Strona główna » Fantastyka i sci-fi » Głos bogów. Księga III Ery Pięciorga

Głos bogów. Księga III Ery Pięciorga

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-62170-83-8

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Głos bogów. Księga III Ery Pięciorga

Auraya, jako opiekunka Siyee, musi sprawdzić, kim jest obcy przybysz, który pojawił się w ich krainie. Spotyka tajemniczą kobietę, która twierdzi, że jest przyjaciółką Mirara, i składa kapłance pewną propozycję. Auraya nie potrafi odmówić, jednak musi to ukrywać albo narazić się na gniew bogów. Na południu Mirar cieszy się szacunkiem i akceptacją, odzyskując dawną pozycję wśród swego ludu, jednak ta wolność ma swoją cenę. Tymczasem Emerahl może wreszcie przyłączyć się do Myślicieli w poszukiwaniach Zwoju Bogów, prawda jednak może przybrać inną formę, niż tego oczekiwała. Pentadrianie, rozczarowani przegraną z Cyrklianami, knują i układają plany pokonania wrogów sposobami innymi niż bezpośrednia walka. Kiedy umiera nadzieja na pokój, a wojna między zwaśnionymi ludami wydaje się nieunikniona, Auraya wbrew swej woli zostaje wciągnięta w konflikt. Rozwiązanie może jednak kryć się wśród Dzikich, którzy wyruszają na poszukiwanie pogrzebanych dawno temu sekretów. Sekretów, które mogą zmienić świat...

Polecane książki

Teraz i Ty, podobnie jak mistrzowie potężnych praktyk Wschodu na przestrzeni tysięcy lat, możesz czerpać z dobrodziejstw chińskiej refleksologii. Ta pradawna sztuka leczniczego masażu stóp pozwala usprawnić przepływ uniwersalnej leczniczej energii i przywrócić Twoje ciało do stanu idealnej równowagi...
Polska B z nieproszoną wizytą w Polsce A. Młody pracownik supermarketu z dyplomem w kieszeni chce wyrwać się z małomiasteczkowej biedy i zarobić wielkie pieniądze w dużym mieście. Za wszelką cenę. W desperacji posuwa się do czynu ostatecznego. „Wybrany” to trzymająca w napięciu opowieść, która prowa...
Ekranizacja wyróżniona 2 nagrodami i 11 nominacjami Duńskiej Akademii Filmowej! Przed dwoma dekadami brutalnie zamordowano brata i siostrę, uczęszczających do elitarnej szkoły z internatem. Jeden z podejrzanych – członek grupy uprzywilejowanych uczniów – przyznał się do winy i został skazany. Kiedy...
PIERWSZA KSIĄŻKA NA POLSKIM RYNKU, KTÓRA TRAKTUJE GEJÓW I LESBIJKI NA RÓWNI. CZY ICH ŻYCIE JEST SŁODKIE JAK CZEKOLADKI I WYGODNE JAK DOBRA BIELIZNA? NA PEWNO BYWA ZABAWNE! „Bielizna i czekoladki” to historia o ukrywaniu się, miłości i akceptacji siebie. Książka ta jest manifestem, który ma pokaza...
Chcesz pójść do nieba? Nie czytaj tego! Proza, którą chciałoby sie nazwać zbiorem opowiadań (i jednego tekstu do rymu), bardzo przy tym zróżnicowanych stylistycznie, gdyby nie fakt, że opatrzona została, niczym tradycyjna powieść, prologiem i epilogiem. Klasyczne tematy literat...
Wszyscy znają koniec tej opowieści. Syrena, książę, pocałunek prawdziwej miłości. Lecz przedtem była trójka przyjaciół – jedna z nich wzbudzała strach, drugi pochodził z rodziny królewskiej, a trzecia nie żyła. Po tym, jak jej najlepsza przyjaciółka, Anna, utonęła,...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Trudi Canavan

Trudi Canavan

GŁOS BOGÓW

ERA PIĘCIORGA

TOM III

Przełożył Piotr W. Cholewa

Wydawnictwo Galeria Książki

Kraków 2013

Tytuł oryginału: Voice of the Gods. Age of the Five: Book Three

Copyright © 2006 by Trudi Canavan. All rights reserved

Copyright © for the Polish translation by Piotr W. Cholewa, 2010 Copyright

© for the Polish edition by Wydawnictwo Galeria Książki, 2010

Autor ilustracji

Steve Stone

Przygotowanie do druku okładki

Elżbieta Totoń / d2d.pl

Opracowanie redakcyjne i DTP

Pracownia Edytorska Od A do Z / oda-doz.com.pl

Wydanie I

ISBN: 978-83-62170-83-8

Wydawca: Wydawnictwo Galeria Książki

www.galeriaksiazki.pl

biuro@galeriaksiazki.pl

Opracowanie wersji elektronicznej:

Karolina Kaiser

Mojemu Tacie „Winkowi” Daunceyowi, który kochał tworzyć rzeczy

PODZIĘKOWANIA

Wielkie dzięki dla:

Wielkie dzięki dla: „Dwóch Paulów” i Fran Bryson, którzy przeczytali najpierwszy z pierwszych szkiców. Także dla Jennifer Fallon, Russella Kirkpatricka, Glendy Larke, Fiony McLennan, Kaaren Sutcliffe i Tessy Kum za cenne uwagi. Dla wszystkich czytelników, a zwłaszcza moich przyjaciół z Voyager Online. I wreszcie dla Stephanie Smith i zespołu Voyagera.

PROLOG

Mężczyzna, który wtoczył się przez drzwi szpitala, był cały zalany krwią. Spływała mu po twarzy i ubraniu, sączyła się spomiędzy przyciśniętych do czoła palców. Kiedy zobaczyli go ludzie w sali przyjęć, wszyscy umilkli, ale po chwili gwar i zamieszanie powróciły. Przecież ktoś się nim zajmie.

Wygląda na to, że ten ktoś to ja, pomyślała kapłanka Ellareen, gdy spojrzała na innych pracujących. Wszyscy kapłani i uzdrowiciele byli zajęci, choć tkacz Fareeh zaczął szybciej bandażować ramię pacjenta.

Kiedy nowo przybyły zobaczył, że Ellareen nadchodzi, wydawało się, że poczuł ulgę.

– Witaj w szpitalu – powiedziała. – Jak się nazywasz?

– Mal Toolmaker.

– Co ci się stało?

– Napadli na mnie.

– Pozwól, że to obejrzę.

Niechętnie pozwolił jej, by odsunęła mu dłoń z czoła.

Z rozcięcia sięgającego do kości polało się więcej krwi.

Znów przycisnęła mu dłoń do rany.

– Trzeba to zszyć.

Zerknął na najbliższego tkacza snów.

– Ty to zrobisz?

Stłumiła westchnienie i skinęła na niego.

– Tak. Chodź ze mną.

Nie było rzeczą niesłychaną, by pacjent w szpitalu żądał cyrkliańskiego uzdrowiciela, ale było to nietypowe. Większość po przyjściu skłonna była przyjąć każdą pomoc. Ci, którzy nie lubili tkaczy lub im nie ufali, chodzili gdzie indziej.

Tkacze snów chętnie pracowali z cyrkliańskimi kapłanami i odwrotnie. Wiedzieli, że leczą wielu ludzi, którzy wcześniej nie mogli liczyć na żadną pomoc. Ale stulecie przesądów wobec tkaczy nie dało się wymazać w ciągu kilku miesięcy. Ella zresztą tego nie oczekiwała. Ani nawet nie chciała. Tkacze snów nie oddawali czci bogom, a zatem ich dusze umierały wraz z ciałami. Żywiła wielki szacunek dla nich jako uzdrowicieli – nikt, kto pracował u ich boku, nie mógłby powiedzieć, że nie imponuje mu ich wiedza i talent. Jednak ich pełen nieufności i lekceważący stosunek do bogów często ją irytował.

Ale nie akceptuję też ślepej nietolerancji. Skłonność niektórych ludzi, by wobec tych, którzy się różnią, odczuwać lęk i niechęć, aż do granic irracjonalnej nienawiści, niepokoiła ją bardziej niż typowa przemoc i zwykła nędza, które sprowadzały do szpitala większość pacjentów. Ostatnio pracujących tutaj zaczęła nękać nowa grupa, zwąca siebie „prawdziwymi cyrklianami”. Ich arogancka wiara, że ich cześć dla bogów jest więcej warta niż jej, irytowała ją nawet bardziej niż obojętność tkaczy. Jedyna kwestia, w której się z nimi zgadzała, to stosunek do pentadrian. Jednak w przeciwieństwie do tych ostatnich tkacze snów nigdy nie twierdzili, że wyznają bogów, którzy nie istnieją. Nie wykorzystywali takiej bajki, by mieszkańców całego kontynentu przekonać, że cyrklianie są poganami i zasługują na wymordowanie.

Przynajmniej ten człowiek nie jest zbyt dumny, aby szukać naszej pomocy, myślała, prowadząc go korytarzem do wolnego pokoju. Wskazała mu ławę, podeszła z misą do koryta, przez które cały czas przepływała woda, i ogrzała ją magicznie. Wzięła z kosza ściereczkę, nalała na nią kilka kropli oczyszczającego olejku i przemyła mężczyźnie twarz. A potem zaczęła zszywać rozcięcie.

Młody kapłan Naen stanął w drzwiach, kiedy już niemal kończyła.

– Twoja matka przybyła, kapłanko Ello.

Zmarszczyła brwi.

– Powiedz, że zobaczę się z nią, gdy tylko skończę z tym pacjentem.

Yranno, spraw, by czekała cierpliwie, aż będę gotowa, i żeby nie dostała ataku tego swojego złego humoru.

:Naen dopilnuje, żeby ci nie przeszkadzała, Ellareen, zapewnił ją jakiś głos.

Ella wyprostowała się i rozejrzała. Nie zobaczyła nawet śladu kobiety, która się przed chwilą odezwała. Czyżbym słyszała głosy, jak ten zwariowany staruszek, który cały czas tu przychodzi?

:Nie, nie jesteś szalona. Jesteś zdrowa na umyśle jak większość śmiertelników. Nawet bardziej. Nawet jeśli cały czas ze mną rozmawiasz.

:Rozmawiam… Z tobą… Yranno?

:Zgadza się.

:To niemożliwe.

:Dlaczego?

:No… Jesteś bogiem. Boginią. Dlaczego miałabyś ze mną rozmawiać?

:Mam dla ciebie zadanie.

Dreszcz podniecenia i lęku przebiegł Elli po karku. Równocześnie usłyszała, jak jeden z kapłanów podnosi głos w sali przyjęć.

– Tłum blokuje ulicę na zewnątrz. Nie pozwolą nam opuścić szpitala. Nie, nie możemy… Najlepiej to przeczekać.

To chyba nie znowu ci „prawdziwi cyrklianie”, pomyślała, zawiązując ostatni szew.

:Tak, to oni. Otoczyli szpital.

Ella westchnęła, a potem nagle zrozumiała.

:Ale… Ta blokada musi być inna niż wcześniejsze, inaczej nie prosiłabyś mnie, żebym wykonała dla ciebie zadanie.

:To prawda.

:O co chodzi?

:Chcę, żebyś unieruchomiła tego człowieka, którego właśnie opatrujesz. Użyj magii, leków, czegokolwiek, co zadziała.

Ella zamarła, spoglądając na siedzącego przed nią mężczyznę. Patrzył na nią, a źrenice miał rozszerzone. Nie tylko z powodu bólu jest taki zdenerwowany, uświadomiła sobie.

To raczej strach.

W gardle jej zaschło, a serce zabiło szybciej. Być może jest bardziej Obdarzony od niej. A z pewnością jest silniejszy.

Jeśli coś źle pójdzie…

Nie myśl o tym, powiedziała sobie. Kiedy bogowie proszą, aby coś zrobić, mogę się tylko jak najlepiej starać, aby wykonać ich polecenie.

Siła jej magii pchnęła go na ścianę i wycisnęła powietrze z płuc. Potem Ella znów pchnęła go na ławę i przytrzymała w nadziei, że jest zbyt zajęty walką o oddech, by użyć Darów, jakie być może posiada.

Ale szybko się pozbiera. Yranna sugerowała leki…

Ella chwyciła butelkę sennego waporu, wylała trochę na ściereczkę i przytrzymała mu przed nosem, aż oczy mężczyzny się zaszkliły. To go uciszy na kilka minut, ale co potem?

Ta blokada może trwać parę godzin.

Potrzebuję środka nasennego.

Rozejrzała się po pokoju i znalazła prawie pusty słój proszku usypiałki. Wymieszała napój z tych resztek i ostrożnie wlała mu do gardła. To niemal go obudziło. Zakaszlał, a potem połknął miksturę i znowu stracił świadomość.

Cofnęła się, aby ocenić swoje dzieło, i uświadomiła sobie, że nie wie, na jak długo wystarczy ta niewielka dawka leku.

Pół kubka wywoływało całonocny sen. Doza, którą mu zaaplikowała, może wystarczyć na godzinę, o ile będzie miała szczęście. Mogłaby poszukać więcej usypiałki, ale substancja ta była niebezpieczna i trudna do aplikowania nieprzytomnemu pacjentowi. Może przedostać się do płuc… Znowu przyjrzała się mężczyźnie.

Yranna kazała mi cię unieruchomić, pomyślała, a nie zabić. Co takiego planowałeś, Malu Toolmakerze?

Pod wpływem impulsu chwyciła kilka pasów bandaża, związała mu ręce i nogi i zakneblowała usta. Aby go ukryć, chwyciła koc i nakryła pacjenta, zostawiając odsłonięty tylko czubek głowy.

To mu jednak nie przeszkodzi, aby zwrócić na siebie uwagę, gdy już się obudzi. Inni będą chcieli wiedzieć, dlaczego to zrobiła. I co im wtedy powiem?

Nie była pewna, czy uwierzą, jeśli im powie, że to bogini kazała unieruchomić mężczyznę. W końcu może i tak, ale pewnie go uwolnią i będzie mógł zrobić to, co sobie zaplanował.

Miał ranę na czole, więc wiarygodne będzie wyjaśnienie, że cierpiał na zawroty głowy i ataki dezorientacji. Jednak środki nasenne nie były wtedy typową metodą leczenia. Musi znaleźć inny sposób, by to wytłumaczyć.

– Ella! – zawołał z korytarza znajomy głos.

Odwróciła się – to jej matka musiała się wymknąć Naenowi. Ella szybko wyszła z pokoju, zanim starsza kobieta odkryła ją ze skrępowanym i zakneblowanym pacjentem.

W korytarzu ta szczupła, siwiejąca kobieta ubrana w czysty, dobrze skrojony taul z drogiego materiału z dezaprobatą zmarszczyła brwi.

– Nareszcie, Ello. Muszę z tobą chwilę porozmawiać.

– Pod warunkiem że będzie to chwila – odparła, starając się mówić rzeczowo. – Wracajmy do sali przyjęć.

– Nie możesz tu dłużej pracować – powiedziała matka cichym głosem, podążając za kapłanką. – To zbyt niebezpieczne. I tak fatalnie się czuję, wiedząc, że wciąż jesteś pod wpływem tych pogan, a teraz doszło coś jeszcze gorszego. Po całym mieście krążą plotki. Jestem zdziwiona, że nie miałaś dość rozsądku, aby się wynieść…

– Mamo – przerwała Ella. – O czym ty mówisz?

– Mirar wrócił – odparła jej matka. – Może nie słyszałaś?

– Najwyraźniej nie.

– Był, to znaczy jest przywódcą tkaczy snów. No wiesz, Dziki. Mówili, że zginął sto lat temu, ale przeżył. Ukrywał się, a teraz wrócił.

– Kto tak mówi? – spytała Ella, unikając nazbyt sceptycznego tonu.

– Wszyscy mówią i nie patrz tak na mnie. Wielu ludzi go widziało. A Biali nie zaprzeczają.

– A mieli szansę?

– Oczywiście, że mieli. A teraz posłuchaj. Nie możesz tu dłużej pracować. Musisz z tym skończyć!

– Z powodu jakiejś plotki nie opuszczę ludzi, którzy mnie potrzebują.

– To nie jest plotka! – wykrzyknęła matka, zapominając już, że sama tak określiła pogłoski o powrocie Mirara. – To prawda! A jeśli on tu przyjdzie? Pomyśl, co może ci zrobić!

Nawet go nie rozpoznasz. Może już teraz tu pracuje w przebraniu! Może cię uwieść!

Ella nie bez wysiłku zdołała ukryć uśmiech. Uwieść, rzeczywiście!

– Tkacze snów mnie nie interesują, mamo.

Ale kobieta nie słuchała. Kiedy możliwe zagrożenia stawały się coraz bardziej wymyślne, Ella pokierowała matkę w stronę ławki w sali przyjęć.

– A teraz zobacz, co się stało – rzekła nagle matka, siadając. – Z powodu jego powrotu jesteśmy tu uwięzieni. Czy nie macie żadnego tylnego wyjścia? Czy nie możemy…

– Nie. Kiedy dzieje się coś takiego, przy tylnym wyjściu zawsze czekają jacyś rozrabiacze.

– Gdybyś była wysoką kapłanką, toby się nie ośmielili.

Ella zdusiła westchnienie. Powiedz mi, Yranno, czy wszystkie matki są takie same? Czy nigdy nie są zadowolone ze swoich dzieci? Gdyby udało mi się zostać wysoką kapłanką, czy uznałaby, że powinnam być Białą? A gdybym jakimś cudem została Białą, czy zaczęłaby mnie męczyć, abym została boginią?

Udzieliła matce zwykłej odpowiedzi.

– Gdybym została wysoką kapłanką, nie miałabym czasu, aby się z wami spotykać.

Matka wzruszyła ramionami i odwróciła się.

– I tak prawie cię nie widujemy.

Ledwie co drugi, najwyżej co trzeci dzień, pomyślała Ella.

Ależ jestem niedbała. Jakże nieszczęśliwi są moi rodzice.

Jeśli kiedyś stanę się do niej podobna, proszę, Yranno, niech ktoś mnie zabije.

– Czy słyszałaś, kto ma zastąpić Aurayę? – spytała matka.

– Nie.

– Na pewno już coś wiadomo.

W jaki sposób potrafiła sprawić, by nawet to proste stwierdzenie brzmiało jak zarzut?

– Jak już wielokrotnie wskazywałaś, jestem tylko nisko postawioną kapłanką, niegodną zauważenia czy szacunku, czy nawet wiedzy o najgłębszych sekretach cyrklian – odparła oschle Ella, oczekując skarcenia za ten sarkazm.

Lecz matka nie słuchała.

– To pewnie będzie jeden z wysokich kapłanów – powiedziała głównie do siebie. – Potrzebujemy kogoś silnego, a nie jakiejś frywolnej młodej dziewczyny, która dziwnie lubi pogan. Bogowie mieli rację, że wykopali tę młodą Aurayę spośród Białych.

– Nie wykopali. Zrezygnowała, żeby pomóc Siyee.

– Nie to słyszałam. – Oczy matki błyszczały radością i dumą z plotek, które zdążyła poznać. – Słyszałam, że odmówiła wykonania polecenia bogów, więc odebrali jej całą moc.

Ella zgrzytnęła zębami.

– Wiesz, ja rozmawiam z Yranną przez cały czas i nic mi o tym nie wspominała. A poza tym dobry uzdrowiciel nie poświęca godzin pracy na plotki.

Matka zmrużyła oczy i uniosła lekko brodę. Zanim jednak zdążyła się odezwać, Ella usłyszała, że ktoś ją woła. Obejrzała się i poczuła ucisk w żołądku, widząc, że kapłani Naen i Kleven idą w jej stronę ze zmarszczonymi czołami.

– Gdzie się podział ten człowiek z rozciętą głową, Ello? – zapytał Kleven.

– On… Rozzłościł się, kiedy usłyszał, że jesteśmy tu uwięzieni.

– Więc go uśpiłaś?

Zostawiła matkę na ławce, wstała i podeszła do Klevena, zniżając głos.

– Tak. Był bardzo… rozzłoszczony. Użyłam waporu sennego, a kiedy nie zdradzał żadnych niepożądanych efektów, dałam mu małą dawkę usypiałki.

– Usypiałki? Ten człowiek został uderzony w głowę! – zdumiał się Kleven i ruszył korytarzem.

Elli na moment zamarło serce, ale zaraz pobiegła za nim.

– Każdy, kto doznał urazu głowy i zdradza dziwne zachowanie, powinien być uważnie obserwowany – mówił Kleven, wchodząc do pokoju. Zsunął koc z głowy Mala Toolmakera i odsłonił knebel. – A to co takiego? – spytał.

Ściągnął cały koc i wykrzyknął ze zdziwienia, gdy ujrzał bandaże krępujące stopy i ręce mężczyzny.

– Zaatakował mnie – wyjaśniła.

Spojrzał na nią ostro.

– Dobrze się czujesz?

– Tak. Nawet mnie nie dotknął.

– Powinnaś mi o tym powiedzieć.

– Miałam taki zamiar, ale matka mnie zatrzymała.

Kiwnął głową i wrócił do nieprzytomnego mężczyzny.

Dreszcz przeszedł po jej plecach, gdy zaczął rozwiązywać bandaże.

– Czy to rozsądne? – spytała z wahaniem.

– Naen będzie go pilnował. Ile mu dałaś usypiałki?

– Niewiele. Najwyżej małą łyżeczkę.

Powieki mężczyzny poruszyły się w reakcji na dotknięcie Klevena. Nie obudził się jeszcze, ale wkrótce miało to nastąpić.

– Zostaw go – usłyszała własny głos. – Nie możemy pozwolić, żeby się obudził. Musimy ponownie go uśpić.

Kleven spojrzał na nią zdziwiony.

– Dlaczego?

Westchnęła.

– To niesamowite, ale naprawdę się zdarzyło. Zostałam przed nim ostrzeżona i polecono mi go unieruchomić… – Skrzywiła się. – Wiem, że trudno ci będzie uwierzyć, ale to była Yranna.

Kleven uniósł brwi.

– Bogini?

– Tak. Odezwała się do mnie w moich myślach. I nie, normalnie nie słyszę głosów w głowie.

Kapłan przyglądał się jej zamyślony. Dostrzegła powątpiewanie w jego oczach, lecz nie mogła ocenić, czy waha się, czy jej uwierzyć, czy raczej zaryzykować działanie wbrew boskim rozkazom.

– Skąd mam wiedzieć, że tego nie wymyśliłaś?

– Nie potrafię tego udowodnić, jeśli o to ci chodzi. Ale przypomnij sobie: nigdy nie zachowałam się nierozsądnie i nie zdradzałam oznak szaleństwa.

– Rzeczywiście – zgodził się Kleven. – Ale to nie ma sensu, że Yranna przemówiła właśnie do ciebie, a nie do kogoś z pozostałych. Jeśli ten mężczyzna jest zagrożeniem dla szpitala, wszyscy powinniśmy o tym wiedzieć.

– Też mnie to zdziwiło – przyznała. – Może niebezpieczeństwo już minęło, ale wolałabym nie ryzykować. A ty?

Kleven przyjrzał się z powątpiewaniem śpiącemu mężczyźnie.

– Czy mogę w czymś pomóc?

Obejrzeli się. W drzwiach stał tkacz Fareeh. Ella jęknęła bezgłośnie. Kleven nie rozwiązał jeszcze wszystkich bandaży, a tkacz uniósł brwi, gdy je zauważył.

– Kłopotliwy pacjent?

Kleven zerknął na Ellę.

– Nie tylko w zwykłym sensie.

Tkacz snów popatrzył na śpiącego, potem na nich i kiwnął głową. Skierował się do wyjścia. Kleven westchnął.

– Ella twierdzi, że Yranna poleciła jej unieruchomić tego człowieka.

Odwróciła się ze zdumieniem.

– Ach – odparł krótko Fareeh.

Dlaczego Kleven mu to powiedział? I nagle zrozumiała.

Gdyby tego nie zrobił, Fareeh wiedziałby, że coś przed nim ukrywają, a to mogłoby zmienić ich stosunki. Pokręciła głową. Tak łatwo można zakłócić równowagę zaufania i podejrzliwości między naszymi ludami…

– Wierzysz jej? – spytał Kleven.

Tkacz znów wzruszył ramionami.

– Nie wierzę w to, czego nie mogę potwierdzić własnymi zmysłami, więc wiara nie ma tu nic do rzeczy. Albo się myli, albo ma rację. Jedno i drugie budzi niepokój. Proponuję, żeby przenieść pacjenta i kapłankę do sali przyjęć, gdzie wszyscy będziemy mogli obserwować i reagować, gdyby wyniknęły z tego jakieś kłopoty.

Starszy kapłan skinął głową.

– Dobra rada.

Ella patrzyła niespokojnie, jak za pomocą magii Kleven unosi nieprzytomnego człowieka i przenosi go do sali. Pacjenci i uzdrowiciele, znudzeni i szukający czegokolwiek, co zajęłoby ich uwagę, z ciekawością obserwowali, jak obcy zostaje ułożony na ławie. Jednak czas mijał, a mężczyzna tylko spał, więc szybko stracili zainteresowanie.

Obserwując obcego, Ella zastanawiała się, co takiego planował. Czy chciałeś nas zaatakować? Miałeś zamiar wymknąć się z pokoju, gdy będziemy zajęci, i wpuścić swoich ludzi tylnym wejściem? Za każdym razem kiedy się poruszał, serce Elli biło szybciej.

Kiedy w końcu otworzył oczy, wstała, przygotowana do obrony przed każdym magicznym atakiem.

– Usiądź, kapłanko Ello – powiedział Kleven spokojnie, lecz stanowczo.

Posłuchała go. Obcy uniósł się na łokciach i rozejrzał sennie. Zauważył Ellę i drgnął.

– Co się stało? – spytał. – Napadła na mnie.

– Spokojnie, nic ci nie grozi – zapewnił go łagodnie Kleven. – Postaraj się wszystko sobie przypomnieć.

Wzrok mężczyzny przebiegł po sali.

– Wciąż tu jestem. Dla… Jestem więźniem?

– Nie.

Zaczął wstawać z wysiłkiem. Kleven podszedł i go przytrzymał.

– Puść mnie.

– Wszystko w swoim czasie. Dostałeś niewielką dawkę środka nasennego. Zaczekaj, aż przestanie działać.

– Nasennego… Dlaczego mnie uśpiliście?

– Jedno z nas uważało, że planujesz nas skrzywdzić. Czy to prawda?

Grymas, jaki przemknął po twarzy mężczyzny, wzbudził u Elli dreszcz. Poczucie winy, uznała. Coś planował.

– Nie. Przyszedłem tylko…

Uniósł dłoń i dotknął czoła. Skrzywił się, gdy palce trafiły na szwy. Odetchnął głęboko, uniósł się i wstał. Kołysał się przez chwilę, a potem zrobił kilka kroków. Działanie leku szybko mijało i nikt nie próbował go zatrzymać, gdy z coraz większą pewnością przeszedł do ściany i z powrotem.

– Czuję się dobrze. Czy mogę już iść?

Kleven wzruszył ramionami i skinął głową.

– Nie widzę powodu, aby cię tu zatrzymywać… Tyle że na zewnątrz czeka niechętny tłum. Jeśli spróbujesz odejść, w najlepszym razie zarobisz jeszcze jedną ranę.

Mężczyzna spojrzał znacząco na Ellę.

– Zaryzykuję.

Kapłan wzruszył ramionami.

– Nie zatrzymamy cię. Możemy tylko ostrzegać. Zaraz otworzę drzwi.

Nikt się nie poruszył, kiedy mężczyzna szedł do wyjścia.

Ella zmarszczyła czoło. Powinna się cieszyć, że obcy odchodzi, że jego plan się nie powiódł. Coś ją jednak dręczyło.

Dlaczego Yranna miała mu pozwolić odejść, jeśli zagrażał szpitalowi? Przecież powiedziała…

I nagle zrozumiała, o co chodzi.

– Stój – krzyknęła, podrywając się z miejsca.

Mężczyzna nie zwrócił na nią uwagi.

– Ello – zaczął Kleven.

Mężczyzna wyciągał już rękę do drzwi, gdy Ella ściągnęła magię i wysłała barierę, by go zatrzymać. Nacisnął na niewidoczną tarczę i odwrócił się, patrząc gniewnie.

– Ello – warknął Kleven. – Puść go!

– Nie – odpowiedziała spokojnie. – Yranna kazała mi go unieruchomić. Nie powiedziała dlaczego. Może miałam nie dopuścić, aby nam zaszkodził, a może nie pozwolić mu odejść.

Mężczyzna cofnął się od drzwi i odwrócił do niej. Twarz miał wykrzywioną gniewem.

Poczuła, jak Kleven chwyta ją za ramię.

– Ello, nie możemy…

Jego głos ucichł i usłyszała, jak nabiera tchu. Od strony drzwi dobiegło pukanie. Kleven puścił ją.

– Opuść barierę, Ello – mruknął. – Przybył Rian z Białych.

Spełniła jego polecenie. Drzwi otworzyły się szeroko i przez próg przestąpił mężczyzna w cyrkli bez zdobień.

Rudowłosy Rian spojrzał na obcego mądrymi oczami.

– Długo musieliśmy cię ścigać, Lemarnie Shipmakerze.

Obcy cofnął się i pobladł. Do szpitala wkroczyła wysoka kapłanka. Rian kiwnął głową, a ona skinęła na mężczyznę.

Minął ją sztywno i przeszedł do drzwi, najwidoczniej popychany niewidzialną siłą.

Rian odwrócił się do obecnych.

– Napastnicy rozsądnie poszukali sobie innego miejsca pobytu. Możecie wychodzić bezpiecznie. Możecie też zostać, by kontynuować swoją pracę i leczenie. Wedle woli.

Wokół rozległo się kilka westchnień ulgi. Kleven wystąpił naprzód i oburącz wykonał formalny znak kręgu.

– Dziękujemy ci, Rianie z Białych.

Rian skinął głową, a potem spojrzał na Ellę.

– Dobra robota, kapłanko Ellareen. Szukaliśmy tego człowieka od miesięcy. Bogom spodobała się twoja lojalność i posłuszeństwo. Nie byłbym zdziwiony, gdyby w porę zaproponowano ci stanowisko wysokiej kapłanki.

Wpatrywała się w niego zdumiona. Odwrócił się, najwidoczniej nie czekając na odpowiedź, i wyszedł.

Stanowisko wysokiej kapłanki? Przecież chyba nie sugeruje… Nie, na pewno nie.

Ale Ceremonia Wyboru następnego z Białych jest już za miesiąc. Jaki może być inny powód awansu na wysoką kapłankę, żeby był w porę?

Muszę zaczekać i sama się przekonam.

Lekko oszołomiona wróciła do pracy.

CZĘŚĆ PIERWSZA1

Ciągły szum spadającej wody odbijał się echem między ścianami. Gdy Emerahl szła w głąb tunelu, hałas cichł nieco, ale także przygasało światło. Ściągnęła trochę magii i stworzyła iskrę, a potem posłała ją naprzód, do końca tunelu i dalej.

Wszystko wyglądało tak, jak zapamiętała: pośrodku jaskini prymitywne łóżka, zbudowane ze związanych pni i twardych pasm kory splecionych w ciasną sieć; kamienne misy, które wyrzeźbił Mirar, gdy tkwił tutaj zeszłego lata, ucząc się sztuki ukrywania umysłu przed bogami; ustawione pod ścianą słoje, pudełka i torby z konserwowaną żywnością i lekami, zebrane w ciągu miesięcy, kiedy tu mieszkali.

Tylko jedna z kluczowych części jaskini nie była widzialna. Poruszając się wolno do przodu, poczuła, jak stężenie magii przesycającej świat dookoła zmniejsza się i niknie zupełnie. Uśmiechnęła się z satysfakcją. Podtrzymując światełko zebraną w sobie mocą, przeszła do środka groty, gdzie znowu otoczyła ją magia. Znalazła się w pustce.

Odetchnęła i usiadła na jednym z posłań. Kiedy wróciła tu zeszłej wiosny, zauważyła, że pozbawiona magii przestrzeń zmniejszyła się od poprzedniej wizyty, stulecie wcześniej. Magia świata sączyła się wolno, aby wypełnić pustkę. To sugerowało, że dawniej, zanim ją odkryła, pustka była jeszcze większa oraz że kiedyś zniknie bez śladu.

Ale na razie wystarczy. Pokonała dzikie, nieprzyjazne tereny Si, częściej wspinając się niż idąc, aby dotrzeć do tego miejsca. Co drugi krok przeklinała Mirara, swego nieśmiertelnego przyjaciela, że namówił ją, aby podjęła się nauki Aurai. A co drugi przeklinała Bliźnięta – nieśmiertelnych jeszcze bardziej pradawnych niż ona i Mirar, których w końcu poznała kilka miesięcy temu – za to, że się z nim zgodzili.

:Musimy wiedzieć, kim jest Auraya, wyjaśniła jej Tamun podczas sennego połączenia w noc po tym, gdy Mirar przedstawił jej swoją prośbę. Jeśli będzie nieśmiertelna, może się stać cennym sprzymierzeńcem.

:A jeśli tego nie potrafi?

:Nadal będzie potężną czarodziejką, odparł Surim z nietypową dla siebie powagą.

:Pamiętaj, bogowie nie lubią niezależnych czarowników tak samo jak nas, nieśmiertelnych. Jeśli jej nie pomożemy, zabiją ją.

:Zabiją? To, że porzuciła Białych, nie oznacza, że zwróci się przeciwko bogom, przypomniała Emerahl. Auraya nadal jest kapłanką. Nadal im służy.

:Jej umysł jest pełen wątpliwości, oświadczyła Tamun.

Żądanie bogów, by bez sądu zabiła Mirara, zmniejszyło jej szacunek dla nich.

Emerahl pokiwała głową. Sama to wiedziała. Od czasu kiedy Auraya zdjęła z palca pierścień boskiej mocy, jej umysł nie był już osłaniany. Z pomocą Bliźniąt Emerahl nauczyła się zaglądać w umysły i od czasu do czasu widziała myśli Aurai.

Kłopot z młodą kapłanką polegał na tym, że choć jej lojalność osłabła, wciąż uważała, że powinna przynajmniej żyć z bogami w zgodzie. Jeśli odkryje, kim jestem, będzie wiedzieć, że chcą mojej śmierci, a ponieważ nie łączy nas dawna przyjaźń, nie zawaha się przed zadaniem ciosu, jak w przypadku Mirara.

Dostatecznie poznała już umysł Aurai, by wiedzieć, że dawna Biała nie lubi zabijać. Jeśli ich spotkanie przebiegnie dobrze, bogowie nawet się nie dowiedzą, że Emerahl tu jest.

Znów rozejrzała się po jaskini. Bogowie byli istotami magicznymi, więc mogli istnieć tylko tam, gdzie była magia. Nie potrafili wkroczyć do tych nielicznych, niewytłumaczalnych miejsc pustki, nie potrafili ujrzeć tego, co było wewnątrz, chyba że patrzyliby przez oczy ludzi stojących na zewnątrz. Kiedy Auraya tu dotrze, bogowie nie będą mogli czytać w jej myślach.

Nadal istniało ryzyko, że na próżno pokonała połowę kontynentu. Może nie uda się nauczyć Aurai czegokolwiek. Musi uważać, co jej powie. Jeśli Auraya wyjdzie z pustki, zanim opanuje sztukę ukrywania myśli, bogowie zobaczą jej umysł.

Emerahl pokręciła głową i znów westchnęła. To wielkie ryzyko. Łatwo jest Bliźniętom ukrytym w Czerwonych Jaskiniach dalekiego Sennonu czy Mirarowi w Ithanii Południowej. Nie muszą się martwić, że Auraya zmieni zdanie i uzna, że zabijanie nieśmiertelnych bez powodu jest czymś całkiem do przyjęcia.

Jednak pomoc Bliźniąt była bezcenna. Każdego dnia i każdej nocy sięgali do umysłów na wszystkich kontynentach, przeglądając myśli, wyczuwając intencje, widząc działania ludzi potężnych. Przez tysiące lat ta para doskonaliła swoją sztukę. Znali śmiertelnych tak dobrze, że z niepokojącą dokładnością potrafili przewidzieć ich zachowania.

Mirar zawsze powtarzał, że Dzicy – czy nieśmiertelni, jak nazywały ich Bliźnięta – mają wrodzone Dary. U Emerahl była to umiejętność zmiany wieku. U Mirara ta niezrównana zdolność uzdrawiania. U Bliźniąt – przeglądanie myśli. U Mewy… Nie była właściwie pewna, co to takiego, ale wiedziała, że ma związek z morzem.

Auraya, jak twierdził Mirar, posiadła zdolność lotu. Emerahl poczuła, że ciekawość łagodzi jej irytację. Ciekawe, czy może nauczyć tego innych. Mirar nauczył mnie leczyć, choć nie aż tak dobrze, jak sam potrafi. Być może nie zdołam latać jak ona… Chociaż akurat latanie nie jest umiejętnością, którą można bezpiecznie opanować w słabszym stopniu. Braki mogą okazać się zabójcze.

Parsknęła cicho. W takim razie warto spróbować. Też muszę odnieść z tego jakąś korzyść. Łatwiej będzie znieść myśl o uczeniu tej dziewczyny, jeśli coś mi wynagrodzi odłożenie poszukiwań Zwoju Bogów.

Bliźnięta mówiły jej, że przechwyciły plotki o przedmiocie, który opisywał Wojnę Bogów z punktu widzenia dawno nieżyjącej bogini. Emerahl postanowiła go odszukać. Taka kronika może zawierać użyteczne dla nieśmiertelnych informacje – informacje, które pomogą ujść boskiej uwagi albo przeżyć, jeśli to pierwsze się nie uda. A może nawet da im środki, by walczyć.

Według Bliźniąt uczeni w Ithanii Południowej poszukiwali Zwoju od dziesięcioleci. Ostatnio dokonali pewnych postępów, ale wciąż brakowało im informacji, by poznać miejsce jego ukrycia. Bliźnięta zapewniły ją, że ci uczeni nieszybko odnajdą Zwój, ma więc dość czasu, by nauczać Aurayę.

Przeszła do rzędu słojów i dzbanów, oglądając leki i żywność.

Najpierw muszę zebrać dość jedzenia. Potem wymyślić jakiś sposób, aby ściągnąć tu Aurayę i przekonać, by została na jakiś czas, a wszystko to tak, by nie wzbudzić podejrzliwości bogów.

Statek wspinał się nieustępliwie po zboczu fali, na moment znieruchomiał na szczycie, a potem runął w dół po drugiej stronie. Mirar ściskał reling na wpół przerażony, na wpół zachwycony. Piana ochlapywała go bezustannie, ale nie wycofał się pod pokład. Wiatr i woda były przyjemną odmianą po duchocie małej kabiny.

A staruszek nie potrzebuje mnie teraz, żebym mu przypominał, że umiera, tłumaczył sobie Mirar.

Leczył Rikkena w jednym z niewielkich portów na wybrzeżu Avvenu. Twardy i żylasty stary kupiec zirytował się, gdy Mirar ocenił przyczynę słabnącego zdrowia. To nie wiadomość, że umiera, go niepokoiła, lecz to, iż może zakończyć życie poza ojczyzną.

Poprosił więc Mirara, aby towarzyszył mu w ostatniej podróży do Dekkaru, w nadziei że obecność uzdrowiciela zagwarantuje mu dotarcie do celu. Mirar zgodził się z ciekawości, ale też dlatego że nie mógł tu sobie znaleźć miejsca. W Avvenie nie natrafił na niechęć wobec tkaczy snów, ale ta nieskończona identyczność mijanych miasteczek zaczynała go nudzić. Domy zbudowane były z cegieł pokrytych błotem, podobnie jak w Sennonie, ale nie różniły się ani kolorem, ani kształtem. Kobiety i mężczyźni nosili szare ubrania i zasłaniali twarze. Nawet ich muzyka była monotonna.

Nie szukam kłopotów, powiedział do siebie, wspominając oskarżenia rzucone przez Emerahl podczas ostatniego sennego połączenia. Lubię podróżować i odkrywać nowe miejsca. Już bardzo dawno nie mogłem tego robić.

Jeden z żeglarzy przebiegł obok Mirara, skinął głową i uśmiechnął się, gdy spotkały się ich spojrzenia. A ci południowcy są przyjaźni, dodał w myślach Mirar i skłonił głowę w odpowiedzi.

Znów spojrzał w stronę wybrzeża. Niskie skalne urwisko pojawiło się już wczoraj, a teraz wyrosło wyżej niż klify Torenu. Przed dziobem cień urywał się gwałtownie i Mirar właśnie zaczął dostrzegać przyczynę.

Czas mijał wolno; ze statku brzeg było widać tylko na szczytach kolejnych fal. Mirar czekał cierpliwie. Aż wreszcie między jedną falą a drugą w polu widzenia pojawił się koniec klifu.

Wysoka skalna ściana gwałtownie skręcała w głąb lądu, a strome zbocza opadały, przechodząc w niski zalesiony teren otoczony płaską plażą. Przemiana była niezwykła: od nagiej skały do bujnej roślinności. Klif ciągnął się ku wschodowi, zygzakując w oddali tam i z powrotem i wyrastając nawet wyżej niż przy brzegu.

Widok był zaskakujący. Wydawało się, że kraina na zachodzie została wydźwignięta jako jedna wielka płyta, wysunięta do przodu i ułożona na tej od wschodu.

Czy to naturalne? zapytał sam siebie. A może jakaś istota, boska lub nie, wyniosła ten ląd dawno temu?

– Tkaczu snów?

Mirar obejrzał się, szukając źródła głosu. Zauważył w pobliżu żeglarza z liną w dłoni. Drugą ręką mężczyzna wskazywał zalesione tereny.

– Dekkar – powiedział.

Mirar kiwnął głową, a żeglarz z wielką wprawą powrócił do pracy.

A więc to jest ojczyzna Rikkena. Dekkar, wysunięty najdalej na południe ze wszystkich krajów i znany ze swoich dżungli. Klif był naturalną granicą między nim a Avvenem. Jakby posłuszne jakimś miejscowym prawom, morze się uspokoiło. Załoga wciągnęła więcej żagli i statek przyspieszył.

Przez następne kilka godzin Mirar słuchał, jak mężczyźni rozmawiają, i próbował odgadnąć znaczenie słów. Obcy język był kłopotem, z którym nie musiał się mierzyć od tysiąca lat. Dialekty Ithanii Południowej pochodziły z rodziny języków o wiele starszej niż Mirar, więc niewiele było słów wyraźnie pokrewnych tym z głównego kontynentu.

Dotąd nauczył się dostatecznej liczby podstawowych pojęć w języku Avvenów, by jakoś sobie radzić, a od napotkanych tkaczy snów przejął większość tego, co było mu potrzebne do pracy uzdrowiciela.

Jego lud był tu liczniejszy niż na północy. Nie aż tak, jak za dawnych czasów, ale mieszkańcy zwykle akceptowali i szanowali tkaczy snów, podobnie jak wyznawców innych kultów. Mimo to starał się unikać tych nielicznych Sług pentadrian, których zauważył. Wprawdzie miejscowi tkacze zapewniali go, że Słudzy są tolerancyjni wobec pogan, on jednak przybywał z północy. Chorzy pentadrianie, którzy się o tym dowiadywali, albo odmawiali przyjęcia pomocy, albo godzili się na nią niechętnie, pod warunkiem że towarzyszył mu miejscowy tkacz. Nie liczył na to, że kapłani ich religii będą traktować go inaczej.

Klif, który był krawędzią Avvenu, wyrastał nad lasem niby wielka fala, jakby grożąc, że lada moment runie na Dekkar. Gdy żeglowali na południe, skała cofała się wolno, aż stała się prostym jak horyzont niebieskawym cieniem. Na wybrzeżu w pewnych odstępach od siebie pojawiły się budynki. Stały na palach, zbudowane głównie z drewna i połączone pomostami, choć tu i ówdzie, zwykle pośrodku osady, wyrastała kamienna struktura. Te kamienne budowle były pomalowane na czarno z wyraźnie wyrysowaną białą gwiazdą, symbolem Pięciorga Bogów.

Słońce wisiało już nisko, gdy statek skręcił w końcu w stronę brzegu. Halsując, wpłynął do zatoki pełnej innych jednostek i otoczonej największą grupą budynków, jaką Mirar widział tu do tej pory. Szerokie platformy, na których wzniesiono domy, były połączone mostkami z lin i desek, a czasami z jaskrawo pomalowanego drewna.

Mirar pochwycił spojrzenie gadatliwego żeglarza i pytająco wskazał głową miasto.

– Kave – rzekł mężczyzna.

A więc to jest główne miasto Dekkaru, dom Rikkena.

Mirar ruszył pod pokład. Stary kupiec trzymał się przy życiu w równej mierze dzięki swej determinacji, co za sprawą pomocy Mirara. Teraz, kiedy wrócił do domu, całkiem możliwe, że ta determinacja osłabnie i starzec nie zdąży zejść na brzeg.

Mirar zatrzymał się zdumiony, kiedy zobaczył, że Rikken na chwiejnych nogach wychodzi na pokład. Yuri, służący i towarzysz, podtrzymywał go za ramię. Mirar podszedł szybko i chwycił drugie.

Starzec skierował wzrok ku miastu i westchnął cicho.

– Sanktuarium Kave – powiedział.

Mirar rozpoznał słowo „sanktuarium”, ale mógł tylko zgadywać sens następującego po nim mamrotania. Yuri zmarszczył czoło i milczał, gdy Rikken podszedł do relingu.

Marynarz przyniósł skądś stołek, a starzec osunął się na niego i czekał.

Statek wpłynął wolno do zatoki, rzucił kotwicę, a potem, pośród zamieszania, delikatnie opuszczono Rikkena do szalupy. Mirar zabrał z kabiny swoją torbę i dołączył do starca.

Marynarze chwycili wiosła i mała łódka zaczęła sunąć w stronę miasta. Kiedy dotarli do nabrzeża, Mirar i Yuri pomogli Rikkenowi wysiąść. Mirar zauważył, że pale, na których zbudowano domy, to całe pnie drzew, wyglądające jak stary bezlistny las.

Yuri poprosił, by dwaj marynarze wnieśli Rikkena po schodach na platformę. Dwaj inni zabrali z łódki spakowaną lektykę. Kiedy już stanęli na jednej z platform miasta, Rikken osunął się do lektyki, którą podnieśli czterej marynarze. Mirar patrzył, jak ruszają w stronę Sanktuarium, i w milczeniu przesłał starcowi pożegnanie.

Jakby słysząc jego myśli, kupiec odwrócił się i zmarszczył czoło. Wychrypiał coś i mężczyźni przystanęli.

– Chodź z nami – przetłumaczył Yuri.

Mirar zawahał się, a potem kiwnął głową. Pójdę z nim aż do Sanktuarium, zdecydował. Potem się pożegnam i poszukam miejscowego Domu Tkaczy.

Maszerował więc, podczas gdy lektyka z Rikkenem przemieszczała się z jednej platformy na drugą, obserwowana przez mieszkańców Kave.

Z wolna pokonywali plątaninę platform i mostów. Marynarze nie mogli przenosić lektyki po mało stabilnych linowych mostkach, więc z konieczności podążali krętą drogą. Minęła ponad godzina, zanim dotarli do Sanktuarium.

Była to masywna schodkowa piramida wyrastająca z błotnistego gruntu. Przysadzista, wydawała się ciężka i posępna i nawet najsolidniejsze drewniane domy wydawały się przy niej małe i tymczasowe. Wokół krążyło kilkoro Sług. Mirar zbliżył się do lektyki.

– To był prawdziwy zaszczyt… – zaczął.

Rikken spojrzał na uzdrowiciela. Twarz miał śmiertelnie bladą i błyszczącą od potu. Słowa pożegnania zamarły Mirarowi w krtani, gdy uświadomił sobie, że mężczyźnie grozi kolejny atak. Yuri syknął cicho i zaczął popędzać marynarzy.

Gdy grupa pospieszyła ku wejściu do Sanktuarium, Mirar westchnął i ruszył za nimi. Przyszła pora przekonać się, jak pentadriańscy Słudzy zareagują na tkacza snów z północy.

Słudzy podeszli, otoczyli kupca i pokierowali do Sanktuarium. W chłodnym wnętrzu lektyka została ustawiona na posadzce. Starzec trzymał się teraz za pierś.

Yuri spojrzał wyczekująco na Mirara.

Tkacz przykucnął obok Rikkena i wziął go za rękę. Przesłał swe myśli i wyczuł, że starca zawodzi serce. Normalnie pozwoliłby mu umrzeć, gdyż jedyną dolegliwością tego człowieka była starość. Ale proszono go, by pomógł mu wrócić do domu, zdawał też sobie sprawę, że wielu mężczyzn w czarnych szatach pilnie go obserwuje.

Ściągnął magię i wykorzystał ją, by nieco wzmocnić serce starca – dość, by odzyskało rytm i siłę uderzeń, ale to wszystko. Na twarz kupca powrócił kolor i grymas bólu zniknął. Rikken odetchnął parę razy i z wdzięcznością skinął Mirarowi.

– Dziękuję.

Mirar uniósł głowę i spostrzegł, że krąg Sług przygląda im się z ciekawością. Starszy Sługa wyminął pozostałych i uśmiechnął się do kupca. Zaczął mówić szybko po dekkańsku, a Rikken coś odburknął. Sługa roześmiał się, a potem zaczął wydawać innym rozkazy.

Najwyraźniej on tu rządzi, uznał Mirar.

Przyniesiono krzesło i usadzono na nim Rikkena. Z zachowania Sługi i kupca Mirar odgadł, że dobrze się znają.

Cofnął się i rozejrzał po sali.

Czyniąc to, nie mógł powstrzymać dreszczu podziwu.

Ściany były pokryte obrazami wykonanymi z maleńkich fragmentów błyszczącej ceramiki ułożonej tak umiejętnie, że sugerowały więcej szczegółów, niż rzeczywiście ukazywały. Sala była pięcioboczna, a na każdej ścianie przedstawiono jednego z bogów pentadrian.

Sheyr, Hrun, Alor, Ranah i Sraal – Mirar nauczył się tych imion od tkaczy snów, których tu spotkał. W przeciwieństwie do bogów cyrklian, ci byli raczej zamknięci w sobie i pojawiali się tylko w wyjątkowych sytuacjach. Pozwalali wyznawcom samodzielnie dbać o swoje sprawy, byle tylko nie odchodzili zbyt daleko od głównej doktryny.

Można się zastanawiać, jak doszło do tego, że pentadrianie zaatakowali Ithanię Północną. Czy sami podjęli tę decyzję, czy wojna należy do doktryny? Uczą sztuki wojennej swoich kapłanów, więc to ostatnie nie jest niemożliwe.

Zmarszczył brwi. Jeśli to prawda, nie wróży to zbyt dobrze Ithanii Północnej.

– Tkaczu snów! – zawołał Yuri.

Mirar uniósł głowę i spostrzegł, że przygląda mu się stary Sługa. Mężczyzna zaczął mówić, ale Yuri przerwał mu przepraszająco. Sługa słuchał przez chwilę, a potem uniósł brwi i znów spojrzał na Mirara.

– Jesteś z Ithania Północna? – spytał po hanijsku.

Mirar zamrugał zdziwiony, że mężczyzna zna język północy, i skinął głową.

– Tak.

– Jak długo ty bywać w Ithania Południowa?

– Kilka miesięcy.

– Podoba się?

Mirar się uśmiechnął. Czy jakikolwiek gość w obcym kraju mógłby odpowiedzieć na to pytanie inaczej niż twierdząco?

– Tak. Wasz lud jest przyjazny i gościnny.

Kapłan pokiwał głową.

– Tkacze snów źle widziani na północ, ja słyszę. Teraz bardziej źle. – Z uśmiechem spojrzał na Rikkena. – Tutaj my nie tacy głupi.

– Nie – zgodził się Mirar.

Bardziej źle. Może powinienem się skontaktować ze starszą tkaczką Arleej i zapytać, czy to prawda i dlaczego tak się dzieje.

– Ty robić dobra praca z tym człowiek. Dziękuję.

Mirar pochylił głowę, przyjmując podziękowania. Kapłan odwrócił się do Rikkena i spoważniał. Powiedział coś w miejscowym języku, a potem wykreślił w powietrzu znak gwiazdy. Rikken spuścił wzrok jak skarcone dziecko, a potem pokornie pokiwał głową.

Mirar nabrał tchu i wolno wypuścił powietrze. Sługa był przyjazny i okazał szacunek, chociaż wiedział, że Mirar przybył z północy. Może to, że jest tkaczem snów, równoważy fakt bycia cudzoziemcem z wrogiego kraju? Może Słudzy są bardziej rozsądni w tej kwestii niż zwykli pentadrianie?

Ale bardziej prawdopodobne, że wielu spośród Sług skłonnych jest do podejrzliwości. Miałem szczęście, że spotkałem takiego, który nie jest, pomyślał Mirar. Uśmiechnął się ponuro. A im dłużej zostanę w Ithanii Południowej, tym większą mam szansę, że spotkam takiego, który jest.

2

Śnieg wciąż leżał na najwyższych szczytach Si, lecz gdzie indziej było już widać skutki cieplejszej pogody. Las zmienił się w istną burzę nowych pędów i kwiatów. W wąskich dolinach i na naturalnych tarasach wzdłuż zboczy rosły zielone i gęste zboża.

Ostatnie dni były najcieplejsze, jakie przeżyła tu Auraya. W przeszłości odwiedzała Si w chłodniejszych miesiącach roku. Kraina ta doświadczała zarówno cieplejszych, jak i zimniejszych okresów niż te, do których była przyzwyczajona. Zimniejszych, gdyż Si pokrywały góry, i cieplejszych, gdyż leżała dalej na południe niż Hania i na tej samej szerokości co pustynna kraina Sennonu.

Lot dawał jej trochę ulgi. Powietrze wysoko w górze zawsze było chłodne, ale dzisiaj leciała nisko, gdyż towarzyszący jej Siyee nie mogli zbyt długo walczyć z zimnym wiatrem. Chłód usztywniał ich mięśnie i pochłaniał dużo siły.

Spojrzała na lecącego obok mężczyznę. Choć już dorosły, był o połowę mniejszy od niej. Pierś miał szeroką, nogi muskularne, kości ostatnich trzech palców tworzyły ramę skrzydeł podtrzymującą membranę sięgającą aż do boków tułowia. Tak długo przebywała już wśród Siyee, że musiała świadomie zwracać uwagę na różnice między nimi a sobą. Kiedy jednak to robiła, zdumiewało ją, że zaproponowali jej – ziemiochodzącej – stały dom w swej krainie.

To nie znaczy, że nic im nie dała w zamian. Magiczne Dary, które zachowała mimo rezygnacji z funkcji Białej, bezustannie wykorzystywała dla ich dobra. Najczęściej było to latanie i uzdrawianie. W tej chwili wracała właśnie z misji uzdrowienia rannej dziewczyny w innej wiosce Siyee. I gdyby nie te Dary, wiele setek ludzi zmarłoby od zarazy.

Przed nimi widać już było bladą plamę odsłoniętej skały, która wyznaczała Przestrzeń – główną wioskę Siyee. Auraya czuła, że radość wypełnia jej serce. Nad krawędzią odsłoniętej skały rozróżniała już domy Siyee – altany zbudowane z membran rozciągniętych na giętkich drewnianych ramach i umocowanych do pni masywnych drzew. Na najwyższej skalnej półce zobaczyła też dwie znajome sylwetki, spoglądające w jej stronę: Mówca Sirri i jej syn Sreil.

Auraya zanurkowała i wylądowała kilka kroków od nich, podobnie jak jej towarzysze. Sirri się uśmiechnęła.

– Wcześniej wróciliście – zauważyła. – Jak poszło?

– Udało mi się wyleczyć jej ramię – odparła Auraya.

– To było niesamowite – wykrzyknął najmłodszy z towarzyszy Aurai. – Zaraz potem dziewczyna mogła latać!

Auraya skrzywiła się lekko.

– Chociaż ostrzegałam ją przed tym. Nie zdziwię się, jeśli taka lekkomyślność doprowadzi w przyszłości do skutków gorszych niż złamana ręka.

– Jej matka jest pijaczką.

Auraya spojrzała ze zdziwieniem na mężczyznę, który właśnie się odezwał. Mówca klanu dziewczyny aż do teraz zachował milczenie. Spojrzał jej w oczy i wzruszył ramionami.

– Próbujemy nauczyć ją jakiejś dyscypliny, ale nie jest to łatwe, gdy matka pozwala jej na wszystko, na co ma ochotę.

Auraya przypomniała sobie rozhisteryzowaną kobietę, która opiekuńczo krążyła wokół dziewczyny.

– Może teraz to się zmieni.

– Wątpię – odparł mężczyzna. A potem wzruszył ramionami. – Ale to możliwe. Nie powinienem przecież… Co to jest?

Podążyła za jego wzrokiem i uśmiechnęła się na widok pędzącego w jej stronę zwierzątka. Szpiczaste uszy leżały na płask, a puszysty ogon powiewał za nim jak proporzec.

– To veez. Wabi się Figiel.

Pochyliła się, a veez wbiegł jej na ramiona, obwąchał ją, po czym zwinął się wokół szyi.

– Ałaja wraca – oświadczył z zadowoleniem.

Przywódca klanu patrzył na veeza ze zdumieniem.

– Powiedział twoje imię. Potrafi mówić?

– Potrafi, choć nie ma co oczekiwać poruszającej rozmowy. Jego zainteresowania ograniczają się głównie do jedzenia i głaskania. – Podrapała Figla za uszami, a on potwierdził prawdziwość jej słów, szepcząc:

– Drapać miło.

Sirri parsknęła śmiechem.

– Obawiam się, że wkrótce znów będziesz musiała zostawić go opiekunowi. Dziś rano przybył posłaniec klanu Północnego Lasu. Mówił, że parę dni temu natrafił na chorą ziemiochodzącą. Prosiła, abyś to ty ją leczyła.

Auraya zamrugała zdziwiona.

– Ziemiochodząca?

– Tak. – Sirri uśmiechnęła się posępnie. – Spytałam, czy nie podejrzewa, że to pentadrianka. Jest pewien, że nie.

Mówił nawet, że już wcześniej odwiedziła Si, żeby uniknąć zagrożenia, kiedy wybuchła wojna. Czy chciałabyś sama z nim porozmawiać?

– Tak.

Mówca spojrzała na Sreila.

– Mógłbyś go przyprowadzić? A tymczasem – zwróciła się do Siyee, którzy wraz z Aurayą wylądowali w Przestrzeni – zapraszam wszystkich na poczęstunek w mojej altanie.

Ruszyli pieszo w stronę domu Sirri. Auraya zastanawiała się, czy to możliwe, by ta ziemiochodząca była pentadriańską czarownicą w przebraniu. Całkiem prawdopodobne, że wieści o jej rezygnacji dotarły do Ithanii Południowej i jedna z piątki czarowników przybyła w poszukiwaniu zemsty za śmierć ich przywódcy Kuara, którego Auraya zabiła podczas wojny.

Choć odeszła od Białych, zachowała zdolność lotu i uzdrawiania. Nie miała jednak możliwości, by sprawdzić, czy wciąż posiada Dary walki, które zesłali jej bogowie dla obrony Ithanii Północnej.

Nie mam pojęcia, jak silne są teraz moje Dary, ale jak dotąd wydaje się, że ich moc się nie zmniejszyła. Dowiem się dokładnie, jeśli ta kobieta naprawdę okaże się pentadriańską zabójczynią.

Mogła tylko zakładać, że nie jest już nieśmiertelna. Minie kilka lat, zanim oznaki starzenia potwierdzą, że utraciła ten Dar. Czy było warto? Rozejrzała się po Przestrzeni i pokiwała głową. Umiejętność przemieszczania się szybko z wioski do wioski połączona z Darem uzdrawiania, którego nauczył ją Mirar, podczas zarazy sercożera pozwoliły ocalić od śmierci wiele setek Siyee. Jednak nie wszystkich. Nie potrafiła przebywać w dwóch miejscach naraz, a kiedy zaraza osiągnęła szczyt, było zbyt wielu chorych, by zdążyła do nich dotrzeć.

Choć oficjalny powód opuszczenia grona Białych – zaraza w Si – był już przeszłością, przekonała się, że nie tęskni za dawnym stanowiskiem. Była zadowolona, wiedząc, że przeżyje resztę życia, pomagając Siyee. Juran pozwolił jej pozostać kapłanką, przesłał nawet kapłański pierścień i cyrklę dostarczone przez jednego z dwóch kapłanów, którzy dołączyli do przebywającej już w Przestrzeni pary.

Juran był jedynym Białym, który wciąż się z nią porozumiewał. Od pozostałych nie usłyszała ani słowa. Bogowie też już jej nie odwiedzali, choć niekiedy w magii wokół siebie wyczuwała coś, co sugerowało obecność Chai.

Ciekawe, czy mnie obserwuje. On pewnie wie, czy ta ziemiochodząca jest pentadrianką, czy nie. Ciekawe, czyby mnie ostrzegł, gdyby była.

Brakowało jej tych odwiedzin. Czasem nocami tęskniła za jego dotykiem, za subtelną rozkoszą, jaką jej dawał, gdy byli kochankami. Lecz było to tylko wrażenie, a nie uczucie. Najbardziej brakowało jej kogoś, komu mogłaby się zwierzyć, z kim podzieliłaby się troskami.

Nawet jeśli ten ktoś sam byłby źródłem tych trosk, myślała.

Dotarli do granicy lasu i Sirri poprowadziła ich do swojej altany. Była trochę większa niż przeciętna, co pozwalało Mówcy organizować tu zebrania. Usiedli wewnątrz i zabrali się do jedzenia chleba, owoców i orzechów, które Sirri ułożyła przed nimi na stole. Po kilku minutach wrócił Sreil z posłańcem, młodym człowiekiem, który przedstawił się jako Tyve i wydawał się znajomy.

– Spotkaliśmy się już, prawda? – spytała Auraya. Siyee kiwnął głową.

– Tak. Pomagałem tkaczowi snów Wilarowi, kiedy w zeszłym roku przybyłaś do naszej wioski.

Wilar. Na dźwięk tego imienia dreszcz przeniknął Aurayę, a we wspomnieniach rozbłysła twarz mężczyzny. Wilar to imię, które przybrał Mirar, gdy przebywał pośród Siyee.

Wilar, Mirar, Leiard. Ciekawe, czy używa też innych… Była przerażona, gdy odkryła, że człowiek, od którego w dzieciństwie uczyła się magii i uzdrawiania, którego kochała i któremu ufała jako dorosła, w rzeczywistości był słynnym Mirarem, nieśmiertelnym założycielem sekty tkaczy snów. To oszustwo najpierw ją rozgniewało, ale nie potrafiła zachować tej wściekłości, kiedy otworzył przed nią umysł, pokazując prawdę o swej przeszłości.

Trudno było sobie wyobrazić, jak to wszystko przeżył: zmiażdżony pod budynkiem, pozostający przy życiu, acz pozbawiony pamięci, kiedy jego okaleczone ciało z wolna leczyło się samo przez wiele, wiele lat. Wymyślił sobie osobowość, która była Leiardem, i stłumił własną, aby ukryć przed bogami swoją tożsamość.

To cud, że przeżył, pomyślała. I nic nie poradzę, że go za to podziwiam.

Zanim spotkała się z nim w wiosce klanu Północnej Rzeki, prawdziwa jaźń Mirara odzyskała panowanie nad ciałem, ale dopiero po połączeniu się w jakiś sposób z osobowością Leiarda.

Właśnie zaczynałam go lubić, kiedy bogowie kazali mi go zabić.

– Pamiętasz? – spytał ostrożnie Tyve. Wróciła myślami do chwili obecnej.

– Tak, pamiętam. Sirri mówiła mi, że spotkaliście wcześniej tę ziemiochodzącą?

Kiwnął głową.

– Tak, w tym samym miejscu, gdzie po raz pierwszy spotkaliśmy Wilara. Myślę, że się znali.

Serce Aurai zamarło. Czy to może być ta przyjaciółka, którą dostrzegła w pamięci Mirara, kiedy ukazał jej swe myśli?

– A jak ona wygląda?

– Wysoka, włosy koloru krwawego pędu, ale jaśniejsze, blada skóra, zielone oczy.

Auraya kiwnęła głową. Kobieta we wspomnieniach Mirara miała rude włosy.

– Czy podała ci swoje imię?

– Tak. Jade Dancer.

– A co jej dolega?

– Nie wie. Coś w brzuchu.

Jeśli ta kobieta była przyjaciółką Mirara, to po co przybyła do Si? Może go szuka, bo liczyła na jego pomoc i odkryła, że zniknął? Auraya zmarszczyła czoło. Czy ta dolegliwość jest rzeczywista, czy wymyślona, aby mnie do niej doprowadzić? Dlaczego chce się ze mną spotkać?

Jeśli kobieta jest przyjaciółką Mirara, to prawdopodobnie nie wspierają jej bogowie. Czy któryś z nich nas teraz słucha? Przeszukała magię wokół siebie, ale nie dostrzegła żadnego znaku.

Ostatnie, czego bym teraz chciała, to żeby bogowie kazali mi znowu kogoś zabić. Im szybciej spotkam się z tą kobietą i odeślę ją jej drogą, tym lepiej.

– Pomożesz jej? – spytał Tyve. – Jest miła – dodał. Auraya skinęła głową.

– Pomogę.

Nawet jeśli nie jest chora, chcę wiedzieć, po co przebywa w Si. I może ma wieści o Mirarze.

Ciche szuranie i brzęk łańcuchów zabrzmiały echem w studni schodów, kiedy kabina ruszyła w górę. Danjin przyglądał się, jak mija kolejne poziomy Wieży. Czasami miał wrażenie, że klatka jest nieruchoma, a to Wieża przesuwa się w górę i w dół wokół niej. Wtedy zastanawiał się, czy Auraya ma takie samo wrażenie, kiedy leci. Swą umiejętność opisywała jako przesuwanie się w relacji do świata. A może czasami czuła, jakby przesuwała świat w stosunku do siebie?

Klatka zwolniła i zatrzymała się na poziomie szerokiego stopnia. Drzwi się otworzyły, bez wątpienia pchnięte magią kierowaną przez stojącą obok niego kobietę.

Zerknął na Dyarę z Białych, drugą wśród przywódców cyrklian co do starszeństwa i mocy. Wyszła pierwsza, prowadząc go z klatki przez schody aż do drewnianych drzwi.

Zapukała, a Danjin poczuł dreszcz niepokoju. To był kiedyś pokój Aurai. Jako jej doradca bywał tu wielokrotnie. Teraz komnata należała do jej następczyni, Ellareen z Białych.

Praca doradcy była trudna, lecz znośną czynił ją fakt, że Danjin lubił i szanował Aurayę. Czy liczyłby na zbyt wiele, mając nadzieję, że tak samo będzie z najnowszą z Białych? Zastanawiał się, czy ją polubi, a równocześnie niepokoił, czy ona polubi jego.

Nie pomoże mi, gdy będę ją ciągle porównywał do Aurai, pomyślał.

Wiedział, że czasami nie zdoła się powstrzymać, a ona nie może nie wyczytać tego z jego myśli…

Drzwi się otworzyły i w progu stanęła wysoka szczupła kobieta. Włosy miała ułożone w wyrafinowaną fryzurę, a na sobie białą tunikę i cyrklę z tkaniny najwyższej jakości. Wydawała się elegancka i zrównoważona, ale nie piękna, zauważył. Chociaż nie nieatrakcyjna. Wyglądała na starszą od Aurai, ale najwyżej o kilka lat.

– Ellareen – powiedziała Dyara. – To jest Danjin Spear.

– Wejdź, proszę – odparła nowa Biała i cofnęła się.

Wskazała im miejsca i podała wodę. Sprawdził już, że pochodzi z Somreyu. Jej ojciec pracował dla bogatego kupca, a rodzina przeprowadziła się do Jarime, gdy został wybrany, by kierować hanijską częścią firmy. Ella wstąpiła do kapłańskiego stanu, mając dwanaście lat, i w końcu została uzdrowicielką. Pracowała w szpitalu od chwili jego powstania.

Coś wydarzyło się w tym szpitalu krótko przed Ceremonią Wyboru, co dostatecznie zaimponowało Białym, by awansowali ją do rangi wysokiej kapłanki.

Musiała też zrobić wrażenie na bogach, skoro teraz była Białą.

Pomimo skali odpowiedzialności, jaka na nią spadła, promieniowała spokojną pewnością siebie. To zaskoczyło Danjina. Kiedy pierwszy raz spotkał Aurayę, wydawała się trochę oszołomiona swoim Wyborem.

Dyara zaczęła wychwalać zdolności Danjina, a on udawał, że zaprzecza… Tak jak to robili, gdy przedstawiała go Aurai, przypomniał sobie. Ellareen skrzywiła lekko kącik ust i uniosła dłoń, by przerwać tę prezentację.

– Wiem, że Danjin Spear najlepiej nadaje się na to stanowisko – stwierdziła, uśmiechając się do Dyary. Przeniosła wzrok na niego. – W końcu jest jedynym, który może się powołać na wcześniejsze doświadczenie w pracy z nowymi Białymi.

Dyara wyprostowała się nieco na krześle, jakby lekko zirytowana tym wtrąceniem.

– Rzeczywiście, to zdecydowana przewaga.

– Na pewno. – Ellareen znów zwróciła się do Danjina. – Jak ci się pracowało z Aurayą?

Milczał przez chwilę, zaskoczony tym szczerym pytaniem. Oczywiście, że jest ciekawa swojej poprzedniczki, ale spodziewał się, że raczej będzie unikała tego tematu. Nie był pewien dlaczego. Może z powodu plotek krążących wokół rezygnacji Aurai.

– To trudna praca, ale dawała satysfakcję – odparł.

– Lubiłeś ją – stwierdziła.

– Tak – uśmiechnął się.

Uniosła brwi, zachęcając, aby powiedział coś więcej.

– Odczuwała empatię wobec innych, myślę, że to w równym stopniu ułatwiało jej pracę i utrudniało.

Ellareen przytaknęła.

– Rzeczywiście. Jako uzdrowicielka wiem, że współczucie może być słabością, ale i siłą.

Uśmiechnął się na to przypomnienie, że Ellareen była kapłanką uzdrowicielką. Może ta praca nauczyła ją panowania nad sobą niezależnie od okoliczności?

– A co ty uważasz za swoje mocne i słabe strony, Ellareen z Białych?

– Nazywaj mnie Ellą – powiedziała, a potem przygryzła wargi, zastanawiając się nad odpowiedzią. – Nie wiem…

Może moją wiarę w bogów. Kiedy nie ma oczywistych odpowiedzi, robię to, co każą mi bogowie.

To brzmi jak jej osobista mantra. Interesujące.

– Rozsądna polityka.

Zerknęła na Dyarę, która uśmiechnęła się lekko, a potem znów spojrzała na Danjina.

– Co prawda bogowie aż do niedawna niczego mi nie zlecali – rzekła – jednak zawsze daję im szansę, zanim sama zaczynam robić porządki.

Parsknął lekko.

– Nie wątpię, że to doceniają. Nie żebym sugerował, że teraz zaczniesz bałaganić. – Spojrzał na Dyarę. – Możesz wezwać wielu doświadczonych pomocników.

– Tak, w tym i ciebie. Dyara mówiła, że masz szpiegów w całej Ithanii.

– Szpiegów? – Danjin zaśmiał się głośno. – Trudno ich nazwać szpiegami. To po prostu ludzie, których znam, na różnych dworach i przyjaciele kupcy.

– Opowiedz mi o nich.

Doradca upił łyk wody, poprawił się na krześle i zaczął opowiadać o ludziach, których znał, w górnych i dolnych warstwach społeczeństwa, a także o tym, jak pomagali mu w przeszłości i jak mogą zrobić to ponownie. Wydawała się szczerze rozbawiona co weselszymi anegdotami. To dobry znak. Poczucie humoru ładnie równoważyło tę niemal irytującą aurę pewności, jaką roztaczała wokół siebie.

Będzie dobrą Białą, uznał. Miejmy nadzieję, że wytrzyma dłużej niż Auraya.

3

Auraya widziała już wodospady, gdy leciała do wioski klanu Północnej Rzeki. Teraz, kiedy opadał ku nim młody przewodnik Siyee, zobaczyła, że było ich kilka, a każdy spadał do niewielkiego jeziorka, skąd płytka rzeka wypływała do następnego progu.

Tyve skręcił i wylądował przy jednym z wodospadów, a Auraya opadła obok. Powietrze aż syczało od szumu płynącej wody. Auraya rozejrzała się. Miejsce było piękne, ale nie widziała nawet śladu po ziemiochodzącej.

Tyve gestem wskazał jej kaskadę.

– Ona mieszka w środku, za wodą. Możesz się tam dostać z boku.

– Dziękuję, Tyve. Lepiej wracaj już do domu. Gdybym czegoś potrzebowała, zajrzę do twojej wioski.

Kiwnął głową, rozpędził się lekko, wskoczył na głaz i rzucił się w powietrze. Patrząc, jak odlatuje, Auraya przypomniała sobie coś o tym chłopcu.

Chciał zostać tkaczem snów. Odczytała to z jego myśli, kiedy pomagała Mirarowi leczyć chorych w wiosce. Mirar nie obiecywał, że będzie go uczyć, ale też nie odmówił.

Pewnie doznał zawodu, kiedy Mirar uciekł z Si. Mimo wszystko tak było lepiej. Gdyby odwrócił się od bogów, by zostać tkaczem snów, jego dusza zginęłaby wraz ze śmiercią ciała.

Koncepcja, że Siyee staną się tkaczami snów, trochę ją niepokoiła. To ironia losu, że kiedy ona założyła szpital w Jarime, by zmniejszyć liczbę tkaczy snów, ściągając potencjalnych uczniów do stanu kapłańskiego, młody Siyee bardzo pragnie zostać tkaczem.

Niemal z ulgą przyjmowała fakt, że już nie odpowiada za ten szpital. Juran donosił jej o jego rozwoju. Dobrze wiedzieć, że nadal działa, pomagając mieszkańcom miasta i jednocześnie zwiększając wiedzę cyrklian o leczeniu. Ale nigdy nie czuła się dobrze, wiedząc, że chociaż ratuje dusze, zachęcając potencjalnych tkaczy, by zostali kapłanami, jednak w ostatecznym rozrachunku prowadzi to do upadku tkaczy snów.

Teraz jej jedyną troską byli Siyee. Przestała myśleć o szpitalu i ruszyła w stronę wodospadu.

Skalne urwisko pod osłoną wody tworzyło przewieszkę i odkryła, że może tamtędy prześliznąć się do jaskini. Woda wpuszczała dość światła, by ukazać początkową część groty, lecz w głębi czaił się mrok. Sięgnęła po magię, stworzyła światełko, aby oświetlić tunel, i ruszyła nim do środka. Przed nią pokazało się inne światło i łukiem doprowadziło ją do większej jaskini. Przy jednej ze ścian stały słoje i dzbanki, a pośrodku dostrzegła prymitywne meble.

Na jednym z dwóch prostych posłań siedziała odwrócona do Aurai plecami kobieta. Nosiła zwyczajną suknię, ale rozsypane na ramionach włosy miały barwę głębokiej czerwieni. Jej ręce poruszały się przy jakiejś czynności.

– Czy jesteś Jade Dancer? – spytała Auraya, używając mowy Siyee.

Kobieta musiała się jakoś komunikować z ludem niebios, skoro przesłała Aurai wiadomość.

Uniosła głowę znad tego, co robiła, lecz nie odwróciła się.

– Tak. Wejdź. Przygotowuję gorącą maitę. Mamy wiele do omówienia.

– Mamy? – Auraya ruszyła naprzód.

Kobieta parsknęła.

– Owszem.

W tym miejscu było coś, co budziło niepokój. Auraya czuła się odsłonięta, choć nie dostrzegała niczego groźnego.

Przystanęła więc, ściągnęła nieco magii i osłoniła się barierą.

Kobieta się odwróciła i przyjrzała jej z zaciekawieniem.

– Skąd ta ostrożność? Nie chcę ci zrobić nic złego.

Auraya patrzyła na nią, szukając jakichś wskazówek w pięknej twarzy. Zmarszczki wokół oczu i ust sugerowały, że kobieta jest już w średnim wieku. Były to ślady wesołości, a także bólu czy rozgoryczenia.

– Więc czemu nie jestem o tym przekonana?

Jade zmrużyła oczy i spojrzała w zadumie na Aurayę.

Potem skinęła głową.

– Podejdź jeszcze kilka kroków.

Auraya zawahała się, a potem posłuchała. Jej bariera osłabła nagle, więc znów sięgnęła po magię, ale żadna nie napłynęła.

I wtedy zrozumiała to, co zmysły mówiły jej przez cały czas, i poczuła przerażenie. Wokół niej nie było żadnej magii. Była równie bezbronna jak zwykły, pozbawiony Darów śmiertelnik. Cofnęła się i znów otoczyła ją magia.

– To, co wyczuwasz, to pustka. Ma tylko kilka kroków średnicy. Widzisz? – Kobieta niedbale machnęła ręką i przed nią pojawiła się iskra światła. – Możesz najpierw zebrać trochę magii, by się chronić, gdy będziesz ją przekraczać.

Auraya zastanowiła się. Gdyby ta kobieta chciała wykorzystać moment jej bezbronności, już by to zrobiła. Ściągnęła więc magię, stworzyła nową barierę i przeszła dalej.

Teraz, kiedy wiedziała o istnieniu pustki, łatwo mogła ją zauważyć. Mimo to nie czuła się swobodnie, dopóki znów jej nie opuściła.

Jade przyglądała się jej z dyskretnym uśmiechem. Wskazała drugie posłanie.

– Usiądź.

Auraya usiadła. Między dwoma łóżkami stał okrągły głaz z wyrytym okrągłym otworem pełnym wrzącej wody. Jade przelała czerpakiem wodę do misy. Ziarna w misie rozpuściły się, tworząc ciemnoczerwony płyn, a Auraya poczuła wyraźny zapach maity. Kobieta nalała płynu do dwóch małych kubków i podała jeden Aurai.

– W zeszłym roku na tym łóżku spał Mirar – powiedziała. Auraya wolno pokiwała głową.

– Więc ty jesteś tą przyjaciółką. Tak podejrzewałam.

– To było jeszcze zanim próbowałaś go zabić – mówiła dalej, nie zwracając uwagi na jej słowa. – Ale nie mogłaś tego zrobić. – Zmrużyła oczy. – Dlaczego nie mogłaś?

– Miałam swoje powody.

Kobieta przyglądała się jej ciekawie.

– Otworzył przed tobą umysł i pokazał ci prawdę. Dlatego. Wiele zaryzykował, żebyś ją poznała.

– Albo po to, aby się ratować.

Jade uniosła brwi.

– Tak właśnie uważasz? Czy nie przyszło ci do głowy, że zrobił to z miłości?

Auraya spokojnie patrzyła jej w oczy.

– Miłość nie ma tu nic do rzeczy. Chciał, żebym poznała prawdę, ale nie ukazałby mi jej, gdybym nie próbowała go zabić. Nadal by mnie oszukiwał.

Kobieta kiwnęła głową.

– Ale na pewno wiesz, że cię kocha. Czy ty kochasz jego?

Aurayę ogarnęły sprzeczne uczucia, ale uciszyła je. Dlaczego ta kobieta zadaje takie pytania? Po co chce wiedzieć, czy kocham Mirara? Jest zazdrosna czy po prostu zależy jej na przyjacielu? Auraya rozważyła możliwe odpowiedzi i potencjalne reakcje Jade. Zaprzeczenie może ją rozgniewać, a tego nie chciała. Jednak potwierdzenie może zostać poddane próbie.

– Sama nie wiem – odparła szczerze. – Wątpię, ponieważ właściwie go nie znam… A raczej znam tylko jego część.

A czy ty go kochasz?

– Tylko jak przyjaciela.

– Pomogłaś mu odzyskać tożsamość.

– Tak. – Jade spojrzała na swój kubek i zmarszczyła czoło.

– Sprowadziłam go tutaj po bitwie. Był w strasznym stanie.

Niepewny, kim właściwie jest. W jednej chwili Leiardem, w drugiej Mirarem. – Skrzywiła się. – W końcu jakoś to sobie poukładał. Pomyślałam, że tu, w Siyee, będzie bezpieczny, ale ma talent do pakowania się w kłopoty. Najpierw ty o mało co go nie zabiłaś. Potem ledwo wyminął Białą w Sennonie, a teraz… – Pokręciła głową.

Auraya przyglądała się jej sceptycznie.

– Ponieważ najwyraźniej chcesz, abym cię o to spytała, więc: gdzie jest teraz?

W oczach kobiety błysnęło rozbawienie.

– Naprawdę chcę? Ale nie mogę ci powiedzieć, bo bogowie wyczytają to z twoich myśli, kiedy tylko wyjdziesz z pustki.

– Kiedy wyjdę… – Rozejrzała się zdziwiona po jaskini, choć nie spodziewała się dostrzegalnych znaków potwierdzających jej podejrzenia.

– Pustka otacza nas ze wszystkich stron. Bogowie są istotami magicznymi, więc nie mogą nas tu dosięgnąć.

Auraya rozważyła tę informację. Jeśli Jade powie jej, gdzie jest Mirar… Ale jeśli ona wie, gdzie jest, to bogowie mogą uzyskać te informacje od niej, bo przecież też musi kiedyś wyjść z pustki. Chyba że… Chyba że Jade potrafi ukrywać swoje myśli, tak jak Mirar.

Auraya opanowała chęć wpatrywania się w kobietę z osłupieniem. Jak bardzo jest potężna? Może także należy do nieśmiertelnych?

– Gdy odejdę, będą wiedzieli, że ty tu jesteś – zauważyła.

– To także odczytają z moich myśli.

Jade rozłożyła ręce.

– Owszem. Ale dlaczego ma ich to interesować? Jestem zwykłą starą zielarką, która ma wątpliwych przyjaciół.

– Jeśli Mirar bał się ujawnić twoje istnienie, to masz powody do obaw.

Jade uniosła brwi.

– Więc nie jesteś głupia. To dobrze.

– A jak planujesz mnie tu zatrzymać?

– Składając ci ofertę zbyt dobrą, byś ją odrzuciła.

– A jeżeli jednak odrzucę ją i odejdę?

– Wtedy nigdy więcej już mnie nie zobaczysz.

Kobieta wydawała się pewna siebie. Jeśli jest nieśmiertelną, to udawało się jej uchodzić uwadze bogów przez setki lat.

Unikanie mnie nie sprawi jej kłopotów, pomyślała Auraya.

– A jaka jest ta oferta?

Jade się uśmiechnęła.

– Nauczę cię, jak ukrywać myśli przed bogami.

A więc miałam rację. Potrafi zamknąć swój umysł. W końcu musi to umieć, jeśli ma mnie tego uczyć.

– Dlaczego?

– Dlaczego chcę cię uczyć czy dlaczego masz się na to zgodzić?

– Jedno i drugie.

Jade pochyliła się.

– A gdybym ci powiedziała, że Mirar ma kłopoty i potrzebuje twojej pomocy? Co byś wtedy zrobiła?

– Odpowiedziałabym, że nie mogę mu pomóc – odparła bez wahania. W pamięci zabrzmiał znowu głos Chai: „Jeśli wystąpisz przeciwko nam lub Białym, lub naszym dziełom, jeśli sprzymierzysz się z naszymi wrogami, będziesz uznana za wroga”. – A jakie ma kłopoty?

– Jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Serce Aurai zabiło szybciej. Czy ta kobieta chce ją wypróbować, czy może faktycznie zagraża mu śmierć? A jeśli tak? Nie mogła, nie chciała mu pomagać, jeśli to miałoby uczynić ją wrogiem bogów. Już samo to, że nie chciała go zabić, zbyt wiele ją kosztowało.

Jade nagle wstała i podeszła do naczyń przy ścianie.

– Cieszę się, że nie muszę podejmować takich decyzji – powiedziała. – Choć nigdy nie dano mi wyboru. Zawsze byłam prześladowana przez bogów. – Wzięła jakiś słój i odwróciła się z uśmiechem. – Mirar jest w Murze, w małym nadmorskim miasteczku zwanym Bria, gdzie tkacze snów są szanowani przez miejscowych ze względu na swoje umiejętności. Nic mu nie grozi.

Auraya odetchnęła z ulgą, ale podejrzliwość szybko powróciła.

– Kłamiesz przynajmniej co do miejsca jego pobytu. Nie powiedziałabyś mi, gdzie jest, skoro nie zgodziłam się jeszcze uczyć ukrywania myśli.

Jade otworzyła słój i powąchała zawartość.

– Na pewno nie? – Odłożyła naczynie. – Czy zechcesz zaryzykować, że to prawda, i stać się przyczyną jego zgonu?

Auraya pokręciła głową.

– Nie odpowiedziałaś na moje pytania. Dlaczego chcesz mnie tego uczyć?

– Mirar mnie prosił. Uważa, że coś ci grozi. Obawiałam się, że sam by tu przybył, gdybym się nie zgodziła.

– Zaryzykowałaś ujawnienie dla jego kaprysu?

Jade spoważniała nagle.

– Obawiam się, że to nie kaprys. – Wróciła do posłania. – Jesteś w niebezpieczeństwie.

– Niby jakim?

– Ze strony bogów, głupia dziewczyno. Rzuciłaś im wyzwanie. Jesteś zbyt potężna. Jedynym powodem, dla którego cię nie zabili, kiedy zrezygnowałaś, było to, że jesteś dla nich użyteczna. Teraz, gdy Siyee już nie chorują, bogowie poszukają jakiegoś pretekstu, by się ciebie pozbyć.

Auraya przypomniała sobie podsłuchaną rozmowę bogów, kiedy ujawniła zamiar rezygnacji.

:Dajcie jej, czego chce, powiedział wtedy Saru. A potem możemy się jej pozbyć.

:Tylko jeśli zwróci się przeciw nam, odparł Chaia.

– Potrzebny im jakiś pretekst? – rzuciła, wstając. – Na przykład odkrycie, że nauczyłam się ukrywać przed nimi myśli? Albo że przebywam w towarzystwie innej Dzikiej? – Ominęła Jade i ruszyła w stronę wyjścia z jaskini. – Przekaż Mirarowi, że najlepsze, co może zrobić, by mnie chronić, to nie mieszać się do moich spraw.

Usłyszała za sobą kroki kobiety.