Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Europejska wojna domowa

Europejska wojna domowa

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-65853-27-1

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Europejska wojna domowa

Prawicowy populizm dzieli narody Europy. Wielka Brytania, Austria, Holandia, Polska, Węgry i Francja to społeczeństwa głęboko rozdarte. Naprzeciw siebie stoją zwolennicy i przeciwnicy partii populistycznych: po jednej stronie europejscy „tożsamościowcy”, pragnący Europę odizolować, zachowując jej staroświecki ład państw narodowych, a po drugiej liberalne, postępowe społeczeństwo obywatelskie, chcące zorganizować Europę w sposób zdecentralizowany, socjalny i parlamentarny.

Jednak zdaniem niemieckiej politolożki, Ulrike Guérot, to proces konieczny i przydatny. Bo „Europejska wojna domowa” otwiera tak naprawdę drogę ku nowej Europie, w której postawy polityczne stają się ważniejsze od przynależność narodowej.

W całej Europie zwolennicy otwartego na świat społeczeństwa obywatelskiego to większość. Tyle że nie połączyli się jeszcze w ruch polityczny. Gdy to nastąpi, rozwieje się widmo renacjonalizacji i populizmu, otwierając drogę ku nowoczesnej, wolnościowej Europie poza państwami narodowymi.

Polecane książki

Pracuję na nocną zmianę w pięciogwiazdkowym hotelu w centrum Los Angeles, często więc natykam się na różnych dziwaków. Nic jednak nie mogło mnie przygotować na noc, kiedy poznałam Pioruna. Uratował mi życie. Teraz jest moim superbohaterem – ogierem, któremu mam ochotę p...
  Magda Umer poznała Zuzię Łapicką w 1977 roku. Zbliżyła je emigracja w Paryżu, kiedy Zuzia i jej mąż Daniel Olbrychski stali się dla Umer „rodziną zastępczą“.„Przeżyłyśmy kawał życia“, mówi Magda Umer we wzruszającej rozmowie z Marcinem Zaborskim....
    Czy wiesz, że kultura rządzi naszymi przekonaniami?   Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek kim tak naprawdę jesteś i dlaczego myślisz tak jak myślisz? Czy brałeś przy tym pod uwagę wpływ kultury? Może nie jesteś tego świadomy, ale prawie wszystkie Twoje przekonania pochodzą z otaczającego Cię św...
Brian Darby leży martwy na kuchennej podłodze. Jego żona, funkcjonariuszka policji stanowej, Tessa Leoni, twierdzi, że zastrzeliła go w obronie własnej, a sińce na jej ciele przemawiają za tym, że mówi prawdę. Dla doświadczonej detektyw D.D. Warren powinna to być banalna sprawa. Tylko gdzie się podz...
Pojawiające się w ciągu kilku ostatnich lat liczne nieprawidłowości w funkcjonowaniu podmiotów gospodarczych świadczą o nieefektywnym sprawowaniu nadzoru korporacyjnego. W gospodarce rynkowej występuje wiele mechanizmów umożliwiających kontrolę działalności spółki. Kontrolę zewnętrzną sprawują n...
Wszystko sprzysięgło się przeciwko Werce, ale ona łatwo nie da za wygraną! W końcu jest twardą zawodniczką… Werka jest zazdrosna, gdyż jej ukochana niania Ania każdą wolną chwilę poświęca Bo. Werka musi się go pozbyć, by  odzyskać miejsce u boku Ani. Na domiar złego  najlepsza przyjaciółka Werk...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Ulrike Guerot

Elmarowi Koenenowi

Sensem polityki jest wolność.

HANNAH ARENDT

Najpierw

Jedni mówią o kulturkampfie, inni o wojnie domowej. W każdym razie Europa jest rozjątrzona, a europejskie społeczeństwa są głęboko podzielone. Naprzeciw siebie stoją z jednej strony tak zwani tożsamościowcy – Marine Le Pen, Geert Wilders, Norbert Hofer czy Frauke Petry – którzy swą wizją miejsca kobiet w społeczeństwie, islamofobią czy odrzucaniem homoseksualizmu głoszą reakcyjną wizję świata i dążą do zniesienia obecnego ładu europejskiego; a po drugiej stronie znajdują się nastawione na europejskie wartości społeczeństwo obywatelskie, zaalarmowana młodzież czy też zatroskani obywatele broniący europejskiego oświecenia jako dziedzictwa Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Nie jest to spór między narodami, lecz od dawna już paneuropejski front polityczno-ideologiczny.

W niniejszym eseju proces ten nazywam nową europejską wojną domową. Aby nie było nieporozumień: bynajmniej nie chodzi tu o takie stany wojny domowej jak w Syrii czy na Ukrainie. W Europie jeszcze – w dużej mierze – panuje spokój. Niemniej jesteśmy świadkami niebywałej eskalacji zbrojeń werbalnych. Marine Le Pen, szef Wolnościowej Partii Austrii (Freiheitliche Partei Österreichs; FPÖ), Heinz-Christian Strache czy czołowi awanturnicy niemieckiej Alternatywy dla Niemiec (Alternative für Deutschland; AfD), Björn Höcke i André Poggenburg, już od dawna posługują się wyrażeniem „wojna domowa”. I powinniśmy potraktować to poważnie, albowiem przyjmując credo zawodowych optymistów, że wszystko znów się jakoś ułoży, niczego nie da się osiągnąć – nawet jeśli chwilowo wydaje się, że prawicowo-populistyczny impet traci siłę rozpędu, ponieważ wiosną 2017 roku w wyniku najróżniejszych politycznych inicjatyw i przesunięć obrona Europy znowu zyskała na sile.

W tej europejskiej wojnie domowej stają naprzeciwko siebie przegrani globalizacji i jej beneficjenci, ośrodki wielkomiejskie i regiony wiejskie, młodzi i starzy, biedni i bogaci, tożsamościowcy i kosmopolici. Narasta wręcz przedrewolucyjny nastrój, który nie ma już nic wspólnego z klasycznym politycznym schematem podziału na prawicę i lewicę, wpisuje się natomiast w paradygmat wojny domowej, a mianowicie: rządzeni przeciwko rządzącym czy „lud” przeciwko elicie. Innymi słowy, europejskie państwa narodowe jako ciała polityczne zaczynają się rozpadać.

Ten moment największego od czasu utworzenia UE kryzysu europejskiego mógłby stać się godziną narodzin nowej Europy, w której europejskie państwa narodowe stopiłyby się w rzeczywistą jedność polityczną, ponieważ obywatele Europy na nowo ustanowiliby tę polityczną jedność niezależnie od brukselskich instytucji. Wojny domowe często poprzedzały wielkie procesy zjednoczeniowe: tak było w Ameryce w 1865 roku czy w Szwajcarii w 1847 roku. W Europie ten proces może przebiegać pokojowo, jeśli teraz zamiast się go wypierać czy nad nim ubolewać, zaczniemy go kształtować. W roku 1989 przekonaliśmy się, że Europa  p o t r a f i  pokojowo kształtować swe przełomy.

Zatem jeśli trafnie interpretujemy tę „czarną godzinę” Europy, która właśnie wybiła, ten moment gnicia europejskich państw narodowych, rozumiany jako przechodzenie z jednego stanu skupienia w inny, to być może prawicowi populiści wykonują za nas wielkie zadanie, bo wprawdzie twierdzą, że jednoczą państwo narodowe, ale de facto je dzielą i rozbijają. I być może to właśnie umożliwi usunięcie z mapy Europy w dużej mierze pustej skorupy państw narodowych, pozbawionych już rzeczywistej suwerenności. I dobrze, ponieważ one muszą zniknąć! Aż chciałoby się parsknąć śmiechem dlatego, że europejski prawicowy populizm, będący reakcją na neoliberalną hiperwentylację i złą konstrukcję euro, być może teraz potwierdzi słuszność prognozy Engelsa, że kapitalizm prowadzi do „obumierania państwa”.

Niechże więc populiści nadal prowadzą swoje prace wyburzeniowe. W demokratycznej Europie, w której obywatele rzeczywiście są suwerenem systemu politycznego, nie ma miejsca na państwa narodowe. Bez zdecydowanego odrzucenia państwa narodowego jako rzekomego nośnika suwerenności niepodobna sobie wyobrazić Europy. Właśnie teraz musimy to sobie uświadomić!

Zamiast zatem kulić się ze strachu niczym króliki przed wężem prawicowego populizmu, obywatele Europy sami powinni wziąć berło do ręki i wykorzystać rozbijanie narodów przez populistów. Powinni zainicjować proces emancypacji, który oprze zjednoczoną Europę na zasadzie powszechnej politycznej równości wszystkich obywateli, a wolność i równość znajdą się w nowej wzajemnej relacji. Ten proces „przedwiośnia Europy”1 nazywamroad map, mapą drogową dla wszystkich głęboko zaniepokojonych dotychczasowym rozwojem sytuacji. Mottem tego politycznego nowego tworzenia Europy musi być: jeden rynek – jedna waluta –  j e d n a  demokracja! Tylko taki proces będzie w stanie położyć kres europejskiej wojnie domowej i usunąć zło prawicowego populizmu zagnieżdżone w państwie narodowym. Główna teza tej książki głosi, że ta właśnie droga ma w przestrzeni europejskiej poparcie znaczącej większości – ale  t y l k o  w europejskiej przestrzeni: dlatego polityczne pole w Europie powinno być zrestrukturyzowane! Oby ten polemiczny esej przyczynił się do wreszcie  w ł a ś c i w e j  dyskusji o Europie.

CZĘŚĆ IEuropejski kryzys i jego przyczynyEuropa w stanie „zimnego pokoju”

Wieczny pokój na naszym kontynencie, Europa nie ma alternatyw – to stwierdzenie po prostu jest już nie do utrzymania.

FRANK-WALTER STEINMEIER

W Europie nie ma zgody. Ten kontynent jest w stanie „zimnego pokoju” – ten sam, na którym wojna między państwami członkowskimi UE wydaje się niemożliwa, a i zimna wojna na dłuższy czas została zatrzymana. Trudno się oprzeć wrażeniu, że Europa stała się łatwą zdobyczą albo dla Putina, albo dla terroru ISIS. Rozbijają ją wpływy zewnętrzne – poczynając od Turcji, przez Ukrainę, aż po wojnę w Syrii – którym niemal niczego nie może przeciwstawić, a zwłaszcza jednego: jedności. Europa przegrywa przede wszystkim przez siebie samą!

Hasło „nigdy więcej wojny”, nieustannie przywoływane zarówno przez europejskich ojców-założycieli, jak i współczesnych polityków, brzmi pusto w obliczu „zimnego pokoju” w samej Europie, jak i niezgody ze światem zewnętrznym. Europejska opowieść o pokoju stała się krucha w dwójnasób. To skrajnie błędne zarządzanie kryzysem euro, a potem kryzys uchodźczy doprowadziły do tego politycznego rozszczepienia oraz społecznych, gospodarczych i kulturowych waśni w Europie, przez które teraz całemu projektowi, jakim jest UE, grozi upadek, i które teraz mogą stać się bodźcem do wojny domowej. Europa jest głęboko podzielona na Północ i Południe, Wschód i Zachód. Ale to nie wszystko. Społeczności narodowe też są rozwarstwione – i to rozwarstwienie sprawia, że państwa narodowe są zupełnie niezdolne do tego, by działać w duchu europejskim.

To nie poszczególne zjawiska budzą strach, lecz nagromadzenie przejawów wszystkich kryzysów daje przedsmak europejskiej wojny domowej: bezrobocie, indywidualizm, upadek tradycyjnych wyznań, zmiany demograficzne, fundamentalizm, terror, migracje i uchodźcy, zubożenie, drastyczne obniżenie poziomu edukacji, przestępczość, polaryzacja między biednymi i bogatymi. Ponadto wszędzie w Europie dochodzi do konfrontacji między „elitą”, oligarchiczną kastą polityków, oraz niezadowolonymi populistami, twierdzącymi, że to oni są „ludem”. Zarysowująca się europejska wojna domowa jest de facto transnarodową walką o dystrybucję dóbr  o r a z  kulturkampfem – walką o kulturę. Ani jednego, ani drugiego niepodobna rozstrzygnąć na płaszczyźnie narodowej, a UE nie dysponuje narzędziami pozwalającymi rozwiązać te konflikty i właśnie dlatego upada – przy okazji wciągając w przepaść europejskie demokracje.

Gazety straszą widmem „weimaryzacji Europy”. Na francuskich bankietach szepcze się o guerre civile, a wymownym jej znakiem było zgrupowanie pojazdów opancerzonych na paryskim placu Republiki wiosną 2016 roku w czasie akcji Nuit debout [noc na stojąco]. Na ulicach Brukseli widać patrole wojskowe, w Niemczech toczy się dyskusja nad wykorzystywaniem Bundeswehry w akcjach w obrębie kraju. We Francji obowiązuje nieustanny stan wyjątkowy i na Gare du Nord jest więcej funkcjonariuszy policji niż na lotnisku w Bogocie. Ciągłe odwoływanie się do społeczeństwa obywatelskiego nie może zwieść co do tego, że od dawna po cichu dokonuje się militaryzacja europejskich społeczeństw. Pod pretekstem dyskursu opartego na strachu i potrzebie bezpieczeństwa państwowa inwigilacja rozwija się w najlepsze.

Już w latach 90., gdy obecny kryzys Europy nawet w najgorszych koszmarach wydawał się nie do pomyślenia, Hans Magnus Enzensberger pisał, że „molekularna wojna domowa rozpoczyna się całkiem niepozornie, bez jakiejkolwiek mobilizacji”. Ale teraz już ma miejsce, a wraz z nią występuje nowy stan skupienia polityczności, w którym wszystko wydaje się rozpływać – prawo, bezpieczeństwo, ład, niezależność interpretacji, prawdy, a niebawem być może także pokój, wolność, demokracja, krótko mówiąc: wszystko to, za co tak lubimy Europę. Świat wczorajszy Stefana Zweiga znów jest bestsellerem.

Leopold von Ranke uważał, że każda epoka ma swój własny stosunek do Boga. W tym rozumieniu europejska historia lat 1914–1945 jest niepowtarzalna. Niczego, co wtedy się wydarzyło, nie można na serio porównać z dzisiejszą sytuacją w UE – ani struktury społecznej, ani gospodarczej czy politycznej, inny jest także kontekst historyczny czy globalny. A jednak występują paralele do pierwszej połowy XX stulecia: gwałtowny postęp technologiczny – tym, czym dzisiaj są Internet i robotyzacja, wtedy były maszty telegraficzne i samoloty – oraz coraz większa liczba przegranych w wyniku modernizacji – wtedy były to masy robotników rolnych oraz rzemieślników wypieranych przez przemysł, a dzisiaj są to niewykwalifikowani, niepewni swej sytuacji pracownicy, zwani prekariuszami. I wreszcie, jak by nie było, „kryzys męskości”: tym, czym wtedy była pierwsza faza rozbijania patriarchatu w wyniku przyznania praw wyborczych kobietom, dziś jest żądanie wprowadzenia czterdziestoprocentowego parytetu dla kobiet w zarządach. Bycie „mężczyzną” jest po „wykształceniu” drugim najważniejszym czynnikiem wyróżniającym osoby oddające głos na prawicowych populistów. Już w latach 70. Klaus Theweleit wyraźnie pisał w swym bestsellerze Męskie fantazje, że nacjonalizm, militaryzm i faszyzm były także reakcją na pierwszy ruch wyzwolenia kobiet. Również i dziś, zwłaszcza w odniesieniu do młodych mężczyzn, chodzi znowu o bezpieczeństwo i wycofanie się do narodu w powiązaniu z tęsknotą za silną władzą. Według niektórych badań w Europie, łącznie z niemieckimi, rośnie liczba tych, którzy demokracji nie uważają już za najlepszy system rządów. Jeśli przyszłość zależy od tego, czego chce dorastająca część młodzieży, to europejskie perspektywy demokracji nie wyglądają najlepiej.

Nie lepiej mają się też relacje zewnętrzne: słowo „wojna” znów stało się dopuszczalne i weszło do oficjalnych przemówień. Niedawno w „Times Magazine” można było przeczytać słowa Michaiła Gorbaczowa: „Wygląda na to, że świat szykuje się do wojny”, a Europa ma w tym swój udział. Błyskawicznie zwiększa się liczba etatów w armiach, znów zabiega się o rekrutów, rozwieszając plakaty i rozsyłając ulotki reklamowe. Coraz wyraźniej dociera do świadomości opinii publicznej, że najdłuższy okres pokoju w Europie trwał kosztem stron trzecich. Korzenie dzisiejszych kryzysów sięgają okresu kolonialnego oraz postkolonialnych interwencji Europejczyków lub Zachodu w ogóle. Dzisiejsza Europa mierzy się z długofalowymi skutkami nieudanej modernizacji, zwłaszcza świata arabskiego, której przyczyny sięgają XIX i XX stulecia. W zależności od tego, jak liczyć, w ciągu ostatnich sześćdziesięciu lat w innych regionach świata miało miejsce aż do dwustu osiemdziesięciu sześciu wojen i konfliktów zbrojnych. Unia Europejska, która chętnie postrzega siebie jako siłę pokojową i czuje się zobowiązana do prowadzenia polityki zagranicznej opartej na wartościach, niektórymi swoimi działaniami – począwszy od polityki agrarnej po politykę handlową i surowcową – sprowokowała konflikty w innych częściach świata, między innymi na Bliskim Wschodzie, który – przy współodpowiedzialności Europy – jest bliski eksplozji. To się teraz mści. To, co pod amerykańskim przywództwem zaczęło się tam przed ponad piętnastoma laty jako democracy promotion, bynajmniej nie stworzyło demokracji, lecz stanowiło asumpt do wybuchu, który może unicestwić także naszą własną demokrację. Rezultatem są kryzys uchodźczy i terror, dzielące narody europejskie i stające się wodą na młyn prawicowych populistów. Terror, obok fanatyzmu religijnego, jest także odpowiedzią na strukturalną przemoc Zachodu.

Coraz