Strona główna » Biznes, rozwój, prawo » Gdańsk Kazimierza Macura. Z historii konserwacji i odbudowy zabytków w latach 1936-2000

Gdańsk Kazimierza Macura. Z historii konserwacji i odbudowy zabytków w latach 1936-2000

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7908-052-6

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Gdańsk Kazimierza Macura. Z historii konserwacji i odbudowy zabytków w latach 1936-2000

Niniejsza publikacja oprócz życiorysu, kalendarium, wykazu oraz omówienia niektórych projektów ojca, zawiera jego wspomnienia o miasteczku Łuczaj, gdzie się urodził i spędził swoje dzieciństwo, o pracach konserwatorskich prowadzonych na zamku w Trokach, o największym swoim dziele – rekonstrukcji hełmu na wieży Ratusza Głównego Miasta w Gdańsku, także o tym jak bardzo przeżywał pominięcie jego osoby w Akcie Erekcyjnym odbudowy pieca w Dworze Artusa. Zamieściłem również kilka fragmentów korespondencji ojca, z której możemy dowiedzieć się o tym, że był aktywny zawodowo do ostatnich lat swojego życia.

Polecane książki

  W którą stronę zmierza dzisiejszy pieniądz? Czy prawdę mówi nieszczęsna kochanka Fausta, że „Do złota bieży, od złota zależy / W końcu wszystko”? Czy współczesny pieniądz związany jest jeszcze – niechby słabo i tylko umownie – z tym szlachetnym kruszcem? Czym w takim razie jest pieniądz sztuczny, ...
W nowo wybudowanych nieruchomościach przez deweloperów zdarzają się usterki takie jak np. pękające posadzki. Wady te mogą dotyczyć także części wspólnych. W tej publikacji znajdziesz odpowiedzi na pytania: Jak egzekwować naprawę wad budynku od dewelopera? Czy istnieje termin po którym takie żądania ...
Kowboj rewolwerowiec Mercer, zwany Dodge’em (kimś, kto potrafi się wywinąć), opuszcza równiny Kansas, by rozpocząć nowe życie w Arizonie. W Ryeson dowiaduje się, że Rock Lilley poszukuje pracowników i że planuje wydać swoją córkę Nan za Bucka Hathawaya, z którym łączą go niejasne interesy. Jadąc na ...
Ryszard Bugajski, reżyser: – W 1981 roku poprosiłem Stanisławę Sowińską, by została konsultantką mojego filmu Przesłuchanie. Odmówiła. – Niech pan tego nie robi – powiedziała po przeczytaniu scenariusza. – Oni panu tego nigdy nie wybaczą. – Kto to są ci oni? – zapytałem zdziwiony. W popłochu wyp...
Młody mężczyzna znajduje pod podłogą mieszkania w starej kamienicy dziennik. Początkowo nie chce go czytać a jedynie oddać właścicielowi, którego nie zna. Zagłębia się jednak w lekturę, a historia w niej zawarta coraz bardziej zajmuje jego myśli. W końcu decyduje się odnale...
Niekwestionowana muza i indywidualność, legendarna żona, wspaniała kucharka, porywcza matka i przejmująca wdowa, María Guadalupe Marín Preciado „Lupe Marín” (1895-1983) to wyjątkowy świadek ale i uczestnik życia ludzi, którzy nadali kształt sztuce meksykańskiej XX wieku. Żona Diego Rivery, a potem ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Andrzej Macur

Kazimierz Macur, zdjęcie z lat siedemdziesiątych

W 100. rocznicę urodzin mojego Ojca

WSTĘP

W życiu człowieka odbija się często jak w zwierciadle cel i dorobek większej społeczności. Najlepszym tego świadectwem jest działalność mojego ojca, należącego do pokolenia, które podniosło z ruin dzieła architektury Gdańska i Pomorza.

Czasem nawet myślę, że mój ojciec, Kazimierz Macur, architekt o wielkim talencie plastycznym i ogromnym wyczuciu renesansowej i barokowej formy architektonicznej, musiał wręcz odbyć tę długą drogę z rodzinnego Wilna do Gdańska, aby na tutejszym niebie nakreślić i odtworzyć zwieńczenia i hełmy kościołów i ratuszy. Dorobek życia człowieka nie powstaje jednak w odosobnieniu, ale w środowisku zawodowym, w mieście i regionie, w którym żyje on i pracuje. Biografia zatem i twórczość Kazimierza Macura w dużej mierze odzwierciedlają dzieje gdańskich konserwatorów zabytków działających tutaj po II wojnie światowej i pozwalają wydobyć z cienia wielu wybitnych historyków sztuki i architektury, konstruktorów i architektów, mających bezpośredni wpływ na kreowanie idei ochrony, odbudowy i rekonstrukcji zabytków. Podkreślenia wymaga, acz nie zaskakuje, wielki wkład Kresowian w to dzieło ochrony dziedzictwa kulturowego, skupionych wokół Politechniki Gdańskiej, działających przez lata w pracowniach konserwacji zabytków i w urzędach ochrony zabytków.

Chcąc uczcić setną rocznicę urodzin mojego ojca, postanowiłem po wystawie poświęconej jego twórczości architektoniczno-konserwatorskiej, zorganizowanej w 2004 roku w gdańskim Domu Uphagena, wydać publikację przedstawiającą jego życie i dzieło. Umocniły mnie w tym postanowieniu ukazujące się co jakiś czas wydawnictwa przypisujące autorstwo niektórych prac mojego ojca innym osobom. Chcąc zrewidować i odkłamać informacje przekazywane w tych edycjach, zamieściłem w niniejszej książce wspomnienia ojca z realizacji jego prac oraz liczne dokumenty. Przegląd bogatego archiwum ojcowego sprawił, że z pożółkłych dokumentów, listów, fotografii, szkiców i rysunków projektów – niektóre przetrwały pożogę wojenną – wyłonił się obraz tamtych czasów. Dążąc do możliwie najwierniejszego sportretowania ojca, starałem się jak najczęściej korzystać z jego zapisków.

Dzieło mojego ojca najpiękniej scharakteryzowała Izabela Greczanik-Filipp:

„Gdyby istniała jakaś Wielka Księga Zasług dla Gdańska – nazwisko architekta i konserwatora Kazimierza Macura zapisano by w niej złotymi literami. Był jednym z tych, którym nasze miasto zawdzięcza najwięcej: dźwignięcie się z ruin i odzyskane piękno. Temu zadaniu poświęcił Pan Kazimierz całe swoje długie życie, ogromną wiedzę i talent, a także serce. Ratowanie zabytków było bowiem jego fachem, powołaniem, miłością przez 65 lat. Najpierw w rodzinnym Wilnie, a po wojnie w Gdańsku. I choć formalnie w 1980 roku przeszedł na emeryturę, aktywny zawodowo pozostał do końca, współpracując z synem Andrzejem, także architektem konserwatorem. Niedawno skończył projekt rekonstrukcji sieni w kamieniczce na elbląskiej Starówce i myślał o następnych zleceniach.

W 1995 roku Kazimierz Macur obchodził osiemdziesiąte urodziny. Z tej okazji Stowarzyszenie Konserwatorów Zabytków, którego był honorowym członkiem, wydało katalog jego prac. Obejmował on 80 pozycji, z tego 53 zrealizowane dla Gdańska, a wśród nich Ratusz Główny, kościół Mariacki, Dwór Artusa, Żuraw, Zbrojownia, niemal wszystkie miejskie bramy i baszty. Takim dorobkiem nie może poszczycić się nikt inny.

«Jego ręka i myśl przywróciły dawną świetność wielu obiektom, a już hełmy wieżowe prawie wszystkie rekonstruowane były według jego projektów. Dumny jestem, że dane mi było terminować u takiego mistrza» – wspomina jeden z wybitnych architektów i jest to ocena ze wszech miar zasłużona. Tym trudniejsze, boleśniejsze było dla niego to, że zlekceważono jego twórczy wysiłek i nie uwzględniono go w podpisanym w 1994 roku akcie erekcyjnym odbudowy Wielkiego Pieca w Dworze Artusa. Ciężko to przeżył.

Podczas pracy nad drugim tomem Wspomnień z odbudowy Głównego Miasta1, w którym nie mogło oczywiście zabraknąć relacji Kazimierza Macura, spytałam go, którą z realizacji uważa za swój największy sukces. Odpowiedział: «Sukcesem mojego życia jest nie jakiś konkretny obiekt (choć miałem wyjątkowe szczęście pracować nad zabytkami najwyższej klasy), lecz sam fakt udziału w wielkim przedsięwzięciu konserwatorskim, jakim było podniesienie z gruzów Głównego Miasta. Jest to sukces zbiorowy, ale mam w nim swoją cząstkę i jestem z niej dumny. Należę do pokolenia ludzi, którzy przeżyli największy kataklizm wojenny i zostali pozbawieni ziemi rodzinnej, ale którym dane było przywracać do życia jeden z najpiękniejszych zespołów zabytkowych świata. My – Kresowiacy znaleźliśmy w Gdańsku swoje nowe miejsce na ziemi i w jego odbudowę wkładaliśmy ogrom pracy i entuzjazmu. Dlatego mogę bez przesady powiedzieć, że życie miałem ciekawe i nie brakuje mi powodów do satysfakcji». Trudno uwierzyć, że nie zrobi już żadnego projektu, że rejestr jego konserwatorskich dokonań został zamknięty. Umarł 30 stycznia. Pozostanie na zawsze nie tylko w pamięci najbliższych, także w historii, architekturze, wskrzeszonego pięknie Gdańska”2.

*

Chciałbym podziękować tym, którzy mi doradzając i współpracując ze mną, przyczynili się do powstania tej publikacji. Należy do nich moja siostra Anna Macur-Żero, która pierwsza przystąpiła do spisywania kroniki rodzinnej, profesor Wiesław Gruszkowski, który zachęcił mnie do napisania niniejszej książki, a później był jej recenzentem, Zofia Maciakowska, która przygotowała w 2004 roku wystawę poświęconą twórczości mojego ojca, a w katalogu do niej omówiła jego działalność zawodową, ale przede wszystkim Czesława Betlejewska, która dokonała recenzji całości opracowania, sugerując niezbędne korekty oraz uzupełnienia.

Za wydanie książki jestem niezmiernie wdzięczny całemu zespołowi gdańskiego wydawnictwa słowo/obraz terytoria.

Ilustracja nr 1.Kazimierz i Andrzej Macurowie w pracowni projektowej PP PKZ, 1976 rok

O MOIM OJCU

Mój ojciec, Kazimierz Macur, syn Józefa i Sabiny z Siniców, urodził się w rodzinie włościańskiej 17 lutego 1915 roku w miasteczku Łuczaj w powiecie postawskim na Wileńszczyźnie. Było to zapewne najmniejsze miasteczko w dawnej Rzeczypospolitej. Spośród budowli zwracały tu uwagę wczesnoklasycystyczny pałac z zabudowaniami gospodarczymi oraz kościół stojący w sąsiedztwie zaledwie kilkunastu starych budynków murowanych z odległej przeszłości.

Dom, w którym ojciec przyszedł na świat, należał do rodziny Maszków. Dziadkowie, zamieszkawszy w nim po przybyciu z Rygi, prowadzili tu sklep kolonialny, sprzedając między innymi przyprawy, bakalie i słodycze. W sierpniu 1914 roku dziadek został powołany do wojska. Zginął podczas I wojny światowej i swego syna Kazimierza nigdy nie zobaczył. Prowadzeniem sklepu zajęła się babcia, która oprócz Kazimierza miała jeszcze troje starszych dzieci: Angelikę, Benignę i Wilhelma.

Babcia zmarła w 1921 roku, gdy ojciec był uczniem I oddziału dwuklasowej Szkoły Powszechnej w Łuczaju. Angelika miała wówczas siedemnaście lat, Benigna dwanaście, a Wilhelm był kilka lat starszy od sześcioletniego Kazimierza. Sklep został splądrowany przez sąsiadów, a daleki krewny zajął się jego likwidacją. Nikt z bliskiej rodziny, mieszkającej nieopodal we wsi włościańskiej Macury, nie pospieszył sierotom z pomocą. Angelika kończyła wówczas naukę w szkole, zarabiała na życie szyciem i jako najstarsza matkowała rodzeństwu. Po skończeniu seminarium nauczycielskiego rozpoczęła pracę w szkole w Łuczaju, prawdopodobnie w 1923 roku. Kazimierz po rocznej przerwie kontynuował naukę w II oddziale pięciooddziałowej szkoły powszechnej. Jego nauczycielką w tej szkole była prawdopodobnie Angelika. W tym czasie w Jeziorze Łuczajskim utopił się ich brat Willi. Siostry i brat wspominali go potem jako chłopca nadzwyczaj utalentowanego, mającego nieprzeciętne uzdolnienia plastyczne. Dla mojego ojca był wzorem godnym naśladowania.

Ilustracja nr 2.Kazimierz Macur (piąty od prawej) przed pałacem w Łuczaju, 1930 rok

Ilustracja nr 3.Angelika i Feliks Swarcewiczowie i powyżej Kazimierz Macur z siostrą Benigną w Postawach, 13 stycznia 1930 rok

Okres pobytu w Łuczaju ojciec wspominał jako szczęśliwy. Na kształtowanie jego wrażliwości artystycznej bezpośredni wpływ wywarło codzienne obcowanie ze wspaniałą architekturą wczesnoklasycystycznego pałacu i pojezuickiego kościoła św. Tadeusza, zbudowanego przez włoskiego architekta Carla Spampaniego w stylu przejściowym między barokiem a klasycyzmem. W kościele tym, pokrytym osiemnastowieczną polichromią, pośród wielu obrazów podziwiał również portrety fundatorów kościoła – Elżbiety z Ogińskich i Antoniego Puzynów.

W 1927 roku Angelika przeprowadziła się do Postaw, leżących około 12 km na zachód od Łuczaja. Tam w lutym 1928 roku wyszła za mąż za Feliksa Swarcewicza. Przypuszczam, że ojciec zamieszkał z siostrą w Postawach, gdyż z zachowanych dokumentów wynika, iż w tym czasie uczęszczał do VII oddziału Szkoły Powszechnej w Postawach. Po ukończeniu szkoły otrzymał swój pierwszy dokument tożsamości. Nadal był na utrzymaniu swej siostry. Pragnął jednak kontynuować naukę, wobec czego w marcu 1933 roku wystąpił do kancelarii marszałka Józefa Piłsudskiego z prośbą o przyznanie stypendium. Do prośby dołączył własnoręcznie wykonaną laurkę z portretem marszałka i życzeniami urodzinowymi. Już 11 maja otrzymał z Kuratorium Okręgu Szkolnego Wileńskiego następujące pismo:

Ilustracja nr 4.Drzewo genealogiczne rodziny Macurów opracowane przez Kazimierza Macura

Ilustracja nr 5.Uczniowie VII klasy Szkoły Powszechnej w Postawach (Kazimierz Macur po prawej w dolnym rzędzie), 1931 rok

Ilustracja nr 6.Absolwenci Wyższej Szkoły Powszechnej w Postawach (Kazimierz Macur pierwszy od prawej w górnym rzędzie), 1933 rok

Ilustracja nr 7.Uczniowie VII klasy Szkoły Powszechnej przed Domem Sportowym w Postawach (Kazimierz Macur pierwszy od prawej w dolnym rzędzie), 1931 rok

Ilustracja nr 8.Dowód osobisty Kazimierza Macura wydany w Postawach w 1933 roku

Ilustracja nr 9.Kazimierz Macur podczas wykładu w Państwowej Szkole Technicznej (PST) w Wilnie, 1935 rok

Ilustracja nr 10.Zajęcia z modelarstwa w PST w Wilnie (Kazimierz Macur pod stopami dowcipnego kolegi), 1935 rok

„Podanie z dnia 10.III.r.b. o pomoc materialną w nauce, skierowane do Pana Marszałka Piłsudskiego, przekazane zostało do Kuratorium Okręgu Szkolnego Wileńskiego, wobec czego Kuratorium oznajmia, iż może Pan uzyskać pomoc materialną jedynie przez zwolnienie od opłat w państwowej szkole, przy wzorowym sprawowaniu i dodatnich postępach w nauce. Kuratorium poleca zwrócić się do Dyrekcji Państwowej Szkoły Technicznej w Wilnie, posiadającej 6 wydziałów dostępnych po ukończeniu szkoły powszechnej. Przy szkole znajduje się Komitet Rodzicielski, który po bardzo niskiej cenie, a w wyjątkowych razach zupełnie bezpłatnie – wydaje uczniom obiady.

Adres szkoły: Wilno, Holendernia 12”.

Ilustracja nr 11.Prezydent Rzeczypospolitej Ignacy Mościcki podczas uroczystości złożenia serca marszałka Józefa Piłsudskiego i prochów jego matki na cmentarzu wojskowym na Rossie w Wilnie, 1936 rok

Ilustracja nr 12.Zajęcia w pracowni rzeźby i rysunku w PST (Kazimierz Macur drugi od lewej w górnym rzędzie), 1935 rok

Ilustracja nr 13.Jan Borowski podczas wykładu w PST, 1936 rok

Ilustracja nr 14.Uczniowie III kursu budowlanego PST (Kazimierz Macur drugi od lewej), 1935 rok

W taki oto sposób ojciec we wrześniu 1933 roku rozpoczął naukę w Państwowej Szkole Technicznej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Wilnie. W przedmowie do monografii poświęconej Państwowej Szkole Technicznej w Wilnie tak pisał o niej prof. dr hab. Piotr Łossowski:

„Musiało być w pracy szkoły, jej atmosferze, we wzajemnych stosunkach koleżeńskich między uczniami i w kontaktach z pedagogami coś niepowtarzalnego i ważnego, co kazało tym ludziom zebrać się po wielu latach i przystąpić wspólnym wysiłkiem do pracy. Na pewno odegrało tu znaczącą rolę wspomnienie młodości i rodzinnego miasta Wilna z jego urokiem, na pewno przemówiło przywiązanie i duma ze starej Szkoły. Bo przecież poza nauką toczyło się tam bogate życie społeczne, kulturalne, uprawiano sporty. Wypełniło to cały świat młodzieży, pochłonęło każdą wolną chwilę. Uczniowie po prostu pokochali swoją Szkołę. Po latach zaś dodatkowo docenili, co jej zawdzięczają: wychowani zostali na dobrych Polaków i wykształceni na świetnych fachowców”1.

Ilustracja nr 15.Ćwiczenia z miernictwa w PST (Kazimierz Macur pierwszy z lewej), 1935 rok

Ilustracja nr 16.Uczniowie PST podczas zwiedzania Warszawy (Kazimierz Macur w środku), 1936 rok

Ilustracja nr 17.Szkolna grupa turystyczno-kolarska (Kazimierz Macur pierwszy z lewej), 1936 rok

Ilustracja nr 18.Zajęcia z przysposobienia wojskowego (w najniższym rzędzie siedzą Kazimierz Macur i Edmund Kupiecki), 1936 rok

Gdy w 1933 roku ojciec rozpoczął naukę w Szkole, jej dyrektorem został inż. Jan Gumowski, znany działacz niepodległościowy o orientacji socjalistycznej. Kierownikami Wydziału Budowlanego w czasach pobierania tam nauki przez ojca byli kolejno inż. arch. Otton Krasnopolski (1933–1935) i inż. Włodzimierz Pawłow (1936–1939). Budownictwo, formy i style, historię architektury oraz projektowanie wykładał inż. arch. Jan Borowski2, z którym później ojciec związał się na długie lata.

Porównując zakres nauczania na Wydziale Budowlanym wileńskiej szkoły ojca z dzisiejszym programem studiów politechnicznych, można powiedzieć, że był on zbliżony bardziej do wydziału inżynierii lądowej niż do wydziału architektury. Wykłady przedmiotów budowlanych zawierały znaczny zakres problematyki architektonicznej, ale niemal w zupełności pomijały tak ważne zagadnienie jak konserwacja zabytków3. Program Wydziału Budowlanego miał na celu przygotowanie techników budowlanych obeznanych z konstrukcjami budowlanymi, wykształcenie umiejętności kosztorysowania projektów mniej skomplikowanych budynków oraz samodzielnego prowadzenia robót budowlanych. Z tego powodu obok nauk teoretycznych szczególną uwagę zwracano na zajęcia praktyczne w zakresie budownictwa. Po zakończeniu zajęć szkolnych obowiązywała co najmniej dwutygodniowa praktyka. Przedmiotem obowiązkowym było przysposobienie wojskowe, obejmujące wychowanie fizyczne wraz z podstawowym wyszkoleniem wojskowym. Miało ono na celu wpajanie karności i obowiązkowości, gotowości do obrony kraju oraz miłości do ziemi ojczystej. Upoważniało również do odbycia czynnej służby wojskowej w szkołach podchorążych rezerwy i uzyskania stopnia oficera rezerwy.

W roku 1936 ojciec wraz z innymi uczniami Wydziału Budowlanego pojechał na wycieczkę do Warszawy. Była to pierwsza w jego życiu tak daleka podróż, i to do metropolii o zupełnie innym układzie urbanistycznym i trochę odmiennej architekturze. W tymże roku był świadkiem innego ważnego wydarzenia – złożenia na wileńskim cmentarzu Na Rossie serca marszałka Józefa Piłsudskiego i prochów jego matki. Uroczystość ta odbyła się w obecności prezydenta Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego 12 maja 1936 roku, w rocznicę śmierci patrona Szkoły.

Rok 1936 zapoczątkował też ogólnokrajowy Marsz Narciarski Zułów–Wilno ku czci Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego. Odtąd odbywał się on corocznie w końcu lutego. Uczniowie Szkoły, mającej w pobliżu tereny narciarskie, uprawiali zarówno narciarstwo, jak i łyżwiarstwo. Początkujący jeździli na Kaczych Dołach, bardziej zaawansowani na Rowach Sapieżyńskich lub korzystali ze skoczni narciarskiej na antokolskich wzgórzach4. Szkoła stwarzała uczniom dobre warunki do uprawiania sportu, organizując przy klubie Vector różne sekcje sportowe: turystyczno-kolarską, lekkoatletyczną, wioślarską, gier i zabaw, szermierczą, narciarską i strzelecką5. Ojciec należał do sekcji turystyczno-kolarskiej i narciarskiej.

Wydarzeniem nie do przecenienia w karierze zawodowej ojca było zetknięcie się w Szkole ze wspomnianym już inż. arch. Janem Borowskim, wykładowcą architektury na Wydziale Budowlanym Państwowej Szkoły Technicznej w Wilnie. Był on równocześnie starszym asystentem prof. Juliusza Kłosa6 w Katedrze Historii Architektury na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. Już w 1936 roku, a więc jeszcze jako uczeń, ojciec na zlecenie Jana Borowskiego, wówczas architekta wileńskiego Urzędu Konserwatorskiego, pracował przy wykonaniu modelu rekonstrukcji zamku w Trokach, zaskarbiając sobie jego zaufanie. Latem 1937 roku, po ukończeniu Państwowej Szkoły Technicznej w Wilnie, wykonywał plany inwentaryzacyjne i rysunki techniczne dla zamku trockiego, a następnie uczestniczył w dalszych pracach projektowych i konserwatorskich zleconych przez arch. Borowskiego, o czym świadczy wystawiony przez niego dokument: „Zaświadczam, że technik Macur Kazimierz był zatrudniony u mnie dorywczo przy wykonywaniu rysunków technicznych i opracowywaniu projektów architektonicznych, jak również przy robotach pomiarowo-inwentaryzacyjnych oraz robotach konserwacyjnych w czasie od 1937 do 1940 roku. Powierzone mu prace wykonywał zawsze sumiennie i dokładnie”7.

Ilustracja nr 19.Świadectwo ukończenia przez Kazimerza Macura Państwowej Szkoły Technicznej w Wilnie, 1937 rok

Ilustracje nr 20 i 21.Jan Borowski z uczniami wydziału budowlanego PST, Wilno, 1936 rok

Ilustracja nr 22.Rysunek Kazimierza Macura wykonany na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, 1938 rok

Ilustracja nr 23.Kapral podchorąży Kazimierz Macur, 1938 rok

Ilustracja nr 24.Kazimierz Macur, autoportret, rysunek ołówkiem, 1938 rok

Ilustracja nr 25.Kazimierz Macur po ukończeniu Kursu Podchorążych Rezerwy, wrzesień 1938 roku

W roku 1937 wykonał plany inwentaryzacyjne i projekt przebudowy budynków klasztornych ss. benedyktynek przy kościele św. Michała w Wilnie. W projekcie przebudowy uszanowano zabytkowy charakter budowli oraz wnętrza, eksponując zachowane fragmenty architektury. W tym samym roku wykonał szczegółowy projekt i rysunki robocze budowy Domu Ludowego i Szkoły Powszechnej w Bezdanach pod Wilnem.

Od 21 września 1937 roku do 15 września 1938 roku ojciec przeszedł szkolenie na Dywizyjnym Kursie Podchorążych Rezerwy w 77 Pułku Piechoty w Lidzie, podczas którego otrzymał stopień kaprala podchorążego rezerwy.

W roku 1938, po ukończeniu Kursu Podchorążych, ojciec kontynuował prace na zamku w Trokach. Również w tym roku rozpoczął studia na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. Pragnął poszerzyć zakres wiadomości z historii sztuki, niezbędnych podczas konserwacji zabytków, w której postanowił się specjalizować. O Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego tak napisała w swoich wspomnieniach przyjaciółka ojca Janina Ruszczycowa:

„Wśród wykładów teoretycznych połączonych z ćwiczeniami szczególne znaczenie miały wykłady z historii sztuki i konserwacji zabytków. Program studiów przewidywał bowiem obok wykształcenia artystów plastyków i nauczycieli rysunków także inwentaryzatorów zabytków i konserwatorów. Znaczna rola przypadła tu prof. Kłosowi, który aż do roku 1932 prowadził wykłady z historii architektury polskiej i obcej, budownictwa drewnianego i zasad kształtowania plastycznego. Istniejącym na Wydziale Zakładem Historii Sztuki kierował do 1928 roku Jerzy Remer8. Po jego powołaniu na stanowisko konserwatora generalnego historii sztuki uczyli profesorowie: Rajmund Gostkowski9, Tadeusz Szydłowski10, a od 1930 roku do wojny prof. Marian Morelowski11, który po śmierci prof. Kłosa przejął także część jego wykładów dotyczących architektury polskiej oraz europejskiej średniowiecznej. Natomiast europejską architekturę nowożytną oraz konserwację wykładał ówczesny konserwator zabytków na województwo wileńskie i nowogródzkie dr Stanisław Lorentz12, który z Wilna został powołany na dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie. W zakładzie historii sztuki kierownictwo biblioteki wydziałowej objął w latach trzydziestych dr Piotr Bohdziewicz13. Przygotowanie fachowych konserwatorów zabytków stanowiło również novum w ówczesnym państwowym szkolnictwie artystycznym”14.

Wszyscy wymienieni przez Janinę Ruszczycową wykładowcy to wybitni historycy sztuki, zasłużeni dla tej dziedziny nauki profesorowie, kierujący po wojnie katedrami uniwersyteckimi i muzeami, ocalający dzieła sztuki od zniszczeń wojennych.

Ilustracja nr 26.Kazimierz Macur, Wilno 1938 rok

Ilustracja nr 27.Edmund Kupiecki i Kazimierz Macur, Wilno 1940 rok

Jeszcze w czasie studiów, w 1938 roku, ojciec wykonał inwentaryzację budynków uniwersyteckich położonych u zbiegu ulic Bakszta i Subocz, a następnie opracował dla nich projekty przebudowy wraz z obliczeniami i kosztorysem. Zaangażowany był również w remont kapitalny Biblioteki Miejskiej, mieszczącej się w pałacu Ogińskich przy ulicy Mostowej w Wilnie15. Na potrzeby projektowe remontu wykonał szczegółową inwentaryzację skomplikowanych i bogato zdobionych fasad tego obiektu. Praca ta sprawiła mu zapewne wiele satysfakcji, gdyż mógł w nich ujawnić swój niezwykły talent rysunkowy i łatwość w odtwarzaniu detalu architektonicznego. Aby zarobić na dalsze studia, podejmował się równocześnie prac mniej spektakularnych, takich jak projektowanie budynków mieszkalnych dla prywatnych inwestorów i kosztorysowanie różnych remontów i przebudów.

W 1939 roku ojciec kontynuował studia na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego i wykonywał prace zlecane przez konserwatora zabytków, między innymi pomiary i plany inwentaryzacyjne kościoła pobernadyńskiego w Wilnie. Tak o nich pisał:

„Na wykonanie tej pracy, która była jedną z większych w mej dotychczasowej pracy zawodowej – poświęciłem trzy miesiące czasu, gdyż poza skomplikowaną formą, kościół miał sporo ciekawych fragmentów architektonicznych trudno osiągalnych do pomierzenia, a wewnętrzna obudowa ścian i filarów utrudniała wykonanie pomiarów. Dla zinwentaryzowania bogatych sklepień kryształowych i gwiaździstych, jako też dla uzyskania właściwego zarysu szczytnic i ozdób architektonicznych tam umieszczonych posługiwałem się specjalnie w tym celu sporządzonymi fotografiami. Sklepienie kryształowe założone nad zakrystią tego kościoła, która ma rzut nieregularnego czworoboku, zainwentaryzowałem specjalnie szczegółowo, gdyż z powodu dość niskiego sklepienia miałem możność rzutowania wszystkich charakterystycznych punktów tego sklepienia na posadzkę zakrystii, skąd po dokładnym zmierzeniu [mogłem je] nanieść na plany. Dla zarysowania ogólnego rzutu kościoła wraz z dobudówkami posłużyłem się przy pomiarach systemem domiarów do założonych kilku magistrali wewnątrz i na zewnątrz kościoła. Stosowałem także pomiary systemem trójkątów”16.

Jeszcze w roku 1939 ojciec został 12 czerwca oddelegowany przez konserwatora wileńskiego Witolda Kieszkowskiego17 do Dobrowlan w celu wykonania planów inwentaryzacyjnych ruin pałacu Güntherów18. W sierpniu tego roku wykonał – na zlecenie Uniwersytetu Stefana Batorego – kilka rysunków architektonicznych, między innymi do sali bibliotecznej uczelni. Od września miał podjąć pracę w Urzędzie Poczt i Telegrafów w Wilnie, ale wcześniej został wezwany do odbycia ćwiczeń wojskowych.

Z zachowanych dokumentów wynika, że w tym niepewnym czasie ojciec zmieniał miejsca zamieszkania. W ostatnich dniach sierpnia został zmobilizowany. Przydzielono go do plutonu karabinów maszynowych służącego w obronie przeciwlotniczej zgrupowania dowódczego w okolicy Łomży. Pierwsza linia obronna zajmowała umocnione stanowiska na podmokłych obszarach Wizny. Był to front północny graniczący z Prusami Wschodnimi. Ojciec wspominał fatalne uzbrojenie i niesprawne karabiny maszynowe, niegdysiejsze wyposażenie rosyjskie z okresu I wojny światowej.

Kampania wrześniowa ojca polegała na ciągłym przemieszczaniu się w kierunku południowo-wschodnim na trasie Łomża – Zambrów – Wysokie Mazowieckie – Brańsk – Bielsk Podlaski – Hajnówka – Wołkowysk – Słonim. Przemarsze oddziałów wojskowych, ze względu na nieustanne bombardowanie, odbywały się nocą. Już 10 września 1939 roku w Wysokiem Mazowieckiem niemieckie oddziały pancerne po przełamaniu pierwszej linii obronnej rozproszyły zgrupowanie. Z trudem udało się uformować niewielką grupkę, składającą się z podchorążych i podoficerów z garnizonu lidzkiego. Przez Brańsk i Bielsk grupa doszła do Hajnówki w Puszczy Białowieskiej. Tutaj dotarło polecenie marszu w kierunku Słonimia, gdzie miały być uformowane nowe oddziały wojskowe. Tak się jednak nie stało, gdyż 17 września Armia Czerwona przekroczyła bez wypowiedzenia wojny wschodnią granicę polską. Oddział ojca został rozproszony przez sowieckich czołgistów w pobliżu wsi Orle, niedaleko przeprawy przez Niemen.

Kresy Wschodnie po zajęciu przez Armię Czerwoną zostały podzielone. Grodno na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow włączono do sowieckiej Białorusi. Wilno, zajęte przez Sowietów 19 września 1939 roku, powierzono wraz z częścią Wileńszczyzny 26 października Litwinom. Administracja litewska nie trwała jednak długo, gdyż 15 czerwca 1940 roku Rosjanie ponownie zajęli ten teren. Po roku (24 czerwca 1941 roku) do Wilna wkroczyły wojska Wehrmachtu, rozpoczynając okupację niemiecką, trwającą do lipca 1944 roku.

Ilustracje nr 28 i 29.Kazimierz Macur i Helena Prusakowska na zamku w Trokach, 1940 rok

Ojciec, skończywszy kampanię wrześniową, powrócił po krótkim pobycie w gościnnym domu państwa Sypniewskich w Lidzie do okupowanego przez Sowietów Wilna. Tu jeszcze studiował do chwili zajęcia Uniwersytetu przez władze litewskie. Jednocześnie pracował w urzędzie miejskiego konserwatora zabytków w Wilnie. Po przerwaniu studiów zaczął współpracę z grupą Związku Walki Zbrojnej zajmującą się podrabianiem dokumentów. Funkcję łączniczki spełniała Janina Ruszczycowa (pseud. Hanka), siostra kolegi i przyjaciela Olgierda Łastowskiego, z którym w 1933 roku ukończył szkołę podstawową w Postawach. Warunki konspiracji zmieniły się wraz z okupacją niemiecką Wilna. Gdy powstała Armia Krajowa, ojciec, nadal zajmując się podrabianiem dokumentów i pieczątek, podlegał por. Janowi Morelewskiemu (pseud. Roland), który odebrał od niego przysięgę. Pseudonim ojcowy – Tusz – wziął się stąd, że większość jego prac konspiracyjnych wymagała użycia tuszu.

W 1940 roku władze litewskie postanowiły wznowić prace na wyspie w Trokach związane z konserwacją i częściową rekonstrukcją zamku będącego niegdyś siedzibą wielkiego księcia litewskiego Kiejstuta i jego syna Witolda19. Powierzono je Janowi Borowskiemu, wówczas już docentowi, i mojemu ojcu20. Wtedy to, gdy latem ojciec znalazł się w Trokach, poznał swoją przyszłą żonę. Nie jest to zresztą do końca pewne, gdyż mógł ją spotkać już wcześniej w Wilnie, gdzie przez rok się uczyła i mieszkała w internacie. W każdym razie ojciec, polecony przez doc. Borowskiego, wynajął pokój w domu państwa Prusakowskich, rodziców swej przyszłej żony Heleny21. Codzienne kontakty młodych wpłynęły na dalsze losy ich znajomości.

Ilustracja nr 30.Portret żony Heleny, rysunek ołówkiem Kazimierza Macura, 1942 rok

Ilustracja nr 31.Kazimierz Macur oraz Helena Prusakowska z bratem Leonardem podczas przejażdżki na jeziorze Galwe, Troki, 1940 rok

Ilustracja nr 32.Podczas przejażdżki, Kazimierz Macur z Heleną Prusakowską (pierwsza z prawej), Troki, 1940 rok

Ilustracja nr 33.Kazimierz Macur oraz Helena Prusakowska z bratem Leonardem przy ognisku, Troki, 1940 rok

Wyjazd z Trok i podjęcie przez ojca pracy w Wilnie nie osłabiły rodzącego się uczucia. Można przypuszczać, że wówczas młodzi byli już tak w siebie zapatrzeni, że tylko codzienna korespondencja ułatwiała obojgu życie. Ich listonoszem był brat mamy, Lolek22, który w tym czasie uczył się w Wilnie i codziennie wracał do Trok. Lubiany przez oboje, zawsze wspominał głęboką więź łączącą moich rodziców.

Mama, ukończywszy w 1940 roku Liceum Pedagogiczne w Wilnie, nie mogła podjąć pracy nauczycielskiej z powodu braku obywatelstwa litewskiego i nieznajomości miejscowego języka. Dlatego pracowała przez osiem miesięcy w opiece społecznej w Trokach. Po przejęciu administracji przez Sowietów została od 1 kwietnia 1941 roku skierowana do pracy w szkole I stopnia w Wielkich Kużach w gminie Ejliszki. Ojciec w tym czasie mieszkał w Wilnie. Tu też zawarli ślub cywilny w czerwcu 1941 roku w obecności obcych ludzi w roli świadków. Ślub kościelny zaś odbył się 1 sierpnia tego roku w Trokach, również bez wiedzy i uczestnictwa rodziny, gdyż mama nie mogła uzyskać akceptacji dla tego związku od swojej matki, a ojciec od obu sióstr.

Wiosną 1942 roku rodzice wrócili na krótko do Trok i Wilna, a na Wielkanoc przenieśli się do Duniłowicz, gdzie mieszkały siostry ojca – Benigna i Angelika (po mężu Swarcewicz) z rodziną. Jednak już na Boże Narodzenie wrócili z Duniłowicz do Wilna. W lutym 1943 roku ojciec przeniósł się ponownie do Duniłowicz, a mama ostatecznie w marcu powróciła do swojej matki do Trok, dokąd z początkiem 1944 roku przeniósł się również ojciec. Od lipca tegoż roku oboje zamieszkali w Wilnie u rodziny Swarcewiczów, która opuściła Duniłowicze. Od 3 października 1944 roku mama podjęła pracę w szkole III stopnia w Trokach. Te liczne przeprowadzki najlepiej świadczą o tym, że nie był to czas zapewniający stabilność młodej rodzinie.

Po zakończeniu prac konserwatorskich na zamku w Trokach ojciec od 20 listopada 1940 roku do 1 lipca 1941 roku pracował w Biurze Projektów Przemysłowych w Wilnie. W tym czasie wykonał wiele inwentaryzacji budynków przemysłowych w Wilnie, Landwarowie i Nowej Wilejce oraz kilku budynków mieszkalnych wraz z zabytkowym domem Bohdanowicza przy placu Napoleona w Wilnie. Następnie przeniesiono go do działu architektonicznego w tymże biurze. Był tam zatrudniony przy wykonywaniu projektu technicznego budynku szwalni w Wilnie, a także przy planowaniu kombinatu przemysłowego Banga pod Wilnem.

W latach 1941–1942 na zlecenie Muzeum Kultury im. Witolda Wielkiego w Kownie ojciec wykonał pomiary i plany inwentaryzacyjne kościoła św. Anny w Wilnie23. Na wykonanie tych prac, a zwłaszcza rysunku fasady, poświęcił wiele czasu i trudu, gdyż gotycka fasada tego kościoła była dekorowana trzydziestoma trzema rodzajami ceglanych kształtek, podzielona gotyckimi oknami i filarkami oraz zwieńczona trzema wieżyczkami ozdobionymi pinaklami.

Również w tym czasie wykonał plany inwentaryzacyjne gmachu Filharmonii Wileńskiej do projektu jej adaptacji na Teatr Polski. Natomiast w 1942 roku rozpoczął pracę jako technik budowlany w Urzędzie Powiatowym w Postawach. W tym czasie wykonywał plany inwentaryzacyjne barokowego, dwuwieżowego kościoła podominikańskiego w Duniłowiczach. Plany te zakupiło później Muzeum Kultury im. Witolda Wielkiego w Kownie. W Duniłowiczach ojciec został nieoczekiwanie zaangażowany w sprawę zbiórki metalu, z czym wiązało się zdejmowanie dzwonów z wieży tamtejszego kościoła. Świadczą o tym dwa zachowane telefonogramy. W jednym z nich komisarz okręgu i naczelnik powiatu upoważniają ojca do zdjęcia dzwonów w terminie do 15 maja 1942 roku, a w drugim powierzono mu nadzór techniczny nad ich zdejmowaniem24.

Ilustracja nr 34.Kazimierz Macur podczas pomiarów inwentaryzacyjnych kościoła św. Anny w Wilnie, 1942 rok

Ilustracja nr 35.Kazimierz Macur z żoną Heleną, jej bratem Leonardem i siostrą Genowefą na tle zamku w Trokach, 1944 rok

Pierwszego lipca 1942 roku ojciec został służbowo przeniesiony do Przemysłowo-Budowlanego Oddziału Zarządu Rejonowego w Duniłowiczach na stanowisko technika. Tam zlecono mu wykonanie projektu odbudowy klasycystycznego pałacu Ogińskich w Łuczaju z adaptacją jego pomieszczeń dla Szkoły Rolniczej. Równocześnie ojciec sprawował nadzór techniczny nad odbudową obiektu. Dzięki tym pracom mógł powrócić do miejsca swojego urodzenia i lat dzieciństwa.

W Duniłowiczach ojciec pracował do 5 maja 1943 roku, po czym jesienią 1943 roku wyjechał do Wilna i podjął pracę w Urzędzie Ochrony Zabytków Kultury. Od października 1943 roku do marca 1944 wykonywał prace inwentaryzacyjne fary trockiej, co potwierdza niniejsze zaświadczenie: „Niniejszym zaświadcza się, że Urząd Ochrony Zabytków Kultury powierzył p. Kazimierzowi Macurowi wykonanie pomiarów inwentaryzacyjnych kościoła parafialnego w Trokach pod wezwaniem Nawiedzenia Najśw. Panny Marii25. Wszystkie urzędy wojskowe, państwowe i samorządowe uprasza się o okazanie wyżej wymienionemu niezbędnego poparcia”26.

W kwietniu 1944 roku Urząd Ochrony Zabytków Kultury powierzył ojcu wykonanie prac inwentaryzacyjnych i pomiarowych zamku trockiego, a następnie od czerwca wykonanie prac inwentaryzacyjnych zamku lądowego w Trokach. W końcu lipca 1944 roku ojciec został pracownikiem na Kolei Litewskiej. W tym czasie Armia Czerwona wkroczyła już do Wilna, a NKWD aresztowało wszystkich polskich żołnierzy i oficerów, którzy w ramach operacji Ostra Brama przejęli Wilno z rąk niemieckich. Praca na kolei w tym okresie pełnym niepokojów stanowiła dla ojca – jak przypuszczam – swoisty glejt.

Rodzice bali się żyć w kraju rządzonym obecnie przez komunistów. Nie chcieli pozostać w Wilnie, którego nie miały już obejmować nowe polskie granice. Dzięki inicjatywie Feliksa Swarcewicza, męża Angeliki, podjęto starania o wyjazd do Polski. Tak wspomina to wydarzenie Romana Swarcewicz, siostrzenica ojca:

„W końcu grudnia 1944 roku, mając pierwsze karty repatriacyjne, wyjechaliśmy z Wilna, to znaczy moi rodzice, ciocie Benia i Halina, wujek Kazik oraz cztery dzieciaki. Nowy Rok 1945 witaliśmy na granicy. Do końca życia nie zapomnę tego widoku. Masa wygłodniałych ludzi, biednych, chorych, płaczących, nawołujących bliskich, wystraszonych, niepewnych dalszego losu. Widziałam przymusowych imigrantów i pełnych buty sowieckich żołnierzy, którzy lżyli, upokarzali i bili ludzi, przeganiając ich z miejsca na miejsce. Pokazywali swą nienawiść do Polaków, oni, zwycięzcy w tej wojnie. A ci upokarzani ludzie wyszli z bydlęcych wagonów nieco odetchnąć świeżym powietrzem, rozpalić ognisko, by zagrzać wodę i ugotować coś do zjedzenia. Była zima, jechały rodziny z dziećmi w nieopalanych wagonach. To wszystko przesiąknięte było strachem, to istny horror.

Tak wyglądało nasze pożegnanie z Wileńszczyzną. Na granicy staliśmy długo, bo tak sobie życzył sowiecki mużyk w mundurze. O północy podchmieleni samogonem żołnierze strzelali na powitanie Nowego Roku. Wtedy, przy tym bałaganie, machnęli ręką na nas i pozwolili przekroczyć granicę”.

Również ojciec wspominał, że tylko dzięki pijaństwu żołnierzy sowieckich udało się im bez specjalnych kontroli i problemów przekroczyć granicę.

W ten sposób w Nowy Rok 1945 roku rodzice wraz z rodziną Swarcewiczów przekroczyli granicę litewsko-polską jako jedni z pierwszych repatriantów – ojciec posiadał „zaświadczenie dla ewakuacji do Polski nr 3”27. Zaświadczenie to, ważne do 15 stycznia 1945 roku, było dokumentem, w którym odnotowywano kolejne etapy repatriacji. Stąd wiadomo, że Białystok był pierwszym ich z miejscem pobytu rodziny, która zamieszkała przy ulicy Owsianej 4. Ojciec już 2 stycznia 1945 roku podjął pracę w Białostockiej Izbie Rolniczej, gdzie zlecono mu przeprowadzenie inspekcji w majątkach państwowych, udzielanie porad fachowych ich administratorom oraz przekazywanie swoich opinii i spostrzeżeń na ten temat Wydziałowi Rolnemu Wojewódzkiego Urzędu Ziemskiego.

1.Zaświadczenie dla ewakuacji do Polski No 3 wydane przez Głównego Pełnomocnika Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z dn. 30 grudnia 1944 r. [Pieczęć trójkątna u góry z lewej:] Państwowy Urząd Repatriacyjny 137. Wyd. orzeczenie nr 13331/46 P.U.R. Gdańsk 15.11.1946. [Pieczęć trójkątna u góry z prawej:] Państwowy Urząd Repatriacyjny 113. Wydział Osadnictwa. Otrzymał przejazd do Włocławka. Grudziądz 9.08.1945. [Pieczęć prostokątna u dołu:] Państwowy Urząd Repatriacyjny. Pow. Oddz. we Włocławku – Zaświad. na przejazd ulgowy nr 16830 wydano dn. 18.9.46. Do stacji Gdańsk

2.Na odwrocie zaświadczenia znalazły się następujące zapisy:] Przeszedł rejestrację – zam. ul. Owsiana nr 4. Zarząd Miejski w Białymstoku. Naczelnik Wydziału Administracyjnego. Przedłuża się do dnia 31 marca 1945 roku. Białystok 22 II 1945. Przedłuża się termin ważności do 30.VI.45. Białystok 20 V 45 r. Naczelnik Wydziału Administracyjnego. Zarząd Miejski w Białymstoku. Ewakuuje się do Grudziądza – Gdańska. Białystok 26 V 45 r. Podpisano Kierownik Oddziału. Państwowy Urząd Repatriacyjny. Punkt etapowy w Grudziądzu. 12 VII 45 wolny przejazd na osiedlenie się. Wyd. bezpł. Przejazd Bydgoszcz-Grudziądz. 13 VII 45. Zł. 300, słownie trzysta tytułem zapomogi doraźnej wypłacono. Zaksięgowano pod. Poz. Nr 6/74. Państwowy Urząd Repatriacyjny. Punkt Etapowy w Grudziądzu 22 VII 1945. Ważność Zaś. Nr 3 przedłuża się do 30.7.45. Kier. Wydz. Ds. Ludności. Urząd Miejski w Grudziądzu. Biuro Meldunkowe. A następnie do 31.8.45

Ilustracje nr 36 i 37.Zaświadczenie zezwalające na ewakuację do Polski wydane dla Kazimierza Macura przez Głównego Pełnomocnika Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, 30.12.1944 roku

Z dalszych adnotacji na zaświadczeniu upoważniającym do ewakuacji wynika, że 26 maja 1945 roku rodzice otrzymali pozwolenie na przeniesienie się z Białegostoku do Bydgoszczy, a następnie 13 lipca 1945 roku Państwowy Urząd Repatriacyjny wydał pozwolenie na bezpłatny przejazd do Grudziądza w celu osiedlenia się tam i wypłacił 300 zł tytułem pomocy doraźnej. Mama pragnęła urodzić dziecko wśród swoich bliskich, a za takich uważała swoją pomorską rodzinę. W Grudziądzu bowiem mieszkałli jej wujek Jan Mościcki z żoną Angeliką oraz ciocia Hela Świerczewska z rodziną. I tak następnego dnia po przyjeździe, 14 lipca 1945 roku, przyszedłem na świat. Rodzina zamieszkała w Grudziądzu przy ulicy Staszica 4 m. 3, u wujka Mościckiego. Pierwszego sierpnia ojciec przeniósł się do Włocławka, gdzie Feliks Swarcewicz zaproponował mu pracę w charakterze technika budowlanego w Inspektoracie Oświaty Rolniczej. Ponownie rodzice zamieszkali osobno. Ojciec pragnął jak najszybciej ściągnąć rodzinę do Włocławka. Zastanawiał się przy tym nad wyborem najwygodniejszego środka lokomocji i kosztami. Wiadomo o tym z listu mamy do ojca z 3 września 1945 roku:

„Kalkulacje Twoje otrzymałam. Przeraziłam się ogromnie, że aż tyle miałby kosztować samochód. Nie! To całkowicie niemożliwe. Tu za 4 tysiące złotych można mieć samochód własny. Poradź się Feliksa ostatecznie i przyjedź. Pojedziemy statkiem lub pociągiem. Można podobno jechać z wózkiem w bagażowni, to nie byłoby znów takie uciążliwe. Gdybyś miał trochę pieniędzy, to przyślij, tu można niedrogo kupić naczynia kuchenne, więc kupiłabym. Może z Urzędu Repatriacyjnego dostaniemy wolny przejazd? Łóżka nie kupuj, to za drogo. Podaję Ci ceny z targu w Brodnicy: jaja – mendel za 55 zł, masło – 160 zł, kaczka – 80 zł, słonina – 200 zł. Andrzejek był chory, teraz jest już lepiej. Prędko będzie miał już 2 miesiące. Czy masz kartki żywnościowe? Wanny nie kupuj, na razie się obejdziemy”.

Ojciec, chcąc zaspokoić zwiększone potrzeby finansowe rodziny, poszukiwał dodatkowych możliwości zarobkowych. Świadczą o tym zachowane pisma urzędowe. Jedno z nich – Oddziału Muzeów i Ochrony Zabytków Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego Pomorskiego w Bydgoszczy – jest odpowiedzią odmowną na jego oferty w sprawie wykonania pomiarów i planów inwentaryzacyjnych kościoła św. Mikołaja w Grudziądzu. Odmowę uzasadniono brakiem „odpowiednich kredytów” na zakup przyborów mierniczych i kreślarskich oraz wygórowanym wynagrodzeniem za zdjęcia28. Z innego pisma – Okręgowego Inspektoratu Oświaty Rolnej we Włocławku29 – wynika, że w sierpniu 1945 roku ojciec był zatrudniony w Lubrańcu przy uruchomieniu Liceum Przemysłu Rolnego i Gimnazjum Ogólnokształcącego, gdzie jako kierownik techniczny miał „dokonać oględzin budynku szkolnego, sprawdzić i zatwierdzić kosztorysy na poszczególne roboty remontowe, tudzież omówić z czynnikami zainteresowanymi kwestie gospodarczo-techniczne sposobu przeprowadzenia remontu”30.

Ilustracja nr 38.Helena i Kazimierz Macurowie z synem Andrzejem, Włocławek 1946 rok

We