział, że życie jest proste, ale wiem, że kłamał. Życie jest trudne. Jest do kitu. A najśmieszniejsze jest to, że nikt nie ma na tyle odwagi, by to przyznać. Każdy, dosłownie każdy, ma jakiś sekret. Każdy ma historię, którą należy opowiedzieć. Cierpienie jest wszędzie; jako ludzie praktycznie toniemy w jego esencji, a jednak wszyscy udajemy, że nie istnieje. Wierzymy, że wszystko jest w porządku, chociaż tak naprawdę wszystko w nas krzyczy w gniewie. Nasza dusza błaga nas, żebyśmy chociaż raz byli w życiu szczerzy. Błaga nas, żebyśmy zwierzyli się chociaż jednej osobie. Zmusza nas, żebyśmy obnażyli się przed nią, a gdy tylko to robimy, wszystko staje się lepsze.

Przez chwilę życie nie jest tak skomplikowane, jak się wydaje. Jest łatwe. A potem gilotyna opada.

Kiedy poznałam Nixona, nie miałam jeszcze pojęcia, co szykuje dla mnie los. Nawet w najśmielszych marzeniach sobie tego nie wyobrażałam.

– Wszystko… – Przełknął głośno ślinę i na chwilę odwrócił wzrok, a potem ujął moją dłoń i ją pocałował. – Wszystko się zmieni.

Rozdział 1

– Czuję twój oddech na karku, Trace. – Dziadek ścisnął kierownicę i uśmiechnął się do mnie słabo, a potem poklepał mnie po dłoni.

Tak, poklepał mnie po dłoni.

Jakby to miało mnie uspokoić.

Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko kilka razy, próbując się skoncentrować na ekscytacji, a nie strachu. Nie chciałam się bać, tylko dlatego że ta sytuacja była dla mnie nowa.

Jasne, do wczoraj nigdy nie leciałam samolotem, ale przecież ja wcale nie panikowałam… A w każdym razie jeszcze nie.

Tęskniłam za moimi psami i za wszystkim, co znajdowało się na naszym ranczu w Wyoming. Kiedy moja schorowana babcia zasugerowała, bym wzięła udział w konkursie, zgodziłam się, żeby ją uszczęśliwić – zrobiłabym wszystko, by chociaż przez chwilę nie skupiała się na swojej chorobie. Poza tym każdy marzy o studiach w Eagle Elite, jednak szanse na to, że się tam dostaniesz, są niemal równe zeru – jakaś firma przeprowadziła badanie i przedstawiła wniosek, że szansa na to jest tylko odrobinę większa niż na to, że twoje ciało zmieni się w ciało wieloryba.

Chyba wychodzi więc na to, że jestem wielkim, ogromnym, grubym wielorybem, bo się dostałam. Jestem całkiem pewna, że ta firma przeprowadziła to badanie w ramach żartu, ale co z tego. Spośród miliona aplikujących wyciągnięto mój numer, moje imię. Więc strach… tak, w tej chwili nie był opcją. Studiowanie na pierwszym roku w Eagle Elite oznaczało, że będę ustawiona do końca życia. Będę miała szansę na karierę, a także wszelkie środki, by osiągnąć sukces. Dostałam szansę, o której inni mogą tylko pomarzyć.

Niestety, w tym świecie liczy się to, kogo znasz, a mój dziadek, chociaż to cudowny człowiek, zna się tylko na tym, jak prowadzić ranczo i być dobrym dziadkiem. Więc zrobię to. Zrobię to dla siebie i dla niego.

– Czy to już? – Dziadek wskazał na coś, przerywając moją wewnętrzną przemowę motywacyjną. Opuściłam szybę i wyjrzałam na zewnątrz.

– Eee… Na bramie jest napisane E.E. – wymamrotałam, wiedząc doskonale, że patrzę na żelazną bramę, z której byłoby dumne każde więzienie.

Mężczyzna wyszedł z małej budki znajdującej się niedaleko wejścia i pomachał do nas. Kiedy się pochylił przy samochodzie, zobaczyłam broń ukrytą pod jego kurtką. Po co mu broń?

– Nazwisko – zażądał.

Dziadek się uśmiechnął. Oczywiście. Pokręciłam głową, gdy przygotował się, by wygłosić przed ochroniarzem przemowę, tę samą, którą przedstawiał od kilku miesięcy wszystkim naszym sąsiadom.

– Widzi pan, moja wnuczka, Trace – wskazał na mnie, a ja zagryzłam wargę, by się nie uśmiechnąć – dostała się do tej elitarnej szkoły, bo wygrała coroczną loterię Elite! Da pan wiarę? Właśnie ją przywiozłem. – Jak to możliwe, że dziadek zawsze był taki opanowany? Może dlatego, że też zawsze miał przy sobie broń. On i babcia byli najfajniejszymi dziadkami, nie mogłabym prosić o lepszych.

Przełknęłam palące mnie w gardle łzy. Babcia i dziadek powinni mi tu towarzyszyć razem, ale ona zmarła na raka jakieś pół roku temu, tydzień przed tym, kiedy dowiedziałam się o wygranej.

Dziadkowie byli całym moim światem. Wychowali mnie. I to wcale nie jest takie złe, a przynajmniej wtedy, gdy ma się takich dziadków jak ja. Dziadek nauczył mnie, jak jeździć konno i doić krowy, a babcia piekła najlepszą szarlotkę w stanie. Wygrywała nagrodę za to ciasto na każdym stanowym kiermaszu.

Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, gdy byłam bardzo mała. Nie pamiętam wiele poza tym, że tej nocy, gdy zmarli, poznałam również swoich dziadków. Miałam wtedy sześć lat. Dziadek był ubrany w garnitur. Przyklęknął przede mną i powiedział coś po włosku, a potem on i babcia zabrali mnie do swojego czarnego mercedesa. Dla mnie zmienili całe swoje życie – mówili, że mała dziewczynka nie powinna mieszkać w wielkim mieście. Chicago nie wydawało mi się takie złe, przynajmniej tak wynika z moich wspomnień, których było niewiele.

Uśmiechnęłam się do dziadka przez łzy, a on wyciągnął rękę i złapał moją dłoń w swoją – dużą i zniszczoną. Poświęcił dla mnie wszystko, a ja zamierzałam pójść do tej szkoły dla niego. I dla babci. Może to brzmi głupio, ale jako jedynaczka czułam tę przemożną potrzebę, by zadbać o niego teraz, gdy babci już nie było, i mogłam to zrobić tylko przez znalezienie dobrej pracy, dzięki której będzie ze mnie dumny. Nie wiedziałam, czy utrzyma się dzięki emeryturze, czy w inny sposób, ale chciałam o niego zadbać tak, jak on zadbał o mnie. Był moją opoką i teraz ja musiałam nią być dla niego.

Dziadek puścił do mnie oko i uścisnął moją dłoń. Był również bardzo spostrzegawczy. Wiedział, że myślałam o babci, bo pokiwał głową i wskazał na moje serce, potem na swoje, jakby chciał powiedzieć: „Nosisz ją w swoim sercu. A ja w swoim”. Wszystko będzie dobrze.

– Nie jesteś stąd, prawda? – Mężczyzna przerwał nam, kierując pytanie do mnie.

– Nie, proszę pana.

Zaśmiał się.

– Proszę pana? Hmm… Podoba mi się, jak to brzmi. No dobra, masz pozwolenie. Jedźcie prosto przez dwa kilometry i czterysta metrów. Parking znajduje się po prawej stronie, a akademiki są naprzeciwko niego. Może ją tam pan wysadzić.

Klepnął w dach samochodu, a brama otworzyła się przed nami.

Serce podeszło mi do gardła. Mijaliśmy duże drzewa rosnące wzdłuż drogi, gdy jechaliśmy wypożyczonym samochodem w stronę akademików.

Nic mnie nie przygotowało na to, co zobaczyłam. Budynki były ogromne. Wszystko zostało zbudowane ze starego kamienia i cegły. Oczywiście, widziałam zdjęcia, ale zupełnie nie oddawały rzeczywistego stanu. Akademiki wyglądały jak luksusowe hotele.

Kolejny ochroniarz podszedł do samochodu i nakazał dziadkowi zgasić silnik. Otworzyłam usta ze zdziwienia i odchyliłam głowę, by przyjrzeć się jedenastopiętrowemu budynkowi.

– Przyjechała nowa. – Usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się i szczęka znowu mi opadła.

– Taka czysta i niewinna. Jak mała owieczka, prawda, Chase? – Chłopak przekrzywił głowę. Ciemne włosy opadały mu na czoło. Miał kolczyk w wardze, a ubrany był w podarte dżinsy i obcisłą koszulkę.

Cofnęłam się jak mała owieczka – a tak naprawdę wieloryb, którym byłam.

Mój dziadek podszedł do mnie, jak zawsze był opiekuńczy, i sięgnął do kurtki, pewnie po broń, którą zawsze tam nosił. Byłam pewna, że tylko chciał nastraszyć tych chłopaków.

– Komitet powitalny? Co za miłe miejsce. 

Wszyscy wiedzieli, że chłopcy stojący przed nami nie przyszli nas przywitać i na pewno nie byli częścią komitetu powitalnego, ale dziadek chciał tylko coś im wytknąć, pokazać, że mnie chroni. Stanęłam za nim i przełknęłam ślinę, chociaż gardło miałam suche.

– Jakiś problem? – zapytał dziadek, podwijając rękawy. Wow. Czy mój siedemdziesięciodwuletni dziadek zamierzał się bić?

Chłopak z przebitą wargą zrobił krok w przód i zmrużył oczy, przyglądając się dziadkowi.

– Czy my się znamy?

Dziadek się zaśmiał.

– A znasz jakiegoś farmera z Wyoming?

Chłopak podrapał się po głowie, przez co jego koszulka podciągnęła się i odsłoniła cudowne mięśnie brzucha i opaloną skórę. Przełknęłam ślinę i złapałam dziadka za ramię.

Chłopak o imieniu Chase prychnął i uderzył w plecy tego drugiego, który zgromił mnie spojrzeniem, a potem podszedł bliżej, dotknął mojego podbródka i zamknął mi buzię.

– Teraz lepiej – wyszeptał. – Nie chcielibyśmy, żeby nasza biedna przybłęda zadławiła się robakiem pierwszego dnia szkoły. – Zerknął na dziadka, potem na mnie i odszedł.

Kolega dołączył do niego i obaj zniknęli w akademiku. Czułam, że twarz mi płonie ze wstydu. Nie miałam zbyt dużego doświadczenia z facetami. Okej, mogę przyznać, że pierwszy pocałunek dzieliłam z Chadem Thomsonem i było okropnie. Ale pomimo braku doświadczenia czułam, że z tymi nowymi chłopakami będą problemy.

– Nie podobają mi się ci chłopcy. Przypominają mi o… Cóż, to nie ma znaczenia. – Dziadek podrapał się po głowie, a potem podszedł do bagażnika samochodu i zaczął wyciągać moje rzeczy. Wciąż próbowałam przeboleć fakt, że się zbłaźniłam, gdy nagle ktoś do nas podszedł, trzymając podkładkę z klipsem.

– Rodzinom nie wolno wchodzić do akademików. Przepraszam. Takie są zasady. – Dziewczyna zrobiła balona z gumy i puściła oko dziadkowi. Czy ona z nim flirtowała? Co to, do cholery, za szkoła? Faceci nosili kolczyki i traktowali ludzi jak śmieci, a dziewczyny flirtowały ze starszymi ludźmi.

Dziadek posłał mi zmartwione spojrzenie i westchnął, opierając dłonie o wynajęty samochód, jakby próbował przygotować się na burzę emocji.

– Jesteś pewna, że sobie poradzisz?

Westchnęłam ciężko i spojrzałam na przerażający budynek. Musiałam to zrobić dla niego, dla nas. To dlatego w ogóle wzięłam udział w rekrutacji.

Odetchnęłam głęboko, odeszłam od niego i uśmiechnęłam się, siląc się na pewność siebie.

– Dam sobie radę, dziadku, ale będę bardzo tęsknić. – Ciepłe łzy szybko spływały po mojej twarzy, gdy podeszłam do niego, by się przytulić.

– Mam coś dla ciebie. Wiem… – Zakaszlał i otarł kilka łez. – Wiem, że ona by chciała, żebyś je miała, Trace.

Bez słowa odszedł ode mnie i wyciągnął z tylnego siedzenia samochodu małe pudełko, a potem odwrócił się i mi je podał.

– Otwórz je dopiero gdy znajdziesz się w swoim pokoju. Będę za tobą bardzo tęsknił.

Znowu go przytuliłam i zamknęłam oczy, zapamiętując to, jak bardzo jego korzenny zapach przypominał mi o domu.

– Ja będę bardziej.

– Niemożliwe – powiedział zachrypniętym głosem. – To niemożliwe, skarbie.

Wypuścił mnie i wcisnął mi trochę gotówki w dłoń. Spojrzałam na zaciśnięte palce i zauważyłam kilka studolarowych banknotów zwiniętych gumką w rolkę.

– Nie mogę tego przyjąć. – Próbowałam oddać mu pieniądze, ale uniósł dłonie i zaśmiał się.

– Nie, twoja babcia przewróciłaby się w grobie, gdyby wiedziała, że przywiozłem cię do jakieś elitarnej szkoły bez pieniędzy na czarną godzinę. Zatrzymaj je. Ukryj w poduszce czy gdzieś, okej?

– Dziadku, już nie żyjemy w czasach wielkiego kryzysu. Nie muszę chować pieniędzy pod materacem lub w poduszce.

Zmrużył oczy i zaśmiał się.

– Po prostu trzymaj je w bezpiecznym miejscu.

Przytuliłam go po raz ostatni. Dziadek westchnął ciężko w moje ramię.

– Uważaj na siebie, dziadku. Nie wypuszczaj krów i dój kozy. Naprawdę będę tęsknić.

– I ja za tobą też… Ale zrób coś dla mnie. – Odsunął się i spojrzał mi w oczy, a ja skinęłam głową. – Bądź ostrożna. Są na świecie ludzie, którzy… – Zaklął. Dziadek rzadko przeklinał.

– O co chodzi? – Okej, teraz zaczęłam się bać.

Spojrzał za mnie i zacisnął usta sfrustrowany.

– O nic. Nieważne. Po prostu uważaj na siebie, okej, kochanie?

– Okej. – Pocałowałam go w policzek.

Dziadek uśmiechnął się i wsiadł do samochodu. Pomachałam mu, gdy odjeżdżał, a potem odwróciłam się do dziewczyny z podkładką z klipsem.

– Okej. – Odetchnęłam dla uspokojenia i postanowiłam stawić czoła przyszłości. – A więc dokąd mam iść?

– Nazwisko? – zapytała znudzonym głosem.

– Trace Rooks.

Dziewczyna parsknęła śmiechem i pokręciła głową, jakby moje nazwisko było najzabawniejszą rzeczą, jaką dzisiaj usłyszała. Czy wszyscy tutaj byli tacy nieprzyjemni?

– To twój szczęśliwy dzień – oznajmiła, wskazując na budynek. – Trafiłaś do Stanów Zjednoczonych.

Rozejrzałam się tak na wszelki wypadek, żeby sprawdzić, czy nikt mnie nie wkręca.

– Eee, tak, wiem. Jestem Amerykanką.

– Jezu. – Włożyła końcówkę długopisu w usta i westchnęła ciężko. – Nie wiedziałam. Wyglądasz, jakbyś przyjechała z daleka. Przypomnij mi, skąd jesteś? Wyoming? Czy tam w ogóle macie prąd?

Otworzyłam usta, by powiedzieć coś na swoją obronę, ale ona mi przerwała… znowu.

– Wiem, gdzie się znajdujemy, Nowa. Pokoje są nazywane jak kraje. Ty trafiłaś do pokoju Stany Zjednoczone. Rozgość się tam. Och, i witamy w Elite. – Dwukrotnie obrzuciła mnie spojrzeniem od stóp do głów, a potem odwróciła się i skierowała w stronę szkoły.

Jak ja miałam wnieść swoje rzeczy do budynku? Nie otrzymam żadnego pakietu powitalnego czy chociaż wskazówek?

Przypomniałam sobie o informacjach zawartych w liście, który dostałam tydzień temu. Była tam legitymacja studencka i inne rzeczy. Przejrzałam torebkę w poszukiwaniu pliku kartek, a potem próbowałam znaleźć plan zajęć.

– Zgubiłaś się? – Odezwał się za mną głęboki głos. Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z tym samych chłopakiem, którego widziałam wcześniej. Tylko tym razem towarzyszyło mu trzech kolegów, nie jeden. Szczęściara ze mnie.

– Nie. Najwyraźniej mieszkam w Stanach Zjednoczonych. – Posłałam mu uśmiech i spróbowałam podnieść ciężką walizkę wolną ręką. Ani drgnęła, a ja niemal się przewróciłam. Super.

– Jestem Nixon. – Stanął przede mną. Jego lodowate spojrzenie sprawiało, że z moim ciałem działy się dziwne rzeczy. Jestem całkiem pewna, że doświadczałam ataku paniki. Każda część mnie najpierw się rozgrzewała, a potem marzła i czułam się, jakbym w każdej chwili miała eksplodować.

– Tracey. Ale wszyscy mówią do mnie Trace. – Wyciągnęłam rękę.

Popatrzył na nią jak na skażoną.

Szybko ją cofnęłam i wytarłam o spodnie.

– Zasady.

– Co? – Zrobiłam krok w tył.

Facet o imieniu Chase opuścił grupkę i zbliżył się do nas.

– On ma rację. Jesteś słodka, Farmerko, ale ktoś musi przedstawić ci zasady.

– Możecie to zrobić szybko? – zapytałam, czując ogarniającą mnie irytację. Byłam zmęczona po podróży samolotem i czułam, że za chwilę znowu się rozpłaczę. Nigdy nie chodziłam do publicznej szkoły, a tym bardziej do elitarnej prywatnej, w której chłopcy byli wytatuowani, z kolczykami i wyglądali lepiej niż modele Abercrombie.

– Słyszałeś to, Chase? – zaśmiał się Nixon. – Ona lubi na szybko.

– Jaka szkoda. – Chase puścił oko. – Chętnie wziąłbym ją powoli.

Przełknęłam ślinę. Dwóch chłopaków za nimi zaśmiało się histerycznie i przybiło piątki.

– Zasady. – Chase zaczął powoli mnie okrążać, a ja poczułam się jak padlina, którą pożywiały się sępy. Fantastycznie.

– Nie wolno odzywać się do Electów, chyba że ktoś udzieli ci pozwolenia.

– A kim są…

– Nie. Już złamałaś tę zasadę. Ja teraz mówię, Nowa. – Chase uśmiechnął się kpiąco. – Jezu, Nixon, tej się nie da tak łatwo ustawić.

– Wszystkie takie są – odpowiedział Nixon, unosząc dłonią mój podbródek. – Ale z tą będzie mi się podobało.

Okej. To jasne, że ktoś wysłał mnie do horroru i zaraz będę martwa.

– Jeśli Elect się do ciebie odezwie, nie możesz nawiązać kontaktu wzrokowego. Bo tak naprawdę nie istniejesz. Jesteś tylko żałosnym człowiekiem, a w tej szkole uchodzisz za prawdziwą tragedię. Widzisz, któryś z Electów będzie kiedyś kandydował na prezydenta i rządził wolnym światem, a ty będziesz mieć szczęście, jeśli znajdziesz posadę w jednej z naszych firm. Masz trzymać się zasad, to może rzucimy ci jakiś ochłap.

Wściekła zgromiłam go wzrokiem, ignorując drugą zasadę.

– Czy to wszystko?

– Nie – odpowiedział Nixon w stronę Chase’a. Tym razem delikatnie przesunął dłonią po moim ramieniu. Próbowałam się wyrwać. Jego twarz rozjaśnił uśmiech i miałam wrażenie, że patrzę na upadłego anioła. Nixon był boski. Był też dupkiem, ale za to ładnym dupkiem. – Czujesz to? – Przesunął rękę wyżej, aż do szyi i musnął kciukiem moją drżącą wargę. – Zapamiętaj to teraz, bo od tej chwili nie możesz nas dotknąć. Jesteśmy nietykalni. Jeśli chociaż kichniesz w naszą stronę, jeśli w ogóle będziesz oddychać tym samym powietrzem, to zmienię twoje życie w piekło. Ten dotyk to jedyny raz, gdy poczujesz kogoś tak potężnego jak ja. Jak już mówiłem, poczuj to, zapamiętaj, a może pewnego dnia twój mózg wyświadczy ci ogromną przysługę i zapomnisz, jak to jest być dotykaną przez kogoś takiego jak ja. Wtedy, i tylko wtedy, poczujesz się szczęśliwa z jakimś przeciętnym chłopakiem w swoim żałosnym życiu.

Kilka łez spłynęło po moim policzku, zanim je powstrzymałam. Wiedziałam, że przy Chasie i Nixonie muszę udawać silną. Po prostu… nie miałam tego w sobie, nie wtedy, gdy mówili mi takie okrutne rzeczy. Zaszlochałam i wbiłam wzrok w ziemię, próbując powstrzymać łzy. Nie obchodziło mnie, kim są ci chłopcy. Nie mieli prawa mnie tak traktować. To zabolało. Tak rozpaczliwie chciałam się tu wpasować.

Gwałtownie odsunął rękę od mojej twarzy.

– Żałosne. Będziesz płakać? Poważnie? – Nixon spochmurniał i wyciągnął rękę w stronę Chase’a, który podał mu żel antybakteryjny.

– Nie chcę mieć zarazków z farmy na dłoniach, sama rozumiesz. – Uśmiech Nixona był tak podły, że dosłownie musiałam zacisnąć ręce w pięści, żeby nie uderzyć go w twarz, bo wtedy wyrzucono by mnie z tej szkoły.

– Nawet o tym nie myśl, Nowa. Dotkniesz mnie, a ja powiem dziekanowi, który jest przy okazji ojcem Phoenixa. Tutaj my kontrolujemy nauczycieli. A wiesz dlaczego? Bo mój ojciec za wszystko płaci. A teraz, jeśli masz jakieś pytania co do tego, o czym mówiliśmy przed chwilą, proszę, zwróć się z nimi do Texa i Phoenixa, okej?

Dwóch chłopaków stojących za nami pomachało mi, a potem pokazało mi środkowy palec.

– W ten sposób się witają – wyjaśnił Nixon. – No dobra, Chase, chyba skończyliśmy na dzisiaj. Och, i jeszcze jedno, Farmerko. Nie zapomnij, że lekcje zaczynają się jutro. Witamy w piekle.

Rozdział 2

Cztery łzy. Policzyłam je. Pozwoliłam spłynąć tylko czterem łzom, co było całkiem dobrym wynikiem, wziąwszy pod uwagę okoliczności.

Zostawiłam walizkę na zewnątrz i modliłam się, by nikt mi jej nie ukradł, nie przejechał po niej czy cokolwiek. Weszłam do budynku z prezentem od babci.

Moja torebka obijała się o pudełko, przez co zawartość się przewracała. Próbowałam wziąć wszystko w jedną rękę, by przesuwać palcem po mapie i dotrzeć do celu. Pokój Stanów Zjednoczonych znajdował się na drugim piętrze, w prawym skrzydle.

Świetnie. Schody.

Rozejrzałam się za windą, ale nie dostrzegłam ani żadnego znaku, ani miejsca, w którym miałaby ona stać. Dmuchnęłam, by odgarnąć włosy z twarzy, i popchnęłam drzwi do klatki schodowej, po czym powoli ruszyłam na drugie piętro.

Kiedy dotarłam na górę, wiedziałam już trzy rzeczy. Po pierwsze, miałam kiepską kondycję. Po drugie, mogłam zjeść coś rano. A po trzecie, najwyraźniej byłam jedyną, która się tu dzisiaj wprowadziła. Nie zobaczyłam nikogo innego. Może już byli w swoich pokojach?

Szarpnięciem otworzyłam drzwi na szczycie schodów, znowu trzymając wszystko w jednej ręce, i ruszyłam w stronę prawego skrzydła.

Drzwi od klatki schodowej trzasnęły za mną i powoli ludzie zaczęli wychodzić ze swoich pokojów. Dziewczyny, które bardziej przypominały moje lalki Barbie niż prawdziwych ludzi, gapiły się na mnie otwarcie. Ktoś zaklął w moją stronę, a inne laski tylko prychały, jakby znały jakiś sekret, a ja nie.

Patrzyłam prosto przed siebie, chociaż wiedziałam, że wyglądam strasznie. Pociłam się, włosy opadały mi na twarz, a dłonie ślizgały się na kartonie.

W końcu zobaczyłam przed sobą znak z napisem „Stany Zjednoczone”.

– Dzięki Bogu – wyszeptałam pod nosem.

Postawiłam pudełko na podłodze, a obok odłożyłam swoją torebkę.

Dziewczyny rzuciły pod moim adresem kolejne deprecjonujące słowo i teraz przyglądały mi się tak, jakby miało się stać coś strasznego.

Dobry Boże, proszę, obiecaj, że w mojej szafie nie kryje się jakiś okropny klaun. Bo wtedy pewnie wyskoczę przez okno i się zabiję.

Sięgnęłam do drzwi i przekręciłam klamkę. Nic się nie stało.

Popchnęłam je.

Znowu nic się nie stało.

W końcu z całej siły uderzyłam ciałem w drzwi. Otworzyły się, a ja się przewróciłam.

Moja głowa wylądowała na parze drogich, błyszczących butów. Męskich butów. Od razu znienawidziłam te buty, bo z jakiegoś powodu wiedziałam, że należą do chłopaka. I jeśli jakikolwiek chłopak czekał na mnie w moim pokoju, to musiał być Elect, który pragnie zamienić moje życie w piekło.

A skoro o tym mowa – skąd, do diabła, wzięli się tu tak szybko?

Dziewczyny zachichotały za mną, a ja powoli podniosłam się na kolana i spojrzałam w górę… na doskonałą twarz Nixona.

Oczywiście, że to był Nixon.

Zaoferował mi dłoń, ale zanim to zrobił, włożył rękawiczkę.

– Zarazki, sama rozumiesz. – Puścił do mnie oko.

Może to dlatego, że byłam zmęczona. Może odbiło mi z powodu stresu, ale zamiast ująć jego dłoń, uderzyłam w nią i odsunęłam od siebie, po czym wstałam bez jego pomocy.

Ludzie za mną sapnęli.

Mięsień drgnął na szczęce Nixona.

– Zostawcie nas – warknął.

Dźwięk zatrzaskiwanych za mną drzwi był jak gwóźdź do mojej towarzyskiej trumny. Raz, dwa, trzy, sześć… Zamknęłam oczy i czekałam.

Moje drzwi zamknęły się jako ostatnie, ale nie ja to zrobiłam. To był Nixon, który teraz stał za mną.

– Nie spodobały ci się zasady, co, Nowa? – wyszeptał mi do ucha. Nie dotykał mnie, ale moje ciało i tak zadrżało mimowolnie. Zdradliwe hormony. – Oto ostatnia zasada. – Nixon stanął przede mną.

– Co? – Mój głos brzmiał odważniej, niż się czułam.

Zmniejszył dystans między nami. Cofnęłam się, on zrobił krok do przodu.

Dotknęłam plecami chłodnych metalowych drzwi i zadrżałam. Pot spłynął mi po skórze i teraz byłam zupełnie przerażona.

– Przysługuje ci prawo do tego, co my mamy. Windy są zamknięte. Członkowie Elect mają kopie karty dostępu. Baseny, siłownie, wszystko, do czego masz dostęp, nawet jedzenie, wymaga karty.

Sięgnął do kieszeni i wyciągnął niebieską kartę, którą pomachał mi przed nosem.

– Podziękuj.

– Za co? – Nie będę płakać. Nie będę!

– Za to, że pozwalam ci jeść.

– Co?

– Jeszcze nie skończyłem mówić – odparł gładko. – Klucz daje ci dostęp do windy raz w tygodniu, a do stołówki – dwa razy dziennie. Nie trzy. Nie chcemy przecież, żebyś przytyła. Używaj jej mądrze, jeśli chcesz mi zaimponować swoją umiejętnością słuchania rozkazów, to może dam ci więcej wolności. Ale do tego czasu… – Wzruszył ramionami i odchrząknął. – Rusz się.

Nie mogłam. Czułam się jak w koszmarze. Kim, do cholery, jest ten facet i kto go mianował prezydentem tej szkoły? Bałam się z kimkolwiek rozmawiać. Bałam się zrobić cokolwiek poza staniem tam i gapieniem się na kartę w dłoni. Widziałam na niej napis „Własność E.E.”, ale równie dobrze mogło to być „własność Nixona”.

– Rusz się – powtórzył Nixon, tym razem przez zaciśnięte zęby. Uniosłam głowę i spojrzałam na niego. Tak naprawdę mu się przyjrzałam. Miał oczy w kolorze przejrzystego błękitu, jakby ognie piekielne zamarzły i to lodowate spojrzenie było wynikiem powoli gasnących pomarańczowych płomieni. Jego twarz była doskonale symetryczna, jakby jakaś znana supermodelka i aktor postanowili spłodzić dziecko. Jego włosy opadały na czoło w nieładzie.

Nixon uderzył dłonią o drzwi nad moją głową.

Okej, dość tego.

Jestem w stanie znieść groźby. A nawet nabijanie się ze mnie. Bo przecież nie jestem nikim ważnym… Ale grożenie mi przemocą? Twarzą w twarz? Szczególnie, gdy robił to jakiś facet, który najpewniej coś wziął? Nie ma mowy.

Coś we mnie pękło. Odepchnęłam go. Zachwiał się, a jego mina przestała wyrażać gniew i zmieniła się w niedowierzanie.

– Czy ty mnie właśnie dotknęłaś?

– Groziłeś mi.

– Ja grożę wszystkim.

– W takim razie jesteś tyranem.

Otworzył usta, a potem je zamknął. Na jego wargach pojawił się złowieszczy uśmieszek.

– A więc chcesz mnie dotknąć?

– Nie. Chcę, żebyś zostawił mnie, do cholery, w spokoju.

– Powiedz „proszę”.

– Proszę? – rzuciłam błagalnym tonem, patrząc prosto w jego bezdenne, bezduszne oczy.

– Cholera. Nie – wyszeptał, a potem minął mnie i szarpnął za klamkę. Na zewnątrz czekała jakaś dziewczyna. Wrócił do mojego pokoju i znowu zamknął drzwi.

– Myślałam, że wychodzisz.

– Zmiana planów – wymamrotał, a potem podszedł do okna i je otworzył.

– Co, zamierzasz zsunąć się po rynnie? – zażartowałam nerwowo. Jeśli ten facet zostanie tu odrobinę dłużej, to zabiję go własnymi rękami.

– Nixon, otwórz te cholerne drzwi! – krzyknęła dziewczyna z korytarza.

Zaśmiał się i wszedł na parapet.

– Czy ty oszalałeś? – krzyknęłam i złapałam go za koszulkę. Nie będę patrzeć na jego śmierć, chociaż sobie na to zasłużył.

– Zabieraj łapy – warknął, a potem rzucił się z parapetu. Jasna cholera, przeze mnie popełnił samobójstwo.

– Nixon! – krzyknęłam i wyjrzałam przez okno. Na trawie była rozciągnięta ogromna plandeka. Nixon wylądował na niej, a potem zeskoczył na ziemię. Posłał mi całusa i uciekł. Po raz pierwszy zauważyłam kilka namiotów i plandek rozstawionych przed akademikiem. Jak na festynie.

Dziewczyna zaczęła walić do drzwi. Pobiegłam je otworzyć. Minęła mnie.

– Co za sukinsyn! – krzyknęła przez okno. – Nixon, przysięgam, zabiję cię, gdy cię zobaczę!

– Już cię lubię – oznajmiłam.

– Skrzywdził cię? – Dziewczyna ze zdenerwowaniem przełknęła ślinę i zlustrowała mnie od stóp do głów, zatrzymując wzrok na szyi i ramionach.

– Eee… Nie?

– To diabeł wcielony – mruknęła.

– A ty kim jesteś?

Uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę.

– Monroe. Jestem siostrą tego diabła.

Rozdział 3

Monroe mogłaby zostać supermodelką. Nie, cofam to. Powinna być dziewczyną, która mówi supermodelkom, jak nią być. Była niewiarygodnie piękna. Mój umysł natychmiast przypomniał mi o każdej książce, którą przeczytałam w ubiegłym roku, a która ostrzegała mnie przed takimi dziewczynami jak ona.

Ta dziewczyna była ucieleśnieniem fantazji napalonych facetów. Po pierwsze, kiecka, którą na sobie miała, była tak krótka, że nawet ja się gapiłam i zaczerwieniłam, gdy pochyliła się, by podnieść pudełko i wnieść je do mojego pokoju. Czy w tej szkole nie mieli żadnego dress code’u?

– To wszystko, co masz?

Odrzuciła na plecy kruczoczarne włosy i wyciągnęła błyszczyk ze stanika. Jej sukienka znowu się uniosła. O Boże, ja tu zupełnie nie pasowałam.

– Mam… walizkę na dole, ale Nixon powiedział, że…

– Pieprzyć Nixona. Z tego, co mi wiadomo, ani nie jest Bogiem, ani Bóg nie chciałby go do siebie przyjąć. A teraz chodźmy po twoją walizkę. Po drodze pokażę ci, gdzie jest winda.

Złapała mnie pod ramię i pociągnęła w stronę korytarza. Miałam problem, by za nią nadążyć, chociaż to ona poruszała się w piętnastocentymetrowych szpilkach. Byłyśmy na głównym korytarzu, a potem przeszłyśmy przez drzwi znajdujące się naprzeciwko ceglanej ściany. Wtedy od razu zauważyłam windy.

– Czy jest jakiś powód, dla którego są ukryte? – zapytałam.

Monroe pokiwała głową i wskazała na sufit, gdzie na kilku ekranach wyświetlano wnętrze wind.

– Ze względów bezpieczeństwa, bo w zeszłym roku ktoś próbował podłożyć w szkole bombę. Stąd te wszystkie karty dostępu i ukrywanie wind. Wtedy komuś udało się dostać na ostatnie piętro, zanim ochroniarze się zorientowali.

– Więc to naprawdę jest jak więzienie? – Przełknęłam ślinę.

Monroe się zaśmiała.

– Nie, tutaj nie jest tak źle. Ale trzeba zachować wyjątkową ostrożność, gdy w szkole uczą się tacy studenci jak ci nasi.

Nie pytałam, co ma przez to na myśli, bo wszyscy wiedzieli, jacy studenci tutaj uczęszczają – dzieci dyplomatów, celebrytów, studiowały tu nawet dzieci któregoś prezydenta.

Kiedy dotarłyśmy na dół, drzwi windy otworzyły się z charakterystycznym dźwiękiem i Monroe wyszła na zewnątrz.

– Eee… To twoja? – Wskazała na walizkę. Poprawka: na moją otwartą walizkę. Na chodniku leżała jej zawartość.

Krzyknęłam i pobiegłam w stronę swoich rzeczy, zanim wiatr je rozwiał. Wszystkie moje ubrania zaraz rozniosą się po kampusie.

Monroe rzuciła się za nimi i pomogła mi pozbierać je na tyle, na ile była w stanie.

Chyba straciłam część swojej bielizny.

– Co za dupek. – Monroe pomogła mi wstać z kolan, gdy już skończyłam zapinać walizkę. – Posłuchaj. – Skupiła wzrok za mną i szybko popchnęła mnie w stronę budynku. – On jest ulubieńcem wszystkich, bo się podlizuje. I jak mój ojciec wierzy, że kobiety są gorsze od mężczyzn.

Najwidoczniej niedaleko pada jabłko od jabłoni.

– W każdym razie, gdybym poszła z tym do ojca, on pewnie tylko odwróciłby się w drugą stronę i powiedział, że jest zmęczony. Mogę ci pomóc z innymi uczniami, ale z Nixonem musisz sobie radzić sama. Dał ci kartę?

– Tak. – Wyciągnęłam ją z kieszeni i pokazałam. – Dwa posiłki dziennie i jazda windą raz w tygodniu. Naprawdę prowadzę życie na wysokim poziomie.

Monroe odrzuciła głowę w tył i wybuchnęła śmiechem.

– Trzymaj się mnie i pewnie tak będzie. Chodź. Dzisiaj jest pierwsza impreza i musimy zrobić się na bóstwo, a zostało mało czasu.

– Chwila… – Stanęłam w miejscu. – Dlaczego jesteś dla mnie taka miła? – Nie lubiłam być podejrzliwa, ale z drugiej strony, nigdy nie poznałam takich ludzi, jacy uczęszczają na tę uczelnię.

– Och, przepraszam. Myślałam, że ci powiedziałam. Jestem twoją współlokatorką.

To miało sens. W milczeniu ruszyłyśmy do windy.

– Jesteś miła dla wszystkich swoich współlokatorek?

– Nie, dwie z nich zabiłam, ale mój tata to zatuszował…

Odebrało mi mowę i otworzyłam usta ze zdziwienia.

– Hej, przecież tylko żartuję. Nigdy wcześniej nie miałam współlokatorki. Mój tata myśli, że ukarze mnie, odbierając mi trochę przestrzeni. Ale zamiast tego czuję ulgę. Nie mogę znieść tych suk z drugiego piętra.

– A więc między tobą a Nixonem jest rok różnicy?

– Nie. – Monroe posłała mi uśmiech. – Jesteśmy bliźniętami.

– Przykro mi.

– Och, mnie też. – Znowu znalazłyśmy się na drugim piętrze. Monroe wzięła moją torbę. – Chodź, Nowa. Czas poznać ludzi i poflirtować z chłopakami.

Nie żartowała, gdy mówiła, że nie mamy zbyt dużo czasu. Ale trzy godziny później byłam inną kobietą. Użyła takiej dziwnej lokówki, by zmienić moje długie, brązowe włosy w plażowe fale, a potem zapamiętale zaczęła mi wyrywać brwi. Zawsze je lubiłam. Jasne, były grube, ale całkiem ładnie okalały moją twarz. Miałam nadzieję, że gdy skończy, wciąż zostanie mi trochę włosków. Nie mogłam na siebie patrzeć, dopóki nie skończyła makijażu.

– Okej, prawie koniec. A teraz powiedz, co masz do ubrania.

Zeskoczyłam z krzesła i podeszłam do walizki. Wyciągnęłam z niej sukienkę sięgającą do połowy kostki – miałam ją na pogrzebie babci. To była najładniejsza rzecz, jaką posiadałam, zamówiłam ją przecież online z Forever 21, więc musiała być stylowa.

– Urocza. – Monroe zmarszczyła nos. – Ale trochę zbyt dziecinna.

– Dziecinna? – powtórzyłam, patrząc na sukienkę w żółto-białe paski na cienkich ramiączkach.

– To znaczy jest ładna i pewnie świetnie nadawałaby się na piknik lub coś w tym stylu. Ale to jest pierwsza impreza w tej szkole i wszyscy cię dzisiaj poznają. Musisz wyglądać dorośle, seksownie i elegancko.

– Okej. – Przygryzłam wargę.

– Nie martw się. Mam dla ciebie odpowiedni strój.

Mój żołądek fikał koziołki ze zdenerwowania. Jeśli ten strój będzie przypominać to, co miała teraz na sobie, to trafię do więzienia za prostytucję.

– Masz. – Rzuciła mi krótką, czarną, skórzaną spódniczkę, sweter oversize z dziurami i rajstopy, które były czarne do połowy uda, a potem robiły się przeźroczyste.

Szybko wszystko przymierzyłam. Monroe pomagała mi trzymać rajstopy, a ja je wkładałam. Dodała jeszcze dwie bransoletki, bardzo długi łańcuszek i stwierdziła, że jestem gotowa.

W końcu mogłam spojrzeć w lustro.

Uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Wyglądałam perfekcyjnie. Nie jak ona i nie jak supermodelka, ale jak ja. Makijaż podkreślał moje brązowe oczy, a strój był klasyczny, ale luźny.

– Buty! – krzyknęła Monroe. – Cholera, jaki nosisz rozmiar?

– Ósemkę?

– Szlag. – Zaczęła krążyć po pokoju. – Ja dziesiątkę.

No jasne.

– Eee… chyba coś mam. – Otworzyłam walizkę i wyciągnęłam z niej stare szpilki babci w stylu vintage, które kiedyś jako dziecko zakładałam, gdy bawiłam się w przebieranki.

– Niezłe! Skąd je masz?

– Od babci. – Wzruszyłam ramionami.

– Przypomnij mi, żebym jej pogratulowała świetnego gustu, gdy nas odwiedzi.

– Ona nie żyje – odparłam cicho i szybko.

W pokoju zapadła cisza. Wbiłam spojrzenie w podłogę. Nienawidziłam tej chwili. Tej, gdy ludzie nie wiedzą, co powiedzieć, ale ty wolisz, by nic nie mówili.

– Ale lipa. – Odetchnęła ciężko, a potem położyła buty na podłodze. – Myślę, że ona by chciała, żebyś je włożyła. Co sądzisz?

Przełknęłam gulę w gardle i pokiwałam głową ze łzami w oczach.

– Pewnie by tego chciała.

– Świetnie. A teraz chodźmy na imprezę i pokażmy mojemu bratu, że jest skończonym nieudacznikiem.

Złapała mnie pod ramię i ruszyłyśmy. To pierwszy raz od pół roku, gdy mogłam porozmawiać z inną kobietą. I po raz pierwszy w życiu miałam koleżankę. Naprawdę mi się to podobało.

Rozdział 4

W nocnym powietrzu dało się wyczuć podekscytowanie. Ludzie stali na chodniku i rozmawiali rozemocjonowani, gdy inni szli w stronę dużego budynku z rozwieszonym napisem: „Witamy z powrotem!”.

– Cholera, Monroe. Jak ty w tym chodzisz? – Tex dogonił nas i puścił do mnie oko. Co? Nagle uważał mnie za akceptowalną, bo szłam z Monroe? Zgromiłam go wzrokiem w odpowiedzi, przypomniawszy sobie nasze pierwsze spotkanie, gdy pokazał mi środkowy palec, bo ten jego lider grupy, idiota mu tak kazał. Sługus.

– Tex, pewnie już poznałeś Trace?

– Pomachałem do niej wcześniej.

– A więc pokazałeś jej środkowy palec? – Monroe zatrzymała się.

– Nixon powiedział, że…

– Przysięgam, jeśli dokończysz to zdanie, to wykastruję cię we śnie. – Monroe dźgnęła go w pierś. – A teraz przeproś Trace.

Tex miał rude włosy postawione na żel jak kolce, a jego zęby połyskiwały bielą w mroku. Obszedł Monroe i stanął przede mną.

– Przepraszam, że pokazałem ci środkowy palec. Przepraszam również za to, że nie miałem szansy zobaczyć cię z bliska. Jesteś ładna. Chcesz się urwać z tej imprezy i iść gdzieś ze mną? Jestem pewny, że znajdziemy ciekawy sposób na spędzenie razem…

– Kazałam ci przeprosić, a nie ją podrywać. – Monroe go odepchnęła. Zaśmiał się i przyciągnął ją, by przytulić. – Wybacz mu, Trace. On jest prawie tak wielkim dupkiem jak Nixon.

– Powiedziała „prawie”. – Tex się zaśmiał i zaczął iść między nami, otaczając każdą z nas ramieniem. Dotarliśmy do holu w budynku.

– O wilku mowa… – powiedziała pod nosem Monroe, gdy zobaczyliśmy otoczonego tłumem Nixona, który coś opowiadał.

Poczułam się, jakbym szła w zwolnionym tempie. Jakbym nie znajdowała się w swoim ciele, tylko patrzyła na to z boku. Albo oglądała to w telewizji.

Nixon stał pośrodku pomieszczenia. Miał na sobie czarne materiałowe spodnie i dopasowaną jasnoniebieską koszulę, a do tego krawat i kamizelkę. Wyglądał jak model Gucciego. Nawet włożył na nos okulary awiatorki. O rany, oficjalnie umarłam i trafiłam do piekła z modelami z magazynów.

Obok niego stał Chase w obcisłych czarnych dżinsach i swetrowej kamizelce, z której Tommy Hilfiger byłby dumny. Tex odszedł od nas i zbliżył się do nich, by przybić żółwika. A potem zobaczyłam przedzierającego się przez tłum Phoenixa. Otoczył Texa ramieniem i klepnął go dwukrotnie w plecy.

Nixon zdjął okulary i przyjrzał mi się uważnie. Mrużył oczy tak mocno, że ledwie widziałam jego jasnoniebieskie tęczówki. Gwałtownie odwrócił głowę i spojrzał na Monroe, kiwając jej.

– Dobra robota, Monroe. Wygląda, jakby tu pasowała.

– Ona tu pasuje, idioto. – Monroe minęła mnie i pocałowała powietrze przy policzkach brata, a potem wróciła.

– Ja to widzę tak… – Nixon się wyszczerzył. – Wygrała jakiś głupi konkurs. Ten sam, który organizujemy co roku, aby biedni, nieuprzywilejowani ludzie z całego świata mogli dołączyć do elity. Ona… – wycelował we mnie i uśmiechnął się kpiąco – jest tylko kolejną nową.

– Przynajmniej nie jestem wredna – warknęłam. Ku mojemu przerażeniu i upokorzeniu, wszyscy wokół nas zamilkli.

Nixon powoli się do mnie zbliżył. W jego oczach dostrzegałam gniew, ale nie mogłam stchórzyć. Nie zamierzałam pozwolić na to, by dręczył mnie jakiś uprzywilejowany, bogaty dzieciak, który sądzi, że rządzi światem, bo jest przystojny i ma kasę.

– Czy to już działa? – Jakiś facet odezwał się do mikrofonu. – Uwaga, uwaga.

Nixon pokręcił głową i ruszył w stronę sceny.

– Wasz przewodniczący chciałby powitać wszystkich w szkole!

Okej, może jednak był kimś w rodzaju prezydenta. Zacisnęłam zęby i czekałam. Monroe poklepała mnie po ramieniu, gdy Nixon wszedł na scenę.

Wszyscy skandowali jego imię. To zabawne, bo miał na imię Nixon. Prychnęłam do siebie, ale zobaczyłam, że jego wzrok cały czas skupiał się na mojej twarzy.

– Chciałbym wam kogoś przedstawić… – O cholera, nie.

– W tym roku ktoś do nas dołączył – patrzył na mnie chłodno – i chciałbym, żebyście wszyscy przywitali ją ciepło, jak to w Eagle Elite! Oklaski dla… doktor Tessy Stevens, naszej nowej nauczycielki historii.

Odetchnęłam głęboko, bo wstrzymywałam powietrze, z trudem trzymając ręce przy sobie. Uśmiechnęłabym się tylko wtedy, gdybym zacisnęła dłonie na gardle Nixona.

Ładna kobieta w średnim wieku pomachała nam ze sceny. Nixon zaklaskał i uśmiechnął się do niej promiennie.

Lizus.

– Wiem, że wszyscy chcecie już zacząć powitalną imprezę. – Puścił oko w moją stronę. Drań.

Monroe otoczyła mnie ramieniem i wyszeptała, bym się uspokoiła. Czy wyglądałam na wkurzoną? Dostałam swoją odpowiedź chwilę później, gdy poczułam na plecach czyjąś dłoń.

Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechającego się Chase’a, który przelotnie dotknął mojego ramienia, pochylając głowę w moją stronę. Naprawdę chciałam go walnąć w nos. Czułam, że mną manipulują, gdy są dla mnie podli i gdy są mili.

– Ale na pewno wszyscy zauważyliście, że jest wśród nas nowa studentka. Zwyciężczyni tegorocznego konkursu Eagle Elite zarejestrowała się dzisiaj rano. – Dołeczki w policzkach Nixona pogłębiły się, gdy uśmiechnął się szerzej. – Trace, chodź tutaj i powiedz kilka słów.

Nie. Pokręciłam głową i wbiłam obcasy w podłogę. Ale Chase złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę sceny. Spojrzałam na Monroe, lecz ona była właśnie zajęta kłótnią z Texem. Mocno ściągał jej ramiona za plecami. Przynamniej on bezgłośnie rzucił w moją stronę „przykro mi”.

Nigdzie nie widziałam Phoenixa, na pewno jednak kręcił się gdzieś w pobliżu, w razie gdybym postanowiła złamać Chase’owi nos.

Każdy mój krok odbijał się echem w dużej sali. Czułam bicie swojego serca, gdy szłam na scenę.

Nixon wyciągnął w moją stronę rękę, ale bałam się ją ująć, bałam się, że ten dupek ją zabierze lub jakoś mnie zawstydzi. Nie mogłam mu ufać i on o tym wiedział. A jednak jeśli go nie złapię, obrażę go, co najwyraźniej było według niego niewybaczalnym grzechem.

Modliłam się, by jednak ujął moją dłoń.

Drżąc, wyciągnęłam rękę w jego stronę.

Zszokował mnie jego ciepły dotyk. Przymknął powieki, patrząc na nasze złączone dłonie. Na chwilę jego twarz się rozluźniła i zobaczyłam przed sobą zupełnie inną osobę. Taką, która nie przypominała diabła.

Jednak równie szybko jego twarz się ściągnęła i puścił moją dłoń. Patrzyłam, jak wyciera swoją w spodnie, a potem rozprostowuje palce, jakbym trzymała go za mocno.

Odchrząknął.

– Przedstawiam wam Trace Rooks.

Ludzie zaczęli klaskać, bo on to robił. Wcale nie cieszyli się na mój widok, nawet ich nie obchodziłam. Większość miała znudzone miny. Zdenerwowana poszukałam w tłumie Monroe – ona się uśmiechała. I to dało mi siłę. Natychmiast przypomniałam sobie o babci i o tym, jak mówiła, że dam sobie radę. Że nikt nie może mi wmówić, że nie jestem tego warta.

– Trace Rooks. Jeśli to nie jest wiejskie nazwisko, to nie wiem, jak inaczej je określić – zażartowałam do mikrofonu. – Pochodzę z miejsca, gdzie krów jest więcej niż ludzi, a barman zna wszystkich z imienia. – Odetchnęłam. – Można więc powiedzieć, że nie jestem w swoim żywiole, ale i tak jestem wdzięczna za to, że się tu znalazłam. Za to, że mam szansę poszerzyć swoją wiedzę, a co więcej, jestem wdzięczna za to, że tu stoję, a Nixon mnie nie przewrócił i nie zrzucił ze sceny. Chyba jest jeszcze dla mnie nadzieja. Muu.

Czy ja właśnie zamuczałam?

Uśmiechnęłam się.

A potem zauważyłam, że inni też się uśmiechają.

Ktoś zaklaskał, potem zrobił to kolejny student i szybko wszyscy zaczęli wiwatować.

Zeszłam ze sceny i tym razem Chase eskortował mnie jak normalnego człowieka. Kiedy znaleźliśmy się pośród tłumu, wyszeptał mi do ucha:

– Wiedziałem, że okażesz się inna.

– Inna?

– To komplement, Farmerko. Przywyknij. Bo właśnie zyskałaś sobie szacunek połowy studentów.

– A druga połowa? – zapytałam powoli, idąc w stronę Monroe.

– …słuchają Electa i zrobią wszystko, by cię zniszczyć. – Zatrzymał mnie i odwrócił w swoją stronę.

– A ty po której jesteś stronie, Chase?

Przyglądał mi się przez chwilę, a potem założył mi kosmyk włosów za ucho.

– Zawsze jestem po stronie ładnych dziewczyn.

Czekałam, aż powie: „Ale ty się do nich nie zaliczasz”, jednak zamiast tego uniósł moją dłoń, pocałował ją i odszedł.

Ludzie wokół mnie zaczęli szeptać. Szczęka musiała mi opaść, bo nagle zaschło mi w gardle.

Monroe odnalazła mnie chwilę później.

– Cholera, mój brat niemal zakrztusił się własnym językiem. Dobra robota, Kowbojko.

– Kowbojko?

– Tak, to twoja nowa ksywa.

– Dlaczego?

– Bo zamuczałaś przy wszystkich studentach, a nie mogą cię nazwać krową. Ale farmerzy kojarzą mi się z kowbojkami. Tymi butami. Więc jesteś Kowbojką.

To miało sens.

– No dobra, niech będzie Kowbojka. – Wzruszyłam ramionami.

– Nixona szlag trafi. – Monroe patrzyła z zadowoleniem, jak jej brat kończy przemowę. Rozległy się brawa, gdy powiedział ostatnie słowo, i wszyscy zostali zaproszeni na imprezę.

– I co teraz? – zapytałam Monroe.

– Teraz – złapała mnie za rękę – idziemy potańczyć.

Rozdział 5

Powinnam była się domyślić, że w Elite nic nie robi się na pół gwizdka i że studencka potańcówka i impreza z okazji rozpoczęcia roku będzie w oczach jej uczestników czymś wyjątkowym. Równie dobrze mogłam się znaleźć na balu na koniec liceum albo na ceremonii koronacji, albo na wręczeniu Oscarów. Poważnie.

W audytorium na suficie i ścianach wyświetlano tańczące hologramy. Muzyka grała w rytm ruchów poruszających się kształtów, a na końcu, na najbardziej odległej ścianie puszczano wideoklip jakiejś kapeli.

Całe pomieszczenie oświetlały lampy czarnego światła. Spodziewałam się, że w każdej chwili na scenę może wejść jakaś znana gwiazda pop i zacząć koncert.

– Fajnie, nie? – Monroe szturchnęła mnie. – Chodźmy się czegoś napić.

Podążyłam za nią do stołów z przekąskami i nie mogłam zamknąć ust, nawet gdybym chciała. Wszystko znajdowało się na lodzie. Dosłownie wszystko. Tony deserów, których w życiu nie widziałam, leżały na lodowych rzeźbach i blisko nich. Na końcu stołu znajdował się jakiś niebieski wodospad z ustawionymi wokół niego szklankami.

– Eliksir bogów – Monroe przekrzyczała muzykę. Trzymała w ręce dwa talerze i w mgnieniu oka zapełniła je owocami w czekoladzie i deserami. Podeszłyśmy do wodospadu. Wzięła dwa kieliszki do szampana i napełniła je po brzegi.

Może to był jakiś poncz?

Znalazłyśmy stolik i usiadłyśmy.

– Spróbuj. – Wskazała na napój i uśmiechnęła się szeroko.

Wyglądał niegroźnie. Upiłam duży łyk i zaczęłam gwałtownie kaszleć.

– Co? Nie macie w Wyoming alkoholu? – Usłyszałam za sobą czyjś irytujący głos.

Czwórka Electów stała przy naszym stoliku, każdy uśmiechał się na widok mojego nieszczęścia.

– Tak, ale picie wśród nieletnich jest nielegalne i można zostać aresztowanym, mądralo. – Odłożyłam kieliszek i wzięłam truskawkę w czekoladzie. Przynajmniej co do niej miałam pewność, że mi nie zaszkodzi.

– Tutaj prawo nie obowiązuje – odezwał się Nixon, odsuwając krzesło znajdujące się obok mnie. – A gdyby tak było, to ja byłbym szeryfem, sędzią i ławą przysięgłych.

– Gratuluję.

Znałam zasady. Jednak i tak poklepałam go po ramieniu. Monroe zaśmiała się, była rozbawiona.

Tex wyciągnął rękę.

– Mogę prosić do tańca?

Monroe zaczerwieniła się i ujęła jego rękę.

– Nie zabij mojego brata, Trace.

– Postaram się pohamować swoje żądze. – Zasalutowałam energicznie.

– Och, chciałbym, żebyś tego nie robiła. – Chase usiadł obok mnie i uśmiechnął się łobuzersko.

– Wynocha! – krzyknął Nixon. Phoenix i Chase odeszli od stołu.

– Dlaczego to robisz? – Spojrzałam na niego znacząco.

– Bo nie powinni z tobą flirtować. – Nixon wzruszył ramionami i wziął truskawkę z mojego talerza.

Zaczerwieniłam się.

– On nie flirtował.

– Właśnie że tak. – Nixon ukradł kolejną truskawkę.

– Nie. – Klepnęłam go w dłoń, a truskawka spadła na podłogę. – Nie robił tego. Po prostu był miły. Też powinieneś tego spróbować.

– Skarbie, mogę być dla ciebie miły, wierz mi. Mogę być tak miły, że później nie będziesz się nawet spodziewać ataku. Ale czy tego byś chciała? Żebym był miły? – Jego oddech pachniał jak truskawki i łaskotał mnie w twarz. Oblizałam wargi i zmusiłam się, by odwrócić wzrok od jego przenikliwych oczu.

– Masz. – Wyciągnął w moją stronę truskawkę.

Sięgnęłam po nią, ale on odsunął rękę.

Cmoknął językiem.

– Pozwól mi.

Znowu wyciągnął owoc w moją stronę. Jęknęłam i pochyliłam się.

– Otwórz.

– Nie. – Zacisnęłam zęby.

– To nie dostaniesz truskawki.

– Jakoś to przeżyję. – Odsunęłam się od niego i wstałam. Natychmiast złapał mnie za nadgarstek.

– Siadaj.

Zrobiłam to.

– Nie chcę zamieniać twojego życia w piekło. Wiesz o tym, prawda? Nie chcę, żebyś zasypiała co wieczór z płaczem lub przeklinała mnie każdego ranka. Wiem, że sama podejmujesz decyzje. Tworzysz swoje własne przeznaczenie. Ale skarbie, ja mam klucze. Więc albo będziesz grała według moich zasad, albo nie. Wybór należy do ciebie.

– A co to ma za znaczenie? I tak nie byłabym nigdy w stanie ci zaufać.

Jego oczy błysnęły, a potem odwrócił ode mnie wzrok.

– Zaufanie jest jak miłość. Nie istnieje. To tylko bajka, którą karmi nas społeczeństwo, żebyśmy się dostosowali. Nie oczekuję, że będziesz mi ufać. Oczekuję, że będziesz trzymać się zasad. Dzięki nim będziesz bezpieczna.

– A jeśli nie?

Wstał i odłożył truskawkę na talerz.

– Wtedy zmusisz mnie do pewnych rzeczy, a nie mam zamiaru wysłuchiwać opowieści siostry o tym, jak każdej cholernej nocy płaczesz w poduszkę, bo nie umiesz dostosować się do kilku prostych reguł.

Przełknęłam ślinę.

– Dobra.

Uśmiechnął się drwiąco i wyprostował krawat.

– Wiedziałem, że się zrozumiemy… w końcu.

– Nie zgodziłam się z tobą. Po prostu wiem, że to najlepszy sposób na to, by się ciebie pozbyć.

Nixon zamilkł, a potem wyciągnął rękę i dotknął mojego policzka. Walczyłam sama ze sobą, by go nie uderzyć. Moje zdradzieckie ciało pragnęło dotyku, uwagi. Tęskniłam za babcią. Za dziadkiem. Chciałam, by ktoś mnie przytulił i powiedział, co robić. Ale byłam tu sama.

Zadrżałam.

– Zatańcz ze mną – rozkazał.

Otworzyłam usta, by zaprotestować, ale on już prowadził mnie w stronę parkietu.

Ludzie się gapili, gdy zaczęła się wolna piosenka i Nixon wziął mnie w ramiona. Nic nie mówił. Ja też nie. Zamiast tego zaczęłam drżeć, bo już wiedziałam. Wiedziałam, że to się zaczęło. Podważyłam jego autorytet i teraz on każe mi za to zapłacić. Zmieni moje życie w piekło. Nie wiedziałam, jak ani kiedy, ale byłam pewna, że uderzy, i to tam, gdzie zaboli najbardziej.

Kiedy już zaczęłam się rozluźniać, a piosenka się kończyła, Nixon mnie od siebie odepchnął. Zachwiałam się, ale nie upadłam.

Muzyka ucichła.

Świetnie.

– Co? – Nixon krzyknął i zaśmiał się. – Odbiło ci?

Niczego nieświadoma rozejrzałam się, a potem znowu skupiłam na nim.

– Uważasz, że przespałbym się z kimś takim jak ty? Co z ciebie za dziewczyna? Czy na farmie nie znacie granic?

Poczułam, że moja twarz płonie.

– Och, najwyraźniej tak, co? – Nixon założył ręce na piersi. – Wierz mi, Farmerko. Mam gdzieś, ile makijażu nałożysz na twarz lub jak drogie ciuchy na siebie włożysz. Nie obchodzi mnie nawet to, że w tej chwili połowa studentów cię polubiła. Jesteś tutaj z litości. Nie przeleciałbym cię, nawet gdyby ktoś mi zapłacił. Więc odpowiedź brzmi: nie. I następnym razem, gdy poczujesz ochotę pokazać się na jednej z moich imprez, przynajmniej miej na tyle przyzwoitości, by założyć nowe buty.

Pękłam. Rzuciłam się na niego, ale jakieś silne ramiona mnie powstrzymały. Nie chciałam, by inni widzieli moje łzy. Nie wiedziałam, co mam jeszcze zrobić. Trzęsłam się tak bardzo, że w każdej chwili mogłam zemdleć.

– Cii… – Monroe wyszeptała w moje włosy. – Tex, zabierz ją do jej pokoju.

Tex pokiwał głową i szybko dołączył do nas Chase.

– Odwalcie się ode mnie! – krzyknęłam, ale zamiast odejść, Tex i Chase zaczęli kroczyć po obu stronach mojego ciała. I wtedy zrozumiałam dlaczego.

Ludzie próbowali rzucać jedzeniem w moją głowę. Ale gdy tylko chłopcy zaoferowali mi swoje wsparcie, przestali i pozostali tylko patrzyli, jak wychodzę z imprezy.

Nixon będzie wkurzony. Ale miałam to gdzieś. Czułam się tak niewiarygodnie upokorzona. A przede wszystkim byłam tak zła z powodu tego, że nabijał się z butów mojej babci. Tych samych, dzięki którym dzisiaj zyskałam pewność siebie.

Przez chwilę nikt nic nie mówił, a potem Monroe zaczęła przeklinać pod nosem. Na korytarzu rozbrzmiewały tylko jej pomruki i moje kroki, gdy wracaliśmy do akademika.

Chłopcy nic nie mówili. Nie żartowali. A Monroe wciąż przeklinała brata.

W końcu dotarli do wind. Przestraszyłam się. Nie chciałam korzystać z mojego jedynego wjazdu windą na górę tylko dlatego, że byłam zawstydzona, upokorzona i trochę zła.

Chase wyciągnął błyszczącą czarną kartę i przyłożył ją do czytnika windy. Jego karta na pewno daje mu nieograniczony dostęp do wszystkiego. Weszliśmy do środka. Nawet chłopcy.

Myślałam, że wszyscy ważni ludzie byli dzisiaj na imprezie.

Ale myliłam się.

Kilkoro drzwi na moim piętrze otwarło się. Miałam wrażenie, że gdy tylko dziewczyny wyjrzały ze swoich pokoi i zobaczyły, kto mnie eskortuje, zalała je fala estrogenu. Na całym piętrze rozbrzmiewały chichoty.

Dziewczyny szeptały:

– To Chase i Tex! Co oni tu robią? Ale oni są przystojni! Ale cholernie seksowni! Chase, Chase! – Jedna z nich zaczęła skandować jego imię, a ja zwalczyłam w sobie ochotę, by na nią nakrzyczeć. Najwyraźniej nie radziłam sobie w tej chwili z emocjami.

Monroe otworzyła drzwi do mojego pokoju. Chłopcy weszli do środka. Usiadłam na łóżku i czekałam, aż zaczną krzyczeć.

Monroe podeszła do mnie i zdjęła mi buty babci.

– Nixon to dupek. Wiem, że nie powinnam go bronić, ale gdyby wiedział, że to buty twojej babci, to…

Chase spojrzał na moje szpilki, a potem na mnie.

– Nie rozumiem. Co jest w nich takiego wyją…

– Jej babcia nie żyje, ty głąbie! I to są buty vintage. Babcia zostawiła je Trace, okej? To są najładniejsze buty, jakie ona posiada!

Chase milczał. Przez chwilę patrzył na mnie zielonymi oczami, w których dostrzegłam zmartwienie, a potem zaklął i wyszedł z pokoju. Tex wyrzucił ręce w powietrze i podążył za nim. Monroe zamknęła za nimi drzwi.

– To chyba oznacza wojnę, co?

– Pogadam z Nixonem. – Monroe nie wyglądała na przekonaną co do tego pomysłu. Zaczęła krążyć przede mną. – Nigdy nie sądziłam, że posunie się tak daleko. Do tej pory takie sytuacje się nie zdarzały. Ludzie za bardzo się boją Electów, żeby cokolwiek zrobić lub powiedzieć.

– Oni nie są bogami. – Chociaż, jeśli mam być szczera, to nie miałam pojęcia, kim są, jeśli nie małym klubem chłopaków mających zbyt drogie ubrania i za dużo wolnego czasu.

Monroe zaśmiała się gorzko.

– Nie, są znacznie gorsi. Greccy bogowie przynajmniej trzymali się Olimpu, bo to było ich miejsce. A nasi nawiedzają tę szkołę, jakby bez tego college nie był wystarczająco zły, prawda?

– On się mną zmęczy.

– W tym właśnie rzecz. – Monroe zaczęła się rozbierać. Zabiłabym za takie ciało. Wzięła koszulkę z napisem „sexy” i włożyła ją, a potem spodnie od piżamy. – Nixon zazwyczaj grozi ludziom, którzy nie chcą się dostosować, i to wszystko. Jeśli podważą jego autorytet, zwykle są wydalani z uczelni. Tylko jeden student odważył się mu postawić i został stąd siłą usunięty, ale wszyscy i tak go nienawidzili. To znaczy Nixon jest dupkiem, ale wszystkich chroni. Uchodzi za takiego ojca chrzestnego.

– A ja w takim razie jestem… kim?

Monroe zagryzła wargę.

– Nie wiem. – Wskazała na moją walizkę. – Masz tam jakąś piżamę?

– Oby się nie okazało, że została ukradziona – zażartowałam.

Monroe podeszła do niej i zaczęła wraz ze mną przeglądać zawartość.

– Wiesz, nie ma nic złego w płaczu. Nikomu nie powiem. I tak dla twojej informacji: uważam, że jesteś naprawdę odważna.

Wtedy poczułam płynące po policzkach łzy, a także tę duszność, która ogarnia natychmiast, gdy bardzo mocno starasz się nie wybuchnąć płaczem, i zbliżający się ból głowy, który potem na pewno się pojawi. Pokiwałam głową i zerwałam kontakt wzrokowy.

– Hej, może pożyczę ci piżamę? Wtedy będziesz mogła od razu iść spać, co? A twoje ubrania powkładamy do szafy jutro po zajęciach.

Jęknęłam.

– Uch, zajęcia.

– Spójrz na to z drugiej strony. – Monroe rzuciła mi spodenki i koszulkę na ramiączkach. – Przynajmniej nie będziesz musiała męczyć się z Nixonem. Raczej nie zjawi się na twoich zajęciach. No może zjawi się góra na dwóch. Jeśli będziesz mieć szczęście, to na jednych.

– Poproszę o to spadającą gwiazdę – wymamrotałam.

– Dobranoc, Kowbojko. – Monroe zaśmiała się i zgasiła światło po swojej stronie pokoju.

Włożyłam spodenki i koszulkę. Skupiłam wzrok na prezencie od babci. Usiadłam na łóżku ze skrzyżowanymi nogami i otworzyłam pudełko.

Monroe miała rację. Nie ma nic złego w płaczu. W środku znalazłam zdjęcie zrobione w zeszłym roku i zobaczyłam szczęśliwy uśmiech babci. Dotknęłam szkła i pozwoliłam sobie uronić kilka samolubnych łez. Jaka byłaby jej rada? Co by mi powiedziała?

– Trzymaj głowę wysoko. Na ziemi nie ma na co patrzeć – wymamrotałam jej ulubioną kwestię i zaśmiałam się przez łzy.

Jutro będzie ciężki dzień, ale zostałam wybrana, trafiłam tutaj i zasłużę sobie na to. Nixon niech lepiej się pilnuje, bo ja, Tracey Rooks, zamierzam tu zostać.

Rozdział 6

Na dźwięk muzyki wypadłam z łóżka z prędkością światła, jak wystrzelona z procy. Monroe stała przed lustrem, tańczyła i śpiewała, jedząc cheeriosy. Dlaczego nie pomyślałam o tym, by zabrać ze sobą jedzenie?

– Chcesz trochę? – zapytała, wrzucając płatek do ust. Cóż, żebracy nie mogą wybrzydzać.

Pokiwałam głową.

– Mam zapas jedzenia pod łóżkiem. Bierz, co chcesz. Będziesz dzisiaj potrzebować dużo siły. Och, i to przyszło do ciebie. – Podeszła do drzwi i podniosła duże pudło.

– Hę? Od kogo?

Monroe przeżuła kolejny płatek i wzruszyła ramionami.

– Nie wiem. Jedna z kierowniczek akademika przyniosła ją koło szóstej rano. Miałam ochotę dać jej w twarz.

Zaśmiałam się. Tak. Niemal widziałam, jak to robi. Przynajmniej nie była rannym ptaszkiem. Chociaż wydaje mi się, że nigdy nie przywyknę do jej fałszowania z samego rana.

– Otwieraj, małpo!

– Okej, dobra, już. – Otworzyłam pudełko. Karteczka spadła na podłogę. Podniosłam ją, przeczytałam nabazgrolone słowa i sapnęłam.

To nie są buty twojej babci.

Wiem, że nie będą niosły ze sobą tych samych

wspomnień. Ale chciałem, żebyś miała coś, co sprawi, że uśmiechniesz się pierwszego dnia zajęć.

Przepraszam za wczoraj.

Chase

– Jasna cholera, Chase Winter wysłał ci prezent! – Monroe klasnęła w dłonie. – Nie mogę w to uwierzyć! On nigdy nie robi niczego bez pozwolenia Nixona.

Wzruszyłam ramionami.

– Może jednak poprosił Nixona o pozwolenie?

– Nie, taki prezent jest w stylu Chase’a. – Uśmiechnęła się szeroko i wskazała na pudełko. – Czy ty masz pojęcie, ile to kosztuje?

– Nie. – Spojrzałam na szkolny mundurek w pudełku, podkolanówki i włoskie skórzane buty. Zupełnie zapomniałam, że broszury mówiły o tym, że studenci E.E. muszą nosić mundurki.

– Przynajmniej dziesięć tysięcy, na moje oko… – Monroe spojrzała na buty. – Tak, to oryginalne winsy.

– Co?

– W-i-n-s-y – powiedziała powoli. – Od pierwszych liter nazwiska Chase’a. Jego rodzice są projektantami mody. Zajmują się ekskluzywnymi dodatkami, butami i apaszkami. Szczęściara. Ostatnim razem, gdy takie dostałam, miałam dwanaście lat, i to tylko dlatego, że namówiłam koleżankę, by pocałowała Chase’a po francusku.

– Nie mogę ich przyjąć. – Odepchnęłam od siebie pudełko.

– Oczywiście, że możesz, a gdy zobaczysz Chase’a, przytulisz go mocno przy wszystkich. Jestem z niego dumna. W końcu je sobie wyhodował.

– Co wyhodował?

– Jaja. – Monroe posłała mi szelmowski uśmiech i wskazała na strój. – Wkładaj to i szykuj się, Kowbojko. – Klasnęła w ręce. – Idealnie, teraz naprawdę mogę cię tak nazywać, bo Chase podarował ci sięgające za kolano skórzane buty, za które każda dziewczyna na tym piętrze będzie chciała cię zabić.

– Super, więcej fanów. – Słabo uniosłam pięść w powietrze.