Strona główna » Religia i duchowość » Jezu, ufam Tobie! Świadectwa

Jezu, ufam Tobie! Świadectwa

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7569-548-9

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Jezu, ufam Tobie! Świadectwa

Boże Miłosierdzie hojnie obdarza łaskami ludzi. Ci, którzy modlą się przez wstawiennictwo apostołów Bożego Miłosierdzia podzielili się w tej książce swoimi świadectwami. Wyprosili uzdrowienia, nawrócenia czy potomstwo. Swoje świadectwo daje także Autorka książki. Ta niewielka publikacja jest jeszcze jednym dowodem na to, że tylko w Miłosierdziu Bożym człowiek odnajduje pokój i szczęście.

Polecane książki

Na co dzień niewielu z nas przywiązuje wagę do sposobu wypowiadania czy budowy wypowiedzi. Przyczyna jest prosta: mówimy po polsku, myślimy po polsku, a więc i piszemy po polsku, bywają jednak momenty, gdy cała nasza niewiedza językowa zostaje obnażona – jednym z nich jest moment składania pracy mag...
Książka jest zbiorem artykułów i recenzji napisanych (opublikowanych) w latach 1997 — 2005. Pierwsze z nich stanowią nawiązanie do rozprawy doktorskiej autorki, pozostałe są wynikiem jej pracy akademickiej, a także własnych poszukiwań i zainteresowań. Uporządkowana w formie, czytelna w treści, inter...
Książka o szesnastoletniej dziewczynie, która opisuje całe swoje życie i życie swoich rodziców, swoją wielką przyjaźń....
Ptaki to fascynujące i piękne zwierzęta, a obserwowanie ich może dostarczyć wiele przyjemności. Wielkość i różnorodność ptasiej rodziny nikomu nie pozwoli się nudzić, a ptasie trele umilą czas spędzony na ich podglądaniu.Atlas ptaków przedstawia ponad 250 gatunków ptaków regularnie występujących w P...
Kulinarna sztuka węgierska należy do bardziej znanych i charakterystycznych w Europie. Świat odkrył kuchnię węgierską w 1878 roku, podczas międzynarodowej wystawy w Paryżu, gdzie budapeszteńscy kucharze zaprezentowali prawdziwe sensacje kulinarne.Na szczególną uwagę w tej kuchni zasługują papryka, c...
Z tego ebooka dowiesz się, jak zgodnie z przepisami podatkowymi przygotować fakturę VAT RR, a także skorzystasz z gotowych wzorów do organów podatkowych. Dzięki temu przygotowanie faktury, rachunku lub innego pisma podatkowego nie sprawi Ci trudności....

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Małgorzata Pabis

Jezu, Prawdo Wiekuista, Żywocie nasz, błagam i żebrzę miłosierdzia Twego dla biednych grzeszników. Najsłodsze Serce Pana mojego, pełne litości i miłosierdzia niezgłębionego, błagam Cię za biednymi grzesznikami. O serce najświętsze, źródło miłosierdzia, z którego tryskają promienie łask niepojętych na cały rodzaj ludzki, błagam Cię o światło dla biednych grzeszników. O Jezu, pomnij na gorzką Mękę swoją i nie dozwól, aby ginęły dusze odkupione tak drogocenną Krwią Twoją Najświętszą. O Jezu, kiedy rozważam wielką cenę Krwi Twojej, cieszę się z jej wielkości. Bo jedna kropla wystarczyłaby za wszystkich grzeszników. Chociaż grzech jest przepaścią złości i niewdzięczności, jednak cena jest położona za nas nigdy nieporównana – dlatego niech ufa dusza wszelka w męce Pana, niech ma w miłosierdziu nadzieję. Bóg nikomu miłosierdzia swego nie odmówi. Niebo i ziemia może się odmienić, ale nie wyczerpie się miłosierdzie Boże. O, co za radość się pali w sercu moim, kiedy widzę tę niepojętą dobroć Twoją, o Jezu mój. Pragnę przyprowadzać wszystkich grzeszników do stóp Twoich, aby wysławiali przez nieskończone wieki Miłosierdzie Twoje.

św. Siostra Faustyna Kowalska

Umiłowani, miłujmy się wzajemnie,
ponieważ miłość jest z Boga,
a każdy, kto miłuje,
narodził się z Boga i zna Boga.
Kto nie miłuje, nie zna Boga,
bo Bóg jest miłością.

1 J 4,7-8

Zamiast wstępu

Tak już jest w moim życiu, że co jakiś czas w mojej pracy pojawia się temat Bożego Miłosierdzia. Nakręciłam już o tym niejeden film, napisałam kilka książek i wiele artykułów. Aby zgłębić jak najlepiej to zagadnienie, pielgrzymowałam do wielu świętych miejsc związanych z Bożym Miłosierdziem, między innymi do Wilna i Myśliborza oraz Białegostoku. Wędrowałam po śladach apostołów Bożego Miłosierdzia. To jednak nie wszystko. Jako że tematem tej książki są cuda i łaski związane z Bożym Miłosierdziem, chciałam i ja dać świadectwo tego, że jest ono obecne w moim życiu.

Pan Bóg w swej dobroci pokierował nim w taki sposób, że mieszkam zaledwie kilka kilometrów od sanktuarium Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach, a w ostatnim czasie zostałam rzecznikiem prasowym tegoż sanktuarium. To dla mnie wielki zaszczyt i łaska. Takich Bożych darów w mym życiu jest znacznie więcej. Kilka lat temu byłam bardzo chora. Wyniki badań były jednoznaczne, a jeden z lekarzy zasugerował nawet, że mam nowotwór. Dzięki gorącej modlitwie sióstr z Łagiewnik wszystko minęło.

Muszę napisać jeszcze o jednej rzeczy. Mój śp. Tatuś był wielkim czcicielem Bożego Miłosierdzia. W ostatnich latach swojego życia codziennie odmawiał Koronkę do Bożego Miłosierdzia – często na kolanach… Zmarł w Godzinie Miłosierdzia.

Tych łask i cudów w mym życiu zauważam wiele. Za wszystkie każdego dnia dziękuję i wciąż mówię: „Jezu, ufam Tobie!”.

I

ŚWIĘTA SIOSTRA
FAUSTYNA
I BOŻE MIŁOSIERDZIE

… z ufnością w miłosierdzie Twoje
Idę przez życie jak dziecko małe
I składam Ci codziennie w ofierze serce moje
Rozpalone miłością o Twoją większą chwałę.

św. Siostra Faustyna Kowalska

Cud do beatyfikacjiUzdrowiona Amerykanka

Maureen Digan zapadła na nieuleczalne schorzenie: limphedemę – słoniowaciznę. Choroba wciąż postępowała, a jednym z jej objawów była znaczna opuchlizna kończyn. Przez dziesięć kolejnych lat – od piętnastego do dwudziestego piątego roku życia – przebyła pięćdziesiąt mniejszych lub większych operacji. Lekarze zakwalifikowali jej przypadek jako beznadziejny. Przyjaciele radzili jej, by się modliła i zaufała Bogu. Maureen nie mogła jednak pojąć, dlaczego Bóg zesłał na nią takie cierpienia. Straciła wiarę. Przestała chodzić na Mszę Świętą i do spowiedzi.

Maureen Digan próbowała być silna. Śmiała się do przyjaciół i lekarzy. Gdy była sama, to płakała. W trakcie leczenia spotykała się z Bobem – żołnierzem piechoty morskiej. Zakochany chłopak często jechał osiemnaście godzin, by przez chwilę posiedzieć przy jej szpitalnym łóżku. Z cierpliwością znosił jej zmienne nastroje. „Jeżeli Bóg mnie nie kocha, to jak to możliwe, że kocha mnie ten miły żołnierz?” – Maureen nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Zerwała z Bobem. Potem była operacja kręgosłupa, dwuletni paraliż i amputacja nogi. Bob wrócił i poprosił ją o rękę. Zgodziła się. Pierwszej ciąży nie donosiła. Lekarze powiedzieli im, że nie będą mieć dzieci. Po dwóch latach małżeństwa urodził się jednak syn – Bobbi. Okazało się, że ma uszkodzony mózg. Mając niespełna dwa lata, dostał napadów padaczkowych – przestał mówić i chodzić. Stał się niemal „rezydentem” szpitala. Maureen mieszkała razem z nim. Kiedy Bobby wrócił do domu, ona trafiła do szpitala. Była w nim siedem razy w ciągu roku. Groziła jej amputacja drugiej nogi – wielkiej i opuchniętej.

W przeciwieństwie do Maureen, Bob był człowiekiem silnej wiary i modlitwy. Kiedy zobaczył film poświęcony orędziu Miłosierdzia i Siostrze Faustynie, chwycił się tej jedynej nadziei jak tonący brzytwy. Po modlitewnej „konsultacji” z Panem Bogiem zdecydował się zabrać żonę i syna do Polski i poprosić służebnicę Bożą o pomoc. Maureen bała się lecieć samolotem. Bardzo cierpiała, a tuż przed podróżą znów trafiła do szpitala. Kiedy wyszła z niego, zgodziła się na pielgrzymkę do Krakowa. Wybrał się z nimi także zaprzyjaźniony z rodziną promotor procesu beatyfikacyjnego Siostry Faustyny, ojciec Seraphim Michalenko.

Po koszmarnej podróży 23 marca 1981 roku dotarli do Polski. 28 marca wieczorem stanęli nad grobem Siostry Faustyny w Krakowie-Łagiewnikach. Maureen poszła do spowiedzi – po raz pierwszy od czasu, kiedy była młodą dziewczyną. Stojąc nad grobem Siostry Faustyny, usłyszała w sercu głos: „Poproś mnie o pomoc, a ja ci pomogę”. „Siostro Faustyno, przebyłam długą drogę, proszę, zrób coś!” – odpowiedziała pełna nadziei. Po chwili poczuła, że ból zniknął, a opuchlizna zeszła. Nic jednak nie powiedziała – nie wierzyła w cuda i obawiała się, że to może nie być prawda. Następnego dnia noga była już zdrowa. Maureen musiała wypchać but papierem, by nie spadał jej ze stopy. Poprawił się również stan zdrowia Bobbiego. Przez trzy i pół roku mógł prowadzić normalne życie, nauczył się jeździć na rowerze i zdobył dwa medale na olimpiadzie specjalnej. Po tym czasie jego stan się pogorszył. W maju 1991 roku objął rodziców za szyję: „Bóg przyśle Pana Jezusa, żeby zabrać mnie wkrótce do nieba” – powiedział. Prosił, by się nie bali i nie smucili. W tym samym miesiącu zmarł.

Uzdrowienie Maureen okazało się trwałe. Lekarze nie znaleźli dlań medycznego uzasadnienia, a Stolica Apostolska uznała je za cud potrzebny do beatyfikacji Siostry Faustyny. Ceremonia ta odbyła się w Rzymie 18 kwietnia 1993 roku. „Dla mnie moje uzdrowienie duchowe było większe i ważniejsze niż fizyczne. Bo największe cuda dzieją się w sakramencie pojednania” – stwierdziła Maureen Digan.

Jezu mój, choć noc ciemna wokoło i ciemność chmury zasłaniają mi horyzont, jednak wiem, że nie gaśnie słońce. O Panie, chociaż Cię pojąć nie mogę i nie rozumiem działania Twego – jednak ufam miłosierdziu Twemu. Jeżeli jest taka wola Twoja Panie, bym zawsze żyła w takiej ciemności – bądź błogosławiony. O jedno Cię proszę, Jezu mój, nie dozwól mi, abym Cię miała czymkolwiek obrazić. O Jezu mój, Ty jeden znasz tęsknoty i bóle serca mojego. Cieszę się, że mogę choć trochę cierpieć dla ciebie. Kiedy czuję, że cierpienie przechodzi siły moje, wtenczas uciekam się do Pana w Najświętszym Sakramencie, a głębokie milczenie jest mową moją do Pana.

św. Siostra Faustyna Kowalska

Cud do kanonizacjiWstawiła się za mną u Jezusa

Ksiądz Ronald Pytel – Amerykanin z polskimi korzeniami – od 1991 roku był proboszczem polsko-amerykańskiej parafii Matki Bożej Różańcowej w Baltimore. Z nabożeństwem i Koronką do Miłosierdzia Bożego zapoznał się w 1987 roku. Jego parafia stała się drugim po baltimorskiej katedrze miejscem, w którym zaczął się rozwijać kult Miłosierdzia Bożego. W dniu beatyfikacji Siostry Faustyny w kościele zaczęto celebrować Niedzielę Miłosierdzia, w 1993 roku wybudowano również kaplicę Miłosierdzia Bożego.

Zima i wiosna 1995 roku nie były dla ks. Pytla najszczęśliwszym okresem. Był ciągle przeziębiony i kaszlał. Męczyły go zadyszki. Internista stwierdził alergiczne zapalenie oskrzeli. Znacznie bardziej zaniepokoiły go jednak głośne szmery w sercu pacjenta. Echokardiogram potwierdził podejrzenia – serce ks. Pytla nie pracowało prawidłowo. W czerwcu kapłan skonsultował się z doktorem Nicholasem Fortuinem, znanym amerykańskim kardiologiem. Ten zdiagnozował zwężenie zastawki aorty, schorzenie grożące nagłą śmiercią. Przepisał leki i nakazał leżeć w łóżku aż do wyznaczonego terminu wszczepienia sztucznej zastawki.

„14 czerwca 1995 r. o godz. 6.30 rano mój najlepszy przyjaciel ks. Larry Gesy zabrał mnie do szpitala Johna Hopkinsa. W drodze (…) powiedział mi: «Nie przejmuj się, Ron, to wszystko ma jakiś związek z Miłosierdziem Bożym. (…)». Pomiędzy rzeczami, które zabrałem z sobą do szpitala, był Dzienniczek bł. Siostry Faustyny” – napisał w „osobistych zeznaniach” ks. Pytel.

Ze szpitala wyszedł pięć dni po operacji. Podczas rekonwalescencji nadal studiował Dzienniczek i codziennie odmawiał Koronkę do Bożego Miłosierdzia. W lipcu dostał zapalenia opłucnej – w płucu gromadziła się ciecz. Znowu trafił do szpitala. Był coraz bardziej wycieńczony. Schudł. „Wyglądałem jak więzień obozu koncentracyjnego” – napisał.

Po operacji stan zdrowia ks. Pytla wciąż nie był dobry. Lewa komora serca była bardzo zniszczona. Lekarskie prognozy nie były optymistyczne – przewidywano, że nigdy już nie będzie normalnie funkcjonował.

Był 5 października, rocznica śmierci bł. Siostry Faustyny. Za trzy dni do Baltimore przyjeżdżał Ojciec Święty Jan Paweł II. „Celebrowaliśmy całodniowe nabożeństwo z czuwaniem przed Najświętszym Sakramentem, modlitwami i Koronką do Miłosierdzia Bożego, Różańcem i wykładem na temat daru Miłosierdzia. Dzień zakończył się [uzdrawiającą] Mszą Świętą” – pisze ks. Pytel. Tego dnia grupa parafian modliła się o uzdrowienie swojego proboszcza. „Wezwano wstawiennictwa bł. Siostry Faustyny w modlitwie, a ja oddałem cześć jej relikwiom” – dodaje. Podczas modlitwy ksiądz upadł i przez piętnaście minut leżał na podłodze. Był przytomny, ale nie mógł się ruszyć.

Wieczorem uświadomił sobie, że zapomniał zażyć lekarstwa. „Wziąłem je około północy i przygotowywałem się do pójścia na spoczynek. Zacząłem odczuwać ból w okolicy serca, kiedy brałem głęboki oddech”. Ból nasilał się w określonym czasie w ciągu kolejnych dni. Ksiądz zauważył, że wzmaga się po przyjęciu leku. Doktor Fortuin zgodził się na zmniejszenie dawki.

9 listopada ks. Pytel znowu poddał się badaniom. Doktor Fortuin przejrzał wyniki testu Dopplera. „Ron, ktoś interweniował za ciebie” – stwierdził. „Twoje serce jest zupełnie zdrowe. Nie mogę wytłumaczyć, co się stało” – dodał podczas rozmowy. Był równie zdziwiony jak ksiądz.

„Spodziewałem się, że serce pozostanie bardzo uszkodzone, chociaż w znacznie lepszym stanie, bo z normalnie funkcjonującą sztuczną zastawką. Dlatego byłem zaskoczony, gdy w trzy miesiące po operacji stwierdziłem, że funkcje serca wróciły do stanu normalnego” – powiedział dr Fortuin. „Mamy cud, o który się modliliśmy” – stwierdził ks. Gesy, kiedy dowiedział się o wyniku konsultacji.

Przez ponad rok zebrano osiemset stron medycznych rejestrów i pięćset stron zaprzysiężonych opinii w tej sprawie. W grudniu 1996 roku przesłano je do Rzymu. W 1998 roku dokumenty przestudiował dr Valentin Fuster, światowej sławy kardiolog ze szpitala Mt. Sinai w Nowym Jorku. „Przekonałem się, że nastąpiła natychmiastowa zmiana w objawach, jakie istniały przed Healing Mass [uzdrawiającą Mszą Świętą], do całkowitego usunięcia objawów choroby w przeciągu następnych trzech dni. (…) Jest bardzo prawdopodobne, że natychmiastowe uwolnienie od symptomów choroby ks. Ronalda Pytla po uzdrawiającej Mszy Świętej w dniu 5 października 1995 roku jest niewytłumaczalne w naturalny medyczny sposób” – stwierdził. W 1999 roku naukowcy i teologowie uznali to wyleczenie za cud.

„Wiem, że to Ona [bł. Siostra Faustyna] wstawiła się za mną u Jezusa i że Jego miłość płynąca z serca dotknęła mnie i uzdrowiła” – zakończył swoje świadectwo ks. Pytel. Zmarł w listopadzie 2003 roku. Miał pięćdziesiąt sześć lat. Przyczyną śmierci był rak nerki.

A ja zaufałem Twemu miłosierdziu;
niech się cieszy me serce z Twojej pomocy,
chcę śpiewać Panu,
który obdarzył mnie dobrem.

Ps 13,6

Faustynka

Rodzice poczętego dziecka z wielką radością czekali na jego przyjście na świat. To miała być ich pierwsza, wymarzona córka. Dni mijały i nic nie wskazywało na to, że coś może pójść nie tak. Niestety, w siódmym miesiącu pojawiły się skurcze, a w ich wyniku na świat przyszła maleńka dziewczynka. Stan jej zdrowia lekarze określili jako beznadziejny. Nie dawali wielu szans na przeżycie dziecka.

Dziewczynka trafiła do inkubatora natychmiast po urodzeniu. Leżała tam podpięta do różnych urządzeń podtrzymujących życie. W takim stanie została ochrzczona – otrzymała imię Faustyna.

– Wiedzieliśmy, że nasza córka może nie przeżyć, ale ufaliśmy Bożemu Miłosierdziu. Uciekaliśmy się do niego i błagaliśmy o wstawiennictwo św. Siostrę Faustynę – wyznają rodzice dziewczynki.

Kiedy mama z córką leżały w szpitalu, a jedna z nich walczyła o życie, pan Jerzy, ojciec Faustynki, w sanktuarium Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach błagał o łaskę.

– To był niezwykle trudny czas. Moje dziewczyny mnie potrzebowały. Wiedziałem o tym. Musiałem jednak iść do kościoła i błagać o pomoc – opowiada mężczyzna.

Także pani Dorota nie przestawała się modlić.

– Odmawiałam Koronkę do Bożego Miłosierdzia niemal nieustannie, przez łzy, a potem Różaniec i tak w koło, bez ustanku – mówi.

Walka o życie dziewczynki trwała kilka miesięcy. Została wygrana – Faustynka żyje.

– Wiemy, ile wysiłku włożyli w to lekarze i pielęgniarki. Zawdzięczamy im naprawdę wiele. Wierzymy jednak w to, że pomogło nam Miłosierdzie Boże, które wielbić będziemy do końca naszego życia – wyznają małżonkowie.

Dziś Faustyna ma już kilkanaście lat, chodzi do szkoły, dobrze się rozwija. Nikt, kto na nią patrzy, nie powiedziałby, że przeżyła tak trudny czas w swoim życiu. Wie też, kto jest jej patronką, i każdego dnia za jej wstawiennictwem modli się o łaski potrzebne dla siebie i swoich bliskich.

O Panie mój, rozpal miłość ku sobie, aby wśród burz, cierpień i doświadczeń nie ustał duch mój.
Widzisz jak słabą jestem. Miłość wszystko może.

św. Siostra Faustyna Kowalska

Nawróceni artyści

Jerzy Nowosielski, wybitny malarz, twórca ikon świętych, żył daleko od Pana Boga. Jak sam mówił, przez pięćdziesiąt lat był ateistą. Nie wierzył Bogu i nie wierzył w Boga. Był żonaty, ale jego małżeństwo nie było szczęśliwe, właściwie znajdowało się na granicy rozwodu. Popadł w nałóg alkoholowy i na trunki przeznaczał wszystkie pieniądze, które udawało mu się zarobić…

Pewnego dnia Jerzy Nowosielski znalazł się w Łagiewnikach. Przechodził obok kaplicy sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, gdzie znajduje się cudowny obraz Pana Jezusa Miłosiernego i relikwie św. Siostry Faustyny. Pod wpływem impulsu z wewnątrz wszedł tam. Nagle poczuł na sobie wzrok mężczyzny, w którym rozpoznał Pana Jezusa Miłosiernego. W sercu usłyszał wtedy słowa: „Ja cię tak kocham, a coś ty z sobą zrobił?”.

Od tego momentu nastąpiła przemiana w życiu artysty – zaczął czytać Pismo Święte, modlił się i coraz głębiej wchodził w relację z Jezusem. Nawrócił się, powrócił do malowania, do pisania ikon i osiągnął ogromny zawodowy sukces.

Zaintrygowany uczeń

Także inny krakowski artysta malarz, Roman Zakrzewski, swoje nawrócenie i wyzwolenie z alkoholizmu zawdzięcza Bogu, którego narzędziami stało się Pismo Święte i Dzienniczek św. Siostry Faustyny.

Pana Romana odwiedziliśmy kilka lat temu w jego domu pod Krakowem. Przyjął nas wraz ze swą żoną. Nie krył tego, że od młodzieńczych lat, bo już od czasu szkoły zawodowej, nie chodził do kościoła. Kiedy przeniósł się do Liceum Plastycznego w Bielsku-Białej, odnalazł swoje powołanie artysty. Jak sam mówił, wówczas sztuka stała się dla niego najważniejsza.

Miał talent, więc choć nie poświęcał wiele czasu nauce, nauczyciele przepychali go z klasy do klasy. Po maturze dostał się na Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie. Wkrótce potem młody artysta zasmakował alkoholu i wpadł w nałóg. Pod koniec studiów w jego życiu nastąpił pierwszy przełom. Pewnego dnia podczas zajęć wspomniany wyżej prof. Jerzy Nowosielski zdziwił się, że studenci nie czytają Pisma Świętego.

– Zaintrygowało mnie to. Pomyślałem sobie: „Co tam jest w tym Piśmie Świętym, że taki artysta po nie sięga?” – opowiadał.

Student zdobył więc Biblię i zaczął ją czytać.

– Przeżyłem szok. Kilka zdań z Ewangelii wystarczyło, żeby zdać sobie sprawę, z czym mam do czynienia, że jest to po prostu coś niebywałego. Odkryłem głębię i mądrość zawartych w nich treści. Potem poczułem zaniepokojenie. Nagle dostrzegłem, co w moim życiu było złe. Z drugiej strony ucieszyłem się – skoro jest to takie mądre, to może Bóg istnieje; a jeżeli ktoś jest mądry, to z pewnością mówi prawdę.

To był jednak dopiero początek drogi…

Żona

Podczas studiów Roman Zakrzewski poznał swoją przyszłą żonę. W 1984 roku narzeczeni wzięli ślub. W trudnym okresie walki z nałogiem młoda żona bardzo pomagała panu Romanowi.

– Gdyby nie żona, to pewnie bym się jeszcze bardziej stoczył. Dobro i ciepło, które od niej otrzymywałem, stopniowo naprowadzało mnie na właściwą drogę. Zacząłem mieć wyrzuty sumienia, że nie dbam o rodzinę, o dom. W 1985 roku urodziła się Ania. Byłem już wówczas w fazie nawrócenia. Poprzez lekturę Pisma Świętego otrzymałem poważną podbudowę naukową. Uświadomiłem sobie też, że nie jest to jakiś tam zbiór pism, tylko poważna księga – zbyt poważna, by ją ot tak sobie odrzucić. Choć nadal żyłem po staremu, pchany jakąś dziwną ciekawością, w Piśmie Świętym po prostu się zakochałem. Nawet jak piłem wódę z kolegami, to mówiłem: „Słuchajcie, coś w tym jest” – wspominał artysta.

Spotkanie z Faustyną

Pewnego dnia Roman Zakrzewski znalazł u swojej babci małą książeczkę o Siostrze Faustynie z wypisami z jej Dzienniczka. Przeżył kolejny wstrząs.

– Przeczytałem o „iskrze, która wyjdzie z Polski, by przygotować świat na ostateczne przyjście Chrystusa”. W tej iskrze zobaczyłem Ojca Świętego. Spojrzałem na datę wydania. Rok 1976, a więc dwa lata przed wyborem papieża. Mistyfikacja była zatem wykluczona – mówił.

Artysta zapoznał się z orędziem Miłosierdzia. Od tego czasu zaczął się regularnie modlić. Odmawiał Koronkę do Miłosierdzia Bożego i Różaniec.

– Był to początkowo taki dziwny Różaniec, bo jeszcze nie wiedziałem, jak mam się na nim modlić. Na każdym paciorku odmawiałem Ojcze nasz, Zdrowaś, Maryjo, Chwała Ojcu – opowiadał.

W tym też czasie mężczyzna po latach przystąpił do sakramentu pokuty. Zaczął również chodzić na niedzielną Mszę Świętą i przystępować do Komunii Świętej.

– Nadal z sobą walczyłem, miałem „wpadki”, musiałem chodzić do spowiedzi prawie co sobotę – dodał. – Uświadomiłem sobie wreszcie, że sam nie potrafię się wyzwolić, ale muszę całe swoje życie zawierzyć Panu Jezusowi i poprosić Go o pomoc. I to było moje zwycięstwo. Potem zaczęły się codzienne Msze Święte i Komunie Święte. Stopniowo oddawałem Mu coraz więcej siebie, a poznając Go, nabywałem miłości i zaufania – snuł swoją opowieść Roman Zakrzewski.

Wielkanoc 1987 roku

– Byłem pijany w Wielki Poniedziałek, w Wielki Wtorek, Wielką Środę, a chyba i w Wielki Czwartek. Widziałem, co się dzieje – że coraz więcej piję, że to już nie żarty, ale alkoholizm. W Wielki Piątek, będąc jeszcze na kacu, złożyłem ślub abstynencji. Rzuciłem papierosy i wszelki alkohol jednego dnia i trwam w tej abstynencji do dziś – wyznał nam.

Wówczas w życiu państwa Zakrzewskich zaczęła się „nowa era” – czas pokoju i radości, czas wzrastania. Artysta sięgnął po dzieła mistyków – kolejny raz po Dzienniczek Siostry Faustyny, po dzieła Tomasza á Kempis, świętych: Jana od Krzyża, Ignacego Loyoli, Katarzyny ze Sieny. Ogarnęła go przemożna chęć poznawania Boga. Radość płynąca z obcowania z Nim zapełniła pustkę po alkoholu. Bóg przemienił jego wnętrze, uczynił go „nowym człowiekiem”.

Diabeł zwodził go jeszcze, że po nawróceniu nie będzie mógł zostać malarzem.

– Trudno – pomyślałem. – Wolę nie być malarzem i iść do nieba, niż być malarzem i iść do piekła – przekonywał samego siebie Zakrzewski.

Przez jakiś czas nie malował. Pan Bóg pomógł mu jednak i wkrótce wszystko zaczęło się układać. Znów chwycił za pędzel. Zaczął osiągać sukcesy zawodowe, a w życiu rodzinnym zapanowała harmonia i ład.

– Zrozumiałem, że do zwycięstwa doprowadziła mnie systematyczna modlitwa i częste korzystanie z sakramentów świętych, zwłaszcza Eucharystii. Odkryłem praktyczną stronę modlitwy – oręża przeciwko pokusom diabelskim, przeciw całej strategii nieprzyjaciela i własnym pochodzącym z ciała skłonnościom i słabościom. Do dziś trwam w modlitwie – mówił.

Lata walki z nałogiem, wzlotów i upadków sprawiły, że stał się bardziej świadomy własnych słabości. Wiedział, że człowiek jest największym wrogiem samego siebie.

– Gdybym wyłączył się z łaski Bożej i został sam o własnych siłach, natychmiast wróciłbym do starych nałogów i wad. To jest pewne. Dlatego tym bardziej zbliżam się do Pana Jezusa. Tym bardziej zanurzam się w Panu Bogu, daję Mu nad sobą całkowitą władzę. Tylko On jest mnie w stanie przeprowadzić przez to życie. Tylko dzięki Jego mocy mogę zwyciężyć – dodał.

Apostoł

Wkrótce po