Strona główna » Obyczajowe i romanse » Kosztowna pomyłka

Kosztowna pomyłka

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-276-1909-9

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Kosztowna pomyłka

Milioner Ryan Patrick, by przejąć rodzinne przedsiębiorstwo, musi udowodnić ojcu, że jest odpowiedzialny i myśli poważnie o przyszłości. Najlepiej, by sam został ojcem. Ponieważ jednak nie chce się żenić, wynajmuje kobietę, która ma urodzić mu dziecko. Nie wie, że ta decyzja będzie go wiele kosztowała…

 

 

Polecane książki

Jedna z najważniejszych prac dotycza historii wojskowości.  Hans Delbrück, urodzony 11 listopada 1848 w Bergen na wyspie Rugia, polityk, na forum międzynarodowym uznawany za pierwszego prawdziwie współczesnego historyka wojskowości. Studiował począwszy od  1868 na uniwersytetach w Heidelbergu i Bonn...
Z całej norweskiej literatury faktu wybrali­śmy najważniejsze i najciekawsze zapisy świadków historii tego kraju w XX wieku. Zabierają tu głos nobliści, politycy, społecznicy oraz zwykli ludzie – którzy znaleźli się w czasie i miejscu najważniejszym dla Norwegii i umieli o tym opowiedzieć. Jest ...
Dzieje lisowczyków. W czterech tomach. Lisowczycy, lisowczyki (początkowa nazwa straceńcy, również chorągiew elearska) – formacja lekkiej jazdy polskiej o charakterze utrzymującego się z łupów wojska najemnego. Oparta na wzorach ustrojowych konfederacji wojskowych, sformowana została w 1614 roku – p...
    Bandyci, milicjanci i szpiedzy w Warszawie lat 50. Warszawa, grudzień 1957 roku. Brawurowy napad na sklep jubilerski to zapowiedź dużo poważniejszego rabunku. Komisarz Ryszard Wirski – znany już czytelnikom z powieści Morderstwo w alei Róż – organizuje obserwację banków i urzędów pocztowych w sy...
Sympatyczny duet krakowskich policjantów tym razem działa na Pomorzu. Podkomisarz Lucek Bałyś, wysłany na pozornie niewinną konferencję, zostaje beznadziejnie wmieszany w porachunki miejscowej gangsterki. Z początku uznaje to za szczęśliwy traf – po kłopotach w małżeństwie porządna dawka adrenaliny ...
Jeden pensjonat, jeden wieczór, kilka opowieści. Babcia Agnieszka wraz z wnukiem przygotowują mazurski pensjonat do Bożego Narodzenia. Chociaż tego roku żaden z gość nie zapowiedział swojej wizyty, oni chcą stworzyć idealne święta. Śnieg ciągle pada, zaspy uniemożliwiają jazdę samochod...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Emilie Rose

Emilie RoseKosztowna pomyłka

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Proszę sprecyzować pojęcie „niefortunny incydent” – rozkazał Ryan Patrick dyrektorowi kliniki leczenia niepłodności Lakeview.

Jego rozmówca wyglądał, jakby groził mu zawał. Wziął głęboki oddech. Skórzany fotel skrzypiał przy każdym nerwowym poruszeniu.

– Jeden z naszych praktykantów nie sprawdził numeru na próbówce. Odczytał tylko imię i nazwisko, zapisane w odwrotnej kolejności. Zapewniam pana, że to wyjątkowe zdarzenie. Zawsze ściśle przestrzegamy procedur…

– Co to dla mnie oznacza? – przerwał gwałtownie jego gość.

– Pańskie nasienie trafiło do niewłaściwej kobiety. Dwa tygodnie temu lekarz potwierdził ciążę.

Ryan zesztywniał. Los pokrzyżował mu plany. Postawił sobie za cel udowodnić ojcu, że się ustatkował i jest gotów przejąć wodze przedsiębiorstwa należącego do architektonicznej dynastii Patricków. Ale Ryan zawsze umiał pokonywać przeszkody. Gdyby dawał za wygraną, nie osiągnąłby tak wysokiego szczebla drabiny społecznej.

– A co z kobietą, którą wynająłem?

– Nie została zapłodniona, ponieważ zgodnie z pańskim życzeniem pobrano tylko jedną próbkę spermy.

Ryan faktycznie wydał taką dyspozycję. Zważywszy reputację renomowanej kliniki, założył, że osiągną zamierzony efekt za pierwszym podejściem. Odkąd postanowił zatrudnić obcą osobę, żeby urodziła mu dziecko, spędził całe miesiące na przesłuchiwaniu kandydatek. Szukał odpowiedniego materiału genetycznego: miłej aparycji i inteligencji. Zależało mu też na tym, żeby po dziewięciu miesiącach ciąży matka nie przywiązała się do noworodka i oddała go bez protestów, zgodnie z umową. Tymczasem nosiła go w łonie zupełnie inna osoba niż ta, którą wytypował z całej rzeszy chętnych. Z wysiłkiem opanował wzburzone nerwy.

– Kto więc urodzi moje dziecko?

– Nie wolno mi tego wyjawić. To poufna informacja.

Ryan postanowił wydusić ją z dyrektora choćby przemocą. Wstał, wsparł pięści o stół i pochylił się do przodu.

– Proszę mnie nie zmuszać do przysłania tu sztabu prawników. Nie dość, że drogo to by pana kosztowało, to skandal zrujnuje waszą reputację jednej z najlepszych placówek w kraju. Mam prawo znać nazwisko i adres matki mojego dziecka i wiedzieć, czy ma odpowiednie kwalifikacje. Jeżeli natychmiast nie poda mi pan jej danych kontaktowych, moi prawnicy złożą panu wizytę jeszcze przed lunchem.

Człowiek za biurkiem zesztywniał. Potem zaczął nerwowo przerzucać kartki folderu.

– To nie będzie konieczne – odrzekł w końcu. – Pani High… to znaczy klientka drugiej strony robi wrażenie rozsądnej, zrównoważonej osoby. Gdy naświetlę jej sytuację…

– Ja to zrobię. Dosyć już spieprzyliście. Używanie eufemizmów nie zmienia faktu, że popełniliście karygodne zaniedbanie.

Dyrektor zbladł. Gdy pot wystąpił mu na podwyższone czoło, Ryan pojął, że wygrał. Świetnie. Nie zamierzał dać ojcu przewagi.

– Zgoda – wychrypiał dyrektor. – Podam panu żądane informacje.

Ryan usiadł z powrotem na krześle, gdy rozmówca wyszedł po teczkę. Pozostało mu tylko odnaleźć tę kobietę i przekonać ją do oddania mu dziecka.

Będzie najlepszą ciocią, jaką jej dziecko mogłoby sobie wymarzyć. To jej wystarczy. Musi. Nicole Hightower pogładziła brzuch, włożyła herbatnik do ust i spróbowała skupić uwagę na kalendarzu. Musiała ustalić dla klienta rozkład lotów, skład załogi i plan konserwacji samolotu na najbliższe trzy miesiące. Zwykle lubiła swoje zadania, polegające na zapewnieniu klientom przyjemnych i bezpiecznych podróży, lecz dziś rozpraszały ją sprawy prywatne.

W końcu oczekiwała dziecka Patricka. I Beth. Oddanie go nie przyjdzie jej łatwo, ale przeżyje. Zostanie jego matką chrzestną. Starsza siostra obiecała jej udział w jego życiu, a Beth zawsze dotrzymywała obietnic. Nicole od najmłodszych lat mogła na niej polegać, nawet wtedy, gdy nie mogła liczyć na rodziców. Donoszenie i urodzenie dla niej dziecka stanowiło drobną przysługę w porównaniu z jej poświęceniem.

Beth będzie dalej pracować w zarządzie firmy Hightower Aviation i przynosić jej… nie, swoje maleństwo codziennie do przyzakładowego żłobka. Nicole wyczekiwała chwili, kiedy będzie je mogła odwiedzać podczas przerwy na lunch i oglądać przez kamerę. Włączyła podgląd i obserwowała opiekunki karmiące urocze dzieciaki pracowników. Brzęczenie intercomu wyrwało ją z zamyślenia.

– Ryan Patrick do ciebie – zaanonsowała jej asystentka.

– Chyba Patrick Ryan – sprostowała Nicole z uśmiechem rozbawienia.

– Nie, nie twój szwagier, tylko zabójczo przystojny, wysoki, niebieskooki brunet, który czeka w recepcji – wyszeptała Lea. – Z jego wizytówki wynika, że to jakaś szycha w Patrick Architectural Designs, jednej z najbardziej prestiżowych firm architektonicznych w Knoxville. Czyżbyśmy planowali ekspansję?

– Nie słyszałam o żadnych nowych inwestycjach.

Najstarszy z braci Nicole, Trent, dyrektor naczelny Hightower Aviation nie zawsze informował swą do niedawna najmłodszą siostrę o swoich planach.

Nicole ponownie sprawdziła w kalendarzu, czy nie przeoczyła jakiegoś terminu, ale nie znalazła nikogo zapisanego na najbliższą godzinę. Zwykle klienci nawiązywali z nią kontakt przez dział sprzedaży dopiero po dokonaniu zakupu, wypożyczeniu lub kupieniu udziałów w samolocie.

Wystukała w wyszukiwarce nazwę Patrick Architectural Designs, żeby przygotować się na spotkanie. Wybrała najbardziej użyteczny opis i obejrzała stronę internetową. Nie zamieszczono na niej zdjęć ludzi, tylko budynki zaprojektowane przez firmę i jej niezbyt długą, lecz imponującą historię. Działali na rynku od lat. Zaskoczona dziwną zbieżnością nazwisk, kazała asystentce przyprowadzić nieoczekiwanego gościa.

Mężczyzna, który wkroczył pewnym krokiem niczym do własnego gabinetu, niemal odpowiadał opisowi asystentki, nie licząc falujących włosów. Wyglądał jak marzenie krawca. Granatowa marynarka doskonale leżała na szerokich ramionach, płaskim brzuchu i wąskich biodrach. Określenie „niebieskie” nie do końca oddawało głębię kobaltowego odcienia oczu. Obrzucił Nicole badawczym spojrzeniem, jakby oglądał odrzutowiec, który zamierzał zakupić.

– Nicole Hightower? – zapytał zamiast powitania.

Aksamitny głos zabrzmiał w uszach Nicole zmysłowo, choć nigdy nie pozwalała sobie na fantazje na temat klientów. Uważała taką postawę za nieprofesjonalną. W dodatku za bardzo przypominała jej zachowania matki. Obeszła biurko i wyciągnęła rękę.

– Tak. Czym mogę służyć?

Dotknięcie ciepłej, mocnej dłoni wywołało reakcję przypominającą przepływ prądu. Cofnęła swoją tak szybko, jak pozwalały zasady dobrego wychowania. Przybysz zatrzymał wzrok na Lei. Na niej też najwidoczniej zrobił piorunujące wrażenie. Zwykle opanowana, rudowłosa asystentka wykrztusiła niezręcznie:

– No to ja… chyba już pójdę.

Nicole patrzyła ze zdumieniem, jak bez słowa spieszy ku drzwiom. Potem przeniosła wzrok na gościa, usiłując odgadnąć, jakim magicznym sposobem nakłonił jej ciekawską asystentkę do natychmiastowego odejścia. Lea była nie tylko jej podwładną, ale i najbliższą przyjaciółką. Czasami zachowywała się jak guwernantka, jak wtedy, kiedy zganiła ją za pomysł urodzenia dziecka siostrze i szwagrowi. Wiedziała, co Nicole do niego czuje. Mieszkały razem w pokoju w czasie studiów, gdy zakochała się w Patricku po uszy. Pomogła jej dojść do siebie, gdy porzucił ją dla jej starszej siostry, Beth. Uważała, że ta ciąża ponownie zrujnuje jej psychikę.

– Proszę usiąść i powiedzieć, co mogę dla pana zrobić, panie Patrick.

Nicole czuła jego spojrzenie na sobie, gdy wracała na miejsce. Zajął wskazane krzesło dopiero, kiedy ona usiadła. Zaskoczyła ją ta galanteria. Zwykle mężczyźni nie przestrzegali staromodnych zasad, zwłaszcza bogacze, z jakimi zwykle miała do czynienia w pracy.

– Gratuluję zajścia w ciążę – zagadnął nieoczekiwanie.

Nicole osłupiała. Nie powiedziała o niej nikomu prócz Lei, Beth i Patricka. Przyszli rodzice mieli prawo wiedzieć, a Lea sama zgadła, kiedy zauważyła, że męczą ją nudności. Pozostali członkowie rodziny i znajomi usłyszą nowinę w sobotę. Patrick i Beth obwieszczą ją oficjalnie na rodzinnym pikniku w Święto Pracy. Nicole podejrzewała, że niektórych przerazi jej decyzja.

– Dziękuję. Co pana sprowadza do Hightower Aviation?

– Oczekuje pani mojego dziecka.

Nicole nie wierzyła własnym uszom.

– Słucham? – wykrztusiła przez ściśnięte gardło.

– W klinice pomylono próbówki i została pani zapłodniona moim nasieniem zamiast właściwego dawcy.

Przerażona Nicole opadła z sił. Kurczowo chwyciła brzeg biurka w poszukiwaniu wsparcia.

– To niemożliwe.

Gość wyciągnął z kieszeni kopertę i położył na biurku. Gdy po nią nie sięgnęła, pchnął ją w jej stronę. Patrzyła na nią z trwogą jak na wielkiego, włochatego pająka.

– Dyrektor kliniki napisał wyjaśnienie. Nazywam się Ryan Patrick, a planowany dawca Patrick Ryan. Jakiś dureń z laboratorium zlekceważył odwróconą kolejność imienia i nazwiska, a nie raczył sprawdzić numerów próbek.

Nicole wbiła wzrok w kopertę, zbyt przerażona, żeby ją otworzyć. Ale nie miała wyjścia. Sięgnęła po nią drżącą ręką. Dźwięk rozdzieranego papieru rozległ się w jej uszach jak ryk gromu, zagłuszając łomotanie serca. Na górze kartki widniało logo kliniki Lakeview, a na dole podpis dyrektora. Zmusiła się do prześledzenia treści, choć litery skakały jej przed oczami: Niefortunna pomyłka… pomylono dawców… serdecznie przepraszamy…

Nicole wpadła w popłoch. Ledwie mogła oddychać. Przeczytała jeszcze raz, żeby się upewnić, że właściwie zinterpretowała tekst. Jeśli ktoś z niej okrutnie nie zakpił, to nosiła w łonie dziecko obcego człowieka, a nie Patricka Ryana, którego pokochała na pierwszym roku studiów i który poślubił jej siostrę. Błagała Boga, żeby to był żart.

– To nie jest zabawne – wymamrotała.

– Błędy lekarskie zwykle nie bywają – zauważył Ryan Patrick bez cienia uśmiechu.

Nicole z początku liczyła na to, że Beth wykazała jakiś przewrotny rodzaj poczucia humoru, ale kamienna twarz przybysza odebrała jej tę wątłą nadzieję. Z nerwów dostała skurczów żołądka. Przyciskając rękę do brzucha, upuściła kartkę. Usiłowała przewidzieć konsekwencje pomieszania próbek. Na próżno. Miała kompletny zamęt w głowie. Desperacko walczyła o odzyskanie równowagi psychicznej.

– To niemożliwe – powtórzyła jeszcze raz.

– Ale niestety prawdziwe – odparł z ciężkim westchnieniem.

– Bardzo mi przykro. To okropna wiadomość dla pana i pańskiej żony.

– Nie mam żony.

– No to dla dziewczyny.

– Dziewczyny też nie mam.

– Nie rozumiem… – wykrztusiła z bezgranicznym zdumieniem.

– Postanowiłem zostać samotnym ojcem.

– Kobiety czasami podejmują takie decyzje, ale dla mężczyzny to dość nietypowy plan. Nie mógłby się pan po prostu ożenić?

– Byłem żonaty i nie planuję ponownie zakładać rodziny.

Ten zgorzkniały ton musiał wynikać z fatalnych doświadczeń, ale Nicole nie chciała słuchać teraz jego historii. W jej życiu już zapanował zbyt wielki zamęt. Miała cichą nadzieję, że to wszystko zmyślił, że siedzi naprzeciw osoby niezrównoważonej psychicznie. Do opanowania szaleńca wystarczyłby jeden telefon do ochroniarzy. Ale jeśli mówił prawdę…

Wyciągnął drugą kopertę i położył przed nią.

– Oferuję takie samo wynagrodzenie i opiekę medyczną, jakie zaproponowałem kobiecie, którą wynająłem na matkę.

Nicole nie wierzyła własnym uszom. Po co tak atrakcyjny mężczyzna płacił za urodzenie dziecka? Chętne stałyby w kolejce, żeby je począć w sposób naturalny.

– Co pan zrobił? – wyjąkała.

– Zatrudniłem wykwalifikowaną, starannie sprawdzoną surogatkę.

Nicole rozwścieczyła zakamuflowana sugestia, że ona może mieć gorsze kwalifikacje. Po raz drugi tego dnia zmusiła się do przeczytania dokumentu wbrew woli. Ociągając się, sięgnęła po kontrakt. Z przerażeniem stwierdziła, że w odpowiednich miejscach wypisano jej nazwisko.

– Chce pan kupić moje dziecko?!

Niepotrzebnie pytała. Wszystko zostało napisane czarno na białym.

– To umowa na wykonanie usługi. Pani dostarcza produktu, poświęca swój czas, a ja płacę za użytkowanie pani łona – powtórzył tak lodowatym tonem, jakby negocjował warunki zakupu samolotu.

Produktu? Nicole zawrzała gniewem. Zapragnęła chronić maleństwo. Oddałaby je bez oporów własnej siostrze i szwagrowi, z godnością, bez walki, ale za nic w świecie nie przehandluje go nieznajomemu.

– Pan oszalał! To moje dziecko.

– I moje. Godziwie za nie zapłacę.

Nicole cisnęła dokument z powrotem w jego kierunku. Nawet nie spróbował go pochwycić. Kartki spadły na biurko.

– Nie obchodzą mnie pańskie warunki. Nie czuje pan z nim żadnej więzi. Ja będę je nosić przez dziewięć miesięcy. Pański udział trwał zaledwie kilka sekund. Niech pan zatrudni z powrotem tę swoją surogatkę.

– Jest pani w ciąży dopiero osiem tygodni. Nie zdążyła się pani do niego przywiązać. Ma pani dopiero dwadzieścia osiem lat. Może pani jeszcze długo rodzić dzieci – przekonywał.

Nieprawdopodobne, ponieważ już oddała komuś serce.

– Pan też nie wygląda na starca – odburknęła.

– Mam trzydzieści pięć lat. Chcę zostać ojcem teraz. Poza tym nie zostawię pani furtki, żeby ścigała mnie pani w przyszłości o alimenty.

Budził w niej coraz większą niechęć. Zwykle potrafiła nawet w wyjątkowo niemiłej osobie znaleźć jakąś pozytywną cechę. Ale nie w nim, nie licząc pięknego opakowania. Wzięła głęboki oddech i powtórzyła sobie swoją naczelną zasadę: każdy problem można rozwiązać cierpliwością, uprzejmością i wytrwałością.

– Nigdy tego nie zrobię. Niczego od pana nie chcę. Każę mojej prawniczce sporządzić oświadczenie, że nie wysuwam żadnych roszczeń i zwalniam pana od wszelkiej odpowiedzialności.

– To nic nie da. Ma pani osiemnaście lat na zmianę zdania.

Nicole miała ochotę go spoliczkować.

– Nie mogę panu oddać tego dziecka, nawet gdybym chciała. Nie należy do mnie. Urodzę je dla siostry i szwagra nazwiskiem Patrick Ryan.

Podjęcie tej decyzji nie przyszło jej łatwo, ale chciała wynagrodzić Beth nieustanne poświęcenia. W tym momencie uświadomiła sobie, że podświadomie pragnęła dać Patrickowi to, czego Beth nie mogła mu dać. Nieładnie, Nicole, szepnął głos sumienia.

– Ile pani zapłacą?

– Nic. To dar – poinformowała lodowatym tonem, nie kryjąc oburzenia niemoralną insynuacją.

– Ja daję sto tysięcy plus zwrot kosztów. Skoro zamierza pani i tak oddać dziecko, to dlaczego nie mnie, zwłaszcza że pani szwagra nie łączą z nim więzy krwi? Za rok urodzi im pani następne.

Nicole wpadła w popłoch, że faktycznie mogą nie chcieć dziecka, które spłodził kto inny niż Patrick. Zimny pot wystąpił jej na czoło. Co zrobi w takim wypadku? Przecież nie odda go temu troglodycie, który usiłuje je kupić jak pierwszy lepszy towar. Nie przypuszczała, że byłaby zdolna drugi raz powtórzyć tak trudne doświadczenie. Postanowiła zasięgnąć porady prawnej, zanim podejmie jakiekolwiek dalsze działania.

– Nie jestem krową rozpłodową – odburknęła z oburzeniem. – Poza tym podpisałam umowę – przypomniała, choć nie potrafiła rozstrzygnąć, czy w zaistniałej sytuacji zachowa ona ważność.

– Zawsze można ją zerwać.

– Nic pan nie rozumie, panie Patrick. Zostanę ciocią maleństwa. Będę je widywać prawie codziennie, uczestniczyć w jego życiu, należeć do jego rodziny – tłumaczyła nienaturalnie podniesionym głosem. Te same argumenty brzmiały znacznie logiczniej w momencie podejmowania decyzji niż teraz.

– Oczekuje pani mojego pierwszego dziecka, a każdy pierworodny od pokoleń przejmował rodzinną firmę.

– A jeżeli nie zechce zostać architektem?

– Niby dlaczego nie?

– Ponieważ nie mam zdolności plastycznych.

– Ale nie można wykluczyć, że odziedziczy je po mnie i zrobi wspaniałą karierę. Proszę mnie nie zmuszać do podjęcia kroków prawnych. Ponieważ zrzekła się pani swych praw, jako biologiczny ojciec mam znacznie większe szanse na wygraną.

Najwyraźniej jej groził. Nicole kolejny raz zasłoniła ręką brzuch. Struchlała z przerażenia, ale nie zamierzała rezygnować z walki. Popatrzyła na niego wyzywająco. Najwidoczniej odebrał milczące przesłanie, bo wstał. Nicole poszła w jego ślady.

– Uważam dyskusję za zakończoną, póki nie skonsultuję się z moją prawniczką – oświadczyła.

– Proszę to zrobić. Mój adwokat zadzwoni do pani. Ale ostrzegam, że zawsze dostaję to, czego chcę. Zamiast utrudniać mi zadanie, proszę przyjąć do wiadomości, że będę wychowywał moje dziecko. – Po tych słowach opuścił gabinet.

Nicole bezwładnie opadła na fotel, choć rozsadzała ją złość na intruza. Musiała go jakoś powstrzymać, bo gdyby wygrał, nigdy więcej nie zobaczy maleństwa. Nie zamierzała do tego dopuścić.

Tytuł oryginału: More than a Millionaire

Pierwsze wydanie: Silhouette Books, 2009

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Hanna Lachowska

© 2012 by Emilie Rose Cunningham

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2014, 2016

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-1909-9

Konwersja do formatu EPUB:
Legimi Sp. z o.o.