Kroniki Archeo. Zaginiony klucz do Asgardu
- Wydawca:
- Zielona Sowa
- Kategoria:
- Dla dzieci i młodzieży
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-7895-415-6
- Rok wydania:
- 2013
- Słowa kluczowe:
- apetyt
- archeo
- asgardu
- bornholmie
- dodatkowo
- helenkę
- klucz
- kroniki
- poznają
- rzucającego
- skrzynie
- storma
- widok
- wyobraźnię
- zaginiony
- mobi
- kindle
- azw3
- epub
Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).
Kilka słów o książce pt. “Kroniki Archeo. Zaginiony klucz do Asgardu”
Magiczne runy! Pościg! Groza!
Wykopaliska archeologiczne na wyspie Wolin to dla Ani i Bartka istny raj! Kiedy przypadkiem poznają Helenkę, sprawy przybierają zaskakujący obrót. Wizja skarbu i podejrzani ludzie wyciągający w środku nocy z głębin rzeki tajemnicze skrzynie, rozbudzają ich wyobraźnię. Spotkanie z Gardnerami na Bornholmie dodatkowo zaostrza apetyt na nowe przygody. Jednak zaginięcie profesora Ragnara Storma oraz widok nieznajomego mężczyzny rzucającego się z klifu wprost we wzburzone morze wywołuje w nich grozę. Czy ten skarb wart jest takiego ryzyka?
Zaginiony klucz do Asgardu to szósty tom bestsellerowej serii Kroniki Archeo!
Ponure skandynawskie zamczyska, przerażające swym ogromem klify oraz mgły, które, spowijając bezkresne pustkowia, kryją niejedną tajemnicę…
Polecane książki
Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Agnieszka Stelmaszyk
Pomysł serii: Agnieszka Sobich i Agnieszka Stelmaszyk
Tekst: Agnieszka Stelmaszyk
Ilustracje: Jacek Pasternak
Redaktor prowadzący: Agnieszka Sobich
Korekta: Agnieszka Skórzewska
Projekt graficzny i DTP: Bernard Ptaszyński
© Copyright for text by Agnieszka Stelmaszyk, 2012
© Copyright for illustrations by Jacek Pasternak
© Copyright for this eedition by Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o., Warszawa 2013
All rights reserved
ISBN 978-83-7895-321-0
Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o.
00-807 Warszawa, Al. Jerozolimskie 96
tel. 22 576 25 50, fax 22 576 25 51
www.zielonasowa.pl
wydawnictwo@zielonasowa.pl
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
Na niemal pustym peronie kopenhaskiego metra rozległo się echo pośpiesznych kroków. Christian Bjerregaard rozejrzał się nerwowo. Odkąd zaginął profesor Ragnar Storm, jego doktorant wciąż miał poczucie, że ktoś go śledzi. Ba, po ostatnich wydarzeniach Christian był już tego pewien.
Przy końcu peronu stała kobieta i czytała poranną prasę. Wyglądała zupełnie zwyczajnie i nie wydała się Christianowi podejrzana. Młody mężczyzna niedbałym ruchem ręki odgarnął z czoła jasną grzywkę, która opadła mu aż na rudawe brwi i zielone oczy. Niewielki kucyk z tyłu głowy sprawiał, że Christian przypominał nieco nastolatka, choć tak naprawdę był o wiele starszy. Rozpiął niebieską wiatrówkę i poluzował sobie kołnierzyk koszuli. Ze zdenerwowania było mu duszno i gorąco.
Na dworcowym zegarze wyświetliła się godzina szósta i na stację punktualnie wjechała kolejka. Zatrzymała się dokładnie przed przezroczystymi rozsuwanymi drzwiami, które wraz ze szklanym ekranem oddzielały peron od torowiska. Bjerregaard przycisnął aktówkę mocniej do siebie i wsiadł do kolejki. Jego myśli uparcie krążyły wokół notesu, który właśnie odnalazł w tajnej skrytce. Christian nie zdołał jeszcze przejrzeć jego zawartości, ale już pierwszy rzut oka wystarczył, żeby stwierdzić, że zawiera jakieś tajne zapiski profesora i niezrozumiałe szyfry. Czy stanowią one klucz do rozwiązania zagadki, nad którą Storm ostatnio pracował? I czy wyjaśnią okoliczności jego zniknięcia?
Christian nie mógł się doczekać, kiedy w końcu w spokoju obejrzy notatki Storma. Najpierw jednak czekało go jeszcze jedno zadanie do wykonania: musiał spotkać się z bratem profesora.
Hans Christian Andersen
urodził się 2 kwietnia 1805 roku w biednej dzielnicy Odense w Danii. Jego ojciec, Hans Andersen był szewcem, a matka, Anne Marie z domu Andersdatter – praczką. To babka wprowadziła małego Hansa Christiana w świat niezwykłych opowieści i baśni. Przyszły bajkopisarz pragnął jednak zostać aktorem.
We wrześniu 1819 roku wyjechał w tym celu do Kopenhagi. Uczęszczał tam do szkoły baletowej, próbował grać w teatrze, ale z mizernym skutkiem. Wreszcie zaczął pisać sztuki teatralne. Jedną z nich G,Miłość na Wieży Mikołaja”) zadebiutował w 1829 roku. Jego sztuki nie zawsze jednak zbierały pochlebne recenzje. Często były odrzucane, ponieważ zawierały mnóstwo błędów. Andersen nie posiadał gruntownego wykształcenia, ale dzięki wytrwałości uzyskał stypendium królewskie, które umożliwiło mu kontynuację nauki. Ukończył również studia. Przez wiele lat wspomagał go Jonas Collins. Kiedy sytuacja Hansa Christiana się poprawiła, poświęcił się pracy twórczej i rozpoczął podróże po całej Europie.
Andersen nie miał łatwego charakteru.
Był nadwrażliwy, zakompleksiony, miewał stany lękowe i często cierpiał na depresję. Czuł się osamotniony i niezrozumiany. Obawiał się, że popadnie w obłęd tak jak jego dziadek.
Autor wydał kilka tomików wierszy, opowiadań i powieści. Sławę jednak przyniosły mu baśnie dla dzieci. Pierwszy ich zbiór wydał w 1835 roku. Zachęcony powodzeniem, kontynuował ich pisanie aż do roku 1872.
Zmarł 4 sierpnia 1875 roku w Rolighed koło Kopenhagi.
Dlaczego jednak mężczyzna zażądał spotkania o tak wczesnej porze? Christian zastanawiał się nad tym długo. Tym bardziej, że wszystko wydawało mu się podejrzane. Zaczynając od tego, że nigdy wcześniej nie słyszał o tym, aby profesor Storm w ogóle miał brata. Zdawał sobie sprawę, że to mogła być pułapka, a on właśnie w nią brnął, na dodatek z tajnym notesem profesora w teczce! To mogło się źle skończyć. Nawet gdy wysiadł z metra, wciąż jeszcze się wahał, czy powinien udać się na spotkanie. Z drugiej strony, jeśli rzeczywiście Storm miał brata, to może wie on coś, co pozwoli odnaleźć profesora.
Christian szedł nabrzeżem Langelinie, aż wreszcie zatrzymał się przy posągu Małej Syrenki, wyglądającej jakby dopiero co wyszła z baśni Hansa Christiana Andersena i przycupnęła tylko na chwilę na kamieniu w pierwszych promieniach słońca. O tej godzinie posągu nie otaczał jeszcze tłum turystów, ale Syrenka nie była osamotniona. Spoglądał na nią dość niski, krępy mężczyzna. Gdy się odwrócił, Christian zdumiał się. Mężczyzna wcale nie był podobny do profesora Storma! Stanowił jego zupełne przeciwieństwo. Ragnar był wysoki i dość szczupły, o dostojnej fizjonomii. Jego brat miał przysadzistą sylwetkę, wystający brzuch, dłuższe, kręcone czarne włosy i gęstą brodę, a w niej dwa zaplecione warkoczyki.
Mała Syrenka
bohaterka pięknej baśni Hansa Christiana Andersena. Po raz pierwszy opowieść ta ukazała się w 1837 roku. Tytułowa bohaterka zakochała się w księciu, któremu uratowała życie. Syrenka z miłości do księcia wyrzekła się nieśmiertelności. Książę jednak nie odwzajemnił jej uczucia i ożenił się z inną wybranką. Na nabrzeżu portu w Kopenhadze znajduje się pomnik Małej Syrenki dłuta rzeźbiarza Edvarda Eriksena.
Przypominał Christianowi krasnoluda, który wyszedł z podziemnych pieczar na powierzchnię ziemi. „Jak on jest bratem profesora, to ja jestem egipską tancerką!” – prychnął w myślach Bjerregaard. Postanowił mieć się na baczności.
Mocniej zacisnął dłoń na uchwycie swojej aktówki i poczuł, jak pot spływa mu po karku.
– Witam! – rzekł krótko.
Starał się być stanowczy, choć głos lekko mu zadrżał.
– Cieszę się, że przyszedł pan na to spotkanie. Nazywam się Per Storm – przedstawił się mężczyzna. – Jak już wspominałem w naszej krótkiej rozmowie telefonicznej, jestem bratem Ragnara.
Christian pokiwał głową na znak, że o tym pamięta.
– Niech pana nie dziwi brak podobieństwa między nami – Per uśmiechnął się, odgadując myśli swojego rozmówcy. – Nie jesteśmy biologicznym rodzeństwem, zostałem adoptowany przez rodziców Ragnara, ale wychowywaliśmy się razem i w zgodzie, jak najprawdziwsi bracia.
– Profesor nic o panu nie wspominał – odważył się wtrącić Christian. – Aż do tej pory w ogóle nie wiedziałem o pana istnieniu.
– Powiedzmy, że kiedyś, już w dorosłym życiu, poróżniła nas pewna sprawa i kontakt między nami się urwał – Per chrząknął nieco zakłopotany – Teraz jednak, gdy dowiedziałem się o zaginięciu Ragnara, postanowiłem przyjechać do Kopenhagi.
– Dlaczego chciał się pan spotkać akurat ze mną? – Christian patrzył przenikliwie w brodatą twarz Pera.
– Ponieważ pragnę pomóc mojemu bratu i go odnaleźć. Już dawno powinniśmy się pogodzić. Ragnar przeczuwał, że coś mu zagraża. Wiem o tym z listu, który do mnie wysłał.
– Listu? – Christian zmarszczył brwi.
Musiał przyznać, że historyjka o adoptowanym bracie wydawała się przekonująca i mogła wyjaśnić wiele wątpliwości. Czy była jednak prawdziwa?
Per Storm westchnął głęboko i zagłębił palce w gęstej brodzie.
– Dostałem go już jakiś czas temu, ale, że tak powiem – zawiesił na moment głos – nie spieszyłem się z jego otwarciem. Dopiero gdy w mediach pojawiła się informacja o zaginięciu mojego brata, przypomniałem sobie o tamtym liście i w końcu go przeczytałem.
– Czy było w nim coś szczególnego? – Christian zaciekawił się.
– Tak. Żałuję, że nie zajrzałem do niego wcześniej! Być może mógłbym zapobiec temu, co się wydarzyło. Ragnar napisał, że po wielu latach badań wpadł na trop pewnej niezwykłej zagadki prowadzącej do skarbu. Sprawa musiała być poważna, skoro pojawiło się u niego kliku mężczyzn, którzy próbowali wydobyć z niego więcej informacji. Zagrozili, że jeśli nie przekaże im wskazówek do skarbu, spotka go coś złego.
Ragnar próbował grać na zwłokę. Nie chciał powierzyć im tej tajemnicy. Przewidział, że coś się wydarzy. Napisał mi, co mam zrobić – jeśli przytrafi mu się coś złego, miałem skontaktować się z panem, bo tylko panu można zaufać. Nie powinienem rozmawiać z nikim innym i mam być bardzo ostrożny, ponieważ w sprawę zamieszane są osoby nawet na wysokich stanowiskach. Podobno panu z kolei przekazał informację o tym, gdzie schował swój notes z zapiskami. To na tym notesie zależało tym przestępcom. Ragnar sprytnie go ukrył. Ma go pan?
Christian Bjerregaard zadrżał.
Wciąż nie ufał Perowi. Nie mógł zdradzić, że ma ten notes i to przy sobie!
– W pewnym sensie wiem, gdzie go znaleźć – odrzekł pokrętnie.
– To bardzo dobrze – Per ucieszył się. – Proszę nikomu go nie oddawać! Sądzę, że póki nie mają tego notesu, mój brat będzie żył. Rozumie pan? – w oczach Pera zakręciły się łzy.
Christian przytaknął ruchem głowy.
– Gdy znajdzie pan ten notes, proszę się ze mną skontaktować – Per podał kartkę z zapisanym numerem telefonu.
Zaraz potem panowie pożegnali się i rozeszli w przeciwne strony. Na ulicy pojawili się kolejni przechodnie. Christian zastanawiał się, czy któryś z nich przypadkiem go nie śledzi. Odwrócił się i spojrzał za Perem, który poszedł nabrzeżem dalej na północ, w kierunku dawnej dzielnicy portowej, z której wyrastały teraz nowoczesne budynki. Jego dziwacznej postaci nigdzie już jednak nie było.
– Hm… – mruknął Christian.
Zamyślony wszedł prosto na jezdnię i nie zdążył nawet dojść do końca przejścia dla pieszych, gdy zza zakrętu z piskiem opon wyjechał samochód.
Christian zamarł.
W ostatniej sekundzie jego umysł zaczął znowu pracować.
Bjerregaard wykonał unik, lecz było już za późno.
Poczuł przeszywający ból w udzie i zaraz potem jego ciało niczym szmaciana kukła bezwładnie przeleciało przez pół ulicy.
Rozległ się krzyk przerażonych przechodniów, a sprawca wypadku odjechał.
Christian Bjerregaard leżał na chodniku i nie dawał oznak życia. W dłoni nadal kurczowo zaciskał rączkę swojej aktówki.
Kiedy Ania z Bartkiem opuścili stanowisko archeologiczne, na którym pracowali ich rodzice, było jeszcze wczesne popołudnie. Ponieważ rozpoczęły się właśnie wakacje, mogli towarzyszyć rodzicom w ich pracy. Profesor Adam Ostrowski i jego żona Beata prowadzili badania na wyspie Wolin. Urlop planowali spędzić razem z dziećmi na Bornholmie, gdzie mieli również pojawić się Gardnerowie – ich przyjaciele z Anglii. Ania z Bartkiem z niecierpliwością odliczali dni do tej wycieczki. Na razie musieli zorganizować sobie czas w inny sposób. Wybrali się więc do skansenu, w którym można było przekonać się, jak wyglądało życie wikingów, którzy niegdyś zbudowali na wyspie własny gród.
Później rodzeństwo wybrało się na długi spacer nad rzeką Dziwną. Wreszcie, nieco zmęczeni, usiedli nad brzegiem rzeki. Ania wyciągnęła swój szkicownik i ołówkiem kreśliła niewielki rysunek. Bartek za to pisał sms-a do Mary Jane. Nagle podeszła do nich nieznajoma dziewczynka, której towarzyszył dość duży, brązowy kundelek.
Festiwal Słowian i Wikingów
W Wolinie corocznie odbywa się Festiwal Słowian i Wikingów. Jest to międzynarodowa impreza, na której spotykają się miłośnicy wczesnego średniowiecza.
– Cześć! To wy jesteście tymi dziećmi archeologów? – zapytała bez zbędnych wstępów.
– Tak, a dlaczego pytasz? – Bartek spojrzał na nieznajomą nieufnie. Musiała być mniej więcej w wieku jego siostry Miała tylko o wiele dłuższe i ciemniejsze włosy, jasną cerę i brązowe, bystre oczy. Była ubrana w zieloną bluzkę i jeansy.
– Szukacie tego skarbu? – zapytała podekscytowana.
Ania zmarszczyła brwi.
– Jakiego skarbu?
Nie rozumiała, o co dziewczynce chodzi.
– No właśnie nie wiem – odparła, drapiąc się po nosie. – Ale rozeszła się plotka, że archeolodzy wpadli na trop wielkiego skarbu wikingów.
– Muszę cię rozczarować, ale nic o tym nie wiemy – Bartek rozłożył ręce. – Jak się wabi twój pies? – zmienił temat.
Kundelek wyglądał na przyjaźnie nastawionego. Zamerdał ogonem, jakby był gotów do zabawy.
Wikingowie
Ojczyzną wikingów była Skandynawia. Wyruszali na wiking, czyli na łupieżczą wyprawę. Słowo „wiking” w języku nordyckim oznacza „piractwo”.
Dlatego wikingowie nazywani są też „piratami północy”. Swoimi szybkimi, lekkimi łodziami wypuszczali się poza krańce świata znanego wówczas Europejczykom. Wikingowie dotarli do Bizancjum i do Ameryki na długo przed Krzysztofem Kolumbem. Leif Ericsson dotarł tam prawdopodobnie 500 lat wcześniej przed kolonizatorami z Europy. Ekspansja wikingów stała się możliwa dzięki żaglom.
Kiedy dodatkowo używali wioseł, ich atak stawał się niezwykle szybki i skuteczny. Długie łodzie wikingów mogły rozwijać prędkość powyżej 10 węzłów i potrafiły pojawiać się znienacka na odległych wybrzeżach. Wikingowie wpływali w doliny rzeczne, a nawet ciągnęli swoje lekkie łodzie po lądzie, używając rolek z drewnianych kłód. Dzioby statków miały niezwykle piękną sylwetkę i były wygięte w kształt łabędziej szyi. Umieszczano na nich głowy smoków lub drapieżnych ptaków.
– To Brok – odparła. – A ja jestem Helenka Burdzińska – przedstawiła się. – Jeśli chcesz, możesz go pogłaskać, nie gryzie – Helenka zwróciła się do Ani, po której minie domyślała się, że dziewczynka ma wielką ochotę na zabawę z psem.
Ania od razu zbliżyła się do psiaka i ostrożnie pogłaskała go po grzbiecie.
– Dlaczego myślisz, że nasi rodzice szukają tego skarbu i skąd w ogóle wzięła się taka plotka? – spytała, ciągle głaszcząc Broka.
– Ostatnio można tu spotkać dziwnych ludzi, Duńczyków albo Norwegów, którzy krążą po wyspie z różnym sprzętem – wyjaśniła Helenka.
– Może to jacyś naukowcy albo wielbiciele wikingów – podpowiedział Bartek. – Ich obecność nie musi zaraz oznaczać, że szukają nie wiadomo jakiego skarbu.
– Też tak myślałam, dopóki nie zobaczyłam czegoś bardzo podejrzanego – dziewczynka oświadczyła z tajemniczą miną.
– To znaczy? – Ania zaciekawiona spojrzała na Helenkę. Schowała ołówek i szkicownik do torby przewieszonej przez ramię i czekała na odpowiedź.
– To było w maju, ale do dziś się zastanawiam, co tamci ludzie wykopali – zaczęła Helenka.
– Wykopali? – Ania dopytywała.
– No tak. Tamtej nocy bardzo jasno świecił księżyc w pełni i wcale nie mogłam spać. O świcie wstałam, ubrałam się i wzięłam Broka. Wyszliśmy na długi spacer i przybiegliśmy na Srebrne Wzgórze.
– Spotkałaś kogoś na tym spacerze? – spytała domyślnie Ania.
– Na wzgórzu usłyszałam jakieś rozmowy. Zdziwiłam się, że tak wcześnie rano ktoś już tam był. Przyczailiśmy się z Brokiem za pagórkiem i zaczęliśmy obserwować z ukrycia. Było tam dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Oni kopali coś bardzo głęboko, a ona nimi dyrygowała. Wydało mi się to dziwne, tym bardziej, że rozmawiali w obcym języku. Nie słyszałam dokładnie, ale to był chyba duński, a może norweski. W każdym bądź razie na pewno to byli Skandynawowie. Przestraszyłam się, że nas zobaczą. Na szczęście Brok jest grzecznym psem i siedział całkiem cichutko. Kto wie, mogli nam przecież zrobić coś złego…
– Powiedziałaś o tym komuś? – spytał Bartek.
– Wolałam nikomu nie mówić.
– Po co tam kopali? – Temat coraz bardziej ciekawił Anię.
– Widziałam, że wyciągnęli jakiś kamień. To mnie jeszcze bardziej zdziwiło. Myślałam, że znaleźli jakieś złoto, ale to był zwyczajny, duży kamień. Jednak ta kobieta cieszyła się tak, jakby co najmniej znalazła egipski grobowiec – Helenka do tej pory nie przestała się dziwić.
Bartek zastanawiał się.
– A może to był kamień runiczny?
– Taki z runami? – zapytała Helenka. – Być może były na nim runy, ale znajdowałam się za daleko, żeby dojrzeć takie szczegóły Wolałam się nie narażać.
– I słusznie! – rzekł Bartek.
– Ale to jeszcze nie koniec, kilka dni później spotkałam ich także na Wzgórzu Wisielców, tam również coś wykopali – Helenka doskonale pamiętała to zdarzenie. – To była mała skrzyneczka, jakby relikwiarz albo coś podobnego – dziewczynka nie była w stanie określić, czym tak naprawdę był przedmiot, który wykopała ta sama ekipa, co na Srebrnym Wzgórzu.
– Relikwiarz? Ciekawe, co się w nim znajdowało. Hm… Ci ludzie raczej nie byli archeologami – stwierdziła po namyśle Ania. – Pamiętasz, w którym miejscu wykopali ten przedmiot? Możesz nas tam zaprowadzić?
– No pewnie, chodźcie – powiedziała Helenka i razem z Brokiem cała trójka pośpieszyła w stronę Wzgórza Wisielców.
Runy
to rodzaj sekretnego pisma.
Alfabet runiczny był używany przez mieszkańców Skandynawii od III wieku n.e. Wyryte na kamieniach runicznych inskrypcje mają najczęściej charakter religijny lub są rodzajem epitafium ku czci poległych wikingów.
Kiedy dotarli we wskazane miejsce, Ania poczuła się trochę nieswojo. Nie dość, że już sama nazwa wzgórza przyprawiała o gęsią skórkę, to jeszcze okazało się, że jest to stare cmentarzysko kurhanowe. Niektóre kopce mogły pochodzić jeszcze z IX wieku.
– Ten relikwiarz – Helenka nawiązała do głównego wątku rozmowy – wydobyli mniej więcej stąd – wskazała niewielkie zagłębienie, tuż obok jednego z kopców i jaśniejszy piasek, zarośnięty już jednak trawą.
– Dziwne, że nie rozkopali kurhanu – mruknęła Ania.
– Musieli mieć pewność, że coś znajdą dokładnie w tym miejscu – powiedział Bartek.
– Widziałaś jeszcze kiedyś tamtych ludzi? – Ania zwróciła się do Helenki.
Kurhan
rodzaj mogiły najczęściej w kształcie wysokiego kopca. Wewnątrz kurhanu znajduje się komora grobowa. Pomieszczenia grobowe mają konstrukcję kamienną lub drewnianą, mogą też być wykute w skale.
– Może i w Wolinie byli, ale nie zauważyłam ich. Za to ostatnio czasem kręci się w okolicy paru innych typków.
– To by świadczyło o tym, że nadal czegoś szukają – wtrącił Bartek.
– Na pewno chodzi o skarb! Jeśli chcecie, możemy tę sprawę razem zbadać. Brok nam pomoże! – Helenka pogłaskała psa. – Jest świetnym tropicielem.
– Pies tropiciel z pewnością się nam przyda – uśmiechnęła się Ania.
Sprawa mocno ją zaintrygowała. W głowie powoli układała plan kolejnego archeologicznego śledztwa.
– Zapytamy naszych rodziców, czy coś wiedzą o wykopaliskach w tym miejscu, ewentualnie o naukowcach, którzy mogliby tutaj kopać.
– Świetnie! – ucieszyła się Helenka. – W takim razie spotkajmy się wieczorem. Teraz muszę już wracać do domu. Uprzedzę tatę, że potem nie będzie mnie dłużej i że będę z wami. Nie chcę, żeby się martwił.
– Jasne, spotkamy się przed skansenem, może być? – Ania zaproponowała.
– Okej – Helenka skinęła głową.
Brok zaszczekał na pożegnanie i razem ze swoją panią pobiegli do domu.
Bartek z Anią tymczasem podążyli w stronę wykopalisk, żeby porozmawiać z rodzicami. Chłopiec odwrócił się jeszcze na moment i popatrzył w kierunku oddalającej się Helenki. Przez chwilę zastanawiał się, skąd dziewczynka wzięła się tutaj tak nagle, i to z tak rewelacyjną historią. Może ktoś ją przysłał specjalnie? Chłopiec, nauczony doświadczeniem, bywał nieufny wobec obcych. Ale przecież czasami zdarzają się niezwykłe zbiegi okoliczności. Czemu to spotkanie nie miałoby być jednym z nich?
Chwilę później jego myśli zaczęły już krążyć wokół nowej zagadki.
– Może Skandynawowie prowadzą tu badania, a tylko miejscowym wydaje się to podejrzane? – zastanawiał się Bartek na głos. – Nie od razu musi przecież chodzić o skarb.
– Bartku, wiesz dobrze, że to, co opowiedziała nam Helenka, nie pasuje do normalnych badań archeologicznych. W tym kryje się jakaś zagadka! – Ania była o tym święcie przekonana.
Z Kronik Archeo
Wakacje zaczęły się dla nas obiecująco. Jesteśmy z Bartkiem na wyspie Wolin. Nasi rodzice kończą tu prace na wykopalisku. Potem popłyniemy na Bornholm, gdzie spotkamy się z Gardnerami.
Poznaliśmy z Bartkiem Helenkę Burdzińską. Ma fajnego psa Broka. Opowiedziała nam interesującą rzecz o tajemniczych poszukiwaczach skarbu. Wskazała nawet miejsce, w którym coś wykopali. Rozmawialiśmy na ten temat z rodzicami. Nie słyszeli, aby jacyś Skandynawowie prowadzili w Wolinie badania.
Obiecali, że porozmawiają z tutejszymi archeologami i sprawdzą, czy w maju były tam prowadzone jakieś prace. Jestem przekonana, że musi chodzić o skarb. Ktoś kopie w różnych miejscach i szuka na własną rękę. Może już go znalazł?
To bardzo możliwe, że na wyspie znajduje się skarb wikingów.
Tylko gdzie? Czy tamci poszukiwacze odnaleźli jakieś wskazówki? Hm…
Zaraz idziemy na spotkanie z Helenką.
Ania
– Mam wieści! – Helenka przybiegła zdyszana na miejsce spotkania. Przed nią na smyczy biegł Brok, wyraźnie zadowolony z przyjemnej, w jego mniemaniu, zabawy.
Anię zdziwił ten pośpiech.
– Coś się stało?
– Nie uwierzycie, kogo widziałem! – wysapała Helenka.
– Kogoś słynnego? – zgadywał Bartek. – Jakiegoś aktora, piosenkarza?
Dziewczynka kręciła przecząco głową.
– Widziałam kobietę, która wtedy wydobyła tamten kamień runiczny i relikwiarz! Ona znowu tu jest! Akurat, gdy dopiero co o niej rozmawialiśmy.
Brok zaszczekał, jakby chciał zaświadczyć, że jego pani mówi prawdę.
– Gdzie ją widziałaś?
– Siedziała w kawiarnianym ogródku. Przechodziłam obok z Brokiem i wtedy ją zauważyłam – Helenka odpowiedziała Bartkowi.
– Jesteś pewna, że to była właśnie ona? – dopytywała Ania.
– Na sto procent!
– Ciekawe, po co tu znowu przyjechała?
Rodzeństwo Ostrowskich wymieniło spojrzenia.
– Przeprowadziliśmy już z Brokiem małe śledztwo – pochwaliła się Helenka. – Kiedy przechodziłam obok ogródka, usłyszałam, jak mówiła po polsku, ale z takim dziwnym akcentem. Rozmawiła z facetem, który siedział przy stoliku. Mówiła coś o zatopionym grodzie. Śledziliśmy ją z Brokiem i widzieliśmy, jak wchodzi do hotelu, pewnie tam się zatrzymała. Znowu czegoś tutaj szuka! Zna polski i ma polskich wspólników!
Bartek z Anią spojrzeli po sobie. Sprawa zataczała najwyraźniej coraz szersze kręgi.
– Znacie tę legendę o zatopionym mieście? – Helenka spytała.
– Jasne – potwierdził Bartek. – Podobno morze pochłonęło całą bardzo bogatą osadę. Legenda mówi, że domy w tej osadzie były zbudowane z marmuru i kryształu, a dachy pokryte były złotem.
– A wiecie, co podobno zatonęło jeszcze? – dziewczynka popatrzyła chytrze.
– Nie mamy pojęcia – Ania wzruszyła ramionami.
– Mówią, że na dno poszła pewna łódź wikingów.
– To nie byłoby nic nadzwyczajnego – wtrącił Bartek. – Na pewno było ich tutaj mnóstwo. Mogło się zdarzyć, że któraś zatonęła.
Thor
W skandynawskiej mitologii Thor był bogiem piorunów, uzbrojonym w Młot, Pas i Żelazne Rękawice. Uchodził też za opiekuna rodziny, urodzajów i trzody. Był pierworodnym synem Odyna.
– Tak, ale na tej łodzi był podobno mityczny młot Thora! – Helenka od dziecka znała tę historię.
– E, młot Thora to tylko element skandynawskiej mitologii.
– Bartek, nie przerywaj! – Ania uciszyła brata. – Dlaczego uważasz, że szukają właśnie tego młota? – zwróciła się do Helenki.
– Sami pomyślcie, jeżeli taki młot istniał naprawdę, jaką musiał być bronią!
– Raczej szukają złota, skarbów – Bartek sceptycznie ocenił te domysły. – Wikingowie lubili zakopywać swój majątek.
– A może ten młot jest właśnie cały ze złota? To i tak byłby wystarczający powód, żeby chcieć go odnaleźć!
– Hela ma rację – Ania przytaknęła.
– Chodźmy, wiem, gdzie ta kobieta teraz jest. Poszła nad rzekę. Jeżeli będziemy ją śledzić, może dowiemy się, co knuje – Helenka koniecznie chciała rozwikłać zagadkę.
Bartek z Anią podążyli za dziewczynką.
– To niesprawiedliwe, ty masz holowanie! – zaśmiał się Bartek, ponieważ Brok ciągnął Helenkę na smyczy i rwał do przodu, jakby poczuł smakowity obiad.
– Tak, Brok wyrabia mi niezłą kondycję – dziewczynka zaśmiała się.
Skarby wikingów
odkrywane są w Polsce najczęściej w grobach i osadach. Ale można je też znaleźć gdzieś zupełnie na odludziu. Wikingowie często ukrywali swoje cenne precjoza. Były to zwykle monety, broń, amulety i pięknie zdobiona srebrna biżuteria.
– Też by mi się przydał – zasapała Ania, dawno tak szybko nie biegła.
Kiedy wreszcie dotarli nad rzekę, już z oddali dostrzegli sylwetkę wysokiej kobiety. Miała na sobie luźną koszulę w kratę, wygodne szorty i traperki. Przyjaciele, zachowując duży odstęp, podążali za nią, kryjąc się wśród szuwarów. Nieznajoma zatrzymała się nad samym brzegiem Dziwny i wyciągnęła z torby mapę. Długo na nią spoglądała, jakby coś analizowała. Potem, chodząc w tę i we wtę, rozglądała się wokół.
– Co ona robi? – zastanawiała się Helenka. – Po co jej ta mapa?
– Może porównuje dawną linię brzegową rzeki z tą obecną. W epoce wikingów rzeka przepływała trochę inaczej – szepnął Bartek, uważnie obserwując poczynania kobiety. – Dziwna miała szerokie koryto i wiele rozgałęzień. Dziś prawie nie ma po nich śladu, bo tereny te zostały osuszone.
– Och, gdyby udało nam się zobaczyć, co jest na tej mapie – westchnęła Ania. – Wtedy wszystko stałoby się jasne.
Helenka łobuzersko łypnęła okiem na Broka.
– Chyba wiem, jak możemy się o tym przekonać.
Szepnęła coś psu na ucho i oboje wycofali się z kryjówki.
Okrążyli niewielki pagórek i nagle ukazali się po jego drugiej stronie. Spuszczony ze smyczy Brok biegł jak szalony wprost na kobietę. Helenka goniła za nim, wołając jego imię, jakby pies wyrwał się i uciekał.
– Brok! Stój! Wracaj, do nogi! – wykrzykiwała komendy, ale pies ani myślał ich posłuchać.
Kobieta uniosła wzrok znad mapy i z przerażeniem patrzyła na zbliżającą się bestię. Brok wyglądał naprawdę groźnie, a biegnąca za nim szczupła dziewczynka najwyraźniej w ogóle nie panowała nad psem. Nieznajoma rozejrzała się bezradnie, jakby się zastanawiała, w którym kierunku uciekać, gdy Brok skoczył na nią przednimi łapami i przewrócił na ziemię. Mapa wypadła jej z rąk i pofrunęła kilka kroków dalej.
– Och, bardzo panią przepraszam. Brok jest łagodny jak baranek i nie gryzie. Uciekł mi – tłumaczyła Helenka wrzeszczącej ze strachu kobiecie. Przestała krzyczeć dopiero, gdy zorientowała się, że pies nie odgryzł jej ani kawalątka ciała, tylko bardzo ją obślinił, liżąc po twarzy Prychnęła z obrzydzeniem, wycierając policzki z glutowatej śliny Broka.
– Pomogę pani! – Helenka szybkim ruchem podniosła mapę.
Brok usiadł grzecznie, wpatrując się z zainteresowaniem w kobietę. Miała nieco za długi nos i pewny siebie, niemal władczy wyraz twarzy. Nawet pies poczuł przed nią respekt. Poprawiła potargane włosy w kolorze włoskiego orzecha, zwinęła je w ślimaka z tyłu głowy i spięła klamrą z wizerunkiem smoka.
– Rozprostuję tę mapę – Helenka zaczęła wygładzać pognieciony papier, udając, że bardzo chce zatrzeć złe wrażenie.
– Nie trzeba – kobieta odparła, mówiąc po polsku, lecz z duńskim akcentem. Wyszarpnęła dziewczynce mapę i szybko złożyła ją na czworo. – Na drugi raz uważaj na tego psa! Jest bez kagańca! – zwróciła uwagę karcącym tonem.
Podniosła również swój portfel, który w trakcie upadku wyleciał z jej niezapiętej torby. Portfel otworzył się i przez chwilę leżał na trawie. W jego przezroczystej przegródce widniała karta kredytowa. Helenka w ostatnim ułamku sekundy zdążyła odczytać na niej imię „Nadia”.
– Jeszcze raz bardzo panią przepraszam – Helenka wybąkała zmieszana. – Pójdziemy już! Chodź, Broku! – zwróciła się do psa. – Oj, niegrzeczny z ciebie pies, niegrzeczny! – udzielała mu reprymendy, jednocześnie drapiąc go czule za uchem.
Gdy oddalili się na tyle, że nikt nie mógł jej usłyszeć, Helenka szepnęła psu do ucha:
– Świetnie się spisałeś! Brawo!
Tymczasem kobieta otrzepała ubranie, pomruczała coś pod nosem, schowała mapę z powrotem do torby i poszła w przeciwną stronę.
– Ojej! Ale narobiłaś nam strachu! – Ania przerażonym szeptem powitała Helenkę w kryjówce gęsto otoczonej szuwarami. – Naprawdę myślałam, że Brok ci uciekł i chce ją pogryźć.