Strona główna » Obyczajowe i romanse » Księżniczka i szogun

Księżniczka i szogun

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-8110-650-4

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Księżniczka i szogun

Tylko jedna kobieta może ocalić swój świat przed inwazją barbarzyńców, lecz by tego dokonać, będzie musiała poświęcić wszystko, co najbliższe jej sercu: miłość, lojalność, a może nawet życie… „Ta nienagannie przygotowana od strony merytorycznej, pełna intryg, przygód i miłości opowieść niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przenosi nas w czasy dawno minionej epoki”. „Women & Home” Japonia, rok 1853. Dorastając na głębokim południu pośród samurajów z klanu Satsuma, piękna, żywiołowa i nieustępliwa Okatsu – podobnie jak inne przedstawicielki rodu – została wychowana na odważną kobietę. Potrafi nie tylko jeździć konno, ale i władać halabardą. Jednak gdy kończy zaledwie siedemnaście lat, na horyzoncie pojawiają się cztery czarne, najeżone działami okręty. Przybywają na nich obcy, których Japończycy uznają za barbarzyńców. Świat młodej dziewczyny wywraca się do góry nogami… Pan feudalny Okatsu powierza jej wyjątkową misję. Przybrawszy nowy tytuł i imię, księżniczka Atsu wkracza na nową ścieżkę – jako jedyna może ocalić swój kraj. Wyrusza w podróż do Edo, gdzie trafia na owiany tajemnicą Zamek, niewidoczny na żadnej mapie. Kiedy zostaje odizolowana od świata w Pałacu Kobiet, kompleksie zamieszkałym przez trzy tysiące przedstawicielek płci pięknej, do którego wstęp ma tylko szogun, wszystko wskazuje na to, że spędzi tu resztę swojego życia. Ale na nieskazitelnej fasadzie pałacu pojawiają się rysy – wśród jego mieszkańców krążą pogłoski o morderstwach i duchach. To właśnie tutaj Atsu musi doprowadzić swoją misję do końca i odkryć ostatni sekret – tajemnicę człowieka, którego los jest nierozerwalnie związany z jej losem. Tajemnicę samego szoguna.

Polecane książki

Brianna i Colleen O’Leary wiedzą, że ich ojciec – irlandzki imigrant osiadły w Stanach Zjednoczonych – oczekuje, że dobrze wyda za mąż swoje córki. W ostatnim czasie naciska na nie coraz mocniej, insynuując wręcz, że przyszłość ich stadniny na Long Island, zwanej Irlandzkimi Łąkami, zależy od tego, ...
Najsłynniejszy górski kurort zimą aż kipi życiem. Roi się w nim od amatorów rozrywek i używek, można także zauważyć wytrwałych bywalców tatrzańskich szlaków. Spragnieni odmiany mieszkańcy wielkich aglomeracji, amatorzy białego szaleństwa, regularni turyści, a także debiutanci na zakopiańskich deptak...
Czy Andrzej Wajda zamierzał zrobić film o homomiłosnej akcji pod Arsenałem? Kim był brat „Wampira z Zagłębia” i jaki miał wpływ na przebieg słynnego procesu z lat 70.? Dlaczego tak mało wciąż wiemy o akcji„Hiacynt”? Gdzie są „różowe teczki”? Dlaczego Barbara Skarga bała się lesbijek? Jak warszawska ...
Szwecja to różnorodność przyrody i doznań – od stu tysięcy jezior, przez niezliczoną ilość szkierowych wysepek, niekończące się lasy, surowe góry północy do niesamowitych kolorów nieba podczas zorzy polarnych. Tu nowoczesność współgra z tradycją, a ludzie zaw...
Jak skutecznie chronić i pomnażać swój majątek? Czy chciałbyś mieć pewność, że Twój zgromadzony majątek nie straci na wartości? Pragniesz osiągać większe zyski niż te, które uzyskujesz na lokatach bankowych? Chcesz podejmować świadome decyzje finansowe? Jeżeli odpowiedź na powyższe pytania brzmią "t...
Dokonywanie wpisów w dokumentacji medycznej przez osobę inną niż lekarz jest czynnością techniczną. Taka osoba wpisuje tylko te informacje, które są jej przekazane przez lekarza. Zlecając dokonywanie wpisów w dokumentacji medycznej osobie innej niż udzielająca świadczeń zdrowotnych należy przestrzeg...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Lesley Downer

Tytuł oryginału:

The Shogun’s Queen

Copyright © Lesley Downer 2016

Copyright © 2018 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga

Copyright © 2018 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia Draga

Projekt graficzny okładki: Mariusz Banachowicz

Zdjęcie autorki na okładce: © Carolyn Watts

Redakcja: Bogumiła Pasionek-Szachnowska

Korekta: Joanna Rodkiewicz, Iwona Wyrwisz

ISBN: 978-83-8110-650-4

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl

WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.

ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice

tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28

e-mail:info@soniadraga.pl

www.soniadraga.pl

www.facebook.com/WydawnictwoSoniaDraga

E-wydanie 2018

Skład wersji elektronicznej:

konwersja.virtualo.pl

Arturowi

Hana no iro wa

Kwiat wiśni opada, jego kolor blednie

Utsurinikeri na

W deszczu czasu,

Itazura ni

Jak ma uroda,

Waga mi yo ni fura

Gdy patrzę na swe życie,

Nagame seshi ma ni

Co próżno mija.

– ONO NO KOMACHI, JAPOŃSKA POETKA, IX W. N.E.

„Jakże wspaniałym miastem było Edo (dziś noszące nazwę Tokio) za czasów szoguna! Ogromną, rozrastającą się na wszystkie strony metropolią, w której aż roiło się od żołnierzy: wasali różnych książąt i panów, roninów, straceńców, którzy odrzucali przynależność klanową i zaczynali działać na własną rękę, gotowi dobyć miecza w reakcji na pierwszą lepszą zaczepkę… Zaciskam powieki i przed oczyma stają mi niezwykle plastyczne wizje wojowników w zbrojach, hełmach ozdobionych klejnotami herbowymi i groźnych, wąsatych maskach – całych pochodów możnowładców maszerujących ze swoimi orszakami w cieniu szydlic szlakiem Tokaido, drogą biegnącą wzdłuż Wschodniego Morza”.

– ALGERNON MITFORD, DRUGI SEKRETARZ BRYTYJSKIEGOPRZEDSTAWICIELSTWA W JAPONII W LATACH 1866–1870

Do Jego Cesarskiej Mości Cesarza Japonii

Niżej podpisany, dowódca Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych Ameryki stojący na czele floty na morzach w regionie Indii Wschodnich, Chin i Japonii, został wysłany przez rząd swojego kraju z przyjacielską misją…

OD KOMODORA MATTHEW C. PERRY’EGODO JEGO CESARSKIEJ MOŚCI CESARZA JAPONII, 7 LIPCA 1853

BOHATEROWIE(*oznacza postaci historyczne)

* Atsu, znana w dzieciństwie jako Okatsu, później Cesarska Księżniczka Sumiko z klanu Fujiwara, następnie Midai (żona szoguna), a w końcu Pani Tensho-in

KIUSIU

* Tadatake Shimazu, zarządca Ibusuki, ojciec Atsu

* matka Atsu, Żona Numer Jeden

* brat Atsu

* Haru, służąca Atsu

* Kaneshige Kimotsuki, później pan feudalny Tatewaki Komatsu, młody wasal księcia Satsumy

* Takamori Saigo, młody wasal księcia Satsumy

* Nariakira Shimazu, pan feudalny, książę Satsumy

* księżniczka Teru, córka Nariakiry

* Narioki Shimazu, pan feudalny, ojciec Nariakiry

* Pani Yura, konkubina ojca Nariakiry

* Toshikyo, giermek księcia Nariakiry

* Komin Kawamoto, sługa wykonujący dagerotypy

* Koan Matsuki, sługa wykonujący dagerotypy

Maki, pierwsza dama dworu

Pani Ume, konkubina księcia Nariakiry

Pani Take, konkubina księcia Nariakiry

służący, konkubiny, damy dworu

MIYAKO (stolica cesarstwa, dzisiejsze Kioto)

* cesarz Komei, nazywany zgodnie z tradycją Synem Niebios

* książę Konoe z klanu Fujiwara

* księżna Konoe z klanu Fujiwara

* Pani Ikushima, osobista dama dworu Atsu i jej najbliższa doradczyni

EDO (dzisiejsze Tokio)

* Iesada Tokugawa, określany przydomkiem Masa, trzynasty szogun

* Ieyoshi Tokugawa, dwunasty szogun, ojciec Iesady

* Yoshitomi Tokugawa, określany przydomkiem Yoshi, pan domeny Kii

* Nariaki Tokugawa – zwany Złym Smokiem z Mito, pan domeny Mito, ojciec Keikiego

* premier Abe – Masahiro Abe, stojący na czele Rady Starszych w okresie szogunatu Tokugawów (1845–1855)

* premier Hotta – Masamune Hotta, stojący na czele Rady Starszych w okresie szogunatu Tokugawów (1855–1858)

* regent Ii – Naosuke Ii, najwyższy minister sprawujący władzę w imieniu szoguna w okresie szogunatu Tokugawów (1858–1860)

* Inoue, zarządca Shimody

* Nakamura, zarządca Shimody

członkowie Rady Starszych

PAŁAC KOBIET (Ooku)

* Pani Honju-in, matka Iesady, wdowa po szogunie

* Pani Shiga, znana również jako Oshiga, konkubina Iesady

* Pani Tsuyu, konkubina szoguna Iyeoshiego, ojca Iesady

Pani Anekoji, starsza dama dworu, naczelniczka Pałacu Kobiet

Pani Omase, starsza dama dworu

Hana, dama dworu w części pałacu przeznaczonej dla kobiet

Maru, dama dworu w części pałacu przeznaczonej dla kobiet

Yasu, służąca Atsu, która jedzie z nią do Edo

Chiyo, służąca Atsu, która jedzie z nią do Edo

doktor Taki

doktor Moriyama

damy dworu, kapłani, niższe rangą damy, karły z trupy aktorskiej, konkubiny poprzednich szogunów, kierownik ekipy cieśli, cieśle, służba kąpielowa, pałacowi strażnicy, służba obsługująca łodzie

* księżniczka Tadako, pierwsza żona szoguna (zmarła)

* Pani Hideko, druga żona szoguna (zmarła)

CUDZOZIEMCY

* Townsend Harris, Konsul Generalny Stanów Zjednoczonych Ameryki

* Hendrick Heusken, Holender, sekretarz i tłumacz amerykańskiego konsula

WSTĘP

Rok Psa, trzeci rok epoki Kaei, rok metalu yang(luty 1850 – styczeń 1851)

W Japonii od niemal 250 lat panuje pokój, odkąd Ieyasu Tokugawa zjednoczył kraj w 1603 roku i przyjął tytuł szoguna, „generalissimusa wojsk ekspedycyjnych przeciwko barbarzyńcom”. Jego potomek, dwunasty szogun Ieyoshi, który teraz ma pięćdziesiąt siedem lat, rządzi Japonią wspierany przez radę ministrów, zawiadując państwem z zamku znajdującego się w imponującym mieście Edo na wschodzie kraju. W oficjalnej stolicy, Miyako, przebywa inna osobistość – cesarz, który żyje ukryty przed światem w swoim podupadłym pałacu. Nie sprawuje świeckiej władzy, lecz wciąż pełni funkcję religijną. Dni upływają mu na odprawianiu rytuałów mających na celu zyskanie przychylności bogów. Prosi ich o to, by chronili Japończyków, zachowali wszystkich w zdrowiu i zsyłali im obfite plony.

W skład terytorium Japonii wchodzi około 260 księstw. Każde z nich ma swojego daimyo – księcia feudalnego – oraz własną armię. Księstwa cieszą się sporą autonomią, lecz wszystkie podlegają władzy szoguna. Dziedziczni wasale – czyli potomkowie książąt walczących po jego stronie w wielkiej bitwie w 1603 roku, która przyniosła kres wieloletniej wojnie domowej – posiadają ziemie głównie na północy i wschodzie kraju i to właśnie oni mają realny wpływ na politykę Japonii. Natomiast tzw. zewnętrzni magnaci, którzy niegdyś stanęli do walki z Tokugawą, zamieszkują południe i zachód. Najważniejszym spośród nich jest bajecznie bogaty książkę Satsumy, władający jedną z najpotężniejszych domen na najdalej wysuniętym na południe krańcu Japonii.

W niektórych księstwach od czasu do czasu dochodzi co prawda do walki o władzę, jednak dzięki takiemu systemowi politycznemu Japonia przez ponad dwa stulecia utrzymuje pokój oraz stabilizację, rozwijając się prężnie także pod względem kulturowym.

Od chwili przejęcia władzy przez ród Tokugawa granice państwa dla większości cudzoziemców są zamknięte. Wstęp mają tu tylko chińscy handlarze oraz garstka holenderskich kupców – około dwudziestu mężczyzn – mieszkających w niewielkiej faktorii na sztucznej wyspie w zatoce Nagasaki. Raz do roku holenderski statek przywozi towary na sprzedaż i zabiera ładunek eksportowy. Przedstawicielom innych państw, zwłaszcza zachodnich, nie wolno zbliżać się do Japonii drogą wodną – jeśli złamią zakaz, są odprawiani z niczym. Nawet sami Japończycy, którzy przeżyli katastrofę morską poza granicami swojej ojczyzny, nie mają prawa wrócić do domu pod groźbą kary śmierci, choć w ostatnich latach ten edykt nie jest już tak surowo przestrzegany.

Jednak nad tą wątłą stabilizacją zaczynają kłębić się czarne chmury: statki majaczące na horyzoncie, które w każdej chwili mogą rozpocząć atak, barbarzyńcy, którzy tylko czekają na okazję, by uszczknąć coś dla siebie z legendarnych bogactw Japonii. I tak, gdy trzeci rok epoki Kaei dobiega końca, nikt już nie ma złudzeń, że życie będzie toczyło się dalej swoim dawnym torem…

PROLOG

Trzeci dzień dwunastego miesiąca, rok Psa, trzeci rok epoki Kaei(15 stycznia 1851), Kagoshima, księstwo Satsuma

– Stać! Kto idzie?

Drewniane ściany palankinu oświetla błysk latarni. Rozlegają się ciężkie kroki, słychać brzęk metalu uderzającego o bruk.

Palankin z hukiem spada na ziemię.

W środku jest ciemno choć oko wykol, z wyjątkiem wąskiej strugi światła sączącej się przez szparę w drzwiach. Podróżniczka spogląda na swoje drobne białe dłonie i nerwowo je zaciska. Wyruszyła z domu wraz z pierwszym pianiem koguta. Cały dzień spędziła w tym ciasnym drewnianym pudle, ze stopami wsuniętymi pod pośladki, kolebiąc się w tył i w przód, niesiona na ramionach tragarzy. Słońce już dawno skryło się za horyzontem. Jest wyczerpana i przemarznięta do szpiku kości, lecz mimo to wolałaby dalej kulić się w swoim nędznym środku transportu, znosząc mdlący zapach laki do końca swoich dni, niż wyjść na zewnątrz i stanąć twarzą w twarz z tymi wrogimi mężczyznami.

Szorstkie okrzyki dudnią jej w uszach. Czuje zapach dymu i łoju, słyszy trzask płonących pochodni.

Czas przygotować się do wyjścia. Poprawia włosy, wygładza fałdy wymiętego w trakcie podróży kimona. Nigdy dotąd nie opuszczała swojego rodzinnego domu. Nie ma pojęcia, co ją czeka, gdy wartownicy – jeśli rzeczywiście ci mężczyźni na zewnątrz są wartownikami – popchną drzwi i zajrzą do środka. Co zrobią, gdy odkryją, kim jest i po co tu przyjechała.

Nabiera powietrza i próbuje opanować przyspieszone bicie serca.

– Nazywam się Okatsu. Jestem córką Tadatake Shimazu, zarządcy Ibusuki – mówi najdonośniej i najwyraźniej jak tylko potrafi. W jej cieniutkim głosie słychać drżenie, ale za nic w świecie nie chce, by mężczyźni odkryli, że ma zaledwie czternaście lat albo, co byłoby jeszcze gorsze, że się boi. – Przywożę list dla Jego Książęcej Mości.

Wartownicy szeptem naradzają się między sobą.

– Gdyby jaśnie pani była tak dobra i zechciała przekazać nam list, dopilnujemy, by trafił w ręce naszego pana – przekonuje ją jeden z nich, przybierając szarmancki, a przy tym pełen szacunku ton.

– Zostałam wyraźnie poinstruowana, żeby osobiście doręczyć pismo Jego Książęcej Mości – odpowiada zdecydowanie Okatsu. Swoją przemowę ćwiczyła przez całą drogę. – List musi zostać otwarty przez Jego Książęcą Mość w mojej obecności. Dlatego nalegam, by dopuszczono mnie przed oblicze Jego Książęcej Mości.

– Proszę nam wybaczyć, jaśnie pani, ale musimy sprawdzić tożsamość każdego, kto chce się dostać na teren pałacu. Taki mamy rozkaz.

Okatsu chce coś jeszcze powiedzieć, ale w ciemności rozlega się stukot i drzwi palankinu otwierają się z impetem. Z mroku wyłaniają się twarze, odrażające niczym maski demonów. Dziewczyna mruży oczy, oślepiona nagłym blaskiem latarni.

Wartownicy wpatrują się w nią w osłupieniu. Zapada cisza. W końcu jeden z nich głośno wciąga powietrze.

– Coś podobnego! – odzywa się, potrząsając głową. – Dziewczynka!

– I to jaka ślicznotka! – dodaje drugi.

Twarze i ręce dzierżące latarnie przysuwają się bliżej. Do środka wpada podmuch lodowatego wiatru.

Okatsu kuli ramiona i cofa się w głąb palankinu. Klęcząc na futonie, owinięta pledem, czuje się słaba i bezbronna. Ale przecież jest córką wielkiego pana feudalnego, powtarza w duchu, próbując dodać sobie otuchy. Prostuje więc plecy i z godnością cedzi przez zęby:

– Żądam, aby dopuszczono mnie przed oblicze Jego Książęcej Mości.

Mężczyźni pomrukują coś pod nosem, lecz w końcu cofają głowy i zatrzaskują drzwi. Dookoła niej znów zapada ciemność. Słyszy oddalające się kroki. I szczęk żelaza – to buławy uderzają o bruk dziedzińca. Przygryza wargę. Zaaresztują ją? Wtrącą do celi? Zrobią z niej zakładniczkę? Jej ojciec i Jego Książęca Mość są zagorzałymi wrogami. Wartownicy mogą uznać, że to jakiś podstęp, że planuje zamach na ich pana, że list jest zatruty.

Zaciska palce wokół rękojeści sztyletu, który ma zatknięty za szarfą. Jak wszystkie kobiety należące do klasy samurajów nosi go zawsze przy sobie. Umie się nim posługiwać. Wie, jak nim walczyć, jeśli zajdzie taka potrzeba, i jak przy za pomocą odebrać sobie życie, jeśli zostanie pojmana.

Posuwając się w swoim palankinie krętą drogą wzdłuż wybrzeża, w chwilach gdy nie morzył jej sen, starała się nie myśleć o wydarzeniach, które przywiodły ją w tę mroźną zimową noc z bezpiecznego domu rodzinnego w nadmorskim mieście Ibusuki pod strzeliste bramy Pałacu Żurawia w Kagoshimie. Teraz jednak nie może powstrzymać lawiny obrazów i wspomnień: nocne spotkania, podniesione głosy, trzaskanie drzwiami.

Z całych sił zaciska powieki, przypominając sobie tamten brzemienny w skutki dzień, kiedy żołnierze przyszli aresztować jej ojca. Walili buławami w drzwi. I krzyczeli. Ojciec miał szczęście, bo zastosowali wobec niego tylko areszt domowy. Lecz kilku jego przyjaciół skazano na banicję, a dwóch stracono. Okatsu czuje, jak do oczu napływają jej łzy.

Jednak najgorsze dopiero miało nadejść. Najbliższy przyjaciel ojca, ukochany wuj, został zmuszony do popełnienia rytualnego samobójstwa. Ojcu natomiast kazano na to patrzeć. Doskonale pamięta wyraz jego twarzy, gdy tamtej nocy, kiedy było już po wszystkim, wrócił do domu. Miał przygarbione ramiona, a w rękach trzymał spodnią szatę wuja – białe płótno zabarwione na czarno od krwi. Zwołał wtedy wszystkich członków rodziny i uniósł szatę, by każdy mógł ją zobaczyć. Do dziś dźwięczy jej w uszach zdarty, zachrypnięty głos ojca. „Dobrze się przyjrzyjcie” – wychrypiał. „To jest cena, jaką się płaci za sprawiedliwość i lojalność”.

Sprawiedliwość i lojalność… W tym kraju kobietom, nie wspominając o czternastoletnich dziewczynach, o niczym się nie mówi, lecz mimo to domyśliła się, że pomiędzy Jego Książęcą Mością, starym księciem Satsumy, a jego synem, Nariakirą, który jest jednocześnie kuzynem jej ojca, toczy się walka o władzę. Nariakira to ulubiony wuj Okatsu, a jej ojciec zalicza się do grona jego najbardziej lojalnych sojuszników. Nie ma więc wątpliwości co do tego, po której stronie konfliktu opowiedziała się jej rodzina.

Gdy do zdrętwiałych po wielu godzinach klęczenia nóg z powrotem napływa krew, dziewczyna zaczyna się wiercić, a na jej twarzy pojawia się grymas.

Od tamtej potwornej nocy minęło kilka miesięcy. Z klonów opadły już ostatnie liście, ziemię pokryła cienka warstwa śniegu. I nagle, nie dalej jak wczoraj, gdy siedziała w swoim pokoju nad książkami, przyszła do niej matka z poleceniem od księcia Nariakiry. Na jej dostojnej twarzy malował się wyraz bólu i niepokoju. Była bardzo blada. Powiedziała, że przychodzi do córki z zadaniem, lecz w jej głosie pobrzmiewała nuta niepewności. Okatsu miała udać się do Pałacu Żurawia, siedziby Jego Książęcej Mości, żeby dostarczyć mu ważny list.

Przerażona dziewczyna nie mogła uwierzyć, że jej własna matka chce ją wysłać do obozu wroga, istnego gniazda szerszeni. Lecz gdy próbowała się od niej dowiedzieć dlaczego, ona tylko uniosła palec i rzekła: „Ani słowa”.

Wówczas zrozumiała: im mniej będzie wiedzieć, tym lepiej, bo jeśli zostanie schwytana i poddana torturom, to niewiele z niej zdołają wydusić. Wyprostowała ramiona, czując, jak rozpiera ją duma. Okazała się godna zaufania, skoro powierzono jej tak ważną misję.

„Wierzę w ciebie, Okatsu-chan” – powiedziała matka, wręczając jej pudełko ze zwojem. – Wiem, że dasz z siebie wszystko”.

Okatsu zdumiała się na widok łez w wyniosłych oczach matki.

Gdy dziś o świcie wsiadała do palankinu, wszyscy domownicy, także ojciec i bracia, zebrali się na dziedzińcu, żeby ją pożegnać. Życzyli jej bezpiecznej podróży, jakby nie do końca byli pewni, czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczą.

Na zewnątrz ponownie rozlegają się kroki. To wartownicy. Przynoszą odpowiedź: młoda dama może wejść na teren pałacu pod warunkiem, że zostawi przed bramą swoją świtę, służących i strażników, którzy przybyli wraz z nią z Ibusuki. Tragarze wnoszą lektykę do przestronnego westybulu. Okatsu ostrożnie prostuje najpierw jedną, potem drugą nogę, otwiera drzwi i wychodzi wprost na tonący w ciemnościach korytarz.

Z cienia natychmiast wyłania się grupa kobiet o surowych twarzach, nad którymi unosi się woń stęchlizny. Chwytają ją pod ręce i prowadzą długim korytarzem do jednej z bocznych komnat. Mrucząc pod nosem, zdejmują z niej kolejne warstwy kimona. Po chwili jest już zupełnie naga. Czuje, jak cała zaczyna drżeć. Kościste palce dźgają jej czternastoletnie ciało, badając każdy zakamarek. Mimo to stara się nie wzdragać pod ich dotykiem. W końcu w jej żyłach płynie krew samurajów. Nie może okryć hańbą swojego rodu, okazując choćby cień lęku czy upokorzenia. Kobiety zabierają jej sztylet i wyjmują wszystkie szpilki z upiętych włosów, które niczym czarna lśniąca kurtyna opadają na nagie ciało. Po sprawdzeniu, czy nie ma przy sobie jakichś innych ostrych przedmiotów, dość obcesowym tonem każą jej się z powrotem ubrać i związać wstążką włosy.

Gdy jest już gotowa, podchodzą do niej strażnicy z pochodniami, z których buchają wielkie żółte płomienie, i idąc przodem, prowadzą ją przez labirynt ponurych korytarzy. Okatsu podąża za nimi, zszokowana brakiem poszanowania zasad etykiety; spodziewała się, że zostanie odeskortowana przez szambelana albo chociaż jedną ze służących. Wokoło wieje grozą. Kroki odbijają się echem od drewnianych podłóg, z belek pod sufitem zwisają pajęczyny. Ściany tracą kontury i nikną w otaczającym ją mroku. Wzdłuż korytarzy ciągną się szpalery uzbrojonych po zęby mężczyzn, którzy przyglądają jej się w milczeniu. Ściskając w rękach szkatułkę z listem, Okatsu, ze skromnie spuszczoną głową, maszeruje odważnie do przodu, choć serce wali jej jak młotem. Z każdym kolejnym krokiem jest coraz bliżej jaskini lwa, gdzie będzie musiała stanąć oko w oko ze starym księciem. Z wrogiem.

W końcu docierają do komnaty pachnącej woskiem, tytoniem i kurzem. Nikt nawet nie zapowiada jej przybycia. Nie czekając na odźwiernego, strażnicy bezceremonialnie wpychają ją do środka i zatrzaskują za nią drzwi.

Zdumiona dziewczyna rozgląda się dookoła. W ustawionych w narożnikach lichtarzach płoną świece. Służący i członkowie ochrony osobistej księcia klęczą pod ścianami.

Ciszę przerywa świszczący kaszel. Na przeciwległym krańcu komnaty dostrzega starszego mężczyznę. Siedzi przykucnięty na podeście, niczym wielka ropucha. Spomiędzy sztywnych fałd jego haftowanej szaty wystaje tylko głowa. Staruch oblizuje spękane wargi i wbija w nią wzrok. Jego maleńkie oczy niemal całkowicie giną pod wałkami obwisłej skóry. Okatsu nigdy w życiu nie widziała człowieka o tak obfitym podbródku i takiej ilości zmarszczek. A więc to jest książę Satsumy, tyran, który kazał aresztować jej ojca, a na wuja wydał wyrok śmierci.

Dziewczyna klęka i czołem dotyka posadzki. Gdy podnosi głowę, w oczach mężczyzny dostrzega pożądanie. Czuje, jak dreszcz przebiega jej po plecach.

Usta księcia rozciągają się uśmiechu.

– Proszę, proszę, co my tu mamy – mówi cienkim, trzęsącym się głosem. – Czyżby podarunek od mojego niewiernego krewniaka i poddanego Tadatake? Czyżby chciał w ten sposób złożyć mi propozycję zawarcia pokoju? Jeśli tak, to całkiem słusznie. Już dosyć napsuł mi krwi. – Po tych słowach pochyla się, wprawiając w ruch fałdy skóry na swojej szyi, i mruży oczy, które przypominają teraz dwie wąskie szpary. – Co za urocza istota! – kontynuuje, pożerając ją wzrokiem. – Jaka delikatna, biała skóra. Idealna mała laleczka. Kto by pomyślał, że syn mojego szkaradnego kuzyna spłodzi taką piękność? Z chęcią przyjmę taki prezent – stwierdza, oblizując usta.

Okatsu prostuje plecy. Cała trzęsie się z wściekłości. To, że jest księciem i jej panem lennym, nie oznacza, że ma prawo traktować ją bez szacunku!

– Wybacz śmiałość, mój panie – zwraca się do niego, usiłując opanować drżenie głosu – ale zaszło tu pewne nieporozumienie. Przybywam w roli posłańca. Przywożę ze sobą list.

– Doprawdy? Wobec tego zbliż się do mnie. Chcę go zobaczyć. Nie bój się.

Okatsu ostrożnie przesuwa się do przodu, wyciągając przed siebie szkatułkę ze zwojem. Mimo wielu warstw jedwabnego kimona ma wrażenie, jakby klęczała na lodowato zimnym tatami. Czuje oddech starego księcia. Słyszy jego sapanie.

Mężczyzna ani na chwilę nie spuszcza z niej wzroku.

– Pokaż mi ten list – mamrocze niewyraźnie, wyciągając rękę. Niemal w tej samej sekundzie zaciska pulchne palce wokół jej nadgarstka i gwałtownie przyciąga ją do siebie. Zaskoczona dziewczyna traci równowagę. Pada na ziemię jak długa i uderza twarzą o posadzkę, a poły jej kimona całkiem się rozsuwają.

Spąsowiała ze wstydu, usiłuje się podnieść i usiąść, lecz staruch jest od niej szybszy. W okamgnieniu rzuca się na nią i swoim sflaczałym cielskiem przygniata ją do ziemi. Zachłannymi palcami ściska jej pośladki, po czym zaczyna przesuwać ręce coraz wyżej, próbując wymacać pod materiałem kiełkujące piersi.

Z twarzą przyciśniętą do maty Okatsu z trudem łapie powietrze. Desperacko wije się pod nim w nadziei, że uda jej się wyrwać. Wykręca głowę na bok i zerka w stronę służby i strażników, którzy stoją pod ścianami. Ich miny są pozbawione jakiegokolwiek wyrazu. Wszyscy jak jeden mąż odwracają wzrok. Ogarnia ją rozpacz, bo nagle dociera do niej, że nikt jej nie pomoże. Nikt nie odważy się przerwać swojemu panu, narażając się tym samym na jego gniew. I nikt nie pochyli się nad losem irytującego dzieciaka, przysłanego do pałacu tylko po to, by zapewnić rozrywkę Jego Książęcej Mości. Jest zdana wyłącznie na siebie.

Mężczyzna podciąga swoją szatę i szeroko rozchyla jej nogi. W chwili gdy wciska się pomiędzy uda, Okatsu czuje podmuch zimnego powietrza na nagiej skórze. Przygnieciona jego ciężarem, ledwo może oddychać.

Szkoliła się w sztukach walki. Mogłaby spróbować go z siebie zrzucić. Ale czy się odważy? To w końcu jej pan i władca. Nie ma prawa sprzeciwiać się jego woli. A jednak jest zszokowana i przerażona faktem, że książę może zachowywać się w taki sposób.

Uwalnia jedną rękę, powoli dźwiga się z ziemi i próbuje go od siebie odepchnąć. Szarpie za materiał swojego kimona. W tym samym momencie słychać dźwięk rozdzierającego się jedwabiu. Ale Okatsu wie, że nie wolno jej się rozpłakać.

– Mój panie – dyszy zziajana. Jej głos brzmi, jakby szlochała, bierze więc głęboki oddech i krzyczy na całe gardło: – Błagam! Proszę przestać! Proszę mnie puścić! To poniżej twojej godności, panie!

Zdumiony starzec zamiera z wrażenia. W komnacie zapada absolutna cisza.

– Poniżej mojej godności? – odzywa się wreszcie, sapiąc i rzężąc. – Poniżej mojej godności? Powinnaś czuć się zaszczycona. Jestem twoim panem. Jak śmiesz sprzeciwiać się mojej woli!

Okatsu już otwiera usta, żeby odpowiedzieć, lecz w tym momencie drzwi otwierają się na oścież. Do komnaty wdziera się ostry zapach perfum i pudru.

– Nari-sama! – rozlega się piskliwy kobiecy głos.

Starzec odpycha dziewczynę i podnosi się na kolana, głośno przy tym sapiąc.

Zdyszana Okatsu siada na ziemi i drżącymi rękoma ociera twarz. Wygładza włosy i otrzepuje kimono. Nigdy dotąd nie została przez nikogo tak upokorzona. Odwraca głowę w stronę kobiety i robi jej się słabo. To musi być Pani Yura, główna konkubina Jego Książęcej Mości.

O urodzie tej damy krążą legendy – jest ponoć tak piękna, że nie oprze się jej żaden mężczyzna. Ludzie mówią, że uprawia czarną magię, że rzuciła urok na starego władcę i że zabije każdego, kto stanie jej na drodze. Mówią też, że pozbyła się wszystkich synów Nariakiry, żeby to jej bękart, a nie prawowity dziedzic, odziedziczył księstwo.

Kobieta ma na sobie wspaniałe jedwabne kimono, bogato zdobione barwnymi wzorami przedstawiającymi ośnieżone sosny i bambusy. Jej delikatna, owalna twarz, pokryta grubą warstwą pudru, połyskuje kusząco w blasku świec, lecz utkwione w Okatsu spojrzenie otoczonych czarną obwódką oczu jest zimne jak lód. W starannie upiętych, skropionych pachnidłem włosach lśnią szylkretowe grzebienie i wysadzane drogocennymi kamieniami szpilki. Gdy się odzywa, wyłaniający się spomiędzy szkarłatnych warg rząd pomalowanych na czarno zębów sprawia, że jej usta przypominają bezdenną otchłań. Budzi nieporównanie większą grozę niż stary książę.

– Myślałeś, że zostawię cię sam na sam z jakąś dziwką? – cedzi przez zęby. Mówi z takim akcentem, jakby była córką cieśli z Satsumy, a nie damą z wyższych sfer.

Okatsu wciąż cała drży.

– Nie jestem żadną dziwką! – krzyczy z oburzeniem. – Nazywam się Okatsu i jestem córką Tadatake Shimazu, zarządcy Ibusuki.

Starzec człapie z powrotem na podest, siada w kucki na błyszczącej poduszce z wytłoczonym wzorem i przygładza naolejowane siwe włosy ręką usianą plamami wątrobowymi. Jego napuchnięta twarz płonie czerwienią. Wciąż głośno sapie.

– Doprawdy, Nari-sama… Wystarczy, że na chwilę spuszczę cię z oczu – ciągnie Pani Yura i trzepie go wachlarzem po rękach.

– Jestem posłańcem. Mam list – oznajmia Okatsu. W jej głosie słychać determinację.

Konkubina obrzuca ją lodowatym spojrzeniem.

– A cóż to za nonsens! – mówi, potrząsając głową. – Co ty sobie wyobrażasz? Po coś tu przyszła?

Dziewczyna rozgląda się za pudełkiem, które w trakcie szarpaniny wylądowało na podłodze. Podnosi je i podaje starcowi. Książę bojaźliwie zerka na Panią Yurę, po czym odwraca się do Okatsu i unosi krzaczaste brwi.

– Poniżej mojej godności… – mamrocze pod nosem, kręcąc głową. Przez jego oblicze przebiega cień – wstydu? a może raczej urażonej dumy? – lecz trwa to zaledwie ułamek sekundy.

– Proszę to wziąć, Wasza Książęca Mość – nalega Okatsu.

– Nie dotykaj tego – syczy konkubina. – Przecież to pułapka.

Dziewczyna wbija wzrok w starca, nie opuszczając rąk, w których trzyma szkatułkę z listem. Książę odchrząkuje, ociera twarz chusteczką, po czym nieufnie sięga po skrzyneczkę, jakby się bał, że się oparzy.

Okatsu siedzi nieruchomo niczym posąg, nie chcąc dać po sobie poznać, jak wielką odczuła ulgę.

Starzec otwiera pudełko, wyciąga zwój, rozwija go i przysuwa do płomienia świecy.

Dziewczyna wstrzymuje oddech. Nie ma pojęcia, co jest napisane w liście, ale z pewnością nie są to miłe wieści.

Książę przebiega pulchnymi palcami po kolejnych linijkach. Im dłużej czyta, tym mocniej marszczy czoło i wytrzeszcza oczy. Jego twarz pochmurnieje. Gruby fałd skóry pomiędzy brwiami coraz bardziej się wybrzusza. I nagle obwisłe policzki zapadają się. Powoli kiwa głową i podnosi zamglony wzrok.

– A więc to tak… – mruczy do siebie.

Pani Yura chwyta list długimi, pomalowanymi na biało palcami. Szeroko otwiera oczy ze zdumienia i marszczy upudrowane czoło. Okatsu zerka na nich oboje, próbując odgadnąć, co też mogą w tej chwili myśleć.

Wreszcie starzec każe sobie przynieść sekretarzyk, papier, pędzel, kamień pisarski, sztabkę tuszu i karafkę z wodą. Służący ściera dla niego odrobinę tuszu i książę zabiera się do pisania. Powoli, z mozołem, co jakiś czas oblizując swoje mięsiste wargi, kreśli odpowiedź. Gdy pismo jest gotowe, sługa posypuje papier szczyptą piasku. Książę zwija list i odciska swą pieczęć w laku, po czym umieszcza go w skrzyneczce i kłaniając się przesadnie nisko, podaje ją Okatsu.

Kiedy dziewczyna podnosi się z ziemi, nogi się pod nią uginają. Jak najprędzej chciałaby się stąd wydostać, lecz w tym momencie konkubina każe podać herbatę, a to oznacza, że będzie musiała zostać dłużej. Niechętnie przyjmuje zaproszenie i choć czuje się niekomfortowo, bierze udział w niezręcznej pogawędce.

W końcu Pani Yura wzywa strażnika i szepcze mu coś do ucha. Mężczyzna wyprowadza Okatsu z komnaty i idąc przodem ze świecą w dłoni, wiedzie ją przez labirynt korytarzy. Dziewczyna przyspiesza kroku, by za nim nadążyć. Przyciska do piersi drogocenny list, zastanawiając się, dokąd ten człowiek ją prowadzi i jakie sekretne polecenie dostał od swojej pani. Mijane po drodze korytarze wyglądają zupełnie inaczej niż w chwili, gdy przemierzała je po raz pierwszy dzisiejszego wieczora. Modli się do bogów, by mieli ją w swojej opiece. I ma nadzieję, że nie skończy w studni, w lochu czy w jakimś innym ciemnym zakamarku, z podciętym gardłem.

Bezwiednie wstrzymuje oddech i dopiero gdy na horyzoncie pojawia się wyjście, a jej oczom ukazuje się palankin wraz z całą świtą przybyłych z nią tutaj służących i strażników, z ulgą wypuszcza powietrze z płuc.

Stare kobiety czekają przy drzwiach, by zwrócić jej sztylet i szpilki do włosów.

– Jest bardzo późno – mówi jedna z nich, szczerząc czarne zęby w uśmiechu. – Nie wolałaby panienka spędzić nocy w pałacu?

Okatsu uprzejmie skłania głowę, po czym rozkazuje tragarzom, by natychmiast ruszali w drogę, bo czeka ich wielogodzinna wędrówka. W trakcie długiej podróży jej twarzy ani na moment nie rozjaśnia choćby przelotny uśmiech. Odpręża się dopiero, gdy docierają do rezydencji ojca.

Jednak przez dłuższy czas, będąc już bezpieczna w domu rodzinnym w Ibusuki, wciąż rozpamiętuje całe to nieprzyjemne spotkanie. Pochylona nad książkami w ogóle nie może skupić się na lekcjach. Jej myśli bez reszty pochłania wspomnienie tamtej nocy: staruch przygniatający ją do ziemi ciężarem swego ciała i lodowate oczy konkubiny piorunującej ją wzrokiem. Wciąż od nowa odtwarza w pamięci każdy szczegół tego, co zaszło, i zastanawia się, jak inaczej mogło się to wszystko potoczyć. Na szczęście nie zginęła i tak naprawdę nikt nie zrobił jej krzywdy, a do tego zdołała wykonać powierzone jej zadanie. Tylko wciąż nie może pojąć, dlaczego to właśnie ona została wysłana z tak niebezpieczną misją i co właściwie dzięki temu zyskano. Jednak największą ciekawość wzbudza w niej sam list. Chciałaby poznać jego treść, a także dowiedzieć się, co w odpowiedzi napisał stary książę.

I tak oto rok Psa dobiega końca i zaczyna się rok Świni, czwarty rok epoki Kaei. Pierwszego dnia pierwszego miesiąca każdy mieszkaniec kraju staje się o rok starszy. Okatsu kończy piętnaście lat. Mijają kolejne dwa miesiące. Za oknami kwitną już śliwy. I oto pewnego ranka do sypialni dziewczyny wpada matka z wiadomością, że przybył Nariakira i pragnie się z nią zobaczyć.

Promienie porannego słońca sączą się do wnętrza przestronnego salonu przez papierowe ekrany rozsuniętych drzwi. Nariakira ogrzewa dłonie nad żeliwnym paleniskiem.

Jest wysokim, postawnym mężczyzną o szerokiej klatce piersiowej. Na jego przystojnej twarzy często gości wyraz głębokiej zadumy. Zazwyczaj nosi ceremonialne kimono z ogromnymi, wykrochmalonymi na sztywno ramionami, które przypominają rozpostarte skrzydła, lecz nawet w mniej oficjalnych, luźnych szatach wciąż skupia na sobie całą uwagę przebywających z nim osób. Ma wyjątkowo przenikliwe spojrzenie, którym zdaje się obejmować każdy, nawet najdrobniejszy szczegół, a lekko wysunięta szczęka jest oznaką dumy. Jednak na widok Okatsu jego surowe oblicze łagodnieje.

Nariakira wzbudza w ludziach podziw, szacunek, a często także lęk, ale ją traktuje ciepło i życzliwie. Mówi, że jest dla niego jak córka. Gdy przybywa do nich z wizytą, opowiada jej ciekawe historie i pokazuje najróżniejsze skarby.

– Podejdź i usiądź obok mnie – zwraca się do dziewczyny. W jego mowie słychać akcent przynależny wyższym sferom, który w niczym nie przypomina siermiężnego dialektu mieszkańców Satsumy.

Służący zapala mu fajkę o długim cybuchu. Nariakira zaciąga się powoli i po chwili smuga błękitnego dymu szybuje w górę, kłębiąc się pod bambusowym stropem. Następnie wytrząsa resztki tytoniu do pudełka.

– Chciałem, żebyś to właśnie ty dowiedziała się pierwsza. Mój ojciec abdykował. Teraz ja jestem księciem Satsumy.

Okatsu posyła mu radosny uśmiech. A więc walka o władzę dobiegła końca. I znów zapanuje pokój.

– Czeka mnie dużo pracy – ciągnie Nariakira z poważnym wyrazem twarzy – ale najpierw muszę ci podziękować. Jesteś bardzo dzielną młodą kobietą. Masz w sobie więcej odwagi niż niejeden mężczyzna – mówi i znów sięga po fajkę. – Słyszałem, że poznałaś mojego ojca i tę jego konkubinę, Yurę.

Okatsu spuszcza wzrok. Wstydzi się tego, co zaszło w pałacu, i tego, jak niewiele brakowało, by jej misja zakończyła się porażką.

– Mój ojciec to okrutny i bezwzględny człowiek. Pod jego rządami całe księstwo wiele wycierpiało. Chłopów obłożył niebotycznie wysokimi podatkami, samurajom wypłacał głodowe uposażenie, zmuszając ich do dorywczych zajęć. Wielu dobrych, pracowitych ludzi wpędził w skrajne ubóstwo. Mimo to nie chciałem się wtrącać. Wiedziałem, że gdy jego panowanie dobiegnie końca, i tak przejmę po nim władzę. Ale wtedy moje dzieci zaczęły umierać.

Książę milknie, wpatrzony w węgle żarzące się na palenisku. Wiatr tłucze o papierowe drzwi. Do środka wpada podmuch lodowatego powietrza.

Okatsu dobrze pamięta te wszystkie pogrzeby: maleńkie trumny i oszalałego z bólu Nariakirę, rwącego włosy z głowy nad grobami kolejnych synów. Całe księstwo pogrążyło się w żałobie.

– Żaden nie przeżył – podejmuje opowieść książę. – Żaden. – Jego głos przechodzi w przytłumiony szept, jakby mówił sam do siebie.

Podnosi wzrok, chmurząc czoło.

– Dzieci często umierają. Taka jest kolej rzeczy i nic się nie da na to poradzić. Ale żeby stracić całą czwórkę? To zbyt okrutne, by mogło być dziełem przypadku albo ślepego losu – mówi pełnym udręki tonem i uderza pięścią o posadzkę. – To musiała być klątwa. Ta kobieta rzuciła urok na moje dzieci, żeby poumierały.

Okatsu spogląda na niego zmieszana.

– Naprawdę tak myślisz, wuju?

Nasłuchała się wielu historii o duchach, magii, zaklęciach, zjawach, goblinach i długonosych tangu, ale sama nigdy żadnego nie widziała. Kiedy rodzi się martwe dziecko albo jakiś klan popada w ruinę, ludzie mówią, że to robota duchów. Jeśli zmarli nie mogą zaznać spokoju, prześladują żywych, wyrządzając im krzywdę. Dlatego tak ważne jest, by dbać o groby przodków, składać im ofiary i modlić się do nich.

Jednak książę Nariakira jest inny. Zawsze jej powtarzał, że musi się nauczyć myśleć samodzielnie. Opowiedział jej o rudowłosych mężczyznach, którzy mieszkają na wyspie w zatoce Nagasaki. I o tym, jak bardzo podziwia ich kulturę, a także sposób, w jaki postrzegają świat.

Raz w roku do wybrzeży Japonii przybija statek z ich ojczyzny, Holandii, i przywozi barbarzyńskie przyrządy oraz księgi zawierające barbarzyńską wiedzę, które Nariakira gromadzi i studiuje. Okatsu często ogląda z nim książki pełne wykresów, diagramów i map. Są zapisane dziwacznymi, zupełnie nieczytelnymi znakami, ale wuj potrafi je odczytać, co budzi w niej głęboki podziw. Od czasu do czasu pozwala jej popatrzeć przez swoje „zwierciadło odległych marzeń”, czyli długą metalową rurę wyposażoną w soczewki, dzięki którym gwiazdy tak bardzo zbliżają się do ziemi, że wyglądają, jakby były na wyciągnięcie ręki, a księżyc robi się tak wielki, że ma się ochotę wyjść z domu i na niego wskoczyć. I wcale, wbrew temu, co wszyscy mówią, nie ma na nim żadnego królika ucierającego ryż w moździerzu1. Jest tylko szara powierzchnia usiana kraterami przypominającymi ślady po ospie.

Wuj doskonale wie, że na księżycu nie mieszka żaden królik, więc jak to możliwe, że wierzy w klątwy i duchy?

Zamyślony Nariakira podrywa się nagle, jakby zupełnie zapomniał o jej obecności. Z jego piersi wydobywa się ciężkie westchnienie.

– Nie jestem przesądny – podejmuje wątek – ale trudno przeczyć dowodom. Kiedy moi synowie zaczęli umierać jeden po drugim, wysłałem swojego najbardziej zaufanego szambelana na przeszpiegi. Odkrył istne siedlisko zła: widział kapłanów, którzy wykonywali podobizny moich dzieci i rzucali na nie klątwy, pustelników uprawiających czarną magię…

– I uwierzyłeś w to, wuju?

– Nie było innego wytłumaczenia. Pozostawało tylko jedno pytanie: kto ich wynajął? Kto mógłby zyskać na śmierci moich dzieci? Odpowiedź była prosta: Yura.

Okatsu wzdraga się na samo wspomnienie ropuchowatego starca i kobiety o surowych rysach twarzy.

– Ta ordynarna, żmijowata kreatura! – Głos Nariakiry staje się coraz bardziej szorstki. – Usidliła mojego starego, łatwowiernego ojca i tak długo zatruwała mu umysł, aż zwrócił się przeciwko mnie. Chciała, żeby to jej bękart został księciem. Gdybym nie miał potomków, nie byłbym odpowiednim następcą. Dlatego postanowiła pozbyć się moich synów. Musiałem położyć temu kres. Należało obalić rządy ojca i przejąć władzę. Ale on był szybszy ode mnie, czego się zupełnie nie spodziewałem. Odgadł, że planuję zamach stanu, i pierwszy zaatakował, biorąc na cel moich sprzymierzeńców.

Okatsu wstrzymuje oddech. Ma znów przed oczami tamte zdarzenia. Słyszy, jak żołnierze walą do drzwi. Widzi, jak w środku nocy wyprowadzają z domu jej wuja. Przypomina sobie zakrwawioną szatę. W uszach dźwięczą jej znamienne słowa ojca: „To jest cena, jaką się płaci za sprawiedliwość i lojalność”.

– Sześciu moich popleczników odebrało sobie życie, by uniknąć aresztowania – mówi Nariakira ochrypłym głosem. Jego twarz jest całkowicie pozbawiona wyrazu. – Wiesz, co zrobił mój ojciec? Kazał powiesić ich zwłoki na krzyżach, a jedno ciało porżnąć na kawałki. Czternastu moich ludzi popełniło samobójstwo, siedemnastu zostało skazanych na wygnanie. Część z tych, co zostali, wtrącono do więzienia, gdzie dokonali żywota. Wobec reszty zastosowano areszt domowy. Jednak w ostatecznym rozrachunku jego czyn obrócił się przeciwko niemu. Nikt bowiem nie mógł bezczynnie przyglądać się tym okrutnym praktykom. Gdy wieści o dokonanej przez niego krwawej czystce dotarły do Edo, Rada Starszych zadecydowała, że musi odejść. Był tylko jeden problem: jak powiadomić go o tym i w jaki sposób przekonać, żeby abdykował dobrowolnie, nie rozpętując w naszym księstwie wojny domowej. – Książę zawiesza głos i spogląda na nią poważnym wzrokiem. – I w tym momencie na scenę wkroczyłaś ty, moje dziecko.

– Chodzi o list? – pyta szeptem dziewczyna.

Nariakira potakuje skinieniem głowy.

– Posłańcem musiała być dziewczyna, i to jak najmłodsza, żeby ojciec nie mógł dopatrzyć się w tym żadnego spisku, a zarazem tak piękna, by zaintrygowany jej urodą zgodził się na spotkanie. Potrzebowaliśmy kogoś, kto nie posiadał absolutnie żadnej wiedzy na temat negocjacji w Edo, dzięki czemu nie byłby w stanie zdradzić żadnych szczegółów. Kogoś nieustraszonego. Kogoś, kto nie wycofa się w ostatniej chwili i nie ucieknie. Byłaś jedyną osobą, która mogła tego dokonać. Odważną i inteligentną. Zwróciłem się do twego ojca z prośbą, by zezwolił na twój udział w tej misji, wyjaśniając, na jakie ryzyko będziesz narażona. Nikt nie mógł bowiem przewidzieć, co zrobi mój ojciec w chwili, gdy zostanie mu przedstawione ultimatum.

– I nic mi nie powiedziałeś! – Przerażona Okatsu z trudem łapie dech, czując, jak lodowaty dreszcz przeszywa jej ciało. – Nikt mi nic nie powiedział! Posłałeś mnie prosto do jaskini lwa! Wiesz, co twój ojciec próbował mi zrobić? Jak mogłeś mnie tam wysłać, wiedząc, do czego zdolni są ci ludzie?

– Czy on próbował cię dotknąć? – pyta książę, posyłając jej łagodne spojrzenie.

Dziewczyna kiwa głową, spuszcza wzrok, a do oczu napływają jej łzy.

– Jest z tego znany. Uważa, że jako przywódca rodu ma do tego prawo. Słyszałem jednak, że stawiłaś mu opór. – Przez jego twarz przebiega cień uśmiechu. – Wykazałaś się nie lada odwagą. Musiał być zdumiony. Nikt mu się nigdy nie sprzeciwia. Ale ja wiedziałem, że będziesz się bronić. I właśnie dlatego przyjął od ciebie list.

Przez moment wydaje się zmieszany. Jednak Okatsu to tylko piętnastoletnia dziewczyna, a on jest przecież jej władcą.

– Zrobiłem to dla dobra całego księstwa – oznajmia podniosłym tonem. Mruży oczy i wbija w nią wzrok, dając tym samym do zrozumienia, że ze wszystkich osób na świecie akurat ona powinna to rozumieć.

– Nikogo nie obchodziło, co się ze mną stanie – cedzi przez zęby Okatsu, choć wie, że taka jest właśnie kolej rzeczy. Wszyscy – mężczyźni, kobiety i dzieci – muszą być gotowi, a nawet chętni, oddać życie w imię wyższego dobra. Poświęcenie się dla swojego pana, swojego księstwa to obowiązek każdego samuraja.

– Uznałem, że najlepiej będzie o niczym ci nie mówić – wyjaśnia książę łagodnym tonem. – Twoja niewinność stanowiła dla ciebie najlepszą ochronę.

Okatsu głośno przełyka ślinę i otwiera usta, żeby zaprotestować. Lecz Nariakira uprzedza jej wybuch, podnosząc rękę.

– Wiedziałem, że sobie poradzisz. Wierzyłem w ciebie i nie zawiodłaś mnie. Wszyscy mamy wobec ciebie ogromny dług wdzięczności – mówi, spoglądając w dal. Z jego oblicza bije pewność siebie. Ma w tej chwili na głowie poważniejsze sprawy niż dobre samopoczucie jednej młodej dziewczyny.

Z piersi Okatsu dobywa się głębokie westchnienie.

– W takim razie powiedz mi chociaż, co było w tym liście.

– Napisał go stojący na czele Rady Starszych premier Abe – mówi książę, biorąc do ręki kopię listu. – Brzmi on tak: „Zbyt długo tolerowaliśmy Twoją tyranię. Twoi poddani cierpią pod Twymi okrutnymi rządami. Dalsze piastowanie przez Ciebie urzędu jest niemożliwe. Jedynym honorowym wyjściem z tej sytuacji jest abdykacja. I jeśli zajdzie taka potrzeba, dopilnujemy, podejmując wszelkie niezbędne kroki, by nasz dekret został wprowadzony w życie. Z okazji Twojego przejścia na emeryturę Jego Cesarska Mość pragnie podarować Ci swój ulubiony zestaw do parzenia herbaty, chcąc w ten sposób podziękować za długoletnie panowanie. Będziemy wdzięczni, jeśli zechcesz przyjąć ten dar”. Gdyby odmówił, byłby to jawny akt buntu. Władze musiałyby wysłać wojsko, by usunąć go ze stanowiska.

– Ale gdyby nie przyjął listu, z pewnością kazałby mnie ściąć – szepcze Okatsu. – Czyż nie tak właśnie postępuje się z posłańcem?

Nariakira uśmiecha się do niej.

– Z jego strony nie groziło ci niebezpieczeństwo. Wystarczy ładna buzia, by całkiem stracił głowę. Nie, w rzeczywistości to Yura stanowiła prawdziwe zagrożenie. Wiedziałem jednak, że twoja młodość, niewinność i czystość będą najlepszym orężem przeciwko tej dwójce. I jak widzisz – ciągnie spokojnie – miałem rację. Nasz fortel się powiódł. Ojciec zastosował się do rządowego nakazu. Abdykował i wyznaczył mnie na swojego następcę, księcia domeny Satsuma. Jego opresyjne rządy dobiegły końca, a wszystko to dzięki tobie.

Okatsu widzi, że nie ma sensu dalej się kłócić. Poza tym ciekawość okazuje się silniejsza od gniewu.

– Co się z nim stało?

– Przeszedł na emeryturę i nadal mieszka w Kagoshimie. Stracił księstwo, ale wciąż ma swoją konkubinę. A ona, jak na ironię, może cieszyć się smakiem słodkiej zemsty. Nie mam synów i jeśli nie spłodzę potomka, jej bękart zostanie księciem, gdy umrę. Módlmy się tylko, by nastąpiło to jak najpóźniej. Sprawdziłaś się, moje dziecko. Udowodniłaś, że nie myliłem się co do ciebie. Mam nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiał powierzać ci tak niebezpiecznego zadania.

Nariakira odwraca głowę w stronę otwartych drzwi. Wzrok Okatsu podąża za jego spojrzeniem: widzi blade, zimowe niebo, czarne piaski plaż Ibusuki, połyskujące wody zatoki.

– Świat się zmienia – mówi książę. – Pamiętasz, jak opowiadałem ci o Holendrach?

Dziewczyna przytakuje, przypominając sobie zwierciadło odległych marzeń, przez które oglądała chropowatą powierzchnię Księżyca.

– To nie jest jedyny naród, który pragnie zakłócić nasz spokój – kontynuuje książę poważnym tonem. – Są inni, nieporównanie mniej łagodni i dobroduszni. Dziesięć lat temu barbarzyńskie hordy z krainy zwanej Brytanią dokonały najazdu na potężne Cesarstwo Chińskie. Spustoszyły wybrzeże licznymi grabieżami i gwałtami. Przed groźbą inwazji stanęła nawet stolica cesarstwa, Pekin. Brytyjczycy zmusili Chińczyków, by ci kupowali od nich opium, potworny narkotyk, który wyniszcza ciało i ducha, zmieniając ludzi w widma. Japonia także jest w niebezpieczeństwie. Do naszych wybrzeży zbliżają się okręty barbarzyńców. Jak dotąd udawało nam się ich odeprzeć, ale na pewno powrócą. Otrzymaliśmy ostrzeżenie od samego króla Holandii. Zachodnie państwa zagarniają nasze ziemie, rozdzierają nasze imperia. Podbili już sporą część świata i teraz ich oczy zwrócone są ku nam. Na razie jeszcze się bronimy, lecz nasze księstwo, nasze całe państwo może wkrótce stanąć w obliczu niewyobrażalnego kryzysu. Wszystko, czego ostatnio doświadczyliśmy – czarna magia, zabójstwa – może okazać się błahostką w porównaniu z tym, co ma nadejść. Musimy mieć się na baczności. Potrzebujemy silnych władców, ludzi umiejących podejmować decyzje, żeby nie dać się zaskoczyć. Musimy być gotowi, kiedy nadejdzie ten dzień.

Mimo iż na jego twarzy maluje się posępny wyraz, Okatsu czuje dziwny dreszcz ekscytacji. Świat rzeczywiście się zmienia. Jej ukochany wuj został księciem domeny. Rozpoczyna się nowa epoka, w której – co do tego ma niezachwianą pewność – także jej przypadnie w udziale ważna rola do odegrania.

CZĘŚĆ PIERWSZAINWAZJA BARBARZYŃCÓWROZDZIAŁ 1OKATSU

Dwudziesty trzeci dzień szóstego miesiąca, rok Wołu, szósty rok epoki Kaei, rok wody yin (28 lipca 1853), Ibusuki, księstwo Satsuma

Ibusuki było pięknym miejscem, krainą złota i słońca, gdzie niebo i ocean tonęły w wiecznym błękicie. Ten nadmorski kurort słynął z leczniczych wód. Ludzie przyjeżdżali na tutejsze czarne plaże, by zagrzebywać się w parujących piaskach mineralnych tuż nad brzegiem morza. Kiedy zrywał się silniejszy wiatr, ulice wypełniał zgniły fetor siarki. Żurawie szybowały po lazurowym nieboskłonie, ptaki świergotały, małpy wałęsały się po obsypanych kwiatami wzgórzach, palmy kołysały się na wietrze, a fioletowy stożek wulkanu Kaimondake, doskonalszy niż sama góra Fudżi, majaczył na horyzoncie pośród mgieł.

Zarządca Ibusuki, Tadatake Shimazu, był pomniejszym panem feudalnym. Ani jego drugorzędna pozycja, ani przeciętnych rozmiarów fortuna nie uprawniały go do posiadania pałacu, miał jednak okazałą rezydencję, która znajdowała się na rozległym terenie, górując nad innymi domami w dzielnicy samurajów. To właśnie tu pewnego gorącego letniego poranka jego córka, Okatsu, klęczała na tatami, wpatrując się w ogród i bębniąc palcami o matę.

Minęło dwa i pół roku od tamtej pamiętnej nocy, gdy złożyła wizytę w Pałacu Żurawia. Miała teraz siedemnaście lat. Była wysoką dziewczyną o długich kończynach, lecz mimo porcelanowobiałej skóry trudno byłoby ją nazwać klasyczną pięknością. Jej owalna twarz nie przypominała kształtem pestki melona, a brak wydatnej szczęki i roziskrzone, pełne wyrazu spojrzenie ogromnych czarnych oczu sprawiały, że jej uroda odbiegała od bezbarwnego ideału kobiecego piękna przedstawianego na drzeworytach. Miała zbyt wyrazisty nos i zbyt pełne, zmysłowe wręcz wargi, pasujące raczej do gejszy niż córki pana feudalnego.

Co zaskakujące, wciąż była niezamężna. Większość jej przyjaciółek z dzieciństwa wyszła za mąż w wieku czternastu czy piętnastu lat i zamieszkała z nowymi rodzinami. Od czasu do czasu spotykała je na mieście, gdy szły ulicą, dumnie dźwigając swoje dzieci na plecach. Jej najstarszy brat także wziął sobie młodą żonę, która wprowadziła się do ich rezydencji. Ale Okatsu nadal miała niepoczernione zęby i niezgolone brwi. I nadal nosiła panieńskie kimona z długimi, łopoczącymi rękawami. Obawiała się, że jeśli rodzice będą dłużej zwlekać z zaaranżowaniem dla niej małżeństwa, stanie się najbardziej żałosną istotą pod słońcem – starą panną.

Z trzaskiem otworzyła wachlarz i zaczęła się wachlować. Aromat drzewa sandałowego zmieszał się z wonią liści, kwiatów, wilgotnej ziemi i delikatnym zapachem jej błękitno-białej yukaty.

Gong wybił czwartą godzinę. Drzwi, które tworzyły zewnętrzne ściany domu oraz pozłacane ekrany pomiędzy pokojami, zostały zdjęte i rezydencja przypominała teraz jeden wielki przewiewny pawilon. Zniecierpliwiona Okatsu wierciła się na swoim miejscu, zerkając to na służących, którzy zamiatali i ścierali kurze w odległym krańcu domu, to na kucharzy przygotowujących w kuchni posiłek. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Gdyby zachowała ostrożność, mogłaby się wymknąć niezauważona.

Obok niej klęczała Haru i spokojnie szyła. Od wczesnego dzieciństwa była jej służącą. I wspólniczką wszystkich występków. Ledwie dostrzegalnie skinęła głową. W lot pojęła, co chodzi po głowie jej pani.

Okatsu podniosła się z ziemi i leniwie ruszyła w stronę frontu rezydencji, chcąc w ten sposób sprawić wrażenie, że snuje się po domu zupełnie bez celu. Już prawie dotarła do pogrążonego w cieniu westybulu, gdy nagle usłyszała skrzypienie maty pod czyimiś drobnymi stopami, po czym zobaczyła zbliżającą się do niej filigranową postać.

– Okatsu-san!

Wystraszona dziewczyna aż podskoczyła, jakby została przyłapana na gorącym uczynku. Stała przed nią Żona Numer Trzy, jedna z konkubin ojca, gejsza o nienagannej fryzurze, energicznej osobowości i bardzo praktycznym podejściu do życia.

– Czyżbyś się gdzieś wybierała? – spytała Żona Numer Trzy. – Na dworze jest bardzo gorąco.

Serce Okatsu zabiło szybciej. Poczuła się niezręcznie. Doskonale wiedziała, co gejsza ma na myśli: córka przywódcy klanu nie powinna sama pokazywać się publicznie.

– Chciałam się przespacerować – odparła. – Dziś w mieście jest festyn.

Żona Numer Trzy przymrużyła oczy i zmierzyła ją wzrokiem od stóp do głów.

– Ach, ta młodość! Ja też kiedyś byłam młoda – stwierdziła z uśmiechem.

Gdy Okatsu wyszła na zewnątrz, fala gorąca niemal zwaliła ją z nóg. Haru podążała tuż za nią, trzymając parasolkę nad jej głową. Młoda dziewczyna z dobrej rodziny nie mogła przecież wyjść sama na ulicę.

Dookoła kłębił się tłum ludzi – stare, przygarbione kobiety, zawadiaccy młodzieńcy z wysuniętymi do przodu biodrami i modnie opuszczonymi szarfami, handlarze, sprzedawcy kwiatów, gejsze, krzepcy robotnicy, kobieta z małpą na plecach. Powietrze wypełniały krzyki i soczyste zapachy unoszące się nad ulicznymi straganami, gdzie mężczyźni w kraciastych opaskach piekli na ruszcie ośmiornice i kalmary.

Przecisnąwszy się przez tłum, Okatsu spojrzała za siebie ostatni raz, by się upewnić, że nikt jej nie śledzi, po czym skręciła w boczną uliczkę, tak wąską, że mieściła się na niej zaledwie jedna osoba. W tym czasie Haru dyskretnie się wycofała i udała do domu ciotki, żeby tam poczekać na swoją panią.

Gdy Okatsu znalazła się poza zasięgiem ludzkiego wzroku, uniosła kimono i pędem puściła się przed siebie. Wkrótce zostawiła gwarną ulicę daleko w tyle. W nozdrza uderzył ją zapach siarki, a do uszu dobiegł łoskot fal. Wdrapała się na piaszczysty pagórek porośnięty sosnami i palmami i pobiegła na drugi koniec plaży.

Przed jej oczyma rozciągał się pas błękitu, przybierający barwę głębokiego szafiru na pomarszczonych wodach po przeciwległej stronie zatoki. Drzewa tonące w gąszczu liści niemal kładły się na morskiej tafli. Skrzeczące mewy raz po raz wzlatywały w niebo, pikujący kormoran błyskał czernią swoich skrzydeł.

Okatsu zrzuciła sandały i gdy tylko poczuła między palcami gorący piasek, ruszyła w kierunku osłoniętej zatoczki, którą tak dobrze znała. Spóźniła się. Na pewno go to zdziwiło i zastanawiał się, co ją zatrzymało. Ale w zatoczce nie było nikogo.

– Kaneshige-sama! – zawołała. Jej głos odbił się echem od skał. – Pospiesz się. Mam mało czasu. Zaraz muszę wracać.

Rozejrzała się po niewielkiej plaży, o której brzeg z chlupotem rozbijały się fale. Przez te wszystkie lata spędzili tu razem wiele godzin.

Kaneshige. Słony zapach i huk morza przyniosły wspomnienia z dzieciństwa. Przypomniała sobie, jak się z nią droczył i jak ją gonił po plaży, jak przynosił jej muszelki i nitki znalezionych na piasku glonów. Kiedy osiągnęli wiek, w którym dziewczętom i chłopcom nie wolno było wspólnie spędzać czasu, i tak znajdowali sposoby, żeby dalej się spotykać. Opowiadali sobie o tym, co robią w ciągu dnia i czego się uczą. Okatsu zaczęła snuć coraz odważniejsze marzenia i plany. Gdyby siedziała w domu, skupiając się tylko na szyciu, jak na panienkę w jej wieku przystało, jej horyzonty z pewnością by się tak bardzo nie poszerzyły.

Czas mijał, rodzice wciąż nie znaleźli dla niej męża, uczepiła się więc cichej nadziei, że może wydadzą ją za Kaneshige. W końcu ich rodziny się przyjaźniły. Oboje wiedzieli jednak, że to nie ma nic do rzeczy. Ostatecznie byli tylko pionkami. Doskonale zdawali sobie sprawę, że prędzej czy później rodzice zaaranżują dla nich małżeństwa służące wzmocnieniu relacji politycznych.

Kaneshige wciąż pozostawał bliskim przyjacielem jej brata, co nie zmienia faktu, że nikt nie mógł się dowiedzieć o ich sekretnych spotkaniach. Gdyby ktokolwiek odkrył ich tajemnicę, znaleźliby się w poważnych tarapatach. Jej ojciec mógł nawet dostać rozkaz stracenia swojej córki.

Minuty mijały, cienie przesuwały się po piasku. Okatsu chodziła nerwowo tam i z powrotem, nękana złym przeczuciem. Nie miała pojęcia, gdzie jest Kaneshige, i ta niewiedza była nie do zniesienia. A co, jeśli już nigdy nie przyjdzie? Co, jeśli jego rodzice o wszystkim się dowiedzieli i zabronili mu wychodzić z domu?

I wtedy usłyszała ciche kroki, a po chwili zza pagórka wyłoniła się smukła postać. Sylwetka idącego w jej kierunku chłopaka odcinała się na tle ciemnoniebieskiego nieba. Jasne promienie słońca oświetlały mu twarz. Był bosy, poły kimona miał niedbale wetknięte za szarfę, a u jego boków połyskiwały dwa miecze. Okatsu w podskokach ruszyła ku niemu, śmiejąc się radośnie.

– Kane-sama!

– Okatsu-san – krzyknął i skoczył na piasek.

Podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję. Takie zachowanie było absolutnie niedopuszczalne, zwłaszcza w przypadku najstarszej córki zarządcy miasta. Już samo spotykanie się z mężczyzną zostałoby uznane za szokujące odstępstwo od normy, nie mówiąc o padaniu mu w ramiona. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, lecz za bardzo go kochała, by przejmować się konwenansami. Poza tym nikt oprócz nich nie przychodził do tej zatoczki, nie obawiała się więc, że ktoś mógłby ich tutaj nakryć.

Chłopak bliżej przyciągnął ją do siebie. Okatsu zamknęła oczy i złożyła na jego ustach pocałunek. Wdychała zapach ukochanego, czując, jak przywiera do niej swym młodym ciałem. Serce mu waliło i był zziajany. Najwidoczniej biegł na ich spotkanie.

Zrobiła krok do tyłu i spojrzała na niego, chłonąc wzrokiem każdy centymetr jego twarzy: meszek nad górną wargą, ciemne brwi, pełne usta.

– Tak bardzo chciałam się z tobą zobaczyć – wyszeptała.

On jednak zdawał się jej nie słyszeć. Oczy mu płonęły, policzki miał zaczerwienione.

– Nie uwierzysz, co się stało! – krzyknął podekscytowany. – Słyszałaś?

Okatsu nigdy nie widziała go tak ożywionego. Spojrzała na niego pytająco.

– Ale o czym?

– Już tu są. Przybili do naszych wybrzeży. Statki barbarzyńców płyną prosto do stolicy! – wypalił. – Barbarzyńcy! Zostaliśmy zaatakowani!

Okatsu zakryła usta dłońmi.

– Barbarzyńcy…? Nie żartujesz sobie ze mnie? – spytała, chociaż chłopak miał śmiertelnie poważną minę. – Ale kiedy…?

– Flota czarnych jak smoła statków, wielkich jak góry, większych niż można sobie wyobrazić. Rybacy z Shimody zobaczyli je pierwsi. Nie mogli uwierzyć własnym oczom. Flauta unieruchomiła ich łodzie, lecz obce okręty, mimo braku wiatru, pruły fale, buchając dymem, jakby jakieś demony pchały je do przodu. W pierwszej chwili myśleli, że to piraci, statki widma albo smoki, ale w końcu dotarło do nich, że widzą przed sobą barbarzyńców, którzy obrali kurs na stolicę. Wypuścili sieci z rąk, chwycili za wiosła i najszybciej jak się dało, popłynęli do brzegu, gdzie natychmiast podnieśli alarm.

Okatsu wpatrywała się w niego, usiłując zrozumieć, co do niej mówi. Przez cały ranek miała złe przeczucie. Intuicja podpowiadała jej, że coś wisi w powietrzu. Ale czy to naprawdę możliwe, żeby barbarzyńcy ich zaatakowali, tak jak przepowiadał książę Nariakira?

– Barbarzyńcy? A kto ci o tym powiedział?

– Właśnie szedłem na spotkanie z tobą, kiedy na drodze pojawił się pierwszy posłaniec. Jego koń kulał. Był ledwie żywy. Tylko bogowie wiedzą, ile wierzchowców musiało paść, żebyśmy mogli się o tym dowiedzieć. Nie rozumiesz?

– Czego? – spytała cicho.

– Potrzeba dwudziestu dni, żeby dotarły do nas wieści z Shimody – powiedział rozemocjonowany.

Okatsu przytaknęła, próbując ułożyć sobie to wszystko w głowie. Miał rację. Port w Shimodzie był oddalony o trzysta pięćdziesiąt ri od Ibusuki. Podróż pieszo trwała półtora miesiąca, zaś konno minimum dwadzieścia dni, jeśli galopować bez wytchnienia dzień i noc, nie oszczędzając wierzchowców.

– Te okręty minęły Shimodę dwadzieścia dni temu. Dwadzieścia! – wykrzyknął. – Tylko bogowie wiedzą, co się zdążyło wydarzyć przez ten czas. Barbarzyńcy mogli dotrzeć do Edo, wpłynąć do zatoki, zaatakować pałac, spalić miasto i wyruszyć w naszą stronę, a my nie będziemy o niczym wiedzieć jeszcze przez wiele dni!

– Edo? – powtórzyła Okastu półgłosem – Naprawdę mogli dopłynąć do Edo?

Ptaki umilkły i nawet łoskot fal jakby ucichł.

Edo. Dla nich, mieszkańców tropikalnego księstwa na południu, Edo jawiło się jako inna planeta, równie odległa co Księżyc. Leżało jeszcze dalej od Shimody, czterysta ri na północny wschód, oddalone prawie o dwa miesiące pieszej wędrówki. Okatsu miała bardzo mgliste pojęcie o tym mieście: wiedziała, że to stolica, centralny ośrodek państwa, że ciągnie się kilometrami i że książę Nariakira często odwiedza pałac, żeby oddać hołd swojemu władcy. Nariakira większość życia spędził w Edo. Podobno miał tam liczne rezydencje obsługiwane przez setki służących. Skierowanie floty przez najeźdźców na tak głębokie wody było niczym posłanie zatrutej strzały w samo serce kraju.

– Barbarzyńcy… – wymruczała pod nosem, wciąż nie mogąc uwierzyć. I powtórzyła bezgłośnie jeszcze kilka razy, jakby chciała zażegnać w ten sposób niebezpieczeństwo. – Jeżeli rzeczywiście tak się stało, to… już po nas. Jesteśmy skończeni. – Dokładnie tak, jak przewidział jej wuj. Tym razem nie mieli do czynienia z łagodnymi Holendrami. Tym razem musieli stawić czoła zupełnie innemu rodzajowi istot – bezimiennym hordom, które wcześniej spustoszyły Chiny. Ci barbarzyńcy nie przybywali w obce strony z pokojowym nastawieniem. Stanowili zagrożenie dla ich życia, ich świata, dla wszystkiego, co znali.

Okatsu poczuła, że kręci jej się w głowie. Miała wrażenie, jakby otaczająca ją rzeczywistość wywinęła się na drugą stronę. Jednocześnie nie mogła powstrzymać ciekawości. W głębi duszy pragnęła móc na własne oczy zobaczyć te egzotyczne istoty.

– Myślisz, że dlatego widzieliśmy wtedy tamto światło na niebie? – wykrztusiła. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz.

Miała na myśli wydarzenie sprzed roku. Trzeciej nocy pierwszego miesiąca, gdy pąki na śliwach zaczynały rozkwitać, a chłód nie dawał się już tak bardzo we znaki, spotkali się na plaży. Wymknęli się z domów późnym wieczorem, po zakończeniu uroczystości noworocznych. Siedzieli na piasku i jak zwykle wpatrywali się w niebo, poszukując wzrokiem Wielkiego Wozu, gwiazd i planet przy akompaniamencie fal z hukiem rozbijających się o brzeg.

Nagle horyzont przecięła świetlista kula z ognistym warkoczem. Wystrzeliła w niebo, musnęła spód Wielkiego Wozu, rozbłysła nad miastem i zniknęła na południowym zachodzie, zostawiając za sobą błyszczący ślad. Gdyby Okatsu wierzyła w przesądy, mogłaby pomyśleć, że to smok, latający lis albo górski demon wysłany tu z jakąś złowieszczą misją. „Spójrz! O tam!”, krzyknął Kaneshige. „Lecąca gwiazda. Widziałaś kiedyś coś podobnego?” Złapała go za rękę i mocno ścisnęła, wdzięczna losowi, że mogą razem oglądać ten podniebny spektakl.

Tymczasem w rezydencji jej ojca panowało ogromne poruszenie. Zszokowane kobiety nie mogły się otrząsnąć. Choć były samurajami, gotowymi w każdej chwili chwycić za halabardy, by przepędzić intruza, w obliczu zjawiska nadprzyrodzonego ogarnęła je panika. Roztrzęsione biegały po domu, trajkocząc jak najęte. Powtarzały, że to zła wróżba i że niebiosa posyłają im ostrzegawczy znak. Widząc wówczas ich wzburzenie, Okatsu roześmiała się tylko i rzuciła: „Nie bądźcie niemądre”.

Teraz jednak zaczęła podejrzewać, że miały rację. Być może kometa naprawdę stanowiła zły omen. Być może była zwiastunem katastrofy, ostrzeżeniem przed atakiem barbarzyńców.

– Wieści o tym z pewnością dotarły już do księcia Nariakiry – powiedziała drżącym głosem. – Posłańcy musieli zatrzymać się w Kagoshimie, zanim przybyli do Ibusuki. Wuj pewnie jest już w drodze. On będzie wiedział, co robić. Muszę wracać do domu. Na pewno będzie chciał się ze mną widzieć.

Chłopak roześmiał się, kręcąc głową.

– Teraz już nic nie ma znaczenia. Możemy robić, co chcemy – stwierdził. – To koniec.

Na twarzy Okatsu pojawił się niepewny uśmiech. Nie wiedziała, czy Kaneshige ma rację czy nie, co nie zmieniało faktu, że jeśli barbarzyńcy rzeczywiście stali u ich bram, wszystkie zasady, które dotąd nie pozwalały im być ze sobą, wydawały się nieistotne w obliczu nadciągającej zagłady ich świata.

Kaneshige patrzył jej prosto w oczy.

– Jedyne, co się dla mnie liczy, to ty. Jesteś taka piękna – powiedział, przebiegając palcami po jej włosach i policzkach. Okatsu przeszył dreszcz podniecenia.

Wziął ją w ramiona. Oboje mieli przyspieszony puls, ich serca biły w jednym rytmie. Położył ją na piasku i przycisnął wargi do jej ust. Drżała, gdy jego dłoń zaczęła wędrować po jej ciele. Z każdą sekundą pragnęła go coraz mocniej. W jednej chwili zapomniała o wszystkich lękach i troskach, tracąc poczucie rzeczywistości.

Nagle gdzieś w oddali rozległ się huk podobny do grzmotu. A potem pojawiły się kolejne dudniące odgłosy. Z początku ledwie było je słychać, lecz w miarę zbliżania się przybierały na sile i wkrótce stały się tak głośne, że aż ziemia zaczęła wibrować.

Pospiesznie podnieśli się z piasku, poprawili ubrania, otrzepali się i pobiegli na wzgórze. Drogą pędziła kawalkada jeźdźców galopujących w kierunku miasta. W chmurze pyłu tylko migały końskie kopyta, rozwiane grzywy i powiewające ogony. Na czele gnał ogromny czarny rumak, dudniąc kopytami o gościniec. Niósł na grzbiecie znajomą postać, nisko pochyloną nad kłębem.

Okatsu zorientowała się, że stoją w widocznym miejscu. Przerażona natychmiast pobiegła za drzewa.

– Zobaczą nas – wysapała, z trudem łapiąc oddech.

– Nie zobaczą – uspokoił ją Kaneshige. – Zbyt szybko jadą.

Gdy jeźdźcy dotarli do zatłoczonej ulicy, zwolnili gwałtownie. Do uszu Okatsu dobiegły okrzyki heroldów:

– Odsunąć się! Z drogi! Na kolana! Zrobić przejście dla Jego Książęcej Mości!

Nariakira bacznie rozejrzał się dookoła. Okatsu aż ciarki przeszły po plecach. Była pewna, że dosięgnął ją swoim sokolim wzrokiem, że wszystko zobaczył i że wszystkiego się domyślił, choć niewątpliwie miał w tej chwili o wiele większe zmartwienie niż przejmowanie się bratanicą, która zeszła na manowce.

– Muszę iść. Będzie o mnie pytać – szepnęła, lecz mimo to nie ruszyła się z miejsca. Mocniej chwyciła ukochanego za rękę, nie chcąc się jeszcze żegnać.

– Spotkajmy się jutro o tej samej porze – zaproponował Kaneshige. – Będę na ciebie czekał.

Spojrzała na niego błędnym wzrokiem. Wcale nie była pewna, czy jutro uda im się tu przyjść. Czy w ogóle jeszcze kiedykolwiek będą mogli się spotkać.

Nie zważając na to, że ktoś mógłby ich zobaczyć, chłopak wziął ją w ramiona i złożył na jej ustach ostatni, namiętny pocałunek. Naraz powietrze wypełniło się metalicznym brzękiem: rozdzwoniły się dzwony przeciwpożarowe, a w świątyni zagrzmiał wielki gong, bijąc na alarm.

ROZDZIAŁ 2

Okatsu lekko uniosła kimono i ruszyła w stronę domu. Przedzierając się przez tłum, wszędzie wokół widziała przerażone twarze. Wieści rozchodziły się lotem błyskawicy. Ludzie czepiali się rękawów swoich towarzyszy, powtarzając bezgłośnie: „Barbarzyńcy! Barbarzyńcy dotarli do naszych brzegów. Zostaliśmy zaatakowani!”.

– Ewakuować miasto! Uciekajcie w góry! – krzyczeli jedni.

– Przygotujcie się do walki! – wrzeszczeli inni.

Na dziedzińcu rezydencji jej ojca roiło się od mężczyzn i koni. Właśnie próbowała chyłkiem wślizgnąć się do środka, gdy wpadła na swoją matkę. Blada jak kreda kobieta spojrzała na nią piorunującym wzrokiem.

– Gdzie byłaś? – zażądała wyjaśnień. – Jak mogłaś zniknąć w takiej chwili? Wszędzie cię szukaliśmy. Spójrz na siebie. Jak ty wyglądasz? Jesteś cała w piasku. Wydarzyło się coś strasznego. Książę Nariakira przybył przed chwilą. Kazał zebrać wszystkich domowników. Czeka na nas. Chce nam coś ogłosić. Musimy natychmiast do niego iść. Pospiesz się.

W części domu przeznaczonej dla mężczyzn kłęby dymu tytoniowego mieszały się z ostrą wonią płatków chryzantemy palonych w kadzielnicy, by odstraszyć komary. Dziadek, ojciec i bracia Okatsu pykali fajki o długich cybuchach, a służące co rusz donosiły na tacach schłodzoną herbatę jęczmienną. Gdy dziewczyna wraz z matką weszły do salonu, zapadła cisza. Okatsu spuściła oczy i uklękła pod ścianą pośród pozostałych kobiet.

Nariakira przyjął oficjalną pozycję: klęczał na honorowym miejscu naprzeciw alkowy, trzymając w dłoniach swój ceremonialny wachlarz. Miał surową minę. Mimo iż jego szaty były przepocone, a wokół twarzy zwisały strąki naolejowanych włosów, nadal robił imponujące wrażenie. Giermek Nariakiry klęczał tuż obok swojego pana, otoczonego kręgiem mężczyzn, wśród których znajdowali się zarówno umięśnieni młodzieńcy, jak i sędziwi starcy z siwymi włosami.

Okatsu zerknęła na wuja, czując, jak serce podchodzi jej do gardła. Szukała jakiegokolwiek znaku – zmarszczonych brwi, porozumiewawczego spojrzenia – który potwierdziłby jej obawy. Nie mogła przestać myśleć o chwili, gdy odwrócił głowę i spojrzał w ich stronę. Była przekonana, że widział ją i Kaneshige, jak stali na pagórku przy drodze. Niczego się jednak nie dopatrzyła. Jeśli cokolwiek zobaczył, w ogóle nie dał po sobie tego poznać. Bił z niego niewzruszony spokój. Był czystym uosobieniem dostojeństwa i majestatu.

Zmarszczył czoło i powiódł srogim spojrzeniem po wszystkich zgromadzonych.

– Przynoszę wam złe wieści – oznajmił podniesionym głosem, przebijając się przez huk dzwonów. – Moi ludzie gnali co tchu w piersiach, dzień i noc, by mi o tym donieść, a teraz ja przybywam do Ibusuki, żeby was ostrzec.

Mężczyźni spojrzeli po sobie, a następnie nachylili się do przodu, wytężając słuch.

– Na pewno słyszeliście już pogłoski – zaczął groźnym tonem. – Tojin. Barbarzyńcy. Dotarli do naszego kraju. Wpłynęli na nasze wody i przybili do naszych brzegów. Właśnie stajemy w obliczu kryzysu, jakiego spodziewaliśmy się od dawna.