Strona główna » Obyczajowe i romanse » Gorączka ciała

Gorączka ciała

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7885-144-8

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Gorączka ciała

Świat wielkiego biznesu i wielkich namiętności... "Gorączka ciała" to drugi - po "Szaleństwie zmysłów" - tom bestsellerowej erotycznej trylogii "Bez tchu". Jace Crestwell, Ash McIntyre i Gabe Hamilton przyjaźnią się od wielu lat i wspólnie prowadzą przynoszącą ogromne zyski firmę hotelarską. Są prawdziwymi królami życia, mają władzę, pieniądze i zawsze zdobywają to, czego pragną. Jace i Ash dzielą się wszystkim, także kobietami... Kiedy spotykają Bethany, Jace zaczyna czuć coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczył: zazdrość i silną obsesję, której zupełnie nie potrafi kontrolować. Przeraża go to, przytłacza, a zarazem niezwykle ekscytuje. Jace nie chce dzielić się Bethany z nikim. Jest gotów na wszystko, by być jedynym mężczyzną w jej życiu. Nawet jeżeli oznaczałoby to, że musi poświęcić swoją przyjaźń z Ashem...

Polecane książki

"...tragizm losów i klęsk osobistych obu bohaterów konfliktu pociągnął za sobą fatalne skutki i dla państwa polskiego, i dla Kościoła. W ich wyniku Polska na ponad 200 lat utraciła koronę i przestała być monarchią, którą po krótkim epizodzie z koronacją Przemysła II w 1295 r...
Teksty piosenek autorskich zebranych w album p.t. "Wolnorynkowe piosenki", jednego z kilku albumów wydanych przez Comporecordeyrosa. Tu autor przygląda się rzeczywistości za pomocą wierszy i wierszyków. Trochę się z niej podśmiechuje, ale nie naśmiewa... Raczej szuka refleksji przy okazji tego śmiec...
Dalszy ciąg piątego tomu powieści. Kontynuacja bestsellerowej serii irlandzkiej pisarki L.A. Casey. Alannah Ryan zmaga się z demonami: nawiedzająca ją w snach twarz zamienia jej noce w koszmar. Zachowuje to dla siebie, chcąc chronić ukochanego, uginającego się pod ciężarem własnych problemów. Jednak...
Seria Podręczniki Prawnicze jest to kanon klasyki akademickiej literatury prawniczej. Stanowi źródło wiedzy niezbędnej każdemu studentowi prawa. Tytuły z tej serii opracowane są przez autorytety prawnicze i polecane przez większość wykładowców. Zawarte w „Prawie giełdowym" rozważania koncentrują się...
„Jeśli wybierasz się do Rzymu, najważniejszą i bezwzględną regułą winna być lektura Tempo di Roma”„Tempo di Roma” to jedna z tych powieści, w których miasto nie jest tylko tłem, ale jedną z postaci, bohaterem równoprawnym z ludźmi, a może nawet od nich ważniejszym. Bywają książki, które, choć ...
Lucky Santangelo, jakiej nie znacie! Wyznania buntowniczki to historia dorastania Lucky Santangelo, najpopularniejszej bohaterki stworzonej przez Jackie Collins. Dorosła Lucky jest kobietą zdecydowaną, przedsiębiorczą, niekiedy bezwzględną. Realizuje swoje cele, nie oglądając się na innych i pokonuj...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Maya Banks

Wydanie elektroniczne

Tytuł ory­gi­nału:

FE­VER

Co­py­ri­ght © Maya Banks 2013

All ri­ghts re­se­rved

Po­lish edi­tion co­py­ri­ght © Wy­daw­nic­two Al­ba­tros An­drzej Kuryłowicz s.c. 2014

Po­lish trans­la­tion co­py­ri­ght © Mag­da­le­na Słysz 2014

Re­dak­cja: Bar­ba­ra Gębczak-Ja­nas

Ilu­stra­cja na okładce: Ti­schen­ko Iri­na/Shut­ter­stock

Pro­jekt gra­ficz­ny okładki: An­drzej Kuryłowicz

ISBN 978-83-7885-144-8

WYDAWCA

Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz s.c.

Hlonda 2a/25, 02-972 Warszawa

www.wydawnictwoalbatros.com

Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

O książce

Try­lo­gia ero­tycz­na Bez tchu po­wstała na fali po­pu­lar­ności po­wieści E.L. Ja­mes Pięćdzie­siąt twa­rzy Greya. Gabe, Jace i Ash to młodzi biz­nes­me­ni, jed­ni z naj­bar­dziej wpływo­wych lu­dzi w kra­ju. Za­wsze do­stają wszyst­ko, cze­go chcą, bez względu na cenę, szczególnie w łóżku. Bez naj­mniej­szych skru­pułów re­ali­zują swo­je naj­skryt­sze fan­ta­zje sek­su­al­ne. Dla­te­go kie­dy Jace spo­ty­ka na przyjęciu fi­li­gra­nową bru­netkę, nie przy­pusz­cza, że tym ra­zem to nie on będzie dyk­to­wał wa­run­ki.

Na przyjęciu zaręczy­no­wym sio­stry Jace Cre­stwell zwra­ca uwagę na fi­li­gra­nową bru­netkę, która wpa­da w oko również jego przy­ja­cie­lo­wi. Ten dru­gi właśnie, Ash McIn­ty­re, wpa­da na po­mysł trójkąta na jedną noc. Jace wca­le nie jest za­chwy­co­ny tą pro­po­zycją, a prze­cież nie jest ta­jem­nicą, że ci dwaj lubią się za­ba­wiać w ten sposób i nie widzą nic złego w sek­sie z jedną ko­bietą, która zna za­sa­dy gry i je ak­cep­tu­je. Tym ra­zem jed­nak Jace go­dzi się na ten układ wyłącznie z jed­ne­go po­wo­du: nie chce się przy­znać, że dziew­czy­na wzbu­dziła w nim większe za­in­te­re­so­wa­nie niż inne ko­biety. Pożałuje tego, kie­dy uświa­do­mi so­bie, że Be­tha­ny Wil­lis – tak na­zy­wa się nie­zna­jo­ma, zupełnie nie­po­dob­na do wcześniej­szych ko­cha­nek – nie­mal całko­wi­cie zawładnęła jego myślami. Ob­raz dłoni Asha na cie­le Be­tha­ny będzie prześla­do­wał Jace’a i wy­sta­wi na próbę ich wie­lo­let­nią przy­jaźń.

MAYA BANKS

Pi­sar­ka ame­ry­kańska, au­tor­ka po­pu­lar­nych po­wieści z ga­tun­ku ro­man­su współcze­sne­go, ro­man­su hi­sto­rycz­ne­go oraz ero­ty­ki. Na fali suk­cesów try­lo­gii Pięćdzie­siąt twa­rzy Greya na­pi­sała trzy tomy be­st­sel­le­ro­we­go cy­klu Bez tchu – Sza­leństwo zmysłów, Gorączkę ciała i Pożar krwi. Banks miesz­ka w sta­nie Te­xas z mężem i trójką dzie­ci.

www.may­abanks.com

Try­lo­gia BEZ TCHU Mai Banks

SZA­LEŃSTWO ZMYSŁÓW

GORĄCZKA CIAŁA

POŻAR KRWI

Na­prawdę wspa­niałym przy­ja­ciołom,

którzy za­wsze mnie wspie­rają.

Wie­cie, kogo mam na myśli. Ko­cham was!

Roz­dział 1

Jace Cre­stwell po­kle­pał Gabe’a Ha­mil­to­na po ra­mie­niu, a kie­dy przy­ja­ciel się odwrócił, Jace uśmiechnął się do nie­go sze­ro­ko.

– Już wy­star­czająco długo miałeś dla sie­bie moją siostrę. Od­bi­ja­ny! Te­raz ja chcę z nią zatańczyć.

Gabe nie wyglądał na za­chwy­co­ne­go. On i Mia tańczy­li, przy­kle­je­ni do sie­bie, już od go­dzi­ny, a mimo to cofnął się o krok niechętnie. Mia na­to­miast uśmiechnęła się pro­mien­nie, gdy miej­sce Gabe’a zajął Jace.

Sala ba­lo­wa ho­te­lu Ben­tley była świątecz­nie ude­ko­ro­wa­na, bo Mia uwiel­biała Boże Na­ro­dze­nie, a Gabe zro­biłby nie­mal wszyst­ko, żeby uszczęśliwić na­rze­czoną. Nie tra­cił cza­su, gdy mu na czymś zależało. Zaczął pla­no­wać przyjęcie zaręczy­no­we już w chwi­li, gdy wsu­wał Mii na pa­lec pierścio­nek zaręczy­no­wy – tak jak­by się bał, że dziew­czy­na się roz­myśli, jeśli szyb­ko nie nastąpi dal­szy ciąg.

Jace z roz­ba­wie­niem ob­ser­wo­wał, jak przy­ja­ciel za­bie­ga o ko­bietę. To, że tą ko­bietą była Mia, wy­da­wało mu się trochę dziw­ne, ale po­nie­waż sio­stra spra­wiała wrażenie szczęśli­wej, cie­szył się ra­zem z nią.

– Do­brze się ba­wisz, maleńka? – za­py­tał, okręcając ją na par­kie­cie.

Jej twarz się roz­jaśniła.

– Jest fan­ta­stycz­nie, Jace. Na­prawdę ma­gicz­nie. Nie mogę uwie­rzyć, że Gabe zor­ga­ni­zo­wał to tak szyb­ko. Jest… ide­al­nie.

Jace od­po­wie­dział uśmie­chem.

– Cieszę się, że je­steś szczęśliwa. Gabe będzie dla cie­bie do­bry, bo in­a­czej sko­pię mu tyłek. Za­po­wie­działem mu to wyraźnie.

Spoj­rzała na nie­go spod zmrużonych po­wiek.

– Jeśli nie będzie dla mnie do­bry, to ja sko­pię mu tyłek, możesz być spo­koj­ny.

Jace od­rzu­cił głowę do tyłu i zaśmiał się głośno.

– Nie mam co do tego wątpli­wości. Ale sam tego chciał. Nie mogę się na­dzi­wić, jak ci się to udało.

Mia spo­ważniała i Jace ściągnął brwi. Za­sta­na­wiał się, co ją gnębi w taki wieczór, gdy po­win­na być w siódmym nie­bie.

– Wiem, ile dla mnie poświęciłeś – po­wie­działa ci­cho. – Za­wsze wy­da­wało mi się, że się nie ożeniłeś i nie masz dzie­ci ze względu na mnie.

Po­pa­trzył na nią, jak­by zwa­rio­wała.

– Może więc po­wi­nie­neś już prze­stać się o mnie mar­twić – ciągnęła. – Bo wiesz…

– Nie, nie wiem – prze­rwał jej. Pokręcił głową. – Chy­ba osza­lałaś, Mio. Po pierw­sze, to, że wy­cho­dzisz za mąż, nie zna­czy, że prze­stanę się o cie­bie trosz­czyć, więc daj so­bie spokój. Po dru­gie, na­prawdę sądzisz, że gdy­bym się ożenił, zwłasz­cza wte­dy, kie­dy byłaś młod­sza, byłoby nam łatwiej? To­bie i mnie? Po pro­stu oprócz na­do­pie­kuńcze­go, apo­dyk­tycz­ne­go bra­ta miałabyś jesz­cze zastępczą matkę.

Mia za­trzy­mała się w pół kro­ku, za­rzu­ciła bra­tu ręce na szyję i uści­skała go moc­no.

– Nie żałuję, że to ty mnie wy­cho­wy­wałeś. Wspa­nia­le się spi­sałeś. Pod każdym względem. Za­wsze będę ci wdzięczna za wszyst­ko, co dla mnie zro­biłeś. I co poświęciłeś.

Od­wza­jem­nił uścisk, wciąż kręcąc głową. Wa­riat­ka. To­tal­na wa­riat­ka. Była uszczęśli­wio­na zaręczy­na­mi z Gabe’em i chciała, żeby wszy­scy, których ko­chała, także byli szczęśliwi. No tak… On i Ash chy­ba po­win­ni zwie­wać, gdzie pieprz rośnie.

– To nie było żadne poświęce­nie, Mio. Ja też ni­cze­go nie żałuję. Czy nig­dy nie przyszło ci do głowy, że po pro­stu nie chciałem się ożenić i mieć dzie­ci?

Od­sunęła się od nie­go, marszcząc czoło, a po­tem spoj­rzała w bok, na Asha, który stał po prze­ciw­nej stro­nie sali i roz­ma­wiał z Gabe’em.

– Owszem, przyszło mi to do głowy.

Jace stłumił wes­tchnie­nie. Było ja­sne, że Mia do­sko­na­le wie o nim i Ashu: że lubią sy­piać w trójkącie z jedną ko­bietą. Nie było to coś, co sio­stra po­win­na wie­dzieć o bra­cie, ale cóż… Nie chciał się tłuma­czyć ze swo­je­go sty­lu życia ani z upodo­bań sek­su­al­nych, a już na pew­no nie za­mie­rzał roz­ma­wiać na ten te­mat z młodszą siostrą.

– Baw się ostro i po­zo­stań wol­ny – rzu­cił tytułem wyjaśnie­nia.

Mia ściągnęła brwi i spoj­rzała mu w oczy.

Jace par­sknął śmie­chem.

– To na­sza de­wi­za. Na­szej trójki: Gabe’a, Asha i moja. Tyl­ko że Gabe się zmie­nił, przez cie­bie. Co nie zna­czy, że Ash i ja pójdzie­my jego śla­dem.

– Zli­tuj się – rzu­ciła, prze­wra­cając ocza­mi. – Mówisz tak, jak­by Gabe był ja­kimś pan­to­fla­rzem.

Jace odchrząknął.

– Uderz w stół, a nożyce się odezwą…

– Po­wiem mu, co mówiłeś! – ostrzegła, waląc go w ramię. Jace zaśmiał się zno­wu.

– Po­nie­waż cho­dzi o cie­bie, na­wet by się nie ob­ru­szył.

Zresztą to do­brze. Chcę, żeby trak­to­wał cię jak należy.

Prze­rwał im Ash, który wszedł między nich i wziął Mię w ra­mio­na.

– Te­raz moja ko­lej – oświad­czył. – Gabe za­raz się o nią upo­mni, więc sko­rzy­stam z oka­zji, że roz­ma­wia z ro­dzi­ca­mi, i zatańczę z twoją siostrą – po­wie­dział do przy­ja­cie­la.

Jace po­chy­lił się i pocałował Mię w czoło.

– To twój wieczór, mała. Chcę, żebyś za­pa­miętała go na za­wsze. Baw się.

– Dziękuję, Jace. Ko­cham cię. – Jej uśmiech roz­jaśnił całą salę.

Jace pogłaskał ją po po­licz­ku i od­sunął się, ustępując miej­sca Asho­wi.

Prze­szedł na drugą stronę sali i odwrócił się, aby zo­ba­czyć, co się dzie­je na przyjęciu. Na życze­nie Gabe’a i Mii była to ka­me­ral­na im­pre­za, bo obo­je chcie­li świętować swoją miłość w gro­nie naj­bliższych.

Brzmiało to okrop­nie ckli­wie, ale wy­star­czyło spoj­rzeć na tych dwo­je, aby się zo­rien­to­wać, że są w so­bie za­ko­cha­ni po uszy. Jace wciąż nie był do końca pew­ny, czy jest za­do­wo­lo­ny, że naj­lep­szy przy­ja­ciel związał się z jego siostrą. Było między nimi czter­naście lat różnicy, a w do­dat­ku Gabe lubił szczególny ro­dzaj sek­su.

Jace się skrzy­wił, przy­po­mniaw­szy so­bie scenę, na którą się na­tknął, gdy kil­ka ty­go­dni wcześniej bez uprze­dze­nia wpadł do Gabe’a. Szko­da, że nie miał wte­dy biel­ma na oczach, bo są sy­tu­acje, w których brat nie po­wi­nien oglądać młod­szej sio­stry.

Nie był pe­wien, czy Mia na­prawdę wie, w co się pa­ku­je, ale Gabe miał na jej punk­cie fioła. Do diabła, fa­cet uko­rzył się przed całym No­wym Jor­kiem, żeby ją od­zy­skać, więc chy­ba będzie umiała so­bie z nim po­ra­dzić.

Jace sta­rał się o tym nie myśleć.

Wes­tchnął, patrząc na za­pro­szo­nych gości i odświętną sce­ne­rię. Mia była dla nie­go naj­ważniej­sza, odkąd ich ro­dzi­ce zginęli w wy­pad­ku sa­mo­cho­do­wym. Była ich późnym dziec­kiem, efek­tem „wpad­ki”, ale ją uwiel­bia­li, tak samo jak on. Ich śmierć całko­wi­cie od­mie­niła życie i jego, i jej.

Na­gle, pod­czas stu­diów w col­le­ge’u, do tej pory zajęty pi­ciem piwa, dziew­czy­na­mi i im­pre­zo­wa­niem z Gabe’em i Ashem, mu­siał za­opie­ko­wać się sześcio­let­nią Mią. Gabe i Ash bar­dzo mu po­ma­ga­li i to pod wie­lo­ma względami sce­men­to­wało ich przy­jaźń. Przy­pusz­czał więc, że po­wi­nien się cie­szyć, od­dając siostrę, gdy była już do­rosła i sa­mo­dziel­na, jed­ne­mu z dwóch naj­lep­szych przy­jaciół.

Pomyślał, że te­raz, gdy nie musi już jako je­dy­ny trosz­czyć się o Mię, będzie mu lżej. Nie cho­dziło o to, że chciał się od niej od­da­lić; wie­dział jed­nak, że od tej pory wszyst­ko będzie in­a­czej. Mia była w poważnym związku, i nie sądził, żeby w przyszłości przycho­dziła do nie­go ze swo­imi pro­ble­ma­mi jak daw­niej. Ta myśl po­win­na przy­nieść mu ulgę, a mimo to po­czuł smu­tek, że sio­strzycz­ka nie będzie go już tak po­trze­bo­wała jak do­tych­czas.

Jego wzrok spoczął na młodej ko­bie­cie, która zbie­rała kie­lisz­ki i ta­le­rze ze stołów. Już dru­gi raz zwrócił na nią uwagę, choć po­ja­wiała się na sali rzad­ko, tyl­ko od cza­su do cza­su, żeby po­sprzątać. Nie należała do obsługi. Nie wi­dział, żeby krążyła z ta­ca­mi pełnymi przekąsek lub szam­pa­na. Miała na so­bie czar­ne spodnie, białą za­pi­naną bluzkę i far­tu­szek.

Przyglądał jej się przez dłuższą chwilę, za­nim so­bie uświa­do­mił, że go za­in­te­re­so­wała. Nie pa­so­wała do tego miej­sca. Nie bar­dzo jed­nak wie­dział, dla­cze­go od­no­si ta­kie wrażenie. Im dłużej na nią pa­trzył, tym bar­dziej do­cho­dził do prze­ko­na­nia, że po­win­na być ra­czej gościem na przyjęciu, a nie sprzątać po jego uczest­ni­kach.

Włosy miała upięte nie­dba­le w kok, jak cza­sa­mi Mia, co wyglądało bar­dzo sek­sow­nie i aż się pro­siło, żeby męska dłoń roz­puściła je i po­tar­gała. Kru­czo­czar­ne nie­posłuszne loki, z których część wy­smyknęła się spod spin­ki i opa­dała wzdłuż szyi.

Dziew­czy­na była smukła, nie tak krągła jak ko­bie­ty, które za­zwy­czaj mu się po­do­bały. Miała wąskie bio­dra i nie­duże pier­si, ale nie tak małe, aby nie na­pi­nały bluz­ki. Cała była drob­na. Fi­li­gra­no­wa. Nie­mal kru­cha.

Kie­dy się odwróciła i zo­ba­czył jej twarz, aż wciągnął po­wie­trze z wrażenia. Miała de­li­kat­ne rysy, wy­so­kie, wy­dat­ne kości po­licz­ko­we i małą brodę. A oczy? Te jej oczy. Były ogrom­ne, zwłasz­cza w porówna­niu z całą twarzą. I miały nie­sa­mo­wi­ty od­cień błękitu. Porażający, jak­by się pa­trzyło na lód. Nie­po­kojąco kon­tra­sto­wały z czar­ny­mi włosa­mi.

Była urze­kająca.

I wte­dy po­spiesz­nie odeszła, z wysiłkiem niosąc na tacy na­czy­nia, które ze­brała ze stołów. Jace od­pro­wa­dził ją wzro­kiem, aż zniknęła za drzwia­mi dla obsługi.

– Nie twój typ – za­uważył Ash, który stanął obok nie­go.

Jace otrząsnął się z zamyśle­nia. Odwrócił się i zo­ba­czył, że

Gabe odbił mu Mię i ci dwo­je tańczą te­raz, przy­tu­lając się do sie­bie. Oczy sio­stry błysz­czały z radości, nie po­zo­stał w nich już ani cień nie­daw­ne­go za­tro­ska­nia. Była w do­brych rękach. I pro­mie­niała szczęściem.

– O czym ty, do cho­le­ry, mówisz? – za­py­tał z roz­drażnie­niem w głosie.

– O tej pa­nien­ce krzątającej się wokół stołów. Wi­działem, jak na nią pa­trzyłeś. Do diabła, roz­bie­rałeś ją wzro­kiem.

Jace ściągnął brwi i mil­czał, a jego przy­ja­ciel po chwi­li wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Wchodzę w to. Jest atrak­cyj­na.

– Nie! – Jace za­pro­te­sto­wał gwałtow­niej, niż za­mie­rzał. Nie wie­dział dla­cze­go. Ani co było przy­czyną, że na­gle tak spo­ważniał.

Ash roześmiał się.

– Wy­lu­zuj. Daw­no się w to nie ba­wi­liśmy. Pójdę spraw­dzić, czy mój urok wciąż działa.

– Nie zbliżaj się do niej – warknął Jace.

Jed­nak Ash już zmie­rzał w kie­run­ku kuch­ni, zo­sta­wiw­szy przy­ja­cie­la z zaciśniętymi dłońmi. Jak, do ja­snej cho­le­ry, miał wytłuma­czyć naj­lep­sze­mu kum­plo­wi – z którym do tej pory chętnie dzie­lił się ko­bie­ta­mi – że chce, by od tej jed­nej trzy­mał się z da­le­ka?

Roz­dział 2

Be­tha­ny Wil­lis otarła dłonie o no­gaw­ki sfa­ty­go­wa­nych spodni i na chwilę za­mknęła oczy. Za­chwiała się, stojąc przed zle­wem pełnym brud­nych na­czyń, które wy­niosła z sali ba­lo­wej.

Była zmęczo­na. Cho­ler­nie zmęczo­na. I głodna. Naj­większą za­letą tej fu­chy – oprócz pie­niędzy – było właśnie je­dze­nie. Mogła za­brać reszt­ki, a sądząc po ilości je­dze­nia, które się tu­taj prze­wa­lało, przy­pusz­czała, że ra­czej ich nie za­braknie.

Bo­ga­ci lu­dzie za­wsze muszą mieć wszyst­kie­go w nad­mia­rze. Licz­ba za­pro­szo­nych na to przyjęcie gości w żaden sposób nie uza­sad­niała ta­kich ilości żar­cia i al­ko­ho­lu. Aż się wewnętrznie wzdrygnęła. Ale przy­najm­niej zje porządny posiłek, na­wet jeśli te wszyst­kie po­tra­wy są zbyt wy­ra­fi­no­wa­ne jak na jej gust.

Dla Jac­ka też wy­star­czy.

Ogarnęła ją fala smut­ku i – za­raz po­tem – po­czu­cie winy. A właści­wie nie było po­wo­du, bo prze­cież Jack wra­cał. Za­wsze wra­cał. Zni­kał na całe dnie, a po­tem po­ja­wiał się zno­wu, zwy­kle gdy po­trze­bo­wał da­chu nad głową, życz­li­wej twa­rzy. Je­dze­nia. Pie­niędzy… Zwłasz­cza pie­niędzy.

Ser­ce jej się ścisnęło na myśl, co robił z forsą, o którą pro­sił, choć niechętnie. Nig­dy wte­dy nie pa­trzył jej w oczy. Opusz­czał wzro­ki mówił: „Be­thy… mam do cie­bie prośbę. Po­trze­buję…”. I to wszyst­ko. Dawała mu pie­niądze, bo wie­działa, że nie może zro­bić dla nie­go nic in­ne­go. Ale nie zno­siła tonu, ja­kim mówił do niej „Be­thy”. I nie­na­wi­dziła tego zdrob­nie­nia, mimo że kie­dyś je uwiel­biała, bo tak na­zy­wał ją ktoś, komu na niej zależało.

Jack. Je­dy­ny człowiek na świe­cie, który próbował ją chro­nić. Je­dy­ny, którego w ogóle ob­cho­dziła.

Jej brat. Nie był praw­dzi­wym bra­tem, ale li­czył się dla niej tak jak ro­dzo­ny. Należał do niej, tak jak ona należała do nie­go. Jak mogła się od nie­go odwrócić?

Nie mogła. I nig­dy by tego nie zro­biła.

Jakiś dźwięk do­biegł od bocz­nych drzwi wy­chodzących na uliczkę, z której za­bie­ra­no śmie­ci. Spoj­rzała w tamtą stronę i zo­ba­czyła Jac­ka; stał opar­ty o fra­mugę, z głową od­chy­loną do tyłu, i zer­kał w głąb ulicz­ki. Cały on. Za­wsze spraw­dzał drogę uciecz­ki. Nie było ta­kiej sy­tu­acji, z której nie zna­lazłby wyjścia.

– Be­thy – rzu­cił ci­cho.

Wzdrygnęła się, bo wie­działa, po co przy­szedł. Nic nie odpowie­działa, tyl­ko sięgnęła do kie­sze­ni spodni po zwi­tek bank­notów, który tam włożyła. Połowa z góry, a połowa po ro­bo­cie. Jack do­sta­nie tę pierwszą. Dru­ga zo­sta­nie dla niej; będzie mu­siała z niej wyżyć do następnej fu­chy, która nie wia­do­mo kie­dy się tra­fi.

Po­deszła do nie­go szyb­ko, wcisnęła mu bank­no­ty do ręki i pa­trzyła ze skrępo­wa­niem, jak umy­ka wzro­kiem w bok i nadal nie patrząc jej w oczy, wsu­wa pie­niądze do kie­sze­ni wy­tar­tych, dziu­ra­wych dżinsów. Z całej jego po­sta­wy biło skrępo­wa­nie. Wie­działa, że Jack nie zno­si ta­kich sy­tu­acji. Ona też ich nie cier­piała.

– Dzięki – szepnął. – U cie­bie wszyst­ko w porządku? Masz gdzie spać tej nocy?

Nie miała, ale nie za­mie­rzała mu tego mówić. Skłamała więc:

– Tak.

Napięcie trochę zelżało. Jack skinął głową.

– To do­brze. Pra­cuję nad tym, Be­thy. Niedługo znajdę dla nas jakiś kąt.

Pokręciła głową, bo za­wsze tak mówił i nig­dy nic z tego nie wy­ni­kało. Wie­działa, że tak też będzie tym ra­zem.

Po­chy­lił się i cmoknął ją w czoło. Za­mknęła oczy na dłuższą chwilę i wy­obra­ziła so­bie, że dzie­je się to w in­nych oko­licz­nościach. Ale, cóż, było, jak było, i nic nie mogło tego zmie­nić.

– Skon­tak­tuję się z tobą – za­po­wie­dział.

Po­ki­wała głową. A kie­dy już zni­kał w ciem­nej ulicz­ce, wyj­rzała za nim i zawołała ci­cho:

– Uważaj na sie­bie, Jack! Do­brze?!

Pa­trzyła, jak od­cho­dzi, i w gar­dle rosła jej gula. Cho­le­ra. Wzbie­rał w niej gniew, ale wie­działa, że to bez sen­su. Opuściła ręce i bez­wied­nie za­ci­skała i roz­wie­rała dłonie, walcząc z pra­gnie­niem, gwałtowną po­trzebą. Stłumiła je, ale do­pie­ro po ciężkich zma­ga­niach z samą sobą. Osiągnęła zwy­cięstwo, choć kru­che. Już od dłuższe­go cza­su nie myślała o pro­chach, ale tej nocy zno­wu ich za­pragnęła, głodna i emo­cjo­nal­nie roz­bi­ta.

Po­trze­bo­wała za­po­mnie­nia. Luki w cza­sie, w której wszyst­ko wy­da­wało się lep­sze i łatwiej­sze do załatwie­nia. Wte­dy człowiek pa­trzy na życie przez różowe oku­la­ry, choćby trwało to tyl­ko kil­ka go­dzin.

Nie mogła jed­nak do tego wrócić. Zbyt ciężko wal­czyła, żeby z tym skończyć, tracąc przy oka­zji wszyst­ko. Niektórzy mo­gli­by po­wie­dzieć, że to do­dat­ko­wy powód, żeby wrócić do mrocz­nej przeszłości. Ale ona wie­działa, że musi być sil­na. Była już in­nym człowie­kiem.

– To był twój fa­cet?

To trzeźwe py­ta­nie ją prze­stra­szyło. Odwróciła się szyb­ko i z bijącym ser­cem spoj­rzała na stojącego po dru­giej stro­nie kuch­ni mężczyznę, który pa­trzył na nią uważnie.

Był jed­nym z tych bo­ga­czy. Gościem na przyjęciu. Więcej niż gościem. Kil­ka­krot­nie wi­działa go w po­bliżu pary świętującej zaręczy­ny. I, o rany, był nie­zwy­kle atrak­cyj­ny. Przy­stoj­ny. Ele­ganc­ki. Jak­by zszedł ze stron cza­so­pi­sma poświęco­ne­go wszyst­kie­mu, co piękne i dro­gie, świa­tu, do którego nie należała.

Wsa­dził ręce do kie­sze­ni swo­ich dro­gich spodni, przyglądając jej się le­ni­wie, z non­sza­lancją, jak­by oce­niał, czy jest cze­goś war­ta. Tyl­ko cze­go? Jego uwa­gi? Śmiesz­na myśl.

Był blon­dy­nem. Nig­dy spe­cjal­nie nie po­do­ba­li jej się blon­dy­ni, ale on nie miał zwykłych ja­snych włosów; były w co naj­mniej czte­rech od­cie­niach, od płowe­go po psze­nicz­ny. Fa­cet był tak atrak­cyj­ny, że aż trud­no było pa­trzeć na nie­go bez bólu.

– Od­po­wiesz na moje py­ta­nie? – za­gadnął łagod­nie.

Pokręciła tyl­ko głową, a on, ku jej za­sko­cze­niu, zaśmiał się ci­cho.

– Nie za­mie­rzasz od­po­wie­dzieć? Czy mam ro­zu­mieć, że to nie był twój fa­cet?

– Nie jest moim fa­ce­tem – od­po­wie­działa szep­tem.

– Dzięki za to bo­gom miłości – mruknął.

Za­sko­czo­na za­mru­gała, a po­tem spoj­rzała na nie­go spod zmrużonych po­wiek, bo ru­szył w jej stronę. Szyb­ko prze­sunęła się w bok, żeby nie przy­parł jej do drzwi. Nie mogła wyjść, więc uciecz­ka nie wcho­dziła w grę. Po­trze­bo­wała dru­giej części wypłaty i chciała coś zjeść.

Ale gdy zbliżył się do niej, na­ru­szając jej prze­strzeń oso­bistą, po­czuła przy­spie­szo­ne bi­cie ser­ca i na­gle prze­stała się przej­mo­wać, czy do­sta­nie wypłatę, czy nie.

– Jak się na­zy­wasz? – za­py­tał.

– A to ma ja­kieś zna­cze­nie? – rzu­ciła, patrząc na nie­go.

Za­trzy­mał się na chwilę, prze­krzy­wił głowę i od­parł:

– Owszem. Ma.

– Na­prawdę? – spy­tała ci­cho.

– Tak, bo nie mamy zwy­cza­ju pie­przyć się z ko­bie­ta­mi, których imion nie zna­my – wy­pa­lił wprost.

Ożeż! W tych słowach było tyle bez­czel­nych su­ge­stii, że na­wet nie wie­działa, która ją bar­dziej obu­rzyła. Pod­niosła rękę w obron­nym geście, za­nim zbliżył się do niej jesz­cze bar­dziej.

– My? – za­py­tała ostro. – Jacy my? O czym ty w ogóle mówisz? Zresztą z ni­kim nie za­mie­rzam się pie­przyć. Żad­nych „my”, „ty”, „oni”. Nie ma mowy.

– Jace ma na cie­bie ochotę.

– A kto to jest, do diabła?

– Mnie też się po­do­basz.

Z tru­dem stłumiła wy­buch złości. Z wiel­kim tru­dem. Za­cisnęła zęby i przystąpiła do ata­ku.

– Nie znoszę mo­le­sto­wa­nia sek­su­al­ne­go w pra­cy. Złożę skargę i odejdę.

Ku jej wiel­kie­mu zdu­mie­niu tyl­ko się uśmiechnął. Wyciągnął rękę i do­tknął jej po­licz­ka.

– Spo­koj­nie, skar­bie. To nie jest żadne mo­le­sto­wa­nie. Chcę ci tyl­ko złożyć pro­po­zycję. A to wiel­ka różnica.

– Może według cie­bie – od­pa­liła.

Mężczy­zna wzru­szył ra­mio­na­mi, jak­by nie zależało mu szczególnie na jej opi­nii.

– Kim jest ten Jace? – powtórzyła. – I kim ty je­steś? Nie składa się ko­bie­cie żad­nych pro­po­zy­cji, na­wet jej się nie przed­sta­wiw­szy. Chce­cie znać imię ko­bie­ty, z którą za­mier­za­cie pójść do łóżka, a sami swo­ich nie po­da­je­cie? Coś jest z wami nie tak.

Zaśmiał się zno­wu. Za­brzmiało to tak ciepło i me­lo­dyj­nie, że miała ochotę za­tra­cić się w tym dźwięku. Brzmiała w nim bez­tro­ska, i to wzbu­dziło w niej go­rycz. Po­czuła, że skręca ją z za­zdrości. Stał przed nią mężczy­zna, który nie miał żad­nych pro­blemów. Ani trosk – mar­twił się tyl­ko tym, z kim w następnej ko­lej­ności pójść do łóżka.

– Mam na imię Ash. A Jace to mój naj­lep­szy przy­ja­ciel.

– Je­stem Be­tha­ny – od­parła niechętnie. Po­tem zmrużyła oczy. – I obaj ma­cie na mnie ochotę?

Skinął głową.

– Nie ma w tym nic nie­zwykłego. Dzie­li­my się ko­bie­ta­mi. I to często. Lu­bi­my seks w trójkącie. Bawiłaś się w to kie­dyś? Bo jeśli nie, gwa­ran­tuję ci, że to doświad­cze­nie, którego nie za­po­mnisz.

Chrap­ki jej nosa się uniosły.

– Owszem, znam to. Nic spe­cjal­ne­go.

W jego oczach po­ja­wił się błysk. Wi­działa, że go za­sko­czyła. I to jak! A po­wi­nien się cze­goś ta­kie­go spo­dzie­wać, składając tak śmiałą pro­po­zycję.

– Wo­bec tego może poszłaś do łóżka z niewłaści­wy­mi fa­ce­ta­mi.

Słysząc to, otwo­rzyła sze­ro­ko oczy. Co miała od­po­wie­dzieć? Nie ule­gało wątpli­wości, że cho­dziła do łóżka z niewłaści­wy­mi mężczy­zna­mi. Nie było to żadne wiel­kie od­kry­cie.

– Ash!

W nie­wiel­kiej prze­strze­ni kuch­ni to słowo za­brzmiało jak wy­strzał. Be­tha­ny szyb­ko pod­niosła głowę i zo­ba­czyła w pro­gu in­ne­go mężczyznę, który prze­wier­cał po­nu­rym wzro­kiem od­wra­cającego się do nie­go Asha. Ten jed­nak nie wy­da­wał się przejęty jego gnie­wem.

W prze­ci­wieństwie do Be­tha­ny.

Wi­działa już tego dru­gie­go mężczyznę; za­uważyła, że przyglądał jej się, gdy wy­cho­dziła na salę po­sprzątać ze stołów. Dwa razy. Czuła na so­bie jego wzrok. Palił jej skórę, aż zadrżała. Pod­czas gdy Ash był wesoły, bez­tro­ski i całą swoją po­stawą mówił: „Je­stem bo­ga­ty, wiem o tym i mogę robić, co chcę”, ten fa­cet… Po pro­stu był jego prze­ci­wieństwem.

„Za­sad­ni­czy” to nie było do­bre określe­nie. Nie od­da­wało ota­czającej go aury. Wyglądał na nie­bez­piecz­ne­go fa­ce­ta, a ona ta­kich znała. Miała z nimi do czy­nie­nia na uli­cy i gdzie in­dziej. Na­gle pomyślała, że wolałaby zmie­rzyć się z diabłem niż z tym mężczyzną, który pa­trzył na nią palącym wzro­kiem.

Ciem­ne oczy, ciem­ne włosy. Na­prawdę piękne. Zmierz­wio­ne, nie­posłuszne, dość długie. Na czoło opa­dał mu lok i wy­obra­ziła so­bie, że od­su­wa go nie­cier­pli­wie, nie przej­mując się, że przez to robi się jesz­cze bar­dziej po­tar­ga­ny. Te włosy sięgały mu do kołnie­rzy­ka, przez co mężczy­zna wy­da­wał się dzi­ki i pew­nie ko­bie­ty pragnęły go okiełznać. Śnia­da cera. Ale nie sztucz­na opa­le­ni­zna, jak u me­tro­sek­su­al­nych ład­nych chłopców. Mimo że wyglądał na bo­ga­te­go i wy­ra­fi­no­wa­ne­go jak Ash, była w nim pew­na su­ro­wość. Inny ro­dzaj ogłady.

Jeśli Ash był świa­dom swo­je­go bo­gac­twa, jak­by za­wsze je miał, to ten dru­gi fa­cet wyglądał na ta­kie­go, który je zdo­był i jesz­cze nie czuł się z nim swo­bod­nie.

To śmiesz­ne wrażenie, ale tak było. Ten mężczy­zna miał w so­bie coś groźnego. Coś, co spra­wiło, że wy­pro­sto­wała się i sku­piła na nim uwagę.

– Jace – ode­zwał się Ash łagod­nie. – Po­znaj Be­tha­ny.

O cho­le­ra. Cho­le­ra. Cho­le­ra. Cho­le­ra.

Czy to był ten od trójkąta? Naj­lep­szy kum­pel Asha? Ten, o którym mówił, składając swoją obu­rzającą pro­po­zycję?

Jace za­cisnął usta i ru­szył przed sie­bie. Be­tha­ny cofnęła się in­stynk­tow­nie.

– Prze­stra­szyłeś ją – za­uważył Ash z przy­ganą w głosie.

Ku za­sko­cze­niu Be­tha­ny Jace się za­trzy­mał, ale wciąż pa­trzył gniew­nie na przy­ja­cie­la. Przy­najm­niej nie był wściekły na nią.

– Po­wie­działem ci, żebyś tego nie robił – ode­zwał się ci­cho, ze złością.

– Owszem, ale nie posłuchałem.

Be­tha­ny była zupełnie zdez­o­rien­to­wa­na. Wte­dy jed­nak Jace zwrócił się do niej i w jego wzro­ku do­strzegła coś, co za­parło jej dech w pier­siach.

Za­in­te­re­so­wa­nie.

Nie było to tyl­ko spoj­rze­nie, ja­kie mężczy­zna rzu­ca ko­bie­cie, gdy chce ją za­li­czyć. Było w nim jesz­cze coś, cze­go nie po­tra­fiła określić. Ale prze­cież ten fa­cet przyglądał jej się przez cały wieczór. Wie­działa, bo sama na nie­go zer­kała.

– Prze­pra­szam – zaczął.

– Czy ta pro­po­zy­cja wiąże się z ko­lacją? – wy­pa­liła i na­tych­miast zmar­twiała. Jed­nak w chwi­li, gdy na nią spoj­rzał, do­tarło do niej, że nie chce, aby od­szedł. Nie dziś. Tę noc pragnęła spędzić w słońcu: gdzieś, gdzie jest ciepło i nie dzie­je się nic złego. Pragnęła tej jed­nej nocy, żeby za­po­mnieć o swo­im życiu i wszyst­kich pro­ble­mach.

Ten mężczy­zna mógł jej to dać. Była tego ab­so­lut­nie pew­na. Na­wet gdy­by ozna­czało to udział Asha, była go­to­wa się zgo­dzić.

Nie chciała wyjść z ho­te­lu w zimną noc i wrócić do tego, co ją cze­kało.

– Słucham?

Jace pa­trzył na nią ta­kim wzro­kiem, jak­by wy­rosła jej dru­ga głowa. Ściągnął brwi i spoj­rzał z jesz­cze większą prze­ni­kli­wością, jak­by chciał ją przej­rzeć na wy­lot.

Wska­zała na Asha.

– On po­wie­dział, że chce­cie mnie do trójkąta. Py­tam więc, czy ta pro­po­zy­cja wiąże się także z ko­lacją.

– Tak, cze­mu nie – od­parł Ash ta­kim to­nem, jak­by po­czuł się urażony.

– Wo­bec tego niech będzie – od­rzekła, za­nim zdążyła zmie­nić zda­nie.

Wie­działa, że postępuje głupio. Miała świa­do­mość, że jest to jed­na z najgłupszych de­cy­zji w jej życiu, ale nie za­mie­rzała się wy­co­fać.

– Ale naj­pierw muszę skończyć to, co mam do zro­bie­nia tu­taj – dodała, pod­czas gdy Jace wciąż stał nie­ru­cho­mo, milczący i po­nu­ry, nie spusz­czając z niej wzro­ku, ani żeby spoj­rzeć na Asha, ani nig­dzie in­dziej. Po pro­stu się w nią wpa­try­wał.

– Wca­le nie mu­sisz – stwier­dził Ash. – Możesz wyjść, kie­dy chcesz.

Pokręciła głową.

– Drugą część wypłaty do­stanę do­pie­ro po ro­bo­cie. Muszę zo­stać.

– Przyjęcie już się kończy. Gabe nie będzie tkwił na tym cho­ler­nym par­kie­cie, sko­ro może za­brać Mię do domu i pójść z nią do łóżka – za­uważył Ash. – Ja ci zapłacę tę drugą połowę.

Be­tha­ny ze­sztyw­niała. Cofnęła się; jej twarz zaczęła przy­po­mi­nać lo­dową maskę. Pokręciła głową.

– Zmie­niłam zda­nie.

– Jak to, do diabła? – za­py­tał ostro Ash.

A Jace wciąż stał w miej­scu. Ob­ser­wo­wał ją cały czas, milczący i nie­przystępny. To było de­ner­wujące i na­gle drzwi wy­chodzące na boczną uliczkę stały się dla niej atrak­cyjną al­ter­na­tywą.

– Nie je­stem do ku­pie­nia – od­parła ci­cho. – To był błąd, że za­py­tałam o ko­lację. Nie po­win­nam była. Pro­po­nu­je­cie mi seks. Ale nie chcę za nie­go pie­niędzy.

Po­czuła ból. Daw­ne wspo­mnie­nia, nie­blaknące, wy­bo­ry, kon­se­kwen­cje – to wszyst­ko zlało się w jed­no, aż spo­wiła ją mętna, nie­prze­nik­nio­na ciem­ność. Je­den dzień. Tyl­ko je­den dzień w słońcu. Ale to słońce nie miało być dla niej. Nig­dy nie było.

Z ust Jace’a wy­rwało się ci­che, stłumio­ne prze­kleństwo. Był to pierw­szy dźwięk, jaki z sie­bie wydał od dłuższe­go cza­su. A po­tem zno­wu zaciął usta. Był wku­rzo­ny.

Spoj­rzał w bok, na Asha, i wte­dy Be­tha­ny uświa­do­miła so­bie, że to na nie­go jest zły. Na­prawdę zły.

– Po­wie­działem ci, żebyś tego nie robił – powtórzył ni­skim głosem. – Niech to szlag! Człowie­ku, po­wi­nie­neś był mnie posłuchać.

Sy­tu­acja sta­wała się co­raz bar­dziej nie­przy­jem­na. Naj­wy­raźniej Asha nosiło i chciał ją po­de­rwać. Jace był temu prze­ciw­ny. Czy to nie było dla niej upo­ka­rzające?

– Muszę wra­cać do pra­cy – oznaj­miła. Po­spiesz­nie wy­co­fała się w stronę drzwi pro­wadzących na salę, za­mie­rzając uciec.

Jed­nak Jace szyb­ko za­gro­dził jej drogę. Zna­lazł się tak bli­sko niej, że po­czuła jego za­pach; spo­wiło ją jego ciepło. Było to ta­kie przy­jem­ne, że miała ochotę zro­bić coś idio­tycz­ne­go i się o nie­go oprzeć. Żeby to ciepło przeszło na nią.

Wte­dy on ujął ją pal­ca­mi pod brodę. Był to tak de­li­kat­ny gest, że nie mogła się po­wstrzy­mać: pod­niosła głowę i spoj­rzała mu w oczy.

– Skończysz pracę. Po­cze­ka­my. Po­tem zje­my ra­zem ko­lację. Masz ochotę na coś kon­kret­ne­go? I czy wolałabyś zjeść w ho­te­lu, czy gdzieś in­dziej?

Te py­ta­nia zo­stały wy­po­wie­dzia­ne łagod­nym głosem. Brzmiały wręcz in­tym­nie. Jace ani razu nie spoj­rzał na Asha. Wciąż pa­trzył tyl­ko na nią, a ona była jak za­hip­no­ty­zo­wa­na i nie mogła prze­stać pa­trzeć mu w oczy. I po pro­stu za­po­mniała, że zre­zy­gno­wała z ich pro­po­zy­cji.

Oprzy­tom­niaw­szy, opuściła głowę i spoj­rzała na swo­je ubra­nie. Nie mogła pójść do domu, żeby się prze­brać. Nie miała domu. Nie miała in­ne­go ubra­nia. A już na pew­no nic ta­kie­go, w czym mogłaby się po­ka­zać tam, gdzie by­wa­li ci dwaj.

Odchrząknęła.

– Może być w ho­te­lu, obojętnie. Zjem wszyst­ko, byle tyl­ko było gorące i jako tako sma­ko­wało. Nie musi to być nic nad­zwy­czaj­ne­go. Prawdę mówiąc, mam ochotę na bur­ge­ra. I

fryt­ki.

W tej chwi­li byłaby go­to­wa zabić za jed­no i dru­gie.

– I na sok po­ma­rańczo­wy – dodała po­spiesz­nie.

Na ustach Asha po­ja­wił się uśmie­szek, na­to­miast Jace za­cho­wał po­wagę.

– Ham­bur­ger. Fryt­ki. Sok po­ma­rańczo­wy – powtórzył. Spoj­rzał na ze­ga­rek. – Gości za piętnaście mi­nut już nie będzie. Ile po­trze­bu­jesz cza­su, żeby skończyć?

Za­mru­gała.

– Och, nie wszy­scy wyjdą za piętnaście mi­nut. Na­wet jeśli go­spo­da­rze się ulot­nią, goście za­wsze jesz­cze zo­stają. Zwłasz­cza gdy jest co jeść i pić.

Jace nie dał jej dokończyć.

– Piętnaście mi­nut, Be­tha­ny. I so­bie pójdą.

To była obiet­ni­ca. Nie żadne tam przy­pusz­cze­nia czy do­mysły.

– Ile cza­su po­trze­bu­jesz? – za­py­tał nie­cier­pli­wie.

– Z pół go­dzi­ny? – rzu­ciła.

Do­tknął jej po­now­nie, prze­sunął pal­ca­mi po jej po­licz­ku i skro­ni, a po­tem przez mo­ment bawił się luźnym ko­smy­kiem, który wy­sunął się spod spin­ki.

– No to do zo­ba­cze­nia za pół go­dzi­ny.

Roz­dział 3

Wy­star­czyło jej dwa­dzieścia mi­nut i wie­działa, że popełniła duży błąd, dwa­dzieścia pięć, aby so­bie uświa­do­mić, że stra­ciła ro­zum.

Be­tha­ny umyła ręce, a po­tem wsunęła rękę do kie­sze­ni, żeby jesz­cze raz do­tknąć zwit­ka bank­notów. Kuch­nia pu­sto­szała, większość pra­cow­ników już wyszła, po­zo­sta­li jesz­cze tyl­ko ci, którzy mie­li ją po­sprzątać. To już, na szczęście, nie była jej działka. Ona zro­biła swo­je.

Za­wa­hała się, zer­kając na drzwi pro­wadzące na uliczkę i te wiodące na salę, do Asha i Jace’a.

Jace nie kłamał. Goście ro­ze­szli się w ciągu piętna­stu mi­nut. Nie wie­działa, jak tego do­ko­nał, ale wyglądał na ta­kie­go, który za­wsze osiąga to, cze­go chce.

Te­raz od­je­dze­nia i gorącej nocy dzie­liły ją już tyl­ko drzwi.

Te na uliczkę się otwo­rzyły, gdy je­den z pra­cow­ników wyniósł wór z od­pad­ka­mi do po­jem­ni­ka na śmie­ci. Do środ­ka wpadł po­wiew zim­ne­go po­wie­trza, które prze­niknęło Be­tha­ny do szpi­ku kości. Zadrżała i na ra­mio­nach wystąpiła jej gęsia skórka.

Je­dy­nie to miała do wy­bo­ru: zim­no, sa­mot­ność, ko­lejną noc nie­pew­ności.

Jeśli spoj­rzeć na to z tej stro­ny, dru­gie drzwi wy­da­wały się je­dyną lo­giczną opcją.

Ode­pchnęła się od bla­tu, o który się opie­rała, i ru­szyła do wyjścia na salę. Pod­szedłszy do nie­go, za­czerpnęła głęboko po­wie­trza.

Jace już na nią cze­kał; stał za drzwia­mi, z rękami w kie­sze­niach, opar­ty o ścianę. Spoj­rzał na nią; jego wzrok prze­niknął ją tak jak przed chwilą zim­ne po­wie­trze. Tyle że tym ra­zem, za­miast doj­mującego chłodu, po­czuła falę gorąca roz­chodzącą się po cie­le.

– Go­to­wa? – za­py­tał.

Za­nim zdążyła od­po­wie­dzieć, od­sunął się od ścia­ny i zna­lazł się obok niej. Położył dłoń na jej kar­ku i pogładził kciu­kiem miękką skórę u na­sa­dy włosów.

Cho­le­ra… do­tyk tego fa­ce­ta był zabójczy.

– Ash jest już na miej­scu, zajął się ko­lacją.

Pod­niosła głowę i spoj­rzała na Jace’a, po raz pierw­szy od­po­wia­dając na jego spoj­rze­nie.

– Więc zo­sta­je­my tu­taj? – za­py­tała.

Kąciki jego ust uniosły się w uśmie­chu.

– To mój ho­tel. Równie do­bre miej­sce, żeby spędzić noc, jak każde inne.

Był właści­cie­lem ho­te­lu. Cóż, i tak wie­działa, że on i Ash są poza jej zasięgiem. Gdy jed­nak usłyszała tę in­for­mację, pomyślała, że po­win­na była wy­brać zim­no za­miast chwi­lo­we­go ciepła.

– Nie je­stem przy­go­to­wa­na – mruknęła, gdy skie­ro­wa­li się w stronę wind. – Nie mam przy so­bie ciuchów na zmianę ani… in­nych rze­czy.

Chciało jej się śmiać, bo cała ta roz­mo­wa była ab­sur­dal­na. Na­wet gdy­by wie­działa, co się wy­da­rzy, nie mogłaby się przy­go­to­wać, po­nie­waż nie miała in­nych ciuchów. Nie miała nic oprócz na­dziei, że następny dzień będzie lep­szy od po­przed­nie­go.

Jace zno­wu uśmiechnął się nie­znacz­nie, a w jego oczach po­ja­wiło się roz­ba­wie­nie, kie­dy wcho­dził z nią do cze­kającej win­dy.

– Nie będziesz po­trze­bo­wała żad­nych ciuchów. Ani… in­nych rze­czy.

Ręce jej drżały, a ko­la­na trzęsły się lek­ko. To była jej ostat­nia szan­sa na ucieczkę. Jace się po­chy­lił, żeby wcisnąć gu­zik z nu­me­rem ostat­nie­go piętra. Drzwi były jesz­cze otwar­te. Mogła wyjść, po­wie­dzieć, że się roz­myśliła, i wy­mknąć się w zimną noc, wra­cając do rze­czy­wi­stości.

Na­gle Jace spoj­rzał na nią py­tająco, pra­wie jak­by czy­tał jej w myślach. Pa­trzył tak dość długo, wciąż trzy­mając pa­lec na gu­zi­ku z nu­me­rem piętra. Po­nie­waż stała nie­ru­cho­mo, wy­pro­sto­wał się i nie spusz­czając jej z oczu, oparł się o ścianę, pod­czas gdy drzwi win­dy się za­sunęły.

– Je­steś zde­ner­wo­wa­na – za­uważył, wciąż z uśmie­chem.

Rzu­ciła mu ostre spoj­rze­nie, a on uśmiechnął się jesz­cze sze­rzej. Miał nie­sa­mo­wi­ty uśmiech. Nie taki swo­bod­ny i cza­rujący jak Ash. Tam­te­mu uśmie­cha­nie się przy­cho­dziło na­tu­ral­nie, jak­by leżało w jego na­tu­rze, na­tu­rze to­wa­rzy­skie­go flir­cia­rza, dla którego ko­bie­ty tracą głowy. Be­tha­ny od­niosła wrażenie, że Jace nieczęsto się uśmie­cha. Wy­da­wał się poważniej­szy od przy­ja­cie­la. I jeśli miała być szcze­ra, ta jego po­wa­ga i powściągli­wość bar­dzo do niej prze­ma­wiały. Bo dawały jej po­czu­cie bez­pie­czeństwa. Wie­działa, że z tym fa­ce­tem nic jej tej nocy nie gro­zi.

– Nie ma po­wo­du do zde­ner­wo­wa­nia – mruknął, gdy win­da się za­trzy­mała.

Kie­dy Be­tha­ny ru­szyła do wyjścia, wyciągnął ramię, za­trzy­mał ją, a po­tem objął. Przy­ciągnął ją do sie­bie i jego usta zna­lazły się bar­dzo bli­sko. Tak bli­sko, że po­czuła jego przy­spie­szo­ny od­dech.

– Be­tha­ny, na­prawdę nie ma po­wo­du do zde­ner­wo­wa­nia – powtórzył. Jego usta były tuż-tuż.

Prze­sunął pal­cem po jej po­licz­ku aż do kącika ust. Wte­dy drzwi win­dy zaczęły się za­su­wać. On jed­nak to zi­gno­ro­wał, sku­pio­ny na Be­tha­ny; pa­trzył na nią uważnie, jak­by po­tra­fił prze­niknąć jej myśli. A przy­najm­niej jak­by chciał to zro­bić.

– W porządku – od­parła szep­tem.

I wte­dy się uśmiechnął. Na­prawdę uśmiechnął. Nie kąci­kiem ust, jak­by coś go roz­ba­wiło i nie za­mie­rzał się z tym zdra­dzić. Był to sze­ro­ki uśmiech, odsłaniający zęby. I, o rany, były to piękne zęby. Ide­al­nie pro­ste. Nie­zwy­kle białe. Taki uśmiech był wart mi­lion do­larów. Ale prze­cież wszyst­ko w nim było per­fek­cyj­ne… aż po buty.

Da­le­ko wy­kra­czał poza jej ligę. Tak da­le­ko, że nie było to na­wet za­baw­ne.

Przed ocza­mi stanęły jej sce­ny z Pret­ty Wo­man. Kop­ciu­szek. Baj­ka trwająca jedną noc. Tyl­ko że Be­tha­ny za do­brze znała życie, aby wie­rzyć w szczęśliwe zakończe­nia. Baj­ki są do­bre do czy­ta­nia. Miło o nich pomyśleć. Ale nie mają się ni­jak do rze­czy­wi­stości. Ta­kim dziew­czy­nom jak Be­tha­ny hi­sto­rie z ba­jek się nie zda­rzają.

Pomyślała więc, że sko­rzy­sta z tej jed­nej nocy, a na­za­jutrz wróci do tego, co umie naj­le­piej. Życia z dnia na dzień, we­ge­ta­cji.

Jace wska­zał ręką drzwi i kie­dy do nich ru­szyła, podążył za nią i chwilę później, po wyjściu z win­dy, zrównał się z Be­tha­ny, obej­mując ją w pa­sie. To było przy­jem­ne. Zbyt przy­jem­ne. Łatwo było ulec fan­ta­zjom. Ten fa­cet nie dbał o nią. Chciał ją tyl­ko za­li­czyć. Ale ona pragnęła ciepła i za­po­mnie­nia. Mogła więc pójść na taki układ.

Chwilę później otwo­rzył drzwi do ob­szer­ne­go apar­ta­men­tu. Be­tha­ny za­wa­hała się, gdy zo­ba­czyła Asha usta­wiającego półmi­ski z je­dze­niem na błyszczącym sto­le w ja­dal­ni. Były tam trzy na­kry­cia; to prze­zna­czo­ne dla niej znaj­do­wało się pośrod­ku. Przy ta­le­rzu z ham­bur­ge­rem i fryt­ka­mi stała szklan­ka soku po­ma­rańczo­we­go, a na sąsied­nich ta­ler­zach były ste­ki.

Kie­dy po­czuła za­pach je­dze­nia, aż ścisnęło ją w żołądku. Umie­rała z głodu i miała wrażenie, że nig­dy w życiu nie czuła nic bar­dziej sma­ko­wi­te­go.

Ash się odwrócił i posłał jej ten swój le­ni­wy uśmiech. Oczy błysz­czały mu uwo­dzi­ciel­sko.

– Go­to­wa na ko­lację? – za­py­tał.

O tak. Była go­to­wa. Miała ochotę rzu­cić się na je­dze­nie i ro­ze­rwać zębami ham­bur­ge­ra, ale tyl­ko skinęła chłodno głową.

Jace położył rękę na jej ple­cach i za­pro­wa­dził ją do stołu. Za­ci­skając dłonie, żeby opa­no­wać ich drżenie, usiadła na krześle i przy­sunęła się do bla­tu, a tym sa­mym do kuszącego ta­le­rza. Pa­nując jed­nak nad sobą, nie­dbałym ru­chem wzięła szklankę z so­kiem, jak­by wca­le nie pragnęła wgryźć się w ham­bur­ge­ra. Pociągnęła łyk i od­sta­wiła szklankę w chwi­li, gdy sok do­tarł do pu­ste­go żołądka.

Może jed­nak le­piej było zacząć od­je­dze­nia.

Bur­ger, fryt­ki, a na­wet sok po­ma­rańczo­wy to był dla niej praw­dzi­wy luk­sus – i za­mie­rzała się nim de­lek­to­wać.

Gdy Jace i Ash zajęli miej­sca po obu jej stro­nach, na­działa na wi­de­lec frytkę, za­nu­rzyła ją w mi­secz­ce z ke­czu­pem, stojącej obok na­kry­cia, i włożyła do ust.

– Je­steś pew­na, że nie chcesz ste­ku? – za­py­tał Ash, wska­zując swój ta­lerz.

Kie­dy spoj­rzała na so­czy­sty kawałek wołowi­ny, ślin­ka napłynęła jej do ust. I ten za­pach. Ten cu­dow­ny za­pach ją do­bi­jał.

– Aha – mruknęła.

Ash bez słowa od­kroił kawałek mięsa, a po­tem wi­del­cem przełożył go na jej ta­lerz. Było bar­dziej krwi­ste, niż lubiła, ale co za różnica? Nie miało dla niej na­wet zna­cze­nia, jak sma­ku­je. Je­dze­nie to je­dze­nie, i już.

– Dzięki – wy­mam­ro­tała.

Jedząc, cały czas czuła na so­bie wzrok Jace’a, więc sta­rała się nad sobą pa­no­wać: nie spie­szyć się i nie spra­wiać wrażenia wygłod­niałej. Sta­ran­nie przeżuwała każdy kęs i po­pi­jała so­kiem.

Miała ochotę zmieść wszyst­ko do czy­sta, ale jej żołądek odmówił współpra­cy. Za długo nie do­ja­dała, za­zwy­czaj odżywiała się o wie­le skrom­niej. Kie­dy była w połowie ham­bur­ge­ra i po za­le­d­wie kil­ku kęsach ste­ku, po­czuła taką sytość, że nie mogła przełknąć już nic więcej.

– Nie­wie­le zjadłaś – za­uważył Jace, gdy od­sunęła ta­lerz.

– Pod­ja­dałam w trak­cie przyjęcia – skłamała. – To było na­prawdę pysz­ne. Dziękuję.

Kie­dy przyglądał jej się uważnie, skrępo­wa­na po­ru­szyła się na krześle. Chy­ba jej nie uwie­rzył, ale nie drążył te­ma­tu. Zresztą dla­cze­go miałoby go ob­cho­dzić, czy jadła wcześniej, czy nie? Była tu, bo chcie­li ją prze­le­cieć. Chcie­li za­spo­koić pożąda­nie, tyl­ko nie ro­zu­miała, dla­cze­go aku­rat z nią. Wątpiła, aby mie­li ja­kie­kol­wiek pro­ble­my z zaciągnięciem ko­biet do łóżka, co ozna­czało, że mo­gli w nich prze­bie­rać do woli.

– Po­win­naś wie­dzieć o kil­ku spra­wach – ode­zwał się Ash.

Spoj­rzała na nie­go i za­uważyła, że nie jest już tym uwo­dzi­cie­lem co przed chwilą. W jego oczach ma­lo­wała się po­wa­ga. I żar, który spra­wił, że stra­ciła dech. W tej chwi­li wyglądał tak jak Jace. Był jesz­cze poważniej­szy i… bar­dziej nie­bez­piecz­ny. Co wydało jej się dziw­ne, bo nie przy­pusz­czała, że po­tra­fi taki być.

– To my rządzi­my w sy­pial­ni. Ma być tak, jak mówimy. Zaj­mie­my się tobą. Za­dba­my o two­je po­trze­by. Po­sta­ra­my się, żeby było ci do­brze. Ale to my spra­wu­je­my kon­trolę. Taka jest umo­wa. Jeśli to sta­no­wi dla cie­bie jakiś pro­blem, po­wiedz wcześniej, za­nim za­bie­rze­my się do dzieła.

Zakręciło jej się w głowie. Czy żar­to­wał? Stłumiła chęć na­tych­mia­sto­wej od­po­wie­dzi na to oświad­cze­nie, po­sta­no­wiła być prze­zor­niej­sza. To, że za­mie­rza­li o nią za­dbać, nie brzmiało zniechęcająco. A od­da­nie im władzy nad sobą na tę jedną noc, żeby nie mu­siała myśleć ani nic robić, tyl­ko czuć? Proszę bar­dzo, żaden pro­blem.

Chciała jed­nak wie­dzieć, co dokład­nie ta umo­wa obej­mu­je i o ja­kie per­wer­sje może cho­dzić.

– Myślę, że to zależy, cze­go ocze­ku­je­cie – od­parła. – Nie zgodzę się na nic, co może za­gro­zić mo­je­mu życiu.

Jace się na­chmu­rzył i rzu­cił Asho­wi ostrze­gaw­cze spoj­rze­nie.

– Wy­stra­szyłeś ją, sta­ry. Mówiłem ci, żebyś zwol­nił i zdał się na mnie.

– Ona zasługu­je na to, żeby wie­dzieć, w co się pa­ku­je – spo­koj­nie odciął się Ash. – Nie okłamałem jej i nie chcę wpro­wa­dzać jej w błąd.

– Do­ce­niam to – za­uważyła su­cho Be­tha­ny.

Jace wziął ją za rękę i uścisnął. To było… uro­cze. I dziw­nie kłóciło się z jego aurą nie­bez­piecz­ne­go fa­ce­ta oraz tymi poważnymi spoj­rze­nia­mi, które jej posyłał. Spo­dzie­wała się, że to ra­czej z jego ust usłyszy to, co przed chwilą po­wie­dział Ash. Że to on wyłoży za­sa­dy gry i po­wie jej: wcho­dzisz w to albo nie.

– Nie skrzyw­dzi­my cię, Be­tha­ny. Ash chce po­wie­dzieć, że lu­bi­my do­mi­no­wać. Że ocze­ku­je­my… uległości. Ale to wca­le nie zna­czy, że tyl­ko o to nam cho­dzi. Że chce­my cię je­dy­nie za­li­czyć.

– Ro­zu­miem – od­rzekła spo­koj­nie.

– No i? – po­na­glił ją Jace.

– I co? – za­py­tała.

– Zga­dzasz się? Po­tra­fisz się pod­porządko­wać?

Wciągnęła po­wie­trze w płuca i skinęła głową.

– Zga­dzam się.

– Su­per du­per – mruknął Ash. – A te­raz, gdy już omówiliśmy wszyst­ko, możemy przejść do za­ba­wy?

– Ash. – W ustach Jace’a za­brzmiało to jak ostrzeżenie. Po­tem zwrócił się po­now­nie do Be­tha­ny, wciąż trzy­mając ją za rękę: – Idź do sy­pial­ni. Możesz sko­rzy­stać z łazien­ki, jeśli chcesz. Roz­bierz się, połóż na łóżku i cze­kaj na nas.

Te ci­che słowa spra­wiły, że całe jej ciało ogarnęło pod­nie­ce­nie. Ten fa­cet na­prawdę był zabójczy.

Nic nie mówiąc, wy­ko­nała jego po­le­ce­nie i wstała z krzesła. Wy­sunęła dłoń z jego ręki, cofnęła się, a po­tem odwróciła, od­ry­wając od nie­go wzrok i ru­szając do sy­pial­ni.

Roz­dział 4

Be­tha­ny sie­działa naga na środ­ku łóżka, w zbu­rzo­nej poście­li, którą próbowała się okryć. Jako pierw­szy wszedł Jace i jego wzrok za­trzy­mał się na niej. Za nim po­ja­wił się Ash i już od wejścia zaczął roz­pi­nać gu­zi­ki ko­szu­li.

Na­wet gdy on się roz­bie­rał, nie ukry­wając, cze­go chce, Be­tha­ny pa­trzyła tyl­ko na jego przy­ja­cie­la, który mi­mo­wol­nie roz­dy­mał chrap­ki nosa i raz po raz za­ci­skał szczęki. Urze­czo­na, wpa­try­wała się w nie­go bez słowa. W po­ko­ju był pra­wie nagi piękny mężczy­zna, a ona gapiła się na tego ubra­ne­go, cze­kając i pragnąc go aż do bólu.

– Od­rzuć pościel – po­wie­dział spo­koj­nie Jace. – Chcę cię wi­dzieć.

Brzmiało to łagod­nie, nie­mniej sta­no­wiło po­le­ce­nie, które przejęło ją dresz­czem. Po­wo­li roz­warła pal­ce i kołdra osunęła się po jej cie­le aż do pasa, odsłaniając pier­si.

– Uklęknij – roz­ka­zał, patrząc na nią świ­drującym wzro­kiem. – Chcę wi­dzieć cię całą.

Gdy­by miała ro­zum, bałaby się tego mężczy­zny. Tej sy­tu­acji. De­cy­zja, którą podjęła, wy­ni­kała z sa­mot­ności i pra­gnie­nia choćby tym­cza­so­wej uciecz­ki od rze­czy­wi­stości. Nikt nie wie­dział, gdzie jest, zda­na na łaskę tych dwóch fa­cetów. Nikt by się nie przejął, gdy­by na­gle zniknęła. Oprócz Jac­ka. Ale jak miałby się o tym do­wie­dzieć? Powie­działa mu tyl­ko, że ma gdzie spać, co wte­dy, gdy to mówiła, było kłam­stwem.

– Chcesz się wy­co­fać?

Pod­niosła głowę. Jace przyglądał jej się in­ten­syw­nie, z nie­prze­nik­nio­nym wy­ra­zem twa­rzy. Umknęła wzro­kiem w bok, tam gdzie stał Ash, już całkiem nagi, w pełnej erek­cji. Kie­dy zno­wu zerknęła na Jace’a, marsz­czył czoło, jak­by nie po­do­bało mu się, że nie jest sku­pio­na na nim.

Zaschło jej w ustach, więc ob­li­zała war­gi. Pokręciła głową.

– Nie – od­parła.

To było ko­lej­ne kłam­stwo. Miała mnóstwo wątpli­wości, ale wciąż do­cho­dziła do tego sa­me­go wnio­sku: że tej nocy pra­gnie za­po­mnie­nia, które mógł jej dać inny ro­dzaj nar­ko­ty­ku. Chciała po­czuć ciepło. Na chwilę za­znać spo­ko­ju. Czy ocze­ki­wała za dużo?

Jace ru­szył w stronę łóżka, a ona uklękła, od­rzu­cając kołdrę całko­wi­cie. Wte­dy on pod­szedł do łóżka i objął Be­tha­ny, po­chy­lając głowę, żeby ją pocałować.

Za­mknęła oczy i pod­dała się, całko­wi­cie mięknąc w jego sil­nych ra­mio­nach. W po­wie­trzu aż za­iskrzyło. Ich pożąda­nie stało się sa­mo­ist­nym two­rem, który wypełnił pokój.

Jace we­pchnął jej do ust miękki, ak­sa­mit­ny, ciepły język. Prze­pełniło ją to spo­ko­jem. Po­tem prze­sunął dłońmi po jej ra­mio­nach, ujął ją moc­niej i przy­ciągnął do sie­bie. W jej uszach za­brzmiały odgłosy namiętne­go pocałunku.

Wte­dy dołączył do nich Ash, który na­tych­miast sku­pił na so­bie jej uwagę. Pogładził jej na­gie ple­cy i uklęknął za nią, tak że ugiął się pod nim ma­te­rac. Be­tha­ny stężała. Ale za­raz po­tem po­czuła w zagłębie­niu szyi jego ciepłe usta i od razu się odprężyła. Ash się nie spie­szył, nie chciał jej prze­stra­szyć. Jak­by zo­sta­wiał ini­cja­tywę przy­ja­cie­lo­wi.

Gdy Jace się od niej od­sunął, po­czuła, że od jego wład­cze­go pocałunku mro­wią ją war­gi. On tym­cza­sem pa­trzył na nią swo­imi ciem­ny­mi ocza­mi, sunąc wzro­kiem po jej cie­le. Za­parło jej dech. Nie ucie­kała spoj­rze­niem, napięta w ocze­ki­wa­niu na to, co nastąpi.

Ash prze­ciągnął dłońmi po jej ra­mio­nach, mu­skając usta­mi szyję, ale dla niej ist­niał tyl­ko Jace i nie mogła się do­cze­kać, kie­dy on upo­mni się o swo­je. Chciała czuć jego ręce na całym cie­le. Jego usta na skórze. Chciała, żeby ją wziął. Był mężczyzną, przy którym ko­bie­ta mogła po­czuć się bez­piecz­nie, a ona pragnęła po­czucia bez­pie­czeństwa.

Kie­dy dłonie Asha sunęły w dół po jej ra­mio­nach, a po­tem z po­wro­tem w górę, jego przy­ja­ciel zaczął roz­pi­nać ko­szulę. Gdy się roz­bie­rał, Ash przy­ciągnął ją do sie­bie i objął, tak że oparła się o jego pierś.

Do­tarło do niej bijące od nie­go ciepło i po­czuła pul­so­wa­nie w pod­brzu­szu. Ash prze­sunął dłońmi od jej ta­lii w stronę pier­si. Ujął je i uniósł lek­ko, a po­tem musnął kciu­ka­mi sut­ki; stward­niały tak, że aż bolały.

Wciągnęła po­wie­trze, gdy spodnie Jace’a upadły na podłogę, a on stanął przed nią tyl­ko w czar­nych bok­ser­kach. Były ob­cisłe, opi­nały mu­sku­lar­ne uda i uwy­dat­niały pe­ni­sa w erek­cji.

Ten mężczy­zna był piękny w obezwład­niający sposób.

Światło i mrok. Ash i Jace. Dwie zupełnie różne oso­bo­wości.

Jace był poważny i sku­pio­ny. Zdej­mując bok­ser­ki, pożerał ją wzro­kiem. Be­tha­ny na chwilę wstrzy­mała od­dech. Za­po­mniała o zmysłowych dłoniach Asha spo­czy­wających na jej pier­siach. Pe­nis Jace’a wyłonił się z bok­se­rek i zna­lazł się tuż przed nią, gru­by i pul­sujący.

Jace zro­bił krok do przo­du, po­chy­lił się, ode­brał ją Asho­wi i wziął w objęcia. Przy­warła do nie­go całym ciałem. Pra­wie uniosła się znad ma­te­ra­ca, gdy ją przy­ciągnął i pocałował. Po­tem oto­czył ją ra­mio­na­mi, jedną rękę kładąc wład­czym ru­chem na jej pu­pie, a drugą na ple­cach, między łopat­ka­mi.

Jego twar­dy tors miażdżył jej pier­si, tak że już nie pamiętała o dłoniach Asha, de­li­kat­nie pieszczących jej sut­ki. Całe ciało Be­tha­ny stanęło w ogniu. To było… sza­leństwo. Wy­kra­czało poza zwykłe pożąda­nie. Nic nie wie­działa o tym mężczyźnie, a jed­nak czuła, że go pra­gnie, jak nie pragnęła dotąd ni­cze­go ani ni­ko­go.

– Jej cip­ka należy do mnie – rzu­cił.

Be­tha­ny za­mru­gała, gdy usłyszała ni­ski po­mruk, który wy­do­był się z jego gardła. W pa­nującej ci­szy te słowa za­brzmiały ostro. Wte­dy usłyszała ci­chy śmiech Asha.

– Zwy­kle nie by­wasz ta­kim ego­istą, sta­ry – za­uważył z roz­ba­wie­niem w głosie. – Ale zgo­da. Jej usta są słod­kie i założę się, że tyłeczek jest jesz­cze słod­szy.

Jace prze­sunął się, na­pi­nając mięśnie ra­mion. Be­tha­ny nie­mal się spo­dzie­wała, że te­raz rzu­ci ją na łóżko i weźmie, ale gdy ją kładł, był nie­zwy­kle de­li­kat­ny. Od­no­sił się do niej z dziw­nym sza­cun­kiem, co ją za­sta­na­wiało.

Ple­cy Be­tha­ny spoczęły na ma­te­ra­cu, a wte­dy Jace prze­ciągnął dłońmi po jej cie­le, pieszcząc je, jak­by nie mógł się po­wstrzy­mać. Sunął nimi po jej pier­siach, brzu­chu i wresz­cie bio­drach. Po­tem ułożył ją tak, żeby pupa zna­lazła się na skra­ju łóżka, a nogi z nie­go zwi­sały.

Ku jej naj­większe­mu zdu­mie­niu uklęknął na dy­wa­nie między jej uda­mi. Wstrzy­mała dech, a gdy opuścił głowę, gwałtow­nie wypuściła po­wie­trze.

O rany.

– Naj­pierw skosz­tuję tej słod­kiej cip­ki – szepnął.

Kie­dy do­tknął języ­kiem łech­tacz­ki, całe jej ciało się napięło.

Rozkładając pal­ca­mi cipkę, po­li­zał ją zno­wu i Be­tha­ny zadrżała, bo zalała ją fala przy­jem­ności.

Ash tym­cza­sem ujął Be­tha­ny pod brodę i odwrócił jej głowę w swoją stronę. Do­tknęła usta­mi czub­ka jego pe­ni­sa i za­wa­hała się na mo­ment.

– Otwórz buzię – po­wie­dział. Nie za­brzmiało to jak prośba, choć zo­stało sfor­mułowa­ne piesz­czo­tli­wie. W głosie Asha nie usłyszała czułości. Było to po­le­ce­nie, którego nie mogła nie wypełnić. Roz­chy­liła więc usta, a on wsunął w nie członek, kładąc rękę na jej głowie, aby się nie od­sunęła.

– O tak. A te­raz ssij – roz­ka­zał, wchodząc głębiej.

Jęknął ci­cho i moc­niej chwy­cił ją za głowę. Za­mknęła oczy, po­zwa­lając mu dyk­to­wać tem­po, bo sama była zbyt zde­kon­cen­tro­wa­na. Jace obezwład­niał ją całko­wi­cie. Tym, co robił usta­mi, piękny­mi per­wer­syj­ny­mi usta­mi i języ­kiem.

Nie był nieśmiały. Pieścił języ­kiem łech­taczkę, a po­tem prze­cho­dził niżej, liżąc cipkę, jak­by była czymś prze­pysz­nym. Ash po­chy­lił się nad nią, przy­bie­rając bar­dziej do­mi­nującą po­zycję, tak że nie miała wyjścia, mu­siała wziąć fiu­ta głęboko w usta, zgod­nie z jego wolą.

I wte­dy Jace na chwilę uniósł głowę.

– Tyl­ko nie zrób jej krzyw­dy, Ash.

Ten na­tych­miast znie­ru­cho­miał. Jego ciało się napięło. Stężał i cofnął się. Be­tha­ny zo­ba­czyła, że zwra­ca się w stronę przy­ja­cie­la z wściekłą miną.

– Czy ja kie­dy­kol­wiek skrzyw­dziłem ko­bietę, Jace? – Ton jego głosu mówił wie­le. Ash był zły, obu­dził się w nim sa­miec alfa. Jego żar­to­bli­we na­sta­wie­nie zniknęło, a w jego miej­sce po­ja­wiło się coś zupełnie in­ne­go. – Co się z tobą dzie­je, sta­ry? Żeby mówić ta­kie rze­czy? Co ty so­bie myślisz?

Be­tha­ny próbowała usiąść. Nie chciała być dłużej między tymi dwo­ma fa­ce­ta­mi. Jed­nak Jace de­li­kat­nym, ale sta­now­czym ru­chem położył rękę na jej brzu­chu i pchnął ją z po­wro­tem na łóżko. Na­wet na nią nie pa­trzył, ale nie za­bie­rał dłoni, milcząco na­ka­zując Be­tha­ny zo­stać na miej­scu.

– To było tyl­ko ostrzeżenie – od­parł ci­cho. – Nie chcę, żeby się prze­stra­szyła.

Ash nie od­po­wie­dział. Dwaj mężczyźni mie­rzy­li się wzro­kiem. Ash za­cisnął usta, a po­tem, jak­by wy­czy­tał coś ze spoj­rze­nia Jace’a, ustąpił. Opuścił wzrok, po­chy­lił się nad Be­tha­ny i zaczął całować ją w usta.

– Nic ci nie zro­bię – szepnął.

– Wiem – od­po­wie­działa równie ci­cho. Była spo­koj­na, bo miała pew­ność, że Jace nie po­zwo­liłby mu jej skrzyw­dzić.

– Na pie­ska – za­ko­men­de­ro­wał, prze­ry­wając czułości między nią a Ashem.

Be­tha­ny spoj­rzała na nie­go, zo­ba­czyła po­wagę w jego wzro­ku i zno­wu zadrżała. Gdy chciała się odwrócić, Jace od razu zna­lazł się przy niej, pomógł jej opaść na ręce i ko­la­na. A kie­dy przy­brała żądaną po­zycję, pocałował ją w ple­cy, tuż nad pupą.

– Muszę pójść po gumkę, kot­ku.

Gdy na chwilę zo­sta­wił Be­tha­ny, owiało ją chłodne po­wie­trze i do­stała gęsiej skórki.

Ash tym­cza­sem wsunął pal­ce w jej włosy i głaskając ją po nich łagod­nie, usta­wił się przed nią. Wciąż na ko­la­nach, zno­wu przy­sunął pe­ni­sa do jej ust. Jedną dłonią ujął Be­tha­ny za głowę, a drugą pogłaskał po po­licz­ku, wsu­wając członek w jej usta.

Po­czuła w noz­drzach jego za­pach, a w ustach smak.

Jace wrócił po chwi­li, złapał ją za pupę i zaczął pieścić. Zno­wu pocałował Be­tha­ny w ple­cy, a po­tem prze­ciągnął języ­kiem po jej kręgosłupie. Prze­biegł ją dreszcz. Za­mknęła oczy, pod­czas gdy Ash na­parł na nią bio­dra­mi.

Chciała, żeby Jace w nią wszedł. Pragnęła tego. Pragnęła, żeby się z nią ko­chał, roz­pro­szył ciem­ność, roz­grzał ją od środ­ka.

Wresz­cie Jace położył jedną dłoń na jej poślad­ku, a drugą przy­sta­wił pe­ni­sa do cip­ki. Po­tarł jego czub­kiem o łech­taczkę, a po­tem musnął wil­got­ne war­gi sro­mo­we. Drażnił się z nią, spraw­dzał, czy jest go­to­wa. Wzdrygnęła się, a po­tem, z człon­kiem Asha w ustach, szepnęła:

– Proszę.

Jace znie­ru­cho­miał. Przez chwilę więc myślała, że zro­biła coś nie tak. Po­tem jed­nak wy­ko­nał pchnięcie bio­dra­mi. Za­cisnął rękę na jej poślad­ku i wte­dy zro­zu­miała, ile go kosz­to­wała do­tych­cza­so­wa powściągli­wość. Chy­ba bał się, że spra­wi jej ból. Czyżby wy­da­wała się taka bez­bron­na, kru­cha? Co ta­kie­go do­strzegł w jej oczach, że ob­ra­ził naj­lep­sze­go przy­ja­cie­la i od­no­sił się do niej z taką de­li­kat­nością?

– Piękna – mruknął tym­cza­sem Ash, wchodząc w jej usta po­su­wi­stym ru­chem.

– Piękna – powtórzył jak echo Jace. Wszedł w nią do końca i jego jądra ude­rzyły o cipkę. Po­tem się za­trzy­mał, prze­ciągnął dłonią po ple­cach Be­tha­ny, a ją prze­szył dreszcz.

Za­mknęła oczy, de­lek­tując się tym, że ma go w so­bie, ta­kie­go dużego i twar­de­go. Każdy jego ruch w jej wrażli­wym wnętrzu spra­wiał, że wiła się i drżała.

Jace się wy­co­fał, a po­tem wszedł w nią zno­wu, po­wo­li, zmysłowo, wciąż się kon­tro­lując. A ona nie chciała, żeby się kon­tro­lo­wał. Pragnęła, żeby się za­tra­cił. Sama pragnęła się za­tra­cić w tym do­zna­niu, za­po­mnieć o wszyst­kim i tyl­ko na­pa­wać się roz­koszą, którą jej da; była pew­na, że spra­wi jej roz­kosz. Wyprężyła bio­dra, ssąc twar­de­go pe­ni­sa Asha, czując jego męski smak na języku.

Jace dał jej klap­sa w pupę, co ją trochę prze­stra­szyło, ale jed­no­cześnie spra­wiło taką przy­jem­ność, że z ust wy­rwał jej się jęk, wpra­wiając w wi­bra­cje członek Asha.

– Cier­pli­wości, kot­ku – mruknął Jace. – Chcę, żeby ci było do­brze. Je­steś taka słodka. Nie chciałbym skończyć zbyt szyb­ko.

– Do diabła – jęknął Ash, gdy prze­sunęła języ­kiem po żołędzi. – Długo już nie wy­trzy­mam. Jej usta są jak je­dwab.

Uśmiechnęła się, na­gle pew­na, że po­tra­fi do­pro­wa­dzić ich do sza­leństwa, tak jak oni ją.

– Ko­cha­nie, jeśli nadal będziesz mi w ten sposób obciągała, dojdę ci w ustach, a, jak po­wie­dział Jace, nie chce­my kończyć zbyt szyb­ko. Chce­my bawić się jak najdłużej.

Jace za­cisnął dłonie na jej poślad­kach. Napiął się cały, ale nie dla­te­go, że miał nie­ba­wem szczy­to­wać. Be­tha­ny to wie­działa. Wy­da­wał się… wzbu­rzo­ny. Za każdym ra­zem, gdy Ash się od­zy­wał, Jace tężał. Jak­by chciał za­po­mnieć o obec­ności dru­gie­go mężczy­zny. Czy to nie dziw­ne? Ze swo­bod­ne­go tonu Asha można było sądzić, że ta­kie tek­sty nie są dla nich ni­czym nie­zwykłym. Be­tha­ny za­sta­na­wiała się przez chwilę, czy nie upra­wiają sek­su także ze sobą, ale za­uważyła, że za­cho­wują wo­bec sie­bie dy­stans. Nic nie świad­czyło o tym, że mają na sie­bie ochotę. A ona? Wyglądało na to, że zde­cy­do­wa­nie ich pociąga – przy­najm­niej fi­zycz­nie.

Jace po­now­nie sku­pił się na niej, zaczął wy­ko­ny­wać kon­tro­lo­wa­ne pchnięcia, a jego pe­nis sta­wał się większy przy każdym ko­lej­nym ru­chu. Be­tha­ny nie była pew­na, czy wy­trzy­ma, jeśli będzie się tak powiększał. Ale było wspa­nia­le czuć – mieć w so­bie – tak wiel­kie­go fiu­ta.

Wy­co­fał się, wyj­mując pe­ni­sa pra­wie całko­wi­cie. A po­tem na­gle wszedł w nią zno­wu, szyb­ko i moc­no.

Gwałtow­nie wciągnęła po­wie­trze i przez całe jej ciało prze­biegł dreszcz. Drżała w sposób nie­kon­tro­lo­wa­ny, na­gle osłabły jej ręce i nie mogła się na nich utrzy­mać. Upadłaby, gdy­by Ash jej nie złapał, przy­sia­dając na ko­la­nach, wciąż z pe­ni­sem w jej ustach. Jedną ręką pogłaskał ją po włosach, a drugą uj­mo­wał jej po­li­czek. To było… miłe. Obaj wy­da­wa­li się tacy tro­skli­wi, co – jeśli się nad tym za­sta­no­wić – było nie­do­rzecz­nością. Prze­cież nic ich nie ob­cho­dziła. Była dla nich dziew­czyną na jedną noc. Za­bawką.

– Ale nie po­wie­działem, że ty nie możesz dojść, kot­ku – szorst­ko ode­zwał się Ash. – Tyl­ko Jace i ja nie chcie­li­byśmy jesz­cze kończyć. Będziesz miała następny or­gazm. Gwa­ran­tuję ci. Nie wstrzy­muj się. Chcę, żebyś w trak­cie robiła mi laskę, a Jace na pew­no chciałby po­czuć, jak za­ci­skasz się wokół jego fiu­ta.

– Ash… Za­mknij się – warknął jego przy­ja­ciel.

Ash za­milkł, ale Be­tha­ny się wyprężyła, bo pod­nie­ciły ją jego ob­sce­nicz­ne słowa. Czuła, że zbliża się do or­ga­zmu, który ogar­niał ją, jak ogień ogar­nia su­che drew­no, trza­skający i strze­lający w górę, wy­my­kający się spod kon­tro­li. Nie mogła trwać spo­koj­nie w tam­tej po­zy­cji. Ash moc­niej chwy­cił ją za brodę, żeby nie wypuściła z ust pe­ni­sa. Wszedł w nią głębiej, a ona w tym sa­mym mo­men­cie na­parła bio­dra­mi na Jace’a.

– Proszę – szepnęła. – Moc­niej, Jace. Moc­niej. Proszę.

– Cho­le­ra, Jace. Daj jej, co chce – po­wie­dział Ash napiętym głosem.

Jace położył jej swo­je duże dłonie na ple­cach i pogłaskał ją z czułością, a po­tem chwy­cił cu­dow­nie wład­czo za poślad­ki. Zaczął po­ru­szać się moc­niej. Gwałtow­niej. Wcho­dził w nią głębiej i każdy jego ruch był tak roz­kosz­ny, że pokój zaczął wi­ro­wać wokół Be­tha­ny.

Za­mknęła oczy i moc­no za­ssała pe­ni­sa Asha, za­ci­skając na nim usta. Jej ciałem wstrząsały ko­lej­ne pchnięcia Jace’a. Było to upa­jająco nie do znie­sie­nia. Po­czuła w pod­brzu­szu skurcz, spa­zma­tycz­ny, na­ra­stający.

– Ooo! –jęknął Ash. – Do cho­le­ry, za­raz dojdę!

Gdy sama eks­plo­do­wała, gdy iskra wywołała pożar krwi, po­czuła w ustach wy­trysk gorącej sper­my. Krzyknęła mi­mo­wol­nie, ale dźwięk ten zo­stał stłumio­ny, kie­dy Ash po­de­rwał się w górę, tak że jej war­gi otarły się o szorst­kie włosy męskie­go kro­cza.

Wyprężyła się i usłyszała, jak Jace ci­cho prze­kli­na. Jesz­cze bar­dziej za­cisnął pal­ce na jej poślad­kach, na pew­no robiąc na nich si­nia­ki. W ci­szy było słychać, jak jego pe­nis wcho­dzi w nią raz po raz, bo to­wa­rzy­szyły temu plaśnięcia, co­raz szyb­sze.

Przełknęła gorącą spermę, try­skającą z fiu­ta Asha, ale część spłynęła jej po war­gach. Wte­dy de­li­kat­nie ujął ją za głowę i wyjął pe­ni­sa z jej ust. Ułożył ją po­licz­kiem na ma­te­ra­cu i zaczął głaskać po włosach, pod­czas gdy Jace po­bu­dzał wszyst­kie jej zmysły.

Zwiększył tem­po ruchów, ude­rzając bio­dra­mi o jej poślad­ki. Po­now­nie za­mknęła oczy i leżała bezwład­nie, całko­wi­cie za­spo­ko­jo­na, przeżywając jesz­cze or­gazm, kie­dy Jace wy­ko­ny­wał ko­lej­ne pchnięcia.

Wszedł w nią na całą głębokość i na­gle znie­ru­cho­miał. Jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Położył się na niej, na­kry­wając ją sobą, tak że po­czuła jego ciepło. A po­tem cmoknął ją de­li­kat­nie w ramię. To było bar­dzo przy­jem­ne. Czułe. Jak­by ją ko­chał.

– Nie chciałem, żeby to stało się tak szyb­ko – mruknął z usta­mi tuż przy jej skórze. – Ale je­steś taka słodka, kot­ku.

Słowa Jace’a roz­grzały ją bar­dziej niż jego do­tyk, piesz­czo­ty, or­gazm, do którego ją do­pro­wa­dził. Za­padły w ser­ce, wywołując uczu­cia, których wolała nie ana­li­zo­wać. Seks nie był dla niej no­wym doświad­cze­niem. Nic nie­znaczące przy­go­dy były kie­dyś jej spe­cjal­nością, w cza­sach gdy się mio­tała, po­szu­ki­wała od­po­wie­dzi, których nie mogła zna­leźć. Ale to…

Mu­siała skończyć z ta­kim głupim myśle­niem. To, co się stało, było nie­ważne. Ni­czym nie różniło się od in­nych jed­no­ra­zo­wych nu­merów. Jeśli będzie myślała in­a­czej, zno­wu na­ra­zi się na cier­pie­nie i kłopo­ty.

Ash po­chy­lił się i musnął usta­mi jej po­li­czek.

– Przy­niosę ci coś do pi­cia. Może być sok po­ma­rańczo­wy, jak po­przed­nio?

– Aha – od­po­wie­działa z roz­tar­gnie­niem, wciąż upa­jając się tym, że ma Jace’a w so­bie, że czu­je bijące od nie­go ciepło, że jego ciało spo­czy­wa na niej, jak­by ją chro­niąc.

Ash wstał z łóżka i kie­dy zniknął za drzwia­mi, Jace zno­wu pocałował Be­tha­ny w ramię. Ku jej nie­za­do­wo­le­niu pod­niósł się i z niej wy­szedł. Wy­rwał jej się jęk pro­te­stu.

– Muszę zdjąć pre­zer­wa­tywę, kot­ku – szepnął. – Za­raz wra­cam.

W chwi­li gdy się od­sunął, zro­biło jej się zim­no. Zim­no w środ­ku. Opadła na brzuch, nie bar­dzo wiedząc, co da­lej. Czy po­win­na wstać i wyjść? Czy zo­stać do rana? Do tej pory wie­działa, cze­go się od niej ocze­ku­je, ale to, co się działo dzi­siaj, wy­kra­czało poza wszel­kie jej doświad­cze­nia. Poza tym nie miała dokąd iść. Nie chciała, aby ta noc już się zakończyła. Ogarnął ją smu­tek. Popełniła błąd, godząc się na to. Choć ta przy­go­da była miłą od­mianą, ucieczką od sa­mot­ności i pust­ki, które sta­no­wiły jej życie, wie­działa, że powrót do rze­czy­wi­stości będzie bar­dzo bo­le­sny.

Jace wrócił do łóżka, więc pod­niosła głowę, bojąc się tego, co ją cze­ka. Już otwie­rała usta, żeby spy­tać, czy ma so­bie pójść, gdy wziął ją w ra­mio­na i przy­tu­lił.

Do­bra, może jesz­cze nie chciał, żeby so­bie poszła.

Przy­warła do nie­go, bo na­tu­ral­ne ciepło było luk­su­sem, którego nie mogła so­bie odmówić.

Chwilę później do po­ko­ju wrócił Ash; rzu­cił się na łóżko po dru­giej jej stro­nie. Jace na­tych­miast przy­tu­lił ją moc­niej, a jego ra­mio­na stały się jak­by ba­rierą chro­niącą ją przed za­ku­sa­mi przy­ja­cie­la.

– Twój sok po­ma­rańczo­wy – po­wie­dział Ash.

Jace wypuścił Be­tha­ny z uści­sku i pomógł jej usiąść, ale wciąż obej­mo­wał ją ra­mie­niem. To było trochę dziw­ne – sie­dzieć między dwo­ma na­gi­mi mężczy­zna­mi i pić sok po­ma­rańczo­wy – a na­wet trochę per­wer­syj­ne.

Be­tha­ny z wdzięcznością pociągnęła łyk, bo zaschło jej w ustach i trochę bolało ją gardło. Pomyślała, że inne części ciała też będą bolały. Ale było to przeżycie, którego nie za­po­mni – wspo­mnie­nie nocy da­le­kiej od re­aliów jej życia.

– Czy mam już so­bie iść? – za­py­tała ze skrępo­wa­niem, od­dając szklankę Asho­wi.

Ash za­cisnął usta, a Jace objął ją ciaśniej; jego ramię za­mie­niło się w sta­lową obręcz wokół ta­lii Be­tha­ny.

– Nie, do cho­le­ry – wy­pa­lił. – Jesz­cze nie skończy­liśmy. Zo­sta­niesz do rana. Na dwo­rze jest za zim­no, a poza tym zro­biło się późno. O tej po­rze nig­dzie nie pójdziesz.

Próbowała stłumić wes­tchnie­nie ulgi, ale mi­mo­wol­nie oparła się o Jace’a, a on cmoknął ją w czu­bek głowy.

– Daj nam mi­nutę na dojście do sie­bie, a po­tem za­czy­na­my od nowa – do­rzu­cił Ash.

W jego zie­lo­nych oczach błysnęło pożąda­nie. Przyglądał jej się przez chwilę, pod­czas gdy Jace ujął jej drobną pierś i kciu­kiem musnął su­tek. Przed chwilą przeżyła naj­bar­dziej nie­sa­mo­wi­ty or­gazm w życiu, a jej ciało już do­ma­gało się więcej.

– Mówiłaś, że upra­wiałaś już seks w trójkącie – za­gadnął Ash od nie­chce­nia. – Mo­gli­byśmy wziąć cię jed­no­cześnie? Robiłaś już coś ta­kie­go?

Po­czuła, że ob­le­wa się ru­mieńcem i robi jej się gorąco. Pokręciła głową, zbyt skrępo­wa­na, żeby od­po­wie­dzieć głośno. Przed ocza­mi stanął jej ob­raz wywołany py­ta­niem Asha. Myśl, że miałaby się oddać dwóm mężczy­znom równo­cześnie, wzbu­dziła w niej pożąda­nie.

– Chciałabyś spróbować? – za­py­tał Ash z uśmie­chem.

– Nie mu­sisz – mruknął jej Jace do ucha.

– Sko­ro już wcześniej bawiłaś się w ten sposób, jak to się stało, że tego nie robiłaś? – za­py­tał Ash z cie­ka­wością.

Wciąż paliły ją po­licz­ki i nie była w sta­nie spoj­rzeć mu w oczy. Jak na kogoś ze spo­rym doświad­cze­niem, jeżeli cho­dzi o seks, za­cho­wy­wała się idio­tycz­nie, jak spłoszo­na dzie­wi­ca.

– Robiłam to tak jak przed chwilą – wyjąkała.

– Aha – od­parł Ash. – Je­den po­su­wał cię w usta, a dru­gi w cipkę.

Skinęła głową.

– A upra­wiałaś kie­dyś seks anal­ny?

– Ash – rzu­cił Jace ostrze­gaw­czo. – Zli­tuj się, sta­ry. Daj spokój. Za­wsty­dzasz ją.

Ash wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Nie ma się cze­go wsty­dzić. Sie­dzi­my tu wszy­scy nadzy i właśnie skończy­liśmy się pie­przyć.

Nie można było temu za­prze­czyć.

– Tak, upra­wiałam już seks anal­ny – od­rzekła.

– Po­do­bało ci się?

– Nie za bar­dzo – przy­znała.

– Więc da­ru­je­my to so­bie – oświad­czył sta­now­czo Jace. Za­cisnął szczęki i spoj­rzał na przy­ja­cie­la wy­zy­wająco.

Be­tha­ny odchrząknęła ner­wo­wo.

– Chętnie spróbuję. Fa­cet, z którym to robiłam, nie był… za do­bry. Nie to co wy.

Ash par­sknął śmie­chem.

– Prze­stań, kot­ku – po­wie­dział ci­cho Jace. –Nie zmu­szaj się do ni­cze­go ze względu na nas.

– Do­brze mi było z wami – szepnęła.

– Pew­nie – burknął Ash, robiąc taką minę, jak­by po­czuł się urażony. – Nic ci się nie sta­nie, kot­ku. Zro­bi­my to de­li­kat­nie, po­wo­li, a jeśli nie będzie ci się po­do­bało, prze­rwie­my. Ale to praw­dzi­wy od­jazd.

Hm, domyślała się. Która ko­bie­ta nie chciałaby, żeby tacy fa­ce­ci jak Ash i Jace wpro­wa­dza­li ją w po­dob­ne nu­me­ry?

– Je­steś głodna? – za­py­tał Jace. – Nie­wie­le zjadłaś. Chciałabyś coś przekąsić, za­nim za­cznie­my od nowa? – Mówiąc to, od­sunął ko­smyk włosów z jej twa­rzy i za­tknął go za ucho. Pod­niosła głowę i spoj­rzała w te jego piękne cze­ko­la­do­wobrązowe oczy.

– Zjadłabym coś – mruknęła. Mówiła prawdę. Na­gle po­czuła się głodna i myśl, że mogłaby dokończyć ham­bur­ge­ra, bar­dzo do niej przemówiła.

– Złożę zamówie­nie – po­wie­dział Ash i pod­szedł do te­le­fo­nu stojącego na szaf­ce noc­nej.

– Nie mu­sisz – za­pro­te­sto­wała. – Zo­sta­wiłam połowę bur­ge­ra.

– Po­pro­si­my o coś świeżego i ciepłego – wyjaśnił Jace i po­chy­lił się, żeby pocałować ją w kącik ust.

– Masz ochotę na ham­bur­ge­ra czy na coś in­ne­go? – za­py­tał Ash, trzy­mając te­le­fon przy uchu.

– Może być jakaś ka­nap­ka – od­parła, bo nie chciała gry­ma­sić. – I gorąca cze­ko­la­da, jeśli to nie kłopot.

Ash uśmiechnął się sze­ro­ko.

– Żaden kłopot.