Strona główna » Religia i duchowość » Katolicki savoir-vivre …czyli czego nie wiesz o zachowaniu w kościele

Katolicki savoir-vivre …czyli czego nie wiesz o zachowaniu w kościele

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7569-531-1

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Katolicki savoir-vivre …czyli czego nie wiesz o zachowaniu w kościele

Co zrobić, gdy chce nam się śmiać w kościele? Czy nieskorzystanie z wody święconej jest grzechem? Dlaczego przy ołtarzu nie może się palić więcej niż siedem świec? Czym jest turyferariusz, a czym nawikulariusz? Kiedy uklęknąć na jedno, a kiedy na dwa kolana?

Wydaje się, że aby dobrze zachować się w Kościele, musimy dużo wiedzieć. Tu odpowiedni gest liturgiczny, tu jakiś znak, tam jakiś symbol... Tu przyklęknąć, tam się skłonić. Tu podnieść wzrok, a tam śpiewać, tu siedzieć, tam bić się w piersi... Można się całkiem pogubić.

W liturgii – jak w życiu – istnieje określony kanon zachowań, którego warto przestrzegać. To, czy umiemy w konkretnej sytuacji odpowiednio się zachować, świadczy o naszej kulturze, o szacunku do ludzi, z którymi się spotykamy, i do instytucji, w której się znajdujemy. A to, jak zachowujemy się w świątyni ma podwójne znaczenie…

Polecane książki

Delfina zawsze marzyła o tym, żeby zostać baletnicą. I oto pewnego dnia zostaje zaproszona do szkoły baletowej. Nie może ukryć zachwytu. Jednak nie wszystko jest takie różowe, jak jej się wydawało na początku. Na szczęście dzięki czarodziejskim baletkom Delfina odkryje całkiem inny świat......
Za przedstawienie swojej historii Bruno Banino otrzymał wyrok śmierci od bezwzględnych ludzi z Wejherowa Śmiechowa i od najbrutalniejszych rzeźników z Półwyspu Helskiego. To jednak nie wszyscy, którzy woleliby, aby ta książka nigdy nie ujrzała światła dziennego. Konsekwentnie szukają go też byli...
Dysponują futurystycznym sprzętem, świetnym wyszkoleniem i doświadczeniem, ale to wiedza , patriotyzm oraz poczucie obowiązku będą ich najpotężniejszą bronią.   Zwyciężyliśmy Niemców w bitwie o Okęcie... Być może wygramy Powstanie Warszawskie... Ale czy Polska będzie dzięki...
Opowieść o tym, jak jedna mała czarna może całkowicie zmienić życie młodej dziewczyny… 19-letnia Lisbeth ucieka od monotonii życia codziennego, oglądając filmy z Audrey Hepburn w roli głównej. Na co dzień pracuje w miejscowym barze jako kelnerka, jednak to zajęcie nie daje dziewczynie żadnych perspe...
Książka jest poradnikiem marketingu hotelowego. Jak prowadzić administrację hoteli i innych obiektów noclegowych? Biur podróży, agencji turystycznych oraz innych podmiotów turystycznych w zakresie budowania strategii marketingowej? Jakie są tajemnice prowadzenia profilu i kampanii w social m...
W książce są zebrane wiersze inspirowane Słowem Bożym, które zachęcają do lektury Pisma Świętego...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Wojciech Jaroń

Po co ta publikacja

Najważniejszym i jednocześnie najpiękniejszym celem, do którego zmierzamy, jest wieczne szczęście i to tak wielkie, że żadne oko jeszcze go nie widziało, żadne ucho nie usłyszało, żadne serce nie zdołało pojąć. Tak wielkie rzeczy przygotował nam Bóg (por. 1 Kor 2,9).

Na ziemi tylko dzięki liturgii Mszy Świętej spotykamy żywego Jezusa. Nie Jego symbol ani Jego wyobrażenie! Bo tylko podczas przeistoczenia chleb staje się Ciałem! Dlatego udział w liturgii jest tak ważny, dlatego nie można go niczym zastąpić – samotna modlitwa na łonie natury jest piękna i potrzebna, ale nie jest tym samym, co wspólnotowa modlitwa i udział w świętym misterium męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Tak, jedynie głęboko przeżyta Msza Święta pozwala na sakramentalne, osobiste i wręcz intymne spotkanie się ze zmartwychwstałym Panem.

Niniejsza

publikacja

ma

stanowić pomoc w przeżyciu spotkania z Jezusem, jakim jest Msza Święta.

Niniejsza publikacja ma stanowić pomoc w przeżyciu tego spotkania z Jezusem. Nie jest więc wykładem ani z liturgiki, ani tym bardziej z teologii. Przytoczone w niej wyjaśnienia poszczególnych pojęć, choć opierają się na wymienionych na końcu źródłach, nie są definicjami w sensie naukowym czy słownikowym. Sugestie dotyczące duchowego przeżywania poszczególnych części Mszy Świętej mają charakter osobisty i nie aspirują, by stać się teologicznym komentarzem do Eucharystii. Największą moją radością będzie to, jeśli ta publikacja pozwoli choć jednej osobie odkryć wspomniane wyżej szczęście i przez pełniejszy udział w liturgii zbliżyć się do niego chociaż o jeden mały kroczek.

Początkowe obserwacje

Gdyby tak stanąć w głównej nawie kościoła albo usiąść pod chórem i patrzeć na wchodzących, można zaobserwować całe spektrum różnorodnych ludzkich zachowań. Większość z nich da się zakwalifikować do kilku głównych grup.

Grupa pierwsza to „przepobożni”. Zatrzymują się przy wejściu, moczą dłoń w wodzie święconej i wolnym ruchem ręki kreślą na sobie duży znak krzyża. Potem robią kilka dostojnych kroków i klękają na dwa kolana, kłaniając się jednocześnie nisko, niemal do samej ziemi. Potem znów kreślą znak krzyża. Następnie wstają i ze spuszczoną głową, pokornym krokiem udają się do ławki. Przy niej powtarzają rytuał: klęknięcie na dwa kolana, głęboki pokłon, znak krzyża. Znów wstają, zajmują miejsce w ławce, by w niej uklęknąć i pogrążyć się w modlitwie, którą – oczywiście – rozpoczynają znakiem krzyża.

Drugą grupę stanowią „rozglądacze”. Ci wchodzą do kościoła szybko. Bez zatrzymywania się przy misie z wodą święconą moczą dłoń. Znak krzyża kreślą także szybko, niezbyt dokładnie, tak że nieraz ruch ich ręki bardziej przypomina odgonienie komara. Ich cechą charakterystyczną jest dokładne sprawdzanie obecności w świątyni. Dlatego po kilku krokach w kierunku swego z góry upatrzonego miejsca, już w chwili, gdy klękają – najczęściej jest to półprzyklęknięcie (kolano nie zdąży dotknąć posadzki) na jedno kolano – ich szyja mocno pracuje, by mogli wzrokiem objąć wszystkich znajdujących się wewnątrz. Gdy ich wzrok spotka się ze wzrokiem znajomych, witają się skinieniem głowy i delikatnym uśmiechem. Podczas drogi na miejsce, którą wykonują zdecydowanie wolniej, kilkakrotnie podają w geście powitania dłoń znajomym. Z reguły siadają z przodu, co powoduje u nich konieczność gimnastyki – co rusz muszą się odwracać tyłem do ołtarza, by sprawdzić, kto wszedł, kto kichnął albo zakaszlał, komu upadł parasol, czyje dziecko płacze, itp.

Trzecia grupa to „zwiedzający”. Zdają się nie zauważać ludzi, koncentrując się na ścianach, obrazach, freskach, rzeźbach. Wchodząc do świątyni, nie przesadzają z pobożnością. Rzadko korzystają z wody święconej, nie przyklękają, nie wykonują skłonów. Ich krok jest jednak dostojny, harmonijnie korespondujący z powagą zwiedzających i miejsca, w którym się znaleźli. Po zajęciu miejsca wbijają wzrok w jakiś najbliżej stojący lub wiszący przedmiot. Wydaje się, że ów przedmiot szalenie ich fascynuje, gdyż nawet akcja liturgiczna niespecjalnie jest w stanie zmienić ich podstawowe zainteresowanie.

Specjalną podgrupę stanowią „siadający na brzegu”. Mogą oni należeć do każdej z wyżej wymienionych grup. Charakteryzują się tym, że przychodzą do kościoła z dużym wyprzedzeniem czasowym i zawsze zajmują miejsce na brzegu ławki. Potem, gdy ktoś zechce zająć miejsce w środku, nie ukrywając niezadowolenia wstają i wpuszczają delikwenta. Jest to dość uciążliwe, zwłaszcza gdy ławka jest długa, a drugi jej koniec dochodzi do ściany. Wtedy jedynym sposobem zajęcia miejsca jest przejście obok „siedzącego na brzegu”. Ta chęć siedzenia na brzegu czasem jest wręcz heroiczna, gdyż po wpuszczeniu kilku osób zostaje tak mało miejsca, że „siedzący na brzegu” staje się jakby „wiszącym na brzegu”.

Czwarta grupa to „gimnastycy”. Charakteryzują się całym wachlarzem różnych gestów, które wykonują zamaszyście, z pasją, powtarzając je nawet kilkakrotnie. Takim gestem może być na przykład wykonywanie znaku krzyża. Powtarzają go przy każdej okazji. Wykonują go, gdy zaczynają i kończą modlitwę, wraz ze słowami: „W Imię Ojca…”, ale także przy słowach: „Chwała Ojcu…”. Powtarzają go przy błogosławieństwie różnych rzeczy, choćby dewocjonaliów, ziół, mieszkań, budynków itd. Swój szczyt osiągają podczas błogosławieństwa pokarmów w Wielką Sobotę, kiedy to znak krzyża wykonują przy każdym: „Pobłogosław, Panie…”.

„Różnokrzyżowcy” to także podgrupa. Stanowią ją ludzie, którzy wykonują znak krzyża w sposób niewyraźny. Najczęściej jest to szybki gest na wysokości klatki piersiowej przypominający kółko. Bywa poprzedzony dotknięciem czoła, ale nie zawsze. Zdarza się, że znak krzyża kończy kilkakrotne uderzenie się w pierś.

Ogromna grupa to „dygający i kucający”. Charakteryzują się dziwnym sposobem klękania. Z reguły jest to szybkie zgięcie jednej nogi połączone z pochyleniem głowy w geście pokłonu. Lecz to zgięcie nogi nie jest na tyle głębokie, aby kolano dotknęło podłogi – bardziej przypomina ono dygnięcie, które w kierunku widowni wykonują dziewczęta wchodzące na scenę. Drugi rodzaj tego dziwnego klękania to zwykłe kucnięcie, które ma imitować gest przyklęknięcia. Wielu ludzi tak się zachowuje, nie tylko wchodząc do świątyni, ale również podczas przeistoczenia i na słowa kapłana: „Oto Baranek Boży”.

Dużą grupę stanowią „stojący z boku”. Przychodzą do kościoła raczej regularnie, zajmują miejsce z tyłu świątyni lub w bocznej nawie. Nie chcą rzucać się w oczy, nie rozglądają się. Gesty ograniczają do niezbędnego minimum.

Długo jeszcze można wyliczać różne zachowania ludzi wchodzących do świątyni. Można ich łączyć w poszczególne grupy lub podgrupy, można wyśmiewać ich gesty i ruchy. Ale podczas tej wyliczanki warto zadać sobie pytanie, czy istnieje jakiś kanon zachowań właściwych, pożądanych, które można nazwać kościelnym savoir-vivrem? Odpowiedź jest jak najbardziej twierdząca. Tak, istnieje! Właśnie w liturgii, w relacji między człowiekiem a Bogiem, w relacji wspólnoty Kościoła z Bogiem niemal każde zachowanie ma swój głęboki sens, swoje teologiczne i duchowe uzasadnienie. Wydaje się, że cała gama zachowań niewerbalnych, którymi porozumiewamy się na co dzień, w liturgii nabiera szczególnego znaczenia.

Poszczególne znaki

i gesty powinny być wykonywane w odpowiednich

miejscach, we właściwych momentach.

Każdy gest, którym posługujemy się w liturgii, powinien mieć odbicie w naszej postawie wewnętrznej, w nastawieniu i intencji. To bardzo ważne, aby każdy, kto wykonuje jakiś gest, wiedział, co robi i po co to robi, aby za gestem ciała szedł gest serca i duszy. W Ewangelii według św. Mateusza jest zapisane zdanie, które Jezus powiedział do swoich uczniów: „Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych dlatego, że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody” (Mt 10,42). Widzimy zatem, jak bardzo ważna jest nasza intencja. Jest ona co najmniej tak samo ważna jak wykonany czyn. Bo przecież Jezus wyraźnie mówi, że nagroda nie jest za sam fakt dania wody ani za chęć pomocy spragnionemu. Nagroda jest dla tych, którzy dadzą wodę, ponieważ są uczniami Jezusa. Ta motywacja jest decydująca. Podobnie jest z wieloma gestami, które wykonujemy w liturgii. Nie zapewnią nam one bliskości Boga tylko dlatego, że wykonamy je starannie. Ale bez starannego wykonania poszczególnych gestów też do Niego się nie zbliżymy.

Każdy gest,

którym posługujemy się w liturgii, powinien mieć odbicie w naszej postawie wewnętrznej, w nastawieniu i intencji.

Liturgiczny savoir-vivre wyróżnia dwa podstawowe pojęcia: znaku liturgicznego i gestu liturgicznego. W wielkim skrócie możemy stwierdzić, że znak liturgiczny to osoba, czynność lub rzecz, przez którą odczytujemy Bożą obecność, poznajemy Go, zbliżamy się do Niego, odczytujemy Jego wolę, ale także wyrażamy nasz stosunek do Niego, czyli wyznajemy wiarę w Niego, oddajemy Mu cześć, okazujemy szacunek, miłość, uniżenie itd. Gest liturgiczny to postawa lub czynność, którą wykonujemy, aby podkreślić autentyzm naszej relacji z Bogiem i to, jak tę relację przeżywamy, do czego ona nas dopinguje, itp.

Każdy

znak

i gest

ma w liturgii

swoje uzasadnienie.

Każdy znak i gest ma w liturgii swoje uzasadnienie. Dlatego powinien być wykonany we właściwy sposób – z jednej strony z umiarem i bez przesady, a z drugiej bez lekceważenia i ograniczania się do przeżyć wewnętrznych, bez zewnętrznej ekspresji. Bo w liturgii jest tak samo jak w codziennym życiu. Gdy jedziemy samochodem, co chwilę widzimy jakieś znaki. To informacja na przykład o tym, co nas na drodze czeka albo z jaką jechać prędkością, aby zachować bezpieczeństwo. Znak drogowy musi być dokładnie zdefiniowany, by dla wszystkich ludzi oznaczał to samo. Musi też być stosowany w odpowiednich miejscach, musi być odpowiednio widoczny. Nie może być też wielkiego nagromadzenia znaków na małej przestrzeni, gdyż ich wielość nie pozwoli na właściwe odczytanie oraz przysłoni ich znaczenie. W liturgii jest analogicznie. Poszczególne znaki i gesty powinny być wykonywane w odpowiednich miejscach, we właściwych momentach. Nie powinno być ich zbyt wiele, nie powinno się wykonywać kilku czynności jednocześnie, bo to zaciemnia treść, którą przecież mają odsłonić. Są też precyzyjnie zdefiniowane, aby dla nas wszystkich oznaczały to samo.

Jak powyższe stwierdzenia mają się do obserwacji wchodzących do kościoła? Jak do ich podziału na poszczególne grupy i podgrupy? Otóż przedstawiciel każdej z grup posługiwał się zarówno znakiem jak i gestem liturgicznym.

Znak krzyża

Znak

krzyża

to

najważniejszy gest liturgiczny.

Pierwszym znakiem, który nam towarzyszy, jest znak krzyża, a kreślenie na swoim ciele tego znaku, to niewątpliwie najważniejszy gest liturgiczny. Jest on znany od początku chrześcijaństwa, od pierwszego wieku, choć wtedy wykonywano go inaczej niż dzisiaj. Początkowo kreślono znak krzyża kciukiem na czole. Potem zaczęto kreślić krzyż na różnych częściach ciała. Ten zwyczaj jest dzisiaj widoczny podczas Mszy Świętej, gdy przed Ewangelią kreślimy kciukiem krzyż na czole (aby umysł został uświęcony i zwrócony w kierunku Bożych spraw), na ustach (aby człowiek stał się odważnym głosicielem Ewangelii) i na sercu (aby słuchający miał siłę żyć na co dzień według słowa Bożego). Dopiero od VIII wieku wprowadzono tak zwany wielki znak krzyża. Należało go wykonać trzema złączonymi palcami – kciukiem, wskazującym i środkowym – które oznaczają Trójcę Świętą, a dwa pozostałe palce, zgięte i połączone ze sobą, symbolizują dwie natury Jezusa Chrystusa: boską i ludzką. Od początku znak krzyża wykonywano, dotykając najpierw czoła, potem brzucha, a następnie prawego i lewego ramienia. Tej tradycji wierny pozostał Kościół wschodni. W Kościele zachodnim od XI wieku zmieniono kolejność ruchu ręki przy dotykaniu ramion – najpierw dotykamy lewego, a na końcu prawego ramienia.

Znak

krzyża

wykonywano, dotykając

najpierw

czoła, potem brzucha, a następnie prawego i lewego ramienia.

Znak krzyża podczas różnych spotkań liturgicznych i paraliturgicznych był wykonywany wielokrotnie. Do czasu reformy II Soboru Watykańskiego podczas Mszy Świętej celebrans robił to 33 razy. Był także zwyczaj, że znak krzyża wykonywano zawsze, gdy zwracano się do Trójcy Świętej, na przykład podczas modlitwy „Chwała Ojcu…”. U wielu osób zwyczaj ten, mimo upływu lat, przetrwał. Po reformie soborowej znak krzyża wykonujemy podczas Mszy Świętej na jej rozpoczęcie i zakończenie oraz przed Ewangelią we wspomniany wyżej sposób. Oczywiście znak krzyża czynimy na rozpoczęcie i zakończenie każdej modlitwy wspólnej i prywatnej. Jest on również potwierdzeniem przyjęcia Bożej łaski, Bożego błogosławieństwa i przebaczenia podczas sakramentu pokuty oraz błogosławieństwa przy pokropieniu wodą święconą.

Znak

krzyża

trzeba

robić powoli i starannie, by za ruchem ręki szło wyznanie wiary, że przez mękę i śmierć na krzyżu Jezus dokonał dzieła naszego odkupienia.

Znak krzyża trzeba robić powoli i starannie, by za ruchem ręki szło wyznanie wiary, że przez mękę i śmierć na krzyżu Jezus dokonał dzieła naszego odkupienia, a my jesteśmy posłuszni Jego słowom: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje” (Mt 16,24). Nie należy go „uzupełniać” uderzaniem się w pierś. Ważność znaku krzyża możemy podkreślić przez osobistą modlitwę albo akt woli, w którym jednoznacznie wyrazimy chęć zjednoczenia się z naszym Zbawicielem.

Gdy wchodzimy do świątyni, przed uczynieniem znaku krzyża zanurzamy dłoń w misie z wodą święconą.

Woda święcona

Woda

święcona

znak

odrodzenia, nawrócenia, szczególny znak obecności Ducha Świętego.

Znak wody jest jednym z najstarszych znaków naszej wiary. Z Księgi Rodzaju wiemy, że Bóg, który stworzył cały świat, stworzył też wodę, nad którą „unosił się Duch Boży” (por. Rdz 1,2). Jest ona tą rzeczywistością, przez którą Bóg wchodzi w życie człowieka. Dzięki niej daje nam życie i siłę do niego. W niej myjemy swoje ciała, przez co staje się ona znakiem duchowego odrodzenia i odpuszczenia grzechów. W Księdze Ezechiela znajdujemy zdanie: „Pokropię was czystą wodą, abyście się stali czystymi” (Ez 36,25), które jest zapowiedzią nawrócenia grzesznych ludzi, którym Bóg „odbierze serca kamienne, a da im serce z ciała” (por. Ez 36,26). Woda jest obroną przed złem, jak podczas ucieczki narodu wybranego z Egiptu, gdy Izraelici zobaczyli wielką moc Boga, mogąc przejść „przez środek morza po suchej ziemi, mając mur z wód po prawej i po lewej stronie” (Wj 14,22). Obmycie w wodach Jordanu mogło przynosić uzdrowienie z trądu (por. 2 Krl 5,8-14). Ale woda może być też narzędziem kary, o czym dowiadujemy się, czytając historię Noego (por. Rdz 6,9-8,19). Woda jest wreszcie szczególnym znakiem obecności Ducha Świętego, który uzdalnia nas do nawrócenia. W Ewangelii św. Jana czytamy słowa Jezusa: „Jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego” (J 3,5) i „woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu” (J 4,14).

Woda

święcona

nie