
Imperium peryferii. Rosja i system światowy.
- Wydawca:
- Krytyka Polityczna
- Kategoria:
- Literatura faktu, reportaże, biografie
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-63855-28-4
- Rok wydania:
- 2012
- Słowa kluczowe:
- aleksandra
- dzieje
- imperium
- nastanie
- peryferii
- rosja
- sięwspółczesnego
- stać
- światowy
- system
- towarzysza
- tysiącletniej
- wczesnych
- widzialną
- mobi
- kindle
- azw3
- epub
Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).
Kilka słów o książce pt. “Imperium peryferii. Rosja i system światowy.”
Ambitne ujęcie tysiącletniej historii Rosji. Pasjonująca analiza kształtowania się współczesnego systemu-świata, tak jak zarysowuje go Wallerstein, w którym nic nie dzieje się przypadkiem. Książka obejmuje wszystkie okresy dramatycznego rozwoju Rosji, począwszy od wczesnych osadników, przez średniowieczną zapaść, Iwana Groźnego – „angielskiego cara”, Piotra Wielkiego, Wojnę Krymską, aż po nastanie kapitalizmu, rewolucję i okres sowiecki, a w końcu powrót kapitalizmu po 1991 roku.
Imperium peryferii jednych oburzy, innych zafascynuje. W przyszłości powinno stać się klasyką.
Nigdzie w Europie nie kłócą się tak zajadle o historyczne szczegóły, jak w naszym kraju. Oceny Iwana Groźnego, Aleksandra II czy Piotra I nie da się oddzielić od politycznej pozycji danego autora. Wszystkie te postaci i symbole wciąż jeszcze są wśród nas. Mówi się o nich tak, jakby dopiero co wyszły za drzwi. Cały kraj przypomina ogromny dom pełen zjaw, które pod niewidzialną (a czasem widzialną) postacią towarzyszą uczestnikom współczesnych wydarzeń.
fragment książki
Polecane książki
Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Borys Kagarlicki
Borys Kagarlicki, Imperium peryferii. Rosja i system światowy
Warszawa 2012
Tytuł oryginału: Pierifierijnaja impierija: Rossija i mirosistiema
Copyright © 2012 by Borys Kagarlicki
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2012
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-62467-82-2
Supported by a grant from the Open Society Foundations.
Książka ukazuje się przy wsparciu Open Society Foundations.
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Seria Historyczna [7]
Warszawa 2012
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
seria historyczna
Historia, tak jak ją rozumiemy, to przede wszystkim próba opowiedzenia przeszłości na nowo, tak by „dało się z nią żyć” i zbudować lepszą przyszłość. Nie służy konserwowaniu naszej tożsamości, lecz pokazuje, że współpraca i konflikty jednostek oraz grup niekoniecznie przebiegają według podziałów narodowych. W książkach publikowanych w Serii opowiadamy dzieje z perspektywy mniejszości i klas, partii lewicowych i ruchów emancypacyjnych, wspólnot lokalnych i masowych organizacji społecznych, kobiet i zapomnianych ofiar. Naród traktujemy jako wspólnotę konstruowaną, pełną sprzeczności, niejednorodną – i historycznie przygodną.
Polska i Europa potrzebują nowych opowieści o sobie samych i relacjach z innymi. Pomogą je stworzyć reedycje dawnych tekstów, przekłady, nowe książki polskich autorów – bo żeby „wybrać przyszłość”, trzeba znieść zastany monopol na przeszłość.
WPROWADZENIE HISTORIA JAKO POLITYKA
„Doświadczenie historyczne dla nas nie istnieje; pokolenia istulecia przeminęły tu bez pożytku. Patrząc na nas, można by powiedzieć, że ogólne prawo ludzkości nas nie dotyczy. Samotni wświecie, nic nie daliśmy światu, niczego nie nauczyliśmy go; nie wnieśliśmy żadnej idei do ogółu idei ludzkich, niczym nie przyczyniliśmy się do postępu ludzkiego rozumu, ato, co dał nam ten postęp, wypaczyliśmy”1 – gorzko konstatował XIX-wieczny rosyjski myśliciel Piotr Czaadajew. Ów pesymizm nie przeszkodził mu jednak twierdzić nieco później: „Uważam naszą sytuację za szczęśliwą, oile tylko zdołamy właściwie ją ocenić; myślę, że wielkim przywilejem jest możliwość obserwowania iosądzania świata zwysokości myśli wolnej od niepohamowanych namiętności inędznej interesowności, które gdzie indziej mącą wzrok człowieka iwypaczają jego sądy. Co więcej, jestem głęboko przekonany, że powołani jesteśmy do rozwiązania większości problemów porządku społecznego, urzeczywistnienia większości idei zrodzonych wstarych społeczeństwach, udzielenia odpowiedzi na najważniejsze pytania nurtujące ludzkość. Często to mówiłem ichętnie powtarzam: zsamej, by tak rzec, natury rzeczy przeznaczone jest nam stać się prawdziwym sądem sumienia wwielu procesach toczących się przed wielkimi trybunałami ducha ludzkiego ispołeczeństwa”2.
Przedmiot i metoda
W początkach lat 90. XX wieku Rosja po raz kolejny zadziwiła świat gwałtownymi i nieoczekiwanymi przemianami. Zaledwie jedna dekada przyniosła krach Związku Radzieckiego, błyskawiczne przekształcenie czołowych działaczy partii komunistycznej w zażartych liberałów, porażająco szybką i prostą zamianę haseł przez kręgi rządzących, którzy szafowali całym wachlarzem politycznych idei: od „odrodzonego socjalizmu” i „państwa prawa” do silnej władzy wykonawczej i rosyjskiego narodowego odrodzenia.
W „spokojnych” czasach ludziom wydaje się, że przeszłość nijak ich nie dotyczy, zaś studia nad nią sprowadzają się do lektury podręczników i monografii. Dopiero zaostrzenie sytuacji politycznej sprawia, że zaczynamy, czasami wbrew własnej woli, „żyć w historii” i „tworzyć historię”. Wówczas, nieoczekiwanie dla nas samych, odkrywamy, że NASZE NADZIEJE I ZŁUDZENIA, BŁĘDY I SUKCESY – TAKŻE SĄ CZĘŚCIĄ HISTORII, ŻE ZA PRZESZŁOŚĆ ODPOWIEDZIALNI JESTEŚMY W TEJ SAMEJ MIERZE, CO ZA PRZYSZŁOŚĆ. Przeto zrozumienie tego, jakie znaczenie dla dnia dzisiejszego może mieć zgromadzone doświadczenie, winno być naszym wspólnym obowiązkiem, w przeciwnym wypadku ryzykujemy błądzeniem – stanem, w którym nasze działania pozostają dla nas niejasne.
Jednym z fundamentalnych wyróżników marksisty jest właśnie to, że zdaje on sobie sprawę z ciągłości historii. Kiedy na przełomie sierpnia i września 1991 roku w Moskwie wzięły górę siły antykomunistyczne, ich pierwszym krokiem było burzenie pomników i zmiana nazw ulic – próba wygnania ze stolicy upiorów komunistycznej przeszłości i zasiedlenia jej nowymi, tymi sprzed rewolucji. Lecz ów projekt wziął w łeb. Nie tak łatwo zabić upiora. Przemianowanie nazw ulic i miast przyniosło skutek odwrotny do zamierzonego, ujawniając, na ile idee, słowa, pojęcia, które przez dziesiątki lat zakorzeniły się w społecznej świadomości, stały się nieusuwalną częścią kultury narodowej.
Wszystko, co wówczas działo się w kraju, mogłoby wydać się niewyobrażalną i niesmaczną fantasmagorią, jednak my byliśmy w niej zanurzeni, owa nieprawdopodobna rzeczywistość była losem, jaki przypadł nam w udziale. Cena politycznych błędów Rosji zawsze była niezmiernie wysoka – i płacili ją, rzecz jasna, nie politycy, a cały kraj. Dlatego spoglądając w przeszłość, wchodzimy zazwyczaj w rolę sędziego lub prokuratora. Nie możemy jednak zapomnieć, że poszukiwania winnych nie stawiają nas ponad wydarzeniami. Wręcz przeciwnie. W historii nie istnieją i istnieć nie powinny jednoznaczne oceny oraz ostateczne, nieodwołalne wyroki. Naszym zadaniem nie jest osądzać, a rozumieć.
Zrozumieć nie znaczy wszak wybaczyć. Zrozumieć przeszłość znaczy: być w stanie ją przezwyciężyć. W ostatecznym rozrachunku chodzi przecież o to, by potrafić zmienić naszą teraźniejszość. Po to właśnie istnieje historia.
Niestety, historia zawsze była ściśle związana z polityką. Od najdawniejszych czasów wydarzenia z przeszłości były wykorzystywane dla legitymizacji ambicji władzy. Wystarczy lektura starych kronik lub prac Tytusa Liwiusza, by pojąć, w jakim stopniu poglądy na opisywane zdarzenia są uzależnione od religijnych i politycznych przekonań autora. Opierający się na faktach historycznych narodowy mit z biegiem czasu staje się w Europie podstawą państwowej ideologii; natomiast krytyka historycznych mitów zyskuje rangę potężnej broni rewolucjonistów końca XVIII wieku. W tradycji marksistowskiej historyzm oraz krytyczne podejście do społeczeństwa okazują się nierozerwalnie związane.
Nigdzie w Europie nie kłócą się tak zajadle o historyczne szczegóły, jak w naszym kraju. Oceny Iwana Groźnego, Aleksandra II czy Piotra I nie da się oddzielić od politycznej pozycji danego autora. Wszystkie te postaci i symbole wciąż jeszcze są wśród nas. Mówi się o nich tak, jakby dopiero co wyszły za drzwi. Cały kraj przypomina ogromny dom pełen zjaw, które pod niewidzialną (a czasem widzialną) postacią towarzyszą uczestnikom współczesnych wydarzeń. Okazuje się, że przeszłość ma bezpośredni związek z przyszłością, niekiedy wydaje się ona współczesnym wręcz ważniejsza od teraźniejszości. Przy tym historia pozostaje skrajnie zideologizowana i upolityczniona. Oczywiście ten stan rzeczy nie jest niczym wyjątkowym. „Władza nad przeszłością” to forma kontroli politycznej. Wyjątkowość Rosji polega jednak na tym, że w konsekwencji braku rozwiniętych w jakimkolwiek stopniu form przedstawicielstwa obywatelskiego historia nabrała tu fundamentalnego znaczenia dla legitymizacji władzy. Zmieniające się reżimy i rządy pozbawione możliwości potwierdzenia swojej władzy przez uczciwie zdobyty mandat były zmuszone apelować do przeszłości, do źródeł.
Do gatunku „poszukiwań winnego” można zaliczyć liczne tomy autorstwa rodzimych historyków. Od czasów Nikołaja Karamzina jedni skarżą się na tatarsko-mongolski najazd z XIII wieku, który „zatrzymał rozwój kraju”, inni obwiniają rewolucję 1917 roku albo bolszewików, którzy „zepchnęli Rosję z właściwej drogi”. Słowianofile za nieszczęścia Rosji winią Piotra Wielkiego, który hołdując zachodnim trendom, pozbawił Rosję jej samoistności.
Przyczyny wszelkich nieszczęść można doszukiwać się również w decyzji Włodzimierza Czerwone Słoneczko o przyjęciu chrztu z rąk Bizancjum, a nie Rzymu. Średniowieczni kronikarze wspominają co prawda, że książę miał także inne możliwości: mógł, na przykład, przyjąć judaizm, co wywołuje przerażenie zwolenników teorii „żydowskiego spisku”.
„Rozumem Rosji nie ogarniesz / Arszynem zwykłym jej nie zmierzysz…” – pisał Fiodor Tiutczew. Z jednej strony ogólne, „europejskie” schematy zupełnie nie nadają się do opisu rosyjskiej rzeczywistości, podobne ujęcia zahaczają bowiem o groteskę. Z drugiej strony próby analizy rosyjskiej historii z pozycji narodowej wyjątkowości i samoistności muszą ponieść tak samo beznadziejną klęskę.
W XIX wieku walkę o rosyjskie dzieje toczyły dwie szkoły historyczne: liberalna i słowianofilska. Po upadku Związku Radzieckiego szkoły te odrodziły się w pierwotnej formie, ignorując zarówno doświadczenia XX wieku, jak i odkrycia archeologiczne czy dorobek rewizjonistycznej historii zachodniej. Mimo że występują przeciwko sobie, zapadnicy i słowianofile są absolutnie jednomyślni co do tego, że rosyjska historia jest zjawiskiem izolowanym oraz „wyjątkowym” i jako taka nie podlega logice właściwej innym krajom. Ci pierwsi widzą w owym fakcie dziwaczną anomalię zrodzoną pod wpływem wielu przypadkowych okoliczności: przezwyciężenie owego „nienormalnego” położenia jest zadaniem oświeconej władzy, gotowej zerwać z przeszłością, a w razie konieczności dokonać nawet rytualnego gwałtu na narodzie i jego kulturze. Słowianofile zdecydowanie odrzucają podobną ideę, wierzą za to w „szczególną drogę” Rosji i zachwycają się jej specyficznym charakterem. Pielęgnują i chuchają na wszystko, co może posłużyć za dowód istnienia wyjątkowej „prawosławnej” lub „euroazjatyckiej” cywilizacji, słowem wszystko, co przeciwstawiałoby Rosję reszcie świata.
Trzeba przyznać, że wyobrażenie Rosji jako kraju w cudowny sposób egzystującego poza światową historią i międzynarodową gospodarką nie jest obce także niektórym zachodnim historykom. Nie kto inny jak Fernand Braudel pisał, że „Rosja pozostaje na wpół zamknięta”3, stąd nie wykazuje szczególnego zainteresowania kontaktami zewnętrznymi, gdyż tak ogromne państwo organizuje się w „samodzielną gospodarkę-świat”4. Najważniejsze wydarzenia rosyjskiej historii społeczno-ekonomicznej opisuje on bez jakiegokolwiek związku z analogicznymi procesami zachodzącymi w innych krajach. Powstanie pańszczyzny wyjaśnia wyłącznie dążeniem cara do okazania wsparcia właścicielom ziemskim, których chłopi mogli zbiec, rozpierzchając się po bezgranicznej rosyjskiej ziemi. Uwadze wybitnego francuskiego historyka w dziwny sposób umyka fakt, że podobne procesy, o których sam zresztą wspomina, zachodziły w tym samym czasie także w innych, nie tak wielkich krajach Europy Wschodniej.
W klasycznej pracy Braudela Kultura materialna, gospodarka i kapitalizm rozdział o Rosji jest do tego stopnia pozbawiony związku z innymi częściami książki, że pojawia się pytanie: po co w ogóle ujęto Rosję w książce poświęconej rozwojowi światowego rynku? Odpowiedź jest prosta: historia Rosji nie istnieje w oderwaniu od dziejów Europy oraz świata – nie tylko w kontekście chronologicznym czy geograficznym. Rosyjska specyfika czy „unikatowość” jest zaledwie swoistym symptomem procesów zachodzących na skalę globalną, nierzadko – ekstremalnym. Właśnie dlatego zrozumienie rosyjskiej historii jest niezbędnym warunkiem zrozumienia przemian zachodzących w świecie, zaś bez zrozumienia dziejów świata rosyjska historia musi się jawić jako łańcuch nonsensownych zagadek, którego, jak pisał Tiutczew, nie sposób pojąć umysłem ani zmierzyć zwykłym arszynem. „Zwykły arszyn” to zresztą contradictio in adiecto, taka miara długości nie funkcjonowała przecież nigdzie poza Rosją. Wszelako właśnie w tym poetyckim przejęzyczeniu wyraża się cała jałowość kulturowo-historycznych dyskusji o losie Rosji.
Za „unikatowością” Rosji rzeczywiście przemawia wiele: to kraj, gdzie, jak wyraził się Piotr Wielki, „bywa niebywałe”. „Unikatowość” Rosji należy jednak tłumaczyć nie „tajemniczą słowiańską duszą” i nie zacofaniem względem „postępowego Zachodu”, a specyficzną pozycją, jaką nasz kraj zajmował w światowym systemie gospodarczym. W rosyjskiej historii nie ma nic „nieprawidłowego” czy tajemniczego, jednak niepodobna pojąć jej dziejów, tak samo jak dziejów jakiegokolwiek innego kraju, wyłączając je z globalnego kontekstu.
Szkoła Pokrowskiego
Na szczęście idee słowianofilów i zapadników nie były jedynymi, jakie wydała z siebie rosyjska tradycja historyczna. Rewolucja 1917 roku zakwestionowała mity oficjalnej rosyjskiej historiografii. Samo wyobrażenie o rosyjskiej kulturze było skazane na gruntowną rewizję. W początkach XX wieku, kiedy przyszłe wstrząsy były jeszcze w sferze przeczuć, liberalni publicyści pisali, że rewolucja musi doprowadzić do narodowego odrodzenia. Przecież to dzięki doświadczeniu rewolucji świadomość Anglików i Francuzów, ich wyobrażenia o sobie uległy radykalnej zmianie.
W pierwszym ćwierćwieczu XX wieku Rosja domagała się ponownego przemyślenia przeszłości z perspektywy marksistowskiej krytyki historycznej. Jej głównym przedstawicielem, a właściwie pierwszym historykiem rewizjonistą we współczesnym rozumieniu tego słowa był Michaił Pokrowski. Uczeń wybitnego liberalnego historyka Wasilija Kluczewskiego doszedł do wniosku, że rosyjskie dzieje wymagają radykalnej rewizji, a marksistowska analiza jest kluczem do wypracowania ich nowego rozumienia. Los historycznego rewizjonizmu, reprezentowanego w Rosji radzieckiej przez szkołę Pokrowskiego, okazał się jednak nie do pozazdroszczenia. Zapotrzebowanie na jego idee istniało wyłącznie w momencie rewolucyjnego zrywu. Odkąd biurokracja na czele ze Stalinem wzięła górę nad rewolucyjnymi frakcjami, zmieniło się także podejście do historii.
Rozpoczęta w niesławnej pamięci 1937 roku rozprawa ze szkołą Pokrowskiego, który umarł pięć lat wcześniej, przybrała charakter poważnej kampanii ideologicznej. Posadzeni na ławie oskarżonych „starzy bolszewicy” zostali skazani na rozstrzelanie, a teoria Pokrowskiego musiała zniknąć nie tylko z programów nauczania historii, lecz i z pamięci społecznej. Ci uczniowie wybitnego historyka, którym udało się ujść z życiem, zostali poddani represjom. Ich mistrza obwiniano o to, że jego koncepcja „pozbawiona jest poczucia ojczyzny”, a jego prace odznaczają się „ignorowaniem leninowsko-stalinowskich wytycznych w kwestiach historii”5. Objaśnić, na czym polegać by miały owe wytyczne (tym bardziej ze strony od dawna już nieżyjącego Lenina), naturalnie nikt się nie pofatygował. Kampania propagandowa, do złudzenia przypominająca „procesy moskiewskie”, polegała na rozprzestrzenianiu zupełnie absurdalnych i karykaturalnych oskarżeń, które tak się miały do rzeczywistości, jak oskarżenia o szpiegostwo na rzecz wszystkich imperialistycznych krajów jednocześnie wysunięte przeciwko „starym bolszewikom”. Jemieljan Jarosławski, nadworny publicysta Stalina, podsumował pogrom, pisząc w „Prawdzie”, że poglądy tępionej szkoły to „antymarksistowskie zwyrodnienie i wulgaryzatorstwo”6.
Po rozprawie ze szkołą Pokrowskiego oficjalna nauka historyczna ponownie sięgnęła do przedrewolucyjnej tradycji. „Radziecki termidor” potrzebował własnych mitów. Spis władców, uzupełniony opisem zwycięstw państwa rosyjskiego, przeplata się z pojawiającym się tu i ówdzie utyskiwaniem na gospodarcze i kulturalne zacofanie. Okres radziecki prezentuje się na tym tle jako triumfalne zwieńczenie dotychczasowej historii, znamionując dalsze zwycięstwa oraz przezwyciężenie zacofania. Partia komunistyczna uosabia ponadtysiącletni rozwój Rosji, zaś historia, wypełniwszy swoje zadanie, staje się niepotrzebna (państwo kroczy „od zjazdu do zjazdu”, podczas których szczęśliwa ludność donosi partii o odniesionych sukcesach). Pogrom szkoły Pokrowskiego w latach 30. zakończył się powrotem radzieckiej historiografii do tradycyjnych koncepcji XIX-wiecznych, przyozdobionych cytatami z Marksa, Lenina i Stalina.
W latach 60., pod wpływem ducha przemian dokonujących się w społeczeństwie, wśród historyków znów odżyła polemika, jednak krytyka panujących koncepcji nie trwała długo. Wraz z końcem „odwilży” historyczna debata została przerwana. Po upływie kolejnych dwóch dekad upadek systemu radzieckiego sprawił, że z podręczników i akademickich monografii usunięto marksistowskie cytaty, w istocie niczego w książkach nie zmieniając.
Naturalnie wraz z rozpadem Związku Radzieckiego oficjalna historiografia została poddana ideologicznej korekcie. Zmianie uległa jednak tylko ocena okresu radzieckiego – nie był on już epoką wielkich zwycięstw, lecz przekształcił się w „karty mrocznej przeszłości”. Bez względu zatem na wszystkie polityczne perypetie podejście do przedradzieckiej historii (jak i do tradycji kulturowej) pozostawało bez zmian. Radzieccy historycy kontynuowali kurs liberalnych XIX-wiecznych autorów, a antykomunistyczni pisarze, potępiwszy w czambuł wszystko, co odnosiło się do Związku Radzieckiego, ogłosili powrót do tradycji liberalnej, pozbywając się wszystkich zbędnych cytatów. Oficjalny status idei, które dominowały pod koniec XIX wieku, w początkach XXI wieku pozostawał nienaruszony. Wydawało się, że wykształcone kręgi w ogóle ignorują fakty historii społecznej i gospodarczej. Chociaż wciąż pojawiały się nowe, niekiedy znakomite publikacje poświęcone tej tematyce, miały one znikomy wpływ na powszechne wyobrażenia o historii dominujące w potocznej świadomości i rozpowszechnione nawet wśród inteligencji.
Pokrowski od początku formułował swoje idee w zdecydowanej opozycji do poglądów obowiązujących wówczas w naukach historycznych. Wysoko ceniąc sobie względnie „neutralnego” Władimira Sołowjowa i w jawny sposób przeciwstawiając swoje idee liberalnym poglądom na przeszłość Rosji, proponował reinterpretację rosyjskich dziejów z materialistycznego punktu widzenia. Przy czym zwracał się przede wszystkim do czytelnika, „którego umysł nie został zwichnięty przez szkolne podręczniki historii”7. Oficjalna historiografia odpłaciła mu tą samą monetą. Pokrowski został wykreślony z ogólnie przyjętego spisu rosyjskich historyków. Nie przypadkiem jego prace pozostawały nieznane szerszej publiczności nawet wtedy, gdy po zniesieniu radzieckiej cenzury zaczęto wydawać teksty drugo- i trzeciorzędnych przedrewolucyjnych historyków. W oficjalnej szkolnej antologii rosyjskiej historii Pokrowski jest jedynym badaczem, któremu nie poświęcono ani jednego zdania; mało tego, nie pada tam nawet jego nazwisko!
Na czym, mimo wszystko, polega podstawowa różnica? Na tym, że rosyjską tradycję historiograficzną wyróżnia przecenianie roli czynników wewnątrzpolitycznych, przy jednoczesnym niedowartościowaniu zewnętrznych czynników ekonomicznych, i wyjątkowo słabe pojmowanie związku między jednymi a drugimi. Próba uchwycenia historii jakiegokolwiek państwa poza jej powiązaniami z historią ludzkości skazana jest na porażkę. Natomiast analiza rosyjskich dziejów jako narracji osobnej i izolowanej mogła doprowadzić wyłącznie do powstania dwóch konkurujących ze sobą mitów: zapadników (wierzących, że wszystkim nieszczęściom Rosji winne są zbyt słabe wpływy Zachodu) oraz słowianofilów (przekonanych, że wszystkie nieszczęścia biorą się z nadmiaru tych wpływów). Jedni i drudzy nie chcieli jednak roztrząsać tego, jak w rzeczywistości skonstruowane są związki Rosji ze światem zewnętrznym, jaka jest ich istota oraz przyczyna ich dramatycznej kondycji, uznając te kwestie za rodzaj mistycznej zagadki.
Sytuacji tej nie poprawił nawet ortodoksyjny marksizm w formie, w jakiej został przyjęty przez rosyjskich „legalnych marksistów” początku XX wieku. Historia poszczególnych krajów była rozpatrywana w oderwaniu od globalnych procesów, a ich rozwój odbierano jako coś w rodzaju wyścigu atletów biegnących jednocześnie i w tym samym kierunku po równoległych torach. Właśnie takie wyobrażenia (nawiasem mówiąc, przeczące nie tylko dialektyce Marksa, lecz także doświadczeniu rosyjskiej rewolucji) legły u podstaw oficjalnego radzieckiego marksizmu epoki Stalina. Stąd też i obrazy stalinowskiej retoryki: „dogonić i przegonić Amerykę”, „naprzód, w drodze do komunizmu”.
Mało prawdopodobne wydaje się, by Piotr Struwe i inni liberalni ideolodzy „legalnego marksizmu” domyślali się, że tworzą metodologiczny fundament dla całej szkoły komunistycznych propagandzistów i oficjalnych historyków, a jednak dokonane przez nich „marksistowskie” nakłucie liberalnej tradycji historycznej okazało się nad wyraz płodne. Zamiast przeprowadzić krytykę osiągnięć myśli historycznej XIX wieku, oficjalna radziecka historia sprowadziła swój marksizm do powtarzania tych właśnie idei, które z punktu widzenia Marksa należało zakwestionować.
Teoria cywilizacyjna
Odnowienie tradycji „szkoły Pokrowskiego” wydaje się konieczne, przynajmniej w imię naukowej rzetelności oraz historycznej sprawiedliwości. Nie wystarczy wszelako bezpośredni powrót do idei Pokrowskiego. O ile dominujące w rosyjskiej historiografii koncepcje w ciągu ostatnich stu lat nie podlegały istotnym zmianom, o tyle archeologia oraz prace archiwalne odnotowały znaczący postęp. Jednocześnie teoria systemów-światów w anglojęzycznej literaturze historycznej i socjologicznej przyniosła myśli ważne dla zrozumienia rozwoju społecznego. Paradoksalnie, czytając Pokrowskiego pod tym kątem, można łatwo dojść do wniosku, że rewizja panujących koncepcji rosyjskiej historii powinna być jeszcze bardziej radykalna niż u tego marksistowskiego badacza początku wieku.
Tymczasem realny rozwój myśli społecznej w postkomunistycznej Rosji poszedł zupełnie inną drogą. Upadek radzieckiej ideologii nie mógł nie wywołać poważnego kryzysu nauk społecznych. Ponieważ marksizm znalazł się poza prawem, a niemożliwe było już powtarzanie tez sprzed stu lat, umysłami zawładnęła teoria cywilizacji. Książka Samuela Huntingtona Zderzenie cywilizacji8 stała się modna, zanim ktokolwiek zdążył ją przeczytać. Powoływać się na nią mogli stronnicy zwalczających się wzajemnie obozów politycznych – jedni wieścili powrót Rosji na łono „cywilizacji europejskiej”, od której oddzieliła się czy to w 1917 roku, czy to w XIII wieku, inni, przeciwnie, wzywali do ochrony fundamentów „rosyjskiej” albo „euroazjatyckiej” cywilizacji.
Za prekursora cywilizacyjnego podejścia do historii przyjęto uważać Oswalda Spenglera. Jednak zanim napisał on słynny Zmierzch Zachodu9, podobne wyobrażenia o historii zostały sformułowane przez rosyjskiego konserwatywnego myśliciela Nikołaja Danilewskiego. Książka Danilewskiego Rosja i Europa, opublikowana w 1871 roku, kiedy rosyjskie społeczeństwo powoli otrząsało się z szoku spowodowanego klęską w wojnie krymskiej, przeniknięta jest wrogością do „niewdzięcznego Zachodu”, który nie potrafił docenić „wielkoduszności” Rosji. Danilewski w szczególny sposób podkreślał, że wrogiem Rosji nie są elity rządzące, a właśnie narody, społeczeństwa krajów zachodnich. Był przekonany, że w czasie toczącej się wojny krymskiej „europejska opinia publiczna była o wiele bardziej wroga względem Rosji niż jej sfery rządowe i dyplomatyczne”10. Istota konfliktu polega na głębokiej niechęci żywionej przez zbudowaną na zasadach „utylitaryzmu” i „praktycznej korzyści” zachodnią cywilizację względem cywilizacji rosyjskiej, harmonijnie łączącej w sobie praktycyzm i wyższą duchowość. Podczas gdy na Zachodzie „brak miejsca na prawo miłości i poświęcenia”11, wszelkie działania Imperium Rosyjskiego były podejmowane w sposób jak najbardziej moralny, nawet jego ekspansywna polityka była nastawiona wyłącznie na pożytek podporządkowywanych mu narodów. „Jeszcze nigdy zajęcie przez naród przeznaczonych mu dziejowo ziem nie kosztowało mniej krwi i łez”12. Rosyjski naród był krzywdzony i uciskany przez wszystkich, sam jednak nie skrzywdził nikogo: „Wzniesiony przez niego gmach państwowy nie został zbudowany na kościach podbitych narodów. Zajmował bowiem albo pustkowia, albo przyłączał drogą dziejowej, a nie przymusowej asymilacji takie plemiona, jak Czudowie, Wesowie, Meriowie czy dzisiejsi Komiacy, Maryjczycy czy Mordwini, pozbawione zaczątków życia historycznego, a nawet dążenia ku niemu, albo też przyjmował pod swój dach te otoczone przez wrogów plemiona i narody, które utraciły swoją tożsamość narodową lub nie mogły dłużej jej chronić, jak Ormianie czy Gruzini. Podbój odgrywał w tym procesie najmniejszą rolę, o czym łatwo się przekonać, prześledziwszy, w jaki sposób w skład Rosji weszły jej południowe krańce, słynące w Europie jako zdobycze nienasyconej, żarłocznej Rosji”13.
Gdy Danilewski ukończył pracę nad swą książką, dobiegała właśnie końca trwająca pół wieku wojna kaukaska, której towarzyszyły masowe mordy i czystki etniczne Czeczenów, Czerkiesów i innych narodowości, które nie rozumiały dobrodziejstw prawosławnej cywilizacji. Tak samo „podział Polski, na ile brała w nim udział Rosja, był aktem zupełnie legalnym i sprawiedliwym oraz wypełnieniem świętego długu wobec jej synów, którego nie powinny zmącić przypływy sentymentalizmu i wielkoduszności”14. Powstania Polaków i innych narodów wynikają z ich niewdzięczności oraz ambicji. Jeśli natomiast w samej Rosji wielu nie zgadza się z taką interpretacją, jest tak tylko dlatego, że pod wpływem zachodniego oświecenia „Rosjanie za bardzo przejęli się humanitarnymi bredniami”15. Do innych klęsk, jakie spadły na rosyjski naród, odnoszą się, według autora Rosji i Europy, takie obce narodowemu typowi kulturowemu innowacje, jak wprowadzenie do użytku stroju europejskiego, przyznanie oskarżonemu prawa do obrony i wprowadzenie wolności słowa pod koniec lat 60. XIX wieku.
Ani imperialne zdobycze, ani pańszczyźniana niedola rosyjskich chłopów nie są w jego oczach przedmiotami potępienia. Danilewski wysławiał rosyjskiego prawosławnego urzędnika tak jak Rudyard Kipling wychwalał misję białego człowieka; jednak ospały konserwatyzm rosyjskiego myśliciela opierał się na jak najpoważniejszej podstawie metodologicznej – teorii typów kulturowo-historycznych charakteryzujących się określonymi prawami rozwoju. W tym sensie ani Samuel Huntington, ani inne znakomitości teorii cywilizacji nie powiedziały od czasów Danilewskiego nic nowego. Różnica polega wyłącznie na tym, że każdy z nich proponował autorski spis cywilizacji i własną interpretację ich odrębności.
Gdy tylko zestawić teorię cywilizacji z faktami, od razu rzuca się w oczy jej antyhistoryczność. Samo pojęcie cywilizacji jak gdyby zastygło i jest rozpatrywane jako „fundamentalne”, niezmienne. Rzeczywiście, „podstawowe” (niezmienne) wydaje się to, co przetrwało bieg historii, a nie odwrotnie. Poza tym „cywilizacje” ulegają przecież nieustannym zmianom pod wpływem zewnętrznych czynników ekonomicznych i politycznych.
Wrogim obozom politycznym teoria cywilizacji wydała się równie atrakcyjnym narzędziem. U progu XXI wieku na Zachodzie służy ona jako ideologia nowych wypraw krzyżowych, a także usprawiedliwienie neokolonializmu. W XIX wieku Kipling wysławiał „brzemię białego człowieka”, który niesie na Wschód osiągnięcia cywilizacji przemysłowej. Teraz postępowe kraje mają za zadanie zaszczepić „zacofanej części świata” demokratyczne wartości, które, jak się okazuje, są zupełnie obce kulturze „muzułmańskiej” czy „konfucjańskiej”. By ten cel osiągnąć, można bezkarnie okupować ten czy inny zacofany kraj i korzystać z jego zasobów aż do czasu, kiedy miejscowa ludność „dojrzeje” do demokracji. Właśnie te przekonania stanowiły źródło nienawiści islamskich fundamentalistów, jaką żywili wobec „bezbożnego Zachodu”. Natomiast rosyjscy nacjonaliści powoływali się na Huntingtona, próbując objaśnić, dlaczego należy chronić prawosławie i „Świętą Ruś” przed presją „kultury atlantyckiej”, „islamskim zagrożeniem” i „chińskim uciskiem”. Nienaukowość, rozmycie oraz nieścisłość pojęć decydujące o ich nieskończonej plastyczności gwarantują „ujęciu cywilizacyjnemu” przewagę nad innymi perspektywami. Znacząca wydaje się dyskusja wyrosła właśnie na gruncie owej nieścisłości pojęć i dotycząca tego, czy istnieje cywilizacja „eurozajatycka” tudzież „rosyjska”. Każdy uczestnik sporu tworzy własne definicje, wskutek czego powstaje ogromna liczba określeń samego „euroazjatyzmu”.
Podstawowy problem „szkoły cywilizacyjnej” polega jednak nie na niejasności pojęć, a na niechętnym liczeniu się z historią czy, szerzej, z faktami. W tym sensie mamy przed sobą klasyczny przykład „ideologii” w rozumieniu młodego Marksa, „fałszywej świadomości” stanowiącej zbiór ugruntowanych stereotypów, niepoddających się praktycznej weryfikacji. „Cywilizacja” jest pojmowana jako coś niezmiennego w czasie, pewien wzorzec kulturowy determinujący rozwój narodów w ciągu wieków. Stąd bierze się przekonanie, że istnieje jakiś „zachodni” lub „rosyjski” człowiek sam w sobie, poza konkretnym kontekstem politycznym, społecznym czy ekonomicznym. Istotnie, mimo że tradycje kulturowe są stałe, w pewnym stopniu ewoluują. Ich zawartość z czasem kształtuje się i zmienia wraz z rozwojem społecznym. Same w sobie są one wytworem tego rozwoju, stanowią sposób kolektywnego usymbolizowania i utrwalenia rezultatów społecznej ewolucji. Zatem „cywilizacje” i kultury przechodzą głębokie metamorfozy.
Przypominamy sobie, że Max Weber widział w konfucjanizmie mechanizm kulturowy (w odróżnieniu od etyki protestanckiej), który hamował indywidualną przedsiębiorczość. Natomiast socjologia postweberowska widzi w konfucjanizmie azjatycki odpowiednik etyki protestanckiej, który zapewnił sukces Japonii, Korei i Chin na światowym rynku.
Czyżby Weber się mylił? W żadnym razie. W jego czasach konfucjanizm funkcjonował bowiem jako ideologia konserwatywna i tradycjonalistyczna. Jednak wraz z modernizacją krajów Dalekiego Wschodu treść tradycji konfucjańskiej uległa przekształceniu. Błędnej interpretacji kulturowych mechanizmów w tym przypadku winne jest pomylenie przyczyny ze skutkiem. To nie dana kultura przesądza bowiem o powodzeniu lub niepowodzeniu modernizacji, lecz przeciwnie, sukces czy porażka modernizacji determinuje taki lub inny wariant kulturowego rozwoju. W tym sensie także konserwatyzm czy radykalizm islamu w drugiej połowie XX wieku nie jest dziedzictwem sięgającym czasów Mahometa. Islam przybrał taką formę pod wpływem nieudanych prób modernizacji na Bliskim Wschodzie. Było to swego rodzaju reakcją na wiele niepowodzeń i upokorzeń doznanych przez świat arabski.
Nietrudno zauważyć, że w epoce politycznych sukcesów i ekonomicznej prosperity kultura islamska miała zupełnie inny charakter. Przyjrzyjmy się „cywilizacji europejskiej” i muzułmańskiemu Wschodowi w XI wieku, kiedy zaczynają się wyprawy krzyżowe. Zachód jest w tym czasie zamknięty, konserwatywny, wrogi wobec wszelkich innowacji, militarny, agresywny. „Frankowie” (jak na Wschodzie nazywano wszystkich mieszkańców Europy Zachodniej) przybywają do Konstantynopola, a potem do Jerozolimy jako horda barbarzyńców niosąca totalne zniszczenie. Wodzowie krzyżowców z trudem powstrzymują swe wojska od grabieży na terytorium „sojuszniczego” Bizancjum. To ludzie niepiśmienni i brudni. Nie posiadają elementarnej wiedzy o świecie, są pełni przesądów i okrutni. Wschód natomiast jest w owym czasie dynamiczny, tolerancyjny, skłonny do innowacji i otwarty, co przesądza o jego porażce w starciu z agresywnym Zachodem. Wojenny sukces Europejczyków jest rezultatem stojącej na wyższym poziomie technologii militarnej. Jednak ich zwycięstwo okazuje się nietrwałe, ponieważ dysponujący technologiczną przewagą i bardziej dynamiczną strukturą społeczną Wschód ponownie „znokautuje” Zachód w XIII i XIV wieku16. Średniowieczne wyprawy krzyżowe przypominają zderzenie „cywilizacji”, które obserwujemy u progu XXI wieku, z tą różnicą, że jako „społeczeństwo otwarte” i „kultura oświecenia” występuje w nich nie Zachód, a świat muzułmański.
Gwałtownego przyspieszenia, jakie miało miejsce w XV-wiecznej Europie, nie da się ująć jedynie w kategoriach przenikania się kultur. Co prawda dzięki krucjatom Zachód uzyskał dostęp do osiągnięć technologicznych oraz wiedzy Wschodu, lecz odkrycia te same w sobie nie dawały gwarancji pomyślnego rozwoju. Nie przypadkiem ekspedycje krzyżowców zakończyły się klęską, po której nastąpił najazd imperium osmańskiego na Europę Południowo-Wschodnią. Wstępujące w erę burżuazyjnego rozwoju państwa zachodnie napór Turków odeprą dopiero w XVI wieku. W XVI wieku Wschód nie stał się bardziej konserwatywny, raczej zaczęto go takim widzieć na tle zawrotnego tempa rozwoju Zachodu. Cóż takiego jednak stało się w Europie na przełomie XV i XVI wieku?
Można powiedzieć, że u schyłku średniowiecza zaszła swego rodzaju „cywilizacyjna mutacja”. Zapoczątkowały ją wyprawy krzyżowe. Następnie, w XV i XVI wieku, Europa Zachodnia przeżywa renesans oraz reformację, przy czym w wymiarze kulturowym znaczenie renesansu było bodajże większe niż reformacji. Nie ma wątpliwości co do tego, że kultura europejska przeszła radykalną transformację; pytanie, jak do niej doszło. Posługując się metodami badań kulturoznawczych, nie sposób wyjaśnić czegokolwiek bez względu na to, ile czasu poświęci się wnikliwym studiom nad wczesnym średniowieczem. Tymczasem odpowiedź jest dość banalna: przyczyną zmiany kulturowej jest rozwój stosunków burżuazyjnych. Nie przypadkiem ogniska modernizacji kulturowej pojawiają się w średniowieczu tam, gdzie daje się zauważyć najbardziej dynamiczny rozwój nowej gospodarki rynkowej – we Włoszech i w Holandii. Zmienia się życie, przeobrażeniu ulega codzienne doświadczenie mas, przekształca się także ludzka świadomość.
Teoria systemów-światów
W przeciwieństwie do abstrakcji, mitów i ideologicznych spekulacji teorii cywilizacji, marksistowski pogląd na historię opiera się na dość oczywistych faktach. Jednak wśród marksistowskich badaczy próbujących wyjaśnić źródła europejskiego kapitalizmu istnieje podział na dwa nurty. Jedna grupa zwraca uwagę na rolę rewolucji technicznej, która zaszła w Europie w XV i XVI wieku, powiększanie się rynku wewnętrznego i ukształtowanie się burżuazyjnego typu produkcji. Miasta wykazują zwiększony popyt na produkcję wiejską, gospodarstwo naturalne zostaje zastąpione przez gospodarstwo towarowe, a to oznacza konieczność zmiany organizacji całej gospodarki. Ostatecznie swój charakter zmienia także rolnictwo, coraz bardziej przystosowując się do wymagań rynku. Kapitalizm rodzi się w wyniku rozwoju feudalizmu.
Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że za ów burzliwy rozwój gospodarczy odpowiedzialna była nie tylko i w niewystarczającym stopniu wewnętrzna dynamika systemu, ile pewne impulsy zewnętrzne. Dwa wydarzenia zmieniły oblicze Europy w XIV i XV wieku. Współcześni nie zdawali sobie sprawy z ich przełomowego znaczenia, widząc w nich raczej dopust Boży, a w każdym razie bezprecedensową katastrofę. Mowa o wielkiej dżumie i upadku Konstantynopola.
Pochłaniając do jednej trzeciej ludności Europy, dżuma przyczyniła się do wzrostu popytu na najemną siłę roboczą, w tym także na wsi. Natomiast upadek Bizancjum przesądził o kryzysie handlowym i wymusił poszukiwania nowych szlaków morskich, co z kolei doprowadziło do odkrycia Ameryki i podróży do Indii. Strumień złota z Nowego Świata wywołał „rewolucję cen”: złoto straciło pierwotną moc nabywczą, za to ostro wzrósł popyt na towary. Był to prawdopodobnie pierwszy przypadek, który w praktyce potwierdził przyszłą teorię Johna Maynarda Keynesa o inflacji jako stymulatorze wzrostu gospodarczego. Kolonizacja Ameryki umożliwiła powstanie transatlantyckiej gospodarki, w której ramach ukształtował się kapitalizm.
Teoria systemów-światów, stworzona przez Immanuela Wallersteina, Samira Amina czy Andre Gunder Franka, skupia uwagę właśnie na tych procesach globalnych. Moglibyśmy jednak zapytać, czy jeśli Europy nie dotknęłaby dżuma, a Konstantynopol nigdy by nie upadł, nie byłoby także europejskiego kapitalizmu? Przecież stosunki burżuazyjne dojrzewały we Włoszech, we Flandrii, w Czechach i innych częściach Europy na długo przed epoką wielkich odkryć geograficznych.
Historia, jak wiadomo, nie zna trybu przypuszczającego, jak zatem mamy rozstrzygnąć między dwoma równie przekonującymi objaśnieniami tego samego procesu? Każde z nich zawiera najprawdopodobniej odpowiedź częściową, należy więc stwierdzić, że „wewnętrzny” rozwój europejskich miast i impuls „zewnętrzny” dopełniły się wzajemnie. W okresie późnofeudalnym na Zachodzie kumulował się ogromny potencjał twórczy, technologiczny, a przede wszystkim społeczny i organizacyjny. Lecz do gwałtownego uwolnienia tych sił potrzebna była zewnętrzna stymulacja17.
Tak czy inaczej, bez „wielkiego przełomu” XIV–XV wieku kapitalizm nie przyjąłby tej formy, którą znamy z historii nowożytnej. Wspomniane wyżej wydarzenia przesądziły o kulturowej oprawie burżuazyjnej cywilizacji Zachodu.
W książce ReOrient Andre Gunder Frank stara się wyjaśnić dominację zdobytą przez Zachód w epoce nowożytnej wyłącznie zbiegiem okoliczności18. Kolumb przypadkiem odkrył Amerykę, która przypadkiem obfitowała w srebro, co przypadkiem zbiegło się z okresem upadku gospodarczego krajów azjatyckich itd. ReOrient jest godny uwagi przez to, że ukazuje teoretyczną ograniczoność analizy systemów-światów. Począwszy od demonstracji ograniczoności ortodoksyjnych marksistowskich schematów sprowadzających historię gospodarki wyłącznie do naturalnego rozwoju sił wytwórczych i stosunków produkcyjnych, szkoła ta pojęła w pewnym momencie, że bez zrozumienia sił kierujących historią społeczną nie sposób zrozumieć ani rozwoju światowego handlu, ani geopolityki.
W rzeczy samej, średniowieczna Europa była daleko w tyle za krajami Wschodu. Afrykańczycy śmiali się, widząc karawele Portugalczyków, bo widzieli już wspaniałe okręty chińskiej floty. Jednak właśnie te maleńkie stateczki odmieniły oblicze światowej gospodarki i polityki, podczas gdy olbrzymie Chiny, dysponujące nieporównanie większymi zasobami, nie miały w tym czasie żadnych rewolucyjnych dokonań. Wschód został w tyle, ponieważ w ramach azjatyckiej kultury handlowej kapitalizm nie mógł się ukształtować. Azjatycki sposób produkcji, którego funkcjonowanie w Chinach, Egipcie i Indiach opisywał Marks, nie był mitem, lecz rzeczywistością. Silne państwo czuwało tam nad gospodarczą równowagą i systematycznym rozwojem – dla Europy podobna sytuacja była zaś zupełnie obca. Dzięki temu starożytne Chiny wyprzedziły Zachód o całą epokę, jednak ów odczuwany przez Zachód brak równowagi krył w sobie ogromne możliwości. Rozwój historyczny nie jest procesem linearnym, jest raczej nierównomierny. Jeszcze w XVII wieku Europa wciąż uczy się technologii od Chin. Wschód wyprzedza Zachód zarówno pod względem piśmienności oraz wykształcenia, jak i na polu sił wytwórczych oraz dobrobytu.
Lecz to Zachód gwałtownie się rozwija, podczas gdy Wschód popada w stagnację. Przyczyna tego jest prosta i w pełni przekonująco wyłożył ją Karol Marks. To triumfujący na Zachodzie kapitalizm zmusza do bezwzględnej, za to efektywnej mobilizacji wszystkich ludzkich i technologicznych zasobów w celu kumulacji. Na Wschodzie kumulacja kapitału handlowego nie przeszła w burżuazyjny sposób produkcji.
Jakkolwiek rola wielkich odkryć geograficznych w historii kapitalizmu jest ogromna, nowy system dojrzewał w sposób naturalny już w łonie feudalizmu. Wszelako dopiero geograficzna ekspansja zamieniła MOŻLIWOŚĆ burżuazyjnego rozwoju Europy Zachodniej w REALNOŚĆ. Przed epoką wielkich odkryć geograficznych wszystkie ruchy protoburżuazyjne w Europie w XIV i XV wieku poniosły klęskę. Włoski renesans był w istocie pierwszą rewolucją burżuazyjną – przede wszystkim w sferze kultury, lecz także w dziedzinie polityki: nie przypadkiem jego podstawy teoretyczne znajdziemy w Księciu Machiavellego. Husyci byli natomiast prototypem burżuazyjnego ruchu narodowego bogatych, rozwiniętych i kwitnących miejskich Czech. Ich ideologia była zwiastunem reformacji, jednak husyci stanowili odizolowaną grupę i zostali pokonani, a sto lat później reformacja, jak pożar, ogarnęła całą Europę. Co zmieniło się w tym czasie? Zmieniły się warunki zewnętrzne. To, co możliwe, stało się rzeczywistością. Wyraźne poszerzenie granic światowej gospodarki umożliwiło wykształcenie się innego rodzaju rozwoju i doprowadziło do radykalnej zmiany stosunków sił społecznych, stymulując powstawanie nowych technologii oraz wertykalny i horyzontalny rozwój stosunków burżuazyjnych. Tym sposobem realny kapitalizm ukształtował się jako system globalny i przybrał konkretne cechy w procesie rozwoju gospodarki światowej.
Stosunki burżuazyjne istniały, rzecz jasna, także przed wielkimi odkryciami geograficznymi. Tak samo kapitał handlowy istniał na długo przed nimi, jednak nigdzie nie zdołał stać się dominującą siłą społeczną. Nie znalazłszy perspektyw handlowej ekspansji, XIV- i XV-wieczne Włochy zabrnęły w ślepą uliczkę. Stosunki handlowe uzyskały dominację gospodarczą dopiero dzięki odkryciom XV i XVI wieku. Lecz bodaj najbardziej doniosłym skutkiem wielkich odkryć było umożliwienie ostatecznej przemiany kapitału handlowego w kapitał przemysłowy. Ów geopolityczny przewrót, jaki dokonał się w XV i XVI wieku, uwolnił zarówno destrukcyjne, jak i twórcze siły kapitalizmu. Ten z kolei pozwolił na pomyślną realizację unikatowych społeczno-kulturowych możliwości, jakie otworzyły się na przełomie średniowiecza i epoki nowożytnej.
Stronnicy tradycyjnego marksizmu z niedowierzaniem odnosili się do teorii systemów-światów. Ich zdaniem w pracach badaczy tego kręgu kapitalizm przedstawiany jest jako sposób wymiany, a nie sposób produkcji. Istotnie, system światowy opisany w pracach Wallersteina i jego następców najbardziej przypomina zorganizowany hierarchicznie handel międzynarodowy; jednak tak naprawdę nie chodzi tu o handel jako taki, lecz o międzynarodowy podział pracy. Handel międzynarodowy istniał na długo przed pojawieniem się kapitalizmu, jednak dopiero w momencie formowania się światowego podziału pracy handel zaczął odgrywać w kumulacji kapitału ową decydującą rolę, jaką przypisywał mu Karol Marks.
Międzynarodowy podział pracy jest nieodłącznie związany z produkcją. Rzecz jasna, ukształtował się on w warunkach przedkapitalistycznych, a bez niego burżuazyjny ład byłby niemożliwy. Forma, jaką międzynarodowy podział pracy zaczął przyjmować już w średniowieczu, zdeterminowała społeczno-ekonomiczne, technologiczne, a nawet kulturowe procesy w wielu krajach. Na przykład Bizancjum, wykazujące duże zapotrzebowanie na surowce dostarczane do Konstantynopola z obszarów czarnomorskich i Rusi Kijowskiej, stymulowało rozwój lokalnego handlu, upowszechnienie rzemiosła odtwarzającego bizantyjskie technologie oraz rozprzestrzenienie prawosławia. Ten rodzaj dokładnego przeniesienia-kopiowania (technology transfer) był niemożliwy i pozbawiony sensu w krajach zachodnioeuropejskich niezwiązanych podziałem pracy z Cesarstwem Bizantyjskim.
Jeszcze bardziej rażący przykład – grodzenia w XVI-wiecznej Anglii, kiedy tysiące chłopów wygnano z należących do nich ziem, które przekształcono w pastwiska dla owiec. Przyczyną grodzeń nie było wewnętrzne zapotrzebowanie tamtejszego rolnictwa, ale rosnący popyt na wełnę spowodowany gwałtownym rozwojem przemysłu tekstylnego Flandrii. Parafrazując Thomasa Moore’a, można powiedzieć, że w Anglii owce zaczęły „pożerać ludzi”, bo w Niderlandach właśnie rodził się kapitalizm. Również w samej Anglii podobnie wzrastający popyt doprowadził do rozwoju stosunków burżuazyjnych, przede wszystkim w sektorze rolnictwa19.
Innymi słowy, międzynarodowy podział pracy sprawił, że nieuniknione stały się te procesy produkcyjne i społeczne, które bez jego udziału albo wcale nie miałyby miejsca, albo przybrałyby zupełnie inne formy, zachodziłyby w innym czasie, a być może nawet – w innym kraju.
Kapitalizm ukształtował się w tym samym czasie co globalny system gospodarczy i sposób produkcji. Zjawiska te wzajemnie się warunkowały. Burżuazyjne stosunki produkcji mogły się rozwijać i zyskać dominację tylko w ramach sprzyjającego systemu gospodarczego. Z kolei bez powstania nowych stosunków produkcji w „czołowych” krajach, które stały się „centrum” nowego systemu światowego, rewolucyjne przekształcenie świata byłoby niemożliwe.
W przeciwieństwie do ortodoksyjnego marksizmu podkreślającego znaczenie stosunków produkcyjnych, teoria systemów-światów dowodzi, że decydującą rolę w rozwoju kapitalizmu odegrała dopiero zapoczątkowana pod koniec XV wieku globalizacja powiązań gospodarczych, która umożliwiła krajom „centrum” eksploatację tanich zasobów i pracy „peryferii”. W obu przypadkach mowa o kumulacji kapitału. Ortodoksyjny marksizm kładzie nacisk na jej wewnętrzne źródła, zaś teoria systemów-światów podkreśla rolę czynników zewnętrznych. W związku z tym nasuwa się pytanie: czym jest kapitalizm – systemem-światem czy sposobem produkcji?
Wszak jedno nie wyklucza drugiego. Kapitalizm to system-świat, oparty na burżuazyjnym sposobie produkcji, niedający się jednak do niego sprowadzić. Efektywna mobilizacja zasobów wewnętrznych była niezbędna dla pomyślnej eksploatacji zasobów zewnętrznych. Właśnie dlatego Anglia i Holandia, które szybko przyjęły model burżuazyjny, wysuwają się na prowadzenie, natomiast dysponujące ogromnymi posiadłościami i bogactwem, lecz utrzymujące struktury feudalne imperium hiszpańskie traci czołową pozycję. Mimo ogromnej przewagi geopolitycznej brak wystarczających warunków wewnętrznych do rozwoju kapitalizmu spowodował, że nie zdołał się on ukształtować w XVI- i XVII-wiecznej Hiszpanii.
„Centrum” i „peryferie”
Eksploatacja peryferii przybierała różne formy w ciągu dziejów. O ile jednak jej konkretne przejawy są dobrze znane socjologom i ekonomistom, o tyle głęboki mechanizm redystrybucji pozostawał przedmiotem zażartych dyskusji badaczy. Podział kapitalistycznego systemu-świata na „centrum” i „peryferie” przez długi czas był przedmiotem analiz (poczynając od prac Róży Luksemburg, a kończąc nie tylko na dziełach Wallersteina, Amina i innych, ale i na książkach słynnego spekulanta finansowego George’a Sorosa). Dane statystyczne zebrane w XIX i XX wieku pokazują, że stosunki między strefami „peryferii” i „centrum” pozostają dość stabilne, chociaż przepaść między przodującymi i zacofanymi państwami według większości wskaźników systematycznie się zwiększa. Znakomicie ilustrują ją regionalne statystyki gospodarcze. Dane historyczne i statystyczne, jakimi dysponujemy, są w zupełności wystarczające, by potwierdzić, że globalna redystrybucja zasobów jest korzystna przede wszystkim dla krajów zamożnych. Tym niemniej zarówno dla ekonomistów, jak i dla polityków nierzadko pozostaje zagadką, jak właściwie dochodzi do podporządkowywania „peryferii” „centrum”: z czego ono wynika i jak jest reprodukowane.
Dlaczego taki stan rzeczy wciąż jest odtwarzany, bez względu na to, że mamy do czynienia nie tylko z ewolucją kapitalizmu, lecz także ze zmieniającymi się stosunkami międzynarodowymi?
Początkowo marksiści skłonni byli objaśniać ciężką sytuację krajów peryferyjnych ich kolonialną zależnością od Zachodu. W połowie XX wieku podobne ujęcie zdeterminowało strategię dekolonizacji, która ukróciwszy kontrolę stricte polityczną, powinna była zagwarantować także niezależność gospodarczą. Jednak doświadczenie Ameryki Łacińskiej już w XIX wieku wykazało, że niezależność polityczna nie pozwala państwom peryferyjnym zmienić swojej pozycji w systemie światowym. Analogicznie, Rosja carska, będąca nie tylko niepodległym państwem, lecz także wpływowym europejskim mocarstwem, nosiła wyraźne cechy społeczeństwa peryferyjnego.
Wyswobodziwszy się spod panowania europejskich najeźdźców, były kolonialny Wschód w latach 60. XX wieku stał się częścią „trzeciego świata”, w sensie ekonomicznym zlewając się w jedną całość z krajami Ameryki Łacińskiej, które wywalczyły sobie niepodległość już w początkach XIX wieku. Jednak nie przyczyniło się to do radykalnej zmiany światowej hierarchii. Odtąd dominującą pozycję „centrum” tłumaczono tym, że w nim skupia się produkcja przemysłowa, podczas gdy „peryferia” w globalnym podziale pracy przyjmują rolę dostarczyciela zasobów. W latach 60. XX wieku w kręgach socjologów i ekonomistów mówiono o uzależnieniu biednych krajów od bogatego Zachodu. Z kolei ruchy wolnościowe wysunęły zadanie industrializacji i modernizacji (za inspirujący przykład posłużyły tu pierwsze radzieckie plany pięcioletnie). Niestety, bez względu na oczywiste sukcesy, industrializacja nie rozwiązała problemu. Wówczas na pierwszy plan zaczęła wysuwać się zależność technologiczna i zdolność Zachodu do skupiania w swoich rękach strategicznych monopoli (na zaawansowane technologie, broń masowego rażenia, środki masowego przekazu itd.). Nawet skonstruowanie indyjskiej czy pakistańskiej bomby atomowej czy stworzenie arabskiego kanału telewizyjnego Al-Jazeera nie były w stanie zachwiać globalną hierarchią gospodarczą. Przyłączywszy się do światowej gospodarki po upadku komunistycznego reżimu, Rosja i Ukraina wyraźnie odznaczały się wszystkimi cechami peryferyjnego rozwoju – mimo że dysponowały rozwiniętym przemysłem, odziedziczyły po Związku Radzieckim silne wojsko i postępową naukę. Równie wysoki stopień industrializacji i urbanizacji nie powstrzymał degradacji Argentyny i Urugwaju pod koniec XX wieku.
Wiele pisano także o „nierównej wymianie” między krajami rozwiniętymi a rozwijającymi się. Kontrolujące światowy rynek zachodnie monopole dyktowały ceny zasobów, które czerpano z krajów peryferyjnych. Próbą zmiany tego stanu rzeczy było stworzenie kartelu producentów ropy (OPEC), który w pierwszej połowie lat 70. zdołał wyraźnie wpłynąć na ceny paliw. Skutkiem tego był strumień petrodolarów, który popłynął na Bliski Wschód i częściowo także do Europy Wschodniej. Niektóre kraje, posiadające znaczne zasoby ropy i niezbyt liczną ludność, zdołały się wzbogacić, jednak okazało się to niewystarczającym warunkiem, by mogły stać się częścią kapitalistycznego „centrum”, co zamanifestowało się z wyjątkową ostrością w czasie wojen rozpoczętych przez Stany Zjednoczone w Zatoce Perskiej w 1991 i 2003 roku.
Po upadku bloku radzieckiego w latach 1989–1990 byłe republiki komunistyczne ostatecznie stały się częścią burżuazyjnego systemu-świata, przy czym duża część owego terytorium wyraźnie zbliżyła się do „trzeciego świata”. Pod koniec XX wieku wiele peryferyjnych krajów odznaczało się wysokim stopniem urbanizacji oraz industrializacji. Liczne państwa zachodnie przeszły z kolei proces deindustrializacji. Znaczna część miejsc pracy przemieściła się z rozwiniętej Północy na zacofane Południe, jednak nie spowodowało to radykalnej zmiany stosunków między Północą i Południem. Pod koniec XX wieku, obserwując funkcjonowanie transnarodowych instytucji finansowych, ich krytycy wykazali, że eksploatacja „peryferii” i kontrola nad nimi jest sprawowana poprzez system długu zewnętrznego.
Bez względu na niejednokrotnie zmieniający się w toku dziejów globalny podział pracy leżąca u podstaw burżuazyjnego sposobu produkcji tendencja do kumulacji i koncentracji kapitału pozostawała niezmienna. Centralizacja kapitału w skali świata prowadzi do powstania kilku centrów kumulacji, nierzadko konkurujących ze sobą. Logika kumulacji i koncentracji kapitału powoduje, że jest on stale redystrybuowany na korzyść światowych „liderów”. Nawet poważny wzrost gospodarczy na „peryferiach” nie zmieni tej sytuacji w sposób radykalny. Paradoksalnie w określonych warunkach wzrost produkcji w tych krajach może nawet osłabić ich pozycję, ponieważ im efektywniej pracuje dany kraj, tym więcej wytwarza „wolnego” lub „dodatkowego” kapitału, który rozdzielany jest na korzyść głównych centrów kumulacji. Konkretne formy międzynarodowego podziału pracy stanowią rezultat tego globalnego procesu. Mogą one ewoluować, lecz logika kumulacji wykazuje się stałością.
Rosja lat 90. XX wieku przedstawia w tym kontekście dość jaskrawy obraz: oto na tle kryzysu na wielką skalę okazała się jednym z „donorów” światowej gospodarki. Ogromne sumy wymieniono na zachodnie waluty, przede wszystkim na amerykańskie dolary, i wywieziono za granicę. Symptomatyczne wydaje się, że odnotowany w latach 90. wzrost nie zmienił tej tendencji i we względnie pomyślnym okresie 2000–2003 tak bezpośredni, jak i pośredni odpływ kapitału wciąż był dość znaczny.
Przekształcenie form eksploatacji i kontroli towarzyszy każdemu nowemu etapowi ewolucji kapitalizmu, lecz, jak wspomniano wyżej, logika kumulacji kapitału i jego centralizacja pozostają niezmienne. Otwarta gospodarka narzucona państwom „peryferii” wiąże się z nieuchronną redystrybucją kapitału na korzyść „centrum”. Dlatego jedynie Japonia, stalinowska Rosja i kraje Azji Południowo-Wschodniej, które w różnym czasie i na różne sposoby zdołały „oddzielić się” od światowego rynku kapitałowego, były w stanie radykalnie zmienić swą pozycję w globalnej hierarchii.
Procesy społeczne zachodzące na „peryferiach” formującego się systemu kapitalistycznego różniły się, rzecz jasna, od tego, co działo się w „centrum”. Jeszcze na początku XX wieku Róża Luksemburg zauważyła, że dostawszy się w orbitę burżuazyjnego rozwoju, kraje owe przejść muszą radykalną ewolucję. Nie będzie ona jednak mechanicznym powtórzeniem procesów, jakie mają miejsce na Zachodzie. Róża Luksemburg rozpatrywała przypadek krajów kolonialnych i półkolonialnych wciągniętych w orbitę kapitalistycznego rozwoju. Feudalne lub tradycyjne elity przekształcają się w burżuazję, włączają się w wymianę rynkową, jednak nie stają się elitami kapitalistycznymi. Gdy w „centrum” zwycięża wolna praca, na „peryferiach” rozwija się handel niewolnikami będący najważniejszym źródłem kumulacji kapitału. Niewolnicza praca wspiera i stymuluje rozwój wolnej pracy (tanie surowce i produkty spożywcze, dodatkowy kapitał płynący z różnych źródeł zapewnia intensywny wzrost gospodarczy w krajach „centrum”).
Proces globalizacji, który w latach 90. stał się modnym tematem rozmów, nie tylko nie zmienił stanu rzeczy, ale wręcz przeciwnie, pogłębił społeczne sprzeczności w skali świata. Kolejni badacze na przełomie XX i XXI wieku stwierdzali, że odtąd przepaść dzieląca kraje biedne od bogatych zostanie zastąpiona przez konflikt transnarodowego kapitału i klasy pracującej na skalę światową20. Jednak globalny antagonizm klasy robotniczej i kapitału nie jest nowością – pisali o nim już Marks i Engels w Manifeście komunistycznym. Tak samo przedstawiciele teorii systemów-światów nigdy nie twierdzili, jakoby sprzeczne interesy występowały jedynie między państwami. Społeczne konflikty wewnątrz każdego społeczeństwa z osobna są zbyt rażące, by można je było zignorować. Wszelako struktura społeczna i charakter społecznego konfliktu w „centrum” i na „peryferiach” są odrębne. Podstawową różnicą jest to, że kręgi władzy w krajach „centrum” dysponują znacznie poważniejszymi zasobami, co zapewnia o wiele więcej możliwości społecznego kompromisu i kształtowania konsensusu. W związku z tym polityczne systemy Zachodu okazują się trwalsze, demokracje – stabilniejsze, procesy polityczne i wyborcze „czystsze” itd. To nie „bogata tradycja demokratyczna” przesądza o trwałości zachodniej wolności; przeciwnie, to nieunikniona ekonomiczna niestabilność „peryferii” uniemożliwia formowanie „bogatych tradycji demokratycznych”.
Z tego punktu widzenia szczególnie znaczące jest to, co dzieje się właśnie w Rosji i Europie Wschodniej. Jeśli Róża Luksemburg mówiła o ewolucji świata kolonialnego, to tutaj widzimy społeczeństwa, w których – tak jak na Zachodzie – zaczęły się rodzić stosunki burżuazyjne. Ponadto kraje te aktywnie włączają się w nowy globalny rozwój (w odróżnieniu od znacznej części Europy Południowej, niewpisującej się w nowy system globalnych powiązań ekonomicznych i z tego powodu popadającej w stagnację). Jednak integrując się ze światowym systemem, zyskują one charakter peryferii. Ich burżuazyjny rozwój jest podporządkowany logice jakże odmiennej od panującej na Zachodzie. Wzrost gospodarczy i rozwój rynku nie prowadzą do autonomii społeczeństwa, lecz do jego zniewolenia, szeregi burżuazji powiększają się liczebnie, ale jednocześnie spada poziom jej kultury przedsiębiorczości. W rezultacie rozpaczliwe próby modernizacji podejmowane przez Rosję, która mimo swych osobliwości jest „normalnym” europejskim krajem, sprawiają, że coraz bardziej pogrąża się ona w zacofaniu: chcąc dogonić Zachód, rosyjskie społeczeństwo wciąż pozostaje w tyle.
W odróżnieniu od „centrum”, które może posłużyć za wzorzec mniej lub bardziej czystych stosunków burżuazyjnych, „peryferia” wytwarzają własny model kapitalizmu21. Charakterystyczny jest dla niego wysoki rozwój, a czasem nawet hipertrofia powiązań rynkowych, przy niskim poziomie rozwoju stosunków burżuazyjnych w dziedzinie produkcji. Zboże wyprodukowane przez chłopów pańszczyźnianych z guberni woroneskiej sprzedaje się na światowym rynku tak jak sprzedawana jest produkcja wolnych rolników. Jednak życie wiejskie toczy się wedle reguł innych niż reguły rządzące społeczeństwem burżuazyjnym. Nie istnieje tu rynek pracy. Owa sytuacja powoduje swego rodzaju paraliż sił kreatywnych – społeczeństwo wiejskie cierpi na chroniczny deficyt kapitału przemysłowego, nie jest zdolne do innowacji (nierzadko mimo ogromnego potencjału twórczego), jest technologicznie zacofane i zależne od Zachodu. Natomiast miejscowa burżuazja, mimo bogactwa surowcowego i wielkiej liczby rąk do pracy, nie jest w stanie samodzielnie przekształcić swoich nierzadko ogromnych środków w efektywne inwestycje. Przedsiębiorcy nieustannie wykazują silną potrzebę pomocy państwa lub zagranicznych partnerów.
Rosja nigdy nie była krajem odizolowanym od reszty świata. Na nic zdały się wysiłki zazdrosnych obrońców prawosławnej pobożności, którzy starali się odgrodzić kraj od wzmożonych w XVII wieku obcych wpływów – właśnie w tym czasie powiązania gospodarcze carstwa moskiewskiego z Zachodem nabierają nowej jakości. W miarę rozwoju burżuazyjnego rynku handel zmienia się w narzędzie integracji kraju z systemem-światem, a produkcja, przeznaczona wcześniej na zaspokojenie lokalnych potrzeb, teraz podporządkowana jest zewnętrznemu popytowi. Produkcja na potrzeby rynku oznacza reorganizację całego systemu powiązań łączących daną społeczność, nawet jeśli sama społeczność nie przekształca się w społeczeństwo burżuazyjne. Handel okazuje się jednym ze sposobów podporządkowania niekapitalistycznej (ze względu na swą wewnętrzną organizację) produkcji logice kapitalistycznej kumulacji.
W historycznej koncepcji Pokrowskiego ważne miejsce zajmuje idea kapitalizmu handlowego. Ta wczesna forma burżuazyjnej przedsiębiorczości, jaka rozwinęła się w epoce wielkich odkryć geograficznych, wciąż jeszcze była ograniczana przez ramy tradycyjnych technologii. Dopiero rewolucja przemysłowa otworzyła przed kapitalizmem perspektywę masowej produkcji. Jednak już w XVI–XVII wieku przewóz ładunków wymagał centralizacji, wysokiego poziomu zarządzania i znacznych inwestycji. Na samą konstrukcję statku składa się produkcja wielu chałupniczych warsztatów i gospodarstw wiejskich.
W Europie Zachodniej produkcja manufakturowa nabierała rozpędu, lecz na „peryferiach”, skąd przede wszystkim czerpie się surowce, sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Aby kapitał handlowy mógł eksploatować drobnego producenta, musiał zawrzeć sojusz z wielkim właścicielem ziemskim i państwem stanowym. Drobny producent został przemocą podporządkowany logice kapitału i włączony w nowy podział pracy. Symptomatyczne wydaje się, że dla samego Pokrowskiego nie jest do końca jasne, dlaczego podobny sojusz, który w tej czy innej formie daje się zaobserwować także na Zachodzie, okazał się tam nietrwały, podczas gdy w Rosji utrzymał się w zasadzie do końca XX wieku. Odpowiedź na to pytanie można znaleźć, porównując produkcyjne zadania „centrum” i „peryferii” w ramach kształtującego się podziału pracy. Produkcja manufakturowa zastosowana w przemyśle przetwórczym natychmiast okazuje się wystarczająco wydajna, podczas gdy w sektorze surowcowym oraz rolnym większe zyski przynosi korzystanie z pracy przymusowej.
W rezultacie integracja Rosji ze światową gospodarką nie przyniosła osłabienia samodzierżawia, lecz jego umocnienie; nie stanowiła przejścia do burżuazyjnego typu rolnictwa, lecz poskutkowała nasileniem się pańszczyzny. „To ów kapitał handlowy przechadzał się po rosyjskiej ziemi w czapce Monomacha, zaś właściciele ziemscy i szlachta byli zaledwie jego agentami, jego aparatem”22. W ten sposób tłumaczy Pokrowski dobrze znane przypadki bezprawia, jakiego w stosunku do arystokracji i szlachty dopuszczało się XVIII-wieczne samodzierżawie, kiedy to przedstawicieli uprzywilejowanej klasy nie tylko gnano na wojnę i zmuszano do służby w instytucjach państwowych, ale nawet okładano rózgami. Nie ulega wątpliwości, że teza Pokrowskiego jest cokolwiek polemiczna. W ostatecznym rozrachunku szlachta posiadała bowiem własne interesy i w tymże XVIII wieku zdolna była ich bronić, organizując przewroty państwowe, dzięki którym uzyskała swoje „swobody”. Mimo to nie sposób przecenić roli, jaką w rosyjskiej historii odegrał kapitał handlowy oraz ogólnoświatowe procesy gospodarcze.
Łatwo zauważyć, że każda nowa faza w rozwoju europejskiej, a potem także globalnej gospodarki pokrywała się z przełomowymi dla Rosji wydarzeniami. W żadnej mierze nie jest to jedynie przypadek. Wielkie przemiany XVI i XVII stulecia w Europie odbijają się w Carstwie Rosyjskim represjami Iwana Groźnego i Wielką Smutą. Z kolei boom gospodarczy XVIII wieku okazuje się dla szlacheckiej Rosji złotym wiekiem, epoką świetności i oświecenia opartego, nawiasem mówiąc, na bezwzględnej eksploatacji chłopstwa. W latach 60. i 70. XIX wieku dochodzi do kolejnego rewolucyjnego przekształcenia systemu-świata. W Rosji rozpoczyna się „epoka reform”. Kryzys globalnego kapitalizmu w latach 1914–1918 nie tylko kulminuje w wojnie światowej, lecz przyczynia się również do wybuchu rosyjskiej rewolucji; z kolei Wielkiej Depresji lat 1929–1932 towarzyszy stalinowska kolektywizacja itd.
Porównując Rosję z Anglią, Pokrowski upatruje w imperium brytyjskim „szczęśliwego” połączenia przemysłowego kapitalizmu metropolii i kapitalizmu handlowego, który „przemieścił się do kolonii”23. Ów idylliczny stan równowagi naruszyła jedynie wojna o niepodległość w Ameryce Północnej. W przeciwieństwie do tego, między dwoma typami rosyjskiego kapitalizmu stale pojawiały się konflikty kończące się zazwyczaj niepomyślnie dla kapitału przemysłowego. Nietrudno stwierdzić, że Pokrowski formułuje jedną z podstawowych różnic między rozwojem kapitalizmu w „centrum” i na „peryferiach”. Przewaga „centrum” zawsze polegała właśnie na zdolności łagodzenia doświadczanych przez siebie sprzeczności za pomocą przemieszczenia ich na zewnątrz, zepchnięcia na „peryferie”. To, co Pokrowskiemu wydaje się „angielską osobliwością”, jest w rzeczywistości ogólną zasadą historyczną.
Międzynarodowy podział pracy i rozwój systemu-świata zakłada stopniowe przechodzenie od handlu do produkcji. Kapitał handlowy przestaje być przy tym samowystarczalny i zaczyna obsługiwać kumulację kapitału przemysłowego, na co wskazywał już Marks. Właśnie to przekształcenie kapitału handlowego w produkcyjny, a nie rabunki i przemoc, stanowi istotę opisanej przez Marksa początkowej kumulacji. Nic dziwnego, że kapitał handlowy przemieszcza się do kolonii i krajów zależnych, wypompowując z nich zasoby i tworząc na ich terenie nowe rynki zbytu dla produkcji przemysłowej. „Centrum” wciąż żąda od „peryferii” nowych zasobów, nowych, coraz bardziej złożonych produktów. Rozwój „peryferii” tworzy dodatkowe możliwości jej eksploatacji, w tym metodami finansowymi. Kształtowanie się światowego rynku kapitałowego wymaga istnienia rozwiniętych struktur burżuazyjnych w krajach zacofanych właśnie z tego powodu, że w przeciwnym wypadku możliwości eksploatacji tych terytoriów pozostawałyby skrajnie ograniczone. Podnosząc hasło modernizacji w krajach nierozwiniętych, lokalni nacjonaliści byli przekonani, że rzucają wyzwanie Zachodowi. W rzeczywistości jednak modernizacja „peryferii” zawsze była postulatem Zachodu, jego najważniejszym celem. Owa modernizacja powinna być jednak podporządkowana globalnej logice kumulacji kapitału. Stosunek „centrum” i „peryferii” zmienia charakter wraz z każdym cyklem kapitalistycznego rozwoju.
Cykle Kondratiewa
W połowie lat 20. XX wieku wielki rosyjski ekonomista Nikołaj Kondratiew, po przestudiowaniu danych statystycznych, poczynając od końca XVIII stulecia, doszedł do wniosku, że w rozwoju kapitalizmu istnieją „wielkie cykle”. Są one nieregularne i zazwyczaj trwają od czterdziestu do sześćdziesięciu lat, lecz ich dynamika jest zawsze taka sama. Najpierw daje się zaobserwować tak zwana „fala wzrostowa” (poziom produkcji, cen i zysków systematycznie rośnie, kryzysy nie są głębokie, a depresje gospodarcze nie trwają długo). Następnie przychodzi „fala niżowa”. Wzrost gospodarczy staje się niestabilny, kryzysy – częstsze, a okresy depresji się wydłużają24.
Pierwszy zbadany przez Kondratiewa cykl rozpoczął się pod koniec lat 80. XVIII wieku wraz z rewolucją przemysłową i zakończył się po ustaniu wojen napoleońskich. Po 1817 roku w Europie pogarsza się koniunktura, a depresja gospodarcza zbiega się z okresem politycznego reakcjonizmu. Jednak w latach 1844–1851 następuje przełom, któremu towarzyszy nasilenie się aktywności ruchu rewolucyjnego i wybuch konfliktów zbrojnych. Ostatecznie nowy etap wzrostu gospodarczego formuje się pod koniec lat 50. XIX wieku, po zakończeniu wojny krymskiej i kryzysu przemysłowego, który nastąpił zaraz po niej. „Fala wzrostowa” trwa do początku lat 70. XIX wieku. Później rozpoczyna się następna epoka zawirowań gospodarczych, trwająca około dwóch dekad, aż do lat 90. Wzrost, który dał o sobie znać pod koniec XIX wieku, okazał się nietrwały. Począwszy od 1914 roku coraz wyraźniejsze stają się symptomy nowej stagnacji. Dane Kondratiewa już w początkach lat 20. wieszczą początek Wielkiej Depresji, która w latach 1929–1932 miała wstrząsnąć światem.
Odkrywszy istnienie długich cyklów w gospodarce światowej, Kondratiew nie zdołał jednak wyjaśnić, z czym są one związane. Istnienie podobnych fal rozwoju jest faktem statystycznym, który wraz z wraz z pojawianiem się w obiegu naukowych nowych danych tylko zyskuje na oczywistości. Jednak co sprawia, że po okresach względnego „wzrostu” następują okresy „zastoju”? Opierające się na chronologii próby mechanicznego przewidzenia kolejnego „cyklu Kondratiewa” musiały prowadzić do anegdotycznych rezultatów, zaś prognozowanie długich fal przez współczesnych ekonomistów przypominało czasami „badania” astrologiczne25. Najważniejsze w cyklach Kondratiewa nie są jednak okresy, a fazy. Jest to historia formowania, rozwoju, a następnie rozkładu zastępujących się nawzajem modeli kapitalizmu. Właśnie z tego powodu jakiekolwiek prognozowanie cyklów oparte na chronologii jest zupełnie pozbawione sensu. Ważne nie jest to, „jaką mamy dziś epokę”, lecz to, w jakim stanie znajduje się światowy system.
Sam Kondratiew nie próbował niczego przewidywać, zajmował się tylko uogólnianiem faktów. „Zanim zacznie wzbierać fala wzrostowa każdego wielkiego cyklu, a czasami także w jej początkach, dają się zaobserwować znaczne zmiany w warunkach życia gospodarczego danego społeczeństwa. Zmiany te wyrażają się zazwyczaj (w tej lub innej kombinacji) w głębokich przemianach techniki produkcji i wymiany (które z kolei wyprzedzają znaczące techniczne wynalazki i odkrycia), w przekształceniu warunków obrotu pieniężnego, w zwiększeniu roli nowych krajów w światowym życiu gospodarczym”26.
Według Kondratiewa, kapitalizm przechodzi okresowe „rekonstrukcje”. Zmieniają się nie tylko jego narzędzia. Pojawiają się nowi aktorzy, przekształceniu ulega układ sił między graczami. Kondratiew objaśnia istotę tych „rekonstrukcji” kapitalizmu koniecznością zmiany sfatygowanych urządzeń maszynami nowej generacji. Rzeczywiście, każdy cykl Kondratiewa tak czy inaczej związany jest z technologiczną innowacją; nierzadko jednak kilka generacji maszyn zmienia się w ciągu jednego cyklu, a nawet jednej jego fazy. Inaczej rzecz się ma z rewolucją techniczną, która wiąże się nie tylko ze zmianą urządzeń, lecz przede wszystkim ze zmianą funkcjonowania całego modelu produkcyjnego. Takie przewroty w istocie towarzyszą początkowi każdego nowego cyklu.
Ale z czym wiąże się zmiana modelu technologicznego? W tym przypadku chodzi nie tylko o prostą konieczność zamiany starych maszyn na nowe, ale o to, że rynkowy potencjał starego modelu technologicznego ulega wyczerpaniu. Odnowienie podstaw produkcji, masowe zastosowanie nowego sprzętu nie może nie dotknąć także życia społecznego. Bez przemian w samym społeczeństwie efektywne wykorzystanie odnowionych sił wytwórczych okazuje się niemożliwe. Dlatego „rekonstrukcje” nie mogą mieć stricte technologicznego charakteru. Obejmują także porządek społeczny, życie polityczne oraz stosunki międzynarodowe.
Nowe technologie nie tylko tworzą nowe sposoby produkcji i zmieniają stare, często prowadzą także do wyłonienia się nowych rynków. Już Marks zwrócił uwagę, że w miarę rozwoju i wzrastającej złożoności bazy technicznej kapitalistycznej gospodarki stopa zysku zaczyna wykazywać tendencję spadkową. Każda nowa generacja maszyn jest droższa od poprzedniej, wydatki na amortyzację rosną, pojawia się potrzeba bardziej wykwalifikowanej siły roboczej, zaś konkurencja wymusza obniżki cen. W związku z tym przeciętny zysk systematycznie się zmniejsza.
„Chociaż Marks nie mówił wprost o długich cyklach – zauważa znany radziecki ekonomista Stanisław Mienszykow – to przygotował grunt pod operację rozróżnienia wahań w dynamice kapitalistycznego rozwoju, odrębnych od średniookresowego cyklu gospodarczego, i wskazał ich materialną podstawę”27. Odnotowane przez autora Kapitału obniżenie stopy zysku okazuje się być kluczem do zrozumienia mechanizmu długich fal. W XX wieku ekonomiści wciąż toczyli spór wokół tej Marksowskiej tezy: gdy jedni przedstawiali empiryczne dowody, które miały obalić diagnozy autora Kapitału, inni starali się wykazać jego rację, posiłkując się statystykami. Marksiści dowodzili, że spadek stopy zysku popycha kapitalistów na drogę zewnętrznej ekspansji (opanowywanie nowych rynków, konflikty zbrojne itd.). Jednak w większości przypadków przeoczano, że zaobserwowana przez Marksa tendencja odnosi się do gospodarki o mniej lub bardziej stabilnej strukturze sektorowej.
„Można utrzymywać – pisze Mienszykow – że u Marksa brak zakończonego modelu teoretycznego, który objaśniałby związek procesu technologicznego oraz stopy zysku. Nie wykluczam, że jest tak w istocie, jednak Marks wyszedł z propozycją co najmniej kilku najważniejszych elementów takiej teorii. Już w latach 20. mógł się nimi posłużyć Kondratiew”28. Gdy przyłożymy idee autora Kapitału do analizy technologicznie niestabilnego systemu, wszystko wydaje się wracać na swoje miejsce.
Za każdym razem, kiedy w gospodarce powstaje nowy sektor, uzyskiwana w jego ramach stopa zysku okazuje się bardzo wysoka (co w znacznej mierze tworzy iluzję intensywnego, stałego wzrostu). Właśnie dlatego innowacje techniczne, początkowo rewolucjonizujące proces produkcji, nie tylko w dłuższej perspektywie nie prowadzą do zmian społeczno-ekonomicznych, lecz sprzyjają stabilizacji obecnego systemu władzy – wzmacniając pozycję obozu konserwatywnego, demonstrują tym samym wydajne funkcjonowanie porządku ekonomicznego i społecznego. W rzeczywistości klasy panujące wykorzystują innowacje technologiczne (i inne) w sposób pasożytniczy. W okresach politycznej i kulturowej reakcji dokonano licznych odkryć naukowych. Jednak stopa zysku w nowych sektorach dość szybko zaczyna spadać, szybciej nawet niż w sektorach tradycyjnych. Nie znaczy to, że technika przestała się rozwijać, po prostu jej rozwój nie stwarza jakościowo nowych rynków. Skutkiem wyczerpania się modelu technologicznego jest efekt nadmiernej akumulacji kapitału, powodujący z kolei kryzys panującego porządku – ekonomicznego, politycznego i społecznego. Dopiero ów kryzys prowadzi do powstania nowego modelu społecznego, zdolnego efektywnie wykorzystać skumulowany potencjał technologiczny. Jak wyraził się Mienszykow, społeczeństwo „zmienia skórę”29.
Opanowywanie nowych rynków można porównać do uprawy nowej ziemi: potrzeba zaledwie nieznacznej ilości nawozów i niewielkiego wkładu pracy, by przez kilka lat przynosiła ona obfite plony. W momentach rewolucji technicznych nowe rynki powstają także wskutek pojawienia się w sprzedaży nowych, wcześniej nieznanych towarów. Jednak wzrost stopy zysku w dłuższej perspektywie możliwy jest tylko dzięki wciągnięciu w kapitalistyczny obieg nowych terytoriów, nowych sfer życia oraz nowych mas ludzkich. Właśnie z tego powodu, zauważa Kondratiew, kluczowym mechanizmem kapitalizmu okazało się włączanie w światowy rynek coraz większej liczby krajów, „rozszerzanie jego orbity”30.
W tym sensie kolonializm wydaje się być oczywistym kompanem kapitalizmu. Kolonialna ekspansja w zadziwiający sposób to traci impet, to znów przybiera na sile. Po uzyskaniu zdobyczy terytorialnych w XVI wieku i początkach wieku XVII Zachód jakby zrobił sobie przerwę, następnie kolonizacja przybrała na sile w XVIII wieku, a w początkach XIX wieku znów zamarła. Koniec XIX stulecia jest naznaczony przez „kolonizatorską konkurencję” i „podział świata”. Po dekolonizacji lat 50. i 60. wydaje się, że podobne praktyki już na zawsze pozostaną w przeszłości. Jednak przełom XX i XXI wieku jawi się jako epoka nowych kolonialnych wojen, które choć noszą dziś inne nazwy, zachowują charakter starych konfliktów kolonialnych. Podobnego rodzaju powtórzenie, jak wykazał Kondratiew, nie jest przypadkowe: „Jest zupełnie jasne, że w systemie kapitalistycznym wciągnięcie w jego obieg nowych terytoriów zachodzi w takim momencie historycznym, który charakteryzuje się zaostrzoną potrzebą nowych rynków zbytu i rynków surowcowych odczuwaną przez Stary Świat”31.
Mówiąc o okresowych rekonstrukcjach kapitalizmu, Kondratiew zauważa, że ich przesłankę „stanowi koncentracja kapitału w rękach silnych centrów przedsiębiorczości”32. Z perspektywy geografii automatycznie prowadzi to do redystrybucji zasobów pomiędzy państwami. W granicach systemu-świata zwiększa się nacisk „centrum” na „peryferie”. Kiedy zaś kolejna „rekonstrukcja” z grubsza dobiega końca, daje się zaobserwować „obfitość wolnego kapitału i, co za tym idzie, jego niską wartość”33. Kryzys nadmiernej akumulacji kapitału jest rozwiązywany za pomocą transferu wolnych środków na peryferie systemu (tym samym stwarza się iluzję ich pomyślnego rozwoju). Powstaje wrażenie, jakoby dzięki swobodnej grze sił rynkowych „peryferia” – lub przynajmniej ich najbardziej rozwinięta część – były o krok od tego, by dogonić Zachód. Niestety, radość z prosperity peryferii nie trwa długo, bowiem gdy zbliża się czas kolejnej „rekonstrukcji”, kapitał znów zaczyna płynąć w przeciwnym kierunku. Jak dotąd każda duża „rekonstrukcja kapitalizmu” kończy się dla peryferii klęską, jeśli nie katastrofą.
Cykliczność jest istotą kapitalizmu, ponieważ zarówno produkcja, jak i konsumpcja są w tym systemie podporządkowane logice wymiany towarowej. Krótkoterminowe rynkowe cykle koniunkturalne, dobrze zbadane przez ekonomistów już w XIX wieku, nakładają się na o wiele bardziej skomplikowane i zachodzące na większą skalę procesy społecznego, ekonomicznego i technologicznego rozwoju. Dokładnie w taki sam sposób średnie cykle, wedle porównania Kondratiewa, „jak paciorki nawlekają się na fale wielkich cyklów”34.
Marks pisał, że rozwój sił produkcyjnych społeczeństwa wymaga okresowej rewizji stosunków produkcyjnych. Poprzez dzieje technologiczne baza kapitalizmu niejednokrotnie się zmieniała. Maszyna parowa wyparła manufaktury oparte na pracy rąk oraz turbiny wodne, elektryczność zrewolucjonizowała przemysł na przełomie XIX i XX wieku. Samochody, produkcja taśmowa, telefon i komercyjne linie lotnicze odnowiły oblicze gospodarki. Powstały w ich wyniku model nazwano później „fordyzmem”. Technologiczna rewolucja końca XX wieku była zaledwie kolejnym etapem tego procesu.
Tymczasem każda radykalna zmiana technologii kulminuje w przemianie ekonomicznej, a czasem także społeczno-politycznego modelu kapitalizmu. Te procesy w sposób nieunikniony nakładają się na „zwyczajne” cykle rynkowe. Mowa nie tylko o „długich falach” wzrostu i upadku gospodarczego, ale także o przeplataniu się okresów, kiedy kapitał ustawicznie się umiędzynarodawia, z okresami „narodowego rozwoju”. Fazy dominacji kapitału finansowego i handlowego są zastępowane przez fazy przewagi kapitału przemysłowego. Po okresach wolnego rynku następują epoki państwowego interwencjonizmu.
Okresom politycznego konserwatyzmu nierzadko towarzyszy gwałtowny rozwój technologiczny, lecz zazwyczaj przemiany w znacznie większym stopniu obejmują media, transport, telekomunikację i handel aniżeli produkcję. W tym czasie kapitał finansowy i handlowy dominuje nad przemysłowym, a globalna gospodarka góruje nad rynkiem narodowym. Fazy globalizacji i lokalnego rozwoju odzwierciedlają ową dynamikę – handel i finanse zawsze dążą do maksymalnej ekspansji. Istnienie granic tylko ją powstrzymuje. Jednak produkcja ma zawsze charakter lokalny. Niezbędna jest reprodukcja siły roboczej, ludzie muszą mieć gdzie mieszkać, nie mogą znajdować się w ciągłym ruchu. Natomiast światowy handel nie może bez końca rozszerzać swojego zasięgu, tym bardziej w sytuacji, gdy rynek wewnętrzny pogrążony jest w stagnacji. Państwo wyręcza przedsiębiorców, gwarantując ochronę narodowych interesów i odpowiedzialność społeczną. Wbrew przekonaniom zaczerpniętym z liberalnej mitologii, najbardziej stabilny wzrost gospodarczy przypada właśnie na te okresy. Wolny handel epoki piratów został zastąpiony przez merkantylizm, następnie jego miejsce zajęły bachanalia wolnego rynku, po których nieuchronnie musiała nastąpić kolejna fala protekcjonizmu itd.
Cykle upadku i wzrostu zbiegają się z okresami rewolucji i reakcji. Kondratiew odkrył, że „na okresy fal wzrostowych wielkich cyklów przypada największa liczba znaczących wstrząsów społecznych, tak rewolucji, jak i wojen”35. Ograniczając się do konstatacji tego „faktu empirycznego”, wielki ekonomista nie objaśnił jednak bardziej szczegółowo odkrytej przez siebie prawidłowości. Jasne jest jednak, że owa zbieżność nie jest przypadkowa. Opisane przez niego cykle nie są bowiem ani automatycznym mechanizmem, ani naturalnym procesem, który zachodziłby sam z siebie – w tak konsekwentny i nieunikniony sposób, jak następowanie po sobie pór roku. Właśnie z tego powodu tak trudno jest przewidzieć początek nowego etapu. By nowy cykl wzrostu mógł się rozpocząć, społeczeństwo powinno przejść radykalną zmianę. Rewolucje i reformy tworzą nowy model, w którego ramach może nastąpić wzrost gospodarczy. Wyczerpanie tego modelu prowadzi do gospodarczego upadku, z którego społeczeństwo podnosi się jedynie, przechodząc przez kolejne kryzysy – w kierunku nowych rewolucji i reform.
Wszystkie te procesy mają miejsce w ramach kapitalizmu. Jednak już Wielka Rewolucja Francuska, ze swą plebejską furią, pokazała, że każdy podobny wstrząs grozi potencjalnym rozpadem całego kapitalistycznego porządku. Znaczenie rewolucji dla kapitalizmu jest dwojakie: z jednej strony może ona mu się przysłużyć jako mechanizm modernizacyjny, z drugiej zaś zadać mu śmiertelny cios. Wyraźnie zademonstrowała to Komuna Paryska 1870 roku, natomiast 1917 rok w Rosji doprowadził do pierwszego socjalistycznego eksperymentu.
Rosyjski los
Nie przypadkiem „długie fale” rozwoju kapitalistycznego po raz pierwszy zbadano właśnie w Rosji. Wystarczy zestawić daty kluczowych wydarzeń historycznych ojczystych dziejów z cyklami światowej gospodarki, by odkryć istnienie pewnych zbieżności. Odnosi się to i do opryczniny Iwana Groźnego, i do czasów Wielkiej Smuty, do prawa pańszczyźnianego oraz do jego reformy, do rewolucji 1917 roku, kolektywizacji, demontażu Związku Radzieckiego, a także wielkiej prywatyzacji lat 90. Począwszy od XVII, aż do XX wieku Rosja wciąż starała się dogonić Zachód, stale pozostając o krok w tyle, zaś każda nowa fala gospodarcza dosłownie ją podtapiała. Historyczna analiza Pokrowskiego i badania ekonomiczne Kondratiewa łączy nie tylko kraj oraz epoka, w których powstały. Diagnozy tych badaczy ujęte razem dają klucz do zrozumienia fundamentalnych dramatów i tragedii rosyjskiej historii.
„Długie fale” globalnego rozwoju nadawały rytm społecznym i politycznym przemianom Rosji w nie mniejszym stopniu niż w innych częściach świata. Z tym że tutaj wszystko wydawało się bardziej dramatyczne, czasami nawet – straszniejsze. Zawirowania światowej historii odbijały się tutaj ogromnymi wstrząsami. „Nic tam nie ma granic: ani bóle, ani pociechy, ani ofiary, ani nadzieje”36 – pisał francuski podróżnik Adolphe markiz de Custine, który odwiedził Rosję w 1839 roku. „Namiętności Rosjan są przykrojone na wzór starożytnych ludów, wszystko u nich przypomina Stary Testament, ich nadzieje i cierpienia są wielkie jak ich państwo”37. Kraj ten wydał mu się straszny, nieszczęśliwy i wielki; za swe niesamowite osiągnięcia zapłaci wysoką cenę, pozbawiając szczęścia swoich mieszkańców.
To, co tak szokowało francuskiego markiza w XIX wieku, było jedynie preludium rzeczywiście ogromnych wstrząsów, które miały nastąpić w XX wieku. Jednak ani katastrofy, których doznała Rosja, ani też heroiczne czyny, jakich w niej dokonano, nie stanowiły części jakiegoś wyjątkowego jej losu.
Dramat rosyjskiej historii polega właśnie na tym, że doświadczenie całego rodzaju ludzkiego przejawiało się w niej w formie skrajnej i tragicznej. W tym sensie nie istnieje i istnieć nie może żaden wyjątkowy „rosyjski los”. Nasz los jest bowiem losem ludzkości.