Strona główna » Fantastyka i sci-fi » Gra o życie

Gra o życie

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7985-395-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Gra o życie

Gry przerastające najśmielsze marzenia i… najgorsze koszmary

Ostatni tom trylogii doktryna śmiertelności dla fanów rzeczywistości cyfrowych

Michael jest graczem, który bez wątpienia lepiej czuje się w świecie wirtualnym niż realnym. Jego gry nie przypominają jednak zupełnie nieszkodliwej formy rozrywki. W grach, które preferuje Michael, wydarzenia z cyberprzestrzeni zostają przeniesione wprost do świata realnego i zaczynają przyćmiewać prawdziwe życie. Zaledwie kilka tygodni temu pogrążanie się we Śnie Michael uważał za coś zabawnego. To się jednak zmieniło. VirtNet jest najnowocześniejszym i najoryginalniejszym systemem oferującym swoim użytkownikom rozrywkę, jakiej nie dostarczy im nikt inny. Największą zaletą VirtNetu jest to, że można do niego wejść nie tylko umysłem, ale i ciałem. To uczucie pochłaniające gracza bez reszty Michael kochał najbardziej. Niestety i to się zmieniło. Teraz za każdym razem, gdy chłopak zatapia się w wirtualnym świecie, kładzie na szali swoje życie.

Polecane książki

Masz możliwość uzyskania indywidualnej porady eksperta, będziesz pewien, że podejmowane decyzje będą prawidłowe i zgodne z ustawą Pzp, poznasz problemy innych specjalistów oraz sposoby radzenia sobie z nimi, zyskasz pomoc przy rozstrzyganiu wątpliwości pojawiających się w trakcie interpretacji przep...
Nieszczęśni chorzy w Afryce ufnie i z wielką nadzieją oczekują na szczepionkę przeciwko AIDS, bo przecież cudotwórczy Specyfik, dostarczony pod egidą szlachetnej Organizacji Narodów Zjednoczonych, gwarantuje powrót do zdrowia i długie życie. Prawda? Owszem. Zanim jednak wspaniały ten Specyfik trafi ...
Lissa Rankin, autorka Lekarstwa na lęk, wyjaśnia, dlaczego musimy uleczyć się z lęków, które zagrażają naszemu zdrowiu i odzierają nasze życie z radości. Ukazuje nam również, w jaki sposób lęk w ostateczności może nas uzdrowić: otwierając nam oczy na wszystko to, co w naszym życiu potrzebuje uzdrowi...
Kwalifikując jako przychód nieodpłatne świadczenie dla pracownika, trzeba pamiętać o wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 8 lipca 2014 r. (sygn. akt K 7/13). TK uznał w nim, że aby świadczenie nieodpłatne stanowiło przychód, pracownik powinien faktycznie je otrzymać. ...
Przezabawna i ciepła opowieść o tym jak trudno pokochać obce dziecko. Szczególnie jeśli ono jest dorastającą panną, ma pryszcze i dość szczególny światopogląd...Roma wzięła ślub z fajnym facetem. Mogli żyć długo i szczęśliwiegdyby nie to, że pewnego dniaw drzwiach ICH mieszkania stanęła JEGO córka...
Pracownicze badania lekarskie służą przede wszystkim niedopuszczeniu do pracy osób, które nie powinny jej wykonywać ze względu na stan zdrowia, ponieważ mogą zagrozić sobie lub innym. Ponadto ich przeprowadzanie jest podstawowym obowiązkiem pracodawcy i pracownika....

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa James Dashner

Okładka

O książce

Strona tytułowa

W cyklu DOKTRYNA ŚMIERTELNOŚCI

Strona redakcyjna

Dedykacja

Prolog

1. Śliczny wiejski zakątek

2. Trzymając się za ręce

3. Pukanie do drzwi

4. W głąb lasu

5. Opowieści na dobranoc

6. Lekcja historii

7. Smażony kurczak

8. Akcja ratownicza

9. W nocy

10. Przywódcy państw

11. Uchwycony chaos

12. Egzorcysta

13. Rak kodu

14. Wizja

15. Czarne peleryny

16. Obszar polowania

17. Prawdziwy świat

18. Czarne szkło

19. Rozpad komórek

20. Życie

21. Doktryna Śmiertelności

22. Bogowie i potwory

23. Miesiąc później

Epilog

Podziękowania

Przypisy

O książce

Cykl DOKTRYNA ŚMIERTELNOŚCIIII częśćDLA FANÓW CYFROWYCH RZECZYWISTOŚCI

CYKL AUTORA KSIĄŻKOWEGO I FILMOWEGO HITU „WIĘZIEŃ LABIRYNTU”

Sztuczna inteligencja, która chce opanować ludzkośćGra, która stała się zdecydowanie zbyt realnaWalka o unicestwienie Doktryny Śmiertelności

Zaledwie kilka tygodni temu Michael oddałby wszystko, żeby jeszcze raz zanurzyć się w Sen – w świat wirtualnej rzeczywistości VirtNetu. Było tam wszystko, czego zapragnął… Miliony gier tak fantastycznie zaprojektowanych, że życie nie mogło się z nimi równać. Ale w VirtNecie przyczaiło się też coś przerażającego…

Najgorsze wyszło na jaw, kiedy było już za późno. Cyberterrorysta Kaine zaczął wdrażać swój plan zniszczenia ludzi… A Michael nieświadomie mu w tym pomógł. Teraz Kaine jest o krok od opanowania całej ludzkości.

Ale Kaine ma przeciwników – agentkę Weber ze Służb VirtNetu, która poświęci życie tysięcy osób, aby go dopaść, i… grupkę wyjątkowych nastolatków, którzy wiedzą, jak uratować umysły ludzi, w których wcieliły się sztuczne inteligencje. I staną do nierównej walki o unicestwienie Doktryny Śmiertelności.

W cyklu DOKTRYNA ŚMIERTELNOŚCI

W SIECI UMYSŁÓWREGUŁA MYŚLIGRA O ŻYCIE

Tytuł oryginału:THE GAME OF LIVES

Copyright © James Dashner 2015All rights reserved

Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o. 2017

Polish translation copyright © Robert Waliś 2017

Redakcja: Agnieszka Łodzińska

Zdjęcia na okładce: guruXOX/Shutterstock, Public Domain Pictures

Projekt graficzny okładki: PLUS 2 Witold Kuśmierczyk

ISBN 978-83-7985-395-3

WydawcaWYDAWNICTWO ALBATROS SP. Z O.O.(dawniej Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz s.c.)Hlonda 2a/25, 02-972 Warszawawww.wydawnictwoalbatros.comFacebook.com/WydawnictwoAlbatros | Instagram.com/wydawnictwoalbatros

Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Przygotowanie wydania elektronicznego: Michał Nakoneczny, 88em.eu

Dla Lynette

PROLOG

Michael chętnie zapadł w sen. Drobne wyboje na drodze i szum opon na asfalcie pozwoliły mu po raz pierwszy od wielu dni odprężyć się na tyle, że powieki zaczęły mu ciążyć. Był specjalistą od radzenia sobie z rzeczywistością – prawdziwą i wirtualną – ale po tym, co ostatnio przeszedł, był niezwykle wdzięczny za chwilowy brak kontaktu z żadną z nich. Musiał wiele przemyśleć. Cieszył się więc z każdej okazji do ucieczki od świata i jego licznych problemów. Niestety, miał niewielkie szanse na rychłe znalezienie się w nerwoskrzyni.

Głowa Michaela gwałtownie opadła. Wyprostował się i poprawił na siedzeniu. Wiedział, że śni, ponieważ już nie siedział w samochodzie ojca Sary, tylko przy blacie kuchennym w swoim domu, zanim to wszystko się zaczęło, w miejscu, w którym jego gosposia Helga setki razy podawała mu śniadanie. A może nawet tysiące. Przypomniał sobie mężczyznę, który odwiedził go w więzieniu, i jego dziwne słowa dotyczące snów wewnątrz snów oraz tego, że logika pętli odnosi się także do VirtNetu. Takie sprawy mogą doprowadzić do obłędu, jeśli zbyt dużo się o nich myśli.

– Wspaniałe gofry – powiedział Michael. Zaskoczyło go, jak prawdziwie smakują. Były ciepłe i rozpływały się w ustach. Przełknął kęs i uśmiechnął się.

Poza tym była z nim Helga! Słodka, surowa Helga. Zmierzyła go wzrokiem, odstawiając naczynia. Takie spojrzenie Michael widywał wielokrotnie na przestrzeni lat. Oznaczało, że nie powinien próbować jej oszukiwać. Zazwyczaj Helga patrzyła w ten sposób, gdy Michael udawał kaszel, żeby nie iść do szkoły, albo kłamał w sprawie pracy domowej.

– Nie przejmuj się – rzekł. – To sen. Mogę zjeść, ile tylko chcę! – Z uśmiechem ugryzł kolejny kęs, przeżuł i połknął. – Gabby chyba wciąż się nie odnalazła, nie miałem od niej żadnych wieści. Ale z pewnością miło jest znów być z Sarą i Brysonem. Upiorne Trio wraca do gry. Nawet jeśli teraz tłoczymy się na tylnym siedzeniu. Zresztą nieważne. Kto by pomyślał, że moje życie stanie się tak dziwaczne, co? Wariactwo.

Helga pokiwała głową, uśmiechnęła się i nachyliła nad zmywarką. Pomieszczenie wypełnił brzęk szkła i porcelany.

Michael zmarszczył czoło. Odnosił wrażenie, że w ogóle ją to nie obchodzi.

– Może nie wiesz wszystkiego, moja mała Niemko. Zobaczmy. Jakimś cudem daliśmy się wmanewrować w wysadzenie systemów SVN i praktycznie ich sparaliżowaliśmy. Rodzice Sary, których, jak pamiętasz, ktoś porwał, pojawili się znikąd i wyciągnęli nas z więzienia, mówiąc, że stoisz za tym wszystkim ty oraz grupa byłych tworów. Ty, Helgo. Możesz mnie oświecić?

Gosposia wzruszyła ramionami z zawstydzoną miną, nie odrywając się od pracy. Brzęk naczyń ustał, drzwi szafki zamknęły się z głuchym trzaskiem. Michael wiedział, że to zbyt piękne, aby było prawdziwe, że nie może tak po prostu siedzieć i cieszyć się swoim snem. Nie ma miejsca we wszechświecie, gdzie mógłby się ukryć przed swoimi myślami, a tym bardziej nie ukryje się przed nimi w swoim umyśle. Wepchnął do ust ostatnie kawałki gofra, rozkoszując się jego chrupką powierzchnią i miękkim wnętrzem, wyczuwając, że sen i tak za chwilę się skończy. Tymczasem Helga wciąż nie odezwała się do niego ani słowem.

– Pewnie nie możesz ze mną rozmawiać w moich snach, co? – spytał. – Co za dziwactwo. Kaine powiedział mi, że zabił ciebie i moich rodziców. – Wspominając mamę i tatę, poczuł dotkliwy ból przeszywający mu serce, mimo snu. – Może jakoś uciekłaś? Nie wiem. Tak czy inaczej, nie mogłabyś przynajmniej żyć dalej w mojej głowie? Chociaż może to zbytnio przypomina mówienie do sie…

Helga gwałtownie się obróciła, a jej oblicze poczerwieniało.

– Święty Jar, chłopcze. Wiesz, że właśnie tam musisz się udać. Wracaj do Świętego Jaru. Zakończ to tam, gdzie się rozpoczęło!

Michael chciał coś odpowiedzieć, ale tak się złożyło, że właśnie wtedy dziura w drodze bezczelnie wyrwała go ze snu.

ROZDZIAŁ 1Śliczny wiejski zakątek

1

Kiedy Michael się obudził, zrobiło mu się niedobrze. Nie był to najprzyjemniejszy sposób na powitanie jawy.

Powoli wciągnął powietrze. Żałował, że nie zażył lekarstwa na chorobę lokomocyjną. Tacie Sary najwyraźniej wydawało się, że jeździ w wyścigach NASCAR, a droga odmawiała współpracy. Gerard – mistrz kierownicy, najnowszy gwiazdor wyścigów na najbardziej krętym i dziurawym torze świata.

Kiedy brali ostre zakręty górskich serpentyn północnej Georgii, Michael balansował ciałem na każdym wirażu, jakby chciał pomóc utrzymać samochód na drodze. Bujna roślinność i drzewa porośnięte pnączami opornika tworzyły potężny tunel w jaskini zieleni, a blask słońca migotał pomiędzy liśćmi.

– Na pewno chodziło o Helgę? – powtórzył Michael, wciąż wracając myślami do swojego snu. „Idź do Świętego Jaru”. Tak właśnie powiedziała, co oznaczało, logicznie rzecz ujmując, że jego własny umysł podpowiadał mu to samo. Musieli wrócić do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Wydawało się to rozsądne.

Gerard, który kurczowo ściskał kierownicę, jakby obawiał się, że ta spróbuje wyrwać mu się z rąk, tylko westchnął w odpowiedzi. Jego żona, Nancy, obejrzała się w stronę Michaela.

– Tak – odpowiedziała z serdecznym uśmiechem i znów popatrzyła na drogę. Odpowiadała z anielską cierpliwością, jakby Michael zadał to pytanie po raz pierwszy, chociaż tak naprawdę to był już piąty albo szósty.

Siedział z tyłu pośrodku, po lewej stronie mając Brysona, a po prawej Sarę. Od ostatniego spotkania prawie ze sobą nie rozmawiali. Od chwili, gdy ich schwytano i uwięziono, a następnie ocalono, upłynęło kilka długich dni i wydawało się, że wszyscy są równie oszołomieni jak Michael. On sam nie wiedział, co myśleć. Rodzice Sary zostali uprowadzeni, a potem uwolnieni przez grupę tajemniczych ludzi. Następnie te same osoby poleciły Gerardowi i Nancy zawieźć córkę i jej przyjaciół pod wskazany adres w Appalachach.

Jednak w całej historii pojawiały się również twory. A także kobieta o imieniu Helga.

Niemożliwe, aby chodziło o moją gosposię, pomyślał Michael po raz setny. Prawda? Przecież jego Helga odeszła. Z tego, co wiedział, była tworem i przestała istnieć na rozkaz Kaine’a, tak samo jak jego rodzice. A przynajmniej Kaine przyśpieszył ich rozpad. Prawdziwa czy nie, ich śmierć pozostawiła w duszy Michaela pustkę, której od tamtej pory nic nie zdołało wypełnić.

Sara trąciła go łokciem, a potem niezdarnie oparła się o niego całym ciałem, gdy Gerard pokonywał kolejny ostry zakręt. Opony zapiszczały, a stado ptaków poderwało się z zarośli obok szosy i odleciało, wrzeszcząc.

– Wszystko w porządku? – spytała, poprawiając się na siedzeniu. – Nie wyglądasz zbyt radośnie, a przynajmniej nie jak ktoś, kto właśnie wydostał się z więzienia.

Michael wzruszył ramionami.

– Chyba wciąż próbuję poukładać sobie to wszystko w głowie.

– Dzięki za wiadomość, którą mi przesłałeś – wyszeptała. Podczas rozłąki Michael i Sara zhakowali więzienne zabezpieczenia i przesyłali sobie wiadomości. – Bardzo mi pomogła.

Michael pokiwał głową i uśmiechnął się niewyraźnie. W jego umyśle pojawił się straszliwy obraz – śmierć Sary przy dołach z lawą, jej ostatnia walka o oddech przed opuszczeniem Ścieżki Kaine’a w najgłębszych otchłaniach VirtNetu. To Michael ją w to wpakował. Podobnie jak jej rodziców. Oraz Brysona. Bolało go serce, gdy patrzył wtedy na jej cierpienie, ale zastanawiał się, czy nie czeka ich jeszcze gorszy los niż wirtualna roztopiona skała.

Bryson nachylił się w ich stronę.

– Hej, a do mnie nikt nie wysłał wiadomości. Słabo.

– Wybacz – odrzekł Michael. – Wiem, jak bardzo uwielbiasz swoje drzemki, nie chciałem ci przeszkadzać.

Jakby drażniąc się z Brysonem, Sara włączyła uchoport, wyświetlając swój netekran. Wiadomość od Michaela, „Wygramy”, zawisła pomiędzy nimi. Dreszcz radości przebiegł mu przez ciało, gdy zobaczył, że Sara ją zachowała. Uśmiechnął się, nieco zawstydzony.

– Bardzo słodkie. – Bryson odchylił się do tyłu, zerkając na przyjaciela. – Jestem pewien, że nie spałem od jakichś trzech tygodni, za co zresztą obwiniam ciebie.

– Przyznaję się do winy. – Michael wiedział, że to tylko żarty, ale i tak czuł się fatalnie. Bryson chyba jeszcze nigdy nie powiedział czegoś tak prostego i prawdziwego zarazem. Mdłości wywołane szaleńczą jazdą nagle wyraźnie się nasiliły. – O rany – jęknął. – Proszę pana? Eee… Gerardzie? Czy moglibyśmy na chwilę się zatrzymać? Nie czuję się najlepiej.

– Odwróć się w stronę Brysona – powiedziała Sara, odsuwając się. Uchyliła szybę. – Lepiej?

Ale jej tata już zwolnił, gwałtownym hamowaniem wzmagając Michaelowe mdłości, i zjechał na wąskie piaszczyste pobocze.

– Proszę bardzo – oznajmił. Wykonał ten manewr z takim znawstwem, że Michael nie miał wątpliwości, iż mężczyzna nie pierwszy raz swoją jazdą o mało co nie doprowadził kogoś do zwrócenia obiadu. – Ale się pośpiesz, bo jesteśmy spóźnieni.

Mama Sary lekko trzepnęła go w ramię.

– Zlituj się, kochanie, na miłość boską. Nikt nie lubi wymiotować.

Michael już przeciskał się obok Sary. Otworzył drzwi i wyskoczył z samochodu, zanim zdążyła się poskarżyć. Paskudne więzienne śniadanie podchodziło mu do gardła i nic nie mógł na to poradzić. Ledwo zdążył dobiec do jakiegoś krzaka.

2

– O, stary, chyba masz coś na koszulce – powiedział Bryson kilka minut później. Znów ruszyli w drogę, a Gerard kontynuował trening kierowcy rajdowego.

Michael się uśmiechnął; nic go to nie obchodziło. Czuł się o wiele lepiej, a cały świat pojaśniał i stał się wyraźniejszy.

– Cieszę się, że tak cię to uradowało – mruknął Bryson, a następnie poklepał przyjaciela po ramieniu. – Przy okazji, dzięki, że zdążyłeś wyskoczyć.

– Ależ nie ma za co.

– Lepiej się czujesz? – spytała Sara.

– Znacznie. – Michael skrzyżował ręce na piersi i wygodniej ułożył nogi. – Chyba w ogóle poprawił mi się humor. Co prawda nie jestem pewien, co się wydarzyło w Atlancie, ale to niesamowite, że wciąż żyjemy, prawda? No i zmierzamy do ludzi, którzy chcą nam pomóc.

A ja mam plan, pomyślał. Czuł się tak po raz pierwszy od wieków i był zadowolony. Wróci do Świętego Jaru, gdzie to wszystko się zaczęło. Musi tylko znaleźć odpowiednią chwilę, żeby powiedzieć o tym swoim przyjaciołom.

– Chłopie, urodzony z ciebie optymista – rzekł Bryson. – To mi się podoba.

Sara uśmiechnęła się i dyskretnie splotła swoją dłoń z dłonią Michaela. Świat pojaśniał jeszcze bardziej. Poza tym musimy sprawdzić, czy Gabby nic się nie stało, myślał dalej Michael. Gdy ją widzieli ostatnio, straciła przytomność po uderzeniu w głowę, a to Michael ją w to wszystko wpakował. Nie chciał jej wciągać jeszcze bardziej, ale musiał się upewnić, że z nią wszystko w porządku.

– Jesteśmy prawie na miejscu! – zawołał Gerard, zwalniając. – Eee… chyba.

Michaelowi znowu żołądek podszedł do gardła. Trzymając Sarę za rękę, nachylił się do przodu i spojrzał w głąb liściastego tunelu, którym wciąż jechali. Nie miał pojęcia, czego ma się spodziewać – dokąd zmierzali i w jakim celu – ale gdy patrzył na drogę, ogarniało go coraz większe podniecenie. Przypomniał sobie Ścieżkę i poczuł gwałtowny niepokój. Zastanawiał się, czy naprawdę znajduje się w prawdziwym świecie, na Jawie, czy może leży gdzieś w skrzyni, podłączony do kabli i załadowany do VirtNetu. Dał się oszukać tak wiele razy i na tyle sposobów, że już nie mógł mieć pewności.

Wrócił myślami do mężczyzny, który odwiedził go w więzieniu bezpośrednio przed agentką Weber. Tamto spotkanie powracało do niego także w snach. Nieznajomy wspominał o budzeniu się raz za razem na kolejnych poziomach VirtNetu. Jak to wyglądało? Jak sen wewnątrz snu. Ta wizja przyprawiała go o dreszcze.

Szosa prowadziła stromo w dół, a Michael odpędził od siebie niepokojące myśli. Wiedział, że jeśli będzie zbyt intensywnie się nad tym zastanawiał, znów ogarną go mdłości. Postanowił skupić się na świecie na zewnątrz samochodu, bez względu na to, czy był prawdziwy, czy wirtualny.

Drzewa się przerzedziły i wyłoniła się zza nich szeroka dolina położona pomiędzy dwiema górami pokrytymi gęstym lasem. Chmury zakryły słońce, ponownie pogrążając świat w szarości, jakby chciały zrekompensować im utracony cień.

– Tam jedziemy? – spytał Bryson. Odpiął pas i przysunął się jak najbliżej do Gerarda, chwytając zagłówek przedniego fotela. – To miejsce wygląda, jakby miało tysiąc lat.

– To na pewno tam – odrzekła Nancy. – W okolicy nie ma niczego innego.

Michael wytężył wzrok. Na dnie doliny, rozsiane pomiędzy drzewami, stały długie, niskie budynki, przypominające poobijane kontenery. Wyglądały jak koszary w jakimś starym filmie wojennym, którego akcja toczy się w egzotycznej dżungli. W dachach ziały dziury – niektóre zostały załatane, jednak większość wystawiała wnętrza na działanie pogody. Wszędzie pleniły się bluszcz i pnącza opornika, częściowo zarastając budynki i upodabniając je do zaniedbanych krzewów w ogrodzie zapomnianego olbrzyma.

– Rany – stęknął Bryson. – Miałem nadzieję na coś w rodzaju Marriotta. W więzieniu przynajmniej działały toalety.

– Węże – szepnęła Sara jak w transie. – Założę się, że tam jest pełno węży.

Michael nie zamierzał pozwolić, by cokolwiek przyćmiło jego entuzjazm. Ciekawość z nawiązką rekompensowała mu zrujnowany wygląd… tego czegoś.

– A więc nigdy wcześniej państwo tutaj nie byli? – spytał Gerarda, i od razu spróbował nowej taktyki. – A gdzie państwo spotkali Helgę i pozostałych? I skąd państwo wiedzieli, gdzie nas znaleźć i jak się tutaj dostać?

Nancy odwróciła się w jego stronę.

– Obawiam się, że nie mamy zbyt wiele do powiedzenia. Przypuszczam, że wasza trójka wie więcej niż my. Te… twory, jak się same nazywają, wpadły do paskudnego magazynu, w którym przetrzymywali nas porywacze, uwolniły nas, dały nam samochód i przekazały instrukcje. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Nie mieliśmy innego wyboru, jak im zaufać. Przecież dzięki temu zdołaliśmy was wyciągnąć i uciec.

Michaelowi przychodziło do głowy wiele różnych odpowiedzi. Wiedział, że już nigdy nie będzie mu łatwo obdarzyć kogokolwiek zaufaniem. Jednak przede wszystkim chciał pozostać przy życiu, a teraz ten plan rzeczywiście wyglądał na najlepsze rozwiązanie.

Pozostawała jeszcze Helga. Musiał się z nią zobaczyć.

Zjechali na sam dół doliny, tracąc widok z góry na okolicę, a po chwili znaleźli się pomiędzy zarośniętymi barakami. Stało tu kilkanaście samochodów, których Michael wcześniej nie zauważył. Były poobijane i wyglądały na tak stare, że gdyby nie brak pnączy na ich karoseriach, można by uznać, że stoją tutaj od tak dawna jak budynki.

Gdy tylko Gerard się zatrzymał, w drzwiach jednego z domków pojawiła się wysoka kobieta. Miała na sobie zakurzone dżinsy, ciężkie buty i czarny podkoszulek, a jasne blond włosy związała w kucyk. Ruszyła w ich stronę pewnym krokiem, a jej twarz wykrzywił grymas.

– To ona – szepnął Gerard, odsuwając szybę.

Michael nie poznał kobiety i poczuł rozczarowanie, chociaż nie miał pojęcia, jak Helga wygląda na Jawie.

Nachyliła się do okna po stronie kierowcy, opierając się o nie przedramionami, i zajrzała do środka, przyglądając się wszystkim pasażerom. Skinęła głową w stronę budynku, z którego wyszła.

– Chodźcie do środka – powiedziała z akcentem, który, wbrew oczekiwaniom Michaela, nie kojarzył się z niemieckim. – Zanim świat się rozpadnie.

Potem odwróciła się i ruszyła w stronę baraków.

3

– Uwiniesz się do wieczora, stary? – spytał Brysona Michael.

To nie był najlepszy moment, aby się guzdrać. Michael jeszcze nigdy w życiu nie był tak zniecierpliwiony. Musiał dowiedzieć się prawdy o tej Heldze i jej towarzyszach, ponieważ mogli mu pomóc wrócić do Świętego Jaru.

– Już idę, chłopie, wyluzuj! – rzucił Bryson, ale wciąż się nie ruszał, tylko posłał Michaelowi surowe spojrzenie. – To pewne?

– Tak. – Michael i Sara odpowiedzieli jednocześnie. Rodzice Sary już wysiedli i zamknęli za sobą drzwi.

– A zaryzykowałbyś stwierdzenie… że pewne jak śmierć i podatki? – nie ustępował Bryson. – Moja babcia tak mówiła. Jeśli to pewne jak śmierć i podatki, wchodzę w to.

Michael próbował zachować spokój.

– Tak, to pewne jak śmierć i podatki.

– A więc dobrze. – Bryson zaczął gramolić się z tylnego siedzenia, a Michael niemal go wypchnął, aby robił to szybciej. Sara wysiadła z drugiej strony, po czym przyjaciele podążyli za jej ojcem wydeptaną ścieżką prowadzącą do uchylonych drzwi. Gerard nie wahał się i od razu wszedł do środka, a Michael i jego towarzysze poszli w jego ślady.

Wysoka kobieta, która ich powitała, czekała na nich w budynku, ale to nie ona zwróciła uwagę Michaela.

Kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do panującego wewnątrz oświetlenia, zaszokowało go to, co zobaczył. Miał wrażenie, że wkroczył do zupełnie innego świata. Wewnątrz zrujnowanego, podniszczonego budynku mieściła się technologiczna kraina cudów. Łagodnie świecące LED-y ciągnęły się wzdłuż sufitu ponad zieloną poświatą dziesiątek netekranów. Pod jedną ze ścian stał rząd niebieskich trumien, a pod drugą biurka, przy których intensywnie pracowali jacyś ludzie. Ściany i sufit wzmocniono drewnem, a za pomocą jakiegoś rodzaju plastiku załatano dziury w dachu.

Głos gospodyni przerwał ciszę i wytrącił Michaela z zamyślenia.

– Musieliśmy znaleźć miejsce położone na uboczu…

– Misja wykonana – mruknął Bryson.

– …a jednak wyposażone w źródło energii i dostęp do satelitarnych łączy z VirtNetem. To dawna baza szkoleniowa wojskowych wojowników technologicznych, opuszczona przed dziesięcioma laty na skutek cięć budżetowych. Okazało się, że idealnie nadaje się do naszych celów. Jej przygotowanie zajęło kilka tygodni, ale już wszystko jest gotowe i działamy pełną parą.

Michael miał milion pytań, ale jedno było najważniejsze.

Stanął naprzeciwko wysokiej kobiety, po czym zrobił krok naprzód i uważnie spojrzał jej w oczy.

– Gerard powiedział, że przedstawiła mu się pani jako Helga. A także, że jest pani tworem. Czy… – Nie miał pojęcia, jak sformułować dalszą część pytania.

Z zaskoczeniem dostrzegł w jej oczach lśniące łzy, w których rozmazywały się refleksy światła.

– Tak – odparła. Potem objęła go i zamknęła w miażdżącym uścisku. – A więc to ty jesteś Michael. Mój mały.

Michael wytrzeszczył oczy i dopiero po chwili odwzajemnił uścisk.

– Jesteś… Helgą? Naprawdę? Ale jak to możliwe? – Kobieta szybko zaakceptowała go w jego nowym ciele, a on nie był pewien, czy potrafi zachować się tak wobec niej.

Odsunęła się od niego z ogniem w oczach, mimo łez.

– Mamy sobie wiele do opowiedzenia. Wiele zaległości do nadrobienia. Mówiąc w skrócie, byliśmy na tropie Kaine’a, jeszcze zanim wasze drogi się skrzyżowały. Ukradliśmy mu program Doktryny Śmiertelności. A przynajmniej go skopiowaliśmy. Musieliśmy to zrobić. Musieliśmy przybyć do prawdziwego świata, aby mieć szansę na ocalenie wirtualnego.

Michaela ponownie ogarnęła fala mdłości.

– Chwileczkę… to znaczy, że… ukradliście ciała ludzi? – Cofnął się o krok. – Wy… Jaką mam pewność, że naprawdę jesteś Helgą? Jak mogę ufać komukolwiek z was?

Kobieta, która podawała się za jego dawną gosposię, uśmiechnęła się serdecznie.

– To dobre pytania – odrzekła. – Odpowiem na każde z nich. Myślę, że bez trudu dowiodę, kim jestem. Mogę powiedzieć ci coś, o czym wiesz tylko ty…

Zamilkła, bacznie obserwując towarzyszy Michaela. Nie było wątpliwości, że martwią się równie mocno co on. Walczyli o powstrzymanie takich działań, tymczasem ich wybawcy okazali się nie lepsi od Kaine’a.

– Nikogo nie… zabiliśmy – wyjaśniła wysoka kobieta. Ponownie przybrała oficjalną postawę, a z jej oblicza zniknęła czułość. Mimo wszystko Michael widział w jej oczach głęboki smutek. – A przynajmniej nie spowodowaliśmy prawdziwej śmierci.

– Prawdziwej śmierci? – zapytała Sara, z niepokojem zerkając na Michaela, który nagle poczuł, że ziemia usuwa mu się spod stóp.

– Proszę – kontynuowała kobieta, wyraźnie sfrustrowana reakcją swoich rozmówców. – Usiądźmy i spokojnie o tym porozmawiajmy, dobrze? Proszę. – Wskazała krąg krzeseł ustawionych niedaleko lśniących trumien.

Michael popatrzył na Brysona i Sarę, po czym wzruszył ramionami i podreptał w stronę krzeseł, a słowa „prawdziwa śmierć” rozbrzmiewały mu echem w głowie.

4

– Zacznijmy od początku – powiedziała wysoka kobieta, gdy już zajęli miejsca. – Zanim mi zaufasz, musisz się upewnić, że jestem tym, za kogo się podaję. – Helga dała grupie chwilę na usadowienie się na krzesłach, a następnie zwróciła się bezpośrednio do Michaela, patrząc mu w oczy. – Byłam twoją gosposią, Helgą. Nadal nią jestem. Jakaś cząstka mnie podejrzewała, że możemy być tworami, ale ty, Michaelu, byłeś dla mnie prawdziwy. Niezależnie od tego, co uczynił Kaine, sądzę, że wielu z nas stało się istotami rozumnymi, co znacznie spowalnia proces rozpadu. Wiem, że ty i ja tego dokonaliśmy. – Wbiła wzrok w przestrzeń, jakby zagubiła się na pustyni dawnych myśli, a potem równie szybko powróciła, otrząsając się z zamyślenia. – Chodzi mi o to, że zawsze byłeś i będziesz dla mnie jak syn. Ale pozwól, że ci to udowodnię.

Michael zmarszczył czoło, wbijając w nią wzrok i analizując swoje możliwości. Kobieta nachyliła się w jego stronę, opierając łokcie na kolanach i splatając dłonie. Wydawała się szczera, a z jej przenikliwego spojrzenia wyłaniał się ból. W pomieszczeniu panowała cisza, a Michael skupiał uwagę na Heldze. Decydowała się jego przyszłość.

– No dobrze – zaczął, próbując zachować jasność umysłu. – Co najbardziej lubiłem jeść na śniadanie?

– Chwileczkę – rzekł Bryson, kiedy gospodyni otworzyła usta, aby odpowiedzieć. – To niczego nie udowodni. – Odwrócił się w stronę Michaela. – Skoro twoja gosposia była tworem, to Kaine mógł poznać każdy szczegół dotyczący twojego życia. Mógł to wszystko w jednej chwili ściągnąć. Albo jeszcze gorzej, mógł ją zaprogramować! To bezcelowe.

– Nie pomagasz mi – odrzekł Michael. Jego przyjaciel miał rację, co jak zwykle działało mu na nerwy.

– Ależ nie, on ma rację – powiedziała kobieta, wstając. – Nie w sprawie Kaine’a, ale w tym, że nie mogę ponad wszelką wątpliwość przekonać cię, że jestem Helgą. Mogłabym cały dzień opowiadać o tym, że na śniadanie uwielbiasz jeść gofry, a kiedy miałeś pięć lat, błagałeś mnie, żebym pozwoliła ci przeczytać tamtą powieść Stephena Kinga, podczas gdy ja upierałam się, żebyś pozostał przy Judy Blume. Albo o tym, jak w wieku siedmiu lat złamałeś nogę, bądź o tym, jak stale przyłapywałam cię na próbach wślizgnięcia się do trumny ojca, zanim osiągnąłeś wymagany wiek. Mogłabym przypomnieć ci, ile razy wieczorami przynosiłam ci ser i krakersy, gdy leżałeś w łóżku i studiowałeś kod na swoim netekranie, albo jak rozpaczliwie sprzątałeś po niechlubnym wypadku podczas nocnej imprezy, starając się zdążyć, zanim rodzice wrócą z wyjazdu w interesach.

Urwała z serdecznym uśmiechem na twarzy, a Michael mógł tylko wpatrywać się w nią z rozdziawionymi ustami.

– Mogłabym tak mówić bez końca – ciągnęła. – Ale nigdy w pełni bym nie przekonała ani ciebie, ani twoich przyjaciół. Jestem fragmentem kodu, Michaelu. Niczym więcej. Uwierz mi, że nikt lepiej ode mnie nie rozumie, jakie to bolesne. Nie jestem pewna, jak mogłabym zdobyć twoje pełne zaufanie.

– Rany, nie chciałem wszystkich obrazić – odezwał się zawstydzony Bryson, wbijając wzrok w podłogę.

Michael uświadomił sobie, że drży i z trudem tłumi wzbierające w nim emocje. Bryson miał rację i nie mogli sobie pozwolić na zignorowanie jego argumentów. Jednak Michael w końcu będzie musiał ponownie w coś uwierzyć i komuś zaufać. A w tej chwili intuicja wyraźnie podpowiadała mu, że kobieta nie kłamie.

– To ty – szepnął.

Nikt się nie odezwał. Może go nie dosłyszeli.

– To ty – powiedział głośniej.

A potem podbiegł i ją przytulił, zanim ktokolwiek dostrzegł łzy płynące mu z oczu.

ROZDZIAŁ 2Trzymając się za ręce

1

– To naprawdę ja – wyszeptała mu Helga do ucha, poklepując go po plecach. – Przysięgam. Razem przejdziemy przez to szaleństwo.

Michael od dawna się tak nie czuł, a teraz wszystkie emocje spadły na niego jednocześnie. Szczęście, smutek, nostalgia. Płakał gosposi w rękaw, wspominając utraconych rodziców, utracony dom i utracone życie. Owszem, wciąż miał obok dwoje najlepszych przyjaciół, jednak Helga stanowiła jedyny łącznik z dawnym światem, w którym oni nie byli obecni. Dotychczas był pewien, że odeszła na zawsze.

Oczywiście miał pytania. Wątpliwości. Jednak w tej chwili czuł tylko słodkie, gorące pieczenie w piersi.

W końcu Helga delikatnie ujęła go za ramiona i odsunęła od siebie. Z ulgą zauważył, że również uroniła kilka łez.

– Może przekonałam ciebie – odezwała się z niewyraźnym uśmiechem. – Ale nie ich. – Wskazała głową pozostałych.

Zażenowany Michael wziął się w garść i otarł łzy. Potem odwrócił się w stronę przyjaciół.

– To ona – powiedział z całą stanowczością, na jaką potrafił się zdobyć po tym, jak się rozkleił. – Nie potrafię tego wyjaśnić, ale wiem, że to ona.

Ku jego zaskoczeniu największe wątpliwości miała Sara.

– A jednak będziesz musiał znaleźć jakiś sposób, żeby nas przekonać. Nie możemy tak po prostu złożyć naszego życia w ręce tej kobiety. To, czego się dopuściła… kradzież ciała… nie jest lepsze od tego, co robi Kaine.

Ledwie zdążyła wypowiedzieć ostatnie słowo, reszta grupy zaczęła dyskutować, przekrzykując się wzajemnie, dopóki Michael nie kazał im się uciszyć.

– Posłuchajcie mnie! – zaczął, patrząc na swoich przyjaciół i rodziców Sary. – Nie macie pojęcia, jak to jest być tworem. Może dla was jesteśmy tylko kilkoma linijkami kodu, ale ja tego nie akceptuję. Jesteśmy czymś więcej. Wiem o tym. Jestem osobą, mam umysł, potrafię samodzielnie myśleć i nie obchodzi mnie, co inni o tym sądzą. Przecież ja też mogłem zostać zaprogramowany, tak jak Helga. Przychodzi chwila, gdy trzeba zaufać sercu! Dla mnie moi rodzice byli prawdziwi, dopóki Kaine ich nie wymazał. A Helga… jest dla mnie jak babcia. To naprawdę ona. Wiem to.

– Babcia? – spytała Helga. – Naprawdę?

– Przepraszam. Raczej najfajniejsza ciocia.

Sara stanęła przed Michaelem i wpatrywała się w niego przez kilka sekund.

– Jesteś pewien?

Stanowczo przytaknął.

– Całkowicie. – Zerknął na Brysona. – To pewne jak śmierć i podatki.

Bryson wzruszył ramionami.

– Chyba będziemy musieli ci zaufać – rzekł niechętnie.

– I nie myślcie, że jesteśmy tacy sami jak Kaine – wtrąciła się Helga. – Jest między nami różnica. Ogromna.

Tym razem odezwał się Gerard.

– Czyżby? – naciskał. – Więc nas oświećcie. Na czym polega ta ogromna różnica?

Michael ufał Heldze, ale także był zaintrygowany.

– Różnica polega na tym, że jesteśmy tutaj po to, aby powstrzymać to, co robi Kaine – odparła kobieta. – Różnica polega na tym, że uruchomiliśmy Doktrynę Śmiertelności tylko dlatego, że nie mieliśmy innego wyjścia. A największą różnicą… – Na chwilę zamilkła. – Największą różnicą jest to, że zamierzamy zwrócić te ciała. Mamy nadzieję, że jak najszybciej. Szczerze wątpię, czy Kaine planuje zrobić to samo.

– Zwrócić? – zdziwił się Bryson. – Jak?

Helga usiadła na krześle.

– Najwyższa pora, abym opowiedziała wam o Ulu.

2

„Ul”. To słowo wstrząsnęło Michaelem, a reszta grupy umilkła. Popatrzył na Sarę i Brysona, po czym wskazał głową krzesła.

– Możemy wysłuchać, co ona ma nam do powiedzenia? – spytał. Grupa nie odpowiedziała, ale wszyscy usiedli, zamieniając się w słuch.

– Ul – powtórzyła Helga, gdy wszyscy zajęli miejsca. – Kaine stworzył go, chociaż nie jesteśmy pewni, w jakim celu, a teraz go chroni i utrzymuje jego działanie. Odkryliśmy, jak się tam dostać. A raczej włamać. Ul stanowi klucz do przywrócenia dawnego porządku rzeczy, który panował przed… – Helga ze smutkiem wskazała siebie – …tym wszystkim.

– Ale czym jest Ul? – spytała Sara. – Nigdy o nim nie słyszeliśmy.

– No tak, oczywiście – odparła cicho Helga. – W Ulu jest przechowywana inteligencja. Czy raczej wszystkie inteligencje.

– To coś w rodzaju mózgu VirtNetu? – spytał Bryson.

Helga pokręciła głową.

– Nie, nic z tych rzeczy. To kwantowy nośnik, na którym mogą być przechowywane ogromne ilości danych, wliczając kopie bezpieczeństwa tworów. Odkryliśmy, że właśnie tam trafia świadomość człowieka, gdy twór przejmuje jego ciało. Tam jest przechowywany umysł. – Helga odwróciła się w stronę Michaela. – Jak się nazywa osoba, którą zastąpiłeś? Jackson Park?

– Porter – poprawił ją Michael.

– Właśnie, Porter. A więc Kaine go nie zniszczył, gdy użył na tobie Doktryny Śmiertelności. To nie działa w ten sposób. Z nieznanych nam przyczyn intelekt, wspomnienia, osobowość i wiedza Jacksona Portera musiały być zachowane. Mamy kilka teorii, być może to nieodzowna część całego procesu. Aby ludzkie ciało przetrwało, jego świadomość również musi być podtrzymywana. Możliwe, że ciało nie jest w stanie wytrzymać całkowitego zerwania tej więzi. Chodzi mi o to, że twoje ciało wciąż jest powiązane z Jacksonem Porterem… z jego istotą. Sądzimy, że to podobna technologia do tej, jaką wykorzystuje się w rdzeniu, który umożliwia zanurzenie w nerwoskrzyni.

Serce Michaela nieprzyjemnie przyśpieszyło.

– C-co ty mówisz? – wykrztusił z trudem.

– Mówię, że intelekt osoby, którą zastąpiłeś, wciąż istnieje, cały i nienaruszony. Jego świadomość jest przechowywana w miejscu zwanym Ulem.

– To… – Michael przełknął ślinę. – To trochę… zagmatwane?

Helga wstała.

– Myślę, że będzie najlepiej, jeśli wam pokażę.

Michael popatrzył na Brysona, Sarę i jej rodziców. Wszyscy sprawiali wrażenie równie oszołomionych.

– Tak – dodała Helga. – Chyba właśnie tak zrobimy. Musimy się zanurzyć.

3

Pod dłuższą ścianą budynku stało piętnaście trumien, które lśniły na niebiesko niczym fosforyzujące morskie zwierzęta. Kilka było zajętych, ale większość czekała na nowych gości.

– Zdaję sobie sprawę, że jeszcze nie w pełni zyskaliśmy wasze zaufanie – odezwała się Helga, stając obok rzędu maszyn. – Możecie sami zdecydować, czy chcecie się ze mną zanurzyć. Wszyscy mogą mi towarzyszyć, jeśli chcą, albo możesz to być tylko ty, Michaelu. Jak wolicie. Ze swojej strony gwarantuję wam bezpieczeństwo. – Helga wskazała nieznajomych, którzy krzątali się po pomieszczeniu. – Każdy, kogo tutaj widzicie, ślubował was ochraniać. Bronić was wszystkich. Gramy w tej samej drużynie.

– Idźcie w trójkę – powiedział tata Sary. – Nancy i ja zostaniemy i… będziemy mieli na wszystko oko. – Przekaz był jasny. Gerard nie ufał tym ludziom. Jeszcze nie. Zamierzał zostać i pilnować ciała swojej córki. Zapewne zdawał sobie sprawę, że nie miałby szans w walce z siłami, które mogły zaatakować jej umysł podczas Snu.

Michael popatrzył na swoich przyjaciół i dostrzegł w ich oczach to samo, co sam czuł: ciekawość. Chociaż nie był pewien, jak spodoba mu się to, czego dowiedzą się w Ulu.

Jeszcze nie zdążył otworzyć ust, aby przyjąć propozycję Helgi, gdy Bryson zaczął zdejmować koszulkę.

– Brzmi dobrze – powiedział, rozpinając spodnie. – Chodźmy.

– Czy moglibyśmy trzymać się zasady pozostawania w bieliźnie? – poprosiła Sara, osłaniając oczy. – Pewnych widoków nie da się wymazać z pamięci.

– Teraz tak mówisz – drażnił się z nią Bryson, mrugając.

Helga odchrząknęła, przypominając im o swojej obecności. Zaczęła zdejmować koszulę, ale Michael od razu zauważył, że pod spodem nosi wysokiej klasy strój do zanurzania. Kombinezon z lycry pozwalający osłonić ciało w mieszanym towarzystwie.

– Dosyć gadania – skarciła ich Helga. – Wchodzimy. Walterze, możesz nam pomóc?! – zawołała do mężczyzny siedzącego przy pobliskim netekranie.

Mężczyzna skinął głową i wcisnął guzik na uchoporcie, wyłączając ekran. Był średniego wzrostu, miał ciemne włosy i tak napiętą minę, że Michael zastanawiał się, czy nie boli go twarz.

– To Walter Carlson – oznajmiła Helga, gdy do nich podszedł. – Tymczasowo zastępuje Keitha Sprolesa, którego intelekt oczekuje w Ulu, skąd pewnego dnia zostanie przywrócony. – W jej głosie pobrzmiewała nuta szacunku, jakby chciała dać im do zrozumienia, że nie traktuje lekko kwestii pożyczonych ciał i składowanych umysłów.

– Witaj, Walterze – rzekł Bryson.

Michael uścisnął dłoń mężczyzny; Sara poszła w jego ślady.

– Staramy się pamiętać, kim jesteśmy i co zrobiliśmy tym, których zastępujemy – wyjaśniła Helga. – Jeśli o mnie chodzi, jestem tymczasowym zastępstwem dla Brandi Hambrick, której intelekt oczekuje w Ulu, skąd pewnego dnia zostanie przywrócony.

Michael pokiwał głową, mając nadzieję, że nagły i nieoczekiwany przypływ strachu, który poczuł, nie jest widoczny na jego twarzy. Co to wszystko oznacza dla niego? Czy Jackson Porter gdzieś tam jest i czeka na powrót do tego ciała? Jeśli jego umysł jest przechowywany, to czy jest świadomy? Przytomny? Myślący? A może to bardziej przypomina składowanie w chłodni? Mięso w zamrażarce. Dużo myślał o Jacksonie, ale teraz ta myśl była jak lodowate ostrze wbijające mu się w bok. Bał się, co tu dużo mówić.

– Miło mi was poznać, panie i panowie – odezwał się Walter, przywracając Michaela do rzeczywistości. – Wiele o was słyszałem. Helga nie potrafi przestać o was opowiadać. I ma całkowitą rację, kiedy mówi, że gramy w tej samej drużynie. Tego możecie być pewni. Nikt nie nienawidzi Kaine’a równie zajadle jak ja.

Sara posłała mu uśmiech.

– Dobrze wiedzieć – powiedziała, po czym obejrzała się na Helgę. – Chyba już jesteśmy gotowi.

Michael odetchnął z ulgą, widząc, że Sara najwyraźniej postanowiła jej zaufać. Dzięki temu upewnił się co do własnej decyzji.

Walter zabrał się do przygotowywania trumien. Przesuwał się wzdłuż rzędu, przechodząc między kolejnymi urządzeniami, dotykając ekranów i wciskając guziki. Drzwi na zawiasach kolejno się otworzyły i Michael poczuł znajomy przypływ adrenaliny. To podniecenie towarzyszyło mu zawsze przed zapadnięciem w Sen. Nigdy mu się to nie nudziło, mimo wszystkiego, co przeszedł.

Rozebrał się do bokserek i jako pierwszy wszedł do urządzenia. Kiedy usiadł w nerwoskrzyni, Helga szeroko się do niego uśmiechnęła.

– Walter pobawi się ustawieniami – oznajmiła, wchodząc do sąsiedniej trumny. – Zabierze nas do miejsca, z którego musimy wyruszyć, a kiedy znajdziemy się w środku, czeka nas sporo manipulowania kodem.

Michael odwzajemnił uśmiech. Podobało mu się to.

4

Trumna zamknęła się z trzaskiem, a następnie drzwi z sykiem się uszczelniły. Potem nerwodruty popełzły po ciele Michaela i zagłębiły się w znajomych miejscach, kłując go przy przebijaniu skóry. Żelrurki na próbę rozgrzały się, a następnie ochłodziły; potem rozległ się szum tlenozłączek i Michael odetchnął, słysząc wokół siebie odprężające mruczenie pracującej maszynerii. Miał wrażenie, że nie robił tego od wieków.

Zamknął oczy, gdy system w pełni się aktywował i posłał go w głąb VirtNetu.

5

Stał obok Brysona, Sary i Helgi na olbrzymiej połaci twardego białego piasku, która rozciągała się jak okiem sięgnąć we wszystkich kierunkach. Zarys górskiego łańcucha w oddali kładł się rozmazaną smugą na horyzoncie. Migoczące rozgrzane powietrze tańczyło nad piaskiem, podczas gdy słońce przygrzewało z olśniewającego błękitnego nieba. Panował suchy upał, przez który Michael miał wrażenie, że jego gardło pokrywa warstwa pyłu.

– Słona pustynia – oznajmiła Helga. – Wzorowana na słynnych terenach na zachodzie Utah. Pobito tutaj wiele rekordów prędkości. Możecie sobie wyobrazić absurdalne wyczyny, jakie mają miejsce w wersji wirtualnej. To bardzo popularne miejsce pośród entuzjastów gry w Wirtualne Samochody. Jazda z prędkością przekraczającą półtora tysiąca kilometrów na godzinę zazwyczaj kończy się śmiercią w stercie zmiażdżonego metalu i szkła. Czego to ludzie nie robią dla zabawy.

– Świetna sprawa, ale co to ma wspólnego z Ulem? – spytał Bryson.

– Podziwiamy krajobraz – odparła Helga. – Od czasu do czasu staramy się zatrzymać i powąchać kwiatki.

Michael rozejrzał się po gorącej, zapylonej okolicy. Rozkoszował się nową perspektywą oglądania świata i jego wirtualnego odpowiednika. Wciąż starał się zrozumieć ludzkie ciało i jego zmysły, różnicę między prawdziwym a zaprogramowanym organizmem. Pozornie wszystko na tej słonej pustyni wydawało się prawdziwe, ale wyczuwał sztuczność, niczym woskowatą polewę na tanim torcie.

– Nie jesteśmy w Głębi życia, prawda? – spytał, przerywając Brysonowi, który mruczał pod nosem coś o kwiatkach i soli.

– Tak – odpowiedziała Helga. – W rzeczywistości Ul nie znajduje się w pobliżu Głębi ani żadnego z programów, które osiągnęły jej status. To celowe. Jest z każdej strony oddzielony od większości VirtNetu, można powiedzieć, że to poziom kwantowy kodu. Ale jeszcze nie jesteśmy wewnątrz Ula. Aby się tam dostać, będziemy musieli wykonać pracę, której zapewne nie uznacie za… przyjemną.

– Dlaczego wciąż to słyszę? – spytała Sara. – Ludzie zawsze nam zapowiadają: „To, co za chwilę zrobicie, nie będzie zbyt przyjemne”.

Michael w pełni się z nią zgadzał. Przeciskanie, któremu musieli się poddać, aby przedostać się do Głębi życia, a przynajmniej czegoś, co miało nią być, było jednym z najgorszych doświadczeń w jego życiu.

– Wiem, że słyszeliście o przeciskaniu, prawda? – spytała Helga.

Michael prawie się roześmiał, a Bryson rzeczywiście to zrobił.

Helga pokiwała głową.

– Uznam to za odpowiedź twierdzącą. To, co zaraz zrobimy, jest gorsze.

– Jeszcze gorsze? – powtórzyła Sara.

– Tak. Zamiast przeciśnięcia zostaniecie… unicestwieni. Całkowicie zniszczeni, a następnie poskładani z powrotem po drugiej stronie. Walter obniży wasze poziomy odczuwania bólu do minimum, ale, niestety, nie całkowicie. Możecie mi wierzyć, że to nie będzie miłe.

Michael westchnął.

– Naprawdę musimy to robić?

– Naprawdę – odparła Helga ponuro. – Musicie zobaczyć Ul. To dla mnie bardzo ważne, żebyście go ujrzeli i zrozumieli. Wszystko, co robimy, aby przeciwstawić się Kaine’owi, zależy od Ula. On rośnie każdego dnia. Paradoksalnie, w ogóle by go nie było, gdyby nie Kaine.

Michael wymienił spojrzenia z przyjaciółmi. Nie musieli nic mówić, aby domyślił się, że czują to samo co on: przerażenie i wątpliwości. Doskonale znał to uczucie.

– A teraz weźcie się za ręce – poprosiła Helga. – Utworzymy krąg.

Przyjaciele zbliżyli się do siebie o krok i złączyli dłonie. Michael stał naprzeciwko Sary i patrzył jej w oczy. Pomimo stawki, o którą toczyła się gra, dręczyła go tylko jedna myśl. Nie mógł się pozbyć wrażenia, że cokolwiek Helga im pokaże, on i Sara nigdy nie będą mogli stać się tym, czym chciał, aby się stali. Jedna z wersji przyszłości, którą ukrywał głęboko w podświadomości od dnia, gdy poznał swoją przyjaciółkę, za chwilę miała być mu odebrana. Ogarniał go dojmujący smutek, gdy tak stali, gorący wiatr szarpał im ubrania, a słońce przypiekało ich wirtualną skórę.

– Zamknijcie oczy – poleciła Helga. – Zajrzyjcie do kodu. Trzymajcie się blisko, a potem podążajcie za mną. – Na chwilę zamilkła, po czym dodała: – Niezależnie od tego, jak bardzo będzie bolało.

ROZDZIAŁ 3Pukanie do drzwi

1

Unosili się w ciemności przypominającej otchłań kosmiczną, jednak zamiast gwiazd wokół nich wirowały fragmenty kodu podświetlone jaskrawym światłem, wir informacyjny, który ani na chwilę się nie zatrzymywał. Michael nigdy nie widział kodu w takiej postaci, tak stłoczonego, tak ciasnego. Helga zapewne odkryła, gdzie znajduje się jeden z koncentratorów danych; to było jedyne wyjaśnienie. Nic dziwnego, że zabrała ich na słoną pustynię. To prawdopodobnie było jedno z niewielu miejsc w VirtNecie, które dysponowało wystarczającą przestrzenią. W ten sposób mieli się dostać do celu.

– Będzie łatwiej, jeśli przejdziecie w tryb wizualny – podpowiedziała Helga. – Zbierajcie wszystko, co chociaż odrobinę przypomina kwantowe dane, które za chwilę wam prześlę. Łączcie je i układajcie wokół nas. Otoczcie nas nimi. Potem rozbijemy je na kawałki.

Bryson uśmiechnął się szelmowsko.

– Zapowiada się niezła zabawa – powiedziała Sara.

– Nieprawda – odrzekła Helga. Następnie wyciągnęła wirtualne dłonie i zaczęła manipulować kodem. Cyfry i litery przekształcały się w klocki, rurki, arkusze grubej materii przypominającej plastik, tafle szkła, pocięte drewno. Wirowały, skręcały się i obracały, łącząc ze sobą w idealnie geometryczny sposób, tworząc fascynujące urządzenie. Michael uważnie się temu przyglądał. Załadował elementy kodu, które przesłała mu Helga, i rozpoczął ten sam proces, przekształcając kod w wirtualną manifestację kwantowej ścieżki, którą wytyczyła. To wszystko było dla niego nowością, ale miał wystarczająco dużo doświadczenia, żeby szybko się wdrożyć.

Bryson i Sara naśladowali Michaela i wkrótce wokół nich orbitowały obiekty, które rosły, łączyły się i rozszerzały. Konstrukcje stawały się coraz większe i bardziej złożone, aż nagle Helga przerwała budowę i połączyła swoją strukturę z budowlą Michaela, podwajając jej wielkość, a następnie z budowlami Sary i Brysona.

Grupa pracowała wspólnie nad tą samą konstrukcją, aż stała się ona tak potężna, że unosili się w jej wnętrzu. Przypominała ogromną kulę, gładką od wewnątrz, zbudowaną z niemal litego materiału, tak że nie widzieli jej zewnętrznej powierzchni. Nad ich głowami otwierała się przestrzeń, a wraz z postępami pracy wysyłali w górę i na zewnątrz nowe nitki materii. Michael wyobrażał sobie, że rozbudowują wierzch konstrukcji, czyniąc ją coraz większą. Nigdy wcześniej nie robił czegoś takiego, ale rozumiał teorię. Mniej więcej. Tworzyli wizualizację kwantowego kodu, która według Helgi miała ich przenieść do zazwyczaj niedostępnego miejsca wewnątrz Snu.

Jednak Michael wciąż nie pojmował, dlaczego podróż miała być tak bolesna.

Pracowali jeszcze przez mniej więcej godzinę, przekształcając kod, podążając za dziwaczną ścieżką, którą wytyczyła Helga, zobrazowaną przez stale rosnącą, masywną budowlę.