Strona główna » Poradniki » Emelemomania

Emelemomania

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7701-792-0

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Emelemomania

Książka, którą trzymasz w ręku, to prawdziwa historia wokalisty zespołu Marcelle Spirit oraz założyciela wytwórni płytowej Modern Rock Revolution, który po 10 latach różnych zawodowych doświadczeń osiągnął ostatecznie sukces w branży MLM. Książka przedstawia dramatyczne fakty z życia rockmana, kulisy show-biznesu oraz pracy dla wielkiej korporacji.

Piotr Smała w "Emelemomanii. Grzeczni chłopcy pracują na etacie, niegrzeczni w piramidach" pokazuje m.in., jaka jest cena sukcesu w MLM-ie i jak dążył do realizacji swoich pasji i do pracy zgodnej z jego charakterem i wartościami.

Jak mówi Piotr Smała: "Wykreuj własną legendę!".

Polecane książki

Dnia 16 lipca 1799 roku stanęliśmy o świcie nad zielonem, malowniczem wybrzeżem. Widnokrąg od strony południowej zamykały góry Nowej Andaluzji, (czyli Wenezueli), a były napoły przysłonięte mgłą. Pośród grup palm kokosowych widniało w dali miasto Kumana, z wyniosłym zamkiem swoim. O godzinie dziewią...
Oddajemy w ręce czytelników nowe, pełne wydanie prac generała Giulio Douheta, teoretyka którego prace wywarły (i wciąż wywierają) ważki wpływ na rozwój doktrynalny lotnictwa wojskowego. Można by rzec, że są kamieniem węgielnym, fundamentem na którym budowały kolejne pokolenia lotników. Bez znajomośc...
Komedia o dwóch słomianych wdowcach. A może jednak tragedia?Czasem wystarczy potrącić kota, by życie małżeńskie stanęło na głowie.Jak wygląda dom bez żon? Pewnego dnia Mateusz i Sebastian, dwaj obcy faceci, stają się sobie bliscy niczym syjamskie bliźnięta, złączone wspólnym losem samotnych ojców...
Cykl Czarny Wygon Stefana Dardy to jedno z najbardziej spektakularnych dzieł polskiej literatury grozy. Wydany wcześniej w czterech tomach, zdobył serca czytelników i recenzentów, był nagradzany i wyróżniany nominacjami w wielu prestiżowych plebiscytach. Zapraszamy do magicznego, wykreowanego z rozm...
Debiutancka powieść (?) Joanny Dziwak karmi się aluzją, przekrzywieniem, parodią, remiksem. Snując się od Nowego Jorku do Las Vegas i od Starbunia do festiwalu w Kołobrzegu, szkicowane grubymi kreskami postacie żyją w świecie zmemowanym, zlinkowanym, zalajkowanym i zhejtowanym, świecie z prefabrykat...
Goście z zaświatów, projekcje astralne, zdjęcia duchów.Czy to świadectwa nieśmiertelności duszy? Czy świadomość umiera wraz z ciałem?Nikt jeszcze tego nie udowodnił. Istnieją jednak relacje i wyniki eksperymentów nad przejawami świadomości ludzi zmarłych i sposobami jej oddziaływania na rzeczywistoś...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Piotr Smała

Przedmowa

 

 

 

 

Prawdziwa historia wokalisty zespołu Marcelle Spirit oraz założyciela wytwórni płytowej Modern Rock Revolution, który po 10 latach różnych zawodowych doświadczeń osiągnął ostatecznie sukces w branży MLM. Książka przedstawia dramatyczne fakty z życia rockmana, kulisy show-biznesu oraz pracy dla wielkiej korporacji.

UWAGA: Nazwy firm, w których pracowałem oraz imiona ludzi, z którymi miałem styczność, zostały zmienione. Prawdziwe są wyłącznie nazwy: mojej wytwórni płytowej — MODERN ROCK REVOLUTION, kapel, w których śpiewałem oraz nazwy firm z branży MLM, z którymi współpracowałem. Nazwy firm „etatowych” zostały zmienione na nazwy opisowe: DUŻA KORPORACJA, FIRMA RODZINNA, ETAT U PRYWACIARZA.

Wierzę, że lektura mojej autobiografii pomoże ci, drogi czytelniku, stać się lepszym człowiekiem i że po zapoznaniu się z moją historią nie będziesz musiał popełniać błędów, które ja sam popełniłem na drodze do sukcesu.

Poznaj prawdziwą historię mojego życia!

Przez dziesięć lat od momentu ukończenia przeze mnie magisterskich studiów dziennych na Politechnice Rzeszowskiej:

pracowałem na etacie (DUŻA KORPORACJA, FIRMA RODZINNA, ETAT U PRYWACIARZA),

prowadziłem własną jednoosobową firmę (Rockowa Wytwórnia Płytowa MODERN ROCK REVOLUTION),

pracowałem na zmywaku za granicą (w Londynie),

śpiewałem w kilku kapelach rockowych (Dziki Sad, Kaanary, Marcelle Spirit, Still Young),

byłem zadłużony (straciłem 10 000 zł na zakładach bukmacherskich),

śpiewałem na ulicy (przez trzynaście miesięcy mieszkając w Trójmieście),

współpracowałem z firmami działającymi w branży MLM,

by ostatecznie w wieku 34 lat odnieść sukces!

 

Książkę tę dedykuję wszystkim moim przyjaciołom, kolegom, znajomym i nieznajomym, którzy na mojej drodze na szczyt powiedzieli mi: NIE. Dedykuję ją także tysiącom osób, które Bóg postawił na mojej dotychczasowej Drodze Życia.

To dzięki Wam wszystkim dzisiaj jestem tym, kim jestem i robię właśnie to, co robię!

Tak — jestem networkerem!

 

Autor

 

GENERATION-M (Generacja MLM)

http://facebook.com/ModernRockRevolutionGroup

Wstęp

 

 

 

 

Jest właśnie godzina 7.13, 9 lutego 2013 roku. Na kilka dni przed moimi samotnymi walentynkami, przeżywszy wieszczony przez Majów na grudzień 2012 roku koniec świata, w wieku 34 lat, po kolejnej nieprzespanej nocy — rozpoczynam pisanie własnej książki. To będzie coś więcej niż pisany wyłącznie dla pieniędzy ebook czy też książka tradycyjna, która ukaże się być może gdzieś, kiedyś w wersji papierowej… To będzie autentyczna historia mojego życia, opisująca ćwierć wieku mojego świadomego bytowania na tej planecie: bez popisywania się, bajerowania, żalenia czy pouczania innych. Uważam, że jestem człowiekiem, który w życiu wiele przeszedł. Posiadam wiedzę oraz doświadczenie życiowe i chcę się z tobą tym wszystkim podzielić. Opowiem ci historię mojego dotychczasowego życia. Zobaczysz, jaką drogę przeszedłem od bycia „chłopcem do bicia”, aż do zostania liderem, który inspiruje innych ludzi do bycia lepszymi.

Książkę tę zdecydowałem się napisać z powodów ambicjonalnych. Nie ukrywam, że jej czytanie może się dla ciebie okazać zbyt ciężką próbą, gdyż moje przemyślenia i wnioski mogą ci się wydać zupełnie bezsensowne. To, co tutaj przeczytasz, może cię zaszokować, wzruszyć; zmienić radykalnie twoje dotychczasowe myślenie na temat zarabiania pieniędzy. Tak — to jest książka o zarabianiu pieniędzy. Bardzo pomogli mi w podjęciu decyzji o napisaniu niniejszego dzieła moi rodzice, a szczególnie mój tato, ale nie dlatego że we mnie wierzyli, ale właśnie dlatego, że we mnie nie wierzyli i ku ich rozpaczy zdecydowałem się pójść moją własną drogą…

W wieku 31 lat, po przepracowaniu 7 czy 8 lat na etacie w różnych firmach, zdecydowałem, że już nigdy więcej nie będę pracował dla kogoś innego za marne pieniądze i tolerował czyjejś głupoty — mam na myśli tutaj: moich byłych kierowników, dyrektorów, szefów firm. Za każdym razem kiedy decydowałem się zakwestionować zastany przeze mnie porządek świata i podejmowałem nagły i zdecydowany krok do przodu, to reakcje moich najbliższych zawsze były takie same — szok, niedowierzanie oraz rozpaczliwe próby usidlenia mojej wolnej duszy w przyciasnych schematach, w których ja się już po prostu nie mieściłem… Odkąd mój ostatni pracodawca zwolnił mnie z pracy, prowadzę życie wolnego człowieka pracującego w marketingu sieciowym.

Można powiedzieć, że jest to moja biografia… Możesz sobie pomyśleć: „Co mu odbiło? Ma dopiero 34 lata, a spina się na pisanie autobiografii?!”. Oczywiście, możesz myśleć i mówić, co tylko sobie życzysz na mój temat, na temat mojej książki oraz całego świata. Zainwestowałeś własne pieniądze w zakup tego dzieła, więc masz prawo mówić i pisać, co ci się żywnie podoba!

Nie jest to jednak zwykła autobiografia, gdyż pisząc ją, koncentrowałem się w znacznej mierze na aspekcie związanym z zarabianiem pieniędzy. Poza małymi dygresjami dotyczącymi moich przekonań na temat wiary czy muzyki, starałem się pisać to dzieło w taki oto sposób, aby wszystko „kręciło się” wokół tematu zarabiania pieniędzy.

Nie jest to poradnik w stylu: „Jak zostać milionerem w ciągu trzech miesięcy”, ale jest to książka ukazująca dotychczasową historię mojego życia w kontekście biznesowym. Można więc śmiało powiedzieć, że jest to książka z kategorii „biznes”. Przeczytasz w niej o tym, co w życiu zrobiłem i dlaczego to zrobiłem oraz dowiesz się, dlaczego uważam MLM za najlepszą opcję zarabiania pieniędzy przez ciebie w dzisiejszych czasach: tu i teraz w kraju nad Wisłą. W książce tej dzielę się z tobą prawdziwymi faktami z mojego życia. Nie mam nic do ukrycia i chciałbym, abyś jak najwięcej wyciągnął dla siebie z czytania tej publikacji.

CZĘŚĆ PIERWSZA

 

 

 

 

1. W wieku sześciu lat „poszukiwałem złota”

Moja przygoda z zarabianiem pieniędzy zaczęła się dosyć wcześnie, bo już w wieku sześciu lat zadebiutowałem jako „poszukiwacz złota”. Nie wiem, skąd to wiedziałem, ale od najmłodszych lat intuicyjnie przeczuwałem, że złoto to jest to, czego pragnę. Pochodzę z Łańcuta na Podkarpaciu i cały proceder odbywał się w pobliskiej wiosce — na Grabskim, gdzie zwykłem często jeździć do mojej kochanej Babci. To były piękne czasy… Kochałem ten klimat. Będąc kilkuletnim brzdącem, grałem na strzelnicy z moimi kuzynami do późnych godzin wieczornych w piłkę, strzelaliśmy z procy z Dziadziem; lubiłem zapach świeżego mleka prosto od krowy, no i piernik kasztelański… To były cudowne lata 80. Wtedy mali chłopcy naprawdę w ten sposób spędzali swój wolny czas… Oczywiście kilka lat później były zabawy w kaskaderów, skakanie z dachu „na budowie” na kupę piachu z sześciu czy ośmiu metrów czy też polowanie na zające, kiedy włóczyliśmy się po polach uzbrojeni w strzałki Ninja oraz łuki.

Wracając jednak do kwestii biznesowych, to jak już pisałem na wstępie — od najmłodszych lat czułem pociąg do metali szlachetnych. Właściwie to dzisiaj zupełnie nie mam pojęcia dlaczego, ale pewnego pięknego letniego popołudnia zaczęliśmy kopać razem z kuzynką małymi łopatkami dziurę w ziemi przeświadczeni, że znajdują się tam złoża złota. Niebawem dołączył do nas jej brat wraz ze swoją „prawdziwą łopatą” i wspólnymi siłami wykopaliśmy dół, który miał może z półtora metra głębokości oraz średnicę też około metra. Złota nie odnaleźliśmy… Natrafiliśmy natomiast na kości psa, kamienie oraz odkryliśmy, że ziemia posiada różne warstwy i kolory. Cały nasz plan zniweczył rzęsisty deszcz, który wypłoszył nas do domu i misja wydobywcza musiała z przyczyn technicznych zostać odwleczona w czasie.

Nie poddałem się jednak łatwo i w kilka lat później, w wieku 11 czy 13 lat, na tym samym osławionym Grabskim rozpocząłem kolejny etap na drodze do zdobycia niezależności finansowej! Tym razem jednak plan był inny i cała koncepcja miała zgoła odmienny charakter. Skoro nie udało mi się złota wcześniej wykopać, to dlaczego nie miałbym go teraz sam wyprodukować? Teraz, w wieku 34 lat, wiem już, że wielu było takich przede mną i na kartach historii znani byli jako alchemicy. Jakim alchemikiem byłem ja? Już ci mówię. Przedsięwzięcie było zakrojone na wielką skalę. Pamiętam, że zrobiłem obchód po wszystkich sąsiadach mojej Babci i zdobyłem kilkanaście różnych butelek po oranżadzie i domowym winie. Butelki były bordowe, ciemnozielone oraz bezbarwne. Wybrałem się także do miasta na piechotę — tym razem sam — gdyż nie chciałem zapeszać… Wolałem osobiście zaprezentować całemu światu efekt moich prac — złoto w najczystszej postaci! Wróciwszy z centrum Łańcuta z kilkoma kolorami farby, rozpocząłem produkcję. Rozbiłem na betonowych płytach dziadkowym młotem butelki, a kryształki wrzuciłem do wiaderka. Następnie wymieszałem wszystkie farby ze sobą i uzyskaną w ten sposób mazią zalałem kryształki. Oczywiście tak wyprodukowane „złoto” należało osuszyć w promieniach zachodzącego słońca. Wysypałem je na płótno i starannie rozmieściłem, aby wyschły.

Po kilku godzinach wróciłem, żeby zobaczyć, jak mają się moje złoża. Było już ciemno, więc musiałem poczekać do rana. Jak się domyślasz, trudno było zasnąć młodemu alchemikowi, który już za kilka godzin miał obwieścić całemu światu, że właśnie wyprodukował złoto!

Bladym świtem, kiedy jeszcze wszyscy spali, zerwałem się, aby zobaczyć, co stworzyłem. Kryształki co prawda bardzo ładnie błyszczały w promieniach wschodzącego słońca — złotem jednak nie były — jak był łaskaw z rozbrajającym uśmiechem oznajmić mi Dziadzio. Nic się jednak strasznego nie stało, gdyż już kilka godzin później z moimi kuzynami graliśmy do utraty tchu w piłkę na strzelnicy. Mój plan na zostanie bogaczem musiał się jednak wypełnić. Byłem na to skazany i w głębi ducha wiedziałem, że to jest tylko kwestia czasu, to tylko kwestia czasu…

 

2. DUŻA KORPORACJA — rozpoczął się mój koszmar

Stało się! W wieku 23 lat zostałem magistrem na kierunku zarządzanie i marketing na Politechnice Rzeszowskiej. Chociaż nigdy nie byłem specjalnie zdolnym uczniem, a później studentem, to obroniłem się jako jedna z pierwszych osób na moim roku. Nie była to jednak moja inicjatywa, ale zostałem — jak się później okazało — podpuszczony przez mojego Ojca. Mój kochany Tatuś założył się ze mną o 5000 zł, że mi się nie uda obronić do końca marca. Znając mój charakter i wiedząc, że nie toleruję słów: „nie można”, wykorzystał tę wiedzę dla mojej korzyści. Po co miałbym pół roku swojego życia tracić na „ściemnianie” przy pracy magisterskiej, skoro można wziąć się w garść i napisać to, co jest do napisania w znacznie krótszym czasie? Całkiem dobrze to sobie wykombinował — muszę po latach przyznać. Oczywiście byłoby to zbyt pięknie, gdyby nic z „tych gorszych rzeczy” się po drodze nie pojawiło. Na kilka tygodni przed ogłoszeniem zwycięstwa musiałem na własną prośbę nieco zmodyfikować warunki naszego zakładu, gdyż miałem jeszcze jeden egzamin „w plecy” i groziło mi powtarzanie ostatniego roku. W takim układzie mizerne pokłady mojego zdrowego rozsądku kazały mi zmniejszyć kwotę zakładu z 5000 zł do 3000 zł. Zawsze to lepiej oddawać mniej o te 2000 zł w razie niepowodzenia… Zakład ostatecznie wygrałem i kwotę 3000 zł przeznaczyłem na zrobienie „prawka” oraz około dwutygodniowe z różnymi „elitami” moich znajomych „oblewanie” pracy magisterskiej zaliczonej na piątkę. A musisz wiedzieć, że uczenie się od zawsze było dla mnie czymś strasznym! Po prostu nic mi nie wchodziło do głowy… Moje zdolności przyswajania różnych treści pisanych były tak ograniczone, że musiałem się naprawdę bardzo dużo napracować, aby zdać jakikolwiek egzamin choćby na trójkę. Gdy byłem w podstawówce, Tato mnie często pocieszał, mówiąc: „Naucz się na pamięć, a zrozumienie z czasem przyjdzie”. Mawiał także: „Tylko jednostki prymitywne szybko się rozwijają”. Tak — tego mi było trzeba! Dzięki tym słowom otuchy rosłem sobie zdrowo w przeświadczeniu o własnej genialności, pomimo że uczyłem się raczej kiepsko. To były wspaniałe czasy, kiedy to z Tatusiem było nam jeszcze jak najbardziej po drodze w kwestii mentalnej. Obaj byliśmy przekonani, że uczyć się trzeba zawsze pilnie, bez względu na to, ile pracy by nas to kosztowało. Musisz jednak wiedzieć, że nie byłem typem „zdolnego lenia”. Kułem jak głupi, a i tak oceny przeważnie miałem słabe albo bardzo słabe. To, co tutaj piszę, może ci się wydać naprawdę dziwne, bo jak sam zapewne wiesz z autopsji, wszyscy twoi koledzy ze szkoły podstawowej i średniej „nigdy niczego się nie uczyli, a mieli potem same piątki…”. Mnie to osobiście w czasach szkolnych bardzo irytowało i nigdy nie ukrywałem swojego oburzenia, kiedy to po samej gębie faceta widziałem, że jest tępy jak but, a on sprzedawał mi kit, że niczego się nie uczył do sprawdzianu. Ot, taka typowo polska mentalność: wszyscy jesteśmy „zdrowi, piękni i bogaci”. Polska to taki cudowny kraj, w którym 95% ludzi ma rację, a 5% ludzi zarabia pieniądze. Cóż… Ja zawsze wolałem mieć swoje własne zdanie, choćby i najgłupsze, ale za to zarabiać pieniądze.

Wracając jednak do mojego pierwszego przypadkowego zauroczenia branżą MLM. Było to na drugim czy trzecim roku moich studiów i jakimś szczęśliwym trafem natknąłem się na „Online Business System”. Nie miałem pojęcia, co to oznacza, ale gość w ogłoszeniu pisał coś o dużych pieniądzach — ja, jak wiesz, od dziecka zdawałem sobie sprawę, że duże pieniądze są mi pisane! Tak więc napisałem do tego człowieka i w kilka dni później oficjalnie rozpocząłem współpracę z firmą Herbalife, która to wyłoniła się niebawem spod maski „OBS”. Na tamtym etapie życia zbyt głęboko siedziałem w popkulturze, a „pop” w ujęciu biznesowym to „robota na etacie”. Cała akcja z Herbalife potrwała może ze trzy tygodnie. Pamiętam, że studiowałem z wypiekami na twarzy wszystkie te pachnące nowością materiały, które przyszły w „paczce powitalnej”. Czytałem plan marketingowy i byłem niezwykle podekscytowany możliwością stania się częścią firmy, w której można zarabiać miliony! Niebawem obszedłem wszystkie swoje ciotki celem zebrania zamówień na „koktajle odchudzające”. Żadna z nich nic nie zamówiła, więc zleciłem jednej z rzeszowskich agencji reklamowych przygotowanie plakatów z jakąś grubszą babką w tle i napisem: „Ty też schudnij!” czy coś w tym stylu. Poza tym, że wydałem wtedy kilka stówek na te plakaty i porozwieszałem na kilkudziesięciu drzewach po całym Rzeszowie i w Łańcucie, to musiałem zapłacić karę. Nie pamiętam tylko, od kogo — straży miejskiej czy policji. Do tych „opiekunów porządku publicznego” wrócę jeszcze w następnych rozdziałach, pisząc o czasach, kiedy śpiewałem na ulicy. Pech chciał, że poza kilkoma potencjalnymi klientkami, które rzeczywiście były zainteresowane tematem, odebrałem jeden telefon od faceta, który także był zainteresowany tematem, tyle że wlepienia mi mandatu za zaśmiecanie przestrzeni publicznej. Pamiętam, że była wtedy paskudna jesień, gdzieś około 17 listopada, wiał mocny wiatr i padał śnieg z deszczem, a ja nie dość, że musiałem zapłacić karę, to jeszcze w ten listopadowy syf ganiałem po całym mieście, zdzierając z mokrej kory drzew resztki marzeń o lepszym życiu. Tak zaczął się mój pierwszy krótki romans z branżą MLM, który po przeszło 10 latach mojego życia przerodził się w dojrzałą miłość i dozgonne oddanie tej branży.

HALOOO, TU ZIEMIA!!!

Po pierwszej nieudanej próbie w biznesie MLM, kiedy to doszło do poważnej kłótni z moim Ojcem odnośnie samego faktu zaangażowania się przeze mnie w „takie coś”, musiałem teraz coś zrobić z całą paką pudełeczek z odżywkami w proszku. Mój sponsor z Czech nie chciał ze mną rozmawiać, Ojciec był na mnie wściekły, koledzy się ze mnie śmiali, że „zrobiłem biznes życia”, a ja po prostu wtopiłem ze dwa tysiące w te produkty i chciałem najzwyczajniej w świecie odzyskać moje pieniądze. Sponsor nie zgodził się odkupić towaru, ale na szczęście firma Herbalife zrobiła to za pół ceny. Zyskując cenne doświadczenie, wróciłem na ziemię, tj. oddałem się pilnemu studiowaniu na PRz.

Z dyplomem w dłoniach oraz z wrodzonym przeświadczeniem o własnej genialności ruszyłem ostro „na poszukiwanie pracy”. Pamiętaj, że były to czasy, kiedy młodzi ludzie w wieku 22–23 lat nie widzieli na oczy kwadrantu przepływu pieniędzy oraz nie znali autora książki Bogaty ojciec, biedny ojciec. W tamtym okresie mojego życia miałem już co prawda jeden epizod związany z branżą MLM, ale było to raczej krótkie i płytkie doświadczenie, aniżeli mój świadomy wybór. Byłem zaprogramowany przez popkulturę na szukanie pracy na etacie. Zresztą w latach mojej młodości nie było jeszcze „kryzysu” i umowa o pracę jako rodzaj umowy pomiędzy stronami była czymś zupełnie oczywistym. Każdy więc świeżo upieczony magister „atakował” największe korporacje w mieście, a co ambitniejsi zakładali własne firmy.

Mógłbyś pomyśleć, że trafić lepiej nie mogłem, bo już po kilku miesiącach intensywnego poszukiwania pracy zdobyłem posadę w jednej z największych firm na Podkarpaciu — DUŻA KORPORACJA.

Szaleństwo! Ja, zwykły śmiertelnik, jakaś tam