Ku chwale Rzymu
- Wydawca:
- Wydawnictwo RM
- Kategoria:
- Humanistyka
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-7773-873-3
- Rok wydania:
- 2017
- Słowa kluczowe:
- bliznami
- brytyjski
- cesarskich
- chwale
- czytali
- dowodzi
- ekscytujący
- które
- ówczesnej
- rozległe
- rzymu
- wojny
- mobi
- kindle
- azw3
- epub
Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).
Kilka słów o książce pt. “Ku chwale Rzymu”
Wojownicy imperium w szeregach armii słynęli z żelaznej dyscypliny, ale byli też indywidualistami – wspaniałymi wojownikami, którzy zdobywali sławę w pojedynkach. Kierowało nimi pragnienie stania się bohaterem. Publicznie chwalili się bliznami po ranach odniesionych w walce. Ci sami ludzie wojny czytali z zapałem dzieła filozofów, spisywali wojenne dzieje i recytowali poezję. Autor przedstawia tych nie znających litości dla wroga bohaterów, którzy przyłączyli rozległe tereny do Imperium Rzymskiego. Szukając odpowiedzi na pytanie, dlaczego z takim oddaniem walczyli i ginęli Ku chwale Rzymu, wyjaśnia motywy, wierzenia i przesądy, które nimi kierowały. Prezentuje też wnikliwe analizy strategii i kampanii, dowodzi, jak ważną rolę w ówczesnej bitwie odgrywał pojedynek, a przede wszystkim kreśli ekscytujący portret rzymskiego wojownika, który głęboko wierzył, iż jest potomkiem Marsa, boga wojny.
Ross Cowan, brytyjski historyk specjalizujący się w militarnej historii starożytnego Rzymu. Jest autorem książek o cesarskich legionach i rzymskiej taktyce bitewnej, a także artykułów o różnych aspektach wojny w świecie antycznym.
Polecane książki
Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Ross Cowan
Ku chwale Rzymu. Wojownicy Imperium
Ross Cowan
Tłumaczenie: Katarzyna Skawran
Copyright © 2017 by Wydawnictwo RM
Original edition: FOR THE GLORY OF ROME. A History of Warriors and Warfare
published in 2007 by Greenhill Books/Lionel Leventhal Ltd, London, UK.
Copyright © Ross Cowan 2007
All rights reserved.
Wydawnictwo RM, 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25
rm@rm.com.pl
www.rm.com.pl
Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy. Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli. Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.
ISBN 978-83-7773-681-4
ISBN 978-83-7773-873-3 (ePub)
ISBN 978-83-7773-874-0 (mobi)
Redaktor prowadzący: Irmina Wala-PęgierskaRedakcja: Mirosława SzymańskaKorekta: Artur GotardNadzór graficzny: Grażyna JędrzejecProjekt okładki: Studio GRAWZdjęcia na stronach rozdziałowych: shutterstock.incEdytor wersji elektronicznej: Tomasz ZajbtOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikcja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec
W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: rm@rm.com.pl
SPIS TREŚCI
Podziękowania
Wstęp
Rozdział I. Wojna Rzymu z Pyrrusem
Rozdział II. Boska interwencja
Rozdział III. Pojedynek
Rozdział IV. Wodzowie i ich wojownicy
Rozdział V. Wojownicy i poeci
Epilog
Skróty
Przypisy
Bibliografia
Podziękowania
Pragnę podziękować Michaelowi Leventhalowi i Henry’emu Albanowi Daviesowi z wydawnictwa Greenhill Books za zamówienie u mnie tej książki i doprowadzenie do jej publikacji. Redaktor Donald Sommerville fachowo doszlifował mój nieskładny rękopis i zmienił go w zgrabny tekst. Doktor Duncan B. Campbell i profesor Lawrence Keppie podzielili się ze mną rozległą wiedzą na temat armii monarchii hellenistycznych i Rzymu, dzięki czemu mogłem udoskonalić wiele fragmentów tej książki. Nie muszę dodawać, że za wszelkie błędy należy winić jedynie autora. Gdy nie mogłem zdobyć A Commentary on Livy, Books VI–X. Volume 4: Book X (Oxford: Clarendon Press, 2005), niezwykle uprzejmy profesor Stephen P. Oakley przesłał mi kopie swoich plików, na czym zyskały moje opisy bitew pod Kamerinum i Sentinum (patrz rozdział II). Na podstawie moich mało precyzyjnych szkiców Graham Sumner wspaniale zrekonstruował wygląd rzymskich wojowników, a jego rysunki bardzo wzbogaciły tę książkę. Johnny Shumate dostarczył wspaniałe ilustracje dzierżącego sarisę hoplity z falangi, będącego przeciwnikiem legionisty w bitwach pod Herakleą, Auskulum i Malwentum (patrz rozdział I). Ukończenie tej książki zawdzięczam entuzjazmowi i zachętom Jima Bowersa. Jim narysował także walczącego bellatora z legio XXII Primigenia. Materiały ilustracyjne przygotowali również Jasper Oorthuys i Steven D. P. Richardson.
Specjalne podziękowania składam na ręce rodziny Cowanów, Thomasa McGrory’ego i Kristy Ubbels za wsparcie i zainteresowanie tą pracą.
Książkę dedykuję nieżyjącemu już Davidowi Gemmellowi. Pisał o wojownikach i bohaterach, przede wszystkim greckich i rzymskich. Dzięki jego powieści Król Widmo poznałem legendę legionu IX i zainteresowałem się armią rzymską.
Ross Cowan
Wstęp
Miał czterdzieści pięć ran na ciele z przodu, żadnej z tyłu.
Pliniusz Starszy, Historia naturalna, 7.29
Niniejsza książka to opowieść o walczących Rzymianach, a także o ich mężnych przeciwnikach. Rzymski legionista uważał się za żołnierza (miles) lub wojownika (bellator). Nie dostrzegał różnicy między tymi dwoma określeniami, choć współcześnie zarysowuje się tendencja do odróżniania żołnierza, walczącego w zorganizowanej jednostce, od wojownika samotnie toczącego pojedynki. Pojedynczy wojownicy, choćby najodważniejsi, zwykle ulegają sile i niezłomności zdyscyplinowanego oddziału żołnierzy. Nawet wraz z innymi wojownikami nie byli w stanie stworzyć lepszej formacji niż tłum.
Współcześni historycy na ogół opisują Rzymian jako zawodowych żołnierzy, a ich wrogów, zwłaszcza Galów i Germanów, jako wojowników, mimo że celtyccy Helweci i germańscy Swebowie pod wodzą Ariowista walczyli z legionami Cezara w zdyscyplinowanych falangach. Przez większość okresu istnienia Republiki legiony tworzyli rolnicy i ludzie wykonujący inne pospolite zajęcia. Służyli w wojsku tylko w czasie kampanii (choć wymagano od nich, aby pomiędzy siedemnastym a czterdziestym szóstym rokiem życia wzięli udział w wielu kampaniach). Właśnie tacy niezawodowi legioniści zmierzyli się z zawodową epirocką falangą w bitwach pod Herakleą i Auskulum.
Niezawodowi legioniści byli zorganizowani w manipuły – jednostki taktyczne zazwyczaj liczące stu dwudziestu ludzi. Gdy walczyli ramię w ramię, manipuł stawał się zwartym i silnym blokiem, prącym naprzód jak klin wbijany w linię wroga. Jeżeli legioniści przyjmowali luźny szyk, każdy z nich miał do dyspozycji odcinek niecałych dwóch metrów i walczył samodzielnie, ale w razie potrzeby mógł liczyć na wsparcie towarzyszy. Czasami legioniści musieli walczyć zupełnie niezależnie, to znaczy odwracać się i bić z wrogami nacierającymi ze wszystkich stron. Uzbrojenie legionisty, na które składały się ciężki oszczep (pilum), kłująco-tnący miecz (gladius) i tarcza (scutum) osłaniająca go od ramion po golenie, nadawało się zarówno do walki indywidualnej, jak i w grupie. Nawet gdy manipuł rozpoczął atak jako oddział o zwartym szyku, po zbliżeniu się do wroga legioniści z pierwszego szeregu mogli wybiec naprzód i pojedynczo ścierać się z przeciwnikami, używając tarcz jako taranów, wykorzystując wszelkie luki, które ich grad oszczepów zrobił w szeregach nieprzyjaciela, i torując sobie drogę mieczami. Zatem rzymski legionista łączył w sobie zalety żołnierza i wojownika. Rzymska struktura wojskowa opierała się na zdyscyplinowanych grupach żołnierzy, walczących razem we wspólnym celu, ale dopuszczała, by pojedynczy wojownicy stawali samodzielnie do walki, gdy nadarzała się okazja, i zaspokajali pragnienie zdobycia osobistej chwały.
Konieczne jednak było zachowanie równowagi. Rzymscy dowódcy niekiedy starali się powstrzymywać legionistów, gdy z żołnierzy zmieniali się w wojowników. Zdarzało się, że mentalność wojownika zawładnęła także samym dowódcą, a wtedy z impetem rzucał się do ataku, choć w danej sytuacji przydałaby się bardziej wyważona taktyka. Każdy rzymski żołnierz łaknął sławy i chwały, ale szczególnie zależało na niej pochodzącym z arystokracji dowódcom. Talent wojskowy był nierozerwalnie związany z politycznym awansem. Wyższe stanowiska urzędnicze przychodziły wraz z sukcesami dowódczymi, wykorzystaniem okazji do poprowadzenia legionów i sił sprzymierzonych do bitwy, wykazaniem się umiejętnościami taktycznymi i angażowaniem się w walkę wręcz z najdzielniejszymi spośród wrogów. Zwycięstwo zapewniało największą chwałę i szacunek całego narodu. Kolejne pokolenia arystokratów starały się zdyskontować dokonania wojenne swoich przodków, przewyższyć pod względem osiągnięć konkurencyjne rody i zdobyć wpływy w Rzymie. Ta rywalizacja pchała ich ciągle do wojny i ekspansji terytorialnej na Półwyspie Apenińskim. Klęska w bitwie oznaczała hańbę, ale też stwarzała okazję do wzięcia sprawiedliwego odwetu. Każda stoczona przez Rzymian wojna była zatem w pewien sposób usprawiedliwiona.
Przeciętny obywatel na ogół się nie uskarżał, gdy odrywano go od roli, by walczył w kolejnej kampanii. On również musiał dbać o reputację. Miał nadzieję, że nadarzy się okazja do zdobycia łupów i niewolników, a później do otrzymania nadziału ziemi. Plemiona italskie i miasta sprzymierzone z Rzymem liczyły na podobne korzyści. Z tego powodu jednak działania wojenne trwały nieustannie – albo niemal bez przerwy. Sukces wojenny gwarantował uległość sprzymierzeńców.
Jednak Rzymianie nie postrzegali swojej agresji i zapędów imperialistycznych w tak cyniczny sposób. Poczuliby się głęboko znieważeni zarzutem, że powodowały nimi chciwość oraz nienasycona żądza sławy i chwały. Byli ludźmi honoru. Nie widzieli nic złego w rywalizacji i podbojach – przecież bogowie je pochwalali. Bitwa stanowiła ostateczny sprawdzian, a owoce zwycięstwa były zasłużone. Rzymianie, jako ludzie bogobojni, zawsze oddawali bogom należną im część łupów.
Na kolejnych stronicach tej książki poznamy najwybitniejszych milites i bellatores armii rzymskiej, takich jak Serwiliusz Geminus Puleks, zwycięzca dwudziestu trzech pojedynków; Marek Sergiusz Sylus, walczący za pomocą żelaznej protezy dłoni; Gnejusz Petrejusz, centurion, który własnoręcznie zabił swojego trybuna za tchórzostwo, oraz Kwintus Sertoriusz, dumnie obnoszący się z pustym oczodołem, świadczącym o jego waleczności. Poznamy także ambitnych centurionów Cezara, szalonych imperatorów, charyzmatycznych władców i przebiegłych konsulów.
W dalszych rozdziałach dość obszernie omawiam wojnę z Pyrrusem, trzecią wojnę samnicką, podbój Galii przez Cezara i pierwszy etap wojny domowej Cezara z Pompejuszem, ale nie przedstawiam przebiegu tych konfliktów w ściśle chronologicznym porządku. Te wojny i kampanie posłużyły mi do ukazania bitności rzymskich wojowników, ich dążenia do chwały i bycia docenionym za odwagę. Pozwoliły mi też pokazać ich upodobanie do walk jeden na jednego, głęboką wiarę w bogów i przepowiednie oraz zasady lojalności i honoru, którymi kierowali się w życiu i dla których ginęli.
ROZDZIAŁ I
Wojna Rzymu z Pyrrusem
Toteż przystąpili z miejsca do strasznej bitwy przeciw długim lancom i gardząc życiem, jeden
mieli cel: ranić i walić wroga bez względu
na własne niebezpieczeństwo.
Plutarch, Żywoty sławnych mężów, „Pyrrus”, 21.6
W 280 roku p.n.e. Pyrrus z Epiru, duchowy spadkobierca Aleksandra Wielkiego, popłynął do Italii. Chciał bronić greckich kolonii na południu półwyspu przed rzymską agresją i zbudować imperium. Był jedną z najsłynniejszych postaci w greckim świecie – królem i wodzem znanym z odwagi, brawury i zdolności taktycznych. Jego żołnierze czcili go niczym bohatera. Większość Greków nie wątpiła, że osiągnie swój cel.
Rzym nie budził specjalnego zainteresowania Grecji kontynentalnej ani królestw hellenistycznych. Był znany z ustroju republikańskiego, stanowił potęgę w Italii, ale nie odgrywał znaczącej roli na arenie międzynarodowej. Większość Greków uważała leżące na Sycylii Syrakuzy za znacznie ważniejszy ośrodek. Rzymskie legiony rozgromiły, co prawda, armie plemion galijskich i ligi Italików, ale czy kiedykolwiek napotkały takiego przeciwnika jak nowoczesna armia hellenistyczna? Jakim sposobem niezawodowi legioniści mogli pokonać epirockiego króla-wojownika i jego armię zahartowanych w boju zawodowych żołnierzy? Jak mogli się przeciwstawić miażdżącej sile falangi, oddziałów słoni, lekkiej piechoty i jazdy? Jednak okazało się, że niedocenianie możliwości Rzymu i jego armii nie popłaca. Wojna z Pyrrusem popchnęła Rzym do wystąpienia na arenie międzynarodowej. I Rzym sprostał temu wyzwaniu.
„ORZEŁ” EPIRU
Pyrrus z Epiru był władcą Molossów, a dzięki kombinacji siły zbrojnej, szczęścia i niebagatelnego uroku osobistego przez pewien czas także królem Macedonii. Utrzymywał, że wywodzi się w linii prostej od Achillesa, bohatera wojny trojańskiej z rodu Zeusa, a także od innego wojowniczego herosa – Heraklesa. Starał się brać z nich przykład, a nawet zdobyć większą sławę i chwałę, zwłaszcza prześcignąć Achillesa, i „nie ustępując żadnemu z królów w sile i odwadze i chcąc raczej przez męstwo niż przez urodzenie okazać się godnym sławy Achillesa”.
Będąc dzieckiem, Pyrrus został pozbawiony książęcej korony, a następnie adoptowany przez iliryjskiego króla, który później, z pomocą armii, osadził kilkunastoletniego Pyrrusa z powrotem na tronie Epiru. Jednak wkrótce Pyrrusa zdetronizowano i wygnano. Wtedy zdobył sławę jako żołnierz w wojnach diadochów (spadkobierców). Byli to towarzysze Aleksandra Wielkiego, którzy po jego śmierci walczyli między sobą o poszczególne części imperium: Ptolemeusz, Antygon Jednooki, Seleukos, Kassander i Lizymach. Już jako dojrzały mężczyzna Pyrrus wrócił do Epiru, aby zabić uzurpatora. W latach dziewięćdziesiątych i osiemdziesiątych III wieku p.n.e. zaanektował znaczne obszary sąsiednich królestw i bronił własnej dziedziny. Z ochotą toczył pojedynki z wodzami wrogich armii, a gdy nie prowadził kampanii, co zdarzało się rzadko, czytał traktaty wojskowe albo pisał o taktyce wojennej i własnych dokonaniach. W starożytności jego dzieła cieszyły się dużą poczytnością, a później stały się inspiracją dla dowódców greckich, kartagińskich i rzymskich. Hannibal nazwał Pyrrusa swoim mentorem. „Nikt lepiej niż on nie umiał zajmować stanowiska czy rozmieszczać sił obronnych”, rzekł kartagiński dowódca. Starsi, współcześni Pyrrusowi dowódcy byli bardziej powściągliwi w pochwałach. Gdy Antygona Jednookiego, dowodzącego wojskami zarówno Filipa II, jak i Aleksandra Wielkiego, zapytano, kto jest najlepszym dowódcą, powiedział, że dobrze zapowiada się młody człowiek, który dopiero co wstąpił do jego armii: „Pyrrus – o ile dożyje pełniejszego wieku”. Hannibal doceniał również zdolność Pyrrusa do zjednywania sobie ludzi.
Pyrrus był prawdziwym autokratą (przynajmniej wtedy, gdy przebywał poza granicami Epiru) i miał niebezpiecznie impulsywny charakter (niewiele zadań doprowadzał do końca, zanim wyruszył dalej w poszukiwaniu silnych wrażeń). Był także rycerski oraz obdarzony magnetyzmem i charyzmą, przyciągającą mężczyzn i kobiety. Na polu bitwy zawsze rzucał się w oczy, przyodziany w przepiękną zbroję, hełm z rogami oraz pelerynę w kolorze purpury i złota. W tej epoce wojowników zawsze znaleźli się ludzie gotowi podążyć za nim na kolejną awanturniczą wyprawę, ale Pyrrus był też niezłomnie przekonany o swojej umiejętności inspirowania nawet tych niechętnych wstępowaniu do armii. „Wybierzcie potężnie zbudowanych ludzi”, mawiał do rekrutujących oficerów. „Uczynię ich walecznymi!”. Nawet wielcy tamtych czasów – mężczyźni i kobiety – nie potrafili się oprzeć jego sile perswazji. „Umiał dla własnej korzyści przed wyższymi chylić czoło, na niższych od siebie patrzał z góry”, napisał Plutarch. Dlatego zaledwie w rok od przybycia do Egiptu w charakterze politycznego zakładnika (298 rok p.n.e.) oczarował żonę władcy Ptolemeusza I Sotera, poślubił jego pasierbicę i powrócił do Epiru na czele jego armii.
Pyrrus miał obsesję na punkcie wojny i uległ jej groźnemu urokowi. Rozkoszował się planowaniem działań taktycznych i strategicznych, tęsknił za adrenaliną wydzielającą się w ogniu walki oraz pragnął chwały i prestiżu, które przychodziły wraz ze zwycięstwami. Nie był wcale najpotężniejszym spośród greckich władców będących spadkobiercami Aleksandra Wielkiego ani tym z nich, który odnosił największe sukcesy. Jednak uchodził za najbardziej podobnego do Aleksandra duchem i w czynach. Był nawet kuzynem słynnego króla, ponieważ matka Aleksandra, Olimpias, pochodziła z królewskiego rodu Molossów.
Mimo że Pyrrus był gorącym epirockim patriotą, został wygnany ze swojego królestwa. Nigdy nie nosił tytułu króla Epiru, jak błędnie podają rzymskie źródła. Był królem Molossów, głównego epirockiego związku plemion, a pomniejsze plemiona Tesprotów i Chaonów uznały go za hegemona (wodza). Te trzy plemiona powołały do istnienia Związek Epirocki. Królów rządzących Molossami ograniczała konstytucja, która zawierała klauzule pozwalające obywatelom nawet na zdetronizowanie monarchy i wygnanie jego rodziny – co spotkało młodego Pyrrusa w 317 i 302 roku p.n.e. Król – zanim zwołał armię i rozpoczął kampanię wojenną – musiał się naradzić ze Związkiem Epirockim. Dlatego zarówno Aleksander Molossos, zwany też Aleksandrem I z Epiru (patrz niżej), jak i Pyrrus – i to w jeszcze większym stopniu – dążyli do podbicia terytoriów poza Epirem, na których mogliby rządzić w prawdziwie autokratyczny sposób, jak współcześni im monarchowie hellenistyczni. Wymowne są pewne fakty: Pyrrus umiejscowił swoją pełną przepychu stolicę w Ambrakii – blisko swojej ojczystej ziemi, ale poza jej granicami; Cyneasz, stojący na czele jego rady, nie był Epirotą, lecz Tesalczykiem; a sojusze, które król usiłował zawrzeć, na przykład z Rzymianami po bitwie pod Herakleą (łac. Heraclea), miały być porozumieniami z samym Pyrrusem, a nie z nim jako reprezentantem Epirotów.
W 289 roku p.n.e. Pyrrus, w wieku ok. trzydziestu lat, stoczył jeden z najsłynniejszych pojedynków epoki z Pantauchosem, budzącym strach dowódcą Demetriusza I Poliorketesa („tego, który oblega miasta”). Demetriusz (syn Antygona Jednookiego) dopiero co objął tron Macedonii, zajął Etolię w środkowej Grecji i pomaszerował na sprzymierzony z Etolami Epir. Pyrrus wyruszył na spotkanie siłom inwazyjnym, ale królowie się rozminęli. Prawdopodobnie był to celowy zabieg Pyrrusa. Epiroci pomaszerowali dalej na południe, aż do Etolii, gdzie Demetriusz pozostawił Pantauchosa z dużymi siłami okupacyjnymi. Pantauchos napotkał armię Pyrrusa w bliżej nieokreślonym miejscu i, być może chcąc ograniczyć konflikt do decydującego starcia wodzów, wyzwał go na pojedynek. Zarozumiały Pantauchos był przekonany o swojej sile i męstwie, ale Pyrrus odziedziczył odwagę po swoim przodku Achillesie:
Walczyli najpierw na włócznie, potem przeszli do błyskawicznej i zaciętej walki na miecze. Pyrrus, raniony raz, zadał przeciwnikowi [Pantauchosowi] dwa ciosy, jeden w udo, drugi w kark. Zmusił go do ucieczki i przewrócił, ale nie zabił, bo uratowali go przyjaciele. Zagrzani do walki zwycięstwem swego króla i podziwem dla jego męstwa Epiroci z tym większą siłą przełamali falangę macedońską, po czym w pościgu za uciekającymi wielu ludzi zabili, a do niewoli wzięli pięć tysięcy.
(Plutarch, Żywoty sławnych mężów, „Pyrrus”, 7.4–7.5)
O dziwo, ocalali Macedończycy nie mieli Pyrrusowi za złe miażdżącego zwycięstwa. Najstarsi żołnierze, zasmuceni panowaniem szeregu słabych królów i uzurpatorów, tęsknili za wspaniałymi czasami Aleksandra Wielkiego:
Bitwa ta nie tyle napełniła Macedończyków gniewem z powodu poniesionej klęski czy nienawiścią do Pyrrusa, ile raczej przyniosła mu sławę, podziw dla męstwa i rozgłos u wszystkich, którzy byli świadkami jego dzielności i spotkali się z nim w walce. Zauważyli nawet u niego w rysach twarzy, w szybkości i zwinności ruchów podobieństwo z Aleksandrem Wielkim, widząc w jego gwałtowności i sile podczas walki wierne jak cień odbicie tamtego. Inni władcy upodabniali się do Aleksandra przez purpury, świty przyboczne, zgięcie szyi i wyniosły ton głosu. Tylko Pyrrus dorównywał mu w sprawności ręki i władaniu mieczem.
(Plutarch, Żywoty sławnych mężów, „Pyrrus”, 8.1)
Po odniesionym przez Pyrrusa zwycięstwie Demetriusz był zmuszony porzucić Etolię i zrezygnować z grabieży w Epirze, który w pośpiechu opuścił, aby bronić granic Macedonii. Gdy triumfujący Pyrrus wrócił do kraju, Epiroci uhonorowali go, nadając mu nowy tytuł – „Orzeł”. Król, wiedząc, kiedy i jak należy się zrewanżować za komplement, odpowiedział: „Jeżeli jestem orłem, to jestem nim dzięki wam. Bo jakże nie mam nim być, skoro na waszej zbroi wznoszę się w górę jakby na skrzydłach”. Gdy „Orzeł” wkroczył do Macedonii w 288 roku p.n.e. – koordynując inwazję z Lizymachem (patrz niżej) atakującym z Tracji – weterani armii macedońskiej byli nim wciąż tak oczarowani, że oddawali mu honory niczym królowi, a Demetriusz musiał się salwować ucieczką. Pogłoski, że Pyrrus miał wizję (ukazał mu się Aleksander Wielki, który pobłogosławił jego przedsięwzięcie), zapewne pomogły zdobyć ich przychylność. Pyrrus i Lizymach podzielili królestwo między siebie, lecz wkrótce dała o sobie znać żądza władzy Lizymacha.
Lizymach należał do straży przybocznej Aleksandra Wielkiego. W chwili niestabilności emocjonalnej (a było ich wiele) Aleksander zamknął nieuzbrojonego Lizymacha w klatce z wygłodniałym lwem. Ten zabił bestię gołymi rękami. Po śmierci Aleksandra objął satrapię Tracji. Z czasem zjednoczył znaczne obszary, tworząc imperium rozciągające się od Dunaju po góry Taurus, chociaż jego kampanie za Dunajem zakończyły się haniebną porażką, gdyż został schwytany przez barbarzyńskiego wodza i wydany za okupem. Dzięki zamożnym azjatyckim prowincjom, takim jak Pergamon, które obłożył wysokimi podatkami, stał się posiadaczem legendarnych bogactw i mógł finansować wspaniałą armię oraz przekupywać wyższych oficerów i urzędników swoich przeciwników.
Do 284 roku p.n.e. Lizymach podkopał pozycję Pyrrusa w Macedonii, zmanipulował jego oficerów i przeciął jego linie zaopatrzenia. Pyrrus musiał się wycofać do Epiru, ale niezrażony wciąż marzył o poszerzeniu swojego królestwa na północ o Ilirię, aby powiększyć ziemie uzyskane już poprzez mariaże dynastyczne z iliryjskimi księżniczkami; ponadto pragnął odzyskać Korkyrę (dziś Korfu). Wyspa stanowiła posag jego drugiej żony, Lanassy, która była córką Agatoklesa, tyrana Syrakuz na Sycylii. Kobieta nie mogła się pogodzić z poligamią Pyrrusa i opuściła go w 290 roku p.n.e., a następnie wyszła za Demetriusza, który osadził na wyspie garnizon. (Demetriusz, gdy wyparto go z Macedonii, usiłował wykroić sobie królestwo w Azji Mniejszej. Został jednak schwytany przez Seleukosa, najbardziej operatywnego z diadochów. Przetrzymywano go w luksusowych warunkach do czasu, aż zapił się na śmierć w 283 roku p.n.e.).
Pyrrus odbił Korkyrę w 282 roku p.n.e., lecz znalazł się wtedy w niezwykłej dla siebie sytuacji – nie miał już z kim walczyć, z wyjątkiem wpływowego Lizymacha. Potężny „Orzeł” odkrył, że rządzenie dostatnim królestwem w czasach pokoju nie przypadło mu do gustu i zatęsknił za przygodami. „Podobnie jak Achilles nie umiał znosić bezczynności”, powiada Plutarch. Na początku 281 roku p.n.e. Lizymachowi nie udało się przyłączyć rozległego królestwa Seleukosa do swojego imperium i zginął w bitwie na równinie Kurupedion. Pyrrus szykował się do ataku na Macedonię, ale wówczas przybyli posłowie Tarentu z prośbą, aby waleczny król poprowadził ich hellenistyczną wyprawę przeciw barbarzyńskiemu miastu zwanemu Rzymem.
TARENT
Tarent (gr. Taras, łac. Tarentum) został założony w 706 roku p.n.e. na miejscu mykeńskiego portu handlowego, usytuowanego nad najlepszą zatoką w południowej Italii. Była to jedyna zamorska kolonia Sparty i przez stulecia Tarent starał się dorównać morskiej potędze ojczystego miasta. Około 473 roku p.n.e. rządzący Tarentem arystokraci zginęli w bitwie z sąsiadującymi z nim Messapiami, ale zwykli Tarentyjczycy obronili miasto i wprowadzili w nim radykalną demokrację.
Nie dość, że Tarentyjczycy wzbogacili się już na wyrobie odzieży wełnianej w kolorze purpury (wysoce cenionej w starożytności i zarezerwowanej jako barwa królewska i sędziowska), to jeszcze pomnażali swój majątek, gdyż wytwarzali ceramikę i wyroby metalowe, poszukiwane jako dobra luksusowe. Demokratyczne miasto, położone na głównych szlakach handlowych między Wschodem a Zachodem i mające dość pieniędzy oraz ludzi, aby utrzymać znaczną flotę, zaczęło wyrastać na główny ośrodek handlu w południowej Italii. Bita w Tarencie moneta była pożądanym środkiem płatniczym na terenach położonych na południu Półwyspu Apenińskiego i nad Adriatykiem. Znaleziono ją nawet po drugiej stronie Alp. Tarent zazdrośnie bronił kontroli nad morzem i dominującej pozycji wśród greckich kolonii w regionie, takich jak słynny Kroton i Metapontum (gr. Metapontion). Mniej więcej od końca V wieku p.n.e. dominował w lidze Italików i przeprowadzał zaciąg w miastach ligi. Jednak ekspansja wojowniczych plemion sabelskich z centralnych wyżyn na południe półwyspu sprawiła, że Tarent znalazł się pod ogromną presją i zrezygnował z dalszych prób zagarnięcia bujnych pastwisk Apulii. Tereny sabelskich Samnitów graniczyły z Apulią, a ich głównym towarem handlowym była wełna. Nie ścierpieliby więc konkurencji.
Tarent posłużył się najemnikami, aby wzmocnić własną armię w walkach ze swoimi najbardziej zawziętymi przeciwnikami, którymi byli spokrewnieni z Samnitami Lukanowie. Nazwa plemienia znaczy „ludzie-wilki”. Wiąże się ona z ich przeświadczeniem, że Mamers (imię boga wojny Marsa w języku oskijskim, jednym z kilku używanych przez plemiona sabelskie) posłał swojego świętego wilka, aby poprowadził ich z wyżyn środkowej Italii do nowej ojczyzny na bogatym południu. Teoretycznie Tarent mógł wystawić 20 tys. hoplitów i 2 tys. jazdy (nie ma jasności, czy byli to sami żołnierze tarenccy czy poborowi z miast ligi Italików), ale Tarentyjczycy coraz bardziej niechętnie rezygnowali z wygód i przyjemności życia w mieście, aby walczyć przeciw obłąkanym plemionom italskim, oddanym Mamersowi i uważającym śmierć w bitwie za rzecz wielce chwalebną. Dlatego zamożny Tarent sięgnął po najlepszych dowódców z najbardziej zahartowanymi w walce oddziałami najemników. Najął między innymi Archidamosa i Kleonymosa ze Sparty, a także Aleksandra Molossosa, wuja Aleksandra Wielkiego i Pyrrusa. Wszyscy oni zawiedli.
Archidamos III, król Sparty, zginął w bitwie z Lukanami pod Mandurią w 338 roku p.n.e. Legenda głosi, że stoczono ją tego samego dnia, w którym Filip II Macedoński i jego nastoletni syn Aleksander starli się pod Cheroneą z wolnymi Grekami prowadzonymi przez Ateny i Teby. Widomym znakiem upadku Sparty był fakt, że jej król służył za granicą jako najemnik, choć wcześniej dowodził obroną Grecji.
Aleksander Molossos miał więcej szczęścia w walkach z Lukanami, Samnitami i Brucjami (odłam Lukanów, których nazwa zapewne znaczy „zbiegowie”). Niestety stosunki z Tarentyjczykami pogorszyły się, gdy zdali oni sobie sprawę z jego prawdziwych intencji – zamiaru utworzenia imperium na południu Italii. Odmówili wysłania mu dodatkowych oddziałów i pieniędzy. Armia Aleksandra Molossosa, maszerująca w niepogodę przez okolice Pandozji (łac. Pandosia), na pograniczu Lukanii i Bruttium, musiała się podzielić na trzy części. Zapewne nie zdawała sobie sprawy, że jej tropem podążają wojska nieprzyjaciela. Cała lukańska armia, wzmocniona przez Brucjów, po kolei rozbijała każdą część armii Aleksandra Molossosa. Jemu samemu, z pomocą niewielkiego oddziału, udało się wywalczyć sobie drogę odwrotu. Zabił nawet lukańskiego dowódcę w walce jeden na jednego (różnice między walką jeden na jednego a pojedynkiem patrz rozdział III). Niestety, gdy miał się już salwować ucieczką przez rzekę, został trafiony włócznią przez lukańskiego uchodźcę, służącego w szeregach jego armii (331 lub 330 rok p.n.e.). Żądni zemsty Lukanowie i Brucjowie przecięli ciało Aleksandra na pół. Jedną część zwłok wysłali do Konsencji (łac. Consentia), którą poprzednio Aleksander odebrał Brucjom, aby tam została wystawiona pod murami. Na drugiej połowie zwłok wyładowali swoją wściekłość, obrzucając ją włóczniami i kamieniami.
Po początkowych sukcesach w walce z Lukanami spartański książę Kleonymos również poróżnił się z Tarentyjczykami, po czym zagarnął i splądrował italskie miasto Metapontum. Ruszył na tereny Sallentynów, położone na „obcasie” Półwyspu Apenińskiego (dziś Półwysep Salentyński), ale wyparła go stamtąd armia rzymska. Aby powetować sobie straty, ruszył grabić wybrzeże Adriatyku (302 rok p.n.e.). Wyprawa źle się skończyła, gdy jego oddziały próbowały napaść na Patawium (dziś Padwa) na terytorium Wenetów. Mieszkańcy miasta sami się uzbroili i podzielili na dwie grupy. Jedna pokonała rabusiów Kleonymosa, a druga zaatakowała jego słabo bronioną flotę i w większości ją zniszczyła. Kleonymos uciekł z zaledwie jedną piątą swoich statków. Później zaciągnął się na służbę u króla Pyrrusa. Nagrobek z Patawium, datowany na mniej więcej 300 rok p.n.e. i zdobiony sceną przedstawiającą dwóch jeźdźców z plemienia Wenetów, którzy tratują pozbawionego głowy wroga, może upamiętniać mieszkańca Patawium walczącego w jednej z tych potyczek. Rzymski historyk Tytus Liwiusz (59 rok p.n.e.–17 rok) mieszkał w Patawium i za jego czasów wciąż z dumą obchodzono rocznicę tego zwycięstwa:
Żyje jeszcze wielu ludzi, którzy widzieli w Patawium dzioby okrętów [tarany z brązu na dziobie używane do atakowania innych statków] i łupy lakońskie [spartańskie] zawieszone w starej świątyni Junony. Pamiątkę bitwy morskiej obchodzi się tam każdego roku w rocznicę tego dnia, w którym ją stoczono, przez uświęconą zwyczajem walkę łodzi na rzece, która płynie przez środek miasta.
(Liwiusz, Dzieje Rzymu od założenia miasta, 10.2.14–10.2.15)
TARENT PRZECIW RZYMOWI
Jesienią 282 roku p.n.e. Tarentyjczycy wywołali wojnę z Rzymem, gdy zaatakowali dziesięć rzymskich okrętów wojennych płynących w kierunku Zatoki Tarenckiej. Ta niewielka flota podążała zapewne do rzymskich kolonii na wybrzeżu Adriatyku lub przeprowadzała rekonesans w Magna Graecia (Wielkiej Grecji, jak nazywano skolonizowany przez Greków region, obejmujący południowe wybrzeże Półwyspu Apenińskiego i Sycylię), choć nie można wykluczyć, że miała wrogie zamiary. Rosnąca potęga Rzymu wzbudzała zawiść Tarentu. Rzymianie zaczęli ingerować w sprawy południowej Italii oraz podkopywać autorytet i wpływy Tarentu.
Jak już wiemy, Rzymianie pomogli Sallentynom w 302 roku p.n.e. przepędzić Kleonymosa, a ok. 286 roku p.n.e. przystali na prośbę italskiego miasta Turioj (łac. Thurii) i zapewnili mu ochronę przed Lukanami i Brucjami. Sabellowie zostali odstraszeni, a Rzym wkrótce zaangażował się w kolejną wojnę w północnej Italii przeciw Galom (lata 284–282 p.n.e.). Skłoniło to Lukanów do zerwania starego traktatu z Rzymem, a ich wódz Steniusz Statyliusz obległ Turioj na czele połączonych sił Lukanów i Brucjów. Zdesperowane miasto zdecydowało się na przymierze z Rzymem. Wejście w sojusz z Rzymem oznaczało przekazanie mu całej władzy wojskowej i polityki zagranicznej oraz zachowanie znacznej lokalnej autonomii (ci, którzy zostali „sprzymierzeńcami Rzymu”, przegrawszy wojnę, musieli się całkowicie podporządkować). Co roku sprzymierzeńcy musieli też dostarczać ludzi i uzbrojenie armii lub flocie rzymskiej. Taka była cena za ochronę. Turioj nigdy nie zwróciło się o pomoc do Tarentu, ponieważ od założenia w 444 roku p.n.e. rywalizowało z nim o prestiż i władzę w Magna Graecia, a nawet przez krótki okres, gdy Aleksander Molossos zerwał z Tarentem, przewodziło lidze Italików. Dla Turyjczyka proszenie Tarentu o pomoc było równoznaczne z poddaniem się dominacji jeszcze gorszej niż rzymska.
Konsul Gajusz Fabrycjusz Luscynus wyruszył Turioj z odsieczą i latem 282 roku p.n.e. stoczył bitwę z armią Steniusza Statyliusza. Rzymianie wierzyli, że tamtego dnia sam Mars walczył po ich stronie. Statyliusz wyprowadził swoją armię na otwarty teren pod miastem i chciał wydać bitwę, ale ani jego wysiłki, ani starania rzymskiego konsula nie potrafiły skłonić legionistów do rozpoczęcia ataku. Gdy wydawało się już, że konsul będzie musiał przyznać się do porażki i oddać pole bitwy przeciwnikowi walkowerem, ojciec Mars zdecydował się na interwencję:
Młodzieniec o wspaniałej sylwetce wyłonił się z szeregów i namawiał Rzymian, aby zebrali się na odwagę, a widząc, że się wahają, chwycił drabinę, utorował sobie drogę przez szeregi nieprzyjaciół do ich obozu, przystawił drabinę i wspiął się na umocnienia. Następnie zakrzyknął gromkim głosem, że został zrobiony krok ku zwycięstwu. Ściągnął tym naszych ludzi na miejsce, aby zajęli nieprzyjacielski obóz, a także zmusił Lukanów i Brucjów do jego obrony.
(Waleriusz Maksymus, Czyny i słowa godne pamięci, 1.8.6)
Ów niezwykły młodzieniec, zmusiwszy obie strony do walki na umocnieniach obozu, pojawił się ponownie, gdy sytuacja stała się patowa i „wydał Rzymianom na rzeź lub w niewolę” 25 tys. wrogów (niewątpliwie przesada), w tym Steniusza Statyliusza. Rzymianie zagarnęli również dwadzieścia trzy znaki bojowe (signa) wroga, które – jako poświęcone bogom – stanowiły wielką zdobycz. Odnieśli całkowite zwycięstwo i następnego dnia konsul zarządził przemarsz wojsk, aby uhonorować swych dzielnych żołnierzy. Miał zamiar nagrodzić wspaniałego młodzieńca corona vallaris (ozdobionym palisadami wieńcem szturmowym ze złota), ale ów nie zjawił się na pochodzie, a jego ciała nie znaleziono wśród poległych. Późniejszy rzymski dowódca i historyk Ammianus Marcellinus, doskonale zdający sobie sprawę z dumy rzymskich żołnierzy, stwierdził, że jeśli młodzieniec, który poprowadził atak, „to był zwykły żołnierz, zgłosiłby się dobrowolnie jako człowiek świadom zasługującego na pamięć dokonania”, aby odebrać nagrodę. Żołnierze sugerowali, że musiał do nich przybyć sam ojciec Mars. Tak potężnie zbudowany człowiek mógł być tylko bogiem! Pogłoska przeistoczyła się w „fakt”, gdy znaleziono hełm z dwoma piórami, czyli pióropuszem Marsa. Wówczas konsul poprowadził armię na radosne obchody dziękczynienia.
W Turioj ulokowano garnizon, który miał zagwarantować, że sprzyjająca Rzymowi arystokracja zachowa kontrolę nad miastem. Tarentyjczycy wpadli we wściekłość. Byli protektorami greckich kolonii w Italii i jako radykalni demokraci nie mogli się pogodzić ze wzmocnieniem pozycji arystokratów – zwłaszcza w Turioj! Gdy więc Tarentyjczycy, zapewne oglądający przedstawienie w teatrze wychodzącym na zatokę, zauważyli rzymskie okręty, demagog Filocharis z łatwością ich podburzył. Przypomniał im, że Rzymianie, wpływając na wody Zatoki Tarenckiej, zerwali traktat zawarty przed półwieczem przez Aleksandra Molossosa (prawdopodobnie uważali, że dawno już wygasł). Mógł też oświadczyć, że Gajusz Fabrycjusz Luscynus, świeżo po triumfie w Turioj, wysłał okręty, aby udzielić poparcia arystokratycznym rodzinom Tarentyjczyków i pomóc im obalić demokrację. Ludzie pospieszyli na nabrzeże i wyprowadzili w morze okręty wojenne. Mogli stracić zamiłowanie do wojaczki, ale z pewnością pozostali sprawnymi żeglarzami, więc natychmiast zatopili cztery rzymskie okręty, a jeden zagarnęli wraz z załogą. Wśród ofiar był rzymski dowódca okrętów. Jeńców stracono lub sprzedano w niewolę. Zwykle opieszała tarencka armia została zmotywowana i pomaszerowała na Turioj. Zmusiła mniej liczny rzymski garnizon do odejścia w hańbie, wygnała arystokratów z Turioj i splądrowała miasto. Rzym został upokorzony.
Z Rzymu wysłano poselstwo senatorów z żądaniem odszkodowania. Posłowie przybyli do Tarentu podczas hucznych bachanaliów (zimą na przełomie 282 i 281 roku p.n.e.) i zostali wyśmiani przez pijanych biesiadników. Najbardziej drwiono z purpurowych pasów obramowujących ich senatorskie togi. Posłowie zostali w końcu przyjęci w teatrze i wysłuchani przez radę miasta. Potraktowano ich tam podobnie jak na ulicach – kpiono z ich kiepskiej greki. Rada miasta nie zamierzała ustąpić i wypłacić im jakichkolwiek sum. Gdy Rzymianie opuszczali teatr, nałogowy pijak Filonides zastąpił drogę przewodniczącemu poselstwu Lucjuszowi Postumiuszowi Megellusowi, byłemu konsulowi i człowiekowi wysokiej rangi. Filonides zadarł tunikę, wypiął się goły na posła i gwałtownie wypróżnił. Odchody obryzgały togę Megellusa, a zgromadzeni w teatrze wybuchnęli śmiechem i oklaskami. Rzymianin, o dziwo, nie był ubawiony. Powoli i z namysłem dobierając greckie słowa, oświadczył: „Śmiejcie się, śmiejcie, jak długo możecie. Bardzo długo będziecie płakać, kiedy tę szatę obmyjecie własną krwią!”.
Rozdział II
Boska interwencja
Rozdział III
Pojedynek
Rozdział IV
Wodzowie i ich wojownicy
Rozdział V
Wojownicy i poeciEpilogSkrótyPrzypisyBibliografia