Frigiel i Fluffy. Powrót Smoka Kresu
- Wydawca:
- Wydawnictwo RM
- Kategoria:
- Dla dzieci i młodzieży
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-8151-262-6
- Rok wydania:
- 2019
- Słowa kluczowe:
- chłopcu
- czarna
- fluffy
- frigiel
- ifluffy
- kresu
- książka
- nieoczekiwanej
- ogromny
- powrót
- przed
- przedmiotów
- smoka
- mobi
- kindle
- azw3
- epub
Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).
Kilka słów o książce pt. “Frigiel i Fluffy. Powrót Smoka Kresu”
Powrót Smoka Kresu to pierwszy tom bestsellerowej serii Frigiel i Fluffy, której akcja toczy się w uniwersum Minecrafta.
To książka, w której młodzi czytelnicy odkryją ekscytujący świat przygód, fantastyki i minecrafta.
W wiosce Lanniel święto trwa w najlepsze, gdy nagle nad dachami domów zjawia się ogromny czarny smok. Ernald, dziadek Frigiela, postanawia stanąć do walki z potworem. Tuż przed tym powierza chłopcu tajemniczą czarną skrzynię, każąc chłopakowi obiecać, że zaniesie ją jego przyjacielowi Valmarowi do miasta Puaba. Frigiel wpada w wir nieoczekiwanej przygody – wyrusza w drogę, nie mając pojęcia, że niesie ze sobą jeden z najbardziej poszukiwanych przedmiotów na świecie, którego pożąda straszny mag Askar. Ten zaś zbiegł niedawno z więzienia w Odległych Lądach…
Polecane książki
Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Frigiel i Nicolas Digard
Frigiel i Fluffy Powrót Smoka Kresu
Frigiel, Nicolas DigardIlustracje: Thomas FrickTłumaczenie: Magdalena Łachacz
Published in the French language originally under the title: Frigiel et Fluffy: Le retour de l’Ender Dragon – volume 1
© 2016, Slalom, an imprint of Édi8, Paris, France.
«Minecraft» is a Notch Development AB registered trademark.
This book is a work of fiction and not an official Minecraft product, nor an approved by or associated to Mojang. The other names, characters, places and plots are either imagined by the author, either used fictitiously.
© for the Polish edition: Wydawnictwo RM, 2019
All rights reserved.
Wydawnictwo RM 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25 rm@rm.com.pl; www.rm.com.pl
ISBN 978-83-8151-125-4 ISBN 978-83-8151-262-6 (ePub) ISBN 978-83-8151-263-3 (mobi)
Redaktor prowadząca: Aleksandra ŻdanRedakcja: Marta KruszyńskaKorekta: Agata StyczeńOpracowanie graficzne okładki wg oryginału: Maciej JędrzejecEdytor wersji elektronicznej: Tomasz ZajbtOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikcja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec
Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy.
Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli.
Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.
W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: rm@rm.com.pl
Spis treści
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Osoby
Frigiel – wnuk Ernalda, ma piętnaście lat. Nigdy nie poznał swoich rodziców i nie wie, co się z nimi stało.
Fluffy – pies Frigiela.
Ernald – dziadek Frigiela, ma sześćdziesiąt pięć lat. Człowiek o zagadkowej przeszłości, który zdecydowanie za często wyjeżdża z wioski.
Abel Swale – ma osiemnaście lat. Syn Deryna Swale’a, śmiałka spod Heikan, pułkownika i bohatera armii króla Lludda Lawa.
Valmar Paulsen – przyjaciel Ernalda, mieszkaniec Puaby.
Alice Pembroke – złodziejka gildii złodziei z Puaby, ma szesnaście lat.
Tangor – przywódca gildii złodziei z Puaby.
Lludd Law – legendarny wojownik, który został królem świata.
Askar Raug – potężny mag i brat bliźniak Lludda Lawa.
Nergal – generał Lludda Lawa, kapitan Gwardzistów Światła.
Valdis – legendarna królowa, która sprawowała rządy przed Lluddem Lawem.
Oriel – odkrywczyni magii oraz nauczycielka Valdis.
Rozdział 1
Wioska była w pełni przygotowana do świętowania – wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jeden mało znaczący incydent. Wejścia do domów przystrojono już latarniami z dyni, herbowe sztandary dobrego króla Lludda Lawa zawieszono zaś na gałęziach świerków, które rozrzucone były po Lanniel równie gęsto, co strażnicy. Wspaniały zapach dyniowej tarty unosił się wśród pni drzew i przyprawiał o zawrót głowy nawet ryby z turkusowego jeziora położonego pośrodku wioski. Nie, poważnie, wszystko byłoby gotowe na uroczystość z okazji osiemdziesiątych urodzin króla, gdyby nie ta drobnostka. Drobnostka ważąca sto pięćdziesiąt kilogramów, z ogromnymi piórami oraz maleńkim mózgiem, zadająca Frigielowi ciosy dziobem, gdy on usiłował zaciągnąć ją z powrotem do zagrody. Chłopak robił, co mógł, by nie skrzywdzić strusia, kiedy drewniany kij spadł na głowę ptaka, zadając mu śmiertelny cios.
– Nie trać czasu – odezwała się do niego stara Hermeline, wskazując kciukiem w kierunku wioski. – To dopiero początek.
Frigiel z niepokojem zerknął na główny plac. Miejsce było wręcz zalewane przez ptactwo, które biegało we wszystkie strony. W powszechnej panice nie wiadomo było już, kto – osadnicy czy strusie – kogo gonił. Ptaki rozbebeszały latarnie z dyni, rozdziobywały tarty. Apokalipsa. Frigiel westchnął:
– I wciąż, jak sądzę, żadnego znaku od mojego dziadka?
– Nie, jeszcze nie wrócił, ale nie przejmuj się, Ernald nigdy nie przegapił urodzin króla! Możesz mu zaufać.
– Zaufać mu? – odburknął Frigiel.
Na tym właśnie polegał problem – na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy jego zaufanie zostało wystawione na próbę. Chłopak już jako dziecko przyzwyczaił się do nieustannych nieobecności dziadka. Tym razem jednak Ernald przekraczał wszelkie granice. Minął już tydzień, odkąd wyjechał, a jego hodowla strusi stała się nie do opanowania. Ptaki miały zamiar zepsuć jedyny naprawdę fajny moment w roku.
Kiedy Frigiel miał już stracić panowanie nad sobą i rzucić najdłuższą wiązankę wszech czasów, niespodziewany widok przeistoczył jego złość w śmiech. Pośrodku całej tej katastrofy znajdował się szczęśliwy osobnik: pies Fluffy, jego jedyny prawdziwy przyjaciel w wiosce, gdzie mieszkało niewiele dzieci w wieku Frigiela. Pies z wywieszonym językiem biegał zygzakiem to w prawo, to w lewo, i radośnie szczekał, wyraźnie ożywiony ptasim rozgardiaszem. Widząc to, Frigiel ponownie zebrał się w sobie, pochwycił swój drewniany miecz, po czym dołączył do polowania na strusie.
Po upływie kilku godzin plac wrócił do stanu przypominającego porządek. Ogromne ptasie udźce smażyły się nad ogniem, a śmiech wznosił się wyżej, niż sięgały drzewa. Zniszczone latarnie z dyni zastąpiono pochodniami. Co więcej, jak co roku Ernald przybył dokładnie w momencie rozpoczęcia uroczystości. Długo tulił w ramionach swego wnuka, a ten, zatroskany, postanowił nie psuć ich ponownego spotkania. Wzięli upieczony udziec ze strusia i usiedli obok siebie nad małym jeziorem, z Fluffym u stóp.
Kiedy przyglądali się, jak lalkarz Ronny rozstawia bloki swojego teatru, Frigiel żałował swojego popołudniowego napadu złości. Ernald dotrzymał słowa. Wrócił i, koniec końców, jego strusie były przepyszne.
Ronny zajął miejsce na molo z desek, które wychodziło w głąb jeziora. Na trzech blokach, które wyznaczały granice jego teatru lalek, umieścił pochodnie. By napisać nową sztukę, zainspirował się, jak to miał w zwyczaju, plotkami, które krążyły po kraju. Wilk skarżył się pewnej wiedźmie na nadzwyczajny i nagły wzrost obecności zombie w lesie Ardan. Utrzymywał, że to sprawka strasznego maga Askara Rauga, który chciał za sprawą zombie zwrócić na siebie uwagę. Wiedźma odpowiadała zaś wilkowi, że chodziło o spisek króla Lludda Lawa mający na celu podwyższenie królewskich podatków. Wszyscy osadnicy wybuchnęli śmiechem. Wszyscy oprócz starej Hermeline, która podniosła się z trudem, czerwona z wściekłości.
– Zabraniam ci obrażać króla! – wykrzyknęła.
Na krótko wśród publiczności wokół Frigiela i Ernalda nastała cisza, która niemal od razu przerodziła się w wybuch śmiechu. Hermeline co roku przerywała spektakl Ronny’ego, a ich kłótnie stanowiły już część święta. Lalkarz zrobił urażoną minę (wszyscy jednak wiedzieli, że pisał sztuki specjalnie po to, by rozdrażnić starą kobietę):
– Ja nikogo nie obrażam, Hermeline. Podkreślam tylko, że Lludd Law i Askar Raug byli braćmi. Nikt by nie pomyślał, że pokłócą się o koronę po tym, jak odnieśli zwycięstwo nad Smokiem Kresu[1]! Byli nierozłączni! Król Lludd nie jest wcale taki święty, jak każą nam wierzyć, jeśli chcesz znać moje zdanie.
– A niby skąd to wiesz?
– Lludd i Askar byli bliźniakami. Nie atakuje się swojego brata bliźniaka bez powodu, prawda?
Słysząc to, kobieta wydała jedno z tych swoich westchnień, które kazały spodziewać się najgorszej repliki.
– Ja to bym wolała przytulić creepera[2], niż zakładać się o coś takiego! Są tacy, co to zdradzają własną rodzinę za o wiele mniej niż koronę! Za garść uśmiechów i obłudną miłość publiczności, jeśli wiesz, co chcę przez to powiedzieć!
Raz jeszcze śmiechy rozległy się w najlepsze. Nie dlatego, że przytulenie creepera było złym pomysłem, ale dlatego, że wszyscy mieszkańcy wiedzieli, iż Hermeline i Ronny byli kiedyś małżeństwem – ich rozstanie przez lata wywoływało poruszenie w wiosce.
– Starucha ma rację! – wykrzyknął jakiś niski głos. – Nie obraża się bezkarnie króla.
Śmiech zamarł natychmiast. Zebranym przeszedł dreszcz po plecach. Wszystkie głowy zwróciły się w stronę żwirowej ścieżki, która przecinała wzgórze i wiodła z lasu Ardan do wioski. Frigiel zauważył czterech nieznajomych mężczyzn, którzy wyłaniali się właśnie spomiędzy domów, jadąc na okazałych czarnych koniach. Fluffy, który leżał obok niego, podniósł się i zaczął warczeć. Chłopak nigdy wcześniej nie słyszał, by jego towarzysz był tak agresywny.
Czterech mężczyzn nie musiało się przedstawiać. Wszyscy doskonale wiedzieli, kim oni byli, nawet jeśli nigdy wcześniej nie zapuścili się aż do Lanniel. Za przedstawienie wystarczyły ich białe płaszcze ozdobione srebrnym płomieniem. Odkąd Lludd Law został królem i uwięził swego brata Askara Rauga w Odległych Lądach[3], wiele o nich słyszano. Lludd zakazał czarów i powołał Gwardzistów Światła, aby pilnowali, czy ludzie przestrzegają prawa. W królestwie sądzono jednak, że srebrny płomień na ich płaszczach (który miał przedstawiać światło księżyca rozpraszające ciemności) przypominał bardziej rybika cukrowego. Ich zachowanie zresztą też. Podobnie bowiem jak ten szarawy owad, który ukrywa się w kamiennych blokach i wyskakuje na was akurat wtedy, kiedy próbujecie zebrać jakiekolwiek materiały do budowy domu, tak Gwardziści Światła z uporem maniaka pojawiają się i rujnują wszystkie te proste chwile w życiu, podczas których zapomina się o kłopotach. Dlatego też w królestwie nazywano ich rybikami.
Frigiel zauważył, jak najwyższy z nich stawia stopę na pierwszych blokach desek, które unosiły się na wodach jeziora. Ruszył w kierunku Ronny’ego krokiem, który nie zapowiadał niczego dobrego. Pozostali trzej ustawili tymczasem konie w taki sposób, by odciąć dojście do mola. Frigiel poczuł ucisk w gardle. Dopadło go to nieprzyjemne uczucie, którego doświadczał często w snach, gdy stawały się one, bez wyraźnego powodu, równie niepokojące, co koszmary. Rzucił okiem na Ernalda, by się uspokoić, ale dziadek wstał, jego zarośnięta białą brodą twarz nie zdradzała zaś żadnych emocji. W obliczu oszołomionego tłumu przywódca rybików położył rękę na ramieniu lalkarza.
– Imię?
– Ronny.
– Ronny, wiesz, że prawo ustanowione przez naszego umiłowanego króla Lludda Lawa zabrania uprawiania magii. My zaś zostaliśmy powiadomieni, że w tej wiosce ma miejsce potajemna działalność magiczna.
Po jeziorze i okolicy przetoczył się pomruk zaskoczenia. Stojący w pobliżu Frigiela osadnicy wymieniali spojrzenia, uśmiechając się szyderczo. Naprawdę trzeba było mieć o jeden bloczek za mało w głowie, żeby sądzić, że ukrywa się wśród nich jakiś czarodziej. Po objęciu tronu Lludd Law wygnał magów, co położyło kres tej dziedzinie wiedzy uznanej za sprzeczną z naturą.
Rybik ciągnął dalej:
– Aresztuję cię za nielegalne uprawianie magii, o czym świadczą twoje słowa, które obrażają Jego Królewską Mość.
Tym razem wioska nie miała nawet czasu dać wyraz swojemu zdziwieniu.
– A niech cię płomyk[4] świśnie! To żaden mag, to lalkarz!
Hermeline ruszyła ku koniom, które były trzy razy większe od niej samej. Spróbowała je odepchnąć swoimi wątłymi rękoma, żeby przyjść z pomocą byłemu mężowi. Jeszcze nigdy Frigiel nie widział, by stara kobieta była do tego stopnia rozjuszona.
– Zostawcie go w spokoju! – wrzeszczała. – Naprawdę nie macie nic lepszego do roboty niż nachodzenie biednych ludzi? Przypominam, że dziś są urodziny waszego króla!
Na to rybik, niski mężczyzna o wytatuowanej twarzy, który stał najbliżej Hermeline, spiął konia w taki sposób, że potrącił on staruchę. Ta zaś, krzycząc wniebogłosy, runęła na kant żwirowego bloku.
Tego, co nastąpiło potem, Frigiel nie mógłby sobie wcześniej wyobrazić.
[1] Spisz testament. Wyobraź sobie swój najgorszy koszmar, pomnóż go razy dziesięć, umieść w Kresie – wyspie unoszącej się w pustce – a następnie dodaj do tego dwa czarne skrzydła, smrodliwy oddech oraz zdolność plucia kulami ognia. W ramach ostatnich poprawek podejmij decyzję, że jego rany będą leczyć się same. Brawo, właśnie stoisz przed Smokiem Kresu. Pogratuluj sobie teraz, że testament spisałeś na samym początku tego akapitu. (Encyklopedia Wiedzy Ogólnej Morgona Erudyty, s. 1087).
[2] Creeper jest przygnębiającym stworem. Jest bardzo brzydki, co więcej – wie o tym. Przypomina szparaga ze smutną twarzą, który porusza się na czterech śmiesznych nogach i nie ma rąk. Creeper zresztą ich nie potrzebuje, ponieważ nigdy nie uściśnie ci ręki. Tak bardzo boi się, że ludzie oceniają go po wyglądzie, że wybucha (ze wstydu?), gdy tylko ktoś się do niego zbliży, „zabierając” ze sobą poszukiwaczy przygód, którzy mają przecież najlepsze intencje. (Encyklopedia Wiedzy Ogólnej Morgona Erudyty, s. 572).
[3] Odległe Lądy to nazwa wymyślona przez jakiegoś leniwego geografa. Wskazuje ona na wszystko, co znajduje się za Północnymi Górami – są to terytoria tak odległe, że nikt ich jeszcze nie zbadał. (Encyklopedia Wiedzy Ogólnej Morgona Erudyty, s. 2702).
[4] Płomyk z wyglądu przypomina pająka, choć jest o wiele grubszy. Co więcej, płomyk zaczyna płonąć, gdy wytrąci się go z równowagi. Pluje także kulami ognia, od których może zająć się twój dom, od piwnicy aż po strych, w czasie krótszym niż ten, który potrzebny jest, by o tym powiedzieć. Ach, jeszcze jedna rzecz – płomyk potrafi latać. Krótko mówiąc, nie ma nic wspólnego z pająkiem. Na szczęście płomyki spotyka się wyłącznie w Netherze (Encyklopedia Wiedzy Ogólnej Morgona Erudyty, s. 8).
Rozdział 2
Ernald tak szybko zajął miejsce pomiędzy Hermeline a rybikiem, że chłopak mógłby przysiąc, że jego dziadek się teleportował. Frigiel rzucił okiem na swojego psa. Fluffy ciągle warczał, ale nie na czterech Gwardzistów Światła. Marszczył pysk, zwrócony w stronę szkarłatniejącego bloku słońca, które znikało już za pniami wielkich dębów lasu Ardan. Wyglądało to, jakby obawiał się jakiegoś niebezpieczeństwa, które miało nadejść niebawem. Niebezpieczeństwa jeszcze bardziej bezlitosnego, które czaiło się w ciemnościach po to, by zwalić się na nich i zmienić bieg historii.
Tymczasem jednak osadnicy nabierali przekonania, że uczestniczą w najbardziej niewiarygodnym wieczorze swojego życia – Ernald był starszym mężczyzną znanym przede wszystkim ze swych powtarzających się podróży i wielce dyskusyjnych ogrodniczych doświadczeń. Przed katastrofalną hodowlą strusi próbował z równie opłakanym skutkiem hodować wielkie grzyby oraz złote marchewki. Otóż ten właśnie Ernald – dziwak, poczciwy i nieszkodliwy człowiek – chwilę temu wysadził rybika z siodła jednym ruchem ręki, do tego tak szybkim, że nikt nie nadążył za nim wzrokiem. Teraz zaś spokojnie pomagał podnieść się Hermeline, podczas gdy Gwardzista Światła zwijał się z bólu.
Przywódca rybików zostawił starego lalkarza i ruszył w stronę Ernalda, masując sobie szyję tak, że słychać było trzaskające w niej kości.
– Ty to masz szczęście, Ronny! Właśnie dorobiłeś się nowego kolegi z więzienia!
– Wracaj tam, skąd przyszedłeś – odpowiedział na to dziadek Frigiela głosem, w którym pobrzmiewał spokój tak przerażający, że nawet chłopak zadrżał. – On nie jest magiem i nikt tutaj nie uprawia czarów. Jesteś równie źle poinformowany, co wychowany.
Zirytowany gwardzista wyciągnął z pochwy wielki diamentowy miecz ze złotą gałką, która zwyczajowo zdobiła królewską broń. W ślad za nim poszło dwóch jego pomocników. Choć nieuzbrojony, Ernald ani drgnął. Postawił tylko stopę na karku żołnierza, który wciąż chlipał z twarzą przy ziemi, po czym dał znak Ronny’emu, by ten ustawił się za nim.
– Frigiel – odezwał się głosem nieznoszącym sprzeciwu – pomóż Ronny’emu i Hermeline odejść na bok.
Frigiel spełnił jego rozkaz, niewiele rozumiejąc z tego, co działo się na jego oczach. W chwili, gdy podawał rękę dwojgu staruszkom, Ernald rzucił:
– Radzę tobie i twoim koleżkom, żebyście zwijali manatki, i to w te pędy. Męczą mnie te wasze ważniackie maniery.
– Oj, oj, oj! Myślisz, że nas przestraszysz, stary głupcze? Nas jest trzech, a ty jesteś sam!
– W rzeczy samej. Jest was TYLKO trzech.
Dokładnie w tym samym momencie, kiedy Frigiel odwracał się, by rzucić dziadkowi osłupiałe spojrzenie, przerażający ryk przeszył wieczorne powietrze. Dochodził do nich z głębi lasu, wprost z miejsca, w którego stronę Fluffy słał swe głuche powarkiwanie.
Nikt z zebranych nie słyszał wcześniej podobnego ryku. Osadnicy rozpierzchli się we wszystkie strony. Dopadli swoich domów, krzycząc przerażeni, lub znaleźli schronienie pod gałęziami wielkich świerków porastających wioskę. Rybiki wpatrywały się w niebo, trzęsąc się ze strachu. Ernald zastygł w bezruchu.
Olbrzymi cień przesłonił chmury, po czym przesunął się nad nimi. Na Lanniel opadła śmiertelna cisza. Frigielowi zdawało się, że trwała całe wieki. Potem zaś złote światło rozjarzyło szczyty wzgórz, jakby było drugim słońcem, i wielka kula ognia spadła na wioskę.
Frigiel skamieniał. Gorące powietrze lizało go po twarzy. Poczuł, jak skamlący Fluffy przywarł do jego nóg. Zobaczył ogromny kształt, który przelatywał nad pożogą, ukazując przy tym swe gadzie skrzydła, czarne cielsko usiane lśniącymi łuskami oraz straszny pysk, w którym zaczynało czerwienić się zarzewie kolejnego ataku. Jego plecy najeżone były ciemnymi wypustkami z kości, które zdawały się dziurawić niebo przy każdym poruszeniu skrzydeł. Dachy domów świszczały, pożerane przez płomienie. Kilku śmiałków chwyciło za łuki i posłało serię strzał na potwora, lecz nie odniosło to żadnego skutku. Druga kula ognia przypomniała rybikom, na czym polega ich pierwotna misja, w związku z czym ustawili się u boku poddanych swego króla, dobywając mieczy.
Frigiel wiedział, że powinien uciekać, ale nie mógł ruszyć się z miejsca. Paniczny strach przygwoździł jego stopy do ziemi. Wzrokiem szukał dziadka, ale nigdzie go nie widział.
Wtem ktoś pociągnął go gwałtownie do tyłu.
Rozdział 3
Tym kimś był Ernald. Ciągnął chłopaka za sobą, dopóki nie dotarli do ścieżki, która prowadziła do ich drewnianej chatki wtulonej w załom wzgórza.
– Do domu! Szybko!
Prowadził tam Frigiela tak pospiesznie, że ten ledwo utrzymywał się na nogach. Tuż za nim biegł Fluffy, radośnie podskakując. Po tych wszystkich nieprawdopodobnych wydarzeniach wydawało mu się, że miał prawo oczekiwać dodatkowej porcji kości.
– Co się dzieje? – zapytał chłopak w popłochu.
Dziadek jednak nie odpowiedział, jego pośpiech zaś potęgował tylko przerażenie Frigiela. Była w dziadku jakaś twardość, o którą chłopak nigdy by go nie podejrzewał. Jego wojowniczość zaskoczyła go tak bardzo, że zdawało mu się, że poznał go zaledwie chwilę temu. Miał mu do zadania tak dużo pytań, ale nie wiedział, od czego zacząć.
– Nie idziemy do domu? – zapytał zamiast tego, widząc, jak dziadek okrąża dom i zmierza do ogrodu warzywnego.
W szopce wciśniętej w róg ogrodu Ernald przewrócił stos ułożony ze skrzyń, drewnianych łopat i nożyc z żelaza, po czym odsłonił pokrytą pajęczyną dźwignię, która znajdowała się za sztandarem przeżartym przez wilgoć. Wprawił ją w ruch i cały ogród warzywny zaczął chrzęścić.
Zapadowe drzwi podniosły sześć bloków ziemi, na której rosły marchewki, odsłaniając przy tym rząd kamiennych schodów.
– Nigdy mi o tym nie mówiłeś! – wykrzyknął zdziwiony Frigiel, który nie wiedział już, co o tym myśleć.
W tym czasie Ernald znikał na schodach. Oszołomiony chłopak ruszył za dziadkiem. Na krótko odwrócił się, by się upewnić, że smok ich nie zauważył, ale jego oczom ukazały się wyłącznie płomienie oraz gęste kłęby dymu. Stopnie wiodły do niewielkiej podziemnej komnaty. Zastawiały ją biblioteczki, z których wysypywały się wszelkiego rodzaju przedmioty, na dodatek wprost pod pyszczek Fluffy’ego, który zaczął je nim katalogować. Frigiel zauważył rząd niewielkich bloków w kolorze ochry i czerwieni. Nigdy wcześniej nie widział niczego podobnego, a im dłużej się im przypatrywał, tym bardziej wydawało mu się, że ich powierzchnia wibruje. Poczuł, jak po jego plecach przebiega coś na kształt dreszczu. Z zadumy wyrwało go dochodzące z oddali ryczenie smoka.
Frigiel usiadł pod jedną z biblioteczek. Nie mógł już dłużej ustać. Zorientował się, że nogi mu drżały, a zęby szczękały.
Na środku sekretnego pokoju stał manekin, na nim zaś wisiały przyłbica oraz diamentowy miecz, a także połyskująca zbroja, którą Ernald zdjął i na siebie włożył. Zagubiony Frigiel przyglądał mu się. Wziął Fluffy’ego na ręce:
– Ta cała broń należy do ciebie?
– Tak – odpowiedział Ernald, uśmiechając się smutno.
Niepokojące uczucie zagościło w brzuchu Frigiela. Na widok tej tajemnej komnaty, która z powodzeniem mogłaby pojawić się w najbardziej niewiarygodnych przygodach szpiegów, odczuł dziwną mieszankę podniecenia i zawodu. Podniecenia z powodu heroicznej postawy swojego dziadka wobec rybików; zawodu, bo widział, jak w jego sercu wszystkie wspomnienia okazują się kłamstwem.
– Wszystkie twoje wymówki, te twoje tajemnicze zniknięcia nie miały nic wspólnego z ogrodnictwem, prawda?
Ernald, nie do poznania w diamentowym hełmie, podszedł do wnuka.
– Zrobiłem to po to, by cię chronić, Frigiel.
– Wielkie dzięki – odpowiedział chłopiec, wskazując podbródkiem wioskę. – Świetnie ci poszło.
Spośród wszystkich pytań, które kłębiły mu się w głowie, jedno było bardziej palące i bolesne od pozostałych. Zaledwie Frigiel o nim pomyślał, poczuł, że się dusi. Przez piętnaście lat, które razem przeżyli, Ernald zawsze utrzymywał, że nie zna przyczyny śmierci jego rodziców. To też było kłamstwo? Smok może sobie spokojnie obracać cały świat w proch – Ernald musi się wytłumaczyć. Teraz albo nigdy.
Rozdział 4
Ernald miał jednak inne priorytety. Frigiel z trudem poznawał dziadka. W ciemności, która zalewała pokój, jego szara broda wydawała się czarna, a oczy, ciemniejsze od obsydianu[1], utraciły czułość, która niegdyś tak uspokajała chłopca.
– Naprawdę mi przykro – powiedział Ernald, udając się w stronę biblioteczek. – Wiem, że czekasz na wyjaśnienia. Ale nawet ja sam nie znam wszystkich odpowiedzi.
Frigiel wstał i patrzył, jak jego dziadek przeszukuje półki. Podnosiły się przy tym tumany kurzu, które połyskiwały w świetle dochodzącym od schodów. Ernald czegoś szukał. Czasami trzask płonącego domu lub ryk smoka sprawiały, że Frigiel podrywał się z miejsca. Wówczas Ernald nieruchomiał, jakby czekając na to, czy okaże się, że powstały hałas stanowi dla nich jakieś zagrożenie, po czym wracał do swoich poszukiwań.
– Mógłbym przysiąc, że ten smok, który atakuje wioskę, to Smok Kresu! Ale Lludd Law i Askar Raug go zabili, byłem przy tym. Widziałem to. A jeśli to on, to co robi w tym wymiarze? Jakim sposobem wydostał się z Kresu?[2] I przede wszystkim – dlaczego nie jest martwy? To jakiś absurd! Kompletna bzdura! Ten ryk, znam go, nigdy nie będę mógł… O! Jest!
Ernald wyszperał duży szary blok. Gdzieś w pobliżu rozległy się krzyki. Frigiel usłyszał pospieszne kroki. Ludzie uciekali z wioski. Chłopak musiał się skupić, żeby przypomnieć sobie pytanie, które chciał zadać dziadkowi:
– Byłeś z nimi? W armii Lludda i Askara? Widziałeś Smoka Kresu?
Ale Ernald tylko dmuchnął na odnaleziony blok, ujawniając jego prawdziwą naturę. Ten blok nie był blokiem – był skrzynią. Mężczyzna podszedł do wnuka.
– Frigiel, musisz mnie uważnie posłuchać.
Przedmiot fascynował, gdy patrzyło się na niego z bliska. Frigiel nigdy wcześniej nie widział niczego takiego. Skrzynia wydawała się wyrzeźbiona z niezwykle ciemnego kamienia, nad którego powierzchnią unosiły się maleńkie, jasnofioletowe płatki; ulatywały do góry i znikały w połowie drogi do sufitu. Fluffy przytulił się do nóg chłopaka zupełnie tak, jakby bał się tej rzeczy.
Ernald postawił skrzynię tuż przed chłopakiem.
– Dotknijmy jej razem.
Frigiel położył rękę na skrzyni, która odpowiedziała fioletowym światłem.
– Gotowe, jest „oznaczona”. Jeśli nie wrócę, zanieś tę czarną skrzynię do mojego przyjaciela Valmara. Mieszka w dużym domu w Puabie, na wschodzie królestwa, u stóp gór Vinmarcq. Bez względu na to, co się stanie, nigdy nie rozstawaj się ze skrzynią ani nie otwieraj jej pod żadnym pozorem. Liczę na ciebie.
Dziadek mówił, patrząc mu prosto w oczy.
– Jak to: „jeśli nie wrócę”? – zapytał Frigiel.
Ernald odwrócił wzrok. Jego głos bardzo zmiękł:
– Nie martw się, Frigiel – rzekł Ernald.
Frigiel od razu się zmartwił.
– Idę zmierzyć się ze Smokiem Kresu.
Fluffy zaczął się trząść.
Frigiel oniemiał. Nie, nie był po prostu zdenerwowany. Był tak wściekły, że miał ochotę krzyczeć.
– Ze Smokiem Kresu?
– Muszę cię chronić, Frig…
– Chronić? Mnie? Poważnie? Tak jak mnie chronisz od piętnastu lat? Chcesz powiedzieć, że znowu znikniesz?