Strona główna » Fantastyka i sci-fi » Krzyk Icemarku

Krzyk Icemarku

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-64297-27-4

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Krzyk Icemarku

Dzielna dziewczyna musi przeciwstawić się imperium, aby ocalić swoją ojczyznę, w porywającej opowieści fantasy, która łączy szybką akcję z fascynująco nakreślonymi postaciami. Po śmierci ojca uparta księżniczka Thirrin zostaje wojowniczą królową swojego kraju, Icemarku, broniąc go przed straszliwym najeźdźcą. Pomimo odwagi księżniczki i wsparcia ze strony Oskana, Syna Wiedźmy, zadanie okazuje się znacznie trudniejsze, niż Thirrin kiedykolwiek sobie wyobrażała. Musi zebrać armię, która dorówna przeciwnikowi. Trwa mroźna zima Icemarku, a bohaterka ma czas tylko do wiosny, żeby zjednoczyć dziwaczne stworzenia i przerażające potwory mieszkające zaraz za granicami jej ojczyzny. Czy pomysłowość i upór Thirrin pozwolą jej odnieść zwycięstwo?

Polecane książki

We wrześniu 2007 w waszyngtońskim mieszkaniu Christophera Hitchensa odbyła się dwugodzinna rozmowa, w której udział obok gospodarza wzięli Richard Dawkins, Sam Harris i Daniel Dennett. Ta dyskusja „Czterech Jeźdźców Apokalipsy”, jak już wówczas nazywali ich dziennika...
Lekarz o arystokratycznym pochodzeniu! Rzeczywiście! Lilah kompletnie nie interesowało, z jakiej rodziny Carlos się wywodzi. Spędziła z nim co prawda jedną tylko noc, ale za to jak namiętną… Teraz była w ciąży, ale powitała ją z radością, bo zakochała się w Carlosie. Jednak gdy zaproponował małżeńst...
  Książka, która obnażyła całą prawdę o kobietach, zanim ukazało się Pięćdziesiąt twarzy Greya. Mężatka, znudzona swoim życiem i monotonnym małżeństwem, pewnego dnia odkrywa, że mąż zdradza ją z jej najlepszą przyjaciółką. To dla niej impuls, żeby zacząć żyć bardziej samolubnie i realizować własne m...
  "Gdy otwiera usta mówi mądrze, a jej język wypowiada dobre rady"   Przypowieści Salomona 31:26   Nic nie zmusza nas tak skutecznie do zdefiniowania naszego systemu wartości jak nasze dzieci i jak relacja kobiety z mężczyzną. Ogrom decyzji, które musimy podjąć, wzb...
W prezentowanej książce autorzy przedstawiają problemy związane z innowacjami w obszarze prac badawczo-rozwojowych, wdrożeniami i komercjalizacją w kontekście zarządzania projektami, finansowania i oceny efektów tych działań. Wdrożenia i komercjalizacja wymagają finansowania tak jak nauka, która...
Osierocona lady Jane trafia pod opiekę dziadka, hrabiego Caxton. Niezadowolony z jej manier hrabia zatrudnia guwernantkę i przygotowuje wnuczkę do londyńskiego debiutu. Jane ma jednak za nic polecenia i zakazy. Pewnej nocy wymyka się na schadzkę i wpada w tarapaty. Z pomocą przychodzi jej niezna...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Stuart Hill

Kroniki Icemarku

Tom I

KrzykIcemarku

Stuart Hill

Przełożyła Agnieszka Fulińska

Kraków 2014

Tytuł oryginału

The Icemark Chronicles: The Cry of The Icemark

Text copyright © Stuart Hill 2005

Copyright © for the Polish translation by Agnieszka Fulińska, 2014

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Galeria Książki, 2014

Original English language edition first published in 2005 under the title The Icemark Chronicles: The Cry of The Icemark by The Chicken House, 2 Palmer Street, Frome, Somerset BA11 1DS

All character and place names used in this book are © Stuart Hill and cannot be used without permission.

The Author/Illustrator has asserted her moral rights. All rights reserved.

Cover illustration by David Wyatt

Inside illustration © Carol Lawson 2005

Cover designe by Steve Wells

Opracowanie redakcyjne i DTP

Pracownia Edytorska Od A do Z / oda-doz.com.pl

Redakcja

Ewa Wiąckowska

Korekta

Barbara Turnau, Teresa Lachowska

Opracowanie okładki i DTP

Stefan Łaskawiec

Wydanie I, Kraków 2014

ISBN978-83-64297-27-4

Wydawnictwo Galeria Książki

www.galeriaksiazki.pl

biuro@galeriaksiazki.pl

Opracowanie wersji elektronicznej:

Karolina Kaiser

Dla Kathleen Hill, prawdziwej Thirrin, oraz Clare Hardy za zaufanie i wsparcie. Także dla G i G oraz dla TM, TG i wszystkich T.

Rozdział 1

Thirrin Freya Silnoręka Lindenshield nosiła swoje imiona z godnością. Była wysoka jak na swoje trzynaście lat i jeździła konno równie dobrze jak najlepsi z żołnierzy jej ojca. Była również następczynią tronu Icemarku. Jej nauczyciel dodałby, że kiedy chciała, potrafiła być uważną uczennicą, a gdy jej zależało, była także bystra, temperament zaś odziedziczyła po ojcu. Niewielu porównywało ją do matki, która zmarła przy urodzeniu Thirrin. Ale ci, którzy pamiętali tę dumną młodą kobietę z dzikiej nacji Hipolitan, mówili, że Thirrin jest jej żywą kopią.

Żołnierz jadący jako jej eskorta nie przejmował się tym wszystkim. Od świtu polowali w lasach, on był zmęczony i zmarznięty, tymczasem Thirrin nie zdradzała ochoty na powrót do domu. Upierała się, że podążają śladami wilkołaka, a żołnierz obawiał się, że miała rację. Poluzował na wszelki wypadek włócznie w uchwytach, no i od godziny jechał z tarczą na ramieniu.

Wilkołaki zostały wygnane z Icemarku po Wojnach Duchów, w których ojciec Thirrin, król Redrought, pokonał armie Króla i Królowej Wampirów w bitwie pod Wilczymi Skałami. Wilkołak, którego tropiła obecnie, był zapewne samotnikiem szukającym łatwych ofiar na pastwiskach, ale ostrożność jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Thirrin pomyślała, że jeśli dopisze jej szczęście, zdoła go schwytać i zawieźć do miasta jako łup. I może zanim go stracą, uda się wyciągnąć z niego użyteczne informacje o Krainie Duchów.

– Posłuchaj! – szepnęła nagląco Thirrin, budząc się z przyjemnego zamyślenia o tym, jak to zdobędzie szacunek i wdzięczność ojca. – Tuż przed nami… Słyszę warczenie!

Żołnierz uwierzył jej na słowo i chwycił mocniej włócznię.

– Jedź za mną – powiedział, w chwili niebezpieczeństwa zapominając o etykiecie.

Zanim jednak zdążyli się poruszyć, poszycie leśne wzdłuż ścieżki eksplodowało i wyskoczyła z niego ogromna bestia. Miała kształt zbliżony do ludzkiego, ale była bardzo włochata, a twarz była mieszanką ludzko-wilczą. Przez moment potwór wpatrywał się w nich pełnymi nienawiści oczami, po czym zaatakował. Z łatwością uskoczył przed niezgrabnym ciosem żołnierza i rzucił się prosto na Thirrin, której przywykły do walki koń skoczył do przodu, odpowiadając na atak i uderzając bestię podkutymi kopytami.

Zaskoczony wilkołak otrzymał silny cios, ale cofnął się tylko na chwilę, po czym z wściekłością zaszarżował ponownie. Tym razem Thirrin wyciągnęła swój prosty miecz i jednym płynnym ruchem zawróciła konia, nachyliła się w siodle i cięła głęboko w ramię wilkołaka.

Żołnierz pozbierał się tymczasem i zaatakował, przewracając wilkoluda. Zanim bestia zdołała się podnieść, oba konie natarły na nią jednocześnie, parskając dziko i kopiąc.

Stwór podniósł się na nogi i wycofał w gęste poszycie, niedostępne dla koni. Przez chwilę lizał rany długim czerwonym językiem, po czym wynurzył się spośród kolczastych krzewów i bez ostrzeżenia natarł na konia Thirrin, zrzucając ją z siodła. Rumak uciekł, rżąc głośno z przerażenia, a ona leżała na ścieżce ogłuszona i paskudnie potłuczona. Przez moment miała wrażenie, że ogląda niemy i maleńki obraz świata sponad rozgrywających się wydarzeń. Jak przez mgłę docierała do niej świadomość jakiegoś zagrożenia, ale nie potrafiła sobie przypomnieć, czym ono właściwie było. Patrzyła, jak żołnierz atakuje ogromnego wilkoluda, ale potwór łamie jego włócznię, a koń staje dęba i galopuje przed siebie z jeźdźcem usiłującym rozpaczliwie utrzymać się w siodle. A teraz wilkołak odwraca się i powoli podchodzi do niej.

Rzeczywistość powróciła. Świat ponownie wypełnił jej głowę po brzegi i Thirrin z przerażeniem przypomniała sobie, gdzie jest. Wilkołak przybliżał się umyślnie powolnym krokiem, jakby smakował chwilę tuż przed zabiciem ofiary. Jak kot zbliża się do bezbronnej myszy znajdującej się w zasięgu jego łap.

Miecz leżał tuż obok, więc Thirrin skoczyła na nogi, chwytając broń. Potwór zatrzymał się i warcząc, odsłonił rząd ogromnych zębów, zupełnie jakby się uśmiechał. Thirrin nie wahała się: zaatakowała, wydając z siebie okrzyk wojenny klanu Lindenshield.

Zanim wilkołak zdołał zareagować, ostrze wbiło się głęboko w jego ramię i potwór cofnął się, zaskoczony atakiem. W tej samej chwili buty Thirrin poślizgnęły się na mokrych liściach i dziewczyna upadła na ziemię.

Stwór natychmiast skoczył, wyrwał jej miecz z ręki i usiadł na piersi, blokując jej oddech swym ogromnym ciężarem. Thirrin nie straciła jednak jeszcze bitewnego zapału, więc kiedy wilkołak zbliżył kły do jej gardła, uderzyła go mocno pięścią w nos. Potwór potrząsnął głową i kichnął, całkowicie oszołomiony.

– Załatw mnie szybko, wilkoludzie, i pamiętaj, że rany mają być z przodu. Nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że uciekałam – wrzasnęła, usiłując nie zdradzić głosem przerażenia.

Potwór ponownie przybliżył głowę do jej twarzy, ale tym razem w jego oczach dostrzegła prawie ludzki wyraz zdumienia. Pozostawał w tej pozie przez niemal minutę, jakby dokładnie oglądał Thirrin. Po czym nagle odrzucił łeb do tyłu i zawył; jego głos osiągnął przeraźliwie wysokie tony, zanim umilkł. Następnie spojrzał na nią znowu, a jego oczy były tak ludzkie, że Thirrin miała wrażenie, iż można by do niego zagadać. Po czym potwór odskoczył, a ona z trudem chwytała powietrze, odzyskując oddech.

Powoli zdołała usiąść i patrzyła, jak wilkołak podnosi jej miecz i wskazuje jego ostrzem na gęste leśne listowie. A potem zrobił coś, co ją zdumiało: wielki stwór ukłonił się, kładąc jedną rękę na swojej piersi, a drugą wykonując skomplikowany gest, godny najmodniejszego z dworzan.

Mimo grozy sytuacji Thirrin omal się nie roześmiała. Wilkołak ponownie odrzucił głowę do tyłu, a z jego gardła wydobył się szorstki dźwięk przypominający kaszel i warczenie. Jakby stwór się śmiał. Następnie wbiegł między drzewa, pozostawiając za sobą jedynie rozkołysane gałęzie.

Thirrin wstała i podniosła miecz. Drżała z przerażenia, ale czuła również zainteresowanie. Dlaczego wilkołak jej nie zabił? Czy takie potwory potrafią myśleć i podejmować decyzje? A jeśli tak, to czy ten tutaj naprawdę postanowił oszczędzić jej życie?

Była szczerze zdumiona. Wszystko, czego ją uczono, wszystko, w co wierzyła, co wiedziała o wilczym ludzie, rozsypało się w proch. Zawsze uważała, że są to bezmyślni zabójcy, równie pozbawieni rozumu jak inne prymitywne i złe potwory spoza północnych granic Icemarku, a jednak ten wilkolud okazał… co? Chyba współczucie…

Ciąg jej myśli przerwały trzaski i łoskot, ujęła więc mocniej miecz, gotowa odeprzeć następny atak. Ale to był tylko jej towarzysz. Odzyskał kontrolę nad swoim koniem i przygalopował, gotów zginąć w jej obronie. Lepsze to niż śmierć jako kara za niedopełnienie obowiązków.

Thirrin musiała wytrzymać prawie dziesięć minut oglądania jej obrażeń, a także długie i szczegółowe wyjaśnienia, dlaczego nie miał szans uspokoić konia, kiedy ten spanikował. W końcu jednak żołnierz pozwolił jej wsiąść na swojego konia i powoli ruszyli do domu. Thirrin w milczeniu analizowała to, co się wydarzyło. Czy rzeczywiście mogła po prostu odrzucić wszystko, co kiedykolwiek przyjmowała za pewnik w kwestii wilkołaków? Jej bystry umysł nie przestawał obracać w myślach niezwykłej możliwości, że wilczy lud jednak kierował się rozumem, a może nawet czuł.

Po kilku minutach, które Thirrin spędziła w siodle za żołnierzem, jej własny koń wynurzył się kłusem spomiędzy drzew i zarżał z radości na widok ludzi.

– Na wiele mi się przydałeś – powiedziała ponuro Thirrin. – Powinnam była pozwolić wilkoludowi cię zjeść.

Ruszyli najkrótszą drogą do domu i w końcu gęstwina drzew ustąpiła niewielkim polankom i obozowiskom drwali, kiedy zbliżyli się do granicy lasu. Przed nimi rozciągała się równina. Zatrzymali się, spoglądając na szeroką panoramę ziem otaczających Frost­marris, stolicę Icemarku.

Równina była układanką żywopłotów oraz zielonych i urodzajnych podczas krótkiego lata w tym kraju sadów i ogrodów, za którymi spośród otaczających je pól uprawnych wznosiło się miasto – niczym ogromny kamienny statek w morzu złotej pszenicy.

Masywne bramy miejskie otwierały się na cztery strony świata, a nad południową wisiał ogromny spiżowy Dzwon Przesilenia, lśniąc w jaskrawych promieniach słońca, jakby zapraszał Thirrin i jej towarzysza do domu. W samym środku miasta widziała ojcowską fortecę wznoszącą się na wzgórzu ponad ulicami. Królewski sztandar z walczącym białym niedźwiedziem na niebieskim tle był doskonale widoczny, wygładzony przez chłodną bryzę i powiewający w powietrzu, jakby prowadził szarżę kawalerii króla Redroughta.

Thirrin spięła konia. Otrząsnęła się już z szoku po walce i nie mogła się doczekać, kiedy opowie ojcu o wilkołaku. Przegalopowali przez równinę, wzbijając chmury pyłu na suchej drodze, i wkrótce wjechali w bramę miasta, po czym zaczęli się wspinać główną ulicą. Był dzień targowy, więc wieśniacy z otaczających miasto wiosek i gospodarstw tłoczyli się w kramach wzdłuż ulic, sprzedając wszystko: od jarzyn i serów po jajka i świeże mięso. Było gorąco; roje much unosiły się nad krwią i podrobami, aż koń Thirrin zaczął kręcić się i parskać, kiedy powoli przeciskali się przez tłum.

– Miejsce dla księżniczki! – zawołał jej towarzysz, napierając na ludzi i rozpychając ich. Niektórzy z wieśniaków, rzadko przybywający do miasta i nieprzywykli do widoku osób z królewskiego rodu, gapili się na przejeżdżającą Thirrin. Niektórzy nawet cisnęli się do przodu, aby dotknąć rąbka jej tuniki albo butów do konnej jazdy, jakby to były jakieś święte przedmioty. Zawstydzało ją to bardzo, więc natychmiast poluzowała tarczę i trzymała ją na ramieniu, chowając się za maską swojej pozycji.

– Księżniczka! To księżniczka! – szept unosił się wśród tłumu wieśniaków. Thirrin żałowała, że nie ma na głowie hełmu zamiast prostej misiurki, którą zwykle zakładała na polowania. Hełm miał przynajmniej osłonę nosa zakrywającą część twarzy. Teraz mogła jedynie mieć nadzieję, że tłum brał jej rumieńce za zwykłą karnację wojownika.

W końcu dotarła do zewnętrznej bramy górnego miasta, a gwardziści na warcie zatrzymali ją zgodnie z regulaminem.

– Kto pragnie wjechać w obręb królewskiej domeny? – zapytali formalnie.

Thirrin wpatrywała się w nich z niemą dumą, czekając, aż jej towarzysz odpowie za nią.

– Królewska córka i dziedziczka, Księżniczka Thirrin Freya Silnoręka Lindenshield.

Gwardziści wyprężyli się na baczność i Thirrin wjechała do zamku. Gdy tylko przemierzyła wielki dziedziniec, zsiadła z konia, puszczając wolno wodze – wiedziała, że stajenny zajmie się zwierzęciem. Następnie pomaszerowała ku Wielkiej Sali fortecy swojego ojca.

Kiedy już znalazła się w sklepionym przejściu, zatrzymała się na moment, żeby pozwolić oczom przyzwyczaić się do przyćmionego światła. Powoli z mroku wynurzały się potrzaskane tarcze dawno nieżyjących huskarlów – zawodowych wojowników – i sztandary z dawnych wojen, a ona ruszyła dalej.

Kamienna posadzka zdawała się rozciągać w ukrytą w mroku nieskończoność, ale gdzieniegdzie niewielkie wysepki światła rozlewały się na zwietrzałych kamieniach: słońce wpadało tu przez otwory dymne w dachu. Na końcu sali dostrzegała już podwyższenie, na którym stał tron z czarnego dębu. Jego podłokietniki wyrzeźbiono w kształt przednich kończyn niedźwiedzia, a nogi w smocze łapy. Nad tronem wisiał bitewny sztandar Icemarku: stojący niedźwiedź polarny z wargami wykrzywionymi w złowrogim warczeniu i z wyciągniętymi przed siebie pazurami. Ten sztandar towarzyszył ojcu Thirrin, kiedy wreszcie pokonał armię Króla i Królowej Wampirów w bitwie pod Wilczymi Skałami.

Tron był pusty, więc kiedy Thirrin dotarła do podwyższenia, szybko przeszła na jego tył i schyliła głowę, żeby wejść w niskie drzwiczki. Za nimi znajdował się niewielki przytulny pokoik, w którym Król Redrought Silnoręki Lindenshield, Niedźwiedź Północy, potężny wojownik i mądry władca, moczył nogi w wielkiej miednicy z wodą. Siedział rozparty na fotelu pełnym miękkich poduszek. Miał zamknięte oczy. Thirrin wiedziała jednak, że nie śpi, ponieważ nie chrapał, a niewielki zasuszony człowieczek właśnie przestawiał swoją figurę na szachownicy.

– Znowu oszukujesz, Grimswald! – warknął król.

– Och, doprawdy? Na pewno nieumyślnie. Musiałem się pomylić. Zaraz cofnę gońca, dobrze? – odparł stary człowieczek piskliwym głosem.

Redrought otwarł zaczerwienione oko i spojrzał z wściekłością na Grimswalda.

– Tak, już cofam gońca – oznajmił tamten.

W tej samej chwili król dostrzegł córkę.

– Ach, Thirrin! Wejdź, wejdź! Możesz dolać wody do miednicy? Moje nagniotki mają się dziś wyjątkowo źle. – Ruchem głowy wskazał stojący na piecu sagan, w którym bulgotała woda. Thirrin posłusznie przeszła przez pokój, podniosła naczynie i dolała gorącej wody do miednicy.

– Najpierw zimnej! – ryknął Redrought, szybko wyciągając stopy z wody i rozchlapując jej większość po podłodze.

– Przepraszam – odparła uprzejmie Thirrin, po czym zmieszała zimną i gorącą wodę w wielkim dzbanie, zanim wlała ją do miednicy.

– No, dużo lepiej! – zadudnił Redrought.

Król sprawiał wrażenie, jakby zawsze ryczał, dudnił lub krzyczał, niezależnie od humoru. Nikt się tym jednak zbytnio nie przejmował – przynajmniej nie musiał się powtarzać.

Rozłożył się ponownie na poduchach, a Thirrin zauważyła, że wielka ruda broda, która rozlewała się po jego piersi niczym ogień w górskim lesie, zaczęła się kołysać i skręcać. Księżniczka z fascynacją patrzyła, jak pojawia się tam malutki pręgowany łebek. I mruga do niej.

– Och, Primplepuss, tu jesteś! – zawołał król, chwytając kotkę w wielkie sękate dłonie. – Wydawało mi się, że cię wcześniej widziałem. Muszę pamiętać o czesaniu brody, zanim położę się spać. Nie chcielibyśmy, żebym cię zgniótł, prawda?

Primplepuss miauknęła cicho w odpowiedzi, a Redrought spoglądał na nią z czułością, kiedy zabrała się za lizanie łapki.

– Ojcze, mam ważne wieści – odezwała się Thirrin, uznając, że może uda się jej odciągnąć jego uwagę od kotki.

– To doprawdy musi być ważne, Grimswald – oznajmił Red­rought w kierunku starca. – Ona nazywa mnie „ojcem” tylko wtedy, kiedy coś zbroiła albo grozi nam jakaś katastrofa.

– Niczego nie zbroiłam, ojcze.

– W takim razie co się stało?

– Dziś rano walczyłam w lesie z wilkołakiem.

– Wilkołakiem, hę? Ale nie jesteś ranna, prawda? – zapytał, chwytając ją za ręce i poddając je dokładnym oględzinom. Pokręciła głową, a po paru minutach starannego sprawdzania król pokiwał głową i ciągnął: – Cóż, nie możemy pozwolić wilczemu ludowi zadomowić się tutaj, prawda? Gdzie dokładnie go widziałaś? No i zabiłaś go?

– Zaraz za Przylądkiem, w pobliżu Czarnego Szczytu. I nie, nie zabiłam go. Jest ranny w lewe ramię, no i nieźle skopany przez konie.

– To nic dla wilkołaka. Muszę wysłać tam patrol.

– Tak! – zgodziła się Thirrin, podnosząc wzrok. Oczy jej się świeciły. – Ale najpierw muszę cię o coś zapytać, tato. – Urwała, usiłując zebrać myśli. – Czy… czy wilkołaki mogą czuć i myśleć? To znaczy tak jak ludzie. I czy one mogą… rozumieć, że my mamy… och, no nie wiem, myśli i uczucia, i życie, którego nie chcemy stracić?

Redrought milczał w zamyśleniu. Większość życia spędził na walkach z wilczym ludem i innymi stworzeniami spoza północnej granicy. Nigdy nie miał ani czasu, ani chęci, żeby się zastanawiać, czy te istoty myślą o czymkolwiek. Był jednak dobrym królem, a także człowiekiem dość bystrym, żeby się zorientować, że za pytaniami jego córki musi kryć się coś ważnego.

– Dlaczego pytasz? Co się stało?

Thirrin wzięła głęboki oddech.

– Ten wilkołak mógł mnie dziś zabić, ale nie zrobił tego. Rozbroił mnie i mógł mi rozszarpać gardło. Ale kiedy uderzyłam go pięścią w nos i powiedziałam mu, żeby nie zwlekał, on powstrzymał się i pozwolił mi odejść. A ja nie rozumiem dlaczego. Skoro wilczy ludzie nie potrafią myśleć ani czuć, dlaczego darował mi życie?

Redrought nie miał pojęcia, ale w tej chwili nic go to nie obchodziło. Czuł po prostu ogarniającą go ogromną ulgę. Nagle chwycił córkę w niedźwiedzi uścisk, który sprawił, że straciła oddech prawie tak jak wtedy, kiedy przygniótł ją do ziemi wilkolud.

– Nie będziesz więcej tak ryzykować! Słyszałaś!? – ryknął, ponieważ świadomość, że jego córka mogła tak łatwo zginąć, dołożyła się do jego gniewu.

– Ależ tato, ja nie ryzykowałam. Wilkołaki nie zapuszczają się zazwyczaj w nasze lasy. Skąd miałam wiedzieć, że on tam będzie?

Redrought wiedział, że to prawda, ale nie poprawiało to jego humoru. Wypuścił Thirrin z uścisku i ciężko usiadł.

– Wyślę natychmiast pełny patrol.

– A ja go poprowadzę.

– O nie, moja panno. Moja córka i dziedziczka zostanie bezpiecznie w zamku. Niech inni gorliwcy się zasługują – odparł twardo Redrought.

– Przecież będę musiała zaprowadzić ich we właściwe miejsce. Nikt poza mną nie wie, gdzie to było.

– Oprócz twojego towarzysza – podpowiedział król triumfalnym tonem.

– Oprócz mojego towarzysza – musiała niechętnie przyznać Thirrin.

– Doskonale! Grimswald, wezwij kapitana gwardii. Musisz podać mu szczegóły, Thirrin, a potem biegiem na lekcję. Dziś geografia, jeśli się nie mylę.

Grimswald gwizdnął ku drzwiom na gwardzistę, który wmaszerował z brzękiem zbroi.

– Kapitanie Edwaldzie. Księżniczka doniosła o obecności wilkołaka w pobliżu miasta. Wypytaj ją i wyślij patrol! – ryknął król, głaszcząc delikatnie Primplepuss. Kotka zmrużyła oczy na ryk Red­roughta, a kiedy Thirrin odeszła wraz z kapitanem, otarła pręgowany pyszczek o ogromny palec króla, łaskoczący ją w policzek.

Thirrin była wściekła. To ona powinna poprowadzić patrol w celu odnalezienia wilkołaka, a nie ten dzieciak! I nie chodziło tylko o to. Patrol zapewne zabije wilkołaka, gdy tylko go znajdzie, a ona nie czuła się z tym dobrze. Nie potrafiła zapomnieć, że potwór mógł bez trudu ją zabić, gdyby tylko chciał, nie potrafiła też zapomnieć, jak on komicznie ukłonił się jej i jak się roześmiał, zanim odbiegł. Maszerowała teraz gniewnie przez mroczny korytarz ku komnacie swojego nauczyciela, ukazując się w nagłych rozbłyskach słońca pod oknami niczym żądna pomsty bogini wojny.

Kiedy znalazła się pod drzwiami komnaty, uderzyła w nie raz uzbrojoną pięścią i wpadła do środka. Maggiore Totus popijał właśnie z kubka zimną wodę i rozchlapał większość płynu na swoją czarną szatę, otwarcie okazując zaskoczenie. Ale jedno spojrzenie w błyszczące gniewem oczy Thirrin sprawiło, że zrezygnował z wszelkich uwag na temat dobrych manier, które przydają się nawet księżniczkom. Uśmiechnął się zatem przyjaźnie i skinął na nią, nakazując jej usiąść koło okna.

– Czy Wasza Wysokość nie czułaby się lepiej w sukni zamiast kolczugi? – zapytał, posługując się formalnym językiem niczym tarczą chroniącą go przed złym humorem Thirrin.

– Nie! – odwarknęła. Ale ustępując nieco, odpięła pas z mieczem i powiesiła go na oparciu krzesła. Zadaniem Maggiorego Totusa były starania, aby była tak dobrze wykształcona, jak przystało następczyni tronu Icemarku. Ale ją interesowały wyłącznie lekcje z nauczycielami jazdy konnej i walki. Wszystkie inne sprawiały, że czas ciągnął jej się leniwie, a ona doskonaliła sztukę wpatrywania się w książki, podczas gdy jej myśli biegały po równinach lub też żeglowały po szarych morzach Icemarku.

Teraz, kiedy Maggiore Totus przeglądał swoje notatki, pozwoliła myślom odpłynąć ponownie, wyobrażając sobie, że podróżuje na jednej z ogromnych sów śnieżnych, które żyły na zimowym lodzie. Z punktu obserwacyjnego na szerokim białym grzbiecie sowy widziała góry zwane Wilczymi Skałami wznoszące się stromo z północnej równiny, strzelające poszarpanymi turniami niczym zębami ku zimnemu niebieskiemu niebu, podczas gdy na południu szczyty znane jako Tańczące Panny wznosiły się łagodnymi stokami nad horyzontem, a następnie zstępowały powoli jako niskie zielone wzgórza ku ziemiom imperium Polipontu. Maggiore twierdził, że ta dziwaczna nazwa oznacza „o wielu mostach” i odnosi się do wielkiej liczby rzek, które przepływają przez te bogate zielone ziemie.

Z wysokości wyobrażonej śnieżnej sowy widziała te rozliczne rzeki płynące przez imperialne ziemie niczym cienkie srebrne nitki naszyte na wspaniałą zieloną tkaninę, haftowaną w regularne wzory pól uprawnych oraz ciemne plamy lasów, bagien i pastwisk. Następnie poleciały nad miastami tego bogatego południowego kraju, nad rozciągającymi się pod nią ulicami z szarego kamienia. Miasta rozrosły się tak, że wykroczyły poza mury i groziły zielonym terenom ciemnymi fabrykami wyrzucającymi na wiele stóp w powietrze dym, jednocześnie napełniając skarbiec państwowy złotem. Dzięki temu bogactwu Polipont zbudował ogromną armię, która w ciągu wielu lat podbiła wielkie imperium, rozciągające się poza granice wiedzy Thirrin i we wszystkie strony świata. Tą armią dowodził straszliwy generał Scypion Bellorum, który nigdy nie przegrał żadnej wojny i wygrał wszystkie osobiście dowodzone bitwy.

Sowa z Thirrin leciała teraz nad ulicami miast imperium. Widziała tam ludzi. Niektórzy byli bogato ubrani i poruszali się z pewnością siebie, która zapewniała im łatwe przejście wśród tłumów wypełniających ulice. Wielu wyglądało na żołnierzy, gotowych bić się i umierać w wojnach prowadzonych przez imperium. Większość jednak nosiła łachmany, a niemało z nich było niewolnikami przypisanymi do fabryk produkujących broń potrzebną armii w walkach prowadzonych w odległych krainach.

Tak wyglądała rzeczywistość w imperium. Ludzi uważano tylko za narzędzia, którymi posługiwali się nieliczni rządzący tymi ogromnymi terenami. A jeśli Thirrin zastanawiała się kiedykolwiek, czy istniała naprawdę jakaś różnica w sytuacji wieśniaków w jej własnym kraju, mogła argumentować, że w Icemarku nikogo nie nazywano niewolnikiem i nie zmuszano do pracy w zatruwających powietrze i niszczących ziemię fabrykach. Fakt, że życie chłopa pańszczyźnianego na ziemiach jej ojca niewiele się różniło od losu niewolnika, nie zajmował jej. Ci ludzie przynajmniej mieszkali we własnych domach i jedli trochę z tego, co sami wyhodowali.

Teraz wyobrażona sowa zawróciła na północ, aż znalazły się ponownie nad Icemarkiem, a pod nimi pojawiły się lasy i pastwiska rozlewające się zielonym morzem wokół ufortyfikowanych wysp, jakimi były miasta. Tylko w zimie królestwo stawało się godne swojej nazwy i naprawdę było Icemarkiem: Lodową Marchią, białą i zamarzniętą od Wilczych Skał po Tańczące Panny przez siedem miesięcy w roku.

Maggiore Totus obserwował Thirrin wpatrującą się w nieokreślony punkt w przestrzeni i westchnął. Była najbardziej kłopotliwą uczennicą, z jaką kiedykolwiek miał do czynienia, ale też jedną z najzdolniejszych. Ta świadomość sprawiała, że nie rzucał posady królewskiego nauczyciela. Gdzieś w odległych zakamarkach włas­nego wybitnego umysłu pielęgnował nadzieję, że obudzi w tej wojowniczej księżniczce miłość do nauki i że pewnego dnia Icemark będzie rządzony nie tylko przez wojowniczkę, ale i uczoną.

Takie nadzieje wydawały się jednak odległe, a tymczasem nauczyciel postawił przed sobą zadanie przyciągnięcia na powrót jej uwagi.

– Myślę, że odłożymy na razie lekcję o głównych źródłach dochodów na Południowym Kontynencie i skupimy się zamiast tego na topografii ważnych pól bitew.

Thirrin mruknęła coś pod nosem i przytaknęła. Humor poprawił się jej nieznacznie, a największym zaskoczeniem okazało się to, że lekcja naprawdę się jej spodobała.

Rozdział 2

Tego wieczoru Redrought wydawał jeden z państwowych bankietów. Co najmniej trzy razy w roku wszyscy baronowie i baronessy mogli się spodziewać zaproszenia do Frostmarris, stolicy, na przyjęcie w obecności króla. Jedzenie i picie było w sumie mniej ważne niż prawdziwy cel – chciał mieć na oku wszystkich arystokratów, którzy mogli okazać się zbyt ambitni. Ale pomimo tego ostrożnego stosunku do swoich szlachetnie urodzonych Red­rought był bardzo popularnym królem. Nie wynosił się zanadto, a poza tym był sprawdzonym dowódcą. Nie tylko pokonał Króla i Królową Wampirów z Krainy Duchów, ale również odpędził od wybrzeży Icemarku wiele pirackich napaści.

Ten konkretny bankiet był oficjalnie świętem zwycięstwa, które król odniósł nad jednym z największych zagrożeń, z jakimi mierzył się kraj przez ponad dekadę. Dokładnie rok temu Redrought poprowadził swoją armię do bitwy niedaleko Morskiej Przystani, gdzie starł się z połączonymi siłami południowych korsarzy i wyspiarskich piratów. Ich flota była o ponad dwieście okrętów liczniejsza, a na ląd wyszła dwudziestotysięczna armia. Ale po krwawej bitwie trwającej cały dzień nieprzyjaciel został w końcu zepchnięty na morze, a zwycięscy huskarlowie Redroughta podpalili wrogie statki.

Obecnie królewska Wielka Sala rozbrzmiewała głosami tych samych żołnierzy, którzy jedli i pili przy niższych stołach i opowiadali sobie o własnym męstwie na polu bitwy pod Morską Przystanią. Galeria minstreli zajmująca całą długość południowej ściany była wypełniona najlepszymi muzykami w mieście, grającymi niekończącą się kompozycję pieśni biesiadnych i wojskowych. A między długimi rzędami stołów akrobaci wyginali ciała i skakali, prezentując dziwną mieszankę sprawności fizycznej i komizmu.

Thirrin przyglądała się ze swojego miejsca przy Wysokim Stole, jak Wielka Sala faluje niczym morze podczas sztormu. Szczegóły zacierały się jednak przed jej oczami z powodu gęstego dymu wznoszącego się z paleniska na środku pomieszczenia. Nawet wielkie sztandary oddziałów huskarlów zwieszające się z belek pod sufitem połyskiwały słabo wśród kłębów dymu mających w końcu znaleźć drogę ku otworom wentylacyjnym w dachu. Tańczący niedźwiedź unosił się we mgle w połowie rzędu stołów, więc w oczach Thirrin wyglądał jak niewielka góra z zaburzonym poczuciem rytmu. Na dodatek co jakiś czas któryś z akrobatów wyskakiwał w górę niczym delfin wynurzający się z czarnego jak smoła morza.

Jej uwaga powędrowała w końcu z powrotem ku Wysokiemu Stołowi. Przysłuchiwała się dobrodusznej rozmowie ojca z jednym z baronów, choć były to raczej pokrzykiwania. Podczas państwowych bankietów siedziała zawsze obok króla. Możni Icemarku powinni dobrze znać następczynię tronu, a ponieważ Thirrin wiedziała, że to bardzo ważne, starała się stawać na wysokości zadania. Robiła wszystko, żeby ukryć wrodzoną nieśmiałość za maską uprzejmości i inteligencji. Śmiała się w odpowiednich momentach i odzywała się, kiedy wiedziała na pewno, że wie, o czym mówi, a i tak nie była przekonana, czy się jej to udawało.

Baronessa Aethelflaeda, wiekowa niewiasta z długimi warkoczami i malutkimi błyszczącymi oczkami, nachyliła się ku niej przez stół.

– Doszły mnie wieści, że księżniczka spotkała ostatnio wilkoluda – powiedziała, dając uprzejmie Thirrin szansę włączenia się do rozmowy.

– Tak, dziś rano. Zraniłam go w ramię i w końcu uciekł.

Baronessa odwróciła się do króla.

– Wygląda na to, że Kraina Duchów wymaga uwagi, Redrought.

Król wzruszył ramionami, po czym pokiwał głową, dając do zrozumienia, że zgadza się, ale nie uważa, by był to poważny problem.

– Tak, tak, zapewne. Ale żaden ze strażników na granicy nie donosił o jakichkolwiek niepokojach.

Redrought w zamyśleniu kręcił wokół palca jeden ze swoich zaplecionych specjalnie z okazji uczty warkoczyków.

– Wzmocnię garnizony graniczne i wyślę tam więcej szpiegów – powiedział w końcu. – To powinno na razie wystarczyć.

– Bylebyś tylko z tego powodu nie osłabił obrony od południa – odparła stara baronessa. – Ufam Polipontowi i jego imperium mniej więcej tak samo jak Królowi i Królowej Wampirów. Obawiam się, że ambicją generała Scypiona Bellorum jest dodanie Icemarku do listy swoich podbojów.

Redrought roześmiał się.

– Zanadto się przejmujesz, Aethelflaedo! Bellorum ma ambicję dodać wszystko, co się da, do swoich podbojów, ale na razie jest zajęty na południu. Przestań się zamartwiać i napij się.

– Sądzę, że baronessa ma rację – odezwała się cicho Thirrin. Jej myśli pochłaniał nurtujący ją od dłuższej chwili problem. – Jeśli skupimy się na pilnowaniu jednej granicy, zaniedbamy inne. Potrzebujemy więcej sojuszników.

Król przytaknął.

– Wielce prawdziwe. Jesteśmy tu na północy odcięci od świata. Na południe imperium Polipontu, na północ Kraina Duchów. Nie mamy zbyt wielu możliwości, hę?

– Nie, ale czasami przyjaciół znajduje się w najbardziej niespodziewanych okolicznościach – odpowiedziała Thirrin, której myśli w niewyjaśniony dla niej sposób powędrowały znów do wilkołaka i tego, jak na nią spojrzał, kiedy ją w końcu uwolnił.

Król mrugnął do córki z uśmiechem.

– Masz rację. Może powinniśmy zacząć szukać, jak tylko nadarzy się okazja.

Następnie rozparł się na swoim krześle, przeciągnął i oparł nogi na stole. Thirrin przyglądała się z rozbawieniem, jak manewrował wielkimi miękkimi pantoflami pomiędzy talerzami i filiżankami, aż znalazł dość miejsca, żeby wygodnie skrzyżować nogi. Wcześniej, kiedy szambelan sprzeciwił się takiemu obuwiu, król oznajmił, że miękkie żółte kapcie są znacznie wygodniejsze dla jego odcisków od wypastowanych wysokich butów należących do ceremonialnego królewskiego stroju. A lekki ruch szczęki powstrzymał szambelana przed kontynuowaniem sporu.

Kiedy król już się usadowił, sięgnął pod sztywny haftowany kołnierz swoich szat i delikatnie wyciągnął stamtąd królewską kotkę Primplepuss, sadowiąc ją na potężnie wyniosłym królewskim brzuchu.

– Grimswald! – ryknął. – Grimswald, gdzie się podziewasz?!

Szambelan królewskich parafernaliów wychynął obok królewskiego łokcia, a Thirrin nie mogła oprzeć się podejrzeniom, że ukrywał się pod stołem.

– Tak, panie? – zapytał pomarszczony człowieczek.

– Przynieś mleka dla Primplepuss. Chce ci się pić, nieprawdaż, maleńka? – powiedział, głaszcząc delikatnie pyszczek kotki i opowiadając wszystkim dookoła, że jego ulubienica mruczy, mimo iż w hałasie panującym na uczcie nie dałoby się usłyszeć ryku tygrysa szablozębnego.

Kiedy kotka zaczęła się bawić zaplecioną brodą Redroughta, Thirrin wiedziała już, że z jej ojca przez resztę wieczoru nie będzie się dało wyciągnąć nic sensownego, postanowiła więc dołączyć do huskarlów w niższej sali.

Zeskoczyła z królewskiego podwyższenia i skierowała się ku odgłosom rzucanych do celu toporów. Dotarła na miejsce w chwili, kiedy jeden z nich rozpłatał jabłko umieszczone w samym środku tarczy. Potężny wybuch radości omal nie zbił jej z nóg, ale zdołała się przecisnąć przez zwartą masę spoconych mężczyzn i kobiet, żeby zażądać swojej kolejki. Jakkolwiek bywała nieśmiała w eleganckim towarzystwie i kiedy żądano od niej uprzejmej konwersacji, nie miała podobnych problemów wśród wojowników. Tu nie musiała być grzeczna ani pilnować języka; to huskarlowie zazwyczaj przez kilka minut przepraszali ją za swój brak manier. Ale kiedy zaczęli się dobrze bawić, zapominali o tym wszystkim i traktowali ją prawie jak pozostałych młodych wojowników, choć nigdy nie zapominali o jej oficjalnej pozycji.

Rozległ się wielki krzyk: – Księżniczka będzie rzucać!

Jeden z wojowników z szacunkiem podał jej niewielki topór.

– Daj mi coś w odpowiednim rozmiarze – zażądała z urazą i przytaknęła, kiedy podano jej jeden z wielkich bojowych toporów.

Tymczasem na tarczy zmieniono jabłko, a Thirrin z wielkim wysiłkiem uniosła topór, wycelowała, odchyliła się i cisnęła bronią z taką siłą, że opadła na kolana. Kiedy odważyła się podnieść wzrok, ujrzała jabłko rozpłatane na pół, leżące poniżej wielkiej tarczy. Roześmiała się z ulgą, przyjęła wiwaty huskarlów i pozwoliła się obnieść na krześle wzdłuż stołów.

Sponad ramion wojowników Thirrin miała widok nad wirującymi kłębami dymu na całą Wielką Salę. Jakiś instynkt sprawił, że skierowała wzrok ku ogromnym drzwiom dokładnie w chwili, kiedy otwarły się z hukiem, a do wnętrza wpadł powiew chłodniejszego powietrza, rozcinając gęste zasłony dymu, podobnie jak gorący węgiel wytapia śnieg. W sali zapanowało milczenie, a Thirrin wzięła głęboki oddech, kiedy poczuła na twarzy świeży powiew. Dym rozwiał się prawie zupełnie i jej oczom ukazał się oddział żołnierzy wkraczających przez drzwi i wlokących między sobą wielką włochatą postać.

Żołnierze mieli na sobie mundury gwardii pałacowej, a sprawa, która ich tu przywiodła, musiała być ważna, więc część huskarlów pospiesznie odsunęła ustawione na kozłach stoły na bok. Wkrótce powstało szerokie przejście wiodące prosto do królewskiego podwyższenia, by niezwykła grupa mogła przejść.

– Postawcie mnie na ziemi – rozkazała Thirrin, a mężczyźni, którzy nieśli ją na ramionach, opuścili ją na podłogę. Przepchnęła się przez tłum i dotarła do wyższego stołu razem z żołnierzami. Wtedy zobaczyła, co takiego ciągnęli między sobą. To był wilkołak. Nadgarstki miał przywiązane grubymi linami do masywnego kija za plecami, a gwardziści otoczyli go pierścieniem ostrej stali opuszczonych włóczni, gotowi uderzyć na najmniejszą oznakę niebezpieczeństwa.

Gwardziści zasalutowali królowi.

– Panie, przyprowadziliśmy intruza z Krainy Duchów, abyś mógł wydać na niego wyrok.

Po kilku pełnych napięcia sekundach spędzonych na próbach wyplątania przerażonej Primplepuss ze swojej brody Redrought wyrzucił z siebie krótką i opryskliwą odpowiedź:

– Powinniście byli zabić go w polu! Przyprowadzanie go tutaj to strata czasu. – Pogłaskał delikatnie kotkę, usiłując ją uspokoić. – Na dodatek zakrwawicie całą podłogę!

Thirrin podeszła do ojca.

– Żądam prawa wydania wyroku! – krzyknęła, a jej głos poniósł się echem po całej sali.

Wilkolud zwrócił twarz w jej stronę. Z jego oblicza znikł dziki grymas, jakby stwór wyczuł odległą nadzieję, ale obawiał się w nią wierzyć.

Milczenie zostało w końcu przerwane przez króla.

– Ty? Dlaczego? – zapytał ostro, wciąż rozdrażniony przerażeniem kotki.

– Ponieważ to ja pierwsza go zraniłam. Wedle pradawnych praw jego życie należy do mnie.

Redrought zastanawiał się przez moment, po czym powiedział:

– Masz rację. Jak mamy go zabić?

Thirrin uśmiechnęła się z wdzięcznością do ojca, a on jak zawsze złagodniał i odpowiedział jej uśmiechem.

– Nie chcę go zabijać. Chcę, żeby został odprowadzony do granicy i puszczony wolno – oznajmiła ostrożnie, wciąż jednak uśmiechając się wśród okrzyków protestu.

– Że co? – ryknął król swym najdonośniejszym głosem rozwścieczonego monarchy. – To potwór, dziwadło z Krainy Duchów. Świat bez niego stanie się lepszym miejscem. Zwiąż go porządnie, rozpłataj mu brzuch i kontynuujmy zabawę.

Thirrin odczekała, aż ucichną okrzyki poparcia dla tej propozycji, po czym uklękła w błagalnym geście.

– Mój panie, Redroucie Silnoręki Lindenshield, Niedźwiedziu Północy, Strażniku Swego Ludu, udziel swojej córce, jedynemu twojemu dziecku i dziedziczce tronu Icemarku, tej łaski i tego daru. To ja poprowadzę eskortę na granicę i uwolnię tam tę istotę, by żyła i opowiedziała o wydarzeniach tej nocy.

Jej ojciec zmrużył oczy, zaniepokojony faktem, że Thirrin odezwała się do niego ceremonialnym dworskim stylem. Niekiedy tak bardzo przypominała swoją matkę, sprytną niczym stado małp. A jednak król kochał żonę, a ona nigdy nie posłużyła się swoją przebiegłością w złym celu.

– Jeśli mam ci udzielić tej łaski, muszę najpierw wiedzieć, dlaczego chcesz, aby wilkołak przeżył – odezwał się w końcu głosem jak na siebie bardzo cichym.

– Ze względu na to, o czym ci wcześniej mówiłam. Wiesz, że nawet mur tarcz wszystkich twoich huskarlów ani grzmiące kopyta całej twojej kawalerii nie wystarczą, żeby powstrzymać naszych wrogów, jeśli zdecydują się zaatakować naraz. Nawet gdyby Scypion Bellorum i imperium polipontyjskie zaatakowali sami, bez wsparcia innych naszych nieprzyjaciół, nie zdołamy ich powstrzymać. Sam powiedziałeś, że armie imperium są nie do zatrzymania. Mówiąc krótko, potrzebujemy sprzymierzeńców.

– Ha, i uważasz, że wilczy lud się nada?

– Tak.

– I jeden wyliniały wilkołak załatwi nam sojusz?

– Spójrz na jego kark, ojcze. Nosi mosiężny naszyjnik przywódcy wilkoludzi. To nie jest zwykły wilkołak.

Nagle w ich rozmowę wdarł się głęboki warczący głos:

– Noszę złoty naszyjnik króla wilczego ludu. Nie lekceważ swojego jeńca!

Zapadło pełne zaskoczenia milczenie. Niewielu z obecnych wiedziało, że wilkoludzie umieją mówić, a zwłaszcza używać słów ze zrozumieniem i dumą.

Redrought spojrzał na jeńca.

– W takim razie będziesz znakomitą rękojmią pokoju.

– Nie, ojcze! Wilkolud należy do mnie!

– Moja córka pragnie cię uwolnić. Czy przyrzekniesz, że zostaniesz sojusznikiem Icemarku, jeśli jej ulegnę?

– Przyrzekam – odwarknął ten sam głęboki głos.

– Ty i twoi ludzie?

– Ja i moi ludzie.

– Skąd mam wiedzieć, czy warto ci ufać?

Wilkołak wydał dziwaczny jękliwo-węszący dźwięk, a Thirrin uświadomiła sobie, że to był śmiech.

– Nie wiesz. Po prostu musisz… mi zaufać.

– A co się stanie, jeśli twoi sojusznicy rozpoczną wojnę przeciwko nam? Możesz zlekceważyć Króla i Królową Wampirów?

– Słuchaj, jeśli zamierzasz wyszukiwać problemy, możesz równie dobrze od razu mnie zabić i będzie po wszystkim – odparł, sapiąc, wilkolud.

Redrought skinął głową.

– Czasem trzeba po prostu podejmować ryzyko. Thirrin, jeniec jest twój.

Thirrin pisnęła z radości, wskoczyła na podwyższenie i uścisnęła ojca.

– Dziękuję, tato – szepnęła mu do ucha. A następnie, odzyskując właściwe maniery, uklękła przed nim i powiedziała: – Przyjmij moją wdzięczność, mój ojcze. Niech twoja decyzja okaże się prawa i pomyślna.

– Lepiej, żeby tak było – odparł ponuro i pogłaskał Primplepuss, która otrząsnęła się już ze strachu i właśnie wykonywała pośpieszną toaletę.

Thirrin odwróciła się do gwardzistów.

– Uwolnijcie jeńca.

Podniósł się ponownie krzyk protestu, ale król skinął głową na znak zgody i więzy zostały przecięte.

Wilkołak wstał, rozcierając nadgarstki i rozglądając się po sali. Na jego twarzy malowało się zdumienie i ostrożność. Księżniczka walczyła o jego życie, odpłaciła mu za litość.

Podjęła wielkie ryzyko, postanawiając zaufać istocie z nacji wrogów jej ludzi od stuleci. Ogromny stwór był szczerze poruszony jej odwagą. Były w niej ogień i delikatność, które głęboko go dotknęły, a jako monarcha z ponaddwudziestoletnim doświadczeniem w rządzeniu umiał rozpoznać wartość i charyzmę. Ta księżniczka ludziostworów będzie się liczyć w nadchodzącej wojnie.

Wiedziony nagłą potrzebą odpłacenia Thirrin za jej odwagę, podszedł do niej i uklęknął.

– Ja, Grishmak Krwiopijca, Król Wilczego Ludu, przysięgam na wiecznie zmieniające się fazy błogosławionego księżyca dożywotnią przyjaźń dla Icemarku i jego władcy, a zwłaszcza dla Thirrin Frei Silnorękiej Lindenshield. Twój ból jest moim bólem, twoja radość jest moją radością, twoja wojna jest moją wojną!

Głos wilkoluda poniósł się echem przez dziwnie cichą Wielką Salę, a następnie potwór odrzucił głowę i wydał z siebie długie, mrożące krew w żyłach wycie, które powoli zamierało aż do całkowitej ciszy.

Rozdział 3

Thirrin poprowadziła oddział w głąb lasu. Jechali całe rano, trenując część koni z królewskich stajni. Nie musiała tak naprawdę dołączać do wojska ani stajennych, których zadaniem było utrzymywanie wojennych rumaków Redroughta w dobrej kondycji, ale była to doskonała wymówka, żeby wykręcić się od lekcji.

Uniosła się w strzemionach i popędziła konia do galopu, przemykając między drzewami i powoli oddalając się od pozostałych. Oddychała głęboko, rozkoszując się bogactwem zapachów liści rozgarnianych końskimi kopytami, i czuła, że pozostawia szkolny kurz daleko za sobą. Nad nią, w koronach drzew, gawrony i kruki krakały głośno, przekazując sobie wieści o obecności jeźdźców, a na ziemi nagły szelest w poszyciu leśnym wskazywał, gdzie uciekały nieduże zwierzątka. Thirrin cieszyła się samą jazdą, oglądaniem ognistych barw jesiennego lasu i wdychaniem ostrego zapachu wilgotnej ziemi. Pośród drzew było zaskakująco ciepło, a światło słoneczne przedzierało się między gałęziami: ostatnie podrygi krótkiego lata w Icemarku, zanim nadejdzie ostra północna zima.

Ale na północy niebo było ołowiane, a powietrzem wstrząsnął złowróżbny łoskot. Na burzę zbierało się od rana, teraz zaś wyglądało na to, że w końcu się zacznie. Błyskawice rozświetlały chmury pełznące powoli po niebie. Przez dziury w naturalnym sklepieniu z gęstego listowia Thirrin dostrzegała odległą mgiełkę deszczu. Niechętnie wydała rozkaz odwrotu.

Obróciła konia, spięła go i czekała na pozostałych. Nagle, jakby z powietrza, spomiędzy drzew wypadła wielka bestia. Nawet biegnąc na czterech łapach, była wielkości konia, a kiedy stanęła na tylnych nogach, wznosiła się wysoko ponad ludzi. Był to szary niedźwiedź, ogromny, potężny i zagniewany. Uderzył najbliższego jeźdźca, wyrzucając go z siodła, a pozostałe konie spłoszyły się i uciekły, parskając z przerażenia.

Thirrin nie straciła panowania nad sobą: chwyciła przypiętą do siodła włócznię i zaatakowała, pochylając ją jak kopię. Niedźwiedź zwrócił się do niej, a ona uderzyła go prosto w pierś. Potwór rzucił się na nią z rykiem, ale jej koń zgrabnie uskoczył, a ona dobyła ciężkiego miecza o szerokiej klindze.

Zamierzała za wszelką cenę odciągnąć niedźwiedzia od rannego człowieka, cofała się więc powoli, żeby zwierzę oddaliło się na bezpieczną odległość. Włócznia wciąż tkwiła w jego piersi, ale niedźwiedź ledwie to zauważył, atakując Thirrin ostrymi jak brzytwy pazurami. Thirrin broniła się mieczem, lecz potwór ledwie reagował na zadawane mu rany i nacierał na nią. Wkrótce Thirrin zaczęła powątpiewać, czy uda się go w ogóle pokonać.

W tej chwili pozostali jeźdźcy wpadli z powrotem na polanę. Szybko opanowali swoje konie i trenowane do walki rumaki skoczyły do ataku. Żołnierze krzyczeli, atakując, odciągając bestię od Thirrin, która natychmiast chwyciła drugą włócznię. Kolejne drzewce wbiło się w pierś niedźwiedzia, a kiedy żołnierze odjechali łukiem, Thirrin skoczyła przed siebie, uderzając z flanki.

Niedźwiedź uniósł się na tylnych łapach i ryknął, a jego głos poniósł się echem po lesie. Chwilę później bestia pochyliła się do przodu i upadła na ziemię martwa. Zapadła cisza i przez chwilę wszyscy wpatrywali się w powalonego ogromnego niedźwiedzia. Potem zaczęli sobie wzajemnie gratulować zwycięstwa, dopóki jęki nie przypomniały im o rannym człowieku.

Wszyscy zsiedli z koni i pospieszyli do niego. Miał ranę w ramieniu od barku po łokieć i bardzo krwawił. Żołnierze szybko owinęli ranę płaszczem i zawiązali kawałkami sukna oddartymi od swoich tunik. Nie dało się zrobić nic więcej, dopóki nie dotrą z powrotem do Frostmarris, pomogli więc rannemu wspiąć się na siodło i ruszyli do domu.

W lesie dął zimny wiatr zapowiadający burzę, która nadciągała po niebie niczym awangarda atakującej armii. Chwilę później zaczął padać deszcz, sycząc wśród drzew jak gniazdo wściekłych węży. Lodowate strumienie wody uderzyły z taką mocą, że z gałęzi opadły liście, a ścieżka wkrótce zamieniła się w rwący strumień.

Thirrin postanowiła pojechać przodem w nadziei, że uda się znaleźć schronienie dla rannego, i wkrótce pozostawiła swoich towarzyszy w tyle. Zaczynała się zastanawiać, co jeszcze mogłoby się przydarzyć na tak pechowej wyprawie, i wymamrotała krótką modlitwę do Bogini o pomoc. Ścieżka wijąca się między ciasno rosnącymi drzewami nie obiecywała żadnego schronienia oprócz niezbyt gęstych liści i gałęzi, więc Thirrin właśnie zamierzała zawrócić, kiedy nagła eksplozja przewróciła jej konia. Księżniczka odtoczyła się od jego kopyt i dobyła miecza. Jedynym nieprzyjacielem okazała się jednak błyskawica, która roztrzaskała na drzazgi stary dąb. Koń Thirrin usiłował się podnieść, chwyciła więc za uzdę i usiłowała go uspokoić, kiedy rżał i cały się trząsł. Rozległ się grzmot, w którym zginęły jej słowa, a Thirrin wciąż mocowała się ze zwierzęciem, gdy jej towarzysze nadjechali galopem. Jeden z żołnierzy zeskoczył i pomógł jej opanować konia.

– Będziemy bezpieczniejsi na polanie, z dala od drzew – krzyknęła Thirrin i szybko poprowadziła ich z powrotem ścieżką, którą nadjechali. Lepiej przemoknąć niż zginąć od pioruna.

Kiedy jednak wjechali na szeroką polanę, wszyscy w zdumieniu wstrzymali konie. Przed nimi stała wysoka postać owinięta płaszczem, ze złożonymi na piersi rękami i z pochyloną głową w kapturze. Co jeszcze przydarzy się tego ranka? – zastanawiała się Thirrin. Zarówno ona, jak i żołnierze dobyli mieczy, ale stojąca przed nimi postać nie poruszyła się. Po chwili Thirrin pokonała strach i podjechała bliżej.

– Stoisz przed Księżniczką Thirrin Freyą Silnoręką Lindenshield, Dziedziczką Tronu Icemarku. Kim jesteś?!

Postać skłoniła się głęboko, po czym wyprostowała się i odrzuciła kaptur. Thirrin omal nie roześmiała się z ulgą. To był tylko chłopiec. Wysoki jak na swoje około piętnastu lat, ale mimo wszystko tylko chłopiec. Przez chwilę, w tej niesamowitej atmosferze burzy, wszyscy myśleli, że to kolejny stwór z Krainy Duchów przekroczył granicę. Ale ten chłopiec był najwyraźniej człowiekiem, otarł bowiem deszcz z twarzy i uśmiechnął się.

– Nazywam się Oskan Syn Czarownicy. Chodźcie za mną, mogę udzielić wam schronienia.

I bez słowa pomaszerował przez polanę ku ścieżce wiodącej wśród drzew, której jakoś wcześniej nie dostrzegli. Thirrin uznała, że chłopak nie może zrobić im krzywdy, a ona i jej towarzysze potrzebują pomocy po wydarzeniach poranka, popędziła więc konia do przodu, a żołnierze pojechali za nią. Ścieżka była stroma i powoli zmieniała się w kamieniste podejście, co nie było łatwe dla koni, ale kilka minut później ujrzeli przed sobą skalną grań.

Droga zdawała się urywać w ścianie granitu, ale Oskan Syn Czarownicy skinął na nich. Thirrin zdążyła już przemoknąć do cna, a burza rozszalała się na dobre, postanowiła więc zaufać temu chłopakowi – pojechała ku skale i ujrzała szerokie wejście do jaskini, niewidoczne ze ścieżki.

Cały oddział wjechał do jaskini i wszyscy zsiedli z koni. Było tu czysto i sucho; pod jedną ze ścian leżały sterty zeschniętych liści i trawy, jakby chłopak nazbierał paszy dla koni w oczekiwaniu gości.

– Możecie tu zostawić konie – odezwał się Oskan. – A rannego przyprowadźcie tutaj. – Powiódł Thirrin i żołnierzy podtrzymujących rannego towarzysza przez wąskie przejście, w którym półmrok powoli zmieniał się w całkowitą ciemność.

– Zaczekajcie chwilę – rozległ się głos Oskana, a zaraz potem cichy stukot krzesiwa. Niespodziewanie z paleniska skoczył ogień, a po ścianach szerokiej wewnętrznej groty zatańczyły fantastyczne cienie, kiedy chłopak zapalał szybko kolejne latarnie i koksowniki.

Wkrótce w jaskini było całkiem jasno i Thirrin rozglądała się dookoła z zainteresowaniem. Gładka podłoga była wyścielona czystymi paprociami, a kilka stołów pod zaskakująco regularnymi ścianami zastawione było starannie ułożonymi naczyniami. Mocny zapach ziół i przypraw sprawiał, że miejsce przypominało pałacowe kuchnie.

– Połóżcie go tam – zwrócił się Oskan do żołnierzy, wskazując na łóżko stojące pod jedną ze ścian. Wszyscy patrzyli w milczeniu, jak chłopak przyciągnął stolik do łóżka, a następnie krzątał się po jaskini, zbierając różne przedmioty. Kiedy już skończył, ustawił sobie taboret, usiadł i odwinął płaszcz, którym zabandażowano ramię giermka.

– Co robisz? – spytała podejrzliwie Thirrin.

Chłopak nie podniósł oczu znad mieszanki czerwonego wina i soli, którą przygotowywał w misie, ale w końcu odpowiedział: – Zamierzam zszyć rękę tego człowieka.

– Zszyć jego rękę! – krzyknęła Thirrin. – To nie jest kawałek płótna!

– Nie jest – przyznał łagodnie Oskan. – Ale on ma rozdartą skórę i kawałek mięśnia, a jeśli się to zszyje, to będzie się znacznie szybciej goiło.

Thirrin rozważała wyciągnięcie miecza i odegnanie szalonego chłopaka, kiedy odezwał się jeden z żołnierzy: – Pani, ja znam tego chłopca. To syn Białej Annis, dobrej czarownicy, która niegdyś tutaj mieszkała.

– I co z tego? – zapytała porywczo Thirrin. – Czy to daje mu prawo do torturowania mojego sługi?

– Jego matka była między innymi uzdrowicielką – ciągnął żołnierz. – A ja pamiętam, że zrobiła dokładnie tak samo, gdy jeden z huskarlów został ranny podczas pałacowych ćwiczeń w walce. Zrobił krok w niewłaściwą stronę, kiedy powinien był się uchylić, i topór wyrwał mu kawałek mięśnia z nogi. Krwawił paskudnie i byłby z pewnością umarł, ale Biała Annis zatamowała krwawienie i zaszyła mu z powrotem nogę.

– A jego rana nie dostała zielonej zgnilizny? – zapytała Thirrin, zainteresowana tą opowieścią.

– Nie, pani, czarownica oczyściła ją jakąś miksturą, i on wyzdrowiał. Kiedy naprawdę mu się polepszyło, to nawet nie kulał.

Thirrin pokiwała głową. Ten żołnierz był weteranem znanym jej od zawsze, ufała więc jego doświadczeniu.

– Dobrze. Zeszyj mu rękę – powiedziała do Oskana, jakby ten usiłował wymigać się od zadania.

Przyglądała się, jak mył ręce w czerwonym winie. Potem wziął dziwacznie zakrzywioną igłę i przytrzymał ją za pomocą szczypców w ogniu lampki, dopóki nie rozjarzyła się na czerwono. Zastanawiała się znów nad stanem jego umysłu, zwłaszcza kiedy zanurzył następnie igłę w winie z solą.

– Twoi żołnierze będą musieli go przytrzymać – powiedział Oskan. – Nie mam maku.

– Maku! – wybuchnęła ponownie Thirrin, nie mogąc się pohamować. – A co do tego ma jakiś kwiatek?

Chłopak przyglądał się ze spokojem jej zagniewanej twarzy, po czym odparł: – Mak jest lekarstwem, które złagodziłoby ból. Ale skończył mi się rok temu.

Thirrin zerknęła na weterana, który pokiwał twierdząco głową, ale cały jej spokój minął, kiedy zobaczyła, jak Oskan nawleka zagiętą igłę, po czym przeciąga ją przez sporą główkę czosnku.

– To pomaga powstrzymać zieloną zgniliznę – wyjaśnił.

Thirrin w rozpaczy wyrzuciła ręce do góry.

– Rób, co masz robić. Ja nie chcę nic więcej o tym wiedzieć.

Zszywanie rany nie było łatwe. Była głęboka i nawet przemycie jej winem z solą sprawiło, że giermek krzyczał i ciskał się. Kiedy Oskan zawiązał wreszcie ostatni węzełek, wszyscy byli wykończeni przytrzymywaniem mężczyzny. W końcu jednak rana została porządnie opatrzona i zabandażowana.

– Zostawcie go teraz. Natura uzdrowicielka zrobi resztę – oznajmił Oskan. – Patrzcie, on już zasypia, wkrótce zapomni o bólu.

Thirrin gapiła się na niego, jakby zwariował.

– Dobra, cieszy mnie to. Ale osobiście nie zapomnę szybko tych okropnych zapasów.

Kiedy wrócili do głównej groty, Thirrin usiadła z dala od pozostałych, wpatrując się w ogień i wdychając bogactwo zapachów wilgotnej ziemi i listowia dochodzących z lasu. Żołnierze siedzieli w milczeniu, zmęczeni kłopotami tego dnia. Posłała jednego z nich do Frostmarris, żeby opowiedział królowi o wydarzeniach, a teraz z zadowoleniem oczekiwała, aż burza ustąpi, zanim sama pojedzie z powrotem do miasta. Grzmoty i błyskawice oddaliły się w kierunku równiny, ale deszcz wciąż lał się strumieniami z równomiernym szumem, przebijając się przez gęsty baldachim drzew.

Po chwili w przejściu prowadzącym do wewnętrznej groty pojawił się Oskan. Thirrin przyglądała mu się, jak mył ręce i odwrócił się do ognia, żeby zamieszać w bulgoczącym cicho sporym kotle. Zapach unoszący się z garnka sprawił, że Thirrin poczuła burczenie w brzuchu. Towarzyszący jej mężczyźni również poruszyli się z ciekawością.

– Na stojaku przy wejściu są miski – zwrócił się Oskan do zebranych. Po chwilowym zamieszaniu przy przynoszeniu naczyń Oskan rozlał wszystkim gęstą potrawkę.

Pamiętając o dobrych manierach i obowiązku, jeden z żołnierzy obsłużył najpierw Thirrin, kładąc misę, prostą drewnianą łyżkę i kawałek chleba na kamieniu paleniska obok niej. Jej ludzie wiedzieli, że kiedy Thirrin wpadała w swój najbardziej książęcy nastrój, lepiej było nie zachowywać się zbyt swobodnie. Najwyraźniej usiłowała zrobić wrażenie na młodym uzdrowicielu, więc na razie trzeba będzie przestrzegać etykiety i poprawnych form w najmniejszym szczególe. Wszyscy wiedzieli, że Thirrin będzie znów sobą na następnych ćwiczeniach z bronią.

Thirrin westchnęła. Ci mężczyźni byli żołnierzami i stajennymi, nie mogła się więc po nich spodziewać manier pałacowych szambelanów. Skinęła władczo głową i mężczyzna oddalił się na drugą stronę paleniska, gdzie pozostali hałaśliwie się pożywiali. Z ochotą skosztowała potrawki. Była zaskakująco smaczna, doprawiona ziołami i przyprawami, których Thirrin nawet nie rozpoznawała, a chleb okazał się równie dobry jak ten pochodzący z pałacowej kuchni.

Kiedy po chwili podniosła wzrok, zobaczyła, że Oskan kieruje się w jej stronę. Zdziwiło ją to i zirytowało. Jako następczyni tronu spodziewała się, że ten nieznajomy zostawi ją w pełnym godności spokoju, żeby zjadła samotnie. Teraz na dodatek będzie musiała prowadzić rozmowę, a nie była pewna, czy da radę się nie zarumienić. Czuła się zagubiona we wszelkich sytuacjach, które niosły ze sobą coś choćby trochę nowego i osobistego, a jej blada, niemal przezroczysta skóra i rude włosy przekazywały wszystkie emocje. Mog­ła unieść podbródek w dumnej pogardzie, a nawet zagryźć wargę jakby z niepokojem, ale nikogo tym nie nabierze, jeśli będzie płonąć niczym letni zachód słońca.

Oskan usiadł na niskim stołku obok niej, nie udając nawet, że czeka na pozwolenie.

– Smakuje ci potrawka? – zapytał tonem, jakim zwracałby się do któregoś z żołnierzy.

– Przyzwoita – odparła Thirrin z zimną godnością.

Przytaknął, jakby jej odpowiedź nie zdziwiła go.

– Rozumiem, że w pałacu codziennie przygotowuje się uczty.

Thirrin uznała, że chłopak jest zbytnim prostakiem, żeby zdawać sobie sprawę z tego, że się spoufala, więc odpowiedziała:

– Nie codziennie. Ale na pewno jest tam najlepsze jedzenie w całym Icemarku.

Przytaknął ponownie.

– Oczywiście.

Rzuciła mu gniewne spojrzenie, zastanawiając się, czy to sarkazm, ale dostrzegła jedynie niewinną zgodę.

– Moi ludzie mówili, że jesteś synem Białej Annis, czarownicy. Gdzie ona jest? Każda posiadająca Moc kobieta powinna okazać szacunek dziedziczce Icemarku.

Spojrzał na nią dziwnie, zanim udzielił odpowiedzi.

– To prawda, ale nawet Księżniczka Thirrin Freya Silnoręka Lindenshield nie jest w stanie wezwać przed swoje oblicze zmarłych. Mają oni zwyczaj być głusi na żądanie okazywania szacunku.

– Och! – odparła, rumieniąc się znacznie mocniej niż kiedykolwiek w życiu. – Nie wiedziałam.

Oskan jadł przez chwilę w milczeniu.

– Nic się nie stało. Wiem, że nie chciałaś być nieuprzejma.

Thirrin zawrzała. Nieuprzejma! Uważała, że królowie nie są w stanie być nieuprzejmi. Mówią, co czują, a reszta ludzi ma to przyjmować. Potajemnie była jednak na siebie zła: w głębi serca nie chciała obrazić tego dziwnego chłopaka, który udzielił im schronienia podczas burzy, opatrzył jej rannego giermka, a teraz wszystkich nakarmił z własnego garnka. Jak zawsze mawiał jej ojciec, królowie mają wobec niższych od siebie ludzi zobowiązania. Gniew na wieśniaka powinien być poniżej jej godności, a już na pewno poniżej poczucia zawstydzenia.

– Kiedy umarła? – zapytała z mocnym postanowieniem nieprzejmowania się płonącą twarzą i wykazania wyniosłego zainteresowania problemami kogoś, kto kiedyś będzie jej poddanym.

– Dwa lata temu.

– I od tego czasu mieszkasz sam?

Wzruszył ramionami.

– To nietrudne. Matka wiedziała, że umiera, więc zdążyła nauczyć mnie wszystkiego, czego potrzebuję, zanim odeszła.

– Co z niej za uzdrowicielka, skoro nie potrafiła wyleczyć samej siebie? – Wypowiedziała te słowa, zanim pomyślała nad nimi, zacisnęła więc palce.

Oskan patrzył na nią długo w milczeniu, które omal nie doprowadziło jej do płaczu, ale w końcu odezwał się:

– Tylko Bogini może wyleczyć wszystkie choroby.

Thirrin poczuła się, jakby ktoś ją spoliczkował, ale jego głos pozostał beznamiętny. Oskan ze spokojem zbierał z miski resztki potrawki chlebem, nie okazując cienia gniewu. Thirrin zrezygnowała z zachowywania się jak księżniczka i przybrała wyraz, który uznała za pełne godności milczenie, podczas gdy jej ludzie posilali się kolejnymi miskami potrawki, a deszcz nie przestawał rozcinać baldachimu lasu płynnymi ostrzami.

Później Oskan zebrał miski i ustawił je równo na stole.

– Wkrótce zrobi się ciemno – powiedział. – Będziecie musieli zostać tu na noc.

– To niemożliwe! – Thirrin prawie krzyknęła, z jakiegoś powodu przerażona myślą, że miałaby spędzić noc w towarzystwie tego dziwnego chłopaka. – Nie mamy gdzie spać.

– W grocie z tyłu jest mnóstwo pledów, któryś z twoich ludzi może je przynieść.

– Król spodziewa się mojego powrotu dziś wieczorem – odparła stanowczo i omal nie roześmiała się z ulgą, słysząc odgłos zbliżających się koni. Podeszła do wejścia do groty i zobaczyła oddział dziesięciu kawalerzystów nadjeżdżających ścieżką wraz z żołnierzem, którego wysłała wcześniej. Najwyraźniej miała rację. Red­rought naprawdę spodziewał się jej powrotu wieczorem.

– Zbierzcie rzeczy i osiodłajcie konie – rozkazała swoim ludziom, czując, że znów panuje nad sobą. Po czym zwróciła się do Oskana:

– Zostawimy u ciebie rannego i później wyślemy po niego medyka.

Rozdział 4

Thirrin miała przed sobą dzień pełen nauki. Matematyka, geografia, przyroda i to, co Maggiore Totus nazywał nauką alchemiczną. Żałowała, że ojciec postanowił zapewnić jej edukację zamiast po prostu pozwolić jej zdać się na skrybów i innych „bystrzaków”, jak określał ich Redrought. On sam przecież nie umiał nawet się podpisać, a mimo to był w stanie rządzić swoim królestwem inteligentnie i przebiegle przez ponad dwadzieścia lat. Po co więc było jej umieć pisać i liczyć, i robić te wszystkie inne mądre rzeczy, które przeszkadzały jej być sobą?

– Ponieważ czasy się zmieniają, a ja chcę mieć córkę, która zna swoje miejsce w świecie i zdoła je zachować! – Grzmiący głos ojca pobrzmiewał jej w pamięci.

Dobra, może i świat się zmieniał, ale czy naprawdę przyda jej się wiedza o głównych towarach eksportowanych na Południowy Kontynent? Albo o tym, jak obliczyć powierzchnię walca albo jak przygotować lekarstwo na obrzęk? Nie sądziła, aby miało to być przydatne, ale ojciec uparł się, w związku z czym musiała się uczyć, żeby być jak ci wykształceni bystrzacy wywodzący się z ludu.

– Cóż, Wasza Wysokość, czy mogę założyć, że skończyłaś zadanie z matematyki? – spytał Maggiore Totus.

Thirrin podała mu kartkę w zimnym milczeniu, nienawidząc tego, jak małemu człowieczkowi udawało się wzbudzić w niej poczucie winy, nawet kiedy odrobiła zadanie domowe. Wiedziała, że byłaby w stanie go zabić na wiele krwawych sposobów w czasie krótszym, niż zajmowało mu poprawienie dziwacznych spektokularów trzymających się na samym czubku jego nosa, ale nawet takie myśli nie pomagały! Jej nauczyciel pomrukiwał spokojnie do siebie, czytając zabazgrane kartki.

– No, ta odpowiedź jest poprawna, ale w jaki sposób do niej doszłaś, pozostaje tajemnicą.

– Skoro suma się zgadza, to o co chodzi? – zapytała z poirytowaniem Thirrin.

– Chodzi o to, że musisz mi udowodnić, że nie zgadłaś po prostu odpowiedzi.

W głębi ducha Thirrin uważała, że w matematyce chodzi wyłącznie o otrzymywanie poprawnych wyników, ale nie odpowiedziała.

– A teraz powiedz mi, co dokładnie oznacza ten gąszcz liter w tym miejscu? – zapytał jej mały nauczyciel, wskazując na kleksowatą plątaninę atramentowych liści. Thirrin wzruszyła ramionami, a Totus zaczął się zastanawiać, na ile jeszcze może sobie pozwolić, zanim ona wybuchnie i wybiegnie z pokoju. Uznał, że księżniczce niewiele brakuje, by porzuciła świat wiedzy i spędziła resztę życia w towarzystwie huskarlów swojego ojca, postanowił więc wycofać się z godnością.

– Doskonale, założymy, że doszłaś do tej odpowiedzi za pomocą tradycyjnych i logicznych metod, dobrze?

Wzruszyła ponownie ramionami, a nauczyciel podszedł do swojego biurka. Wyjrzał przez okno na ogród, który tak go zaskoczył, kiedy przybył tu, żeby uczyć księżniczkę. Jakoś nie spodziewał się zastać tak pięknego i spokojnego miejsca w samym środku ponurej fortecy, jaką było Frostmarris. Wspaniałe krzewy różane wystrzelały wieloma kolorami w niebo, a porządnie przycięte żywopłoty otaczały równo obsadzone klomby barwnych kwiatów. Teraz jednak część z tych świetnie utrzymanych roślin zaczynała lekko więdnąć, a liście na niektórych co delikatniejszych drzewach i krzewach zmieniały kolor na czerwony. Poczuł nagły dreszcz na myśl o tym, że ostra zima Icemarku musi już być za pasem.

– Przez resztę dnia będziemy się uczyć geografii – oznajmił – skupiając się na Południowym Kontynencie.

Thirrin jęknęła.

– A w szczególności na jego flocie i jej roli w pokonaniu korsarzy i zefirów w wielkiej bitwie na Morzu Południowym.

Jego uczennica rozpromieniła się, a Maggiore Totus usiłował wmówić sobie, że z dnia na dzień nie sprzeniewierza się coraz bardziej swoim nauczycielskim ideałom. Każda lekcja musiała zawierać cokolwiek dotyczącego sztuki militarnej, żeby przyciągnąć uwagę uczennicy. Pocieszał się tym, że ona kiedyś zostanie królową Icemarku, a zatem będzie musiała poprowadzić swoje oddziały do walki. Nie spodziewał się po córce króla Redroughta, że nie będzie wojownicza, lecz zainteresowana nauką. Czuł, że odniesie sukces, jeśli na koniec jego nauk będzie umiała napisać zrozumiałe zdanie, odczytać bez pomocy list i przedyskutować rozliczenie z kwatermistrzem. A na razie będzie mierzył aż do gwiazd w nadziei, że przynajmniej uda mu się doprowadzić ją na szczyt niewielkiego wzgórza.