Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Magiczny świat tuż za płotem 5. Rafenia

Magiczny świat tuż za płotem 5. Rafenia

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7859-780-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Magiczny świat tuż za płotem 5. Rafenia

Tym razem żadna wyprawa nie była planowana, miały to być zwyczajne wakacje w Asi królestwie Rafenii. Mają jednak miejsce niespodziewane zdarzenia, które nie tylko zakłócą wizję zaplanowanej sielanki, ale i spowodują zmianę planów. Coś złego dzieje się na krańcach królestwa i należy to jak najszybciej sprawdzić. Do ekipy dołącza niezwykła postać.

Polecane książki

Kasia Konfederak — O sobie mogę napisać tyle, że jestem poetką, psychoterapeutką i tworzę biżuterię ze srebra. Oraz to, że kocham jazdę na snowboardzie i przestrzeń. Jednak kiedy zapytałam zaangażowaną emocjonalnie w wydanie tego tomiku bliską mi osobę, co by tu napisała, odpowiedziała mi tak: "...
Bohaterowie bestsellerowej Stacji Jagodno powracają! Agata była kiedyś znakomitą wiolonczelistką, koncertowała na całym świecie, robiła karierę… Co takiego stało się, że piękne dźwięki są już tylko wspomnieniem, a kobieta znalazła się na życiowym zakręcie? Gdy Agata spotka się w Jagodnie z ludzką ży...
Przed Wami opowieść, która pokazuje, że nawet w smutku można znaleźć radość. Podróż do szczęścia przez słodko-gorzkie koleje losu, która – choć nie raz wyciska z nas siódme poty – zawsze jest opłacalnym przedsięwzięciem i wynagradza nas bogactwem doznanych emocji. Jest to historia, dzięki które...
W kawiarni literackiej, niezwykłym zjawisku kulturowym schyłku wieku XIX i całego wieku XX, spotykało się warszawskie środowisko literackie, by zawiązywać kontakty i przyjaźnie. Wymieniano opinie o literaturze i sztuce, ferowano wyroki i tworzono hierarchie artystyczne, ale także plotkowano i pr...
„Chciałbym zaapelować do przełożonych Adama, żeby - broń Boże - nie znosili zakazu jego wypowiedzi w mediach. To zaszczyt mieć na niego monopol!" - napisał Piotr Mucharski, redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”. Jubileuszowe wydanie „Tygodnika Powszechnego Historia” poświęcone jest w całości by...
Pierwsza części trylogii „Zwierzomówcy” o przygodach Kra, chłopca, który rozmawia z krukami. Książka została przetłumaczona na 31 języków, a prawa do jej ekranizacji wykupiła wytwórnia 20th Century Fox.    Trylogia „Zwierzomówcy&rdquo...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Dorota Mularczyk

Dorota Mularczyk

Magiczny świat tuż za płotem 5

Rafenia

© Copyright by

Dorota Mularczyk & e-bookowo

ISBN e-book 978-83-7859-780-3

ISBN druk 978-83-7859-781-0

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: wydawnictwo@e-bookowo.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2017

Słowo od Autorki

Serdecznie dziękuję wszystkim uczestnikom ogłoszonych przeze mnie konkursów za zaangażowanie i poważne potraktowanie wyzwania.

Ta książka w dużej mierze powstała dzięki wyobraźni młodzieży, a Jej wkład to: dziesięć rozdziałów, dwa wyróżnione opowiadania, dwa rysunki na okładkę:

– wizerunek Najpiękniejszej Potworzycy – autorką pracy jest Aleksandra Milczarek ze Szkoły Podstawowej nr 14 w Tomaszowie Mazowieckim,

– obraz walecznej kobiety – autorem pracy jest Jakub Banasiak ze Szkoły Podstawowej w Niesułkowie. Specjalnie dla niej stworzyłam postać i nadałam jej imię Konstancja, bo właśnie takie imię nosi pewna młoda dama, która potrafi zachwycać swoją osobowością. Jest to autorka drugiego rozdziału,

– imię dla Najpiękniejszej Potworzycy: „Klupcia”– pomysłodawczynią jest Martyna Szymaniak ze Szkoły Podstawowej w Brudzewie,

– drugie imię dla Najpiękniejszej Potworzycy: „Filona” – pomysłodawczynią jest Kamila Adamiak ze Szkoły Podstawowej w Benicach.

Dorota Mularczyk

Tym razem żadna wyprawa nie była planowana, miały to być zwyczajne wakacje w Asi królestwie Rafenii. Mają jednak miejsce niespodziewane zdarzenia, które nie tylko zakłócą wizję zaplanowanej sielanki, ale i spowodują zmianę planów. Coś złego dzieje się na krańcach królestwa i należy to jak najszybciej sprawdzić. Do ekipy dołącza niezwykła postać.

Rozdział 1
Idziemy na wakacje

– Tato! – Marcin rano wyszedł ze swojego pokoju i stanął na schodach. –Tato! – chwilę wyczekiwał odpowiedzi. – Gdzie on się podział? – mruknął do siebie. – Łojciec!

– Cicho! Obudzisz mamę! – odpowiedział tata, wychodząc z Asią z jej pokoju –Wczoraj siedzieliśmy do późnej nocy. Chodź, wejdziemy do ciebie to porozmawiamy. – A gdy zamknęli za sobą drzwi dodał. – Zadzwoń do Piotrka, mamy teraz trochę czasu.

– Do dziumdzioka? Przecież on będzie spał jeszcze ze dwa dni – upewnił się, że tata mówi poważnie. – Dobrze, za… strzelę!

– Słucham? – zdziwił się tata.

– Strzelę w jego okno z procy – wytłumaczył z niewinną miną.

– Chyba żartujesz, wybijesz szybę!

– Ja nie kamieniami, ja gumą. Mam wczorajszą, przeżutą.

Po chwili strzelił w okno kolegi, ale bez żadnego efektu.

– Siostra, masz pożyczyć jedną?

– Weź, jest z tyłu monitora.

Ale dopiero po wykorzystaniu trzeciej, przygotowanej na poczekaniu, dostali sygnał, że czyjeś marzenia senne zostały brutalnie przerwane, bo przez okno z naprzeciwka wyleciał niebieski jasiek.

– O, podziałało – ucieszyła się Asia.

Zadzwoniła komórka.

– Co tam? – Marcin odebrał telefon. – Nie bełkocz, mów wyraźnie. – Uśmiechnął się i wyjrzał przez okno. – Podusia wisi na agreście. Tak, po twojej stronie. Wyłaź szybko, bo kolce uwierają ją w pierze.

Skończył rozmowę i odkładając komórkę odwrócił się do taty – Poczekajcie tu grzecznie, maznę się trochę wodą i umyję perełki. Nie ma to jak zdrowy duch i chuch.

– A ja poczekam na Piotrka przed wejściem, żeby nie gongolił – powiedziała Asia.

W rezultacie dopiero po piętnastu minutach wszyscy zebrali się w pokoju Marcina gotowi do rozmowy. Piotr w domu zdążył naszykować sobie śniadanie i zaczął je jeść po drodze. Zanim usiadł obok Asi na tapczanie jedna bułka była już zjedzona. Zabrał się więc za drugą, trzecia czekała w kieszeni.

– A do skarpetek jeszcze jakiego prowiantu nie nawpychałeś? – Marcin był zły, że nie pomyślał o swoim śniadaniu.

– Nie zazdrość koledze, poczęstuj się – odezwała się Asia, widząc spojrzenie brata. Wskazała talerz z kanapkami postawiony na jego biurku i sama wzięła jedną z nich. – Z kuchni też widać czy ktoś idzie, więc wykorzystałam czas.

– Możesz zaczynać. – Marcin łaskawym głosem oznajmił tacie, po czym rozsiadł się wygodnie i zaczął kosztować, jak zwykle, pyszne kanapki siostry. – Co oskarżony ma na swoją obronę?

Tata popatrzył na Asię, na Marcina, oparł się łokciami o kolana, splótł palce, westchnął i pokiwał głową.

– Przyznaję, nie wyszło to najlepiej. W zasadzie zostawiłem mamie kartkę na stole w kuchni, ale … chyba źle napisałem. – Popatrzył po twarzach z nadzieją, że pozwolą mu to przemilczeć, ale wyczekujące spojrzenia domagały się wyjaśnień. – Śpieszyłem się, więc napisałem: „To ważna sprawa. Nie szukajcie mnie.” – Rozłożył ręce. – Nie wiedziałem czy wrócę. Gdy pojawił się tu Newiaran, nie było czasu na zastanawianie się. Nawet nie zdążyłem niczego przemyśleć. Właśnie kupowałem gazetę, gdy do mnie podszedł. Kazał mi coś na niej zapisać i nie wyrzucać. Mówił spokojnie, ale ponaglał mnie. Był ubrany inaczej niż my tutaj, przez co na ulicy wzbudził zainteresowanie, ludzie zaczęli mu się przyglądać. Gdy chciał odejść, oni chcieli iść za nim. Starałem się więc ich powstrzymać i dopiero dzięki temu mógł bezpiecznie się oddalić. Ktoś widocznie zadzwonił po policję, bo przyjechali na sygnale i stwierdzili, że trzeba wszcząć poszukiwania, bo to na pewno ktoś o niezdrowych zmysłach. – Pokręcił głową z niedowierzaniem –Wystarczyło im, że był inaczej ubrany. – Spojrzał na Asię i Marcina, rozłożył ręce. – To tyle.

– Co ci powiedział? – spytała Asia.

– Dał mi wskazówki co powinienem zrobić i jak trafić we właściwe miejsce. Śpieszył się, mówił, że jego czas się kończy.

– Wziąłeś ze sobą chociaż coś do jedzenia? – zainteresowała się Asia.

– Po co, przecież mogłem sobie tam coś wy…

– … czarować? – dokończył podejrzliwie Piotr, –To pan chciał powiedzieć? Pan wiedział już wcześniej o Edenarii.

– Poddaję się – odpowiedział z uśmiechem. – I tak przecież w końcu bym się wygadał. – przez chwilę wygniatał palcami podbródek, pokiwał głową i westchnął. – Tak, przejście nas pilnowało. Najpierw mnie znalazło, teraz widzę, że i ciebie. – Spojrzał na syna.

– No, takich wakacji nie zaproponowałoby nawet najlepsze biuro podróży – pochwycił temat Marcin. A ciebie kiedy tam poniosło?

– Byłem w twoim wieku. Miałem wtedy czternaście lat. Ale byłem takim tchórzem, że gdybym nie wpadł do tej dziury i nic by mnie do niej nie wciągnęło to sam na pewno bym tam nie wszedł. No cóż, z pokolenia na pokolenie wszystko się zmienia, ty pewno sam tam zajrzałeś.

– Ja też maiłem pietra, ale Zuzia mi powiedziała, że niczego nie muszę się bać, zwłaszcza pająków. No i Piotrek ze mną poszedł.

– Hmm – zamyślił się tata. – Byłem wtedy na wakacjach u dziadków w leśniczówce. Niewiele brakowało, a i babcia też natknęłaby się na przejście.

– Co cię wciągnęło? – spytała Asia.

– Nie wiem, po prostu wessało mnie do środka. A jak już znalazłem się w tunelu to straciłem orientację i zamiast wyjść tą samą drogą, przedostałem się do Edenarii. Macie pojęcie co zobaczyłem? Małe kajtki latały po lesie i wcale nikt ich nie pilnował. Wspaniałe miejsce, a mieszkańcy… niesamowici. Miałem tam dwóch kumpli, aleśmy rozrabiali. – W tym momencie tata trochę posmutniał. – I nagle się skończyło. Byłem tam cztery razy. Gdy za piątym razem podszedłem do miejsca, gdzie była dziura, okazało się, że już jej tam nie ma, zniknęła. Nawet nie pożegnałem się z chłopakami. Do końca wakacji codziennie sprawdzałem, czy się nie pojawi, ale już jej nie odnalazłem. Jeszcze przez dwa lata miałem nadzieję, ale… Upłynęło trochę czasu zanim niespodziewanie znów zostałem „zaproszony”, tylko tyle, że tym razem już nie do zabawy. Nie przypuszczałem, że po starciu z tym…, hmm, Wiecznym Wojownikiem, wrócę jeszcze do domu. Nigdy nawet nie umiałem bić się na kije, a co dopiero na miecze. Nie powiem, było to trochę męczące, ale i dziwne. Miałem wrażenie, że abym mógł powrócić do rodziny muszę się mocno postarać. Powiem wam jeszcze coś w tajemnicy, tam można wyjść z siebie.

– Janek! – zawołała mama.

– No cóż, chyba innym razem dokończymy tą rozmowę. Uważajcie na siebie – poprosił i podszedł do drzwi.

– A co może nam się tam stać? – zdziwił się Marcin. – To tak jakbyśmy poszli się bawić do piaskownicy.

– Tylko może najpierw przesitkujcie w niej piasek. Nigdy nie wiadomo co w takim miejscu można znaleźć. – Mrugnął okiem i wyszedł.

– Szkoda, że nie zrobił nam wykładu jak się stawia babki – szepnęła Asia.

– Zaraz! – zastanowił się Piotr. – Powiedział „wyjść z siebie”? Co to mogło znaczyć?

– Pewnie to, że mało brakowało, a dostałby bzika. Wyobraź sobie, że przedłużana bijatyka tez potrafi się znudzić.

– Jak można monotonnie walczyć? – Marcina ta odpowiedź nie zadowoliła.

– Jakby ktoś przez tydzień spadał w przepaść to pewno mogłoby mu się w końcu odechcieć krzyczeć w ten sam sposób – odpowiedziała zniecierpliwiona Asia.

– No – przytaknął Marcin i dokończył naśladując siostrę. – I zamiast „ratunku!”, dla odmiany zacząłby wołać „pomocy!”.

– A ty kiedy tak ostatnio wołałeś? – Asi się to nie spodobało i ruszyła w stronę brata, układając ostatnią kanapkę na dłoni tak, aby móc ją przykleić mu na twarzy.

– Oj nie! – wystraszył się Marcin. – Nie rób tego! To chlebek! Od Bozi! – szybko powiedział, cofając się w stronę wyjścia.

– To prawda, ale Pan Bóg kazał się dzielić – odpowiedziała Asia i zamierzyła się.

W tym momencie w drzwiach pokoju zobaczyła ich młodszego brata, Tomka. Chłopczyk, widząc, że jego starszy brat znalazł się w niebezpieczeństwie postanowił go bronić. Stanął przed Asią, zmrużył oczka, zacisnął piąstki i niczym nastroszony kogut spytał zadziornie:

– Chces w dyndel?

Zaskoczona Asia zatrzymała się i spytała:

– A co to jest dyndel?

– Nie wiem! Ale chces?

– Wolę nie.

Ta chwila dezorientacji wystarczyła, żeby Marcinowi udało się zabrać kanapkę z ręki Asi po czym najspokojniej w świecie zaczął ją jeść.

– Chciałaś mnie zatłuc kanapką! Tak? – pokręcił głową, udając oburzenie. – Ciuś, ciuś.

– Niu, niu! – Tomaszek na wzór brata pogroził siostrze paluszkiem i uznając sprawę za załatwioną wyszedł z pokoju.

– Niech ci się nie wydaje, że tak łatwo można mnie… – Asia spojrzała groźnie na Marcina.

– A nie można? – zachichotał.

– No to jak, proszę szanownych awanturników. Lecimy na te wakacje, czy nie? – spytał Piotr i przez chwilę się rozmarzył. – Nie mogę się doczekać. – Przymknął oczy. – Już widzę polankę, na niej dwa leżaki, stoliczek z napojami chłodzącymi i my. – Spojrzał znacząco na Asię.

– Raczej chciałeś powiedzieć ty i wielki talerz z jedzeniem. Tak? – uzupełnił Marcin z przekąsem.

– No co? – zdziwił się Piotr. – Nie będziemy wypoczywać?

– Nie ma sprawy. – Chłopiec w zruszył ramionami, –Ty zostaniesz i będziesz wypoczywał za nas wszystkich, a przy okazji przypilnujesz tych dwóch… leżaków. Oczywiście nie wspomnę o talerzu.

– Marcin! – Asia przywołała brata do porządku, a do Piotra odezwała się całkiem łaskawie. – Nie ma sprawy, po obejrzeniu mojego królestwa odpoczniemy sobie, jak kto będzie chciał.

– Więc? – spytał Piotr wyczekująco. – Lecimy?

– No, no! – zapalił się Marcin. – Nie możemy przecież pozwolić Klarci usnąć przy przejściu. Do Kopca po Karinę na pajączku, a stamtąd prosto do Rafenii Asi wisiorkiem. Masz go jeszcze?

– Mam. Możemy iść. – Asia wstała i wychodząc z pokoju brata po cichu powiedziała. – Muszę tylko wziąć grzebień.

– Ja też wezmę plecak, może się na coś przydać.

– Skąd wiesz, że Asia weźmie plecak? – spytał Piotr, gdy tylko wyszła z pokoju.

– Jakbyś miał siostrę, to byś wiedział.

Marcin nie pomylił się, Asia wyszła ze swojego pokoju z niewielkim plecakiem i z niewinną miną zarządziła. – Za mną!

Zeszli po schodach najciszej jak tylko potrafili, a wychodząc z domu delikatnie zamknęli drzwi tak, żeby nie trzasnęły. Zwolnili dopiero przy komórce na narzędzia, a powodem tego były słowa Piotra.

– A co, kurcze, będzie jak ta szarfa nie zadziałała i przejście… psit. – Machnął ręką w górę. – Sobie poszło?

– A fe! – prychnęła Asia. – Ty niedowiarku!

Marcin na to nic się nie odezwał pokręcił głową, przyśpieszył kroku i jako pierwszy przeszedł przez dziurę w płocie. Podszedł do właściwego miejsca i udając przerażenie krzyknął:

– A niech mnie Zenda uszczypnie!

– Co? – Asia stanęła jak wryta.

– Jak to co? – Spojrzał na siostrę wytrzeszczonymi oczami. – Tu – jest – dziura!

– Całe szczęście – odetchnęła Asia i patrząc bykiem na brata, dodała. – Zaraz wskoczę do niej niczym nasionko.

– Uważaj, bo jak zakwitniesz to zaczniesz puszczać bączki! Hi, hi. – Marcin zachichotał pod nosem.

– Jak już to pączki – burknęła Asia. – Ale wtedy to ty będziesz musiał uważać, bo jako pnąca roślinka wejdę ci przez okno do pokoju i zacznę się rozsadzać.

– No, no, no. Nie rozpędzaj się za bardzo. – Chłopiec spoważniał. – Przestań straszyć i nurkuj do dziury, bo jeszcze czkawkę dostanę przed zmierzchem.

Odetchnęli z ulgą, widząc, że zapowiedziane zablokowanie przejścia szarfą stało się faktem. Jak najszybciej pokonali krótki odcinek tunelu i wydostali się na powierzchnię po jego drugiej stronie. Oczekująca na ich powrót pajęczyca Klara niechętnie otworzyła jedno oko, sprawdzając co było przyczyną pobudki. Jednak mimo krótkiej drzemki, na widok swoich przyjaciół natychmiast się ożywiła. I gdy tylko zasiedli wygodnie na jej grzbiecie od razu ruszyła w stronę Kopca. Asia, Marcin i Piotr, po raz pierwszy w tym miejscu, poczuli, że jadą na wakacje. Jak do tej pory, za każdym razem, gdy trafiali do Edenarii towarzyszyło im uczucie niepewności i strach przed przygodami jakie mogą im się przytrafić. Mieli do wypełnienia wyznaczone misje, które nie jawiły się w kolorowych barwach. Wręcz przeciwnie, każdorazowo otrzymywali wiele ostrzeżeń przed czyhającymi niebezpieczeństwami i instrukcji jak ich uniknąć. Teraz ich wyprawa miała dotyczyć tylko błogiego wypoczynku i doskonałej zabawy. Wybierali się do Rafenii, do królestwa, którego władczynią nie tak dawno stała się Asia. Co prawda mogli trafić do niego, używając w tym celu wisiorka Asi, ale po drodze chcieli zabrać ze sobą Karinę, sympatię Marcina, która czekała na nich w Kopcu. Dojechali do celu w wyśmienitych humorach i nie czekając aż Klara usiądzie, pozeskakiwali z wysokości jej grzbietu i ścigali się kto pierwszy dobiegnie do drzwi wejściowych. Na szczęście wejście okazało się wystarczająco szerokie, bo cała trójka zdecydowała się przez nie przecisnąć jednocześnie. Niestety, żadne z nich nie spodziewało się, ze w Agorze, sali z ogromnym stołem, będzie właśnie odbywała się poważna narada. Tematem jej był projekt przekazywania sobie nawzajem przez królestwa informacji o lokalizacji lub przemieszczaniu się po ich terytoriach Znamiona oraz organizacji dalszego postępowania w związku z jej zlokalizowaniem. „Ciche wejście” Asi, Marcina i Piotra przerwało obrady, a z drugiego końca Sali od stołu wstał Angus i uśmiechnięty podszedł do nowo przybyłych.

– To wspaniale, że już jesteście z powrotem. – Ogarnął ich ramionami i poprowadził do miejsca, gdzie przy stole siedziała Karina. – Siadajcie, proszę. Mam nadzieję, że nie musicie się nigdzie śpieszyć i będziecie mogli sobie spokojnie dziś przenocować w Kopcu. Iii… – rozłożył ręce – będę miał do was ogromną prośbę. Ale o tym po naradzie. Chodzi o Znamiono, w końcu należy coś ustalić.

– Znamiono? – zaciekawił się Marcin.

– Nikt do tej pory nic nie wspominał na ten temat, bo były ważniejsze sprawy do załatwienia. Ale zapewniam was, możecie spokojnie wybrać się do Asi królestwa i bawić się dobrze. My tymczasem omówimy parę spraw i jak wrócicie, wszyscy razem wybierzemy się do chaty Grunota na ucztę.

– Mrugnął do nich okiem i powrócił na swoje miejsce przy stole.

– Ale tajemniczy facet. – Popatrzyła za nim Asia. – Zatem – zwróciła się do Kariny, siadając obok niej – mów wszystko co wiesz o tym Znamieniu?

– Nie wiele. – Nabrała powietrza i już miała zacząć tłumaczyć, gdy za plecami chłopców nagle pojawił się Robaczek.

– Co u was? – I nie czekając na odpowiedź zadał następne pytanie. – Już się cieszycie, czy mam coś powiedzieć?

– No ja myślę, że nie dasz się długo prosić. – Piotr zrobił podejrzliwą minę, wyczekując niesamowitości.

– Idę z wami – oznajmił i z radości aż uniósł się na paluszkach. – Ale będzie!

– Nooo, na pewno „będzie” – przytaknął Marcin z uśmiechem. Nie chciał przygasić radości chłopca, choć z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że dołącza do nich wszędobylski i wszystko zauważający smyk. Oznaczało to, że marzenie o chociażby minutowej „osobności” z Kariną rozwiało się zanim jeszcze nabrało konkretnych zarysów.

– Sam się zgłosiłeś czy zostałeś zmuszony? – spytał Piotr.

– Byłem bardzo wyrozumiały gdy usłyszałem, że rodzice będą bardzo zajęci, że coś tam mają obgadać. Od razu podjąłem decyzję, postanowiłem, że wam pomogę – mówiąc to dumnie zadarł noska do góry. – A oni będą mogli sobie spokojnie medytować nad jakimś tam plackiem.

– Plackiem? – powtórzyła Asia. Zmrużyła oczy i uważnie popatrzyła na chłopczyka. – Dobrze, zaczniemy jeszcze raz. Co to jest ten „placek”? Wiem, że ty coś wiesz, więc nie mów, że nie wiesz.

– Wiem. – Robaczek ściszył głos i z przejęciem powiedział. – To jest Znamię.

Rozdział 2
Roślinka – zbir

Wszyscy jeszcze przez chwile czekali na rozwinięcie tematu, ale chłopczyk, zadowolony z siebie czekał na pochwałę za przekazaną informację.

– To wszystko? – Asia była zawiedziona. Spojrzała groźnie na Karinę i powiedziała. – Teraz ty.

– Wiem tylko tyle, że Znamię to pojawiający się w różnych miejscach, nie tyle placek co placyk. To niewielki teren o wyraźnie zaznaczonych granicach, gdzie, gdy tylko się pojawi zaczyna gęsto wyrastać pewna roślina. Jej nasiona to „Perły Życia”. Każdemu królestwu bardzo na nich zależy, więc, żeby było sprawiedliwie, po zbiorach wszyscy otrzymują nasiona w równych częściach. Znamię pojawia się na terenie pięciu krain i żeby wszystko przebiegało sprawnie muszą sobie teraz omówić szczegóły.

– Do czego mogą się przydać te Perły Życia? – zainteresował się Marcin.

– Tego już nie wiem – odrzekła dziewczynka. – Ale nie ma co sobie tym głowy łamać, nigdy w pobliżu Kopca Znamię się nie pojawiło.

– No to po kłopocie – zatarł ręce Piotr. – Wobec tego, skoro każdy z dorosłych ma pilne zajęcie, a żadna zmora czy potwora nikomu nie zagraża, możemy się skupić na nadciągającym obiadku. Potem spacerek, kolacyjka, siusiu i spać. A dnia następnego o poranku, nasza królowa Asia zabierze swych podwładnych do swego wspaniałego królestwa. – Piotr całą swoją przemowę ubarwił właściwą gestykulacją, nie zapominając o pięknym ukłonie w stronę swej sympatii. – Królowo moja… – chciał kontynuować swą kwiecistą przemowę, poddając się istnemu „wylewowi” swych uczuć, które na co dzień musi trzymać na wodzy.

– Zara! Chwila! Moment! – zaprotestował Marcin. –Ty się tak nie rozpędzaj! I uważaj co mówisz, bo siostra ma gotowa w to uwierzyć! Wczuje się za bardzo w rolę, a później bez posłańców z kwiatami nie będę mógł od niej pożyczyć ołówka.

– Jak byś swoich nie zagryzał to nie musiałbyś pożyczać. – Asia wzięła się pod boki. Spojrzała łaskawie na Piotra i z uśmiechem powiedziała. – Mów dalej, nie zwracaj uwagi na tego grubianina.

– Idźcie sobie gdzieś w ustronne miejsce z tym mdłym gadaniem. Nie zauważyliście, że tu dziecko słucha? – nadął się Marcin – Grubianin. – Prychnął pod nosem. – Wymyśliła.

– Co ty się dziwisz. – Robaczek zamrugał oczkami zapatrzony w Asię. – Też bym tak gadał, jakbym był na miejscu Piotrka. Widzisz jaka ładna?

– Jest ładniejsza ode mnie? – zdziwił się Marcin. – To nie możliwe! Przecież po to są prototypy, żeby następne egzemplarze były już doskonałe.

– Widzisz Piotrusiu. – Asia nie wytrzymała. – Jak zazdrość go zżera. Nie dosyć, że jest skopiowany to jeszcze nie dokładnie.

Piotrowi ręce opadły i zrezygnowany usiadł przy stole obok Kariny, uderzył czołem w stół i w takiej pozycji znieruchomiał na chwilę. Podniósł głowę i spojrzał na nią. – Widzisz co ja mam z nimi na co dzień? Najpierw skaczą do siebie jak koguty, a na koniec wsiadają na mnie i obrywam od obydwu.

– Za co? – spytał Karina z niedowierzaniem.

– Za co się da. Najczęściej za obecność. – Piotr podparł głowę rękoma i patrząc się tępo w drewniany sęk na brzegu stołu, czekał na swoją dawkę cięgów. Ale zamiast przerzucania gniewu na Piotra rodzeństwo żywo zainteresowało się przebiegiem rozmowy po drugiej stronie stołu.

– Musimy o tym powiedzieć starszym!

Dwóch chłopców w wieku około dziesięciu lat z wypiekami na twarzach kłóciło się od dłuższej chwili i coraz głośniejszy szept zaczął przyciągać uwagę.

– Nie możemy! Jak się wytłumaczymy? Będą nas wypytywać!

– Fajnie! A co im powiesz jak sami zauważą?

– Długo nie utrzymamy tego w tajemnicy. Sam widziałeś! To się stało tuż przy twojej …

Jeden z nich zauważył skierowane w ich stronę uważne spojrzenia. Szturchnął kolegę łokciem w bok i opuścił głowę.

– A może im powiedzieć – spytał szturchnięty, ale po kolejnym kuksańcu zamilkł, opuszczając głowę.

Asia rzuciła znaczące spojrzenie na brata.

– Chodź gadzie, może dowiemy się o czym to mamy nie wiedzieć.

Piotr, widząc to również chciał iść, ale Asia zatrzymała go zdecydowanym ruchem ręki. Gdy stanęła za plecami nieruchomo siedzących chłopców, pochyliła się tak, aby jej głowa znalazła się równo pomiędzy ich głowami.

– Chłopcy – odezwała się tajemniczo – wiemy, że wy wiecie, ale oni o tym nie wiedzą. Musimy najpierw ustalić parę szczegółów dopiero potem sprawę będziemy mogli wyjawić. Jak chcecie naradzić się razem z nami to spotykamy się zaraz przed wejściem do Kopca.

To mówiąc wyprostowała się i dała znać Piotrowi, Karinie i Robaczkowi, że razem z Marcinem wychodzą z jadalni, a oni mają zaraz zrobić to samo

Po chwili wszyscy spotkali się na zewnątrz w oczekiwaniu na obu chłopców. Ci jednak widocznie nie mogli się jeszcze zdecydować, bo gdy wreszcie powoli, wypychając się nawzajem, zamknęli za sobą drzwi do Kopca, mieli kwaśne miny.

– Nie wydacie nas? – zaczął niepewnie jeden. – To nie nasza wina. Myśmy wcale nie szukali. To, to… samo… jakoś tak przylazło.

– No dobra. – Asia z mądrą miną usiadła na ławeczce i zapraszającym gestem wskazała chłopcom miejsce obok. –Zacznijcie od początku. Tylko pamiętajcie, zapomnicie choćby o jednym szczególe i wszystko stanie w innym świetle.

– Ty Olek mów, to ty przecież… – odezwał się jeden.

– Dobra. – Drugi podrapał się po głowie zupełnie jak Marcin, popatrzył uważnie na Asię i wreszcie się przemógł –Niech będzie, że ja. – Jeszcze raz wzrokiem przeleciał po twarzach i wyrzucił z siebie: – Widziałem Azalię – zakończył z miną jakby spodziewał się niezłej bury.

– Azalię? – spytał niepewnie Marcin.

– No, Azalię, tą, która nawiała z Atrium.

– Azalię?! – Karina wytrzeszczyła oczy i zbliżyła się do Olka, przekręcając głowę, jakby nie dosłyszała.

– No. – Chłopiec głośno przełknął ślinę.

– Mówi prawdę – przytaknął drugi chłopiec. – Chciała go… – spojrzał na Olka, nie będąc pewnym czy może aż tak dużo wyjawić – chciała go zaszczepić – zakończył i odetchnął z ulgą, jakby pozbył się ogromnego ciężaru.

– Chwileczkę, chłopcy. – Karina podniosła się, powstrzymując jakąkolwiek dalszą dyskusję. – Zaczekajcie, muszę coś…, muszę… – nad czymś zaczęła intensywnie myśleć. Nagle nieco się rozpromieniła, właściwy pomysł wpadł jej do głowy. – Muszę coś wam pokazać, przyjdźcie do mnie po obiedzie.

Chłopcy zerwali się na równe nogi, szczęśliwi, że „przesłuchanie” dobiegło końca i nie oglądając się za siebie pośpiesznie zniknęli w wejściu do Kopca.

– No ładnie – powiedziała Karina, siadając na ławce. Pokręciła głową i powtórzyła to jeszcze dwa razy.

Asia jak zwykle pierwsza nie wytrzymała oczekiwania na wyjaśnienie. – Płyta ci się zacięła? Mów wreszcie!

– Właściwie można było się tego spodziewać – jeszcze powiedziała sama do siebie, po czym popatrzyła na Asię. – Będzie polowała… – pokiwała głową – będzie polowała na… ludzi.

– A co to? Roślina – ludojad? – zdziwił się Marcin.

– Czy ja dobrze słyszałam? – Asia potrząsnęła głową. – Tamten chłopak powiedział: „zaszczepić”? Co to dokładnie znaczy?

Karina uśmiechnęła się i poprawiła włosy.

–Jakiś czas temu, komuś z ogródka zginął krzak azalii. To były zwykłe kwiaty, ale takie trochę inne… Czerwieniły się dopiero wtedy gdy ktoś do nich podszedł. Po jakimś czasie zaczęły krążyć plotki, że ludzie są atakowani przez jakąś dziwną roślinę. W zasadzie myślałam, że to taka bajka do postraszenia niegrzecznych dzieci. Ale gdy w końcu złapali ją i uwięzili w Atrium, okazało się, że naprawdę należałoby się jej bać. Była jakaś próba wykradzenia jej, ale bez powodzenia. Sama też próbowała uciec i też jej się to nie udało. A teraz… – rozłożyła ręce – sami widzicie, jest blisko.

– Przyznam, że mi ciarki przeszły po plecach – powiedział Piotr i aż się otrząsnął. – Ale tylko wtedy, gdy mówiłaś o tej dziwnej reakcji na podchodzenie do niej. To tak jakbym stanął przy drzewie, a ono by do mnie mrugnęło sękiem. Brr.

– Drzewa Korynchy i krzaki Zgierdy chodzą, Plątasz łapie za nogi, ale ich nie trzeba się obawiać – ciągnęła dalej Karina. – Azalia natomiast, gdyby miała głowę, można byłoby powiedzieć, że jej zawartość to sieczka, raczej nie jest rozumna. Potrafi nieźle nadokuczać, robiąc głupie kawały.

– Ufć, ulżyło mi – odetchnął Piotr. – Te chłopaki… Nieźle się wystraszyli, jakby spotkali potwora.

– No wiesz. – Karina zrobiła poważną minę. – Właściwie to niewiele jej brakuje do takiego określenia. Ona nie pyta o zgodę, dokucza i już. A co do tych chłopaków to widocznie ktoś ich za bardzo postraszył Azalią. Najważniejsze to pilnować swoich rzeczy, zamykać drzwi i jak napotka się coś dziwnego to po prostu należy być uważnym. Małe dzieci trzeba na nią uczulać, bo dla nich spotkanie z tym zwariowanym krzakiem mogłoby okazać się mało zabawne. Dlatego się mówi, że Azalia może zaszczepić, a wtedy nosem i uszami będą wyrastały gałązki.

– Całkiem sprytne – podsumował Marcin. – Znaczy, że nic nam nie przeszkodzi, aby wybrać się do Rafenii? Powiedz, że tak.

– Jasne. Myślę, że dadzą sobie radę bez naszej pomocy – odpowiedziała Karina śmiesznie zadzierając nosa.

– A… – Asia popatrzyła na nią z uwagą – można wiedzieć co chcesz im pokazać?

– Gdyby ich mamy uznały, że można ich wyprowadzić z błędu, na pewno by to zrobiły. A ja mam u siebie rysunek przedstawiający „zaszczepionego” z gustownymi pędami wokół głowy.

– Kto rysował?

– Ja. Czasami coś mi się udaje.

– Przyznam, że chętnie to zobaczę. – Kiwnęła głową Asia i dodała wstając. – Chodźcie do stołu, może coś ciekawego powiedzą.

Gdy znów znaleźli się w wielkiej Sali, narada właśnie dobiegała końca. Ostatnie podsumowania, uściśnięcia rąk i zaraz po tym zajęto się inną, bardzo ważną sprawą, a mianowicie, posiłkiem. Na stole zaczęły pojawiać się różne potrawy, po czym tematy rozmów zeszły na całkiem prywatne tory. Chłopcy wyczarowali sobie „piramidalne” buły, na co Asia wykrzywiła się fukając z pogardą, a Robaczek, korzystając z okazji sprezentował sobie posiłek, który mocno się różnił od takiego, który powinien się znaleźć na jego talerzu.

Marcin to zauważył i pochylił się w stronę malca.

– Nie boisz się, że mama zobaczy?

– Jak coś, to ciebie wrobię – padła odpowiedź. Chłopiec był już zbyt zajęty konsumpcją, żeby zwracać uwagę na szczegóły.

– Dzięki za szczerość. – Marcin z niewyraźną miną zabrał się do swojego jedzenia.

– No dobra – Piotr przerwał wykonywanie najważniejszej życiowej czynności, czyli spożywania potraw i spytał. – A czary to nią nie działają? Przecież można by ją unieruchomić i po kłopocie.

– O kim mówisz?

Piotr nieopatrznie odezwał się trochę za głośno, bo usłyszał to siedzący w pobliżu Angus.

Chłopiec aż wstrzymał przeżuwanie i znieruchomiał. Przełknął głośno zawartość ust i spojrzał na Marcina.

Angus jednak już zdążył wychwycić oznakę tajemnicy i teraz oczekiwał szczerości ze strony chłopca.

– Yyy, no… – odchrząknął Piotr. – Chodzi o jakąś tam roślinkę, o której ktoś tu coś opowiadał.

Angus zrobił wymowną minę.

– No dobra. – Piotr się przygarbił. – Opowiadali o Azalii, jak to potrafi zasadzić człowieka i …

– Zaszczepić – poprawił Angus i spoważniał. Popatrzył uważnie po twarzach. – Czy mogę was prosić o chwilę uwagi po posiłku? – uśmiechnął się sztucznie.

– Jasne – odpowiedział Piotr, ale wyczuł w głosie Angusa coś niepokojącego i wiedział już, że raczej nie będzie to radosna informacja.

Inni tak samo odebrali słowa Angusa i wszystkie spojrzenia skierowały się na Karinę. Dziewczynka popatrzyła na mężczyznę i powiedziała powoli.

– Coś mi się zdaje, że miałam złe informacje.

– Niepełne – powiedział Angus dużo ciszej, jakby do siebie.

Posiłek kończyli w całkowitym niedostrzeganiu przedmiotu konsumpcji. Nowe, dziwne informacje sprawiły, że wyprawa do królestwa Asi nieco przybladła. Odruchowo zaczęli jeść szybciej, żeby zaraz można było poznać nową tajemnicę. Wreszcie nadszedł moment kiedy wszyscy, nawet Robaczek zasiedli w pokoju Angusa, zapatrzeni w niego jak w obrazek, oczekując ciekawych opowieści. Jednak ich głód ciekawości nie został zaspokojony, Angus usiadł przy niewielkiej ławie na wprost „gapiów” i powiedział krótko:

– Gdziekolwiek się znajdziecie i mimo tego, że będziecie się spodziewali spotkania z tą rośliną, musicie być w najwyższym stopniu czujni. To prawda, do niedawna opowieści o Azalii były wyolbrzymiane ze względu na beztroskę dzieci. Dzisiaj już nie są postrachem dzieci, również dorośli muszą bardzo uważać. Azalia zaatakowała człowieka. Nie tylko go nie ominęła, ale i zaszczepiła. Szczęście w nieszczęściu, że stało się to w pobliżu chaty Grunta, zdążył z pomocą w ostatniej chwili. Wyglądało to na pojedynczy wybryk, ale zaczęły się pojawiać doniesienia o kolejnych atakach.

– Przepraszam. – Piotr niepewnie podniósł rękę. – Powiedziałeś „w ostatniej chwili”? Czy to znaczy, żeee…?

– Że niewiele brakowało. – Angus pokiwał głową. – Jedna z gałązek wyrosła w jego ustach.

– O, oł! – wystękał Piotr i zaniemówił.

– I co najgorsze nie jest podatna na czary. Widać powołanie jej do życia musiało nastąpić przy użyciu potężnego czaru. A najprawdopodobniej jest to siła dotąd nam nie znana. Bardzo niepokoi mnie fakt, że ta roślina staje się coraz bardziej niebezpieczna dla ludzi.

– Grunot na pewno coś wymyśli. – Asia rzuciła z przekonaniem.

– Powiem to trochę inaczej, na razie możemy tylko zapobiegać spotkaniom. Ale co do możliwości unieszkodliwienia jej to… nie mamy na to żadnego pomysłu. – Zamyślił się przez chwilę i dodał. – Wiem, że wybieracie się gdzieś więc idźcie, tam na pewno będzie bardziej bezpiecznie. – Rozłożył ręce i dodał. – O ile i tam nie trafi.

– Idziemy do Rafenii, królestwa Asi – powiedziała Karina cichym głosem.

Angus uśmiechnął się blado.

– No to odprowadzę was dla pewności. – Popatrzył po twarzach. – Zauważyłem, że macie jakieś świeższe wiadomości.

– A tak. – Karina nie bardzo chciała wydawać chłopców, ale pomyślała, że przecież zrobi to dla ich dobra. – Pójdę po… informatora. Zdaje się, że gdzieś ją widział i to niedaleko.

– Nie musisz. – Angus powstrzymał ją podniesieniem ręki. – Nawet jeśli była widziana gdzieś w pobliżu, nic nam to nie da. Nie można jej wytropić, pomiędzy innymi roślinami porusza się nie pozostawiając żadnego śladu. Jedyne co możemy zrobić to tylko zachować czujność. – Znów sztucznie się uśmiechnął i dodał już całkiem normalnym głosem. – A teraz, ponieważ miło nam znów gościć was, odpocznijcie sobie, bo wieczorem organizujemy małe ognisko.

– Gdzie? – zainteresował się Marcin.

– No jak to, Karina wam nie powiedziała? – zdziwił się.

– Przyznam, że przez tą Azalię zupełnie mi z głowy wyleciało. – Dziewczynka popatrzyła na przyjaciół. – Będzie na Kopcu.

– A to tak można? – spytała Asia.

Dopiero teraz Angus uśmiechnął się całkiem zwyczajnie i odpowiedział. – A można, można. Na pewno się wam spodoba.

– Aaa… – Marcin zaczął niepewnie. – A nasz kwiatuszek?

– Nawet nie podejdzie w pobliże – odpowiedział zagadkowo, patrząc na Karinę. Wstał i dając do zrozumienia, że to już koniec rozmowy, dodał. – I proszę się nie spóźnić na rozpoczęcie.

Dopiero gdy wyszli, tuż za drzwiami Karinie przypomniało się, że przecież zapraszała chłopców do swojego pokoju. Miała im pokazać rysunek zaszczepionego człowieka.

– Ojej! – stęknęła. – Chodźmy do mnie, ci dwaj chłopcy pewno już czekają pod drzwiami.

Rozejrzeli się po sali z wielkim stołem, ale poza kilkoma grupkami rozmawiających mieszkańców, nigdzie nie było widać żadnego z chłopców.

– Nie rozumiem – zastanowiła się Karina. – Byłam przekonana, że przyjdą.

– Zaczekajmy na nich przy stole – zaproponował Piotr. – Może zaraz przylecą. A my przez ten czas wyciągniemy z ciebie informacje jakie to pyszności będą serwowane na wspomnianym ognisku.

Karina uśmiechnęła się i odpowiedziała, siadając przy stole –To co sobie wyczarujesz. Na naszym ognisku… bawimy się ogniem. Każdy może się popisać swoimi umiejętnościami. Głównie chodzi o pokaz formowania ognia w różne kształty i poruszania nim w wymyślny sposób. Ostatnio moja koleżanka właśnie w ten sposób opowiedziała śmieszną historyjkę, a posługiwała się wyłącznie ogniem.

– Hej! To może fajnie wyglądać – zauważył Marcin. – Ale czy to jest bezpieczne? Macie gaśnicę jakby co?

– Gaśnicę? – popatrzyła na chłopca. – Nie bardzo wiem o co ci chodzi, ale… tego ognia nie trzeba gasić. – Jednak, widząc zdziwioną minę, szybko dodała: – Ten ogień nic nie spala, nie jest gorący i nie parzy. Można go brać do ręki. A na samym początku ułożymy go tak, żeby z każdego miejsca dookoła Kopca mógł odstraszać na przykład Azalię.

– Na przykład? – zdziwił się Marcin. – To przepraszam, co wy jeszcze hodujecie w tych lasach?

– Ooo – odchrząknęła. – Jest trochę tego.

Marcin zrobił groźną minę, spojrzał spode łba i mruknął. – Nadmieniaj.

– Zacząć od najmniejszych czy od największych?

– Jedziesz po kolei.

Karina zaśmiała się i zaczęła wymieniać: śmierdzioszki, wisielce, dyranki, kulciochy, paprochy, korciki …

– Chyba korniki – poprawił Karinę.

– Nie, korciki. Jak cię taki ugryzie to nie możesz się powstrzymać, żeby nie robić innym dokuczliwych, głupich kawałów. Korci cię.

– Dobre. – Marcin zrobił mądrą minę, wyprostował się i odpowiedział –Nie musisz więcej, nigdzie się nie wybieram po zmroku.

– Ciii. – Asia zdawała się wcale nie słuchać Kariny, przyglądała się najbliżej stojącej grupce mieszkańców. – Oni chyba coś mówią o tych dwóch chłopcach.

Teraz wszyscy zmienili się w słuch zainteresowani tematem dyskusji.

Jedna z kobiet powiedziała zrezygnowanym głosem.

– Zaczynam się martwić.