Kruchość jutra
- Wydawca:
- Szara Godzina
- Kategoria:
- Obyczajowe i romanse
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-65684-75-2
- Rok wydania:
- 2018
- Słowa kluczowe:
- cieni
- jeden
- jutra
- kobieta
- kolory
- kruchość
- lawinę
- może
- podczas
- przeżywa
- uwolnić
- zdoła
- mobi
- kindle
- azw3
- epub
Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).
Kilka słów o książce pt. “Kruchość jutra”
Czy jeden mail może uruchomić lawinę nieszczęść?
Anna przeżywa szok. Postanawia się wyprowadzić i ułożyć sobie życie na nowo u boku mężczyzny, któremu może zaufać. Podczas sprawy rozwodowej wychodzą na jaw zaskakujące fakty. Kobieta musi chronić i siebie, i dzieci. Czy zdoła się uwolnić od cieni przeszłości?
Kruchość jutra to nowe, zmienione wydanie drugiego tomu cyklu Kolory Uczuć.
Polecane książki
Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Ewa Bauer
Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej książki nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody wydawcy.
Projekt okładki i stron tytułowych
Ilona Gostyńska-Rymkiewicz
Ilustracje na okładce
© dinachi / fotolia.pl
Redakcja
Justyna Nosal-Bartniczuk
Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej
Grzegorz Bociek
Korekta
Barbara Kaszubowska
Niniejsza powieść to fikcja literacka. Jakiekolwiek podobieństwo do wydarzeń lub postaci autentycznych jest zupełnie przypadkowe.
Wydanie II poprawione i rozszerzone, Katowice2018
Wydawnictwo Szara Godzina s.c.
biuro@szaragodzina.pl
www.szaragodzina.pl
Dystrybucja wersji drukowanej: DICTUM Sp. z o.o.
ul. Kabaretowa 21, 01-942 Warszawa
tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12
dystrybucja@dictum.pl
www.dictum.pl
© Copyright by Wydawnictwo Szara Godzina, 2018
ISBN 978-83-65684-75-2
Czytelnikom
Rozdział 1
– Michał, opowiedz mi o sobie coś, czego jeszcze nie wiem – poprosiła, kiedy chłopcy zasnęli już w swoich łóżeczkach. – Coś o życiu w Chwałkowie. Dlaczego się stamtąd wyprowadziłeś?
– Aniu… Nie ma o czym mówić. To dawne czasy. Ważne, co jest teraz. Mamy siebie, jesteśmy szczęśliwi. Po co wracać do przeszłości? Powiem tylko tyle, że przyjechałem do Krakowa, żeby cię poznać.
– Miło mi, gdy tak mówisz, ale wiem, że to nieprawda. Skąd niby mogłeś wiedzieć, że mnie spotkasz? – Wtuliła się w jego ramiona i gładząc lekko owłosiony tors, dodała: – Dobrze mi z tobą, wiesz?
– Cieszę się, skarbie. Mnie z tobą również. Wiesz, jak bardzo mi na nas zależy i że zrobię dla ciebie wszystko, tylko nie wracajmy już do przeszłości, bo – Michał odsunął ją nieco od siebie i zapatrzył się na cień, który tworzyły ich postacie – to… to dla mnie trudne.
– Dobrze – zaakceptowała jego prośbę, ale w myślach wciąż zadawała sobie kolejne pytania. Co takiego wydarzyło się w jego życiu, że nie chce o tym mówić? A może nie ufa mi dostatecznie, by odkryć swoją duszę?
Anna bała się tajemnic. Nie wróżyły nic dobrego. Już raz była mężatką i przeżyła zawód, kiedy wydawało jej się, że zna męża bardzo dobrze i może mu zaufać. Tymczasem Robert zranił ją boleśnie. Niespodziewana wizyta jego byłej dziewczyny okazała się tragiczna dla ich związku. Anna do dziś nie potrafiła sobie wytłumaczyć, jak mąż mógł ją tak potraktować, zwłaszcza że układało im się naprawdę dobrze. Chociaż mieli dwoje wspaniałych dzieci, nie potrafiła się zmusić, by dać mu kolejną szansę. Już jedną dostał, ale widać ich związek nie był dla niego ważny, bo mężczyzna wciąż popełniał te same błędy. Niezmiernie trudno jest odbudować zaufanie do osoby, która tak beztrosko potrafi przekreślić wiele lat wspólnego życia. I dlatego teraz, w związku z Michałem, zależało jej na tym, by żadne tajemnice nie stanęły na drodze do szczęścia.
Kiedy tak rozmyślała, Michał wsunął się pod kołdrę po swojej stronie łóżka i odwrócił do niej plecami. Czar romantycznego wieczoru prysł jak bańka mydlana. Zgasiła więc nocną lampę, która stała na stoliku z jej strony, i czule objęła mężczyznę w pasie, szepcząc mu do ucha „dobranoc”. Było jej z nim dobrze. Otaczał ją i dzieci troską, której dawno nie okazywał jej mąż. Mężczyzna odwzajemnił uścisk i wtuleni w siebie, zasypiali. Ostatnia myśl, jaka pojawiła się w głowie Anny, była przyjemna. Nareszcie wszystko zaczynało się układać tak, jak sobie tego życzyła, choć gdzieś w zakamarku umysłu wciąż czaiła się obawa o przyszłość.
– Aniu, kochanie, obudź się! – Michał potrząsał nią gwałtownie, wyrywając z głębokiego snu. Wiła się w pościeli, a na powiekach ciążyły jej obrazy niedawnego koszmaru.
– Która godzina? Co się stało? – wyszeptała przerażona wizją tego, co podsuwała jej wyobraźnia.
– Dopiero druga. Uspokój się. Nie mogłem cię dobudzić. Co ci się śniło?
– Jakieś koszmary. Nie pamiętam.
Michał wstał, żeby zagrzać mleko, które zawsze działało na nią uspokajająco.
Ukojona dobrym słowem i ciepłym mlekiem, Anna zasnęła ponownie, tym razem nie śniąc o niczym, a przynajmniej nie o tym, co mogłoby zaburzyć jej spokojny sen.
Nazajutrz nie pamiętała nocnego koszmaru i nawet nie chciała się nad tym zastanawiać. Zapowiadał się piękny wiosenny dzień. Synowie wyjątkowo nie marudzili w drodze do przedszkola, choć musiała obiecać, że odbierze ich wcześniej i pójdą na lody. Był czwartek, a to oznaczało, że następnego dnia rozstanie się z nimi na cały weekend. Nie lubiła tych chwil, ale zgodziła się, by Robert zabierał dzieci co dwa tygodnie do siebie. Tego dnia nie zamierzała iść do galerii, w której pracowała wraz ze swoim partnerem. Już wcześniej to uzgodnili. Michał wiedział, co Anna ma w planach, a znał ją już na tyle, by zdawać sobie sprawę, że nie skupi się na pracy. Na jedenastą umówiona była z Martyną Bulewicz, adwokatką prowadzącą jej sprawę rozwodową. Te spotkania zawsze rozstrajały Annę tak bardzo, że do wieczora chodziła rozkojarzona i drażliwa.
Niedaleko przedszkola znajdowała się przyjemna kawiarnia, jedna z nielicznych otwartych o tak wczesnej porze. Właściciele nie mogli narzekać na brak klienteli od samego rana, gdyż pracownicy pobliskiego biurowca zaczynali dzień od wybornej kawy i muffinek serwowanych w lokalu. Anna też lubiła zatrzymać się od czasu do czasu w tym miejscu. Latem wystawiano kilka stolików na zewnątrz, wokół rozbrzmiewała nastrojowa muzyka, a cudowny aromat świeżo zmielonej kawy i słodycz jeszcze ciepłych babeczek sprawiały, że wstępowała tam z przyjemnością. Choć nie miała problemów z figurą, starała się ograniczać słodycze, ale zapach, który czuło się już przy przedszkolu, sam przyciągał.
Dzień był ciepły i pogodny, dlatego na zewnątrz kawiarni pojawiły się stoliki. Kilka osób już je zajmowało. Anna również zdecydowała się pozostać na powietrzu. Zamówiła karmelową kawę i muffinkę z rodzynkami, jej ulubioną. Miała czas, by się zrelaksować. Czuła zmęczenie. Nocny koszmar wyczerpał ją, a parę godzin snu nie pomogło odzyskać utraconej energii. Z głębi kawiarni słychać było muzykę. Grał zespół, którego nie znała, jednak od pierwszych akordów melodia przypadła jej do gustu. Początkowo nie rozumiała, o czym jest piosenka, niespecjalnie też się jej przysłuchiwała, ale kiedy zaczął się refren, ktoś nagle pogłośnił radio i śpiewał wraz z wokalistą.
All your lies
Have never been hidden
Another kind
Of saddest truth into your eyes
I cannot believe it
For all those long years
I was so blind. Now you said it straight: Good bye…1
1 Fragment utworu Lies (Kłamstwa) zespołu NoName.
Wszystkie twoje kłamstwa
Nigdy nie były skrywane
Inny rodzaj
Najsmutniejszej prawdy prosto w twoje oczy
Nie mogę w to uwierzyć
Że przez te wszystkie lata
Byłem tak ślepy. Teraz mówisz to wprost: Do widzenia…
(Tłum. własne).
Jakże prawdziwe były dla Anny te słowa. Przez przypadek znalazła w nich potwierdzenie swoich decyzji. Musi ostatecznie rozprawić się z przeszłością, ułożyć sobie życie na nowo. Życie powinno być wolne od kłamstw.
Punktualnie o umówionej godzinie zadzwoniła do drzwi kancelarii. Sekretarka wpuściła ją zaledwie po trzech sekundach, jakby spodziewała się, że właśnie w tym momencie ktoś nadejdzie. Pani adwokat czekała już na nią w progu gabinetu.
– Witam, pani Aniu! Co słychać? Dobrze, że wiosna idzie. Nasze dzieciaczki będą mogły pohasać trochę na świeżym powietrzu. – Adwokatka miała czteroletnią córeczkę, która od nowego roku zaczęła chodzić do tego samego przedszkola co synowie Anny.
– Dzień dobry! Wszystko w porządku, dziękuję! – Gość wszedł do gabinetu, zamykając za sobą drzwi. – Przyszło coś z sądu?
– Tak, mamy odpowiedź na pozew. Chciałabym ją z panią szczegółowo omówić. Mąż zaprzecza temu, co pani napisała. Trzeba będzie jeszcze raz wrócić do przykrych wydarzeń i przedstawić nasze argumenty. Na pewno chcemy orzeczenia o winie? Musi pani zdać sobie sprawę, że to znacznie wydłuży proces, zaangażuje świadków, waszych wspólnych znajomych, a jak wiadomo, nikt nie lubi być ciągany po sądach, nawet jeśli tylko w cudzej sprawie. Mogą się popsuć pani kontakty towarzyskie, no i nie mamy pewności, co oni zeznają. Kontynuujemy czy zmieniamy strategię?
Anna się zamyśliła. Pod wpływem impulsu sama złożyła pozew o rozwód. Nie zasięgała wówczas opinii prawnika, więc napisała to, co dyktowało jej serce. Przez kilka miesięcy nie było odpowiedzi, dlatego postanowiła upewnić się u specjalisty, czy wszystko dobrze zrobiła. Kancelarię wybrała na chybił trafił. Po prostu siedziba Martyny Bulewicz znajdowała się niedaleko domu Michała. Pani adwokat była elegancką kobietą w podobnym do niej wieku i specjalistką od prawa rodzinnego. Anna udzieliła jej pełnomocnictwa, by kobieta mogła sama dowiadywać się w sądzie, co dzieje się w sprawie klientki. Już wkrótce okazało się, że pozew trafił do referatu sędziego, który niedługo potem poszedł na zwolnienie, a sprawie nie nadano biegu. Po trzech miesiącach sędzia zarządził doręczenie pozwu drugiej stronie, nie wyznaczając jednak terminu rozprawy. Robert za pośrednictwem radcy prawnego przygotował odpowiedź, która właśnie leżała na biurku przed Anną. Czytając, była coraz bardziej zdenerwowana. Co jakiś czas prychała z oburzeniem.
– To stek bzdur! Jak on może…
– Nie ma się co dziwić. Zaatakowała go pani w pozwie i teraz nie pozostaje dłużny. Proszę się jednak zastanowić, czy warto się spierać o to, kto jest winien rozpadu małżeństwa, i jeszcze bardziej się znienawidzić. Macie dzieci. Dopóki nie dorosną, będziecie musieli się kontaktować i jakoś ze sobą współpracować.
– Chcę mu ograniczyć prawa rodzicielskie. – Anna upierała się przy swoim stanowisku.
– Na jakiej podstawie? Czy jest złym ojcem? Czy zaniedbywał bliźniaki albo dopuścił się czynów przeciwko nim?
– Jakich czynów?
– Na przykład bił, molestował, głodził, zostawiał bez opieki lub coś w tym stylu.
– Nie. Nie jest potworem.
– No właśnie. W takim razie dlaczego chce pani ograniczyć mu prawa rodzicielskie? – Adwokatka była stanowcza, co Anna odebrała jako atak na siebie. Czuła, jak wzrasta jej ciśnienie. Na twarzy pojawiły się wypieki.
– Nie wiem! – podniosła głos. – Proszę mi powiedzieć, jak to zrobić. Ma pani dziecko. Chciałaby pani, żeby na co dzień przebywało z kimś, kto panią tak zranił?
– Pani Aniu, spokojnie. Jestem po pani stronie. Po prostu próbuję uświadomić, że to nie jest proste. Zarówno pani, jak i pan Robert musicie myśleć przede wszystkim o dzieciach. Dla nich to bardzo trudny okres. Jeszcze niewiele rozumieją, jednak lada dzień zaczną zadawać pytania. Nawet jeśli tego po nich nie widać, przeżywają rozłąkę rodziców. Jestem tego pewna. Nikt pani nie zmusi, by wybaczyła pani mężowi. Zawiódł na całej linii. Straciła pani do niego zaufanie, więc nie musi z nim żyć. Jednak dzieci mają prawo mieć matkę i ojca. Rozwód i prawa rodzicielskie to dwie różne sprawy i należy je rozpatrywać osobno.
– Dobrze, zastanowię się nad tym. Na razie chcę orzeczenia o winie. Co do opieki nad dziećmi, to oczywiste, że na stałe zamieszkają ze mną. Mogą widywać się z ojcem. Jak często, to jeszcze ustalimy.
– Już lepiej, rozsądniej. Powinnyśmy odpowiedzieć na pozew. Możemy to teraz omówić?
Anna kiwnęła głową, a mecenas Bulewicz włożyła okulary i zaczęła kartkować dokument.
– O, tu jest napisane: Pozwany nie zorientował się od razu, że powódkę łączy z innym mężczyzną relacja bliższa niż zwykła przyjaźń, jednak obecna sytuacja (wspólne zamieszkanie powódki z Michałem Dawidowiczem) nie pozostawia wątpliwości, że powódka już w trakcie pozornie dobrze układającego się małżeństwa miała romans z tym człowiekiem. Jak było?
– Michał jest bratem koleżanki Roberta, Agaty. Pozna-liśmy go na imprezie z okazji siódmej rocznicy naszego małżeństwa. Robertowi wydał się dziwny, ale mnie zaintrygował. Potem nie widywaliśmy się wcale albo sporadycznie przy okazji jakichś imprez, nie pamiętam dokładnie. Gdy byłam w zaawansowanej ciąży, spotkałam go w parku. Był miły. Lubiłam z nim rozmawiać, ale przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym mieć z nim romans. To są bzdury. Drugi raz spotkałam go, gdy maluchy miały kilka miesięcy i wówczas opowiedział mi o swojej galerii, a ja jemu o poszukiwaniu pracy. Zaproponował, bym pomogła mu zorganizować wystawę. Z czasem zwierzałam się z problemów z Robertem, tak jak się rozmawia z przyjacielem. Zawsze miał dla mnie dobre słowo, pocieszył, ale nigdy nie wykonał najmniejszego gestu świadczącego o tym, że chciałby czegoś więcej.
– Dobrze. Dalej mamy:Podczas wspólnego wyjazdu do Chorwacji pozwany zauważył, że powódka wymyka się na spotkania z Michałem. Spędzali czas sam na sam, a pozwany w tym czasie zajmował się dziećmi. – Adwokatka poprawiła okulary i spojrzała na klientkę pytającym wzrokiem.
– Tylko raz miała miejsce taka sytuacja. Położyłam dzieci spać i wyszłam na plażę w poszukiwaniu męża. Nie było go tam. Na brzegu spotkałam Michała. Rozmawialiśmy chwilę. Wtedy nadszedł Robert. Wracał ze sklepu i zażartował, że ledwo mnie spuści z oka, to już flirtuję z innymi. Uznaliśmy to za żart. Bo to był żart. Nie rozumiem, dlaczego dorabia filozofię tam, gdzie jej nie ma.
– Hm. A jak doszło do tego, że związała się pani z Michałem?
Anna zastanowiła się chwilę, zanim odpowiedziała. Emocjonalnie związała się z nim dużo wcześniej, bo już wtedy, gdy zaczęła pracę w galerii, ale do fizycznego zbliżenia doszło znacznie później.
– W dniu, w którym odkryłam korespondencję Sabiny do mojego męża, spakowałam dzieci i uciekłam z domu. To była kropla, która przelała czarę goryczy. Już wcześniej psuło się między nami. Był nieobecny, niezainteresowany nami. Najpierw myślałam, że chodzi o pracę, ale gdy zobaczyłam ten mail, wiedziałam, że on dalej ma romans i dlatego ja go nie interesuję. Sam mnie namawiał, żebym się przeniosła z dziećmi do ciotki. Pewnie chciał mieć wolne pole. Wściekłam się i postanowiłam faktycznie wyprowadzić. Problem w tym, że nie miałam gdzie się podziać. Michał w tym czasie tworzył w plenerze. Pojechałam do galerii. Tam jest mały pokoik z kuchnią. Chciałam na spokojnie podjąć decyzję, co robić dalej. Nad ranem wrócił Michał. Niespodziewanie. Miało go nie być jeszcze kilka dni. Opowiedziałam mu więc, co się stało, i poprosiłam, żeby pozwolił mi pomieszkać w galerii dopóty, dopóki nie znajdę sobie czegoś innego. Ostatecznie zostałam tylko jedną noc, bo Michał stwierdził, że dzieciom wygodniej będzie u niego w domu. Zgodziłam się tam chwilowo zamieszkać, bo miałam zamiar wynająć jakiś kąt, ale to się trochę przeciągało. Robert prosił, żebym wróciła do domu, lecz nie miałam najmniejszego zamiaru. Pozwoliłam mu widywać chłopców. Kiedy pierwszy raz dałam mu dzieci na weekend, Michał zabrał mnie na kolację do restauracji, a potem wróciliśmy do niego. To był naprawdę udany wieczór. Taki, jakiego nie miałam od dawna. Poczułam się szczęśliwa, spokojna i… wolna. Wtedy pocałowaliśmy się po raz pierwszy. To była świadoma decyzja. Wiedziałam, że nigdy nie wrócę do męża. Nie zdradziłam go pierwsza. Gdyby mnie nie zawiódł, nie związałabym się z nikim innym. Michał przede wszystkim jest moim przyjacielem, opiekunem, a dopiero później kochankiem. – Widać było, że wyznania te dużo Annę kosztują. Ręce się jej trzęsły i z trudem panowała nad emocjami.
Martyna Bulewicz przyjęła do wiadomości przekazane jej informacje, od czasu do czasu notując. Następnie wróciła do przeglądania otrzymanego z sądu dokumentu. Część zapisów pomijała jako nieistotne, na innych skupiała się i zadawała pytania. W końcu przeczytała jeszcze jeden fragment pisma:
– Pozwany przyznaje, iż w przeszłości dopuścił się zdrady żony, ale strony wyjaśniły sobie wszystko i pogodziły się. Od tamtych wydarzeń minęło kilka lat, związek układał się – w przekonaniu pozwanego – pomyślnie. Do dnia wyprowadzki powódki nic nie wskazywało na to, żeby źle czuła się w małżeństwie. Pozwany starał się wynagrodzić jej wyrządzoną krzywdę oraz odbudować zaufanie. Nigdy więcej nie miał romansu z żadną kobietą. Żałuje zresztą do dziś, że taka sytuacja w ogóle kiedykolwiek miała miejsce. Powódka nie wyjaśniła do dnia dzisiejszego powodów swojej wyprowadzki, a zarzuty podnoszone w pozwie, jakoby nadal miał romans z inną kobietą, są wyssane z palca. Dlatego też należy domniemywać, iż wyłączną przyczyną rozpadu małżeństwa jest związek powódki z Michałem Dawidowiczem, a wobec niemożności wystąpienia o rozwód przez stronę wyłącznie winną tego rozpadu winę próbuje przenieść na pozwanego. Rozmawiała pani z nim o tym mailu?
– Nie, nie rozmawiałam. Nie miałam ochoty. To było oczywiste. Szkoda, że nie wydrukowałam go. Zapewniał, że nie utrzymuje z Sabiną żadnego kontaktu, a tu nagle ten list zatytułowany „Mój skarb, moje szczęście”. Jak miałam to rozumieć?
– Co dokładnie było w tym mailu?
– Yyy… właściwie to nie wiem. Nie czytałam go. Nie miałam na to siły. Zobaczyłam tylko tytuł, który mówił sam za siebie, i tak się zdenerwowałam, że natychmiast zaczęłam się pakować i uciekłam.
Adwokatka nie skomentowała tego, co usłyszała, choć była ogromnie zdziwiona. Zachowanie jej klientki było niepoważne i pociągnęło za sobą lawinę. Nie wątpiła w to, że kobieta ma rację, ale gdyby była na jej miejscu, z pewnością nie oparłaby się przeczytaniu całej korespondencji. Pewnie nawet wydrukowałaby ją, żeby mieć dowód w ewentualnej sprawie rozwodowej. Ludzie często robią nieracjonalne rzeczy. Przekonała się o tym, praktykując w zawodzie od piętnastu lat. Starała się zachować profesjonalizm, dlatego przeszła do porządku nad wyznaniem klientki, nie komentując jej działań.
Choć od omawianych wydarzeń minęło wiele miesięcy, Anna wciąż czuła rozgoryczenie i ból na myśl o postępowaniu Roberta. Być może zadziałała wtedy zbyt impulsywnie, ale to on doprowadził ją do tego. To był trudny dla niej okres. Dzieci chorowały, marudziły, a mąż pracował do nocy. W domu właściwie był gościem, więc nie mogła liczyć na jego pomoc. Wszystko spadło na nią. Była u kresu sił, ale on tego nie rozumiał. Wyjątkowo, kiedy udawało mu się wrócić do domu wcześniej, spędzali przyjemnie wieczory, bawiąc się z bliźniakami, a kiedy chłopcy szli spać, kochali się. Takich chwil było jednak niewiele, bo najczęściej, kiedy usypiała synów, sama zapadała w sen, nie czekając już na powrót męża z pracy. Najbardziej drażniło ją to, że Robert nie rozumiał jej. Uważał, że zajmowanie się domem i dziećmi to nie praca. Dla niego liczyły się tylko zarabianie pieniędzy i firma.
Z perspektywy czasu widziała, że rozpad małżeństwa narastał przez dłuższy czas. Pęknięcie, które powstało przed jej wyjazdem do Hiszpanii, gdy zdradził ją w tak perfidny sposób, nie zrosło się. Potem jednak śmierć mamy zbliżyła ją do męża, który podczas jej nieobecności w kraju opiekował się teściową. To dlatego postanowiła dać mu szansę. Wydawało się, że zażegnali kryzys. Kiedy urodzili się chłopcy, Anna wybaczyła mężowi głupotę i na nowo zaufała. Tak przynajmniej jej się wtedy wydawało. W głębi serca jednak wciąż czuła niepokój, lęk przed powtórką, strach przed kolejnym kłamstwem. Ta rana nigdy się nie zabliźniła. Jeden mail potrafił ją na nowo rozdrapać. Raz zawiedzionego zaufania nie da się w stu procentach odbudować.
– No dobrze. Czego w takim razie mam się po Robercie spodziewać? – zapytała po chwili zadumy.
– Pani mąż nie chce rozwodu. Uważa, że małżeństwo da się uratować. Wygląda na to, że jeśli sąd stwierdzi, iż do rozpadu jednak doszło, to wyłącznie z pani winy. Mąż chce mieć co najmniej równe jak pani prawa do dzieci.
– Czy to znaczy, że może chcieć mi odebrać chłopców?
– Nie sądzę, żeby do tego dążył. Przecież nie zarzuca, że jest pani złą matką. On tylko nie godzi się na ograniczenia. Chce w pełni uczestniczyć w ich życiu. Pani Aniu – mecenas Bulewicz spojrzała klientce w oczy i na moment zawiesiła głos – niech się pani spokojnie zastanowi, jakie stanowisko mamy przyjąć w sprawie, a ja opracuję strategię. Nie chcę odpowiedzi teraz. Proszę to przemyśleć. Mamy duże szanse, by wykazać, że to mąż doprowadził do rozpadu małżeństwa oraz że to pani daje lepszą gwarancję prawidłowego rozwoju i wychowania dzieci. Możemy wnosić o powierzenie wykonywania władzy rodzicielskiej tylko pani, a jego prawa ograniczyć do decydowania w ważnych sprawach, takich jak zdrowie czy edukacja, oraz uregulować kontakty w sposób niekolidujący z codziennymi czynnościami. Ponieważ jednak mieszkają państwo w jednym mieście, możliwe byłoby sprawowanie władzy wspólnie, bez ograniczania jej komukolwiek. Warunek jest taki, że będzie między wami zgoda i przy dzieciach nie będzie kłótni, wzajemnego obwiniania się i tak dalej. Nie polecam dochodzenia winy którejkolwiek ze stron, bo to oznacza bardzo duży stres. Jak wspominałam, trzeba będzie zaangażować waszych znajomych i rodzinę. Dla nikogo nie będzie to łatwe. I właściwie nic wam to nie da poza wątpliwą satysfakcją, że się postawiło na swoim. Na dziś kończymy. Proszę pomyśleć nad tym, co powiedziałam. Mówię to, bo mam sporą praktykę w tym zakresie i najczęściej strony, zwłaszcza klientki, żałują potem, że dały się wciągnąć w cały ten proces z wywlekaniem brudów. Ale to pani decyzja. Ja jestem gotowa walczyć w pani imieniu i jeżeli taka będzie wola, zrobię wszystko, żeby wykazać winę męża i ograniczyć jego kontakty z dziećmi.
Kobiety podały sobie dłonie na pożegnanie i Anna opuściła kancelarię. Była bardziej zdezorientowana niż przed przyjściem. Nie spodziewała się, że Robert zdolny jest napisać do sądu takie bzdury. Nic z tego, co usłyszała, nie było prawdą. To on ją zdradził, w dodatku wówczas gdy małżeństwo układało się bardzo dobrze. Wiele razy zastanawiała się nad przyczyną tego zdarzenia i nie potrafiła dopatrzyć się swojej winy. Jedyny błąd, który popełniła, to zgoda na przyjazd Sabiny i Heleny do ich domu. Nie mogła przypuszczać, że jej ukochany mąż okaże się zwykłym samcem, dla którego pociąg seksualny znaczy więcej niż lojalność wobec żony. Gdyby choć potrafiła sobie to logicznie wytłumaczyć, poczułaby się lepiej. Od kilku lat uważała siebie za naiwną i głupią osóbkę, która nie zasługuje na wierność, która daje się nabrać jak dziecko, jest ślepa i nie zauważa, co dzieje się pod jej dachem. Idąc ulicą, miała wrażenie, że ludzie przyglądają się jej, że wytykają ją palcami i szepczą do siebie: „Patrz, to ta idiotka!”. Raz po raz analizowała wydarzenia tamtych dni, od momentu gdy Robert zapytał, czy jego dawna koleżanka może u nich przez jakiś czas zamieszkać, do dnia, kiedy zobaczyła mail od Sabiny i wyprowadziła się z domu. Nadal nie rozumiała, dlaczego sprawy przybrały taki obrót. Nic nie wskazywało na zagrożenie, a Robert do przyjazdu byłej dziewczyny był lojalnym mężem.
Na pewno? A może zdradzał mnie już wcześniej, tylko nic o tym nie wiedziałam? Anna po raz setny pogrążyła się w rozpaczy. Teraz nic już nie było pewne. Jej świat legł w gruzach, a małżeństwo rozpadło się na zawsze. Dobrze, że miała przy sobie kogoś, kto ją rozumiał. Michał nigdy by tak nie postąpił, pomyślała, ale zaraz uświadomiła sobie, że tak samo mówiła kiedyś o Robercie. To on miał być jej szczęśliwym losem na loterii.
Rozdział 2
Zbliżała się do przedszkola. Rozmyślania postanowiła odłożyć na później. Teraz musiała zmobilizować się i przywołać na twarz uśmiech. Chłopcy czekali na nią z niecierpliwością. W końcu obiecała im lody. Spojrzała na zegarek.
– Mama! Mama! – wołali już od progu. – Dlaczego nie przyszłaś wcześniej? My tu czekamy i czekamy. Zamkną nam lody! Przecież obiecałaś…
– Cześć, kochanie! Cześć, skarbeczku! – Anna ucałowała bliźniaki i pomogła im zmienić buciki. – Koktajlbar jest otwarty do późna. Nie martwcie się. Obiecałam, a ja obietnic zawsze dotrzymuję. Idziemy!
– Tata pójdzie z nami? – Maciuś nie rozumiał jeszcze wzajemnych relacji rodziców.
– Nie, kochanie. Tata przyjedzie po was jutro rano. Dziś to będzie nasza wspólna wyprawa. Tylko mama i jej ukochani synkowie. Kto chce bitą śmietanę do lodów?
– Ja! Ja! – W górę podniosły się dwie pary małych rączek.
Popołudnie spędzili bardzo wesoło. Lody były przepyszne. Choć jeszcze nie zaczął się na nie sezon, Anna zgodziła się, by zjedli po dwie gałki. Codziennie w drodze do przedszkola zaglądali przez witrynę koktajlbaru, zgadując, jakie smaki oferowano tego dnia. Była to mała rodzinna lodziarnia, w której sprzedawano jedynie własne wyroby. Można było mieć pewność, że w składzie nie ma sztucznych barwników czy ulepszaczy smaku. Dodatkowo chłopcy namówili mamę na galaretkę owocową, którą jednak zjedli tylko w połowie. Pozwoliła im tego dnia na zbyt wiele, chcąc w ten sposób choć trochę wynagrodzić nieprzyjemny czas rozstania rodziców.
Kiedy wrócili do domu, Michał już czekał na nich z obiadem. Lubił coś ugotować od czasu do czasu, za co Anna była mu wdzięczna. Czasem po prostu brakowało jej sił na cokolwiek. Nie dlatego, że była tak bardzo zmęczona pracą. Ogarniała ją apatia. Często czuła się przytłoczona nadmiarem emocji, które się w niej kotłowały. Normalnie ucieszyłaby się, że czeka na nich ciepły posiłek, ale po wizycie w lodziarni nie mieli już apetytu.
– Oj, chyba nie damy rady nic w siebie wcisnąć. Dziękuję, ale zjedz teraz sam. Odgrzeję dla mnie i maluchów wieczorem. Objedliśmy się lodami jak bąki. Prawda, chłopaki?
– Ja jeszcze zjadłem galaretkę. Taką w kostkach i duuuużo bitej śmietany. Nie jem kolacji. – Kubuś pokazał Michałowi wydęty brzuszek.
– Mam nadzieję, że nic im nie będzie po tym obżarstwie – zatroskała się nagle. Nie była pewna, czy jednak nie przesadziła z tą uległością wobec kaprysów dzieci.
– Na pewno nie. A jak tobie minął dzień? Wyglądasz na zmartwioną. – Michał postawił przed Anną kubek gorącej herbaty. – Proszę, ziołowa. Dobrze ci zrobi.
– Opowiem wszystko, gdy dzieci pójdą spać. Czuję się jak zaszczuty pies. – Pokiwała głową zrezygnowana, a potem, zabierając kubek ze sobą, poszła do pokoju bliźniaków, żeby budować z nimi wieże z lego.
Minął ponad rok, od kiedy zamieszkali u Michała. Początkowo dzieci czuły się nieswojo, w końcu zostały nagle wyrwane ze znanego im środowiska. Lubili wujka, ale czym innym było spotkać go u mamy w pracy, a czym innym mieszkać z nim zamiast z tatą. Anna wielokrotnie tłumaczyła dzieciom, że musieli wyprowadzić się od taty, bo rodzice tak bardzo pogniewali się na siebie, że nie chcą już razem mieszkać. Chłopcy kiwali głowami, potwierdzając, że to rozumieją, ale mimo wszystko wciąż pojawiały się pytania o powrót do domu czy o wspólne rodzinne wyjścia. I zawsze dostawali tę samą odpowiedź. Tego już nie będzie. Muszą pogodzić się z faktem, że tata mieszka osobno. Z czasem więc przywykli do dwóch domów – u tatusia z psem i dawnymi zabawkami, i u wujka, gdzie sami pomagali w urządzeniu całkiem nowego pokoju.
Któregoś dnia, kiedy stało się jasne, że Anna z dziećmi zostanie, Michał zabrał ich do sklepu z wyposażeniem wnętrz, gdzie wspólnie wybrali kolorowe mebelki i całą masę gadżetów, które podobały się chłopcom. Byli dumni ze swojego pokoju, często podkreślali, że sami go umeblowali. Maciuś raz nawet powiedział, że pokój u wujka jest o wiele fajniejszy niż ten u taty, co wywołało na twarzy Michała uśmiech. Chciał wkraść się w łaski bliźniaków, bo wiedział, że jeśli oni go zaakceptują, ich mama z nim zostanie.
Wieczorem, kiedy chłopcy już spali, Anna i Michał nareszcie mogli swobodnie porozmawiać.
– Wiesz, on uważa, że to ja rozbiłam małżeństwo, wdając się w romans z tobą! Napisał do sądu, że już w Chorwacji go zdradzałam. Jak można tak odwracać kota ogonem? Wychodzi na to, że to on jest ofiarą, nie wyrządził mi żadnej krzywdy, a jeszcze paskudna niewierna żona zabrała mu dzieci! Co ja mam robić? – Oparła głowę na ramieniu partnera, a ten mocno ją przytulił.
– Będziesz walczyć. Wiemy, jaka jest prawda. Obojętnie zresztą, co się stanie w sądzie, tu – pokazał palcem na serce Anny – tu będziesz wiedziała, że nie masz sobie nic do zarzucenia. Będę cię wspierał, a jeśli zechcesz, to nawet będę zeznawać w sądzie.
– Co ja bym bez ciebie zrobiła… Nie mogę uwierzyć, że taki facet jak ty nie ma jeszcze żony. Nie znam dokładnie twojej historii, ale ta kobieta, o której kiedyś wspomniałeś, musiała być kretynką, że cię rzuciła.
– Nie mów tak. Jestem zwyczajnym facetem. Ani lepszym, ani gorszym.
– Wiesz… – Anna zmieniła temat – rozmyślałam dziś o zaufaniu. Byłam pewna Roberta, a on mnie tak zawiódł. Teraz ufam tobie i…
– I boisz się, że ja też zawiodę? – Wreszcie odkrył, co ją tak naprawdę gnębi. – Chodzi ci o to, że nie opowiadam o swojej przeszłości? Tak bardzo chcesz ją poznać? Dobrze. Nie jest to dla mnie łatwe, ale jeśli tak ci na tym zależy, to opowiem.
– Michał, przepraszam. Głupio mi. Tak, jestem bardzo ciekawa, ale nie chcę tego wymuszać.
– Stawiasz mnie pod ścianą, ale trudno. Rozumiem. Jeśli będziesz czuła się pewniej, znając moją przeszłość, to nie ma sprawy. Chodź, połóżmy się. – Michał wstał, by wyjąć pościel ze skrzyni. – Biegnij myć ząbki, wskakuj w piżamę, a potem chodź tu do mnie. Uprzedzam jednak, że nie mam nic ciekawego do powiedzenia.
Kiedy oboje znajdowali się już w łóżku, Michał wsparł się na poduszkach, a Anna oparła głowę na jego nagiej piersi. Lubiła tę pozycję. Czuła zapach i ciepło silnego ciała, które nie tylko dawało jej poczucie bezpieczeństwa, ale także pobudzało ją erotycznie.
– Poznałem Natkę jeszcze w liceum – zaczął opowieść. – Wiesz, mieszkaliśmy w Chwałkowie. To wieś koło Świdnicy. Początkowo byliśmy tylko przyjaciółmi, ale pod koniec szkoły zorientowaliśmy się, że zależy nam na sobie w inny sposób. Zanim oficjalnie wyznaliśmy, co do siebie czujemy, każde z nas spotykało się z kimś. Ja w sumie miałem tylko dwie dziewczyny i to nie na poważnie, raczej żeby koledzy się ze mnie nie nabijali, ale Natka była kochliwa. Zmieniała chłopaków jak rękawiczki. Długo potem jeszcze za nią chodzili. Była ładną kokietką. Początkowo mi to nie przeszkadzało, ale gdy już staliśmy się parą, powiedziałem jej, że nie chcę, by zachowywała się wyzywająco wobec mężczyzn, bo może ją spotkać nieszczęście. Nie wiadomo, na jakiego świra trafi. Byliśmy ze sobą sześć lat. Planowaliśmy ślub. Mieliśmy wyznaczoną datę i miejsce. Myślałem, że dobrze ją znam, że mówi mi o wszystkim i niczym mnie nie zaskoczy. Dwa miesiące przed ślubem odeszła bez słowa. Nigdy więcej jej nie widziałem.
– To musiało być dla ciebie straszne. – Anna podniosła się na łokciu i spojrzała partnerowi w oczy. – Pewnie bardzo ją kochałeś. Dowiedziałeś się, dlaczego tak zrobiła? Miała kogoś innego?
– Nie wiem. Teraz to nie ma znaczenia. Chodźmy już spać, bo jest późno. Zgasisz lampkę?
– Zaczekaj. Mówiłeś mi kiedyś, że cię zdradziła i odeszła po tym, gdy ją nakryłeś.
– No tak, ale to było wcześniej. Jestem zmęczony. Idę spać.
Obrócił się, przesuwając na swoją stronę łóżka. Anna się pogubiła w tym, co mówił. Może dlatego, że był bardzo oszczędny w słowach, a wspomnienia ewidentnie sprawiały mu przykrość. Nie chciała już drążyć tematu. Ta jego Natka zachowała się podle. Bawiła się nim, a gdy przestawał być atrakcyjny, wyrzucała. Skoro jednak przyjął ją z powrotem, bo chyba tak właśnie było po pierwszym rozstaniu, musiał ją bardzo kochać. Ona to wykorzystywała. Anna właściwie nie mogła zrozumieć dlaczego. Pierwsza miłość Michała wydała się jej niedojrzałą, niezdecydowaną i żądną przygód dziewczyną. Skoro prowadziła tak bujne życie towarzyskie, z pewnością przeraziła ją myśl o małżeństwie, o deklaracji wierności do końca życia. Pewnie dlatego odeszła.
Dobrze, że tak się stało, rozmyślała Anna. W przeciwnym razie nie spotkałabym Michała na swojej drodze.
Cieszyła się, że się przed nią otworzył. Nie musiała już obawiać się jego przeszłości. W sumie historia, którą jej opowiedział, była jedną z wielu podobnych. Mimo wszystko było jej go żal. Nikt nie zasługuje na takie traktowanie.
Uspokojona zasnęła.