Strona główna » Obyczajowe i romanse » Ich pięcioro

Ich pięcioro

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-238-9522-0

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Ich pięcioro

 

Lily pragnie być najlepszą nauczycielką na świecie. Temu podporządkowała całe życie. Samotna kobieta, która boi się miłości.

Sean marzy o karierze golfisty. Korzysta pełnymi garściami z uroków życia. Nieodpowiedzialny mężczyzna skupiony na swoich potrzebach.

Nawet gdyby się wcześniej znali, nie mieliby o czym rozmawiać. Tak różni, a nagle połączeni przez tragiczny splot wypadków. Tak obcy, że zadanie, które wyznaczył im los, wydaje się niemożliwe do spełnienia…

Polecane książki

Szereg praktycznych wskazówek i objaśnień dotyczących przesłanek wykluczenia wykonawcy z postępowania: - na jakiej podstawie prawnej się oprzeć? - kiedy nieuzupełnienie dokumentów decyduje o wykluczeniu?- co zrobić z nieprawdziwymi informacjami zawartymi w ofercie?- czy można dokonać wykluczenia „z ...
Z ebooka dowiesz się między innymi: 1. Jak zweryfikować kontrahenta 2. Jak można rozwiązać problem płatności 3. Na czym polega windykacja polubowna 4. Kiedy należy udać się do sądu 5. Jak wygląda elektroniczne postępowanie upominawcze 6. Kiedy możemy zgłosić się do komornika...
Swoją książkę Autor przedstawia w następujący sposób: „… Historia, którą chcę wam opowiedzieć przelewając myśli na kartki książki, (co tak naprawdę wydarzyło się w tamtym czasie, podkreślam w tamtym czasie, a przede wszystkim dlaczego do tego doszło) to prawdę mówiąc dokument z dodatkiem sensacji i ...
Publikacja uwzględnia wszystkie dotychczasowe zmiany stanu prawnego wpływające na odczytywanie ustawy o własności lokali, przede wszystkim: najnowszą zmianę ustawy o własności lokali dokonaną nowelą z 12 czerwca 2015 r., która weszła w życie 29 sierpnia 2015 r. Uregulowała ona występujący od lat i p...
Anna z Tyszkiewiczów Potocka-Wąsowiczowa (1779-1867), cioteczna wnuczka Stanisława Augusta, córka hetmana Ludwika Tyszkiewicza, żona Aleksandra Potockiego, była – jako jedynaczka – spadkobierczynią wielkiej fortuny. Dzięki koligacjom rodzinnym i towarzyskim stała się naocznym świadkiem spraw polit...
Poradnik do gry Dreamfall Chapters - Księga Pierwsza: Odrodzenie zawiera wskazówki przydatne podczas przygody z kontynuacją wspaniałej serii The Longest Journey. To dokładna ilustrowana solucja, która przeprowadzi Cię przez wszystkie czynności niezbędne do ukończenia pierwszego epizodu Dreamfall Cha...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Susan Wiggs

OkładkaStrona tytułowaSusan WiggsIch pięcioro

Tłumaczenie:
Maria

Zdarzają się rzeczy tak nieoczekiwane,
że nikt nie jest na nie gotowy.

Leo Rosten

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Piątek, godzina 14.45

– Pani Robinson! A wie pani, jak by się pani nazywała, gdyby pani była gwiazdą porno? – rzucił Russel Clark, podskakując na widok nadjeżdżającego powoli szkolnego autobusu.

– Nie i nie chcę wiedzieć. – Lily Robinson przytrzymała chłopca za ramię, żeby nie wychylił się spod daszka osłaniającego chodnik przed rzęsistym deszczem. Niestety i tak zmokną, bo do miejsca, gdzie zatrzyma się autobus, był kawałek drogi.

– Ale to proste! Najpierw trzeba powiedzieć nazwę ulicy, na której się mieszka…

– Russel, wystarczy – stanowczo nakazała Lily. Miała nadzieję, że chłopiec nie zdaje sobie sprawy, co to za dama, którą nazywa się gwiazdą porno. – Poza tym przypominam ci, że dziś ty prowadzisz grupę na parking.

– Ups! – Russel wyprostował się natychmiast. To był przywilej, z którego skorzystał z dumą, to znaczy ruszył przez deszcz na czele dwudziestu trzech trzecioklasistów. Nim doszli pod brezentowy dach na parkingu, pochwalił się: – Jadę dziś do Echo Ridge. Mam lekcję golfa.

– W taką pogodę?

– Na pewno się przejaśni, pani Robinson. – Russel spojrzał za siebie, krzyknął: – Za mną! – i na czele małoletniej hałaśliwej bandy pognał jak strzała do autobusu numer cztery, przeskakując po drodze kałuże.

Było to poważne wykroczenie, bowiem po parkingu nie wolno biegać, tylko trzeba bardzo uważać na różne pojazdy. No cóż, Lily znów będzie musiała pouczać i pouczać.

Jednak nie dziś, bo to było niemożliwe. Koniec lekcji, czas do domu.

Pożegnała się z uczniami, którzy niczym stadko przestraszonych kacząt rozpierzchali się do autobusów i samochodów.

Zostały tylko Charlie Holloway i jej najlepsza przyjaciółka Lindsay Davenport. Trzymały się za ręce i paplały nieustannie, czekając, aż auto pani Davenport po nie podjedzie.

Charlie napotkała wzrok Lily, ale zaraz spuściła głowę. Lily doskonale ją rozumiała. Dziewczynka wiedziała przecież, że jej rodzice zostali wezwani do szkoły na rozmowę. W żółtym płaszczu przeciwdeszczowym wydawała się mała i krucha, jakby chciała zniknąć. Lily miała ochotę ją pocieszyć, powiedzieć, że nie ma się czym martwić.

Niestety nie zdążyła, bo Charlie zawołała:

– O, jest twoja mama! – Pociągnęła Lindsay za rękę. – Do widzenia pani, miłego weekendu! – zawołała do Lily i dziewczynki wsiadły do granatowego volvo.

Lily pomachała im z uśmiechem, mając nadzieję, że nie widać po niej zdenerwowania. Bo oczywiście pomyślała o Crystal, swojej najlepszej przyjaciółce z dzieciństwa, mamie Charlie. A właśnie Lily czekała bardzo trudna rozmowa z Crystal…

– Cześć, coś się stało? – spytał Greg Duncan, nauczyciel wychowania fizycznego. Po lekcjach był trenerem licealnej drużyny golfa, ale podrywaniem zajmował się na pełen etat.

– A nawet jeśli, to nie powinieneś o tym wspominać.

Uśmiechnął się szeroko i jednym susem znalazł się koło niej. Był sympatycznym, ciepłym facetem. Z powodu aksamitnych ciemnych oczu i dużych dłoni kojarzył się Lily z wielkim bernardynem.

– Wiem, jaki masz problem. Na ten weekend jeszcze się z nikim nie umówiłaś.

O nie, znowu to samo, pomyślała Lily. Owszem, lubiła Grega, ale jego potrzeba zwracania na siebie uwagi bywała męcząca. Dwukrotny rozwodnik, spotykał się z niemal wszystkimi znanymi jej kobietami, a teraz zainteresował się nią.

– Mylisz się, mam już plany – odpowiedziała z uśmiechem.

– Kłamiesz. Po prostu nie chcesz mi zrobić przykrości.

Trafione oskarżenie, pomyślała rozbawiona.

– Znów cię nagabuje? – Pod brezentowym daszkiem stanęła Edna Klein, dyrektorka szkoły.

Przy swoich sześćdziesięciu latach, z siwymi włosami do pasa i błękitnymi oczami wyglądała jak weteranka Woodstock. Nosiła drewniaki ze skarpetkami oraz biżuterię ze srebra i turkusów, do tego mieszkała w komunie Cloud Mountain, a jednak wszyscy traktowali ją poważnie. Miała na swoim koncie doktorat w Berkeley, trzech byłych mężów, czwórkę dorosłych dzieci oraz dziesięć lat trzeźwości w AA. Zarządzała szkołą kompetentnie i profesjonalnie, wspierała nauczycieli, zachęcała uczniów do pracy, inspirowała rodziców. Innymi słowy, postać niebanalna, wręcz niezwykła, i prawdziwy skarb dla lokalnej społeczności.

– Molestowanie w miejscu pracy – potwierdziła Lily. – Zastanawiam się, czy nie napisać skargi. Prawdziwa gratka dla adwokata, w obecnych czasach to w sądzie samograj. Prześladowana, zalękniona i bezradna kobiecina, a po drugiej stronie napakowany sterydami i testosteronem, pozbawiony uczuć wyższych brutalny samiec! – podkpiwała na całego.

– Zaraz, zaraz! – gorąco zaprotestował Greg. – To ja powinienem się poskarżyć. Staram się o tę bezradną i zalęknioną kobiecinę już od walentynek, no i co z tego mam? Kino raz w miesiącu!

– Ciesz się, że mogłeś wybrać film. Ten horror to było dla mnie duże przeżycie.

– Jesteś bez serca. Miłego weekendu, drogie panie – pożegnał się z uśmiechem, odchodząc w kierunku sali gimnastycznej.

– Marnuje tylko czas – powiedziała Lily do Edny.

– Jesteś taka cięta na wszystkich facetów czy tylko na trenera Duncana?

Lily się roześmiała.

– Nie rozumiem, dlaczego od kiedy skończyłam trzydziestkę, wszyscy się interesują moim życiem uczuciowym.

– Bo wszyscy chcą, żebyś jakieś miała.

Ludzie zawsze pytali ją, czy się z kimś spotyka albo czy zamierza mieć dzieci. Albo kiedy ułoży sobie życie. A przecież była bardzo zadowolona z tego, co ma. A miała swoje… i tylko swoje życie. Prawda bowiem była taka, że związki budziły w niej lęk. Zaangażowanie emocjonalne kojarzyło się jej z jazdą samochodem z pijanym kierowcą. Najpierw dawka ostrych przeżyć, a na koniec i tak ktoś musi zostać ranny.

– Wtrącam się w nie swoje sprawy, tak? – spytała Edna.

– Tak.

– Wybacz, ale naprawdę chciałabym, żebyś kogoś poznała.

Lily zdjęła okulary i wytarła je skrajem swetra, a świat momentalnie zamienił się w nasiąkniętą deszczem szarozieloną plamę.

– Dlaczego nikt nie potrafi pojąć, że to, co mam, daje mi satysfakcję? I wcale nie oczekuję zmian?

– Satysfakcja i szczęście to dwie różne rzeczy. A bez radykalnej zmiany szczęścia nie zaznasz.

Gdy Lily założyła okulary, wszystko wokół uzyskało normalną ostrość.

– Kiedy jestem zadowolona, to jestem szczęśliwa.

– Gadanie… Zobaczysz, któregoś dnia zapragniesz czegoś więcej – skomentowała Edna.

– Ale na pewno nie dziś – odpowiedziała Lily, myśląc o czekającej ją rozmowie.

Wokół nich stanęła grupka uczniów, by się pożegnać. Edna zamieniła z każdym z nich kilka słów, i to słów dobranych bezbłędnie, bo wszyscy odchodzili z szerokim uśmiechem.

A jednak Lily poczuła dziwny niepokój, bo uderzyło ją coś, co przed chwilą usłyszała.

„Satysfakcja i szczęście to dwie różne rzeczy”.

Trudno uszczęśliwić samą siebie, a co dopiero drugą osobę, pomyślała. A mimo to niemal codziennie widziała, jak ludzie starają się siebie uszczęśliwiać. Matka huśta w ramionach roześmiane niemowlę, mąż przynosi żonie kwiaty, dziecko otwiera w szkole pudełko z drugim śniadaniem i znajduje w nim czuły liścik. Ot, niby drobiazgi, ale gdy tak je zsumować…

Ale to tylko jedna strona medalu.

Bo niestety tak już w życiu jest, że szczęście szybko przemija. Lily znała temat doskonale, bo przekonała się o tym na własnej skórze.

Patrzyła, jak dzieci podbiegają do samochodów, rzucają się matkom na szyję, pokazują im zeszyty i opowiadają coś z przejęciem. Czuła się trochę jak turystka obserwująca dziwne zwyczaje. Ale cóż, ci ludzie byli inni niż ona. Wiedzieli, co znaczą bliskie więzi.

Natomiast ona miała wrażenie dziwnej lekkości, nie była niczym obciążona, wydawało jej się, że mogłaby po prostu odlecieć… tu i tam… wszędzie, po prostu wszędzie.

Czekając na Hollowayów, Lily ustawiła wokół okrągłego stolika małe krzesełka. Położyła na blacie grubą teczkę z pracami Charlie oraz pudełko chusteczek higienicznych, których zapas zawsze miała w szufladzie. Ośmio- i dziewięciolatki zużywały je w ogromnych ilościach.

Podeszła do okien i opuściła do połowy rolety. Do szyb były przyklejone powycinane kaczuszki z przysłowiem, które stanowiło dzisiejsze ćwiczenie na lekcji ortografii:

Kwiecień, gdy deszczem plecie, maj ustroi w kwiecie.

Jakby na potwierdzenie tych słów niebo rozdarła błyskawica.

Krzywiąc się lekko, spojrzała na kalendarz i policzyła bezgłośnie wszystkie dni w kolumnie piątków.

Do końca roku szkolnego zostało dziewięć tygodni, a potem już tylko słońce, błękitne niebo i podróż, którą planowała od dawna. Dla nauczycielki z małego miasteczka w Oregonie Europa mogła się wydawać nieziszczalnym marzeniem, ale wcale jej to nie zniechęciło, tylko wręcz przeciwnie. Skrupulatnie oszczędzała pieniądze, odmawiała sobie tego i owego, żeby każdego roku wyjechać do innego kraju. A ta podróż miała być wyjątkowa.

Oderwała myśli od wakacji i skupiła się na przygotowaniach do trudnej rozmowy. Uważnie rozejrzała się po klasie, czy wszystko jest jak należy. Lily była przekonana, że dla rodziców ważne jest, jak wygląda otoczenie, w którym ich dzieci spędzają tyle czasu.

Na ścianie wisiała czarna tablica. Dźwięk kredy przesuwającej się po gładkiej powierzchni zawsze przypominał jej to jedyne miejsce, w którym w dzieciństwie czuła się absolutnie bezpiecznie. Szkolną klasę.

To był jej świat, nie potrafiłaby wymarzyć sobie innej pracy.

Dzieci ją uwielbiały. Trafiały pod jej skrzydła na jeden rok, a ona zajmowała się nimi całym sercem. Dzięki temu mogła mówić ludziom, że tak, ma dzieci, i to naprawdę dużo. Dwadzieścia cztery krzesełka w klasie, i tyluż uczniów… Dwadzieścia cztery charaktery, nieraz jakże trudne i skomplikowane. To była jej praca, jej powołanie.

Każdej jesieni dostawała nową grupę. Dzieci dawały jej to wszystko, co innym ludziom daje rodzina – radość i śmiech, wzruszenie i łzy, dumę i poczucie triumfu. Czasem miała też powody do smutku, ale i tak ta praca nadawała jej życiu sens.

Kochała swoich uczniów od września do czerwca, a kiedy rok szkolny się kończył, przekazywała ich rodzicom. Byli wyżsi i ciężsi, znali na wyrywki tabliczkę mnożenia, potrafili czytać. Gdy nadchodziła jesień, skupiała się na nowej klasie. I tak rok po roku. Zajmowanie się cudzymi dziećmi dawało satysfakcję. I nie niosło ze sobą żadnego ryzyka.

Co innego własne dzieci. To zobowiązanie na całe życie. Zapewne było źródłem radości, ale też narażało na największy smutek i rozpacz. Niektórzy ludzie nadawali się do tego, inni nie. Prawdę powiedziawszy, nie nadawało się bardzo wielu, ale zakochiwali się w sobie i dzieci tak czy inaczej przychodziły na świat. A potem się odkochiwali, a cenę za to płacili wszyscy wokół. Czego najlepszym przykładem byli Charlie i jej rodzice.

Dziś na lekcji pisania zaproponowała dzieciom temat:

Co lubię najbardziej?

Przez trzy minuty każdy mógł wymienić to wszystko, co tylko chciał. Lily zawsze wykonywała ćwiczenia razem z uczniami i zawsze podchodziła do tego poważnie, dzięki czemu dzieci bardziej się angażowały. Jej lista, wypisana pośpiesznie na dużej kartce, wyglądała tak:

Mandarynki

Padający śnieg

Śpiew dzieci

Seriale telewizyjne

Kryminały

Pierwszy dzień w szkole

Restauracje z jedzeniem na wynos

Zwiedzanie

Opowieści ze szczęśliwym zakończeniem.

Podarła kartkę i zwinęła w kulkę. Lepiej, żeby nikt tego nie widział. Absolutnie nie!

Chociaż Crystal Holloway wcale nie byłaby tą listą zdziwiona. Przyjaźniły się już tyle lat, znały się jak łyse konie.

Lily pomyślała, jak wiele razem przeżyły, jak wiele mają wspólnych wspomnień. To ważne, to ma ogromną wartość, ale i tak do takiej rozmowy jak ta nie była przygotowana. Nie jest łatwo powiedzieć rodzicom trzecioklasistki, że ich córka może nie zdać do następnej klasy. Niestety Lily, dla dobra Charlie, będzie musiała powiedzieć im sporo przykrych słów. Owszem, przeprowadzała już takie rozmowy, ustalała z rodzicami strategię postępowania ze sprawiającym kłopoty dzieckiem.

Tylko jak tu przeprowadzić konstruktywną rozmowę, skoro Hollowayowie po prostu się nie znoszą? Rozwiedzeni Hollowayowie…

Lily bardzo lubiła uczyć dzieci Crystal. Była dla nich wyjątkowo oddaną i kochającą ciocią, a gdy się kolejno rodziły – najpierw Cameron, potem Charlie, a na końcu Ashley – płakała ze szczęścia razem z Crystal.

Cameron był bystry, świetnie sobie radził zarówno w szkole, jak i na polu golfowym. Wszystko wskazywało na to, że pójdzie w ślady utytułowanego ojca, bo już teraz, w wieku piętnastu lat, był najlepszym graczem licealnej drużyny golfa. Jednak został tak szczodrze obdarowany przez naturę, że Lily mogła go sobie bez trudu wyobrazić jako przyszłego naukowca, odnoszącego sukcesy polityka lub członka zarządu dużej korporacji.

Charlie była zupełnie inna. Od pierwszego dnia w szkole miała problemy z przyswajaniem materiału. Przez cały rok Lily regularnie spotykała się w tej sprawie z Crystal i Derekiem, którzy zatrudnili korepetytora i zapewniali, że po szkole ciężko pracują z córką nad nauką czytania. Niestety mimo tych wysiłków Charlie nie robiła żadnych postępów. Trudno było na to znaleźć jakieś logiczne wyjaśnienie, trudno było dociec, co gdzie tkwiła tego przyczyna. Dziewczynka nie była opóźniona w rozwoju, nie miała problemów z kojarzeniem czy zapamiętywaniem, ale gdy chodziło o szkolną naukę, po prostu natrafiała na jakiś dziwny mur, mur niestety nie do sforsowania. Zasięgnięto fachowej porady, poddano Charlie testom, i nic. Blokada była, to stwierdzony fakt, ale nie wynikała z żadnych zaburzeń rozwojowych, nie znaleziono jakiegokolwiek sensownego jej wyjaśnienia. Po prostu dziewczynka stanęła w miejscu. Tyle było wiadomo – i nic więcej.

Lily spojrzała na zegarek. Hollowayowie powinni się zjawić lada chwila.

– Przyniosłam wodę mineralną – powiedziała Edna, stając w otwartych drzwiach.

– Dziękuję. Pewnie się spóźnią przez tę pogodę.

Edna spojrzała w okno i otuliła się ciaśniej szalem w indiańskie wzory. Postawiła na stoliku skrzynkę z sześcioma butelkami wody.

– Prawdę powiedziawszy, wcale się do tej rozmowy nie palę – wyznała Lily.

Edna przyglądała się fotografii Charlie wiszącej na klasowej tablicy wśród zdjęć pozostałych dzieci. Z rudymi kucykami, piegami i dziurą zamiast górnej jedynki dziewczynka wyglądała jak Pippi Langstrumpf.

– Jak się domyślam, źle znosi rozwód rodziców. Wprawdzie minął już rok, ale ich rozstanie było dla wszystkich wielkim zaskoczeniem. Chociaż dzieci od początku wiedzą, że w rodzinie dzieje się coś złego.

Lily przypomniała sobie, jak trzy lata temu Crystal przyszła do niej z wiadomością o separacji. Była wtedy w trzeciej ciąży, miała ogromny brzuch i zaczerwienione policzki. Do tamtej chwili Lily była przekonana, że Crystal wiedzie szczęśliwe życie. Była Miss Oregonu została oddaną żoną i matką, miała śliczne dzieci i odnoszącego sukcesy męża. Gdy powiedziała, że jej małżeństwo się rozpada, Lily była w szoku.

– Biorąc pod uwagę okoliczności, w tym ogromną wzajemną niechęć, zachowali się całkiem w porządku – powiedziała, starając się zachować bezstronność.

Crystal chciała przejąć opiekę nad dziećmi, ale Derek wytoczył sprawę i sąd przyznał prawa do opieki obojgu rodzicom, w wyniku czego dzieci spędzały tydzień u ojca i tydzień u matki. Wakacje zostały podzielone po połowie.

– Jeśli chcesz, mogę uczestniczyć w tej rozmowie – zaproponowała Edna, która doskonale wiedziała, że będzie to bardzo trudne spotkanie dla Lily.

Co za kusząca propozycja, mogłaby pomyśleć Lily, jednak wcale tak się nie stało. Owszem, Edna była mądra i opanowana, z jej zdaniem liczyli się rodzice i nauczyciele. Ale zawsze istniała obawa, że jej autorytet może odsunąć na drugi plan nauczyciela, pomniejszyć jego rolę. A to jest bardzo niepożądane, przecież to nauczyciel dzień po dniu pracuje z dzieckiem i podejmuje bieżące działania oraz decyzje, co dla rodziców nie powinno podlegać dyskusji. Jasno określone kompetencje to podstawa dobrej współpracy.

– Dziękuję, ale będzie lepiej, jeśli sama z nimi porozmawiam – odparła Lily, prostując się, jakby zbierała siły przed tym, co ją czekało.

– Jak chcesz. W razie czego będę w swoim gabinecie, ale wcześniej sprawdzę, co to za samochód stoi na parkingu z włączonymi światłami.

Lily została w klasie sama. Czuła się rozdarta między lojalnością wobec przyjaciółki a troską o uczennicę. Crystal była jej bliższa niż siostra. To z jej powodu przeniosła się do miasteczka Comfort. I to dzięki niej nie musiała otwierać serca przed nikim innym.

ROZDZIAŁ DRUGI

Piątek, godzina 15.15

Derek przyszedł pierwszy.

– Przepraszam za spóźnienie – powiedział, zdejmując ociekające deszczem płaszcz i kapelusz.

– Daj, powieszę to. – Lily odebrała od niego mokre rzeczy i zaniosła do łazienki.

Na podszewce zachowało się jeszcze ciepło Dereka i intrygujący leśny zapach wody po goleniu. Lily poczuła na siebie złość, że zwróciła na to uwagę. No cóż, próbowała sobie tłumaczyć, biologia to biologia. Derek Holloway był łajdakiem, który zdradzał żonę, kiedy była w ciąży, a tej oceny nie mógł złagodzić uwodzicielski uśmiech, chociaż wiele kobiet dawało się na to nabrać.

– Przepraszam za bałagan. – Derek sięgnął po wiszące nad umywalką papierowe ręczniki i zaczął wycierać mokre ślady na podłodze.

– Nie szkodzi. – Lily miała nadzieję, że jej uśmiech wygląda naturalnie. Zależało jej, żeby rozmowa potoczyła się w przyjaznej atmosferze, dlatego starała się nie myśleć o tym, jak Crystal omal nie zemdlała, gdy z płaczem opowiadała, jakie warunki rozwodu wymusił na niej Derek. Teraz najważniejsze było dobro Charlie.

– Chciałbyś coś do picia? – spytała. – Mam wodę, a w pokoju nauczycielskim jest kawa i herbata.

– Nie, dziękuję.

Przy dziecięcych meblach Derek wydawał się jeszcze większy, chociaż i tak był potężnym mężczyzną. I jak zawsze był doskonale ubrany. Miał na sobie sportowe wełniane spodnie i kaszmirowy sweter z wycięciem w serek. W miarę upływu lat wyglądał nie tylko coraz dojrzalej, lecz także coraz bardziej elegancko, a sukcesy w sporcie i miejsce w czołówce najlepszych golfistów sprawiły, że nabierał coraz większej pewności siebie. Uważał, że należy mu się wszystko, czego zapragnie, w tym także kobiety, które podczas turniejów rzucały mu się na szyję.

– To są prace Charlie. – Lily wskazała plastikowe pudełko z napisem „Charlene”. – Możesz je sobie obejrzeć, skoro Crystal jeszcze nie ma.

Derek zerknął na zegarek, czyli na eleganckiego roleksa, który był zapewne prezentem od sponsora.

– Zawsze musi się spóźniać.

Naprawdę myślał, że Lily mu przytaknie?

– Pogoda jest okropna – zauważyła. – Crystal na pewno zaraz będzie. – Sama też była lekko zirytowana, choć starała się tego nie okazywać. To spotkanie było naprawdę ważne i Crystal mogła przynajmniej pojawić się punktualnie. – Ładny, prawda? – powiedziała, gdy Derek wpatrywał się w rysunek misia koala z dzieckiem na grzbiecie. – Charlie namalowała to po wycieczce do zoo w Portlandzie. Ma niezwykłe oko do szczegółów. Gdy ją coś zaciekawi, dostrzega wszystko.

Derek skinął głową i wziął do ręki kolejną kartkę. Na szczycie wysokiej drabiny stała niewielka ludzka postać przygotowująca się do skoku do jeszcze mniejszego wiadra z wodą.

– A to?

– Poznawaliśmy nowe słowa. Wtedy chodziło o „ośmielić się”. – Inne dzieci napisały to słowo na swoich rysunkach, ale Charlie nie. W ogóle nie chciała pisać ani czytać. – Jest bardzo zdolna i niezwykle pomysłowa. Posługuje się bardzo wyszukanymi wzorcami myślowymi.

Następny rysunek przedstawiał domek otoczony zieloną trawą i kolorowymi kwiatami. Cztery okna były zamazane na czarno. Kiedy Lily spytała, dlaczego okna są czarne, Charlie odpowiedziała:

– Żeby nikt nie mógł zajrzeć do środka.

Zawsze udzielała skąpych odpowiedzi.

Derek sięgnął bez słowa po kolejną kartkę. Widniał na niej brązowo-biały pies z czarną łatą na oku.

– A to?

– Kolejne nowe słowo. Tym razem chodziło o „marzenie”.

– Od dawna prosi mnie o psa. Może latem?

Tylko nic jej nie obiecuj, dopóki nie będziesz pewny, że to zrealizujesz, pomyślała. To dziecko miało już za dużo zawirowań w swoim życiu.

W końcu zjawiła się Crystal, zalewając ich potokiem usprawiedliwień:

– Strasznie was przepraszam. – Oddała Lily płaszcz, kapelusz i parasol. – Na drogach po prostu koszmar. Omal się nie zabiłam na autostradzie, próbując do was zdążyć.

Gdy Lily wyszła z łazienki, Crystal obdarzyła ją swoim filmowym uśmiechem. Pomimo deszczu miała na twarzy nieskazitelny makijaż. Lily domyśliła się, że Crystal poprawiała go w samochodzie, tak samo jak fryzurę.

– Cześć, Derek. – Przeszła obok byłego męża, rozsiewając zapach perfum Rush Gucci. Na ramionach miała cienki jedwabny szal z butiku Hermesa. Usiadła na małym krzesełku, z wdziękiem przechylając smukłe nogi i krzyżując je w kostkach. Crystal zawsze umiała zrobić użytek z urody.

Lily założyła okulary. Były to markowe, ręcznie robione oprawki od Fiorellego, ale wiedziała, że wygląda w nich idiotycznie. Równie dobrze mogła kupić oprawki z przeceny, zamiast wydawać tyle pieniędzy na coś, z czego i tak nie miała sensownego pożytku.

Usiadła na małym krzesełku, na którym było jej tak samo niewygodnie jak Derekowi. Odetchnęła głęboko, otworzyła leżącą na stoliku teczkę i wyjęła z niej dwie kartki.

– Skserowałam wyniki stanowego testu umiejętności czytania i pisania – wyjaśniła. – Uczniowie trzecich klas przechodzą ten test w marcu. – Końcem ołówka wskazała szarą linię. – To jest średnia wyników w całym stanie Oregon, a czerwona linia powyżej to średnia wyników dla uczniów z naszej szkoły. – Nosiła nazwę Laurelhurst. Była to renomowana prywatna szkoła, więc jej uczniowie zawsze wypadali lepiej. – Niebieska linia pokazuje wyniki Charlie. – Linia opadała bardzo nisko, w niektórych punktach niebezpiecznie zbliżając się do zera. Lily patrzyła na Dereka i Crystal. Na ich twarzach malowało się zaskoczenie i rozczarowanie. Ona też była rozczarowana, ale nie zaskoczona. Od początku zdawała sobie sprawę z problemów Charlie. Podczas wcześniejszych rozmów usiłowała przekazać to Hollowayom, ale nie umieli zmierzyć się z rzeczywistością. Może dziś im się uda.

Crystal patrzyła z napięciem na Lily. Sprawiała wrażenie słabej i kruchej, jakby wszystko ją bolało. Natomiast wojownicze spojrzenie Dereka wyrażało złość. Obie reakcje były typowe dla kochających rodziców. Nikt nie lubi słyszeć, że jego dziecko ma problem.

– Jak pewnie wiecie, nie jestem fanką standaryzowanych testów – powiedziała Lily. – Ale szkoła ma obowiązek je przeprowadzać. Tak naprawdę ten sprawdzian nie powiedział nam nic, czego byśmy o Charlie już nie wiedzieli.

– Ona nadal nie potrafi czytać – odezwał się Derek oskarżycielskim tonem. – Prawdę mówiąc, zaczynam mieć tego dość. Płacę korepetytorowi sto dolarów za godzinę, a rezultatów wciąż nie ma. Co z ciebie za nauczycielka?

– Derek! – Crystal wyciągnęła rękę, jakby chciała go wziąć za ramię, ale się cofnęła.

– Doskonale was rozumiem – powiedziała Lily. – Wszyscy jesteśmy sfrustrowani, Charlie też. Wiem, że przez ten rok daliście z siebie bardzo dużo. – Lily starannie dobierała słowa. Przecież Hollowayowie zrobili wszystko, co w ich mocy. Poza zatrudnieniem korepetytora chodzili z córką na rozmaite badania, do pediatry, do psychologa, a także do specjalisty od trudności szkolnych. Niestety przeprowadzone przez niego testy nie dały jednoznacznych wyników. Charlie miała problem, ale nauka nie umiała go nazwać.

Lily codziennie zadawała dziewczynce pracę domową, którą powinna pilnie odrabiać w domu z pomocą rodziców. Nie miała jednak złudzeń. Crystal i Derek kochali córkę, ale przy ich trybie życia odrabianie lekcji nie było priorytetem.

– Wszyscy liczyliśmy na więcej, ale tak się nie stało – podjęła Lily. – Do końca roku zostało dziewięć tygodni, dlatego najwyższy czas, by zastanowić się, co należy zrobić podczas wakacji. I co będzie później.

Crystal skinęła głową, powstrzymując łzy, i powiedziała:

– Chyba powinniśmy ją zatrzymać na drugi rok w tej samej klasie.

– Super! Najlepiej, żeby od razu oblała – rzucił z irytacją Derek.

Lily zacisnęła wargi. Derek nie umiał przyjmować porażek, jednak chodziło o Charlie, a nie o niego. Crystal była załamana. Wydawało się jej, podobnie jak wielu rodzicom, że w podobnych okolicznościach nie ma innego wyjścia.

– W przypadku Charlie zatrzymanie na drugi rok nie jest najlepszym rozwiązaniem – powiedziała Lily.

– Więc chcesz dać jej promocję, jak robili to nauczyciele od pierwszej klasy? Jakoś nie okazało się to szczególnie pomocne. – Teraz Crystal była zirytowana.

– Przygotowałam kilka propozycji. – Lily podała każdemu z nich plik kartek. – Przejrzycie je dokładnie w domu. Na razie przyjmijmy, że podczas wakacji Charlie zrobi postępy i przejdzie do czwartej klasy. Dlatego to lato będzie bardzo ważne. Proponuję wam intensywny program wyrównawczy prowadzony przez renomowany ośrodek w Portlandzie. – Lily zdawała sobie sprawę, że kurs jest drogi i czasochłonny, ale jego skutki mogły okazać się bezcenne.

– Ten kurs trwa dziesięć tygodni – zauważyła Crystal, przeglądając folder. Spojrzała z niepokojem na Lily i otworzyła swój kalendarz. – W czerwcu mamy zarezerwowany dziesięciodniowy rejs statkiem Disneya, w lipcu Charlie jedzie na obóz jeździecki, a w sierpniu…

– W sierpniu ja biorę dzieci – przerwał jej Derek. – Wynająłem dom na Molokai.

No cóż, w tej sytuacji najprościej byłoby powiedzieć: „Świetnie! Udanych wakacji! Niech inny nauczyciel zajmie się tym problemem w przyszłym roku”.

Oczywiście tylko tak pomyślała w złości, ale najważniejsze było dla niej dobro Charlie. Lily zdawała sobie sprawę, że dzisiejsza rozmowa może się okazać trudnym sprawdzianem dla jej wieloletniej przyjaźni z Crystal.

– Uważam, że w czasie wakacji Charlie powinna być najważniejsza – powiedziała, starannie ważąc słowa.

– Nie słyszałaś? To rejs statkiem Disneya! – Crystal z trudem panowała nad sobą. – Dzieci nie mogą się doczekać. Obiecałam im to już rok temu. A obóz jeździecki to marzenie Charlie. Nie masz pojęcia, jakie kontakty musiałam uruchomić, żeby mogła pojechać do Sundance. Dzieci Demi Moore się nie dostały, a ja załatwiłam jej to miejsce.

– Ile ten obóz kosztuje? – spytał Derek.

– Mniej niż ten twój cholerny dom na Molokai – warknęła.

– Do tej pory spłacam twój świąteczny wyjazd do Sun Valley.

– Daj spokój! Wiem, które masz miejsce w rankingu. Stać cię na Sun Valley.

– Ale nie na twoje wydatki, które znacznie wykraczają poza pojęcie „kosztów utrzymania byłej żony”, które muszę pokrywać.

Lily siedziała nieruchomo, zagryzając język aż do bólu. Kiedy ludzie kłócili się o pieniądze, tak naprawdę nie chodziło im o pieniądze, ale o władzę i poczucie własnej wartości. Lily zrozumiała to już w dzieciństwie, kiedy w ciemności leżała w łóżku niczym rozbitek dryfujący po morzu podczas szalejącej burzy.

Podczas ośmioletniej kariery nauczycielskiej uczestniczyła w wielu takich spotkaniach. Była świadkiem licznych kłótni i wiedziała, że najlepiej je przeczekać. Dopiero gdy ludzie wyrzucą z siebie złe emocje, robiło się miejsce na inne sprawy.

Jednak nieraz musiała się opanowywać ze wszystkich sił, żeby nie wybuchnąć słusznym gniewem i nie krzyknąć: „Zacznijcie wreszcie słuchać się nawzajem! I pomyślcie, jak pomóc swojemu dziecku!”.

Poza tym nie powiedziała im jeszcze wszystkiego. Jakiś diablik kusił ją wprawdzie, żeby nie zdradzać tajemnicy Charlie, ale wiedziała, że to dziecko woła o pomoc.

– Możemy wrócić do Charlie? – Zapadła cisza, więc mogła mówić dalej: – Jest jeszcze jeden problem.

Crystal i Derek spojrzeli po sobie, jakby byli gotowi odłożyć kłótnię na później. Derek zacisnął zęby, Crystal zamknęła kalendarz. Mieli do siebie wiele pretensji, ale kochali córkę i dla jej dobra starali się odsunąć własne konflikty na drugi plan.

– Do tej pory mówiliśmy jedynie o nauce – zaczęła ostrożnie Lily. – Ale ostatnio pojawiły się też problemy z zachowaniem.

– Co to znaczy problemy z zachowaniem? – Derek nadal mówił napastliwym tonem.

Lily nigdy nie lubiła owijać w bawełnę, dlatego powiedziała wprost:

– W ciągu ostatnich dwóch tygodni dokonała kilku kradzieży. – Zapadła pełna napięcia cisza. Crystal i Derek nie kontrolowali już emocji malujących się na ich twarzach. Natomiast Lily ciągnęła dalej: – Przede wszystkim musicie wiedzieć, że dzieci w tym wieku dość często kradną, poza tym w przypadku Charlie wcale nie chodzi o kradzione przedmioty.

– Zaraz, zaraz, nie tak szybko – przerwał jej Derek. – Jak to, nasza córka kradnie?

– Przecież spełniamy jej wszystkie zachcianki i potrzeby! – zawołała Crystal z przekonaniem.

– Nie wątpię – powiedziała Lily, chociaż w tonie jej głosu wyraźnie słychać było „ale”. – Mamy do czynienia z bardzo specyficznym zachowaniem. W przypadku dzieci prawdomównych i uczciwych, do których zalicza się Charlie, przyczyn takiego postępowania należy szukać głębiej. – Nie wiedziała, czy w tej chwili może sobie pozwolić na psychologiczne interpretacje. Syndrom, który pojawił się u Charlie, był skomplikowany i rozległy, ale przy odpowiednim podejściu można mu było zaradzić. Dlatego Lily uznała, że na razie będzie mówić jedynie o faktach, żeby Crystal i Derek mogli uporać się z pierwszym szokiem. – Może najpierw opowiem wam, co się wydarzyło.

– Dobrze – powiedziała Crystal słabym głosem. Wyglądała na załamaną.

Przypomniała sobie czasy, gdy były nastolatkami. Choć dzieliła je różnica aż pięciu lat, to łączyła bardzo silna więź, a Lily traktowała starszą przyjaciółkę jako wzór do naśladowania. A teraz role się odwróciły. Crystal potrzebowała wsparcia, a Lily za wszelką cenę chciała jej pomóc.

Derek nadal emanował wrogością. Nie pierwszy raz miała do czynienia z rodzicem, który patrzył na nią podejrzliwie i nieufnie. Cóż, ryzyko zawodowe, jak mawiała Edna.

Zebrała w sobie wszystkie siły, żeby jej głos brzmiał chłodno i profesjonalnie.

– W poniedziałek po lekcji wychowania fizycznego jeden z uczniów powiedział mi, że z pudełka zginęła mu harmonijka ustna, którą przyniósł na zajęcia muzyczne. – Wskazała ręką półkę. – Takie pudełka mają wszystkie dzieci, trzymają w nich swoje rzeczy. Uznałam, że chłopiec musiał ją położyć gdzie indziej, zaczęliśmy razem szukać, ale bez skutku.

– Jakieś głupie organki – syknął Derek.

– Przestań, nie przerywaj – skarciła go Crystal.

– A we wtorek po zajęciach muzycznych okazało się, że trójce innych dzieci też coś zginęło. Spytałam całą klasę, czy coś o tym wiedzą, ale nikt się nie zgłosił. Zauważyłam jednak, że Charlie jest niespokojna. – Wcześniej Lily rozmawiała z nauczycielem wychowania fizycznego i z nauczycielką muzyki. Oboje potwierdzili, że podczas ich lekcji Charlie wychodziła do łazienki. – Jak już mówiłam, to bardzo prawdomówne dziecko. Kłamstwo jest przeciwne jej naturze.

Crystal wyjęła z pudełka chusteczkę i zaczęła ją drzeć na kawałki.

– Ona nie potrafi niczego ukryć – powiedziała cicho.

– Zgadzam się – przytaknęła Lily. – Po lekcjach porozmawiałam z nią na osobności i spytałam, czy coś wie o zaginionych przedmiotach. Nie patrzyła mi w oczy, a kiedy zapytałam, czy możemy zajrzeć do jej pudełka, bardzo się zdenerwowała. Powiedziałam, że będzie lepiej, jeśli te przedmioty się odnajdą. Jednej z dziewczynek zginęła bransoletka z zawieszkami, która była rodzinną pamiątką, więc zależało mi, żeby sprawę jak najszybciej zakończyć. – Nie wspomniała, że jedną z pokrzywdzonych była Mary Lou Mattson, która oznajmiła przy całej klasie, że jej tata, który jest znanym prawnikiem, pozwie szkołę do sądu o miliony dolarów. – Charlie podeszła do swojej torby i wyjęła z niej zaginione przedmioty.

– Mój Boże! – szepnęła Crystal. – Organki? Bransoletka z zawieszkami? Przecież mogła mi powiedzieć, od razu bym jej kupiła.

– I może w tym tkwi problem – warknął Derek. – Za bardzo ją rozpieszczasz.

– Prawdę mówiąc – wtrąciła się pośpiesznie Lily – Charlie wcale nie potrzebowała tych przedmiotów.

– A czego? Czego ona jeszcze potrzebuje? – spytała Crystal.

– Później do tego wrócimy. Teraz chciałabym opowiedzieć, co zdarzyło się w ciągu tego tygodnia. Rozmawiałam o tym z dyrektorką i ze szkolnym pedagogiem. Wszystkie uznałyśmy, że nie należy robić wokół tej sprawy szumu. Gdy dziecko coś ukradnie, powinno to oddać i przeprosić. Dlatego powiedziałam Charlie, że zwrócę te przedmioty i więcej nie będziemy do tego wracać. Chciałam tylko, by mi przyrzekła, że coś takiego więcej się nie powtórzy. Powiedziałam też, że musi mi się przyznać, dlaczego to zrobiła. W środę nic się nie wydarzyło, ale wczoraj mnie coś zginęło.

– Znakomicie – stwierdził z przekąsem Derek. – Tamte kradzieże puściłaś jej płazem, więc spróbowała znowu.

– Sprawa jest bardziej skomplikowana. – Spokojnie, skup się na problemie, napominała się w myślach. – Powiem krótko: spytałam Charlie, a ona od razu mi to oddała. – Lily wzięła do ręki szklaną śnieżną kulę, którą dostała siedem lat temu od Camerona, najstarszego dziecka Hollowayów. W środku kuli był anioł w białej szacie. – Właśnie dlatego was wezwałam. Wolałam nie czekać do zebrania klasowego.

– Bardzo słusznie – przyznała Crystal. – Musimy sięgnąć aż do dna tego problemu.

– Już jesteśmy na dnie – po swojemu skomentował Derek. – Spodziewasz się czegoś gorszego? Nasza córka nie umie czytać, a do tego stała się złodziejką.

– Może dlatego, że jesteś dla niej zbyt surowy.

– A może dlatego, że za bardzo ją niańczysz i nie pozwalasz jej zrozumieć, czym jest dobro, a czym zło.

– Czy w życiu Charlie zaszły ostatnio jakieś zmiany? – spytała Lily, by wrócić do najważniejszej kwestii. – Być może tam należy szukać przyczyn.

– Kiedy się rozstaliśmy, miała sześć lat, a siedem przy naszym rozwodzie. To naprawdę dużo czasu, żeby się przystosować – zauważył Derek.

On naprawdę nie rozumie, jaki to wstrząs dla dziecka, i to bez względu na wiek, pomyślała Lily. Ziemia usunęła się jej spod nóg, Charlie do tej pory nie odzyskała równowagi.

– A może nie umie się przystosować do twojej nowej panienki? – rzuciła Crystal tonem ostrym jak brzytwa.

– Charlie zna Jane od trzech lat.

– Czyli od początku tego romansu. – Crystal spojrzała na niego z pogardą i odwróciła się do Lily. – Mówią, że w byłym mężu zawsze jakaś się zakocha. Dla dobra wszystkich kobiet nie powinnam była się z nim rozwodzić.

Lily odchrząknęła, uznając, że to dobry moment, by znów wrócić do tematu.

– Ona ostatnio dużo mówi o wujku Seanie. Wygląda na to, że bardzo go lubi. Niedawno wrócił do Stanów, prawda?

– Mojego brata wszyscy lubią – zauważył Derek.

– Poza Azjatyckim Związkiem Golfa – dorzuciła Crystal lodowato i znów odwróciła się do Lily. – Jego brat od dziesięciu lat grał w Azji, ale dopuścił się oszustwa na turnieju, więc go zdyskwalifikowali.

– Wrobili go – gwałtownie zaoponował Derek.

– I jest kompletnie nieodpowiedzialny – ciągnęła Crystal. – Jak tylko pojawia się jakiś problem, to Sean natychmiast znika. Pewnie dlatego nie miał czasu, żeby się z nami spotkać.

Lily słabo go pamiętała. Nosił inne nazwisko niż Derek, ponieważ mieli innych ojców. Sean Maguire. Poznała go szesnaście lat temu. Była wówczas piętnastolatką, a on zarozumiałym osiemnastolatkiem. Zostali zaproszeni na ślub i wesele Hollowayów. Lily bardzo się denerwowała w lawendowej sukience druhny i pantofelkach, które musiała ufarbować, żeby kolor pasował. Gdy zobaczyła Seana na parkiecie, była pewna, że nauczył się kroków z „Dirty Dancing”, jej ulubionego filmu. Sean wykradał zza baru piwo i podrywał wszystkie dziewczyny, mówiąc do nich tym swoim ochrypłym głosem:

– Dasz się pocałować?

Oczywiście Lily tego nie zaproponował, żartował tylko z jej okularów i aparatu na zębach.

– Rozumiem, że przeniósł się do Comfort na stałe? – spytała, chcąc jak najszybciej wrócić do Charlie.

– Sean nic nie robi na stałe – rzuciła kąśliwie Crystal. – Może Charlie nauczyła się kradzieży od niego.

– A może od twojej stukniętej matki – odciął się Derek.

– Jak mogłeś! – Podniosła do oczu chusteczkę, bo popłynęły jej łzy, zaraz jednak powiedziała: – Okrutne słowa Dereka coś mi nasunęły. Owszem, w życiu Charlie nastąpiła pewna zmiana. Musiałam przenieść mamę do domu opieki w Portlandzie. Wiedziałam, że to kiedyś nastąpi, ale nie spodziewałam się, że będzie takie trudne. – Spojrzała na swoją dłoń zaciśniętą w pięść.

Zanim Lily zdążyła zareagować, Derek zerwał się z krzesła i ukląkł przed byłą żoną. Jedną rękę położył na stole, a drugą na oparciu krzesełka Crystal, jakby chciał ją objąć, nie dotykając przy tym.

– Jezu, Crys, przepraszam. Nie rozumiem, jak mogłem coś takiego powiedzieć, naprawdę bardzo cię przepraszam.

Jego ciche, szczere słowa wzruszyły Lily. Na tym polegał urok Dereka Hollowaya. Uśmiechem i kilkoma słowami potrafił rozbroić każdego. Nawet Crystal wciąż nie była na to odporna.

– Zawsze uwielbiałem twoją mamę – mówił dalej. – To, co ją spotkało, jest straszne.

– Wiem – szepnęła Crystal, wycierając łzy.

Lily przymknęła oczy, zaatakowana przez bolesne wspomnienia. Też kochała Dorothy Baird, którą znała od dziecka, i często uciekała ze smutnego domu do świata Crystal, w którym ludzie umieli sobie wybaczać. To straszne, że rozległy udar odebrał im taką Dorothy, jaką dotąd znali.

Lily uznała, że ta wzruszająca chwila oznacza koniec spotkania. Czuła, że Crystal i Derek odsuwają od siebie problem Charlie, zostawiają go w zawieszeniu. Owszem, rozmowa jeszcze się nie skończyła, ale potrzebowali czasu, żeby przetrawić to wszystko, co usłyszeli.

– Jest jeszcze wiele kwestii do omówienia – wtrąciła, nie będąc pewna, czy jej słuchają. – Ale na razie uważam, że powinniście spokojnie porozmawiać z nią o tych kradzieżach. Powiedzcie wyraźnie, że to się musi skończyć, a także spróbujcie z niej wydobyć, co się za tym kryje. Spotkamy się znowu w poniedziałek.

– W poniedziałek nie będzie mnie w mieście – oznajmił Derek. – Mam turniej.

– A ja mam po południu spotkanie ze sponsorami Paraolimpiady – dorzuciła Crystal. – Pani Foster ma się zająć dziećmi.

Lily pomyślała z rezygnacją, że to jest właśnie powód wszystkich problemów Charlie.

ROZDZIAŁ TRZECI

Piątek, godzina 15.45

– Edno, oni naprawdę bardzo się starają – powiedziała Lily w pokoju nauczycielskim. – Ale są tak zajęci swoimi sprawami, że nie widzą Charlie.

Edna upiła łyk ziołowej herbaty. Większość nauczycieli piła litrami kawę, ale ona była zwolenniczką homeopatycznych mikstur i ziołowych naparów, które ponoć zapewniały wewnętrzny spokój. Lily też wystrzegała się kawy, ale ekologiczne herbatki, które sobie kupowała, nie zapewniły jej wewnętrznego spokoju. Może tylko lepiej po nich spała.

W szkole zostały już tylko one. Laurelhurst miała niewielkie grono nauczycielskie, a w piątki wszyscy śpieszyli się do domu, żeby zacząć weekend z bliskimi. Jedynie Edna i Lily były samotne.

Lily podziwiała szefową, a jednocześnie jej współczuła. Edna miała niezwykłą cechę: rzucała się w nowe związki całym sercem. Za każdym razem upadek okazywał się bardzo bolesny, ale wstawała, otrząsała się i po jakimś czasie próbowała na nowo. Lily zupełnie nie umiała tego pojąć. Po co narażać się na ból i cierpienie?

– Skoro kochają córkę, to znaczy, że będą z tobą współpracować – stwierdziła Edna, dokładając do herbaty łyżeczkę miodu.

– Mam nadzieję. – Lily patrzyła bezmyślnie na tablicę ogłoszeń. Zaopiekuję się dziećmi niewyjeżdżającymi na wakacje. Dom nad rzeką do wynajęcia. O tej porze roku nauczyciele myśleli głównie o lecie. Lily też. Miała wielkie wakacyjne plany. To była jedna z zalet tego zawodu: dwa miesiące wolnego na odpoczynek i nabranie sił. Rodzice nie mają takiej możliwości, pomyślała, wracając myślami do Hollowayów. Od własnych dzieci nie ma urlopu.

– Charlie czeka jeszcze długa droga – ciągnęła. – Nie zdążyliśmy nawet porozmawiać o ośrodku w Portlandzie. Stwierdzili tylko, że taki pomysł zaburza ich wakacyjne plany, bo mama chce wysłać córkę na rejs statkiem Disneya i na obóz jeździecki, a tata zabiera ją na Hawaje.

– Chciałabym być ich dzieckiem – zażartowała Edna.

– Z tymi co mają, ledwie sobie dają radę.

– Może ten ośrodek wcale nie jest najlepszym pomysłem. Hollowayowie potrzebują więcej elastyczności. – Upiła herbatę, patrząc uważnie na Lily. – A gdybyś to ty została korepetytorką Charlie?

– Wykluczone – powiedziała stanowczo, chociaż w pierwszej chwili taka propozycja wydała się kusząca. Kochała Charlie całym sercem i znała ją od dziecka. – Wiesz, jakie mam zasady. Potrzebuję własnego życia. Poza tym wszystkie dzieci należy traktować jednakowo.

– Ale one nie potrzebują cię jednakowo – zauważyła Edna.

– Wykluczone – powtórzyła Lily. – Zwłaszcza z tą rodziną.

– Byłam pewna, że z Crystal świetnie się dogadujesz.

– Za to jej mąż, znaczy się były mąż, mnie nie znosi – wyjaśniła Lily. – Uważa, że jestem beznadziejną nauczycielką.

– Przecież też zdarza mu się przegrać turniej, chociaż nie jest beznadziejnym graczem.

– To co innego. Gdy sportowiec przegrywa, to traci premię i miejsce w rankingu. Ale gdy nauczyciel popełnia błąd, to płaci za to dziecko.

– Zgoda, ale to nie odnosi się do córki Hollowayów. Świetnie sobie dajesz radę, chociaż jej oceny tego nie odzwierciedlają.

– Pracowałam nad tym przez cały rok, to jednak zbyt mało czasu, by rozwiązać problem Charlie. – Była pewna, że czyta w myślach Edny: „Więc poświęć jej więcej czasu”.

Tak, bardzo tego pragnęła, a zarazem wiedziała, że jest to niebezpieczne, a na to nie była przygotowana. Wręcz przeciwnie, wcześnie zrozumiała, że nie wolno jej dawać swojego serca nikomu, nawet takiemu dziecku jak Charlie. A może zwłaszcza takiemu dziecku jak Charlie.

Na zewnątrz rozległ się tak głośny grzmot, że aż szyby zadrżały. Strugi deszczu spływały po szybie, zamazując widok prawie pustego parkingu. Lily zauważyła mignięcie czerwonych świateł hamulców, gdy jakiś pojazd wyjeżdżał przez bramkę. Sądząc z jego wielkości, musiała to być terenówka Dereka.

– Będę szczęśliwa, gdy ten rok się wreszcie skończy – powiedziała, zapinając płaszcz przeciwdeszczowy. Latem odpocznie, zapomni o zawodowych rozterkach i problemach.

– Szkoda mi tej rodziny – powiedziała Edna. – Pamiętam, jak dziesięć lat temu zapisywali Camerona do szkoły. Kto by przypuszczał, że to się skończy rozwodem.

Nikt się tego nie spodziewał, w duchu przyznała Lily. Okazuje się, że nawet najlepiej dobrana para może skończyć w sądzie.

Crystal, jakby nie bacząc na to, co sama przeszła, często powtarzała, że Lily powinna wyjść za mąż, bo bardzo wierzyła w siłę rodziny. Ale nie Lily, która była chłodną pragmatyczką. Nie ulegała żadnej wierze, tylko po prostu miała swoje plany dostosowane do możliwości i lubiła je realizować.

Urządziła swoje życie, tak jak chciała. Miała dzieci, które kochała, a także czas dla siebie. To jej wystarczało, by czuć się spełnioną i zadowoloną. I bardzo pilnowała, żeby nic nie zakłóciło tej równowagi. A już na pewno żadne pytania o przeszłość!

ROZDZIAŁ CZWARTY

Piątek, godzina 15.45

Crystal wsunęła kluczyk do stacyjki kombi. Odetchnęła głęboko, zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu. Wiedziała, że musi się opanować. Prowadzenie samochodu przy takim wzburzeniu i przy takiej pogodzie było złym pomysłem.

Otworzyła oczy i sięgnęła po pas bezpieczeństwa. Derek, który szedł do swojego auta, był ledwie widoczny w strugach deszczu. Patrząc, jak jej były mąż odjeżdża nową luksusową terenówką, poczuła dziwne ukłucie. Było kilka powodów, dla których żałowała rozstania z Derekiem, ale nigdy by się do tego głośno nie przyznała.

Na razie jednak musiała się uspokoić. Wyluzuj, jak powiedziałby Cameron. Charlie da sobie radę. Przecież Lily jest jej nauczycielką. To nie był może dobry dzień, ale najgorsze już minęło.

Skinąwszy stanowczo głową, jakby ten gest miał zaczarować rzeczywistość, przekręciła kluczyk.

Rozległ się cichy trzask.

Ten jeden dźwięk wystarczył, by zrozumiała, że jest w tarapatach. Mimo to spróbowała jeszcze kilka razy. Klik, klik, klik. I nic.

Świetnie. I co teraz?

O nie, Crystal! – pomyślała ze złością. Tylko nie mów, że znów to zrobiłaś. Drżącymi palcami sięgnęła do wyłącznika świateł. Zostawiła je zapalone.

– Zawsze musisz być taką idiotką? – mruknęła.

I jeszcze ta pogoda. Co to za pomysł, żeby używać świateł w dzień! Przecież każdemu może się zdarzyć, że w pośpiechu zapomni je wyłączyć.

To wszystko przez Dereka. Uśmiechnięty, seksowny, utalentowany, czarujący, sławny Derek Charles Holloway był powodem wszystkich jej problemów. Gdyby nie on, nigdy by się nie przeniosła do tego miasta, w którym bez przerwy padało. Gdyby nie on, jej życie byłoby dużo szczęśliwsze.

Nienawidzę cię, pomyślała, szukając w torebce chusteczek. Ale miała w niej wszystko prócz nich: kwit do odbioru wyników badań (jeszcze jedna rzecz, którą musi załatwić przed odebraniem dzieci), stary smoczek ubrudzony paprochami z dna torebki (Ashley zrezygnowała ze smoczka kilka miesięcy temu), stare podkładki pod piłki golfowe z inicjałami Dereka (naprawdę ta torba jest aż tak wiekowa?), małą paczkę papierosów virginia slims, rozdawanych na turniejach (rzeczywiście, była taż tak stara), pakiet hotelowych zapałek. Ale ani śladu chusteczek.

Szyby były już tak zaparowane, że przechodnie mogliby pomyśleć, że w środku odchodzi numerek. No cóż, dla Crystal numerki w samochodzie należały już do przeszłości. Numerek był powodem, dla którego przyjechała tu po raz pierwszy. A potem drugi. I trzeci.

Boże, co się stało z moim życiem? – pomyślała. Derek, to wszystko przez niego. Studiowała na uniwersytecie w Portlandzie, miała przed sobą świetną przyszłość. Była królową piękności. W 1989 roku została Miss Oregonu, miała wielkie szanse na Miss Ameryki, i wtedy pojawił się Derek. Trzy miesiące później przekazała koronę zdobywczyni drugiego miejsca, platynowej blondynce z hrabstwa Clackamas.

Była tak szaleńczo zakochana, że nawet wtedy nie płakała. Zaszła w ciążę – świadomie, choć tego akurat Derek nie wiedział – i miała wyjść za mężczyznę, który w wieku dwudziestu dwóch lat już trzy razy był na okładce „Sports Illustrated”. Czy to jest powód do płaczu?

Wytarła nos w rękaw płaszcza. I wtedy zobaczyła, że jednak są chusteczki, niecała paczuszka. Z furią szybko je zużyła, wycierając nos i przecierając twarz.

– Dość tego! – niemal krzyknęła. – Opanuj się.

Przez chwilę siedziała nieruchomo. To tylko wyładowany akumulator, a nie diagnoza raka. Przeżyła kolejne porody, przeżyła zawód miłosny, zdradę, rozwód, samotne wychowywanie dzieci, finansową ruinę, i jakoś świat nie rozpadł się na kawałki. Nie zamierzała się załamywać z powodu akumulatora.

Czy za pięć lat będzie to miało jakieś znaczenie? – przypomniała sobie pytanie, które często zadawał jej terapeuta. Na pewno nie. Za pięć lat ten cholerny samochód, którym musiała jeździć, bo głupi prawnik nie potrafił puścić Dereka w skarpetkach, będzie jedynie mglistym wspomnieniem. Zerknęła na pomiętą różową kartkę leżącą na desce rozdzielczej. Wyniki badań. Tak, to akurat będzie miało znaczenie za pięć lat.

Szkoda, że się rozpadało. Gdyby była ładna pogoda, zostawiłaby cholernego gruchota i poszłaby na piechotę do salonu samochodowego Lexusa, wsiadłaby do wykładanego skórą nowiutkiego samochodu, wynegocjowała ze sprzedawcą dogodne raty i odjechała w kierunku zachodzącego słońca.

Ale deszcz tylko przybrał na sile. Przez chwilę zastanawiała się, czy może poprosić o pomoc Lily, ale odrzuciła ten pomysł. Przyjaciółka zawsze ratowała ją z tarapatów, więc najwyższy czas, żeby zaczęła radzić sobie sama.

Wyjęła z kieszeni telefon. Na szczęście był naładowany. I na szczęście trzymała w samochodzie kartę assistance. To akurat było rozsądne posunięcie.

Wprowadziła numer, a potem, zgodnie ze wskazówkami, wbiła numer ubezpieczenia.

– Bardzo nam przykro – rozległ się kojący kobiecy głos – ale ubezpieczenie straciło ważność. Żeby odnowić kartę, proszę zadzwonić do naszego biura w godzinach między dziewiątą a osiemnastą według czasu wschodniego.

– Spadaj – mruknęła Crystal, rozłączając się. Zegar na telefonie powiedział jej, że na wschodnim wybrzeżu godzina osiemnasta już dawno minęła.

Derek nie odnowił ubezpieczenia i nawet jej o tym nie poinformował. Taka była jego taktyka postępowania przez te wszystkie małżeńskie lata.

Klnąc pod nosem, wyjęła z torebki paczkę virginia slims i zapałki. Włożyła papierosa do ust i zapaliła. Zakrztusiła się dymem, bo nie była nawet okazjonalną palaczką, ale ten gest dodał jej pewności siebie, pokazał, że może zrobić coś irracjonalnego i niebezpiecznego, a tylko ona poniesie tego konsekwencje.

Papieros ją uspokoił. Wiedziała, co ma zrobić. Po prostu zabije Dereka. Z uśmiechem zaciągnęła się jeszcze raz i sięgnęła po telefon. Nawet nie musiała patrzeć na klawiaturę, żeby wybrać numer.

Odebrał po pierwszym sygnale. Tego już zdążyła go nauczyć. Przy trójce małych dzieci każdy telefon od niej mógł oznaczać sprawę ważną i pilną.

– Padł mi akumulator – powiedziała bez wstępów. – Musisz po mnie przyjechać.

– Nie mam czasu. Zadzwoń po assistance – rzucił beztrosko.

W tle słyszała samochodowe radio.

– Nie dopilnowałeś ubezpieczenia. Wygasło.

– Nie, to ty nie dopilnowałaś – odburknął.

– Skąd miałam wiedzieć, że termin upływa?

– No to zadzwoń po pomoc drogową. Niech cię zaholują do domu.

– To będzie kosztować co najmniej sto pięćdziesiąt dolarów. Wyślę ci rachunek.

– Nie zamierzam…

– A jeśli posiedzę tu jeszcze trochę, to będziesz musiał odebrać dzieci, chociaż dziś jest moja kolej. Na pewno nie masz żadnych planów na wieczór.

– Na miłość boską, Crys, poproś kogoś ze szkoły, chociażby Lily. Niech się przyda przynajmniej teraz.

– Nie zaczynaj. I nie zrzucaj swoich problemów na innych.

– Przecież w szkole musi być dozorca czy ktoś taki.

– Posłuchaj, Derek, zamiast się kłócić, przyjedź po mnie. A potem znów będziesz wolnym człowiekiem.

– Wkurzasz mnie, Crys. Nawet nie masz pojęcia, jak mnie wkurzasz.

– No to na razie – rzuciła, uśmiechając się do siebie.

Telefon umilkł. Spojrzała na ekran. „Rozmowa skończona”, a nie „rozmówca poza zasięgiem”. To znaczy, że łajdak się rozłączył.

Zastanawiała się, co dalej. Siedziała w unieruchomionym aucie. Robiło się coraz ciemniej, padał ulewny deszcz. Nawet gdyby chciała zawołać o pomoc, nikt by jej nie usłyszał.

Otworzyła drzwi i wyrzuciła niedopałek. Przez zamazaną deszczem szybę zobaczyła reflektory zbliżającego się auta. Zmierzch zapadał wcześniej niż zwykle. Rozbłysły długie światła, oślepiając ją na chwilę. Auto jechało z dużą szybkością wprost na nią. Była tak zdziwiona, że nie zdążyła nawet krzyknąć. Duży samochód zatrzymał się kilka centymetrów od przedniego zderzaka.

Derek. Na szczęście drań po nią przyjechał.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Piątek, godzina 15.55

Ta suka siedzi jak królowa, nawet nie zwróciła na niego uwagi. Derek nie wyłączył długich świateł, które padały wprost na nią. Dobrze jej tak.

Wyrzucił z siebie wiązankę przekleństw, od której Crystal zwiędłyby uszy. Tyle że go nie słyszała, więc po co to robił?

Naciągnął kaptur na głowę, wsunął dłonie w rękawy kurtki z goreteksu i otworzył maskę samochodu. Nawet nie patrząc na Crystal, poszedł do bagażnika po kable. Czuł na sobie jej wzrok, wiedział, co ona teraz myśli. W tej ich rozgrywce chodziło o to, żeby pokazać, kto ma władzę. Oboje doskonale to rozumieli. Zmuszając Dereka do powrotu na szkolny parking, Crystal wygrała pierwszą rundę, ale walka nie była jeszcze skończona. To też wiedzieli oboje.

Stojąc przy otwartej masce, poczuł, że zimna woda wlewa mu się do butów. Spojrzał w dół, zaklął:

– Kurwa! – Kałuża była głęboka po kostki. – Kurwa! – Miał nadzieję, że Crystal usłyszała. Nie znosiła tego słowa. – Kurwa! – Podłączył kable do odpowiednich ogniw akumulatora, mając nadzieję, że się nie pomylił. Dopiero teraz spojrzał na auto Crystal. Do diabła, to był jego samochód! Podczas rozwodu odebrała mu go, tak samo jak dom i wszystko inne.

Przynajmniej domyśliła się, żeby zwolnić zamek maski. Klemy akumulatora były przeżarte korozją, więc oczyścił je scyzorykiem. Podłączył kable i cofnął się parę kroków, gestem dając Crystal znak, żeby przekręciła kluczyk.

Otworzyła drzwi i zawołała, przekrzykując narastający szum ulewy:

– Nie chce zapalić!

– Spróbuj jeszcze raz. – Widział, że przekręciła kluczyk, ale znów nic. – Jeszcze raz! – krzyknął.

– Nie da rady – odparła, potrząsając głową.

Zniecierpliwiony pokazał jej, że ma się posunąć. Kiedy przesiadała się na siedzenie pasażera, mógł zobaczyć jej zgrabne nogi. I mimo że stał w środku głębokiej kałuży, mimo że miał tysiące powodów, żeby się z nią rozwieść, poczuł tak mocne pożądanie, że niemal jęknął.

To była jej wielka moc. I powód, dla którego wytrzymał z nią piętnaście lat, a nie piętnaście minut. Była najbardziej seksowną kobietą na świecie.

Czuł od niej zapach drogich perfum, a także…

– Paliłaś? – spytał zdziwiony.

– Masz ochotę? – Podała mu pogniecioną paczkę.

– Przecież wiesz, że to może cię zabić.

– Wszyscy na coś umrzemy.

– Jasne, jasne… – Był wściekły jak zaraza, bo potwierdziły się jego najgorsze przypuszczenia. – Akumulator jest kompletnie rozładowany. – Crystal nic nie odpowiedziała. Ale jej twarz, te zaciśnięte usta i przymrużone oczy, mówiła wszystko. – Kurwa, kurwa, kurwa – skandował Derek, w rytm sylab uderzając pięścią w kierownicę.

Zwykle krzywiła się na dźwięk tego słowa, dlatego powtarzał je z taką lubością, ale ponieważ nie zareagowała, zamilkł. Odetchnął głęboko, co miało oczyścić mu umysł, wypełnić płuca i całe ciało. Tak jak go nauczył instruktor oddychania.

Tak, miał cholernego instruktora oddychania. W ogóle miał wielu instruktorów i trenerów od sprawności fizycznej i psychicznej. Jak tak dalej pójdzie, to będzie miał nawet trenera od sikania.

W aucie panował bałagan. Kupka zużytych chusteczek była dowodem, że po rozmowie z Lily Crystal czuła się tak samo fatalnie jak on. W popielniczce leżała para kolczyków. Crystal miała zwyczaj rozrzucać swoje rzeczy dosłownie wszędzie, jakby chciała zostawiać po sobie mnóstwo śladów. Przypomniał sobie, jak kupili ten samochód i zawozili nim Charlie pierwszego dnia do przedszkola. Szlochała żałośnie, a Cameron patrzył na nią z wyższością.

A gdy dotarło do nich, że gniazdo naprawdę zostało puste, pojechali na Lovers Lane, mały odludny parking zawieszony niemal na stromym klifie. Tego dnia po raz pierwszy nie było z nimi dzieci. Kochali się na tylnym siedzeniu samochodu. Mógł ją zabrać do domu, do łóżka, ale tam czekały na niego praca i dziesiątki telefonów.

Wtedy obejmowała go mocno nogami i wzdychała z rozkoszy. Teraz podała mu telefon.

– Zadzwoń po assistance.

Niemal wyrwał jej aparat z ręki i wybrał numer. Deszcz rozpadał się jeszcze bardziej. Telefonistka poinformowała go, że pomoc przyjedzie w ciągu trzech lub czterech godzin.

– Nie mam zamiaru tu czekać – oznajmiła Crystal, gdy przekazał jej tę wiadomość.

– To zaczekaj w szkole.

– Chyba żartujesz. Camerona trzeba odebrać za półtorej godziny, a zaraz potem Charlie. Pojechała do swojej przyjaciółki Lindsay. Natomiast jeśli idzie o Ashley, to nie wiem, jak się umówiłeś z opiekunką.

Ashley nie była pod opieką swojej niani, ale nie zamierzał się z tym zdradzać. Crystal była wystarczająco wkurzona, dlatego powiedział:

– W takim razie poproś Lily, żeby cię podrzuciła do domu, a ja pojadę po dzieci.

– Nie mieszaj w to Lily.

– Przecież to twoja przyjaciółka! – wrzasnął. – Nie obawiaj się, przyjdzie ci z pomocą.

– Nie wątpię, jeśli tylko ją o to poproszę. Ale nie zamierzam tego robić. To są nasze dzieci. – Spojrzała na niego przeciągle. W jej pięknych błękitnych oczach było tyle zaciętości, że gotów był się poddać bez słowa.

Rodzina zawsze wydawała mu się dobrym pomysłem na życie. Żona i dzieci. Proste i przyjemne.

Jednak z Crystal nic nie było proste. Na przyjemność też zostawało niewiele miejsca. Poza tym skąd mógł wiedzieć, że zajmowanie się trójką dzieci to nieustanny młyn? Pranie, telefony, odrabianie lekcji, zawożenie do szkoły i przywożenie do domu, ustalanie planu zajęć dodatkowych. Żeby to wszystko ogarnąć, należałoby zatrudnić kontrolera ruchu.

Nic dziwnego, że Charlie miała problemy. Poczuł wyrzuty sumienia. Jego mała dziewczynka.

Spojrzał na zegarek. Do odebrania dzieci mieli półtorej godziny. Naciągnął kaptur i wysiadł na deszcz. Odłączył kable, zamknął maski obu samochodów i otworzył drzwi przed Crystal.

– Wsiadaj do terenówki – krzyknął.

– Ale dlaczego…

– Wsiadaj! – Odwrócił się i usiadł za kierownicą. Zapiął pas, patrząc na Crystal. Nawet w środku ulewy poruszała się godnie i bez pośpiechu, jak prawdziwa królowa. Otworzyła czerwony parasol i dopiero wtedy wysiadła z auta. Gdy zajęła miejsce obok niego, złożyła parasol i wsunęła go pod siedzenie. – Zostawiłaś kluczyki w samochodzie? – spytał.

– Oczywiście. Masz mnie za idiotkę?

– Nie. – Włączył wsteczny bieg. Gdyby była idiotką, wszystko byłoby prostsze.

Ruszył w kierunku rzeki. Wycieraczki z trudem zbierały z szyby strumienie wody.

– Dokąd jedziesz?

– Mamy jeszcze godzinę – powiedział, ignorując jej pytanie. – Możemy porozmawiać.

Czuł na sobie jej pełne złości spojrzenie.

– Mamy z Charlie poważny problem. Nasza kłótnia jej nie pomoże, nawet jeśli będzie trwała godzinę. – Tym razem w jej głosie nie było sarkazmu.

– No to się nie kłóćmy. – Był ciekaw, czy zauważyła jego zmęczenie. Miał już dość zastanawiania się, dlaczego ich małżeństwo tak się skończyło i co się stało z ich miłością.

Deszcz zelżał, wkrótce całkiem przestało padać. Derek zjechał na szosę biegnącą wzdłuż wybrzeża. Daleko nad horyzontem zachodzące słońce usiłowało się przebić przez czarne skłębione chmury.

Taki widok za każdym razem robił na nim wielkie wrażenie. On i Sean wychowali się w Comfort. Niemal w każdy weekend jechali nad morze, włóczyli się po plaży albo grali w golfa na pobliskim polu. Przyjeżdżali tu także wtedy, gdy przenieśli się do Portlandu na studia. Z punktu widokowego przy drodze roztaczała się wspaniała panorama, często przywozili tu kolejne dziewczyny i całowali się z nimi w samochodzie.

Zabrał tu Crystal na pierwszą randkę. I nie bez powodu wybrał to miejsce także dziś.

Jechali krętą drogą. Było pusto, nie licząc skaczących po drzewach wiewiórek i jelenia, który dostojnie przeszedł z jednej strony na drugą. Całe hrabstwo odczuwało skutki kryzysu gospodarczego, pieniędzy nie wystarczało na remontowanie dróg. Wyrwy w asfalcie łatano byle jak albo zostawiano swojemu losowi, nikt już nie naprawiał barierek ochronnych. W kilku miejscach pobocze było zapadnięte. Derek czuł, jak opony ślizgają się po mokrej nawierzchni. Przeświecające przez chmury słońce podnosiło z kałuż obłoczki pary.

Zastanawiał się, co powiedzieć, żeby nie sprowokować kłótni. Ostatnio Crystal zrobiła się krucha i drażliwa, wystarczył niewielki powód do zdenerwowania, a rozpadała się na kawałki. Ale dla dobra Charlie musieli odbyć tę trudną rozmowę.

– No i co myślisz o spotkaniu z twoją przyjaciółką? – zaczął.

– Lily rozmawiała z nami jako nauczycielka Charlie, a nie moja przyjaciółka. I prawdę powiedziawszy, cieszę się, że wreszcie zaczęliśmy otwarcie dyskutować o naszych problemach. Nie ma się co oszukiwać. Od pierwszego szkolnego zebrania we wrześniu stawało się coraz bardziej jasne, że Charlie sobie w szkole nie radzi. Musimy się zastanowić, co dalej.

– Jej problemy pojawiły się dopiero wtedy, gdy Lily zaczęła ją uczyć. – Derek zacisnął zęby. Crystal na pewno wkurzy się tą uwagą. Trudno. Teraz chodzi o Charlie, jego ukochaną córeczkę.

– A więc uważasz, że Charlie kradnie przez Lily? I przez Lily nie potrafi czytać?

Zatrzymał się przy punkcie widokowym. Na chwilę wróciły do niego wspomnienia tamtego dnia, gdy po raz pierwszy przywiózł tutaj Crystal. Ona była królową piękności, on zapowiadał się na wielkiego golfistę, no i byli w sobie zakochani. Ona zrezygnowała dla niego z korony, a on przyrzekł, że zrezygnuje z imprezowego życia. Rysowała się przed nimi świetlana przyszłość.

Niestety, ten piękny obrazek pokrył się plamami upływającego czasu, zdrad i stresów związanych z wyczynowym sportem.

– Chcę tylko powiedzieć, że Lily może być jedną z przyczyn tego problemu.

– Jasne, bo to dużo prostsze. Wolisz się nie zastanawiać, czy przypadkiem ty nie jesteś przyczyną tego problemu. – Zauważyła w jego oczach błysk złości. – No dobra – powiedziała pojednawczo – oboje się do tego przyłożyliśmy. Ufam Lily bezgranicznie. Uczyła Camerona siedem lat temu i był nią zachwycony. Odnosił w szkole same sukcesy.

– Cameron to co innego. Nawet małpa mogłaby go uczyć. Był ideałem dzieciaka. – Ciekawe, czy syn wie, że tak o nim myśli. Rano znów się ze sobą pokłócili, zresztą jak zwykle o golfa.

– Co ta mina ma znaczyć? – spytała Crystal. Umiała w nim czytać jak w otwartej książce.

– Po raz kolejny mnie wkurzył – przyznał Derek. – Nie chce zagrać w weekend w turnieju. Nie rozumiem go. Tak świetnie mu idzie. – Uderzył dłonią o kierownicę. – Może chce mnie sprowokować. Jestem pewien, że gdy tylko przestało padać, zaczął trenować. On nie potrafi żyć bez tego sportu.

– Mało wiesz o swoim synu – powiedziała Crystal.

– Chcesz powiedzieć, że nie lubi golfa?

– Jemu zależy na tobie. Uznał, że musi grać, bo tylko wtedy poświęcasz mu czas i uwagę.

– Bzdura! – Derek wrócił myślami do porannej sprzeczki. Kłótnie z synem wyzwalały w nim najgorsze instynkty. – Nie mogę uwierzyć, że kłóci się ze mną o golfa. Kiedy zaproponowałem, że porozmawiam o tym z trenerem Duncanem, Cameron wpadł w szał. Dosłownie się wściekł.

– Nie chodź z tym do Grega Duncana – powiedziała pośpiesznie Crystal, a gdy Derek zmarszczył czoło, dodała: – Sama porozmawiam z Cameronem. – Wysiadła z auta i zaczęła chodzić tam i z powrotem.

Niechętnie do niej dołączył. Chłodne powietrze pachniało mokrym asfaltem, cedrami i poziomkowcami, a fale rozbijały się o skały, wyrzucając w górę świetliste tęcze. Kiedyś to było dla nich czarowne miejsce. Nawet opuszczona latarnia morska stojąca daleko na Tillamook Rock miała w sobie magię. Znajdowało się tam słynne kolumbarium, gdzie kiedyś składano prochy zmarłych. Powtarzali sobie, że gdy już się razem zestarzeją i umrą, to chcą być tam pochowani.

– Skupmy się lepiej na Charlie, a nie na Cameronie czy Lily – powiedziała Crystal.

– Ale Lily jest częścią tego problemu – upierał się Derek.

– Jest moją najlepszą przyjaciółką.

– I może to ci zaburza ocenę.

– Do cholery, Derek, spójrz na fakty. Charlie nie czyta i do tego kradnie. To nie Lily jest tego przyczyną. Ona tylko chce nam pomóc. Powinniśmy przemyśleć nasze plany na lato.

– To znaczy?

– Lily chce, żebyśmy zrobili to, co jest najlepsze dla Charlie, a nie dla twojej kariery.

– Rozumiem. Zamierzasz odwołać swoje plany i zostać w domu. I przez całe lato będziemy wozić dzieciaka do Portlandu na jakieś lekcje, tak?

– Uważam, że powinniśmy to rozważyć. Przykro mi, jeśli ten pomysł zaburza twoje plany.

– On ich nie zaburza, skarbie. – Roześmiał się ironicznie. – On je kompletnie rujnuje. Wiesz, że bez Charlie nigdzie się nie ruszę.

– Jaka szkoda, że ty i Joan nie pojedziecie na Hawaje.

– Jane – poprawił ją odruchowo, choć wiedział, że Crystal myli się specjalnie. – I wcale nie chodzi o Hawaje. Muszę grać w najważniejszych turniejach. Jak sobie wyobrażasz opłacanie tego cholernie drogiego kursu w Portlandzie, nie mówiąc już o twoich pozostałych wydatkach?

– Może gdybyś rozsądniej planował swoje wydatki, to nie miałbyś takich zmartwień.

– A co to, do diabła, znaczy?

– Zarabiasz kupę kasy, ale wydajesz jeszcze więcej. Ile osób zatrudniasz? Dziesięć? Dwadzieścia? Naprawdę musisz jeździć na zawody z osobistym masażystą i terapeutą?

– Jeśli chcesz wiedzieć, to muszę. Ci ludzie są jak mechanicy, którzy dbają o pracę silnika. A to akurat wiesz doskonale. – Spojrzał znacząco na jej markowe buty i brylantowy wisiorek. – Może ty powinnaś ograniczyć zakupy? Przyszło ci to kiedyś do głowy?

Spojrzała na niego ze złością, a potem zerknęła na zegarek.

– Późno już. Musimy odebrać dziecko od pani Foster, a potem pojechać po Camerona do Country Clubu. – Wsiadła do auta i zapięła pas. Była zimna i opanowana.

Derek zajął miejsce za kierownicą i włączył silnik. Nad maską i nad asfaltem wciąż parowała wilgoć.

– Cameron lubi tam siedzieć – powiedział, starając się odwrócić jej uwagę od kwestii opiekunki. – Od kiedy Sean tam pracuje, często ze sobą grają. – Włączył wsteczny bieg i wyjechał na drogę.

– Cameron spędza z twoim bratem za dużo czasu.

– Daj spokój! Dzieci mają prawo kontaktować się ze stryjem. Cameron go lubi, a Sean może wiele nauczyć naszego syna.

– Tak? Na przykład oszukiwania?

Derek wszedł w zakręt zbyt szybko, wpadł w lekki poślizg i zahaczył kołami o żwirowe pobocze.

– To był chwyt poniżej pasa. Sean nie jest oszustem.

– To za co go wyrzucili z turniejów azjatyckich? Za brzydką fryzurę?

– Za to, że się zadawał z niewłaściwą kobietą. – I dodał, nie mogąc się powstrzymać: – Tu akurat doskonale go rozumiem.

– Ty łajdaku, ty… – Przerwała, patrząc na drogę. – Minąłeś skręt do miasta.

– Jadę do Echo Ridge.

– Tamtędy będzie do niani dużo dalej.

No cóż, pomyślał, to się i tak kiedyś wyda.

– Ashley jest u Jane.

– Po prostu super! – Zaczerpnęła głośno powietrza. – Na myśl, że moje dziecko jest w rękach tej twojej nimfetki, od razu poprawił mi się humor.

– Jane Coombs ma dwadzieścia cztery lata i zdążyła już zrobić doktorat.

– Z lubością mi o tym przypominasz, tyle że jej sukcesy akademickie gówno mnie obchodzą.

Derek wiedział, że to nieprawda. Crystal często żartowała, że ukończyła studia z tytułem „żona”, ale brak wykształcenia był jej czułym punktem. I chyba tylko on o tym wiedział.

– Jane uwielbia Ashley. – Odetchnął głęboko. – Powinnaś też wiedzieć, że się do mnie wprowadza.

– Życie w grzechu. Znakomity przykład dla dzieci.

– Nie będziemy żyć w grzechu. – Jego dłonie zrobiły się nagle wilgotne od potu, ślizgały się po kierownicy. – Bierzemy ślub. Powiemy o tym dzieciom w przyszłym tygodniu.

– Ty łajdaku – powiedziała złowieszczo spokojnym głosem. – Ty cholerny łajdaku.

Spojrzał na nią z dziwnym wrażeniem déjà vu. Roześmiał się. Owszem, był łajdakiem. Ojczym często mu to powtarzał… i właściwie miał rację. Derek łajdaczył się bez przerwy. Z każdą kobietą, która zakręciła przy nim tyłkiem, a na golfowych turniejach takich kobiet było wiele.

– To jest takie zabawne? – spytała Crystal.

– Bardzo zabawne. Popatrz tylko na nas. Zobacz, ile szkód zrobiliśmy. Ja swoim fiutem, a ty swoją kartą kredytową. – Zaśmiał się. Kręciło mu się w głowie, jakby wypił szklaneczkę tequili. Odwrócił głowę i spojrzał jej w oczy.

– Do cholery, Crystal, kochałem cię jak wariat, ale zrobiłaś wszystko, żeby to się zmieniło.

Jej oczy zwilgotniały i znów zobaczył w niej dziewczynę, którą kiedyś była, wymarzoną kochankę, z którą chciał spędzić całe życie. Obdarzyła go podziwem i uwielbieniem, co działało na niego jak afrodyzjak. No i co się z tym stało?

– A za to ty… Uważaj!

Wrócił spojrzeniem na drogę. W ostatniej chwili zauważył łanię, która z małym jelonkiem wychodziła prosto na drogę.