Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Imperium peryferii. Rosja i system światowy.

Imperium peryferii. Rosja i system światowy.

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-63855-28-4

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Imperium peryferii. Rosja i system światowy.

Ambitne ujęcie tysiącletniej historii Rosji. Pasjonująca analiza kształtowania się współczesnego systemu-świata, tak jak zarysowuje go Wallerstein, w którym nic nie dzieje się przypadkiem. Książka obejmuje wszystkie okresy dramatycznego rozwoju Rosji, począwszy od wczesnych osadników, przez średniowieczną zapaść, Iwana Groźnego – „angielskiego cara”, Piotra Wielkiego, Wojnę Krymską, aż po nastanie kapitalizmu, rewolucję i okres sowiecki, a w końcu powrót kapitalizmu po 1991 roku. 

 

Imperium peryferii jednych oburzy, innych zafascynuje. W przyszłości powinno stać się klasyką.

 

Nigdzie w Europie nie kłócą się tak zajadle o historyczne szczegóły, jak w naszym kraju. Oceny Iwana Groźnego, Aleksandra II czy Piotra I nie da się oddzielić od politycznej pozycji danego autora. Wszystkie te postaci i symbole wciąż jeszcze są wśród nas. Mówi się o nich tak, jakby dopiero co wyszły za drzwi. Cały kraj przypomina ogromny dom pełen zjaw, które pod niewidzialną (a czasem widzialną) postacią towarzyszą uczestnikom współczesnych wydarzeń.

fragment książki

Polecane książki

Jeżeli chcecie odpocząć na jakiś czas od czarów i magii, sięgnijcie po „5 bajek na dobranoc”. Ich bohaterowie mierzą się z rzeczywistymi problemami, stworzonymi przez siebie lub przez innych – nieraz im nieżyczliwych. W pokonywaniu owych przeciwności nie pomagają im jakieś „tajemne siły”, lecz w...
Tysiące godzin w IPN, Bibliotece Narodowej i Archiwum Akt Nowych. Dziesiątki rozmów ze świadkami historii. Ponad 400 dni spędzonych nad starymi dokumentami, pisanymi niejednym alfabetem. Tomasz Piątek kontynuuje swoje śledztwo. Szuka odpowiedzi na pytanie: jak to się stało? Skąd na polskiej scenie p...
Szukasz bożonarodzeniowej powieści o miłości? Jesteś na najlepszym tropie! Olgierd oddaje się pracy polonisty. Krystyna ubolewa nad kawalerskim życiem swojego syna. Świat Sary kompletnie się zawalił. Stanisława opuściła żona, a Małgorzata odczuwa trudy samotnego macierzyństwa. Pewne zbiegi okoliczno...
Autor ukazuje uczucie sławnego amerykańskiego pisarza do pięknej córki szefa potężnego kartelu narkotykowego. Tłem staje się bardzo wpływowa rodzina z Kalifornii, działająca w przemyśle farmaceutycznym. Gra toczy się o przejęcie produkcji rewelacyjnego środka hamującego proces starzenia się organizm...
"Nie musisz się wstydzić, że nogi się pod tobą uginają! Kiedy ja doświadczyłem tego po raz pierwszy, nogi uginały się pode mną częściowo ze strachu, a częściowo w reakcji na rytm. I zobacz, dobrze na tym wyszedłem!"Elvis PresleyJak radzić sobie z tremą podczas prezentacji publicznej? Jak wykorzystać...
Taniec jest obecnie jedną z najszybciej rozwijających się sztuk performatywnych,  a taneczno-techno-naukowe asamblaże stanowią dyskursywne pole kultury wpływające na sposób myślenia o poznającym podmiocie. Głównym celem stojącym za książką jest zastanowienie się nad tym, jak tanie...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Borys Kagarlicki

Bo­rys Ka­gar­lic­ki, Im­pe­rium pe­ry­fe­rii. Ro­sja i sys­tem świa­to­wy

War­sza­wa 2012

Ty­tuł ory­gi­na­łu: Pie­ri­fie­rij­na­ja im­pie­ri­ja: Ros­si­ja i mi­ro­si­stie­ma

Co­py­ri­ght © 2012 by Bo­rys Ka­gar­lic­ki

Co­py­ri­ght © for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Kry­ty­ki Po­li­tycz­nej, 2012

Wy­da­nie pierw­sze

ISBN 978-83-62467-82-2

Sup­por­ted by a grant from the Open So­cie­ty Fo­un­da­tions.

Książ­ka uka­zu­je się przy wspar­ciu Open So­cie­ty Fo­un­da­tions.

Wy­daw­nic­two Kry­ty­ki Po­li­tycz­nej

Se­ria Hi­sto­rycz­na [7]

War­sza­wa 2012

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

se­ria hi­sto­rycz­na

Hi­sto­ria, tak jak ją ro­zu­mie­my, to przede wszyst­kim pró­ba opo­wie­dze­nia prze­szło­ści na nowo, tak by „dało się z nią żyć” i zbu­do­wać lep­szą przy­szłość. Nie słu­ży kon­ser­wo­wa­niu na­szej toż­sa­mo­ści, lecz poka­zuje, że współ­pra­ca i kon­flik­ty jed­no­stek oraz grup nie­ko­niecz­nie prze­bie­ga­ją we­dług po­dzia­łów na­ro­do­wych. W książ­kach pu­bli­ko­wa­nych w Se­rii opo­wia­da­my dzie­je z per­spek­ty­wy mniej­szo­ści i klas, par­tii le­wi­co­wych i ru­chów eman­cy­pa­cyj­nych, wspól­not lo­kal­nych i maso­wych or­ga­ni­za­cji spo­łecz­nych, ko­biet i za­po­mnia­nych ofiar. Na­ród trak­tu­je­my jako wspól­no­tę kon­stru­owa­ną, peł­ną sprzecz­no­ści, nie­jed­no­rod­ną – i hi­sto­rycz­nie przy­god­ną.

Pol­ska i Eu­ro­pa po­trze­bu­ją no­wych opo­wie­ści o so­bie sa­mych i re­la­cjach z in­ny­mi. Po­mo­gą je stwo­rzyć re­edy­cje daw­nych tek­stów, prze­kła­dy, nowe książ­ki pol­skich au­to­rów – bo żeby „wy­brać przy­szłość”, trze­ba znieść za­sta­ny mo­no­pol na prze­szłość.

WPROWADZENIE HISTORIA JAKO POLITYKA

„Doświad­cze­nie hi­sto­rycz­ne dla nas nie ist­nie­je; po­ko­le­nia istu­le­cia prze­mi­nę­ły tu bez po­żyt­ku. Pa­trząc na nas, moż­na by po­wie­dzieć, że ogól­ne pra­wo ludz­ko­ści nas nie do­ty­czy. Sa­mot­ni wświe­cie, nic nie da­li­śmy świa­tu, ni­cze­go nie na­uczy­li­śmy go; nie wnie­śli­śmy żad­nej idei do ogó­łu idei ludz­kich, ni­czym nie przy­czy­ni­li­śmy się do po­stę­pu ludz­kie­go ro­zu­mu, ato, co dał nam ten po­stęp, wy­pa­czy­li­śmy”1 – gorz­ko kon­sta­to­wał XIX-wiecz­ny ro­syj­ski my­śli­ciel Piotr Cza­ada­jew. Ów pe­sy­mizm nie prze­szko­dził mu jed­nak twier­dzić nie­co póź­niej: „Uwa­żam na­szą sy­tu­ację za szczę­śli­wą, oile tyl­ko zdo­ła­my wła­ści­wie ją oce­nić; my­ślę, że wiel­kim przy­wi­le­jem jest moż­li­wość ob­ser­wo­wa­nia iosą­dza­nia świa­ta zwy­so­ko­ści my­śli wol­nej od nie­po­ha­mo­wa­nych na­mięt­no­ści inędz­nej in­te­re­sow­no­ści, któ­re gdzie in­dziej mącą wzrok czło­wie­ka iwy­pa­cza­ją jego sądy. Co wię­cej, je­stem głę­bo­ko prze­ko­na­ny, że po­wo­ła­ni je­ste­śmy do roz­wią­za­nia więk­szo­ści pro­ble­mów po­rząd­ku spo­łecz­ne­go, urze­czy­wist­nie­nia więk­szo­ści idei zro­dzo­nych wsta­rych spo­łe­czeń­stwach, udzie­le­nia od­po­wie­dzi na naj­waż­niej­sze py­ta­nia nur­tu­ją­ce ludz­kość. Czę­sto to mó­wi­łem ichęt­nie po­wta­rzam: zsa­mej, by tak rzec, na­tu­ry rze­czy prze­zna­czo­ne jest nam stać się praw­dzi­wym są­dem su­mie­nia wwie­lu pro­ce­sach to­czą­cych się przed wiel­ki­mi try­bu­na­ła­mi du­cha ludz­kie­go ispo­łe­czeń­stwa”2.

Przed­miot i me­to­da

W po­cząt­kach lat 90. XX wie­ku Ro­sja po raz ko­lej­ny za­dzi­wi­ła świat gwał­tow­ny­mi i nie­ocze­ki­wa­ny­mi prze­mia­na­mi. Za­le­d­wie jed­na de­ka­da przy­nio­sła krach Związ­ku Ra­dziec­kie­go, bły­ska­wicz­ne prze­kształ­ce­nie czo­ło­wych dzia­ła­czy par­tii ko­mu­ni­stycz­nej w za­żar­tych li­be­ra­łów, po­ra­ża­ją­co szyb­ką i pro­stą za­mia­nę ha­seł przez krę­gi rzą­dzą­cych, któ­rzy sza­fo­wa­li ca­łym wa­chla­rzem po­li­tycz­nych idei: od „od­ro­dzo­ne­go so­cja­li­zmu” i „pań­stwa pra­wa” do sil­nej wła­dzy wy­ko­naw­czej i ro­syj­skie­go na­ro­do­we­go od­ro­dze­nia.

W „spo­koj­nych” cza­sach lu­dziom wy­da­je się, że prze­szłość ni­jak ich nie do­ty­czy, zaś stu­dia nad nią spro­wa­dza­ją się do lek­tu­ry pod­ręcz­ni­ków i mo­no­gra­fii. Do­pie­ro za­ostrze­nie sy­tu­acji po­li­tycz­nej spra­wia, że za­czy­na­my, cza­sa­mi wbrew wła­snej woli, „żyć w hi­sto­rii” i „two­rzyć hi­sto­rię”. Wów­czas, nie­ocze­ki­wa­nie dla nas sa­mych, od­kry­wa­my, że NA­SZE NA­DZIE­JE I ZŁU­DZE­NIA, BŁĘ­DY I SUK­CE­SY – TAK­ŻE SĄ CZĘ­ŚCIĄ HI­STO­RII, ŻE ZA PRZE­SZŁOŚĆ OD­PO­WIE­DZIAL­NI JE­STE­ŚMY W TEJ SA­MEJ MIE­RZE, CO ZA PRZY­SZŁOŚĆ. Prze­to zro­zu­mie­nie tego, ja­kie zna­cze­nie dla dnia dzi­siej­sze­go może mieć zgro­ma­dzo­ne do­świad­cze­nie, win­no być na­szym wspól­nym obo­wiąz­kiem, w prze­ciw­nym wy­pad­ku ry­zy­ku­je­my błą­dze­niem – sta­nem, w któ­rym na­sze dzia­ła­nia po­zo­sta­ją dla nas nie­ja­sne.

Jed­nym z fun­da­men­tal­nych wy­róż­ni­ków mark­si­sty jest wła­śnie to, że zda­je on so­bie spra­wę z cią­gło­ści hi­sto­rii. Kie­dy na prze­ło­mie sierp­nia i wrze­śnia 1991 roku w Mo­skwie wzię­ły górę siły an­ty­ko­mu­ni­stycz­ne, ich pierw­szym kro­kiem było bu­rze­nie po­mni­ków i zmia­na nazw ulic – pró­ba wy­gna­nia ze sto­li­cy upio­rów ko­mu­ni­stycz­nej prze­szło­ści i za­sie­dle­nia jej no­wy­mi, tymi sprzed re­wo­lu­cji. Lecz ów pro­jekt wziął w łeb. Nie tak ła­two za­bić upio­ra. Prze­mia­no­wa­nie nazw ulic i miast przy­nio­sło sku­tek od­wrot­ny do za­mie­rzo­ne­go, ujaw­nia­jąc, na ile idee, sło­wa, po­ję­cia, któ­re przez dzie­siąt­ki lat za­ko­rze­ni­ły się w spo­łecz­nej świa­do­mo­ści, sta­ły się nie­usu­wal­ną czę­ścią kul­tu­ry na­ro­do­wej.

Wszyst­ko, co wów­czas dzia­ło się w kra­ju, mo­gło­by wy­dać się nie­wy­obra­żal­ną i nie­smacz­ną fan­ta­sma­go­rią, jed­nak my by­li­śmy w niej za­nu­rze­ni, owa nie­praw­do­po­dob­na rze­czy­wi­stość była lo­sem, jaki przy­padł nam w udzia­le. Cena po­li­tycz­nych błę­dów Ro­sji za­wsze była nie­zmier­nie wy­so­ka – i pła­ci­li ją, rzecz ja­sna, nie po­li­ty­cy, a cały kraj. Dla­te­go spo­glą­da­jąc w prze­szłość, wcho­dzi­my za­zwy­czaj w rolę sę­dzie­go lub pro­ku­ra­to­ra. Nie mo­że­my jed­nak za­po­mnieć, że po­szu­ki­wa­nia win­nych nie sta­wia­ją nas po­nad wy­da­rze­nia­mi. Wręcz prze­ciw­nie. W hi­sto­rii nie ist­nie­ją i ist­nieć nie po­win­ny jed­no­znacz­ne oce­ny oraz osta­tecz­ne, nie­odwo­łal­ne wy­ro­ki. Na­szym za­da­niem nie jest osą­dzać, a ro­zu­mieć.

Zro­zu­mieć nie zna­czy wszak wy­ba­czyć. Zro­zu­mieć prze­szłość zna­czy: być w sta­nie ją prze­zwy­cię­żyć. W osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku cho­dzi prze­cież o to, by po­tra­fić zmie­nić na­szą te­raź­niej­szość. Po to wła­śnie ist­nie­je hi­sto­ria.

Nie­ste­ty, hi­sto­ria za­wsze była ści­śle zwią­za­na z po­li­ty­ką. Od naj­daw­niej­szych cza­sów wy­da­rze­nia z prze­szło­ści były wy­ko­rzy­sty­wa­ne dla le­gi­ty­mi­za­cji am­bi­cji wła­dzy. Wy­star­czy lek­tu­ra sta­rych kro­nik lub prac Ty­tu­sa Li­wiu­sza, by po­jąć, w ja­kim stop­niu po­glą­dy na opi­sy­wa­ne zda­rze­nia są uza­leż­nio­ne od re­li­gij­nych i po­li­tycz­nych prze­ko­nań au­to­ra. Opie­ra­ją­cy się na fak­tach hi­sto­rycz­nych na­ro­do­wy mit z bie­giem cza­su sta­je się w Eu­ro­pie pod­sta­wą pań­stwo­wej ide­olo­gii; na­to­miast kry­ty­ka hi­sto­rycz­nych mi­tów zy­sku­je ran­gę po­tęż­nej bro­ni re­wo­lu­cjo­ni­stów koń­ca XVIII wie­ku. W tra­dy­cji mark­si­stow­skiej hi­sto­ryzm oraz kry­tycz­ne po­dej­ście do spo­łe­czeń­stwa oka­zu­ją się nie­ro­ze­rwal­nie zwią­za­ne.

Nig­dzie w Eu­ro­pie nie kłó­cą się tak za­ja­dle o hi­sto­rycz­ne szcze­gó­ły, jak w na­szym kra­ju. Oce­ny Iwa­na Groź­ne­go, Alek­san­dra II czy Pio­tra I nie da się od­dzie­lić od po­li­tycz­nej po­zy­cji da­ne­go au­to­ra. Wszyst­kie te po­sta­ci i sym­bo­le wciąż jesz­cze są wśród nas. Mówi się o nich tak, jak­by do­pie­ro co wy­szły za drzwi. Cały kraj przy­po­mi­na ogrom­ny dom pe­łen zjaw, któ­re pod nie­wi­dzial­ną (a cza­sem wi­dzial­ną) po­sta­cią to­wa­rzy­szą uczest­ni­kom współ­cze­snych wy­da­rzeń. Oka­zu­je się, że prze­szłość ma bez­po­śred­ni zwią­zek z przy­szło­ścią, nie­kie­dy wy­da­je się ona współ­cze­snym wręcz waż­niej­sza od te­raź­niej­szo­ści. Przy tym hi­sto­ria po­zo­sta­je skraj­nie zi­de­olo­gi­zo­wa­na i upo­li­tycz­nio­na. Oczy­wi­ście ten stan rze­czy nie jest ni­czym wy­jąt­ko­wym. „Wła­dza nad prze­szło­ścią” to for­ma kon­tro­li po­li­tycz­nej. Wy­jąt­ko­wość Ro­sji po­le­ga jed­nak na tym, że w kon­se­kwen­cji bra­ku roz­wi­nię­tych w ja­kim­kol­wiek stop­niu form przed­sta­wi­ciel­stwa oby­wa­tel­skie­go hi­sto­ria na­bra­ła tu fun­da­men­tal­ne­go zna­cze­nia dla le­gi­ty­mi­za­cji wła­dzy. Zmie­nia­ją­ce się re­żi­my i rzą­dy po­zba­wio­ne moż­li­wo­ści po­twier­dze­nia swo­jej wła­dzy przez uczci­wie zdo­by­ty man­dat były zmu­szo­ne ape­lo­wać do prze­szło­ści, do źró­deł.

Do ga­tun­ku „po­szu­ki­wań win­ne­go” moż­na za­li­czyć licz­ne tomy au­tor­stwa ro­dzi­mych hi­sto­ry­ków. Od cza­sów Ni­ko­ła­ja Ka­ram­zi­na jed­ni skar­żą się na ta­tar­sko-mon­gol­ski na­jazd z XIII wie­ku, któ­ry „za­trzy­mał roz­wój kra­ju”, inni ob­wi­nia­ją re­wo­lu­cję 1917 roku albo bol­sze­wi­ków, któ­rzy „ze­pchnę­li Ro­sję z wła­ści­wej dro­gi”. Sło­wia­no­fi­le za nie­szczę­ścia Ro­sji wi­nią Pio­tra Wiel­kie­go, któ­ry hoł­du­jąc za­chod­nim tren­dom, po­zba­wił Ro­sję jej sa­mo­ist­no­ści.

Przy­czy­ny wszel­kich nie­szczęść moż­na do­szu­ki­wać się rów­nież w de­cy­zji Wło­dzi­mie­rza Czer­wo­ne Sło­necz­ko o przy­ję­ciu chrztu z rąk Bi­zan­cjum, a nie Rzy­mu. Śre­dnio­wiecz­ni kro­ni­ka­rze wspo­mi­na­ją co praw­da, że ksią­żę miał tak­że inne moż­li­wo­ści: mógł, na przy­kład, przy­jąć ju­da­izm, co wy­wo­łu­je prze­ra­że­nie zwo­len­ni­ków teo­rii „ży­dow­skie­go spi­sku”.

„Ro­zu­mem Ro­sji nie ogar­niesz / Ar­szy­nem zwy­kłym jej nie zmie­rzysz…” – pi­sał Fio­dor Tiut­czew. Z jed­nej stro­ny ogól­ne, „eu­ro­pej­skie” sche­ma­ty zu­peł­nie nie na­da­ją się do opi­su ro­syj­skiej rze­czy­wi­sto­ści, po­dob­ne uję­cia za­ha­cza­ją bo­wiem o gro­te­skę. Z dru­giej stro­ny pró­by ana­li­zy ro­syj­skiej hi­sto­rii z po­zy­cji na­ro­do­wej wy­jąt­ko­wo­ści i sa­mo­ist­no­ści mu­szą po­nieść tak samo bez­na­dziej­ną klę­skę.

W XIX wie­ku wal­kę o ro­syj­skie dzie­je to­czy­ły dwie szko­ły hi­sto­rycz­ne: li­be­ral­na i sło­wia­no­fil­ska. Po upad­ku Związ­ku Ra­dziec­kie­go szko­ły te od­ro­dzi­ły się w pier­wot­nej for­mie, igno­ru­jąc za­rów­no do­świad­cze­nia XX wie­ku, jak i od­kry­cia ar­che­olo­gicz­ne czy do­ro­bek re­wi­zjo­ni­stycz­nej hi­sto­rii za­chod­niej. Mimo że wy­stę­pu­ją prze­ciw­ko so­bie, za­pad­ni­cy i sło­wia­no­fi­le są ab­so­lut­nie jed­no­myśl­ni co do tego, że ro­syj­ska hi­sto­ria jest zja­wi­skiem izo­lo­wa­nym oraz „wy­jąt­ko­wym” i jako taka nie pod­le­ga lo­gi­ce wła­ści­wej in­nym kra­jom. Ci pierw­si wi­dzą w owym fak­cie dzi­wacz­ną ano­ma­lię zro­dzo­ną pod wpły­wem wie­lu przy­pad­ko­wych oko­licz­no­ści: prze­zwy­cię­że­nie owe­go „nie­nor­mal­ne­go” po­ło­że­nia jest za­da­niem oświe­co­nej wła­dzy, go­to­wej ze­rwać z prze­szło­ścią, a w ra­zie ko­niecz­no­ści do­ko­nać na­wet ry­tu­al­ne­go gwał­tu na na­ro­dzie i jego kul­tu­rze. Sło­wia­no­fi­le zde­cy­do­wa­nie od­rzu­ca­ją po­dob­ną ideę, wie­rzą za to w „szcze­gól­ną dro­gę” Ro­sji i za­chwy­ca­ją się jej spe­cy­ficz­nym cha­rak­te­rem. Pie­lę­gnu­ją i chu­cha­ją na wszyst­ko, co może po­słu­żyć za do­wód ist­nie­nia wy­jąt­ko­wej „pra­wo­sław­nej” lub „eu­ro­azja­tyc­kiej” cy­wi­li­za­cji, sło­wem wszyst­ko, co prze­ciw­sta­wia­ło­by Ro­sję resz­cie świa­ta.

Trze­ba przy­znać, że wy­obra­że­nie Ro­sji jako kra­ju w cu­dow­ny spo­sób eg­zy­stu­ją­ce­go poza świa­to­wą hi­sto­rią i mię­dzy­na­ro­do­wą go­spo­dar­ką nie jest obce tak­że nie­któ­rym za­chod­nim hi­sto­ry­kom. Nie kto inny jak Fer­nand Brau­del pi­sał, że „Ro­sja po­zo­sta­je na wpół za­mknię­ta”3, stąd nie wy­ka­zu­je szcze­gól­ne­go za­in­te­re­so­wa­nia kon­tak­ta­mi ze­wnętrz­ny­mi, gdyż tak ogrom­ne pań­stwo or­ga­ni­zu­je się w „sa­mo­dziel­ną go­spo­dar­kę-świat”4. Naj­waż­niej­sze wy­da­rze­nia ro­syj­skiej hi­sto­rii spo­łecz­no-eko­no­micz­nej opi­su­je on bez ja­kie­go­kol­wiek związ­ku z ana­lo­gicz­ny­mi pro­ce­sa­mi za­cho­dzą­cy­mi w in­nych kra­jach. Po­wsta­nie pańsz­czy­zny wy­ja­śnia wy­łącz­nie dą­że­niem cara do oka­za­nia wspar­cia wła­ści­cie­lom ziem­skim, któ­rych chło­pi mo­gli zbiec, roz­pierz­cha­jąc się po bez­gra­nicz­nej ro­syj­skiej zie­mi. Uwa­dze wy­bit­ne­go fran­cu­skie­go hi­sto­ry­ka w dziw­ny spo­sób umy­ka fakt, że po­dob­ne pro­ce­sy, o któ­rych sam zresz­tą wspo­mi­na, za­cho­dzi­ły w tym sa­mym cza­sie tak­że w in­nych, nie tak wiel­kich kra­jach Eu­ro­py Wschod­niej.

W kla­sycz­nej pra­cy Brau­de­la Kul­tu­ra ma­te­rial­na, go­spo­dar­ka i ka­pi­ta­lizm roz­dział o Ro­sji jest do tego stop­nia po­zba­wio­ny związ­ku z in­ny­mi czę­ścia­mi książ­ki, że po­ja­wia się py­ta­nie: po co w ogó­le uję­to Ro­sję w książ­ce po­świę­co­nej roz­wo­jo­wi świa­to­we­go ryn­ku? Od­po­wiedź jest pro­sta: hi­sto­ria Ro­sji nie ist­nie­je w ode­rwa­niu od dzie­jów Eu­ro­py oraz świa­ta – nie tyl­ko w kon­tek­ście chro­no­lo­gicz­nym czy geo­gra­ficz­nym. Ro­syj­ska spe­cy­fi­ka czy „uni­ka­to­wość” jest za­le­d­wie swo­istym symp­to­mem pro­ce­sów za­cho­dzą­cych na ska­lę glo­bal­ną, nie­rzad­ko – eks­tre­mal­nym. Wła­śnie dla­te­go zro­zu­mie­nie ro­syj­skiej hi­sto­rii jest nie­zbęd­nym wa­run­kiem zro­zu­mie­nia prze­mian za­cho­dzą­cych w świe­cie, zaś bez zro­zu­mie­nia dzie­jów świa­ta ro­syj­ska hi­sto­ria musi się ja­wić jako łań­cuch non­sen­sow­nych za­ga­dek, któ­re­go, jak pi­sał Tiut­czew, nie spo­sób po­jąć umy­słem ani zmie­rzyć zwy­kłym ar­szy­nem. „Zwy­kły ar­szyn” to zresz­tą con­tra­dic­tio in adiec­to, taka mia­ra dłu­go­ści nie funk­cjo­no­wa­ła prze­cież nig­dzie poza Ro­sją. Wsze­la­ko wła­śnie w tym po­etyc­kim prze­ję­zy­cze­niu wy­ra­ża się cała ja­ło­wość kul­tu­ro­wo-hi­sto­rycz­nych dys­ku­sji o lo­sie Ro­sji.

Za „uni­ka­to­wo­ścią” Ro­sji rze­czy­wi­ście prze­ma­wia wie­le: to kraj, gdzie, jak wy­ra­ził się Piotr Wiel­ki, „bywa nie­by­wa­łe”. „Uni­ka­to­wość” Ro­sji na­le­ży jed­nak tłu­ma­czyć nie „ta­jem­ni­czą sło­wiań­ską du­szą” i nie za­co­fa­niem wzglę­dem „po­stę­po­we­go Za­cho­du”, a spe­cy­ficz­ną po­zy­cją, jaką nasz kraj zaj­mo­wał w świa­to­wym sys­te­mie go­spo­dar­czym. W ro­syj­skiej hi­sto­rii nie ma nic „nie­pra­wi­dło­we­go” czy ta­jem­ni­cze­go, jed­nak nie­po­dob­na po­jąć jej dzie­jów, tak samo jak dzie­jów ja­kie­go­kol­wiek in­ne­go kra­ju, wy­łą­cza­jąc je z glo­bal­ne­go kon­tek­stu.

Szko­ła Po­krow­skie­go

Na szczę­ście idee sło­wia­no­fi­lów i za­pad­ni­ków nie były je­dy­ny­mi, ja­kie wy­da­ła z sie­bie ro­syj­ska tra­dy­cja hi­sto­rycz­na. Re­wo­lu­cja 1917 roku za­kwe­stio­no­wa­ła mity ofi­cjal­nej ro­syj­skiej hi­sto­rio­gra­fii. Samo wy­obra­że­nie o ro­syj­skiej kul­tu­rze było ska­za­ne na grun­tow­ną re­wi­zję. W po­cząt­kach XX wie­ku, kie­dy przy­szłe wstrzą­sy były jesz­cze w sfe­rze prze­czuć, li­be­ral­ni pu­bli­cy­ści pi­sa­li, że re­wo­lu­cja musi do­pro­wa­dzić do na­ro­do­we­go od­ro­dze­nia. Prze­cież to dzię­ki do­świad­cze­niu re­wo­lu­cji świa­do­mość An­gli­ków i Fran­cu­zów, ich wy­obra­że­nia o so­bie ule­gły ra­dy­kal­nej zmia­nie.

W pierw­szym ćwierć­wie­czu XX wie­ku Ro­sja do­ma­ga­ła się po­now­ne­go prze­my­śle­nia prze­szło­ści z per­spek­ty­wy mark­si­stow­skiej kry­ty­ki hi­sto­rycz­nej. Jej głów­nym przed­sta­wi­cie­lem, a wła­ści­wie pierw­szym hi­sto­ry­kiem re­wi­zjo­ni­stą we współ­cze­snym ro­zu­mie­niu tego sło­wa był Mi­cha­ił Po­krow­ski. Uczeń wy­bit­ne­go li­be­ral­ne­go hi­sto­ry­ka Wa­si­li­ja Klu­czew­skie­go do­szedł do wnio­sku, że ro­syj­skie dzie­je wy­ma­ga­ją ra­dy­kal­nej re­wi­zji, a mark­si­stow­ska ana­li­za jest klu­czem do wy­pra­co­wa­nia ich no­we­go ro­zu­mie­nia. Los hi­sto­rycz­ne­go re­wi­zjo­ni­zmu, re­pre­zen­to­wa­ne­go w Ro­sji ra­dziec­kiej przez szko­łę Po­krow­skie­go, oka­zał się jed­nak nie do po­zaz­drosz­cze­nia. Za­po­trze­bo­wa­nie na jego idee ist­nia­ło wy­łącz­nie w mo­men­cie re­wo­lu­cyj­ne­go zry­wu. Od­kąd biu­ro­kra­cja na cze­le ze Sta­li­nem wzię­ła górę nad re­wo­lu­cyj­ny­mi frak­cja­mi, zmie­ni­ło się tak­że po­dej­ście do hi­sto­rii.

Roz­po­czę­ta w nie­sław­nej pa­mię­ci 1937 roku roz­pra­wa ze szko­łą Po­krow­skie­go, któ­ry umarł pięć lat wcze­śniej, przy­bra­ła cha­rak­ter po­waż­nej kam­pa­nii ide­olo­gicz­nej. Po­sa­dze­ni na ła­wie oskar­żo­nych „sta­rzy bol­sze­wi­cy” zo­sta­li ska­za­ni na roz­strze­la­nie, a teo­ria Po­krow­skie­go mu­sia­ła znik­nąć nie tyl­ko z pro­gra­mów na­ucza­nia hi­sto­rii, lecz i z pa­mię­ci spo­łecz­nej. Ci ucznio­wie wy­bit­ne­go hi­sto­ry­ka, któ­rym uda­ło się ujść z ży­ciem, zo­sta­li pod­da­ni re­pre­sjom. Ich mi­strza ob­wi­nia­no o to, że jego kon­cep­cja „po­zba­wio­na jest po­czu­cia oj­czy­zny”, a jego pra­ce od­zna­cza­ją się „igno­ro­wa­niem le­ni­now­sko-sta­li­now­skich wy­tycz­nych w kwe­stiach hi­sto­rii”5. Ob­ja­śnić, na czym po­le­gać by mia­ły owe wy­tycz­ne (tym bar­dziej ze stro­ny od daw­na już nie­ży­ją­ce­go Le­ni­na), na­tu­ral­nie nikt się nie po­fa­ty­go­wał. Kam­pa­nia pro­pa­gan­do­wa, do złu­dze­nia przy­po­mi­na­ją­ca „pro­ce­sy mo­skiew­skie”, po­le­ga­ła na roz­prze­strze­nia­niu zu­peł­nie ab­sur­dal­nych i ka­ry­ka­tu­ral­nych oskar­żeń, któ­re tak się mia­ły do rze­czy­wi­sto­ści, jak oskar­że­nia o szpie­go­stwo na rzecz wszyst­kich im­pe­ria­li­stycz­nych kra­jów jed­no­cze­śnie wy­su­nię­te prze­ciw­ko „sta­rym bol­sze­wi­kom”. Je­miel­jan Ja­ro­sław­ski, na­dwor­ny pu­bli­cy­sta Sta­li­na, pod­su­mo­wał po­grom, pi­sząc w „Praw­dzie”, że po­glą­dy tę­pio­nej szko­ły to „an­ty­mark­si­stow­skie zwy­rod­nie­nie i wul­ga­ry­za­tor­stwo”6.

Po roz­pra­wie ze szko­łą Po­krow­skie­go ofi­cjal­na na­uka hi­sto­rycz­na po­now­nie się­gnę­ła do przed­re­wo­lu­cyj­nej tra­dy­cji. „Ra­dziec­ki ter­mi­dor” po­trze­bo­wał wła­snych mi­tów. Spis wład­ców, uzu­peł­nio­ny opi­sem zwy­cięstw pań­stwa ro­syj­skie­go, prze­pla­ta się z po­ja­wia­ją­cym się tu i ów­dzie uty­ski­wa­niem na go­spo­dar­cze i kul­tu­ral­ne za­co­fa­nie. Okres ra­dziec­ki pre­zen­tu­je się na tym tle jako trium­fal­ne zwień­cze­nie do­tych­cza­so­wej hi­sto­rii, zna­mio­nu­jąc dal­sze zwy­cię­stwa oraz prze­zwy­cię­że­nie za­co­fa­nia. Par­tia ko­mu­ni­stycz­na uosa­bia po­nad­ty­siąc­let­ni roz­wój Ro­sji, zaś hi­sto­ria, wy­peł­niw­szy swo­je za­da­nie, sta­je się nie­po­trzeb­na (pań­stwo kro­czy „od zjaz­du do zjaz­du”, pod­czas któ­rych szczę­śli­wa lud­ność do­no­si par­tii o od­nie­sio­nych suk­ce­sach). Po­grom szko­ły Po­krow­skie­go w la­tach 30. za­koń­czył się po­wro­tem ra­dziec­kiej hi­sto­rio­gra­fii do tra­dy­cyj­nych kon­cep­cji XIX-wiecz­nych, przy­ozdo­bio­nych cy­ta­ta­mi z Mark­sa, Le­ni­na i Sta­li­na.

W la­tach 60., pod wpły­wem du­cha prze­mian do­ko­nu­ją­cych się w spo­łe­czeń­stwie, wśród hi­sto­ry­ków znów od­ży­ła po­le­mi­ka, jed­nak kry­ty­ka pa­nu­ją­cych kon­cep­cji nie trwa­ła dłu­go. Wraz z koń­cem „od­wil­ży” hi­sto­rycz­na de­ba­ta zo­sta­ła prze­rwa­na. Po upły­wie ko­lej­nych dwóch de­kad upa­dek sys­te­mu ra­dziec­kie­go spra­wił, że z pod­ręcz­ni­ków i aka­de­mic­kich mo­no­gra­fii usu­nię­to mark­si­stow­skie cy­ta­ty, w isto­cie ni­cze­go w książ­kach nie zmie­nia­jąc.

Na­tu­ral­nie wraz z roz­pa­dem Związ­ku Ra­dziec­kie­go ofi­cjal­na hi­sto­rio­gra­fia zo­sta­ła pod­da­na ide­olo­gicz­nej ko­rek­cie. Zmia­nie ule­gła jed­nak tyl­ko oce­na okre­su ra­dziec­kie­go – nie był on już epo­ką wiel­kich zwy­cięstw, lecz prze­kształ­cił się w „kar­ty mrocz­nej prze­szło­ści”. Bez wzglę­du za­tem na wszyst­kie po­li­tycz­ne pe­ry­pe­tie po­dej­ście do przed­ra­dziec­kiej hi­sto­rii (jak i do tra­dy­cji kul­tu­ro­wej) po­zo­sta­wa­ło bez zmian. Ra­dziec­cy hi­sto­ry­cy kon­ty­nu­owa­li kurs li­be­ral­nych XIX-wiecz­nych au­to­rów, a an­ty­ko­mu­ni­stycz­ni pi­sa­rze, po­tę­piw­szy w czam­buł wszyst­ko, co od­no­si­ło się do Związ­ku Ra­dziec­kie­go, ogło­si­li po­wrót do tra­dy­cji li­be­ral­nej, po­zby­wa­jąc się wszyst­kich zbęd­nych cy­ta­tów. Ofi­cjal­ny sta­tus idei, któ­re do­mi­no­wa­ły pod ko­niec XIX wie­ku, w po­cząt­kach XXI wie­ku po­zo­sta­wał nie­na­ru­szo­ny. Wy­da­wa­ło się, że wy­kształ­co­ne krę­gi w ogó­le igno­ru­ją fak­ty hi­sto­rii spo­łecz­nej i go­spo­dar­czej. Cho­ciaż wciąż po­ja­wia­ły się nowe, nie­kie­dy zna­ko­mi­te pu­bli­ka­cje po­świę­co­ne tej te­ma­ty­ce, mia­ły one zni­ko­my wpływ na po­wszech­ne wy­obra­że­nia o hi­sto­rii do­mi­nu­ją­ce w po­tocz­nej świa­do­mo­ści i roz­po­wszech­nio­ne na­wet wśród in­te­li­gen­cji.

Po­krow­ski od po­cząt­ku for­mu­ło­wał swo­je idee w zde­cy­do­wa­nej opo­zy­cji do po­glą­dów obo­wią­zu­ją­cych wów­czas w na­ukach hi­sto­rycz­nych. Wy­so­ko ce­niąc so­bie względ­nie „neu­tral­ne­go” Wła­di­mi­ra So­łow­jo­wa i w jaw­ny spo­sób prze­ciw­sta­wia­jąc swo­je idee li­be­ral­nym po­glą­dom na prze­szłość Ro­sji, pro­po­no­wał re­in­ter­pre­ta­cję ro­syj­skich dzie­jów z ma­te­ria­li­stycz­ne­go punk­tu wi­dze­nia. Przy czym zwra­cał się przede wszyst­kim do czy­tel­ni­ka, „któ­re­go umysł nie zo­stał zwich­nię­ty przez szkol­ne pod­ręcz­ni­ki hi­sto­rii”7. Ofi­cjal­na hi­sto­rio­gra­fia od­pła­ci­ła mu tą samą mo­ne­tą. Po­krow­ski zo­stał wy­kre­ślo­ny z ogól­nie przy­ję­te­go spi­su ro­syj­skich hi­sto­ry­ków. Nie przy­pad­kiem jego pra­ce po­zo­sta­wa­ły nie­zna­ne szer­szej pu­blicz­no­ści na­wet wte­dy, gdy po znie­sie­niu ra­dziec­kiej cen­zu­ry za­czę­to wy­da­wać tek­sty dru­go- i trze­cio­rzęd­nych przed­re­wo­lu­cyj­nych hi­sto­ry­ków. W ofi­cjal­nej szkol­nej an­to­lo­gii ro­syj­skiej hi­sto­rii Po­krow­ski jest je­dy­nym ba­da­czem, któ­re­mu nie po­świę­co­no ani jed­ne­go zda­nia; mało tego, nie pada tam na­wet jego na­zwi­sko!

Na czym, mimo wszyst­ko, po­le­ga pod­sta­wo­wa róż­ni­ca? Na tym, że ro­syj­ską tra­dy­cję hi­sto­rio­gra­ficz­ną wy­róż­nia prze­ce­nia­nie roli czyn­ni­ków we­wnątrz­po­li­tycz­nych, przy jed­no­cze­snym nie­do­war­to­ścio­wa­niu ze­wnętrz­nych czyn­ni­ków eko­no­micz­nych, i wy­jąt­ko­wo sła­be poj­mo­wa­nie związ­ku mię­dzy jed­ny­mi a dru­gi­mi. Pró­ba uchwy­ce­nia hi­sto­rii ja­kie­go­kol­wiek pań­stwa poza jej po­wią­za­nia­mi z hi­sto­rią ludz­ko­ści ska­za­na jest na po­raż­kę. Na­to­miast ana­li­za ro­syj­skich dzie­jów jako nar­ra­cji osob­nej i izo­lo­wa­nej mo­gła do­pro­wa­dzić wy­łącz­nie do po­wsta­nia dwóch kon­ku­ru­ją­cych ze sobą mi­tów: za­pad­ni­ków (wie­rzą­cych, że wszyst­kim nie­szczę­ściom Ro­sji win­ne są zbyt sła­be wpły­wy Za­cho­du) oraz sło­wia­no­fi­lów (prze­ko­na­nych, że wszyst­kie nie­szczę­ścia bio­rą się z nad­mia­ru tych wpły­wów). Jed­ni i dru­dzy nie chcie­li jed­nak roz­trzą­sać tego, jak w rze­czy­wi­sto­ści skon­stru­owa­ne są związ­ki Ro­sji ze świa­tem ze­wnętrz­nym, jaka jest ich isto­ta oraz przy­czy­na ich dra­ma­tycz­nej kon­dy­cji, uzna­jąc te kwe­stie za ro­dzaj mi­stycz­nej za­gad­ki.

Sy­tu­acji tej nie po­pra­wił na­wet or­to­dok­syj­ny mark­sizm w for­mie, w ja­kiej zo­stał przy­ję­ty przez ro­syj­skich „le­gal­nych mark­si­stów” po­cząt­ku XX wie­ku. Hi­sto­ria po­szcze­gól­nych kra­jów była roz­pa­try­wa­na w ode­rwa­niu od glo­bal­nych pro­ce­sów, a ich roz­wój od­bie­ra­no jako coś w ro­dza­ju wy­ści­gu atle­tów bie­gną­cych jed­no­cze­śnie i w tym sa­mym kie­run­ku po rów­no­le­głych to­rach. Wła­śnie ta­kie wy­obra­że­nia (na­wia­sem mó­wiąc, prze­czą­ce nie tyl­ko dia­lek­ty­ce Mark­sa, lecz tak­że do­świad­cze­niu ro­syj­skiej re­wo­lu­cji) le­gły u pod­staw ofi­cjal­ne­go ra­dziec­kie­go mark­si­zmu epo­ki Sta­li­na. Stąd też i ob­ra­zy sta­li­now­skiej re­to­ry­ki: „do­go­nić i prze­go­nić Ame­ry­kę”, „na­przód, w dro­dze do ko­mu­ni­zmu”.

Mało praw­do­po­dob­ne wy­da­je się, by Piotr Stru­we i inni li­be­ral­ni ide­olo­dzy „le­gal­ne­go mark­si­zmu” do­my­śla­li się, że two­rzą me­to­do­lo­gicz­ny fun­da­ment dla ca­łej szko­ły ko­mu­ni­stycz­nych pro­pa­gan­dzi­stów i ofi­cjal­nych hi­sto­ry­ków, a jed­nak do­ko­na­ne przez nich „mark­si­stow­skie” na­kłu­cie li­be­ral­nej tra­dy­cji hi­sto­rycz­nej oka­za­ło się nad wy­raz płod­ne. Za­miast prze­pro­wa­dzić kry­ty­kę osią­gnięć my­śli hi­sto­rycz­nej XIX wie­ku, ofi­cjal­na ra­dziec­ka hi­sto­ria spro­wa­dzi­ła swój mark­sizm do po­wta­rza­nia tych wła­śnie idei, któ­re z punk­tu wi­dze­nia Mark­sa na­le­ża­ło za­kwe­stio­no­wać.

Teo­ria cy­wi­li­za­cyj­na

Od­no­wie­nie tra­dy­cji „szko­ły Po­krow­skie­go” wy­da­je się ko­niecz­ne, przy­najm­niej w imię na­uko­wej rze­tel­no­ści oraz hi­sto­rycz­nej spra­wie­dli­wo­ści. Nie wy­star­czy wsze­la­ko bez­po­śred­ni po­wrót do idei Po­krow­skie­go. O ile do­mi­nu­ją­ce w ro­syj­skiej hi­sto­rio­gra­fii kon­cep­cje w cią­gu ostat­nich stu lat nie pod­le­ga­ły istot­nym zmia­nom, o tyle ar­che­olo­gia oraz pra­ce ar­chi­wal­ne od­no­to­wa­ły zna­czą­cy po­stęp. Jed­no­cze­śnie teo­ria sys­te­mów-świa­tów w an­glo­ję­zycz­nej li­te­ra­tu­rze hi­sto­rycz­nej i so­cjo­lo­gicz­nej przy­nio­sła my­śli waż­ne dla zro­zu­mie­nia roz­wo­ju spo­łecz­ne­go. Pa­ra­dok­sal­nie, czy­ta­jąc Po­krow­skie­go pod tym ką­tem, moż­na ła­two dojść do wnio­sku, że re­wi­zja pa­nu­ją­cych kon­cep­cji ro­syj­skiej hi­sto­rii po­win­na być jesz­cze bar­dziej ra­dy­kal­na niż u tego mark­si­stow­skie­go ba­da­cza po­cząt­ku wie­ku.

Tym­cza­sem re­al­ny roz­wój my­śli spo­łecz­nej w post­ko­mu­ni­stycz­nej Ro­sji po­szedł zu­peł­nie inną dro­gą. Upa­dek ra­dziec­kiej ide­olo­gii nie mógł nie wy­wo­łać po­waż­ne­go kry­zy­su nauk spo­łecz­nych. Po­nie­waż mark­sizm zna­lazł się poza pra­wem, a nie­moż­li­we było już po­wta­rza­nie tez sprzed stu lat, umy­sła­mi za­wład­nę­ła teo­ria cy­wi­li­za­cji. Książ­ka Sa­mu­ela Hun­ting­to­na Zde­rze­nie cy­wi­li­za­cji8 sta­ła się mod­na, za­nim kto­kol­wiek zdą­żył ją prze­czy­tać. Po­wo­ły­wać się na nią mo­gli stron­ni­cy zwal­cza­ją­cych się wza­jem­nie obo­zów po­li­tycz­nych – jed­ni wie­ści­li po­wrót Ro­sji na łono „cy­wi­li­za­cji eu­ro­pej­skiej”, od któ­rej od­dzie­li­ła się czy to w 1917 roku, czy to w XIII wie­ku, inni, prze­ciw­nie, wzy­wa­li do ochro­ny fun­da­men­tów „ro­syj­skiej” albo „eu­ro­azja­tyc­kiej” cy­wi­li­za­cji.

Za pre­kur­so­ra cy­wi­li­za­cyj­ne­go po­dej­ścia do hi­sto­rii przy­ję­to uwa­żać Oswal­da Spen­gle­ra. Jed­nak za­nim na­pi­sał on słyn­ny Zmierzch Za­cho­du9, po­dob­ne wy­obra­że­nia o hi­sto­rii zo­sta­ły sfor­mu­ło­wa­ne przez ro­syj­skie­go kon­ser­wa­tyw­ne­go my­śli­cie­la Ni­ko­ła­ja Da­ni­lew­skie­go. Książ­ka Da­ni­lew­skie­go Ro­sja i Eu­ro­pa, opu­bli­ko­wa­na w 1871 roku, kie­dy ro­syj­skie spo­łe­czeń­stwo po­wo­li otrzą­sa­ło się z szo­ku spo­wo­do­wa­ne­go klę­ską w woj­nie krym­skiej, prze­nik­nię­ta jest wro­go­ścią do „nie­wdzięcz­ne­go Za­cho­du”, któ­ry nie po­tra­fił do­ce­nić „wiel­ko­dusz­no­ści” Ro­sji. Da­ni­lew­ski w szcze­gól­ny spo­sób pod­kre­ślał, że wro­giem Ro­sji nie są eli­ty rzą­dzą­ce, a wła­śnie na­ro­dy, spo­łe­czeń­stwa kra­jów za­chod­nich. Był prze­ko­na­ny, że w cza­sie to­czą­cej się woj­ny krym­skiej „eu­ro­pej­ska opi­nia pu­blicz­na była o wie­le bar­dziej wro­ga wzglę­dem Ro­sji niż jej sfe­ry rzą­do­we i dy­plo­ma­tycz­ne”10. Isto­ta kon­flik­tu po­le­ga na głę­bo­kiej nie­chę­ci ży­wio­nej przez zbu­do­wa­ną na za­sa­dach „uty­li­ta­ry­zmu” i „prak­tycz­nej ko­rzy­ści” za­chod­nią cy­wi­li­za­cję wzglę­dem cy­wi­li­za­cji ro­syj­skiej, har­mo­nij­nie łą­czą­cej w so­bie prak­ty­cyzm i wyż­szą du­cho­wość. Pod­czas gdy na Za­cho­dzie „brak miej­sca na pra­wo mi­ło­ści i po­świę­ce­nia”11, wszel­kie dzia­ła­nia Im­pe­rium Ro­syj­skie­go były po­dej­mo­wa­ne w spo­sób jak naj­bar­dziej mo­ral­ny, na­wet jego eks­pan­syw­na po­li­ty­ka była na­sta­wio­na wy­łącz­nie na po­ży­tek pod­po­rząd­ko­wy­wa­nych mu na­ro­dów. „Jesz­cze nig­dy za­ję­cie przez na­ród prze­zna­czo­nych mu dzie­jo­wo ziem nie kosz­to­wa­ło mniej krwi i łez”12. Ro­syj­ski na­ród był krzyw­dzo­ny i uci­ska­ny przez wszyst­kich, sam jed­nak nie skrzyw­dził ni­ko­go: „Wznie­sio­ny przez nie­go gmach pań­stwo­wy nie zo­stał zbu­do­wa­ny na ko­ściach pod­bi­tych na­ro­dów. Zaj­mo­wał bo­wiem albo pust­ko­wia, albo przy­łą­czał dro­gą dzie­jo­wej, a nie przy­mu­so­wej asy­mi­la­cji ta­kie ple­mio­na, jak Czu­do­wie, We­so­wie, Me­rio­wie czy dzi­siej­si Ko­mia­cy, Ma­ryj­czy­cy czy Mor­dwi­ni, po­zba­wio­ne za­cząt­ków ży­cia hi­sto­rycz­ne­go, a na­wet dą­że­nia ku nie­mu, albo też przyj­mo­wał pod swój dach te oto­czo­ne przez wro­gów ple­mio­na i na­ro­dy, któ­re utra­ci­ły swo­ją toż­sa­mość na­ro­do­wą lub nie mo­gły dłu­żej jej chro­nić, jak Or­mia­nie czy Gru­zi­ni. Pod­bój od­gry­wał w tym pro­ce­sie naj­mniej­szą rolę, o czym ła­two się prze­ko­nać, prze­śle­dziw­szy, w jaki spo­sób w skład Ro­sji we­szły jej po­łu­dnio­we krań­ce, sły­ną­ce w Eu­ro­pie jako zdo­by­cze nie­na­sy­co­nej, żar­łocz­nej Ro­sji”13.

Gdy Da­ni­lew­ski ukoń­czył pra­cę nad swą książ­ką, do­bie­ga­ła wła­śnie koń­ca trwa­ją­ca pół wie­ku woj­na kau­ka­ska, któ­rej to­wa­rzy­szy­ły ma­so­we mor­dy i czyst­ki et­nicz­ne Cze­cze­nów, Czer­kie­sów i in­nych na­ro­do­wo­ści, któ­re nie ro­zu­mia­ły do­bro­dziejstw pra­wo­sław­nej cy­wi­li­za­cji. Tak samo „po­dział Pol­ski, na ile bra­ła w nim udział Ro­sja, był ak­tem zu­peł­nie le­gal­nym i spra­wie­dli­wym oraz wy­peł­nie­niem świę­te­go dłu­gu wo­bec jej sy­nów, któ­re­go nie po­win­ny zmą­cić przy­pły­wy sen­ty­men­ta­li­zmu i wiel­ko­dusz­no­ści”14. Po­wsta­nia Po­la­ków i in­nych na­ro­dów wy­ni­ka­ją z ich nie­wdzięcz­no­ści oraz am­bi­cji. Je­śli na­to­miast w sa­mej Ro­sji wie­lu nie zga­dza się z taką in­ter­pre­ta­cją, jest tak tyl­ko dla­te­go, że pod wpły­wem za­chod­nie­go oświe­ce­nia „Ro­sja­nie za bar­dzo prze­ję­li się hu­ma­ni­tar­ny­mi bred­nia­mi”15. Do in­nych klęsk, ja­kie spa­dły na ro­syj­ski na­ród, od­no­szą się, we­dług au­to­ra Ro­sji i Eu­ro­py, ta­kie obce na­ro­do­we­mu ty­po­wi kul­tu­ro­we­mu in­no­wa­cje, jak wpro­wa­dze­nie do użyt­ku stro­ju eu­ro­pej­skie­go, przy­zna­nie oskar­żo­ne­mu pra­wa do obro­ny i wpro­wa­dze­nie wol­no­ści sło­wa pod ko­niec lat 60. XIX wie­ku.

Ani im­pe­rial­ne zdo­by­cze, ani pańsz­czyź­nia­na nie­do­la ro­syj­skich chło­pów nie są w jego oczach przed­mio­ta­mi po­tę­pie­nia. Da­ni­lew­ski wy­sła­wiał ro­syj­skie­go pra­wo­sław­ne­go urzęd­ni­ka tak jak Ru­dy­ard Ki­pling wy­chwa­lał mi­sję bia­łe­go czło­wie­ka; jed­nak ospa­ły kon­ser­wa­tyzm ro­syj­skie­go my­śli­cie­la opie­rał się na jak naj­po­waż­niej­szej pod­sta­wie me­to­do­lo­gicz­nej – teo­rii ty­pów kul­tu­ro­wo-hi­sto­rycz­nych cha­rak­te­ry­zu­ją­cych się okre­ślo­ny­mi pra­wa­mi roz­wo­ju. W tym sen­sie ani Sa­mu­el Hun­ting­ton, ani inne zna­ko­mi­to­ści teo­rii cy­wi­li­za­cji nie po­wie­dzia­ły od cza­sów Da­ni­lew­skie­go nic no­we­go. Róż­ni­ca po­le­ga wy­łącz­nie na tym, że każ­dy z nich pro­po­no­wał au­tor­ski spis cy­wi­li­za­cji i wła­sną in­ter­pre­ta­cję ich od­ręb­no­ści.

Gdy tyl­ko ze­sta­wić teo­rię cy­wi­li­za­cji z fak­ta­mi, od razu rzu­ca się w oczy jej an­ty­hi­sto­rycz­ność. Samo po­ję­cie cy­wi­li­za­cji jak gdy­by za­sty­gło i jest roz­pa­try­wa­ne jako „fun­da­men­tal­ne”, nie­zmien­ne. Rze­czy­wi­ście, „pod­sta­wo­we” (nie­zmien­ne) wy­da­je się to, co prze­trwa­ło bieg hi­sto­rii, a nie od­wrot­nie. Poza tym „cy­wi­li­za­cje” ule­ga­ją prze­cież nie­ustan­nym zmia­nom pod wpły­wem ze­wnętrz­nych czyn­ni­ków eko­no­micz­nych i po­li­tycz­nych.

Wro­gim obo­zom po­li­tycz­nym teo­ria cy­wi­li­za­cji wy­da­ła się rów­nie atrak­cyj­nym na­rzę­dziem. U pro­gu XXI wie­ku na Za­cho­dzie słu­ży ona jako ide­olo­gia no­wych wy­praw krzy­żo­wych, a tak­że uspra­wie­dli­wie­nie neo­ko­lo­nia­li­zmu. W XIX wie­ku Ki­pling wy­sła­wiał „brze­mię bia­łe­go czło­wie­ka”, któ­ry nie­sie na Wschód osią­gnię­cia cy­wi­li­za­cji prze­my­sło­wej. Te­raz po­stę­po­we kra­je mają za za­da­nie za­szcze­pić „za­co­fa­nej czę­ści świa­ta” de­mo­kra­tycz­ne war­to­ści, któ­re, jak się oka­zu­je, są zu­peł­nie obce kul­tu­rze „mu­zuł­mań­skiej” czy „kon­fu­cjań­skiej”. By ten cel osią­gnąć, moż­na bez­kar­nie oku­po­wać ten czy inny za­co­fa­ny kraj i ko­rzy­stać z jego za­so­bów aż do cza­su, kie­dy miej­sco­wa lud­ność „doj­rze­je” do de­mo­kra­cji. Wła­śnie te prze­ko­na­nia sta­no­wi­ły źró­dło nie­na­wi­ści is­lam­skich fun­da­men­ta­li­stów, jaką ży­wi­li wo­bec „bez­boż­ne­go Za­cho­du”. Na­to­miast ro­syj­scy na­cjo­na­li­ści po­wo­ły­wa­li się na Hun­ting­to­na, pró­bu­jąc ob­ja­śnić, dla­cze­go na­le­ży chro­nić pra­wo­sła­wie i „Świę­tą Ruś” przed pre­sją „kul­tu­ry atlan­tyc­kiej”, „is­lam­skim za­gro­że­niem” i „chiń­skim uci­skiem”. Nie­nau­ko­wość, roz­my­cie oraz nie­ści­słość po­jęć de­cy­du­ją­ce o ich nie­skoń­czo­nej pla­stycz­no­ści gwa­ran­tu­ją „uję­ciu cy­wi­li­za­cyj­ne­mu” prze­wa­gę nad in­ny­mi per­spek­ty­wa­mi. Zna­czą­ca wy­da­je się dys­ku­sja wy­ro­sła wła­śnie na grun­cie owej nie­ści­sło­ści po­jęć i  do­ty­czą­ca tego, czy ist­nie­je cy­wi­li­za­cja „eu­ro­za­ja­tyc­ka” tu­dzież „ro­syj­ska”. Każ­dy uczest­nik spo­ru two­rzy wła­sne de­fi­ni­cje, wsku­tek cze­go po­wsta­je ogrom­na licz­ba okre­śleń sa­me­go „eu­ro­azja­ty­zmu”.

Pod­sta­wo­wy pro­blem „szko­ły cy­wi­li­za­cyj­nej” po­le­ga jed­nak nie na nie­ja­sno­ści po­jęć, a na nie­chęt­nym li­cze­niu się z hi­sto­rią czy, sze­rzej, z fak­ta­mi. W tym sen­sie mamy przed sobą kla­sycz­ny przy­kład „ide­olo­gii” w ro­zu­mie­niu mło­de­go Mark­sa, „fał­szy­wej świa­do­mo­ści” sta­no­wią­cej zbiór ugrun­to­wa­nych ste­reo­ty­pów, nie­pod­da­ją­cych się prak­tycz­nej we­ry­fi­ka­cji. „Cy­wi­li­za­cja” jest poj­mo­wa­na jako coś nie­zmien­ne­go w cza­sie, pe­wien wzo­rzec kul­tu­ro­wy de­ter­mi­nu­ją­cy roz­wój na­ro­dów w cią­gu wie­ków. Stąd bie­rze się prze­ko­na­nie, że ist­nie­je ja­kiś „za­chod­ni” lub „ro­syj­ski” czło­wiek sam w so­bie, poza kon­kret­nym kon­tek­stem po­li­tycz­nym, spo­łecz­nym czy eko­no­micz­nym. Istot­nie, mimo że tra­dy­cje kul­tu­ro­we są sta­łe, w pew­nym stop­niu ewo­lu­ują. Ich za­war­tość z cza­sem kształ­tu­je się i zmie­nia wraz z roz­wo­jem spo­łecz­nym. Same w so­bie są one wy­two­rem tego roz­wo­ju, sta­no­wią spo­sób ko­lek­tyw­ne­go usym­bo­li­zo­wa­nia i utrwa­le­nia re­zul­ta­tów spo­łecz­nej ewo­lu­cji. Za­tem „cy­wi­li­za­cje” i kul­tu­ry prze­cho­dzą głę­bo­kie me­ta­mor­fo­zy.

Przy­po­mi­na­my so­bie, że Max We­ber wi­dział w kon­fu­cja­ni­zmie me­cha­nizm kul­tu­ro­wy (w od­róż­nie­niu od ety­ki pro­te­stanc­kiej), któ­ry ha­mo­wał in­dy­wi­du­al­ną przed­się­bior­czość. Na­to­miast so­cjo­lo­gia po­stwe­be­row­ska wi­dzi w kon­fu­cja­ni­zmie azja­tyc­ki od­po­wied­nik ety­ki pro­te­stanc­kiej, któ­ry za­pew­nił suk­ces Ja­po­nii, Ko­rei i Chin na świa­to­wym ryn­ku.

Czyż­by We­ber się my­lił? W żad­nym ra­zie. W jego cza­sach kon­fu­cja­nizm funk­cjo­no­wał bo­wiem jako ide­olo­gia kon­ser­wa­tyw­na i tra­dy­cjo­na­li­stycz­na. Jed­nak wraz z mo­der­ni­za­cją kra­jów Da­le­kie­go Wscho­du treść tra­dy­cji kon­fu­cjań­skiej ule­gła prze­kształ­ce­niu. Błęd­nej in­ter­pre­ta­cji kul­tu­ro­wych me­cha­ni­zmów w tym przy­pad­ku win­ne jest po­my­le­nie przy­czy­ny ze skut­kiem. To nie dana kul­tu­ra prze­są­dza bo­wiem o po­wo­dze­niu lub nie­po­wo­dze­niu mo­der­ni­za­cji, lecz prze­ciw­nie, suk­ces czy po­raż­ka mo­der­ni­za­cji de­ter­mi­nu­je taki lub inny wa­riant kul­tu­ro­we­go roz­wo­ju. W tym sen­sie tak­że kon­ser­wa­tyzm czy ra­dy­ka­lizm is­la­mu w dru­giej po­ło­wie XX wie­ku nie jest dzie­dzic­twem się­ga­ją­cym cza­sów Ma­ho­me­ta. Is­lam przy­brał taką for­mę pod wpły­wem nie­uda­nych prób mo­der­ni­za­cji na Bli­skim Wscho­dzie. Było to swe­go ro­dza­ju re­ak­cją na wie­le nie­po­wo­dzeń i upo­ko­rzeń do­zna­nych przez świat arab­ski.

Nie­trud­no za­uwa­żyć, że w epo­ce po­li­tycz­nych suk­ce­sów i eko­no­micz­nej pro­spe­ri­ty kul­tu­ra is­lam­ska mia­ła zu­peł­nie inny cha­rak­ter. Przyj­rzyj­my się „cy­wi­li­za­cji eu­ro­pej­skiej” i mu­zuł­mań­skie­mu Wscho­do­wi w XI wie­ku, kie­dy za­czy­na­ją się wy­pra­wy krzy­żo­we. Za­chód jest w tym cza­sie za­mknię­ty, kon­ser­wa­tyw­ny, wro­gi wo­bec wszel­kich in­no­wa­cji, mi­li­tar­ny, agre­syw­ny. „Fran­ko­wie” (jak na Wscho­dzie na­zy­wa­no wszyst­kich miesz­kań­ców Eu­ro­py Za­chod­niej) przy­by­wa­ją do Kon­stan­ty­no­po­la, a po­tem do Je­ro­zo­li­my jako hor­da bar­ba­rzyń­ców nio­są­ca to­tal­ne znisz­cze­nie. Wo­dzo­wie krzy­żow­ców z tru­dem po­wstrzy­mu­ją swe woj­ska od gra­bie­ży na te­ry­to­rium „so­jusz­ni­cze­go” Bi­zan­cjum. To lu­dzie nie­pi­śmien­ni i brud­ni. Nie po­sia­da­ją ele­men­tar­nej wie­dzy o świe­cie, są peł­ni prze­są­dów i okrut­ni. Wschód na­to­miast jest w owym cza­sie dy­na­micz­ny, to­le­ran­cyj­ny, skłon­ny do in­no­wa­cji i otwar­ty, co prze­są­dza o jego po­raż­ce w star­ciu z agre­syw­nym Za­cho­dem. Wo­jen­ny suk­ces Eu­ro­pej­czy­ków jest re­zul­ta­tem sto­ją­cej na wyż­szym po­zio­mie tech­no­lo­gii mi­li­tar­nej. Jed­nak ich zwy­cię­stwo oka­zu­je się nie­trwa­łe, po­nie­waż dys­po­nu­ją­cy tech­no­lo­gicz­ną prze­wa­gą i bar­dziej dy­na­micz­ną struk­tu­rą spo­łecz­ną Wschód po­now­nie „zno­kau­tu­je” Za­chód w XIII i XIV wie­ku16. Śre­dnio­wiecz­ne wy­pra­wy krzy­żo­we przy­po­mi­na­ją zde­rze­nie „cy­wi­li­za­cji”, któ­re ob­ser­wu­je­my u pro­gu XXI wie­ku, z tą róż­ni­cą, że jako „spo­łe­czeń­stwo otwar­te” i „kul­tu­ra oświe­ce­nia” wy­stę­pu­je w nich nie Za­chód, a świat mu­zuł­mań­ski.

Gwał­tow­ne­go przy­spie­sze­nia, ja­kie mia­ło miej­sce w XV-wiecz­nej Eu­ro­pie, nie da się ująć je­dy­nie w ka­te­go­riach prze­ni­ka­nia się kul­tur. Co praw­da dzię­ki kru­cja­tom Za­chód uzy­skał do­stęp do osią­gnięć tech­no­lo­gicz­nych oraz wie­dzy Wscho­du, lecz od­kry­cia te same w so­bie nie da­wa­ły gwa­ran­cji po­myśl­ne­go roz­wo­ju. Nie przy­pad­kiem eks­pe­dy­cje krzy­żow­ców za­koń­czy­ły się klę­ską, po któ­rej na­stą­pił na­jazd im­pe­rium osmań­skie­go na Eu­ro­pę Po­łu­dnio­wo-Wschod­nią. Wstę­pu­ją­ce w erę bur­żu­azyj­ne­go roz­wo­ju pań­stwa za­chod­nie na­pór Tur­ków ode­prą do­pie­ro w XVI wie­ku. W XVI wie­ku Wschód nie stał się bar­dziej kon­ser­wa­tyw­ny, ra­czej za­czę­to go ta­kim wi­dzieć na tle za­wrot­ne­go tem­pa roz­wo­ju Za­cho­du. Cóż ta­kie­go jed­nak sta­ło się w Eu­ro­pie na prze­ło­mie XV i XVI wie­ku?

Moż­na po­wie­dzieć, że u schył­ku śre­dnio­wie­cza za­szła swe­go ro­dza­ju „cy­wi­li­za­cyj­na mu­ta­cja”. Za­po­cząt­ko­wa­ły ją wy­pra­wy krzy­żo­we. Na­stęp­nie, w XV i XVI wie­ku, Eu­ro­pa Za­chod­nia prze­ży­wa re­ne­sans oraz re­for­ma­cję, przy czym w wy­mia­rze kul­tu­ro­wym zna­cze­nie re­ne­san­su było bo­daj­że więk­sze niż re­for­ma­cji. Nie ma wąt­pli­wo­ści co do tego, że kul­tu­ra eu­ro­pej­ska prze­szła ra­dy­kal­ną trans­for­ma­cję; py­ta­nie, jak do niej do­szło. Po­słu­gu­jąc się me­to­da­mi ba­dań kul­tu­ro­znaw­czych, nie spo­sób wy­ja­śnić cze­go­kol­wiek bez wzglę­du na to, ile cza­su po­świę­ci się wni­kli­wym stu­diom nad wcze­snym śre­dnio­wie­czem. Tym­cza­sem od­po­wiedź jest dość ba­nal­na: przy­czy­ną zmia­ny kul­tu­ro­wej jest roz­wój sto­sun­ków bur­żu­azyj­nych. Nie przy­pad­kiem ogni­ska mo­der­ni­za­cji kul­tu­ro­wej po­ja­wia­ją się w śre­dnio­wie­czu tam, gdzie daje się za­uwa­żyć naj­bar­dziej dy­na­micz­ny roz­wój no­wej go­spo­dar­ki ryn­ko­wej – we Wło­szech i w Ho­lan­dii. Zmie­nia się ży­cie, prze­obra­że­niu ule­ga co­dzien­ne do­świad­cze­nie mas, prze­kształ­ca się tak­że ludz­ka świa­do­mość.

Teo­ria sys­te­mów-świa­tów

W prze­ci­wień­stwie do abs­trak­cji, mi­tów i ide­olo­gicz­nych spe­ku­la­cji teo­rii cy­wi­li­za­cji, mark­si­stow­ski po­gląd na hi­sto­rię opie­ra się na dość oczy­wi­stych fak­tach. Jed­nak wśród mark­si­stow­skich ba­da­czy pró­bu­ją­cych wy­ja­śnić źró­dła eu­ro­pej­skie­go ka­pi­ta­li­zmu ist­nie­je po­dział na dwa nur­ty. Jed­na gru­pa zwra­ca uwa­gę na rolę re­wo­lu­cji tech­nicz­nej, któ­ra za­szła w Eu­ro­pie w XV i XVI wie­ku, po­więk­sza­nie się ryn­ku we­wnętrz­ne­go i ukształ­to­wa­nie się bur­żu­azyj­ne­go typu pro­duk­cji. Mia­sta wy­ka­zu­ją zwięk­szo­ny po­pyt na pro­duk­cję wiej­ską, go­spo­dar­stwo na­tu­ral­ne zo­sta­je za­stą­pio­ne przez go­spo­dar­stwo to­wa­ro­we, a to ozna­cza ko­niecz­ność zmia­ny or­ga­ni­za­cji ca­łej go­spo­dar­ki. Osta­tecz­nie swój cha­rak­ter zmie­nia tak­że rol­nic­two, co­raz bar­dziej przy­sto­so­wu­jąc się do wy­ma­gań ryn­ku. Ka­pi­ta­lizm ro­dzi się w wy­ni­ku roz­wo­ju feu­da­li­zmu.

Moż­na jed­nak za­ry­zy­ko­wać stwier­dze­nie, że za ów burz­li­wy roz­wój go­spo­dar­czy od­po­wie­dzial­na była nie tyl­ko i w nie­wy­star­cza­ją­cym stop­niu we­wnętrz­na dy­na­mi­ka sys­te­mu, ile pew­ne im­pul­sy ze­wnętrz­ne. Dwa wy­da­rze­nia zmie­ni­ły ob­li­cze Eu­ro­py w XIV i XV wie­ku. Współ­cze­śni nie zda­wa­li so­bie spra­wy z ich prze­ło­mo­we­go zna­cze­nia, wi­dząc w nich ra­czej do­pust Boży, a w każ­dym ra­zie bez­pre­ce­den­so­wą ka­ta­stro­fę. Mowa o wiel­kiej dżu­mie i upad­ku Kon­stan­ty­no­po­la.

Po­chła­nia­jąc do jed­nej trze­ciej lud­no­ści Eu­ro­py, dżu­ma przy­czy­ni­ła się do wzro­stu po­py­tu na na­jem­ną siłę ro­bo­czą, w tym tak­że na wsi. Na­to­miast upa­dek Bi­zan­cjum prze­są­dził o kry­zy­sie han­dlo­wym i wy­mu­sił po­szu­ki­wa­nia no­wych szla­ków mor­skich, co z ko­lei do­pro­wa­dzi­ło do od­kry­cia Ame­ry­ki i po­dró­ży do In­dii. Stru­mień zło­ta z No­we­go Świa­ta wy­wo­łał „re­wo­lu­cję cen”: zło­to stra­ci­ło pier­wot­ną moc na­byw­czą, za to ostro wzrósł po­pyt na to­wa­ry. Był to praw­do­po­dob­nie pierw­szy przy­pa­dek, któ­ry w prak­ty­ce po­twier­dził przy­szłą teo­rię Joh­na May­nar­da Key­ne­sa o in­fla­cji jako sty­mu­la­to­rze wzro­stu go­spo­dar­cze­go. Ko­lo­ni­za­cja Ame­ry­ki umoż­li­wi­ła po­wsta­nie trans­atlan­tyc­kiej go­spo­dar­ki, w któ­rej ra­mach ukształ­to­wał się ka­pi­ta­lizm.

Teo­ria sys­te­mów-świa­tów, stwo­rzo­na przez Im­ma­nu­ela Wal­ler­ste­ina, Sa­mi­ra Ami­na czy An­dre Gun­der Fran­ka, sku­pia uwa­gę wła­śnie na tych pro­ce­sach glo­bal­nych. Mo­gli­by­śmy jed­nak za­py­tać, czy je­śli Eu­ro­py nie do­tknę­ła­by dżu­ma, a Kon­stan­ty­no­pol nig­dy by nie upadł, nie by­ło­by tak­że eu­ro­pej­skie­go ka­pi­ta­li­zmu? Prze­cież sto­sun­ki bur­żu­azyj­ne doj­rze­wa­ły we Wło­szech, we Flan­drii, w Cze­chach i in­nych czę­ściach Eu­ro­py na dłu­go przed epo­ką wiel­kich od­kryć geo­gra­ficz­nych.

Hi­sto­ria, jak wia­do­mo, nie zna try­bu przy­pusz­cza­ją­ce­go, jak za­tem mamy roz­strzy­gnąć mię­dzy dwo­ma rów­nie prze­ko­nu­ją­cy­mi ob­ja­śnie­nia­mi tego sa­me­go pro­ce­su? Każ­de z nich za­wie­ra naj­praw­do­po­dob­niej od­po­wiedź czę­ścio­wą, na­le­ży więc stwier­dzić, że „we­wnętrz­ny” roz­wój eu­ro­pej­skich miast i im­puls „ze­wnętrz­ny” do­peł­ni­ły się wza­jem­nie. W okre­sie póź­no­feu­dal­nym na Za­cho­dzie ku­mu­lo­wał się ogrom­ny po­ten­cjał twór­czy, tech­no­lo­gicz­ny, a przede wszyst­kim spo­łecz­ny i or­ga­ni­za­cyj­ny. Lecz do gwał­tow­ne­go uwol­nie­nia tych sił po­trzeb­na była ze­wnętrz­na sty­mu­la­cja17.

Tak czy in­a­czej, bez „wiel­kie­go prze­ło­mu” XIV–XV wie­ku ka­pi­ta­lizm nie przy­jął­by tej for­my, któ­rą zna­my z hi­sto­rii no­wo­żyt­nej. Wspo­mnia­ne wy­żej wy­da­rze­nia prze­są­dzi­ły o kul­tu­ro­wej opra­wie bur­żu­azyj­nej cy­wi­li­za­cji Za­cho­du.

W książ­ce Re­Orient An­dre Gun­der Frank sta­ra się wy­ja­śnić do­mi­na­cję zdo­by­tą przez Za­chód w epo­ce no­wo­żyt­nej wy­łącz­nie zbie­giem oko­licz­no­ści18. Ko­lumb przy­pad­kiem od­krył Ame­ry­kę, któ­ra przy­pad­kiem ob­fi­to­wa­ła w sre­bro, co przy­pad­kiem zbie­gło się z okre­sem upad­ku go­spo­dar­cze­go kra­jów azja­tyc­kich itd. Re­Orient jest god­ny uwa­gi przez to, że uka­zu­je teo­re­tycz­ną ogra­ni­czo­ność ana­li­zy sys­te­mów-świa­tów. Po­cząw­szy od de­mon­stra­cji ogra­ni­czo­no­ści or­to­dok­syj­nych mark­si­stow­skich sche­ma­tów spro­wa­dza­ją­cych hi­sto­rię go­spo­dar­ki wy­łącz­nie do na­tu­ral­ne­go roz­wo­ju sił wy­twór­czych i sto­sun­ków pro­duk­cyj­nych, szko­ła ta po­ję­ła w pew­nym mo­men­cie, że bez zro­zu­mie­nia sił kie­ru­ją­cych hi­sto­rią spo­łecz­ną nie spo­sób zro­zu­mieć ani roz­wo­ju świa­to­we­go han­dlu, ani geo­po­li­ty­ki.

W rze­czy sa­mej, śre­dnio­wiecz­na Eu­ro­pa była da­le­ko w tyle za kra­ja­mi Wscho­du. Afry­kań­czy­cy śmia­li się, wi­dząc ka­ra­we­le Por­tu­gal­czy­ków, bo wi­dzie­li już wspa­nia­łe okrę­ty chiń­skiej flo­ty. Jed­nak wła­śnie te ma­leń­kie sta­tecz­ki od­mie­ni­ły ob­li­cze świa­to­wej go­spo­dar­ki i po­li­ty­ki, pod­czas gdy ol­brzy­mie Chi­ny, dys­po­nu­ją­ce nie­po­rów­na­nie więk­szy­mi za­so­ba­mi, nie mia­ły w tym cza­sie żad­nych re­wo­lu­cyj­nych do­ko­nań. Wschód zo­stał w tyle, po­nie­waż w ra­mach azja­tyc­kiej kul­tu­ry han­dlo­wej ka­pi­ta­lizm nie mógł się ukształ­to­wać. Azja­tyc­ki spo­sób pro­duk­cji, któ­re­go funk­cjo­no­wa­nie w Chi­nach, Egip­cie i In­diach opi­sy­wał Marks, nie był mi­tem, lecz rze­czy­wi­sto­ścią. Sil­ne pań­stwo czu­wa­ło tam nad go­spo­dar­czą rów­no­wa­gą i sys­te­ma­tycz­nym roz­wo­jem – dla Eu­ro­py po­dob­na sy­tu­acja była zaś zu­peł­nie obca. Dzię­ki temu sta­ro­żyt­ne Chi­ny wy­prze­dzi­ły Za­chód o całą epo­kę, jed­nak ów od­czu­wa­ny przez Za­chód brak rów­no­wa­gi krył w so­bie ogrom­ne moż­li­wo­ści. Roz­wój hi­sto­rycz­ny nie jest pro­ce­sem li­ne­ar­nym, jest ra­czej nie­rów­no­mier­ny. Jesz­cze w XVII wie­ku Eu­ro­pa wciąż uczy się tech­no­lo­gii od Chin. Wschód wy­prze­dza Za­chód za­rów­no pod wzglę­dem pi­śmien­no­ści oraz wy­kształ­ce­nia, jak i na polu sił wy­twór­czych oraz do­bro­by­tu.

Lecz to Za­chód gwał­tow­nie się roz­wi­ja, pod­czas gdy Wschód po­pa­da w sta­gna­cję. Przy­czy­na tego jest pro­sta i w peł­ni prze­ko­nu­ją­co wy­ło­żył ją Ka­rol Marks. To trium­fu­ją­cy na Za­cho­dzie ka­pi­ta­lizm zmu­sza do bez­względ­nej, za to efek­tyw­nej mo­bi­li­za­cji wszyst­kich ludz­kich i tech­no­lo­gicz­nych za­so­bów w celu ku­mu­la­cji. Na Wscho­dzie ku­mu­la­cja ka­pi­ta­łu han­dlo­we­go nie prze­szła w bur­żu­azyj­ny spo­sób pro­duk­cji.

Jak­kol­wiek rola wiel­kich od­kryć geo­gra­ficz­nych w hi­sto­rii ka­pi­ta­li­zmu jest ogrom­na, nowy sys­tem doj­rze­wał w spo­sób na­tu­ral­ny już w ło­nie feu­da­li­zmu. Wsze­la­ko do­pie­ro geo­gra­ficz­na eks­pan­sja za­mie­ni­ła MOŻ­LI­WOŚĆ bur­żu­azyj­ne­go roz­wo­ju Eu­ro­py Za­chod­niej w RE­AL­NOŚĆ. Przed epo­ką wiel­kich od­kryć geo­gra­ficz­nych wszyst­kie ru­chy pro­to­bur­żu­azyj­ne w Eu­ro­pie w XIV i XV wie­ku po­nio­sły klę­skę. Wło­ski re­ne­sans był w isto­cie pierw­szą re­wo­lu­cją bur­żu­azyj­ną – przede wszyst­kim w sfe­rze kul­tu­ry, lecz tak­że w dzie­dzi­nie po­li­ty­ki: nie przy­pad­kiem jego pod­sta­wy teo­re­tycz­ne znaj­dzie­my w Księ­ciu Ma­chia­vel­le­go. Hu­sy­ci byli na­to­miast pro­to­ty­pem bur­żu­azyj­ne­go ru­chu na­ro­do­we­go bo­ga­tych, roz­wi­nię­tych i kwit­ną­cych miej­skich Czech. Ich ide­olo­gia była zwia­stu­nem re­for­ma­cji, jed­nak hu­sy­ci sta­no­wi­li od­izo­lo­wa­ną gru­pę i zo­sta­li po­ko­na­ni, a sto lat póź­niej re­for­ma­cja, jak po­żar, ogar­nę­ła całą Eu­ro­pę. Co zmie­ni­ło się w tym cza­sie? Zmie­ni­ły się wa­run­ki ze­wnętrz­ne. To, co moż­li­we, sta­ło się rze­czy­wi­sto­ścią. Wy­raź­ne po­sze­rze­nie gra­nic świa­to­wej go­spo­dar­ki umoż­li­wi­ło wy­kształ­ce­nie się in­ne­go ro­dza­ju roz­wo­ju i do­pro­wa­dzi­ło do ra­dy­kal­nej zmia­ny sto­sun­ków sił spo­łecz­nych, sty­mu­lu­jąc po­wsta­wa­nie no­wych tech­no­lo­gii oraz wer­ty­kal­ny i ho­ry­zon­tal­ny roz­wój sto­sun­ków bur­żu­azyj­nych. Tym spo­so­bem re­al­ny ka­pi­ta­lizm ukształ­to­wał się jako sys­tem glo­bal­ny i przy­brał kon­kret­ne ce­chy w pro­ce­sie roz­wo­ju go­spo­dar­ki świa­to­wej.

Sto­sun­ki bur­żu­azyj­ne ist­nia­ły, rzecz ja­sna, tak­że przed wiel­ki­mi od­kry­cia­mi geo­gra­ficz­ny­mi. Tak samo ka­pi­tał han­dlo­wy ist­niał na dłu­go przed nimi, jed­nak nig­dzie nie zdo­łał stać się do­mi­nu­ją­cą siłą spo­łecz­ną. Nie zna­la­zł­szy per­spek­tyw han­dlo­wej eks­pan­sji, XIV- i XV-wiecz­ne Wło­chy za­brnę­ły w śle­pą ulicz­kę. Sto­sun­ki han­dlo­we uzy­ska­ły do­mi­na­cję go­spo­dar­czą do­pie­ro dzię­ki od­kry­ciom XV i XVI wie­ku. Lecz bo­daj naj­bar­dziej do­nio­słym skut­kiem wiel­kich od­kryć było umoż­li­wie­nie osta­tecz­nej prze­mia­ny ka­pi­ta­łu han­dlo­we­go w ka­pi­tał prze­my­sło­wy. Ów geo­po­li­tycz­ny prze­wrót, jaki do­ko­nał się w XV i XVI wie­ku, uwol­nił za­rów­no de­struk­cyj­ne, jak i twór­cze siły ka­pi­ta­li­zmu. Ten z ko­lei po­zwo­lił na po­myśl­ną re­ali­za­cję uni­ka­to­wych spo­łecz­no-kul­tu­ro­wych moż­li­wo­ści, ja­kie otwo­rzy­ły się na prze­ło­mie śre­dnio­wie­cza i epo­ki no­wo­żyt­nej.

Stron­ni­cy tra­dy­cyj­ne­go mark­si­zmu z nie­do­wie­rza­niem od­no­si­li się do teo­rii sys­te­mów-świa­tów. Ich zda­niem w pra­cach ba­da­czy tego krę­gu ka­pi­ta­lizm przed­sta­wia­ny jest jako spo­sób wy­mia­ny, a nie spo­sób pro­duk­cji. Istot­nie, sys­tem świa­to­wy opi­sa­ny w pra­cach Wal­ler­ste­ina i jego na­stęp­ców naj­bar­dziej przy­po­mi­na zor­ga­ni­zo­wa­ny hie­rar­chicz­nie han­del mię­dzy­na­ro­do­wy; jed­nak tak na­praw­dę nie cho­dzi tu o han­del jako taki, lecz o mię­dzy­na­ro­do­wy po­dział pra­cy. Han­del mię­dzy­na­ro­do­wy ist­niał na dłu­go przed po­ja­wie­niem się ka­pi­ta­li­zmu, jed­nak do­pie­ro w mo­men­cie for­mo­wa­nia się świa­to­we­go po­dzia­łu pra­cy han­del za­czął od­gry­wać w ku­mu­la­cji ka­pi­ta­łu ową de­cy­du­ją­cą rolę, jaką przy­pi­sy­wał mu Ka­rol Marks.

Mię­dzy­na­ro­do­wy po­dział pra­cy jest nie­od­łącz­nie zwią­za­ny z pro­duk­cją. Rzecz ja­sna, ukształ­to­wał się on w wa­run­kach przed­ka­pi­ta­li­stycz­nych, a bez nie­go bur­żu­azyj­ny ład był­by nie­moż­li­wy. For­ma, jaką mię­dzy­na­ro­do­wy po­dział pra­cy za­czął przyj­mo­wać już w śre­dnio­wie­czu, zde­ter­mi­no­wa­ła spo­łecz­no-eko­no­micz­ne, tech­no­lo­gicz­ne, a na­wet kul­tu­ro­we pro­ce­sy w wie­lu kra­jach. Na przy­kład Bi­zan­cjum, wy­ka­zu­ją­ce duże za­po­trze­bo­wa­nie na su­row­ce do­star­cza­ne do Kon­stan­ty­no­po­la z ob­sza­rów czar­no­mor­skich i Rusi Ki­jow­skiej, sty­mu­lo­wa­ło roz­wój lo­kal­ne­go han­dlu, upo­wszech­nie­nie rze­mio­sła od­twa­rza­ją­ce­go bi­zan­tyj­skie tech­no­lo­gie oraz roz­prze­strze­nie­nie pra­wo­sła­wia. Ten ro­dzaj do­kład­ne­go prze­nie­sie­nia-ko­pio­wa­nia (tech­no­lo­gy trans­fer) był nie­moż­li­wy i po­zba­wio­ny sen­su w kra­jach za­chod­nio­eu­ro­pej­skich nie­zwią­za­nych po­dzia­łem pra­cy z Ce­sar­stwem Bi­zan­tyj­skim.

Jesz­cze bar­dziej ra­żą­cy przy­kład – gro­dze­nia w XVI-wiecz­nej An­glii, kie­dy ty­sią­ce chło­pów wy­gna­no z na­le­żą­cych do nich ziem, któ­re prze­kształ­cono w pa­stwi­ska dla owiec. Przy­czy­ną gro­dzeń nie było we­wnętrz­ne za­po­trze­bo­wa­nie tam­tej­sze­go rol­nic­twa, ale ro­sną­cy po­pyt na weł­nę spo­wo­do­wa­ny gwał­tow­nym roz­wo­jem prze­my­słu tek­styl­ne­go Flan­drii. Pa­ra­fra­zu­jąc Tho­ma­sa Mo­ore’a, moż­na po­wie­dzieć, że w An­glii owce za­czę­ły „po­że­rać lu­dzi”, bo w Ni­der­lan­dach wła­śnie ro­dził się ka­pi­ta­lizm. Rów­nież w sa­mej An­glii po­dob­nie wzra­sta­ją­cy po­pyt do­pro­wa­dził do roz­wo­ju sto­sun­ków bur­żu­azyj­nych, przede wszyst­kim w sek­to­rze rol­nic­twa19.

In­ny­mi sło­wy, mię­dzy­na­ro­do­wy po­dział pra­cy spra­wił, że nie­unik­nio­ne sta­ły się te pro­ce­sy pro­duk­cyj­ne i spo­łecz­ne, któ­re bez jego udzia­łu albo wca­le nie mia­ły­by miej­sca, albo przy­bra­ły­by zu­peł­nie inne for­my, za­cho­dzi­ły­by w in­nym cza­sie, a być może na­wet – w in­nym kra­ju.

Ka­pi­ta­lizm ukształ­to­wał się w tym sa­mym cza­sie co glo­bal­ny sys­tem go­spo­dar­czy i spo­sób pro­duk­cji. Zja­wi­ska te wza­jem­nie się wa­run­ko­wa­ły. Bur­żu­azyj­ne sto­sun­ki pro­duk­cji mo­gły się roz­wi­jać i zy­skać do­mi­na­cję tyl­ko w ra­mach sprzy­ja­ją­ce­go sys­te­mu go­spo­dar­cze­go. Z ko­lei bez po­wsta­nia no­wych sto­sun­ków pro­duk­cji w „czo­ło­wych” kra­jach, któ­re sta­ły się „cen­trum” no­we­go sys­te­mu świa­to­we­go, re­wo­lu­cyj­ne prze­kształ­ce­nie świa­ta by­ło­by nie­moż­li­we.

W prze­ci­wień­stwie do or­to­dok­syj­ne­go mark­si­zmu pod­kre­śla­ją­ce­go zna­cze­nie sto­sun­ków pro­duk­cyj­nych, teo­ria sys­te­mów-świa­tów do­wo­dzi, że de­cy­du­ją­cą rolę w roz­wo­ju ka­pi­ta­li­zmu ode­gra­ła do­pie­ro za­po­cząt­ko­wa­na pod ko­niec XV wie­ku glo­ba­li­za­cja po­wią­zań go­spo­dar­czych, któ­ra umoż­li­wi­ła kra­jom „cen­trum” eks­plo­ata­cję ta­nich za­so­bów i pra­cy „pe­ry­fe­rii”. W obu przy­pad­kach mowa o ku­mu­la­cji ka­pi­ta­łu. Or­to­dok­syj­ny mark­sizm kła­dzie na­cisk na jej we­wnętrz­ne źró­dła, zaś teo­ria sys­te­mów-świa­tów pod­kre­śla rolę czyn­ni­ków ze­wnętrz­nych. W związ­ku z tym na­su­wa się py­ta­nie: czym jest ka­pi­ta­lizm – sys­te­mem-świa­tem czy spo­so­bem pro­duk­cji?

Wszak jed­no nie wy­klu­cza dru­gie­go. Ka­pi­ta­lizm to sys­tem-świat, opar­ty na bur­żu­azyj­nym spo­so­bie pro­duk­cji, nie­da­ją­cy się jed­nak do nie­go spro­wa­dzić. Efek­tyw­na mo­bi­li­za­cja za­so­bów we­wnętrz­nych była nie­zbęd­na dla po­myśl­nej eks­plo­ata­cji za­so­bów ze­wnętrz­nych. Wła­śnie dla­te­go An­glia i Ho­lan­dia, któ­re szyb­ko przy­ję­ły mo­del bur­żu­azyj­ny, wy­su­wa­ją się na pro­wa­dze­nie, na­to­miast dys­po­nu­ją­ce ogrom­ny­mi po­sia­dło­ścia­mi i bo­gac­twem, lecz utrzy­mu­ją­ce struk­tu­ry feu­dal­ne im­pe­rium hisz­pań­skie tra­ci czo­ło­wą po­zy­cję. Mimo ogrom­nej prze­wa­gi geo­po­li­tycz­nej brak wy­star­cza­ją­cych wa­run­ków we­wnętrz­nych do roz­wo­ju ka­pi­ta­li­zmu spo­wo­do­wał, że nie zdo­łał się on ukształ­to­wać w XVI- i XVII-wiecz­nej Hisz­pa­nii.

„Cen­trum” i „pe­ry­fe­rie”

Eks­plo­ata­cja pe­ry­fe­rii przy­bie­ra­ła róż­ne for­my w cią­gu dzie­jów. O ile jed­nak jej kon­kret­ne prze­ja­wy są do­brze zna­ne so­cjo­lo­gom i eko­no­mi­stom, o tyle głę­bo­ki me­cha­nizm re­dy­stry­bu­cji po­zo­sta­wał przed­mio­tem za­żar­tych dys­ku­sji ba­da­czy. Po­dział ka­pi­ta­li­stycz­ne­go sys­te­mu-świa­ta na „cen­trum” i „pe­ry­fe­rie” przez dłu­gi czas był przed­mio­tem ana­liz (po­czy­na­jąc od prac Róży Luk­sem­burg, a koń­cząc nie tyl­ko na dzie­łach Wal­ler­ste­ina, Ami­na i in­nych, ale i na książ­kach słyn­ne­go spe­ku­lan­ta fi­nan­so­we­go Geo­r­ge’a So­ro­sa). Dane sta­ty­stycz­ne ze­bra­ne w XIX i XX wie­ku po­ka­zu­ją, że sto­sun­ki mię­dzy stre­fa­mi „pe­ry­fe­rii” i „cen­trum” po­zo­sta­ją dość sta­bil­ne, cho­ciaż prze­paść mię­dzy przo­du­ją­cy­mi i za­co­fa­ny­mi pań­stwa­mi we­dług więk­szo­ści wskaź­ni­ków sys­te­ma­tycz­nie się zwięk­sza. Zna­ko­mi­cie ilu­stru­ją ją re­gio­nal­ne sta­ty­sty­ki go­spo­dar­cze. Dane hi­sto­rycz­ne i sta­ty­stycz­ne, ja­ki­mi dys­po­nu­je­my, są w zu­peł­no­ści wy­star­cza­ją­ce, by po­twier­dzić, że glo­bal­na re­dy­stry­bu­cja za­so­bów jest ko­rzyst­na przede wszyst­kim dla kra­jów za­moż­nych. Tym nie­mniej za­rów­no dla eko­no­mi­stów, jak i dla po­li­ty­ków nie­rzad­ko po­zo­sta­je za­gad­ką, jak wła­ści­wie do­cho­dzi do pod­po­rząd­ko­wy­wa­nia „pe­ry­fe­rii” „cen­trum”: z cze­go ono wy­ni­ka i jak jest re­pro­du­ko­wa­ne.

Dla­cze­go taki stan rze­czy wciąż jest od­twa­rza­ny, bez wzglę­du na to, że mamy do czy­nie­nia nie tyl­ko z ewo­lu­cją ka­pi­ta­li­zmu, lecz tak­że ze zmie­nia­ją­cy­mi się sto­sun­ka­mi mię­dzy­na­ro­do­wy­mi?

Po­cząt­ko­wo mark­si­ści skłon­ni byli ob­ja­śniać cięż­ką sy­tu­ację kra­jów pe­ry­fe­ryj­nych ich ko­lo­nial­ną za­leż­no­ścią od Za­cho­du. W po­ło­wie XX wie­ku po­dob­ne uję­cie zde­ter­mi­no­wa­ło stra­te­gię de­ko­lo­ni­za­cji, któ­ra ukró­ciw­szy kon­tro­lę stric­te po­li­tycz­ną, po­win­na była za­gwa­ran­to­wać tak­że nie­za­leż­ność go­spo­dar­czą. Jed­nak do­świad­cze­nie Ame­ry­ki Ła­ciń­skiej już w XIX wie­ku wy­ka­za­ło, że nie­za­leż­ność po­li­tycz­na nie po­zwa­la pań­stwom pe­ry­fe­ryj­nym zmie­nić swo­jej po­zy­cji w sys­te­mie świa­to­wym. Ana­lo­gicz­nie, Ro­sja car­ska, bę­dą­ca nie tyl­ko nie­pod­le­głym pań­stwem, lecz tak­że wpły­wo­wym eu­ro­pej­skim mo­car­stwem, no­si­ła wy­raź­ne ce­chy spo­łe­czeń­stwa pe­ry­fe­ryj­ne­go.

Wy­swo­bo­dziw­szy się spod pa­no­wa­nia eu­ro­pej­skich na­jeźdź­ców, były ko­lo­nial­ny Wschód w la­tach 60. XX wie­ku stał się czę­ścią „trze­cie­go świa­ta”, w sen­sie eko­no­micz­nym zle­wa­jąc się w jed­ną ca­łość z kra­ja­mi Ame­ry­ki Ła­ciń­skiej, któ­re wy­wal­czy­ły so­bie nie­pod­le­głość już w po­cząt­kach XIX wie­ku. Jed­nak nie przy­czy­ni­ło się to do ra­dy­kal­nej zmia­ny świa­to­wej hie­rar­chii. Od­tąd do­mi­nu­ją­cą po­zy­cję „cen­trum” tłu­ma­czo­no tym, że w nim sku­pia się pro­duk­cja prze­my­sło­wa, pod­czas gdy „pe­ry­fe­ria” w glo­bal­nym po­dzia­le pra­cy przyj­mu­ją rolę do­star­czy­cie­la za­so­bów. W la­tach 60. XX wie­ku w krę­gach so­cjo­lo­gów i eko­no­mi­stów mó­wio­no o uza­leż­nie­niu bied­nych kra­jów od bo­ga­te­go Za­cho­du. Z ko­lei ru­chy wol­no­ścio­we wy­su­nę­ły za­da­nie in­du­stria­li­za­cji i mo­der­ni­za­cji (za in­spi­ru­ją­cy przy­kład po­słu­ży­ły tu pierw­sze ra­dziec­kie pla­ny pię­cio­let­nie). Nie­ste­ty, bez wzglę­du na oczy­wi­ste suk­ce­sy, in­du­stria­li­za­cja nie roz­wią­za­ła pro­ble­mu. Wów­czas na pierw­szy plan za­czę­ła wy­su­wać się za­leż­ność tech­no­lo­gicz­na i zdol­ność Za­cho­du do sku­pia­nia w swo­ich rę­kach stra­te­gicz­nych mo­no­po­li (na za­awan­so­wa­ne tech­no­lo­gie, broń ma­so­we­go ra­że­nia, środ­ki ma­so­we­go prze­ka­zu itd.). Na­wet skon­stru­owa­nie in­dyj­skiej czy pa­ki­stań­skiej bom­by ato­mo­wej czy stwo­rze­nie arab­skie­go ka­na­łu te­le­wi­zyj­ne­go Al-Ja­ze­era nie były w sta­nie za­chwiać glo­bal­ną hie­rar­chią go­spo­dar­czą. Przy­łą­czyw­szy się do świa­to­wej go­spo­dar­ki po upad­ku ko­mu­ni­stycz­ne­go re­żi­mu, Ro­sja i Ukra­ina wy­raź­nie od­zna­cza­ły się wszyst­ki­mi ce­cha­mi pe­ry­fe­ryj­ne­go roz­wo­ju – mimo że dys­po­no­wa­ły roz­wi­nię­tym prze­my­słem, odzie­dzi­czy­ły po Związ­ku Ra­dziec­kim sil­ne woj­sko i po­stę­po­wą na­ukę. Rów­nie wy­so­ki sto­pień in­du­stria­li­za­cji i urba­ni­za­cji nie po­wstrzy­mał de­gra­da­cji Ar­gen­ty­ny i Uru­gwa­ju pod ko­niec XX wie­ku.

Wie­le pi­sa­no tak­że o „nie­rów­nej wy­mia­nie” mię­dzy kra­ja­mi roz­wi­nię­ty­mi a roz­wi­ja­ją­cy­mi się. Kon­tro­lu­ją­ce świa­to­wy ry­nek za­chod­nie mo­no­po­le dyk­to­wa­ły ceny za­so­bów, któ­re czer­pa­no z kra­jów pe­ry­fe­ryj­nych. Pró­bą zmia­ny tego sta­nu rze­czy było stwo­rze­nie kar­te­lu pro­du­cen­tów ropy (OPEC), któ­ry w pierw­szej po­ło­wie lat 70. zdo­łał wy­raź­nie wpły­nąć na ceny pa­liw. Skut­kiem tego był stru­mień pe­tro­do­la­rów, któ­ry po­pły­nął na Bli­ski Wschód i czę­ścio­wo tak­że do Eu­ro­py Wschod­niej. Nie­któ­re kra­je, po­sia­da­ją­ce znacz­ne za­so­by ropy i nie­zbyt licz­ną lud­ność, zdo­ła­ły się wzbo­ga­cić, jed­nak oka­za­ło się to nie­wy­star­cza­ją­cym wa­run­kiem, by mo­gły stać się czę­ścią ka­pi­ta­li­stycz­ne­go „cen­trum”, co za­ma­ni­fe­sto­wa­ło się z wy­jąt­ko­wą ostro­ścią w cza­sie wo­jen roz­po­czę­tych przez Sta­ny Zjed­no­czo­ne w Za­to­ce Per­skiej w 1991 i 2003 roku.

Po upad­ku blo­ku ra­dziec­kie­go w la­tach 1989–1990 byłe re­pu­bli­ki ko­mu­ni­stycz­ne osta­tecz­nie sta­ły się czę­ścią bur­żu­azyj­ne­go sys­te­mu-świa­ta, przy czym duża część owe­go te­ry­to­rium wy­raź­nie zbli­ży­ła się do „trze­cie­go świa­ta”. Pod ko­niec XX wie­ku wie­le pe­ry­fe­ryj­nych kra­jów od­zna­cza­ło się wy­so­kim stop­niem urba­ni­za­cji oraz in­du­stria­li­za­cji. Licz­ne pań­stwa za­chod­nie prze­szły z ko­lei pro­ces de­in­du­stria­li­za­cji. Znacz­na część miejsc pra­cy prze­mie­ści­ła się z roz­wi­nię­tej Pół­no­cy na za­co­fa­ne Po­łu­dnie, jed­nak nie spo­wo­do­wa­ło to ra­dy­kal­nej zmia­ny sto­sun­ków mię­dzy Pół­no­cą i Po­łu­dniem. Pod ko­niec XX wie­ku, ob­ser­wu­jąc funk­cjo­no­wa­nie trans­na­ro­do­wych in­sty­tu­cji fi­nan­so­wych, ich kry­ty­cy wy­ka­za­li, że eks­plo­ata­cja „pe­ry­fe­rii” i kon­tro­la nad nimi jest spra­wo­wa­na po­przez sys­tem dłu­gu ze­wnętrz­ne­go.

Bez wzglę­du na nie­jed­no­krot­nie zmie­nia­ją­cy się w toku dzie­jów glo­bal­ny po­dział pra­cy le­żą­ca u pod­staw bur­żu­azyj­ne­go spo­so­bu pro­duk­cji ten­den­cja do ku­mu­la­cji i kon­cen­tra­cji ka­pi­ta­łu po­zo­sta­wa­ła nie­zmien­na. Cen­tra­li­za­cja ka­pi­ta­łu w ska­li świa­ta pro­wa­dzi do po­wsta­nia kil­ku cen­trów ku­mu­la­cji, nie­rzad­ko kon­ku­ru­ją­cych ze sobą. Lo­gi­ka ku­mu­la­cji i kon­cen­tra­cji ka­pi­ta­łu po­wo­du­je, że jest on sta­le re­dy­stry­bu­owa­ny na ko­rzyść świa­to­wych „li­de­rów”. Na­wet po­waż­ny wzrost go­spo­dar­czy na „pe­ry­fe­riach” nie zmie­ni tej sy­tu­acji w spo­sób ra­dy­kal­ny. Pa­ra­dok­sal­nie w okre­ślo­nych wa­run­kach wzrost pro­duk­cji w tych kra­jach może na­wet osła­bić ich po­zy­cję, po­nie­waż im efek­tyw­niej pra­cu­je dany kraj, tym wię­cej wy­twa­rza „wol­ne­go” lub „do­dat­ko­we­go” ka­pi­ta­łu, któ­ry roz­dzie­la­ny jest na ko­rzyść głów­nych cen­trów ku­mu­la­cji. Kon­kret­ne for­my mię­dzy­na­ro­do­we­go po­dzia­łu pra­cy sta­no­wią re­zul­tat tego glo­bal­ne­go pro­ce­su. Mogą one ewo­lu­ować, lecz lo­gi­ka ku­mu­la­cji wy­ka­zu­je się sta­ło­ścią.

Ro­sja lat 90. XX wie­ku przed­sta­wia w tym kon­tek­ście dość ja­skra­wy ob­raz: oto na tle kry­zy­su na wiel­ką ska­lę oka­za­ła się jed­nym z „do­no­rów” świa­to­wej go­spo­dar­ki. Ogrom­ne sumy wy­mie­nio­no na za­chod­nie wa­lu­ty, przede wszyst­kim na ame­ry­kań­skie do­la­ry, i wy­wie­zio­no za gra­ni­cę. Symp­to­ma­tycz­ne wy­da­je się, że od­no­to­wa­ny w la­tach 90. wzrost nie zmie­nił tej ten­den­cji i we względ­nie po­myśl­nym okre­sie 2000–2003 tak bez­po­śred­ni, jak i po­śred­ni od­pływ ka­pi­ta­łu wciąż był dość znacz­ny.

Prze­kształ­ce­nie form eks­plo­ata­cji i kon­tro­li to­wa­rzy­szy każ­de­mu no­we­mu eta­po­wi ewo­lu­cji ka­pi­ta­li­zmu, lecz, jak wspo­mnia­no wy­żej, lo­gi­ka ku­mu­la­cji ka­pi­ta­łu i jego cen­tra­li­za­cja po­zo­sta­ją nie­zmien­ne. Otwar­ta go­spo­dar­ka na­rzu­co­na pań­stwom „pe­ry­fe­rii” wią­że się z nie­uchron­ną re­dy­stry­bu­cją ka­pi­ta­łu na ko­rzyść „cen­trum”. Dla­te­go je­dy­nie Ja­po­nia, sta­li­now­ska Ro­sja i kra­je Azji Po­łu­dnio­wo-Wschod­niej, któ­re w róż­nym cza­sie i na róż­ne spo­so­by zdo­ła­ły „od­dzie­lić się” od świa­to­we­go ryn­ku ka­pi­ta­ło­we­go, były w sta­nie ra­dy­kal­nie zmie­nić swą po­zy­cję w glo­bal­nej hie­rar­chii.

Pro­ce­sy spo­łecz­ne za­cho­dzą­ce na „pe­ry­fe­riach” for­mu­ją­ce­go się sys­te­mu ka­pi­ta­li­stycz­ne­go róż­ni­ły się, rzecz ja­sna, od tego, co dzia­ło się w „cen­trum”. Jesz­cze na po­cząt­ku XX wie­ku Róża Luk­sem­burg za­uwa­ży­ła, że do­staw­szy się w or­bi­tę bur­żu­azyj­ne­go roz­wo­ju, kra­je owe przejść mu­szą ra­dy­kal­ną ewo­lu­cję. Nie bę­dzie ona jed­nak me­cha­nicz­nym po­wtó­rze­niem pro­ce­sów, ja­kie mają miej­sce na Za­cho­dzie. Róża Luk­sem­burg roz­pa­try­wa­ła przy­pa­dek kra­jów ko­lo­nial­nych i pół­ko­lo­nial­nych wcią­gnię­tych w or­bi­tę ka­pi­ta­li­stycz­ne­go roz­wo­ju. Feu­dal­ne lub tra­dy­cyj­ne eli­ty prze­kształ­ca­ją się w bur­żu­azję, włą­cza­ją się w wy­mia­nę ryn­ko­wą, jed­nak nie sta­ją się eli­ta­mi ka­pi­ta­li­stycz­ny­mi. Gdy w „cen­trum” zwy­cię­ża wol­na pra­ca, na „pe­ry­fe­riach” roz­wi­ja się han­del nie­wol­ni­ka­mi bę­dą­cy naj­waż­niej­szym źró­dłem ku­mu­la­cji ka­pi­ta­łu. Nie­wol­ni­cza pra­ca wspie­ra i sty­mu­lu­je roz­wój wol­nej pra­cy (ta­nie su­row­ce i pro­duk­ty spo­żyw­cze, do­dat­ko­wy ka­pi­tał pły­ną­cy z róż­nych źró­deł za­pew­nia in­ten­syw­ny wzrost go­spo­dar­czy w kra­jach „cen­trum”).

Pro­ces glo­ba­li­za­cji, któ­ry w la­tach 90. stał się mod­nym te­ma­tem roz­mów, nie tyl­ko nie zmie­nił sta­nu rze­czy, ale wręcz prze­ciw­nie, po­głę­bił spo­łecz­ne sprzecz­no­ści w ska­li świa­ta. Ko­lej­ni ba­da­cze na prze­ło­mie XX i XXI wie­ku stwier­dza­li, że od­tąd prze­paść dzie­lą­ca kra­je bied­ne od bo­ga­tych zo­sta­nie za­stą­pio­na przez kon­flikt trans­na­ro­do­we­go ka­pi­ta­łu i kla­sy pra­cu­ją­cej na ska­lę świa­to­wą20. Jed­nak glo­bal­ny an­ta­go­nizm kla­sy ro­bot­ni­czej i ka­pi­ta­łu nie jest no­wo­ścią – pi­sa­li o nim już Marks i En­gels w Ma­ni­fe­ście ko­mu­ni­stycz­nym. Tak samo przed­sta­wi­cie­le teo­rii sys­te­mów-świa­tów nig­dy nie twier­dzi­li, ja­ko­by sprzecz­ne in­te­re­sy wy­stę­po­wa­ły je­dy­nie mię­dzy pań­stwa­mi. Spo­łecz­ne kon­flik­ty we­wnątrz każ­de­go spo­łe­czeń­stwa z osob­na są zbyt ra­żą­ce, by moż­na je było zi­gno­ro­wać. Wsze­la­ko struk­tu­ra spo­łecz­na i cha­rak­ter spo­łecz­ne­go kon­flik­tu w „cen­trum” i na „pe­ry­fe­riach” są od­ręb­ne. Pod­sta­wo­wą róż­ni­cą jest to, że krę­gi wła­dzy w kra­jach „cen­trum” dys­po­nu­ją znacz­nie po­waż­niej­szy­mi za­so­ba­mi, co za­pew­nia o wie­le wię­cej moż­li­wo­ści spo­łecz­ne­go kom­pro­mi­su i kształ­to­wa­nia kon­sen­su­su. W związ­ku z tym po­li­tycz­ne sys­te­my Za­cho­du oka­zu­ją się trwal­sze, de­mo­kra­cje – sta­bil­niej­sze, pro­ce­sy po­li­tycz­ne i wy­bor­cze „czyst­sze” itd. To nie „bo­ga­ta tra­dy­cja de­mo­kra­tycz­na” prze­są­dza o trwa­ło­ści za­chod­niej wol­no­ści; prze­ciw­nie, to nie­unik­nio­na eko­no­micz­na nie­sta­bil­ność „pe­ry­fe­rii” unie­moż­li­wia for­mo­wa­nie „bo­ga­tych tra­dy­cji de­mo­kra­tycz­nych”.

Z tego punk­tu wi­dze­nia szcze­gól­nie zna­czą­ce jest to, co dzie­je się wła­śnie w Ro­sji i Eu­ro­pie Wschod­niej. Je­śli Róża Luk­sem­burg mó­wi­ła o ewo­lu­cji świa­ta ko­lo­nial­ne­go, to tu­taj wi­dzi­my spo­łe­czeń­stwa, w któ­rych – tak jak na Za­cho­dzie – za­czę­ły się ro­dzić sto­sun­ki bur­żu­azyj­ne. Po­nad­to kra­je te ak­tyw­nie włą­cza­ją się w nowy glo­bal­ny roz­wój (w od­róż­nie­niu od znacz­nej czę­ści Eu­ro­py Po­łu­dnio­wej, nie­wpi­su­ją­cej się w nowy sys­tem glo­bal­nych po­wią­zań eko­no­micz­nych i z tego po­wo­du po­pa­da­ją­cej w sta­gna­cję). Jed­nak in­te­gru­jąc się ze świa­to­wym sys­te­mem, zy­sku­ją one cha­rak­ter pe­ry­fe­rii. Ich bur­żu­azyj­ny roz­wój jest pod­po­rząd­ko­wa­ny lo­gi­ce jak­że od­mien­nej od pa­nu­ją­cej na Za­cho­dzie. Wzrost go­spo­dar­czy i roz­wój ryn­ku nie pro­wa­dzą do au­to­no­mii spo­łe­czeń­stwa, lecz do jego znie­wo­le­nia, sze­re­gi bur­żu­azji po­więk­sza­ją się li­czeb­nie, ale jed­no­cze­śnie spa­da po­ziom jej kul­tu­ry przed­się­bior­czo­ści. W re­zul­ta­cie roz­pacz­li­we pró­by mo­der­ni­za­cji po­dej­mo­wa­ne przez Ro­sję, któ­ra mimo swych oso­bli­wo­ści jest „nor­mal­nym” eu­ro­pej­skim kra­jem, spra­wia­ją, że co­raz bar­dziej po­grą­ża się ona w za­co­fa­niu: chcąc do­go­nić Za­chód, ro­syj­skie spo­łe­czeń­stwo wciąż po­zo­sta­je w tyle.

W od­róż­nie­niu od „cen­trum”, któ­re może po­słu­żyć za wzo­rzec mniej lub bar­dziej czy­stych sto­sun­ków bur­żu­azyj­nych, „pe­ry­fe­ria” wy­twa­rza­ją wła­sny mo­del ka­pi­ta­li­zmu21. Cha­rak­te­ry­stycz­ny jest dla nie­go wy­so­ki roz­wój, a cza­sem na­wet hi­per­tro­fia po­wią­zań ryn­ko­wych, przy ni­skim po­zio­mie roz­wo­ju sto­sun­ków bur­żu­azyj­nych w dzie­dzi­nie pro­duk­cji. Zbo­że wy­pro­du­ko­wa­ne przez chło­pów pańsz­czyź­nia­nych z gu­ber­ni wo­ro­ne­skiej sprze­da­je się na świa­to­wym ryn­ku tak jak sprze­da­wa­na jest pro­duk­cja wol­nych rol­ni­ków. Jed­nak ży­cie wiej­skie to­czy się we­dle re­guł in­nych niż re­gu­ły rzą­dzą­ce spo­łe­czeń­stwem bur­żu­azyj­nym. Nie ist­nie­je tu ry­nek pra­cy. Owa sy­tu­acja po­wo­du­je swe­go ro­dza­ju pa­ra­liż sił kre­atyw­nych – spo­łe­czeń­stwo wiej­skie cier­pi na chro­nicz­ny de­fi­cyt ka­pi­ta­łu prze­my­sło­we­go, nie jest zdol­ne do in­no­wa­cji (nie­rzad­ko mimo ogrom­ne­go po­ten­cja­łu twór­cze­go), jest tech­no­lo­gicz­nie za­co­fa­ne i za­leż­ne od Za­cho­du. Na­to­miast miej­sco­wa bur­żu­azja, mimo bo­gac­twa su­row­co­we­go i wiel­kiej licz­by rąk do pra­cy, nie jest w sta­nie sa­mo­dziel­nie prze­kształ­cić swo­ich nie­rzad­ko ogrom­nych środ­ków w efek­tyw­ne in­we­sty­cje. Przed­się­bior­cy nie­ustan­nie wy­ka­zu­ją sil­ną po­trze­bę po­mo­cy pań­stwa lub za­gra­nicz­nych part­ne­rów.

Ro­sja nig­dy nie była kra­jem od­izo­lo­wa­nym od resz­ty świa­ta. Na nic zda­ły się wy­sił­ki za­zdro­snych obroń­ców pra­wo­sław­nej po­boż­no­ści, któ­rzy sta­ra­li się od­gro­dzić kraj od wzmo­żo­nych w XVII wie­ku ob­cych wpły­wów – wła­śnie w tym cza­sie po­wią­za­nia go­spo­dar­cze car­stwa mo­skiew­skie­go z Za­cho­dem na­bie­ra­ją no­wej ja­ko­ści. W mia­rę roz­wo­ju bur­żu­azyj­ne­go ryn­ku han­del zmie­nia się w na­rzę­dzie in­te­gra­cji kra­ju z sys­te­mem-świa­tem, a pro­duk­cja, prze­zna­czo­na wcze­śniej na za­spo­ko­je­nie lo­kal­nych po­trzeb, te­raz pod­po­rząd­ko­wa­na jest ze­wnętrz­ne­mu po­py­to­wi. Pro­duk­cja na po­trze­by ryn­ku ozna­cza re­or­ga­ni­za­cję ca­łe­go sys­te­mu po­wią­zań łą­czą­cych daną spo­łecz­ność, na­wet je­śli sama spo­łecz­ność nie prze­kształ­ca się w spo­łe­czeń­stwo bur­żu­azyj­ne. Han­del oka­zu­je się jed­nym ze spo­so­bów pod­po­rząd­ko­wa­nia nie­ka­pi­ta­li­stycz­nej (ze wzglę­du na swą we­wnętrz­ną or­ga­ni­za­cję) pro­duk­cji lo­gi­ce ka­pi­ta­li­stycz­nej ku­mu­la­cji.

W hi­sto­rycz­nej kon­cep­cji Po­krow­skie­go waż­ne miej­sce zaj­mu­je idea ka­pi­ta­li­zmu han­dlo­we­go. Ta wcze­sna for­ma bur­żu­azyj­nej przed­się­bior­czo­ści, jaka roz­wi­nę­ła się w epo­ce wiel­kich od­kryć geo­gra­ficz­nych, wciąż jesz­cze była ogra­ni­cza­na przez ramy tra­dy­cyj­nych tech­no­lo­gii. Do­pie­ro re­wo­lu­cja prze­my­sło­wa otwo­rzy­ła przed ka­pi­ta­li­zmem per­spek­ty­wę ma­so­wej pro­duk­cji. Jed­nak już w XVI–XVII wie­ku prze­wóz ła­dun­ków wy­ma­gał cen­tra­li­za­cji, wy­so­kie­go po­zio­mu za­rzą­dza­nia i znacz­nych in­we­sty­cji. Na samą kon­struk­cję stat­ku skła­da się pro­duk­cja wie­lu cha­łup­ni­czych warsz­ta­tów i go­spo­darstw wiej­skich.

W Eu­ro­pie Za­chod­niej pro­duk­cja ma­nu­fak­tu­ro­wa na­bie­ra­ła roz­pę­du, lecz na „pe­ry­fe­riach”, skąd przede wszyst­kim czer­pie się su­row­ce, sy­tu­acja wy­glą­da­ła zu­peł­nie in­a­czej. Aby ka­pi­tał han­dlo­wy mógł eks­plo­ato­wać drob­ne­go pro­du­cen­ta, mu­siał za­wrzeć so­jusz z wiel­kim wła­ści­cie­lem ziem­skim i pań­stwem sta­no­wym. Drob­ny pro­du­cent zo­stał prze­mo­cą pod­po­rząd­ko­wa­ny lo­gi­ce ka­pi­ta­łu i włą­czo­ny w nowy po­dział pra­cy. Symp­to­ma­tycz­ne wy­da­je się, że dla sa­me­go Po­krow­skie­go nie jest do koń­ca ja­sne, dla­cze­go po­dob­ny so­jusz, któ­ry w tej czy in­nej for­mie daje się za­ob­ser­wo­wać tak­że na Za­cho­dzie, oka­zał się tam nie­trwa­ły, pod­czas gdy w Ro­sji utrzy­mał się w za­sa­dzie do koń­ca XX wie­ku. Od­po­wiedź na to py­ta­nie moż­na zna­leźć, po­rów­nu­jąc pro­duk­cyj­ne za­da­nia „cen­trum” i „pe­ry­fe­rii” w ra­mach kształ­tu­ją­ce­go się po­dzia­łu pra­cy. Pro­duk­cja ma­nu­fak­tu­ro­wa za­sto­so­wa­na w prze­my­śle prze­twór­czym na­tych­miast oka­zu­je się wy­star­cza­ją­co wy­daj­na, pod­czas gdy w sek­to­rze su­row­co­wym oraz rol­nym więk­sze zy­ski przy­no­si ko­rzy­sta­nie z  pra­cy przy­mu­so­wej.

W re­zul­ta­cie in­te­gra­cja Ro­sji ze świa­to­wą go­spo­dar­ką nie przy­nio­sła osła­bie­nia sa­mo­dzier­ża­wia, lecz jego umoc­nie­nie; nie sta­no­wi­ła przej­ścia do bur­żu­azyj­ne­go typu rol­nic­twa, lecz po­skut­ko­wa­ła na­si­le­niem się pańsz­czy­zny. „To ów ka­pi­tał han­dlo­wy prze­cha­dzał się po ro­syj­skiej zie­mi w czap­ce Mo­no­ma­cha, zaś wła­ści­cie­le ziem­scy i szlach­ta byli za­le­d­wie jego agen­ta­mi, jego apa­ra­tem”22. W ten spo­sób tłu­ma­czy Po­krow­ski do­brze zna­ne przy­pad­ki bez­pra­wia, ja­kie­go w sto­sun­ku do ary­sto­kra­cji i szlach­ty do­pusz­cza­ło się XVIII-wiecz­ne sa­mo­dzier­ża­wie, kie­dy to przed­sta­wi­cie­li uprzy­wi­le­jo­wa­nej kla­sy nie tyl­ko gna­no na woj­nę i zmu­sza­no do służ­by w in­sty­tu­cjach pań­stwo­wych, ale na­wet okła­da­no ró­zga­mi. Nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że teza Po­krow­skie­go jest co­kol­wiek po­le­micz­na. W osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku szlach­ta po­sia­da­ła bo­wiem wła­sne in­te­re­sy i w tym­że XVIII wie­ku zdol­na była ich bro­nić, or­ga­ni­zu­jąc prze­wro­ty pań­stwo­we, dzię­ki któ­rym uzy­ska­ła swo­je „swo­bo­dy”. Mimo to nie spo­sób prze­ce­nić roli, jaką w ro­syj­skiej hi­sto­rii ode­grał ka­pi­tał han­dlo­wy oraz ogól­no­świa­to­we pro­ce­sy go­spo­dar­cze.

Ła­two za­uwa­żyć, że każ­da nowa faza w roz­wo­ju eu­ro­pej­skiej, a po­tem tak­że glo­bal­nej go­spo­dar­ki po­kry­wa­ła się z prze­ło­mo­wy­mi dla Ro­sji wy­da­rze­nia­mi. W żad­nej mie­rze nie jest to je­dy­nie przy­pa­dek. Wiel­kie prze­mia­ny XVI i XVII stu­le­cia w Eu­ro­pie od­bi­ja­ją się w Car­stwie Ro­syj­skim re­pre­sja­mi Iwa­na Groź­ne­go i Wiel­ką Smu­tą. Z ko­lei boom go­spo­dar­czy XVIII wie­ku oka­zu­je się dla szla­chec­kiej Ro­sji zło­tym wie­kiem, epo­ką świet­no­ści i oświe­ce­nia opar­te­go, na­wia­sem mó­wiąc, na bez­względ­nej eks­plo­ata­cji chłop­stwa. W la­tach 60. i 70. XIX wie­ku do­cho­dzi do ko­lej­ne­go re­wo­lu­cyj­ne­go prze­kształ­ce­nia sys­te­mu-świa­ta. W Ro­sji roz­po­czy­na się „epo­ka re­form”. Kry­zys glo­bal­ne­go ka­pi­ta­li­zmu w la­tach 1914–1918 nie tyl­ko kul­mi­nu­je w woj­nie świa­to­wej, lecz przy­czy­nia się rów­nież do wy­bu­chu ro­syj­skiej re­wo­lu­cji; z ko­lei Wiel­kiej De­pre­sji lat 1929–1932 to­wa­rzy­szy sta­li­now­ska ko­lek­ty­wi­za­cja itd.

Po­rów­nu­jąc Ro­sję z An­glią, Po­krow­ski upa­tru­je w im­pe­rium bry­tyj­skim „szczę­śli­we­go” po­łą­cze­nia prze­my­sło­we­go ka­pi­ta­li­zmu me­tro­po­lii i ka­pi­ta­li­zmu han­dlo­we­go, któ­ry „prze­mie­ścił się do ko­lo­nii”23. Ów idyl­licz­ny stan rów­no­wa­gi na­ru­szy­ła je­dy­nie woj­na o nie­pod­le­głość w Ame­ry­ce Pół­noc­nej. W prze­ci­wień­stwie do tego, mię­dzy dwo­ma ty­pa­mi ro­syj­skie­go ka­pi­ta­li­zmu sta­le po­ja­wia­ły się kon­flik­ty koń­czą­ce się za­zwy­czaj nie­po­myśl­nie dla ka­pi­ta­łu prze­my­sło­we­go. Nie­trud­no stwier­dzić, że Po­krow­ski for­mu­łu­je jed­ną z pod­sta­wo­wych róż­nic mię­dzy roz­wo­jem ka­pi­ta­li­zmu w „cen­trum” i na „pe­ry­fe­riach”. Prze­wa­ga „cen­trum” za­wsze po­le­ga­ła wła­śnie na zdol­no­ści ła­go­dze­nia do­świad­cza­nych przez sie­bie sprzecz­no­ści za po­mo­cą prze­miesz­cze­nia ich na ze­wnątrz, ze­pchnię­cia na „pe­ry­fe­rie”. To, co Po­krow­skie­mu wy­da­je się „an­giel­ską oso­bli­wo­ścią”, jest w rze­czy­wi­sto­ści ogól­ną za­sa­dą hi­sto­rycz­ną.

Mię­dzy­na­ro­do­wy po­dział pra­cy i roz­wój sys­te­mu-świa­ta za­kła­da stop­nio­we prze­cho­dze­nie od han­dlu do pro­duk­cji. Ka­pi­tał han­dlo­wy prze­sta­je być przy tym sa­mo­wy­star­czal­ny i za­czy­na ob­słu­gi­wać ku­mu­la­cję ka­pi­ta­łu prze­my­sło­we­go, na co wska­zy­wał już Marks. Wła­śnie to prze­kształ­ce­nie ka­pi­ta­łu han­dlo­we­go w pro­duk­cyj­ny, a nie ra­bun­ki i prze­moc, sta­no­wi isto­tę opi­sa­nej przez Mark­sa po­cząt­ko­wej ku­mu­la­cji. Nic dziw­ne­go, że ka­pi­tał han­dlo­wy prze­miesz­cza się do ko­lo­nii i kra­jów za­leż­nych, wy­pom­po­wu­jąc z nich za­so­by i two­rząc na ich te­re­nie nowe ryn­ki zby­tu dla pro­duk­cji prze­my­sło­wej. „Cen­trum” wciąż żąda od „pe­ry­fe­rii” no­wych za­so­bów, no­wych, co­raz bar­dziej zło­żo­nych pro­duk­tów. Roz­wój „pe­ry­fe­rii” two­rzy do­dat­ko­we moż­li­wo­ści jej eks­plo­ata­cji, w tym me­to­da­mi fi­nan­so­wy­mi. Kształ­to­wa­nie się świa­to­we­go ryn­ku ka­pi­ta­ło­we­go wy­ma­ga ist­nie­nia roz­wi­nię­tych struk­tur bur­żu­azyj­nych w kra­jach za­co­fa­nych wła­śnie z tego po­wo­du, że w prze­ciw­nym wy­pad­ku moż­li­wo­ści eks­plo­ata­cji tych te­ry­to­riów po­zo­sta­wa­ły­by skraj­nie ogra­ni­czo­ne. Pod­no­sząc ha­sło mo­der­ni­za­cji w kra­jach nie­roz­wi­nię­tych, lo­kal­ni na­cjo­na­li­ści byli prze­ko­na­ni, że rzu­ca­ją wy­zwa­nie Za­cho­do­wi. W rze­czy­wi­sto­ści jed­nak mo­der­ni­za­cja „pe­ry­fe­rii” za­wsze była po­stu­la­tem Za­cho­du, jego naj­waż­niej­szym ce­lem. Owa mo­der­ni­za­cja po­win­na być jed­nak pod­po­rząd­ko­wa­na glo­bal­nej lo­gi­ce ku­mu­la­cji ka­pi­ta­łu. Sto­su­nek „cen­trum” i „pe­ry­fe­rii” zmie­nia cha­rak­ter wraz z każ­dym cy­klem ka­pi­ta­li­stycz­ne­go roz­wo­ju.

Cy­kle Kon­dra­tie­wa

W po­ło­wie lat 20. XX wie­ku wiel­ki ro­syj­ski eko­no­mi­sta Ni­ko­łaj Kon­dra­tiew, po prze­stu­dio­wa­niu da­nych sta­ty­stycz­nych, po­czy­na­jąc od koń­ca XVIII stu­le­cia, do­szedł do wnio­sku, że w roz­wo­ju ka­pi­ta­li­zmu ist­nie­ją „wiel­kie cy­kle”. Są one nie­re­gu­lar­ne i za­zwy­czaj trwa­ją od czter­dzie­stu do sześć­dzie­się­ciu lat, lecz ich dy­na­mi­ka jest za­wsze taka sama. Naj­pierw daje się za­ob­ser­wo­wać tak zwa­na „fala wzro­sto­wa” (po­ziom pro­duk­cji, cen i zy­sków sys­te­ma­tycz­nie ro­śnie, kry­zy­sy nie są głę­bo­kie, a de­pre­sje go­spo­dar­cze nie trwa­ją dłu­go). Na­stęp­nie przy­cho­dzi „fala ni­żo­wa”. Wzrost go­spo­dar­czy sta­je się nie­sta­bil­ny, kry­zy­sy – częst­sze, a okre­sy de­pre­sji się wy­dłu­ża­ją24.

Pierw­szy zba­da­ny przez Kon­dra­tie­wa cykl roz­po­czął się pod ko­niec lat 80. XVIII wie­ku wraz z re­wo­lu­cją prze­my­sło­wą i za­koń­czył się po usta­niu wo­jen na­po­le­oń­skich. Po 1817 roku w Eu­ro­pie po­gar­sza się ko­niunk­tu­ra, a de­pre­sja go­spo­dar­cza zbie­ga się z okre­sem po­li­tycz­ne­go re­ak­cjo­ni­zmu. Jed­nak w la­tach 1844–1851 na­stę­pu­je prze­łom, któ­re­mu to­wa­rzy­szy na­si­le­nie się ak­tyw­no­ści ru­chu re­wo­lu­cyj­ne­go i wy­buch kon­flik­tów zbroj­nych. Osta­tecz­nie nowy etap wzro­stu go­spo­dar­cze­go for­mu­je się pod ko­niec lat 50. XIX wie­ku, po za­koń­cze­niu woj­ny krym­skiej i kry­zy­su prze­my­sło­we­go, któ­ry na­stą­pił za­raz po niej. „Fala wzro­sto­wa” trwa do po­cząt­ku lat 70. XIX wie­ku. Póź­niej roz­po­czy­na się na­stęp­na epo­ka za­wi­ro­wań go­spo­dar­czych, trwa­ją­ca oko­ło dwóch de­kad, aż do lat 90. Wzrost, któ­ry dał o so­bie znać pod ko­niec XIX wie­ku, oka­zał się nie­trwa­ły. Po­cząw­szy od 1914 roku co­raz wy­raź­niej­sze sta­ją się symp­to­my no­wej sta­gna­cji. Dane Kon­dra­tie­wa już w po­cząt­kach lat 20. wiesz­czą po­czą­tek Wiel­kiej De­pre­sji, któ­ra w la­tach 1929–1932 mia­ła wstrzą­snąć świa­tem.

Od­kryw­szy ist­nie­nie dłu­gich cy­klów w go­spo­dar­ce świa­to­wej, Kon­dra­tiew nie zdo­łał jed­nak wy­ja­śnić, z czym są one zwią­za­ne. Ist­nie­nie po­dob­nych fal roz­wo­ju jest fak­tem sta­ty­stycz­nym, któ­ry wraz z wraz z po­ja­wia­niem się w obie­gu na­uko­wych no­wych da­nych tyl­ko zy­sku­je na oczy­wi­sto­ści. Jed­nak co spra­wia, że po okre­sach względ­ne­go „wzro­stu” na­stę­pu­ją okre­sy „za­sto­ju”? Opie­ra­ją­ce się na chro­no­lo­gii pró­by me­cha­nicz­ne­go prze­wi­dze­nia ko­lej­ne­go „cy­klu Kon­dra­tie­wa” mu­sia­ły pro­wa­dzić do aneg­do­tycz­nych re­zul­ta­tów, zaś pro­gno­zo­wa­nie dłu­gich fal przez współ­cze­snych eko­no­mi­stów przy­po­mi­na­ło cza­sa­mi „ba­da­nia” astro­lo­gicz­ne25. Naj­waż­niej­sze w cy­klach Kon­dra­tie­wa nie są jed­nak okre­sy, a fazy. Jest to hi­sto­ria for­mo­wa­nia, roz­wo­ju, a na­stęp­nie roz­kła­du za­stę­pu­ją­cych się na­wza­jem mo­de­li ka­pi­ta­li­zmu. Wła­śnie z tego po­wo­du ja­kie­kol­wiek pro­gno­zo­wa­nie cy­klów opar­te na chro­no­lo­gii jest zu­peł­nie po­zba­wio­ne sen­su. Waż­ne nie jest to, „jaką mamy dziś epo­kę”, lecz to, w ja­kim sta­nie znaj­du­je się świa­to­wy sys­tem.

Sam Kon­dra­tiew nie pró­bo­wał ni­cze­go prze­wi­dy­wać, zaj­mo­wał się tyl­ko uogól­nia­niem fak­tów. „Za­nim za­cznie wzbie­rać fala wzro­sto­wa każ­de­go wiel­kie­go cy­klu, a cza­sa­mi tak­że w jej po­cząt­kach, dają się za­ob­ser­wo­wać znacz­ne zmia­ny w wa­run­kach ży­cia go­spo­dar­cze­go da­ne­go spo­łe­czeń­stwa. Zmia­ny te wy­ra­ża­ją się za­zwy­czaj (w tej lub in­nej kom­bi­na­cji) w głę­bo­kich prze­mia­nach tech­ni­ki pro­duk­cji i wy­mia­ny (któ­re z ko­lei wy­prze­dza­ją zna­czą­ce tech­nicz­ne wy­na­laz­ki i od­kry­cia), w prze­kształ­ce­niu wa­run­ków ob­ro­tu pie­nięż­ne­go, w zwięk­sze­niu roli no­wych kra­jów w świa­to­wym ży­ciu go­spo­dar­czym”26.

We­dług Kon­dra­tie­wa, ka­pi­ta­lizm prze­cho­dzi okre­so­we „re­kon­struk­cje”. Zmie­nia­ją się nie tyl­ko jego na­rzę­dzia. Po­ja­wia­ją się nowi ak­to­rzy, prze­kształ­ce­niu ule­ga układ sił mię­dzy gra­cza­mi. Kon­dra­tiew ob­ja­śnia isto­tę tych „re­kon­struk­cji” ka­pi­ta­li­zmu ko­niecz­no­ścią zmia­ny sfa­ty­go­wa­nych urzą­dzeń ma­szy­na­mi no­wej ge­ne­ra­cji. Rze­czy­wi­ście, każ­dy cykl Kon­dra­tie­wa tak czy in­a­czej zwią­za­ny jest z tech­no­lo­gicz­ną in­no­wa­cją; nie­rzad­ko jed­nak kil­ka ge­ne­ra­cji ma­szyn zmie­nia się w cią­gu jed­ne­go cy­klu, a na­wet jed­nej jego fazy. In­a­czej rzecz się ma z re­wo­lu­cją tech­nicz­ną, któ­ra wią­że się nie tyl­ko ze zmia­ną urzą­dzeń, lecz przede wszyst­kim ze zmia­ną funk­cjo­no­wa­nia ca­łe­go mo­de­lu pro­duk­cyj­ne­go. Ta­kie prze­wro­ty w isto­cie to­wa­rzy­szą po­cząt­ko­wi każ­de­go no­we­go cy­klu.

Ale z czym wią­że się zmia­na mo­de­lu tech­no­lo­gicz­ne­go? W tym przy­pad­ku cho­dzi nie tyl­ko o pro­stą ko­niecz­ność za­mia­ny sta­rych ma­szyn na nowe, ale o to, że ryn­ko­wy po­ten­cjał sta­re­go mo­de­lu tech­no­lo­gicz­ne­go ule­ga wy­czer­pa­niu. Od­no­wie­nie pod­staw pro­duk­cji, ma­so­we za­sto­so­wa­nie no­we­go sprzę­tu nie może nie do­tknąć tak­że ży­cia spo­łecz­ne­go. Bez prze­mian w sa­mym spo­łe­czeń­stwie efek­tyw­ne wy­ko­rzy­sta­nie od­no­wio­nych sił wy­twór­czych oka­zu­je się nie­moż­li­we. Dla­te­go „re­kon­struk­cje” nie mogą mieć stric­te tech­no­lo­gicz­ne­go cha­rak­te­ru. Obej­mu­ją tak­że po­rzą­dek spo­łecz­ny, ży­cie po­li­tycz­ne oraz sto­sun­ki mię­dzy­na­ro­do­we.

Nowe tech­no­lo­gie nie tyl­ko two­rzą nowe spo­so­by pro­duk­cji i zmie­nia­ją sta­re, czę­sto pro­wa­dzą tak­że do wy­ło­nie­nia się no­wych ryn­ków. Już Marks zwró­cił uwa­gę, że w mia­rę roz­wo­ju i wzra­sta­ją­cej zło­żo­no­ści bazy tech­nicz­nej ka­pi­ta­li­stycz­nej go­spo­dar­ki sto­pa zy­sku za­czy­na wy­ka­zy­wać ten­den­cję spad­ko­wą. Każ­da nowa ge­ne­ra­cja ma­szyn jest droż­sza od po­przed­niej, wy­dat­ki na amor­ty­za­cję ro­sną, po­ja­wia się po­trze­ba bar­dziej wy­kwa­li­fi­ko­wa­nej siły ro­bo­czej, zaś kon­ku­ren­cja wy­mu­sza ob­niż­ki cen. W związ­ku z tym prze­cięt­ny zysk sys­te­ma­tycz­nie się zmniej­sza.

„Cho­ciaż Marks nie mó­wił wprost o dłu­gich cy­klach – za­uwa­ża zna­ny ra­dziec­ki eko­no­mi­sta Sta­ni­sław Mien­szy­kow – to przy­go­to­wał grunt pod ope­ra­cję roz­róż­nie­nia wa­hań w dy­na­mi­ce ka­pi­ta­li­stycz­ne­go roz­wo­ju, od­ręb­nych od śred­nio­okre­so­we­go cy­klu go­spo­dar­cze­go, i wska­zał ich ma­te­rial­ną pod­sta­wę”27. Od­no­to­wa­ne przez au­to­ra Ka­pi­ta­łu ob­ni­że­nie sto­py zy­sku oka­zu­je się być klu­czem do zro­zu­mie­nia me­cha­ni­zmu dłu­gich fal. W XX wie­ku eko­no­mi­ści wciąż to­czy­li spór wo­kół tej Mark­sow­skiej tezy: gdy jed­ni przed­sta­wia­li em­pi­rycz­ne do­wo­dy, któ­re mia­ły oba­lić dia­gno­zy au­to­ra Ka­pi­ta­łu, inni sta­ra­li się wy­ka­zać jego ra­cję, po­sił­ku­jąc się sta­ty­sty­ka­mi. Mark­si­ści do­wo­dzi­li, że spa­dek sto­py zy­sku po­py­cha ka­pi­ta­li­stów na dro­gę ze­wnętrz­nej eks­pan­sji (opa­no­wy­wa­nie no­wych ryn­ków, kon­flik­ty zbroj­ne itd.). Jed­nak w więk­szo­ści przy­pad­ków prze­ocza­no, że za­ob­ser­wo­wa­na przez Mark­sa ten­den­cja od­no­si się do go­spo­dar­ki o mniej lub bar­dziej sta­bil­nej struk­tu­rze sek­to­ro­wej.

„Moż­na utrzy­my­wać – pi­sze Mien­szy­kow – że u Mark­sa brak za­koń­czo­ne­go mo­de­lu teo­re­tycz­ne­go, któ­ry ob­ja­śniał­by zwią­zek pro­ce­su tech­no­lo­gicz­ne­go oraz sto­py zy­sku. Nie wy­klu­czam, że jest tak w isto­cie, jed­nak Marks wy­szedł z pro­po­zy­cją co naj­mniej kil­ku naj­waż­niej­szych ele­men­tów ta­kiej teo­rii. Już w la­tach 20. mógł się nimi po­słu­żyć Kon­dra­tiew”28. Gdy przy­ło­ży­my idee au­to­ra Ka­pi­ta­łu do ana­li­zy tech­no­lo­gicz­nie nie­sta­bil­ne­go sys­te­mu, wszyst­ko wy­da­je się wra­cać na swo­je miej­sce.

Za każ­dym ra­zem, kie­dy w go­spo­dar­ce po­wsta­je nowy sek­tor, uzy­ski­wa­na w jego ra­mach sto­pa zy­sku oka­zu­je się bar­dzo wy­so­ka (co w znacz­nej mie­rze two­rzy ilu­zję in­ten­syw­ne­go, sta­łe­go wzro­stu). Wła­śnie dla­te­go in­no­wa­cje tech­nicz­ne, po­cząt­ko­wo re­wo­lu­cjo­ni­zu­ją­ce pro­ces pro­duk­cji, nie tyl­ko w dłuż­szej per­spek­ty­wie nie pro­wa­dzą do zmian spo­łecz­no-eko­no­micz­nych, lecz sprzy­ja­ją sta­bi­li­za­cji obec­ne­go sys­te­mu wła­dzy – wzmac­nia­jąc po­zy­cję obo­zu kon­ser­wa­tyw­ne­go, de­mon­stru­ją tym sa­mym wy­daj­ne funk­cjo­no­wa­nie po­rząd­ku eko­no­micz­ne­go i spo­łecz­ne­go. W rze­czy­wi­sto­ści kla­sy pa­nu­ją­ce wy­ko­rzy­stu­ją in­no­wa­cje tech­no­lo­gicz­ne (i inne) w spo­sób pa­so­żyt­ni­czy. W okre­sach po­li­tycz­nej i kul­tu­ro­wej re­ak­cji do­ko­na­no licz­nych od­kryć na­uko­wych. Jed­nak sto­pa zy­sku w no­wych sek­to­rach dość szyb­ko za­czy­na spa­dać, szyb­ciej na­wet niż w sek­to­rach tra­dy­cyj­nych. Nie zna­czy to, że tech­ni­ka prze­sta­ła się roz­wi­jać, po pro­stu jej roz­wój nie stwa­rza ja­ko­ścio­wo no­wych ryn­ków. Skut­kiem wy­czer­pa­nia się mo­de­lu tech­no­lo­gicz­ne­go jest efekt nad­mier­nej aku­mu­la­cji ka­pi­ta­łu, po­wo­du­ją­cy z ko­lei kry­zys pa­nu­ją­ce­go po­rząd­ku – eko­no­micz­ne­go, po­li­tycz­ne­go i spo­łecz­ne­go. Do­pie­ro ów kry­zys pro­wa­dzi do po­wsta­nia no­we­go mo­de­lu spo­łecz­ne­go, zdol­ne­go efek­tyw­nie wy­ko­rzy­stać sku­mu­lo­wa­ny po­ten­cjał tech­no­lo­gicz­ny. Jak wy­ra­ził się Mien­szy­kow, spo­łe­czeń­stwo „zmie­nia skó­rę”29.

Opa­no­wy­wa­nie no­wych ryn­ków moż­na po­rów­nać do upra­wy no­wej zie­mi: po­trze­ba za­le­d­wie nie­znacz­nej ilo­ści na­wo­zów i nie­wiel­kie­go wkła­du pra­cy, by przez kil­ka lat przy­no­si­ła ona ob­fi­te plo­ny. W mo­men­tach re­wo­lu­cji tech­nicz­nych nowe ryn­ki po­wsta­ją tak­że wsku­tek po­ja­wie­nia się w sprze­da­ży no­wych, wcze­śniej nie­zna­nych to­wa­rów. Jed­nak wzrost sto­py zy­sku w dłuż­szej per­spek­ty­wie moż­li­wy jest tyl­ko dzię­ki wcią­gnię­ciu w ka­pi­ta­li­stycz­ny obieg no­wych te­ry­to­riów, no­wych sfer ży­cia oraz no­wych mas ludz­kich. Wła­śnie z tego po­wo­du, za­uwa­ża Kon­dra­tiew, klu­czo­wym me­cha­ni­zmem ka­pi­ta­li­zmu oka­za­ło się włą­cza­nie w świa­to­wy ry­nek co­raz więk­szej licz­by kra­jów, „roz­sze­rza­nie jego or­bi­ty”30.

W tym sen­sie ko­lo­nia­lizm wy­da­je się być oczy­wi­stym kom­pa­nem ka­pi­ta­li­zmu. Ko­lo­nial­na eks­pan­sja w za­dzi­wia­ją­cy spo­sób to tra­ci im­pet, to znów przy­bie­ra na sile. Po uzy­ska­niu zdo­by­czy te­ry­to­rial­nych w XVI wie­ku i po­cząt­kach wie­ku XVII Za­chód jak­by zro­bił so­bie prze­rwę, na­stęp­nie ko­lo­ni­za­cja przy­bra­ła na sile w XVIII wie­ku, a w po­cząt­kach XIX wie­ku znów za­mar­ła. Ko­niec XIX stu­le­cia jest na­zna­czo­ny przez „ko­lo­ni­za­tor­ską kon­ku­ren­cję” i „po­dział świa­ta”. Po de­ko­lo­ni­za­cji lat 50. i 60. wy­da­je się, że po­dob­ne prak­ty­ki już na za­wsze po­zo­sta­ną w prze­szło­ści. Jed­nak prze­łom XX i XXI wie­ku jawi się jako epo­ka no­wych ko­lo­nial­nych wo­jen, któ­re choć no­szą dziś inne na­zwy, za­cho­wu­ją cha­rak­ter sta­rych kon­flik­tów ko­lo­nial­nych. Po­dob­ne­go ro­dza­ju po­wtó­rze­nie, jak wy­ka­zał Kon­dra­tiew, nie jest przy­pad­ko­we: „Jest zu­peł­nie ja­sne, że w sys­te­mie ka­pi­ta­li­stycz­nym wcią­gnię­cie w jego obieg no­wych te­ry­to­riów za­cho­dzi w ta­kim mo­men­cie hi­sto­rycz­nym, któ­ry cha­rak­te­ry­zu­je się za­ostrzo­ną po­trze­bą no­wych ryn­ków zby­tu i ryn­ków su­row­co­wych od­czu­wa­ną przez Sta­ry Świat”31.

Mó­wiąc o okre­so­wych re­kon­struk­cjach ka­pi­ta­li­zmu, Kon­dra­tiew za­uwa­ża, że ich prze­słan­kę „sta­no­wi kon­cen­tra­cja ka­pi­ta­łu w rę­kach sil­nych cen­trów przed­się­bior­czo­ści”32. Z per­spek­ty­wy geo­gra­fii au­to­ma­tycz­nie pro­wa­dzi to do re­dy­stry­bu­cji za­so­bów po­mię­dzy pań­stwa­mi. W gra­ni­cach sys­te­mu-świa­ta zwięk­sza się na­cisk „cen­trum” na „pe­ry­fe­rie”. Kie­dy zaś ko­lej­na „re­kon­struk­cja” z grub­sza do­bie­ga koń­ca, daje się za­ob­ser­wo­wać „ob­fi­tość wol­ne­go ka­pi­ta­łu i, co za tym idzie, jego ni­ską war­tość”33. Kry­zys nad­mier­nej aku­mu­la­cji ka­pi­ta­łu jest roz­wią­zy­wa­ny za po­mo­cą trans­fe­ru wol­nych środ­ków na pe­ry­fe­rie sys­te­mu (tym sa­mym stwa­rza się ilu­zję ich po­myśl­ne­go roz­wo­ju). Po­wsta­je wra­że­nie, ja­ko­by dzię­ki swo­bod­nej grze sił ryn­ko­wych „pe­ry­fe­ria” – lub przy­najm­niej ich naj­bar­dziej roz­wi­nię­ta część – były o krok od tego, by do­go­nić Za­chód. Nie­ste­ty, ra­dość z pro­spe­ri­ty pe­ry­fe­rii nie trwa dłu­go, bo­wiem gdy zbli­ża się czas ko­lej­nej „re­kon­struk­cji”, ka­pi­tał znów za­czy­na pły­nąć w prze­ciw­nym kie­run­ku. Jak do­tąd każ­da duża „re­kon­struk­cja ka­pi­ta­li­zmu” koń­czy się dla pe­ry­fe­rii klę­ską, je­śli nie ka­ta­stro­fą.

Cy­klicz­ność jest isto­tą ka­pi­ta­li­zmu, po­nie­waż za­rów­no pro­duk­cja, jak i kon­sump­cja są w tym sys­te­mie pod­po­rząd­ko­wa­ne lo­gi­ce wy­mia­ny to­wa­ro­wej. Krót­ko­ter­mi­no­we ryn­ko­we cy­kle ko­niunk­tu­ral­ne, do­brze zba­da­ne przez eko­no­mi­stów już w XIX wie­ku, na­kła­da­ją się na o wie­le bar­dziej skom­pli­ko­wa­ne i za­cho­dzą­ce na więk­szą ska­lę pro­ce­sy spo­łecz­ne­go, eko­no­micz­ne­go i tech­no­lo­gicz­ne­go roz­wo­ju. Do­kład­nie w taki sam spo­sób śred­nie cy­kle, we­dle po­rów­na­nia Kon­dra­tie­wa, „jak pa­cior­ki na­wle­ka­ją się na fale wiel­kich cy­klów”34.

Marks pi­sał, że roz­wój sił pro­duk­cyj­nych spo­łe­czeń­stwa wy­ma­ga okre­so­wej re­wi­zji sto­sun­ków pro­duk­cyj­nych. Po­przez dzie­je tech­no­lo­gicz­ne baza ka­pi­ta­li­zmu nie­jed­no­krot­nie się zmie­nia­ła. Ma­szy­na pa­ro­wa wy­par­ła ma­nu­fak­tu­ry opar­te na pra­cy rąk oraz tur­bi­ny wod­ne, elek­trycz­ność zre­wo­lu­cjo­ni­zo­wa­ła prze­mysł na prze­ło­mie XIX i XX wie­ku. Sa­mo­cho­dy, pro­duk­cja ta­śmo­wa, te­le­fon i ko­mer­cyj­ne li­nie lot­ni­cze od­no­wi­ły ob­li­cze go­spo­dar­ki. Po­wsta­ły w ich wy­ni­ku mo­del na­zwa­no póź­niej „for­dy­zmem”. Tech­no­lo­gicz­na re­wo­lu­cja koń­ca XX wie­ku była za­le­d­wie ko­lej­nym eta­pem tego pro­ce­su.

Tym­cza­sem każ­da ra­dy­kal­na zmia­na tech­no­lo­gii kul­mi­nu­je w prze­mia­nie eko­no­micz­nej, a cza­sem tak­że spo­łecz­no-po­li­tycz­ne­go mo­de­lu ka­pi­ta­li­zmu. Te pro­ce­sy w spo­sób nie­unik­nio­ny na­kła­da­ją się na „zwy­czaj­ne” cy­kle ryn­ko­we. Mowa nie tyl­ko o „dłu­gich fa­lach” wzro­stu i upad­ku go­spo­dar­cze­go, ale tak­że o prze­pla­ta­niu się okre­sów, kie­dy ka­pi­tał usta­wicz­nie się umię­dzy­na­ro­da­wia, z okre­sa­mi „na­ro­do­we­go roz­wo­ju”. Fazy do­mi­na­cji ka­pi­ta­łu fi­nan­so­we­go i han­dlo­we­go są za­stę­po­wa­ne przez fazy prze­wa­gi ka­pi­ta­łu prze­my­sło­we­go. Po okre­sach wol­ne­go ryn­ku na­stę­pu­ją epo­ki pań­stwo­we­go in­ter­wen­cjo­ni­zmu.

Okre­som po­li­tycz­ne­go kon­ser­wa­ty­zmu nie­rzad­ko to­wa­rzy­szy gwał­tow­ny roz­wój tech­no­lo­gicz­ny, lecz za­zwy­czaj prze­mia­ny w znacz­nie więk­szym stop­niu obej­mu­ją me­dia, trans­port, te­le­ko­mu­ni­ka­cję i han­del ani­że­li pro­duk­cję. W tym cza­sie ka­pi­tał fi­nan­so­wy i han­dlo­wy do­mi­nu­je nad prze­my­sło­wym, a glo­bal­na go­spo­dar­ka gó­ru­je nad ryn­kiem na­ro­do­wym. Fazy glo­ba­li­za­cji i lo­kal­ne­go roz­wo­ju od­zwier­cie­dla­ją ową dy­na­mi­kę – han­del i fi­nan­se za­wsze dążą do mak­sy­mal­nej eks­pan­sji. Ist­nie­nie gra­nic tyl­ko ją po­wstrzy­mu­je. Jed­nak pro­duk­cja ma za­wsze cha­rak­ter lo­kal­ny. Nie­zbęd­na jest re­pro­duk­cja siły ro­bo­czej, lu­dzie mu­szą mieć gdzie miesz­kać, nie mogą znaj­do­wać się w cią­głym ru­chu. Na­to­miast świa­to­wy han­del nie może bez koń­ca roz­sze­rzać swo­je­go za­się­gu, tym bar­dziej w sy­tu­acji, gdy ry­nek we­wnętrz­ny po­grą­żo­ny jest w sta­gna­cji. Pań­stwo wy­rę­cza przed­się­bior­ców, gwa­ran­tu­jąc ochro­nę na­ro­do­wych in­te­re­sów i od­po­wie­dzial­ność spo­łecz­ną. Wbrew prze­ko­na­niom za­czerp­nię­tym z li­be­ral­nej mi­to­lo­gii, naj­bar­dziej sta­bil­ny wzrost go­spo­dar­czy przy­pa­da wła­śnie na te okre­sy. Wol­ny han­del epo­ki pi­ra­tów zo­stał za­stą­pio­ny przez mer­kan­ty­lizm, na­stęp­nie jego miej­sce za­ję­ły ba­cha­na­lia wol­ne­go ryn­ku, po któ­rych nie­uchron­nie mu­sia­ła na­stą­pić ko­lej­na fala pro­tek­cjo­ni­zmu itd.

Cy­kle upad­ku i wzro­stu zbie­ga­ją się z okre­sa­mi re­wo­lu­cji i re­ak­cji. Kon­dra­tiew od­krył, że „na okre­sy fal wzro­sto­wych wiel­kich cy­klów przy­pa­da naj­więk­sza licz­ba zna­czą­cych wstrzą­sów spo­łecz­nych, tak re­wo­lu­cji, jak i wo­jen”35. Ogra­ni­cza­jąc się do kon­sta­ta­cji tego „fak­tu em­pi­rycz­ne­go”, wiel­ki eko­no­mi­sta nie ob­ja­śnił jed­nak bar­dziej szcze­gó­ło­wo od­kry­tej przez sie­bie pra­wi­dło­wo­ści. Ja­sne jest jed­nak, że owa zbież­ność nie jest przy­pad­ko­wa. Opi­sa­ne przez nie­go cy­kle nie są bo­wiem ani au­to­ma­tycz­nym me­cha­ni­zmem, ani na­tu­ral­nym pro­ce­sem, któ­ry za­cho­dził­by sam z sie­bie – w tak kon­se­kwent­ny i nie­unik­nio­ny spo­sób, jak na­stę­po­wa­nie po so­bie pór roku. Wła­śnie z tego po­wo­du tak trud­no jest prze­wi­dzieć po­czą­tek no­we­go eta­pu. By nowy cykl wzro­stu mógł się roz­po­cząć, spo­łe­czeń­stwo po­win­no przejść ra­dy­kal­ną zmia­nę. Re­wo­lu­cje i re­for­my two­rzą nowy mo­del, w któ­re­go ra­mach może na­stą­pić wzrost go­spo­dar­czy. Wy­czer­pa­nie tego mo­de­lu pro­wa­dzi do go­spo­dar­cze­go upad­ku, z któ­re­go spo­łe­czeń­stwo pod­no­si się je­dy­nie, prze­cho­dząc przez ko­lej­ne kry­zy­sy – w kie­run­ku no­wych re­wo­lu­cji i re­form.

Wszyst­kie te pro­ce­sy mają miej­sce w ra­mach ka­pi­ta­li­zmu. Jed­nak już Wiel­ka Re­wo­lu­cja Fran­cu­ska, ze swą ple­bej­ską fu­rią, po­ka­za­ła, że każ­dy po­dob­ny wstrząs gro­zi po­ten­cjal­nym roz­pa­dem ca­łe­go ka­pi­ta­li­stycz­ne­go po­rząd­ku. Zna­cze­nie re­wo­lu­cji dla ka­pi­ta­li­zmu jest dwo­ja­kie: z jed­nej stro­ny może ona mu się przy­słu­żyć jako me­cha­nizm mo­der­ni­za­cyj­ny, z dru­giej zaś za­dać mu śmier­tel­ny cios. Wy­raź­nie za­de­mon­stro­wa­ła to Ko­mu­na Pa­ry­ska 1870 roku, na­to­miast 1917 rok w Ro­sji do­pro­wa­dził do pierw­sze­go so­cja­li­stycz­ne­go eks­pe­ry­men­tu.

Ro­syj­ski los

Nie przy­pad­kiem „dłu­gie fale” roz­wo­ju ka­pi­ta­li­stycz­ne­go po raz pierw­szy zba­da­no wła­śnie w Ro­sji. Wy­star­czy ze­sta­wić daty klu­czo­wych wy­da­rzeń hi­sto­rycz­nych oj­czy­stych dzie­jów z cy­kla­mi świa­to­wej go­spo­dar­ki, by od­kryć ist­nie­nie pew­nych zbież­no­ści. Od­no­si się to i do oprycz­ni­ny Iwa­na Groź­ne­go, i do cza­sów Wiel­kiej Smu­ty, do pra­wa pańsz­czyź­nia­ne­go oraz do jego re­for­my, do re­wo­lu­cji 1917 roku, ko­lek­ty­wi­za­cji, de­mon­ta­żu Związ­ku Ra­dziec­kie­go, a tak­że wiel­kiej pry­wa­ty­za­cji lat 90. Po­cząw­szy od XVII, aż do XX wie­ku Ro­sja wciąż sta­ra­ła się do­go­nić Za­chód, sta­le po­zo­sta­jąc o krok w tyle, zaś każ­da nowa fala go­spo­dar­cza do­słow­nie ją pod­ta­pia­ła. Hi­sto­rycz­na ana­li­za Po­krow­skie­go i ba­da­nia eko­no­micz­ne Kon­dra­tie­wa łą­czy nie tyl­ko kraj oraz epo­ka, w któ­rych po­wsta­ły. Dia­gno­zy tych ba­da­czy uję­te ra­zem dają klucz do zro­zu­mie­nia fun­da­men­tal­nych dra­ma­tów i tra­ge­dii ro­syj­skiej hi­sto­rii.

„Dłu­gie fale” glo­bal­ne­go roz­wo­ju nada­wa­ły rytm spo­łecz­nym i po­li­tycz­nym prze­mia­nom Ro­sji w nie mniej­szym stop­niu niż w in­nych czę­ściach świa­ta. Z tym że tu­taj wszyst­ko wy­da­wa­ło się bar­dziej dra­ma­tycz­ne, cza­sa­mi na­wet – strasz­niej­sze. Za­wi­ro­wa­nia świa­to­wej hi­sto­rii od­bi­ja­ły się tu­taj ogrom­ny­mi wstrzą­sa­mi. „Nic tam nie ma gra­nic: ani bóle, ani po­cie­chy, ani ofia­ry, ani na­dzie­je”36 – pi­sał fran­cu­ski po­dróż­nik Adol­phe mar­kiz de Cu­sti­ne, któ­ry od­wie­dził Ro­sję w 1839 roku. „Na­mięt­no­ści Ro­sjan są przy­kro­jo­ne na wzór sta­ro­żyt­nych lu­dów, wszyst­ko u nich przy­po­mi­na Sta­ry Te­sta­ment, ich na­dzie­je i cier­pie­nia są wiel­kie jak ich pań­stwo”37. Kraj ten wy­dał mu się strasz­ny, nie­szczę­śli­wy i wiel­ki; za swe nie­sa­mo­wi­te osią­gnię­cia za­pła­ci wy­so­ką cenę, po­zba­wia­jąc szczę­ścia swo­ich miesz­kań­ców.

To, co tak szo­ko­wa­ło fran­cu­skie­go mar­ki­za w XIX wie­ku, było je­dy­nie pre­lu­dium rze­czy­wi­ście ogrom­nych wstrzą­sów, któ­re mia­ły na­stą­pić w XX wie­ku. Jed­nak ani ka­ta­stro­fy, któ­rych do­zna­ła Ro­sja, ani też he­ro­icz­ne czy­ny, ja­kich w niej do­ko­na­no, nie sta­no­wi­ły czę­ści ja­kie­goś wy­jąt­ko­we­go jej losu.

Dra­mat ro­syj­skiej hi­sto­rii po­le­ga wła­śnie na tym, że do­świad­cze­nie ca­łe­go ro­dza­ju ludz­kie­go prze­ja­wia­ło się w niej w for­mie skraj­nej i tra­gicz­nej. W tym sen­sie nie ist­nie­je i ist­nieć nie może ża­den wy­jąt­ko­wy „ro­syj­ski los”. Nasz los jest bo­wiem lo­sem ludz­ko­ści.