Strona główna » Obyczajowe i romanse » Grzeszne fantazje (Gorący Romans)

Grzeszne fantazje (Gorący Romans)

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 9788327644398

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Grzeszne fantazje (Gorący Romans)

Ogólnie wiadomo, że rozsądny człowiek nie miesza spraw zawodowych z prywatnymi, a pracy z namiętnością. Tom, agent FBI, zapomina o tej zasadzie, gdy poznaje sędzię Caroline Jennings. Jego zadaniem jest ją chronić przed grupą wpływowych szantażystów. Tom wywiązuje się ze swych obowiązków, lecz staje przed dylematem. Pragnie Caroline, ale też nie chce skompromitować się jako profesjonalista. Nie wie, że Caroline ma ten sam problem. Rozsądek toczy w niej walkę z pożądaniem...

Polecane książki

Nastoletnia harcerka gubi się w lesie. W trakcie tułaczki spotyka  Mojżesza i Eliasza – dawnych biblijnych proroków, którzy upatrują w zagubionej dziewczynie wybrańca.Apokalipsa według Asiuli to jedna z niewielu powieści młodzieżowych, gdzie główna bohaterka nie chodzi na randki, ani nie zamienia si...
Akcję swojej mikropowieści Park autor umiejscowił na terenie Parku Śląskiego zlokalizowanego pomiędzy trzema miastami, Katowicami, Chorzowem i Siemianowicami Śląskimi, jednego z największych tego typu obiektów nie tylko w Europie. W mikropowieści grupa osób akurat przebywających na terenie Parku zos...
W 1999 r., kiedy powstawał rękopis tej książki minęło 600 lat od śmierci królowej Jadwigi, ale i 600 lat od utworzenia Wydziału Teologicznego w Akademii Krakowskiej, 600 lat zainicjowania i sfinansowania przez królową fundacji bursy dla studentów litewskich w Pradze. Zbliżało się także 600 lat reorg...
W publikacji wyjaśniamy najważniejsze zagadnienia związane z dobrą reputacją w transporcie po ostatnich zmianach w przepisach. Dowiesz się, za jakie naruszenia możesz stracić dobrą reputację, ale także jak ją odzyskać. Informacje w niej zawarte pomogą we właściwym stosowaniu obowiązujących prze...
Praca opiekunki osób starszych i niepełnosprawnych nie jest łatwa i wymaga poświęcenia. Ta książka opowiada o życiu i pracy opiekunek w Wielkiej Brytanii oraz zawiera przetłumaczone z języka angielskiego szkolenia. Każda opiekunka powinna koniecznie przeczytać tę książkę!...
Kolejny tom krótkich form Jacka Waniewskiego, tym razem w stuprocentowo poetyckiej odsłonie. Liryczne spojrzenie na codzienność i otaczający świat, zarówno bliski, oglądany na co dzień, znany od podszewki, jak i ten bardziej odległy, widziany tylko z perspektywy krótkiej podróży....

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Sarah M. Anderson

Sarah M. AndersonGrzeszne fantazje

Tłumaczenie:Julita Mirska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Caroline…

Sędzia Caroline Jennings podniosła wzrok nad biurka, ale zamiast właścicielki głosu zobaczyła olbrzymi bukiet kwiatów składający się z dziesiątek róż, goździków, lilii i diabli wiedzą czego jeszcze.

– Chryste! Od kogo to? – spytała zaskoczona.

Pracowała w Pierre w Dakocie Południowej dopiero dwa miesiące. Znała pracowników sądu: komornika Lelanda, asystentkę Andreę oraz protokolantkę Cheryl. Znała również swoich sąsiadów, spokojnych ludzi, którzy nikomu się nie narzucali. Nikt z nich nie przysyłałby jej kwiatów.

W Minneapolis też nie zostawiła nikogo, kto usychałby za nią z tęsknoty; w poważnym związku nie była od… Mniejsza z tym.

– Mogę je postawić?

– Tak! Naturalnie.

Szybko zrobiła miejsce na wazon. Rzadko dostawała kwiaty; właściwie nigdy nie widziała takiej ilości w jednym miejscu, nie licząc grobu rodziców.

– Błagam, Andrea; powiedz, że dołączono karteczkę…

Andrea znikła za drzwiami; wróciła po chwili.

– Proszę. Adresowana do ciebie.

– Musiała zajść pomyłka – stwierdziła Caroline. Wyjęła kartkę z koperty i przeczytała: „Pani sędzio, z nadzieją na owocną współpracę. Wielbiciel”.

Ciarki przebiegły jej po krzyżu. Już sam prezent od tajemniczego wielbiciela wzbudziłby jej czujność, ale w tym wypadku chodziło o coś więcej.

Poważnie traktowała pracę. Bardzo rzadko popełniała błędy. Perfekcjonizm bywa niekiedy zmorą, ale dzięki niemu cieszyła się opinią najpierw doskonałej prokurator, a potem znakomitej sędzi. Jako sędzia zawsze wydawała sprawiedliwe wyroki; jej koledzy najwyraźniej też tak uważali. Promocję na stanowisko sędzi sądu okręgowego w Pierre poczytywała sobie za zaszczyt.

Człowiek, który wydaje tyle pieniędzy na kwiaty i przysyła je anonimowo, na pewno nie jest wielbicielem. Może to być ktoś niezrównoważony, z obsesją na jej punkcie. Ilekroć czytała o sędzim, którego ktoś śledzi, obiecywała sobie zadbać o swoje bezpieczeństwo. Zamykała drzwi na klucz, w oknach zainstalowała zamki, nosiła w torebce gaz pieprzowy i wzięła kilka lekcji samoobrony.

Nie sądziła jednak, by kwiaty przysłał stalker. Kiedy przyjęła pracę w Pierre, skontaktował się z nią prokurator z Departamentu Sprawiedliwości, niejaki James Carlson, który badał korupcję wśród sędziów na terenie Wielkich Równin. Trzech sędziów wsadził do więzienia, a kilku zmusił do przejścia na emeryturę.

Carlson nie zdradził jej szczegółów śledztwa, ale ostrzegł ją przed próbą przekupstwa i poinformował o konsekwencjach, jeżeli przyjmie łapówkę.

„Sprawę korupcji w sądownictwie traktuję bardzo poważnie – napisał w mejlu. – Moją żonę skrzywdził przed laty nieuczciwy sędzia. Będę zwalczał każdego, kto przy ogłaszaniu wyroku kieruje się osobistą korzyścią”.

Caroline nie łudziła się, że w Dakocie Południowej panuje mniejsza korupcja niż w Minnesocie. Ludzie wszędzie są tacy sami. Mimo to miała nadzieję, że Carlson się myli. On sam, jak przyznał, nie wiedział, kto za tym wszystkim stoi. Ci, których pociągnął do odpowiedzialności karnej, nie wydali swoich benefaktorów, czyli albo ich nie znali, albo się ich bali.

Z jednej strony Caroline nie chciała mieć ze śledztwem nic wspólnego. Chciała wierzyć w uczciwość sędziów i niezawiłość sądów. Człowiek zawsze się może pomylić, a potem własne błędy będą go latami prześladować.

Z drugiej strony czuła dreszczyk emocji. Nie odrywając spojrzenia od kwiatów, okrążyła biurko. Tam, gdzie jest sprawca, jest i ofiara, a także motyw. Łamanie prawa należy tępić, przestępców ścigać i karać. Czy nie po to została sędzią?

– Ile mamy czasu przed następną rozprawą? – Usiadła i otworzyła pocztę. Czy bukiet może mieć związek ze sprawą korupcji, którą Carlson prowadzi? Coś jej mówiło, że tak, a zwykle intuicja jej nie myliła.

– Dwadzieścia minut – odparła Andrea.

– Kurczę, te kwiaty tylko mi przeszkadzają – mruknęła Caroline, odnajdując ostatni mejl od prokuratora. – Zrób coś z nimi, dobrze? Część weź do domu, część postaw w innych pomieszczeniach, a płatkami róż możesz obsypać ścieżkę na parking.

Obie się roześmiały.

– Poszukam mniejszych wazonów.

Zostawszy sama, Caroline przejrzała ponownie mejle od Jamesa Carlsona, po czym zaczęła pisać. Jeżeli kwiaty są próbą przekupstwa, będzie potrzebowała pomocy.

Czasem dziwnie się wszystko układa.

Tego ranka, gdy szykował się do sądu, Tom Yellow Bird dostał mejla od swojego przyjaciela Jamesa Carlsona z informacją, że nowa sędzia Caroline Jennings otrzymała podejrzany bukiet i obawia się, że to może mieć związek z ich śledztwem.

Myśląc o tym, Tom zajął miejsce na końcu sali. Dzisiejsza rozprawa dotyczyła napadu na bank. Tom wyśledził bandytę i go aresztował. Facet miał w bagażniku worki z pieniędzmi, a w portfelu znakowane banknoty.

– Proszę wstać, sąd idzie. Rozprawie przewodniczy sędzia Caroline Jennings…

Tom wstał. Obserwując postać w czarnej todze, miał nadzieję, że sędzia Jennings nie jest przekupna.

– Proszę usiąść.

Dopiero gdy wszyscy usiedli, zdołał się jej przyjrzeć. Otworzył szeroko oczy. Spodziewał się kobiety – w końcu Caroline to żeńskie imię – ale nie takiej!

Pani sędzia zajęła miejsce i przez szerokość sali nawiązała z nim kontakt wzrokowy, a on miał wrażenie, jakby czas się zatrzymał.

Dotąd nie widział Caroline Jennings – gdyby widział, z pewnością by ją zapamiętał. Zapamiętałby ten prąd, który przebiegł mu po skórze, to niesamowite podniecenie, jakie poczuł. Czy ona też to czuła? Policzki lekko się jej zaczerwieniły. Po chwili uniosła brwi. Woźny sądowy wyszczerzył zęby, protokolantka potrząsnęła głową, ludzie zaczęli się wiercić, usiłując zrozumieć powód opóźnienia.

Tom usiadł. Skup się, człowieku! Sędzia Jennings przewodniczy rozprawie, poza tym jest osobą, którą Carlson zlecił ci chronić. Jej wygląd nie ma znaczenia.

Wiadomość od Carlsona nadeszła późno, dlatego był tak zaskoczony. Nie zdążył przed wyjściem z domu poszperać w internecie. Sędzia Jennings była przynamniej dwadzieścia lat młodsza, niż się spodziewał. Sędziowie, którzy dotąd orzekali w Pierre, byli grubo po pięćdziesiątce.

Caroline miała ze trzydzieści pięć lat, włosy ciemnoblond zgarnięte w luźny kok oraz prawie niewidoczny makijaż. Kiedy poruszyła głową, w jej uszach zalśniły kolczyki z brylantami lub ich imitacją.

Była piękna, co stwierdził z niemałym zdumieniem.

Potrafił dostrzegać urodę zarówno u mężczyzn, jak i kobiet. Od dziesięciu lat zajmował się obserwacją ludzi. Patrząc na atrakcyjną fizycznie osobę czuł się tak, jakby patrzył na dzieło sztuki. Doceniał piękno nawet wtedy, gdy go osobiście nie poruszało.

Ale widok Caroline Jennings w luźnej sędziowskiej todze wywołał w nim dreszcze. Kiedy ostatni raz czuł coś podobnego? Znał odpowiedź, ale nie chciał myśleć teraz o Stephanie.

Wziął się w garść. Sędzia Jennings sprawnie prowadziła sprawę. Kilka razy przywołała do porządku obrońcę. Była uprzejma, lecz stanowcza.

Czekając, aż zostanie poproszony o złożenie zeznań, Tom usiłował uporządkować informacje od Carlsona. Jennings pochodziła z Minnesoty; zajęła miejsce sędziego, którego niedawno aresztowano. Teoretycznie nic jej nie łączyło z miejscowymi politykami i lobbystami, ale to jeszcze nie oznacza, że jest czysta. Ten, kto pociąga za sznurki w Dakocie Południowej, na pewno będzie próbował nawiązać z nią kontakt.

Dawniej Tom ucieszyłby się, że kobieta od razu poinformowała Carlsona o bukiecie. Uznałby, że skoro coś tak niewinnego jak kwiaty wzbudza jej podejrzenia, to musi być osobą nad wyraz uczciwą.

Dziś już nie był tak naiwny. Nie wiedział, kto korumpuje sędziów, miał kilka hipotez, ale bez dowodów.

– Agent FBI, pan Thomas Yellow Bird, proszę zająć miejsce dla świadka.

Tom poderwał głowę, po czym wstał i poprawił krawat. Cholera, powinien był śledzić przebieg rozprawy. Prokurator ostrzegał go, że obrońca, niejaki Lasky, lubi wyżywać się na przedstawicielach organów ścigania.

Idąc na przód sali, czuł na sobie wzrok sędzi. On sam patrzył na oskarżonego, który usiłował skryć się za obrońcą. Bez względu na to, jak bardzo intrygowała go sędzia Jennings, w tym momencie najbardziej zależało mu na tym, aby typa, który grożąc kasjerowi z pistoletu, ukradł ponad siedem tysięcy dolarów, spotkała zasłużona kara.

Ale korciło go, by zerknąć na sędzię. Ciekawe, co by ujrzał w jej oczach. Pewność siebie? Podejrzliwość? A może żar taki jak wcześniej, kiedy wchodziła do sali i na moment ich spojrzenia się spotkały?

Oskarżyciel Smith ściągnął brwi. Tom zganił się w duchu: najpierw praca! Kiedy zaprzysiężony zajął miejsce, w nozdrza uderzył go zapach róż.

Smith ubrany w nijaki garnitur pasujący do jego nijakiej twarzy przystąpił do zadawania pytań: o śledztwo, o to, jak i kiedy Tom zorientował się, że oskarżony popełnił zarzucany mu czyn, jak przebiegło aresztowanie, co oskarżony powiedział podczas przesłuchania. Ot, standardowe pytania. Tom odpowiadał, starając się nie ziewać.

Skończywszy, Smith wrócił na swoje miejsce. Czas na obronę. Przez dłuższą chwilę mecenas Lasky siedział przy stole, przeglądając notatki. Była to często stosowana taktyka mająca na celu wywołanie niepokoju u świadka. Tom czekał.

– Czy obrona ma pytania do świadka? – spytała zniecierpliwionym tonem sędzia.

Tom z trudem powściągnął uśmiech. Cierpliwość nie była jej mocną stroną.

Obrońca wstał, przesunął papiery, podniósł długopis, wypił łyk wody, innymi słowy grał na zwłokę.

– Panie mecenasie, na co czekamy? – warknęła Jennings.

– Najmocniej przepraszam, wysoki sądzie. Agencie Yellow Bird, gdzie pan był wieczorem dwudziestego siódmego kwietnia, kiedy rzekomo usiłował pan zlokalizować banknoty skradzione z banku w Pierre?

To małe słówko „rzekomo” oraz sposób, jaki Lasky wymówił nazwisko Yellow Bird, sprawiło, że Tom utwierdził się w swej opinii na jego temat. Facet jest dupkiem z uprzedzeniami rasowymi.

– Byłem po służbie – odparł spokojnie.

Nie pierwszy raz zeznawał w sądzie. Znał na pamięć te wszystkie sztuczki. I nie zamierzał przekazywać więcej informacji, niż to konieczne.

– I co pan robił? – Na ustach Lasky’ego pojawił się chytry uśmieszek.

Tom milczał, czekając, aby Smith się obudził.

– Sprzeciw! To, co agent Yellow Bird robi w wolnym czasie, nie ma nic do rzeczy.

Obrońca zwrócił się w stronę sędzi.

– Wysoki sądzie, zamierzam pokazać, że to, czym się agent Yellow Bird zajmuje po służbie, dyskredytuje go jako funkcjonariusza…

Co za hucpa! Klient oskarżony jest o napad na bank, a obrona stara się zdyskredytować świadka i doprowadzić do odrzucenia wniosku oskarżenia. Wiedział to Tom, wiedział oskarżyciel i wiedział Lasky.

Ale to nie miało znaczenia. Liczyło się zdanie sędzi Caroline Jennings, która wbiła wzrok w obrońcę.

– I co jeszcze?

– Co jeszcze? – powtórzył Lasky.

– Tak, panie mecenasie. Mój czas jest cenny. Podejrzewam, że pański również, prawda?

Tom siedział bez ruchu, z miną pokerzysty. Siląc się na uśmiech, Lasky wykrzywił wargi, ale powoli tracił rezon.

– O jaką nielegalną działalność chce pan oskarżyć agenta Yellow Birda? – Caroline Jennings popatrzyła na Toma, a on znów dojrzał w jej oczach ten błysk. – Albo nie. Żeby oszczędzić wszystkim czasu, może świadek sam nam powie, czy i jakie popełnił przestępstwa?

– Wysoki sądzie, niekiedy przekraczam dozwoloną szybkość. Ale to jedyne, co mam na sumieniu.

– Rozumiem – powiedziała sędzia zmysłowym głosem. – Dakota Południowa jest jakby do tego stworzona.

O tak, coraz bardziej podoba mu się ta kobieta!

– Czy obrona zamierza udowodnić, że nadmierna szybkość dyskredytuje przedstawiciela prawa? – spytała, skupiając ponownie uwagę na Laskym.

– Prostytutki! – zawołał obrońca, wymachując kopertą. – Agent Yellow Bird zadaje się z prostytutkami!

Na sali zapadła cisza jak makiem zasiał. Tom zaklął w duchu. Skąd ten drań zdobył takie informacje?

– Wysoki sądzie! – Smith poderwał się na nogi. – To nie ma nic wspólnego z napadem na bank!

Sytuacja była idiotyczna, ale Tom doskonale wiedział, o co chodzi. Lasky usiłował go zirytować, i dlatego milczał. Nie miał sobie nic do zarzucenia. Nie wstydził się tego, co robił po pracy, bał się tylko o dziewczyny, które już dość wycierpiały.

– To poważne oskarżenie – oznajmiła sędzia tak lodowatym tonem, że temperatura w sali spadła o kilka stopni. – Ma pan, mecenasie, dowody?

Lasky ponownie pomachał w powietrzu kopertą.

– Oczywiście! Gdybym nie miał, nie marnowałbym wysokiemu sądowi czasu.

– Proszę pokazać.

Obrońca zawahał się – i to go zgubiło.

Sędzia Jennings zmrużyła oczy.

– Mecenasie Lasky, jeżeli ma pan dowody, że agent Yellow Bird korzysta z usług prostytutek i ten fakt przeszkadza mu w należytym wykonywaniu jego obowiązków, proszę, żeby w ciągu pięciu sekund pan mi je przedstawił. Inaczej zarzucę panu obrazę sądu i wymierzę karę w wysokości pięciuset dolarów.

Tom poczuł ogień w trzewiach. Co za babka!

Lasky podszedł do sędziowskiego stołu i wręczył kopertę. Sędzia Jennings wyjęła ze środka fotografie – niewyraźne, przypuszczalnie z kamery monitoringu, ale Tom siedział za daleko, aby dojrzeć widoczne na nich twarze. Wiedział jednak, czego zdjęcia nie przedstawiają: jego w łóżku z prostytutką. Na kolacji – może. Ciągle spotykał się z dziewczynami w restauracjach. To chyba nie jest zabronione?

Na pewno nie, ale i tak nie podobało mu się, że Lasky jest w posiadaniu zdjęć. Po pierwsze, czuł się odpowiedzialny za dziewczyny i za swoje plemię. Po drugie, musiał pilnować się, aby to, co robi w wolnym czasie, nie naruszało prawa. Jeżeli sędzia Jennings nie powstrzyma Lasky’ego, cała praca Toma pójdzie na marne.

– Wysoki sądzie – Smith przerwał ciszę – linia obrony, jaką obrał mój szanowny kolega, nijak się ma do sprawy napadu. Może kobiety przedstawione na zdjęciach są informatorkami agenta Yellow Birda?

Nie pomagasz, stary, stwierdził ponuro Tom, ale nadal się nie odzywał. Jeżeli zaczęto by podejrzewać, że dziewczyny rozmawiają z gliniarzami, znalazłyby się w jeszcze większym niebezpieczeństwie.

– Mecenasie Lasky – Jennings zwróciła się do obrońcy. – Z tego, co widzę, zdjęcia są dowodem na to, że agent Yellow Bird jada posiłki w towarzystwie innych osób.

– W towarzystwie prostytutek!

Smith znów się poderwał, aby wyrazić sprzeciw, ale sędzia uniosła dłoń, nakazując mu milczenie.

– To wszystko, czym pan dysponuje, mecenasie? Agencie Yellow Bird, na tym zdjęciu jadł pan lunch czy kolację?

Tom rozpoznał knajpę na parkingu dla ciężarówek. Tam umówił się z Jeannie.

– Kolację.

– A zatem, mecenasie, na zdjęciu widzimy dwoje ludzi jedzących kolację. Czy kobieta na fotografii prała skradzione pieniądze? Czy prowadziła samochód, którym bandyta uciekł po napadzie? Może przygotowała plan rabunku?

– Co? Nie, ona nie ma z tym nic wspólnego! – Z chwilą, gdy to powiedział, Lasky skrzywił się zrezygnowany.

– I tu się z panem zgodzę – rzekła sędzia zawiedzionym tonem, jakby spodziewała się, że Lasky z większym zapałem będzie bronił swoich racji. – Coś jeszcze chciałby pan dodać?

Obrońca pokręcił głową.

– Wysoki sądzie – prokurator Smith ponownie się uaktywnił – wnoszę o wykreślenie z protokołu ostatnich kwestii.

– Przychylam się do wniosku. – Sędzia wbiła w obrońcę chłodne spojrzenie.

Tom uświadomił sobie, że pierwszy raz widzi taką kobietę za stołem sędziowskim. Od wielu lat był wdowcem. Wiedział, że Stephanie chciałaby, by ułożył sobie życie, ale dotąd nie spotkał osoby, dla której straciłby głowę, a namiastka szczęścia go nie interesowała.

Nie spotkał… do dziś, kiedy jego wzrok padł na Caroline Jennings.

Był tylko jeden problem. Sędzia Jennings była jego kolejnym zadaniem. Szlag by to trafił!

Starał się zachować spokój. Nie okazywał radości, nie stroszył piór. To by źle wyglądało, mogłoby podważyć jego autorytet. Wyprostował ramiona i nie patrząc na obrońcę oraz jego klienta, opuścił salę, a potem budynek sądu.

Jego praca przy szukaniu winnego za napad dobiegła końca. Teraz całą uwagę mógł poświęcić Caroline Jennings.

ROZDZIAŁ DRUGI

Z klimatyzowanego budynku wyszła na duszny skwar. Powinna myśleć o tym, kto przysłał jej bukiet. Albo o mejlu od Jamesa Carlsona: skontaktował się ze swoim współpracownikiem, który wkrótce się do niej odezwie. Lub o dzisiejszych rozprawach. Ewentualnie o jutrzejszych.

Od biedy o tym, co zje na kolację. Zwykle kupowała dania na wynos, bo mimo upływu dwóch miesięcy nie do końca się rozpakowała. Powinna się zmobilizować i opróżnić resztę kartonów, by móc korzystać z kuchni.

Ale nie myślała o tych rzeczach. Myślała o pewnym agencie FBI, Thomasie. Aż zadrżała na wspomnienie, jak ich spojrzenia się zetknęły. Chociaż znajdowali się po dwóch stronach sali, czuła, jak robi się jej gorąco. Facet był niesamowity. Jak spokojnie czekał, kiedy obrońca oskarżonego go atakował. Jakim lodowatym wzrokiem mierzył sprawcę napadu. I ten jego uśmiech – właściwie lekkie uniesienie kącika warg – kiedy oznajmił, że winny jest tylko przekroczenia szybkości.

Był naprawdę niebezpieczny. Skoro spojrzeniem i uśmiechem potrafił ją tak rozpalić, co by było, gdyby mógł użyć rąk? Albo gdyby nikogo poza nimi nie było w sali?

Nie miała czasu ani ochoty umawiać się na randki. Podejrzewała, że w Pierre liczba dostępnych mężczyzn jest mniejsza niż w Minneapolis. Nie żeby tam szalała. Randki były na dole jej listy priorytetów. Związki bywają popaprane. A seks prowadzi do pomyłek.

Tak więc nie była zainteresowana. Nie chciała wiązać się z kimś, kogo nie kochała, kogo nawet nie była pewna. Ważniejsza od byle jakiego związku była dla niej praca.

Zresztą większość czasu spędzała wśród prawników i osób, których bronili lub które oskarżali. To nie jest tak, że każdego dnia pojawiają się w sądzie przystojni inteligentni mężczyźni, z którymi mogłaby się umawiać, nie zastanawiając się nad konfliktem interesów.

A dziś taki się pojawił, tyle że nie miała pewności, czy swoje kontakty z prostytutkami agent Yellow Bird ogranicza wyłącznie do spotkań w restauracji.

Zamyślona, skręciła na parking i nagle zatrzymała się w pół kroku. Bo oto przed sobą ujrzała Thomasa, który stał oparty o niski sportowy wóz. Poczuła, że go pragnie. Potrząsnęła głową: nawet tak nie myśl. Ale w świetnie skrojonym garniturze oraz ciemnych okularach wyglądał… kusząco, jakby zapraszał ją do grzechu.

Czy to, że podoba jej się seksowny agent FBI, stanowi konflikt interesów? Miała nadzieję, że nie.

– Agent Yellow Bird, co za niespodzianka.

Zsunął z nosa okulary.

– Miła? – Kąciki ust mu zadrgały.

W sali sądowej byli sędzią i świadkiem. Dzieliła ich szerokość drewnianego stołu. Ona występowała w sędziowskiej todze. Obok znajdowali się Lasky i Smith; Cheryl zapisywała każde słowo. A tu? Tu nie istniały żadne tego typu bariery.

– To zależy – odparła szczerze. Jeżeli zamierzał zaprosić ją na kolację, to bardzo miła. Jeśli czekał na nią z innego powodu, wtedy mniej miła.

Powiódł po niej wzrokiem. Kiedy ich spojrzenia spotkały się w sali sądowej, przeszył ją dreszcz. Teraz również zrobiło się jej gorąco, ale usiłowała wmówić sobie, że to z powodu żaru lejącego się z nieba.

Po chwili mężczyzna ponownie utkwił oczy w jej twarzy. Nie, niczego sobie nie wyobrażała, ani wcześniej, ani teraz.

– Chciałem pani podziękować za wsparcie.

Wzruszyła ramionami.

– Wykonywałam swoją pracę. Kolacja w towarzystwie kobiety nie jest przestępstwem ani nawet wykroczeniem. Wymagam poszanowania prawa.

– Zauważyłem.

Mógłby skorzystać z okazji, pomyślała, i zapewnić ją, że nie korzysta z usług prostytutek. Byłoby dobrze, gdyby nie zapraszał ich też na kolację. Ale przypomniała sobie słowa Smitha: może to były spotkania zawodowe, może dziewczyny przekazywały mu informacje.

Zacisnęła zęby, nakazując sobie spokój. Musi zachować bezstronność i profesjonalizm.

Agent Yellow Bird emanował niezwykłą siłą. Całe szczęście, że są po tej samej stronie, przemknęło Caroline przez myśl. Nie chciałaby być przestępcą, na którego poluje.

– No tak… – Przestąpiła z nogi na nogę.

Odkleiwszy się od samochodu, Tom wyciągnął rękę. Poły marynarki odchyliły się, ukazując pistolet w kaburze.

– Nie byliśmy sobie przedstawieni. Tom Yellow Bird.

Caroline zawahała się. Konflikt interesów? Nie, bez przesady.

– Caroline Jennings.

Obdarzył ją takim uśmiechem, że ugięły się pod nią kolana. Ratunku! – jęknęła w duchu. A kiedy uścisnął jej dłoń i niskim ochrypłym głosem wymówił jej imię, miała wrażenie, że zemdleje. Nie zemdlała, ale podskoczyła. Dotyk sprawił, że znów poczuła podniecenie. Oczami wyobraźni zobaczyła, jak Tom przyciąga ją do siebie, pieści, całuje…

– Przepraszam. – Zabrała rękę. – Ciągle jestem naelektryzowana. – To prawda; była, ale zimą.

Dziś natomiast temperatura wynosiła trzydzieści pięć stopni w cieniu, a wilgotność powietrza była powyżej optymalnej. Caroline czuła, jak strużki potu spływają jej po plecach. Czuła też szybsze bicie serca, ale tego nie mogła zrzucić na upał. Marzyła o tym, by przebrać się w coś cienkiego i przewiewnego, a najlepiej wskoczyć do basenu.

Popływać… Sama, tak, zdecydowanie sama. W zimnej wodzie. Bez agenta Toma.

– Jeśli chodzi o bukiet… – Tom ponownie oparł się o maskę samochodu.

Bukiet nie był tajemnicą. Wszyscy wiedzieli, że dostała kwiaty, Andrea rozdawała je komu popadnie. Leland wziął pęk dla żony, nawet Cheryl wyszła z bukiecikiem.

Czy to Yellow Bird je przysłał? Dlatego na nią czekał? Po to były te spojrzenia, te uśmiechy, bo usiłował się jej podlizać? Cholera, a jeśli Lasky ma rację? Może Yellow Bird to skorumpowany glina, a prostytutki to zaledwie czubek góry lodowej?

Tylko tego jej potrzeba!

– Kwiaty były piękne, ale nie jestem zainteresowana – oznajmiła, kierując się do własnego auta.

– Hej! – Tom uniósł ręce. – Ja ich nie wysłałem.

– Jasne – mruknęła i przyspieszyła kroku.

– Caroline… – powiedział dziwnie czułym tonem.

Czułym? Nie, przecież nic ich nie łączyło. Ona była jego „zadaniem”, czy jej się to podoba czy nie. Oczywiście wolałby, żeby z nim współpracowała. Ale tak czy inaczej dotrze do sedna. Jak nie jutro, to za tydzień. Cierpliwości mu nie brakowało.

– Doceniam ten gest, ale naprawdę nie jestem zainteresowana. Staram się przestrzegać etyki zawodowej.

Co do diabła? Była święcie przekonana, że kwiaty są od niego. Pomysł był tak niedorzeczny, że Tom z trudem pohamował śmiech.

– Poczekaj! – Dogonił ją. – Przysłał mnie Carlson.

– Czyżby? – spytała, nie zwalniając.

Wyjął telefon. Skoro jemu nie wierzy, może uwierzy Carlsonowi.

– Proszę. Widzisz?

Posłała mu gniewne spojrzenie. Uśmiechnął się pod nosem. Nie kryjąc irytacji, Caroline zaczęła czytać: „Tom, skontaktowała się ze mną nowa sędzia, pani Caroline Jennings. Otrzymała anonimowo bukiet kwiatów. Spróbuj się czegoś dowiedzieć. Może dopisze nam szczęście i sąd ponownie zajmie się sprawą. Maggie przesyła całusy. Carlson”.

Powietrze znów wypełnił zapach róż. Tom miał ochotę zbliżyć głowę do szyi Caroline, nasycić się tym zapachem, ale wolał nie ryzykować. Sądząc po jej minie, do kółka z kluczykiem samochodowym miała przyczepiony pojemnik z gazem łzawiącym. A sądząc po jej postawie, brała lekcje z samoobrony.

Słusznie. Kobieta powinna umieć się bronić. Lubił kobiety odważne, które…

Nie, stop! Bez względu na to, jak ładnie Caroline pachnie i jak bardzo go pociąga, musi pamiętać o zadaniu, które Carlson mu przydzielił. Caroline przysunęła się bliżej, wkraczając w jego przestrzeń osobistą. Odniósł wrażenie, jakby rzucała mu wyzwanie.

– Mam wierzyć, że to prawda?

– Nie zwykłem żartować z takich spraw.

– A z innych? – Przymrużyła oczy.

Wykrzywiwszy wargi, skrzyżował ręce na piersi.

– Co masz na myśli?

– Ludzi. Kobiety.

Wybuchnął śmiechem. Caroline cofnęła się. Stała prosto, z zaciśniętymi rękami, co kłóciło się z wyrazem… Czego? Chyba tęsknoty, tak, na pewno tęsknoty w jej oczach. Już nie wyglądała jak ktoś, kto chce prysnąć mu w twarz gazem, a bardziej jak ktoś, kto…

Kto się powstrzymuje. Kto ma ochotę się z nim pośmiać. A nawet porobić coś więcej. Gdyby ją objął i przyciągnął do siebie, czy uderzyłaby go pięścią w nos czy przytuliła się? Kiedy ostatni raz trzymał w ramionach kobietę?

Oczywiście wiedział kiedy, ale nie miało to znaczenia. Ważna była praca.

– Nie sypiam z nimi.

– Słucham?

– Prostytutki. Nie sypiam z nimi.

– Nie obchodzi mnie, z kim się zadajesz po pracy. Żyjemy w wolnym kraju.

– Powiedzmy – odrzekł, zaskoczony nutą goryczy, która wkradła się do jego głosu. – Kupuję im kolację.

Zastanawiał się, czy ktoś taki jak Caroline Jennings jest w stanie zrozumieć, o czym on mówi.

– W większości to młode dziewczyny. Niemal wszystkie są zmuszane do pracy, a ja im pokazuję, że można żyć inaczej. Kiedy dojrzewają do zmiany, pomagam im się wyrwać i zacząć wszystko od nowa. Do tego czasu pilnuję, żeby miały co jeść i daję pieniądze, żeby tej nocy, kiedy zabieram je do restauracji, nie musiały pracować.

– To… – Caroline zamrugała. – Serio?

– Przysięgam. Nie sypiam z nimi. – O mało nie przyznał się, że w ogóle z nikim nie sypia, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. To nie jej sprawa. Jednak chciał, by wiedziała, że on również przestrzega etyki zawodowej. – Carlson może to potwierdzić.

– Kim jest Maggie?

Ciekawe. Istniał jeden powód, dlaczego mogła pytać o kobietę, która przesłała mu całusy.

– Żoną Carlsona. Dorastaliśmy na terenie tego samego rezerwatu. – Pominął resztę, jak wyjechał do Waszyngtonu i rozpoczął pracę w FBI, a ona została na miejscu, narażona na wyzysk i przemoc. Choćby dlatego nie sypiał z prostytutkami.

Zerwał się wiatr. Tom ponownie poczuł kwiatowy zapach.

– Róże – szepnął, wciągając go w nozdrza.

– Słucham?

– Pachniesz różami – odparł, podchodząc bliżej. – To perfumy czy zapach bukietu?

– Bukietu. Był ogromny, składał się co najmniej ze stu kwiatów. Głównie róż, ale także lilii i goździków.

Innymi słowy, ofiarodawca trochę się wykosztował. Tom usiłował sobie wyobrazić wazon, który pomieściłby tak wielki pęk.

– Nie bierzesz ich do domu?

Caroline potrząsnęła głową.

– Poprosiłam asystentkę, żeby się nimi zaopiekowała. Większość rozdała. Leland wziął ze dwa tuziny dla żony.

– Lubię go, to porządny gość – powiedział Tom takim tonem, jakby byli starymi znajomymi.

– Skąd mam wiedzieć, że mogę ci ufać? – spytała nagle Caroline.

– Moja przeszłość świadczy o mnie; mam czyste konto. – Wyciągnął z kieszeni wizytówkę. – Nie wiesz, z czym przyjdzie ci się zmagać. Próby korupcji bywają różne, czasem trudno je udowodnić. Jeżeli cokolwiek wzbudzi twoje podejrzenia, zadzwoń do mnie. Albo do Carlsona – dodał po chwili. – Liczy się każdy szczegół. Nazwiska, marki samochodów, wszystko, co zdołasz zapamiętać.

Patrzyła na wizytówkę, jakby wahała się, czy ją przyjąć.

– Więc będziemy współpracować?

– W tej sprawie tak.

Wiedział, o co jej chodzi. Że gdyby nie współpracowali, to… Schowała wizytówkę do kieszeni. Starał się nie spuszczać wzroku z jej twarzy. W jej oczach widział żal, tęsknotę…

– W porządku – szepnęła.

Zasalutował zgrabnie i ruszył do samochodu.

– Może później, jak już zakończymy… – rzucił przez ramię.

Słysząc, jak Caroline wciąga głośno powietrze, o mało nie zawrócił. Wsiadł jednak do swojego camaro, przekręcił kluczyk w stacyjce i z piskiem opon opuścił parking.

Musiał znaleźć się jak najdalej od Caroline Jennings. Bo bez względu na to, jak bardzo go zauroczyła, nie mógł narazić na niepowodzenie sprawy, nad którą tak długo z Carlsonem pracował.

Tytuł oryginału: Pride and Pregnancy

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2017

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2017 by Sarah M. Anderson

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o o, Warszawa 2019

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieł w jakiejkolwiek formie. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe. Harlequin i Harlequin (nazwa serii) są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji. HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela. Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 9788327644398

Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.