Strona główna » Obyczajowe i romanse » Jedno życie

Jedno życie

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66229-45-7

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Jedno życie

 

Miłość żyje tak długo, póki tli się iskra nadziei…

Emilia, bohaterka znana Czytelniczkom z bestsellerowej „Jednej chwili”, rozkwita w nowym związku. Nareszcie poznała wszystkie sekrety ukochanego i odważyła się podjąć zawodowe wyzwania. Wydaje się, że wspólne życie Emi i Matta wypełni szczęście i harmonia, jednak los bywa przewrotny i stawia na drodze bohaterów wiele przeciwności. Jedną z nich okaże się wuj Matta, James, który zrobi wszystko, by zniszczyć ten związek. Czy w świecie kłamstw i intryg sama miłość wystarczy do szczęścia?

Ta opowieść to istny dynamit, który wybucha wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewasz!

Autorka – Anna Dąbrowska – to urodzona w Inowrocławiu pełnoetatowa mama i żona, właścicielka najbardziej leniwego kota na świecie. Od zawsze marzyła, żeby pisać. Lubi zaskakiwać zakończeniami swoich powieści. Jej autorskie motto brzmi: zawsze stawiam na emocje, co doceniły czytelniczki jej poprzednich powieści. W ramach trylogii o losach Emi i Matta ukazały się: „Jedna chwila” i „Jedna miłość”.

Polecane książki

Publikacja w formie instrukcji pokazuje krok po kroku jak: ustalić stawkę VAT lub zwolnienie, potwierdzić czy numer PKWiU został prawidłowo ustalony. Książka zawiera informacje o konsekwencjach zastosowania błędnej stawki VAT lub zwolnienia, a także opisy procedur korygowania błędów na fakturach alb...
Wesołe opowiadania o sytuacjach z życia wziętych, które można zilustrować przysłowiem lub związkiem frazeologicznym o przenośnym znaczeniu. Dużo dobrej zabawy, a przy okazji sporo wiedzy! Czy wiesz, co to znaczy „przebierać jak w ulęgałkach” lub „wyświadczyć komuś niedźwiedzią przysługę” i dlaczego ...
O ile tom I monografii poświęconej zjawiskom integracji regionalnej miał w dużym stopniu charakter wprowadzający i przeglądowy, o tyle tom II charakteryzuje podejście analityczne i dominacja metod prawnych. Będąc studium z zakresu prawa międzynarodowego, zmierza się w nim do udzielenia odpowiedzi na...
Szczegółowy opis przejścia osadzonej w realiach science fiction gry akcji Pariah, dzięki któremu z łatwością poradzicie sobie jako rozbitek, na niegościnnej, więziennej planecie zwanej Ziemią.Pariah - poradnik do gry zawiera poszukiwane przez graczy tematy i lokacje jak m.in. Shroud Revealed (Solucj...
Beatrice Hartley i pięcioro jej najlepszych przyjaciół tworzyli świetną ekipę. Ale wszystko zmieniła śmierć Jima, geniusza muzycznego i chłopaka Beatrice. Rok po zakończeniu szkoły Beatrice wraca do Wincroft – nadmorskiej posiadłości, gdzie spędzili razem wiele wieczorów, dzielili się tajemnica...
Berlin, lata dwudzieste, lata trzydzieste. Joachim Werner to syn polskiej Żydówki zafascynowanej ideą rewolucji socjalistycznej i niemieckiego anarchisty. Już jako nastolatek sprzedaje swoje pierwsze obrazy i szybko zyskuje uznanie w środowisku artystycznym. O względy młodego malarza zabiegają mars...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Anna Dąbrowska

© Copyright by Lira Publishing Sp. z o.o., Warszawa 2018

© Copyright by Anna Dąbrowska, 2018

Projekt okładki: Magdalena Wójcik

Zdjęcie na okładce: © Volodymyr Melnyk/123rf.com

Zdjęcie Anny Dąbrowskiej: © Maciej Zienkiewicz Photography

Redakcja: Ewa Popielarz

Korekta: Marta Kozłowska

Skład: Igor Nowaczyk

Producenci wydawniczy: Marek Jannasz, Anna Laskowska

Lira Publishing Sp. z o.o.

Wydanie pierwsze

Warszawa 2018

ISBN: 978-83-66229-45-7 (EPUB); 978-83-66229-46-4 (MOBI)

www.wydawnictwolira.pl

Wydawnictwa Lira szukaj też na:

„Jedno życie” to nowa, poprawiona wersja powieści,

którą Anna Dąbrowska opublikowała w 2015 r.

pod pseudonimem Laven Rose.

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Nie przeżyjesz chwili powtórnie,

bo nic dwa razy się nie zdarza…

Dla Hani Smarzewskiej

Wiem, jak mocno pokochałaś tę historię

– prostą, a zarazem niezwykłą.

Pamiętam Twoje emocje tuż po przeczytaniu

pierwszej części trylogii. To było niesamowite.

Dziękuję Ci za wszystko, a przede wszystkim za to,

że we mnie wierzysz i trwasz przy mnie już od kilku lat.

Za

ROZDZIAŁ 1

Czasami nie wiadomo, w którą stronę powinno się wykonać krok – w prawą czy lewą. Wtedy należy stanąć w miejscu i trwać w nim tak długo, póki przeznaczona nam furtka nie otworzy się sama.

Znajdowałam się w centrum czegoś, co mnie przerażało, a jednocześnie fascynowało. Czułam, że za każdymi drzwiami mijanych pomieszczeń znajdowała się inna tajemnica.

Ominęłam ochroniarza, który zachowywał się tak, jakby wcale mnie nie dostrzegł. A przecież wiedziałam, że na tym polegała jego praca – by widzieć każdy szczegół. Mogłam być przecież wirusem, który chciał wszystko zainfekować. I zniszczyć. Nie mogłam przejść tak zwyczajnie niezauważona. Wiedziałam, że coś tu nie grało…

Podążałam jasnym korytarzem. Błyskające światła prawie mnie oślepiały. Pewnie pełniły jakąś funkcję, o której przeznaczeniu nie miałam bladego pojęcia. Szłam przed siebie, nie wiedząc dokładnie dokąd i mając nadzieję, że w końcu natrafię na drzwi prowadzące do wyjścia.

Przejdę przez parking i wydostanę się przez ogromną bramę. Jeśli będzie trzeba, spróbuję się na nią wdrapać – pomyślałam i nagle zauważyłam stojącego na końcu korytarza mężczyznę, który wyraźnie na kogoś czekał.

Zaraz go zapytam, jak wydostać się z tego labiryntu.

Ja tego mężczyznę już gdzieś widziałam… – takie myśli szturmem wdzierały się do mojej głowy. Poczułam, jak mocno skurczył się mój żołądek.

Kiedy stanęłam obok, wbijając w niego mało kulturalnie spojrzenie, nasunął na usta maseczkę.

– Uważasz, że jak zasłonisz się maseczką, nie będę w stanie cię rozpoznać? – zapytałam przepełniona złością, którą po chwili zastąpiła dojmująca pustka. Czułam się tak krucha, że jeśliby ktoś pokusił się, żeby mnie przewrócić, rozbiłabym się na wiele małych elementów, a z wnętrza nie wypłynęłoby nic. Może tylko złość. – Craig, prawda? – zapytałam, bacznie obserwując zdenerwowanie malujące się na twarzy mężczyzny, który jakiś czas temu kupił ode mnie dom. – Zostałeś tu wysłany, by zabrać mnie do domu. Tylko pytanie – do którego?

– Emilio… – Mężczyzna chciał coś powiedzieć, lecz się zawahał.

Marzyłam tylko o tym, by wszystkie te cholerne tajemnice Matta zniknęły z mojego życia.

Byłam skłonna wyjechać. Teraz, zaraz. To wszystko działo się zbyt szybko. Nie byłam gotowa na taką dawkę tajemnic, intryg i kłamstw.

– Czuję się tak, jakby umieszczono mnie w jakimś filmie, ale nie jest to komedia romantyczna, o nie! – Zaśmiałam się nerwowo i pociągnęłam nosem. – To raczej popaprany film w trudnym do zidentyfikowania gatunku.

– Niepotrzebnie… – odparł mężczyzna, opuszczając maskę.

Przymknęłam oczy i zaczęłam wsłuchiwać się w głośne bicie serca. Nie wiedziałam, które uderzało mocniej – moje czy jego.

– A więc dalej masz zamiar brnąć w ślepy zaułek kłamstw? – zapytałam z ironią. – Tego was tutaj uczą, w tym wielkim, sterylnym labiryncie?

Usłyszałam, jak mężczyzna westchnął zrezygnowany.

– Słuchaj, Emilio. Matt poprosił mnie tylko, bym odwiózł cię do domu. Chciał, żebyś była bezpieczna i nie stanęła twarzą w twarz z Jamesem, bo on nie należy do przyjemnych typów. Wyjaśnień żądaj od niego, dobrze?

– Zakazał ci ze mną rozmawiać? – Zmarszczyłam surowo brwi.

– Nie. Matt mną nie steruje. Przyjaźnimy się od wielu lat i mogę powiedzieć ci tylko tyle, że ten facet dostał porządnie w dupsko od życia. Nie jest rozpieszczonym bogaczem, któremu kasa wychodzi z nogawek spodni. Bardzo ciężko pracował na to, by kupić twój dom. Nie myśl, że to była chwilowa zachcianka. Daj mu szansę wytłumaczenia się.

– Czy wiesz, gdzie on teraz jest? – zapytałam, przypominając sobie zbolałą twarz Matthew, gdy spojrzał na mnie po raz ostatni.

– Domniemam, że między wami musiało wydarzyć się coś, co dało mu nieźle popalić. On reaguje ucieczką na porażkę, zranienie i inne negatywne sprawy. Zapewne osiodłał swojego rumaka i pojechał gdzieś pomyśleć w samotności. Tym korytarzem dotrzemy do wyjścia. – Wskazał dłonią mały przesmyk pomiędzy stojącymi metalowymi szafkami.

– Rumaka? – zapytałam, czując, że zaczynam odzyskiwać pełną kontrolę nad emocjami.

– Swojego dwukołowca.

– Ach tak – westchnęłam, wspominając moment, w którym czułam prawdziwy powiew wolności.

Skierowaliśmy się do wyjścia, gdzie na baczność stało dwóch mężczyzn. Zaczęłam się im przyglądać, ale oni zachowywali się tak, jakbym była powietrzem.

– Oni zawsze stoją tak sztywno jak pionki?

Mężczyzna o blond czuprynie szeroko się uśmiechnął.

– Skoro pałac Buckingham ma własnych strażników, dlaczego stary Thomas nie może posiadać swoich? – zażartował.

– Dziwi mnie to wszystko. I przeraża…

Nawet nie spostrzegłam, kiedy dotarliśmy do srebrnego samochodu mężczyzny. Dopiero kiedy otworzył drzwi pasażera, zdałam sobie sprawę, że chce mnie stąd zabrać.

Ale nie ufałam mu.

Nie ufałam także Mattowi.

Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Właśnie otworzyła się przede mną jedna z furtek, ale ja zamknęłam ją z impetem.

– Co robisz? – zapytał szczerze zaskoczony mężczyzna.

– Nie jadę z tobą. Chcę jechać taksówką – odparłam. – Bądź tak miły i wezwij mi kierowcę.

– Ale ja mogę cię podwieźć…

– Tylko że ja nie chcę – odparłam stanowczo.

– Dobrze – zgodził się mój rozmówca. Wyciągnął z kieszeni białych spodni telefon i zaczął szukać numeru.

Miałam okazję przyjrzeć się jego strojowi, który przypominał medyczny uniform. Materiał połyskiwał w słońcu. Craig nagle zmierzył mnie uważnym wzrokiem, po czym podał adres.

– Załatwione – prychnął, chowając telefon do kieszeni spodni.

– Jak mam otworzyć bramę? – zapytałam, z lekkim przerażeniem wpatrując się na masywne, metalowe skrzydła.

– Za chwilę sama się otworzy. Zaczekam tu z tobą do momentu przyjazdu taksówki – odparł przyjaźnie.

– Panie Craig, proszę się nie kłopotać… – Zaczęłam budować jakieś sensowne zdanie, ale go nie dokończyłam. Zobaczyłam, jak zmarszczki pod oczami mężczyzny pogłębiają się, a gdy powiodłam wzrokiem kilka centymetrów niżej, dostrzegłam szeroki uśmiech.

– Panie Craig? – zapytał rozbawiony.

– Tak się nazywasz, prawda?

– Nie. To moje imię. Przepraszam, moje przeoczenie. – Wysunął do mnie dłoń, starając się trzymać uśmiech na wodzy, i wycedził: – Craig Davis. Doktor medycyny. Fałszywy kupiec twojego domu, Emilio.

Nie podałam mu ręki. Wcale nie czułam się dziwnie po tym, jak pomyliłam jego nazwisko z imieniem. To nie było istotne. Meritum całej sprawy stanowił Matt i jego tajemnice.

– Rozumiem, że jesteś na mnie zła. Sam byłbym wściekły na twoim miejscu, ale wierzę – mówiąc to, złapał się za miejsce, gdzie biło serce – naprawdę wierzę, że zaczniemy naszą znajomość od nowa. Po raz trzeci i ostatni, jak przystało na uśmiechnięte osoby.

Nie musiałam odpowiadać, odgłos nadjeżdżającego samochodu uwolnił mnie od tego wyzwania. Bo udzielenie odpowiedzi byłoby prawdziwym wyzwaniem. Czarny samochód zaparkował nieopodal bramy, a jej masywne skrzydła powoli zaczęły się otwierać.

– Dziękuję, Craig. Rozważę twoją propozycję – wycedziłam oschle, otworzyłam drzwi samochodu i usiadłam wygodnie na tylnej kanapie. Mężczyzna zamknął je, wpatrując się w moją twarz. Była to niezręczna chwila, ale bardziej niezręczna wydawała się nieznajomość mojego adresu zamieszkania.

– Już podaję! – wykrzyknęłam do taksówkarza, czując, jak rumieńce wstydu oblały moją twarz. Szybko zaczęłam wyszukiwać SMS-a wysłanego Agnieszce, tego z adresem Matta. – Już mam! – odparłam i zaczęłam czytać. Uśmiechnęłam się delikatnie, powoli zaczynając wątpić, że ten dzień był realny.

Być może wciąż śnię i nie mogę się obudzić?

Nie chciałam takich snów. Wolałam zanurzać się we wspaniałych momentach, bo życie było samo w sobie zbyt smutne, by jeszcze we śnie nawiedzały mnie koszmary.

Podróż taksówką dłużyła się w nieskończoność. Przymykałam powieki, nie chcąc spoglądać w jaskrawe promienie słońca, które powodowały, że kąciki moich oczu napełniały się łzami.

Kiedy taksówka zatrzymała się na podjeździe przed domem, zdałam sobie sprawę, że mój koszmar się nie skończył. Nie miałam przy sobie pieniędzy. Moje serce nerwowo załomotało, a dłonie zaczęły delikatnie dygotać.

– Proszę zaczekać. Pójdę tylko po portfel – wydukałam, czując się jak kompletna idiotka.

Byłam na siebie zła, że nie pozwoliłam Craigowi podwieźć się do domu. To zapewniłoby mi mniej kłopotów, a teraz, kiedy wyszłam z samochodu, modliłam się, by odnaleźć klucze pod wycieraczką. Czułam narastające mdłości. Ten dzień był koszmarem.

Wstrzymałam na chwilę oddech i złapałam za klamkę. Ku mojemu zdziwieniu – drzwi się otworzyły. A ku mojemu jeszcze większemu zdziwieniu – tuż za nimi napotkałam najbardziej niebieskie oczy, jakie istniały na tej planecie.

– Matt?! – Zadrżałam. Z jednej strony czułam, że mu na mnie zależało, bo przyjechał ze mną porozmawiać, z drugiej – bałam się tego, co się między nami wydarzy.

– Zapłaciłaś kierowcy? – zapytał chłodnym tonem, a ja zaprzeczyłam głową. Ominął mnie, a kiedy odwróciłam się, by na niego spojrzeć, zobaczyłam, jak płacił taksówkarzowi. Poczułam się z tym źle. Nie chciałam być utrzymanką. Nie tak miało wyglądać moje życie.

Odgłos odpalanego silnika taksówki na chwilę zagłuszył moje myśli. Matt wszedł do domu i cicho zamknął za sobą drzwi. Bezszelestnie przeszedł obok mnie i usiadł na kanapie w salonie. Spakowana walizka wciąż stała pod ścianą, jakby czekała na moją decyzję. Usiadłam na krześle niedaleko sofy.

Odważyłam się spojrzeć na jego twarz, skupioną i poważną. Zamyśloną do granic możliwości. Sądziłam, że nawet nie zauważył, jak silnie wbijałam w niego spojrzenie, wywiercając mu w policzku dziurę.

– Nie chcę, byś za mnie płacił – przerwałam tę niezręczną ciszę.

Matt spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, jakby dogłębnie analizował każdą wymówioną przeze mnie literę.

– To był drobiazg. Postąpiłem niegrzecznie, zastawiając cię samą w firmie.

Postąpiłem niegrzecznie – te słowa rozbrzmiewały w mojej głowie. Śmieszyły mnie i mocno irytowały. Ciekawe, jak wytłumaczy zakup domu i fakt, że wszystko przede mną ukrywał. Też powie, że postąpił niegrzecznie?

– Poradziłabym sobie. Następnie nasłałeś na mnie doktorka, który niemal umarł ze wstydu, kiedy powiedziałam mu, że wiem, kim jest.

Matt podniósł lewą brew. Zapewne czekał na rozpętanie burzy, ale ja postanowiłam dać mu szansę na wytłumaczenie. Jego wargi lekko drgały, lecz usta wypuściły z siebie tylko ciszę.

Westchnęłam zniecierpliwiona, wpatrując się w jego oczy. Uniósł podbródek i nasze spojrzenia spotkały się, choć dzieliła je spora odległość.

– Emi… – zaczął niepewnie. – Kupiłem ten dom w twoje urodziny, kiedy tylko powiedziałaś mi, że zostałaś zmuszona go sprzedać. Chciałem go wyremontować i dobudować piętro z salonem. To miała być niespodzianka na kiedyś.

– Na kiedyś – powtórzyłam złowrogo.

– Tak.

– Dużo masz jeszcze takich niespodzianek na kiedyś? – zapytałam uszczypliwie.

– Nie. Wiesz już o wszystkich.

Z twarzy Matta emanował smutek, z głosu przebijało rozgoryczenie.

– Nie wiesz jeszcze tylko, jak wygląda elektrostymulacja, ale nie należy ona do ciekawych widoków. To ból, pot, a czasami nawet łzy – zaczął mówić na temat, który bardzo mnie ciekawił.

– Chcę ją zobaczyć.

– Nie, Emi – postanowił twardo.

– Nie rozumiem cię, Matt. Kiedy jestem daleko, obiecujesz, że wprowadzisz mnie do swojego świata. Sprawiasz, że ci wierzę. A kiedy znajdujemy się blisko, tak jak teraz, odnoszę wrażenie, że próbujesz się mnie pozbyć. Unikasz mnie. Odpychasz od siebie. Cały tydzień karmiłeś mnie ciszą. Jedynie wieczorami pokazywałeś, że ci na mnie zależy. Ale fizyczność to za mało. Taki związek nie ma przyszłości.

– Boję się, że mnie odepchniesz – wycedził stłumionym głosem, po czym wstał z kanapy i bez słowa wyszedł. Wiedziałam, że był za ścianą… Ale znowu to robił. Znowu zostawiał mnie samą, bez udzielenia odpowiedzi.

Kiedyś byłam uparta… Moje dramaty wyparły tę cechę na rzecz lęku i wycofania. Dzisiaj postanowiłam jednak pozostać konsekwentna, dlatego poszłam za nim i śledziłam wzrokiem jego twarz. Musiałam poznać całą prawdę. Całą.

– Matt, jeśli mamy być razem, chcę szczerości, a nie twojej protekcji.

Spojrzał na mnie oczami pełnymi gęstej mgły.

– Twoje uczestnictwo nie należy do mojej decyzji. Zgodę muszą wyrazić James i Craig. Tylko pamiętaj, Emi, ostrzegałem cię. – Westchnął ciężko, po czym przeczesał palcami włosy. Każdy jego ruch był gwałtowny, zbyt nerwowy. – Ten widok, zostanie z tobą do końca życia. A ja nie chcę, byś cierpiała, widząc, jak słabnę. Zachowuję się, jakbym konał, a później niszczę wszystko, co stoi na mojej drodze. Wtedy wszystko jest przeszkodą.

– Dlaczego to robisz?

– Wzbiera we mnie złość, wciąż czuję ból i próbuję go wyrzucić ze swojego wnętrza.

– Rozumiem, Matt. Każdy z nas inaczej radzi sobie z emocjami. Ja złość odreagowywałam ciszą. – Westchnęłam głęboko i postanowiłam zadać kolejne pytanie. – Powiedz mi teraz, dlaczego kupiłeś mój dom. – Zachowywałam się jak na prawdziwym przesłuchaniu, ale musiałam dowiedzieć się wszystkiego.

Thomas był ze mną, kiedy oddawałam klucze, i dobrze się bawił, widząc tę ustawkę z Craigiem w roli głównej. To było podłe.

– Emi, to była spontaniczna decyzja. Kiedy powiedziałaś, że musisz sprzedać dom, pomysł jego kupna zrodził się w mojej głowie natychmiast. Bałem się, że ktoś mnie wyprzedzi, ale los okazał się dla mnie łaskawy. Twoja oferta czekała na mnie, czułem to. Na mnie – powtórzył. – Kupiłem go z myślą o gruntownym remoncie i powiększeniu. Pomyślałem, że wiosną zasadzimy tam jabłonki i lawendę. Dużo lawendy… Zawsze chciałem mieć coś swojego, ale nigdy nie miałem dostatecznej motywacji. Teraz mam. Mam ciebie. – Spojrzał na mnie wzrokiem, który przenikał mnie na wskroś i wywoływał dreszcze. To było takie prawdziwe.

– Ale to był mój dom… Nie powinieneś był go kupować.

– Obiecałaś mi coś, Emilio.

Zmarszczyłam brwi, nie potrafiąc sobie przypomnieć, czy dotyczyło to wspólnego remontowania domu, czy doniczek z kwiatkami spadających przez ryk samochodu Matta. Na to ostatnie wspomnienie uśmiechnęłam się.

– Ty także, Matt – odparowałam, wypuszczając z siebie powietrze. – Powiedz mi szczerze, o ilu twoich tajemnicach jeszcze nie wiem?

Spojrzał na mnie spod przymkniętych powiek, a potem roześmiał się i potrząsnął głową. Wsunął palce we włosy i przeczesywał je w gwałtowny sposób. Sam widok sprawiał, że czułam się, jakby wszystko mnie bolało.

– Wiesz o wszystkim. Zrozum, Emilio, że nigdy nie byłem zmuszony dzielić się swoim życiem z nikim.

Moje serce skurczyło się.

Spojrzałam odważnie w jego oczy. Nie chciałam ukrywać smutku. Nie teraz…

– Nie musisz dzielić się swoim życiem z nikim, zwłaszcza ze mną – odparłam, po czym udałam się do korytarza. Stanęłam przy drzwiach, narzuciłam na ramiona wiszący płaszcz i otworzyłam drzwi. Potrzebowałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Potrzebowałam czuć, jak moje płuca wypełniała lotna mieszanka. Jak żebra wznosiły się ku górze, bym wiedziała, że wciąż oddycham.

– Emi… – Usłyszałam jego miękki głos, który musnął mój odsłonięty kark. Sprawił, że zadrżałam. – Nie tak to miało zabrzmieć. Przepraszam – wycedził i objął mnie w pasie, a twarz przytulił do moich pleców. – Po prostu nie wiem, kiedy robię coś nie tak. Milczę, by cię nie denerwować. Chciałbym cię zaskakiwać, ale pozytywnie.

Wyrwałam się z uścisku jego rąk. Odwróciłam się, by spojrzeć na jego zdezorientowaną twarz.

– Słuchaj, Thomas, jeśli chcesz sprawiać mi pozytywne niespodzianki, to najpierw zorientuj się, o czym marzę. Szkodzisz sobie swoją dobrocią – wyznałam szczerze i zniknęłam we wnętrzu domu. Zsunęłam płaszcz z ramion, nie dbając o to, gdzie go kładę. Usiadłam na podłodze przed kominkiem, który nie był rozpalony. Podciągnęłam kolana pod brodę i wsłuchiwałam się w ciszę.

Usłyszałam szelest jego spodni. Poczułam dotyk jego dłoni tuż przy moim udzie.

– Przepraszam cię, Emi. Za wszystko. Chciałem dobrze, naprawdę. Ten dom miał być dla ciebie niespodzianką. Chciałem ci go podarować, byś uwierzyła, że nie jesteś dla mnie chwilą, lecz wszystkim.

Spojrzałam na Matthew. Udawał wpatrzonego w przestrzeń przed sobą, ale kątem oka zerkał na mnie. Czułam, jak jego niebieskie oczy zostawiały ślady na mojej twarzy.

– A co z dzieckiem? – zapytałam. – Czy nasz czas na miłość miał być tylko wstępem do tego, byś mnie zapłodnił? To jest poważna decyzja. Posiadanie dziecka to obowiązek… O tym też miałam nie wiedzieć? Naprawdę łudziłeś się, że zaliczymy wpadkę? Czy ty rzeczywiście mnie kochasz? – Zadałam najtrudniejsze z pytań i już z większą pewnością obserwowałam jego twarz. Chciałam, by wiedział, że patrzę…

– Nie zrobiłbym ci dziecka bez uzyskania twojej zgody. Wtedy, na meksykańskim śniadaniu, uznałem, że to odpowiedni moment, by zapytać cię o macierzyństwo. Najpierw chciałem wyznać ci całą prawdę i powiedzieć, że została mi jedna z ostatnich szans na zapłodnienie kobiety. Rozważałem wynajęcie surogatki. Nawet pisałem o tym z kilkoma kobietami.

Przymknęłam powieki, próbując także zamknąć uszy, by nie słyszeć tych bolesnych słów.

– Chciałeś dać mi dom po to, bym czuła się ustabilizowana finansowo, a w zamian urodziła ci dziecko, tak? – Powoli otworzyłam oczy, wiedząc, że wszystko wciąż jest takie samo, jak było przedtem.

Matt potarł nerwowo palcami o podbródek, na którym widniał kilkudniowy zarost.

– Nie. Chciałem dziecka teraz, bo za kilka lat możemy oboje żałować, że tego nie zrobiliśmy. Będziesz chciała być matką, a ja… – Matt przełknął głośno ślinę. – Nie wiem, czy wtedy będę w stanie dać ci dziecko. Zrozum mnie. Zjawiłaś się w moim życiu niespodziewanie, jakbyś była moim przeznaczeniem. Zrozumiałem, że cię kocham i nie odpuszczę, póki pewnego dnia nie podaruję ci swojego nazwiska.

– Może masz rację – odparłam, czując w głowie wielki chaos.

– Mam.

– Matt, zrozum, że poczułam się tak, jakbym była częścią twojej układanki. Starasz się o mnie, rozkochujesz w sobie… Pomyślałam, że zrobiłeś to tylko dla chęci posiadania dziecka.

– Emi, nie! – warknął, przygryzając dolną wargę. – Cholera! – zaklął. – Wiem, że to wszystko tak właśnie brzmi, jakbym był z tobą tylko po to, by cię zapłodnić. Jestem załamany… Nie wiem, co powiedzieć, byś mi uwierzyła. Byś poczuła wszystko to, co ja czuję do ciebie. – Kiedy to wyznał, spojrzał w moje oczy. Złączył na kilka chwil nasze spojrzenia.

Poczułam, jak moje serce przyspieszyło. Galopowało, a ja nie potrafiłam zwolnić jego tempa. Przy Matcie nie umiałam robić tak wielu rzeczy, na przykład złościć się na niego długo. Powinnam właśnie wynosić swoją walizkę z tego domu, lecz nie robiłam tego. Siedziałam blisko i starałam się posklejać jego zdania w opowieść o prawdzie, którą tylko czasami przysłaniała mgła niedomówień.

– Już wiem! – wykrzyknął nagle i sprawił, że się wzdrygnęłam. – Jest jedna rzecz, o której ci nie powiedziałem. W firmie stoi maszyna zwana skanerem snów. Za jej pomocą zagłębiamy się we wspomnienia. Najpierw wprowadzamy człowieka w stan hipnozy, a potem usypiamy go, by móc poznać jego myśli, zobaczyć niektóre obrazy z przeszłości. Czasami są to niestety tylko marzenia, które łatwo można pomylić z prawdą.

– Czy to jest naprawdę możliwe? – zapytałam, niedowierzając.

– Zdarzały się przypadki, gdy ludzie byli odporni na hipnozę i wyczytanie określonego wspomnienia było niemożliwe.

– I ty chcesz się temu poddać, tak? Żebym ci uwierzyła?

– Tak – odparł pewnie.

– Czy to jest bezpieczne? Wiesz, taka ingerencja w ludzki mózg…

– Teoretycznie nie powinno się tego wykonywać. Praktycznie po wybudzeniu mocno boli cię głowa… Bardzo mocno.

– Aha – wycedziłam, czując się przerażona nowinkami, które kryły się w laboratorium. – Czy w firmie twojego wuja hodujecie też potwory? – zapytałam impulsywnie, wyczekując jakieś głupiej odpowiedzi, która pozwoliłaby mi się uśmiechnąć i złagodzić ból żołądka.

– Potwory takie jak w bajkach nie, chociaż zdarzyła się raz hydra. Ucinaliśmy jej głowę, która po jakimś czasie odrastała…

– Właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałam – odparłam, unosząc kąciki ust do góry.

– Gustujesz w potworach? No, wiesz… Kręcą cię one? – zapytał, słodko marszcząc nos.

– Nie. Historiami o potworach zagłuszam twoje opowieści.

– Masz prawo czuć się zaskoczona. To normalne…

– Sęk w tym, że ci wierzę, Matt. Wierzę w maszynę snów i wiem, że jesteś zdolny udowodnić mi, jak bardzo jestem dla ciebie ważna. Po prostu muszę ochłonąć po wrażeniach tego dnia. Kiedy ode mnie odszedłeś, a właściwie uciekłeś… zrozumiałam coś ważnego.

– Co takiego? – zapytał, wbijając swoje niebieskie tęczówki w moją rozpaloną skórę. Musiałam być zaróżowiona, bo czułam, jak mimowolnie się trzęsłam, jakby targała mną gorączka.

– Że tym razem nie ucieknę od ciebie, zaczekam. Chciałam poczekać na ciebie, Matt, bo wiedziałam, że mnie kochasz, a ja cię po części świadomie zraniłam. Poczułam się oszukana i zraniona, więc chciałam, byś przeżył to samo. Wiem, że mnie kochasz. Z sercem, czy bez serca. Widzę, w jaki sposób na mnie patrzysz. Twoje oczy mnie kochają i wiedz… – musiałam przełknąć zaległą w ustach ślinę. – Wiedz, Matt, że ja także.

– Także co? – ciągnął mnie za język, choć z całą pewnością czuł, co próbowałam mu powiedzieć.

– Także cię kocham – odparłam, pokrywając policzki szkarłatnym rumieńcem. Opuściłam zielone oczy. Utkwiłam spojrzenie gdzieś w wytartej desce podłogi. Poczułam, jak się do mnie zbliża. Objął moje plecy ciepłym ramieniem, a kosmyk jego włosów drażnił skórę mojego policzka, ale podobało mi się to dobrze znane uczucie. Tęskniłabym za tym wszystkim, co mieliśmy, gdyby…

– Czy możesz to powtórzyć? – poprosił aksamitnym głosem.

Szkarłat policzków rozpalał moją skórę do koloru bordowego. Palił jak ogień.

– To, że cię kocham? – zapytałam i utkwiłam wzrok w rozchylonych ustach Matta. Wydawały się lekko spierzchnięte.

– Dokładnie to – odpowiedział i mocniej przycisnął dłoń do mojego ramienia.

– Kocham cię.

Te wyszeptane słowa były proste, ale budowały nas od nowa.

Zmieniały nas w lepszych.

Wprawiały serca w drżenie, a rozum w stan lekkiego upojenia.

– Chcę to usłyszeć jeszcze raz, a właściwie tyle razy, żebym w to uwierzył.

– Nie wierzysz mi? – zapytałam.

– Nie wierzę we własne szczęście. Byłem przekonany, że cię straciłem. – Mówiąc to, rozpoczął spacer opuszkami palców po mojej twarzy. Poczułam promieniujące ciepło otaczające mnie zewsząd. Jego dotyk koił. Uspokajał, a jednocześnie budził pragnienia.

– Nie stracisz mnie – odparłam, a wtedy poczułam jego chłodne wargi na moich rozpalonych ustach.

Nie chciałam go stracić, nigdy więcej, nie chciałam czuć tego, co wtedy, gdy wybiegł z pomieszczenia, zostawiając mnie osamotnioną w laboratorium.

ROZDZIAŁ 2

– Cześć! – odpowiedziałam donośnie do telefonu, który trzymałam kurczowo w ręce. Wiedziałam, że Agnieszka zadzwoni, choć minęło już sporo czasu, który dałam jej na ochłonięcie po wiadomości pozostawionej na dyktafonie. – Dzwonisz, czyli już się nie gniewasz? – zapytałam, śledząc pilnie twarz Matta krojącego dynię na kuchennym blacie.

– Tego nie powiedziałam. Chęć usłyszenia ciebie była silniejsza jednak niż moja urażona duma.

– Ej, no… Nie przesadzaj, Agusiu. Razem z Mattem odnaleźliśmy twoją miłość.

– Byłą miłość. – Przyjaciółka szybko mnie poprawiła, a ja mimowolnie uśmiechnęłam się, wyobrażając sobie jej zakłopotanie.

– Powiedz mi, co postanowiłaś – poprosiłam, zerkając znowu na Thomasa, który biegał po kuchni w samych bokserkach i moim fartuszku, w którym wyglądał niesamowicie kusząco.

– Ty mi lepiej powiedz, co u ciebie.

– Co u mnie? – powtórzyłam, posyłając Mattowi szeroki uśmiech, podczas gdy on wpatrywał się we mnie niespokojnym wzrokiem. – Hm… Właściwie to dobrze. Matt namawia mnie na przyjęcie pracy w jego firmie.

– Chyba się nie zgodziłaś?

– Wciąż rozważam tę propozycję – odparłam, posyłając szelmowski uśmiech mężczyźnie, który w owym momencie odłożył nóż na kuchenny blat.

– Jak będziesz z nim pracowała i mieszkała, to poczujesz znudzenie…

– Nie wiem, czy ten facet potrafi mi się znudzić. – Przewróciłam oczami, kiedy poczułam, jak palce Thomasa objęły moje biodra. Jego wargi musnęły mój kark, a rozchodzący się na skórze ciepły oddech sprawił, że zadrżałam.

– Znajdujesz się w stanie euforii wywołanym przez zakochanie, ale to minie – stwierdziła pesymistycznie Agnieszka.

Odwróciłam się, by nasze oczy na siebie spojrzały, a oddechy mogły się mieszać.

– A jeśli to miłość? – zapytałam przyjaciółkę, choć te słowa skierowałam też do mężczyzny, który uniósł kciukiem mój podbródek. Czułam, jak szybko biło moje serce…

– Nie wierzę, Emi. Nie wierzę. Powiedziałaś mu, prawda? – dopytywała nieco piskliwym głosem.

– Co powiedziałam? – Nie spuszczałam oczu z twarzy Matta. To, co działo się pomiędzy nami, to nie była już zwyczajna chemia, pożądanie ani euforia zakochania. To było coś więcej.

– No, wiesz…

Uśmiechnęłam się.

– Powiedz to, Aguś. Nie wstydź się.

– Za kogo ty mnie uważasz? Za jakąś cnotkę-niewydymkę? – zapytała urażona. – Po prostu przez ciebie i twojego Romeo moje życie wywróciło się do góry nogami. Zadzwonił do mnie – powiedziała, a jej głos nagle się załamał.

Jednym ruchem odsunęłam Matta od siebie, choć przeczuwałam, że po zakończonej rozmowie szybko będę chciała się w niego z powrotem wtulić.

– Zadzwonił do ciebie? Jeremiasz? – Posłałam Mattowi przepraszające spojrzenie i poszłam usiąść na kanapie w salonie.

– Niestety, ale tak.

– Wspaniale! – zakrzyknęłam radośnie do słuchawki. – Kiedy planujecie się spotkać?

– Nie planujemy. To znaczy ja nie planuję. Nie chcę…

– Nie bądź głupia! Czekałaś na tego mężczyznę tyle lat! Daj wam szansę na rozmowę. W cztery oczy – poradziłam.

– Nie – odrzekła Agnieszka. Była uparta jak osioł. Była też pogubiona w swych rozterkach. – Nie mogę – wycedziła cicho, jakby jej oddech nagle się urwał. Przymknęłam oczy. Wiedziałam, że cierpi i codziennie zmaga się z wieloma myślami.

– Kocham Matta – powiedziałam impulsywnie, chcąc, by o tym wiedziała. – Wyznałam mu, co czuję. Poznałam jego tajemnice i nie uciekłam, choć powinnam. Ale jestem pewna, że ty byś uciekła. Wiesz, dlaczego tak uważam?

– Nie.

– Bo bardziej wierzysz w zło drzemiące w ludziach niż w ich dobro. Każdy popełnia…

– Stop! – wykrzyknęła. – Przestań, Emi! Sama nie lubisz być pouczana, a teraz pouczasz mnie.

– Owszem – odparłam. – Bo musisz zrozumieć, że nadszedł czas, byś dopuściła swoje serce do rządów. Niech twój rozum odpocznie. Przestań myśleć i analizować. Zacznij czuć…

– Muszę kończyć. Do usłyszenia, Emi – wycedziła opryskliwie.

– Nie zepsuj tego – dodałam, ale w odpowiedzi usłyszałam tylko ciszę. Rozłączyła się, a ja poczułam ulgę, że powiedziałam jej prawdę.

Westchnęłam ciężko. Byłam zła. Cholernie wściekła na własną przyjaciółkę…

– Hej – zagadnął miękko Matt i oparł się o framugę drzwi. Nóż szefa kuchni lśnił w jego dłoni. – Pokłóciłyście się?

– Nie – odparłam hardo i oparłam głowę na sofie. – Jestem po prostu zła na Agnieszkę. Jeremiasz chce się z nią spotkać, a ona go uparcie odrzuca. Powinna dać mu szansę.

Thomas podszedł do mnie i stanął naprzeciwko. Ostrożnie odłożył nóż na ławę i kucnął, obejmując dłońmi moje kolana. Pocałował jedno z nich, a ja zatopiłam dłonie w jego włosach.

– Ty też walczyłaś…

– Z tobą? – zapytałam.

– Z tym, co było nam przeznaczone.

– Matt, ale my się nie znaliśmy. Opowiadałeś mi o broni. Chciałeś, bym nocowała w twoim domu…

– No i…? – zapytał, uśmiechając się szeroko. – Mieszkasz ze mną, sypiasz ze mną i mnie kochasz. Nie uciekniemy przeznaczeniu, Emilio. Nigdy.

– Wiem – wyznałam. – Teraz to wiem, Matt.

– Twoja przyjaciółka także to zrozumie. Jeszcze zatańczymy na ich weselu.

Uśmiechnęłam się do niego i oparłam swoje czoło o jego. I nagle mnie olśniło.

Szybko zerwałam się z kanapy i pobiegłam po torebkę.

– Emi! Emi, wszystko w porządku? – zapytał Matt, nieco zdezorientowany moim gwałtownym zachowaniem.

– Taaa – wycedziłam.

– Odskoczyłaś tak nagle, jakbym próbował cię zjeść.

– Zapomniałam ci coś dać – odparłam, wyciągając małe zawiniątko z torebki. – Proszę. – Mówiąc to, podałam Mattowi maleńką paczuszkę, która zdążyła się wygnieść w torebce.

Jego oczy rozbłysnęły połyskującymi iskierkami.

– Czego mogę się spodziewać? – zapytał, wydając się szczerze zaskoczony.

– Sprawdź.

– Dobrze – wycedził i odwinął paczuszkę. Wyciągnął plaster, na którym widniał napis: „To nie ja goję rany. To miłość”. Uśmiechnął się. Stał tam, spoglądał się na mnie i wciąż się uśmiechał.

– Wiem, że to niewiele…

– To bardzo wiele – odpowiedział i przytulił mnie do siebie. Złożył pocałunek na moich włosach i wyszeptał: – Dziękuję. I wiedz, że to prawda. Ty zagoiłaś wszystkie rany, które w sobie nosiłem i cholernie ci za to dziękuję.

***

Stałam przed lustrem i nakładałam na usta błyszczyk, by za chwilę zetrzeć go wilgotnym wacikiem. Zagryzłam wargę i ponownie naniosłam lepką warstwę. W tafli lustra dostrzegłam odbicie Matta, który bacznie mnie obserwował.

– Lubisz obserwować kobietę, kiedy wykonuje makijaż? – zapytałam, po czym starłam palcami dolną warstwę błyszczyku.

– Nie wiem, ale na pewno interesującym zjawiskiem jest kobieta nakładająca coś lepkiego na swoje usta tylko po to, by za chwilę to zetrzeć i powtórzyć tę czynność.

Odwróciłam się do mojego chłopaka i złapałam się za skronie.

– Denerwuję się, Matt.

– Nie masz czym. Będę przy tobie… – wymruczał do mojego ucha.

– Ale twój wuj…

– Nie przejmuj się Jamesem. Nikt go nie lubi. Porozmawiam z nim, by cię dobrze traktował.

– Dobrze traktował? – zapytałam, czując, jak łzy napływają do moich oczu. – Przeraża mnie ta cała sytuacja. Co się stanie, jeśli nie będę w stanie sobie poradzić?

– Masz mnie – odparł Matt, pocierając z czułością mój nos czubkiem swojego.

– Nie powinnam przyjmować tej oferty pracy – wycedziłam nie tyle zrezygnowana, co pełna obaw.

– Emi, uspokój się – powiedział miękko. – Będzie dobrze, rozumiesz? Zaufaj mi i przestań się trząść. Rozchorujesz się, a tego nie chcę.

– Przeraża mnie praca w tym laboratorium.

– Będziesz pracowała w innej części. Będzie fajnie, obiecuję. – Już dobrze? – zapytał zatroskanym głosem.

Przytaknęłam.

– Więc możemy się zbierać?

– Tak – powtórzyłam, czując, jak mój żołądek zwijał się w supełek. Dźwięk klaksonu taksówki utwierdził mnie w przekonaniu, że ta beztroska chwila właśnie zaczyna dobiegać końca. Obiecałam sobie przestać uciekać od źródła strachu i próbować zmierzyć się z nim. Robić wszystko inaczej; inaczej niż kiedyś.

Matt złapał mnie za rękę i pociągnął do drzwi wyjściowych. Radosny błysk jego ciemnych oczu zdołał na moment oddalić mój strach. Joseph przywitał się najpierw ze mną, a później potrząsnął dłonią Matta.

– Dokąd dzisiaj jedziemy? – zapytał taksówkarz.

– Tam, gdzie zawsze – odpowiedział Matt, po czym zatrzasnął za mną drzwi i usiadł obok.

Próbowałam nie myśleć o tym, co się dzisiaj wydarzy, ale jakaś bolesność wypełzała z samego środka mnie i nie pozwalała się ujarzmić. Zagryzłam wargę, aż zapiekło. Odchyliłam głowę, starając się myśleć o przyjemnych rzeczach, ale to wszystko nie pomagało.

– Nie denerwuj się tak – wyszeptał wprost do mojego ucha.

Skinęłam tylko głową i zobaczyłam przed sobą olbrzymią bramę, która otwierała się dla nas. Ścisnęłam mocniej dłoń Matta.

– Matt, słuchaj – wyszeptałam, wiedząc, że mnie usłyszy. – Nie chcę, by wszyscy mieli świadomość, że jestem dziewczyną szefa. Wolę, by zapamiętali mnie przez moją pracowitość.

Thomas otworzył szeroko oczy.

– Jesteś pewna tego, o co mnie prosisz?

– Tak – powiedziałam odważnie.

– Mam udawać, że nic nas nie łączy?

– Nie chcę, by szeptano za moimi plecami, że załatwiłeś mi pracę.

– Dobrze – odparł Thomas z tajemniczym uśmiechem na ustach. Rozplótł nasze palce z uścisku i do laboratorium udaliśmy się razem, a jednak osobno.

Przeszliśmy przez parking i stanęliśmy przed drzwiami, gdzie stało dwóch strażników. Na widok Matta odsunęli się, by mógł swobodnie przyłożyć palec do wmontowanego ekranu z czytnikiem linii papilarnych.

– Jutro dostaniesz własną kartę i będziesz radziła sobie absolutnie sama, panno Ligocka – odezwał się służbowym tonem, pozbawionym ciepła i delikatności.

Powitał nas sterylny korytarz, w którym nie było chyba ani grama kurzu. Oczy raziła biel ścian i szafek… Kolejny tunel ze światełkami przypominający rozgwieżdżone niebo.

– Private rooms to pokoje, do których nikt oprócz mnie, Jamesa i teraz także ciebie nie ma wstępu – tłumaczył Matt.

– „M. room” – przeczytałam głośno. – Niech zgadnę: meal room? – zapytałam.

– Zgadza się. – Matt uśmiechnął się wesoło, chociaż w tym miejscu najmniejszy przyjazny gest przychodził mu z trudnością.

– Okej. Poradzę sobie z rozszyfrowaniem pokojów. Pokaż mi lepiej, czym mam się zajmować – zagadnęłam wciąż nieco przejęta. W końcu zaczynałam pierwszy dzień pracy w firmie, która napawała mnie lękiem.

– Twoje stanowisko pracy znajduje się w sektorze A, niedaleko szafek. Tutaj… – mówiąc to, położył mi na dłoni srebrny kluczyk, przejeżdżając zadziornie opuszkami palców po jej wnętrzu. – Tutaj jest twój kluczyk od szafki. Wierzę, że idealnie sobie z wszystkim poradzisz. – Matt zawahał się. – Uważaj na Jamesa. Co prawda nie gryzie, ale pluje jadem. Lepiej schodź mu z drogi, panno Ligocka – dodał chytrze, po czym odwrócił się i poszedł przed siebie.

– Matt! – zawołałam.

Odwrócił się i wbił w moją twarz hipnotyzujące spojrzenie, od którego moje ciało niemalże od razu zadrżało.

– Czyżbyś czegoś potrzebowała od swojego szefa? – zapytał chłodno, a ja miałam ochotę nakarmić go czymś paskudnym, za to, jaki stał się wyrachowany.

– Owszem. Może mi łaskawie zdradzisz, czym będę się zajmowała w sektorze A?

Uśmiechnął się.

– Będziesz zajmowała się kontrolą jakości.

– Kpisz ze mnie? – wydusiłam. – Pracownicy na pewno znają doskonale system jakościowy, więc będę im niepotrzebna.

– Na razie, panno Ligocka, będziesz pracować jako kontroler jakości! A teraz żegnam, bo ja sam muszę zabrać się do pracy – oznajmił i zostawił mnie zszokowaną pośrodku holu.

– Co za dupek! – przeklęłam cicho. – Ma tupet! Już ja go utemperuję!

A ja chciałam tylko nie zdradzać się przed pracownikami z tym, co nas łączy, by nie myśleli, że mają dawać mi taryfy ulgowe ze względu na mojego władającego tutaj chłopaka.

Rozejrzałam się dookoła. Matt zniknął bez śladu. Byłam już porządnie zdenerwowana.

Coś mi się wydaje, że moja praca będzie polegała na niczym.

– No cóż, dupek, ale cholernie przystojny – wymruczałam pod nosem, tłumiąc złość. – Jak on śmiał zostawiać mnie w obcym miejscu pierwszego dnia pracy?!

Chciałam zniknąć, stać się niewidzialną, ale tutaj nie miałam gdzie się schować. Nikogo nie znałam oprócz tego… hm… Tysiące różnych epitetów przychodziły mi do głowy. Wiedziałam jednak, że złość zaraz minie. Zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że muszę postępować z rozwagą.

Szafki – pomyślałam. Muszę odnaleźć szafki.

Cofnęłam się do miejsca, w którym świeciły lampki, a następnie odszukałam szafki. Zlokalizowałam moją, otworzyłam ją i zobaczyłam, że czeka w niej na mnie biały uniform. Ściągnęłam płaszcz, który powiesiłam na wieszaku, i szybko zsunęłam z siebie resztę wierzchnich ubrań. Szybko nałożyłam białą bluzkę i spodnie, które wydawały się nieco za ciasne. Zamknęłam szafę i odnalazłam oznaczenie sektora A.

– Więc to tutaj zaczyna się moja przygoda – wycedziłam do siebie. – Czemu jest tak pusto i cicho?

Udałam się do najbliższych masywnych drzwi. Uchyliłam je lekko, mając nadzieję, że nikt mnie nie zauważy. Niestety głowy zwieszone przy białych stolikach jak na komendę uniosły się i wszystkie spojrzenia zostały skierowane na mnie.

Tylko takiego powitania brakowało mi do szczęścia – pomyślałam zaskoczona.

– Witam wszystkich. Jestem Emilia – powiedziałam donośnym i dźwięcznym tonem. – Mam tutaj pracować. – Czułam się jak uczeń podczas pierwszej ustnej odpowiedzi. Trzęsłam się ze strachu.

Oczy pracujących kobiet i mężczyzn pilnie obserwowały każdy mój gest i czekały na kolejne słowa.

Dlaczego panuje tu taka grobowa cisza? – myślałam, bojąc się przełykać ślinę, by nie zrobić tego zbyt głośno.

– Emilio, możesz przyłączyć się do nas! – zawołała szczupła piegowata blondynka i tym samym od razu zaskarbiła sobie moją sympatię. – Jestem Sue – przedstawiła się, gdy podeszłam do jej stanowiska. – To jest Roy, a to Betty. – Gestem dłoni wskazała mi najpierw mężczyznę, który przy swoim wzroście spokojnie mógłby grać w koszykówkę, a następnie kobietę o pucołowatej, pogodnej twarzy.

Uśmiechnęłam się nieśmiało, czując się niepewnie. Stopniowo oczy otaczających mnie osób powracały na stanowiska pracy, a ja odetchnęłam z ulgą i posłałam Sue wdzięczne spojrzenie. Ta poklepała mnie przyjaźnie po ramieniu i objaśniła szybko, co mam robić.

Układ scalony, który trzymałam w dłoniach, był dla mnie nie tyle zagadką, ile pretekstem do uzbrojenia się w cierpliwość. Wystarczyła mała płytka, żeby ta nazbyt impulsywna kobieta, jaką byłam, zaczęła się koncentrować i zatapiać w pracy. Ani się obejrzałam, a wybiła pora lunchu.

Gdy szykowałam się do odwiedzenia tajemniczego pokoju posiłków, zaczepiła mnie Sue.

– Nieźle ci poszło jak na pierwszy raz! – pochwaliła mnie.

– Dziękuję, że przerwałaś tę grobową ciszę. W tej sali zawsze panuje takie milczenie? – zapytałam zaciekawiona.

– Tutaj to norma. Cisza to podstawa. Chyba nie jesteś Brytyjką? Twój akcent jest nieco amerykański…

– Jestem Polką – oznajmiłam, czując, jak zaczynam się czerwienić. – Dziękuję za komplement.

– Co cię tutaj sprowadziło? – dopytywała Sue.

– Hm… – zawahałam się.

Co powinnam jej powiedzieć? Nie chciałam ujawniać, że moim chłopakiem był jej szef. Zapewne od razu straciłabym koleżankę, która zaczęłaby usilnie kontrolować wszystko, co mówi w mojej obecności, a tego nie chciałam. Pragnęłam wtopić się w tłum i być jednym z wielu pracowników.

– Miłość i ciekawa oferta pracy, którą otrzymałam – bąknęłam.

– Poznałaś już wszystkie możliwości firmy? – zapytała tajemniczo.

Zmarszczyłam brwi.

– Thomas ma mnie zaznajomić ze szczegółami – powiedziałam.

– James Thomas? – zapytała nieco zszokowana.

– Nie. Matthew Thomas – odparłam dumnie.

– Aaa, pan Matt – westchnęła cicho. – Jest nieosiągalny.

Moje serce zaczęło walić nierównym rytmem. Poczułam, że Sue stanowiła przepustkę, aby dowiedzieć się czegoś więcej o moim chłopaku, więc z niewinną miną zapytałam:

– Zauważyłam, że zachowuje ogromny dystans do ludzi.

– Tak. Stał się taki, kiedy jedna kobieta odebrała sobie przez niego życie.

Takiej informacji się nie spodziewałam. Przez moment nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu.

– Zabiła się? Dlaczego? – Próbowałam dowiedzieć się prawdy.

Sue zaprowadziła mnie do nieco mniejszego korytarzyka, w którym nie było nikogo.

– Proszę cię, nie mów o tym nikomu – poprosiła, a ja przytaknęłam. – Jedna pracownica zakochała się w młodszym Thomasie. Chyba spotykali się ze sobą przez kilka miesięcy. Miała na imię Joy. Uparła się, że pan Matt jej się oświadczy, ale on wydawał się mało nią zainteresowany. Często znikał z firmy – wyszeptała. – Nagle Joy zniknęła. Zrodziły się rozmaite plotki, że odebrała sobie życie. – Sue kręciła się niepewnie, rozglądając się, czy nikt się do nas nie zbliża. – Co się naprawdę wydarzyło, wie tylko pan Matt – dopowiedziała już nieco pewniejszym głosem.

Joy – myślałam. To musiała być dziewczyna Matta, o której kiedyś mi wspominał.

– Dlatego teraz zachowuje dystans… – mruknęłam jakby sama do siebie.

W mojej głowie wirowały tysiące myśli.

Dlaczego tak mało o nim wiem? – pomyślałam smutnie, udając niewzruszoną. Nie chciałam, aby emocje zawładnęły moim życiem, zwłaszcza, że odbyłam dzisiejszego dnia pierwszą lekcję cierpliwości.

A jeśli kochałam tylko złudzenia, które mój mężczyzna stworzył na potrzeby tego związku? – pomyślałam i odczułam w okolicach serca bolesne ukłucie. Prowadziłam monolog, który przypominał błędny labirynt bez możliwości ucieczki.

– Właśnie… – odparła Sue i głośno odchrząknęła. – Pan Thomas się zbliża.

Odwróciłam się pospiesznie i ujrzałam Matta idącego w naszym kierunku. Moją twarz oblał czerwony rumieniec, a złość, o której zapomniałam, zaczęła ponownie powracać.

Co powiem Sue, kiedy Matt zada mi jakieś osobiste pytanie? – myślałam nerwowo, wbijając paznokcie w skórę palców.

Szybko wpadłam na genialny pomysł. Pospiesznie pożegnałam współtowarzyszkę, twierdząc, że zostawiłam telefon w hali i udając przerażoną, pobiegłam na jego poszukiwania. Kiedy otworzyłam wielkie drzwi, z ulgą odetchnęłam i usiadłam na podłodze, chowając rozpaloną twarz w zimnych dłoniach. Poczułam to intrygujące wrażenie bitwy ciepła z zimnem. Najważniejsze, że chłód dłoni przynosił chwilowe ukojenie rozpalonym policzkom.

Do czego to doszło, abym uciekała przed własnym facetem? – pomyślałam z lekkim rozbawieniem. Zresztą on też mnie dzisiaj rano zostawił. Należało mu się! Zostawił mnie na pastwę losu!

Nagle usłyszałam, że drzwi uchylają się i w progu hali stanął Matt. Opalona karnacja wspaniale odznaczała się od bieli uniformu. Jego uroda porażała. Dostrzegłam w nim jednak coś niepokojącego: twarz Matta kryła grymas gniewu.

– Czyżbyś uciekała przede mną? – zapytał.

– Może – odparłam wściekle. – Myślisz, że tylko tobie wszystko wolno? – zapytałam, podnosząc się z podłogi i skierowałam się w stronę wyjścia.

– Hej! Zaczekaj! – zawołał i zatrzymał mnie, unieruchamiając moje ciało swoimi ramionami. – Możemy porozmawiać u mnie? – zapytał z nadzieją. Błysk w jego oczach powodował, że odczuwałam jeszcze większą frustrację.

– Mam teraz przerwę, a obawiam się, że rozmowa z tobą trwałaby stanowczo za długo. Nie chcę spóźnić się do pracy – oświadczyłam dyplomatycznie.

– Usprawiedliwię cię – uciął krótko, a jego oddech na mojej twarzy skutecznie stłumił cały mój gniew.

– W jaki sposób? – zapytałam łagodniej.

– O to się już nie martw – wyszeptał i złożył na moich ustach czuły pocałunek, który odwzajemniłam.

Pachniał świeżo zmieloną kawą, a smakował miętą. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo tęskniłam za jego łagodnym obliczem.

– Czy to oznaczało „tak”? – zapytał, z trudem łapiąc oddech. Ten pocałunek zawładnął jego ciałem. Czułam to, jednak nie miałam odwagi o to zapytać.

– Chciałabym w spokoju zjeść lunch – odparłam.

– U mnie – wyszeptał gorączkowo. – Nalegam. – Wzrok Matta płonął.

– Nie mogę – oznajmiłam. Jesteś moim szefem, nie wypada…

– A niech to wszystko szlag trafi! – wyjęczał głośno, odwracając się w moją stronę. Ujął mój podbródek w dłoń i ponownie mnie pocałował. Jego usta były słodkie niczym miód.

Kiedy je oderwał, wyszeptał gorączkowo:

– Sama myśl, że znajdujesz się tutaj, tak blisko, strasznie mnie dekoncentruje. Wiem, że jesteś bezpieczna, ale fakt, że tak długo cię nie widzę, powoduje, że mi odbija! Tak bardzo cię kocham, Emi.

Wiedziałam, że słowa Thomasa były prawdą. Potwierdzało je jego spojrzenie. Właśnie o takim spojrzeniu marzy każda kobieta.

Zanurzyłam palce rąk w kasztanowych włosach Matta, a twarz przybliżyłam do jego twarzy. Kiedy wydostaliśmy się z hali i stanęliśmy tuż przed drzwiami prywatnego pokoju, oświadczyłam słodkim głosem:

– Szefie, muszę cię o coś poprosić. – Kiedy Matt wbił we mnie zaskoczony wzrok, odważyłam się mówić dalej: – Przenieś mnie na inne stanowisko. Te całe płytki i panująca tam cisza dobijają mnie. – Próbowałam brzmieć jak najbardziej przekonująco. Zmysłowo otarłam się biodrami o jego ciało. Wiedziałam, że znajdowałam się na jego terytorium, a przy tym podlegałam wyjątkowemu traktowaniu.

– Czy ty właśnie próbujesz mnie uwieść i prosisz o awans? – zapytał, pocierając mój nos swoim.

– Bardzo możliwe – odparłam i posłałam mu swój najpiękniejszy uśmiech. Wystarczył już jego dotyk, aby przez moje ciało przeszedł błogi dreszcz. Zadrżałam nieświadomie i zarumieniłam się.

– Ślicznie wyglądasz z tymi wypiekami na twarzy. – Mówiąc to, uśmiechnął się znacząco i przyłożył kciuk do czytnika otwierającego jego apartament. Niepewnie weszłam do środka.

– Pachniesz kawą – stwierdziłam, siadając ostrożnie na zimnej skórze sofy.

Matt ściągnął pospiesznie białą bluzę wykonaną z grubszego gatunku bawełny i przyłożył materiał do twarzy.

– Testowałem dzisiaj z Craigiem nową kawę. Nie sądziłem, że jej aromat okaże się tak silny.

– Kawę? Przecież jesteś antyfanem kawy.

– Tylko twojego espresso, Emilio.

Idealnie wyrzeźbione ciało Thomasa odziane tylko w białe, doskonale skrojone spodnie stanowiło apetyczny widok. Napięte mięśnie ramion przypominały chwile, w czasie których zapominałam o całym świecie, zanurzając się w ich objęciach. Stwardniałe sutki pobudzały moją wygłodniałą wyobraźnię do marzeń. Ale wiedziałam także, że moje stanowisko pracy czekało…

– Napijesz się? – zapytał Matt.

– Nie.