Strona główna » Obyczajowe i romanse » Królowa gwiazd

Królowa gwiazd

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 9788381179805

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Królowa gwiazd

Cztery aktorki – jedna rola. Kto zostanie Królową Gwiazd?

Życie młodych aktorek: Malwiny, Dominiki, Klaudii i Miśki nie przypomina kolorowego filmu. Dziewczyny postanawiają jednak zawalczyć o swoją przyszłość i udają się na festiwal filmowy na Maltę, by zdobyć rolę u znanego reżysera. W Drużynie Gwiazd szybko dochodzi do rozłamu. Rola jest jedna, a urokowi Zorana Mrvicia trudno się oprzeć.

Poza tym reżyser też ma swój cel. Chce dzięki Polkom dostać się na zjazd tajnego, wpływowego zakonu, by przedstawić mu niezwykłe odkrycie swojego brata genetyka. Aktorki łatwo dają się wciągnąć w tę grę. Pod gorącym niebem, wśród niezwykłych zabytków Valletty, przekraczają moralne granice.

Co jednak zrobią, gdy na horyzoncie pojawi się wspólny wróg, a jednej z nich zagrozi niebezpieczeństwo? Czy przyjaźń okaże się silniejsza od zawodowych ambicji? Może to właśnie ona ma największą moc…

Królowa Gwiazd to fascynująca podróż nie tylko na słoneczną Maltę, lecz też do zakamarków kobiecej duszy. Intrygi, tajemnice, kulisy show biznesu, przyprawione szczyptą historii zakonów rycerskich, to wszystko znajdziecie w tej wciągającej książce.

Polecane książki

"Serwis podatkowy VAT". Przygotuj się na nowe interpretacje przepisów! Wszystkie wskazówki i porady zawarte w czasopiśmie "Serwis Podatkowy VAT" są na najwyższym poziomie merytorycznym, gdyż zostały napisane przez wybitnych ekspertów z zakresu VAT. Każda zamieszczona informacja jest sprawdzana przez...
W poradniku znajdziecie solucje kampanii singleplayerowych dla obydwóch dostępnych ras, dokładne opisy wszystkich jednostek i instalacji oraz liczne porady taktyczne, również dla rozgrywki wieloosobowej. O.R.B. - poradnik do gry zawiera poszukiwane przez graczy tematy i lokacje jak m.in. [MALUS Misj...
Daniel Lee, mający opinię człowieka bez skrupułów, skompromitował Christine, by wygrać kampanię polityczną przeciwko jej ojcu. Gdy dwa lata później ojciec Christine ponownie stara się o fotel senatora, media znów przypuszczają na nią atak. W Danielu niespodziewanie budzi się sum...
Oddawana do rąk czytelników książka pokazuje, jak Henryk I i Otto I, dwóch pierwszych królów z dynastii saskiej, zdołali objąć hegemonię na terenie niegdysiejszego państwa Karolingów, w jaki sposób zdołali ugruntować własną pozycję w wojnach wewnętrznych, wreszcie, w jaki sposób narzucili zwierz...
Roxy pracuje w barze, choć ma duszę artystki. Zawsze marzyła, by tylko malować. I marzyła o Reesie, chłopaku z sąsiedztwa, w którym zakochała się w liceum. Rok temu spotkali się znowu i… Roxy nie chce pamiętać o tamtej nocy.O tamtej nocy nie chce pamiętać też Reece. Ale szuka każdej okazji, by powró...
Kontynuacja bestsellerowej powieści „GORDIAN. GRZECH”, której finał pozostawił wiele pytań bez odpowiedzi.  Czy bohaterom uda się pokonać przeciwności losu? Czy jest im pisana wspólna przyszłość?  Relacja Kiry i Gordiana ewoluuje – uczucie rodzi si...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Agnieszka Walczak-Chojecka

Najdroższej Gabi,która ma niezwykłą siłę,by mierzyć sięze światem show-biznesu

Copyright for Polish Edition © 2018 Edipresse Polska SA

Copyright for text © 2018 Agnieszka Walczak-Chojecka

Edipresse Polska SA, ul. Wiejska 19, 00-480 Warszawa

Dyrektor zarządzająca segmentem książek: Iga Rembiszewska

Redaktor inicjujący: Natalia Gowin

Produkcja: Klaudia Lis

Marketing i promocja: Renata Bogiel-Mikołajczyk, Beata Gontarska

Digital i projekty specjalne: Katarzyna Domańska

Dystrybucja i sprzedaż: Izabela Łazicka (tel. 22 584 23 51)

Beata Trochonowicz (tel. 22 584 25 73)

Andrzej Kosiński (tel. 22 584 24 43)

Redakcja: Katarzyna Wojtas

Korekta: Jolanta Kucharska, Anna Parcheta

Projekt okładki i stron tytułowych: Anna Skopińska

Zdjęcia na okładce: g-stockstudio/Shutterstock, In Green/Shutterstock

Skład: Perpetuum

Biuro Obsługi Klienta

www.hitsalonik.pl

e-mail: bok@edipresse.pl

tel.: 22 584 22 22

(pon.–pt. w godz. 8:00–17:00)

www.facebook.com/edipresseksiazki

www.instagram.com/edipresseksiazki

ISBN: 9788381179805

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kodowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych w całości lub w części tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.

ROZDZIAŁ 1

Podła marka wina, które popijały cztery młode dziewczyny w skromnie umeblowanym mieszkaniu ulokowanym na poddaszu warszawskiej kamienicy, świadczyła o tym, że od jakiegoś czasu los nie był dla nich łaskawy. Mimo to aktorki cieszyły się, że mogą spędzić razem wieczór, bo choć bardzo się od siebie różniły, w czasach akademii były niemal nierozłączne. Wspólnie zgłaszały się do aktorskich zadań, biegały na spektakle i koncerty, jeździły na szalone wypady w Polskę. Koledzy z roku nazywali je Aniołkami Charliego, a one same lubiły o sobie mówić Drużyna Gwiazd, bo przecież były pewne, że niebawem gwiazdami zostaną.

Wszystko za tym przemawiało, wykładowcy Akademii Teatralnej, którą przyjaciółki ukończyły cztery lata temu, uważali je za zdolne i pracowite, a dwie z nich mogły poszczycić się niebanalną urodą, co w świecie show-biznesu bywa bardzo pomocne. Jednak zderzenie z aktorską rzeczywistością okazało się bolesne, o czym dziś dziewczyny postanowiły zapomnieć.

Rozgrzany lipcowym słońcem dach sprawiał, że kawalerka Malwiny zamieniła się niemal w saunę i trudno było w niej oddychać. Młodym aktorkom zdawało się to jednak nie przeszkadzać. Otworzyły szeroko okna, rozebrały się do biustonoszy i położyły na podłodze wśród kolorowych poduszek. Wyglądały, jakby właśnie zajęły najlepsze miejsca na plaży w Saint-Tropez lub innym zagranicznym kurorcie.

– Wypijmy za nasze spotkanie! – Wzniosła w górę smukły kieliszek Malwina, pani domu, rudowłosa dwudziestoośmiolatka o kobiecych kształtach. – I za sukces!

– Za twój czy tych kretynów reżyserów, którzy nie potrafią nas docenić? – burknęła jak zawsze nieco skwaszona Miśka.

Dziewczyna od dłuższego czasu miała żal do świata, bo najpierw dał jej poczuć zapach sławy, gdy jako nastolatka zagrała w kilku filmach i zebrała dobre recenzje, a potem odebrał swoje dary. Na dodatek ciągle żyła pod presją nadopiekuńczej i nadambitnej matki, która nie chciała się pogodzić z faktem, że jej Mireczka jako dorosła osoba nie wywołuje już tylu zachwytów, ile dawniej.

– Za nasz, Mirosławo! – Malwina specjalnie użyła imienia, którego koleżanka szczerze nie znosiła. Lubiła się z nią drażnić. – Wiesz, ile małolat dałoby się pokroić, żeby być na naszym miejscu?

Malwina w przeciwieństwie do swojej przyjaciółki należała do beztroskich, uśmiechniętych osób, które zawsze widzą szklankę do połowy pełną. Wyznawała zasadę, że żyć trzeba szybko i intensywnie. Paradoksalnie zahartowała ją wczesna utrata matki, która jak większość kobiet w jej rodzinie zmarła, nie ukończywszy czterdziestki.

– Naprawdę? Myślisz, że te małolaty chciałyby tygodniami czekać na telefon? Wsłuchiwać się w niego, sprawdzać w środku nocy, czy przypadkiem nie przeoczyły esemesa, od którego może zależeć ich całe życie…? A może tak jak ja kręcić tyłkiem u pajaca w telewizyjnym show? – spytała Miśka.

– Oj, nie przesadzaj. Jako wodzianka wyglądasz naprawdę sexy. W tym swoim gorseciku…

– A może marzy im się prowadzenie zajęć dla smarkaczy? – Miśka skrzywiła się, spoglądając wymownie na Klaudię.

– Mój teatr to ty zostaw w spokoju! – krzyknęła krótko obcięta szatynka o nieco męskiej sylwetce, po czym włożyła sobie do ust garść chipsów.

– I może powiesz mi, że włażenie w dupę rodzicom humorzastych bachorów zawsze było twoim pragnieniem? Szczególnie wtedy, kiedy zdawałaś trzeci raz na akademię? – Miśka nie odpuszczała.

– Hej, co cię dzisiaj ugryzło? – Klaudia spojrzała na koleżankę z niechęcią. – Wyobraź sobie, że lubię swoją pracę. Przynajmniej mam czas na inne rzeczy.

– Na łażenie po skałkach! – Miśka przewróciła oczami. – Albo na siedzenie z butlą tlenu pod wodą. To ci raczej nie pomoże w karierze.

– No, chyba że Klaudia chce zostać kaskaderem – uśmiechnęła się Malwina.

– A może i chcę, skąd wiecie? – żachnęła się dziewczyna.

– Tak? W szkole, o ile dobrze pamiętam, mówiłaś coś o upragnionej roli u Wajdy. – Miśka wzruszyła ramionami.

– Przecież on nie żyje – wtrąciła się po raz pierwszy Dominika.

– A wy co? Niby takie wielkie gwiazdy? – Klaudia odgryzła się Miśce i Malwinie. – Jedna usługuje bezczelnemu typkowi, który z każdego gościa w swoim programie robi barana, a druga… wdzięczy się w jakiejś marnej telenoweli. Wielka mi sława!

– Nie wiem jak wy, ale ja cały czas biegam na castingi. Godzinami siedzę pod studiem. A potem najczęściej… „Bokiem, bokiem, przodem, ręce, uśmiech do kamery, przedstaw się…” I do widzenia! Już mi się rzygać od tego chce. Gdyby nie moja matka… – Miśka zaczęła się łamać.

– Znam to dobrze. – Klaudia machnęła ręką.

– A wiecie, co jest najgorsze? Że powoli tracę nadzieję. Kiedyś byłam taka nakręcona, że zaraz coś dostanę, zaraz mnie docenią. Poczuję ten dreszczyk emocji… A teraz… Budzę się rano, otwieram oczy i nie chce mi się nawet zwlec z łóżka. – Miśka upiła spory łyk wina.

W pokoju zaległa nieprzyjemna cisza.

– Mnie też się czasem nie chce uśmiechać na siłę do reżyserów castingu – wyznała Malwina. – Marecka sądzi, że nadaję się tylko do głupich reklam, a Prądzyński, że do offowych filmów.

– To i tak nieźle – stwierdziła Klaudia. Ona nawet na to nie mogła liczyć.

– Tylko że i tak nic mi nie proponują.

– Na rynku jest taka masa napalonych po szkołach aktorskich… – Klaudia nie miała złudzeń.

– Może i masa. Ale jak wiele jest tych, co grają? – Zamyśliła się Malwina.

– A z Wolskim miałaś kiedyś do czynienia? – Miśka rzuciła nazwisko znanego castingowca.

– Chyba nie, nie pamiętam…

– No to masz szczęście. – Miśka skrzywiła się z obrzydzeniem.

– Obleśny typ? – domyśliła się Dominika.

– Wlazł mi kiedyś do kibla… Do damskiego. Myłam ręce. W pierwszej chwili myślałam, że się pomylił. Ale on stanął za mną… Tak blisko, że czułam przez spódnicę jego genitalia.

– No co ty? – Dominika się wzdrygnęła.

– Odsunęłam się, odwróciłam przodem, a on… – Widać było, że niełatwo jej o tym mówić. – Ten jego kwaśny zapach…

– Kwaśny? – zdziwiła się Klaudia.

– No… męskiego potu, taki… starego capa.

– Nigdy mi o tym nie mówiłaś. – Malwina utkwiła w nią spojrzenie. – Zrobił ci coś?

Miśka przygryzła wargę. Siedziała sztywno na pufie.

– Spytał jak bardzo zależy mi na roli? – Pustym wzrokiem patrzyła na kieliszek, który trzymała w dłoni. – Miał takie paskudnie żółte zęby.

– Pewnie od fajek – stwierdziła rzeczowo Klaudia.

– Od fajek.

– I co? – Dominika patrzyła na Miśkę wielkimi oczami.

Dziewczyna milczała. Jej długie palce obracały smukłą nóżkę kieliszka. Szkło wydało nagły dźwięk, taki cichutki, jakby jęk. Niemal niesłyszalny, a jednak zawisł w powietrzu na dłuższą chwilę.

– Hej, pamiętacie, jak w szkole snułyśmy plany? – Malwina przerwała po chwili kłopotliwą ciszę.

– No… Miałyśmy być na plakatach w całym mieście. – Dominika uśmiechnęła się do wspomnień. – Rozdawać autografy na ulicy…

– Reżyserzy mieli się do nas ustawiać w kolejce. Wierzyłam, że zagram u Smarzowskiego – dorzuciła Malwina.

– A ja, że w Powszechnym – westchnęła Klaudia.

– Pamiętam. Profesor Zdybel miał cię tam wkręcić. – Dominika upiła łyk wina.

– Spokojnie, przecież jeszcze nic straconego. – Malwina chciała wlać w serca koleżanek choć odrobinę nadziei.

– Jasne! – Miśka nagle się ożywiła. – Już do nas dzwonią. Lecą, prosto z Hollywood! – zakpiła.

– No to co robić? – westchnęła Klaudia.

– No właśnie? – Dominika wzruszyła ramionami.

Gorące powietrze w pokoju Malwiny stało się nagle nieznośnie lepkie.

– A gdybyśmy tak… – Malwina jak wytrawny koneser zamieszała czerwony napój w kieliszku.

– Co? Mów! Zawsze miałaś dobre pomysły – poganiała ją Klaudia.

– Bo wiecie, jeśli góra nie chce przyjść do Mahometa.

– Chyba odwrotnie – zaśmiała się Dominika.

– Wszystko jedno. Generalnie chodzi o to, że musimy ich przydybać. I to we właściwym miejscu. Tam, gdzie są rozluźnieni, zrelaksowani…

– Kto? – dopytywała Klaudia.

– Jak to kto? Reżyserzy. – Malwina przewróciła oczami.

– A oni w ogóle potrafią być rozluźnieni? – prychnęła Miśka.

– Posłuchajcie, a gdybyśmy tak pojechały do Gdyni na festiwal? – Malwina się nie zniechęcała.

– E, tam się kręci za dużo gwiazdeczek. – Klaudii nie spodobał się pomysł.

– Może i racja, trzeba mierzyć wysoko. – Malwina się zamyśliła. – Skoro w Polsce nam się nie udało, to… Musimy wrócić z tarczą.

– A czy ty musisz ciągle używać przenośni? – Miśka zaczęła się niecierpliwić.

– No przecież mówię, że pojedziemy za granicę!

– I co, staniemy na środku Los Angeles? Czy na Broadwayu? A nuż ktoś nas zauważy – kpiła Miśka.

– A może by tak… pojechać do Cannes? – Klaudii pomysł Malwiny zaczął się podobać.

– Tam festiwal już był, w maju. – Dobrze zorientowana Dominika dorzuciła swoje trzy grosze.

Ponieważ nie mogła aktywnie brać udziału w życiu show-biznesu, śledziła go na ekranie telewizora i w internecie. Festiwale zawsze ją interesowały.

– To może Wenecja albo Berlin? – Klaudia była chętna do podróży.

– Tylko nie Berlin. Przecież wiecie, że mam alergię na Germańców. – Wzdrygnęła się Miśka.

– Przez tego twojego Torstena? – domyśliła się Dominika.

– Uch, co to był za palant! Potworny. – Miśka wykrzywiła usta.

– Potwornie to ty byłaś zakochana – zaśmiała się Malwina. – Przynajmniej tak twierdziłaś.

– No co ty? To był faszysta. Zaciągnął mnie na jakąś manifestację. Wszyscy ubrani na czarno i z naszywkami z trupią czaszką. Wydzierali się jak opętani. Myślałam, że zejdę na zawał.

– Tak? A mówiłaś, że nikt tak dobrze nie robił ci po francu…

– No wiesz co?! – Miśka rzuciła w Malwinę poduszką. – Mówię ci, że ten człowiek był porażką, moim kolejnym pechem.

Pech… Miśka uważała, że towarzyszył jej od zawsze. Odkąd pamiętała, był przy niej, chodził z nią pod rękę, wieczorem kładł się z nią do łóżka, a gdy rano przecierała oczy, wystawał spod poduszki niczym rózga od Świętego Mikołaja. Gdy była mała, myślała, że to wina czarnego kota, przybłędy, który zjawiał się często w ich ogrodzie, by polować na wróble i sroki. Ale gdy kocur pewnego dnia pożegnał się z tym światem, a ona nadal wpadała w kałuże, łamała obcasy czy plamiła czerwonym barszczem swoje najładniejsze sukienki, doszła do wniosku, że zwierzę z jej pechem nie miało nic wspólnego. Widocznie musiała się z nim urodzić.

– No dobra, jeśli nie Berlin, to może jednak Wenecja? Ona jest chyba na początku września. – Klaudia miała umiejętność przywracania rozmowy na właściwe tory.

– Tylko jak wy to sobie wyobrażacie? Przecież trzeba być gwiazdą, mieć zaproszenie albo… – Dominika nadal nie była pewna.

– …kupę pieniędzy. Prawda. A i tak w najlepszym razie dopchałybyśmy się do barierek odgradzających tłum od czerwonego dywanu – podchwyciła Miśka.

– Oj, bo to trzeba jakoś… przez znajomości. Może spytam kogoś z produkcji albo mojej agentki. A może ty, Miśka? – Malwina nie zamierzała łatwo odpuszczać, zwłaszcza że wino zaczęło jej już szumieć w głowie i każda bariera wydawała się możliwa do pokonania.

– Jasne! Już widzę, jak mój producent leci, żeby nas wszystkie wysłać do Wenecji – zaśmiała się szyderczo Mirosława.

– Kurde, dziewczyny, ruszcie głową!

– Ja niestety nikogo nie znam. Poza szefową domu kultury i chłopakami z klubu wspinaczkowego – westchnęła Klaudia.

– Mówiłam, że te twoje skałki na nic się nie zdadzą. – Miśka skorzystała z okazji, by dogryźć koleżance.

– A może Piotrek mógłby pomóc? – Malwina przeniosła wzrok na Dominikę. – On ma chyba sporo kontaktów.

– Ale nie takich, żeby załatwić nam wyjazd. Zresztą wiecie… Ja i tak odpadam. – Dominika uśmiechnęła się smutno.

Od początku rozmowy przysłuchiwała się koleżankom, jakby opowiadały o locie na Księżyc. Wypiła za mało, by wierzyć, że mogłaby rzucić wszystko i wyjechać z nimi na kilka dni za granicę. Niby nie pracowała, nie miała żadnego stałego zajęcia, ani na planie filmowym, ani w teatrze, jednak opieka nad bratem męża pochłaniała jej mnóstwo czasu. Z Radkiem, choć skończył dwadzieścia lat, było gorzej niż z dzieckiem. Nigdy niczego nie dało się zaplanować, bo nie wiadomo było, kiedy akurat chłopak zapragnie odbyć swoją trasę po przystankach autobusowych, by upewnić się, że rozkład jazdy jest ciągle zgodny z tym, który ma wyryty w pamięci. Albo kiedy dopadnie go atak agresji, wywołany zbyt głośną muzyką dochodzącą zza ściany czy też dźwiękami wody spuszczanej z klozetu. Dźwięki… tak jak w przypadku wielu osób z autyzmem były prawdziwym utrapieniem Radka, a więc i Dominiki.

A jednak dziewczyna opiekowała się niepełnosprawnym chłopakiem z prawdziwym oddaniem. Taka już była, obowiązkowa i solidna, gdy do czegoś się brała, wkładała w to całe serce. Poza tym im dłużej zajmowała się Radkiem, tym bardziej się do niego przywiązywała, zupełnie jakby utkała się między nimi niewidzialna nić porozumienia. W pewien sposób byli sobie potrzebni. Ona – wychowana przez ciągle zapracowanych rodziców i on – zamknięty we własnym świecie, od zawsze będący na łasce najbliższych, mieli ze sobą coś wspólnego, poczucie, że są inni. Oboje garnęli się do każdego, kto chciał obdarzyć ich uczuciem, lecieli do ciepła, jak ćma do ognia, nie zważając na konsekwencje. Dominika obdarowała więc Radka życzliwością i opieką, choć nieraz był jej kulą u nogi, a on kochał ją jak siostrę.

Spędzanie czasu z chłopakiem było dla Niki, jak nazywał ją podopieczny, maleńką namiastką upragnionych chwil z mężem, który z powodu wielu zajęć rzadko bywał w domu. Odkąd wzięli ślub na czwartym roku studiów, ciągle za nim tęskniła, bo albo przebywał na planie, albo na próbach przedstawienia, które realizował wraz z grupą kolegów, ewentualnie wzmacniał tężyznę w siłowni lub przemierzał truchtem niezliczone kilometry po Lesie Kabackim.

– Muszę być w formie. Aktorstwo to nie tylko talent – tłumaczył, zupełnie jakby ona nie miała z tym zawodem nic wspólnego. – Ale już niedługo zajmę się tobą, obiecuję. Tylko odpalimy z chłopakami projekt i będę cały twój.

– Kiedy? Jak zaczniecie jeździć ze spektaklem po Polsce? – dziwiła się Dominika.

– No przecież wiesz, że muszę zarobić. Robię to, słoneczko, dla nas. Zresztą nie po to kończyłem szkołę aktorską…

– …żeby siedzieć w domu? – Dominika spytała z goryczą.

Jasne! Wolał, żeby to ona grzała ławę rezerwowych. Gdy poprosił ją, żeby na jakiś czas odłożyła aktorską karierę i zajęła się jego bratem, by sam mógł przyjąć rolę w najnowszym serialu TVN-u, Dominika długo się nie wahała. Nie było jej łatwo zapomnieć o marzeniach, którymi żyła od szkolnych czasów, że kiedyś uda jej się wykreować niezwykłą postać, na miarę tej granej przez Agatę Kuleszę w filmie Moje córki krowy czy Meryl Streep w Żelaznej damie, jednak dla męża, w którego była zapatrzona, gotowa była się poświęcić. Wierzyła, że gdy Piotr zarobi odpowiednią kwotę, będą mogli wynająć profesjonalną opiekunkę dla Radka, a ona wróci do zawodu. Niestety czas mijał i nic się nie zmieniało. Wciąż biegała ze ścierką po dwupokojowym mieszkaniu i była niańką mężczyzny o umyśle dziecka.

– No co ty? Jesteśmy jak cztery muszkieterki. Musimy jechać razem! – zakrzyknęła niezłomna Malwina i objęła przyjaciółkę ramieniem.

– I tak nie mamy dokąd. – Dominika podparła czoło ręką.

– Ale czekajcie, zaraz, zaraz… – Miśka wyglądała, jakby coś nagle przyszło jej do głowy. – Moja matka wspominała niedawno o jakimś festiwalu…

– O właśnie, przecież facet twojej mamy jest dystrybutorem filmów – podchwyciła natychmiast Malwina.

– Sprawdzę, o co to chodziło. – Miśka pierwszy raz od początku spotkania zaczęła myśleć pozytywnie. – Coś mówiła…, że wybiera się na Maltę.

– No i pięknie! Może Malta to nie Cannes, ale tam też na pewno kogoś poznamy. – Malwina tryskała zapałem. – A przy okazji zwiedzimy fajne miejsce.

– O rany, byłoby cudownie. Tylko czy facet mamy Miśki zabierze tyle osób…? – W Klaudii obudził się racjonalizm.

– On jest forsiasty, poza tym liczą się z nim w branży. Więc może… Jeśli tylko matka go namówi. Nie takie rzeczy już dla niej robił. – Miśka uśmiechnęła się niczym chytry lis.

– Ciekawe… A wiecie, kto będzie honorowym gościem? – spytała Dominika, która zdążyła już wyświetlić stronę internetową maltańskiej imprezy w swojej komórce.

– Woody Allen? – Malwina rzuciła nazwisko ulubionego reżysera.

– Prawie. Zoran Mrvić!

– Ten Mrvić? Od hitów kinowych takich jak Tamta strona nieba czy To nie koniec? Uwielbiam jego epicki rozmach. – Malwinie zaświeciły się oczy.

– No… ponoć niezły z niego choleryk – stwierdziła Dominika.

– Skąd wiesz?

– Czytałam o nim kiedyś w „Party” czy we „Fleszu”.

– To ty czytasz takie rzeczy? Nie tylko Prousta? – Miśka nie mogła się powstrzymać przed małą złośliwością.

– Najważniejsze, że robi świetne filmy. A na dodatek właśnie zbiera ekipę do nowej produkcji. – Dominika wyraźnie się rozochociła.

– Skąd wiesz?

– Piszą tak na stronie festiwalu. – Podstawiła koleżance komórkę pod oczy.

– No to musimy go dorwać! – zakrzyknęła Malwina.

– Ech, zobaczę, co da się zrobić. – Miśka poczuła, że wszystko w jej rękach. A bardzo lubiła grać pierwsze skrzypce.

– Wiesz, że zawsze w ciebie wierzyłam. – Malwina spojrzała na nią z nadzieją. – Właściwie zaczynam pakować już walizkę. I wiecie co? Mam jeszcze jedną propozycję.

– Dawaj!

– Umówmy się, że działamy razem, wspieramy się, żebyśmy wszystkie zagrały w tym filmie. Dobra?

– Jasne! – podchwyciła Klaudia.

Wiedziała dobrze, że pomimo talentu ze swoją mało kobiecą urodą i nie do końca świetnym angielskim bez pomocy przyjaciółek niewiele zdziała.

– Ale jeśli miałoby się udać tylko jednej z nas… – Malwina zawiesiła głos.

– To wszystkie będziemy ją wspierać – dokończyła Klaudia.

– I przyznamy jej tytuł Królowej Gwiazd – dorzuciła Dominika.

– O, świetny pomysł! – ucieszyła się Malwina, tak że jej loki podskoczyły jak sprężynki.

– A ja będę mocno trzymać za was kciuki. – Głos Dominiki nie brzmiał już wesoło.

– Jakie kciuki? Przecież jedziesz z nami. – Klaudia nie widziała innej opcji.

– To może ja się najpierw dowiem, czy to w ogóle wypali – zgasiła ją Miśka.

Wiedziała, że Dominika ma talent. Co prawda jej wrodzona nieśmiałość i wycofanie sprawiały, że dziewczyna najlepiej czuła się w drugim rzędzie, schowana za koleżankami, lecz Miśka i tak wyczuwała w niej zagrożenie. Zaczęła nawet żałować, że sama nie wpadła na pomysł z festiwalem. „Działamy razem”, zabrzmiały jej w głowie słowa Malwiny. Jasne! Dopóki wszyscy będą stawiać na nią.

ROZDZIAŁ 2

Gdy Malwina zamknęła drzwi za ostatnią ze swoich przyjaciółek, było już dobrze po północy. W mieszkaniu nadal stało gorące powietrze, zupełnie jakby ta mansarda znajdowała się w Grecji, we Włoszech lub innym podobnym miejscu na południu Europy. Wysoka temperatura pobudziła wyobraźnię dziewczyny. Widziała się już na piaszczystej plaży słonecznej Malty i niemal czuła na twarzy słone muśnięcie morskiej bryzy. „To będzie przygoda!”, uśmiechnęła się sama do siebie. Malownicza wyspa, zapach historii i znani ludzie filmu. Tak, tego właśnie było jej trzeba. A na dodatek spędzi czas z dziewczynami, a z nimi zawsze można było liczyć na przyjemne szaleństwo.

Nawet jeśli jej wyobrażenia, że uda im się spotkać z serbskim reżyserem i dostać do jego produkcji, okażą się zbyt śmiałe, to i tak wyprawa warta była grzechu. Zresztą kto wie?! Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, a w Polsce Malwina chwilowo wykorzystała swoje szanse. Przynajmniej takie miała wrażenie.

Już drugi sezon grała niewielką, lecz stałą rolę w serialu, na który leciały gromy ze strony widzów i krytyków za papierowe postacie, drętwe dialogi, dekoracje ze styropianu, kostiumy niczym kupione na bazarze. Co jednak ciekawe, z serialem „Zagubione ścieżki” było zupełnie jak z disco polo – nikomu się nie podobał, a wszyscy potrafili cytować jego teksty.

W okresie świąt Bożego Narodzenia Malwina znalazła się przez przypadek na jednym z tych nudnych bankietów, które dział promocji organizował, by pokazać światu, że ekipa serialu stanowi jedną wielką rodzinę. Dziewczyna zazwyczaj unikała tego typu wydarzeń, bo śmieszyły ją sztuczne uśmiechy, nadmuchane komplementy, którymi obrzucały się koleżanki z planu, jednak tamtego wieczoru nie miała lepszych zajęć. Poza tym jej nowa sukienka w zmysłowym kolorze głębokiej czerwieni niemal krzyczała z wieszaka, że czas zaprezentować ją na salonach.

Na przyjęciu uwagę Malwiny przykuły dwie gwiazdy, które co chwila wybuchały salwami śmiechu i niczym papużki nierozłączki podtykały sobie nawzajem co lepsze kąski z długiego stołu zastawionego ładnie udekorowanymi daniami. A przecież w środowisku aż huczało, że jedna drugiej próbowała niedawno podebrać miejsce w telewizyjnym show, co skończyło się tym, że producent wybrał ich mniej znaną, ale za to zupełnie niekonfliktową koleżankę. Teraz aktorki miały zapewne wspólny cel, mogły niczym wiedźmy na sabacie przygotowywać strawę nienawiści dla tej trzeciej.

Malwina zauważyła, że nie tylko ona przygląda się z rozbawieniem serialowym gwiazdom. Robił to także szpakowaty mężczyzna w dobrze skrojonym, choć nieco staromodnym garniturze, oparty o ścianę ze szklanką whisky w dłoni. Co pewien czas notował coś w małym kajecie. Wyglądał na osobę, która z takich obserwacji potrafi zrobić użytek, więc przyszło jej do głowy, że musi być dziennikarzem.

– Niezły cyrk, prawda? – zagadnęła.

– A pani nie lubi zabawiać się w klowna? – Spojrzał na nią z kpiarską miną.

– Wolę wkładanie głowy w paszczę lwa. Jak się bawić, to na całego – zażartowała.

– Świntuszka z pani.

– Gdzie tam! – Uśmiechnęła się kokieteryjnie.

– Mam na myśli stwierdzenie „na całego”. Wie pani chyba, że pierwotnie miało wulgarne znaczenie? Teraz się zneutralizowało, ale kiedyś…

– Coś tak czułam, że zna się pan na słowach. – Obdarzyła go przeciągłym spojrzeniem. – Dziennikarz?

– Wyglądam jak paparazzo? – Skrzywił się z obrzydzeniem.

– Ależ nie chciałam pana urazić. – Malwina zaczęła się wycofywać. – Po prostu zdawało mi się…

– Czujna z pani osóbka. Faktycznie lubię pisać. Eustachy Malicki, nie zdążyłem się przedstawić. – Zaczesał ręką trochę przydługą grzywkę.

– Ach, scenarzysta? Bardzo mi miło, Malwina Drobna. – Dziewczyna wyciągnęła dłoń do swojego rozmówcy, którego nazwisko dobrze znała z wydruków scenariuszy.

– Drobna? – Przytrzymał jej rękę.

– No wiem, nazwisko nie bardzo przystaje… – powiedziała, mając na myśli swoje mocno kobiece kształty.

– Próbuję sobie przypomnieć, jaką postać dla pani piszę – wytłumaczył. – Bo jest pani aktorką, prawda?

– Hm… gram taką małą rólkę… Wioletty… Nic dziwnego, że pan nie pamięta.

– A, to faktycznie nieco bezbarwna postać. Powinienem był się lepiej postarać. Gdybym wiedział… – Spojrzał na nią z sympatią.

Jednocześnie wypuścił jej dłoń spomiędzy palców, co ku swemu zaskoczeniu odczuła jako zawód.

I takie były ich początki. A potem zaczęto widywać ich razem, na premierach filmowych, w kawiarniach. Już z daleka widać było, że świetnie się czują w swoim towarzystwie. Malwina cieszyła się, że w końcu poznała kogoś równie błyskotliwego jak jej ojciec. Do tej pory tylko on był dla niej wzorem mężczyzny inteligentnego, opiekuńczego, wrażliwego, który, kiedy trzeba, potrafi postawić na swoim.

Tata był jej opoką, a jednocześnie intelektualnym wyzwaniem, sprawiał, że nieustannie czuła potrzebę rozwoju, by nadążyć za jego humanistyczną wiedzą, za jego pragnieniem zgłębiania ludzkiej duszy. Podziwiała ojca za to, że po śmierci żony, a jej matki, szybko się otrząsnął i potrafił zająć nastoletnią córką, mimo że jako profesor na wydziale slawistyki Uniwersytetu Warszawskiego i redaktor w czasopiśmie „Słowiańskie Legendy” miał mnóstwo pracy. Eustachy jej go przypominał, zwłaszcza że byli w podobnym wieku.

Malwina znajomości z mężczyznami traktowała lekko, bardziej jak zabawę niż próbę budowania związku, żyła z przekonaniem, że i tak żaden nie dorówna jej ojcu. Eustachy rozpalił w niej nieśmiały płomyk nadziei, jakiego dotąd nie znała. Lecz nie zwykła się angażować, więc podchodziła do tej znajomości z dystansem, tłumaczyła sobie, że interesuje się dojrzałym mężczyzną wyłącznie dla własnych korzyści.

Bo przecież kontakty z nim mogły jej takie przynieść. Wierzyła, że scenarzysta rozbuduje jej rolę i będzie mogła w końcu zaistnieć na ekranie dłużej niż przez dwie minuty w co piątym odcinku, jednak przyjaciel szybko wyprowadził ją z błędu. Liczą się tylko słupki oglądalności i wyniki ankiet, tłumaczył. Jeśli widz przywiązał się do Ilonki i Baśki, to właśnie ich twarze mają się do niego uśmiechać z telewizora, o żadnej Wioletcie nie może być mowy. Tak przynajmniej uważał producent, do którego Eustachy miał pełne zaufanie i który wypłacał mu pensję.

Po otrzymaniu tej informacji Malwina chodziła dwa dni jak struta.

„Jak niby publiczność ma ją pokochać, jeśli nie ma na to szansy?”, złościła się. „Cholerne zamknięte koło!”.

Postanowiła jednak, że nie będzie naciskać na Eustachego, który, dobrze o tym wiedziała, ma własne problemy. Chciała postawić na niego jako na przyjaciela, nie zaś na filmowca, a rozwiązania swoich aktorskich problemów szukać sama.

Dlatego teraz tym chętniej zgłębiała w laptopie informacje o Malcie. Przeglądała w internecie zdjęcia skalistych urwisk, zatoczek, w których na falach kołysały się niezwykle kolorowe łódki, potężnych kamiennych budowli Valletty – najdalej na południe wysuniętej stolicy Europy. Z zaskoczeniem odkryła, że na wyspę latają tanie linie bezpośrednio z Warszawy. Zalogowała się na konto w banku i sprawdziła stan swoich oszczędności. Wyglądał mizernie. Nie miała jednak czasu, by zastanawiać się nad tym, bo z zamyślenia wyrwało ją głośne pukanie do drzwi. „Kogo licho niesie o tej porze? Czyżby ojca?”, wzdrygnęła się.

Tata potrafił zjawić się w środku nocy, gdy naszła go potrzeba przedyskutowania jakiejś niecierpiącej zwłoki egzystencjalnej kwestii lub gdy zapragnął zwyczajnie poprzebywać, jak to mówił, w najlepszym towarzystwie. Wyciągała wtedy schowane na takie okazje piwo i rozpijała je z nim na spółkę. Więcej milczała, wsłuchując się w jego niski głos, niż sama mówiła, delektowała się chwilą. Teraz jednak na progu stała nieznajoma kobieta w wieku trudnym do określenia. Niewątpliwie była od Malwiny dużo starsza, ale jej klasyczna uroda, zadbane włosy i twarz niemal bez zmarszczek nadawały jej wyglądowi młodzieńczy blask.

– Nie wstyd ci? – Obrzuciła dziewczynę złowrogim spojrzeniem. – Żeby tak kobieta kobiecie!

– My się znamy? – Malwina w pierwszej chwili sądziła, że nieznajoma pomyliła drzwi.

– Znamy, nie znamy, jakie to ma znaczenie. Wpuścisz mnie, czy będziesz tak trzymać na progu? – powiedziała i nie czekając na odpowiedź, wparowała do mieszkania.

Teraz dopiero, w lepszym świetle Malwina zobaczyła, że kobieta nie jest aż tak perfekcyjna, jak pierwotnie jej się zdawało. Miała odrosty, niewielkie, lecz jednak wyraźnie różniące się od koloru jej złotych włosów.

– To jakaś pomyłka. – Młoda gospodyni rozłożyła ręce.

– Nie ma takiej opcji. – Nieznajoma zaczęła nerwowo szukać czegoś w swojej dużej skórzanej torbie. – Przecież cię poznaję. O proszę! – Wygrzebała kolorowe czasopismo. Otworzyła na jednej ze stron i podstawiła Malwinie pod oczy.

– Też coś! – prychnęła dziewczyna.

Ze zdjęcia zamieszczonego tuż pod reklamą podpasek uśmiechał się Eustachy, który… trzymał Malwinę pod rękę. Długa suknia z dekoltem uwydatniała jej obfity biust i stanowczo za mocno opinała biodra. „Wyszłam za grubo, jak zwykle”, pomyślała. Fotografii towarzyszył podpis: Nowa zdobycz scenarzysty „Zagubionych ścieżek”?.

– Nie mówił ci, że ma żonę?

– Ale chyba pani nie myśli… – Malwina dopiero teraz zrozumiała, kto przed nią stoi.

– Ja nie myślę, ja wiem. Od dawna wiedziałam. Takie rzeczy się po prostu czuje.

– Zapewniam, że…

– Nie rób ze mnie głupiej. Kiedy mężczyzna stara się znaleźć w łóżku przed tobą, a potem zaczyna chrapać, gdy wsuwasz się pod kołdrę, nie trzeba specjalnych wyjaśnień. – Mówiła głosem pełnym żalu. – Zastanawiałam się tylko, co możesz mu dać, czego ja nie dałam?

– To nie tak, naprawdę. Jesteśmy z Eustachym…

– Kiedyś zostałabyś ukamienowana. – Rozejrzała się po pokoju Malwiny. – Ale i teraz… takie jak ty muszą mieć nauczkę.

– Proszę mnie nie straszyć. – Malwina nagle przybrała hardą postawę. Nienawidziła, gdy ktoś stawał się wobec niej agresywny.

– Nie straszę, chcę tylko, żebyś wiedziała, że w telewizji znam wszystkich. Myślisz, że kto załatwił Eustachemu pracę? Naprawdę sądziłaś, że aż tak genialnie pisze?

– Pani mąż ma talent. – Malwina odruchowo zaczęła bronić przyjaciela.

– O tak, talent do dziwkarstwa! – prychnęła kobieta. – Tylko zapomniał chyba, z kim zadarł.

– To raczej niemożliwe.

– A ty, kochaniutka, możesz zapomnieć nie tylko o „Ścieżkach”, to znaczy o tej swojej śmiesznej rólce, ale nawet o zmywaniu talerzy w barobusie! Zapewniam cię, że twoja noga w naszej telewizji więcej nie postanie. – Zmroziła Malwinę spojrzeniem.

– Jasne! A od kiedy to pani o tym decyduje? – odgryzła się dziewczyna.

– Od kiedy jestem córką mojego ojca. Nazwisko Miłkowski coś ci mówi?

– To… pani tata? – Malwinie przebiegły po plecach ciarki.

Jeśli faktycznie stała przed nią córka Waldemara Miłkowskiego, prezesa Miłkowskiego, to… Wolała nawet o tym nie myśleć. A przecież mogła wyjaśnić tej kobiecie, że naprawdę poza serdeczną przyjaźnią nic jej nie łączyło z Eustachym. Mogła, ale teraz było już za późno. Obie na fali gniewu dobrnęły za daleko, by potrafiły się wycofać. Żona jej przyjaciela, przychodząc tu, wydała już na nią wyrok, a Malwina niesłusznie oskarżona, napadnięta na swoim terenie, czuła się urażona. Zresztą jak miała wytłumaczyć tej kobiecie, że Eustachy zwyczajnie jej nie chciał?

– I co, zrozumiałaś? – Oczy kobiety zwęziły się w wąskie szparki.

– Wie pani co? A jakbyśmy tak na chwilę usiadły? Porozmawiamy, napijemy się wina. O, jeszcze mi trochę zostało! – Malwina sięgnęła po niemal pustą butelkę stojącą na stoliku.

Nie lubiła, gdy ktoś nachodził ją w środku nocy, jednak córkę głównego szefa należało jakoś ugościć.

– Robisz wielki błąd, dziewczyno. – Żona Eustachego zamiast do pokoju zrobiła krok w stronę drzwi.

– Ale zaraz, ja tylko chciałam…

– Nie będę piła z dziwką. – Cała się zatrzęsła.

Rzuciła na podłogę czasopismo i odwróciła się na pięcie. Trzasnęła drzwiami z takim impetem, że omal nie wyleciały z futryn.

– Spać, do cholery! – Zabrzmiał donośny głos sąsiada, który wystawił głowę na korytarz, po czym w uszach Malwiny rozdzwoniła się cisza.

„No to sobie pojechałam na Maltę”, pomyślała i osunęła się na krzesło. „Teraz na pewno będę miała za co”.

ROZDZIAŁ 3

Nazajutrz obudził Malwinę dźwięk komórki. Niechętnie otworzyła oczy i omiotła wzrokiem bałagan w pokoju, porozrzucane w nieładzie poduszki, kieliszki do połowy wypełnione winem, przestrzeń mocno oświetloną promieniami słońca, które wpadało przez duże połaciowe okna. Dziewczyna powoli sięgnęła ręką po telefon leżący na nocnej szafce. Była pewna, że zaraz usłyszy zdenerwowany głos swojego agenta i dowie się, że właśnie wyleciała z serialu. Ku jej zaskoczeniu to jednak nie jego imię migało na wyświetlaczu.

– Cześć, Miśka. – Niezbyt żywiołowo przywitała koleżankę.

– Mam tę moc! Mam tę moc! – Miśka odśpiewała słowa znanej filmowej piosenki. – Możesz mi pogratulować.

– O czym ty mówisz? – zdziwiła się Malwina.

– A jak myślisz? Zapomniałaś już od wczoraj?

– Czyżby udało ci się załatwić akredytacje na festiwal? – Malwina natychmiast się ożywiła.

– No… nie przesadzajmy. Aż tak prędka to nie jestem. Póki co przekonałam matkę, że musi mnie ze sobą zabrać.

– Ciebie? Tylko? – Z Malwiny szybko uszło powietrze.

– Roztoczyłam przed nią wizję, jak to oczaruję Mrvicia, bo przecież jego nowy film nie może się beze mnie obejść.

– I…?

– Wiesz, że potrafię rozmawiać z Baśką. – Gdy była w dobrym humorze, nazywała swoją mamę imieniem. – Łyknęła mój pomysł bez problemu. A wtedy dodałam, że potrzebuję wsparcia gwiazd, więc musicie ze mną lecieć.

– Na pewno była zachwycona – westchnęła Malwina.

Po wczorajszej nocnej wizycie uaktywnił się nieznany jej prawie pierwiastek sceptycyzmu.

– Wyobraź sobie, że uznała, że to niezły pomysł. Bo wy podobno potraficie mnie zmotywować – tłumaczyła. – Zupełnie jakbym sama nie miała dość zapału, by zdobyć dobrą rolę – burknęła już bardziej do siebie.

– No, to jeszcze twoja matka musi przekonać tego swojego.

– A jak myślisz, co właśnie zrobiła? – Miśka powiedziała to tonem znudzonej gwiazdy. – Wyobraź sobie, że Marcin ma na tym festiwalu chody. Jest członkiem jury czy coś takiego. W każdym razie z akredytacjami nie powinno być problemu. Podjarał się nawet, że zjawi się w hotelu otoczony wianuszkiem pięknych kobiet.

– Klaudię też w to wliczasz? – Malwina zaśmiała się trochę szyderczo.

– Klaudia to nasz skarb. – Miśka odparowała z przekonaniem. – Nasz podręczny kontrast. Dopiero na jej tle naprawdę błyszczymy.

– Ale z ciebie jędza.

– Ha, ha, sama zaczęłaś. Najważniejsze, że jedziemy. Ależ miałam dobry pomysł z tym festiwalem. – Miśka dodała uradowana.

– Ty miałaś?

– No, dobra, trochę mnie zainspirowałaś. Już się nie czepiaj, lepiej zbieraj załogę!

– Chętnie, tylko pojawił się mały problem – westchnęła Malwina.

– Kiedy się pojawił, w nocy? – Miśka od razu się najeżyła.

– No właśnie…

– No nie! Znowu pech? Teraz nie możesz mnie wystawić – rzekła tonem niecierpiącym sprzeciwu.

– Muszę po prostu poukładać swoje sprawy. Daj mi kilka dni.

Malwina nie miała ochoty wyjawiać szczegółów kłopotliwej sytuacji, w jakiej się znalazła. Gdy chodziło o finanse, zawsze była powściągliwa, nie lubiła się przyznawać, że trudno jej czasem związać koniec z końcem. Przecież nie tak miało wyglądać jej gwiazdorskie życie.

– Masz dwa dni, a potem kupujemy bilety – zakomenderowała Miśka.

Ona, na szczęście dla Malwiny, nie lubiła zajmować się cudzymi kłopotami.

***

Następnego dnia Malwina udała się na plan filmowy z duszą na ramieniu. Obawiała się, że gdy wejdzie do garderoby, powitają ją zdziwione spojrzenia charakteryzatorek. Skoro we współczesnym świecie najwyżsi rangą przedstawiciele rządu potrafią dowiadywać się z mediów, że stracili stanowisko, to co dopiero mogło się wydarzyć w przypadku takiej aktoreczki jak ona? Pewnie po prostu zapomnieli do niej zadzwonić.

A jednak Mariola, charakteryzatorka z mocno napompowanymi botoksem ustami, podeszła do niej jakby nigdy nic i zaczęła tuszować fluidem kilka wyprysków, które, jak zawsze przed miesiączką, pojawiły się aktorce na czole. Malwina nie lubiła tych wszystkich upiększających zabiegów, przez które ściągali ją dwie godziny przed czasem na plan, często niemal w środku nocy, i zamiast pozwolić jej zjeść na spokojnie śniadanie w barobusie, pacykowali pędzelkami niczym porcelanową lalkę.

Właściwie, gdyby tak się dobrze zastanowić, nie lubiła w aktorstwie wielu rzeczy, a przede wszystkim czekania, z którego składała się większość jej pracy. Najpierw czekała, kiedy „kostiumy” wystroją aktorów, potem kiedy charakteryzatorki stworzą na ich twarzach malowidła. Następnie zaczynały się pląsy oświetleniowców, a nieraz miała wrażenie, że to właśnie światło jest prawdziwym królem na planie. Bo gdyby wziąć pod uwagę czas, jaki poświęca się na nakręcenie filmu, okazałoby się, że najwięcej zajmuje ustawianie reflektorów, lamp i lampeczek oraz kręcenie nosem operatora, że światło nie jest dość naturalne, a cienie wystarczająco głębokie.

Malwina jako postać trzecio-, a może i czwartoplanowa musiała czekać na swoje sceny przeplatane tymi dużo ważniejszych od niej osób, więc to znowu wydłużało dzień pracy. Na dodatek główny reżyser próbował maskować mankamenty produkcji wynikające z mizernego budżetu, braku statystów, małej liczby plenerów, więc każdą scenę kręcił z kilku ujęć i starał się wycisnąć z niej jak najwięcej. Na początku, gdy produkcja dopiero się rozkręcała, ekipa była pełna podziwu dla jego perfekcjonizmu, teraz jednak klęła pod nosem, że wpędza ją w nadgodziny.

– Słyszałaś, jakie jaja? – Głos charakteryzatorki wyrwał Malwinę z zamyślenia. – Ponoć wywalili głównego scenarzystę.

– Zwolnili Eustachego? – Malwina się usztywniła.

– Nie dali mu nawet dokończyć odcinka, który pisał.

– Jak to? – Dziewczyna spojrzała ze zdziwioną miną na odbicie charakteryzatorki w lustrze, choć nietrudno jej się było domyślić, kto stoi za tym wydarzeniem.

– Ludzie mówią, że stary wezwał go dziś do siebie, a potem słychać było ich kłótnię. Wiesz, twardogłowemu niewiele potrzeba. – Kobieta wydęła wyraziste usta. – Zresztą podobno ktoś jeszcze ma polecieć.

– Naprawdę? – Młoda aktorka zerwała się z fotela. – Wiesz… przepraszam cię, ale muszę pilnie zadzwonić.

I tak jej upiększanie nie miało już sensu. Zraniona żona Eustachego na pewno doniosła na nią tatusiowi. Malwina wybiegła na korytarz i pospiesznie wybrała na komórce numer przyjaciela. Sygnał wbijał się miarowym dźwiękiem w jej ucho, lecz telefonu nikt nie odebrał. Wróciła więc jak zbity pies do garderoby, a potem udała się do hali mieszczącej dekoracje imitujące mieszkanie głównych bohaterów. Pomyślała, że skoro dotąd nikt jej nie wezwał, to pewnie reżyser chce być na tyle miły, by osobiście się z nią pożegnać.

Stanęła z boku, bo „świetlicy” rozkładali sprzęt, i zastanawiała się, skąd weźmie pieniądze na wyjazd. Teraz gdy już i tak nic jej nie trzymało w Warszawie, tym bardziej go pragnęła i tym wyraźniej zdała sobie sprawę, że najzwyczajniej ją na niego nie stać.

– Malwina, podejdź do reżysera! – zakrzyknął kierownik planu.

„A więc to koniec”, przemknęło jej przez głowę.

– Mam dla ciebie newsa – zaczął reżyser, niewysoki, chuderlawy blondyn. – Wezwał mnie dzisiaj prezes i…

– Tak…? – Niemal poczuła, że zbiera jej się na płacz, choć uważała się za twardą babkę.

Dotąd dręczyła ją perspektywa, że może utknąć na wiele lat w serialu, który z jednej strony dawał jej utrzymanie, z drugiej jednak przykuł do jednej i to niezbyt ciekawej roli. Teraz jednak ścisnęło ją w dołku na samą myśl, że więcej nie wróci do tej hali.

– Malwina, wiesz, że nie lubię nikomu kadzić. Jednak muszę przyznać, że dobrze mi się z tobą pracuje…

Reżyser poprawił daszek bejsbolówki, która stanowiła nieodzowny element jego garderoby. Pomyślała, że czuje się skrępowany. Na jego miejscu też by była.

– Ja wiem, nie ma silnego na prezesa – próbowała mu pomóc. Wolała mieć to już za sobą.

– To prawda, jak sobie coś postanowi… Ale w tym konkretnym przypadku ja go całkowicie popieram.

„A to palant!”, zrobiło jej się przykro.

– Aha, rozumiem. Mam się zbierać już teraz czy po dzisiejszym planie? – Wyrzuciła z siebie, wbijając paznokcie w palce, by zachować spokój i godność. Nie chciała się rozpłakać.

– Zbierać? A dokąd? – Uniósł brwi zdziwiony.

– No… rozumiem, że chcesz mnie zwolnić.

– A skąd ci to przyszło do głowy?! – zaśmiał się głośno.

– Przecież mówiłeś, że prezes…

– Dostrzegł w tobie potencjał. Kazał rozbudować twoją rolę. Osobiście dostrzegł, rozumiesz? – Reżyser uścisnął dłoń Malwiny i dynamicznie nią potrząsnął.

– Jak to? – Dziewczyna nie mogła uwierzyć własnym uszom.

– Zleciłem już, by scenarzyści się tym zajęli. Szykuj się, że po przerwie wakacyjnej będziesz mocno zajęta.

Malwina stała jak wryta. Poruszała wargami, jakby chciała coś powiedzieć, ale z jej ust nie wydobywały się słowa.

– Co, nie pasuje ci? – Mocno się zaniepokoił. – Spóźniliśmy się, tak? Cholera! Dostałaś coś gdzie indziej?

– Nie, nie. To znaczy… mam coś w planach, ale to odległa sprawa. Po prostu jestem trochę…

– Uf, a już myślałem, że będę się musiał tłumaczyć przed starym. Wiesz, jak tego nienawidzę.

– …zdziwiona, ale bardzo się cieszę. Dziękuję. – Cmoknęła go w policzek, by zatuszować swoje zaskoczenie.

– No, to do roboty! – Spojrzał na zegarek.

Zrobił krok w stronę stanowiska „podglądu”, ale odwrócił się jeszcze do Malwiny:

– A, i stary prosił, żeby ci przekazać pozdrowienia od jego córki.

– O! Naprawdę? – bąknęła Malwina.

A więc o to chodziło! Nagle wszystko stało się jasne. „Czyżby córeczka prezesa próbowała mnie przekupić, żebym odczepiła się od jej męża? Ludzie mają dziwne sposoby załatwiania spraw, a ta kobieta szczególnie. Najpierw groziła, że nikt mi już nie da pracy, a teraz sama mi ją załatwiła. Może stwierdziła, że dzięki wielu godzinom na planie nie będę miała czasu na spotkania z Eustachym? Kazała tatusiowi usunąć męża z produkcji i załatwione. Ech, gdyby tylko wiedziała, jak się sprawy mają naprawdę”, rozmyślała dziewczyna. Najgorsze, że pieniędzy za większą rolę mogła spodziewać się dopiero na jesieni, choć tak bardzo by jej się teraz przydały.

Wieczorem zadzwonił Eustachy. Już po pierwszych słowach Malwina wyczuła, że potrzebuje pocieszenia. Sama też zresztą chciała się z nim rozmówić.

– Może wpadniesz? Mam chyba jeszcze jakieś piwo – zaproponowała.

– Wolałbym się porządnie urżnąć. Spotkajmy się w pubie – odpowiedział.

Pół godziny później siedzieli już na wysokich barowych stołkach oświetlonych przytłumionym, zielonkawym światłem, które nadawało twarzom nieco kosmiczny wygląd, i dawali powód do kolejnych plotek na swój temat. Eustachy zdawał się tym jednak nie przejmować.

– Powiedziałem żonie. Wywaliłem wszystko kawa na ławę – zakomunikował Malwinie, wlewając w siebie „wściekłego psa”.

– Naprawdę? A kiedy to zrobiłeś?

– Dzisiaj rano. Zbierałem się, zbierałem, ale ciągle to nie była ta chwila. Aż nagle, wystarczyło, żeby Magda przypaliła mleko. Tak mnie to jakoś rozsierdziło… Może ten zapach, a może jej niezdarność…

– I co, przy jajecznicy oświadczyłeś jej, że masz kochanka? – zaśmiała się Malwina.

– Już dawno powinienem to zrobić. – Jemu jakoś nie było do śmiechu.

– I…? Jak zareagowała? – Malwina pociągnęła potężny łyk dżinu z tonikiem.

Rzadko mogła sobie na niego pozwolić, ale Eustachy lubił bawić się w dżentelmena i stawiać jej drinki.

– Naprawdę chciałem jej tego oszczędzić. – Zmienił się na twarzy. – Dlatego tak zwlekałem.

– Wyobrażam sobie. Ale wiesz, nie ma dymu bez ognia. – Malwina poklepała go po ręce. – Wina nigdy nie leży po jednej stronie. Może gdyby żona lepiej o ciebie dbała, gdyby na przykład urodziła ci dziecko…

– O kurwa, wtedy dopiero byłbym ugotowany. – Wlał w siebie kolejną lufkę. – Zresztą ona chciała dobrze, to ja jestem popieprzony. Zawsze byłem, tylko nie chciałem się do tego przyznać.

– Zawsze? – Wbiła w niego spojrzenie zielonych oczu. – Myślałam, że wzięło cię niedawno, przy Filipie. – Wspomniała imię młodego producenta „Ścieżek”, który zawrócił w głowie jej przyjacielowi.

– Przy nim przypomniałem sobie, kim jestem, a właściwie kim kiedyś byłem. Zanim stłamsiłem w sobie…

– Czyli miewałeś już wcześniej takie przygody? – dopytywała.

– Raz i było to bardzo dawno. Poderwałem Magdę na studiach, bo chciałem o kimś zapomnieć. Ona była bystra, oczytana, mieliśmy podobne zainteresowania… Wydawało mi się, że to wystarczy. Gdybym wtedy wybrał inaczej… Moja matka miała słabe serce. Nie zniosłaby tego, że jej synek jest gejem.

– Ach, tak? – Pokiwała głową ze zrozumieniem.

Znała jego sekret od dawna. Wciąż jednak miała nadzieję, że jego zainteresowanie wysokim i dobrze zbudowanym producentem „Ścieżek” jest bardziej formą artystycznego buntu, chęcią łamania konwenansów niż faktyczną fascynacją mężczyzną, i że może się nawróci. Nie żeby była pruderyjna, po prostu fascynowała ją nietuzinkowa osobowość Eustachego i uważała, że jego ostateczne przejście na drugą stronę będzie niepowetowaną stratą dla kobiecego rodu. Wśród znajomych miała takich, którzy nie gardzili żadną z płci, więc czemu i on nie miałby należeć do tej kasty.

– A wiesz, że twoja Magda mnie wczoraj nawiedziła? – rzekła Malwina.

– Jak to? Przyszła do ciebie? Skąd znała adres? – Wyraźnie się zagotował. Opuścił ciężko dłoń na blat baru. Barman myślał, że to sygnał dla niego i nalał mu następną setkę.

– W sumie nietrudno to sprawdzić. Wystarczy zajrzeć do dokumentów serialu, a ona chyba nie ma z tym problemu.

– To prawda, ale czego chciała? Pytała o Filipa? Myślę, że już się czegoś domyślała – rzekł Eustachy.

– Nie sądzę. Była pewna, że to ja mam z tobą romans. – Malwina wzruszyła ramionami. – Przyniosła mi jakąś gazetę z naszym zdjęciem. Najpierw mnie napadła, nawet mi groziła, a potem załatwiła mi większą rolę.

– Hm… umie być oryginalna.

– Mało powiedziane.

– Było jej pewnie głupio, że poszła pod niewłaściwy adres. Chciała ci jakoś wynagrodzić – wyjaśnił. – Ona nie jest jędzą – rzekł z ogromną dozą ciepła w głosie – ale trudno jej przychodzi, by powiedzieć „przepraszam”.

– Czy tobie przypadkiem nie zależy na niej nadal? – Spojrzała na niego uważnie.

– I to jest w tym wszystkim najgorsze.

„Biedak”, pomyślała Malwina. Żałowała, że dla niej nie znalazł miejsca w swoich miłosnych wielokątach, z drugiej strony uważała, że szkoda czasu na skomplikowane układy damsko-męskie. Życie jest za krótkie, więc trzeba łapać chwile. Jest tyle możliwości, tyle smaków, zapachów skóry, nie można się ograniczać. Jej matka, ciotka i babcia hołdowały zasadom monogamii i co z tego miały? Wszystkie zmarły wcześniej, nie zaznawszy smaku uniesień. Malwina postanowiła uczyć się na ich błędach. Była pewna, że obciążona dziedzicznymi chorobami sama też nie dożyje starości. Trzeba było łapać wiatr w żagle, póki pora, dlatego cieszyła się, że już niedługo wyruszy w podróż. O ile oczywiście znajdzie na wyjazd fundusze.