Strona główna » Obyczajowe i romanse » Łzy Tess

Łzy Tess

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66134-44-7

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Łzy Tess

Pierwszy tom mrocznej serii, w której pożądanie miesza się ze strachem!

Dwudziestoletnia Tess Snow prowadzi spokojne życie. Jest o krok od rozpoczęcia kariery na rynku nieruchomości, a jej chłopak to idealna mieszanka czułości i odpowiedzialności. Aby świętować ich drugą rocznicę, Brax robi jej niespodziankę i zabiera na wycieczkę do Meksyku.

Romantyczne plaże, gorący seks i świetna zabawa — tego spodziewa się Tess. Dziewczyna nie wie, że zostanie uprowadzona, odurzona narkotykami i sprzedana. Siłą wepchnięto ją w mroczny świat prostytucji i zdegradowano do roli zabawki. Jej nowy pan, tajemniczy Q, nie lubi się dzielić.

Czy Brax odnajdzie i uratuje Tess, zanim jej nowy właściciel całkowicie ją zniszczy? Czy dziewczyna odnajdzie w sobie siłę, aby walczyć o swoje bezpieczeństwo i wolność?

__

O autorce

Pepper Winters to pełnoetatowa pisarka, która swój warsztat szkoliła w „New York Times” i „Wall Street Journal”. Wielokrotnie nagradzana za najlepsze Dark Romance, najlepszego Bohatera czy serię BDSM. Wydała już dwadzieścia książek, a „Łzy Tess” to pierwsza z nich. Urodzona i wychowana w Hongkongu czerpie ze swoich angielskich korzeni podczas pisania. Jej bohaterowie to złożone osobowości, które charakteryzują się autentycznością i głębią. Pisarka ma fanów na całym świecie, a jej książki zostały przetłumaczone na wiele języków. Uwielbia czytać, pisać i biegać. Przyznaje się do uzależnienia od podróży i crème brûlée.

Polecane książki

Publikacja dotyczy aktywacji negatywnych stylów poznawczych w różnych fazach cyklu miesiączkowego. Zawiera prezentację badań własnych autora, przeprowadzonych na grupie 295 kobiet, z uwzględnieniem rozbudowanej procedury. Celem opracowania jest sprawdzenie, czy w ostatniej fazie cyklu menstruacyjneg...
Isis Blake nie była zakochana od trzech lat, dziewięciu tygodni i pięciu dni…A biorąc pod uwagę, jak się to skończyło ostatnio, zamierza ten stan utrzymać. Od tamtej pory schudła, zrobiła sobie we włosach fioletowe pasemka i razem z mamą, która ucieka przed agresywnym partnerem, przeprowadziła się d...
Ostatnia nowelizacja ustawy o działalności pożytku publicznego wprowadziła istotne zmiany dla organizacji pozarządowych. Do najważniejszych z nich należy zaliczyć nowe zasady dotyczące odpłatnej działalności pożytku publicznego, 1% PIT, promowania OPP czy regrantingu. Komentarz do znowelizowanych pr...
Rok 1991. Na poznańskim blokowisku niepozornie wyglądający mężczyzna zaczepia idącego do szkoły nastolatka. Wymyśla pretekst, żeby dostać się do jego mieszkania. Chłopiec początkowo nie podejrzewa niebezpieczeństwa…Mężczyzna w białych butach trzyma w napięciu mocniej niż jakikolwiek kryminał i wciąg...
„Dni imperiów i sfer wpływów dobiegły końca” mówił w Warszawie Barack Obama, mając – oczywiście – na myśli Rosję i – zapewne  – słynne stwierdzenie Putina o „największej tragedii geopolitycznej końca XX w.” Początki owego...
Kira Banks przeżyła nieszczęśliwy romans. Chciała wyjechać z miasta i zamieszkać tam, gdzie nikt jej nie zna. Wybrała piękną dolinę w Toskanii, urządziła dom i zaprojektowała ogród. Pewnego dnia okazuje się, że w sąsiedztwie zamierza się osiedlić znany milioner Stefano Albani. Kira obawia się, że to...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Pepper Winters

Niniejszą książkę dedykuję wszystkim blogerom, znajomym z Facebooka, czytelnikom beta, recenzentom i cudownym ludziom w internecie. SukcesŁez Tess to Wasze dzieło. Wielkie i szczere „dziękuję”.

Prolog

Dwa krótkie słowa.

Gdyby ktokolwiek spytał, czego najbardziej się bałam, co mnie przerażało, zapierało mi dech w piersiach i sprawiało, że życie przelatywało mi między oczami, wypowiedziałabym owe dwa krótkie słowa.

Jakim cudem moje idealne życie stało się takim piekłem?

Jakim cudem moja miłość do Braxa stała się niemożliwa do odzyskania?

Śmierdzący stęchlizną czarny worek na mojej głowie utrudniał mi myślenie, ręce miałam związane z tyłu, sznur wpijał mi się w nadgarstki, miałam wrażenie, że je podgryza, że jest gotowy doprowadzić mnie do wykrwawienia się na śmierć w tej nowej sytuacji.

Hałas.

Otworzyły się drzwi od części załadunkowej samolotu, ktoś szedł w naszą stronę. Miałam przytłumione zmysły, zdławione czarnym workiem, w mojej głowie roiło się od przerażających obrazów. Czy zostanę zgwałcona? Okaleczona? Czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę Braxa?

Jakieś męskie głosy zaczęły się kłócić, ktoś szarpnął mnie za rękę. Wzdrygnęłam się i wrzasnęłam, dostałam pięścią w brzuch.

Po mojej twarzy popłynęły łzy. Pierwsze, ale z pewnością nie ostatnie.

To była moja nowa przyszłość. Los pchnął mnie w łapska łajdaków Hadesu.

– Tę.

Mój żołądek się skurczył, bałam się, że zaraz zwymiotuję, chociaż nie miałam czym. O mój Boże.

Dwa krótkie słowa.

„Zostałam sprzedana”.

Rozdział pierwszy

• Szpak •

– Brax, dokąd mnie zabierasz? – Zachichotałam, gdy mój chłopak, z którym byłam od dwóch lat, posłał mi szelmowski uśmiech i zabrał ode mnie walizkę.

Weszliśmy na lotnisko, w brzuchu poczułam motyle ekscytacji.

Tydzień wcześniej Brax zaskoczył mnie romantyczną kolacją i kopertą. Gdy wyjęłam z niej dwa bilety lotnicze z zamazanym czarnym mazakiem kierunkiem, uścisnęłam go tak mocno, że prawie złamałam mu kręgosłup.

Mój idealny, uroczy chłopak, Brax Cliffingstone, zabierał mnie w jakieś egzotyczne miejsce. A to oznaczało miłość, seks i zabawę. Czyli to, czego bardzo potrzebowałam.

Brax nigdy nie potrafił dochować tajemnicy. Do diaska, był nawet wybitnie kiepskim kłamcą – orientowałam się, że kłamie, za każdym razem, gdy jego błękitne oczy patrzyły w górę, a potem w lewo, a słodkie uszy się czerwieniły.

Jakimś cudem udało mu się jednak utrzymać ten wyjazd w tajemnicy. Jak każda normalna dwudziestolatka przeszukałam całe nasze mieszkanie, wywróciłam do góry nogami zawartość szuflady z bielizną Braxa, skrytkę w PlayStation i wszystkie inne sekretne kryjówki, gdzie mógł trzymać prawdziwe bilety lotnicze. Jednak niczego nie znalazłam.

Stałam więc na lotnisku w Melbourne z oszalałym z radości chłopakiem, moje serce drżało ze zdenerwowania i jedyne, co mogłam zrobić, to szczerzyć się jak idiotka.

– Nie powiem ci. Ale pracownik stanowiska odprawy może popsuć moją niespodziankę. – Zachichotał. – Gdyby to zależało ode mnie, nie powiedziałbym ci, dokąd lecimy, aż do chwili, kiedy znajdziemy się w ośrodku. – Upuścił walizkę i przyciągnął mnie do siebie, złośliwie się uśmiechając. – Tak naprawdę to gdybym mógł, zawiązałbym ci oczy, tak by to wszystko było całkowitą niespodzianką.

Spięłam się, gdy przez mój umysł przebiegł szereg namiętnych obrazów – seksownych wyobrażeń o tym, jak Brax zawiązuje mi oczy i ostro mnie bierze, a ja jestem zależna tylko od niego. „O Boże, Tess, nie idź tą drogą. Miałaś wypierać takie myśli, pamiętasz?”

Zignorowałam głos rozsądku i sapnęłam, gdy Brax zaczął gładzić mnie po skórze. Zadrżałam.

– Wiesz co, mógłbyś to zrobić – szepnęłam i zmrużyłam oczy. – Mógłbyś mnie związać…

Zamiast rzucić się na mnie i zacząć namiętnie całować za zaproponowanie mu szansy na dominację, Brax przełknął głośno ślinę i spojrzał na mnie, jakbym zasugerowała mu pobicie mnie zdechłą rybą.

– Tess, co, u diabła, jest z tobą nie tak? To już trzeci raz, gdy żartujesz na temat krępowania.

Odrzucenie zmiażdżyło mnie, spuściłam wzrok. Mrowienie między udami zniknęło, pękło niczym brudne bańki mydlane. Pozwoliłam Braxowi wsadzić się z powrotem do przypisanej mi szufladki. Na tej szufladce znajdował się napis: idealna, niewinna dziewczyna, która zrobi dla niego wszystko, o ile będzie ciemno i będzie leżała na plecach.

A ja chciałam innej etykietki. Takiej, która głosiła: dziewczyna, która zrobi wszystko, żeby zostać związana, dostać klapsa i żeby ktoś przeleciał ją w dowolnym miejscu, a nie tylko wielbił.

Brax wyglądał na tak zawiedzionego, że od razu poczułam do siebie ogromną niechęć. „Muszę z tym skończyć”.

Po raz trzechsetny przypomniałam sobie, że uroczy, cudowny związek z tym mężczyzną był o wiele ważniejszy niż odrobina pełnej namiętności zabawy w sypialni.

Wymamrotałam tylko:

– Minęło za dużo czasu. Prawie półtora miesiąca. – Doskonale pamiętałam dzień, w którym miał miejsce nijaki seks w starej dobrej pozycji misjonarskiej. Brax miał nadgodziny, moje zajęcia na studiach wymagały ogromnego wytężania umysłu i jakimś cudem życie stało się ważniejsze niż turlanie się pod kołdrą.

Zamarł i popatrzył wokół po tłumach ludzi.

– Świetny moment, żeby poruszać ten temat. – Zaprowadził mnie na bok i spojrzał wilkiem na parę, która za bardzo się do nas zbliżyła. – Możemy porozmawiać o tym później? – Schylił się i pocałował mnie w policzek. – Kocham cię, skarbie. Gdy już będziemy mieli mniej pracy, spędzimy więcej czasu sam na sam.

– A ten wyjazd? Weźmiesz mnie tak jak dziewczynę, którą wielbisz?

Rozpromienił się i mnie przytulił.

– Będę to robić co noc. Zaczekaj tylko.

Uśmiechnęłam się i pozwoliłam, by oczekiwanie i szczęście ukryły niepokój na mojej twarzy. Ja i Brax mieliśmy zupełnie inne oczekiwania w sypialni i miałam nadzieję, modliłam się, padałam na kolana i błagałam, żebym z tego powodu nie zepsuła wszystkiego, co było między nami.

Mimo wszystko wrzałam z pragnienia czegoś, co nie było urocze. Rzeczy, których nie miałam odwagi wypowiedzieć na głos. Grzesznych zabaw, które zamieniały moją krew we wrzącą lawę i sprawiały, że natychmiast robiłam się mokra – i nie były to cnotliwe pocałunki.

Stałam w jego objęciach w miejscu publicznym, a on uśmiechał się seksownie i trzymał mnie w pasie. Zadrżałam z mieszaniny pragnienia. Ta podróż miała być dokładnie tym, czego potrzebowaliśmy.

Dotknął moich ust wargami, bez języczka, a ja musiałam zacisnąć nogi, żeby powstrzymać drżenie, które chciało objąć całe moje ciało. „Czy ze mną jest coś nie tak?” No pewnie, nie powinnam się tak zachowywać. Może istniała na to jakaś rada – coś, co przytępi moje pragnienia.

Brax cofnął się z uśmiechem.

– Jesteś cudowna.

Spojrzałam na jego kształtne usta i mój oddech przyśpieszył. Co by zrobił, gdybym przycisnęła go do ściany i zaczęła publicznie obmacywać? Po chwili moja wyobraźnia zamieniła nas rolami – to on przyciskał mnie mocno do ściany, jego udo znajdowało się między moimi nogami, obłapiał mnie i robił mi siniaki, bo nie mógł się znaleźć dostatecznie blisko mnie.

Przełknęłam głośno ślinę, zwalczając te o wiele za bardzo kuszące myśli.

– Ty też nie jesteś najgorszy – zażartowałam, ciągnąc go za błękitną koszulkę odpowiadającą kolorem jego oczom.

Kochałam tego człowieka i bardzo za nim tęskniłam. Jak do tego doszło?

Rozdzielało nas życie: zajęcia na uniwersytecie kradły nam pięć dni w tygodniu, nie wspominając już o pracach domowych, a szef Braxa podpisał nowy kontrakt na budowę w samym sercu miasta.

Jeden miesiąc przechodził w drugi, uprawianie miłości stało się kwestią drugorzędną w zestawieniu z Call of Duty na PlayStation i kursem rysunku architektonicznego, na który dodatkowo się zapisałam.

Ale to wszystko się zmieni. Nasze wspólne życie się poprawi, bo miałam zamiar uwieść mojego mężczyznę. Spakowałam kilka niegrzecznych przedmiotów, żeby pokazać mu, co mnie kręci. Potrzebowałam tego. Aby ocalić moje zdrowie psychiczne. Aby ocalić mój związek.

Brax ścisnął mnie w talii, następnie odsunął się i schylił, żeby znowu wziąć walizki. Skoro chciałam go uwieść, to czy nie byłoby najlepiej po prostu spróbować? Stał naprzeciwko mnie, więc ciągłe planowanie i marzenie nie miało sensu – należało przejść do działania. Rzuciłam podręczną torbę na podłogę, złapałam go za poły płóciennej beżowej marynarki i przyciągnęłam do siebie.

– Dołączmy do klubu osób uprawiających seks w toalecie samolotu – szepnęłam i gwałtownie go pocałowałam. W jego oczach pojawił się błysk, gdy pochyliłam się do przodu, przyciskając do niego całe moje ciało. „Poczuj mnie. Pragnij mnie”.

Smakował sokiem pomarańczowym, jego usta były ciepłe, tak bardzo ciepłe. Mój język próbował się wedrzeć do środka, ale Brax położył dłonie na moich ramionach i trzymał mnie w bezpiecznej odległości.

Ktoś zaklaskał i zawołał:

– Dziewczyno, bierz go!

Brax cofnął się i spojrzał na tego kogoś ponad moim ramieniem. Potem popatrzył mi wściekle w oczy.

– Fajne przedstawienie, Tess. Skończyliśmy już? Możemy pójść do odprawy?

Rozczarowanie ciążyło na żołądku niczym głaz. Brax jak zwykle wyczuł mój nastrój i ponownie mnie przytulił.

– Przepraszam. Dobrze wiesz, jak bardzo nie lubię publicznego okazywania uczuć. Ale gdy znajdziemy się za zamkniętymi drzwiami, będę cały twój.

Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową.

– Masz rację. Przepraszam. Ja po prostu jestem strasznie podekscytowana faktem, że jadę z tobą na wakacje. – Spuściłam wzrok i pozwoliłam, by rozwichrzone blond loki zakryły moją twarz. „Proszę, żeby tylko nie zobaczył u mnie zawodu”. Brax mawiał, że moje oczy przypominają mu pióra białego gołębia fruwającego po niebie. Ten mój chłopak potrafił być bardzo romantyczny. Ale ja nie chciałam już romantyzmu. Chciałam… Nie wiedziałam, czego chciałam.

Brax zachichotał.

– Zaraz będziesz naprawdę podekscytowana. – Uniósł znacząco brwi i razem ruszyliśmy w stronę odprawy. Dziewczyna, która powiedziała, żebym go brała, mrugnęła do mnie i wyciągnęła kciuk do góry.

Uśmiechnęłam się, ukrywając resztkę bólu wywołanego tym, że mój atak nie przyniósł odpowiedniej reakcji.

Stanęliśmy w kolejce, rozejrzałam się. Było tutaj wyjątkowo tłoczno – ludzie biegali i lawirowali wokół grupek oczekujących. Atmosfera lotniska zawsze wywoływała u mnie ekscytację, choć nie podróżowałam zbyt dużo. Przed rozpoczęciem zajęć na studiach jeździłam do Sydney, by uczyć się architektury i rysunku. Uwielbiałam rysować budynki. A gdy miałam dziesięć lat, moi rodzice zabrali mnie i mojego brata na tydzień na Bali. Ale nie była to jakaś straszna frajda podróżować z trzydziestoletnim bratem i rodzicami, którzy mną gardzili.

Na wspomnienie moich rodziców natychmiast powrócił dawny żal. Gdy osiemnaście miesięcy temu zamieszkałam z Braxem, odsunęłam się od nich. Mieli już prawie po siedemdziesiąt lat i skupiali się na innych „ważnych sprawach”, a nie na córce, która przybyła do nich dwadzieścia lat za późno. Uwielbiali mi przypominać, że jestem fatalnym błędem.

Ciąża przeraziła ich tak bardzo, że natychmiast pozwali lekarza za to, że schrzanił wazektomię ojca.

Moim życiem rządził stary wróg: odrzucenie. Podejrzewałam, że pragnienie złapania odpowiedniego kontaktu z Braxem było sposobem na potwierdzenie tego, że ktoś mnie chce. Nie tylko pragnęłam intymności – ja jej potrzebowałam. Potrzebowałam poczuć na sobie jego dłonie, jego ciało we mnie. To pragnienie nigdy mnie nie opuszczało. Zamrugałam i nagle zestawiłam to wszystko ze sobą. Zależało mi na tym, żeby Brax był brutalny, bo chciałam być czyjąś własnością.

„O Boże, czy ja naprawdę jestem aż tak popieprzona?”

Oszołomiona poszłam za Braxem do kontuaru i poczekałam, aż postawi walizkę na wadze.

– Dzień dobry. Poproszę bilety i paszporty – powiedziała dziewczyna w eleganckim mundurku.

Walcząc z etykietkami na walizkach, Brax poprosił:

– Kochanie, mogłabyś podać pani nasze bilety? Są w tylnej kieszeni moich spodni.

Wyjęłam portfel z jego workowatych dżinsów. Brax miał już dwadzieścia trzy lata, ale nadal ubierał się jak nastolatek. Ścisnęłam go za tyłek.

Spojrzał na mnie i zmarszczył czoło.

Zmusiłam się do promiennego uśmiechu i podałam kobiecie wszystkie dokumenty. Nie sprawdziłam nawet, dokąd lecimy, za bardzo skupiłam się na ignorowaniu smutku wywołanego tym, że nie wolno mi obłapiać swojego chłopaka. „Może mam zbyt duże potrzeby seksualne?” Czyli moje obawy były słuszne. Jest ze mną coś nie tak.

– Dziękuję. – Dziewczyna spuściła wzrok i ukazała mocno umalowane powieki. Jej brązowe włosy spięte w ciasny kok wyglądały na sztywne od lakieru. Przygryzła wargę i wyciągnęła bilety w naszą stronę, a następnie sprawdziła paszporty. – Czy państwa bagaże mają zostać odprawione aż do Cancún?

Cancún? Moje serce urosło. Wow. Brax przeszedł samego siebie. Nigdy bym nie pomyślała, że jest w stanie wyjechać tak daleko od domu. Odwróciłam się i pocałowałam go w policzek.

– Bardzo ci dziękuję, Brax.

Rysy jego twarzy złagodniały, wziął mnie za rękę.

– Bardzo proszę. Nie ma lepszego sposobu uczczenia naszej przyszłości niż wybranie się do kraju, który ceni przyjaźń i rodzinę. – Przysunął się bliżej. – Czytałem, że w niedziele na ulicach roi się od tańczących ludzi. Wszystkich łączy muzyka.

Nie mogłam oderwać wzroku od jego błękitnych oczu. To dlatego go kochałam, chociaż nasz związek nie do końca mnie satysfakcjonował. Brax był tak samo zagubiony, jak ja. Nie miał nikogo poza mną. Jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym, gdy skończył siedemnaście lat. Nie miał rodzeństwa.

Dzięki wypłaconemu ubezpieczeniu na życie mógł kupić mieszkanie, w którym teraz żyliśmy, a w pakiecie otrzymał husky ojca, wabiącego się Śnieg.

Ja i Śnieg za sobą nie przepadaliśmy, ale Brax uwielbiał tego psa, jakby to był podniszczony miś. Tolerowałam tę bestię, ale trzymałam wszystkie swoje rzeczy poza zasięgiem jej kłów.

– Jesteś najlepszy. – Złapałam go pod brodę i pocałowałam, nie przejmując się jego skrępowaniem. Do diabła, stojąca obok nas para praktycznie uprawiała seks w ubraniach, buziak w usta był przy tym niczym niewinna igraszka.

Dziewczyna po drugiej stronie kontuaru westchnęła.

– Czy to państwa podróż poślubna? Cancún jest niesamowity. Ja i mój chłopak pojechaliśmy tam kilka lat temu. To miejsce pełne namiętności i zabawy. A muzyka jest tak zmysłowa, że nie mogliśmy się od siebie oderwać.

Wyobraziłam sobie, jak tańczę wokół Braxa w moim nowym seksownym bikini. Może zmiana scenerii zwiększy nasze pożądanie.

Odpowiedziałam:

– Nie, to nie jest nasza podróż poślubna. Po prostu jedziemy coś uczcić.

Brax wyszczerzył się, w jego oczach pojawił się dziwny błysk.

Nagle do głowy przyszedł mi szalony pomysł. „Czy ta podróż miała być wyjątkowa? Czy Brax chciał mi się oświadczyć?” Czekałam na radosne drżenie serca wywołane perspektywą zostania panią Cliffingstone, zamiast tego poczułam jednak tylko komfort psychiczny. Zgodziłabym się.

Brax mnie chciał. Byłam przy nim bezpieczna. Na swój sposób go kochałam – i liczyło się tylko to, że to uczucie było trwałe.

Zapadła cisza, bo dziewczyna zaczęła pisać coś na klawiaturze i wydrukowała karty pokładowe. Oznaczyła nasze bagaże i wszystko nam oddała.

– Państwa bagaże są odprawione aż do Meksyku, ale w Los Angeles będą państwo mieli cztery godziny na przesiadkę. – Zakreśliła numer bramki i godzinę. – Proszę przejść przez odprawę, a następnie udać się do hali odlotów. Pasażerowie będą wpuszczani na pokład od jedenastej trzydzieści.

Brax odebrał od niej wszystkie dokumenty i wziął pod pachę torbę z laptopem. Chwycił mnie za rękę i powiedział:

– Dziękuję.

Ruszyliśmy w stronę części tylko dla pasażerów. Do wejścia na pokład pozostało niewiele ponad godzinę. W mojej głowie roiło się od pomysłów, co można robić przez godzinę, wątpiłam jednak, czy Brax będzie miał na to ochotę.

Lecieliśmy do Meksyku. Czekał na nas inny kraj, a także inne łóżko. Mogłam się wykazać odrobiną cierpliwości.

Gdy Brax zaczął przeglądać w sklepie bezcłowym gry na PlayStation, podjęłam decyzję, że ten dzień będzie dla nas nowym początkiem. Żegnaj, zadowolenie, witaj, pożądanie.

Nasz związek wypełnią: miłość, namiętność i pasja. Już ja tego dopilnuję.

Tak, od dzisiaj będzie inaczej.

Potrzebowałam odmiany.

Rozdział drugi

• Sójka błękitna •

Obudziłam się ileś tam kilometrów nad ziemią, czując suche powietrze klimatyzacji i przyprawiający o mdłości zapach podgrzewanego w mikrofalówce jedzenia.

Brax pocałował mnie w czoło.

– Kochanie, podają kolację.

Krzywiąc się z powodu obolałych pośladków, wyprostowałam się na tyle, na ile pozwolił więżący mnie fotel. Cholera, podróżowanie po świecie trwa naprawdę długo.

Stewardesa powoli pchała wózek z jedzeniem. Uśmiechała się sztucznie i rozdawała owinięte folią tacki.

– Co chcesz? – spytał Brax, zasłaniając dłonią szerokie ziewnięcie.

Wiedziałam, jak się czuje. Jedyne, czego pragnęłam, to gorący prysznic, miękkie łóżko i objęcia Braxa.

Wzruszyłam ramionami.

– Nie mam pojęcia. Przypomnij mi, co mam do wyboru?

Stewardesa stanęła przy naszym rzędzie i uśmiechnęła się promiennie.

– Zapiekanka z kurczakiem czy smażona wołowina?

Obie propozycje brzmiały wybitnie mało pociągająco, powiedziałam jednak:

– Poproszę kurczaka.

Brax wziął wołowinę i zaczęliśmy jeść. Zapadła cisza. Za każdym razem, gdy myślałam o przyjeździe do hotelu, w mojej głowie pojawiał się szereg scen. Całuję Braxa, mówię mu, że go kocham, a potem rzucam się na niego z pożądaniem. Brax podciąga mi spódniczkę i przy wszystkich zaskoczonych gościach okazuje, że należę do niego. „Moje libido osiągnęło poziom szczytowy”.

W najmroczniejszych zakamarkach mojego podbrzusza cały czas odczuwałam motyle. Świadomość, że wreszcie wyznam, czego potrzebuję w łóżku, jednocześnie mnie przerażała i ekscytowała.

Brax uśmiechnął się, przeżuwając kawałek brokułu.

– O czym myślisz? Bo masz spojrzenie zszokowanego tuńczyka.

„Och, o niczym takim, kochanie. Po prostu fantazjuję o tym, że przyciskasz moje nadgarstki do ściany i ostro mnie bierzesz”. Gdybym mu to powiedziała, prawdopodobnie rzuciłby się z samolotu. To ja psułam nasz związek. To ja się zmieniłam.

A zdaniem Braxa zmiana nie była niczym dobrym.

Spuściłam wzrok i wsunęłam kawałek suchego kurczaka do ust.

– Myślałam o tym, jak bardzo cię kocham i jak bardzo nie mogę się doczekać, aż znajdziemy się w łóżku.

Rysy jego twarzy złagodniały, w przyciemnionym świetle samolotu wyglądał tak przystojnie. Światło padało na gładko ogoloną szczękę, niebieskie oczy i potargane brązowe włosy. Miał silne ręce i szerokie ramiona. Cholera, jak strasznie podobał mi się fakt, że był taki wielki i silny. Bez problemu mógłby mnie zdominować… Ale nigdy tego nie zrobił. Obchodził się ze mną jak ze szkłem. Jak z wyjątkowym kryształem – postawił mnie na piedestale, na którym miałam lśnić, pozostać czysta i idealna.

Przyłożył swoje czoło do mojego.

– Ja też cię kocham. Tak bardzo się cieszę, że spędzimy ten czas razem. – Odsunął swoją tackę na tyle, na ile się dało na niewielkim stoliku, i z trudem sięgnął do kieszeni. – Mam dla ciebie prezent. Żeby ci przypominał o tym cudownym wyjeździe.

Nie mogłam oddychać. Mój język zamienił się w cegłę, a ślina w zaprawę murarską.

Położył mi na kolanach pudełeczko powleczone czarnym aksamitem, a potem podrapał się po szyi.

– Wiem, że jesteśmy razem już od dwóch lat, i kocham cię z całego serca, Tess. Ale z każdą chwilą martwię się coraz bardziej, że cię stracę.

Nagle w samolocie pojawiły się stare demony z naszej przeszłości i zaczęły nas niepokoić. Przechyliłam się i delikatnie pocałowałam go w usta, tak jak lubił. Było mi go strasznie żal. Czy kiedykolwiek poradzi sobie z utratą rodziców? Lekarze mówili, że nocne koszmary wreszcie się skończą, ale minęło już sześć lat, a on nadal nie potrafił zasnąć bez tabletek.

Szepnęłam więc:

– Brax, nigdy mnie nie stracisz. Nigdy. Przysięgam. – Pocałowałam go raz jeszcze, otworzył usta. Wysunął język, polizał moją dolną wargę, gorące iskry rozszalały się w moim ciele niczym gwiazdy.

Jęknęłam i przycisnęłam się do niego, otworzyłam szerzej usta, wymusiłam intensywniejszy pocałunek.

Cofnął się i nieśmiało się uśmiechnął. Zaczął się rozglądać, tak jakby współpasażerowie udzielili nam nagany.

Wymruczałam:

– Mogę to teraz otworzyć?

Na jego twarzy odmalowało się zakłopotanie.

– Co?

Odczułam kobiecą satysfakcję – mój pocałunek rozproszył go na tyle, że zapomniał, o czym rozmawialiśmy wcześniej.

– Prezent. Mogę otworzyć go teraz czy mam czekać, aż dojedziemy do hotelu? – Nagle nabrałam odwagi i dodałam szeptem: – Bo ja też mam dla ciebie prezent, ale będziesz musiał poczekać, aż znajdziemy się w pokoju. – Na dźwięk mojego lekko zachrypniętego, namiętnego głosu nadął nozdrza.

– Mo… możesz otworzyć go teraz.

Uśmiechnęłam się i wzięłam pudełko do ręki. Ogarnęło mnie zadowolenie. Brax reagował. To się chyba nazywa „publiczność mimo woli”.

Otworzyłam pudełko, serce podskoczyło mi z radości.

– Brax, to jest… cudowne.

– Podoba ci się? – spytał z chłopięcym zachwytem i wyjął bransoletkę z wyłożonego aksamitem pudełeczka.

– Nie mogę powiedzieć, że mi się podoba. Jestem nią zachwycona! – Położyłam pudełko na kolanach i wyciągnęłam rękę. Nie mogłam oderwać wzroku od delikatnej srebrnej bransoletki. Symbolizowała nasz związek: niewielkie serca splecione srebrnymi nićmi, na środku każdego z nich połyskiwał malutki brylant.

Zapiął bransoletkę na wewnętrznej stronie mojego nadgarstka, delikatnie przesunął palcami po wrażliwej skórze. Zadrżałam i wciągnęłam powietrze.

– Tess… ja…

Nagle atmosfera między nami stała się napięta, zaczęła kwitnąć niczym szybko rozwijający się kwiat, a ja odczuwałam ból. Ból, bo pragnęłam Braxa. Ból, bo pragnęłam głębszego związku. Ból, bo pragnęłam jego ciała w sobie. Spojrzałam na niego namiętnie – zacisnął szczęki, spuścił wzrok i czar prysł.

Udałam, że nic się nie wydarzyło, oparłam głowę na jego ramieniu i zaczęłam się przyglądać nowej bransoletce.

– Nigdy jej nie zdejmę.

Westchnął, przysunął się bliżej i pocałował mnie w czubek głowy.

– Nie chcę, żebyś ją zdejmowała. Jest twoja na zawsze, tak jak ja.

Nabrałam ostro powietrza i zaczęłam wdychać jego łagodny jabłkowy zapach – mieliśmy wspólny żel pod prysznic. Czy on kiedykolwiek przestanie mnie ranić i jednocześnie sprawiać, że rany błyskawicznie się goją?

– Na zawsze – szepnęłam i zamknęłam oczy.

Gdy się obudziłam następnym razem, opony podskakiwały już po asfalcie. Wysiedliśmy z samolotu i otuliła nas mgła. Lotnisko było pełne ludzi nawet o pierwszej w nocy. Pozwoliliśmy się ponieść morzu pasażerów przez kolejne etapy odbioru bagaży.

Kiedy wyszliśmy na zewnątrz na postój taksówek, miałam wrażenie, jakby jakiś kot pomylił moje oczy z drapakiem, ze zmęczenia nie byłam w stanie myśleć.

Pozwoliłam Braxowi prowadzić i posłusznie szłam za nim, podczas gdy on szukał jakiegoś kierowcy, który zawiózłby nas do hotelu.

– Zostań tutaj. Spytam kogoś w informacji. Hotel miał zorganizować nam transport.

Postawił walizkę przy krawężniku – zablokowałam ją stopą i wzięłam od niego torbę z laptopem. Opadłam na nasze bagaże.

– Nie ma sprawy.

Pogładził mnie po policzku.

– Zaraz wracam.

Uśmiechnęłam się, a gdy się odsunął, złapałam go za rękę.

– Będę za tobą tęsknić.

Odpowiedział uśmiechem i ruszył tam, skąd przyszliśmy. Zaczęłam podziwiać jego zgrabny tyłek w zbyt szerokich spodniach. Przynajmniej raz chciałabym go zobaczyć w eleganckim garniturze albo choćby w obcisłych dżinsach. Niezależnie od tego, ile prawiłam mu komplementów, zawsze był zakłopotany. Co za głuptas. Nie widział, jak patrzyły na niego inne kobiety, ale ja to zauważałam. Za każdym razem miałam pazury w pogotowiu.

Po dziesięciu minutach siedzenia na naszej małej bagażowej oazie moje zdenerwowanie znacznie urosło. Meksyk był głośny, hałaśliwy, a wilgotne powietrze ciężkie, wręcz mokre. Jako Australijka byłam przyzwyczajona do upałów, ale i niższej wilgotności. Wilgoć nasycała moje ubrania, kręcone włosy oklapły.

– Señorita, przepraszam.

Odwróciłam się na walizce i spojrzałam do tyłu. Przystojny Meksykanin zdjął czapkę baseballową i nieznacznie się ukłonił. Taksował mnie czarnymi oczami, co sprawiło, że moje wnętrze zaczęło się wić.

– Tak? – spytałam i wstałam, kątem oka rozglądając się za Braxem. Gdzie on się, u diabła, podziewał?

– Zastanawiałem się, czy jest pani tutaj sama. Czy potrzebuje pani podwózki? Mam taksówkę, mogę zawieźć panią, dokąd tylko pani zechce.

Uśmiechnął się szeroko, odsłaniając pokryte kamieniem zęby, wokół oczu pojawiły się przyjazne zmarszczki. Mój instynkt nie przełączył się w tryb paniki, trochę się uspokoiłam.

– Nie, dziękuję. Jestem tutaj z moim chłopa…

– Tess? – Brax pojawił się niczym duch i spojrzał groźnie na mężczyznę. – W czym mogę panu pomóc?

Facet cofnął się i włożył czapkę.

– W niczym, señor. Chciałem tylko dopilnować, żeby taka ładna dziewczyna była bezpieczna. W tym mieście kobiety nie powinny zostawać same.

Brax nadął się, przyciągnął mnie do siebie i mocno otoczył ramionami, a ja otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia.

– Jest bezpieczna. Dziękuję za troskę. – Potem, nie zwracając uwagi na Meksykanina, powiedział do mnie: – Znalazłem transport. Gotowa do drogi?

Kiwnęłam głową i spojrzałam w stronę mężczyzny, ale on już zniknął, pochłonął go gęsty tłum. Przygryzłam wargę: na ile bezpiecznie jest w tym kraju? Słyszałam zarówno przerażające, jak i pełne zachwytu opowieści. Tak czy siak, nie mogę już spuścić Braxa z oczu. Nie byłam na tyle głupia, żeby się uważać za nietykalną.

Zaciągnęliśmy nasze bagaże do autokaru i kolejne czterdzieści pięć minut spędziliśmy na podskakiwaniu i gwałtownych zakrętach na meksykańskich ulicach. Ruch uliczny był strasznie chaotyczny – aż się prosiło o wypadek – i przez większość czasu miałam serce w gardle. Nikt nie traktował świateł poważnie, skutery wymuszały pierwszeństwo przejazdu. O drugiej w nocy piesi i rowerzyści wili się niczym żywy organizm. Skoro o tej porze panowało tutaj takie szaleństwo, to jak to wyglądało w dzień?

Najwyraźniej to miasto nigdy nie zasypiało. W każdym mijanym przez nas barze ludzie tańczyli salsę do namiętnych melodii. Moja senność wreszcie minęła. Pragnęłam tańczyć, ocierać się o Braxa, pić pyszne koktajle i cieszyć się nami.

Z miejsca pokochałam Meksyk.

Przez całe życie uważałam się za nieśmiałą, zahukaną i niechcianą przez moją rodzinę, później jednak odkryłam, że jestem pełną pasji tancerką i mam wiele mrocznych pragnień. Dzięki tej podróży dowiem się, kim tak naprawdę jestem, odnajdę prawdziwą siebie. Przestanę być dziewczyną, której na niczym nie zależy, która cały czas próbuje się przypodobać innym, i się zmienię. „Odnajdę prawdziwą Tess”. Poczułam ucisk w żołądku. A co, jeśli moje prawdziwe ja nie jest warte Braxa?

Przyjechaliśmy do wielkiego kurortu otoczonego olbrzymimi rzeźbami przedstawiającymi sombrero i owoce tropikalne. Fontanna wyrzucała wodę tak wysoko, że niemal trafiała w sufit trzeciej kondygnacji budynku.

Boy hotelowy odebrał nasze bagaże, Brax nas zameldował. Rozglądałam się z zachwytem. Ośrodek przypominał prawdziwą dżunglę: w każdym kącie widziałam palmy, paprocie i egzotykę.

Pomrukiwałam zniecierpliwiona. Nie obchodziło mnie, że nie spaliśmy od dwudziestu czterech godzin. Pragnęłam to wszystko obejrzeć i pójść na plażę, którą słyszałam w oddali. Ciche uderzenia fal zachęcały do kąpieli nago i uprawiania seksu w świetle księżyca.

Ktoś objął mnie w pasie i pociągnął do tyłu. Sapnęłam i wtuliłam się w twarde mięśnie i pomięte ubranie. Brax pocałował mnie w obojczyk, zadrżałam.

– Kochanie, gotowa na łóżko?

O tak, z całą pewnością byłam gotowa na łóżko. Nawet bardziej niż gotowa.

Kiwnęłam szybko głową.

Brax obrócił mnie w swoich ramionach i jednocześnie wziął ode mnie bagaże. Boy stanął z tyłu i uśmiechnął się pobłażliwie.

– Proszę, idźcie państwo do pokoju, ja zaniosę państwa bagaże.

Weszliśmy do windy, boy też się wcisnął. W lustrzanym wnętrzu mogłam się sobie przyjrzeć. Moje włosy przypominały ptasie gniazdo, bluzka nadawała się już tylko do prania, a w szaroniebieskich oczach lśniły pożądanie i miłość.

Miałam nadzieję, że Brax widział, co się we mnie dzieje. Jak bardzo mi na nim zależy.

Gdy wyszliśmy z windy i ruszyliśmy w stronę pokoju, patrzył na mnie ciepło tymi swoimi niebieskimi oczami. Korytarz był szerokim, otwartym balkonem zastawionym paprociami w wielkich donicach i małymi wygodnymi fotelami.

– Jeśli pan pozwoli, sir, to ten pokój – powiedział boy i wskazał jedne z drzwi.

Brax uśmiechnął się i włożył kartę we właściwe miejsce przy klamce. Od razu zapaliło się łagodne światło. Ruszyłam do przodu niczym w transie.

Pokój był udekorowany w idealny meksykański sposób rzeźbami z drewna i jasnymi obrazami. Narzuta na łóżko stanowiła mozaikę barw i faktur. Na drewnianej podłodze leżały ręcznie plecione dywany w kolorach fioletowym, czerwonym i żółtym.

Pisnęłam jak zachwycone dziecko i wybiegłam na balkon. Zaczęłam słuchać szumu fal i magicznego szeptu ciemności.

Niebo. „Jestem w niebie”.

Brax dał boyowi napiwek i zamknął drzwi. Odwróciłam się, żeby na niego spojrzeć, mój oddech natychmiast przyśpieszył. Po tej szalenie długiej podróży wreszcie byliśmy sami.

Nowa bransoletka pobrzękiwała, zalewając moje serce radością. Ruszyłam w jego stronę. Wyciągnął do mnie ręce, wyglądał na zmęczonego, ale zadowolonego.

Objął mnie i oparł brodę na mojej głowie.

– Tessie, przykro mi, że nie było mnie stać na pięć gwiazdek.

Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. Znajdowaliśmy się w samym środku snu, a on się martwił, że nie mógł mi dać więcej. Nie widział, że jest idealnie?

Nie odpowiedziałam. Zamiast tego objęłam jego twarz. Zamarł i zaczął się wpatrywać głęboko w moje oczy. Posyłałam mu sygnały o pożądaniu i miłości. Pragnęłam się dostać do środka jego duszy i rozpalić tam ogień, żeby się czuł tak samo, jak ja.

Pocałowałam go.

Przechylił głowę, pozwalając, żeby mój język wślizgnął się między jego wargi, ale nie przyciągnął mnie do siebie. „No, dalej. Błagam, ty też mnie pragnij”.

Pocałowałam go mocniej, zaczęłam się do niego przyciskać, przestałam nad sobą panować. Byłam zbyt napalona. Za bardzo go pragnęłam, minęło zbyt dużo czasu. Powinnam była powiedzieć mu to wcześniej – że marzę o tym, by ktoś mnie posiadł. Całymi miesiącami odnosiłam wrażenie, że dryfuję na fali, a on nie jest już moją kotwicą. Pragnęłam, żeby mi przypomniał, że należę do niego tak samo, jak on należy do mnie.

Brax zaśmiał się, a następnie skrzywił.

– Tess, co w ciebie wstąpiło? Nie możesz oderwać ode mnie rąk.

Mój żołądek boleśnie się skurczył, oblałam się rumieńcem.

– Czy to tak źle, że cię pragnę? Potrzebuję? Jesteśmy w innym kraju. Nie możemy uczcić naszej pierwszej nocy tutaj? – Spojrzałam na łóżko, a następnie z powrotem w jego oczy. – Moglibyśmy wziąć razem prysznic, a potem pokażę ci mój prezent.

Moim prezentem było włożenie kabaretek, pasa do pończoch i absurdalnie drogiego stanika push-up, który sobie kupiłam. Wszystko zaplanowałam. Będę się dumnie przechadzać, a Brax będzie się na mnie gapić, dzięki czemu poczuję się jak bogini. A potem wymasuję go truskawkowym olejkiem, aż wreszcie on nie będzie mógł już tego znieść i zwiąże mi ręce moimi majtkami. Weźmie mnie od tyłu, nasze ciała będą się po sobie ślizgać, będę pobudzona do granic możliwości. Specjalnie na tę okazję udałam się do kosmetyczki i przeszłam bolesny zabieg usuwania woskiem owłosienia z intymnych części ciała.

Drżałam na samą myśl o tym, jak oczy Braxa pociemnieją, jak stanie się dziki i zaborczy.

Cmoknął mnie w usta i jęknął:

– Jestem strasznie zmęczony. Możemy przełożyć to na poranek?

Zalała mnie fala rozczarowania, gasząc mój wewnętrzny ogień niczym woda z lodem. W oczach stanęły mi łzy, ale mimo to opuściłam ręce i wypuściłam Braxa z objęć.

– W porządku. Rozumiem.

Westchnął.

– Już dobrze, dobrze. Skoro tak strasznie mnie pragniesz, to jestem. – W jego zmęczonym głosie pobrzmiewała rezygnacja, ale się uśmiechnął.

„Naprawdę jesteśmy już tacy zblazowani?”

Namiętność zamieniła się w strach. Nie mogłam mu pokazać prezentu. Nie teraz. Nie gdy za każdym razem zdawał się zadowolony z grzecznego seksu i pozycji misjonarskiej. Nie chciałam, żeby wziął mnie za jakąś dewiantkę, nie zamierzałam popsuć naszego wyjazdu, zanim tak naprawdę zaczął się na dobre.

Podjęłam decyzję, że nie zdradzę mu mojej tajemnicy. Wcześniej błędnie założyłam, że mogę to uczynić.

– Nie, masz rację. Jest późno. Powinniśmy iść spać – wymruczałam.

Zaczęłam się odsuwać, ale Brax złapał mnie za łokieć. Jęknął i przeczesał swe brązowe włosy palcami.

– Dlaczego to zrobiłaś?

Zamrugałam gwałtownie.

– Co zrobiłam?

– Skłamałaś. Nigdy nie kłamiesz.

Na mojej skórze pojawił się palący wstyd, utkwiłam spojrzenie w jasnym dywaniku na podłodze.

– Przepraszam, Brax. Ja… ja już po prostu nie chcę ci nic pokazywać.

Wyprostował się i nabrał głęboko powietrza.

– Dlaczego? Co się zmieniło?

W moich oczach pojawiły się bezużyteczne łzy. „Przestań się mazać!” To nie było złe – tylko inne. Ale ja już nie chciałam inaczej. Chciałam zadowolić Braxa. Nie lubiłam być samolubna. „Jestem złym człowiekiem”.

Schylił się i spojrzał w moje załzawione oczy.

– Ej, Tess. Co jest? Powiedz mi. – Pociągnął mnie na łóżko i posadził sobie na kolanach. Wtuliłam się w jego pierś.

A co, jeśli mu powiem i mnie znienawidzi? Odsunie się ode mnie i zostawi mnie samą, tak jak moi rodzice. Dla kolejnej osoby będę błędem.

Nie odpowiedziałam, pozwoliłam, by kołysał mnie w swoich ramionach, próbowałam uporządkować myśli.

Nagle wymruczał:

– Pamiętasz, jak się spotkaliśmy? Co mi wtedy powiedziałaś?

Oczywiście, że pamiętałam. Przez niego zostałam ranna. Nasze spotkanie wcale nie przebiegało zgodnie z etykietą. Zaśmiałam się cicho.

– Nazwałam cię dupkiem.

Zachichotał.

– Nie o to mi chodzi. – Zaczął głaskać mnie po plecach i wspominać: – Chodziłem ze Śniegiem po plaży i rzucałem mu patyki. I nagle, zupełnie znikąd, zaczęła zbliżać się ku nam dziewczyna na desce do kitesurfingu. Przypominała upadłego anioła. Podskakiwała, ochlapywała wszystko wokół, aż wreszcie silny podmuch wiatru cisnął nią prosto w mojego psa.

Na wspomnienie tych wydarzeń poczułam ostry fantomowy ból. Byłam idiotką, myśląc, że może się nauczę jeździć na kiteboardzie. To była próba wyjścia z mojej strefy komfortu. Nie udało się. Skutki były raczej opłakane.

Brax ciągnął:

– Nie mogłem uwierzyć, gdy zobaczyłem, że twoja deska pędzi po plaży, zgarniając po drodze ciebie i mojego psa. Udało mi się was zatrzymać, ale odplątywanie was z tych wszystkich sznurków trwało dobre pół godziny. – Jego oczy pociemniały. – Kiedy wreszcie cię uwolniłem, byłem strasznie zmartwiony. Z ramienia leciała ci krew i miałaś podbite oko. A mój biedny Śnieg zranił się w łapę i połamał patyk. – Powiódł palcem po mojej kości policzkowej.

Złamany patyk skaleczył mnie w ramię. Cholerny patyk.

– Spytałem, czy chcesz jechać do szpitala, a ty zapytałaś, czy rzeczywiście jest aż tak źle. Nie chciałem, żebyś się przestraszyła, więc nie powiedziałem prawdy. Stwierdziłem, że to tylko zadrapanie, a tak naprawdę miałaś w ramieniu dziurę, z której lała się krew i wystawała kość. Skłamałem, bo nie wiedziałem, co powiedzieć.

Skrzywiłam się. Było wtedy naprawdę kiepsko. Założono mi osiem szwów, ale Brax cały czas był przy mnie.

– Skłamałem, a ty powiedziałaś…

– „Nigdy nie kłam. Prawda boli mniej niż kłamstwa”. Pamiętam ten dzień, jakby to wszystko wydarzyło się zaledwie dwie godziny temu. Byłam strasznie smutna, bo miałam wtedy osiemnaste urodziny, a moi rodzice o tym zapomnieli.

– Prawda boli mniej niż kłamstwa – powtórzył. – Zapamiętałem te słowa, bo są szczere i prawdziwe. Powiedziały mi o tobie bardzo dużo i sprawiły, że się w tobie zakochałem. Tyle osób okłamywało mnie w kwestii śmierci moich rodziców. Próbowało sztucznie rozświetlić mrok i ukryć trudną prawdę.

Objął mnie mocniej i jeszcze bardziej do siebie przycisnął.

– To, że nie miałem szansy się z nimi pożegnać, będzie prześladować mnie do końca życia. A fakt, że nie wiem, dlaczego doszło do wypadku, zżera mnie od środka.

Spojrzał mi głęboko w oczy.

– Tak więc, Tess, nie kłam. Prawda jest dla nas jedyną drogą.

Kiwnęłam głową: miał rację. Skoro nie miałam jaj, żeby skończyć, nigdy nie powinnam zaczynać.

– Puść mnie. Pokażę ci.

„Proszę, proszę, niech ci się to spodoba. Niech ja ci się spodobam”.

Złapał mnie za rękę i ścisnął moje palce.

– Chcę zobaczyć to, co chcesz mi pokazać.

Przygryzłam wargę. Jego oczy zmieniły odcień na modry. Ogarnęła mnie radość, pocałowałam go.

– Nie masz pojęcia, ile to dla mnie znaczy.

Przekrzywił głowę i spojrzał na mnie spod na wpół przymkniętych powiek.

– Chyba mam. – Pomógł mi wstać, a potem klepnął mnie w tyłek. – Idź. Tylko szybko, żebym nie zasnął.

Moja odzyskana na nowo pewność siebie straciła na sile. „Czy ja naprawdę mogę go poprosić, żeby się zmienił?”

Jęknął.

– Tess, za dużo myślisz. – Pociągnął mnie do tyłu i ścisnął udami. – Nigdy nie pozwolę ci odejść. Nie musisz się więc bać, niezależnie od tego, co chcesz mi pokazać. – Dotknął srebrnej bransoletki. – Mam nadzieję, że wiesz, że to nie jest dla mnie zwykła bransoletka. – Pogładził wnętrze mojej ręki. Zadrżałam. – To obietnica czegoś więcej. Gdy będzie mnie stać, żeby dać ci to, na co zasługujesz, uczynię cię moją.

Pochyliłam się i mocno go uścisnęłam.

– Już jestem twoja.

Jego oddech stał się płytki, pochylił się, żeby mnie pocałować. Pocałunek zaczął się niewinnie i uroczo, ale powoli stawał się czymś głębszym. Brax złapał mnie w pasie i przycisnął do siebie. Jego język delikatnie lizał mój.

Oparłam dłonie na jego ramionach i powoli się rozgrzewałam, pozbywając się strachu i niepewności. Jęknęłam, gdy delikatnie ugryzł mnie w dolną wargę i złapał z tyłu głowy, żeby jeszcze bardziej pogłębić pocałunek.

Wszystko wokół mnie się zacisnęło, zaczęło się kręcić, zrobiło się śliskie od pożądania.

„Tylko się na niego nie rzucaj. Tylko się na niego nie rzucaj”.

Przestał mnie całować. Oboje ciężko oddychaliśmy.

– Pokaż mi.

Delikatnie mnie odepchnął, więc podeszłam do mojej walizki. Odpięłam boczną kieszeń, do której schowałam wibrator, wyjęłam reklamówkę z moją nową bielizną i ukryłam wszystko za plecami. Nabrałam głęboko powietrza i powiedziałam:

– Zaraz wracam.

Kiwnął głową.

– Nigdzie się nie ruszam.

Wyszłam do łazienki i się w niej zamknęłam. Włożyłam reklamówkę do umywalki i przejrzałam się w lustrze. Po długim locie wyglądałam na zmęczoną, ale chciałam mieć to już za sobą. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że jestem jednym wielkim błędem.

„Dasz radę. Po prostu bądź szczera. Wszystko inne… Jakoś sobie z tym poradzimy”. Może się okazać, że to będzie coś dobrego, kolejny krok w naszym związku. Może nas to umocni.

Rozebrałam się, włożyłam koronkowe fioletowe stringi i dopasowany stanik push-up. Może i był potwornie drogi, ale moje cycki wyglądały w nim jak milion dolarów i rozmiar C zamienił się w obfitą miseczkę D, wręcz wylewającą się na zewnątrz.

Miałam się czuć w nim seksownie, ale tak naprawdę czułam się jak oszustka. W bieliźnie erotycznej moja jasna skóra wyglądała wręcz dziewiczo – Boże, jakby jakaś idiotka włożyła bieliznę swojej mamy.

Drżącymi palcami naciągnęłam pończochy i przypięłam je do pasa, żeby nie spadły. „Wyglądałam jeszcze bardziej absurdalnie”.

Westchnęłam i skrzywiłam się na widok odbicia w lustrze. Chciałam się prezentować seksownie, wulgarnie i niegrzecznie – a wyglądałam na żałosną i pozbawioną pewności siebie kobietę.

Cholera, nie tak miałam się czuć. Nowa bielizna miała dodać mi śmiałości. Jedyne, czego w tej chwili pragnęłam, to włożyć moją flanelową piżamę i zapomnieć o całej sprawie.

Spojrzałam sobie w oczy. „Miej to już za sobą”.

Poprawiłam włosy, wciągnęłam brzuch i wyszłam z łazienki.

Brax leżał na łóżku. Gdy otworzyłam drzwi, oparł się na łokciach. Na mój widok opadła mu szczęka. W jego oczach pojawiło się pożądanie. Nagle przestałam się bać odrzucenia, nieśmiałość ustąpiła miejsca kobiecej sile.

Brax podniósł się wyżej, usiadł na krawędzi łóżka. Poprawił spodenki.

– Wow…

Nagle w pokoju zrobiło się gorąco i zanim zdążył powiedzieć coś więcej, zanim moja pewność siebie znowu miała zniknąć, wyjęłam rękę zza pleców. Trzymałam w niej wibrator. Mały króliczek wystający z lśniącego fioletowego fallusa sprawił, że moje policzki oblały się rumieńcem. Boże, dlaczego ja to robię?

Brax przełknął ślinę i utkwił wzrok w tym najbardziej osobistym przedmiocie w mojej dłoni.

– Chcę, żeby w naszym łóżku działo się więcej – wymamrotałam zła na siebie, że język staje mi kołkiem. – Kocham cię i uwielbiam nasze pożycie, ale pomyślałam sobie… chciałabym sprawdzić, czy… eee…

Wstał z łóżka i powoli ruszył w moją stronę. Ściągnął koszulkę, co sprawiło, że zaczęłam się gapić na niego jak jakaś porażona miłością kretynka.

Miał nieodgadniony wyraz twarzy, gdy spytał:

– Chcesz czegoś więcej?

„Więcej”. Jakie to niebezpieczne słowo.

Pokręciłam głową.

– Nie więcej. Inaczej.

Na ułamek sekundy w jego oczach pojawił się ból, potem błyskawicznie zniknął.

– I nie przez cały czas. Tylko że czasami…

Wyciągnął drżącą rękę w stronę wibratora.

– Używasz tego? – Dotknął włącznik palcem. Nie byłam w stanie przełknąć śliny, moje gardło się zacisnęło.

„Jasne, Tess, pokaż mu, że wibrator to takie seksowne urządzenie, że może być z nim tyle frajdy…” Miałam ochotę wymierzyć sobie policzek, ale stałam nieruchomo, przerażona tym, co on może powiedzieć. Otworzyłam się przed nim, odsłoniłam moje pragnienia i jedyne, co osiągnęłam, to ryzyko, że Brax przestanie cokolwiek do mnie czuć.

Nagle zapragnęłam wrzasnąć: „Żartowałam! To nie jestem prawdziwa ja!”. Ale nie byłam w stanie otworzyć ust; nie potrafiłam oderwać wzroku od wibratora w jego dłoni.

Głupia. „Jaka ja jestem głupia”.

Brax przesunął włącznik, pokój wypełnił cichy pomruk urządzenia. Odwróciłam wzrok, gdy włączył kolejną prędkość. Fallus skupiał na sobie całą uwagę, wykrzykiwał wszystkie moje tajemnice.

– Inaczej? – powtórzył Brax z rozpaczą, wpatrując się w wibrator. Bez wątpienia wyobrażał sobie, jak gdzieś w odosobnieniu robię sobie dobrze tym urządzeniem, zamiast uprawiać z nim seks. Jak miałam mu wyjaśnić, że brak zbliżeń przez wiele tygodni był dla mnie torturą?

Moje serce rozpadło się na kawałki. Nagle moje potrzeby stały się nieważne. Chodziło o potrzeby Braxa. Przeze mnie w siebie zwątpił, pomyślał, że nie jest dla mnie dość dobry. Niech to szlag.

Wyrwałam mu wibrator, który w owej chwili darzyłam nienawiścią. Wyłączyłam go, wyjęłam baterie i wrzuciłam wszystko do kosza na śmieci.

– Brax, zapomnij. To był kiepski pomysł. Chcę tylko ciebie, rozumiesz? Proszę, nie chcę, żebyś mnie znienawidził.

„Jestem największą suką w historii”.

Otrząsnął się, jego ręce opadły. Zaczął się wpatrywać w podłogę, jego wzrok stał się zamglony. Znałam to spojrzenie. Wyglądał tak samo, gdy budził się z koszmaru – przerażony, że jest sam.

– Tess, jestem twój. Ale jeśli ci nie wystarczam…

– Nie! – Rzuciłam się w jego ramiona, zaczęłam ciągnąć go w stronę łóżka. – Jesteś bardziej niż wystarczający. Strasznie cię przepraszam. Zapomnij o tym. Zapomnij o tym wszystkim. Proszę. – Teraz to ja byłam przerażona tym, że zostanę sama. Jeśli pomyśli, że go nie chcę, odepchnie mnie.

Spanikowałam, położyłam się, wciągnęłam go na siebie.

– Wystarczysz mi. Bardziej niż wystarczysz. Brax, proszę… – Poczułam w oczach piekące łzy, pierś ścisnęła mi się z emocji.

Spojrzał na moje piersi, przygryzł wargę. Bardzo powoli zaczął pieścić jedną z nich.

– Strasznie męczy mnie fakt, że nie daję ci tego, czego pragniesz. – Wsunął palec w stanik, znalazł moją brodawkę.

Oddech uwiązł mi w gardle i chociaż szalało we mnie tyle emocji, moje ciało nadal strasznie pragnęło jego ciała. Pragnęłam połączenia, chciałam zostawić to wszystko w tyle.

– Zdumiewasz mnie. Zawsze wiedziałem, że jesteś spoza mojej ligi, a widząc cię w tej bieliźnie, uświadomiłem sobie, jak bardzo jesteś zmysłowa. – Jego głos stał się zachrypnięty, ale cały czas mnie dotykał. – Nie wiem, czy dam radę dotrzymać ci kroku. Kocham cię, Tess. Kocham z tobą być, ale nie muszę cię pieprzyć, żeby się poczuć mężczyzną. Potrzebuję cię jako mojej przyjaciółki, chcę mieć w tobie wsparcie. Rozumiesz to?

Oderwał dłoń od mojej piersi, ominął brzuch i mocno mnie uścisnął. Pozwoliłam mu na to – bo bardzo tego potrzebowałam. Potrzebowałam, żeby przekonał mnie, że nie odejdzie, że nie zrujnowałam właśnie naszego związku.

– Jedyne, czego potrzebuję, to ty. Naprawdę nie liczy cię nic innego. Z tobą jestem zadowolona i szczęśliwa – szepnęłam.

Odczuwałam ogromny ból w piersi. Czy on słyszał słowa, które wypowiedzieliśmy? Ja byłam zadowolona, a on korzystał z mojego wsparcia. Ani słowa o namiętności czy nieokiełznanym pożądaniu.

„To nie ma żadnego znaczenia. Przestań się zachowywać jak idiotka. To nie film, tylko prawdziwe życie”.

Brax odsunął się, w jego oczach mieszały się niepokój, zażenowanie i pragnienie. Pocałowałam go. Odwzajemnił pocałunek tak, jak zawsze chciałam, żeby zrobił – z ogniem i brutalnością graniczącą z bólem.

Jęknęłam, złapałam go za włosy, przyciągnęłam bliżej siebie. Tego właśnie potrzebowałam – namiętności zmieszanej z bólem.

Przerwał pocałunek. Słyszałam jego ciężki oddech.

– A co z tym wszystkim? Możemy udawać, że to się nigdy nie wydarzyło?

Odczułam ogromną ulgę. Zniknęło rozczarowanie faktem, że Brax nigdy nie posiądzie mnie w łóżku. Nie zniszczyłam naszego związku. Nie mogłabym być bardziej wdzięczna losowi.

– Już o wszystkim zapomniałam.

Wypuścił głośno powietrze i uśmiechnął się krzywo. Pocałował mnie w czubek nosa i powiedział:

– Dziękuję, że kochasz mnie na tyle, by wziąć to, co potrafię ci dać.

Całe moje ciało trzęsło się z wyrzutów sumienia. Nie potrafiłam mu na to odpowiedzieć.

Brax odpiął mój stanik. Powoli go zdjął, a potem pochylił się i zaczął ssać moją brodawkę. Między moimi udami wybuchł pożar.

Nadal mnie kochał. Tylko to się liczyło. Nic więcej. Nie wyuzdany seks czy podgrzanie atmosfery w sypialni. Byłam naprawdę bardzo szczęśliwą dziewczyną. „Jestem szczęśliwa. Szczęśliwa”.

Ugryzłam go w obojczyk, jęknął. Przesunął się, tak że jego szybko rosnący penis wbił mi się w brzuch.

Drżąc, zdjęłam mu dżinsy do połowy ud. Wygiął się w łuk, żeby ułatwić mi zadanie. Gdy był już wolny, zerwał ze mnie majtki za pięćdziesiąt dolców, które miałam na sobie przez całe dziesięć sekund, i rzucił je na podłogę.

Położył się między moimi nogami, spojrzał mi w oczy. Gdy we mnie wszedł, przygryzłam wargę. Nie byłam tak mokra, jak powinnam, odczuwałam więc mieszaniną przyjemności i bólu.

Kiedy wsunął się jeszcze głębiej, zamknął oczy. Jego penis rozciągał mnie i wypełniał, sprawiał, że czułam się bezpiecznie, ale nie wyzwalał we mnie oszałamiającej namiętności.

Kołysaliśmy się, obsypywał mnie delikatnymi pocałunkami, wielbiąc moje ciało. Robiłam się coraz bardziej śliska, ciepła, nabrzmiała.

Moje brodawki krzyczały o uwagę, pragnęłam, żeby delikatnie mnie ugryzł, może wtedy mogłabym osiągnąć orgazm.

– Tess… – wydyszał mi w ucho i przyśpieszył. Zaczął jeszcze mocniej we mnie uderzać, walczyłam z chęcią dotknięcia się, z chęcią własnoręcznego dojścia na szczyt.

Po kolejnym pchnięciu Brax jęknął, jego plecy zaczęły się trząść, zacisnął pośladki. Doszedł we mnie, dla niego były to kolejne fale rozkoszy, dla mnie po prostu coś, co akceptowałam. Głaskałam go po piersi szczęśliwa, że po tym wszystkim, na co go naraziłam, potrafił jeszcze osiągnąć orgazm.

Zwalił się na mnie, przycisnął do materaca.

Gapiłam się w sufit, walczyłam z kłębowiskiem myśli, z których nie każda miała sens. Brax sapnął, a potem wtulił się w moje piersi.

W ciągu kilku chwil spał, a ja leżałam samotna i zdezorientowana.

Rozdział trzeci

• Rudzik •

– Proszę tutaj podpisać.

Recepcjonista wręczył nam obowiązkowe oświadczenia o zrzeczeniu się odpowiedzialności. Czytając drobny druczek, przełknęłam głośno ślinę. Jeśli podczas jazdy dostarczonymi przez hotel skuterami zostalibyśmy ranni, okaleczeni lub byśmy się na nich zabili, hotel nie będzie za to odpowiedzialny. Skoro wypożyczenie tych pojazdów było ponoć takim dobrym pomysłem, po co to całe zrzekanie się?

Spojrzałam na Braxa.

– Jesteś pewien, że chcesz zwiedzać Cancún na dwukołowej maszynie śmierci?

Przygryzł końcówkę długopisu i ściągnął brwi, czytając umowę. Uśmiechnął się do mnie. Na jego twarzy nie było już śladu po wczorajszym strachu czy smutku. Bogu dzięki.

– Obiecałaś mi to dzisiaj rano. Dziś robimy to, co ja chcę, a jutro to, co ty chcesz.

Posłałam mu uśmiech.

– W porządku. Ale jutro będziesz musiał znieść masaż razem ze mną. Bez jęczenia.

Przeżegnał się i zamaszystym ruchem ręki podpisał dokumenty. Zaśmiał się, w jego niebieskich oczach błysnęła ekscytacja.

– Chcesz własny skuter, czy wolisz usiąść za mną?

Nie było szans, żebym się sama włączyła w dziki i nieokiełznany ruch uliczny w obcym kraju.

– Wsiądę na twój. Ale wiesz, co robisz, prawda?

Od razu wyobraziłam sobie, jak się nabijamy na bagażnik rowerowy z przodu autobusu albo jak przejeżdża nas ciężarówka wioząca piñatas*. Zadrżałam.

Brax się nachmurzył.

– Jeździłem harleyem. Jazda skuterem chyba nie może być trudniejsza?

„Oczywiście, że może, zwłaszcza że wokół nas jeździ mnóstwo wariatów”.

Zaczęłam się z nim droczyć.

– Jeździłeś harleyem przez całe dziesięć minut.

Bill, kolega Braxa, zachęcał go do wstąpienia do miejscowego klubu motocyklowego. Brax się przejechał i natychmiast odrzucił propozycję, z czego niezmiernie się ucieszyłam, ponieważ jazda bez okien i drzwi mnie przerażała.

Przewrócił oczami i pokazał mi, w którym miejscu mam podpisać. Wysunęłam język i podpisałam.

Recepcjonista uśmiechnął się promiennie i obszedł recepcję. Przybyli kolejni goście – kolejna fala hałasowania bagażami i uśmiechów. Otaczały nas cichy pomruk ekscytacji i wakacyjna atmosfera.

– Proszę za mną. – Recepcjonista, ubrany w śnieżnobiałą koszulę i jasnopomarańczową kamizelkę, poszedł przodem.

Może to wcale nie był taki zły pomysł. Może nawet uda nam się zboczyć z pełnego turystów szlaku i znaleźć coś lokalnego i nowego.

Wzięłam Braxa pod rękę zadowolona, że włożyłam dzisiaj legginsy i szeroką kremową koszulkę. Ten strój zapewniał największą ochronę ze wszystkich, jakie spakowałam. Miałam nadzieję, że materiał trochę mnie ochroni, jeśli się przewrócimy.

Wyszliśmy z hotelu i przeszliśmy na parking na niższym poziomie. Recepcjonista odpiął kanarkowy skuter i wyjął dwa kaski.

– Proszę cały czas je przy sobie nosić. Jeśli się zgubią, zapłacą państwo sto dolarów kary.

Brax kiwnął głową i z wprawą nałożył i zapiął mi kask. Pod wpływem jego dotyku moje serce zaczęło szybciej bić. Uśmiechnął się łagodnie, włożył swój kask i pogłaskał skuter.

Stałam tam, czując się jak jakiś śmieszny, przejrzały ananas. Kask ważył chyba z tonę.

Recepcjonista wręczył mi mapę formatu A4 i czerwonym owalem zaznaczył jakieś miejsce – założyłam, że był to hotel.

– Tutaj jesteście. – Przysunął się bliżej i dźgnął mapę palcem. Owiał mnie jego miętowy oddech. – Jeśli się zgubicie, pytajcie policjanta o drogę. W całym mieście jest pełno policji. I nie rozdzielajcie się. Najlepiej być razem.

Moje tętno trochę przyśpieszyło. Rzeczywiście w tym mieście było pełno policjantów. Przechadzali się na rogach wszystkich ulic, demonstrując swoją broń. Czyżby Meksykanie byli tacy bezwzględni i niebezpieczni?

„Nie zastanawiaj się nad tym, zwłaszcza że właśnie wyruszacie zbadać teren na sprzęcie, który i tak nie gwarantuje żadnego bezpieczeństwa”.

Brax poklepał siodełko za sobą, a ja uśmiechnęłam się słabo. Przełożyłam nogę nad skuterem, oparłam stopy na niewielkich strzemionach i oplotłam pierś Braxa niczym pyton.

Zaśmiał się, włączył silnik i sprawdził manetkę gazu.

– Kochanie, trzymasz mnie tak mocno, że z pewnością nie spadniesz.

Taki był plan. Pocałowałam go w szyję – zadrżał, co bardzo mi się spodobało.

– Ufam ci. – Próbowałam przekonać siebie do tego w takim samym stopniu, co Brax.

Recepcjonista się uśmiechnął i zostawił nas samych. Brax zwolnił sprzęgło i wystrzeliliśmy do przodu. Myślałam, że mój żołądek tego nie wytrzyma, ale po kilku kangurzych podskokach Braxowi udało się ujarzmić maszynę.

– Gotowa? – spytał przez ramię.

Skłamałam, mówiąc mu do ucha:

– Tak.

Wyjechaliśmy z posępnego parkingu na oślepiające poranne słońce. Nawet z zaśmieconymi ulicami Cancún wyglądało na miejsce, w którym trwa nieustająca impreza.

Gdy zatrzymaliśmy się na skraju ruchliwej drogi, Brax postawił nogi na ziemi, żeby ustabilizować skuter. Pod palcami czułam bicie jego serca, ze skupienia miał spięte ramiona.

Patrzyliśmy, jak piraci drogowi, szaleni przechodnie i różne pojazdy malują przed nami więcej kolorów, niż ma tęcza. Po raz setny pomyślałam, że pomysł na ten wyjazd był doskonały.

– Tessie, w którą stronę? W lewo czy w prawo?

Obróciłam głowę w jedną i w drugą stronę, zmarszczyłam nos. W żadnym z kierunków nie było przerwy w ruchu ulicznym. Na północ, południe, wschód czy zachód – nieważne, dokąd byśmy się udali, i tak wszystko wyglądało na tak samo zakorkowane i obce.

Pod wpływem impulsu powiedziałam:

– W prawo.

„Proszę, żebyśmy tylko wrócili do hotelu w jednym kawałku!”

Brax kiwnął głową i podrapał się lekko po brodzie w miejscu, w którym pasek od kasku drażnił jego skórę. Ruszył do przodu, stopami w japonkach zaczął głośno klapać po gorącym bruku. Skuter się trząsł, a my przez dobre dziesięć minut czekaliśmy na odwagę, by włączyć się w tę szaloną masę.

Już miałam zasugerować, byśmy sie poddali i wrócili do basenu, gdy…

– Trzymaj się! – Brax wciągnął brzuch i przyśpieszył. Skuter jęknął, wpadł w poślizg i ruszył z miejsca.

Gdy wystrzeliliśmy jak z procy, serce podeszło mi do gardła. Cudem uniknęliśmy zderzenia z rowerzystą dźwigającym górę towaru na plecach. Wjechaliśmy przed ziejący spalinami autobus.

Ze strachu zaschło mi w ustach i ścisnęłam Braxa tak mocno, że jego żebra wbiły mi się w biceps. O mój Boże! Chciałam stamtąd uciekać. „Dla mnie to żadna rozrywka”.

Kiedy wreszcie skuter był pod kontrolą i jechaliśmy z innymi użytkownikami drogi, Brax zaczął się śmiać. Próbowałam uspokoić oddech, w końcu jego wrodzone szczęście otaczało nas niczym ochronna bańka.

Moje serce przestało tak mocno bić. Braxowi się to podobało, więc nie miałam zamiaru mu tego popsuć. Ufałam, że potrafi zapewnić mi bezpieczeństwo.

Godzinę później pod moją koszulką lał się pot. Od ostrych promieni słońca bolała mnie głowa, miałam wrażenie, że mój mózg ugotował się w kasku. Kilka razy próbowałam się odkleić od pleców Braxa, ale oboje byliśmy tak rozgrzani i lepcy, że to było wręcz obrzydliwe.

Wreszcie odprężyliśmy się na tyle, by się cieszyć jazdą przez labirynt ulic, badać boczne zaułki, jeździć wokół targów i ulicznych handlarzy. Teraz jednak bolał mnie tyłek, a moje uda miały już serdecznie dość wibracji skutera.

Musiałam się napić czegoś bardzo, bardzo zimnego.

Brax jakby czytał w moich myślach – zatrzymał się przez małym, rozpadającym się barem na obrzeżach targu, wokół którego jeździliśmy.

Wnętrze nie miało nic wspólnego z higieną. Na słońcu wisiała piñata w kształcie smutnego osła, podarte ceraty na stołach nie zachęcały do tego, by przy nich usiąść, a szyld był tak czarny od brudu, że nie potrafiłam odczytać nazwy tego miejsca.

– Oooch… – Zakaszlałam, gdy z jakiegoś zardzewiałego samochodu wydobył się kłąb spalin. „Bardzo to wszystko higieniczne”.

Brax zaczął głaskać mnie po rękach, którymi nadal obejmowałam jego tors.

– Wszystko w porządku?

Kiwnęłam głową, starając się złapać oddech.

– Tak. Chciałam powiedzieć, że z pewnością uda nam się znaleźć coś lepszego niż ta nora, prawda?

Brax zsiadł ze skutera i pomógł mi zejść. Nogi miałam jak z waty. W dzieciństwie jeździłam konno i teraz doszłam do wniosku, że nawet jazda z rozłożonymi nogami na podskakującym zwierzęciu jest lepsza niż przejażdżka na skuterze. Wyboje i kocie łby nie były dobre dla moich miejsc intymnych.

– Umieram z pragnienia. – Brax wydął usta i rozejrzał się po zatęchłym barze. – Weźmiemy tylko coś do picia i sobie stąd pójdziemy. – Odpiął kask i przymocował go do kierownicy. Ja zrobiłam to samo, niemal rozpływając się ze szczęścia, że mogę go zdjąć z moich oklapniętych loków.

Brax się zaśmiał.

– Twoje włosy mają kiepski dzień, co?

Przesunęłam dłonią po jego spoconej fryzurze. Spojrzał na mnie z miłością.

Zaczęłam chichotać.

– Kask w upalny dzień praktycznie uniemożliwia utrzymanie seksownego uczesania.

Wplótł swoje grube palce w moje potargane włosy.

– Moim zdaniem zawsze wyglądasz seksownie. – Przesunął ręką po moim policzku, a potem w dół aż do dłoni.

Splótł palce z moimi, pochylił się i delikatnie mnie pocałował.

– Mam nadzieję, że sprzedają tutaj zimne napoje z lodem.

Czułam, że moja skóra płonie, a na samą myśl o lodzie zaczęłam się ślinić, pokręciłam jednak głową.

– Żadnego lodu, pamiętasz? Możemy pić jedynie butelkowaną wodę. Nasze australijskie żołądki nie zniosą miejscowej wody.

Westchnął.

– Słuszna uwaga. Dobrze, w takim razie napiję się po prostu piwa.

– Mój panie, jeśli sądzisz, że wypijesz piwo, a potem będziesz jeździć w tym bajzlu zwanym przez miejscowych ruchem ulicznym, to dawno się tak nie pomyliłeś. – Śmiałam się, gdy wchodziliśmy do małego mrocznego baru, o ile w ogóle można było tak nazwać ten lokal, bo mnie przypominał raczej jaskinię. Od ścian odłaziły farba i tandetne plakaty, przyklejone taśmą klejącą w miejscach, w których miały maskować dziury. Zmarszczyłam czoło… Te wyrwy wyglądały jak… – Cholera, czy to są dziury po kulach?

Przerażenie wdarło się w moje ciało jak mrożące pająki. Ścisnęłam dłoń Braxa, bo nagle moja intuicja posłała mi głośne ostrzeżenie. Zawsze słuchałam swojego przeczucia – ocaliło mnie to więcej niż raz.

– Brax?

Nagle pojawiła się przed nami kobieta. Uśmiechnęła się szeroko, ukazując dziurawe zęby z osadem po tytoniu.

– No proszę, proszę, jak miło mieć klientów w tak upalny dzień. – Jej głos z obcym akcentem tarł moją skórę niczym papier ścierny. – Co mogę państwu podać?

Moje serce nie chciało się uspokoić. Pragnęłam coś powiedzieć. Pragnęłam stamtąd wyjść. Ale Brax tylko się uśmiechnął.

– Proszę dwie cole.

Kobieta zerknęła w moją stronę, jej wzrok był mroczny jak północ.

– Żadnego jedzenia?

Zesztywniałam, wściekając się w duchu na siebie za tchórzostwo i to, jak bardzo chciałam uciec. Zanim Brax podjął decyzję, czy jest również głodny, powiedziałam:

– Tylko picie. I proszę się pośpieszyć, powinniśmy już gdzieś być, jesteśmy spóźnieni.

Na dźwięk mojego ostrego tonu Brax uniósł brew.

Kobieta skrzywiła się i odeszła, szurając stopami.

Brax zaciągnął mnie do stolika i usiedliśmy bezpośrednio pod wiszącym u sufitu wentylatorem, mieszającym gorące nieruchome powietrze. Pot zbierał się na mojej skórze i mnie chłodził. Wzięłam serwetkę, żeby wytrzeć twarz.

– Co w ciebie wstąpiło? – spytał i osuszył sobie kark.

Zerknęłam za siebie, próbując zrozumieć, dlaczego moje pajęcze zmysły wymknęły się spod kontroli, ale nie zauważyłam niczego niepokojącego. Po prostu siedzieliśmy w rozpadającym się barze. Tylko. Może moje zachowanie było głupie…

– Nic. Przepraszam. Naprawdę chciałabym wrócić do hotelu i popływać, to wszystko. – Uśmiechnęłam się.

On również, jego lśniąca twarz była zaróżowiona po przejażdżce.

– Wyjdziemy stąd, gdy tylko się napijemy. – A potem dodał z uśmiechem: – Musimy wyglądać jak cudzoziemcy. Nic dziwnego, że kelnerka dziwnie na nas patrzyła.

Mój żołądek się ścisnął. Jakimś cudem wyczuwałam, że to wcale nie dlatego tak się nam przyglądała. Wpatrywała się we mnie niemal… łapczywie.

Nagle usłyszałam za sobą odgłosy szamotaniny, odwróciłam się na krześle, żeby zerknąć. Na tyłach restauracji, przy kasie pojawił się mężczyzna. Jego głos był niski, wściekły, potrząsnął kelnerką, wbił palce w jej ramię.

Mój żołądek gwałtownie podskoczył, niepokój ustąpił miejsca prawdziwemu strachowi. Nie mogłam tutaj zostać.

– Brax, źle się tu czuję. Możemy wziąć napoje na wynos?

Zgarbił się na chybotliwym krześle.

– Kochanie, chyba nie dam rady jechać i pić. Daj mi tylko dziesięć minut, dobrze? I sobie stąd pojedziemy. – Jego skóra była spieczona słońcem.

Kiwnęłam głową i ugryzłam się w język. Nie chciałam wyjść na histeryczkę, ale, do diabła, panika rozrywała moje wnętrzności. Pragnęłam stąd wyjść. Znaleźć się daleko od tego miejsca, w bezpiecznym ośrodku wypoczynkowym.

Nogi trzęsły mi się pod stołem, ogarnęło mnie przerażenie.

Do baru wszedł kolejny mężczyzna, miał na sobie skórzaną czarną kurtkę i dżinsy. Jego tłusta skóra lśniła od potu, brakowało mu kawałka ucha. Wokół wychudłej twarzy zwisały długie strąki włosów. Gdy na mnie spojrzał, zamarłam.

Miałam wrażenie, że patrzę w oczy drapieżnika: puste, głodne, czarne i złe. Wysysały moją duszę, wzmacniały mój strach do porażającej paniki.

– Brax…

– Proszę. – Kelnerka z brakami w uzębieniu postawiła przed nami zimne puszki coli i dodała różowe słomki. Zerwałam kontakt wzrokowy z Panem Skórzaną Kurtką i przełknęłam głośno ślinę. „Trzymaj się. Brax tutaj jest. Będzie cię chronić”.

Brax otworzył swoją puszkę, przechylił ją, a po chwili jęknął.

– Rety, ale chciało mi się pić. – Nie zauważył mojego przerażenia, skupił się wyłącznie na pragnieniu.

Niczym na autopilocie otworzyłam moją puszkę i zaczęłam sączyć colę. Bąbelki sprawiały, że mój żołądek stał się jeszcze bardziej niespokojny. Dlaczego tak reagowałam? „Tess, uspokój się”. To było głupie – taka reakcja białej dziewczyny, gdy znalazła się w takim miejscu w tym przeludnionym mieście, jest zupełnie normalna.

Brax wypił swoją colę i wstał.

– Idę się wysikać. Zaraz wracam.

Mój strach zamienił się w prawdziwą panikę.

– Nie! To znaczy, naprawdę musisz sikać w tym miejscu? Możemy znaleźć McDonalda albo jakąś miejscową stację benzynową. – Wykręcałam sobie palce pod stołem. – Wątpię, żeby było tutaj czysto.

Zaśmiał się.

– Na pewno nie. Nie wiem, czy uda nam się znaleźć coś innego, a zanim wrócimy do hotelu, minie co najmniej godzina. Za chwilkę wracam.

Ścisnęłam puszkę coli tak mocno, że moje palce zrobiły się białe. Próbowałam okiełznać swoją panikę i nie być taka bojaźliwa. Kiwnęłam głową.

Brax posłał mi całusa i ruszył na tyły baru. Jego zielona koszulka miała ciemne plamy od potu, lepiła się do jego pleców, podkreślając mięśnie. Mięśnie, które mogły mnie obronić, mięśnie, które właśnie zostawiały mnie samą. Z każdym jego krokiem moje serce coraz bardziej umierało ze strachu. Nie potrafiłam wyjaśnić swojego zachowania, ale jakaś pesymistyczna część mnie wpadła w rozpacz.

„Odwróć się. Wracaj”.

Brax nie uczynił nic z tego, zniknął w drzwiach oznaczonych „Baño”.

W mojej krwi popłynęła adrenalina, zaczęłam się rozglądać po barze, szukając jakiegoś zagrożenia. Instynkt podpowiadał mi, że znajduję się w niebezpieczeństwie. Nie wiedziałam tylko, gdzie ono czyhało.

Przecież wokół nikogo nie było. Zniknął nawet facet w skórzanej kurtce.

„Widzisz, Tess. Nie ma się czego bać”.

Nagle wokół moich nóg zaczęło się wić coś miękkiego. Podskoczyłam tak gwałtownie, że przewróciłam puszkę z colą. Odsunęłam krzesło i zajrzałam pod stół.

Nędznie wyglądający rudy kot zamrugał i miauknął. Cholera jasna, musiałam się uspokoić. Moje serce biło tak szybko, że bałam się, że się zapali. Każda część mnie była zaalarmowana.

– Kocie, przestań się na mnie gapić. – Starałam się trzymać z dala od zwierzaka i lepkiej kałuży coli.

Bardzo powoli minęła jedna minuta; cały czas się wpatrywałam w drzwi, za którymi zniknął Brax. Jak długo można sikać? Na pewno już skończył.

Bezmyślnie bawiłam się bransoletką. Srebrne serduszka wpijały się w skórę moich palców, mocno je przyciskałam, wykorzystując jak paciorki różańca, nawołując mojego chłopaka do powrotu. Zrobiło mi się sucho w ustach, moje dłonie były śliskie ze zdenerwowania.

„No dalej, Brax”. A może powinnam poczekać przy skuterze? Wszystko będzie lepsze niż siedzenie tutaj i trzęsienie portkami. Tak, czekanie przy skuterze to dobry pomysł – w miejscu publicznym, w słońcu.

Wstałam i odwróciłam się w stronę wyjścia. I wtedy moje serce zamarło z przerażenia.

Drzwi strzegło trzech mężczyzn. Mieli ręce skrzyżowane na piersi i odsłaniali brudne spróchniałe zęby. Pan Skórzana Kurtka stał na środku. Spojrzeliśmy sobie w oczy i w tej samej chwili zaatakowała mnie zła energia emanująca czarnymi cieniami. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku, byłam unieruchomiona pod ciężarem czerni. Moje instynkty się nie pomyliły.

Byłam po uszy w gównie.

– Brax! – pisnęłam i ruszyłam na tył baru. Nie obchodziło mnie, czy przesadzam, bo może ci mężczyźni po prostu przyszli się tutaj napić. Mój instynkt wrzeszczał, wył, walił mnie w żebra, żebym wreszcie zareagowała.

„Uciekaj”.

Pędziłam, japonki klapały po linoleum.

Mężczyźni rzucili się za mną w pogoń, w pośpiechu przewrócili stół. „Nie. Nie. Proszę. Nie”.

Bez tchu dopadłam do drzwi i wrzasnęłam, gdy jakieś wielkie łapsko złapało mnie za włosy i pociągnęło. Uderzyłam w śmierdzący, gorący tors.

– Brax! – Rzucałam się i syczałam, łapiąc się za głowę. Zignorowałam ból wyrywanych włosów, ogarnęła mnie wściekłość. Ugryzłam rękę, która złapała mnie za piersi.

Napastnik zaklął po hiszpańsku i mnie puścił. Upadłam na kolana, ale momentalnie się podniosłam i biegłam dalej. Nie liczyło się nic oprócz dotarcia do mojego chłopaka.

– Brax! – Wpadłam do męskiej toalety i uderzyłam w wielkie ciało czwartego mężczyzny. Zakrwawioną ręką zakrył mi usta i cisnął mną o ścianę. Smród jego dłoni wywołał u mnie odruch wymiotny; miotałam się w jego uścisku.

Zazgrzytał zębami, ale cały czas mnie trzymał.

Gdy spojrzałam ponad jego ramieniem, ogarnęło mnie przerażające poczucie beznadziei. Brax leżał na brudnej podłodze w toalecie, jego twarz była zalana krwią. Jedna ręka znajdowała się pod nienaturalnym kątem. Miał zamknięte oczy.

– Nie!

Jednocześnie wybuchły we mnie wściekłość i przerażenie. Z całych sił ugryzłam mężczyznę w rękę, poczułam rdzawy posmak krwi.

– Puta! – zaklął, a ja zaczęłam się rzucać, próbując kopnąć go kolanem między nogi.

– Brax! Obudź się! – Udało mi się wyswobodzić, ale natychmiast złapał mnie Pan Skórzana Kurtka. Wysyczał mi w ucho coś, czego nie zrozumiałam. Obrzydliwymi paluchami ścisnął moją pierś i odciągnął mnie od Braxa.

– Nie! Puszczaj! – wrzasnęłam, zbyt wściekła i skupiona na przetrwaniu, żeby płakać. – Ty pieprzony draniu, puszczaj, do kurwy nędzy!

Druga śmierdząca dłoń zasłoniła mi usta i nos, odcinając dopływ tlenu. Poczułam szarpnięcie w płucach i w piersi.

Z całych sił zakołysałam biodrem i trafiłam napastnika w czułe miejsce między nogami. Zawył i odepchnąwszy mnie od siebie, złapał się za bolące klejnoty.

„Uciekaj, Tess. Uciekaj”.

Załkałam, bo nie wiedziałam, co zrobić. Chciałam sprawdzić, czy Brax żyje, lecz musiałam się stąd wydostać. Znaleźć jakąś pomoc, a potem go ocalić. Ale niezależnie od tego, jak mocno walczyłam, pojawiali się kolejni mężczyźni. Przypominało to walkę z burzą piaskową – nie mogłam tego wygrać.

– Brax! Na litość boską, potrzebuję cię…

Facet w skórzanej kurtce zrobił dwa kroki i z całych sił uderzył mnie w szczękę.

W mojej głowie wybuchły fajerwerki, upadłam. Upadałam i upadałam, ciężka i bezużyteczna. Podłoga wzięła mnie w swe twarde objęcia. Przed oczami zrobiło mi się kolorowo, ogarnęły mnie mdłości.