Strona główna » Nauka i nowe technologie » Jan Paweł II i krach komunizmu

Jan Paweł II i krach komunizmu

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-63080-85-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Jan Paweł II i krach komunizmu

Książka przedstawia „polskie drogi” Karola Wojtyły – kapłana, poety i… męża stanu, spadkobiercy tradycji duchowej Kochanowskiego, Skargi, Mickiewicza, Słowackiego i Norwida. Przedstawiciel tragicznego pokolenia Polaków, dotkniętych zarówno brunatną, jak i czerwoną zarazą, umiał znaleźć w narodowej tradycji receptę na potęgę ducha, zdolną kruszyć mury, nawet… wbrew jakimkolwiek rachunkom prawdopodobieństwa.

Jana Pawła II kształtowała polska chrześcijańska tradycja, znaczona nazwiskami Mieszka, Chrobrego, Stanisława, Jadwigi, Sobieskiego, Kościuszki, Piłsudskiego. Karol Wojtyła - ostatni być może reprezentant polskiego mesjanizmu, odniósł błyskotliwy sukces – przyczynił się do upadku czerwonego „imperium zła”. Książka pokazuje źródła duchowej mocy papieża „z dalekiego kraju” i mechanizm zaskakujących sukcesów politycznych mistyka na papieskim tronie.

Książka szczególnie interesująca może być dla młodzieży szkolnej, która żyje dziś w zupełnie innym świecie niż niegdyś młody Karol Wojtyła. Być może będzie trudno młodym Polakom wejść w krąg języka Skargi, Kochanowskiego czy księdza Jakuba Wujka – ale warto taki trud podejmować, by zrozumieć tradycje własnego kraju i takich niezwykłych postaci, jak Jan Paweł II.

Książka jest jednocześnie polemiką z zachodnimi krytykami polskiego mesjanizmu i romantycznego ducha – usiłuje przekonać, że „w tym romantycznym szaleństwie jest metoda”, a czasami – droga do zwycięstwa.

Polecane książki

Książka "Kot kamelon" znalazła sie wśród 10 tytułów nominowanych do nagrody IBBY 2014 Natalia nie jest szczególnie zadowolona, gdy musi zostać na kilka dni na wsi u babci Anieli. A gdy po odjeździe rodziców okazuje się, że w samochodzie została jej torba z ulubionymi zabawkami, jest naprawdę zmartwi...
Fastryga to opowieść o trzech pokoleniach kobiet naznaczonych piętnem rodzinnej tajemnicy. Więzi pomiędzy babką, matką i córkami są albo niszczące, albo boleśnie rozerwane – kobiety łączy tylko poczucie nieuchronnego nieszczęścia, przejmująca samotność i nakaz milczenia. Dostęp do prawdy ma jedynie ...
Panzerkampfwagen V Panther, zwany w Polsce Panterą, był wzorem dla wielu czołgów po II wojnie światowej. W tym bogato ilustrowanym kompendium zrekonstruowano jego historię i znaczenie na podstawie oryginalnych materiałów źródłowych. Omówiono też system uzbrojenia czołgu, ...
Księga tysiąca i jednej nocy to zbiór około 300 baśni, podań, legend, anegdot i opowieści zamkniętych w kompozycyjną ramę legendy o sułtanie Szachrijarze i jego żonie Szeherezadzie, z głównym wątkiem narracyjnym Szeherezady. Pochodzą z IX–X w. i są zaliczane do arcydzieł literatury światowej. Księga...
Publikacja to tabele, zestawienia i wskazówki krok po kroku, które ułatwią pracę specjalisty ds. zamówień publicznych. Wszystkie potrzebne informacje zostały zebrane i usystematyzowane w praktycznej formule....
Bridget i Adam poznają się w dramatycznych okolicznościach, w górach szaleje burza. Cudem uchodzą z życiem. Wspólnie spędzona namiętna noc zbliża ich do siebie. Rankiem jednak on oświadcza, że nie będą się więcej spotykać. Wkrótce w prasie ukazują się informacje, które milioner Adam Beaumont w zaufa...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Jan Kochańczyk

Jan Kochańczyk

Jan Paweł II i krach komunizmu

Polski mesjanizm i losy świata

© Copyright by Jan Kochańczyk & e-bookowo

Projekt okładki: ebookowo

ISBN 978-83-63080-85-3

Wydawca:
Wydawnictwo internetowe e-bookowo www.e-bookowo.pl

Kontakt:wydawnictwo@e-bookowo.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości bez zgody wydawcy zabronione.

Wstęp

MESJANIZM: – przekonanie o wyjątkowym posłannictwie narodu lub jednostki wobec ludzkości – na przykład przeświadczenie o zbawczej misji narodu polskiego, zwanego „mesjaszem narodów”, którego niewinne cierpienia zadawane przez zaborców miały odkupić całą ludzkość („Słownik języka polskiego”).

I UMĘCZONO NARÓD POLSKI i złożono go w grobie, a królowie wykrzyknęli: zabiliśmy i pochowaliśmy Wolność.

A wykrzyknęli głupio […] Bo naród polski nie umarł, ciało jego leży w grobie, a dusza jego zstąpiła z ziemi… do otchłani […]

A trzeciego dnia dusza wróci do ciała i Naród zmartwychwstanie, i uwolni wszystkie ludy Europy z niewoli (Mickiewicz – „Księgi pielgrzymstwa polskiego”).

JAN PAWEŁ II do studentów krakowskich: „Macie przekazać przyszłości całe ogromne doświadczenie historyczne, związane z nazwą ‘Polska’. Ciężkie to doświadczenie. Może jedno z najcięższych w świecie, w Europie, w Kościele. Ale nie lękajcie się trudu […] Z tego ciężkiego doświadczenia, które wiąże się z nazwą ‘Polska’, można pozyskać lepszą przyszłość” (1979 rok).

Don Kichot – zwycięski?

Polska – przedmurzem chrześcijaństwa!

Polska Chrystusem narodów!

W wieku dwudziestym sami Polacy niekiedy wzruszali ramionami na takie hasła. Zamieniali je na inne: „Polska Don Kichotem narodów”.

Polski mesjanizm: poczucie dziejowej misji – zderzał się często z mesjanizmami innych narodów. Prawosławni Rosjanie też uważali siebie za naród wybrany, broniący chrześcijaństwa przed agresywnym islamem. Przez stulecia popularna była idea Moskwy – Trzeciego Rzymu; stolicy prawosławia po upadku Konstantynopola. Natomiast oświeceni Niemcy już w czasach Fryderyka Wielkiego chcieli przy pomocy bata, karabinu i fałszywych pieniędzy cywilizować polskich „prymitywnych tubylców” (jak mawiał pruski król) i nieść im prawdziwą kulturę. Ten niemiecki mesjanizm przybrał brunatne barwy w czasach Hitlera, kiedy jego naród wybrany chciał panować nad całym światem.

Dziwne, że po przegranej drugiej wojnie światowej niektórzy Niemcy nadal ze wstrętem pisali o polskim poczuciu misji dziejowej. Hans Kohn w książce „Słowianie i Zachód” zwracał uwagę, że Polska po rozbiorach słusznie z powodu swego zacofania i pyszałkowatości była na Zachodzie traktowana „ze współczuciem i drwiną”, a potem dopiero klęski kolejnych powstań wyniosły ją (bez sensu!) do roli „ulubieńca stronnictw postępowych” w Europie.

Po wyborze Polaka na papieża polski mesjanizm – w ocenie niemieckich krytyków – przybrał na sile. Horst Herrmann pisał w książce „Jan Paweł II złapany za słowo”:

„Polska, ojczyzna wybrańca, nie posiadała się z radości. Wyglądało na to, jakby ten wybór zmył część upokorzeń, jakie ten kraj musiał znosić w swojej historii. I oto stało się. Wszędzie rozlegały się dzwony kościołów, w Krakowie olbrzymi tłum zebrał się na placu przed byłym kościołem biskupim Wojtyły i większość ludzi płakała. Niezapomniane proroctwo poety Juliusza Słowackiego (1809 – 1849), który przepowiedział – dla ocalenia świata – słowiańskiego papieża, najwidoczniej spełniło się po stu trzydziestu latach oczekiwania i nadziei.

Nie omieszkano w tych dniach przypomnieć o marzeniu całego narodu, wyśnionym w męczarniach ucisku. Nie chodziło tu jedynie o reminiscencję historyczną. Również i Kościół krajowy odwołał się do pewnych wytycznych polskiego mesjanizmu. Nigdy nie przepadły nadzieje Juliusza Słowackiego, Zygmunta Krasińskiego (1812 – 1859) i przede wszystkim Adama Mickiewicza (1798 – 1855), upatrujące w Polsce, nie bez wpływu apokaliptycznej i mistycznej literatury, ukrzyżowanego Chrystusa narodów.

Zachował się więc przy życiu fantastyczny dogmat religijny, mieszczący w sobie elementy mistyki katolickiej, mesjanizmu narodowego i antyrosyjskiej rewolucyjności […]

Trudno się jednak dziwić, że takie polskie mesjanizmy prędzej czy później zderzą się z dążeniami i realną potęgą narodów sąsiadujących z Polską”.

Zabrzmiało to jak groźba (niemieckie wydanie książki Herrmanna ukazało się w roku 1995) – bo wtedy jeszcze nie było wiadomo, jak się rozwinie sytuacja w Polsce, Rosji i innych krajach dawnego bloku wschodniego.

Ostatnia w dwudziestym wieku fala „polskiego mesjanizmu” wyzwolona przez działalność Jana Pawła II, przyniosła raczej dobre owoce dla całej Europy. Także dla rosnących w potęgę Niemiec (pokój im służy!); także dla Rosji, która z kosmosu Lenina wróciła na ziemię.

Polski mesjanizm u schyłku XX wieku przybrał rzeczywiście niezwykłe rozmiary. I rzeczywiście inspirowały go poczynania papieża Jana Pawła II. Przybrał kształt „Solidarności” – robotniczego związku zawodowego, buntującego się przeciw socjalistycznemu państwu… robotników!

Rozrabiacze i palacze

Wałęsa, przywódca robotników z planety Marksa i Lenina zaszokował świat, pokazując się publicznie z różańcem i wizerunkiem Matki Boskiej. Andrzej Wajda opowiadał:

– Jest to zupełnie niezrozumiałe na Zachodzie, kiedy widzi się go z wizerunkiem Matki Boskiej, z różańcem. Wielki reżyser hiszpański Bunuel, kiedy zobaczył Wałęsę w telewizji z różańcem, powiedział do swego scenarzysty, z którym teraz pracuje [1981 – przyp. JK], a który pisał dla niego scenariusze znanych filmów („Dyskretny urok burżuazji”, „Pamiętnik panny służącej”): „Nie, to jest nieprawdopodobne, jak przywódca robotniczy może być religijny, to jest jak gdyby sprzeczność merytoryczna”. A jednak Wałęsa, religijny Wałęsa nie przestaje być człowiekiem, który myśli w kategoriach materialistycznych, upomina się o robotnicze prawa…

Duchowym patronem polskich robotników podczas wielkich akcji strajkowych roku 1980 był Jan Paweł II. Jego portrety zdobiły bramę Stoczni Gdańskiej. Dziennikarzy zachodnich szokowała oprawa buntu polskich robotników. Andrzej Drzycimski pisał:

„Podczas strajku codzienne publiczne modły, spowiedzi i komunie oraz niedzielne msze święte stanowiły potwierdzenie i umocnienie w wierze. W jednym z pierwszych wywiadów po strajku mówił Wałęsa: ‚Sam jestem wierzący. Z wiary czerpię siłę, ona jest motorem mego życia. Dawałem temu stale publiczny wyraz, jednak jeśli ktoś myśli inaczej, to mu nie przeszkadzam. Natomiast w czasie strajku niektórzy, w tych specyficznych warunkach przy stałym napięciu psychicznym przypomnieli sobie podstawowe wartości moralne i etyczne, w jakich się wychowywali. A tę moralność podtrzymuje Kościół, który głosi jednocześnie prawdę. Tej prawdy właśnie nam brakowało. Stąd jej szukanie w słowie Bożym głoszonym przez Kościół („WTK”, 5 X 1980). Kiedy indziej dodał: ‚Wielu wówczas zrozumiało, że to, co Kościół mówił już od dwóch tysięcy lat, jest tym, o co my walczymy’.

Tej postawie dawał wyraz w każdym dniu strajku, gdy się modlił, przyjmował komunię świętą, intonował pieśni religijne czy, gdy z różańcem na szyi podpisywał długopisem z portretem papieża porozumienie, które kończyło strajki, a zaczynało nowy etap w naszym życiu – oczyszczenie. Pierwszą też jego czynnością w pierwotnej, parodniowej siedzibie związku było zawieszenie krzyża przyniesionego z sali, gdzie obradowali delegaci strajkujących, oraz umieszczenie obrazów z drugiej bramy stoczni”.

Elektryk z Gdańska nie wierzył w elektryczność. Wierzył w Boga! Ten absolwent Zasadniczej Szkoły Zawodowej w Lipnie (który bardzo często dostawał dwóje z historii!) – „rozrabiacz i palacz”, w roku 1967 przyjechał do Gdańska i rozpoczął pracę jako elektryk. W roku 1970 wziął czynny udział w strajku, jaki rozpoczął się w stoczni po podwyżce cen. Szybko zyskał opinię „pracownika trudnego do współpracy”. Krytykował władze. Wzywał robotników do wspólnego budowania pomnika poświęconego ofiarom Grudnia’70. Niepokornego Wałęsę zwalniano z różnych zakładów. Do rozpoczęcia strajku z sierpnia 1980 roku pozostawał bez pracy. Często musiał ukrywać się przed panami z „bezpieki”. Słynął z nadzwyczajnej pobożności. Sąsiedzi z bloku w Gdańsku-Stogach opowiadali:

– W każde święto kościelne Wałęsowie wystawiali w oknach obrazy. Ludzie się dziwili: kto tam mieszka, czy czasem nie Jehowi? Bardzo religijna rodzina. Często z gromadką dzieci szli do kościoła. W całej dzielnicy nie było tak religijnej rodziny, jak ta… Dużo dzieci, małe mieszkanie, żyli skromnie.

Przyszedł rok 1980 i ów przedziwny strajk w scenerii narodowych symboli…

Zdumiewające, że ogromną popularność wśród strajkujących robotników zdobył masowo powielany – na ich życzenie – tekst „Pieśni konfederatów” Słowackiego! Tekst sprzed 150 lat!

Nigdy z królami nie będziem w aliansach,

Nigdy przed mocą nie ugniem szyi;

Bo u Chrystusa my na ordynansach,

Słudzy Maryji!

Dwudziestowieczny „Słowacki polskiego kina”, reżyser Andrzej Wajda, mówił, że Lech Wałęsa podczas wydarzeń sierpniowych wydawał mu się idealnym kandydatem do roli „małego rycerza” Wołodyjowskiego!

– Z tymi wąsami, z tym poczuciem humoru, z taką czasem nawet i melancholią… To jest właśnie „mały rycerz”. Nie jest to więc żaden produkt robotniczej kultury, której całkowitą odrębność próbowano nam wmówić. Wałęsa jest produktem polskiej kultury. Żeby mógł ukształtować się taki człowiek i zebrać takie żniwo, potrzebne były tradycje tej kultury. Np. musiał istnieć Sienkiewicz, żeby napisać swoją „Trylogię”, potem musieli istnieć ci, którzy w najczarniejszym okresie stalinowskiego ucisku uznali, że jest to książka, która nie może zginąć i musi być wydana (bo przecież były zakusy, żeby tego nie czynić). To wszystko służyło kształtowaniu świadomości naszej narodowej odrębności… Robotnicy jak gdyby zostali wciągnięci w krąg tej kultury, którą reprezentuje inteligencja. To jest wspaniałe, wielkie zwycięstwo. I Wałęsa nie musi mówić, że czytał jakiekolwiek książki, oglądał filmy, że interesował się jakimikolwiek dyskusjami. To nie jest ważne. Ważne, że to w jakiś sposób do niego dotarło i że jest wyrazicielem tej, a nie innej linii.

Przypomniały się znów ofiary polskich zrywów narodowych, wojen światowych, powstania warszawskiego…

Wojenne pokolenie

Karola Wojtyłę, przyszłego papieża, dotknęła brunatna zaraza. Hitlerowska okupacja; wojenne cierpienia narodu przyczyniły się do odrodzenia polskiego mesjanizmu. Czy zbiorowe dramaty mają jakiś głębszy sens? Młody Karol Wojtyła pisał pod koniec roku 1939:

„Przeczytałem całą prawie mistykę Słowackiego, potem wiele z Mickiewicza, teraz znowu Wyspiańskiego ab ovo. Poza tym Pismo Św. Stary Testament”.

Rok 1940.

W okupowanym przez hitlerowców Krakowie muzyka Chopina była zakazana. Polakom nie wolno było mówić językiem Mickiewicza, Słowackiego czy Norwida. Niemiecki minister propagandy Joseph Goebbels orzekł, że polski system rozpowszechniania wiadomości i kultury musi być zniszczony. „Polakom nie należy pozostawiać aparatów radiowych, lecz tylko czysto informacyjne dzienniki; żadnej prasy, która wyrażałaby pewne poglądy”! – mówił. Zamknięto szkoły, teatry, muzea, biblioteki. Naród bez pamięci przestaje istnieć.

Niemcy rozpoczęli systematyczne niszczenie polskiej kultury. Tropili obrazy Matejki. Cudem udało się uratować i ukryć „Bitwę pod Grunwaldem” i „Hołd pruski”. Burzono pomniki Mickiewicza, Kościuszki i pomnik Grunwaldzki w Krakowie. Likwidowano zbiory muzealne Warszawy. Zajmowało się tym spec-kommando profesora Paulsena, wykładowcy historii na Uniwersytecie Berlińskim. Ukryty w Sandomierzu wspaniały ołtarz Wita Stwosza z krakowskiego kościoła Mariackiego Niemcy odnaleźli i wywieźli do Norymbergi. Na szczęście dużą część zbiorów krakowskich udało się Polakom wywieźć do Rumunii (między innymi wspaniałe arrasy i Szczerbiec).

Polski duch oporu – wbrew intencjom nazistów – był skutecznie pobudzany przez okrutną politykę hitlerowskiego terroru. Ginęli nie tylko partyzanci z bronią w ręku, ale i spokojni obywatele. W zniewolonym kraju rozkwitało życie religijne. W zapełnionych kościołach odzywały się słowa modlitwy: „Ojczyznę wolną racz nam zwrócić, Panie”…

Młodzi Polacy w latach ciężkiej próby walczyli z bronią w ręku, ale walczyli też o polskie słowo, polską myśl, polską pamięć. Tajne nauczanie obejmowało zakazane przedmioty: historię, geografię, literaturę narodową. Zajęcia szkolne w latach II wojny światowej objęły około 220 tysięcy dzieci i młodzieży. Studia dla około 11 tysięcy osób prowadziło ponad 800 nauczycieli akademickich. Zamiast pensji otrzymywali przeważnie żywność i drewno na opał. Stosowano różne metody kamuflażu – w prywatnych mieszkaniach młodzi ludzie uczyli się przy zastawionych stołach, pod ręką mieli karty do gry, płyty z rozrywkową muzyką. Matury i egzaminy zaliczano podczas spacerów w parku.

Karol Wojtyła w okupowanym Krakowie brał udział w walce o polskie słowo, polską myśl i pamięć narodową. Jeszcze jako student Uniwersytetu Jagiellońskiego uczestniczył w szkole dramatycznej i lektoracie żywego słowa; na wieczorkach poetyckich recytował nawet własne wiersze! W III akcie „Przepióreczki” Żeromskiego Karol odgrywał rolę Smugonia; w „Nocy tysięcznej drugiej” Norwida wystąpił w roli Doktora; w sztuce Mariana Niżyńskiego przedstawiał… Byka z Zodiaku.

Manifestem buntu zniewolonego Krakowa stał się „teatr czystego słowa”, prowadzony w konspiracji przez dobrego znajomego Karola Wojtyły z rodzinnych Wadowic – Mieczysława Kotlarczyka, nauczyciela historii w żeńskim gimnazjum. Karol pisał po latach:

„Znałem go naprzód w naszym wspólnym mieście rodzinnym – Wadowicach. Był pionierem oryginalnego teatru, popularyzatorem wielkiej literatury romantycznej”.

Kotlarczyk krzewił z zapałem tradycje chrześcijańskie i polskie. Miał ogromny wpływ na wadowicką młodzież. Podczas wojny rodzinę jego uwięziono w obozie koncentracyjnym. Wtedy poprzez zieloną granicę dotarł do Krakowa. Tam zdołał wielu młodych ludzi przekonać do swojego sposobu walki o polskość. Mawiał: „Tylko wielka literatura, tylko wielka sztuka posiada trwałą moc w tworzeniu kultury i wychowywaniu młodego pokolenia”. Karol Wojtyła przyjął od niego koncepcje AKTORA jako KAPŁANA, przekazującego ludziom ważne prawdy estetyczne i moralne.

W sierpniu 1941 roku niezwykły Teatr Rapsodyczny Kotlarczyka rozpoczął w konspiracji przygotowania do recytacji „Króla-Ducha” Słowackiego. To miała być premierowe przedstawienie. Mieczysław Kotlarczyk pisał o pracy swego zespołu w książce „25 lat Teatru Rapsodycznego”:

„Niezapomniane środy i soboty, bez względu na terror i łapanki. Bez względu na szalejące po murach afisze o coraz to nowych rozstrzeliwaniach, próby ze Słowackiego, Kasprowicza, Wyspiańskiego, Norwida czy Mickiewicza. I to nieraz próby w ciemnej, zimnej kuchni naszej dębnickiej ‚katakumby’, nieraz przy świecach na piecu, kiedy prąd nam wyłączano. Romantyczne, na posterunku próby, pogłębiające naszą świadomość polską, że przetrwamy, że dopłyniemy do brzegu wolności, idei swojego teatru wierni (…). Zaczęliśmy od rapsodów ‚Króla-Ducha’. Stąd nazwa naszego teatru”.

Aktorzy występowali w czarnych wizytowych ubraniach i sukniach. Słowom towarzyszyła muzyka polska. Konspiracyjne przedstawienia zaszczycili swoją obecnością między innymi Zofia Kossak-Szczucka, Witold Rowicki i Jerzy Turowicz. Po przedstawieniach z reguły odbywały się dyskusje o problemach artystycznych.

W latach 1941 – 1945 teatr Kotlarczyka dał 7 premier i przygotował 3. Rozbrzmiewały słowa „Lalki” Prusa, „Quo Vadis” Sienkiewicza, wiersze Słowackiego, Mickiewicza, Kasprowicza, Wyspiańskiego. Karol Wojtyła występował między innymi w rolach Samuela Zborowskiego w dramacie Słowackiego i jako król Bolesław Śmiały w „Królu-Duchu” tegoż autora. Szczególne wrażenie wywarła spowiedź księdza Robaka z Mickiewiczowskiego „Pana Tadeusza”. Głos Karola zagłuszało za oknem hitlerowskie radio…

Karol Wojtyła mówił:

„Przeklęta broń ognista! kto mieczem zabija,

Musi składać się, natrzeć, odbija, wywija,

Może rozbroić wroga, miecz wpół drogi wstrzymać;

Ale ta broń ognista, dosyć zamek imać,

Chwila, jedna iskierka…

Hitlerowskie radio wyszczekiwało komunikaty o kolejnych zwycięstwach Wehrmachtu. Zagłuszył je jednak głos Karola:

Właśnie już noc schodziła i przez niebo mleczne,

Różowe, biegną pierwsze promyki słoneczne;

Wpadły przez szyby jako strzały brylantowe,

Odbiły się na łożu o chorego głowę

I ubrały mu złotem oblicze i skronie,

Że błyszczał jako święty w ognistej koronie.

Nad nami noc…

Poeci pokolenia Karola Wojtyły byli zauroczeni polską poezją romantyczną. Jedni – jak chciał Słowacki – szli na śmierć po kolei „jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec”.

„Swoje młode życie rzucali na stos, który płonął. Chcieli potwierdzić, że dorastają do wielkiego dziedzictwa, jakie otrzymali. Ja też należę do tego pokolenia” – pisał później polski papież.

Zdumiewająca była kariera trudnych wierszy romantycznego kapłana-poety Cypriana Kamila Norwida. „Norwidem” mówili i pisali tak różni poeci, jak Baczyński, Borowski czy… Wojtyła. Polski papież wspominał:

Z dziełem Norwida „łączy mnie bliska duchowa zażyłość, datująca się od lat gimnazjalnych. Podczas okupacji niemieckiej myśli Norwida podtrzymywały naszą nadzieję pokładaną w Bogu, a w okresie niesprawiedliwości i pogardy, z jaką system komunistyczny traktował człowieka, pomagały nam trwać przy zadanej prawdzie i godnie żyć. Cyprian Norwid pozostawił dzieło, z którego emanuje światło pozwalające wejść głębiej w prawdę naszego bycia człowiekiem, chrześcijaninem, Europejczykiem, Polakiem” .

Norwid pomagał zrozumieć sens wojennego cierpienia milionów Polaków. Męczeńskie korony oznaczały dla niego „otwarcie bram nieskończoności”:

O! dzięki Tobie, Ojcze ludów – Boże,

Że ziemię wolną dałeś nam i nagą;

Ani oprawną w nieprzebyte morze,

Ni przeciążone gór dzikich powagą,

Lecz jako piersi otworzona Boże…

W najtrudniejszych chwilach hitlerowskiej okupacji młodzi, wykształceni Polacy patrzyli z rozpaczą na „kamienny świat” wokół nich; liczni tracili wiarę w Opatrzność – a jednak nie tracili wiary w słowa Słowackiego! –

Lecz zaklinam – niech żywi nie tracą nadziei

I przed narodem niosą oświaty kaganiec;

A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,

Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!…

I szli na śmierć po kolei! Poeci i zwykli zjadacze chleba z pokolenia Karola Wojtyły. Straconego pokolenia? – Bohaterskiego pokolenia? – Pokolenia szaleńców?

Andrzej Trzebiński (1922 – 1943). Poeta. Studiował slawistykę na podziemnym Uniwersytecie warszawskim. Wpadł w ręce gestapo. Zginął w roku 1943. Miał 21 lat. O swoim pokoleniu pisał w pamiętniku:

„Pochłonie nas historia. Młodych, dwudziestoletnich chłopców. Nie będziemy Mochnackimi, Mickiewiczami, Norwidami swojej epoki. Mogliśmy być Rimbaudami. Ale odrzuciliśmy to, bo szliśmy gdzieś indziej”.

W jednym z okupacyjnych wierszy pisał:

Kiedy hełm nakładasz – słyszysz

w skroniach wciąż krew eksploduje.

Kiedy idziesz lasem w szum, ciszę

w piersi serca eksplozję czujesz.

Rzuć serce i życie jak granat.

Rozsadź skamieniałość świata

Tak w śpiewie żywej krwi i w eksplozjach serc

w historię trzeba biec

jak w atak.

Młodzi – piękni – tragiczni. Jak Tadeusz Gajcy (1922 – 1944), absolwent gimnazjum księży marianów na Bielanach, żołnierz AK. Poległ w Powstaniu Warszawskim 16 sierpnia 1944 na Starym Mieście. Wcześniej wierszami żegnał się ze światem:

Porasta jesienna mgła

mój kraj jak włosem siwym.

Lecz nim pożegnam go

dłonią z męczeńskiej gliny,

lecz nim się zgodzę z koroną

cierniowych lip i wezmę

w bok mój i serce bezbronne

ciemność jak ostre narzędzie,

niech błyskawicy lament

znów mnie na wieczność wywoła,

bym uniósł sam sobie palmę

i płomień poczuł u czoła.

Jedni znajdowali pociechę w wierze religijnej. Inni, którzy tej wiary nie mieli – jak Tadeusz Borowski (1922 – 1951) student polonistyki na tajnym Uniwersytecie Warszawskim – traktowali „kamienny świat” jak piekielne więzienie bez wyjścia. Kolega Borowskiego, Czesław Miłosz, tak opisywał sytuację młodych ludzi w okupowanej Warszawie:

„Przebywaliśmy na