Strona główna » Poradniki » Lekarstwo na lęk. Jak dzięki rozwijaniu odwagi uzdrowić ciało, umysł i duszę

Lekarstwo na lęk. Jak dzięki rozwijaniu odwagi uzdrowić ciało, umysł i duszę

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-65442-71-0

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Lekarstwo na lęk. Jak dzięki rozwijaniu odwagi uzdrowić ciało, umysł i duszę

Lissa Rankin, autorka Lekarstwa na lęk, wyjaśnia, dlaczego musimy uleczyć się z lęków, które zagrażają naszemu zdrowiu i odzierają nasze życie z radości. Ukazuje nam również, w jaki sposób lęk w ostateczności może nas uzdrowić: otwierając nam oczy na wszystko to, co w naszym życiu potrzebuje uzdrowienia.

Lekarstwo na lęk prezentuje przełomowe rozumienie oddziaływania lęków i wskazuje drogę powrotną do dobrostanu i spełnienia na wszystkich poziomach. Łącząc naukę z duchowością, autorka identyfikuje Cztery Straszne Założenia leżące u podstaw wszystkich lęków – od poczucia, że jesteśmy sami we wszechświecie, do przekonania, że nie poradzimy sobie ze stratą tego, co nam bliskie – i przekształca je w Cztery Deklaracje Odwagi, które nie tylko prowadzą nas ku zdrowiu fizycznemu, lecz również ku głębokiemu przebudzeniu. Posługując się szerokim wachlarzem ćwiczeń opartych na połączeniu ciało-umysł i wieloma tradycjami duchowymi, uczy nas, jak kultywować odwagę, sporządzić spersonalizowaną Receptę na Odwagę i zacząć wieść bardziej autentyczne życie.

Z książki tej dowiesz się:

  • Jak lękliwa myśl przekłada się na zmiany fizjologiczne predysponujące do różnych chorób.
  • Jak odróżniać lęk prawdziwy (pojawiający się wskutek realnego zagrożenia) od lęku fałszywego (uruchamiającego reakcję stresową, która zagraża zdrowiu).
  • Jak wsłuchiwać się w głos wewnętrznej odwagi, naszego „Wewnętrznego ognika”.
  • Jak przekształcać stosunek do niepewności, tak by z czynnika zagrożenia stała się drogą prowadzącą do nowych możliwości.

Polecane książki

    Trzecia część cyklu o młodzieńczych przygód genialnego detektywa - Sherlocka Holmesa. Wiktoriańska Anglia. Czternastoletni Sherlock po raz kolejny musi rozwikłać kryminalną zagadkę. Jego starszy brat Mycroft otwiera mu drzwi z nożem w ręku, a w pokoju gościnnym Sherlock odkrywa zwłoki nieznajome...
„Czasami ludzie dorośli doznają dziwnych dolegliwości, ponieważ dziecko, które miało się urodzić przed nimi, zostało usunięte. Rodzice często nie mówią dzieciom o takich sprawach. To są bardzo tajemnicze przypadki i nie wszystkie wymagają uwolnienia, a raczej wewnętrznego uzdrowienia. (…) Kobiet...
Mój ogród jest różny od ogrodu Agaty. Ale lubię podróże w nieznane miejsca, bo czyż nie o to właśnie w podróżach chodzi, żeby otworzyć się nie tyle na nowe miejsca, co na innego człowieka? Niektóre jej kwiaty zakłuły mnie mocno w serce, inne ukoiły ból. Wyszłam z ogrodu Agaty z przekonaniem, że wart...
Prosisz dziecko, by wyłączyło telewizję, odrobiło lekcje, spakowało się do szkoły lub poszło spać. Wiesz, że słyszy, co mówisz, lecz ignoruje to. Prosisz ponownie i… nadal brak reakcji. Próbowałeś już wszystkiego, lecz żadna z tych metod nie działa. Znasz to, prawda? Ekspertka ds. wychowania, Amy Mc...
Debra osiągnęła stabilizację zawodową i finansową, teraz postanawia skupić się na życiu osobistym. Marzy o związku, w którym poczuje się bezpiecznie, boi się gorących uczuć i zmysłowych doznań. Uważa się za osobę bardzo opanowaną, jednak pewnego dnia daje się ponieść emocjom. Po gwałtownej kłótni z ...
Argentyński sportowiec Alejandro du Crozier jedzie do Szkocji na ślub przyjaciela. W samolocie jego uwagę przyciąga piękna, lecz bardzo irytująca kobieta. Wkrótce okazuje się, że jest to Lulu Lachaille, druhna panny młodej. Pan młody prosi Alejandra, by dowiózł Lulu na miejsce. Alejand...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Lissa Rankin

~ OPINIE ~

o Lekarstwie na lęk

Wreszcie doczekałem się chwili, kiedy błyskotliwa przedstawicielka środowiska lekarskiego zwraca uwagę na fakt, że wszechobecny w naszej kulturze lęk jest główną przyczyną licznych chorób. Ale na tym jej rola się nie kończy, ponieważ ma też wiele bardzo konkretnych rad dla osób borykających się z „chorobotwórczym sposobem myślenia”. Co ważniejsze, na kartach swojej książki dr Rankin przekazuje je w sposób szczery i osobisty, czym zyskała sobie moje uznanie. Lęk to coś więcej niż nieprzyjemne uczucie, którego doświadczamy, kiedy zanadto zbliżymy się do krawędzi urwiska. Lęk to trwający od najmłodszych lat życia stan, w którym nasza podświadomość została zaprogramowana, aby zawsze i za wszelką cenę unikać ryzyka; stan, który zatruwa nie tylko umysł, ale przede wszystkim duszę. Lisa Rankin, prywatnie moja przyjaciółka, napisała książkę, w której tłumaczy, co zrobić, żeby uwolnić się od lęków i obaw. Oferuje lekarstwo dla ciała i ducha. To cudowna książka.

– dr Wayne W. Dyer

autor bestsellerów New York TimesaTak miało być orazThe Power of Intention

Tak samo jak głód popycha nas do poszukiwania pokarmu, również lęk może stać się punktem wyjścia do wzbogacenia życia. Każde z nas ma taką możliwość, ale trudno to osiągnąć bez pomocy drugiej osoby. Lektura książki Lissy Rankin naprawdę może wiele zmienić. Dlatego warto ją przeczytać i przenieść dobre rady autorki na grunt codziennego życia.

– dr Bernie Siegel

autor bestsellerów „New York Timesa”Miłość, medycyna i cuda; Faith, Hope and Healing orazThe Art of Healing

Jeśli prześladuje cię lęk i niepokój i potrzebujesz pomocy pełnego energii, zawsze czujnego i motywującego cię do działania przyjaciela, który uspokoiłby skołatane nerwy, sięgnij po Lekarstwo na lęk. Dr Lissa Rankin odwiedziła najmroczniejsze zakątki umysłu, w których rządzi lęk. Wyszła ze starcia zwycięsko, bogatsza o przesłanie mądrości, które przyniesie pokój innym… Lissa, po części dziennikarka, naukowiec i mistyczka wyróżniająca się szczególnym stopniem współodczuwania, pomoże czytelnikowi odszukać najbardziej nieustraszoną cząstkę jego osobowości. Lekarstwo na lęk uczy, jak wyzwolić się od lęku, który uniemożliwia nam cieszenie się życiem, i co zrobić, żeby nasze spokojniejsze, mądrzejsze ja odzyskało kontrolę nad życiem.

– dr Martha Beck

autorka bestsellera „New York Timesa”Finding Your Way in a Wild New World

Natura wyposażyła nas w lęk, dzięki któremu dostrzegaliśmy lwa kryjącego się w krzakach. Dzisiejsze obawy mają destrukcyjny wpływ na nasze życie i uniemożliwiają nam rozwinięcie skrzydeł. W Lekarstwie na lęk dr Lissa Rankin analizuje lęki, które stają na przeszkodzie rozwoju i tłumaczy, jak je pokonać. To wyjątkowo osobista i bezpośrednia książka, ponieważ Rankin również przyszło zmierzyć się z podobnym wyzwaniem w przeszłości.

– dr Larry Dossey

autor bestsellera „New York Timesa” One Mind

To niezwykle ważna książka. Jej transformacyjna moc wynika z tego, że na nowo definiuje pojęcia lęku i odwagi. Naucz się znowu żyć. Naucz się ufać. I przeczytaj książkę Lissy Rankin.

– Sophy Burnham

autorka bestsellera „New York Timesa” Księga Aniołów

Większość ludzi boryka się ze stanami lękowymi: obawą przed samotnością, porażką, chorobą, osądem innych. Lęk przewlekły i będący jego konsekwencją stres – prowadzący do problemów zdrowotnych, chorób i zgonu – to główne przyczyny 90% wizyt lekarskich. Dr Lissa Rankin w swojej najnowszej książce Lekarstwo na lęk oferuje czytelnikom sprawdzony środek przeciwdziałający paraliżującym efektom stresu. Tłumaczy psychobiologiczne skutki stresu i opisuje niezwykle skuteczne techniki przemiany osobistej umożliwiające przekształcenie przewlekłego lęku w nawyki prozdrowotne. Mając na uwadze dobro całego świata, zalecam regularne korzystanie z pozytywnej terapii uzdrawiającej dr Rankin, która wpływa na poprawę intuicji, wzmacnia poczucie prawości i skłania do korzystania z życia.

– dr Bruce H. Lipton

biolog komórkowy i autor bestsellerówBiologia przekonań i The Honeymoon Effect oraz współautor książki Przeskok ewolucyjny: od kryzysu do życia w harmonii

W świecie ryzyka i niepewności nikt nie pogardzi odrobiną odwagi. Dr Lissa Rankin jest przewodniczką idealną – a jej książka to poradnik walki z lękami.

– Chris Guillebeau

autor bestsellerów „New York Timesa” Niskobudżetowy startup. Zyskowny biznes i życie bez frustracji orazNie bój się pójść własną drogą. Sztuka nonkonformizmu

Tytuł książki dr Lissy Rankin mówi sam za siebie. W tej wspaniałej pracy autorka uczy nas, jak przekuć lęki w oręż odwagi. To wystarczy, żeby świat stanął przed nami otworem.

– SARK (Susan Ariel Rainbow Kennedy)

rysowniczka i pisarka, autorka Glad No Matter What

Lekarstwo na lęk wciąga od pierwszej strony, po części dlatego, że podejmuje tak ważny dzisiaj temat. Można odnieść wrażenie, że na niemal każdym zakręcie – w znaczeniu metaforycznym i dosłownym – czyha na nas uczucie lęku. To trochę tak jak z chłopcem, który ostrzegał o wilku. Czy wilk jest prawdziwy? A może to tylko ułuda? Dr Lissa Rankin uczy nas, jak stawić czoła lękom i obudzić w sobie odwagę. Czy uda ci się przekształcić najgorsze doświadczenia swojego życia w coś niezwykłego? Dr Lissa Rankin odpowiedziała „tak!” i wyznaczyła ścieżkę, którą wszyscy możemy podążać.

– David Wolfe

autorLongevity Now, Superżywność i The Color Cure oraz założyciel organizacji nonprofit www.ftpf.org

April, najodważniejszej osobie, jaką znam

~ Przedmowa ~

Lekarstwo na lęk to opowieść o zapasach z aniołem o imieniu Lęk. Żeby wyzwolić się z jego uścisku, musisz doświadczyć błogosławieństwa, którym tylko on może cię obdarzyć. Książka Lissy Rankin pomoże ci tego dokonać i się wyzwolić, byś mógł żyć pełnią życia.

Opowieść o Jakubie i aniele usłyszałam po raz pierwszy, gdy byłam małą dziewczynką. To była jedna z wielu przypowieści wywiedzionych z Księgi Rodzaju, które opowiadał mi ukochany dziadek, ortodoksyjny rabin i żarliwy badacz kabały. Jakub, który podróżował samotnie, z nadejściem zmierzchu zatrzymał się, żeby zjeść posiłek i odpocząć. Wydawało mu się, że wybrał bezpieczne miejsce na obóz, ale się mylił. Obudził się w środku nocy, przygwożdżony do ziemi przez silne ramiona. W ciemności nie widział twarzy atakującego, ale czuł jego siłę. Jakub również nie był ułomkiem, ale mimo szamotaniny nie zdołał wyrwać się z uścisku. Ranek zastał ich walczących ze sobą.

Kiedy zza horyzontu wychynęło słońce, Jakub zrozumiał, że przez całą noc walczył z aniołem. O świcie anioł poluzował uścisk i próbował wstać, ale Jakub mu na to nie pozwolił. „Puszczaj – przybyła Światłość”. Ale Jakub nie ustępował. „Nie puszczę, dopóki mnie nie pobłogosławisz” – odparł. Tym razem to anioł próbował się uwolnić z jego chwytu, ale bez powodzenia. W końcu przystał na warunek Jakuba.

Jako dziecko nie rozumiałam tej opowieści. Przez całą noc Jakub próbował wyrwać się z uścisku anioła. Dlaczego zatem rano nie wykorzystał okazji, żeby uciec? Ja bym tak zrobiła. A poza tym kochałam anioły. Jak to możliwe, że Jakub wziął go za wroga? I dlaczego zażądał błogosławieństwa od kogoś, kto się na niego rzucił? Dziadziuś tylko się śmiał. „Ludzie często biorą anioła za wroga” – wyjaśnił. „Jakub nie pozwolił odejść aniołowi, ponieważ to jego błogosławieństwo dało mu wolność”.

Minęło wiele lat, zanim to zrozumiałam. W tamtym czasie kurczowo trzymałam się swoich lęków. Wydawało mi się, że tylko życie w lęku zagwarantuje mi bezpieczeństwo.

W mojej rodzinie kultywowano lęki. Kiedy pogryzł mnie bezdomny pies i dostałam serię bolesnych zastrzyków, zaczęłam bać się wszystkich zwierząt. Kierując się troską o moje zdrowie i życie, rodzice podtrzymywali we mnie ten lęk. Ale z czasem zwykły lęk przeobraził się w fobię.

W wieku 27 lat przyjechałam do Kalifornii, żeby kontynuować studia medyczne. Zamieszkałam wtedy z przyjaciółmi, którzy dorobili się gromadki maluchów i owczarka o przerażających, długich, żółtych zębach. Próbowali przekonać mnie, że ich pies jest łagodny i przyjacielski, ale nie potrafiłam stawić czoła moim lękom. Przez tych kilka tygodni, kiedy z nimi przebywałam, pilnowali, żebym zawsze miała drogę ucieczki. Na noc, kiedy owczarek wędrował po mieszkaniu, zamykałam się w pokoju na klucz.

Któregoś ranka obudziła mnie potrzeba fizjologiczna. Była dopiero szósta – zbyt wcześnie, żeby ktoś z moich gospodarzy był już na nogach, więc siłą rzeczy, sparaliżowana lękiem przed psem, utknęłam w pokoju. „Ale może ktoś już wstał” – pomyślałam. Kiedy ostrożnie uchyliłam drzwi, z ulgą stwierdziłam, że z pokoju gościnnego dobiega śpiew czteroletniej Bridget. Gdyby udało mi się do niej dotrzeć, wyprowadziłaby psa na dwór. Walcząc z lękiem, ruszyłam na paluszkach przed siebie, ale kiedy dotarłam do pokoju, okazało się, że Bridget nie śpiewała do siebie – na dywanie na brzuchu leżał owczarek, a obok niego, w podobnej pozycji, ubrana w różową pidżamkę Bridget. Dziewczynka w jednej dłoni trzymała tubkę pasty do zębów, a w drugiej szczoteczkę, którą szorowała zęby psa, śpiewając przy tym: „Aż się zdziwisz, jak są białe, zęby często szczotkowane”. Owczarek miał pysk pełen piany i energicznie uderzał ogonem o podłogę. Wzięłam głęboki wdech i wybuchłam śmiechem.

W jednej chwili uwolniłam się od lęku, który trzymał mnie w swoich szponach przez ostatnich 20 lat. Zrozumiałam, że bałam się zwierząt zamieszkujących mój umysł, a nie tych prawdziwych. Lęk nie chronił mnie przed zagrożeniem z ich strony, tylko przed ich miłością. Kiedy zamieszkałam na własnym, uratowałam i przygarnęłam wielkiego, pomarańczowego kocura, który towarzyszy mi po dziś dzień. Od tamtej chwili w salonie przyjaciół minęło już pół wieku, a ja każdego dnia doświadczam anielskiego błogosławieństwa.

Jeśli wydaje ci się, że brakuje ci odwagi, żeby stawić czoła swoim lękom, zastanów się raz jeszcze. Kiedy paraliżuje cię lęk, najbardziej prozaiczne czynności: odezwanie się do nieznajomej osoby, odebranie telefonu albo spacer do sklepu po chleb wymagają niezwykłej odwagi. Czasami nawet zabranie głosu w jakiejś sprawie. Z odwagą jest jak z mięśniami – jeśli regularnie ją trenujesz, zaczyna się rozrastać. I dopiero kiedy odwołasz się do niej w ważnej dla ciebie sprawie, zrozumiesz, ile jej w sobie masz.

Czytając Lekarstwo na lęk dowiadujemy się, że – o dziwo – odwaga nie jest przeciwieństwem lęku, bo przeciwieństwem lęku jest radość. Kiedyś utożsamiałam radość ze szczęściem, ale ona jest trwalsza i uzależniona od bezwarunkowej akceptacji życia, gotowości przyjęcia dobrego i złego. To otwartość, która skłania nas do zanegowania potrzeby kontrolowania każdego aspektu naszej egzystencji i zastępuje ją celebracją; to wyzbycie się wrogości na rzecz doświadczenia tajemnicy i cudowności życia, które są przecież jego istotą. W ostatecznym rozrachunku to droga ku uzdrowieniu.

Każdy skrywa w sobie cząstkę, której nie interesuje to, jaki efekt przyniosą nasze działania i kto wygra, a kto poniesie porażkę – na czym pasożytują lęki. Lekarstwo na lęk uczy, że warto zaufać życiu i że tak naprawdę przegrywa tylko ten, kto nie przystępuje do gry. To cudowna książka, dzięki której czytelnik nauczy się rozpoznawać błogosławieństwa ukryte w lękach i wykorzystywać je na drodze ku lepszemu życiu. Z takiego daru może skorzystać każdy bez wyjątku.

lek. med. Rachel Naomi Remen

Autorka bestsellerów „New York Timesa”Kitchen Table Wisdom i My Grandfather’s Blessings

Mill Valley, Kalifornia, 2014

~ Wprowadzenie ~

Lęk to wiara na opak; wierzysz w to, co złe, zamiast w to, co dobre.

– FLORENCE SCOVEL SHINN

Kiedy z rozwianymi przez letni wiatr włosami wjeżdżałyśmy naszym kabrioletem do tunelu prowadzącego na Pikes Peak, skąd rozpościera się malowniczy widok na Colorado Springs, czułyśmy się z kuzynką Rebeccą niczym Thelma i Louise. Wewnątrz drogę zablokował nam samochód, przy którym stało dwóch mężczyzn grzebiących w bagażniku – wyglądało na to, że złapali gumę i szukali zapasowego koła. Kiedy przyhamowałyśmy, mężczyźni odwrócili się i pędem ruszyli w naszym kierunku. Na twarzach mieli czarne kominiarki, a w dłoniach lśniące pistolety. Ze schowanym dachem i bez możliwości szybkiego wycofania byłyśmy łatwym celem. Całe moje ciało napięło się, kiedy w kilka chwil pokonali dzielące nas metry. Serce zaczęło mi łomotać w klatce piersiowej, a nagłe uderzenie krwi do głowy niemal zagłuszyło krzyki bandytów wrzeszczących, żebyśmy oddały torebki.

Pomimo przerażenia moja świadomość zadziałała racjonalnie. Byłam w pełni świadoma wszystkiego, co działo się dokoła, jednocześnie obserwując zamaskowanych mężczyzn, Rebeccę i zmiany zachodzące w moim własnym ciele. Tak, odczuwałam lęk, ale towarzyszył mu dziwny spokój… coś przejęło kontrolę nad moimi poczynaniami i wymusiło odpowiednią reakcję.

Kiedy jeden z mężczyzn zażądał ode mnie torebki, spokojna cząstka mojej osobowości obserwowała, jak wyciągam ją spod siedzenia i podaję bandycie. Nie miałam tam nic cennego – kilka banknotów, jakieś karty kredytowe i szminkę. Bandzior zaczął grzebać w środku, aż w końcu wyciągnął rękę, trzymając w grubych jak parówki palcach złoty pierścionek i moje prawo jazdy, które schował do kieszeni. Następnie zbliżył swoją twarz do mojej tak blisko, że owionął mnie smród alkoholu z jego ust, i ściągnął mi z głowy srebrną klamerkę, tak że włosy opadły mi na twarz.

Usłyszałam, jak drugi z mężczyzn krzyczy na Rebeccę:

– Wysiadaj, kurwa, z wozu!

Bezgłośnie dałam jej do zrozumienia, że jeśli spełnimy ich żądania, to nic nam nie zrobią. Ale ona postanowiła wykłócać się o aparat.

– Mogę chociaż zabrać film? – poprosiła.

– Wysiadaj, kurwa, z wozu – powtórzył. Kątem oka widziałam, że przystawił jej broń do głowy. Tym razem usłuchała i stanęła obok mnie, z policzkiem przytulonym do chłodnej cementowej ściany tunelu i z uniesionymi wysoko ramionami.

Poczułam na potylicy dotyk zimnej lufy pistoletu. Moje ciało zesztywniało, ale spokojna cząstka psychiki podpowiadała: „Oddychaj. I bez gwałtownych ruchów”. Kiedy rozległ się wystrzał, puściły mi nerwy. Ciałem szarpnął nagły wstrząs i zrobiło mi się niedobrze. Nie czułam bólu, ale po twarzy ściekał mi ciepły płyn. Otarłam go, oczekując, że zobaczę na dłoni szkarłat krwi, który tak często widywałam jako chirurg. Ale za uczucie wilgoci nie odpowiadała płynąca z głowy krew, a chyba pot.

Próbowałam ocenić sytuację, używając do tego wszystkich pięciu zmysłów. Czułam zapach prochu. Słyszałam kroki na asfalcie i przytłumione oddechy bandytów. Nie słyszałam żadnych innych samochodów. Czułam obok siebie Rebeccę, której energia była nawet bardziej wytłumiona niż moja. Wiatr powiał mocniej i włosy spadły mi na twarz. Nic nie widziałam, ale pozostałe zmysły miałam wyostrzone do granic.

Mózg przeanalizował usłyszany odgłos strzału. Co się stało? Skoro ja nie oberwałam, to czy strzelali do Rebecci? W nagłym przypływie paniki poczułam, że wolałabym sama zginąć, niż oglądać śmierć najbliższej przyjaciółki. Kiedy Rebecca odkaszlnęła, zalała mnie fala ulgi. Obie byłyśmy całe i zdrowe.

Bandyci, nadal trzymając w rękach broń, nakazali nam odwrócić się, przejść za samochód i położyć się na brzuchu na rozgrzanym asfalcie. Wtedy jeden z nich krzyknął: „I leżeć mi tam!”. Ułamek sekundy później usłyszałam urywane wystrzały i poczułam ostre kamyki uderzające o nagie łydki. Zapadła cisza, przerwana ciężkim dyszeniem, niezrozumiałymi szeptami i tupotem nóg. Drzwi otworzyły się i zamknęły, silnik zawył, a opony zapiszczały. Samochód wystrzelił przed siebie i wszystko nagle ucichło.

Leżałam tak przez dłuższą chwilę z policzkiem przyciśniętym do gorącej szosy, dopóki nie dobiegł mnie dźwięk nadjeżdżającego z naprzeciwka samochodu. Silnik umilkł, znowu usłyszałam otwierające się drzwi i wreszcie łagodny głos zapytał: „Wszystko w porządku?”.

Kiedy spojrzałam do góry, zobaczyłam dwóch mężczyzn w strojach do wspinaczki. „Potrzebują panie pomocy?”

Zagrożenie minęło…

KIEDY LĘK JEST TWOIM PRZYJACIELEM

W czasie tego napadu moje ciało i umysł doświadczyły lęku w najczystszej postaci – takiego, jaki odczuwamy, kiedy zagrożone jest nasze życie. Obawa uruchomiła zachowanie, które harwardzki fizjolog Walter Cannon ochrzcił mianem reakcji „walcz lub uciekaj” i „reakcją stresową”. To całkowicie naturalny mechanizm zwiększający wydajność organizmu w sytuacji, gdybym musiała uciekać przed bandytami albo dokonać heroicznego wyczynu, żeby ratować życie swoje i Rebecci. W sytuacji, kiedy ktoś przystawia ci broń do głowy, lęk jest twoim sprzymierzeńcem. Chroni cię.

Gdyby nie on, ludzie ciągle wpadaliby pod samochody, próbowaliby zaprzyjaźnić się z grzechotnikami, skakaliby z samolotu bez spadochronu, spacerowaliby po niebezpiecznej dzielnicy o drugiej nad ranem i zostawialiby swoje maluchy bez opieki przy basenie. Reakcja stresowa aktywuje tryb przetrwania, mający służyć ochronie zarówno nas samych, jak i naszych najbliższych. Odpowiedni rodzaj lęku sprzyja zachowaniu zdrowia, a niekiedy nawet życia. Dość rzadko jednak się zdarza, żeby groziło nam realne niebezpieczeństwo. W czasach prehistorycznych człowiek dużo częściej korzystał z tych prymitywnych instynktów, ponieważ zagrażały mu drapieżniki, siły natury, głód i choroby. Ale to się zmieniło. Wśród czytelników raczej niewiele jest osób, którym grozi pożarcie przez tygrysa albo śmierć głodowa. Większość zagrożeń, które prześladują nas każdego dnia, istnieje tylko w naszej wyobraźni. Nie mają nic wspólnego z realnym niebezpieczeństwem utraty zdrowia lub życia, ale ponieważ ciało migdałowate znajdujące się w mózgu nie dostrzega między nimi żadnej różnicy, układ nerwowy reaguje niepotrzebnym alarmem w postaci stresu. System wczesnego ostrzegania zawodzi i zaczynamy się niepotrzebnie nakręcać, co negatywnie odbija się na naszym zdrowiu i prowadzi do bezsensownego cierpienia.

Skoro lęk nam szkodzi i może wyrządzić organizmowi krzywdę, to na chłopski rozum należałoby go zwalczyć. Do listy postanowień noworocznych wypadałoby dopisać obok „będę zdrowiej się odżywiać” i „będę więcej ćwiczyć” również trzeci punkt: „będę walczyć z lękiem”. Ja mam inną radę. Proponuję czytelnikowi, żeby przebudował swoją relację z lękiem i wykorzystał jego leczniczy potencjał.

Zatrzymajmy się na chwilę w naszych rozważaniach. Co by było, gdyby okazało się, że lęku nie należy unikać, opierać się jego wpływowi ani się go wstydzić? Jeśli tak naprawdę jest naszym sprzymierzeńcem i pokazuje nam przeszkody stojące na naszej drodze ku lepszemu życiu? Większość z nas tak organizuje sobie życie, żeby szerokim łukiem uniknąć tego, co budzi w nas lęk. Ale lęk może być posłańcem, który niesie ze sobą informację o tym, co wymaga zmiany. Przykładowo, jeśli mamy dach nad głową i jesteśmy zabezpieczeni finansowo, a mimo to boimy się, że pójdziemy z torbami, najprawdopodobniej mamy do czynienia z lękiem z dzieciństwa. Żeby móc zacząć cieszyć się dobrobytem, musimy odnieść się do stojących nam na przeszkodzie wyobrażeń o pieniądzach. Jeśli boimy się otworzyć przed drugą osobą, lęk niesie ze sobą informację o niezaleczonym zawodzie miłosnym, któremu należałoby poświęcić wreszcie nieco troskliwej uwagi. Jeśli boimy się choroby, lęk może być ostrzeżeniem przed ciągłym poświęcaniem się dla innych kosztem własnego zdrowia. Lęk niesie ze sobą ważne informacje i jeśli zamiast od niego uciekać, wsłuchamy się w jego głos, może nam pomóc w uzdrowieniu ciała, umysłu i duszy.

Aby oswoić lęk, musisz wiedzieć, jak reagować na jego obecność. Kiedy nasze życie jest zagrożone, lęk dodaje nam energii do działania. Ale kiedy niebezpieczeństwo istnieje wyłącznie w sferze wyobraźni, powinniśmy przechwycić informację zakodowaną w lęku, w przeciwnym bowiem razie weźmie on górę i wpłynie na podejmowane przez nas decyzje. Aby przebudować naszą relację z lękiem, musimy nauczyć się odróżniać lęk prawdziwy, realny od lęku, który informuje nas o istnieniu martwych punktów i granic rozwoju. Jak tego dokonać?

W obrębie gałęzi psychoterapii nazywanej terapią akceptacji i zaangażowania (Acceptance and Commitment Therapy – ACT) wyróżnia się „ból czysty” i „ból brudny”. Ból czysty ma swoje źródło w doświadczeniach życiowych – utracie bliskiej osoby, zawodzie miłosnym, urazie itp. Ból brudny jest z kolei konsekwencją naszych wyobrażeń i osądu bolesnych zdarzeń. Sytuacja, kiedy chłopak zrywa z dziewczyną, będzie dla niej źródłem czystego bólu. Ból brudny pojawi się, kiedy dziewczyna zacznie sobie wyrzucać, że partner porzucił ją, ponieważ jest za mało seksowna albo nie dość inteligentna. Kiedy złamiesz nogę na meczu baseballa, poczujesz czysty ból. Ale kiedy zaczniesz sobie wmawiać, że z tego powodu wylecisz z drużyny, stracisz stypendium i już nigdy nie zagrasz w baseball, całe to bezsensowne nakręcanie się wywoła falę bólu brudnego.

Podobnie rzecz się ma z naszym stosunkiem do lęku. Zainspirowana rozróżnieniem dokonanym przez ACT zamierzałam ująć problem w kategoriach lęku „czystego” i „brudnego”, ale doszłam do wniosku, że „brud” może w tym kontekście wywołać u części czytelników uczucie wstydu. Proces uzdrowienia przez lęk nie może odbywać się pod presją negatywnego osądu. Dlatego wprowadzimy rozróżnienie na „prawdziwy” i „fałszywy” lęk, co powinno rozjaśnić kwestię wykorzystywania informacji zakodowanych w naszych lękach do podejmowania działań o pozytywnym wpływie na nasze życie. Prawdziwy lęk inicjuje reakcję stresową mającą chronić nas przed niebezpieczeństwem. Mamy z nim do czynienia, kiedy na horyzoncie pojawia się poważne zagrożenie dla zdrowia i życia – nakazuje nam wtedy DZIAŁAĆ, i to już! Prawdziwy lęk dodaje nam energii, kiedy musimy walczyć o przetrwanie swoje i bliskich.

Fałszywy lęk, tak samo jak ból brudny, istnieje wyłącznie w naszej wyobraźni. To głos, który przekonuje cię, że twoja żona/mąż z kimś się spotyka, choć nie ma na to żadnych dowodów – źródłem podejrzeń jest wtedy uwarunkowanie z dzieciństwa, kiedy ojciec zdradzał mamę. Kiedy indziej wyobraźnia szepcze ci do ucha, że szef zamierza cię zwolnić, choć w rzeczywistości właśnie dostałeś podwyżkę. To lęk przekonuje, że nikt cię nie kocha i że resztę życia spędzisz w samotności, choć zewsząd otaczają cię oddani przyjaciele. To podszepty lęku prowokują myśli o życiu w nędzy, chociaż twoje konto bankowe pęka w szwach, a twoja sytuacja finansowa jest na tyle komfortowa, że stać cię na opłacenie rachunków i zapewnienie rodzinie godnego życia.

Wszyscy bez wyjątku doświadczamy obu rodzajów lęku: prawdziwego i fałszywego, i oba możemy wykorzystać na swoją korzyść. Lęk prawdziwy osłania nas – oraz bliskie nam osoby – przed realnymi zagrożeniami, ale równie pomocny może być lęk fałszywy – o ile wsłuchamy się w jego głos. W mojej książce wytłumaczę, jak sięgnąć do naturalnych pokładów odwagi i zaadaptować fałszywy lęk do swoich potrzeb, tym samym odbierając mu władzę nad naszym życiem, zdrowiem i samopoczuciem. Zamiast realizować polecenia bezpodstawnego lęku, nauczymy się odsiewać informacje za pomocą „Wewnętrznego Ognika”.

TWÓJ OSOBISTY WEWNĘTRZNY OGNIK

Kiedy piszę o Wewnętrznym Ogniku, mam na myśli wiecznie żywą boską iskrę, którą w sobie skrywasz. Nadajemy jej różne imiona: dusza, duch, prawdziwe ja, świadomość chrystusowa, natura Buddy, wyższe ja, wewnętrzny uzdrowiciel – tego wyboru dokonujemy w pełni świadomie. Płomyk zapłonął po raz pierwszy wraz z ideą naszego istnienia, i od tego czasu oświetla nas swoim blaskiem.

Wewnętrzny Ognik, źródło naszej odwagi, kryje w sobie moc, dzięki której przekształca okropne, odzierające nas z męstwa myśli podsuwane przez fałszywy lęk w uzdrawiający przekaz. Głos najmądrzejszej cząstki naszego jestestwa zwykliśmy określać mianem intuicji, która w przeciwieństwie do podszeptów fałszywego lęku wskazuje nam drogę, którą powinniśmy podążać. Człowiek dostrajający się do jej częstotliwości i postępujący w zgodzie z wytycznymi, które usłyszy, obudzi w sobie prawdziwą odwagę. Filozof Mark Nepo w swojej książce Unlearning Back to God określił tę cząstkę człowieka jako pierwotne, niezniszczalne jądro. Pisze: „Każdy z nas przychodzi na świat wolny od wszelkich obciążeń, oczekiwań i żalu, ambicji i wstydu, lęku i troski; skrywając w sobie cząstkę, której dotknął Bóg. To do niej sięgamy, aby odnaleźć pokój”.

Dostrojenie się do Wewnętrznego Ognika nie wymaga od nas religijności ani szczególnego uduchowienia. Wystarczy, że będziemy chcieli przypomnieć sobie naszą prawdziwą naturę. Wewnętrzny Ognik nigdy nie gaśnie, nawet w najmroczniejszych chwilach życia, ale można go przyćmić – a kiedy człowiek traci kontakt z najważniejszą cząstką siebie, otwiera drzwi fałszywemu lękowi. Nie jesteśmy jednak w stanie odczytać jego zakodowanych komunikatów, dlatego nie możemy ich wykorzystać do uzdrowienia ciała i ducha. W efekcie lęk przybiera na sile i psuje nam samopoczucie – ale zdarza się też, że wpędza w chorobę i prowadzi do śmierci.

Tak było ze mną, kiedy bandyta przystawił mi pistolet do głowy.

JAK CIERPIAŁAM PRZEZ FAŁSZYWY LĘK

Po wydarzeniach z Colorado Springs prześladowały mnie koszmary. Obok siebie widziałam Rebeccę leżącą na asfalcie w kałuży krwi i czułam na potylicy lufę pistoletu. Rozlegał się strzał i czułam ściekający mi po twarzy ciepły płyn, a kiedy go dotykałam, zostawiał mi na dłoni czerwony ślad. Przez ponad rok budziłam się po kilka razy w nocy z sercem walącym jak oszalałe, uczuciem dziwnego mrowienia w całym ciele i krwi uderzającej do głowy.

Podczas nocnych dyżurów na oddziale położnictwa i ginekologii zdarzało się, że pchając łóżko z pacjentką, bez żadnego powodu nagle wracałam myślami do bolesnych zdarzeń. Umysł wiedział, że nic mi nie grozi, ale ciało wpadało w panikę. A ponieważ jako rezydentka pracowałam po 16 godzin dziennie, zaniedbałam objawy, które sygnalizowały istnienie poważnego problemu. Nieumiejętność przepracowania napadu doprowadziła w końcu do rozpadu mojego małżeństwa.

Ale prawda jest taka, że wcześniej też prześladowały mnie liczne lęki. Kiedy jechałam do szpitala o czwartej w nocy, bałam się, że ktoś może mnie zgwałcić. W pracy – że przyczynię się do śmierci pacjentki i że nigdy nie będę dobrym lekarzem. W życiu osobistym – że zawiodę rodziców i że po rozwodzie już zawsze będę sama. No i bałam się karaluchów. Skrywałam te lęki za maską perfekcji, za pomocą której – pomimo moich licznych wad – chciałam zaskarbić sobie miłość i akceptację innych.

Zdarzenie w Colorado Springs przelało czarę goryczy – zaczęłam bać się ciemności, hałasu, tuneli, malowniczych widoków, kabrioletów, samolotów, obcych osób w parku, utraty bliskiej osoby, miłości. Nie potrafiłam z nikim porozmawiać o panice, która narastała we mnie od dnia napadu, bo wiązałoby się to z okazaniem słabości, narażeniem mojej reputacji zawodowej i nieuchronnym uzależnieniem od Xanaxu, co w konsekwencji zaprowadziłoby mnie albo na odwyk, albo prosto do psychiatryka.

Kiedy bandyta przystawił mi do głowy lufę pistoletu, lęk, który czułam, był lękiem prawdziwym. Moje życie znalazło się w niebezpieczeństwie. Ale lęki, których doświadczyłam później, nie miały zakotwiczenia w rzeczywistości. Istniały jedynie w przestrzeni wyobraźni i nie było szansy, żeby się zmaterializowały. Ale służyły jednemu określonemu celowi: miały mną potrząsnąć i zwrócić uwagę na problem stresu pourazowego, skłonić do szukania pomocy – ale w tamtym okresie mojego życia trwałam w półśnie, nieświadoma istnienia Wewnętrznego Ognika i drzemiącego w nim potencjału. W rezultacie fałszywy lęk przysporzył mi cierpienia. Przytłoczona kakofonią lęków zagubiłam się, utraciłam kontakt z otoczeniem i zdałam się na łaskę i niełaskę pełnego niebezpieczeństw świata.

Nic zatem dziwnego, że w trakcie rutynowych badań kontrolnych lekarz stwierdził u mnie poważny problem z nadciśnieniem. Kardiolog, do którego mnie skierował, dopatrzył się kolejnych zaburzeń: szmerów w sercu, arytmii serca i znowu nadciśnienia – ale jeszcze wyższego niż ostatnio. Do listy potencjalnych problemów dopisał kolejne, które mogły przyczynić się do mojego obecnego stanu: zwężenie tętnicy nerkowej, guza gruczołu nadnercza, nadczynność tarczycy, zespół Cushinga – ale poza ciśnieniem wszystko było w porządku.

Lekarze dopatrzyli się u mnie „przewlekłego nadciśnienia pierwotnego” i przepisali trzy leki, które nijak nie wpłynęły na mój stan zdrowia. Dowiedziałam się, że problem ma naturę przewlekłą, spędzę na lekach resztę życia, a biorąc pod uwagę mój młody wiek i skalę zaburzeń, najpewniej niedługo umrę na jakąś chorobę serca. Nikt nie zapytał, jak sobie radzę w życiu, a ponieważ jak to lekarz nauczyłam się rozdzielać sprawy umysłu od spraw ciała, również nie zastanawiałam się, czy wysokie ciśnienie i problemy z sercem mogą mieć związek ze stanami lękowymi.

Dopiero 15 lat później, pracując nad książką Umysł silniejszy od medycyny.Naukowy dowód na to, że możecie wyleczyć się sami! w pełni zrozumiałam, że lęk zawłaszczył nie tylko moją przestrzeń umysłową, ale i ciało. To, co się ze mną działo na płaszczyźnie emocjonalnej i duchowej, nie było wyłącznie konsekwencją problemów osobistych i zawodowych, napadu, rozwodu i wyczerpującej pracy. Mój układ nerwowy stanął na głowie i za pośrednictwem skomplikowanych reakcji hormonalnych oddziaływał na każdą komórkę ciała, wpędzając je w chorobę.

Gdybym nie uświadomiła sobie w końcu, że nieustannie powtarzana reakcja stresowa powoduje u mnie nie tylko problemy z nadciśnieniem i sercem, ale też liczne schorzenia, pewnie po dziś dzień łykałabym te siedem leków, które mi przepisano. Na szczęście wybudziłam się ze snu. I zrozumiałam, że kiedy człowiek traci kontakt ze swoim Wewnętrznym Ognikiem, przestaje dostrzegać swoje prawdziwe ja skryte za fałszywym lękiem i naraża organizm na atak choroby. To szokujące odkrycie pozostawało w sprzeczności ze wszystkim, czego nauczyłam się w ciągu poprzednich 12 lat edukacji medycznej. Mój świat rozpadł się na kawałki.

PSYCHODUCHOWE PRZYCZYNY CHOROBY

Wówczas nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że zmiana podejścia do kwestii „zdrowia” rodzi konsekwencje wykraczające poza płaszczyznę ciała i że ten wybór popchnie mnie na ścieżkę odnowy duchowej. I choć dzisiaj nadal uczę się, jakie czynniki decydują o dobrym samopoczuciu, z własnego doświadczenia i dzięki latom pracy z pacjentami wiem na pewno, że leczenie i profilaktyka chorób nie ma większego sensu, o ile nie zaczniemy robić użytku z fałszywego lęku i wykorzystywać go wedle własnych potrzeb.

Coraz więcej lekarzy i specjalistów w dziedzinie zdrowia również zaczyna to pojmować, ale choć pacjenci wydają się akceptować związek między lękiem a chorobami, dla wielu taka koncepcja wydaje się zbyt radykalna. Świat nauki nadal skupia się na biochemicznych przyczynach chorób, ignorując wpływ czynników psychoduchowych. Medycyna integracyjna stawia pytania o rolę diety, ćwiczeń, naturalnych zamienników dla leków, medycyny niekonwencjonalnej i alternatywnej, technik eliminowania stresu – jak choćby medytacja czy joga – ale nadal zbyt mało uwagi poświęcamy duchowym przyczynom chorób, narzędziom diagnostycznym oraz terapiom stosowanym przez uzdrowicieli od tysięcy lat. Właśnie tej stosunkowo niezbadanej odnodze medycyny, w której nauka łączy się z duchowością, poświęciłam wiele uwagi, zarówno na gruncie zawodowym, jak i osobistym.

Wola zgłębienia mniej znanych aspektów medycyny stała się punktem wyjścia dla mojej podróży ku uzdrowieniu, ale też zainspirowała mnie do stworzenia Whole Health Medicine Institute, programu treningowego dla lekarzy i specjalistów, w który zaangażowali się tacy pionierzy świata medycyny, jak Rachel Naomi Remen, Bernie Siegel, Larry Dossey, Christiane Northrup, Aviva Romm, Sara Gottfried oraz Pamela Wible, jak również wiele innych sław: trenerka Martha Beck, biolog komórkowy Bruce Lipton, Steve Sisgold (autor programu Whole Body Intelligence), majski szaman Martín Prechtel oraz Debbie Rosas, specjalistka w dziedzinie medycyny ruchowej i założycielka Nia. Razem, ze wsparciem ze strony zaangażowanych w program uzdrowicieli-wizjonerów, dążymy do wyleczenia służby zdrowia z jej przypadłości i przesunięcia punktu ciężkości na kwestie serca i duszy. Zachęcamy też pacjentów, żeby w pełni korzystali z paliwa, jakie daje lęk, kierując się wytycznymi Wewnętrznego Ognika. On nie tylko uwolni nas od niepotrzebnego cierpienia, ale też wskaże drogę ku pełnemu uzdrowieniu.

WSZYSTKIE MASKI LĘKU

Lęk żyjący pośród cieni, ukryty za zasłoną wstydu, ignorowany i pozostawiony samemu sobie, zatruwa nasze życie, choć często nawet nie zdajemy sobie sprawy ze skali jego oddziaływania. Dzieje się tak dlatego, że w naszej kulturze nosi maski różnych emocji. Wydaje nam się, że skoro stres dotyczy stanu emocjonalnego, a nie reakcji fizjologicznej, to właśnie on jest wszystkiemu winien – a nie obawa, niepokój czy lęk. Wiele osób obnosi się ze swoim stresującym życiem, jakby to był powód do dumy. Stres oznacza, że są ciężko pracującymi, wydajnymi i wartościowymi ludźmi, którzy w aktywny sposób oddziałują na rzeczywistość. Ale nie brakuje też takich, dla których „zestresowany” oznacza „przerażony”.

Czy stres w pracy jest jednoznaczny z obawą? Obawą przed pomyłką, zaszkodzeniem komuś, komu powinniśmy pomagać, przylepieniem łaty „amatora”, wyrażeniem swojego zdania, zabiciem pacjenta/utratą sprawy/niezłożeniem oferty/utratą okazji? Chyba każdy boi się, że ominie go promocja, przestanie się liczyć, zostanie zdegradowany i zabraknie mu pieniędzy na utrzymanie rodziny. Boimy się zawalczyć o krótszy dzień pracy, poprosić o wolne z okazji przedstawienia albo meczu, w którym wystąpi nasza pociecha, i głośno powiedzieć, że praca jest równie ważna, co troska o dobre samopoczucie. Unikamy mówienia o wypaleniu zawodowym, o urlopie, brakuje nam odwagi, żeby w weekendy odciąć się od e-maili współpracowników, a po południu wyłączyć komórkę. Nieustannie towarzyszy nam obawa, że choć stale budujemy swój wizerunek zawodowego superherosa, ktoś przejrzy nas na wylot i odkryje nasze słabości i niedoskonałości.

Stres w pracy traktujemy jako coś dobrego i na jednym wydechu dodajemy, że związki również są stresujące. Okazji jest wiele: relacje między współmałżonkami albo rodzicami i dziećmi; ważne wybory: ślub, powiększenie rodziny, zerwanie; albo szalona, acz nieodwzajemniona miłość.

Co to znaczy, że związki są stresujące? Czyżbyśmy bali się, że druga połówka odejdzie, kiedy pozna prawdę? Może tak naprawdę obawiamy się zdrady, odrzucenia, niewierności, rozwodu, że partner/partnerka złamie nam serce, stracimy ukochaną osobę i resztę życia spędzimy w samotności? Nie potrafimy się przyznać, że potrzebujemy bliskości i poczucia wspólnoty, że marzy nam się pomoc przy opiece nad dziećmi, że mamy dość krytykowania i osądzania, że marzymy o czasie dla siebie, bliskości seksualnej, przestrzeni i wolności? Otwarcie się przed drugą osobą utożsamiamy z odsłonięciem najsłabszych punktów, a jednocześnie boimy się, że jeśli tego nie zrobimy, czeka nas życie w samotności.

Stresują nas też kwestie finansowe, ale pieniądz to raptem świstek papieru w banku. Może tak naprawdę boimy się utraty władzy, wygód i bezpieczeństwa, które pieniądze zapewniają? Czujemy lęk na myśl o tym, że zabraknie nam pieniędzy na czynsz, jedzenie, opłaty związane z samochodem i ubezpieczenie zdrowotne; że nie odłożymy oszczędności na edukację dzieci i własną emeryturę; że zabraknie nam pieniędzy w chwili, kiedy najbardziej będziemy ich potrzebowali i nasz świat ni z tego, ni z owego stanie na głowie.

Wstyd też jest maską lęku. Ale kiedy zaczyna dawać się nam we znaki – z powodu życiowych porażek, wyglądu, seksualności, nawyków, sposobu wychowania dzieci, prezencji w pracy – tak naprawdę kryje się za nim lęk przed własną niedoskonałością i odrzuceniem albo przekonanie, że nie zasługujemy na miłość, której wszyscy przecież pragniemy. I tak samo, jak w przypadku „stresu”, skrywamy nasz wstyd za zasłoną arogancji, osądzania innych i pogardy. Ale pod maską dorosłego kryje się przerażone dziecko, które boi się, że nikt go nie zaakceptuje.

Lęk bywa podstępny i przybiera wiele postaci, umiejętnie kamuflując prosty fakt, że przejął kontrolę nad twoim życiem. Często nawet nie potrafimy przyznać, że nam szkodzi. Lęk postrzegamy jako słabość, problem, który należy ukrywać przed innymi i rozwiązać na własną rękę. Ale przecież to nieprawda. Prawdziwy lęk jest naturalnym mechanizmem przetrwania, a lęk fałszywy bardzo ważną, nazwijmy to, „pomocą dydaktyczną”, która dostarcza nam istotnych informacji. Wszyscy borykamy się z jakimiś lękami. Nie ma co się z tym kryć. Wprost przeciwnie, warto przyjrzeć się temu problemowi bliżej, żeby wysnuć z niego ważne wnioski na przyszłość i odnaleźć w sobie naturalną odwagę, która zapewni nam życie w zdrowiu.

NA ŚCIEŻCE ODWAGI

Czym właściwie jest odwaga? Słownik Dictionary.com definiuje ją jako „cechę umysłu lub ducha, która umożliwia nam stawienie czoła kłopotom, zagrożeniu, bólowi itp. bez lęku”. Ale nie chodzi o bycie „nieustraszonym”. Zdarzali się już bohaterowie i bohaterki, którzy w puszystych kapciach na nogach i dygocząc z lęku dali popis szaleńczej odwagi. W słowniku Merriam-Webster znajdziemy następującą definicję: „Odwaga to umiejętność realizacji trudnego albo groźnego przedsięwzięcia”. I choć prawdą jest, że zrobienie czegoś trudnego lub niebezpiecznego rzeczywiście wymaga sporej odwagi, to potrzebujemy jej nawet więcej, żeby tych trudnych, groźnych sytuacji uniknąć.

W przeciwieństwie do tez stawianych przez hollywoodzkie kino, odwaga nie zawsze jest efektowna i seksowna. Jej aktom nie muszą towarzyszyć fanfary, wyszukane stroje, medale i setki wiwatujących fanów. Nie ma nic wspólnego z bronią palną, pościgami samochodowymi ani spektakularnymi popisami. Odwaga bywa bowiem wewnętrzną podróżą, którą odbywamy w samotności, inną dla każdego z nas. Są osoby, które dają jej wyraz przez prostą czynność wstania rano z łóżka.

Odwaga nie wymaga brawury, skakania ze spadochronem z urwiska i przelatywania nad czyhającymi w dole szpikulcami skał, ani chodzenia podczas tornado na linie rozciągniętej między dwoma wieżowcami. Nie jest aktem odwagi sytuacja, kiedy kobieta wchodzi nocą do ciemnego zaułka, kiedy intuicja bije na alarm, że aż prosi się o gwałt. Ani taka, kiedy matka samotnie wychowująca czwórkę dzieci rezygnuje z pracy, której nie lubi, i wkrótce przekonuje się, że nie ma za co wykarmić rodziny. I na pewno odwagą nie popisuje się człowiek stający naprzeciwko byka, który już za chwilę przyozdobi sobie nim rogi.

W odwadze nie chodzi o to, żeby zmusić się do zrobienia czegoś, co nas przeraża, bo ktoś rzucił nam takie wyzwanie. Żołnierz, który składa się do strzału, choć nie zgadza się z otrzymanym od dowódcy rozkazem, nie popisuje się odwagą. Tak samo, jak makler inwestujący wszystkie pieniądze klienta w ryzykowne przedsięwzięcie, bo jego szef uznał to za dobry pomysł. I nowy członek gangu trzymający na muszce kasjera w banku, diler narkotykowy przewożący przez granicę 10 kg kokainy dla swojego szefa czy nastolatek, który postanowił zjechać na nartach trasą dla zaawansowanych, bo kumple rzucili mu wyzwanie i teraz musi udowodnić swoją wartość. Odwaga nie polega na tym, że odsłaniamy nasze słabości i bezkrytycznie otwieramy się przed każdym, kto się napatoczy. Mężczyzna, który wyznaje miłość dopiero co poznanej kobiecie, nie jest odważny. I nie jest odważna blogerka opisująca swoje problemy trawienne, uzależnienie od leków i związki nie dlatego, że chce dodać otuchy innym, ale ponieważ nie radzi sobie z własnym bólem i łaknie uwagi niewłaściwych osób. To samo tyczy się kobiety, która każdemu kolejnemu partnerowi opowiada, że w dzieciństwie padła ofiarą molestowania seksualnego. I celebryty, który wpuszcza ekipę telewizyjną do swojej sypialni i na oczach milionów telewidzów kłóci się z żoną. Mężczyzna, który wyciąga broń i strzela do swoich oprawców z dzieciństwa, nie popisuje się odwagą. Podobnie jak maltretowana żona, która wbija mężowi nóż w pierś.

Czym zatem jest odwaga? Oto moja definicja:

Odwaga nie polega na wyzbyciu się lęku; to przyzwolenie na to, żeby lęk nas odmienił i przygotował na niespodzianki, jakie niesie przyszłość; to umiejętność pogodzenia się z rzeczywistością i otworzenie się na swoje prawdziwe ja.

Taka odwaga wzmacnia, zamiast odbierać siły. Nie pozwalasz, żeby o życiowych wyborach decydował fałszywy lęk i towarzyszące mu emocje: złość, pogarda, nienawiść, nietolerancja, przygnębienie, niepokój i nieuleczony żal. Źródła odwagi dającej nam siłę, żeby żyć w zgodzie z samym sobą, należy szukać w wewnętrznym spokoju.

DLACZEGO NAPISAŁAM TĘ KSIĄŻKĘ?

Źródłem inspiracji dla mojej poprzedniej książki, Umysłu silniejszego od medycyny, byli moi dzielni pacjenci, którzy podjęli próbę odszukania rzeczywistych przyczyn prześladujących ich chorób, ułożyli dla siebie Receptę i zebrali owoce tych działań. U wielu osób, które dokonały zdecydowanych zmian w swoim życiu i pokonały reakcję stresową organizmu, tym samym przygotowując grunt pod samouzdrowienie, miałam przyjemność obserwować spontaniczną remisję choroby. Ale zdarzali się też tacy, u których terapia przybrała zgoła odmienny obrót. Niektórzy utknęli w pułapce, sparaliżowani lękiem do tego stopnia, że nie mogli dokonać ważnych dla ich zdrowia zmian. Zupełnie jakby ich dusza była więziona w klatce, do której klucz miał lęk, a oni poświęcali czas i energię na podpieranie krat, żeby nie dopuścić do siebie zagrożenia. Nie rozumieli, że dusza łaknie wolności, a lęk, który ją uwięził, jest jednocześnie kluczem do otwarcia klatki. W przypadku tej grupy pacjentów spętanie przez lęki nie tylko uniemożliwiało rozpoczęcie wędrówki ku samouzdrowieniu, ale też pogłębiało ich problemy zdrowotne.

Zaczęłam się zastanawiać, czy nauka odkryła związek między lękiem a chorobami. Kiedy zagłębiłam się w literaturze przedmiotu, z niemałym zdziwieniem stwierdziłam, że jak najbardziej – publikacji potwierdzających moje domysły było co niemiara. Ale w pewnym momencie zderzyłam się ze ścianą. Skoro lęk naraża organizm na rozwój choroby, a ja zamierzałam opowiedzieć o tym zjawisku, to przecież nie mogłam pozostawić czytelników bez pomocy. Jeśli miałam podzielić się z nimi moją wiedzą o wpływie lęku na fizjologię człowieka, powinnam też dać im nadzieję na lepszą przyszłość. Ale czy miałam odpowiednie kompetencje? Byłam zwykłą lekarką, a nie terapeutką ani psychologiem, i choć często zdarzało mi się pisać o sprawach ducha, to nie dysponowałam odpowiednim przygotowaniem, żeby opowiadać o nich w bardziej sformalizowany sposób.

Próbowałam przekonać samą siebie, żeby nie pisać tej książki, ale nie potrafiłam zapomnieć o danych statystycznych, według których lęk jest jednym z głównych czynników ryzyka chorób. Jeśli jest równie groźny, co niewłaściwa dieta czy palenie, to czy jako lekarka nie miałam obowiązku pomóc pacjentom zwalczyć ten bardzo realny problem? W efekcie zagłębiłam się w świecie publikacji na temat lęku i odwagi – nie tyle jako ekspert, co raczej zaintrygowana studentka, która postawiła sobie za cel przechylić szalę zwycięstwa na korzyść zachowań promujących odwagę.

Przygotowując się do napisania tej książki, przeczytałam setki naukowych artykułów publikowanych w literaturze psychologicznej głównego nurtu poruszających tematykę lęku. Zapoznałam się też z popularnymi książkami podejmującymi ten temat. Niektóre, jak choćby Nie bój się bać Susan Jeffers czy Dance of Fear Harriet Lerner, zgłębiają zagadnienie lęku od strony psychologicznej i dostarczają praktycznych rozwiązań. Inne, w tym Dar lęku Gavina de Beckera, tłumaczą zalety lęku – choćby takie, że lęk chroni nas przed groźnymi kryminalistami i niebezpiecznymi sytuacjami. Nie brakuje też autorów, którzy analizują temat lęku na płaszczyźnie duchowej – jak robi to np. Pema Cziedryn w Miejscach, które budzą lęk, Adyashanti w Falling into Grace, Michael Singer w Nieskrępowanej duszy i Marianne Williamson w Return to Love.

Przeanalizowałam treść książek i artykułów uczących, jak zdobyć się na odwagę, w tym Z wielką odwagą Brené Brown, Odwagę Debbie Ford, The Courage to Heal Ellen Bass i Laury Davis, a także Masz w sobie siłę Elizabeth Lesser. Zapoznałam się też z licznymi publikacjami, w których opisano schorzenia umysłowe powiązane z lękiem i niepokojem, m.in. fobie, nerwicę pourazową i zespół lęku uogólnionego. Sięgnęłam nawet po kilka pamiętników, np. Jedz, módl się, kochaj Elizabeth Gilbert i Dziką drogę Cheryl Strayed, których autorzy przezwyciężyli swoje lęki, aby móc dokonać w życiu ważnych wyborów. Do tej, jakby nie spojrzeć, solidnej biblioteki artykułów i książek należy dodać ponad 100 wywiadów z osobami, które pokonały lęk i postawiły na odwagę. Te rozmowy obudziły we mnie niemal obsesyjną potrzebę zrozumienia, co sprawia, że jedni nie mają problemu z wykazywaniem się odwagą, a inni na całe życie wpadają w pułapkę lęku.

Uświadomiłam sobie, że większość z nas wypiera istnienie lęku. Nie rozmawiamy o nim, nie przyznajemy się przed innymi do naszych obaw. Opowiadanie o lękach raczej nikomu nie przysporzy popularności na przyjęciu. A przecież wszyscy zmagamy się z podobnym problemem. Rozmawiając z osobami, które stawiły czoła swoim lękom i wbrew ich podszeptom dokonały ważnych życiowych wyborów, zdumiało mnie, w jak różny sposób radzimy sobie z trudnymi sytuacjami. Większość z nas unika ich jak ognia – mam tu na myśli chociażby rozwód, śmierć bliskiej osoby, bankructwo, zdiagnozowanie poważnej choroby, molestowanie – ale ci z moich rozmówców, którzy wykazali się największą odwagą, często powtarzali, że te okropne doświadczenia to najlepsze, co zdarzyło się w ich życiu. Nie potrafiłam tego pojąć. Dlaczego dopatrywali się jasnych stron w tak traumatycznych wydarzeniach? I dlaczego doświadczyli za ich sprawą niezwykłej przemiany, choć innych doprowadziły one do utraty resztek nadziei i zamknięcia się w sobie? Co kierowało ludźmi, którzy z rozmysłem zrezygnowali z życia pełną piersią, podczas gdy inni wykorzystali lęk, żeby otworzyć klatkę, w której była więziona ich dusza? I co ważniejsze, czego możemy się nauczyć od tych, którzy odrodzili się z popiołu i zaczęli żyć odważnie? Może jak otworzyć tę klatkę?

Zrozumiałam, że lęk może być darem; nie tylko chroni nas przed niebezpieczeństwem, ale też wybudza z letargu. Jeśli w obliczu napawających przerażeniem i niepewnością doświadczeń życiowych zdołamy zachować przytomność umysłu, być może znajdziemy w sobie siłę, żeby ściągnąć z oczu klapki, które przesłaniały nam prawdziwy ogląd świata, i zrozumiemy, kim naprawdę jesteśmy, jak funkcjonuje świat i jaki jest cel naszego istnienia. Lęk kościstym paluchem wskazuje wszystkie sfery życia, które wymagają uzdrowienia, i jeśli wsłuchamy się w jego głos, nagrodą będzie odwaga i przywrócenie wewnętrznej równowagi. Bo, jak to powiedział Christopher Hansard, autor Tybetańskiej sztuki życia, „lęk jest wyłącznie niezrozumianym spokojem”. Dlatego Lekarstwo na lęk w gruncie rzeczy nie traktuje o leczeniu stanów lękowych, lecz o wykorzystaniu lęku w procesie uzdrowienia.

Pytanie brzmi: jak tego dokonać? Skoro w obliczu swoich obaw jedni otwierają się na świat, a inni przed nim uciekają, to co zagwarantuje, że potencjalne lekarstwo nie okaże się trucizną? Jak sobie poradzić, kiedy lęk chwyta nas za gardło? Bo nie chodzi wyłącznie o zdrowie, ale też o to, żeby wieść życie szczere i radosne, a także nauczyć się je głębiej przeżywać.

Wniosek, jaki nasunął mi się po szeroko zakrojonej analizie problemu, był jednoznaczny: nie ma jednego rozwiązania, które zagwarantuje, że wykorzystasz lęk do własnych celów, zamiast dać mu się zamknąć w klatce. Znajdą się tacy, którym pomoże terapia. Inni będą potrzebowali miesięcznego odpoczynku albo pielgrzymki. Recepta może przyjąć najprzeróżniejsze postaci: kursu tańca brzucha, skakania z samolotu albo zajęć artystycznych, medytacji, modlitwy bądź technik emocjonalnej wolności. Inni natomiast sięgną po wszystkie wymienione rozwiązania. Wszystkich jednak tych odważnych ludzi, z którymi miałam okazję porozmawiać, łączyła jedna cecha: potrafili słuchać, analizować i realizować sugestie swojego Wewnętrznego Ognika. Kiedy charakterystycznym głosem podpowiadał im, co mają zrobić, żeby wykorzystać lęk w procesie rozwoju osobistego, znaleźli w sobie dość siły do zrealizowania planu do końca.

Aby lęk mógł nas uzdrowić, musimy wykonać pewne czynności mające na celu wzmocnienie procesów wewnętrznych – taki jest bowiem ogólny zamysł Lekarstwa na lęk. Nauczymy się tworzyć relację z niepewnością i godzić się z chwilą obecną. Dokonamy tego, gdy podejdziemy do problemu ze świeżym umysłem, dookreślimy nasze wyobrażenie o sobie oraz zidentyfikujemy towarzyszące mu myśli, przekonania i uczucia, po czym wykorzystamy je jako punkt wyjścia do poznania swojej prawdziwej, nieznającej granic natury. Napisałam tę książkę, żeby pomóc moim czytelnikom w transformacji. Ma ona bowiem ukazywać ścieżkę ku przemianie, którą może podążyć każdy bez wyjątku.

JAK KORZYSTAĆ Z TEJ KSIĄŻKI

Lekarstwo na lęk podzieliłam na trzy części odwołujące się do różnych aspektów naszej osobowości. W Części I zawarłam przekaz dla umysłu. Kieruję go do otwartych na naukowe argumenty osób, które zamierzam przekonać, że lęk jest nie tylko istniejącym w obszarze mózgu bolesnym doświadczeniem emocjonalnym, przez które stajemy się nieszczęśliwi, ale także śmiertelnie niebezpieczną siłą przenikającą komórki całego ciała. W rozdziale pierwszym odwołam się do naukowych ustaleń z dziedziny neurologii i fizjologii lęku i wyjaśnię działanie mechanizmu, który sprawia, że przerażająca myśl oddziałuje na fizjologię organizmu. Powiem również, jak lęk i trauma przejmują kontrolę nad układem nerwowym, co w konsekwencji prowadzi do automatycznego, podświadomego wystąpienia reakcji stresowych oddziałujących bezpośrednio na układ limbiczny, to zaś może skutkować fobią, stresem pourazowym oraz innymi zaburzeniami psychologicznymi, których leczenie wymaga profesjonalnej opieki.

W rozdziale drugim przedstawię naukowe dowody potwierdzające fakt, że lęk jest istotnym czynnikiem ryzyka ujawnienia się większości chorób, a zwłaszcza największego mordercy naszych czasów: schorzeń serca. Pokażę, że lęk pozostawiony samemu sobie skraca życie i sprowadza na nas fizyczne cierpienie. Nie piszę tego, żeby kogokolwiek straszyć; przedstawiane przeze mnie dane są pomocą naukową, która umożliwi czytelnikowi odzyskanie kontroli nad swoim zdrowiem; alternatywą jest zdanie się na łaskę i niełaskę sił, na które pozornie nie mamy wpływu. Świadomość zagrożeń towarzyszących życiu w lęku podziała, mam nadzieję, jak zimny prysznic i zmotywuje czytelnika do podejmowania właściwych wyborów, które w ostatecznym rozrachunku pozwolą mu przekształcić lęk w lekarstwo dla ciała, umysłu i duszy.

Część I ma przemówić czytelnikowi do rozsądku i przekonać, że nie warto oddawać inicjatywy w ręce fałszywego lęku. Z kolei Część II napisałam z myślą o czytelnikach kierujących się intuicją. Tłumaczę w niej, że każdy może spróbować zmienić swoje życie. Porzucimy świat naukowych argumentów na rzecz duchowości i sprawdzimy, czy te dwie na pozór odmienne filozofie mają jakieś punkty styczne. Czytelnik zapozna się z ideą Czterech Strasznych Założeń, „progów zwalniających”, leżących u podstaw fałszywego lęku. Wytłumaczę też, jak je przekształcić w Cztery Deklaracje Odwagi. Pod koniec każdego rozdziału Części II umieściłam opis Ćwiczeń na Odwagę, które ułatwią stosowanie Deklaracji w praktyce. Zerwanie z powszechną tendencją do akceptowania Czterech Strasznych Założeń i przekształcenie ich w Cztery Deklaracje Odwagi będzie pierwszym krokiem ku pogodzeniu się z niepewnością i wypracowaniu zdrowego stosunku do straty – czyli takiego, który będzie oparty na dostrzeganiu nowych możliwości i szans rozwoju. Bo takiego lekarstwa szukamy.

Część III mówi zarówno o intuicji, jak i umyśle i ma przede wszystkim ułatwić przemianę osobistą. Czytelnik stworzy własną Receptę na Lęk, wyznaczy swoją ścieżkę męstwa, pozna Sześć Etapów Wzmacniania Odwagi i za pomocą Wewnętrznego Ognika stworzy Przepis na Odwagę, który posłuży mu do rozświetlenia mroków otaczającego świata.

Pragnę podkreślić, że do tego celu prowadzą bardzo różnorodne ścieżki. Jedną z nich jest psychologia świata Zachodu, inną zaś filozofia Wschodu. Kurs cudów zawiera jeszcze inne metody. Poszczególne religie instytucjonalne oferują własne wytyczne oparte na wierze. Choć moja książka nie traktuje o żadnym konkretnym ruchu religijnym, przeanalizuję wybrane rozwiązania wywodzące się z chrześcijańskiego mistycyzmu, żydowskiej kabały, islamskiego sufizmu, buddyzmu oraz hinduistycznej jogi. Każda z tych tradycji jest godna polecenia i przy układaniu Przepisu na Odwagę z powodzeniem można się na nie powołać.

Rozwiązanie, które proponuję, nie ma charakteru natychmiastowego; to duchowa podróż wymagająca czasu, ćwiczeń, poświęcenia, wsparcia, odwagi, wiary i jednoznacznych aktów współczucia, których adresatami będziemy zarówno my sami, jak i wszystkie osoby borykające się z podobnym problemem. Ten ogromny wysiłek zaowocuje jednak prawdziwym uzdrowieniem. Pod koniec lektury czytelnik uświadomi sobie, że zawsze dysponował siłą, która pozwala spojrzeć poza zasłonę lęku i odnaleźć tam odwagę.

DLACZEGO WARTO WYBRAĆ SIĘ W TĘ PODRÓŻ

Jeśli zetknąłeś się w swoim życiu z wrogością – a dotyczy to chyba każdego z nas – niewykluczone, że lęk zagłuszył w tobie głos Wewnętrznego Ognika i skłonił do złamania zasad, którymi kierowałeś się w życiu. Te „przestępstwa” mogły być bardziej lub mniej poważne, ale z czasem podziałały na duszę jak papier ścierny. Może podobnie jak ja pracujesz w służbie zdrowia i musisz przyjmować po czterdziestu pacjentów dziennie, choć dobrze wiesz, że prawdziwe uzdrowienie wymaga czasu. Albo pracujesz w reklamie i powierzono ci zadanie sprzedania produktu, którego nie uważasz za godny polecenia. Może jesteś nauczycielem, któremu nie wolno przytulić dziecka, choć maluch wyraźnie tego potrzebuje. Albo pracownikiem banku, któremu zakazano udzielania pożyczki zadłużonemu przedsiębiorcy, choć jesteś przekonany, że na pewno ją spłaci. A może jesteś prawnikiem broniącym nie prawa, a majętnych klientów. Albo politykiem, któremu kiedyś przyświecała ambicja reprezentowania ludu, a teraz musi się sprzedawać, żeby zapewnić sobie reelekcję.

Nie zawsze jednak chodzi o pracę. Może jesteś jednym z tych, którzy nie zabrali głosu, kiedy uczciwa osoba została wykluczona z twojego kręgu tylko i wyłącznie dlatego, że nie miała odpowiednich butów albo samochodu. Może wybrałeś milczenie, kiedy na spotkaniu parafian sprzeciwiano się obecności w kościele pastora-homoseksualisty. Albo nie broniłeś swoich racji, kiedy oczekiwano od ciebie, że poświęcisz się dla rodziny. Może odpowiedziałeś „tak”, kiedy Wewnętrzny Ognik błagał, żebyś powiedział „NIE”.

Każdego dnia nasza uczciwość jest poddawana próbie, ale zawsze mamy wybór. Lęk sięgnie po każdy argument, byleby wymusić uległość. Wmówi ci, że potrzebujesz poczucia bezpieczeństwa, pewności i akceptacji oraz regularnych przelewów na konto. Ale jaką cenę zapłacimy za ciągłe zdradzanie siebie? Pod tym względem lęk jest wręcz błogosławieństwem, ponieważ wskazuje nam pęknięcia na zbroi prawości, które należy załatać. Nawet jeśli nasze wykroczenia są nieznaczne i nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego, co robimy, to jeśli wystarczająco długo będziemy wystawiali własną uczciwość na szwank, Wewnętrzny Ognik w końcu przygaśnie, a jego głos stanie się ledwo słyszalny. Za każdym razem, kiedy zdradzamy swoje prawdziwe ja, jakaś cząstka nas obumiera, odbierając nam zdrowie, witalność i szczęście.

Pełne zjednoczenie z Wewnętrznym Ognikiem oznacza podejmowanie nowych, przerażających wyzwań. Bliscy przestaną cię wspierać, ponieważ stawiłeś odpór lękom, którymi ludzie posługują się, żeby wywiera na kogoś nacisk. Ty właśnie stałeś się nieprzewidywalny i to ich niepokoi. Twoja postawa może odbić się rykoszetem i wpłynąć na osoby, które znalazły usprawiedliwienie dla swoich poczynań. Będziesz lustrem, w które hipokryci nie potrafią spojrzeć.

Jednocześnie zaczną się do ciebie garnąć osoby pragnące zjednoczenia z Wewnętrznym Ognikiem. Będziesz przyciągał prawdziwych duchowych braci i siostry. A w ramach swoistych podziękowań za życie w zgodzie z własnym ja, Wszechświat obdarzy cię szczęściem, niekwestionowaną miłością, witalnością, zdrowiem i poczuciem zjednoczenia z Bogiem. Być może utracisz – w części lub w całości – swoją strefę komfortu, ale korzyści z podjęcia tej wyprawy będą bezcenne. Nagrodą za cały twój trud i poświęcenie będzie WOLNOŚĆ.

Czy pozwolisz, żeby lęk cię uleczył i wskazał ci drogę do prawdziwej odwagi?

Sprawdźmy.

~ ROZDZIAŁ 1 ~

Fizjologia lęku

Jedyne, czego powinniśmy się lękać, to sam lęk.

– FRANKLIN D. ROOSEVELT

Ośmioletnia April usłyszała dobiegający z głębi korytarza odgłos pękającej szklanki. Wiedziała, że ma przed sobą kolejną noc, kiedy mama i mężczyźni, z którymi lubiła pić, pójdą na całość. Dziewczynka próbowała wybiec na dwór, ukryć się w lesie przed domem. Ale płuca odmówiły jej posłuszeństwa i April zabrakło tchu; wiedziała, że nie ma szans. Chwilę później dostrzegła obcego mężczyznę idącego w jej stronę i poczuła niewyobrażalny ból.

April nie pamięta nic więcej z tamtej nocy. Wie za to, że niedługo później jej matka zniknęła. Bez słowa wyjaśnienia ani przeprosin, bez pożegnania. April przekonywała młodszego braciszka, że mama już nigdy nie wróci, ale i tak kilka tygodni przesiedziała na końcu kanapy, wpatrując się wyczekująco w drzwi.

Kiedy mama odeszła, lęk pochwycił April w swoje szpony. Nie potrafiła zaufać ani niedawnym bliskim przyjaciołom, ani pracownikom opieki społecznej, którzy starali się jej pomóc. W nocy nie mogła zmrużyć oka i leżała sparaliżowana lękiem, że któregoś dnia ktoś zabierze jej braciszka. Zaczęła cierpieć na bezsenność. Kiedy na krótką chwilę zasypiała, śniło się jej, że ucieka przed nieznanymi mężczyznami. Gdzie by się nie chowała, oprawcy i tak ją znajdowali.

Wkrótce ciało zaczęło dawać za wygraną. April często mdlała i trzęsła się jak przy ataku padaczki. Lekarz zlecił badania laboratoryjne, neurolog – tomografię mózgu i EEG, a kardiolog, który zdiagnozował u April szmery w sercu, kazał dziewczynce nosić kardiomonitor. Stwierdzono u niej „reaktywną chorobę dróg oddechowych” – odmianę astmy i przepisano pół tuzina leków mających zwalczyć zawroty głowy. Ku zdziwieniu lekarzy pomimo licznych badań i terapii, objawy nie zniknęły.

Z wiekiem April nie wyzbyła się lęku. Lęk przed zagrożeniami zaowocował obsesją na punkcie siły i samoobrony oraz treningiem siedmiu różnych sztuk walki. Kierowana lękiem, zapisała się na specjalistyczny program obejmujący obsługę broni, ewakuację i walkę wręcz. Aby móc zadbać o zdrowie i życie niewinnych jako wyspecjalizowany ochroniarz, nauczyła się myśleć jak bandyta.

Każdego dnia zakładała kaburę z bronią i świadomie narażała swoje życie dla klientów. Ale chociaż osiągnęła stanowisko wysoko wykwalifikowanej „agentki ochrony stopnia kierowniczego”, lęk nie rozluźnił uścisku, w którym ją trzymał. Wprost przeciwnie, coraz bardziej go zaciskał, do tego stopnia, że April nieustannie oglądała się przez ramię, bojąc się potencjalnych ataków, które w jej przekonaniu mogły nadejść z każdej strony.

Spała z bronią pod poduszką, ale w nocy i tak nawiedzały ją sny o podążających jej tropem mężczyznach bez twarzy i o tym, że została postrzelona. Nabawiła się licznych fobii: lęku przed ciemnością, cieniami, pająkami, ludźmi stojącymi jej za plecami, ludźmi, którzy ukrywali dłonie. Każdemu wyjściu z domu towarzyszył atak paniki i obsesyjna ocena potencjalnych zagrożeń. Wciąż się bała, że w przypadku ataku wszystkie umiejętności, które zdobyła, okażą się nieprzydatne i nie zdoła się obronić.

Im silniejszy był lęk April, tym bardziej nasilały się jej problemy zdrowotne. W opinii lekarzy za liczne omdlenia odpowiadało egzotyczne schorzenie krwi, którego żaden hematolog nie potrafił zdiagnozować. Jej krew po prostu znikała, co skutkowało bezustanną anemią. Tym zmianom miały przeciwdziałać wlewy dożylne, ale ciągnąca się od sześciu do ośmiu tygodni terapia wiązała się z koniecznością podpięcia April na kilka godzin do specjalistycznego sprzętu trzy razy w tygodniu.