Strona główna » Sensacja, thriller, horror » Mainstream

Mainstream

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66013-03-2

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Mainstream

Maciej jest początkującym pisarzem. Klara jest jego żoną. Mają dwumiesięczną córkę Sarę. Po narodzinach dziecka małżeństwo przeżywa kryzys. W dodatku pewnego dnia Maciej dostaje e-mail ze zdjęciami nagiej żony.

 

Kiedy rodzina wyjeżdża na do domku w lesie, dorośli zaczynają tracić kontrolę nad teraźniejszością i przeszłością.

 

Polecane książki

Tomasz z Akwinu i liczni teolodzy uważają, ze bunt aniołów dotyczył prawdy o Wcieleniu Syna Bożego. Część z nich odmówiła służby i uwielbienia Syna Bożego, który stał się człowiekiem. Zniżenie się i upokorzenie w celu uszanowania ludzkiej natury Syna Bożego było dla nich obelga. Lucyfer nie móg...
Jeśli chcesz przetrwać, lepiej wymaż wyraz „uczciwość” ze swojego słownika Początkujący dziennikarz gazety „Na Krzywo” dorabia jako barman w restauracji Pod Ptakiem, gdzie spotyka się elita polityczna i gospodarcza, a wieczorami bawią się służby specjalne. Niebezpieczny świat szemranych interesów...
Z e-booka dowiesz się, jak w świetle obowiązujących przepisów odbywa się odliczanie VAT od samochodów i innych pojazdów (np. motocykli, motorowerów) wykorzystywanych w firmie oraz jakie warunki trzeba spełnić, aby móc odliczyć 100% VAT. Publikacja zawiera także praktyczne podpowiedzi, jak wydatki zw...
    „Matylda” – życie tytułowej bohaterki nagle zmienia bieg. Szczęśliwe chwile kończą się, a w ich miejsce pojawiają się osobiste porażki. Dziewczyna musi przejść trudną drogą, zanim odniesie sukces....
Poradnik do The Next BIG Thing przeprowadzi Cię przez meandry zwariowanej fabuły tej sympatycznej produkcji. Podzielony jest na sześć części, odpowiadających rozdziałom w grze, i wiele podrozdziałów, zawierających wskazówki do konkretnych zadań. The Next Big Thing - poradnik do gry zawiera poszukiwa...
Etyka nie jest dziś martwa, jak chcą twierdzić niektórzy. Chodzi bowiem o to, by zrozumieć i do końca przemyśleć konsekwencje odmetafizycznienia oraz przemiany statusu etyki ze względu na normatywną przemianę samej sfery praktyki. Jedno i drugie powoduje, że narzędzia, za pomocą których dawniejs...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Miroslav Pech

Mama ‌mieli mięso

Elementarz

Wlokła się ‌wokół zamarzniętego i zasypanego śniegiem ‌stawu. Nogi ślizgały ‌się jej ‌i zapadały w śniegu, zostawiając ‌głębokie ślady. ‌Miała na sobie ‌nosidełko, a w nosidełku dziecko. ‌Niebo ‌było ‌zachmurzone. Na ‌głowę ‌i ramiona opadały im ‌płatki śniegu, z ust wylatywała ‌para.

Kobieta trzymała siekierę.

Szły ‌w stronę ‌lasu.

Zimowa głusza. Ani ‌śladu ludzi. Omijała drzewa ‌i gałęzie obciążone śniegiem.

Co jakiś ‌czas ‌natrafiała na ‌ślady zajęcy ‌i saren. ‌Ściskała trzonek w zmarzniętych ‌palcach, czerwieniących się ‌już ‌od mrozu.

Dziecko w nosidełku ‌zapłakało.

– Ciii, ciii – ‌uspokajała je kobieta.

Szła dalej.

Wbijała ‌wzrok w ziemię, w głowie ‌miała ‌coś twardego, nieustępliwego. Tak ‌daleko ‌od wszystkiego ‌i wszystkich. ‌Te kilka słów wypowiedzianych ‌w kotłowni, monologów skierowanych ‌do córki, ‌piosenek, które jej ‌śpiewała – do tego ograniczała ‌się ‌jej ‌komunikacja ‌werbalna w tym odległym, ‌zapomnianym ‌miejscu.

Mróz ‌nie odpuszczał od kilku ‌dni.

Przedzierała ‌się przez gąszcz, ‌torowała sobie drogę siekierą. ‌Dziewczynka już nie spała, ‌kręciła główką, rozglądała się, ‌nasłuchiwała. Wreszcie znalazły odpowiednią.

Ciągnęła ‌choinkę ‌za sobą. ‌Córka ją obserwowała, ‌wyciągała ‌ręce i drobnymi ‌paluszkami dotykała twarzy ‌matki. ‌Ślady wokół ‌stawu były już niemal ‌całkowicie przykryte nową ‌warstwą śniegu. Przyklejał się ‌jej do ‌butów, ‌a końcówki nogawek ‌zmieniły ‌się w twardy ‌lód. Ciągnęła drzewko do ‌wysokiego murowanego domku. ‌Po prawej ‌stronie budynku ‌stała mała stodoła. ‌Pod daszkiem piętrzyły się ‌dwa stosy drewna. ‌Po lewej stronie rosła półtorametrowa obła zaspa.

Zdyszana weszła po czterech schodach na werandę i oparła siekierę o ścianę. Ręką strzepnęła śnieg zchoinki. Igły nieprzyjemnie kłuły i podrażniały zaczerwienioną skórę. Chwyciła drzewko za pień i na wszelki wypadek potrząsnęła nim kilkakrotnie.

Nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi.

Podniosła siekierę.

Zanim weszła, obróciła się w stronę lasu. Uważnym spojrzeniem zmierzyła śnieżną powierzchnię, która pochowała zamarznięty staw. Nieufnie spojrzała na niepokojąco wyglądające drzewa, stopniowo pochłaniane przez ciemność. Kobieta miała bladą twarz, czerwony nos, a wokół zapadniętych oczu – oczu, które zdawały się widzieć to, co przed innymi pozostaje na wszelki wypadek ukryte – tworzyły się wachlarzyki zmarszczek. Spod zimowej czapki zwisały kosmyki tłustych włosów, miejscami siwe. Wyglądała na starszą, niż była w rzeczywistości. Weszła do domku i kopnięciem zatrzasnęła za sobą drzwi.

Część pierwszaJEDEN

Siedzi na kanapie, ma splecione palce i gapi się na półkę z książkami.

Za drzwiami łazienki huczy pralka.

W łazience kobieta rozbiera dziecko. Powinienem tam być – myśli mężczyzna – powinienem tam być i pomóc jej. Dziecko płacze, kobieta próbuje je uspokoić. Powinienem tam być i napuścić wody do wanienki, dodać trochę olejku, powinienem być tam, pod ręką, a nie siedzieć tu bezczynnie.

Ma na imię Maciej. Ma trzydzieści dwa lata, a dziś po południu przeczytał e-maila.

Żona ma na imię Klara. Ma trzydzieści jeden lat i właśnie włożyła dziecko do wanienki.

Córka ma na imię Sara i ma niecałe dwa miesiące. W zeszłym tygodniu po raz pierwszy uśmiechnęła się do Macieja.

Maciej wstaje, kilka razy przemierza pokój i znów siada. Patrzy na mokrą plamę na wersalce – Sarze przed chwilą trochę się ulało. Na podłodze leżą zaschnięte skorupy niestrawionego mleka.

Mógłby je wytrzeć.

Mógłby…

Zamiast tego sięga po laptopa i kładzie go sobie na kolanach. Patrzy na tytuły wiadomości, nie czyta ich, nie widzi. Rozważa, czy zalogować się do swojej poczty i jeszcze raz obejrzeć te zdjęcia.

Kręci głową.

Odkłada komputer na stół.

Pochyla się i przeciera oczy.

Idzie do kuchni, włącza światło, zlew jest pełen naczyń z obiadu i kolacji.

Mógłby je teraz umyć, skoro ma czas. Może nawet tego się od niego oczekuje, teraz, kiedy córka się kąpie, a on wszystkie obowiązki zostawia Klarze.

Na pewno jej to nie przeszkadza – myśli. Na pewno nie będzie jej przeszkadzać, jeśli chwilę sobie odpocznę.

Mógłby znów usiąść na wersalce, ale wizja, że Klara wyjdzie z łazienki z córką na rękach i zobaczy, że on siedzi i zbija bąki, zawstydza go.

Znów przypomina sobie zdjęcia, które dostał dziś po południu pocztą elektroniczną. Pragnie, by to nie działo się naprawdę. Nie rozumie, nie wierzy, przypomina to kiepski film, w którym pozorną rodzinną idyllę burzy niespodziewane zdarzenie. Obrzydliwe zdarzenie – myśli.

Z łazienki pomimo hałasu pralki dobiegają pluskanie wody oraz głosy żony i córki.

Jeszcze trzeba będzie wywiesić pranie – przypomina sobie. Body, piżamki, pieluszki tetrowe używane jako śliniaczki.

Otwiera drzwi do łazienki i zagląda do środka. Córka kręci się na przewijaku, marudzi, miś-pozytywka gra kołysankę. Klara naciera córkę balsamem. Pod przewijakiem trzęsie się i huczy pralka.

Klara spogląda na męża.

– Podasz nam smoczek?

Maciej się otrząsa. Ślepo rozgląda się wokół.

– Tam – Klara wskazuje na umywalkę.

Leży obok mydła. Maciej sięga po smoczek i automatycznie przepłukuje go pod letnią wodą. Podchodzi do córki, uśmiecha się do niej. Sara spogląda na niego, usta ma rozchylone. Na widok zabawnej miny ojca córka śmieje się i próbuje coś powiedzieć. Maciej dotyka smoczkiem jej warg, usta wciągają go i zaczynają ssać.

– Teraz już jest nam dobrze, co? Tatuś nas uratował – mówi słodkim głosem Klara, schyla się i całuje córkę w policzek. Dziewczynka reaguje na dotyk ust matki wierzganiem nóżkami.

– Patrz, jak się śmieje.

– To nasz skarb – mówi Maciej.

Wyciąga rękę i głaszcze córkę po delikatnych włoskach. Potem cofa się i obserwuje, jak Klara wkłada jej piżamkę.

– Pomóc ci tu z czymś jeszcze?

– Nie – odpowiada Klara. – Poradzę sobie…

Maciej jeszcze przez chwilę tam stoi, po czym wreszcie idzie do kuchni i zaczyna myć naczynia.

Sara nie może zasnąć. Wierci się w łóżeczku, jest niespokojna. Zaczyna płakać. Klara bierze ją na ręce.

Maciej leży i gapi się na kartki trzymanej w rękach książki.

Klara kładzie córkę na łóżko i przygląda się jej zamyślona.

Dziecko wymiotuje.

– Nie odbiło się jej po jedzeniu – mówi Klara.

Płacz naturalnie przechodzi w atak histerii. Klara chwyta nogi dziewczynki i przyciska jej kolana do brzuszka.

– Jestem głupia – wyrzuca sobie Klara. – Nie powinnam jeść winogron.

Płacz nie cichnie.

Maciej zaczyna być podrażniony. Chce spokoju, chociaż przez chwilę, chociaż wieczorem. W redakcji jest głośno i ma mnóstwo pracy. W dodatku teraz zachorował kolega… Już na porannej naradzie było jasne, że zostanie w pracy do wieczora, musiał napisać słowo wstępne, potem artykuł o narciarskich trasach zjazdowych, na których wkrótce zacznie się sezon, i opracować przegląd wydarzeń kulturalnych. A do tego dostał e-maila, który totalnie go zablokował na dobrą godzinę. Rozkliknął zdjęcia i nie mógł się otrząsnąć. Zastygł z dłońmi na klawiaturze. Zapomniał, że musi oddychać, poczuł ucisk w klatce piersiowej i krew dudniącą w skroniach.

Kiedy zamknął zdjęcia, poszedł do palarni na papierosa. Obok przechodziła koleżanka z działu ogłoszeń. Zatrzymała się i też zapaliła. Od razu zaczęła opowiadać, co robiła przez weekend, jak jej stary ją wkurzył i że chyba przechodzą kryzys. Niedawno mieli drugą rocznicę, a on nic jej nie dał. Nawet kwiatka. Maciej palił i z nieobecną miną słuchał swojej pięć lat młodszej koleżanki, która kiedyś pokazała mu wytatuowane plecy i piercing w języku. Stało się to w jej biurze. Już nie pamięta, po co tam poszedł. Pamięta tylko, jak tam stał, a ona spytała, czy chce coś zobaczyć. Potem obróciła się do niego plecami i podciągnęła sweter prawie pod szyję. Miała biały stanik, a na gołych plecach jakiś miszmasz składający się z kwiatów i otwartych lwich paszczy. Pośrodku było wielkie serce, przez które przedzierała się silna pięść. Jej gest zrobił na nim duże wrażenie. Przypomniał sobie, jak w pierwszych miesiącach znajomości Klara wstydziła się ściągnąć przy nim koszulkę. Albo jak potajemnie pragnął robić to przy świetle, ale ona zawsze je gasiła, chowała się pod kołdrę i czekała, aż do niej przyjdzie.

Palił, a koleżanka wciąż mówiła.

Potem wrócił do swojego biurka i zaczął pracować.

Po chwili musiał przerwać. Zdjęcia nie dawały mu spokoju, najchętniej wziąłby wolne i pojechał do domu.

Pomyślał o córce. Dzień po porodzie obudził się nad ranem i już nie zasnął, tak bardzo nie mógł się doczekać swoich dziewczyn. Chciał pomagać, być na każde zawołanie. Wciąż obserwował zegar ścienny – wizyty zaczynały się o jedenastej. On był na nogach od szóstej. Żeby jakoś zabić czas, zajął się domem, nawet podlał kwiaty, choć Klara mu zabroniła. O wpół do dziesiątej nie wytrzymał i wyszedł z domu. Chciał być ze swoimi dziewczynami, spojrzeć na córkę, przywitać się z żoną, kupić jej jakieś owoce albo cokolwiek innego, na co miałaby ochotę. Po prostu chciał być pomocny.

Sara wciąż krzyczy.

Czuje, jak puszczają mu nerwy. Woli odłożyć książkę, by nie cisnąć nią o ścianę. Nie lubi się wściekać. Zazwyczaj dusi cały gniew w sobie i wypuszcza go po trochu i w samotności.

Na przykład boksuje w poduszkę.

Albo wciska twarz w poduszkę i krzyczy.

Nie znosi kłótni i nigdy ich nie zaczyna. Zazwyczaj stoi, milczy i czeka, aż Klara się uspokoi, co denerwuje ją jeszcze bardziej.

Mówi na przykład: – Co mam myśleć o tym, że nawet się ze mną nie pokłócisz?

Albo: – Czy ty nie umiesz się bronić?

Raz, kiedy podczas kłótni znów uparcie milczał, chwyciła doniczkę, którą kilka miesięcy wcześniej wybrała sobie w pra cowni garncarskiej i z której bardzo się cieszyła, podniosła ją nad głowę i rzuciła na podłogę. Rozbiła ją na kawałki. W linoleum do dziś jest małe pęknięcie. Potem Klara oparła się o ścianę, osunęła na podłogę i zaczęła płakać…

Maciej wstaje i wsuwa kapcie.

– Muszę do toalety.

Człapie do łazienki i zamyka za sobą drzwi.

Odkręca wodę i opłukuje twarz. Patrzy na swoje odbicie w lustrze. Wokół ust zaczynają mu się robić zmarszczki. Skóra traci jędrność. Wpatruje się w swoje zmęczone oczy po- przecinane czerwonymi żyłkami. Ani śladu uśmiechu, zachwytu. Włosy nad czołem rzedną, robią się zakola. Siada na krawędzi wanny…

Wraca do sypialni, córka wciąż płacze. Klara jest wyczerpana.

– Spróbuj ty, ja już nie mogę – mówi Klara i wychodzi.

Maciej siada na łóżku i pochyla się nad córką. Próbuje ją uspokoić, szepcze do niej.

– Ciii, ciii, nie płacz, słoneczko, tatuś jest tutaj, jest przy tobie, no już, ciii, ciii, tatuś bardzo cię kocha i nigdy cię nie zostawi, będzie zawsze z tobą, ciii, ciii, nie płacz, skarbie, już wszystko dobrze…

Delikatnie głaszcze ją po brzuszku.

– …już nic nie boli, wszystko dobrze, tatuś jest przy tobie, a jak przestaniesz płakać, jutro przyniesie ci jakąś fajną zabawkę, co ty na to? Kolorowe zwierzątko, chcesz?

Jakimś cudem płacz cichnie, ciałko powoli się uspokaja.

Wchodzi Klara i siada obok Macieja.

– Jak to zrobiłeś? – pyta szeptem.

Maciej wzrusza ramionami:

– Nie wiem.

Klara ostrożnie bierze córkę na ręce i odkłada ją do łóżeczka. Maciej przesuwa się na swoją stronę łóżka. Sięga po otwartą książkę i wpatruje się w literki.

Klara kładzie się twarzą do niego. W ciemności słychać dźwięki ssanego smoczka.

Maciej czuje na sobie wzrok Klary, ale udaje, że niczego nie widzi. Wpatruje się w literki na kartce, nie może się wczytać, nie rozumie słów, nie zna ich znaczenia, jakby czytał tekst w obcym języku.

– Nie mogę zasnąć – przerywa ciszę Klara. – Też potrzebowałabym, żeby ktoś mnie ukołysał.

Na twarzy Macieja pojawia się uśmiech.

Chce być sam.

Bez żony.

Bez dziecka.

Po chwili słyszy regularny oddech Klary. Zamyka książkę i odkłada ją na stolik nocny.

W ciemności świeci blada twarz, jak z wosku.

Przypomina sobie rozłożone nagie uda z fotografii. Marzy teraz o zapomnieniu, o istnieniu pozbawionym myśli. On też potrzebuje pocieszenia. Ale wspomnienie rozłożonych ud mu go nie przynosi.

Dlaczego ja? – pyta w duchu i w duchu sobie odpowiada: – Dlaczego nie.

DWA

Wieczorem o tak późnej porze w redakcji nie ma nikogo. Włącza komputer, blask monitora oświetla mu twarz. Obejmuje się ramionami, zamyka oczy, kołysze się w przód i w tył, potupuje nogami.

Mija kilka minut, loguje się na pocztę i klika wiadomość od bern.ard22@gmail.com. Wiadomość nie ma żadnego tematu, zawiera tylko tekst: spójrz na nr 147 i link z napisem CASTING. Kiedy Maciej otwiera link, na ekranie pojawia się duża uśmiechnięta buźka, która stopniowo znika, a pulpit zalewają kolumny cyfr.

Klika na nr 147.

Niepewny uśmiech jego żony. Piwne oczy zza przymkniętych powiek patrzą w obiektyw. Czarne włosy obcięte na bombkę, zaczesane za nieznacznie odstające uszy. Z małżowin zwisają srebrne kolczyki w kształcie kropel. Nie potrafi odgadnąć, kiedy to zdjęcie zostało zrobione. Te kolczyki Klara nosiła już, kiedy się poznali, a fryzurę wciąż ma taką samą. Ale twarz wygląda na młodszą. Drugie zdjęcie pokazuje profil. Klara w białej bieliźnie. Trochę się garbi, prawe kolano ma podkurczone, stoi na tle białej ściany. Jakieś pół metra od jej prawego boku stoi drewniane krzesło.

Na trzecim zdjęciu są piersi Klary. Średniej wielkości, lekko obwisłe, z ciemnymi sutkami sterczącymi ku górze. Między piersiami dobrze widać małą wysepkę trądziku. Kilka centymetrów od lewej otoczki sutka dwa małe piegi, które Maciej tak dobrze zna. To kolejny powód, by odrzucić podejrzenia o fotomontaż.

Czwarte zdjęcie. Naga Klara siedzi na krześle z rozłożonymi nogami. Stara się wyglądać uwodzicielsko, ale na twarzy maluje się jej nieustępująca niepewność. Brzuch ma lekko wciągnięty, rękami opiera się o kolana, obojczyki wystają, szyja jest napięta, nieposłuszny kosmyk włosów zwisa wzdłuż policzka.

Na piątym zdjęciu jest zbliżenie waginy. Między pępkiem i organem płciowym ciągnie się niemal niewidoczna blizna po operacji jelita ślepego. Między udami Klara jest ogolona, wargi sromowe odkrywają łechtaczkę.

Maciej odwraca wzrok. Jakby ktoś ściskał mu wnętrzności. Cicho jęczy, trze zaczerwienione oczy, potrząsa głową, przyjmuje do wiadomości, że jego żona brała udział w castingu do filmu porno. Razem z setkami innych kandydatek. W linku są czterysta pięćdziesiąt dwa numery porządkowe, pod którymi skrywają się kobiety i dziewczyny w różnym wieku, od uczennic po seniorki. Zawsze jest to ten sam szablon: pięć fotografii ukazujących twarz, sylwetkę z profilu, zbliżenie piersi, kobietę lub dziewczynę siedzącą z rozłożonymi nogami i zbliżenie pochwy.

Kim jesteś? – pisze Maciej w miejscu na szybką odpowiedź i wciska wyślij.

Kurczowo trzyma się blatu biurka pokrytego mnóstwem odręcznych notatek oraz wycinkami z gazet. Leżą tam też słuchawki z niedbale zwiniętym kablem i dyktafon, z którego już złuszcza się farba.

Maciej zamyka oczy, myśli o Sarze, o jej uroczym niemowlęcym spojrzeniu, pulchnych policzkach, fałdkach pod brodą, śmiejących się ustach…

Zauważa, że w folderze Odebrane ma nową wiadomość. Otwiera ją:

Nie udało się dostarczyć wiadomości / Undelivered Mail Returned to Sender

Twoja wiadomość do <bern.ard22@gmail.com> z dnia … nie mogła zostać doręczona. Wiadomość jest załączona.

Próbuje jeszcze raz – z takim samym skutkiem. Pojmuje, że adres bern.ard22@gmail.com już nie istnieje.

TRZY

Klara jest przeziębiona, ma zapchany nos, gorące czoło, musi odpocząć. Maciej parzy jej herbaty imbirowe, przewija Sarę i zajmuje się domem. A przynajmniej ma takie wrażenie. Wydaje mu się, że teraz wszystko spadło na niego. Widzi, ile w mieszkaniu jest pracy. Irytuje go, że nie ma więcej czasu dla siebie. Wie, że nie ma komu się poskarżyć. Córka by go nie zrozumiała, a Klara mogłaby robić dodatkowe wyrzuty.

Trzeba zebrać pranie i rozwiesić kolejne.

Trzeba zrobić śniadanie, obiad i kolację.

Trzeba uspokajać Sarę.

Trzeba przewijać Sarę…

– Muszę chwilę odpocząć – mówi Maciej i siada na łóżku.

– Niezły zapierdziel, nie?

– Hm.

– Ja mam tak codziennie.

– Wiem.

Budzi się Sara. Maciej wstaje i podchodzi do łóżeczka. Sara ziewa, przeciąga się, mówi coś w swoim języku. Jest urocza. Maciej pochyla się nad córką i robi różne miny. Sara uśmiecha się i wystawia język.

Zaraz zacznie płakać.

Maciej wkłada jej do buzi smoczek, przewraca oczami, próbuje ją rozśmieszyć.

– Jest głodna – mówi Klara. – Podaj mi ją.

Po chwili córka jest już przyssana do sutka matki. Żeby nie przeszkadzać dziewczynom, a także dlatego, że wreszcie jest chwila spokoju, Maciej po cichu wychodzi z sypialni i siada w pokoju dziennym.

Nagle powraca ta straszna niepewność, która prześladuje go od kilku dni. Ma wrażenie, że Sara nie jest do niego podobna. Gdzieś kiedyś czytał, że aż trzydzieści procent ojców wychowuje nie swoje dzieci. Nie są ich potomkami biologicznymi. Maciej nie chce do nich należeć, wręcz przeciwnie, chce być biologicznym ojcem swojej córki. Klara woła go z sypialni. Prosi, żeby zrobił jej herbatę. Kiedy w czajniku gotuje się woda, Maciej kroi imbir. Wrzuca go do kubka, sięga po słoik z miodem, zostały jakieś dwie łyżeczki.

Idzie do sypialni.

– Miód się skończył.

Klara wciąż karmi Sarę. Podnosi wzrok:

– Jaja sobie robisz?

Maciej potrząsa słoikiem.

– Wszystko wyżarłeś?

– Co? Ja? Czy to nie ty dajesz sobie miód do herbaty?

– Jedną łyżeczkę. A ile ich sobie dajesz ty?

Znowu się zaczyna.

– Czy możesz pomyśleć czasem o kimś innym, nie tylko o sobie?

Ucieka przed jej nieustępliwym spojrzeniem. Spuszcza wzrok i wraca do kuchni. Jest wściekły. Chce stąd wyjść. Nie powinien był się żenić. Coś podszeptywało mu: nie rób tego, zostań wolny, bo tak jest ci najlepiej, tak naprawdę ta baba jest ci całkowicie obojętna, tak naprawdę lubisz spokój i samotność. Wiele razy chciał odejść, ale zawsze w ostatniej chwili zmieniał zdanie. Coś go przy niej trzymało. Przyzwyczajenie – pomyślał. Przyzwyczajenie i przekonanie, że bez niej sobie nie poradzi. Ale z czym sobie nie poradzi?

Zalewa kubek z pokrojonym imbirem wrzącą wodą, łyżką wyskrobuje resztki miodu i rozpuszcza je w herbacie. Sara krztusi się z płaczu. Nie miał pojęcia, że będzie tak płakać. Owszem, wiedział, że małe dzieci płaczą, podobnie jak wiedział, że przez kilka kolejnych miesięcy będzie niewyspany. Ale że będzie tak krzyczeć… Klara ją uspokaja. Jest dobrą matką…

Gdyby tak mógł się spakować i wyjść. I nikt by od niego nic nie chciał, nie zatruwałby mu życia, miałby spokój. Od wszystkich. Bierze kubek i niesie go Klarze do sypialni.

Czeka, aż z redakcji wszyscy znikną, i otwiera folder ze zdjęciami. Przygląda się twarzom i nagim ciałom, pali przy tym papierosa. W redakcji nie wolno palić. Co z tego, to jest wyjątkowa sytuacja, powiedziałbym, że kryzysowa. Maciej nagle zaczyna się śmiać. Skąd tak właściwie wzięli jego adres, jak się o nim dowiedzieli, kto mu to wysłał? A jeśli to jakiś jego znajomy albo ktoś, kogo w przeszłości porządnie wkurzył, napisał artykuł, który komuś się nie spodobał i czuł się pokrzywdzony? Jakaś wpływowa osoba. Może. Albo jakiś pisarz, którego książkę w recenzji zrównał z ziemią. Tak, to jest dość prawdopodobne. To może być ktokolwiek. A jeśli to nie człowiek, tylko jakiś system komputerowy zaprogramowany do wysyłania takich e-maili…?

Przychodzi mu do głowy, że w jego domu mieszkają dwie obce osoby. Przecież Klary w ogóle nie zna. Jaki jest na przykład jej ulubiony kolor? Ulubione danie, książka, film? O czym ze mną rozmawia? Co mi mówi, jak się ze mną porozumiewa? Kiedy ostatnio prowadziliśmy jakiś dialog? Czy stało się to chociaż raz? A jeśli tak, to kiedy?

A potem:

Kim jest Sara?

Wreszcie musi zamknąć te obrzydliwe zdjęcia, wstać i iść do tych… obcych ludzi.

CZTERY

Na ulicy spotyka Szczepana pchającego wózek. Nie widzieli się od wielu lat. Podają sobie dłonie.

Idą do pobliskiej kawiarni.

Maciej zagląda do wózka: pulchna śpiąca twarz, w ustach smoczek.

– Chłopak?

Szczepan kiwa głową na potwierdzenie.

W kawiarni. Mężczyźni odwieszają płaszcze. Szczepan rozpina synowi śpiworek, żeby nie było mu za gorąco. Chwilę nad nim stoi z lekkim uśmiechem. Potem siada naprzeciw Macieja, pyta, czym się teraz zajmuje. Maciej odpowiada, że dziennikarstwem, teraz akurat pracuje nad artykułem o rekonstrukcji fontanny miejskiej, wprawdzie ten temat niezbyt go interesuje, ale ktoś o tym napisać musi.

– No – kiwa Szczepan głową – tu ciągle coś remontują. Gdyby chociaż robili to porządnie…

Maciej miesza herbatę.

Szczepan rozgaduje się o obwodnicy miasta. Temat-rzeka. Maciej próbuje chociaż udawać, że słucha.

– …robią już minimalnie rok. I co zrobili? Nic. Znowu ktoś wziął niezłą łapówkę.

– Co u Darii? – przerywa mu Maciej.

Szczepan spogląda na niego zaskoczony. Czyżby myślał, że Maciej o to nie spyta?

– Dobrze… to znaczy… według mnie dobrze – mówi i uśmiecha się.

Maciej odwzajemnia uśmiech.

Spotkał ją jakoś wiosną. Pod kurtką już było widać ciążę. Zamienili kilka słów, czuł rozgoryczenie. Przedtem prawie o Darii i Szczepanie nie myślał. Ale wtedy, wiosną, wszystko znów do niego wróciło. Świadomość, że to dziecko w jej brzuchu nie jest jego, była prawie nie do zniesienia… Spogląda na Szczepana. Kości policzkowe, niegdyś wystające, dziś już prawie zniknęły pod warstwą tłuszczu, ale wciąż są widoczne. Gęste czarne włosy bez śladów siwizny. Od kiedy dowiedział się, że Szczepan interesuje się Darią, nic nie było takie samo.

W pewnym sensie podziwiał Szczepana. Miał talent literacki, pisał naturalistyczne opowiadania grozy o ludziach w skrajnych sytuacjach. Maciej był tymi tekstami zachwycony i przepowiadał koledze wielką przyszłość. Sam też pisał i miał wrażenie, że już coś o literaturze wie…

Ale potem przedstawił Szczepanowi Darię. Między Maciejem i Darią nigdy do niczego nie doszło. Przeczuwała, że jest w niej zakochany, ale traktowała go raczej jak lekko neurotycznego i na swój sposób miłego kolegę, lecz Maciej pragnął czegoś więcej.

– Skoczę do toalety. Przypilnujesz dziecka?

Maciej kiwa głową i pochyla się nad wózkiem. Chłopiec wciąż śpi, obok główki leży czapka. Mała klatka piersiowa regularnie podnosi się i opada. Maciej uważnie przygląda się jego twarzy, szuka podobieństw. Dziecko podobne jest raczej do Darii, ale słyszał, że chłopcy dziedziczą twarze po matkach. Ma też rysy Szczepana. Przede wszystkim wyraźne usta i pełne wargi.

Maciej znów się zamyśla. Nie chce już niczego sobie wmawiać. Nawet jeśli nie przedstawiłby jej Szczepana, i tak między nimi do niczego by nie doszło. Pojawiłby się ktoś inny. Tak samo jak w jego życiu pojawiła się Klara, która zresztą kilka lat wcześniej chodziła ze Szczepanem.

Miał Klarę na długo przed Maciejem.

Czy przy nim też wstydziła się ściągnąć koszulkę? Maciej w to wątpi.

Rozeszli się szybko.

Maciej to pamięta, ale już nie wie, kto z kim zerwał.

No a potem Szczepan zaczął obrabiać Darię.

Czasami kiedy tych dwoje siedziało przy jakimś odległym stoliku w kawiarni czy w klubie, podejrzewał, że rozmawiają o nim. Widział ich ukradkowe spojrzenia, porozumienie, tajemniczość…

Kiedy do nich podchodził, udawali zaskoczenie. Albo od razu zmieniali temat i mówili o czymś całkowicie banalnym, chociaż Maciej dobrze wiedział, że wcześniej mówili o nim.

Po szkole każdy poszedł swoją drogą. Daria wyprowa- dziła się do większego miasta, a Szczepan postanowił pojechać za nią. Maciej został, gdzie był, i stopniowo o nich zapo- minał.

Kiedy Szczepan wraca do stolika, Maciej znów siedzi na swoim krześle. Szczepan sprawdza śpiącego syna, Maciej zauważa jego dumną minę.

– Ma pół roku – mówi Szczepan, siedząc już przy stole.

– Nie ma to jak kawał chłopa – odpowiada Maciej.

Szczepan z pewnością zauważa szczyptę ironii w głosie Macieja, ale udaje, że wszystko w porządku.

– Lubisz tę pracę w gazecie? – pyta Szczepan.

– Różnie z tym bywa.

– Czyli wszędzie jest tak samo.

Szczepan podnosi filiżankę do warg i ostrożnie pije gorącą herbatę. Na widok opuchniętych karpiowych ust rozpłaszczonych na brzegu filiżanki Maciejowi podnosi się żołądek.

Drży mu twarz.

Szczepan opowiada o swojej pracy w dziale IT.

– Kasa niezła, ale mogłaby być lepsza – mruga do Macieja. On automatycznie podnosi kąciki ust.

Znów pyta o Darię.

– Naprawdę ma się dobrze. Ale może tobie powiedziałaby coś innego – odpowiada Szczepan ze śmiechem.

Maciej pije herbatę. Czuje na sobie wzrok Szczepana.

Po co tu w ogóle przylazł, nie wystarczyłoby zamienić kilku słów, załatwić to na ulicy? Co z tego, że nie widzieli się od kilku lat? Nie znają się. Teraz już nie. Łączy ich tylko kilka przeżyć i wspomnień. Nic więcej.

Naprawdę nic więcej?

– Piszesz jeszcze?

Maciej gapi się w stół. Kręci głową.

– Już tylko do gazety.

Szczepan przytakuje ze zrozumieniem.

– Ja też to rzuciłem.

Maciej spogląda na Szczepana, wyglądającego teraz przez okno na ulicę. A potem słyszy sam siebie, jak pyta:

– Kiedy?

Szczepan się uśmiecha. Nie odrywa wzroku od ulicy.

– Tuż po tym, jak stąd wyjechaliśmy. Coś się ze mną stało, nie wiem… może to zmiana otoczenia albo… – spogląda Maciejowi w oczy – …albo dlatego, że zakochałem się na całego.

Maciej odwraca wzrok. Jeździ opuszkami palców po filiżance. Jest prawie pusta, ale on wciąż nie wyjął woreczka z herbatą.

– Po prostu kiedyś włączyłem komputer. Miałem pomysł. Wiedziałem, co mam napisać. Ale nie wychodziło mi to. Wystukałem jedno zdanie. Było kiepskie. Skasowałem je. Potem przez długie minuty patrzyłem na białą kartkę, na tę olbrzymią białą pustkę. Spróbowałem jeszcze raz. I jeszcze raz. Napisałem akapit. Zajęło mi to chyba z godzinę. Przeczytałem go i… normalnie mnie to przeraziło. Nie rozumiałem, na co poświęciłem tyle lat, jak poważnie traktowałem pisanie… jak mówiłeś, że jestem dobry i że kiedyś napiszę coś wyjątkowego. No… zaznaczyłem tekst i wcisnąłem delete. Poszedłem się położyć, ale nie mogłem zasnąć. Następnego dnia spróbowałem jeszcze raz, ale efekt był taki sam, a może i gorszy. Pomyślałem, że czas zająć się czymś innym.

Milknie.

Spogląda na wózek.

Potem na Macieja.

Zaczyna się śmiać.

– I właśnie tak skończyło się moje pisanie.

Maciej trze oczy. Powinien już iść.

– A ty dlaczego nie piszesz?

Maciej kręci głową.

– Nie wiem. Nie powiedziałbym, że definitywnie to rzuciłem. Po prostu teraz nie piszę.