Strona główna » Obyczajowe i romanse » Kruchość jutra

Kruchość jutra

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-65684-75-2

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Kruchość jutra

Czy jeden mail może uruchomić lawinę nieszczęść?
Anna przeżywa szok. Postanawia się wyprowadzić i ułożyć sobie życie na nowo u boku mężczyzny, któremu może zaufać. Podczas sprawy rozwodowej wychodzą na jaw zaskakujące fakty. Kobieta musi chronić i siebie, i dzieci. Czy zdoła się uwolnić od cieni przeszłości?
Kruchość jutra to nowe, zmienione wydanie drugiego tomu cyklu Kolory Uczuć.

Polecane książki

Postępowanie administracyjne jest podstawową procedurą, która jest stosowana przez organy administracji rządowej oraz administracji samorządowej. Interpretacja przepisów KPA nastręczać może niekiedy pewne trudności, dlatego wskazane jest korzystanie z bogatego orzecznictwa sądów administracyjnych z...
„Misja specjalna” to debiut Janusza Brzozowskiego w gatunku science fiction, a także po raz pierwszy autor używa swojego pseudonimu literackiego (Patrick Edwards), pod którym znają go czytelnicy w Australii. "Misja specjalna" jest typowo fantastyczną powieścią, ktorej temat może okazać się w każdej ...
Powieść oparta na faktach z życia autora. Po śmierci żony ojciec bardzo szybko sprowadził nową "ciocię". Wydawałoby się, że będzie to nawet z korzyścią dla dzieci - wszak samotnemu mężczyźnie trudno byłoby zajmować się nimi, prowadzić dom, a jednocześnie zarobić na utrzymanie. Niestety, wkrótce czw...
"Dzieje Polski średniowiecznej Romana Grodeckiego, Stanisława Zachorowskiego i Jana Dąbrowskiego zostają wznowione po blisko 70 latach od daty ich ukazania się. (...) Od dawna nazywane przez studentów „trojaczkami”, zostały napisane przez autorów młodych. Roman Grodecki miał w chwili ich ukazani...
Wypracowania - Pozytywizm „Charakterystyka epoki”   Opisy wypracowań:   Pozytywizm w Polsce – program, filozofia, cechy.  Pozytywizm w Polsce – program, filozofia, cechy. Główne idee programowe to praca u podstaw, praca organiczna, solidaryzm sp...
Pośród kresowych ziem I Rzeczpospolitej Podole było najbogatsze pod względem etnicznym i obyczajowym, a losy jego mieszkańców najtragiczniejsze w całym królestwie. Historycy i literaci zgodnie pisali, że tam „u wrót tatarskiej paszczęki” wszystko było większe i dramatyczniejsze. Ziemia urodzajni...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Ewa Bauer

Wszyst­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Żad­na część ni­niej­szej książ­ki nie może być re­pro­du­ko­wa­na w ja­kiej­kol­wiek for­mie i w ja­ki­kol­wiek spo­sób bez pi­sem­nej zgo­dy wy­daw­cy.

Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych

Ilo­na Go­styń­ska-Rym­kie­wicz

Ilu­stra­cje na okład­ce

© di­na­chi / fo­to­lia.pl

Redakcja

Ju­sty­na No­sal-Bart­ni­czuk

Re­dak­cja tech­nicz­na, skład, łamanie oraz opra­co­wa­nie wer­sji elek­tro­nicz­nej

Grze­gorz Bociek

Korekta

Bar­ba­ra Ka­szu­bow­ska

Ni­niej­sza po­wieść to fik­cja li­te­rac­ka. Ja­kie­kol­wiek po­do­bień­stwo do wy­da­rzeń lub po­sta­ci au­ten­tycz­nych jest zu­peł­nie przy­pad­ko­we.

Wy­da­nie II po­pra­wio­ne i roz­sze­rzo­ne, Ka­to­wi­ce2018

Wy­daw­nic­two Sza­ra Go­dzi­na s.c.

biu­ro@sza­ra­go­dzi­na.pl

www.sza­ra­go­dzi­na.pl

Dys­try­bu­cja wer­sji dru­ko­wa­nej: DIC­TUM Sp. z o.o.

ul. Ka­ba­re­to­wa 21, 01-942 War­sza­wa

tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12

dys­try­bu­cja@dic­tum.pl

www.dic­tum.pl

© Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Sza­ra Go­dzi­na, 2018

ISBN 978-83-65684-75-2

Czy­tel­ni­kom

Rozdział 1

– Mi­chał, opo­wiedz mi o so­bie coś, cze­go jesz­cze nie wiem – po­pro­si­ła, kie­dy chłop­cy za­snę­li już w swo­ich łó­żecz­kach. – Coś o ży­ciu w Chwał­ko­wie. Dla­cze­go się stam­tąd wy­pro­wa­dzi­łeś?

– Aniu… Nie ma o czym mó­wić. To daw­ne cza­sy. Waż­ne, co jest te­raz. Mamy sie­bie, je­ste­śmy szczę­śli­wi. Po co wra­cać do prze­szło­ści? Po­wiem tyl­ko tyle, że przy­je­cha­łem do Kra­ko­wa, żeby cię po­znać.

– Miło mi, gdy tak mó­wisz, ale wiem, że to nie­praw­da. Skąd niby mo­głeś wie­dzieć, że mnie spo­tkasz? – Wtu­li­ła się w jego ra­mio­na i gła­dząc lek­ko owło­sio­ny tors, do­da­ła: – Do­brze mi z tobą, wiesz?

– Cie­szę się, skar­bie. Mnie z tobą rów­nież. Wiesz, jak bar­dzo mi na nas za­le­ży i że zro­bię dla cie­bie wszyst­ko, tyl­ko nie wra­caj­my już do prze­szło­ści, bo – Mi­chał od­su­nął ją nie­co od sie­bie i za­pa­trzył się na cień, któ­ry two­rzy­ły ich po­sta­cie – to… to dla mnie trud­ne.

– Do­brze – za­ak­cep­to­wa­ła jego proś­bę, ale w my­ślach wciąż za­da­wa­ła so­bie ko­lej­ne py­ta­nia. Co ta­kie­go wy­da­rzy­ło się w jego ży­ciu, że nie chce o tym mó­wić? A może nie ufa mi do­sta­tecz­nie, by od­kryć swo­ją du­szę?

Anna bała się ta­jem­nic. Nie wró­ży­ły nic do­bre­go. Już raz była mę­żat­ką i prze­ży­ła za­wód, kie­dy wy­da­wa­ło jej się, że zna męża bar­dzo do­brze i może mu za­ufać. Tym­cza­sem Ro­bert zra­nił ją bo­le­śnie. Nie­spo­dzie­wa­na wi­zy­ta jego by­łej dziew­czy­ny oka­za­ła się tra­gicz­na dla ich związ­ku. Anna do dziś nie po­tra­fi­ła so­bie wy­tłu­ma­czyć, jak mąż mógł ją tak po­trak­to­wać, zwłasz­cza że ukła­da­ło im się na­praw­dę do­brze. Cho­ciaż mie­li dwo­je wspa­nia­łych dzie­ci, nie po­tra­fi­ła się zmu­sić, by dać mu ko­lej­ną szan­sę. Już jed­ną do­stał, ale wi­dać ich zwią­zek nie był dla nie­go waż­ny, bo męż­czy­zna wciąż po­peł­niał te same błę­dy. Nie­zmier­nie trud­no jest od­bu­do­wać za­ufa­nie do oso­by, któ­ra tak bez­tro­sko po­tra­fi prze­kre­ślić wie­le lat wspól­ne­go ży­cia. I dla­te­go te­raz, w związ­ku z Mi­cha­łem, za­le­ża­ło jej na tym, by żad­ne ta­jem­ni­ce nie sta­nę­ły na dro­dze do szczę­ścia.

Kie­dy tak roz­my­śla­ła, Mi­chał wsu­nął się pod koł­drę po swo­jej stro­nie łóż­ka i od­wró­cił do niej ple­ca­mi. Czar ro­man­tycz­ne­go wie­czo­ru prysł jak bań­ka my­dla­na. Zga­si­ła więc noc­ną lam­pę, któ­ra sta­ła na sto­li­ku z jej stro­ny, i czu­le ob­ję­ła męż­czy­znę w pa­sie, szep­cząc mu do ucha „do­bra­noc”. Było jej z nim do­brze. Ota­czał ją i dzie­ci tro­ską, któ­rej daw­no nie oka­zy­wał jej mąż. Męż­czy­zna od­wza­jem­nił uścisk i wtu­le­ni w sie­bie, za­sy­pia­li. Ostat­nia myśl, jaka po­ja­wi­ła się w gło­wie Anny, była przy­jem­na. Na­resz­cie wszyst­ko za­czy­na­ło się ukła­dać tak, jak so­bie tego ży­czy­ła, choć gdzieś w za­ka­mar­ku umy­słu wciąż cza­iła się oba­wa o przy­szłość.

– Aniu, ko­cha­nie, obudź się! – Mi­chał po­trzą­sał nią gwał­tow­nie, wy­ry­wa­jąc z głę­bo­kie­go snu. Wiła się w po­ście­li, a na po­wie­kach cią­ży­ły jej ob­ra­zy nie­daw­ne­go kosz­ma­ru.

– Któ­ra go­dzi­na? Co się sta­ło? – wy­szep­ta­ła prze­ra­żo­na wi­zją tego, co pod­su­wa­ła jej wy­obraź­nia.

– Do­pie­ro dru­ga. Uspo­kój się. Nie mo­głem cię do­bu­dzić. Co ci się śni­ło?

– Ja­kieś kosz­ma­ry. Nie pa­mię­tam.

Mi­chał wstał, żeby za­grzać mle­ko, któ­re za­wsze dzia­ła­ło na nią uspo­ka­ja­ją­co.

Uko­jo­na do­brym sło­wem i cie­płym mle­kiem, Anna za­snę­ła po­now­nie, tym ra­zem nie śniąc o ni­czym, a przy­naj­mniej nie o tym, co mo­gło­by za­bu­rzyć jej spo­koj­ny sen.

Na­za­jutrz nie pa­mię­ta­ła noc­ne­go kosz­ma­ru i na­wet nie chcia­ła się nad tym za­sta­na­wiać. Za­po­wia­dał się pięk­ny wio­sen­ny dzień. Sy­no­wie wy­jąt­ko­wo nie ma­ru­dzi­li w dro­dze do przed­szko­la, choć mu­sia­ła obie­cać, że od­bie­rze ich wcze­śniej i pój­dą na lody. Był czwar­tek, a to ozna­cza­ło, że na­stęp­ne­go dnia roz­sta­nie się z nimi na cały week­end. Nie lu­bi­ła tych chwil, ale zgo­dzi­ła się, by Ro­bert za­bie­rał dzie­ci co dwa ty­go­dnie do sie­bie. Tego dnia nie za­mie­rza­ła iść do ga­le­rii, w któ­rej pra­co­wa­ła wraz ze swo­im part­ne­rem. Już wcze­śniej to uzgod­ni­li. Mi­chał wie­dział, co Anna ma w pla­nach, a znał ją już na tyle, by zda­wać so­bie spra­wę, że nie sku­pi się na pra­cy. Na je­de­na­stą umó­wio­na była z Mar­ty­ną Bu­le­wicz, ad­wo­kat­ką pro­wa­dzą­cą jej spra­wę roz­wo­do­wą. Te spo­tka­nia za­wsze roz­stra­ja­ły Annę tak bar­dzo, że do wie­czo­ra cho­dzi­ła roz­ko­ja­rzo­na i draż­li­wa.

Nie­da­le­ko przed­szko­la znaj­do­wa­ła się przy­jem­na ka­wiar­nia, jed­na z nie­licz­nych otwar­tych o tak wcze­snej po­rze. Wła­ści­cie­le nie mo­gli na­rze­kać na brak klien­te­li od sa­me­go rana, gdyż pra­cow­ni­cy po­bli­skie­go biu­row­ca za­czy­na­li dzień od wy­bor­nej kawy i muf­fi­nek ser­wo­wa­nych w lo­ka­lu. Anna też lu­bi­ła za­trzy­mać się od cza­su do cza­su w tym miej­scu. La­tem wy­sta­wia­no kil­ka sto­li­ków na ze­wnątrz, wo­kół roz­brzmie­wa­ła na­stro­jo­wa mu­zy­ka, a cu­dow­ny aro­mat świe­żo zmie­lo­nej kawy i sło­dycz jesz­cze cie­płych ba­be­czek spra­wia­ły, że wstę­po­wa­ła tam z przy­jem­no­ścią. Choć nie mia­ła pro­ble­mów z fi­gu­rą, sta­ra­ła się ogra­ni­czać sło­dy­cze, ale za­pach, któ­ry czu­ło się już przy przed­szko­lu, sam przy­cią­gał.

Dzień był cie­pły i po­god­ny, dla­te­go na ze­wnątrz ka­wiar­ni po­ja­wi­ły się sto­li­ki. Kil­ka osób już je zaj­mo­wa­ło. Anna rów­nież zde­cy­do­wa­ła się po­zo­stać na po­wie­trzu. Za­mó­wi­ła kar­me­lo­wą kawę i muf­fin­kę z ro­dzyn­ka­mi, jej ulu­bio­ną. Mia­ła czas, by się zre­lak­so­wać. Czu­ła zmę­cze­nie. Noc­ny kosz­mar wy­czer­pał ją, a parę go­dzin snu nie po­mo­gło od­zy­skać utra­co­nej ener­gii. Z głę­bi ka­wiar­ni sły­chać było mu­zy­kę. Grał ze­spół, któ­re­go nie zna­ła, jed­nak od pierw­szych akor­dów me­lo­dia przy­pa­dła jej do gu­stu. Po­cząt­ko­wo nie ro­zu­mia­ła, o czym jest pio­sen­ka, nie­spe­cjal­nie też się jej przy­słu­chi­wa­ła, ale kie­dy za­czął się re­fren, ktoś na­gle po­gło­śnił ra­dio i śpie­wał wraz z wo­ka­li­stą.

All your lies

Have ne­ver been hid­den

Ano­ther kind

Of sad­dest truth into your eyes

I can­not be­lie­ve it

For all tho­se long years

I was so blind. Now you said it stra­ight: Good bye…1

1 Frag­ment utwo­ru Lies (Kłam­stwa) ze­spo­łu No­Na­me.

Wszyst­kie two­je kłam­stwa

Ni­g­dy nie były skry­wa­ne

Inny ro­dzaj

Naj­smut­niej­szej praw­dy pro­sto w two­je oczy

Nie mogę w to uwie­rzyć

Że przez te wszyst­kie lata

By­łem tak śle­py. Te­raz mó­wisz to wprost: Do wi­dze­nia…

(Tłum. wła­sne).

Jak­że praw­dzi­we były dla Anny te sło­wa. Przez przy­pa­dek zna­la­zła w nich po­twier­dze­nie swo­ich de­cy­zji. Musi osta­tecz­nie roz­pra­wić się z prze­szło­ścią, uło­żyć so­bie ży­cie na nowo. Ży­cie po­win­no być wol­ne od kłamstw.

Punk­tu­al­nie o umó­wio­nej go­dzi­nie za­dzwo­ni­ła do drzwi kan­ce­la­rii. Se­kre­tar­ka wpu­ści­ła ją za­le­d­wie po trzech se­kun­dach, jak­by spo­dzie­wa­ła się, że wła­śnie w tym mo­men­cie ktoś na­dej­dzie. Pani ad­wo­kat cze­ka­ła już na nią w pro­gu ga­bi­ne­tu.

– Wi­tam, pani Aniu! Co sły­chać? Do­brze, że wio­sna idzie. Na­sze dzie­ciacz­ki będą mo­gły po­ha­sać tro­chę na świe­żym po­wie­trzu. – Ad­wo­kat­ka mia­ła czte­ro­let­nią có­recz­kę, któ­ra od no­we­go roku za­czę­ła cho­dzić do tego sa­me­go przed­szko­la co sy­no­wie Anny.

– Dzień do­bry! Wszyst­ko w po­rząd­ku, dzię­ku­ję! – Gość wszedł do ga­bi­ne­tu, za­my­ka­jąc za sobą drzwi. – Przy­szło coś z sądu?

– Tak, mamy od­po­wiedź na po­zew. Chcia­ła­bym ją z pa­nią szcze­gó­ło­wo omó­wić. Mąż za­prze­cza temu, co pani na­pi­sa­ła. Trze­ba bę­dzie jesz­cze raz wró­cić do przy­krych wy­da­rzeń i przed­sta­wić na­sze ar­gu­men­ty. Na pew­no chce­my orze­cze­nia o wi­nie? Musi pani zdać so­bie spra­wę, że to znacz­nie wy­dłu­ży pro­ces, za­an­ga­żu­je świad­ków, wa­szych wspól­nych zna­jo­mych, a jak wia­do­mo, nikt nie lubi być cią­ga­ny po są­dach, na­wet je­śli tyl­ko w cu­dzej spra­wie. Mogą się po­psuć pani kon­tak­ty to­wa­rzy­skie, no i nie mamy pew­no­ści, co oni ze­zna­ją. Kon­ty­nu­uje­my czy zmie­nia­my stra­te­gię?

Anna się za­my­śli­ła. Pod wpły­wem im­pul­su sama zło­ży­ła po­zew o roz­wód. Nie za­się­ga­ła wów­czas opi­nii praw­ni­ka, więc na­pi­sa­ła to, co dyk­to­wa­ło jej ser­ce. Przez kil­ka mie­się­cy nie było od­po­wie­dzi, dla­te­go po­sta­no­wi­ła upew­nić się u spe­cja­li­sty, czy wszyst­ko do­brze zro­bi­ła. Kan­ce­la­rię wy­bra­ła na chy­bił tra­fił. Po pro­stu sie­dzi­ba Mar­ty­ny Bu­le­wicz znaj­do­wa­ła się nie­da­le­ko domu Mi­cha­ła. Pani ad­wo­kat była ele­ganc­ką ko­bie­tą w po­dob­nym do niej wie­ku i spe­cja­list­ką od pra­wa ro­dzin­ne­go. Anna udzie­li­ła jej peł­no­moc­nic­twa, by ko­bie­ta mo­gła sama do­wia­dy­wać się w są­dzie, co dzie­je się w spra­wie klient­ki. Już wkrót­ce oka­za­ło się, że po­zew tra­fił do re­fe­ra­tu sę­dzie­go, któ­ry nie­dłu­go po­tem po­szedł na zwol­nie­nie, a spra­wie nie nada­no bie­gu. Po trzech mie­sią­cach sę­dzia za­rzą­dził do­rę­cze­nie po­zwu dru­giej stro­nie, nie wy­zna­cza­jąc jed­nak ter­mi­nu roz­pra­wy. Ro­bert za po­śred­nic­twem rad­cy praw­ne­go przy­go­to­wał od­po­wiedź, któ­ra wła­śnie le­ża­ła na biur­ku przed Anną. Czy­ta­jąc, była co­raz bar­dziej zde­ner­wo­wa­na. Co ja­kiś czas pry­cha­ła z obu­rze­niem.

– To stek bzdur! Jak on może…

– Nie ma się co dzi­wić. Za­ata­ko­wa­ła go pani w po­zwie i te­raz nie po­zo­sta­je dłuż­ny. Pro­szę się jed­nak za­sta­no­wić, czy war­to się spie­rać o to, kto jest wi­nien roz­pa­du mał­żeń­stwa, i jesz­cze bar­dziej się znie­na­wi­dzić. Ma­cie dzie­ci. Do­pó­ki nie do­ro­sną, bę­dzie­cie mu­sie­li się kon­tak­to­wać i ja­koś ze sobą współ­pra­co­wać.

– Chcę mu ogra­ni­czyć pra­wa ro­dzi­ciel­skie. – Anna upie­ra­ła się przy swo­im sta­no­wi­sku.

– Na ja­kiej pod­sta­wie? Czy jest złym oj­cem? Czy za­nie­dby­wał bliź­nia­ki albo do­pu­ścił się czy­nów prze­ciw­ko nim?

– Ja­kich czy­nów?

– Na przy­kład bił, mo­le­sto­wał, gło­dził, zo­sta­wiał bez opie­ki lub coś w tym sty­lu.

– Nie. Nie jest po­two­rem.

– No wła­śnie. W ta­kim ra­zie dla­cze­go chce pani ogra­ni­czyć mu pra­wa ro­dzi­ciel­skie? – Ad­wo­kat­ka była sta­now­cza, co Anna ode­bra­ła jako atak na sie­bie. Czu­ła, jak wzra­sta jej ci­śnie­nie. Na twa­rzy po­ja­wi­ły się wy­pie­ki.

– Nie wiem! – pod­nio­sła głos. – Pro­szę mi po­wie­dzieć, jak to zro­bić. Ma pani dziec­ko. Chcia­ła­by pani, żeby na co dzień prze­by­wa­ło z kimś, kto pa­nią tak zra­nił?

– Pani Aniu, spo­koj­nie. Je­stem po pani stro­nie. Po pro­stu pró­bu­ję uświa­do­mić, że to nie jest pro­ste. Za­rów­no pani, jak i pan Ro­bert mu­si­cie my­śleć przede wszyst­kim o dzie­ciach. Dla nich to bar­dzo trud­ny okres. Jesz­cze nie­wie­le ro­zu­mie­ją, jed­nak lada dzień za­czną za­da­wać py­ta­nia. Na­wet je­śli tego po nich nie wi­dać, prze­ży­wa­ją roz­łą­kę ro­dzi­ców. Je­stem tego pew­na. Nikt pani nie zmu­si, by wy­ba­czy­ła pani mę­żo­wi. Za­wiódł na ca­łej li­nii. Stra­ci­ła pani do nie­go za­ufa­nie, więc nie musi z nim żyć. Jed­nak dzie­ci mają pra­wo mieć mat­kę i ojca. Roz­wód i pra­wa ro­dzi­ciel­skie to dwie róż­ne spra­wy i na­le­ży je roz­pa­try­wać osob­no.

– Do­brze, za­sta­no­wię się nad tym. Na ra­zie chcę orze­cze­nia o wi­nie. Co do opie­ki nad dzieć­mi, to oczy­wi­ste, że na sta­łe za­miesz­ka­ją ze mną. Mogą wi­dy­wać się z oj­cem. Jak czę­sto, to jesz­cze usta­li­my.

– Już le­piej, roz­sąd­niej. Po­win­ny­śmy od­po­wie­dzieć na po­zew. Mo­że­my to te­raz omó­wić?

Anna kiw­nę­ła gło­wą, a me­ce­nas Bu­le­wicz wło­ży­ła oku­la­ry i za­czę­ła kart­ko­wać do­ku­ment.

– O, tu jest na­pi­sa­ne: Po­zwa­ny nie zo­rien­to­wał się od razu, że po­wód­kę łą­czy z in­nym męż­czy­zną re­la­cja bliż­sza niż zwy­kła przy­jaźń, jed­nak obec­na sy­tu­acja (wspól­ne za­miesz­ka­nie po­wód­ki z Mi­cha­łem Da­wi­do­wi­czem) nie po­zo­sta­wia wąt­pli­wo­ści, że po­wód­ka już w trak­cie po­zor­nie do­brze ukła­da­ją­ce­go się mał­żeń­stwa mia­ła ro­mans z tym czło­wie­kiem. Jak było?

– Mi­chał jest bra­tem ko­le­żan­ki Ro­ber­ta, Aga­ty. Po­zna-li­śmy go na im­pre­zie z oka­zji siód­mej rocz­ni­cy na­sze­go mał­żeń­stwa. Ro­ber­to­wi wy­dał się dziw­ny, ale mnie za­in­try­go­wał. Po­tem nie wi­dy­wa­li­śmy się wca­le albo spo­ra­dycz­nie przy oka­zji ja­kichś im­prez, nie pa­mię­tam do­kład­nie. Gdy by­łam w za­awan­so­wa­nej cią­ży, spo­tka­łam go w par­ku. Był miły. Lu­bi­łam z nim roz­ma­wiać, ale przez myśl mi nie prze­szło, że mo­gła­bym mieć z nim ro­mans. To są bzdu­ry. Dru­gi raz spo­tka­łam go, gdy ma­lu­chy mia­ły kil­ka mie­się­cy i wów­czas opo­wie­dział mi o swo­jej ga­le­rii, a ja jemu o po­szu­ki­wa­niu pra­cy. Za­pro­po­no­wał, bym po­mo­gła mu zor­ga­ni­zo­wać wy­sta­wę. Z cza­sem zwie­rza­łam się z pro­ble­mów z Ro­ber­tem, tak jak się roz­ma­wia z przy­ja­cie­lem. Za­wsze miał dla mnie do­bre sło­wo, po­cie­szył, ale ni­g­dy nie wy­ko­nał naj­mniej­sze­go ge­stu świad­czą­ce­go o tym, że chciał­by cze­goś wię­cej.

– Do­brze. Da­lej mamy:Pod­czas wspól­ne­go wy­jaz­du do Chor­wa­cji po­zwa­ny za­uwa­żył, że po­wód­ka wy­my­ka się na spo­tka­nia z Mi­cha­łem. Spę­dza­li czas sam na sam, a po­zwa­ny w tym cza­sie zaj­mo­wał się dzieć­mi. – Ad­wo­kat­ka po­pra­wi­ła oku­la­ry i spoj­rza­ła na klient­kę py­ta­ją­cym wzro­kiem.

– Tyl­ko raz mia­ła miej­sce taka sy­tu­acja. Po­ło­ży­łam dzie­ci spać i wy­szłam na pla­żę w po­szu­ki­wa­niu męża. Nie było go tam. Na brze­gu spo­tka­łam Mi­cha­ła. Roz­ma­wia­li­śmy chwi­lę. Wte­dy nad­szedł Ro­bert. Wra­cał ze skle­pu i za­żar­to­wał, że le­d­wo mnie spu­ści z oka, to już flir­tu­ję z in­ny­mi. Uzna­li­śmy to za żart. Bo to był żart. Nie ro­zu­miem, dla­cze­go do­ra­bia fi­lo­zo­fię tam, gdzie jej nie ma.

– Hm. A jak do­szło do tego, że zwią­za­ła się pani z Mi­cha­łem?

Anna za­sta­no­wi­ła się chwi­lę, za­nim od­po­wie­dzia­ła. Emo­cjo­nal­nie zwią­za­ła się z nim dużo wcze­śniej, bo już wte­dy, gdy za­czę­ła pra­cę w ga­le­rii, ale do fi­zycz­ne­go zbli­że­nia do­szło znacz­nie póź­niej.

– W dniu, w któ­rym od­kry­łam ko­re­spon­den­cję Sa­bi­ny do mo­je­go męża, spa­ko­wa­łam dzie­ci i ucie­kłam z domu. To była kro­pla, któ­ra prze­la­ła cza­rę go­ry­czy. Już wcze­śniej psu­ło się mię­dzy nami. Był nie­obec­ny, nie­za­in­te­re­so­wa­ny nami. Naj­pierw my­śla­łam, że cho­dzi o pra­cę, ale gdy zo­ba­czy­łam ten mail, wie­dzia­łam, że on da­lej ma ro­mans i dla­te­go ja go nie in­te­re­su­ję. Sam mnie na­ma­wiał, że­bym się prze­nio­sła z dzieć­mi do ciot­ki. Pew­nie chciał mieć wol­ne pole. Wście­kłam się i po­sta­no­wi­łam fak­tycz­nie wy­pro­wa­dzić. Pro­blem w tym, że nie mia­łam gdzie się po­dziać. Mi­chał w tym cza­sie two­rzył w ple­ne­rze. Po­je­cha­łam do ga­le­rii. Tam jest mały po­ko­ik z kuch­nią. Chcia­łam na spo­koj­nie pod­jąć de­cy­zję, co ro­bić da­lej. Nad ra­nem wró­cił Mi­chał. Nie­spo­dzie­wa­nie. Mia­ło go nie być jesz­cze kil­ka dni. Opo­wie­dzia­łam mu więc, co się sta­ło, i po­pro­si­łam, żeby po­zwo­lił mi po­miesz­kać w ga­le­rii do­pó­ty, do­pó­ki nie znaj­dę so­bie cze­goś in­ne­go. Osta­tecz­nie zo­sta­łam tyl­ko jed­ną noc, bo Mi­chał stwier­dził, że dzie­ciom wy­god­niej bę­dzie u nie­go w domu. Zgo­dzi­łam się tam chwi­lo­wo za­miesz­kać, bo mia­łam za­miar wy­na­jąć ja­kiś kąt, ale to się tro­chę prze­cią­ga­ło. Ro­bert pro­sił, że­bym wró­ci­ła do domu, lecz nie mia­łam naj­mniej­sze­go za­mia­ru. Po­zwo­li­łam mu wi­dy­wać chłop­ców. Kie­dy pierw­szy raz da­łam mu dzie­ci na week­end, Mi­chał za­brał mnie na ko­la­cję do re­stau­ra­cji, a po­tem wró­ci­li­śmy do nie­go. To był na­praw­dę uda­ny wie­czór. Taki, ja­kie­go nie mia­łam od daw­na. Po­czu­łam się szczę­śli­wa, spo­koj­na i… wol­na. Wte­dy po­ca­ło­wa­li­śmy się po raz pierw­szy. To była świa­do­ma de­cy­zja. Wie­dzia­łam, że ni­g­dy nie wró­cę do męża. Nie zdra­dzi­łam go pierw­sza. Gdy­by mnie nie za­wiódł, nie zwią­za­ła­bym się z ni­kim in­nym. Mi­chał przede wszyst­kim jest moim przy­ja­cie­lem, opie­ku­nem, a do­pie­ro póź­niej ko­chan­kiem. – Wi­dać było, że wy­zna­nia te dużo Annę kosz­tu­ją. Ręce się jej trzę­sły i z tru­dem pa­no­wa­ła nad emo­cja­mi.

Mar­ty­na Bu­le­wicz przy­ję­ła do wia­do­mo­ści prze­ka­za­ne jej in­for­ma­cje, od cza­su do cza­su no­tu­jąc. Na­stęp­nie wró­ci­ła do prze­glą­da­nia otrzy­ma­ne­go z sądu do­ku­men­tu. Część za­pi­sów po­mi­ja­ła jako nie­istot­ne, na in­nych sku­pia­ła się i za­da­wa­ła py­ta­nia. W koń­cu prze­czy­ta­ła jesz­cze je­den frag­ment pi­sma:

– Po­zwa­ny przy­zna­je, iż w prze­szło­ści do­pu­ścił się zdra­dy żony, ale stro­ny wy­ja­śni­ły so­bie wszyst­ko i po­go­dzi­ły się. Od tam­tych wy­da­rzeń mi­nę­ło kil­ka lat, zwią­zek ukła­dał się – w prze­ko­na­niu po­zwa­ne­go – po­myśl­nie. Do dnia wy­pro­wadz­ki po­wód­ki nic nie wska­zy­wa­ło na to, żeby źle czu­ła się w mał­żeń­stwie. Po­zwa­ny sta­rał się wy­na­gro­dzić jej wy­rzą­dzo­ną krzyw­dę oraz od­bu­do­wać za­ufa­nie. Ni­g­dy wię­cej nie miał ro­man­su z żad­ną ko­bie­tą. Ża­łu­je zresz­tą do dziś, że taka sy­tu­acja w ogó­le kie­dy­kol­wiek mia­ła miej­sce. Po­wód­ka nie wy­ja­śni­ła do dnia dzi­siej­sze­go po­wo­dów swo­jej wy­pro­wadz­ki, a za­rzu­ty pod­no­szo­ne w po­zwie, ja­ko­by na­dal miał ro­mans z inną ko­bie­tą, są wy­ssa­ne z pal­ca. Dla­te­go też na­le­ży do­mnie­my­wać, iż wy­łącz­ną przy­czy­ną roz­pa­du mał­żeń­stwa jest zwią­zek po­wód­ki z Mi­cha­łem Da­wi­do­wi­czem, a wo­bec nie­moż­no­ści wy­stą­pie­nia o roz­wód przez stro­nę wy­łącz­nie win­ną tego roz­pa­du winę pró­bu­je prze­nieść na po­zwa­ne­go. Roz­ma­wia­ła pani z nim o tym ma­ilu?

– Nie, nie roz­ma­wia­łam. Nie mia­łam ocho­ty. To było oczy­wi­ste. Szko­da, że nie wy­dru­ko­wa­łam go. Za­pew­niał, że nie utrzy­mu­je z Sa­bi­ną żad­ne­go kon­tak­tu, a tu na­gle ten list za­ty­tu­ło­wa­ny „Mój skarb, moje szczę­ście”. Jak mia­łam to ro­zu­mieć?

– Co do­kład­nie było w tym ma­ilu?

– Yyy… wła­ści­wie to nie wiem. Nie czy­ta­łam go. Nie mia­łam na to siły. Zo­ba­czy­łam tyl­ko ty­tuł, któ­ry mó­wił sam za sie­bie, i tak się zde­ner­wo­wa­łam, że na­tych­miast za­czę­łam się pa­ko­wać i ucie­kłam.

Ad­wo­kat­ka nie sko­men­to­wa­ła tego, co usły­sza­ła, choć była ogrom­nie zdzi­wio­na. Za­cho­wa­nie jej klient­ki było nie­po­waż­ne i po­cią­gnę­ło za sobą la­wi­nę. Nie wąt­pi­ła w to, że ko­bie­ta ma ra­cję, ale gdy­by była na jej miej­scu, z pew­no­ścią nie opar­ła­by się prze­czy­ta­niu ca­łej ko­re­spon­den­cji. Pew­nie na­wet wy­dru­ko­wa­ła­by ją, żeby mieć do­wód w ewen­tu­al­nej spra­wie roz­wo­do­wej. Lu­dzie czę­sto ro­bią nie­ra­cjo­nal­ne rze­czy. Prze­ko­na­ła się o tym, prak­ty­ku­jąc w za­wo­dzie od pięt­na­stu lat. Sta­ra­ła się za­cho­wać pro­fe­sjo­na­lizm, dla­te­go prze­szła do po­rząd­ku nad wy­zna­niem klient­ki, nie ko­men­tu­jąc jej dzia­łań.

Choć od oma­wia­nych wy­da­rzeń mi­nę­ło wie­le mie­się­cy, Anna wciąż czu­ła roz­go­ry­cze­nie i ból na myśl o po­stę­po­wa­niu Ro­ber­ta. Być może za­dzia­ła­ła wte­dy zbyt im­pul­syw­nie, ale to on do­pro­wa­dził ją do tego. To był trud­ny dla niej okres. Dzie­ci cho­ro­wa­ły, ma­ru­dzi­ły, a mąż pra­co­wał do nocy. W domu wła­ści­wie był go­ściem, więc nie mo­gła li­czyć na jego po­moc. Wszyst­ko spa­dło na nią. Była u kre­su sił, ale on tego nie ro­zu­miał. Wy­jąt­ko­wo, kie­dy uda­wa­ło mu się wró­cić do domu wcze­śniej, spę­dza­li przy­jem­nie wie­czo­ry, ba­wiąc się z bliź­nia­ka­mi, a kie­dy chłop­cy szli spać, ko­cha­li się. Ta­kich chwil było jed­nak nie­wie­le, bo naj­czę­ściej, kie­dy usy­pia­ła sy­nów, sama za­pa­da­ła w sen, nie cze­ka­jąc już na po­wrót męża z pra­cy. Naj­bar­dziej draż­ni­ło ją to, że Ro­bert nie ro­zu­miał jej. Uwa­żał, że zaj­mo­wa­nie się do­mem i dzieć­mi to nie pra­ca. Dla nie­go li­czy­ły się tyl­ko za­ra­bia­nie pie­nię­dzy i fir­ma.

Z per­spek­ty­wy cza­su wi­dzia­ła, że roz­pad mał­żeń­stwa na­ra­stał przez dłuż­szy czas. Pęk­nię­cie, któ­re po­wsta­ło przed jej wy­jaz­dem do Hisz­pa­nii, gdy zdra­dził ją w tak per­fid­ny spo­sób, nie zro­sło się. Po­tem jed­nak śmierć mamy zbli­ży­ła ją do męża, któ­ry pod­czas jej nie­obec­no­ści w kra­ju opie­ko­wał się te­ścio­wą. To dla­te­go po­sta­no­wi­ła dać mu szan­sę. Wy­da­wa­ło się, że za­że­gna­li kry­zys. Kie­dy uro­dzi­li się chłop­cy, Anna wy­ba­czy­ła mę­żo­wi głu­po­tę i na nowo za­ufa­ła. Tak przy­naj­mniej jej się wte­dy wy­da­wa­ło. W głę­bi ser­ca jed­nak wciąż czu­ła nie­po­kój, lęk przed po­wtór­ką, strach przed ko­lej­nym kłam­stwem. Ta rana ni­g­dy się nie za­bliź­ni­ła. Je­den mail po­tra­fił ją na nowo roz­dra­pać. Raz za­wie­dzio­ne­go za­ufa­nia nie da się w stu pro­cen­tach od­bu­do­wać.

– No do­brze. Cze­go w ta­kim ra­zie mam się po Ro­ber­cie spo­dzie­wać? – za­py­ta­ła po chwi­li za­du­my.

– Pani mąż nie chce roz­wo­du. Uwa­ża, że mał­żeń­stwo da się ura­to­wać. Wy­glą­da na to, że je­śli sąd stwier­dzi, iż do roz­pa­du jed­nak do­szło, to wy­łącz­nie z pani winy. Mąż chce mieć co naj­mniej rów­ne jak pani pra­wa do dzie­ci.

– Czy to zna­czy, że może chcieć mi ode­brać chłop­ców?

– Nie są­dzę, żeby do tego dą­żył. Prze­cież nie za­rzu­ca, że jest pani złą mat­ką. On tyl­ko nie go­dzi się na ogra­ni­cze­nia. Chce w peł­ni uczest­ni­czyć w ich ży­ciu. Pani Aniu – me­ce­nas Bu­le­wicz spoj­rza­ła klient­ce w oczy i na mo­ment za­wie­si­ła głos – niech się pani spo­koj­nie za­sta­no­wi, ja­kie sta­no­wi­sko mamy przy­jąć w spra­wie, a ja opra­cu­ję stra­te­gię. Nie chcę od­po­wie­dzi te­raz. Pro­szę to prze­my­śleć. Mamy duże szan­se, by wy­ka­zać, że to mąż do­pro­wa­dził do roz­pa­du mał­żeń­stwa oraz że to pani daje lep­szą gwa­ran­cję pra­wi­dło­we­go roz­wo­ju i wy­cho­wa­nia dzie­ci. Mo­że­my wno­sić o po­wie­rze­nie wy­ko­ny­wa­nia wła­dzy ro­dzi­ciel­skiej tyl­ko pani, a jego pra­wa ogra­ni­czyć do de­cy­do­wa­nia w waż­nych spra­wach, ta­kich jak zdro­wie czy edu­ka­cja, oraz ure­gu­lo­wać kon­tak­ty w spo­sób nie­ko­li­du­ją­cy z co­dzien­ny­mi czyn­no­ścia­mi. Po­nie­waż jed­nak miesz­ka­ją pań­stwo w jed­nym mie­ście, moż­li­we by­ło­by spra­wo­wa­nie wła­dzy wspól­nie, bez ogra­ni­cza­nia jej ko­mu­kol­wiek. Wa­ru­nek jest taki, że bę­dzie mię­dzy wami zgo­da i przy dzie­ciach nie bę­dzie kłót­ni, wza­jem­ne­go ob­wi­nia­nia się i tak da­lej. Nie po­le­cam do­cho­dze­nia winy któ­rej­kol­wiek ze stron, bo to ozna­cza bar­dzo duży stres. Jak wspo­mi­na­łam, trze­ba bę­dzie za­an­ga­żo­wać wa­szych zna­jo­mych i ro­dzi­nę. Dla ni­ko­go nie bę­dzie to ła­twe. I wła­ści­wie nic wam to nie da poza wąt­pli­wą sa­tys­fak­cją, że się po­sta­wi­ło na swo­im. Na dziś koń­czy­my. Pro­szę po­my­śleć nad tym, co po­wie­dzia­łam. Mó­wię to, bo mam spo­rą prak­ty­kę w tym za­kre­sie i naj­czę­ściej stro­ny, zwłasz­cza klient­ki, ża­łu­ją po­tem, że dały się wcią­gnąć w cały ten pro­ces z wy­wle­ka­niem bru­dów. Ale to pani de­cy­zja. Ja je­stem go­to­wa wal­czyć w pani imie­niu i je­że­li taka bę­dzie wola, zro­bię wszyst­ko, żeby wy­ka­zać winę męża i ogra­ni­czyć jego kon­tak­ty z dzieć­mi.

Ko­bie­ty po­da­ły so­bie dło­nie na po­że­gna­nie i Anna opu­ści­ła kan­ce­la­rię. Była bar­dziej zdez­o­rien­to­wa­na niż przed przyj­ściem. Nie spo­dzie­wa­ła się, że Ro­bert zdol­ny jest na­pi­sać do sądu ta­kie bzdu­ry. Nic z tego, co usły­sza­ła, nie było praw­dą. To on ją zdra­dził, w do­dat­ku wów­czas gdy mał­żeń­stwo ukła­da­ło się bar­dzo do­brze. Wie­le razy za­sta­na­wia­ła się nad przy­czy­ną tego zda­rze­nia i nie po­tra­fi­ła do­pa­trzyć się swo­jej winy. Je­dy­ny błąd, któ­ry po­peł­ni­ła, to zgo­da na przy­jazd Sa­bi­ny i He­le­ny do ich domu. Nie mo­gła przy­pusz­czać, że jej uko­cha­ny mąż oka­że się zwy­kłym sam­cem, dla któ­re­go po­ciąg sek­su­al­ny zna­czy wię­cej niż lo­jal­ność wo­bec żony. Gdy­by choć po­tra­fi­ła so­bie to lo­gicz­nie wy­tłu­ma­czyć, po­czu­ła­by się le­piej. Od kil­ku lat uwa­ża­ła sie­bie za na­iw­ną i głu­pią osób­kę, któ­ra nie za­słu­gu­je na wier­ność, któ­ra daje się na­brać jak dziec­ko, jest śle­pa i nie za­uwa­ża, co dzie­je się pod jej da­chem. Idąc uli­cą, mia­ła wra­że­nie, że lu­dzie przy­glą­da­ją się jej, że wy­ty­ka­ją ją pal­ca­mi i szep­czą do sie­bie: „Patrz, to ta idiot­ka!”. Raz po raz ana­li­zo­wa­ła wy­da­rze­nia tam­tych dni, od mo­men­tu gdy Ro­bert za­py­tał, czy jego daw­na ko­le­żan­ka może u nich przez ja­kiś czas za­miesz­kać, do dnia, kie­dy zo­ba­czy­ła mail od Sa­bi­ny i wy­pro­wa­dzi­ła się z domu. Na­dal nie ro­zu­mia­ła, dla­cze­go spra­wy przy­bra­ły taki ob­rót. Nic nie wska­zy­wa­ło na za­gro­że­nie, a Ro­bert do przy­jaz­du by­łej dziew­czy­ny był lo­jal­nym mę­żem.

Na pew­no? A może zdra­dzał mnie już wcze­śniej, tyl­ko nic o tym nie wie­dzia­łam? Anna po raz set­ny po­grą­ży­ła się w roz­pa­czy. Te­raz nic już nie było pew­ne. Jej świat legł w gru­zach, a mał­żeń­stwo roz­pa­dło się na za­wsze. Do­brze, że mia­ła przy so­bie ko­goś, kto ją ro­zu­miał. Mi­chał ni­g­dy by tak nie po­stą­pił, po­my­śla­ła, ale za­raz uświa­do­mi­ła so­bie, że tak samo mó­wi­ła kie­dyś o Ro­ber­cie. To on miał być jej szczę­śli­wym lo­sem na lo­te­rii.

Rozdział 2

Zbli­ża­ła się do przed­szko­la. Roz­my­śla­nia po­sta­no­wi­ła odło­żyć na póź­niej. Te­raz mu­sia­ła zmo­bi­li­zo­wać się i przy­wo­łać na twarz uśmiech. Chłop­cy cze­ka­li na nią z nie­cier­pli­wo­ścią. W koń­cu obie­ca­ła im lody. Spoj­rza­ła na ze­ga­rek.

– Mama! Mama! – wo­ła­li już od pro­gu. – Dla­cze­go nie przy­szłaś wcze­śniej? My tu cze­ka­my i cze­ka­my. Za­mkną nam lody! Prze­cież obie­ca­łaś…

– Cześć, ko­cha­nie! Cześć, skar­becz­ku! – Anna uca­ło­wa­ła bliź­nia­ki i po­mo­gła im zmie­nić bu­ci­ki. – Kok­tajl­bar jest otwar­ty do póź­na. Nie mar­tw­cie się. Obie­ca­łam, a ja obiet­nic za­wsze do­trzy­mu­ję. Idzie­my!

– Tata pój­dzie z nami? – Ma­ciuś nie ro­zu­miał jesz­cze wza­jem­nych re­la­cji ro­dzi­ców.

– Nie, ko­cha­nie. Tata przy­je­dzie po was ju­tro rano. Dziś to bę­dzie na­sza wspól­na wy­pra­wa. Tyl­ko mama i jej uko­cha­ni syn­ko­wie. Kto chce bitą śmie­ta­nę do lo­dów?

– Ja! Ja! – W górę pod­nio­sły się dwie pary ma­łych rą­czek.

Po­po­łu­dnie spę­dzi­li bar­dzo we­so­ło. Lody były prze­pysz­ne. Choć jesz­cze nie za­czął się na nie se­zon, Anna zgo­dzi­ła się, by zje­dli po dwie gał­ki. Co­dzien­nie w dro­dze do przed­szko­la za­glą­da­li przez wi­try­nę kok­tajl­ba­ru, zga­du­jąc, ja­kie sma­ki ofe­ro­wa­no tego dnia. Była to mała ro­dzin­na lo­dziar­nia, w któ­rej sprze­da­wa­no je­dy­nie wła­sne wy­ro­by. Moż­na było mieć pew­ność, że w skła­dzie nie ma sztucz­nych barw­ni­ków czy ulep­sza­czy sma­ku. Do­dat­ko­wo chłop­cy na­mó­wi­li mamę na ga­la­ret­kę owo­co­wą, któ­rą jed­nak zje­dli tyl­ko w po­ło­wie. Po­zwo­li­ła im tego dnia na zbyt wie­le, chcąc w ten spo­sób choć tro­chę wy­na­gro­dzić nie­przy­jem­ny czas roz­sta­nia ro­dzi­ców.

Kie­dy wró­ci­li do domu, Mi­chał już cze­kał na nich z obia­dem. Lu­bił coś ugo­to­wać od cza­su do cza­su, za co Anna była mu wdzięcz­na. Cza­sem po pro­stu bra­ko­wa­ło jej sił na co­kol­wiek. Nie dla­te­go, że była tak bar­dzo zmę­czo­na pra­cą. Ogar­nia­ła ją apa­tia. Czę­sto czu­ła się przy­tło­czo­na nad­mia­rem emo­cji, któ­re się w niej ko­tło­wa­ły. Nor­mal­nie ucie­szy­ła­by się, że cze­ka na nich cie­pły po­si­łek, ale po wi­zy­cie w lo­dziar­ni nie mie­li już ape­ty­tu.

– Oj, chy­ba nie damy rady nic w sie­bie wci­snąć. Dzię­ku­ję, ale zjedz te­raz sam. Od­grze­ję dla mnie i ma­lu­chów wie­czo­rem. Ob­je­dli­śmy się lo­da­mi jak bąki. Praw­da, chło­pa­ki?

– Ja jesz­cze zja­dłem ga­la­ret­kę. Taką w kost­kach i du­uuużo bi­tej śmie­ta­ny. Nie jem ko­la­cji. – Ku­buś po­ka­zał Mi­cha­ło­wi wy­dę­ty brzu­szek.

– Mam na­dzie­ję, że nic im nie bę­dzie po tym ob­żar­stwie – za­tro­ska­ła się na­gle. Nie była pew­na, czy jed­nak nie prze­sa­dzi­ła z tą ule­gło­ścią wo­bec ka­pry­sów dzie­ci.

– Na pew­no nie. A jak to­bie mi­nął dzień? Wy­glą­dasz na zmar­twio­ną. – Mi­chał po­sta­wił przed Anną ku­bek go­rą­cej her­ba­ty. – Pro­szę, zio­ło­wa. Do­brze ci zro­bi.

– Opo­wiem wszyst­ko, gdy dzie­ci pój­dą spać. Czu­ję się jak za­szczu­ty pies. – Po­ki­wa­ła gło­wą zre­zy­gno­wa­na, a po­tem, za­bie­ra­jąc ku­bek ze sobą, po­szła do po­ko­ju bliź­nia­ków, żeby bu­do­wać z nimi wie­że z lego.

Mi­nął po­nad rok, od kie­dy za­miesz­ka­li u Mi­cha­ła. Po­cząt­ko­wo dzie­ci czu­ły się nie­swo­jo, w koń­cu zo­sta­ły na­gle wy­rwa­ne ze zna­ne­go im śro­do­wi­ska. Lu­bi­li wuj­ka, ale czym in­nym było spo­tkać go u mamy w pra­cy, a czym in­nym miesz­kać z nim za­miast z tatą. Anna wie­lo­krot­nie tłu­ma­czy­ła dzie­ciom, że mu­sie­li wy­pro­wa­dzić się od taty, bo ro­dzi­ce tak bar­dzo po­gnie­wa­li się na sie­bie, że nie chcą już ra­zem miesz­kać. Chłop­cy ki­wa­li gło­wa­mi, po­twier­dza­jąc, że to ro­zu­mie­ją, ale mimo wszyst­ko wciąż po­ja­wia­ły się py­ta­nia o po­wrót do domu czy o wspól­ne ro­dzin­ne wyj­ścia. I za­wsze do­sta­wa­li tę samą od­po­wiedź. Tego już nie bę­dzie. Mu­szą po­go­dzić się z fak­tem, że tata miesz­ka osob­no. Z cza­sem więc przy­wy­kli do dwóch do­mów – u ta­tu­sia z psem i daw­ny­mi za­baw­ka­mi, i u wuj­ka, gdzie sami po­ma­ga­li w urzą­dze­niu cał­kiem no­we­go po­ko­ju.

Któ­re­goś dnia, kie­dy sta­ło się ja­sne, że Anna z dzieć­mi zo­sta­nie, Mi­chał za­brał ich do skle­pu z wy­po­sa­że­niem wnętrz, gdzie wspól­nie wy­bra­li ko­lo­ro­we me­bel­ki i całą masę ga­dże­tów, któ­re po­do­ba­ły się chłop­com. Byli dum­ni ze swo­je­go po­ko­ju, czę­sto pod­kre­śla­li, że sami go ume­blo­wa­li. Ma­ciuś raz na­wet po­wie­dział, że po­kój u wuj­ka jest o wie­le faj­niej­szy niż ten u taty, co wy­wo­ła­ło na twa­rzy Mi­cha­ła uśmiech. Chciał wkraść się w ła­ski bliź­nia­ków, bo wie­dział, że je­śli oni go za­ak­cep­tu­ją, ich mama z nim zo­sta­nie.

Wie­czo­rem, kie­dy chłop­cy już spa­li, Anna i Mi­chał na­resz­cie mo­gli swo­bod­nie po­roz­ma­wiać.

– Wiesz, on uwa­ża, że to ja roz­bi­łam mał­żeń­stwo, wda­jąc się w ro­mans z tobą! Na­pi­sał do sądu, że już w Chor­wa­cji go zdra­dza­łam. Jak moż­na tak od­wra­cać kota ogo­nem? Wy­cho­dzi na to, że to on jest ofia­rą, nie wy­rzą­dził mi żad­nej krzyw­dy, a jesz­cze pa­skud­na nie­wier­na żona za­bra­ła mu dzie­ci! Co ja mam ro­bić? – Opar­ła gło­wę na ra­mie­niu part­ne­ra, a ten moc­no ją przy­tu­lił.

– Bę­dziesz wal­czyć. Wie­my, jaka jest praw­da. Obo­jęt­nie zresz­tą, co się sta­nie w są­dzie, tu – po­ka­zał pal­cem na ser­ce Anny – tu bę­dziesz wie­dzia­ła, że nie masz so­bie nic do za­rzu­ce­nia. Będę cię wspie­rał, a je­śli ze­chcesz, to na­wet będę ze­zna­wać w są­dzie.

– Co ja bym bez cie­bie zro­bi­ła… Nie mogę uwie­rzyć, że taki fa­cet jak ty nie ma jesz­cze żony. Nie znam do­kład­nie two­jej hi­sto­rii, ale ta ko­bie­ta, o któ­rej kie­dyś wspo­mnia­łeś, mu­sia­ła być kre­tyn­ką, że cię rzu­ci­ła.

– Nie mów tak. Je­stem zwy­czaj­nym fa­ce­tem. Ani lep­szym, ani gor­szym.

– Wiesz… – Anna zmie­ni­ła te­mat – roz­my­śla­łam dziś o za­ufa­niu. By­łam pew­na Ro­ber­ta, a on mnie tak za­wiódł. Te­raz ufam to­bie i…

– I bo­isz się, że ja też za­wio­dę? – Wresz­cie od­krył, co ją tak na­praw­dę gnę­bi. – Cho­dzi ci o to, że nie opo­wia­dam o swo­jej prze­szło­ści? Tak bar­dzo chcesz ją po­znać? Do­brze. Nie jest to dla mnie ła­twe, ale je­śli tak ci na tym za­le­ży, to opo­wiem.

– Mi­chał, prze­pra­szam. Głu­pio mi. Tak, je­stem bar­dzo cie­ka­wa, ale nie chcę tego wy­mu­szać.

– Sta­wiasz mnie pod ścia­ną, ale trud­no. Ro­zu­miem. Je­śli bę­dziesz czu­ła się pew­niej, zna­jąc moją prze­szłość, to nie ma spra­wy. Chodź, po­łóż­my się. – Mi­chał wstał, by wy­jąć po­ściel ze skrzy­ni. – Bie­gnij myć ząb­ki, wska­kuj w pi­ża­mę, a po­tem chodź tu do mnie. Uprze­dzam jed­nak, że nie mam nic cie­ka­we­go do po­wie­dze­nia.

Kie­dy obo­je znaj­do­wa­li się już w łóż­ku, Mi­chał wsparł się na po­dusz­kach, a Anna opar­ła gło­wę na jego na­giej pier­si. Lu­bi­ła tę po­zy­cję. Czu­ła za­pach i cie­pło sil­ne­go cia­ła, któ­re nie tyl­ko da­wa­ło jej po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa, ale tak­że po­bu­dza­ło ją ero­tycz­nie.

– Po­zna­łem Na­tkę jesz­cze w li­ceum – za­czął opo­wieść. – Wiesz, miesz­ka­li­śmy w Chwał­ko­wie. To wieś koło Świd­ni­cy. Po­cząt­ko­wo by­li­śmy tyl­ko przy­ja­ciół­mi, ale pod ko­niec szko­ły zo­rien­to­wa­li­śmy się, że za­le­ży nam na so­bie w inny spo­sób. Za­nim ofi­cjal­nie wy­zna­li­śmy, co do sie­bie czu­je­my, każ­de z nas spo­ty­ka­ło się z kimś. Ja w su­mie mia­łem tyl­ko dwie dziew­czy­ny i to nie na po­waż­nie, ra­czej żeby ko­le­dzy się ze mnie nie na­bi­ja­li, ale Na­tka była ko­chli­wa. Zmie­nia­ła chło­pa­ków jak rę­ka­wicz­ki. Dłu­go po­tem jesz­cze za nią cho­dzi­li. Była ład­ną ko­kiet­ką. Po­cząt­ko­wo mi to nie prze­szka­dza­ło, ale gdy już sta­li­śmy się parą, po­wie­dzia­łem jej, że nie chcę, by za­cho­wy­wa­ła się wy­zy­wa­ją­co wo­bec męż­czyzn, bo może ją spo­tkać nie­szczę­ście. Nie wia­do­mo, na ja­kie­go świ­ra tra­fi. By­li­śmy ze sobą sześć lat. Pla­no­wa­li­śmy ślub. Mie­li­śmy wy­zna­czo­ną datę i miej­sce. My­śla­łem, że do­brze ją znam, że mówi mi o wszyst­kim i ni­czym mnie nie za­sko­czy. Dwa mie­sią­ce przed ślu­bem ode­szła bez sło­wa. Ni­g­dy wię­cej jej nie wi­dzia­łem.

– To mu­sia­ło być dla cie­bie strasz­ne. – Anna pod­nio­sła się na łok­ciu i spoj­rza­ła part­ne­ro­wi w oczy. – Pew­nie bar­dzo ją ko­cha­łeś. Do­wie­dzia­łeś się, dla­cze­go tak zro­bi­ła? Mia­ła ko­goś in­ne­go?

– Nie wiem. Te­raz to nie ma zna­cze­nia. Chodź­my już spać, bo jest póź­no. Zga­sisz lamp­kę?

– Za­cze­kaj. Mó­wi­łeś mi kie­dyś, że cię zdra­dzi­ła i ode­szła po tym, gdy ją na­kry­łeś.

– No tak, ale to było wcze­śniej. Je­stem zmę­czo­ny. Idę spać.

Ob­ró­cił się, prze­su­wa­jąc na swo­ją stro­nę łóż­ka. Anna się po­gu­bi­ła w tym, co mó­wił. Może dla­te­go, że był bar­dzo oszczęd­ny w sło­wach, a wspo­mnie­nia ewi­dent­nie spra­wia­ły mu przy­krość. Nie chcia­ła już drą­żyć te­ma­tu. Ta jego Na­tka za­cho­wa­ła się pod­le. Ba­wi­ła się nim, a gdy prze­sta­wał być atrak­cyj­ny, wy­rzu­ca­ła. Sko­ro jed­nak przy­jął ją z po­wro­tem, bo chy­ba tak wła­śnie było po pierw­szym roz­sta­niu, mu­siał ją bar­dzo ko­chać. Ona to wy­ko­rzy­sty­wa­ła. Anna wła­ści­wie nie mo­gła zro­zu­mieć dla­cze­go. Pierw­sza mi­łość Mi­cha­ła wy­da­ła się jej nie­doj­rza­łą, nie­zde­cy­do­wa­ną i żąd­ną przy­gód dziew­czy­ną. Sko­ro pro­wa­dzi­ła tak buj­ne ży­cie to­wa­rzy­skie, z pew­no­ścią prze­ra­zi­ła ją myśl o mał­żeń­stwie, o de­kla­ra­cji wier­no­ści do koń­ca ży­cia. Pew­nie dla­te­go ode­szła.

Do­brze, że tak się sta­ło, roz­my­śla­ła Anna. W prze­ciw­nym ra­zie nie spo­tka­ła­bym Mi­cha­ła na swo­jej dro­dze.

Cie­szy­ła się, że się przed nią otwo­rzył. Nie mu­sia­ła już oba­wiać się jego prze­szło­ści. W su­mie hi­sto­ria, któ­rą jej opo­wie­dział, była jed­ną z wie­lu po­dob­nych. Mimo wszyst­ko było jej go żal. Nikt nie za­słu­gu­je na ta­kie trak­to­wa­nie.

Uspo­ko­jo­na za­snę­ła.